Dazieri Sandrone - Colomba Caselli (2) - Anioł śmierci

Szczegóły
Tytuł Dazieri Sandrone - Colomba Caselli (2) - Anioł śmierci
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Dazieri Sandrone - Colomba Caselli (2) - Anioł śmierci PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Dazieri Sandrone - Colomba Caselli (2) - Anioł śmierci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Dazieri Sandrone - Colomba Caselli (2) - Anioł śmierci - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Książka ukazała się poprzednio w 2019 roku pod tytułem Anioł.   L’Angelo Copyright © 2016 Sandrone Dazieri   Copyright © 2019, 2022 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2019 for the Polish translation by Aneta Banasik (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)   Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz   Redakcja: Bogusława Wójcikowska Korekta: Marta Chmarzyńska, Iwona Wyrwisz   ISBN: 978-83-8230-325-4   Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.   którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im Książka, przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.   Szanujmy cudzą własność i prawo! Polska Izba Książki   Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl   WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: [email protected] www.soniadraga.pl www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga   E-wydanie 2022   Strona 4 TEGO AUTORA:   Zabić ojca Strona 5         Mojej matce Strona 6         I am an antichrist I am an anarchist Don’t know what I want But I know how to get it I wanna destroy passerby SEX PISTOLS Strona 7     CZĘŚĆ PIERWSZA Strona 8     ROZDZIAŁ I Midnight Special Strona 9 Wcześniej DWAJ WIĘŹNIOWIE, KTÓRZY zostali w celi, rozmawiają po cichu. Pierwszy z nich pracował w  fabryce butów. Po pijanemu zabił człowieka. Drugi był policjantem, który doniósł na przełożonego. Zasnęli w więzieniu, a obudzili się w Puszce. Robotnik z fabryki butów śpi niemal cały dzień, policjant nie śpi prawie wcale. Kiedy obaj czuwają, rozmawiają, żeby nie dopuszczać do siebie głosów, które są coraz głośniejsze, teraz krzyczą już przez cały czas. Czasami pojawiają się też kolory, tak jaskrawe, że ich oślepiają. To rezultat pigułek, które muszą codziennie przyjmować, i kasku, który zakładają im na głowy i który sprawia, że wiją się jak robaki na rozgrzanej patelni. Ojciec robotnika z  fabryki butów w  czasie wojny trafił do więzienia w  swoim mieście. W  podziemiach znajdowało się pomieszczenie, gdzie kazali im stać nieruchomo na wąskiej desce, a  jeśli się poruszyłeś, wpadałeś do lodowatej wody. Drugie było takie małe, że więźniowie mogli tam przebywać jedynie w  skulonej pozycji. Nikt nie wie, ilu ludzi torturowano w podziemiach budynku, nikt nie wie, ilu tam zamordowano. Mówi się, że tysiące. Ale Puszka jest gorsza. Jeśli miałeś szczęście, mogłeś wrócić do domu z tamtej zabytkowej kamienicy. Ranny, zgwałcony, lecz żywy, tak jak ojciec robotnika z fabryki butów. W Puszce możesz jedynie czekać na śmierć. Puszka nie jest kamienicą, nie jest nawet więzieniem. To cementowy sześcian pozbawiony okien. Słoneczne światło prześwituje przez kraty nad ich głowami z podwórza, które tacy jak oni będą mogli zobaczyć tylko jeden raz, ostatni. Bo kiedy wyprowadzają cię na powietrze, to oznacza, że jesteś już bardzo chory. Bo zaatakowałeś strażnika albo zabiłeś towarzysza z  celi. Bo się okaleczyłeś albo zacząłeś zjadać własne odchody. Bo przestałeś reagować na terapię i  stałeś się bezużyteczny. Policjant i robotnik z fabryki butów nie dotarli do tego punktu, chociaż wiedzą, że niewiele im brakuje. Złamano ich, doprowadzono do tego, że prosili i błagali, lecz jeszcze do końca się nie poddali. I kiedy przybyła Dziewczyna, próbowali ją chronić. Dziewczyna może mieć trzynaście lat, a  nawet trochę mniej. Od kiedy przeniesiono ją do ich celi, nie powiedziała ani jednego słowa. Przyglądała im się Strona 10 tylko oczami, które mają kolor kobaltu i  przy ogolonej na łyso głowie sprawiają wrażenie ogromnych. Nie nawiązuje kontaktu, pozostaje zamknięta w  swoim świecie. Policjant i  robotnik z  fabryki butów nic o  niej nie wiedzą, znają jedynie przypuszczenia krążące po korytarzach Puszki. Wystarczy umieścić więźniów w  najlepiej strzeżonym i  najokrutniejszym z  miejsc, podzielić ich, zakuć w  kajdanki, wyrwać języki, a i tak znajdą sposób, żeby się porozumieć. Uderzają w ściany, wystukując wiadomości w alfabecie Morse’a, szepczą pod prysznicem, przesyłają sobie bileciki w jedzeniu lub w wiadrach na odchody. Ktoś powiedział, że trafiła do Puszki wraz z całą rodziną i jako jedyna przeżyła. Ktoś inny twierdził, że to Cyganka, która zawsze żyła na ulicy. Dziewczyna nie zamierza jednak wyjawić prawdy. Nieufna, siedzi w  kącie i  śledzi ich ruchy. Załatwia swoje potrzeby do wiadra, bierze przysługujące jej jedzenie i  wodę, wszystko bez słowa. Nikt nie zna jej imienia. Wyprowadzono ją z  celi trzy razy. Po dwóch pierwszych wróciła z zakrwawionymi ustami i w podartym ubraniu. Dwaj mężczyźni, którym zdawało się, że nic już nie czują, płakali na jej widok. Umyli ją i zmusili do jedzenia. Kiedy nadszedł trzeci raz, policjant i robotnik z fabryki butów zrozumieli, że to koniec. Gdy strażnicy przychodzą, aby wyprowadzić cię na dziedziniec, zmienia się odgłos ich kroków, zmienia się zachowanie. Stają się uprzejmi, spokojni, nie chcą cię denerwować. Pozwalają zabrać koc i  śmierdzący środkami do dezynfekcji cynowy talerz, który wkrótce zostanie przydzielony następnemu więźniowi, i prowadzą cię na górę. Kiedy drzwi się otworzyły, obaj próbowali wstać, aby ją zasłonić, i zdawało się, że Dziewczyna po raz pierwszy zdała sobie sprawę z  obecności dwóch mężczyzn, z  którymi prawie od miesiąca dzieliła celę. Pokręciła przecząco głową, po czym wolnym krokiem ruszyła za strażnikami. Robotnik z  fabryki butów oraz policjant zamarli w  oczekiwaniu na warkot furgonetki wywożącej ciała z  podwórza po ciosie tasaka, ponieważ to rzeźnickie narzędzie udziela ci błogosławieństwa na ostatnią drogę. Trwa ona zresztą bardzo krótko i  kończy się za murami, na ośnieżonym, pustym polu. Opowiadał o  tym jeden z więźniów należący do grupy, która zajmuje się grzebaniem ciał. Powiedział, Strona 11 że jest ich pod ziemią już co najmniej setka i nie mają twarzy ani dłoni: Puszka nie chce, aby można je było zidentyfikować, gdyby jakimś cudem zostały odnalezione. Niedługo potem więzień pracujący jako grabarz przekłuł sobie gwoździem uszy, bo nie mógł dłużej wytrzymać dręczących go głosów. On też odbył już swoją ostatnią podróż. Minęło dwadzieścia minut, a  tymczasem robotnik z  fabryki butów i  policjant ciągle jeszcze nie słyszeli dźwięku starego diesla, który skrzypiąc, wprawia pojazd w ruch. Nad ich głowami słychać było głosy, z sąsiednich cel dobiegały krzyki, poza tym panowała absolutna cisza. Nagle drzwi do celi otworzyły się gwałtownie. To nie strażnik ani jeden z badających ich regularnie lekarzy. To Dziewczyna. Jej piżama pokryta jest krwią, taką samą plamę ma również na czole. Zdaje się nie zwracać na to uwagi. W ręku trzyma wielki pęk kluczy należący do strażnika, który wyprowadził ją z celi. Klucze też są ubrudzone krwią. – Czas się zbierać – mówi. W tej samej chwili ryk syreny rozdziera powietrze. Strona 12 1 ŚMIERĆ PRZYBYŁA DO Rzymu za dziesięć dwunasta w  nocy pociągiem InterCity, który wyruszył z  Mediolanu. Wjechał na stację Termini i  zatrzymał się na peronie numer siedem, wyrzucił z  siebie około pięćdziesięciu pasażerów z niewielkimi bagażami i zmęczonymi twarzami, którzy podzielili się, podążając na ostatni kurs metra i w kierunku postoju taksówek, po czym wyłączył światła. Tylko z  wagonu pierwszej klasy nikt nie wyszedł, a  pneumatyczne drzwi pozostały zamknięte. Zaspany kierownik pociągu odblokował je z  zewnątrz i  wspiął się po schodkach, żeby sprawdzić, czy nie znajdzie tam jakiegoś śpiącego pasażera. To był zły pomysł. Jego zniknięcie zauważył po dwudziestu minutach funkcjonariusz policji kolejowej, który czekał nań w  barze u  Marokańczyków, gdzie po zakończeniu zmiany spotykali się na piwie. Nie byli co prawda przyjaciółmi, ale z racji tego, że codziennie mijali się na peronach, odkryli, że coś ich łączy, na przykład to, że kibicowali tej samej drużynie piłkarskiej i  lubili kobiety o  pokaźnych siedzeniach. Policjant wsiadł do wagonu i  znalazł swojego kumpla od kieliszka skulonego w  korytarzu, z  szeroko otwartymi oczami i  zaciśniętymi na szyi rękami, jakby próbował sam się udusić. Z  jego ust trysnęła strużka krwi, pozostawiając ślad na antypoślizgowym dywaniku. Funkcjonariusz pomyślał, że nigdy nie widział bardziej martwego trupa, ale mimo to dotknął jego szyi w poszukiwaniu pulsu, chociaż wiedział, że go nie wyczuje. Prawdopodobnie zawał – pomyślał. Mógłby sprawdzić cały wagon, ale postanowił zastosować się do zasad i uniknąć nieprzyjemności. Wrócił więc na peron i zadzwonił do centrali, żeby przysłali kogoś z  policji sądowej i  zawiadomili dyżurującego sędziego śledczego. Dlatego też nie zobaczył tego, co znajdowało się w dalszej części wagonu. Wystarczyło, aby wyciągnął rękę i  otworzył drzwi z  matowego szkła, a  odmieniłby los zarówno swój, jak i tych, którzy przyszli po nim, ale nawet przez myśl mu to nie przeszło. Strona 13 Inspekcję przeprowadziła zastępca komendanta trzeciej sekcji w  Squadra Mobile, którą wszyscy poza policjantami nazywają wydziałem zabójstw. Była to kobieta, która wróciła na służbę po długiej rekonwalescencji i  ciągu nieszczęśliwych zdarzeń  – mówiono o  nich na okrągło we wszystkich programach typu talk-show w  ciągu ostatnich miesięcy. Nazywała się Colomba Caselli. Po jakimś czasie ktoś uznał jej pojawienie się na miejscu zbrodni za szczęśliwy zbieg okoliczności. Jej opinia na ten temat była zgoła odmienna. Strona 14 2 COLOMBA DOTARŁA NA dworzec Termini służbowym samochodem o  godzinie dwudziestej czwartej czterdzieści pięć. Za kierownicą siedział posterunkowy Massimo Alberti: lat dwadzieścia siedem, jasne włosy i  piegowata twarz, która będzie wyglądała młodo nawet w  podeszłym wieku. Natomiast Colomba miała trzydzieści trzy lata zgodnie z  metryką i  nieco więcej w  zielonych oczach, zmieniających odcień zależnie od humoru właścicielki. Czarne włosy nosiła gładko upięte na karku i  takie uczesanie jeszcze bardziej podkreślało jej wystające kości policzkowe, wskazujące na orientalne pochodzenie któregoś z  dalekich przodków. Wysiadła z  radiowozu i  skierowała się na peron, przy którym stał pociąg z  Mediolanu. Znajdowali się tam już czterej funkcjonariusze policji kolejowej; dwaj siedzieli w  dwuosobowym elektrycznym samochodzie używanym na terenie stacji, a pozostali stali obok zderzaka. Wszyscy byli młodzi i  palili papierosy. Niedaleko jakiś wścibski przechodzień robił zdjęcia komórką, a  dziesięcioosobowa grupka składająca się z  pracowników odpowiedzialnych za utrzymanie czystości oraz ratowników medycznych wymieniała po cichu uwagi. Colomba pokazała legitymację i  się przedstawiła. Jeden z  funkcjonariuszy, który zapamiętał ją z  mediów, uśmiechnął się głupkowato. Udała, że tego nie zauważa. – Który wagon? – rzuciła bez wstępów. –  Pierwszy  – odpowiedział najwyższy rangą, podczas gdy pozostali stanęli za nim, traktując go jak żywą tarczę. Colomba zajrzała przez okna, ale w  ciemnościach niczego nie zauważyła. – Kto z was wszedł do środka? Mężczyźni popatrzyli na siebie z zakłopotaniem. –  Jeden z  kolegów, który już skończył zmianę  – wyjaśnił ten sam, co poprzednio. Strona 15 – Niczego nie dotykał, tylko patrzał. Tak samo jak my tutaj z zewnątrz – dodał inny. Colomba pokręciła głową z  rozdrażnieniem. Trup oznaczał bezsenną noc spędzoną na oczekiwaniu, aż sędzia śledczy i lekarz medycyny sądowej zakończą procedurę, oraz stosy dokumentów i  raportów do wypełnienia. Nic dziwnego, że policjant się ulotnił. Mogła poskarżyć się u  jego przełożonych, ale ona również nie przepadała za marnowaniem czasu. –  Wiecie, kim jest denat?  – zapytała, wkładając gumowe rękawiczki i niebieskie plastikowe woreczki na buty. – Nazywa się Giovanni Morgan, należy do obsługi pociągu – powiedział mężczyzna najwyższy rangą. – Zawiadomiliście rodzinę? Znowu niepewne spojrzenia. – Okej, nie było pytania – Colomba skinęła na Albertiego. – Przynieś mi latarkę z samochodu. Chłopak wykonał polecenie i wrócił z czarną metalową latarką Maglite półmetrowej długości, która w razie potrzeby świetnie sprawdzała się jako pałka przy tłumieniu zamieszek. – Mam pani towarzyszyć? – Nie, zaczekaj tu i nie pozwalaj zbliżać się niepowołanym osobom. Colomba przez radio zawiadomiła centralę o rozpoczęciu inspekcji, po czym podobnie jak mężczyzna, który pojawił się w  wagonie wcześniej, sprawdziła puls na szyi kierownika pociągu i podobnie jak on nie wyczuła znaku życia: skóra denata była śliska i  zimna. Właśnie pytała w  centrali, czy lekarz i  sędzia śledczy już jadą na miejsce, gdy zdała sobie sprawę z  dziwnego dźwięku, który jej towarzyszył. Wstrzymując oddech, zrozumiała, że chodzi o dzwonki około sześciu telefonów, które wypełniały wagon kakofonią melodyjek i  wibracji. Dźwięki dochodziły zza drzwi prowadzących do luksusowego przedziału pierwszej klasy, w którym fotele pokryte są prawdziwą skórą, a  posiłki firmowane nazwiskiem jednego z występujących w telewizji szefów kuchni. Przez mleczną szybę Colomba dostrzegła zielonkawą poświatę wyświetlaczy, które pulsując, rzucały długie cienie. To niemożliwe, aby aż Strona 16 tylu pasażerów zapomniało o  telefonach, a  jedyne wyjaśnienie, jakie wpadło jej do głowy, wydawało się zbyt potworne, żeby przyjąć je za prawdę. Niestety, tak właśnie było i  Colomba przekonała się o  tym, gdy wyważywszy przesuwane drzwi, poczuła zapach krwi i odchodów. Wszyscy pasażerowie luksusowego wagonu pierwszej klasy nie żyli. Strona 17 3 COLOMBA SKIEROWAŁA SNOP światła w głąb przedziału, oświetlając zwłoki około sześćdziesięcioletniego pasażera w szarym garniturze, który leżał na podłodze z  dłońmi między udami i  odchyloną do tyłu głową. Krew, która wytrysnęła mu z  gardła, pokryła jego twarz, tworząc coś na kształt makabrycznej maski. Co tu się, kurwa, stało? pomyślała. Weszła powoli do środka, uważając, aby niczego nie nadepnąć. Za pierwszym trupem w poprzek przejścia leżał młody mężczyzna w rozpiętej koszuli i  białych dopasowanych spodniach wypełnionych odchodami. Szklanka, która potoczyła się obok jego twarzy, ubrudzona była krwią kapiącą mu z nosa. Po lewej stronie na swoim miejscu siedział staruszek przygwożdżony własną laską, której nasadka wbiła mu się w  podbródek. Na kolanach w  mieszaninie krwi i  zaschniętych wymiocin pływała sztuczna szczęka. Dalej znajdowali się dwaj Azjaci w  uniformach pracowników restauracji. Jeden opierał się na wysuniętym stoliku, a  drugi na kolanach kobiety w garsonce i butach na wysokich obcasach. Ona też była martwa. Colomba poczuła ucisk w płucach i zaczerpnęła powietrza. Teraz, gdy zaczęła się już przyzwyczajać do panującego w przedziale fetoru, wyczuła w  nim dziwną, słodkawą nutę, której nie potrafiła dokładnie określić. Przypomniały jej się czasy dzieciństwa, kiedy matka próbowała piec ciasta i regularnie przypalała je w piekarniku. Przeszła na drugi koniec wagonu. Jeszcze jeden pasażer, tym razem około czterdziestoletni mężczyzna, spoczywał na podłodze w  pozycji Supermana, z zaciśniętą pięścią prawej dłoni wysuniętą do góry i lewą ręką ułożoną wzdłuż ciała. Colomba minęła ciało i  zajrzała do toalety, gdzie znalazła zwłoki mężczyzny w  pomarańczowym uniformie porządkowego i  kobiety. Leżeli skuleni na podłodze ze splecionymi nogami. Upadając, kobieta musiała uderzyć głową o  umywalkę, ponieważ jej brzeg wybrudzony był krwią i  włosami. W  tym momencie odezwała się krótkofalówka. Strona 18 – Pani kolega prosi o pozwolenie wejścia do wagonu – zaskrzeczał głos z centrali. – Nie pozwalam, zaraz się z nim skontaktuję, kończę – odpowiedziała, starając się zachować zimną krew, po czym zadzwoniła z  komórki do Albertiego. – Co się dzieje? –  Dottoressa[1]… Jestem tu z  ludźmi, którzy czekają na krewnych… twierdzą, że jechali tym pociągiem. – Poczekaj. Colomba otworzyła drzwi prowadzące do dalszej części pociągu i rzuciła okiem na wagon pierwszej klasy. Był pusty podobnie jak pozostałe. Dla pewności doszła do końca pociągu i dopiero wtedy zawróciła. – Czy jechali w luksusowym wagonie? – Tak, dottoressa. – Odejdź na bok, tak żeby cię nie słyszeli. Alberti wykonał polecenie i stanął przy pojeździe elektrycznym. – Co się stało? –  Wszyscy nie żyją. Wszyscy pasażerowie z  luksusowego wagonu pierwszej klasy. – O kurwa. Jak do tego doszło? Serce Colomby przestało na chwilę bić. Wcześniej poruszała się jak w  transie, ale teraz zdała sobie sprawę, że ci nieszczęśnicy nie mieli na ciele żadnych śladów przemocy, oczywiście poza staruszkiem przygwożdżonym laską. Powinnam była uciekać, jak tylko zobaczyłam zwłoki kierownika pociągu. Chociaż i tak byłoby pewnie za późno. – Dottoressa… słyszy mnie pani?  – Alberti zaniepokoił się panującą po drugiej stronie ciszą. Colomba otrząsnęła się z zamyślenia. – Nie wiem, co ich zabiło, ale musiało to być coś, co zjedli, lub skażone powietrze. – O mój Boże… – Policjant był bliski paniki. Strona 19 – Uspokój się, masz teraz ważne zadanie. Nie możesz wpuścić nikogo do pociągu. Nawet techników ani sędziego śledczego. Dopóki nie przyjedzie oddział z NBC[2], nikt nie może tu wejść. Gdyby ktoś się opierał, możesz go aresztować albo zastrzelić, ale za żadne skarby nie pozwól mu wejść. Colomba czuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. Jeśli to wąglik, to już po mnie, pomyślała. A jeśli gaz VX, to mam jeszcze szansę. –  I  jeszcze jedno. Musisz odnaleźć funkcjonariusza, który odkrył pierwsze ciało. Poproś o  adres jego kolegów z  pracy, bo trzeba go natychmiast odizolować. Również pozostali muszą zostać poddani kwarantannie, zwłaszcza jeśli podawali sobie ręce, papierosy i tak dalej. To dotyczy także krewnych, którzy przyszli na dworzec. Jeśli mieli z  wami jakikolwiek kontakt fizyczny, musisz ich zatrzymać. – Powiedzieć im prawdę? –  Nawet o  tym nie myśl. Zawiadom centralę, żeby przygotowali listę wszystkich pracowników obsługi pociągu, którzy mogli mieć kontakt z  pasażerami. Ale najpierw niech przyślą jednostkę do walki z  bronią biologiczną i  chemiczną. Zadzwoń z  komórki, nie używaj krótkofalówki, bo wybuchnie panika. Rozumiesz? – A pani? – Popełniłam głupi błąd. Trucizna może jeszcze działać i teraz ja mogę być źródłem zakażenia. Muszę zostać w pociągu, jeśli nie chcę ryzykować, że ktoś zachoruje. Wszystko jasne? – Tak – potwierdził Alberti łamiącym się głosem. Colomba przerwała połączenie. Wróciła na korytarz, którym weszła do przedziału i  zamknęła drzwi, blokując je dźwignią bezpieczeństwa. Wybrała sobie miejsce w  wagonie pierwszej klasy, która w  porównaniu z  luksusowym przedziałem wyglądała bardzo skromnie, i  postanowiła poczekać na wiadomość, czy przeżyje. Strona 20 4 FUNKCJONARIUSZE SPECJALNYCH JEDNOSTEK straży pożarnej w  kombinezonach z  tyveku i  z  respiratorami na twarzach zastosowali protokół przygotowany na przypadek zagrożenia nuklearnego, bakteriologicznego i  chemicznego. Przejęli całkowitą kontrolę nad zagrożonym terenem, otaczając go taśmą i  przykrywając pociąg plastikowymi hermetycznymi pokrowcami. Jedynie przy wejściu do pierwszego wagonu utworzyli niewielką przestrzeń z dostępem powietrza. Colomba siedziała w  pociągu i  czekała na rozwój wypadków, z  niepokojem poszukując u  siebie objawów skażenia. Węzły chłonne nie wyglądały na powiększone, nie pociła się bardziej niż zwykle i  nie miała dreszczy, ale nie wiedziała przecież, ile czasu potrzebuje wirus lub trucizna, aby się uaktywnić. Po dwóch godzinach tej paranoi, kiedy smród i gorąco stały się nie do wytrzymania, do wagonu weszło dwóch żołnierzy w  hermetycznych kombinezonach. Pierwszy niósł zapasowy uniform, drugi wymierzył w nią swój karabin szturmowy. –  Proszę założyć ręce za głowę  – odezwał się stłumionym przez respirator głosem. Colomba wykonała rozkaz. –  Jestem zastępcą komendanta wydziału zabójstw, moje nazwisko Caselli. To ja wszczęłam alarm. –  Proszę się nie ruszać  – ciągnął uzbrojony żołnierz, a  jego kolega pomimo grubych rękawic przeszukiwał ją pewnymi ruchami. Zabrał jej służbowy pistolet i  nóż sprężynowy, które włożył do plastikowego woreczka z  hermetycznym zamknięciem i  przekazał żołnierzowi stojącemu na schodkach pociągu. Wziął z jego rąk większy worek i podał go Colombie. – Proszę się rozebrać i włożyć ubrania do worka. Potem proszę założyć kombinezon. – Przy was? – zapytała Colomba. – Ani mi się śni. –  Jeśli się pani nie zgodzi, mamy rozkaz strzelać. Proszę nas nie zmuszać.