Cunningham Elaine - Pieśni i Miecze 1 - Cień Elfa
Szczegóły |
Tytuł |
Cunningham Elaine - Pieśni i Miecze 1 - Cień Elfa |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Cunningham Elaine - Pieśni i Miecze 1 - Cień Elfa PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Cunningham Elaine - Pieśni i Miecze 1 - Cień Elfa PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Cunningham Elaine - Pieśni i Miecze 1 - Cień Elfa - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Elaine Cunningham
Cień Elfa
(ELFSHADOW)
Tłumaczenie: Paweł Wrześniewski
Strona 3
Andrew, Mojemu pierworodnemu i
przyjacielowi
Strona 4
Podziękowania
Chciałabym podziękować Bette Suska
za naukę, że słowa mogą być tak
zabawkami, jak i skarbami; Marilyn
Kooiman za sugestię, że ktoś tak
zwariowany jak ja powinien pisać
fantasy; Jimowi Lowderowi za radę,
poczucie humoru i zadziwiającą
cierpliwość.
Strona 5
Strona 6
Prolog
Elf wyszedł na trawiastą, otoczoną
przez wielkie, stare dęby polanę. Droga
przywiodła go do miejsca, z którego
mógł oglądać piękno tak ulotne, że
komuś niewtajemniczonemu mogło
wydawać się nie tknięte niczyją ręką.
Elf nigdy w życiu nie widział głębszej
zieleni. Przez liście przebijały się
pierwsze, nieśmiałe promienie
wschodzącego słońca i wszystko
dookoła, nawet powietrze, wydawało
się tętnić życiem. Stopy rozbijały
przytulone do ździebeł trawy
Strona 7
szmaragdowe kropelki rosy. Przymrużył
oczy. Kucnął przyglądając się łące.
Odnalazł ścieżkę, niemal niewidoczną,
wyznaczoną przez pozbawioną
błyszczących koralików wysoką trawę.
Tak, tędy przechodziła jego ofiara.
Szybko ruszył po śladach, kierując się
w stronę przejścia między dwoma
olbrzymimi dębami. Przekroczył zasłonę
z krzewów i zniknął z polany,
pozostawiając za sobą jasne światło
poranka.
Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do
panującego w gęstym lesie półmroku,
dostrzegł pomiędzy drzewami wąską
dróżkę.
Jego ofiara nie wiedziała, że jest
śledzona, dlaczego więc nie wybrała
Strona 8
najłatwiejszej drogi przez las? Elf
przedzierał się przez wysoką trawę,
odnajdując ledwie widoczną ścieżkę.
Niewiele wskazywało na to, że przed
nim ktoś tędy przechodził, ale nie był
tym zbytnio zaniepokojony. Śledzona
przez niego para należała, sądząc po
śladach, do najbardziej doświadczonych
tropicieli, jakich do tej pory spotkał.
Niewielu jest takich, którzy potrafią
poruszać się, nie zostawiając po sobie
żadnych śladów poza strąconą rosą.
Elf sunął cicho po trawie. Na myśl o
zbliżającym się zwycięstwie serce
zabiło mu szybciej. Tak długo na nie
czekał i teraz ma je przed sobą. Elfy, w
szczególności złote, nie są porywczym
Strona 9
ludem, dlatego również za tą poranną
misją stały lata planowania,
dziesięciolecia dyskusji i dwa wieki
oczekiwania na sprzyjające warunki.
Dopiero dziś nadszedł czas na
uderzenie, i właśnie on będzie tym, który
zada pierwszy cios.
Ścieżka kończyła się przy kamiennym
murze. Elf znów zatrzymał się i rozejrzał
dookoła. Podszedł do ściany i wychylił
zza niej głowę, aby zobaczyć co
znajduje się dalej: Był tam przepiękny
ogród, wspanialszy niż wszystkie, które
dotąd widział. Po trawnikach dumnie
przechadzały się pawie. Niektóre, z
rozwiniętymi piórami ogona,
popisywały się pięknymi, opalizującymi
niebiesko-zielonymi oczkami. Wśród
Strona 10
ukwieconych gałęzi otaczających
błyszczący staw drzew fruwały
kolorowe kolibry. Wrodzone poczucie
piękna wzięło górę w duszy elfa nad
zimnym umysłem i na chwilę odsunęło
myśli o czekającym go zadaniu.
Pomyślał, iż takie miejsce mogło łatwo
uwieść każdego oglądającego je elfa.
Patrząc się w górę doszedł do wniosku,
że chyba tak właśnie stało się w jego
przypadku.
Ponad ogrodem widać było ogromny
zamek. Zadziwiał swą kryształową
konstrukcją. Złote oczy elfa rozbłysły
nienawiścią i triumfem – zdał sobie
sprawę, że ślad doprowadził go do
samego centrum potęgi szarych elfów.
Strona 11
Starożytna rasa złotych elfów zbyt
długo opierała się pokusie rządzenia. Z
odświeżoną motywacją, elf zaczął snuć
plany.
Trudno byłoby wyobrazić sobie
lepszą sytuację, żadna straż nie
patrolowała zewnętrznych ogrodów.
Gdyby dostał swoją ofiarę jeszcze w
ogrodzie, mógłby uderzyć i wycofać się
niezauważony, następnego dnia
powróciłby i natarł jeszcze raz.
Pomiędzy nim a zamkiem znajdował
się wielki labirynt bukszpanowych
żywopłotów. Doskonale! Elf uśmiechnął
się swoim złym uśmiechem. Ta szara
dziwka i jej ludzki kochanek weszli
właśnie do swojego grobu. Wiele dni
Strona 12
upłynie zanim w tym labiryncie odnajdą
się ich ciała.
Plan jednak miał swoje minusy. Sam
labirynt nie martwił go ani trochę, choć
jedyne wejście do niego prowadziło
przez ogród dzwonkowców – hodowano
je zarówno dla ich dźwięku, jak i dla
pięknego wyglądu. Elf słyszał ciche
odgłosy wydawane przez kwiaty, przez
moment nawet wsłuchiwał się w
muzykę, gdy nagle przypomniał sobie, że
gdzieś już widział taki ogród. Grządki
dla tych kwiatów zaprojektowane były
tak, aby rośliny łapały każdy powiew
wiatru i przetwarzały go na
odpowiednią, zależną od jego kierunku
melodię. Każda, najmniejsza nawet
zmiana kierunku przepływu powietrza,
Strona 13
powodowała zmianę melodii, w efekcie
czego ogród był pięknym i zarazem
skutecznym systemem alarmowym.
Elf wiedział, że jego ofiary teraz
znajdowały się właśnie w labiryncie i
kierowały się w stronę zamku, wiedział
też, że musi spróbować. Z łatwością
przeskoczył niski mur, przebiegł
pomiędzy zdezorientowanymi pawiami i
prawie bezszelestnie, jak robią to tylko
najdoskonalsi elfi tropiciele, przesunął
się przez ogród dzwonkowców. Tak jak
się spodziewał, dźwięk wydawany przez
kwiaty zmienił się nieco i czułe ucho bez
trudu mogło wychwycić to zakłócenie,
ukrył się więc za jedną z rzeźb i
oczekiwał na przybycie straży
Strona 14
pałacowej.
Po kilku minutach uspokoił się – ku
swemu zaskoczeniu wszedł do labiryntu
niezauważony. Ostatni rzut okiem na
ogród upewnił go, że faktycznie jest
sam. Uśmiechnął się wyobrażając sobie
strażników pałacowych – idiotów zbyt
głupich i pospolitych, żeby rozpoznać
swój własny melodyjny alarm;
muzycznie głusi, jak wszystkie szare
elfy. Do labiryntu bezszelestnie
wślizgnął się zabójca.
Wydawało mu się, że ogrodowe
labirynty tworzone były z reguły według
jednego wzoru, jednakże po kilku
zakrętach doszedł do wniosku, że
właśnie odnalazł wyjątek od tej reguły.
Takiego labiryntu jeszcze nigdy nie
Strona 15
widział: wielki i dziwaczny, poskręcane
ścieżki prowadziły z jednego małego
ogrodu do drugiego, a każdy następny
bardziej fantastyczny od poprzedniego, z
rosnącym zniecierpliwieniem
przechodził obok egzotycznych drzew
owocowych, fontann, altan, grządek z
kwiatami i małych stawów, pełnych
błyszczących rybek. Najdziwniejsze
były magiczne obrazy przedstawiające
znane elementy elfiego folkloru:
narodziny morskich elfów, smoczą
wojnę Zielonej Wyspy, lądowanie Elfiej
Armady. Przyśpieszył i wbiegł do
kolejnego ogrodu. Zaraz jednak
zatrzymał się: przed nim, na wspaniałym
podeście, znajdowała się wielka,
Strona 16
wypełniona wodą kula. Był pewien, że
tędy jeszcze nie przechodził! Aby lepiej
się jej przyjrzeć, podszedł bliżej.
Wewnątrz kuli rozpościerała się
magiczna iluzja.
Potężny sztorm targał po wzburzonej
powierzchni oceanu małym elfim
stateczkiem, z wody, przed
wystraszonymi oczami marynarzy,
wynurzyła się morska bogini Umberlee.
Jej długie, białe włosy mieniły się
błyskawicami.
Na bogów, to przecież jeszcze jedno
przedstawienie narodzin morskich
elfów! Pomyłka była wykluczona, nawet
w tym przedziwnym labiryncie nie
mogły znajdować się dwa tak podobne
obrazy! Zdziwiony Elf przeczesał włosy;
Strona 17
on, doskonały elfi tropiciel, chodził w
kółko! I już miał siebie dalej karcić gdy
niedaleko usłyszał dźwięk, jaki wydają
tnące ostrza. Jego źródło zlokalizował w
sąsiednim okrągłym ogrodzie,
otoczonym przez przyciągające chmury
motyli kwietniki. Wśród kwiatów
przeważały niebieskie róże, rosnące na
dużym klombie w kształcie półksiężyca,
na którego jednym z rogów stał stary elfi
ogrodnik, przycinający z większym
wigorem niż dokładnością wystające
poza klomb gałązki.
Według wszystkich znaków, tu
właśnie znajdował się środek labiryntu,
z pewnością przechodziła tędy ofiara
e l f a . Z ogrodu prowadziło wiele
Strona 18
ścieżek, a przekonany za pomocą czubka
sztyletu stary ogrodnik powie mu, którą z
nich udała się ta dziwka. Wślizgnął się
do ogrodu. Gdy wchodził pomiędzy
klomby, chmura motyli poderwała się do
lotu. Ogrodnik spojrzał w górę, srebrne
oczy rozbłysły, gdy ujrzał powód
poruszenia – jego wzrok spoczął na
intruzie. Odkaszlnął i właśnie zabierał
się do powitania. Nie, tylko nie to! Nie
może zaalarmować ofiary! – pomyślał
intruz. Poleciał sztylet.
Na twarzy ogrodnika odmalowało się
zdziwienie. Dłoń starego elfa chwyciła
za rękojeść tkwiącego mu w piersi
sztyletu.
Ciało osunęło się na ziemię. Z głowy
spadł kaptur, odsłaniając
Strona 19
ciemnoniebieskie, poprzetykane siwymi
pasemkami włosy.
Niebieskie! Podniecenie opanowało
zabójcę. Cicho pokonał dzielącą go od
ciała odległość. Odblask złota
przyciągnął jego wzrok, gdy przyklęknął
przy leżącym, z pomiędzy fałd tuniki
ogrodnika wyciągnął medalion
oznaczony królewskim godłem.
Zabójca upuścił medalion i usiadł
zaszokowany. Dzięki temu szczęśliwemu
przypadkowi zabił króla Zaora!
Chwilę triumfu przerwał nagle
kobiecy krzyk. Elf szybkim ruchem
obrócił się, dobywając dwóch
bliźniaczych mieczy; znalazł się oko w
oko ze swoją ofiarą. Elfka stała tak
Strona 20
nieruchoma, że można by ją wziąć za
rzeźbę, jednakże żaden rzeźbiarz nie
byłby w stanie uchwycić żałości
malującej się na jej twarzy.
Jedną rękę trzymała przy ustach, a
drugą wyciągała do stojącego obok
wysokiego mężczyzny.
Przeznaczenie jest dziś ze mną –
pomyślał zabójca, z obnażonymi
ostrzami ruszył w kierunku pary. Ku jego
zaskoczeniu przerośnięty towarzysz
dziwki wykazał się wystarczającą
przytomnością umysłu, aby wyciągnąć
mały myśliwski łuk i wystrzelić.
Z początku poczuł tylko uderzenie, ale
zaraz po tym, jak strzała przebiła
skórzaną zbroję i weszła w ciało, także
przeszywający ból. Spojrzał w dół i