Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (17) - Intuicja

Szczegóły
Tytuł Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (17) - Intuicja
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (17) - Intuicja PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (17) - Intuicja PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (17) - Intuicja - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Wydanie elektroniczne Strona 3 O książce Sprawa zgwałcenia i zabójstwa młodej biegaczki Toni Darien, której martwe ciało znaleziono w nowojorskim Central Parku, od początku budzi wątpliwości. Ślady pozostawione na miejscu zbrodni wskazują, iż popełniono ją kilka godzin wcześniej. Kłócą się z nimi wyniki sekcji przeprowadzonej przez doktor Kay Scarpettę mówiące, iż Toni prawdopodobnie nie żyje od ponad 36 godzin. Coś łączy to morderstwo z tajemniczym zaginięciem bogatej finansistki Hannah Starr, która dosłownie rozpłynęła się w powietrzu po opuszczeniu restauracji w Greenwich Village. Siostrzenica Kay, Lucy – osobiście zainteresowana wyjaśnieniem zagadki, gdyż Hannah oszukała ją na sporą sumę pieniędzy – prowadzi własne śledztwo w cyberprzestrzeni. Czy z pomocą Lucy policji uda się odnaleźć Hannah żywą? Uczestnicząc w programie telewizyjnym poświęconym sprawom kryminalnym, Scarpetta zdaje sobie sprawę, że macki obu spraw sięgają głębiej, niż początkowo podejrzewała. Kluczem do ich rozwiązania mogą być wydarzenia z mrocznej przeszłości jej własnego męża, psychologa Bentona Wesleya, który kiedyś też tajemniczo zaginął… Strona 4 PATRICIA CORNWELL Pisarka i dziennikarka amerykańska, dyrektor oddziału medycyny sądowej w National Forensic Academy. Po ukończeniu studiów pracowała jako reporter dla Charlotte Observer, zajmując się tematyką kryminalną. Za swoje artykuły na temat prostytucji i fali przestępczości otrzymała dyplom w kategorii „dziennikarstwo śledcze”. W 1990 opublikowała Postmortem, poźniejszą zdobywczynię aż 4 najważniejszych nagród w dziedzinie powieści kryminalnej – Edgar Award, Anthony Award, Creasey Award i Macavity Award. W swoim dorobku ma ponad 20 powieści sensacyjnych i kilka książek niebeletrystycznych, przełożonych na 36 języków i wydanych w 50 krajach, a także liczne nagrody literackie, m.in. Sherlock Award (za najlepszego powieściowego detektywa stworzonego przez amerykańskiego autora), Gold Dagger Award, Galaxy Crime Thriller of the Year Award. Bohaterką większości thrillerów Cornwell jest Kay Scarpetta – lekarka, ekspert medycyny sądowej. www.patriciacornwell.com Strona 5 Tej autorki KSIĘGA ZMARŁYCH SCARPETTA INTUICJA Strona 6 Tytuł oryginału: THE SCARPETTA FACTOR Copyright © Cornwell Entertainment Inc. 2009 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2014 Polish translation copyright © Maria Frąc 2014 Redakcja: Lucyna Lewandowska Ilustracja na okładce: Alexey Makushin/Shutterstock Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz ISBN 978-83-7985-011-2 Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYŁOWICZ Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o. Strona 7 Spis treści O książce O autorce Tej autorki Dedykacja Motto 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 Strona 8 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 Sześć dni później Podziękowania Przypisy Strona 9 Dla Michaela Rudella – prawnika, przyjaciela, człowieka renesansu I jak zawsze dla Staci Strona 10 Szacunek winniśmy okazywać żywym. Zmarłym jesteśmy winni tylko prawdę. Wolter, 1785 Strona 11 1 Lodowaty wiatr dmuchał od East River, szarpiąc płaszczem doktor Kay Scarpetty, gdy szła szybko Trzydziestą Ulicą. Do Bożego Narodzenia został tylko tydzień, lecz nic nie zapowiadało nadchodzących świąt w okolicy, którą w myślach nazywała Tragicznym Trójkątem Manhattanu, wyznaczonym przez trzy wierzchołki połączone niedolą i śmiercią. Za nią znajdował się Memorial Park, obszerny biały namiot zawierający zapakowane próżniowo szczątki ofiar, jeszcze niezidentyfikowanych albo nieodebranych ze „strefy zero”. Przed sobą, po lewej stronie, miała wzniesiony z czerwonej cegły pseudogotycki gmach byłego szpitala psychiatrycznego Bellevue, obecnie będący schroniskiem dla bezdomnych. Naprzeciwko znajdowały się rampa i otwarte stalowe drzwi garażu biura naczelnego lekarza sądowego. Ciężarówka cofała się po rozładowaniu kolejnych palet sklejki. W kostnicy panował hałas, bezustanny łoskot niósł się korytarzami, które wzmacniały dźwięk, niemal jak w amfiteatrze. Pracownicy zbijali skromne sosnowe trumny przeznaczone dla dorosłych i dzieci, z trudem nadążając za rosnącym zapotrzebowaniem. Z każdym dniem przybywało pochówków na koszt miasta na cmentarzu Potter’s Field. To też odzwierciedlało pogarszającą się sytuację gospodarki. Scarpetta żałowała, że wzięła z bufetu Szkoły Medycznej Uniwersytetu Nowojorskiego cheeseburgera i frytki. Ile czasu jedno i drugie leżało na ladzie grzewczej? Pora lunchu dawno minęła, dochodziła trzecia po południu, i Scarpetta była całkiem pewna, że danie straciło wszelkie walory Strona 12 smakowe. Nie miała czasu złożyć zamówienia ani wstąpić do baru sałatkowego, żeby zjeść coś zdrowego lub w ogóle zjeść cokolwiek, co sprawiłoby jej prawdziwą przyjemność. Dziś zajmowała się piętnastoma przypadkami: samobójcy, ofiary wypadków i zabójstw oraz ubodzy, którzy zmarli wskutek braku opieki lekarskiej, często w samotności. Przyszła do pracy o szóstej rano, żeby wcześnie zacząć, i do dziewiątej zrobiła dwie sekcje. Na koniec zostawiła najgorszy przypadek, młodą kobietę z obrażeniami i zmianami pośmiertnymi, które zbijały ją z tropu. Poświęciła Toni Darien ponad pięć godzin, sporządzając wykresy i notatki, robiąc tuziny zdjęć, umieszczając mózg w formalinie do dalszych badań, pobierając więcej niż zwykle próbek płynów, fragmentów tkanek i narządów. Dokumentowała wszystko, co tylko mogła, ponieważ sprawa była nie tyle niezwykła, ile pełna sprzeczności. Rodzaj i przyczyna śmierci dwudziestosześcioletniej kobiety były przygnębiająco prozaiczne i uzyskanie odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania nie wymagało długiego badania. Toni zmarła wskutek ciosu zadanego tępym narzędziem, od jednego uderzenia w tył głowy przedmiotem, który prawdopodobnie miał wielobarwną powierzchnię. Wszystko inne nie miało sensu. Kiedy krótko przed wschodem słońca znaleziono jej ciało na skraju Central Parku około dziesięciu metrów od Wschodniej Sto Dziesiątej Ulicy, założono, że wczoraj wieczorem pomimo deszczu uprawiała jogging i padła ofiarą napaści na tle seksualnym. Jej majtki i spodnie były ściągnięte do kostek, polarowa bluza i koszulka – zadarte powyżej piersi. Na szyi miała ciasno okręcony szalik z polaru, zawiązany na podwójny węzeł, nic więc dziwnego, że ludzie ze śledczego wydziału medyczno-prawnego, którzy zjawili się na miejscu zdarzenia, założyli, że została uduszona. Strona 13 Nie mieli racji. W trakcie badania ciała w prosektorium Scarpetta nie znalazła niczego na potwierdzenie, że szalik spowodował zgon albo miał z nim jakikolwiek związek: ani śladu zamartwicy, ani śladu zaczerwienienia czy zsinienia, tylko suche otarcie na karku, jakby szalik został zawiązany po śmierci. Oczywiście było możliwe, że zabójca uderzył dziewczynę w głowę i później dusił, być może nie zdając sobie sprawy, że ofiara już nie żyje. Ale jeśli tak, ile czasu z nią spędził? Obrażenia głowy, opuchnięcie i krwotok w obrębie kory mózgowej świadczyły, że żyła przez jakiś czas po otrzymaniu ciosu w potylicę, być może nawet kilka godzin. Jednak na miejscu przestępstwa znaleziono bardzo mało krwi. Dopiero po przewróceniu zwłok zauważono obrażenia głowy, ranę o średnicy czterech centymetrów ze znaczną opuchliną, ale tylko z niewielkim wyciekiem płynu. Uznano, że deszcz spłukał krew. Scarpetta poważnie w to wątpiła. Rany głowy krwawią obficie i było mało prawdopodobne, że ulewa, przelotna i niezbyt gwałtowna, prawie zupełnie zmyła krew z długich, gęstych włosów Toni. Czy napastnik rozbił jej głowę i spędził z nią długi czas w zimną deszczową noc, a potem dla pewności, że nie przeżyje i nikomu nic nie powie, mocno okręcił szalik wokół jej szyi? A może duszenie stanowiło element brutalnego rytuału seksualnego? Dlaczego plamy opadowe i pośmiertne stężenie mięśni głośno kłóciły się z tym, co mówiło miejsce zbrodni? Wyglądało na to, że Toni zmarła w parku zeszłej nocy, a jednocześnie wyniki sekcji wskazywały, że zgon nastąpił co najmniej trzydzieści sześć godzin wcześniej. Ta rozbieżność nie dawała Scarpetcie spokoju. Może za dużo o niej myśli. Może w ogóle nie myśli jasno, ponieważ jest przygnębiona i ma niski poziom cukru, bo przez cały dzień nic nie jadła, tylko piła kawę, hektolitry kawy. Strona 14 Wiedziała, że się spóźni na zwołane na trzecią zebranie personelu i że musi być w domu o szóstej, żeby pójść na siłownię i zjeść kolację z mężem, Bentonem Wesleyem, a potem popędzić do CNN, co zresztą było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Nie powinna wyrażać zgody na udział w programie Crispin Report. Na litość boską, dlaczego się zgodziła występować przed kamerami z Carley Crispin i mówić o zmianach pośmiertnych w cebulce włosa, o znaczeniu mikroskopii i innych dyscyplin nauk sądowych, o których społeczeństwo ma błędne pojęcie? Tak, zgodziła się właśnie z tego powodu, żeby prostować błędy, ale dlaczego musi to robić w przemyśle rozrywkowym? Niosła pudełko z lunchem, idąc przez garaż zastawiony kartonami i skrzyniami z materiałami dla biur i prosektorium, mijając metalowe wózki, nosze na kółkach i stosy sklejki. Ochroniarz rozmawiał przez telefon za pleksiglasową szybą i ledwie rzucił na nią okiem, gdy przechodziła. Na szczycie rampy sięgnęła po wiszącą na smyczy kartę magnetyczną i otworzyła ciężkie metalowe drzwi. Weszła do pomieszczenia wyłożonego białymi kafelkami, jak na stacji metra, z zielononiebieskimi akcentami i poręczami, które zdawały się prowadzić wszędzie i nigdzie. Kiedy zaczęła tu pracować na pół etatu, często się gubiła, trafiała do laboratorium antropologii zamiast neuropatii albo kardiopatii, do męskiej szatni zamiast do żeńskiej, do pokoju przeznaczonego do badania zwłok w stanie zaawansowanego rozkładu zamiast do głównej sali sekcyjnej, do niewłaściwej chłodni albo na niewłaściwą klatkę schodową, a nawet na niewłaściwe piętro, gdy korzystała ze starego stalowego dźwigu towarowego. Szybko się połapała w układzie pomieszczeń, w ich kolistym biegu, poczynając od rampy, która się zaczynała za masywnymi drzwiami garażowymi. Zwłoki dostarczone przez zespół transportowy przejeżdżały Strona 15 na wózkach pod umieszczonym nad drzwiami wykrywaczem promieniowania. Jeśli nie włączył się alarm sygnalizujący obecność materiału promieniotwórczego, takiego jak radiofarmaceutyki stosowane w onkologii, następnym przystankiem była waga podłogowa, na której ważono i mierzono ciało. Jego późniejsze losy zależały od stanu. Jeśli był zły albo podejrzewano obecność czynników potencjalnie niebezpiecznych dla żywych, trafiało do chłodni przy sali sekcyjnej zwłok w stanie zaawansowanego rozkładu, wyposażonej w specjalny system wentylacji i inne zabezpieczenia. Jeśli ciało było w dobrym stanie, wieziono je korytarzem na prawo od strefy przeładunkowej, a jego podróż mogła obejmować różne przystanki w zależności od stopnia dekompozycji: radiologię, magazyn próbek histologicznych, laboratorium antropologii sądowej, dwie inne chłodnie przeznaczone do przechowywania świeżych zwłok, które jeszcze nie zostały zbadane, szafy na dowody, gabinet neuropatologii albo kardiologii, główną salę sekcyjną. Po zamknięciu sprawy gotowe do wydania ciało trafiało do kolejnej chłodni na dole i tam powinna znajdować się teraz Toni Darien, w foliowym worku na półce. Ale się nie znajdowała. Leżała na wózku przed nierdzewnymi drzwiami chłodni. Kobieta zajmująca się pokazywaniem zwłok osobom bliskim w celu identyfikacji okrywała ją niebieską płachtą. – Co robimy? – zapytała Scarpetta. – Mieliśmy małe zamieszanie na górze. Musimy ją pokazać. – Komu i dlaczego? – Matka jest w holu i mówi, że nie wyjdzie, póki jej nie zobaczy. Proszę się nie martwić. Ja się tym zajmę. – Rene miała około trzydziestu pięciu lat, czarne kędzierzawe włosy i hebanowe oczy, a także niezwykłą umiejętność Strona 16 postępowania z rodzinami zmarłych. Jeśli miała z kimś problem, nie mogło chodzić o drobiazg. Potrafiła sobie poradzić prawie w każdej sytuacji. – Sądziłam, że ojciec już dokonał identyfikacji – powiedziała Scarpetta. – Wypełnił papiery, a potem pokazałam mu zdjęcie, które mi pani przysłała tuż przed wyjściem do bufetu. Parę minut później przyszła matka i zaczęli kłócić się w holu, urządzili prawdziwą awanturę, i w końcu on wypadł stamtąd jak burza. – Są rozwiedzeni? – I najwyraźniej się nienawidzą. Matka nalega na obejrzenie ciała i nie chce ustąpić. – Rene miała na rękach fioletowe nitrylowe rękawiczki. Odgarnęła kosmyk wilgotnych włosów z czoła martwej kobiety, ułożyła włosy za uszami w taki sposób, żeby nie było widać szwów po sekcji. – Wiem, że za parę minut ma pani zebranie. Ja się tym zajmę. – Spojrzała na tekturowe pudełko, które trzymała Scarpetta. – Jeszcze nawet pani nie jadła. Zjadła coś pani dzisiaj? Pewnie nic, jak zwykle. Ile straciła pani na wadze? Skończy się na tym, że trafi pani do laboratorium antropologii, przez pomyłkę wzięta za szkielet. – O co kłócili się w holu? – zapytała Scarpetta. – O zakłady pogrzebowe. Matka chce skorzystać z usług zakładu z Long Island, ojciec z New Jersey. Matce zależy na pochówku, ojcu na kremacji. Biją się o nią. – Dotknęła zwłok, jakby uczestniczyły w rozmowie. – Obwiniają się o wszystko, co im tylko przychodzi do głowy. Podnieśli taki raban, że w pewnym momencie doktor Edison po prostu wyszedł. Doktor Edison był naczelnym lekarzem sądowym i szefem Scarpetty, kiedy pracowała w mieście. Wciąż miała kłopoty z przyzwyczajeniem się do nadzoru, gdyż przez większość lat pracy była albo szefem, albo właścicielem prywatnego zakładu. Ale nie chciałaby kierować nowojorskim Strona 17 biurem naczelnego lekarza sądowego – co nie znaczy, że jej to proponowano. Zarządzanie biurem tej wielkości przypominało pełnienie funkcji burmistrza metropolii. – Cóż, sama wiesz, jak to jest – powiedziała do Rene. – Rodzina się kłóci, a ciało leży i czeka. Wstrzymamy wydanie, chyba że dostaniemy polecenie od działu prawnego. No dobrze. Pokazałaś zdjęcie matce, i co? – Próbowałam, ale nawet nie chciała na nie spojrzeć. Mówi, że chce zobaczyć córkę i nie wyjdzie, póki tego nie zrobi. – Jest w pokoju dla rodzin? – Tam ją zostawiłam. Położyłam na pani biurku teczkę z kopiami dokumentów. – Dzięki. Przejrzę je, gdy pójdę na górę. Zawieź zwłoki do windy, ja zajmę się matką. Powiadom doktora Edisona, że się spóźnię. Prawdę mówiąc, zebranie już się zaczęło. Mam nadzieję, że go złapię, zanim wyjdzie do domu. Muszę z nim porozmawiać o tej sprawie. – Dam mu znać. – Rene położyła dłonie na stalowej poręczy wózka. – Powodzenia w telewizji. – Powiedz, że przesłałam zdjęcia z miejsca zdarzenia, ale nie dam rady podyktować protokołu ani dostarczyć mu zdjęć z sekcji do jutra rana. – Widziałam reklamy programu. Są super. – Rene trzymała się swojego wątku. – Tylko że nie znoszę Carley Crispin i tego profilera, który jest tam cały czas. Jak on się nazywa? Doktor Agee. Chce mi się rzygać, gdy rozmawiają o Hannah Starr. Założę się, że Carley panią też o nią zapyta. – W CNN wiedzą, że nie rozmawiam o sprawach, które nie są zamknięte. – Sądzi pani, że ona nie żyje? Bo ja jestem tego pewna. – Głos Rene płynął za Scarpettą do windy. – Jak ta, która zaginęła na Arubie, jak ona Strona 18 miała na imię… Natalee? Ludzie nie znikają bez powodu. Znikają, bo ktoś tego chciał. Scarpetta miała to obiecane. Crispin tego nie zrobi, nie ośmieli się, pomyślała. Jadąc windą na górę, przekonywała samą siebie, że przecież nie jest po prostu kolejnym specjalistą, outsiderem, nieczęstym gościem, gadającą głową. Była ekspertem medycyny sądowej i w rozmowie z producentem wykonawczym Alexem Bachtą jasno postawiła sprawę: nie może rozmawiać o Hannah Starr, pięknej potentatce finansowej, która rozpłynęła się w powietrzu przed Świętem Dziękczynienia – podobno ostatni raz widziano ją, gdy wychodziła z restauracji w Greenwich Village i wsiadała do żółtej taksówki. Jeśli zdarzyło się najgorsze, jeśli Hannah nie żyje i jej ciało pojawi się w Nowym Jorku, sprawa będzie podlegać jurysdykcji tego biura. Wysiadła na pierwszym piętrze i ruszyła długim korytarzem obok Wydziału Operacji Specjalnych. Za kolejnymi zamkniętymi drzwiami był hol z kanapami i fotelami z bordowo-niebieską tapicerką, ze stolikami i z półkami na czasopisma, z choinką i menorą w oknie wychodzącym na Pierwszą Aleję. Słowa wycięte w marmurze nad biurkiem recepcyjnym oznajmiały: Taceant colloquia. Effugiat risus. Hic locus est ubi mors gaudet succurrere vitae. „Niech umilkną rozmowy. Niech zniknie uśmiech. Oto miejsce, gdzie śmierć się cieszy, że może dopomóc życiu”. Z radia stojącego na podłodze za biurkiem płynęła muzyka, Hotel California grupy Eagles. Najwyraźniej Filene, ochroniarka, uznała, że pusty hol należy do niej i może go zapełnić tym, co nazywała swoimi melodiami. – Możesz zajrzeć, o której chcesz, ale być może nigdy nie wyjdziesz – śpiewała, nieświadoma ironii tych słów. – Jest ktoś w pokoju dla rodzin? – zapytała Scarpetta, zatrzymując się przy biurku. Strona 19 – Och, przepraszam. – Filene wyłączyła radio. – Nie pomyślałam, że mogą tam usłyszeć muzykę. Ale nic nie szkodzi, wytrzymam bez moich melodii. Po prostu strasznie się nudzę, wie pani? Człowiek siedzi i siedzi, nic się nie dzieje. To, co zwykle widziała w tym miejscu, nigdy nie było radosne i prawdopodobnie nie z nudów słuchała optymistycznego łagodnego rocka czy to za biurkiem w recepcji, czy na dole w kostnicy. Scarpetta nie miała nic przeciwko, dopóki w pobliżu nie przebywali pogrążeni w żałobie bliscy, którzy mogliby uznać puszczanie muzyki za prowokacyjne albo lekceważące. – Powiadom panią Darien, że już idę – poleciła. – Potrzebuję jakichś piętnastu minut, żeby sprawdzić parę rzeczy i rzucić okiem na papiery. Nie włączaj muzyki, póki ona nie wyjdzie, dobrze? Na lewo od holu znajdowało się skrzydło administracji. Scarpetta dzieliła je z doktorem Edisonem, dwoma asystentami zarządu i szefową personelu, która wyjechała w podróż poślubną i miała wrócić do pracy po Nowym Roku. W pięćdziesięcioletnim budynku brakowało wolnych przestrzeni, także na drugim piętrze, gdzie mieściły się biura pełnoetatowych lekarzy sądowych. Kiedy przyjeżdżała do miasta, lokowała się na parterze w byłym pokoju konferencyjnym szefowej, z widokiem na turkusowobłękitne ceglane wejście do gmachu od strony Pierwszej Alei. Otworzyła drzwi i weszła. Powiesiła płaszcz, położyła pudełko z lunchem na biurku i usiadła przed komputerem. Włączyła go i wpisała w okienko wyszukiwarki słowo „BioGraph”. W górnej części ekranu pojawiło się pytanie: „Czy chodzi ci o: BioGraphy?”. Nie, nie o to. Ani nie o Biograph Records. Nie tego szukała. Nie American Mutoscope and Biograph Company, najstarszego studia filmowego w Ameryce, założonego w roku 1895 przez wynalazcę, który pracował dla Thomasa Edisona, Strona 20 dalekiego przodka naczelnego lekarza sądowego. Interesujący zbieg okoliczności. Żadnych wyników dla BioGraph z dużymi literami B i G, jak na kopercie niezwykłego zegarka, który Toni Darien miała na lewej ręce, gdy rankiem jej ciało trafiło do kostnicy. ••• W Stowe, w stanie Vermont, padał gęsty śnieg; duże płatki, ciężkie i wilgotne, osiadały na gałęziach sosen i świerków balsamicznych. Nieczynne wyciągi narciarskie w Green Mountains były nikłymi pajęczynami niemal niewidocznymi w śnieżycy. Nikt nie jeździ na nartach w taką pogodę, nikt nawet nie wychodzi z domu. Helikopter Lucy Farinelli stał w hangarze Burlington, ale co z tego? Lucy i Jaime Berger, zastępca prokuratora okręgowego hrabstwa Nowy Jork, nigdzie nie polecą przez pięć godzin, może nawet dłużej, na pewno nie przed dziewiątą wieczorem, kiedy burza przemieści się na południe. Dopiero wtedy będą odpowiednie warunki, lot z widocznością ziemi, pułap powyżej dziewięciuset metrów, widoczność osiem kilometrów albo więcej, wiatr o sile trzydziestu węzłów z północnego wschodu. Będą miały dobry wiatr od ogona, lecąc z powrotem do Nowego Jorku, więc może dotrą tam na czas, żeby zrobić to, co powinny. Mimo to Berger była w złym humorze, przez cały dzień rozmawiała przez telefon w drugim pokoju, nawet nie próbowała być miła. Z jej punktu widzenia wyglądało to tak: pogoda zmusiła je do przedłużenia pobytu, a ponieważ Lucy jest pilotem, to jej wina. Nie miało znaczenia, że progności się pomylili, że dwie dalekie małe burze połączyły się w jedną nad Saskatchewan w Kanadzie, po czym stopiły z arktycznymi masami powietrza, tworząc coś w rodzaju śnieżnego potwora. Lucy ściszyła YouTube, nagranie solówki na perkusji Micka Fleetwooda w World Turning z koncertu w 1987 roku.