Clancy_Tom_-_Bez_skrupulow.BLACK

Szczegóły
Tytuł Clancy_Tom_-_Bez_skrupulow.BLACK
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Clancy_Tom_-_Bez_skrupulow.BLACK PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Clancy_Tom_-_Bez_skrupulow.BLACK PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Clancy_Tom_-_Bez_skrupulow.BLACK - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 T OM C LANCY B EZ SKRUPUŁÓW Przekład: Szymon Ma´slicki Data wydania: 1999 Data wydania oryginalnego: 1993 Tytuł oryginału: Without Remorse Strona 2 ´ SPIS TRESCI ´ SPIS TRESCI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 Podzi˛ekowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6 Przeprosiny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Prolog — Punkty styku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 1 — Sierotka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 2 — Spotkania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 3 — Niewola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104 4 — Brzask . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153 2 Strona 3 5 — Zobowiazania ˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189 6 — Zasadzka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 219 7 — Rekonwalescencja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 265 8 — Pozoracja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 302 9 — Wysiłek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 338 10 — Patologia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 380 11 — Wdra˙zanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 412 12 — Kwatermistrzostwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 455 13 — Przydział zada´n . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 488 14 — Nauki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 544 15 — Nauka w praktyce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 581 16 — Manewry . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 617 17 — Komplikacje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 660 18 — Wtr˛et . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 700 19 — Odrobina miłosierdzia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 733 20 — Dekompresja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 781 3 Strona 4 21 — Mo˙zliwo´sci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 841 22 — Tytuły . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 872 23 — Altruizm . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 901 ´ 24 — Smigłowce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 924 25 — Odlot . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 940 26 — Tranzyt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 949 27 — W stron˛e celu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 959 28 — Pierwszy w akcji... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1003 29 — ...wraca ostatni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1041 30 — Podró˙z bez biletu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1096 31 — Powrót łowcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1138 32 — Na tropie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1175 33 — Maskotka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1212 34 — Podchodzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1248 35 — Przełom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1290 36 — Niebezpieczna substancja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1335 4 Strona 5 37 — Sad ˛ bo˙zy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1393 Epilog. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1448 Strona 6 Podzi˛ekowania Bez ich pomocy nic by z tego nie wyszło: dzi˛ekuj˛e wi˛ec Billowi, Darrellowi i Pat za ich „profesjonalne” porady — a tak˙ze, za to samo, Craigowi, Gurtowi i Gerry’emu. Aha, i Russellowi, za jego zaskakujac ˛ a˛ wiedz˛e. Ju˙z ex post facto podzi˛ekowania najwi˛ekszego kalibru składam: Shelly, za jej wkład pracy, Craigowi, Gurtowi, Gerry’emu, Steve’owi P., Steve’owi R. i Victorowi za wyja- s´nienie mi najprostszych spraw. Strona 7 Przeprosiny W pierwszym wydaniu „Bez skrupułów” znalazł si˛e fragment wiersza, który trafił do mnie przypadkiem, i którego tytułu ani nazwiska autora nie byłem w stanie ustali´c. Wiersz ten wydał mi si˛e idealny jako epitafium dla mojego przyjaciela Kyle’a Haydoc- ka, który zmarł na raka w wieku 8 lat i 26 dni — dla mnie zawsze b˛edzie z nami. Pó´zniej dowiedziałem si˛e, z˙ e tytuł tego wiersza brzmi „Ascension”, a autorka˛ tych wspaniałych strof jest Colleen Hitchcock, niezwykle utalentowana poetka z Minnesoty. Chciałbym skorzysta´c z okazji i poleci´c jej wiersz wszystkim studentom literatury. Mam nadziej˛e, z˙ e jej poezja wywrze na nich równie wielkie wra˙zenie, tak jak to si˛e stało w moim przypadku. Strona 8 Pami˛eci Kyle’a Haydocka (5 lipca 1983 — 1 sierpnia 1991) Zwa˙z, gdzie kres, a gdzie z´ ródło jest człowieczej sławy. Mojej — w przyjaciołach, przez los mi zesłanych. William Butler Yeats Arma virumque cano Wergiliusz Biada ci wzbudzi´c gniew w ludziach cierpliwych John Dryden Strona 9 Prolog — Punkty styku Listopad Nie było tak do ko´nca jasne, czy „Camille” był najpot˛ez˙ niejszym huraganem w hi- storii czy tylko najwi˛ekszym tornadem, ale tak czy owak, poradził sobie bez trudu z plat- forma˛ wiertnicza,˛ nad która˛ mozolił si˛e teraz Kelly. Niewa˙zne. Butle na plecy, ostatnie zanurzenie w falach Zatoki Meksyka´nskiej, i po robocie. Huragan zdruzgotał wszystkie nadbudówki platformy i nadwer˛ez˙ ył wszystkie cztery pot˛ez˙ ne podpory, wyginajac ˛ ich stalowe słupy i kratownice jak makaron. Wszystko, co dało si˛e bezpiecznie wymonto- wa´c, ju˙z dawno wyci˛eto palnikami i opuszczono na pokład barki, słu˙zacej ˛ zarazem jako 9 Strona 10 baza dla ekipy nurków. Nad falami sterczała teraz goła, stalowa konstrukcja, w której za par˛e dni mogły si˛e zagnie´zdzi´c pierwsze ryby. Kelly dobrze z˙ yczył rybom i rozmy´slał o nich zeskakujac ˛ na pokład kutra, którym mieli dopłyna´ ˛c do platformy. Zadanie wy- magało pracy a˙z trzech nurków, Kelly był z nich najwa˙zniejszy — był szefem. Płynac, ˛ omówili jeszcze raz kolejno´sc´ prac. Kra˙ ˛zacy ˛ w oddali drugi kuter próbował odp˛edzi´c licznych rybaków, którzy nie mieli tu wprawdzie czego szuka´c — Kelly miał im spło- szy´c ryby na najbli˙zszych par˛e godzin — ale koniecznie chcieli zaspokoi´c ciekawo´sc´ . Faktycznie, b˛edzie na co popatrze´c. Kelly u´smiechnał ˛ si˛e krzywo i z ustnikiem w z˛e- bach, wywinał ˛ kozła w tył, za burt˛e. Pod woda˛ wszystko wygladało ˛ zawsze troch˛e niesamowicie, ale tak˙ze przytulnie. Słoneczne s´wiatło bładziło ˛ pod sfalowana˛ powierzchnia,˛ układajac ˛ si˛e w kurtyny pro- mieni wokół stalowych podpór podwodnej konstrukcji. Za dnia widzialno´sc´ była w tych wodach doskonała. Wszystkie ładunki wybuchowe czekały przytwierdzone we wła´sci- wych miejscach. Ka˙zda kostka miała wymiary pi˛etna´scie na pi˛etna´scie centymetrów przy o´smiu centymetrach grubo´sci. Materiał C-4. Kelly i pozostała para przez ostatnie dni przymocowali ładunki do podpór i ustawili zapalniki tak, aby cała˛ fal˛e uderzenio- 10 Strona 11 wa˛ skierowa´c na słupy. Na poczatek ˛ Kelly sprawdził pierwszy rzad ˛ kostek, ten o trzy metry nad dnem, s´pieszac ˛ si˛e, bo nie było czasu, z˙ eby marudzi´c. Pozostała dwójka pły- n˛eła za nim, rozwijajac ˛ kable i mocujac ˛ je do kolejnych zapalników. Nurkowie, którzy pracowali z Kellym, byli miejscowi, zaprawieni w wyburzaniu podwodnym i wyszko- leni prawie tak dobrze, jak sam Kelly, co nie zmieniało faktu, z˙ e wszyscy skrupulatnie sprawdzali nawzajem swoja˛ robot˛e. W tej bran˙zy prawdziwego mistrza mo˙zna pozna´c po ostro˙zno´sci i metodycznym stylu pracy. Z ni˙zszym poziomem ładunków uwin˛eli si˛e w dwadzie´scia minut i z wolna podpłyn˛eli wy˙zej, raptem trzy metry pod falami, gdzie dokładnie, powoli i starannie powtórzyli to samo z drugim rz˛edem. Przy C-4 nie ma co si˛e s´pieszy´c ani ryzykowa´c. * * * Pułkownik Robin Zacharias skupił cała˛ uwag˛e na zadaniu, bo bateria rakietowych pocisków przeciwlotniczych SA-2 czekała za najbli˙zszym ła´ncuchem wzgórz. Jej wiet- namska obsługa zda˙ ˛zyła do tej pory wystrzeli´c salw˛e trzech pocisków w poszukiwaniu my´sliwców bombardujacych, ˛ które Zacharias miał dzisiaj ochrania´c. Nawigatorem-ob- 11 Strona 12 serwatorem pułkownika, czyli człowiekiem na tylnym siedzeniu jednosilnikowego F- 105G Thunderchief , był Jack Tait, podpułkownik i skadin ˛ ad ˛ specjalista w zwalczaniu systemów obrony powietrznej. Tait i Zacharias zaliczali si˛e do współautorów doktryny, która˛ sami wprowadzali dzisiaj w z˙ ycie, doktryny nazywanej Wild Weasel — „Dzika łasica”. Samolot pułkownika zmienił si˛e w łasic˛e, która miała przemkna´ ˛c przez nie- bo, sprowokowa´c Wietnamczyków do odpalenia salwy rakiet, a potem zanurkowa´c pod wystrzelonymi pociskami i dopa´sc´ wyrzutni zanim ich obsługa zda˙ ˛zy wystrzeli´c ponow- nie. Gra była ostra i bezlitosna. W niczym nie przypominała łowów, wy´scigu mi˛edzy my´sliwym i ofiara.˛ Najbardziej była podobna do pojedynku dwóch my´sliwych, z któ- rych jeden jest mały, s´migły i wra˙zliwy na ka˙zdy cios, a drugi pot˛ez˙ ny, gruboskórny i nieruchawy. Stanowisko wietnamskich wyrzutni doprowadzało kolegów Zachariasa do białej goraczki. ˛ Wietnamski dowódca umiał wyczynia´c ze swoim radarem prawdzi- we cuda i dobrze wiedział, kiedy go włacza´ ˛ c, a kiedy siedzie´c cicho. Robin nie wiedział, z którym konkretnie wietnamskim sukinsynem ma do czynienia, lecz wystarczała mu w zupełno´sci wiedza, i˙z ten sam przeciwnik w zeszłym tygodniu stracił ˛ ju˙z dwa F-105G z dywizjonu pułkownika. Nic dziwnego, z˙ e gdy tylko góra wydała rozkaz, by wznowi´c 12 Strona 13 naloty w tym sektorze, Zacharias sam przydzielił sobie to zadanie, zreszta˛ najzupełniej zgodne z jego wiedza˛ i umiej˛etno´sciami. Zacharias specjalizował si˛e w rozpracowy- waniu, forsowaniu i niszczeniu systemów obrony powietrznej. Zaj˛ecie wymagało szyb- ko´sci, refleksu i wyobra´zni przestrzennej, a dla zwyci˛ezcy główna˛ nagroda˛ było to, z˙ e prze˙zył. Zacharias ciagn ˛ ał˛ nisko, na stu pi˛ec´ dziesi˛eciu metrach, i nie z˙ ałujac ˛ ciagu. ˛ Dło´n, na dobra˛ spraw˛e, przesuwała dra˙ ˛zek odruchowo, bo wzrok Zacharias zda˙ ˛zył skupi´c na białych krasowych pagórkach przed nosem, a słuch na tym, co meldował mu z tylnego fotela jego obserwator. — Mamy go na dziewiatej, ˛ Robin — usłyszał od Jacka. — Maca teren, ale nas jeszcze nie wyłapał. To co, w skr˛et i ni˙zej, nie? Zacharias wiedział ju˙z w tym momencie, z˙ e nie zrobia˛ „skoku tygrysa” i nie znurku- ja˛ na wyrzutni˛e ze s´redniego pułapu. Próbowano tego tydzie´n temu. Bład ˛ był kosztow- ny: zginał ˛ jeden kapitan, jeden major, maszyna stracona. ˛ . . Al Wallace pochodził z tego samego miasta, z Salt Lake City. . . Znali si˛e z Zachariasem od lat. . . Niech to diabli! 13 Strona 14 Pułkownik zagryzł wargi, zapominajac ˛ nawet, z˙ e zwykle stara si˛e nie przeklina´c, nawet łagodnie. — Spróbuj˛e go podbechta´c — oznajmił i przyciagn ˛ ał˛ do siebie dra˙ ˛zek sterowy. Thunderchief wyskoczył prosto w niewidzialny sto˙zek radarowych promieni nad do- lina˛ i czekał cierpliwie, co dalej. Dowódc˛e baterii z pewno´scia˛ wyszkolono w Rosji. Nikt nie wiedział dokładnie, ile samolotów ma na koncie Wietnamczyk — na pewno wi˛ecej ni˙z powinien — lecz skoro tak było, z pewno´scia˛ odczuwał z tego faktu wielka˛ dum˛e, a duma potrafi w takich sytuacjach doprowadzi´c do nieuwagi i zguby. — Odpalili. . . Pu´scili w nas dwie rakiety, Robin — ostrzegł Tait znad swej konsoli za plecami Zachariasa. — Tylko dwie? — Mo˙ze oszcz˛edzaja˛ — u´swiadomił pilotowi Tait. — Mam je na dziewiatej, ˛ Rob. Raz-dwa, poka˙z, co potrafi prawdziwy pilot. — Co powiesz na to? — Zacharias poło˙zył ich w skr˛ecie w lewo, by pokładowy radar mógł s´ledzi´c obie rakiety, ruszył ku nim, a potem zszedł błyskawiczna˛ z˙ mijka˛ tu˙z nad ziemi˛e i ukrył si˛e za przeciwstokiem. Wyrównali lot niebezpiecznie nisko, lecz 14 Strona 15 dzi˛eki manewrom obie SA-2, ogłupiałe i zmylone, pozostały półtora kilometra nad ame- ryka´nskim samolotem. — Chyba pora — oznajmił Tait. — Chyba masz racj˛e. — Zacharias znów zakr˛ecił ostro w lewo i uzbroił zasob- niki bomb kasetowych. F-105 przemknał ˛ tu˙z nad kraw˛edzia˛ ła´ncucha wzgórz i opadł w dolin˛e. Pułkownik spojrzał przed siebie, tam gdzie oddalony o dziesi˛ec´ kilometrów i pi˛ec´ dziesiat ˛ sekund lotu wyrastał nast˛epny ciag ˛ pagórków. — Nie wyłaczył ˛ radaru — zameldował Tait. — Wie, z˙ e ciagniemy ˛ na niego. — Ale ma ju˙z tylko jedna˛ rakiet˛e. Zacharias nie dopowiedział, z˙ e dobrze wyszkolona załoga mogła ju˙z zda˙ ˛zy´c prze- ładowa´c inne wyrzutnie, je´sli trafił jej si˛e dobry dzie´n. Trudno, nie wszystko da si˛e przewidzie´c zawczasu. — Pukaja˛ do nas ze wzgórza, tam, na dziesiatej. ˛ Pociskami działek przeciwlotniczych mo˙zna si˛e było na razie nie przejmowa´c, cho´c warto było zapami˛eta´c tamto miejsce planujac ˛ ucieczk˛e. — No, to masz ten płaskowy˙z. 15 Strona 16 Nie było do ko´nca jasne, czy Wietnamczyk ma ich na radarze. By´c mo˙ze zmieni- li si˛e w jedna˛ z kilkudziesi˛eciu ruchomych plamek na ekranie tak pełnym zakłóce´n, z˙ e operator tylko si˛e drapał w głow˛e. Na niskich wysoko´sciach ich Thud poruszał si˛e szybciej ni˙z jakikolwiek inny samolot na s´wiecie, a doskonałe malowanie maskujace ˛ płatowca dodatkowo ułatwiało zadanie. Wietnamskie radary z pewno´scia˛ o´swietlały sto˙zek bezpo´srednio nad dolina,˛ czyli ten obszar nieba, w którym było a˙z g˛esto od umy´slnie stawianych zakłóce´n. T˛e ostatnia˛ cz˛es´c´ zadania pułkownik przydzielił drugiej „Łasicy”. Dotychczasowa doktryna taktyczna nakazywała Amerykanom podej´scie na s´redniej wysoko´sci i atak z lotu nurkowego, ale próbowali ju˙z tego dwa razy z wiado- mymi skutkami. Zacharias postawił wi˛ec t˛e zasad˛e na głowie, nakazujac ˛ dolot z niskie- go pułapu i atak kasetowymi Rockeye. Wówczas do akcji miała wej´sc´ druga „Łasica” i doko´nczy´c dzieła. Do Zachariasa nale˙zało wykrycie i zniszczenie wozu dowodzenia z komputerami, aparatura,˛ no i dowódca˛ systemu. Nadlatujac, ˛ pułkownik robił uniki i co chwila zmieniał pułap, by nie ułatwia´c zadania obro´ncom z ziemi. Rakiety rakietami, ale z działka tak˙ze mo˙zna oberwa´c. 16 Strona 17 — Wida´c gwiazdeczk˛e! — odezwał si˛e nagle Zacharias. Napisana po rosyjsku in- strukcja taktyczna dla stanowiska rakiet SA-2 nakazywała rozmieszczenie sze´sciu indy- widualnych wyrzutni na obwodzie okr˛egu, po´srodku którego znajdowało si˛e stanowi- sko dowodzenia. Kiedy dodało si˛e do tego obrazu wszystkie drogi dojazdowe, typowy system przeciwlotniczy SA-2 przybierał wyglad ˛ gwiazdy Dawida. Pułkownikowi wyda- wało si˛e to blu´znierstwem, lecz przecie˙z nie z religijnego oburzenia skupiał teraz cała˛ uwag˛e na majaczacym ˛ w siatce celownika poje´zdzie, w którym siedział dowódca syste- mu. — Rockeye gotowe — rzekł na głos, jak gdyby chciał z własnych ust usłysze´c po- twierdzenie. Od dziesi˛eciu sekund lecieli równo jak po sznurku. — Wyglada, ˛ z˙ e si˛e uda. . . Zwalniam bomby. . . Teraz! Cztery kanciaste i zupełnie nieaerodynamiczne zasobniki oderwały si˛e od zaczepów my´sliwca i w locie uwolniły ze swych wn˛etrz tysiace ˛ pocisków, które rozsypały si˛e po całym obszarze celu. Zanim bombki dotkn˛eły ziemi, samolot był ju˙z daleko poza terenem zrzutu. Zacharias nie widział wi˛ec ludzi, szukajacych ˛ ukrycia w szczelinach przeciwlotniczych, lecz na wszelki wypadek nie zwi˛ekszał pułapu i poło˙zył Thuda na 17 Strona 18 lewe skrzydło, w ciasnym zakr˛ecie, aby si˛e przekona´c raz na zawsze, z˙ e tym razem skutecznie dopadł drani. Z odległo´sci pi˛eciu kilometrów mignał ˛ mu pot˛ez˙ ny kłab ˛ dymu, jaki wzbił si˛e dokładnie po´srodku gwiazdy. — Nale˙zało si˛e wam to za Ala — pomy´slał. Pozwolił sobie tylko na t˛e refleksj˛e. ˙ Zadnych triumfalnych beczek, nie teraz, nie tutaj. Teraz musieli jak najszybciej wyrwa´c si˛e z doliny. Lada chwila miała nad nia˛ nadlecie´c zasadnicza formacja bombowa i na dobre wyłaczy´ ˛ c wietnamski system rakietowy z jakiejkolwiek akcji. I dobrze! Zacharias wypatrzył w ciagu ˛ wzgórz niewielka˛ przeł˛ecz i ruszył ku niej na granicy pr˛edko´sci d´zwi˛eku, prosto jak strzelił. Niebezpiecze´nstwo zostało daleko. Na s´wi˛eta b˛edziemy w domu, tak? Seria czerwonych pocisków smugowych, która poszybowała ku nim z ziemi, sta- nowiła dla Zachariasa całkowite zaskoczenie. Z danych wynikało, z˙ e przeł˛ecz b˛edzie czysta. Nie było nawet jak zrobi´c uniku — pociski rwały prosto w stron˛e samolotu. Zacharias poderwał nos maszyny w gór˛e, dokładnie jak si˛e tego spodziewała obsługa działka. Blacha samolotu zderzyła si˛e ze struga˛ ognia. Maszyna zadygotała. W ciagu ˛ paru sekund dobro i zło zamieniły si˛e miejscami. 18 Strona 19 — Robin! — rozległ si˛e w słuchawkach stłumiony głos. Najwi˛ecej hałasu czyniły jednak brz˛eczyki alarmowe. Zacharias w jednej przera˙zajacej ˛ chwili zdał sobie spraw˛e, z˙ e spadaja.˛ Zanim zda˙ ˛zył zareagowa´c, nastapiły ˛ nowe kataklizmy. Płonacy ˛ silnik za- dławił si˛e i stanał, ˛ a cały Thud wpadł w korkociag, ˛ który mógł oznacza´c tylko jedno: z˙ e nie działaja˛ stery. Reakcja Zachariasa: — Skaczemy! — była zupełnie odruchowa. Jednak j˛ek, jaki go doleciał z tylnego fotela, kazał mu si˛e odwróci´c dokładnie w chwi- li, kiedy szarpał za d´zwigni˛e urzadzenia ˛ awaryjnego. Robin uczynił to, cho´c wiedział, z˙ e nic w ten sposób nie osiagnie. ˛ Ostatni raz ujrzał wi˛ec Jacka Taita w chmurze roz- pylonej krwi, lecz natychmiast sam stracił przytomno´sc´ , rozdarty przera´zliwym bólem w kr˛egosłupie — bólem tak strasznym, z˙ e podobnego nie czuł nigdy w z˙ yciu. * * * — Do roboty — zezwolił Kelly i wystrzelił rac˛e sygnałowa.˛ Z drugiego kutra za- cz˛eto wrzuca´c do wody petardy, z˙ eby przepłoszy´c z akwenu wszystkie ryby. Kelly ob- serwował to przez pi˛ec´ długich minut, a potem pytajaco ˛ spojrzał na pracownika odpo- wiedzialnego za bezpiecze´nstwo prac. 19 Strona 20 — Cały akwen czysty. — Sku´s baba na dziada — powtórzył trzy razy Kelly, zanim wreszcie przekr˛ecił klucz detonatora. Skutki w pełni przystawały do oczekiwa´n. Woda wokół pot˛ez˙ nych podpór zmieniła si˛e w pian˛e, a podci˛ete u góry i u samego dołu filary zachwiały si˛e. Platforma run˛eła zadziwiajaco ˛ powoli, ze´slizgujac ˛ si˛e w jednym kierunku, coraz bli- z˙ ej fal. Kiedy spód platformy uderzył w wod˛e, wokół konstrukcji podniosła si˛e biała kurtyna. Wydawało si˛e przez chwil˛e, z˙ e wbrew prawom fizyki platforma zacznie uno- si´c si˛e na wodzie, lecz oczywi´scie po chwili zaton˛eła. Cała kolekcja stalowych belek i kratownic znikn˛eła z oczu i spocz˛eła na dnie morza. Koniec kolejnej roboty. Kelly odłaczył ˛ przewody od zapalarki i cisnał ˛ ko´ncówki za burt˛e. — Dwa tygodnie przed terminem. Wida´c, z˙ e naprawd˛e panu zale˙zało na tej pre- mii — zagadnał ˛ go przedstawiciel zarzadu ˛ firmy, który sam był niegdy´s pilotem lotnic- twa morskiego i umiał doceni´c bezinteresowny po´spiech. Mieli ostatecznie gwarancj˛e, z˙ e przez dwa tygodnie tutejsze pokłady ropy naftowej nie wyschna.˛ — W´sciekły dobrze zrobił, z˙ e nam pana polecił. — Kto, admirał? Pierwszorz˛edny facet. Tish i ja tyle mu zawdzi˛eczamy. . . 20