Cien twojego usmiechu - Susan May Warren
Szczegóły |
Tytuł |
Cien twojego usmiechu - Susan May Warren |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Cien twojego usmiechu - Susan May Warren PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Cien twojego usmiechu - Susan May Warren PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Cien twojego usmiechu - Susan May Warren - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Ku Twojej chwale, Panie
Strona 5
Rozdział 1
No e ll e tęs k n ił a za o cal en iem, k tó r e n ad c h o d ził o wraz ze ś wież y m ś n ieg iem. Za s p o ‐
s o b em, w jak i z s u b t eln y m wd zięk iem o k ry wał o n p ó łn o cn e las y M in n es o t y , p rzy ‐
p ró s zał s zro n em ig las te g ał ęz ie s o s en , p rzem ien iał b ru d n e, zak u rzo n e u lic e i au t o ‐
s trad y we ws tęg i n ies k az it eln ej, n ies k aż o n ej b iel i. Kied y mro źn y k ęs ro zś wiet lo n eg o
p o zam iec i p o r an k a miał mo c tch n ięc ia n o weg o d u c h a w ży cie p an i Hu e s to n – matk i
i żo n y b y łeg o s zer y fa Deep Hav en , k tó r a s tan ęł a n a tar as ie d rewn ian eg o d o mk u . Kie‐
d y p ara z k u b k a z k awą wir o wał a w ch ło d n y m p o wiet rzu .
W tak ich ch wil ach No e ll e p rawie wier zy ła, że ws zy s tk o mo żn a zb u d o wać n a
n o wo .
Ale ten ś n ieg n ie p rzy n o s ił o cal en ia. Ten ś n ieg , a właś ciwie mies zan k a d es zc zu
ze ś n ieg iem, to rp ed o wał p rzed n ią s zy b ę au ta No e ll e. Sk o r u p y lo d u zal eg ał y w s zcze‐
lin ach , zmien iaj ąc wy c ier aczk i s am o c h o d o we w b rzy twy . Teg o ro d zaj u ś n ieg p rze‐
k s ztałc ał au t o s trad ę w ś mierc io n o ś n ą ś liz g awk ę z g o ł o l ed zi, k tó r ą No e ll e wlo k ła s ię
d o s wo j ej mal eń k iej wio s k i n a p ó łn o c y .
Eli z p ewn o ś cią o d k ry łb y , że łam ie ter az p rzep is y .
Włąc zy ła wy c ier aczk i n a wy żs ze o b r o t y , żeb y s zy b c iej zet rzeć p o z o s tał o ś ci ś n ie‐
g u , i mak s y m aln ie ro zk ręc ił a ro zm raż an ie. Po win n a b y ła d o k ład n iej o s k ro b ać s zy b ę,
zan im o p u ś cił a b iu r o Erik a. Sp o jr zaws zy n a zeg ar ek , o s zac o wał a jed n ak d łu g o ś ć tra‐
s y d o d o mu i zac zęł a lic zy ć n a to , że au to ro zg rzej e s ię p rzed n ad ejś ciem ś n ież y cy .
I zn ó w zd ec y d o wał a s ię n a try b p rzet rwan ia.
Ale p rzec ież o to ch o d ził o w tej p o d ró ż y , p rawd a? O p rzet rwan ie?
A mo że o p o wró t d o ży cia.
Strona 6
Dro g a z teg o miejs ca w M in n es o c ie d o p ó łn o cn ej g ran ic y s tan u o k az ał a s ię p rze‐
raż aj ąc o o p u s to s zał a, a ś n ież y ca n ad ał a p ó źn em u p o p o ł u d n iu b arwę met al iczn ej s za‐
ro ś ci. No e ll e włąc zy ła d o d atk o wo ś wiat ła mij an ia, g d y ż w b las k u zwy k ły ch ś wiat eł
mio t an e w jej k ier u n k u p łatk i ś n ieg u wy d awał y s ię tró jwy miar o we. J el eń s ch o wał s ię
w cien iu s o s en , to p o l i i b rzó z, k tó r e p o o b u s tro n ach d ro g i two r zy ły mu r, g o t o we,
ab y rzu cić s ię n a u lic ę.
Przy tak iej p o g o d zie s amo d o t k n ięc ie h am u lc ó w mo g ło b y wp ak o wać ją p ro s to
d o ro wu .
M o że p o win n a b y ła s p ęd zić n o c w Du l u th , ale wted y z p ewn o ś cią mu s iał ab y wy ‐
my ś lić jak ieś u s p rawied liwien ie.
Z u ch wy tu n a k u b ek w wiek o wy m Yu k o n ie d o b ieg ł ją d zwo n ek tel ef o n u . No e ll e
zac zęł a d łu b ać p rzy s łu ch awc e, p o czy m s p o jr zał a n a d ro g ę i p o n o wn ie n a tel ef o n .
Lee. Wres zc ie wep ch n ęł a s łu ch awk ę d o u ch a, n ac is n ęł a g u zik .
– Lee? J es teś tam?
Do t arł d o n iej g ło s zn iek s ztałc o n y p rzez k iep s k i zas ięg , p rzer y wan y s zu mem
wy c ier ac zek p o s k ram iaj ąc y ch ś n ieg .
– No e ll e, g d zie jes teś ? Op u ś cił aś p o r an n ą g imn as ty k ę. A Sh ar o n mó wi, że zas tę‐
p u je cię n a o b c h o d zie w cen t ru m o p iek i.
J es zc ze n ie ter az. J es zc ze n ie mo g ła p o wied zieć Lee.
Wy b u c h łb y wielk i s k an d al, g d y b y wieś ci u jr zał y ś wiat ło d zien n e. No e ll e miał a
n ad ziej ę u k ry wać je p rzed ś wiat em p rzez co n ajm n iej p ięć k o l ejn y ch mies ięc y . Aż
Kirb y s k o ń c zy s zk o ł ę. Po t em b ęd zie mo g ła o d et ch n ąć.
Ws zy s cy p ewn ie o d et ch n ą. Zwłas zc za Eli. Nie miał a złu d zeń – p o p o d j ęc iu tej
d ec y zji p o c zu je tak ą s amą u lg ę jak o n a.
– M u s iał am jec h ać d o Du l u th . – By ło to wy s tarc zaj ąc o zg o d n e z p rawd ą.
– Dzis iaj? J es t o s trzeż en ie p rzed ś n ież y cą. Nie s łu ch ał aś ran o p ro g n o z y p o g o ‐
dy?
Wy o b raz ił a s o b ie Lee – zaws ze p ięk n ą z jej d łu g im i k as zt an o wy mi wło s am i i
s mu k ły m ciał em, k tó r e n ie p o t rzeb o wał o g imn as ty k i. Zap ewn e s ied ział a ter az w s wo ‐
im n ies k az it eln y m d o mu i wp at ry wał a s ię p rzez o k n o w jez io r o , k tó r eg o fale o b ij ał y
s ię o s k ał y .
J ej s am o tn y d o m ek . No e ll e p o d ziwiał a Lee za s iłę. J ed n ak o d tamt eg o s tras zn e‐
g o d n ia Lee wy p ełn iał a ży cie ty l o m a zaj ęc iam i, że g d y b y n ie tel ef o n i o b ecn o ś ć jej
s y n a, Der ek a, k o l eg i z k las y Kirb y ’eg o , p rzy s y p an ie ś n ieg iem mo g ło b y wp ęd zić ją w
ro zp acz.
J eż el i ju tro b ęd zie p ad ać, Kirb y wy p ro wad zi p łu g i s p ęd zi d zień n a o d ś n ież an iu
s zlak ó w w k ier u n k u las u . Tak zwy k li ro zk o s zo wać s ię rzad k im i o p ad am i n a p ó łn o c y .
J ed n eg o ro k u – Kirb y miał wted y jak ieś d zies ięć lat – o n , Ky le i Kels ey s p ęd zil i cały
d zień n a b u d o wan iu ś n ieżn ej jas k in i…
Nar as taj ąc e ws p o m n ien ia b y ły jak n o że, k tó r e wb ij ał y s ię w n ią i wy d rap y wał y
p o wiet rze z p łu c. Skup się na przyszłości.
– Sły s zał am, że mo że s p aś ć ś n ieg , a ja miał am wiz y tę u lek ar za. – To też b y ła
p rawd a. No e ll e zd jęł a n o g ę z g azu i wes zła w zak ręt.
Strona 7
– O n ie, ch y b a n ie… – zac zęł a Lee z n iep o k o j em w g ło s ie.
M iło , że p am ięt ał a. Os tatn ie lata o ch ło d ził y ich rel ac je, ale Lee cały czas s ię s ta‐
rał a. No e ll e p o win n a mieć to n a u wad ze.
– Z b io p s ji wy s zło , że ws zy s tk o w p o r ząd k u , wy n ik i d o s tał am p o czt ą k ilk a ty ‐
g o d n i temu . – No e ll e p o win n a b y ła ws p o m n ieć o ty m Lee, ale tak ją p o c h ło n ęł y
p rzy g o t o wan ia n a d ziś . Do b re wy n ik i w p ewn y m s en s ie s tan o wił y d la n iej jed y n ie
p o t wierd zen ie, że p rzy s zed ł czas . – Ale mu s iał am jes zc ze co ś zał at wić. – Na p rzy k ład
d o jś ć d o teg o , jak s ię tu zn al az ła: czterd zies to s ześ cio l etn ia k o b iet a, k tó r a p rag n ie
zac ząć ży cie n a n o wo .
– Będ zie d o b rze?
Tak . M u s iał a w to wier zy ć. Tak .
– Ws zy s tk o jes t w p o r ząd k u . M ó wił aś co ś o ś n ież y cy ?
– Tak , ch o c iaż jes tem p ewn a, że d ru ży n a k o s zy k ó wk i i tak b ęd zie tren o wać w n a‐
d ziei, że n a ju trzejs zy m mec zu ich n ie zas y p ie.
No e ll e s ię s k rzy wił a. Świetn ie. Go rl iwe u czes tn ict wo czło n k ó w jej ro d zin y w lo ‐
k aln y ch ro zg ry wk ach czas am i s p rawiał o , że miał a o ch o t ę wal ić g ło wą o ś cian ę.
Z ty m że g d y b y n ie Kirb y i jeg o tren in g i, mo g łab y zu p ełn ie s ię p o g u b ić.
– Nie mo g ę zn ieś ć my ś li, że Kirb y jed zie ty m ro zk lek o t an y m n eo n em w tak ą p o ‐
g o d ę. Kaz ał am Eliem u zmien ić o p o n y n a zim o we, ale… – Gd y b y b y ła w d o mu ,
u ru ch o m ił ab y SUV-a z n ap ęd em n a czter y k o ła i p o j ec h ał ab y p o s y n a d o s zk o ł y .
Nien awid ził a s ię p ro s ić, ale mamy zawo d n ik ó w z tej s am ej d ru ży n y s o b ie p o m a‐
g aj ą.
– J eż el i Kirb y wy l ąd u j e w ro wie, p o j ed zies z p o n ieg o ?
– A g d zie jes t Eli?
Oczy wis te p y tan ie, rzecz jas n a. Kied y ś o d p o wied ź b y łab y p ro s ts za. W mieś cie.
Na k o m is ar iac ie. Alb o w rad io wo z ie.
Ale o d k ąd k ilk a mies ięc y temu p o s zed ł n a emer y tu rę, k tó ż miałb y to wied zieć?
– M ó wił, że id zie n ad jez io r o ło wić ry b y . M y ś lał am, że p rzy j ad ę, zan im wró c i,
ale…
– J as n e, No e ll e. Nic zy m s ię n ie martw. Up ewn ię s ię, że Kirb y n ie zo s tał s am.
– Dzięk i, Lee. Co u Emmy ? – zd o ł ał a zap y tać, u n ik aj ąc czk awk i, ch o ć g ard ło i
tak jej zad rżał o . M o że k ied y ś zad a to p y tan ie b ez b ó lu .
– W p o r ząd k u . Nad al g ra w Twin Cit ies . Wy d aj e mi s ię, że w wee k en d d aje k o n ‐
cert.
Wy d aj e jej s ię? Czas am i No e ll e n ien awid ził a Lee za to , że to ws zy s tk o tak łat wo
jej p rzy c h o d ził o .
No e ll e u s ły s zał a d źwięk o p ró żn ian ia zmy wark i, s zczęk an ie tal er zy . Lee p rawd o ‐
p o d o b n ie mu s iał a n ap ełn iać ją ter az ty lk o raz w ty g o d n iu .
M o że No e ll e p o win n a b y ła zap ro p o n o wać Lee, żeb y z n ią p o j ec h ał a. Ale n ie, mu ‐
s iał a zał at wić to s ama.
Zał at wił ab y to s ama. W k o ń c u k to in n y zro z u m iałb y , jak to jes t p at rzeć w lu s tro
i n ie p o z n awać włas n eg o o d b ic ia? Lee p rzet rwał a, a n awet s tał a s ię s iln iejs za p o tam‐
ty m fat aln y m d n iu . Nie p o t raf ił ab y p o j ąć, jak to jes t ch cieć zo s tawić ws zy s tk o za
Strona 8
s o b ą.
Ch cieć zap o m n ieć.
Nie żeb y No e ll e p rag n ęł a wy m az ać o s tatn ie d wad zieś cia lat s wo j eg o ży cia. Ty l‐
k o p ewn e jeg o frag m en t y .
Bo l es n e, o k ro p n e, p o z b awiaj ąc e tch u frag m en t y .
Ale n awet Bó g n ie b y ł w s tan ie u zd ro wić ran i z p o wro t em złąc zy ć an i ich ro d zi‐
n y , an i jej małż eń s twa.
– Nied łu g o b ęd ę w d o mu . – No e ll e d o s trzeg ła p rzed s o b ą ś wiat ła k o l ejn eg o mia‐
s teczk a, wy ł an iaj ąc e s ię z s zar o ś ci. – Zat rzy mam s ię n a k awę. J eś li Eli s ię p o k aż e i b ę‐
d zie mn ie s zu k ał… p o p ro s tu p o wied z, że jes tem w d ro d ze.
Cis za.
– Nie wie, że p o j ec h ał aś d o Du l u th ?
Na wid o k zn ak u o g ran ic zen ia p ręd k o ś ci No e ll e d el ik atn ie wcis n ęł a p ed ał h am o ‐
wan ia.
– Ch ciał am mu p o wied zieć, ale…
Nie, właś ciwie to n ie ch ciał a. W g ło wie n iem al u s ły s zał a g ło s p as to r a. Przemilczenie
to wciąż kłamstwo.
Ale czy to rzec zy wiś cie b y ło k łams two , s k o r o n ig d y o n ic zy m n ie ro zm awial i?
Sk o r o o n a i Eli s p ad li d o ran g i d wó ch led wie zn o s ząc y ch s ię ws p ó łl o k at o r ó w? Od
p o n ad ro k u mąż ś p i w o s o b n y m p o k o j u . J ak o ś p rzes tał o mieć zn ac zen ie to , czy in ‐
fo rm o wał a g o o ty m, co ro b i.
In a c zej n ie b ęd zie.
– Szer o k iej d ro g i – p o wied ział a Lee. J ej g ło s b rzmiał ch ło d n o , n awet d ziwn ie.
Ale mo że to p rzez ś n ież y cę alb o p is k o p o n . No e ll e zwo ln ił a, żeb y zat rzy mać s ię
w k awiarn i M o c h a M o o s e p rzy au t o s trad zie. M o g łab y ws p o m ó c s ię czy mś , co p o ‐
ws trzy ma ją o d zaś n ięc ia w trak c ie jes zc ze d wu g o d zin n ej jazd y .
– Dzięk i, Lee – o d p o wied ział a, ale ro zm ó wc zy n i ju ż s ię ro zł ąc zy ła. Pewn ie p o
p ro s tu s trac ił a zas ięg , to zd ar zał o s ię tu taj częs to . No e ll e zap ark o wał a, ch wy cił a to ‐
reb k ę i p rzes zła p rzez p lac. Nie p o win n a b y ła zak ład ać k o z ak ó w n a s ied m io c en t y me‐
tro wy ch o b c as ach . Ale k ied y ran o s ię u b ier ał a, n ie my ś lał a o ś n ież y cy .
Us ił o wał a zn al eźć p arę eleg an ck ich s p o d n i, k tó r e n ie u wier ał y w tal ii i n ie wy ‐
g ląd ał y jak z lat o s iemd zies iąt y ch – właś n ie wted y p o raz o s tatn i s tar ał a s ię o co ś , co
miał o b y jak iek o lwiek zn ac zen ie. Pró b o wał a p rzy p o m n ieć s o b ie, jak u ło ż y ć b lo n d
wło s y d o ram io n w in n ą fry zu rę n iż u liz an y k o ń s k i o g o n i p o wtar zał a o d p o wied zi n a
p y tan ia.
Dlaczego zasługuję na przyjęcie do Duluth Art Institute?
Po d ał a k ilk a k iep s k ich arg u men t ó w, a żad en z n ich n ie wy d awał s ię zb y t p rzek o ‐
n u jąc y . J ed n ak Erik Han s en wy g ląd ał n a u s at y s f ak c jo n o wan eg o . Po wied ział, że s ię z
n ią s k o n t ak t u je.
Ciężk im k ro k iem wes zła d o k awiarn i. Ok u lar y p rzec iws ło n eczn e zap ar o wał y o d
ciep ła. Przes u n ęł a je n a czu b ek g ło wy i s k ier o wał a s ię d o lad y . Og ień s trzel ał rad o ‐
ś n ie w k o m in k u , p rzy k tó r y m s tał y s k ó r zan e fo t el e. M o żn a b y ło u s iąś ć i p o c zy tać.
Na tab lic y z ty łu wid n iał y p ro m o c je d n ia.
Strona 9
– W s amą p o rę. Właś n ie miel iś my zam y k ać – o d ez wał a s ię d ziewc zy n a za lad ą.
No e ll e p rzy jr zał a s ię tab lic y . Ech , czem u n ie?
– Po p ro s zę b iał ą mo k k ę z p o d wó jn ą b itą ś miet an ą. – Po g rzeb ał a w to r eb c e. – I
czy mo g łab y m p ro s ić jes zc ze te małe cias teczk a z czek o l ad ą?
Żwawa k as jerk a, b lo n d y n k a, p ewn ie ś wież o p o lic eu m, wy s zczer zy ła zęb y w
u ś miec h u .
– Święt u jem y ?
By ć mo że. No wy p o c ząt ek ży cia, d ro g ę d o czeg o ś , z czy m mo g ła ży ć. No e ll e k iw‐
n ęł a, zap łac ił a, p o czy m p o d es zła d o d ru g iej lad y , żeb y zac zek ać n a zam ó wien ie.
Kied y d o s tał a s wo j ą mo k k ę, n ał o ż y ła p o k ry wk ę, u p ił a ły k i o ś miel ił a s ię wy jś ć
n a ś n ież y cę. Ciep ło czek o l ad y p rzen ik n ęł o zak am ark i jej ciał a i wzmo cn ił o ją, n awet
jeś li tę mo c miał a czu ć ty lk o p rzez ch wil ę.
M o g ła to zro b ić. Z Elim lu b – co b y ło b ard ziej p rawd o p o d o b n e – b ez Elieg o .
Zaa k c ep t o wał a ten s tan rzec zy , p rzy n ajmn iej w więk s zej częś ci. Gd y b y ty lk o
mo g ła co fn ąć s ię w czas ie, zro z u m ieć, k ied y zac zęł o s ię p s u ć. M o że ich małż eń s two
n ad al b y ło b y wart e u rat o wan ia.
J es zc ze ty lk o to a l et a i ru s zy p ro s to d o d o mu . Po s p ies zy ła d o łaz ien k i i właś n ie
wted y u s ły s zał a h ał as . Krzy k i, p o d n ies io n e g ło s y . Gwałt o wn ie o two r zy ła d rzwi i za‐
marł a.
Przy lad zie s tał o d wó ch mężc zy zn w k o m in iark ach – jed n eg o z n ich n az wał ab y
rac zej ch ło p c em, g d y ż s wo j ą p o s tu rą n ie p rzy p o m in ał d o b rze zb u d o wan eg o , s zer o ‐
k ieg o w b ar ach to war zy s za. Więk s zy z n ich cel o wał w k as jerk ę z p is to l et u . No e ll e
ro zp o z n ał a g lo ck a, d ziewięć mil im et ró w. Ch u d ziel ec wy c iąg n ął p ap ier o wą to rb ę.
– Nap ełn ij ją, p o t em n a ziem ię.
Ser io ? Nap ad w k awiarn i?
J ak wid ać, w las ach Pó łn o c y czai li s ię też d ro b n i p rzes tęp c y . Wy s tarc zy ło s ię‐
g n ąć p am ięc ią d o wy d ar zeń w Deep Hav en .
Có ż, d zis iaj n ik t n ie u mrze.
Serc e No e ll e wal ił o , k ied y s zp er ał a w to r eb c e w p o s zu k iwan iu k o m ó rk i. Szlag ,
zo s tawił a ją w s am o c h o d zie, w u ch wy cie n a k u b ek .
Ale d wa k ro k i s tąd b y ły d rzwi…
Wzięł a o d d ech , z imp et em wy s zła z łaz ien k i i ru s zy ła d o wy jś cia.
– Hej!
Kied y wy s k o c zy ła n a ch o d n ik i rzu cił a s ię w k ier u n k u s am o c h o d u , jed en z n a‐
p as tn ik ó w s ię o d wró c ił, mo żl iwe, że u s ły s zał a s trzał.
Czy jaś d ło ń złap ał a ją za ram ię i s zarp n ęł a d o ty łu .
– Do k ąd to s ię wy b ier am y ? – Wb ij ał a s ię p az n o k c iam i w jeg o k o m in iark ę n awet
w ch wil i, k ied y wciąg ał ją z p o wro t em d o k awiarn i.
W ś ro d k u u d er zy ł ją tak mo cn o , że zad rżał a jej s zczęk a. Brąz o we o czy , tat u aż n a
d ło n i, u zg ięc ia k ciu k a.
Kas jerk a leż ał a n a p o d ł o d ze za lad ą i p łak ał a. Na jej p o l iczk u wid n iał a p ręg a,
o twart a i k rwawiąc a ran a. Ch ło p ak s tał n ad n ią, a s p o d k o m in iark i wy s tawał y mu za‐
n ied b an e b lo n d wło s y . Sp o jr zał n a No e ll e. Na wid o k b lad y ch n ieb ies k o s zar y ch o czu
Strona 10
p rzes zy ł ją d res zcz.
Więk s zy mężc zy zn a ch wy cił ją ter az za s zy ję i p rzy c is n ął twar zą d o p o d ł o g i.
– Otwó rz s ejf alb o ją zab ij em y – wark n ął d o p rac o wn ic y .
Dziewc zy n a czo łg ał a s ię d o b iu r a n a zap lec zu , łk aj ąc.
Boże, proszę, nie chcę umierać na podłodze kawiarni.
Alb o s k lep u wiel o b ran ż o weg o . Ta my ś l n iem al p o z b awił a ją tch u . J ej ro d zin a
n ie p o t raf ił ab y zn ó w p rzez to p rzejś ć.
– M amy to – o ś wiad c zy ł ch ło p ak .
– Do b rze. A ter az ją zas trzel. – Ten d ru g i p o d ał mu s wo j eg o g lo ck a.
Ch ło p ak wg ap ił s ię w to war zy s za. Po k ręc ił g ło wą.
– Nie mo g ę.
Więk s zy mężc zy zn a s tłu mił p rzek leń s two , p o czy m zn ik n ął n a zap lec zu .
O nie, proszę, nie…
Dźwięk s trzał u ws trząs n ął No e ll e.
Ch ło p ak n ap o t k ał jej wzro k . Sam miał wy t rzes zc zo n e o czy .
I wted y p o c zu ła co ś w ś ro d k u . M o że to b y ł in s ty n k t. Gło s .
Uciekaj.
Uciekaj!
Zer wał a s ię i rzu cił a d o d rzwi. Ścig ał y ją k rzy k i, ale b ieg ła d al ej ch o d n ik iem w
k ier u n k u d ro g i.
Tam – ś wiat ła! Cięż ar ó wk a p rzed zier ał a s ię p rzez zam ieć.
– Po m o c y ! Po m o c y ! – Wtarg n ęł a n a d ro g ę, mac h aj ąc ręk o m a n ad g ło wą. – Stó j!
I wted y k o z ak i ją zawio d ły . Po ś liz g n ęł a s ię n a g o ł o l ed zi, jed n ą s to p ę wy r zu caj ąc
p rzed s ieb ie. Ws trząs p o d er wał d ru g ą n o g ę. Ciał o zn al az ło s ię w p o wiet rzu .
J ej k rzy k zmies zał s ię z p is k iem o p o n cięż ar ó wk i.
Up ad ek n a ch o d n ik wy wo ł ał w No e ll e ek s p lo z ję b ó lu .
Po t em zap ad ła ciemn o ś ć.
Strona 11
Rozdział 2
Eli Hu e s to n ch ciałb y n a zaws ze zam ies zk ać s am o tn ie w s wo i m d o mk u n a lo d zie.
M ó g łb y , p rawd a? Przy n ajmn iej p rzez czter y mies iąc e w ro k u . Przy c zep a, wtas zc zo n a
n a ś ro d ek jez io r a M cFarl an d tu ż p rzed Święt em Dzięk c zy n ien ia, d o k tó r ej mo żn a
b y ło d o t rzeć ty lk o s k u ter em ś n ieżn y m, p o s iad ał a ws zy s tk ie p rzy wil ej e d o m o weg o
zac is za.
Po m ij aj ąc lo d o wat y , n iep rzen ik n io n y ch łó d .
Do m ek , mn iej więc ej wielk o ś ci jeg o s y p ialn i, wy p o s aż o n y b y ł w d ęb o we s zafk i,
k u ch en k ę, mik ro f al ó wk ę, lo d ó wk ę o raz n o wy p łas k i ek ran HD, n ie ws p o m in aj ąc o
wo d o o d p o rn ej k am er ze, k tó r a mo n it o r o wał a d n o jez io r a, p rzy n ęt ę i ry b y .
Gd y b y zec h ciał, mó g łb y s p ęd zić n o c n a jed n y m z łó ż ek p ięt ro wy ch . Do m ek tak
p rzy j emn ie s ię n ag rzewał, że czas am i trzeb a b y ło k o r zy s tać z jed n eg o z k an ał ó w wen ‐
ty lac y jn y ch p o d s u f it em.
Oczy wiś cie b y ła też to a l et a. A, i s ześ ć o two r ó w, d zięk i k tó r y m Eli mó g ł ło wić
ry b y . Co czas am i ro b ił. Na p rzy k ład d ziś . Czter y o k o n ie – jed n eg o wo ln o mu b y ło
zat rzy mać[0 1 ] – o raz s zczu p ak , k tó r y n ie p o t raf ił s ię o p rzeć n ęc ąc em u u ro k o wi u k ‐
lejk i, p o d s k ak u jąc ej tu ż p rzed jeg o s zer o k ą wy g ło d n iał ą p as zc zą.
Na lu n ch Eli o czy ś cił s zczu p ak a i u s maż y ł g o w p an ierc e. Po c h ło n ął p o s ił ek , p o ‐
p ij aj ąc co lą. Nie n al eż ał ju ż d o ty ch , k tó r zy wlek li ze s o b ą d o las u s ześ cio p ak p iwa.
Przer ab iał zres zt ą tem at alk o h o l u . Zd ał s o b ie s p rawę, że to b ez s en s u , k ied y k ażd eg o
ran k a b u d ził s ię w g o rs zy m s tan ie. Po za ty m wid ział zb y t wiel u węd k ar zy , k tó r zy ze‐
s zli n a s k u tek h ip o t erm ii, żeb y k u s ić lo s zn o s zen iem alk o h o l u n a to o d l u d zie.
Gład k a b iel jez io r a, zmąc o n a jed y n ie p rzez k o l ei n y p o Po l ar is ie, p rzy p o m in ał a
Strona 12
s wo i s tą k o n s tel ac ję g wiazd . Kry s tal iczn a, b ły s zc ząc a p o d b łęk itn y m n ieb em p o ‐
wierzch n ia s k ro p io n a b y ła ter az p ó łm ro k iem, k tó r y ry s o wał s ię n a h o r y zo n c ie. Ciem‐
n y ró ż ro zl ewał s ię p o lo d zie n ic zy m s y r o p .
M ó g łb y tu zo s tać n a całą zimę. A lat em ś ciąg n ąłb y zro b io n ą n a zam ó wien ie
p rzy c zep ę z jez io r a, zap ark o wałb y ją n a mał ej, n iez ag o s p o d ar o wan ej d ziałc e Hu e s to ‐
n ó w i ło wiłb y n a b rzeg u . Biwak , ś wież e s an d ac ze, s zczu p ak i i o k o n ie n ad s trzel aj ą‐
cy m o g n is k iem.
Gd y b y ty lk o ży cie b y ło tak p ro s te jak ło wien ie ry b .
Czło wiek n ad ziewa o d p o wied n ią p rzy n ęt ę (larwę alb o u k l ejk ę) n a h ac zy k , za‐
n u rza ży łk ę w wo d zie i czek a, aż ry b a u g ry zie. Nie mu s i p y tać ry b y , jak ie to u czu cie,
alb o zg ad y wać, co zro b ił źle, że zo s tał p o t rak t o wan y tak o zięb le. Nie mu s i s ię mar‐
twić, że ry b a p łac ze w ś ro d k u n o cy .
Nie cierp iał s tać za d rzwiam i i s łu ch ać s zlo c h u No e ll e. Przen ió s ł s ię d o in n eg o
p o k o j u , żeb y u ciec o d teg o , co n o c w n o c d rąż y ło jeg o d u s zę. Nie miał p o j ęc ia, jak
p o c ies zy ć żo n ę, k tó r a s trac ił a tak wiel e z s ieb ie, ze s wo j ej p rzy s zło ś ci.
Gd y b y p o t raf ił, co fn ąłb y te mro czn e wy d ar zen ia alb o zas tąp ił je in n ą s trat ą. Tak ,
Eli wo l ałb y n a zaws ze zam ies zk ać n a ty m zap o m n ian y m jez io r ze, zas zy ć s ię w g ę‐
s ty m zaś n ież o n y m les ie, p ięćd zies iąt k il o m et ró w o d cy wil iz ac ji i p o z wo l ić g ło s o m
w g ło wie z czas em u cis zy ć s ię d o s zep t u . Po z wo l ić s o b ie my ś leć.
Czu ć.
Zap o m n ieć s ię.
M o że d ałb y rad ę n awet wy m y ś lić s p o s ó b n a to , jak n ap rawić ich ży cie. Alb o zd e‐
cy d o wać, czy w o g ó l e ch ce to ro b ić. Nier az p rzy c h o d ził o mu d o g ło wy , że p o win n i
p o p ro s tu p rzy z n ać s ię d o p o r ażk i.
Lee wy r az ił a to n awet g ło ś n o – że mo g lib y zac ząć o d n o wa, k ied y ch ło p c y s k o ń ‐
czą s zk o ł ę. Eli rąb ał d la n iej d rewn o n a o p ał. By ła to p rac a, z k tó r ą Der ek s p o k o jn ie
b y s o b ie p o r ad ził, ale p rzez liczn e zaj ęc ia s p o rt o we miał n iewiel e czas u n a o b o wiązk i
d o m o we.
Po za ty m mężc zy zn a czu je s ię w o b o wiązk u p o m ag ać wd o wie p o jed n y m ze s wo ‐
ich zas tęp c ó w.
M iał a n a s o b ie czerwo n o -czarn ą o ciep lan ą flan el o wą k o s zu lę, a s p o d s zar ej weł‐
n ian ej czap k i wy s tawał y k as zt an o we wło s y . Uk ład ał a k awałk i d rewn a, k tó r e k o l ejn o
wy p ad ał y s p o d s iek ier y .
– J ak ch ces z s p ęd zić emer y tu rę, Eli? Sam? Czy z k imś , k to s ię o cieb ie tro s zc zy ?
– Od g arn ęł a wło s y z twar zy i u ś miech n ęł a d o n ieg o . W jej min ie k ry ło s ię ch y b a ja‐
k ieś zap ro s zen ie.
Nie o d p o wied ział, ale p y tan ie p o z o s tał o . Nie d awał o mu s p o k o j u w d ro d ze n ad
jez io r o M cFarl an d . Prześ lad o wał o g o , k ied y o b s erwo wał s p ławik i ry b y p rzem y k aj ą‐
ce p o ek ran ie.
Sam?
Nie b y ł s am, p rawd a?
Eli s k o ń c zy ł my ć żel iwn ą p at eln ię, o s u s zy ł ją i wło ż y ł d o s zafk i. Do m ek wciąż
p ach n iał tłu s zc zem z b ek o n u , n a k tó r y m s maż y ła s ię ry b a. Zab ezp iec zy ws zy s p rzęt,
Strona 13
Eli o two r zy ł d rzwi, żeb y p rzewiet rzy ć. Przy c zep a p o t raf ił a p rzem ien ić s ię w twierd zę
n ie d o zd o b y cia. By ła tak ciężk a, że d o p rzewiez ien ia jej n a ló d p o t rzeb n y b y ł p o d ‐
n o ś n ik .
Wło ż y ł res zt ę ry b y d o p rzen o ś n ej lo d ó wk i, k tó r ą u mieś cił n a s ied zen iu s k u ter a,
wy t arł d o s u c h a zlew i to a l et ę, p o czy m wy ł ąc zy ł o g rzewan ie i zam k n ął d o m ek . Nieb o
n a zac h o d zie wy d awał o s ię ter az ciemn iejs ze, jak b y n ad c h o d ził a ś n ież y ca. Siln y p o ‐
wiew wiat ru zd mu ch n ął ś n ieg ze s k u teg o lo d em jez io r a, k ilk a g ru d ek s p ad ło n a k u rt‐
k ę Elieg o . Kied y u ru ch o m ił s k u ter, n ag ła zmian a temp er at u ry s p o wo d o wał a, że p rze‐
s zy ł g o d res zcz.
Ob y Kirb y s zczęś liwie wró c ił d o d o mu ty m s tar y m g ru c h o t em. W p o b liż e jez io r a
ś n ież y ca mo g ła d o t rzeć s zy b c iej, wted y p u s zy s ty ś n ież ek zmien i s ię w g o ł o l ed ź. Eli
s p o jr zał n a tel ef o n , wciąż n ie b y ło zas ięg u .
Na s zczęś cie No e ll e o d b ier ze ch ło p c a, g d y b y p o t rzeb o wał p o m o c y . Właś ciwie
n ie o d s tęp o wał a ich n ajm ło d s zeg o s y n a n a k ro k . Nic d ziwn eg o .
Eli wcis n ął g az d o d ec h y , u p aj aj ąc s ię p o t ęg ą p ręd k o ś ci. Przy b rzeg u d o jr zał
s wo j eg o tru ck a – d u że czarn e au to . Zat rzy mał s ię p rzy n im, ws p iął p o p o d j eźd zie,
wciąg n ął s k u ter n a p ak ę i p rzy m o c o wał.
Po c zek ał ch wil ę, aż s am o c h ó d s ię ro zg rzej e, a w ty m czas ie p o s tawił lo d ó wk ę n a
s ied zen iu p as aż er a i zb liż y ł d ło n ie d o źró d ła ciep ła.
Sam? Czy z kimś, kto się o ciebie troszczy?
Gło s Lee d u d n ił mu w g ło wie. Gło s i jej ś miech . Sp o s ó b , w jak i n a n ieg o p a‐
trzy ła, s p rawiał, że Eli czu ł s ię o d wad zieś cia lat mło d s zy ; jej s p o jr zen ie n ie p rzy p o ‐
min ał o mu o trag ed ii. Przeż y wał a o czy wiś cie włas n y d ram at, ale w jej o czach wid ział
s ieb ie jak o wy b awic iel a.
A n ie d ręc zy ciel a.
Ty lk o że Lee b y ła żo n ą Clay a.
Nie. Serc e zac zęł o mu wal ić.
Nie.
Ech , i d o teg o o n s am b y ł żo n at y . Nie zn o s ił s ieb ie za to , że o ty m p o m y ś lał. Ale
czy m w o g ó l e jes t małż eń s two ? Na p ewn o n ie ty m, co b y ło międ zy n im a No e ll e.
Ws p ó łi s tn ien ie? To l er an c ja?
Czas am i n awet i teg o b rak o wał o .
Pewn ie mó g łb y ter az u p aś ć n a ló d i n awet b y za n im n ie tęs k n ił a. Niech ló d za‐
marz n ie i wy m aż e g o z jej ży cia b ez zb ęd n y ch cer eg iel i.
Wjec h ał n a ś cieżk ę. Im d al ej p rzem ies zc zał s ię n a p o ł u d n ie, ty m p o g o d a s zy b ‐
ciej s ię p s u ła. Gru b e p łatk i ś n ieg u w zet k n ięc iu z au t em n at y ch m ias t to p n iał y i
s p ły wał y p o p rzed n iej s zy b ie. Eli włąc zy ł wy c ier aczk i. W p o b liż u jez io r a Su p er io r
p o wierzch n ia au t o s trad y b ez wątp ien ia p o k ry ta b y ła lo d em, a w ro wach p an o wał
tło k .
By ł d la n iej zb y t s u r o wy , zd awał s o b ie z teg o s p rawę. Od p o wied zialn o ś ć za p o d ‐
trzy my wan ie małż eń s twa s p o c zy wał a n a b ark ach mężc zy zn y – ws łu ch ał s ię w s ło wa
teg o k az an ia wy s tarc zaj ąc o u ważn ie, b y u wier zy ć w jeg o treś ć. Ale co , jeś li żo n a n ie
rea g o wał a? Co , jeś li jeg o s tar an ia w rzec zy wis to ś ci s p rawiał y jej b ó l?
Strona 14
Boże, nie wiem już, jak kochać moją żonę. Jak to naprawić. Jak być mężem, którego potrzebuje.
Chyba straciliśmy już nadzieję…
Ko m ó rk a zawib ro wał a w k ies zen i k u rtk i.
Sięg n ął d o n iej, p o s zp er ał zimn ą d ło n ią i wy j ął tel ef o n . Niez n an y n u mer.
Zwo ln ił, s k ręc ił n a o p u s to s zał e p o b o c ze i o d eb rał.
– Eli Hu e s to n . – Ech , n ad al mó wił to n em s zer y fa. Ale d wad zieś cia p ięć lat s p ę‐
d zo n y ch n a o d b ier an iu p rzy k ry ch wiad o m o ś ci n ie p o z wal ał o p o z b y ć s ię teg o n a‐
wy k u z d n ia n a d zień . A n awet p o trzech mies iąc ach o d p rzejś cia n a emer y tu rę. Kied y
p rzy k ład ał s łu ch awk ę d o u ch a, czu ł, jak z p rzy z wy czaj en ia s k ręc a mu s ię żo ł ąd ek .
– Szer y fie, tu An n e Stan d in g Bear.
Nie s ły s zał g ło s u s an it ar iu s zk i o d p rawie p ięc iu lat, o d k ąd o n a i jej mąż No ah
p rzep ro wad zil i s ię d o Du l u th . Stu d io wał a tam med y cy n ę, żeb y d o s to p n ia p iel ę‐
g n iars k ieg o mó c d o d ać ty t u ł d o k t o r a. Zaws ze ją lu b ił, wied ział a, jak rad zić s o b ie
p rzy wy p ad k ach . Ale p o t rzeb o wał a więc ej, n iż Deep Hav en mo g ło jej zao fer o wać,
więc p o n ar o d zin ach s y n a Clan c y ’eg o raz em z No ah wy p ro wad zil i s ię, żeb y zrea liz o ‐
wać jej mar zen ia.
Kied y ś p o d o b n ie zro b ił a d la n ieg o No e ll e.
– Dzień d o b ry – o d p o wied ział. – Nie wiem, czy wies z, ale ju ż n ie jes tem s ze‐
ry fem.
Nie s k o m en t o wał a teg o , a co ś , co u jawn iał o s ię w to n ie jej g ło s u , n ap ięt y m i
ch ło d n y m, k tó r eg o p ewn ie n au czy li ją w St. Lu k e’s , s p rawił o , że ws trzy mał o d d ech .
– Przy k ro mi, ale zd ar zy ł s ię wy p ad ek .
O nie, tylko nie Kyle. Czy n ie p o wtar zał temu d ziec iak o wi, że eg z ek wo wan ie p rawa to
n ie ro b o t a d la n ieg o ? Że n ie ży czy łb y tak ieg o ży cia żad n em u ze s wo i ch d ziec i, n awet
n ajs tars zem u ? Ale p o d o b n ie jak Kels ey , Ky le n ie ch ciał g o s łu ch ać. Wy d awał o s ię, że
ch ło p ak mu s i s o b ie co ś u d o wo d n ić.
Alb o wy ł ad o wać g d zieś s wó j żal.
Eli zeb rał s ię w s o b ie.
– Co z n im? Co s ię s tał o ?
– Ch o d zi… – u rwał a. – … o p ań s k ą żo n ę. Przewró c ił a s ię p rzed M o c h a M o o s e.
M o c h a M o o s e…
– W Harb o r City ? – Co Noelle tam robiła? – M y ś lał em, że jes t w d o mu . Zro b ił a co ś
s o b ie? – Gd y ty lk o wy p o wied ział te s ło wa, u ś wiad o m ił s o b ie, jak g łu p io zab rzmiał y .
Oczy wiś cie, że co ś s o b ie zro b ił a, w p rzec iwn y m raz ie An n e n ie d zwo n ił ab y d o n ieg o .
Tak czy in a c zej, jak An n e ją zn al az ła?
– Ob awiam s ię, że tak . – Gło s An n e złag o d n iał. – Ud er zy ła s ię w g ło wę, mo cn o .
M u s is z p rzy j ec h ać d o St. Lu k e’s w Du l u th … Szer y fie, o n a ma o s iem s zwó w w czas z‐
ce.
– O n ie. – Wró c ił n a d ro g ę, p rzed o czam i maj ąc o b r az No e ll e leż ąc ej w k ał u ży
k rwi n a o ś n ież o n y m b ru d n y m p ark in g u p rzed k awiarn ią. Zaws ze mu s iał a s ię tam za‐
trzy mać, b ez wzg lęd u n a p o rę d n ia. Wy b ił s o b ie z g ło wy tę wiz ję. – Dzwo n is z ze s zp i‐
tal a? M o g ę z n ią p o r o zm awiać?
– Dzwo n ię z o d d ział u in t en s y wn ej ter ap ii, s zer y fie. Ale… n ie ch cę o ty m mó wić
Strona 15
p rzez tel ef o n .
– Po p ro s tu p o wied z.
– On a… ma p o ważn y u raz g ło wy . Przy k ro mi, s zer y fie, p ań s k a żo n a jes t w
ś p iączc e.
***
Emma Nels o n n ie tak ie ży cie s o b ie zap lan o wał a.
O n ie – we ś n ie, k tó r y wy ś n ił y z Kels ey Hu e s to n , g raj ąc w p ewn y m g ar aż u n a
p ó łn o cn y m wy b rzeż u i two r ząc włas n y zes p ó ł o n az wie Blu e M o n k ey s , z p ewn o ś cią
n ie b y ło miejs ca n a n eo n o we rek lam y p iwa, o wło s io n y ch mo t o c y k lis tó w w czarn y ch
s k ó r ach czy k o b iet ę wy c h y laj ąc ą k iel is zek z g łęb o k o wy d ek o lt o wan ej czerwo n ej
b lu zk i trzy s to l ik i o d s cen y .
Emma o d wró c ił a wzro k . Stał a za g łó wn y m g it ar zy s tą Ret ro s p ect, z g it ar ą b as o wą
p rzewies zo n ą p rzez ram ię, wy k o n u jąc s k o mp lik o wan e b lu e s o we riff y . Gral i co v er y
Led Zep p el in , Flee two o d M ac, Th e Sto n es , a n awet Stev ie’eg o Ray a Vau g h n a. Ws tręt‐
n y o d ó r p ap ier o s ó w wn ik ał w czarn y T-s h irt z lo g o Hard Ro ck Café, k tó r y o d zied zi‐
czy ła p o s wo j ej p rzy j ac ió łc e, a s tru g a p o tu s p ły wał a jej p o k ręg o s łu p ie p o m im o
mro z u p an u jąc eg o n a zewn ątrz.
Gd y b y jes zc ze raz mu s iał a zag rać Stairway to Heaven, p o p ro s tu s p ak o wał ab y p rze‐
tart eg o czter o s tru n o weg o Fen d er a i rzu cił a s ię d o u cieczk i. By ć mo że d o d o mu , d o
Deep Hav en .
Nie, n ie, zwy czajn ie b y ła zmęc zo n a. I ś mierd ząc a.
I s p łu k an a. Gd y b y n ie to , n ie mu s iał ab y wy p ełn iać lu k w ro zm ai ty ch zes p o ł ach
ro ck o wy ch i b lu e s o wy ch w mieś cie, k tó r e p o t rzeb o wał y g it ar zy s ty b as o weg o (a wła‐
ś ciwie g it ar zy s tk i) i k tó r e, w p o r o z u m ien iu z Ritc h ie Hu ff M an ag em en t, b y ły w s ta‐
n ie zap ewn ić jej wy s tarc zaj ąc ą liczb ę wy s tęp ó w, żeb y mo g ła o p łac ić czy n s z za ten
mies iąc.
Ch ciał a zag rać włas n y k o n c ert. Sama, w ś wiet le ref lek t o r ó w, g rać włas n ą mu z y k ę
n a s wo j ej p ierws zej mił o ś ci – g it ar ze elek t ry czn ej. Nies tet y , zap o t rzeb o wan ie n a b lu ‐
es o wo -fo lk o wą p io s en k ark ę z p ó łn o cn ej M in n es o t y , z d u ż y m tal en t em d o imp ro wi‐
zac ji, b y ło za małe, b y mo g ła wy s tęp o wać s o lo . A właś ciwie n ie is tn iał o .
Ob s erwo wał a g łó wn eg o g it ar zy s tę, żeb y w d o b ry m miejs cu zmien ić tak t. Zak o ń ‐
czy ł p io s en k ę s k in ien iem g ło wy .
– Dzies ięć min u t p rzer wy – p o wied ział d o n iej p rzez ram ię. Bo b b y ? Bill y ? Nie
p am ięt ał a, jak ma n a imię, ale k iwn ęł a g ło wą, zad o wo l o n a, że mo że o d wies ić g it ar ę,
zejś ć ze s cen y zat ło c zo n eg o 4 0 0 Bar i u d ać s ię p rzez zap lec ze n a u lic ę, g d zie rześ k ie
zim o we p o wiet rze o czy ś cił o b y jej my ś li.
Strona 16
Właś ciwie d lac zeg o n ie p o s zła za rad ą s wo j eg o wy c h o wawc y i n ie p o ś więc ił a s ię
n au czan iu ? Alb o n ie zo s tał a w s zk o l e, żeb y p o t em p ó jś ć n a ak ad em ię mu z y czn ą?
By ć mo że k ier o wał a s ię p am ięc ią o o jcu , k tó r y s tawał p rzed d rzwiam i s tu d ia, g o ‐
to wy ws k o c zy ć za b ęb n y i zaf u n d o wać jej cał o n o cn e jam s es s io n . Alb o czas am i p o
p ro s tu o p ad ał n a ro zwal aj ąc ą s ię ziel o n ą k an ap ę, p o d p ier ał b ro d ę d ło ń m i i s łu ch ał.
M iał a n ad ziej ę, że wciąż s łu ch a, n awet ty ch wątp liwy ch p o p is ó w Ret ro s p ect.
Tata u waż ał, że g rał a s erc em, n awet k ied y ch o d ził o o co v er y s tar y ch n u mer ó w.
Bęb n iarz wy s zed ł za n ią, b lo k u jąc d rzwi p u s zk ą.
– J ak n a tak ą mło d ą, jes teś n ap rawd ę n iez ła – p o wied ział. To mm y ? Ted ? – Tim –
p rzed s tawił s ię w o d p o wied zi n a jej n iep ewn ą min ę. – W p rzy s zły czwart ek mamy k o ‐
lejn y wy s tęp . J es tem p ewien , że Brian ch ciałb y , żeb y ś d o n as d o ł ąc zy ła.
Ah a, tamt en miał n a imię Brian . Op arł a s ię o met al o wą p o r ęcz p rzy d rzwiach i
u n io s ła g ło wę. Ch mu r y d y mu n ad n ią p rzes łan iał y n ieb o , p rzeb ij ał o s ię p rzez eń rap ‐
tem k ilk a g wiazd . Nawet w b las k u ś wiat eł u liczn y ch led wo b y ła w s tan ie je d o jr zeć.
Dawn o temu w Deep Hav en wy d awał o jej s ię, że wid zi cały ws zech ś wiat.
Przes zy ł ją d res zcz.
– Ritc h ie ws p o m in ał, że p o t rzeb u j ec ie b as is ty . Będ ę mu s iał a s p rawd zić g raf ik . –
J u ż ter az wied ział a, co zap lan o wał a n a p rzy s zły czwartk o wy wiec zó r: wielk ie, tłu s te
n ic. Ale g d y b y co ś jej wy s k o c zy ło : s zan s a n a wy s tęp w jed n y m z lo k aln y ch h o t el i
alb o n awet w Fin e Lin e M u s ic Cafe, p rzed p rawd ziwy mi s łu ch ac zam i, a n ie tak im i,
k tó r zy p o p ro s tu żło p al i wh is k ey z co lą d o k ażd eg o tak t u ?
– Zał o ż ę s ię, że jes teś b ard zo zaj ęt a, zn as z n ies am o wit e riff y .
– Dzięk i. Tata mn ie n au czy ł.
– Blu e s o wiec. Zał o ż ę s ię, że jes t d u mn y . – Tim b y ł d o s tat eczn ie s tar y , żeb y b y ć
jej wu jk iem, jeś li n ie o jc em, a u ś miech , k tó r y jej p o s łał, n ie b y ł wcal e o d r aż aj ąc y .
Lu b ił a g o , tę jeg o zac zes k ę i mas y wn y b rzu ch . Zap al ił p ap ier o s a i wy p u ś cił d y m z
d ala o d n iej.
– By łb y . – Uś miech n ęł a s ię. – Od s zed ł trzy lata temu .
Tim s p o jr zał n a n ią tak , jak więk s zo ś ć lu d zi, k tó r y m to o zn ajm iał a. J emu p rzy ‐
n ajmn iej o s zczęd ził a mak ab ry czn ej p rawd y . Zam o rd o wan y . Nien awid ził a teg o s ło wa.
– Przy k ro mi – p o wied ział.
– Dzięk i. Ch ciał, żeb y m rea liz o wał a s ię w mu z y ce, n awet d ał mi tro c h ę k as y n a
ży cie, k ied y ju ż s ię zd ec y d u j ę.
Ty le ty lk o , że n iewiel e z teg o zo s tał o . A p rzy n ajmn iej jej częś ci. M atk a wciąż
miał a s wo j ą, a Der ek o d ło ż y ł n a co ll eg e, ch o c iaż mó g łb y p o p ro s tu p o s tar ać s ię o
s ty p en d iu m s p o rt o we, jeś li d al ej b ęd zie n ab ij ał p u n k t y d la d ru ży n y Hu s k ies .
– Sk ąd jes teś ?
Po c ier ał a d ło ń m i o ram io n a, a p o t zam ar zał jej ter az wzd łu ż k ręg o s łu p a.
– Deep Hav en .
Przy g ląd ał s ię jej, miał miłe b rąz o we o czy .
– Ser io ? Uwielb iam to miejs ce. Lat em o d b y wa s ię tam fes tiwal b lu e s o wy .
– Wiem. Grał am n a n im k ilk a lat temu .
– Pewn ie cię wid ział em. J eżd żę tam co ro k u , zat rzy mu j em y s ię n a camp in g u
Strona 17
miejs k im: ja, żo n k a i n as ze d wa d ziec iaczk i.
– Zaws ze g rał am w n am io t ach i n a s cen ie g łó wn ej n a lo k aln y m p o k az ie tal en t ó w.
Wy s tęp o wał am z p rzy j ac ió łk ą. Naz y wał y ś my s ię Blu e M o n k ey s . Du rn e, wiem.
Zac iąg n ął s ię p ap ier o s em.
– Ch y b a cię p am ięt am. M iał aś wo k al is tk ę…
– Kels ey . Tak . Po t raf ił a ro zk ręc ić imp rez ę. – M o g ła ju ż o ty m mó wić b ez tak ieg o
b ó lu . Po m o g ła jej w ty m p rzep ro wad zk a d o miejs ca o d d al o n eg o o p ięć g o d zin n a p o ‐
łu d n ie.
– Wciąż g rac ie raz em? – Rzu cił p ap ier o s a n a ziem ię i zg as ił b u t em.
– Nie. – Na ty m s k o ń c zy ła. Od p o wied ź mo g łab y wy wo ł ać mel an c h o l ię, g d y b y
Emma s o b ie n a to p o z wo l ił a.
– Szk o d a. – Otwo r zy ł jej d rzwi i wp ro wad ził d o ś ro d k a. Ciep ło b aru , ły k alk o h o ‐
lu i s ó l p o tu n iem al p o z b awił y ją tch u .
Pewn eg o d n ia o d n ies ie s u k c es i czas y wy s tęp ó w w zes p o ł ach b lu e s o wy ch d o ‐
b ieg n ą k o ń c a. Przewies ił a g it ar ę p rzez ram ię. Uś miech n ęł a s ię d o wid o wn i.
Nik t n ie o d wzaj emn ił u ś miec h u .
– Pinball Wizard – p o wied ział Brian i Tim p o d c h wy cił ry tm.
Blu e M o n k ey s wy p ro d u k o wał o k ilk a co v er ó w Th e Wh o , ale Emma n ig d y n ie
czu ła s ię ro ck o wą d u s zą. Wo l ał a s tars ze k awałk i – Glad y s Kn ig h t, M av is Stap les
alb o Aret h y Fran k lin . Nie g ard ził a też J an is J o p lin , J o an Baz czy J o n i M itc h ell.
I mo g ła n a zaws ze zat rac ić s ię w s wo i ch aran ż ach p rzeb o j ó w z lat s ied emd zies ią‐
ty ch : au t o rs twa J o e g o Co ck er a, B.J . Th o m as a, a n awet Sim o n a i Garf u n k el a. Pewn ie
n ie d ało s ię ich u lep s zy ć, ale lu b ił a p ró b o wać.
Po d o b ał o jej s ię b rzmien ie, k tó r e s o b ie wy p rac o wał a. Po d o b n eg o zd an ia b y ł jej
men ad żer, Ritc h ie. Tak jej s ię p rzy n ajmn iej wy d awał o , k ied y p o z n al i s ię n a wiec zo ‐
rze amat o r ó w w M ad Fo x . W tak im raz ie jak im cu d em ro k p ó źn iej wciąż zas tęp o wał a
n ieo b ecn y ch b as is tó w?
Pewn ie d lat eg o , że n ad al n ie p o t raf ił a wy c zar o wać włas n y ch tek s tó w. J as n e, że
u miał a złap ać riff, s k ak ać p o p ro g ach z g ó ry n a d ó ł w ry tm b lu e s a fo rt ep ian o weg o ,
ale zn al ez ien ie s łó w, k tó r e mo żn a b y wy ś p iewać?
To b y ła d ziałk a Kels ey .
Kilk u fan ó w zac zęł o p o r u s zać s ię d o tak t u n a p ark iec ie p o d s cen ą, jed en z n ich
u d awał, że g ra n a g it ar ze, d ru g i s k o n c en t ro wał s ię n a Emm ie. Tań c zy ł tu ż p rzed n ią;
miał n a s o b ie T-s h irt z Gu n s N’ Ro s es , a n a jeg o twar zy mal o wał s ię p ij ack i u ś miech
w s ty lu „n o ch o d ź tu taj”. M ru g n ął d o n iej. Sk ry cie p rzewró c ił a o czam i.
Świetn ie, g ro u p ie. Rzu cił a mu s p o jr zen ie, b ez u ś miec h u . Odsuń się, koleś. Nie ma tu
nic do oglądania.
Kto ś ws tał o d s to l ik a p rzy ty ln y ch d rzwiach i p rzez to o mal n ie zg u b ił a ry tm u .
Wy s o k i, o ram io n ach fu tb o l is ty , zmierzwio n y ch b rąz o wy ch wło s ach i p iwn y ch
o czach , k tó r e n ic zy m p o c is k term o l o k ac y jn y zat rzy mał y s ię n a n iej, że aż s erc e jej
zał o m o t ał o . Przy b y s z miał n a s o b ie mark o we lev is y i o ciep lan ą d żin s o wą k u rtk ę, a w
ty ch b u t ach trek k in g o wy ch wy g ląd ał jak wieś n iak z g ó rs k iej wio s k i.
Nie, to n ie mó g ł b y ć Ky le Hu e s to n .
Strona 18
Ale ten mężc zy zn a miał s zczu p łe b io d ra Ky le’a i k ro k , k tó r y s p rawiał, że tłu m
s ię p rzed n im ro zs tęp o wał. I ro zt ac zał wo k ó ł s ieb ie tak ą au rę s iły , że Emma zap o ‐
mn iał a, jak s ię n az y wa. To n ie b y ł ju ż ch ło p iec, k tó r eg o p o d ziwiał a w s to ł ó wc e alb o
n a try b u n ach , g d zie g rał a n a flec ie, p o d c zas g d y o n wy r ab iał s o b ie rep u tac ję n a b o ‐
is k u d o k o s zy k ó wk i. Ten Ky le wy r ó s ł, miał męs k ie d ło n ie, męs k ą d u mę.
Co ten n ies am o wit y s tars zy b rat Kels ey ro b ił w b ar ze d la mo to c y k lis tó w w Twin
Cit ies ?
Do b rze, że n ie s tał a p rzy mik ro f o n ie. Emma p rzeł k n ęł a ś lin ę, ale miał a ś ciś n ięt e
g ard ło . Po p at rzy ła w jeg o k ier u n k u . Uś miech n ęł a s ię.
Czy zau waż y ł jej s p o jr zen ie?
I wted y g ro u p ie o b r ó c ił s ię, żeb y p o d j ąć ry wal iz ac ję o jej wzg lęd y . Zat o c zy ł s ię,
ch lu s n ął d rin k iem n a k o s zu lę Ky le’a i p o wied ział co ś , czeg o Emma n ie u s ły s zał a.
Ky le n awet n ie mru g n ął, jed y n ie u ś miec h ał s ię ch ło d n o . Ch wy cił mężc zy zn ę, za‐
n im ten u p ad ł, i p o s ad ził g o n a s to łk u .
Ale ad o r at o r Emmy n ie b y ł z teg o zad o wo l o n y . Cis n ął res ztk ą p ły n u w p lec y
Ky le’a, ale n ie traf ił. Drin k ch lap n ął n a mężc zy zn ę u b ran eg o o d s tó p d o g łó w w czar‐
n e s k ó r zan e ciu c h y , s ied ząc eg o p rzy p o b lis k im s to l ik u .
Nie b y ła p ewn a, jak d o k ład n ie d o s zło d o b ó jk i – k rzes ło p o f ru n ęł o p rzez s tó ł,
mężc zy źn i s ię włąc zy li, k o b iet y zac zęł y k rzy czeć, a Brian wy ś p iewał o s tatn ie s ło wa
p io s en k i.
Przes tał a g rać, k ied y s zk lan k a p rzel ec iał a jej n ad g ło wą i ro zt rzas k ał a s ię o b o ‐
azer ię.
Ky le ro zp ły n ął s ię w tłu mie. A mo że w o g ó l e g o n ie wid ział a. M o że p o p ro s tu
ws p o m n ien ie o Kels ey tam, n a zewn ątrz, p o wo ł ał o d o ży cia jej war iack ie lic ea ln e ma‐
rzen ia. Ky le p rzec is k aj ąc y s ię p rzez tłu m, żeb y złap ać ją w ram io n a. Alb o s ied ząc y w
p ierws zy m rzęd zie n a jed n y m z jej wy s tęp ó w, wb ij aj ąc y w n ią s wo j e p ięk n e s p o jr ze‐
n ie.
Przec ież d ziewc zy n ie n ie jes t tak łat wo zap o m n ieć o s wo j ej p ierws zej mił o ś ci.
– Łap s wó j s p rzęt! – wrzas n ął Tim p rzez ch ao s , p o czy m wy n u rzy ws zy s ię zza
p erk u s ji, s ięg n ął p o s k ó r zan ą to rb ę i p ał eczk i.
Emma zd jęł a g it ar ę i o d łąc zy ła ją o d p rąd u , p o czy m zac zęł a d łu b ać p rzy p o ‐
k ro wc u , p ró b u j ąc wep ch n ąć in s tru men t d o ś ro d k a. Ko l ejn a s zk lan k a ro zt rzas k ał a s ię
tu ż za n ią, ale Emma n awet n ie s p o jr zał a w ty m k ier u n k u .
Dwó ch mężc zy zn wp ad ło n a s cen ę, p rzy g n iat aj ąc Brian a d o b ęb n ó w. Klawis zo ‐
wiec wrzes zc zał.
Ty lk o n ie Fen d er, ty lk o n ie Fen d er – Emma p rzy c is n ęł a g it ar ę d o p iers i i p o p ę‐
d ził a k u k rawęd zi s cen y .
Ud er zy ła o p o d ł o g ę, ter az u s mar o wan ą wh is k y i p ian ą z p iwa, ale wp ad ło n a n ią
k ilk u awan t u rn ik ó w i ru n ęł a n a k o l an a. Ob ro n ił a s ię jed n ą ręk ą, p rzy t u lił a mo cn o g i‐
tar ę, a w mó z g u p u ls o wał o jej jed n o s ło wo .
Uciekaj.
Serc e wy r y ło jej ten ro zk az w g ło wie. Zer wał a s ię n a ró wn e n o g i, ty lk o p o to ,
żeb y k to ś zn ó w p o wal ił ją n a ziem ię. Zmo c zy ła s o b ie s p o d n ie w o k o l ic ach k o l an .
Strona 19
Ud ał o jej s ię zlo k al iz o wać p o ł o ż en ie jed n ej ze s tó p .
Kto ś n a n ią wp ad ł. Po l ec iał a p rzed s ieb ie, n ie zd o ł aws zy złap ać s ię k rawęd zi s ce‐
n y . Up ad ła g ło wą d o p rzo d u .
Świat zawir o wał, a ją p rzes zy ł b ó l i p rzed o czam i p o j awił y s ię mro czk i. Od r u c h o ‐
wo p o węd ro wał a d ło n ią d o czo ł a, p o czy m ręk a s ię ześ liz g n ęł a.
Emma u p u ś cił a g it ar ę.
Och .
Bó l p o wal ił ją z p o wro t em n a ziem ię, a p u ls o wan ie w g ło wie zag łu s zy ło zam ie‐
s zan ie wo k ó ł.
Po m o c y …
Czy jeś ręce o p lo t ły Emmę, wcis k aj ąc jej g it ar ę w d ło n ie, i p o ch wil i p o d c iąg n ęł y
d o g ó ry .
M ac ał a d o o k o ł a w p o s zu k iwan iu in s tru men t u , d ru g ą ręk ą d o t y k aj ąc ro zp al o n e‐
g o czo ł a. J ej wy b awc a p rzec is n ął s ię wraz z n ią p rzez tłu m w k ier u n k u ty ln eg o wy j‐
ś cia.
Zimn e p o wiet rze wy r wał o ją z ch ao s u , a b ó l zan ik ł n a b ło g ą ch wil ę, k ied y p o d ‐
n io s ła wzro k . Lamp y u liczn e o ś wiet lał y jej twarz.
Och , wcal e g o s o b ie n ie wy m y ś lił a.
I w tej zwar io wan ej ch wil i, czu jąc jeg o zap ach , wid ząc to zap ier aj ąc e d ech w p ier‐
s iach , zat ro s k an e s p o jr zen ie jeg o cu d o wn y ch o czu …
Po c ał o wał a g o . Po p ro s tu n ac h y lił a s ię i p rzy c is n ęł a s wo j e u s ta d o jeg o u s t.
Ch wil a, o k tó r ej mar zy ła o d lat, wy d ał a s ię o d p o wied n ia, k ied y trzy mał ją w ram io ‐
n ach .
Ky le. Zau waż y ł ją. M o że zaws ze ją d o s trzeg ał. Zak o ń c zy ła p o c ał u n ek u ś miec h em
i s p o jr zał a mu w o czy .
– Hej, Ky le.
Zmru ży ł o czy i zmars zc zy ł czo ł o . Po m ó g ł jej u s iąś ć, p o czy m s ięg n ął d o k ies ze‐
n i, wy j ął ch u s t eczk ę i p rzy ł o ż y ł jej d o czo ł a.
– Zn am y s ię? – zap y tał cic h o .
[0 1 ] Liczb ę, g at u n k i lu b ro zm iar y ry b , k tó r e mo żn a zat rzy mać n a włas n y u ży tek ,
p o d aj e s ię w reg u lam in ach p o s zczeg ó ln y ch ło wis k . Po z o s tał e o k az y n al eż y wp u ś cić
z p o wro t em d o wo d y (p rzy p . tłu m.).
Strona 20
Rozdział 3
Bo l ał o ją ws zy s tk o – ręce, n o g i – całe ciał o , aż d o k o ś ci. I g ło wa. J ak b y ś cis n ęł o ją
imad ło . Zal ewał ją b ó l i wy d awał a z s ieb ie jęk i p o c h o d ząc e z n ajg łęb s zy ch czel u ś ci
ciał a.
– J es tem tu taj, No e ll e.
Gło s wy r wał ją z czarn ej s iec i, z miejs ca, g d zie b y ła więźn iem b ó lu . Otwo r zy ła
o czy , ty lk o n a ch wil ę.
Gd zie… ? No e ll e n a p o wró t wp ad ła w o b j ęc ia ciemn o ś ci, p ró b u j ąc zro z u m ieć. Za‐
s tan awiał a s ię, co mó wią te zap ac h y – g ry ząc y p o s mak ś ro d k a o d k aż aj ąc eg o ,
p u s zy s ta czy s to ś ć ś wież o wy p ran ej p o ś ciel i. Szp it al? Po c zu ła k waś n y s mak p an ik i i
p o n o wn ie ro zc h y lił a p o wiek i. Przy łó żk u wis iał a b łęk itn a zas ło n a, a u rząd zen ie
o b o k in f o rm o wał o p ik an iem o fu n k c jach ży cio wy ch . Za n a wp ó ł o s ło n ięt ą s zk lan ą
ś cian ą zn ajd o wał s ię s łab o o ś wiet lo n y k o r y tarz. Do c h o d ząc e s tamt ąd p rzy t łu mio n e
d źwięk i zd rad zał y jak iś ru ch .
– No e ll e, ciii, u p ad łaś .
Gło s s p rawiał, że walc zy ła z res ztk am i n iep rzy to mn o ś ci i jęk n ęł a z wy s iłk u , s ta‐
raj ąc s ię u s tal ić jeg o źró d ło .
M ężc zy zn a. Wy s o k i, o s zer o k ich ram io n ach , w s zar ej wełn ian ej czap c e p o ‐
ły s k u jąc ej o d wilg o c i. M iał a p rzec zu cie, że g o zn a, d o s trzeg ał a cień czeg o ś , czeg o
n ie p o t raf ił a o k reś lić. Lek arz? Nie, to n iem o żl iwe, b o miał n a s o b ie b rąz o we o g ro d ‐
n iczk i i trzy mał co ś , co p rzy p o m in ał o wy s łu żo n e ręk awic e ro b o c ze. J ed n ak wy g ląd ał
zn aj o m o i jak iś g ło s jej p o d p o wiad ał, że n ie mu s i s ię g o o b awiać.
Do p ó k i mężc zy zn a n ie ś cis n ął jej d ło n i. Sp o jr zał a n a ten mo cn y , ciep ły u ch wy t i