Dar serca - Anna Gorska
Szczegóły |
Tytuł |
Dar serca - Anna Gorska |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Dar serca - Anna Gorska PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Dar serca - Anna Gorska PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Dar serca - Anna Gorska - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Anna Górska
Dar serca
Strona 3
Rozdział pierwszy
Marzena wracała z pracy. Było już dobrze po dwudziestej drugiej, ale wcześniej tego
nawet nie zauważyła, zresztą, była to ostatnia rzecz na którą zwracałaby uwagę. W biurze
spędzała po piętnaście czasem nawet szesnaście godzin na dobę. Była tam pierwsza i
wychodziła, kiedy inni już dawno wrócili do domu. W życiu kierowała się zasadą, że
kariera jest najważniejsza, a na rodzinę przyjdzie odpowiedni czas. Nie miało znaczenia,
że za kilka tygodni skończy trzydzieści dziewięć lat. Praca, była jak na razie sensem jej
dotychczasowego życia, a wszelkie zaczepki rodziców, kiedy się wreszcie ustatkuje i
pomyśli o sobie kwitowała krótkim wzruszeniem ramion. Uważała, że jest dobrze, tak jak
teraz i niczego nie planowała zmieniać.
Otworzyła drzwi i weszła do mieszkania, które kupiła trzy lata temu i mogła się
poszczycić, że zapracowała na nie sama. Urządziła też według własnego uznania w różnych
odcieniach zieleni. Dzięki temu miała wrażenie, że częściej przebywa na powietrzu,
chociaż było to tylko złudne uczucie, ponieważ całymi dniami siedziała zamknięta w
biurze, w małym pokoiku i wciąż dopracowywała kolejne projekty reklamowe dla
kontrahentów firmy. Skórzaną teczkę z papierami położyła na szafce w przedpokoju i
weszła do kuchni. Z ciężkim westchnieniem usiadła na krześle. Oparła głowę na dłoniach i
zapatrzyła się w jeden bliżej nieokreślony punkt na ścianie, z transu wybił ją dopiero
dźwięk telefonu.
– Słucham? – Nie czuła się na siłach, żeby wykrzesać trochę więcej entuzjazmu.
– Martwiłam się o ciebie. – Usłyszała po drugiej stronie głos mamy. – Dzwoniłam od
dwóch godzin.
– Dopiero wróciłam – powiedziała zmęczona. – Wiesz, że mam masę pracy, teraz
dopracowuję szczegóły…
– Ty ciągle dopracowujesz szczegóły! – przerwała mama ostrzejszym tonem. – Kiedy
zadbasz o siebie, kochanie? Stale tylko praca, w ogóle nie dbasz o zdrowie, a twoje
prywatne życie to towarzyska pustynia.
– Nic mi nie jest. – Marzena poczuła, że musi się bronić przed uzasadnionymi
oskarżeniami matki. – A co do towarzyskich spotkań, nie mam czasu na bzdury.
– Teraz! A co będzie za rok, dwa albo pięć lat? Pomyślałaś o tym? Musisz trochę
zwolnić, poświęcać na odpoczynek więcej czasu, wyjście z przyjaciółmi… znaleźć sobie
chłopaka.
– Nie mam nikogo takiego z kim miałabym ochotę spędzać czas po pracy, mamo! –
Przerwała.
Strona 4
– O tym właśnie mówię. Najpierw siedzisz w pracy, późno wracasz i sama siedzisz w
domu… jak ty chcesz kogoś poznać?
– Przynajmniej mam czas dla siebie…
– Zawsze byłaś samotnicą, miałam tylko nadzieję, że się to zmieni, jak dojrzejesz, ale
chyba niepotrzebnie się łudziłam… – matka westchnęła.
– Czy kiedykolwiek przestaniesz się o mnie martwić? – Wiedziała, że mama już na
dzisiaj da spokój z wyrzutami.
– Taka jest rola rodzica, gdybyś nie wiedziała. Matki stale martwią się o swoje dzieci.
– Tak, ale ja już jestem podwójnie pełnoletnia i potrafię o siebie zadbać. – Marzena
rozluźniła się.
– Tego właśnie nie jestem taka pewna. Zresztą tata też się o ciebie martwi… – Anna
uśmiechnęła się smutno do słuchawki.
– Trochę więcej zaufania. Skończę projekt, wezmę miesiąc wolnego, będziemy się
spotykać aż wam się znudzę i sami wygonicie mnie znowu do pracy. Cieszysz się? –
Wiedziała, że ta wiadomość sprawi matce radość.
– Musisz pytać?
– Dobrze. W takim razie idę się wykąpać, coś zjem i położę się, rano muszę być
wcześnie w biurze. Więc już niczym się nie martw.
– Do usłyszenia kochanie. – Mama posłała jej telefonicznego całusa. – Śpij dobrze.
– Pa, pa. Kocham cię. – Marzena odetchnęła z ulgą, teraz będzie miała dla siebie kilka
minut.
Zasnęła jak tylko przyłożyła głowę do poduszki. O czwartej nad ranem znowu śniło się
jej, że czuje tępy ból w klatce piersiowej. Miała wrażenie, że nie może złapać normalnego
oddechu. Chciała się obudzić, ale nie potrafiła otworzyć oczu. Powoli, bardzo powoli
wydawało się, że w końcu ten nieznośny ból ustępuje. Wtedy postanowiła otworzyć oczy i
ze zdumieniem stwierdziła, że może to zrobić. Na twarzy lśniły krople potu a w klatce
piersiowej czuła dziwny ból, jakby faktycznie to, co się jej śniło było prawdą. Doszła do
wniosku, że to tylko był strasznie autentyczny sen. Zmęczona zwlokła się z łóżka i poszła
do łazienki. Spojrzała na odbicie w lustrze, dostrzegła podkrążone oczy, szarą cerę.
Pierwsze, co pomyślała widząc swoje odbicie, to, że chyba jednak mama ma rację, musi
odpocząć i więcej o siebie dbać, bo teraz można jej do metryki urodzenia dołożyć z
dziesięć, no może nawet piętnaście lat.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów do biura dotarła jak inni, na ósmą.
Dostrzegała zaskoczone spojrzenia, rzucane w jej kierunku.
– Chora jesteś? Nigdy nie przychodziłaś o tej porze… – Kaśka, koleżanka z pokoju
obok była mocno zdziwiona, że dopiero teraz widzi ją przychodzącą do pracy.
– Nie. A czy to takie dziwne, że czasem i taki pracoholik jak ja może przyjść na
normalną godzinę do pracy i o normalnej porze wyjść? – Marzena zaczęła się śmiać.
Prawda jednak była taka, że nie zdążyła przyjść wcześniej. Wszystko robiła na
Strona 5
spowolnionych obrotach.
– No… raczej w twoim przypadku nie jest to normalne, są dwie opcje, albo jesteś
chora, albo spotkałaś kogoś i wreszcie przestaniesz spędzać samotne wieczory... – Kaśka
przysiadła na brzegu biurka i patrzyła na nią z zainteresowaniem.
– Ani jedno, ani tym bardziej drugie. Po pierwsze mam dopiero trzydzieści dziewięć lat,
wiec na choroby jeszcze za wcześnie, co do drugiej kwestii… nie miałam czasu, żeby
kogoś poznać. Po prostu postanowiłam zobaczyć, jak wygląda praca z punku widzenia
normalnego ośmiogodzinnego pracownika, takiego jak ty. – Marzena rzuciła jej miętowego
cukierka, które zawsze stały na jej biurku.
– W takim razie dasz się zaprosić gdzieś na piwo po pracy? Idziemy z dziewczynami do
klubu, Justyna ma dzisiaj urodziny i jakoś chcemy to uczcić. – Kaśka przyglądała się jej
uważnie i nie brała pod uwagę żadnej odmowy.
– Nie wiem czy… – Marzena usiłowała znaleźć jakąś wymówkę, ale Kaśka tylko
pokręciła głową.
– Nie próbuj się wymiksować z tego wyjścia. Może wreszcie poznasz bliżej ludzi z
którymi pracujesz od dłuższego czasu.
– Dobrze, dobrze. – Marzena zaczęła się śmiać. Wiedziała, że takie wyjście z
pewnością się jej przyda.
Po siedemnastej spotkała się z dziewczynami przed wejściem do biura.
– Znasz wszystkich, czy kogoś ci przedstawić? – Kaśka szepnęła jej do ucha i puściła
porozumiewawcze oczko.
– Dzięki… – Marzena pokręciła głową z dezaprobatą, – to, że jestem pracoholikiem, nie
znaczy, że nie wiem z kim pracuję.
– Żartowałam! – Kaśka zaczęła się śmiać.
– Mam nadzieję. Inaczej odebrałabym to jako złośliwość pod moim adresem.
– Idziemy? Jesteśmy w komplecie. – Justyna przerwała dyskusję.
– Jasne! – Dziewczyny były zgodne. Marzena czuła się dziwnie, nie wiedziała, czy takie
wciśnięcie się na imprezę bez zaproszenia jest w dobrym guście.
– No to pora na dobrą zabawę! – Kaśka pociągnęła ją do samochodu.
Do klubu dotarły dwadzieścia minut później. Kelner zaprowadził je do mniejszej sali.
W rogu stał szwedzki stół uginający się pod różnymi półmiskami pełnymi jedzenia, kosz
owoców, dwa duże półmiski z ciastem, kilka butelek dobrego półsłodkiego i wytrawnego
wina oraz kieliszki ustawione w kształt piramidy.
Marzena zastanawiała się ile to musiało Justynę kosztować, ale okazało się, że na to
wszystko dziewczyny zrobiły zrzutkę i był to prezent–niespodzianka dla koleżanki. Poczuła,
że musi porozmawiać z dziewczynami i spytać ile ma dołożyć do tej składki.
Do domu wróciła dobrze po północy, jakby się tak zastanowić, to nie pamiętała, kiedy
bawiła się tak dobrze. Poczuła, że coś przecieka jej przez palce, a ona nawet tego nie
zauważa. Zanim położyła się spać postanowiła, że częściej będzie spotykać się z
Strona 6
dziewczynami. Dopiero dzisiejszy wieczór uświadomił jej, jak bardzo była samotna.
Początkowo czuła się skrępowana, ale w raz z upływem czasu dostrzegła, że dziewczyny w
zupełności ją akceptują, i jak się okazało potrafiła być duszą towarzystwa. Wypiła kilka
kieliszków wina i teraz przyjemnie szumiało jej w głowie. Zdawała sobie jednak sprawę,
że rano będzie miała potężnego kaca. Mało piła ale potem zawsze odchorowywała, nie
mogła jednak odmówić skoro piły zdrowie solenizantki.
Wstała dość późno. Tak jak się spodziewała głowa była ciężka jak z ołowiu, ale nie
musiała wstawać, soboty miała wolne. Wstała ostrożnie, z lodówki wyjęła swój ulubiony
sok pomidorowy. Wiedziała, że poczuje się po nim lepiej. Koło dziesiątej zadzwoniła
mama, żeby sprawdzić co u niej słychać i przekazać trochę rodzicielskich rad.
– Znowu pracowałaś do późna? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Dało się
nim wyczuć delikatną przyganę.
– Chyba cię zaskoczę… – Marzena próbowała się uśmiechnąć, – byłam z koleżankami
na imprezie. Justyna obchodziła wczoraj urodziny.
– Nie żartujesz? – W głosie Anny dało się wyczuć niedowierzanie.
– Nie. Jak widzisz wzięłam sobie twoje rady do serca.
– I jak się bawiłaś?
– Szkoda było wracać, a dzisiaj odpoczywam. Mam wagary.
– Wreszcie jakaś rozsądna decyzja. – Mama zaczęła się śmiać, a Marzena skrzywiła się,
bo śmiech odbił się jej w głowie zupełnie jak armatni wystrzał.
– Wiesz, mam dzisiaj trochę zaległej pracy domowej. Sterta brudnych rzeczy do prania i
wypadałoby co nieco ogarnąć w domu, zanim na dobre utonę w kurzu.
– Dobrze, już dobrze. – Anna zrozumiała aluzję. – Nie będę ci przeszkadzać, ale jak
będziesz miała ochotę, to wieczorem zadzwoń.
– Jasne. – Marzena uśmiechnęła się i odłożyła telefon na szafkę obok łóżka.
Nie pamiętała kiedy leżała w łóżku do południa, czuła się fatalnie, ale zrzuciła to na
karb wypicia zbyt dużej ilości alkoholu. Kiedy już wstała, zrobiła sobie śniadanie,
nastawiła pranie i odkurzyła mieszkanie. Zmęczona padła na kanapę w salonie. Włączyła
telewizor i zaczęła przerzucać kolejne kanały w poszukiwaniu czegoś, co by ją
zainteresowało, ale niczego takiego nie znalazła. Wyłączyła telewizor i postanowiła
poleżeć i trochę odpocząć. Nie zauważyła jednak kiedy zasnęła. Obudziła się, kiedy
zrobiło się jej zimno. Było przed północą. Poszła do sypialni, przebrała się i padła na
łóżko. Zasnęła jak tylko przyłożyła głowę do poduszki. Pranie w pralce musiało poczekać
do rana.
Strona 7
Rozdział drugi
W poniedziałek przyszła do pracy na ósmą. W niedzielę przemyślała swoje
dotychczasowe życie i powzięła kilka postanowień. Uzmysłowiła sobie, że mama
faktycznie ma wiele racji w tym co mówi. Po pierwsze była bardzo samotna, a ma już
swoje lata. Po drugie poświęcała za dużo czasu na pracę i tak naprawdę nie miała swojego
własnego prywatnego życia, nie znała dobrze ludzi z którymi pracowała i trochę
zazdrościła Kaśce, że tak dobrze i swobodnie czuje się w gronie koleżanek z pracy. Ona
początkowo czuła się nieswojo i dopiero kolejny wypity kieliszek pozwolił się jej
rozluźnić. Dziewczyny okazały się bardzo fajne i postanowiła częściej się z nimi spotykać.
Miała też cichą nadzieję, że spotka kogoś wartościowego, z kim będzie mogła pójść do
kina, czy na sylwestra.
A poniedziałek miał być pierwszym dniem jej nowego życia.
– Jak się czujesz? – Justyna przywitała się z nią kiedy tylko weszła do biura.
– Cześć. – Marzena uśmiechnęła się. – Dzisiaj dobrze, ale sobota była straszna.
– Musisz częściej chodzić z nami, nabierzesz wprawy… – do rozmowy włączyła się
Kaśka, która wyłoniła się w korytarzu niczym odrodzony feniks z popiołów.
– Nie mam głowy do picia. – Poczuła się skrępowana tym, że dziewczyny zauważyły, ile
wypiła.
– Nie martw się. Nadrobimy wszystko, o ile zechcesz w ogóle spotykać się z nami. –
Justyna położyła jej dłoń na ramieniu.
– Chętnie, – kiwnęła głową, – od dzisiaj postanowiłam też zacząć przychodzić do pracy
jak każdy biały człowiek na ósmą a nie na piątą czy szóstą, jak dotychczas i normalnie
wychodzić...
Dziewczyny patrzyły na nią zaskoczone
– Czy to jest efekt piątkowej imprezy? – Kaśka przyglądała się jej z niedowierzaniem.
– Chyba tak… – Marzena zaczęła się śmiać.
Rozmowę przerwało im pojawienie się szefa.
– Pani Marzeno, mogę panią prosić do siebie? – Jak zawsze szorstki głos Rafała
przyprawił ją o gęsią skórkę. Kiedy ze sobą rozmawiali byli na stopie koleżeńskiej, ale
przy innych pracownikach szef traktował ja, jak wszystkich bardzo służbowo.
– Jestem. Stało się coś? – Marzena zamknęła za sobą drzwi od jego gabinetu.
– Jak idzie praca nad projektem? – Spojrzał na nią poważnie. – Po południu mam
Strona 8
spotkanie z klientem i musisz zostać, żeby wszystko z nim omówić.
– O której przyjdzie? – Poczuła, że z jej postanowienia, aby wyjść o normalnej porze
wyjdą nici.
– Ma przyjść o dwudziestej.
– Nie możesz go umówić w godzinach pracy? Chciałam wyjść o siedemnastej…
– Słucham? – Podniósł głowę znad dokumentów które właśnie przeglądał. – Jak to
chcesz wyjść o siedemnastej?
– Normalnie?! Pracę kończymy o siedemnastej, a ty umówiłeś klienta kilka godzin po
zamknięciu biura. – Postanowiła jednak trzymać się swoich postanowień.
– Do tej pory zupełnie ci to nie przeszkadzało. – Widziała, że był zaskoczony i chyba
niekoniecznie zadowolony z tego, co usłyszał.
– Słuchaj, nie będę odwoływał klienta. Masz być o tej porze, albo zlecę to zadanie
komuś innemu, kto nie będzie robił żadnych problemów. – W tonie jego głosu dało się
wyczuć stanowczość.
– Dobrze, niech będzie. – Westchnęła zrezygnowana. Zdawała sobie sprawę, że
upieranie się przy swoim stanowisku niczego nie da. Rafał jak coś postanowił, to było
nieodwołalne.
– To rozumiem. – Był wyraźnie z siebie zadowolony.
– Tylko proszę, na przyszłość ustalaj ze mną godzinę spotkań z klientami. Chcę też pożyć
własnym życiem. – Wstała i wyszła z gabinetu, zostawiając zaskoczonego szefa samego.
Cały dzień dopracowywała wszelkie szczegóły. Oczywiście, nie dość, że znowu
musiała zostać po godzinach, to jeszcze klient się spóźnił i przyjechał dopiero przed
dziewiątą. Z pracy wyszła koło północy. Była zła, bo klient wymyślił sobie zmiany, według
niego niezbędne, a od niej wymagające zmiany całej koncepcji. Miała wrażenie, że całą
robotę z kilku ostatnich tygodni diabli wzięli. Poczuła, że rozbolała ją głowa. Rafał
oczywiście przytakiwał klientowi, według maksymy „nasz klient nasz pan”, a ona miała
zarywać kolejne noce żeby zdążyć na czas z projektem, który obowiązywał w umowie.
W szafce znalazła kilka tabletek przeciwbólowych. Miała wrażenie, że zaraz głowa jej
eksploduje. Wzięła dwie, potem położyła się i zgasiła światło. Ból zaczął trochę
ustępować, ale wtedy poczuła ten dziwny, nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Na
czole pojawiły się krople potu. Zaczęła szybciej oddychać, żeby jak najszybciej odzyskać
równowagę i pozbyć się tego strasznego ucisku. Kiedy i to minęło, zasnęła.
Do pracy przyszła po siódmej. Nie czuła się jednak dobrze, wczorajszy ból głowy nie
ustąpił do końca, a po tym dziwnym bólu w klatce wciąż czuła dziwny ucisk. Myślała, że to
wszystko spowodowane jest stresem. Liczyła, że kiedy skończy ten projekt, uspokoi się,
będzie mogła wziąć wolne i odpocząć. Wiedziała, że jest jej to potrzebne.
– Miałaś wyjść z nami wczoraj. – Kaśka wpadła do niej do pokoju kilka minut po
ósmej. – Obiecałaś, zachowywać się jak normalny człowiek.
– Wiem… – westchnęła, – ale szef umówił mojego klienta na dwudziestą, jeszcze się
Strona 9
spóźnił i wymyślił sobie tyle zmian, że bez mała robotę trzeba zaczynać od początku…
– Nie żartuj. – W jej spojrzeniu czaiło się współczucie, ale takie sprawy się niestety
zdarzały i były wpisane w specyfikę ich pracy. – Nie mogłaś czegoś z tym zrobić?
– A co ja mogłam? Wiesz, że dla Rafała, klient ma zawsze rację… nawet jak nie ma.
– Współczuję… ale chyba nie zmieniasz swojego postanowienia odnośnie godzin
pracy? – Spojrzała na nią poważnie.
– Nie, ale muszę znowu poświęcić dużo czasu, żeby zdążyć na czas. Miałam nadzieję, że
to już koniec i odpocznę, a okazuje się, że muszę wszystko zaczynać od początku.
– Co za ludzie! Wydaje im się, że to taka robota na pięć minut… pstryk i już gotowe!
– Nie mam wyjścia. Muszę to zrobić. – Marzena dała koleżance znać, że to koniec
rozmowy, bo ma masę pracy.
Koło siedemnastej Kaśka wpadła do niej jak burza.
– Koniec na dzisiaj? – Spytała.
– Żartujesz? – Spojrzała na nią zmęczona. Worki pod oczami były coraz bardziej
widoczne.
– Zostaw to i idź do domu. Wyglądasz okropnie.
– Dzięki za dobre słowo. – Uśmiechnęła się smutno. – Zostanę jeszcze chwilę. Zawsze
to trochę mniej zostanie do zrobienia.
– Jak chcesz, ale zadzwonię za godzinę i ma ciebie tutaj nie być. – Pogroziła jej palcem,
odwróciła się i wyszła zostawiając ją samą.
Marzena czuła się strasznie zmęczona. Kiedy Kaśka zadzwoniła, – chociaż nie sądziła,
że faktycznie to zrobi, – była w drodze do domu.
– Gdzie jesteś? – Padło po drugiej stronie.
– W samochodzie.
– Rozumiem, że jutro przyjdziesz na ósmą?
– Nie wiem. Powinnam wpaść wcześniej…
– Zapomnij! Obiecałaś sobie. W razie czego poproś szefa, żeby dał ci kogoś do pomocy.
Zajeździsz się dziewczyno.
– Dobrze, już dobrze. – Marzena nie miała siły na kłótnie. Chciała się wykąpać i
położyć. Z dnia na dzień czuła się coraz gorzej, ale zrzucała to na karb przemęczenia i
ciągłego stresu.
– W takim razie do zobaczenia rano. – Kaśka pożegnała się. Marzena odłożyła telefon
na siedzenie obok. Kilka minut później dojechała pod dom. Powitały ją ciemne okna.
Kiedy weszła do mieszkania rzuciła w przedpokoju torebkę, klucze i weszła do łazienki.
Postanowiła wziąć kąpiel po męczącym dniu, a jedynie ciepła woda pomagała jej się
odprężyć. Godzinę później leżała w salonie i przeglądała swoje zdjęcia na laptopie z
ostatnich wakacji… wakacji, na które pojechała cztery lata temu. Uzmysłowiła sobie, że
czas przecieka jej przez palce i nawet nie zdawała sobie sprawy, że minęło już tyle czasu
Strona 10
od wyjazdu do Turcji. Patrzyła na swoją uśmiechniętą, promienną twarz i zatęskniła za tą
beztroskością jaka jej tam towarzyszyła. Postanowiła zafundować sobie prezent
urodzinowy i wykupić jakiś dwutygodniowy pobyt za granicą, gdzieś, gdzie nie będzie
musiała odbierać telefonów z biura. Przejrzała oferty biur podróży i zdecydowała się na
ponowny wyjazd do Turcji. Miała stamtąd miłe wspomnienia, pasował jej klimat a przy
okazji będzie mogła sporo zwiedzić i przez tydzień odpocznie w pięknej Antalyi.
Postanowiła zadzwonić do znajomej, która pracowała w biurze podróży i poprosić ją, żeby
znalazła jej jakąś super ofertę w przyzwoitych pieniądzach.
Koło dziesiątej położyła się i zasnęła, obudził ją dopiero dźwięk budzika stojącego na
szafce obok łóżka. Była to pierwsza spokojnie przespana noc od kilku dni. Pomyślała, że to
pewnie zasługa przyjemnie i spokojnie spędzonego wieczoru.
Strona 11
Rozdział trzeci
Od kilku dni siedziała nad tym projektem i powoli zaczynała dostrzegać koniec tej
uciążliwej reklamy. Zgodnie z wymaganiami klienta naniosła, chociaż to chyba
niewłaściwe słowo, zrobiła od nowa większość rzeczy. Sama nie wiedziała, czy teraz
wygląda lepiej i czy dla potencjalnych kupców będzie bardziej czytelny, ale to w końcu
klient zdecydował. Miała też szansę na wyjście z pracy o normalnej porze.
– Spojrzysz na ten wykaz? – Justyna zapukała i wsadziła głowę przez drzwi, ale czekała
na zaproszenie.
– Jasne, chodź. – Uśmiechnęła się widząc coś innego, niż tylko monitor komputera.
– Wyglądasz na bardzo zmęczoną. – W głosie Justyny dało się wyczuć nutę niepokoju.
– Mam już serdecznie dość tego… – powiedziała znudzona wskazując głową na projekt
widniejący na monitorze.
– Wierzę… – Justyna wygodnie siadła obok i czekała aż Marzena przejrzy zestawienie
kosztorysowe nowego projektu, który miała przedstawić szefowi.
Marzena uważnie studiowała kolejne rubryki i nanosiła drobne poprawki.
– Myślę, że jak uwzględnisz moje korekty szef przyjmie to bez większych zastrzeżeń… –
Oddała Justynie plik kartek.
– Dzięki, – uśmiechnęła się z wdzięcznością, – jak dostaje zestawienie od
którejkolwiek z nas, zawsze ma masę zastrzeżeń.
– Do moich też, ale wiem, na co zwraca najwięcej uwagi. Część kosztów można
przełożyć w inne miejsce i wyjdzie na to samo…
– Zobaczymy, co teraz powie. – Justyna w lepszym humorze pożegnała koleżankę, ale
zanim wyszła jeszcze się odwróciła w jej stronę. – Planujemy w piątek mały babski wypad
do klubu. Pójdziesz z nami?
– Jeśli się wyrobię, to chętnie. – Była jej wdzięczna.
– To się pospiesz, bo emerytura zastanie cię przy tym biurku ! – Justyna puściła jej
porozumiewawcze oczko i zamknęła za sobą drzwi zostawiając ją samą.
Co prawda nie udało się jej wyjść punktualnie o siedemnastej ale zarwana godzina to i
tak niewiele, jak na jej możliwości. Zostało jej jeszcze kilka drobniejszych korekt i będzie
mogła w spokoju rzucić na pysk temu przemądrzałemu klientowi projekt i wreszcie weźmie
sobie urlop. Znalazła w telefonie numer do Agnieszki, – znajomej, która pracowała w
jednym z warszawskich biur podróży.
Strona 12
– Dzień dobry pani Agnieszko. Marzena Wieczorek z tej strony, nie wiem, czy pani mnie
pamięta…
– Oczywiście! – Usłyszała znajomy, uśmiechnięty głos dziewczyny po drugiej stronie. –
Co się stało, że pani dzwoni? Mogę jakoś pomóc?
– Wiem, że minęło już trochę czasu, ale mam do pani prośbę. Chciałam znowu polecieć
na urlop do Turcji, tylko nie mam ochoty na leżenie na kamienistej plaży przez cały ten
czas…
– Może być wycieczka objazdowo – pobytowa. Tydzień zwiedzania i tydzień
odpoczynku? – Agnieszka miała dla niej pewną propozycję.
– Super… Może mi pani podesłać plan takiego wyjazdu i oczywiście koszty…
– Muszę jeszcze wiedzieć, kiedy pani się tam wybiera. Może uda mi się znaleźć na taki
wyjazd niezłą promocję.
– Właśnie o coś takiego mi chodziło. – Marzena wiedziała, że Agnieszka znajdzie coś
odpowiedniego.
– Pani Marzenko, oczywiście zaraz podeślę pani na maila plan wycieczki, a jeśli chodzi
o termin i coś okazyjnego, to będę miała na uwadze. Z tego co wiem, to w ciągu
najbliższych dwóch tygodni może nam się pojawić kilka naprawdę fajnych okazji. Dam
pani znać.
– Będę bardzo wdzięczna. – Marzena odetchnęła z ulgą. Teraz nie było odwrotu,
wcześniej bała się, że może się rozmyślić, ale tym telefonem postawiła kropkę nad
przysłowiowym „i”.
W piątkowe południe zadowolona z siebie zastukała do gabinetu szefa.
– Cześć, mogę zająć ci chwilę? – Zajrzała przez uchylone drzwi.
– Tak, wejdź, miałem właśnie się z tobą spotkać.
– Mam projekt z naniesionymi poprawkami dla klienta. – Położyła mu gotowy prospekt
na biurku.
Rafał przyglądał mu się uważnie i chyba też był zadowolony z wyniku jej pracy.
– W porządku, zadzwonię do klienta i umówię z nim spotkanie… – Zaczął mówić, ale
mu przerwała.
– Jeśli chodzi o umawianie spotkania, to zrób to proszę do siedemnastej. Po drugie,
chciałabym wziąć miesiąc urlopu, jak tylko zamkniemy współpracę z tym klientem. –
Marzena poczuła w sobie nowe siły.
– Żartujesz? – Szef zdziwiony przyglądał się kobiecie stojącej po drugiej stronie biurka.
– Przecież właśnie teraz zaczyna się w firmie gorący okres…
– Przecież nie pracuję tutaj sama. – Marzena nie dała wpędzić się w poczucie winy. –
Zresztą ostatnio mi o tym przypomniałeś. Więc ma mnie kto zastąpić, jak wyjadę.
– No dobrze… – Chyba wyczuwał, że dalsza dyskusja nie ma sensu. – Dostaniesz urlop,
jak klient zaakceptuje projekt. Odwaliłaś kawał dobrej roboty.
Strona 13
– Wiem. Dlatego uważam, że należy mi się odpoczynek. Poza tym, czuję się strasznie
zmęczona i zamierzam wyjechać.
– W porządku. – Rafał dał jej znać, że rozmowę uważa za skończoną.
Marzena wyszła na świeże powietrze. Poczuła, że jest strasznie zmęczona. Oparła się o
rosnące przy wejściu do firmy drzewo, miała wrażenie, że ogarnia ją spokój. Chyba
straciła rachubę czasu, usiłując nabrać sił od chłodnej kory drzewa, kiedy z zamyślenia
wyrwał ją głos Justyny.
– Hej, zaczęłaś się obijać?
– Nie. Oddałam reklamę i musiałam wyjść odetchnąć świeżym powietrzem. –
Niechętnie otworzyła oczy i spojrzała na koleżankę. – Teraz muszę tylko poczekać na
ostateczną decyzję klienta i biorę miesiąc wolnego…
– Rafał dał ci teraz urlop? – Justyna patrzyła na nią wyraźnie zaskoczona. To raczej nie
było w jego stylu, zwłaszcza w okresie, kiedy mieli najwięcej pracy.
– To był mój warunek. – Marzena puściła jej porozumiewawczo oczko. – Jeśli chce
mieć dobrego pracownika, to musi dać mu też odpocząć. Nad tym projektem siedziałam
bite dwa miesiące…
– Wiem, wiem… – Justyna patrzyła na nią pełna podziwu. Chyba tylko Marzena
potrafiła postawić na swoim, jeśli chodziło o kontakty z szefem. – Podziwiam cię tylko, za
to, że potrafiłaś go przekonać…
– Nie było łatwo, ale chyba widział, że jestem już zmęczona. – Marzena oderwała się
od dającego jej poczucie spokoju drzewa i ujęła koleżankę za rękę. Pociągnęła ją do biura.
– Masz rację. – Powiedziała szeptem, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek poza
dziewczyną idącą obok usłyszał, co miała do powiedzenia. – Rafał zobaczy przez okno, że
się lenię i zmieni zdanie…
– Skoro już podpisał twój urlop, to chyba nie byłby taką świnią? – Justyna parsknęła
śmiechem.
– Czy ja wiem? – Marzena również zaczęła się śmiać. Od czasu pamiętnej imprezy
urodzinowej miała z dziewczynami lepszy kontakt. Miała wrażenie, że mogłaby się z nimi
zaprzyjaźnić, gdyby się tylko bardziej postarała.
O siedemnastej wyszła z konferencyjnej. Klient był zadowolony, ona miała poczucie, że
wreszcie zdjęła z pleców ogromny ciężar, a Rafał? On też wyglądał na zadowolonego z
kolejnego usatysfakcjonowanego klienta, tym bardziej, że ten kontrakt był dosyć lukratywny
dla firmy. Zanim zdążyła wyjść złapał ją jeszcze przy wyjściu.
– Naprawdę chcesz teraz jechać na urlop? – Patrzył na nią poważnie.
– W tej kwestii raczej nic się nie zmieniło… – Postanowiła być stanowcza, jakby się
bała, że szef przekona ją jednak do zmiany zdania, – zresztą podpisałeś już mój wniosek o
urlop. Muszę nabrać dystansu…
– W porządku, – przytrzymał drzwi kiedy wychodziła na parking, – przy okazji myślę, że
należy ci się premia. A trochę dodatkowego grosza na urlop to chyba niezły pomysł.
Strona 14
– Dzięki. – Wiedziała, że za ten projekt dostanie coś ekstra. Rafał jak chciał, to potrafił
doceniać swoich pracowników.
– Rozumiem, że jutro przyjdziesz jeszcze normalnie?
– Tak. Muszę dopiąć wszystkie sprawy, zanim wyjadę. – Kiwnęła głową i poszła do
swojego samochodu. – Do zobaczenia rano.
– Do zobaczenia. – Rafał patrzył za odjeżdżającym czarnym suwem, którym jeździła od
kilku miesięcy.
Kiedy wyjechała z parkingu, zadzwoniła do Agnieszki.
– Dzień dobry, Marzena Wieczorek z tej strony. – Przywitała się, kiedy usłyszała po
drugiej stronie znajomy głos.
– Dzień dobry, – dziewczyna uśmiechnęła się do słuchawki, – dostała pani moje
materiały?
– Tak. Właśnie dlatego dzwonię. – Marzena spokojnie mogła ustalić teraz termin
wyjazdu. – Jeśli ma pan coś na przyszły tydzień, to będę gotowa.
– We wtorek… czwarty maja… – słyszała w słuchawce stukot klawiatury, kiedy
Agnieszka usiłowała coś znaleźć – we wtorek o siódmej rano jest wylot. To są dwa
ostatnie miejsca, w naprawdę atrakcyjnej cenie… więc jeśli pani chce…
– Tak, proszę zarezerwować mi ten termin. – Marzena cieszyła się, że będzie miała
kilka dni na przygotowanie się do wyjazdu.
– W porządku. Zajmę się wszystkim. – Agnieszka uśmiechnęła się. – Ale jutro do
osiemnastej musi pani wpłacić pieniądze na wyjazd.
– Dobrze. Przyjadę. Do zobaczenia jutro. – Marzena pożegnała się i odłożyła telefon na
fotel pasażera. Teraz w spokoju mogła rozkoszować się jazdą, zwłaszcza odkąd kupiła
sobie ten samochód.
Marzena, poza tym, że miała już trzydzieści dziewięć lat, była dosyć ładną blondynką,
inteligentną i naprawdę była doskonałym grafikiem. Rafał poznał się na niej kilka lat temu i
od tej pory pracowała przy ważniejszych projektach, które dostawała firma. Nie pasowała
zupełnie do stereotypu typowej blondynki. Miała do siebie sporo dystansu, a jak była
młodsza, to miała też niezłe powodzenie u chłopaków. Spotykała się z kilkoma, ale
ostatecznie nikt tak naprawdę nie zawojował jej, żeby zdecydowała zamienić pracę, na
dom, obiady i pieluchy. Kierowała się maksymą, że za autobusem, podobnie jak za facetem
nie warto biec, bo będzie następny. Mama strasznie nad tym ubolewała. Chciała mieć
wnuki, a Marzena zupełnie o tym nie myślała. Będąc w liceum zrobiła kurs makijażu i
doskonale potrafiła podkreślać swoje walory, maskując mankamenty i drobne
przebarwienia na twarzy. Kiedy zaczęła pracować w firmie Rafała, on początkowo łaził za
nią, jak przysłowiowy kot z pęcherzem, ale wyjaśniła mu dobitnie, że żonaci faceci nie są
w jej guście i raczej może sobie darować podchody w jej kierunku. Co prawda nie
pasowało to jej nowemu szefowi, ale w końcu jakoś przełknął odmowę. Stanowczość oraz
niesamowite wyczucie smaku i perfekcyjne wyczucie klienta, to były cechy, za które Rafał
tak naprawdę ją szanował.
Strona 15
Strona 16
Rozdział czwarty
Kilka minut po piątej była już na lotnisku. Nadała swój bagaż i czekała na odprawę.
Musiała kupić jeszcze na bezcłówce butelkę wody i mogła w spokoju poczekać na wejście
do samolotu. Przechodząc wolno koło wystaw sklepowych zauważyła Beatę. Koleżankę, z
którą kumplowała się jeszcze w liceum, ale później ich drogi się rozeszły.
– Bea? – Spytała dziewczynę, która w tym właśnie momencie odwróciła się w jej
stronę.
– Marzena?! – Na twarzy Beaty pojawił się uśmiech. – Rany, co ty tutaj robisz?
– Jadę na urlop, a ty? – Marzena była zadowolona, a jednocześnie zaskoczona
spotkaniem.
– Ja też. Wściekłam się i powiedziałam sobie, że w końcu muszę wyjechać na urlop…
Praca mnie już przywaliła. – Bea zaczęła się śmiać.
– Sama jedziesz czy z rodziną? – Marzena dyskretnie rozglądała się wokół.
– Sama. Dwa lata temu rozwiodłam się i póki co, nie spieszy mi się do tego, żeby
znowu zawiązać sobie stryczek. Cieszę się wolnością. A ty? Masz męża, dzieci?
– Nie. Ten czas poświęcałam tylko pracy. – Marzena zastanawiała się, co Beata sobie o
niej pomyśli.
– Żartujesz? Przecież nie mogłaś się opędzić od chłopaków. Stawiałam na to, że jako
jedna z pierwszych powitasz grono mężatek…
– A tu niespodzianka… – Marzena puściła do niej porozumiewawczo oczko. – Więc daj
sobie spokój z obstawianiem liczb w totka, bo jeśli typujesz tak samo, jak w moim
przypadku…
– Jakbyś zgadła… – Bea pociągnęła ją do poczekalni. Mogły tutaj usiąść i spokojnie
porozmawiać. – Opowiadaj co u ciebie. Chcę wiedzieć wszystko.
– Na początek powiedz mi, gdzie się wybierasz? – Marzena na krzesełku obok
postawiła swoją torbę podręczną.
– Całe dwa tygodnie w Turcji… – Bea powiedziała rozmarzona. – Koleżanka dała mi
znać, że ma ostatnie wolne miejsce i oto jestem.
– Wycieczka objazdowo – pobytowa? – Marzena spytała zaskoczona. – Lot do Antalyi?
– No pewnie! – Beata pokiwała głową. – Skąd wiesz?
– No cóż… ja kupiłam przedostatni bilet na ten lot…
– To wspaniale. – Bea, jak zawsze była spontaniczna. – Poderwiemy sobie jakiś
Strona 17
przystojnych Turków i będziemy się doskonale bawić.
– A nie możemy po prostu odpocząć? – Marzena spojrzała na nią błagalnie. – Może
facetom damy spokój? Dawno się nie widziałyśmy. Musimy nadrobić ten czas, nie sądzisz?
– Marudzisz, ale jak chcesz. – Beata była zachwycona, że po tylu latach znowu się
spotkały. Miała wrażenie, jakby rozstały się miesiąc temu a minęło już prawie dziesięć
długich lat.
Trzy godziny lotu ciągnęły się w nieskończoność, zwłaszcza, że miały miejsca znacznie
oddalone od siebie, ale w końcu samolot zaczął schodzić do lądowania. Widać już było
kolorowe domki, pola, drogi pełne samochodów. Jeszcze kilka minut i samolot dotknął
pasa startowego na lotnisku Antalya Havalimani. Kapitan podziękował za wspólny lot, a
pasażerowie, jak zawsze nagrodzili załogę brawami. Kiedy wyszły do hali, żeby podbić
wizę, znalazła ją Bea.
– Myślałam, że ten lot nigdy się nie skończy. – Uśmiechnęła się. – Chociaż cały czas
mam jeszcze przytkane uszy.
– Nie było tak źle, ale teraz chyba będziemy mogły zafundować sobie wspólny pokój w
hotelach i odrobimy zaległości. – Marzena zdążyła powiedzieć, zanim podeszła do
okienka. Podała paszport, położyła odliczoną gotówkę na wizę. Chwilę później razem z
Beą poszły do wyjścia. Na zewnątrz powitała je piękna, słoneczna pogoda, chociaż w
Warszawie było pochmurno i dość chłodno jak na czwartego maja. Na parkingu czekał na
nich podstawiony autokar, którym zawieziono wszystkich do hotelu. Przepiękna intensywna
zieleń przyciągała wzrok. Jechały wzdłuż promenady biegnącej przy plaży. Marzena
poczuła nieodpartą ochotę zostawienia bagażu w hotelu i przyjścia nad morze.
– Jak zameldujemy się w hotelu, to może wrzuciłybyśmy kurs na plażę? – Spojrzała
pytająco na Beatę.
– Też sobie o tym pomyślałam… – Uśmiechnęła się. – I koniecznie musimy skorzystać z
dobrodziejstw morza śródziemnego. Po zimie w Polsce potrzebuję tej wspaniałej ciepłej
wody i cudownego słońca, którego tak bardzo mi brakowało.
– Jasne. Jeśli ktoś lubi kamienistą plażę… ale i na to chyba znajdzie się sposób.
Dojechali pod niewielki budynek, który był jednym z licznych hotelików. Za
ogrodzeniem znajdował się basen i taras ze stolikami, przy których można było zjeść i
napić się mocnej kawy lub słynnej tureckiej herbaty. Wokół stolików spacerowały dwa
rude koty, widocznie zaprzyjaźnione, bo nie bały się nowych turystów. Przydzielanie
pokojów trwało prawie pół godziny, ale w końcu dostały klucze. Zabrały swoje bagaże i
poszły za młodym chłopakiem, który pokazywał im drogę.
– Jestem padnięta! – Bea padła na swoje łóżko stojące bliżej balkonowego okna.
– Nie żartuj! Mamy iść na plażę! – Marzena pociągnęła ją za rękę.
– No dobrze. – Niechętnie podniosła się z łóżka. Wyciągnęła z walizki klapki plażowe,
rybaczki i poszła do łazienki, żeby się przebrać z podróżnych ciuchów.
Ciepła morska woda obmywała im nogi. Marzena czuła się wolna i szczęśliwa. Telefon
firmowy zostawiła w domu, ze sobą miała telefon, który znała mama, Justyna i Kaśka. Nikt
Strona 18
poza nimi nie miał prawa zakłócać jej urlopu. Cieszyła się też, że ten czas może spędzić z
kimś, kogo zna od tylu lat. Z Beatą przyjaźniła się przez cały okres liceum. Tylko później
ona wybrała studia graficzne a Bea wyjechała do Białegostoku na studia medyczne, które
potem i tak zamieniła na studia prawnicze w Krakowie. Była takim niespokojnym duchem.
Szukała swojego miejsca w życiu, dlatego ich drogi rozeszły się po maturze. Teraz, kiedy
obie mieszkały w Warszawie, miały szansę na odnowienie dawnej przyjaźni.
Kiedy już nacieszyły się ciepłą wodą, usiadły na plaży i podziwiały widoki. Było
bardzo spokojnie, a właśnie tego od dłuższego czasu Marzenie brakowało – spokoju.
Nawet nie zauważyły, kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Niedługo miały
wrócić na kolację, ale nie przeszkadzało im to spacerować jeszcze po plaży. Marzena
znalazła kilka kawałków skał wulkanicznych wyrzuconych na brzeg, które schowała do
kieszeni. Do hotelu wróciły po dwudziestej. Mimo, że nie widziały się od tylu lat, te kilka
godzin pozwoliło im nadrobić zaległości. Kiedy w końcu wieczorem siedziały na tarasie i
popijały czerwone wino kupione w pobliskim sklepiku czuły, jakby nigdy się nie
rozstawały.
Podróż była bardzo męcząca. Marzena, kiedy tylko wróciła z łazienki i położyła się na
łóżku zasnęła zanim Beata wróciła do pokoju. Przyjaciółka uśmiechnęła się, zgasiła
światło, położyła się na drugim łóżku i zasnęła tak samo szybko, jak Marzena. O czwartej
rano obudził je telefon z recepcji, miły recepcjonista poinformował Marzenę po angielsku,
że pora wstawać i za pół godziny będzie śniadanie. O piątej miały zebrać się koło
autokaru.
Kiedy zeszły na śniadanie okazało się, że jest wielu nowych turystów z ich wycieczki.
Ale ponieważ przylecieli o pierwszej w nocy, dlatego dopiero teraz miały szansę poznać
ludzi, z którymi spędzą najbliższy tydzień w autokarze. Na śniadanie podano im zupę z
soczewicy, co jak się okazało stanowiło podstawę wszystkich śniadań i kolacji, chleb,
jajka i na słodko, miód oraz różne rodzaje dżemu. Marzena nie była głodna, ale Bea
zmusiła ją, żeby zjadła cokolwiek.
– Źle się czujesz? – Przyjaciółka patrzyła na nią podejrzliwie. – Zjedz samą zupę, do
autokaru weźmiemy ze sobą jakieś bułki i dżem.
– Dobrze, dobrze… – Marzena pokiwała głową, grzebiąc łyżką w talerzu. – Nie jestem
przyzwyczajona żeby jeść o tej porze.
– Ale zjemy dopiero wieczorem w Kapadocji, poza tym nie wiadomo, czy zatrzymamy
się gdzieś po drodze, żeby wrzucić coś na ruszt.
– Nie przesadzaj. – Marzena uśmiechnęła się. – Na pewno znajdzie się po drodze jakaś
knajpka, gdzie będą chcieli zarobić na turystach.
– I tak masz cokolwiek zjeść. – Nie dała się przekonać. – Jak człowiek głodny to zły.
Poza tym nie lubię odgłosów burczenia w brzuchu.
Marzena nie miała siły, żeby się z nią dochodzić. Zjadła kilka łyżek zielonkawej brei,
która o dziwo smakowała całkiem przyzwoicie, schowała do torebek śniadaniowych, które
przezornie Bea zabrała ze sobą, kilka kromek chleba, miód i dżem truskawkowy. Beacie
usta się nie zamykały, cały czas mówiła, co zupełnie jej nie przeszkadzało. Posiedziały
Strona 19
jeszcze chwilę i poszły do swojego pokoju po walizki. Część osób już czekała na zewnątrz,
a kierowca pakował bagaże do samochodu. Kiedy ich walizki znalazły się już w bagażniku
wsiadły do autokaru i znalazły sobie miejsce z tyłu. Co prawda jeszcze nie wszyscy się
znali, ale wiedziały, że to kwestia kilku godzin. Kiedy wyruszyły w podróż przez góry
Taurus, przewodnik opowiedział, co zaplanowano na najbliższy tydzień. Wycieczka
zapowiadała się wspaniale, a drugi tydzień miały spędzić w Antalii, w pięknym
nadmorskim hotelu. To było więcej niż mogła sobie zaplanować. Cieszyła się, że
zdecydowała się na ten wyjazd i że spotkała Beatę. Najbliższe dni zapowiadały się
ciekawie, miała nadzieję, że przemęczenie, które towarzyszyło jej przez ostatnie tygodnie
wreszcie jej odpuści i do pracy wróci pełna chęci i zapału do realizacji nowych wyzwań.
Strona 20
Rozdział piąty
Dwa tygodnie zleciały jak z bicza strzelił. Ani Marzena, ani Bea nie miały ochoty
wyjeżdżać. Cisza, spokój, błękitne niebo, plaża, świetne jedzenie i ciekawi ludzie
pozwoliły im odpocząć, Marzena co prawda wciąż miała te dziwne bóle, ale występowały
z mniejszą intensywnością i były dużo lżejsze, niż te, które miewała w domu. Beata kilka
razy zauważyła co się dzieje i wyciągnęła od niej przyrzeczenie, że kiedy wrócą, pójdzie
do lekarza i zrobi kompleksowe badania.
– Nie możesz tego lekceważyć, – patrzyła na nią uważnie, – takie bóle mogą oznaczać
coś poważnego.
– Nie przesadzaj, – Marzena bagatelizowała sprawę, – to pewnie zwykłe przemęczenie,
albo coś w tym stylu. Ale obiecałam ci, że pójdę do lekarza.
– Zdajesz sobie sprawę, że to sprawdzę? – Przyjaciółka nachyliła się w jej stronę i
spojrzała na nią poważnie. – Nie zapominaj, że medycyna też mnie kręci, nie jestem
laikiem.
– Ale prawo bardziej cię pociągało… – Marzena zaczęła się śmiać. Chciała jak
najszybciej zmienić niewygodny dla siebie temat.
– Niekoniecznie, ale i tak dwa lata na medycynie zaliczyłam.
– Bea, obiecuję, że pójdę do lekarza, ale teraz chciałabym cieszyć się ostatnim dniem
urlopu tutaj. Jak wrócę do domu, to wszystko zacznie się od nowa... będzie kierat i
siedzenie całymi dniami w pracy.
– Chyba żartujesz? A kiedy zamierzasz się ze mną spotykać? Znowu mamy stracić ze
sobą kontakt na kolejne dziesięć lat?
– Zdecydowanie nie. To chyba przeznaczenie dało nam dwa ostatnie miejsca na tą
wycieczkę, żebyśmy się znowu spotkały.
– Przyjaciół się nie rozdziela. A my przecież się przyjaźnimy, więc…
– Więc trudno sobie wyobrazić, że nie widziałyśmy się tyle lat.
– No właśnie… – Bea położyła się wygodniej na leżaku i wystawiła twarz do słońca.
Powrót odbył się bez opóźnień. Kiedy odebrały swoje bagaże wyszły przed lotnisko.
– Odwieźć cię do domu? – Bea pociągnęła ją na parking.
– Zostawiłaś tu samochód? – Marzena spojrzała na nią zdziwiona.
– Nie, Michał podstawił go dzisiaj rano.
– Dobrze, że masz brata. Ja czasami czuję się samotna będąc jedynaczką.