Carlos Ruiz Zafón - Światła września
Szczegóły |
Tytuł |
Carlos Ruiz Zafón - Światła września |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Carlos Ruiz Zafón - Światła września PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Carlos Ruiz Zafón - Światła września PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Carlos Ruiz Zafón - Światła września - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Carlos Ruiz Zafón
wiat!a wrze"nia
Tytu orygina u: Las luces de septiembre
Projekt ok adki: Karolina Micha owska-Filipowicz
Redaktor: Redaktornia.com
Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz
Konwersja do formatu EPUB: Robert Fritzkowski
Korekta: Redaktornia.com
© Carlos Ruiz Zafón 1995. All rights reserved
© Projekt ok adki i ilustracja na ok adce: Opalworks
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2011
© for the Polish translation by Katarzyna Okrasko
and Carlos Marrodán Casas
ISBN 978-83-7758-014-1
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2011
Wydanie I
Strona 3
Drogi Czytelniku,
!wiat a wrze"nia by y moj! trzeci! powie"ci!; ukaza y si# po raz pierwszy w Hiszpanii w
1996 roku. Czytelnicy, którzy znaj! mnie przede wszystkim jako autora Cienia Wiatru i Gry
Anio a, mog! nie wiedzie$, %e moje pierwsze cztery powie"ci wydano w kategorii literatury
m odzie%owej. Cho$ powsta y z my"l! o m odzie%y, mia em nadziej#, %e przypadn! do gustu
wszystkim czytelnikom, bez wzgl#du na wiek. Przy"wieca a mi ch#$ napisania ksi!%ek, które
pragn! bym przeczyta$ nie tylko w dzieci&stwie, ale równie% jako nastolatek, m ody,
dwudziestotrzyletni m#%czyzna, czterdziestolatek czy osiemdziesi#cioletni starszy pan.
Nadszed wreszcie czas, gdy po latach trudnych batalii o prawa autorskie ksi!%ki mog y
zosta$ udost#pnione czytelnikom na ca ym "wiecie. Mimo %e od pierwszego wydania min# o wiele
lat, powie"ci wci!% ciesz! si# popularno"ci! zarówno w"ród m odych, jak i starszych odbiorców, co
mnie ogromnie cieszy. S!dz#, %e istniej! historie o uniwersalnym wyd'wi#ku, dlatego mam
nadziej#, i% doro"li czytelnicy moich pó'niejszych ksi!%ek zechc! si#gn!$ równie% po te, które
opowiadaj! o magii, mrocznych tajemnicach i przygodach.
Wszystkim za" nowym czytelnikom chcia bym %yczy$ wielu wspania ych przygód w
"wiecie literatury.
Z %yczeniami bezpiecznej podró%y
Carlos Ruiz Zafón
luty 2010
Strona 4
***
Kochana Irène!
(wiat a wrze"nia nauczy y mnie wspomina$ "lady Twoich kroków rozmywane przez wody
przyp ywu. Ju% wtedy wiedzia em, %e nadchodz!ca zima zatrze ca kowicie mira% owego lata, które
sp#dzili"my razem w B #kitnej Zatoce. Zdziwi aby" si#, widz!c, jak niewiele si# tutaj od tamtego
czasu zmieni o. Wie%a latarni morskiej wci!% wznosi si# niczym wartownik po"ród mgie , a szosa
biegn!ca wzd u% Pla%y Anglika jest coraz mniej ucz#szczana i powoli zaczyna przypomina$ wiejsk!
drog# wij!c! si# donik!d po"ród piasków.
Ruiny Cravenmoore, nieme i osnute ca unem mroku, nadal zarysowuj! si# nad g#stwin!
lasu. Gdy wyp ywam na wody zatoki (cho$ szczerze mówi!c, czyni# to coraz rzadziej), widz#
pot uczone szyby w oknach skrzyd a zachodniego b yskaj!ce we mgle niczym fantasmagoryczne
sygna y. Czasami, sprowadzony na manowce przez wspomnienie owych dni, podczas których
przecinali"my wody zatoki, wracaj!c o zmierzchu do przystani, mam wra%enie, i% znowu widz#
migaj!ce w ciemno"ci "wiat a. Chocia% wiem, %e nikogo tam nie ma. Nikogo.
Pewnie jeste" ciekawa, co sta o si# z Domem na Cyplu. No wi#c stoi na swoim miejscu,
odosobniony, i spogl!da z kraw#dzi klifu na bezkresny ocean. Zesz ej zimy sztorm zniszczy resztki
pomostu przy pla%y. Maj#tny jubiler przyby y z miasta, którego nazwy ju% nie pami#tam, skusi si#
niemal, by go kupi$ za "mieszn! kwot#, ale zachodnie wiatry i huk fal roztrzaskuj!cych si# o ska y
odwiod y go ostatecznie od tego zamys u. Sól morska dokonuje spustosze& w bia ym drewnie
domu. Sekretna "cie%ka prowadz!ca ku zatoce zaros a g#stwin! nie do przebycia.
Od czasu do czasu, kiedy pozwala mi na to moja praca na nabrze%u, wsiadam na rower i
jad# na cypel, by ogl!da$ zachód s o&ca z ganku wisz!cego nad przepa"ci! klifu, i nikogo tu nie ma
poza mn! i stadem mew, które osiedli y si# tutaj niczym dzicy lokatorzy, nikogo nie prosz!c o
pozwolenie. Patrz# stamt!d na ksi#%yc, który unosz!c si# nad widnokr#giem, kre"li srebrn! girland#
prowadz!c! do Groty Nietoperzy.
Pami#tam, %e opowiedzia em Ci fantastyczn! histori# okrutnego korsarza, którego statek
pewnej nocy w 1746 roku zosta wessany przez grot#. K ama em. Nie by o nigdy przemytnika ani
porywczego bukaniera, który by si# odwa%y zapu"ci$ w mroki owej jaskini. Na swoj! obron#
mog# tylko powiedzie$, %e by o to jedyne k amstwo, jakie ode mnie us ysza a". Zreszt! pewnie
wiedzia a" o tym od samego pocz!tku.
Dzi" rano, kiedy wyci!ga em sieci zarzucone tu% przy ska ach, znowu mi si# to przydarzy o.
Przez sekund# wydawa o mi si#, i% widz# Ciebie, jak wychodzisz na ganek Domu na Cyplu, by w
milczeniu patrze$ na horyzont. Kiedy mewy wzbi y si# do lotu, zrozumia em, %e nikogo tam nie ma.
A w dali, wy aniaj!c si# spo"ród mgie , majaczy o Wzgórze (wi#tego Micha a, niczym ulotna
wyspa zakotwiczona przez przyp yw.
Czasami mam wra%enie, %e wszyscy uciekli gdzie" daleko od B #kitnej Zatoki i tylko ja
zosta em schwytany w pu apk# czasu, nadaremnie oczekuj!c, %e purpurowy przyp yw wrze"nia
przywróci mi co" wi#cej ni% tylko wspomnienia. Nie zwa%aj zanadto na to, co mówi#. Morze takie
ju% jest, po jakim" czasie oddaje wszystko, szczególnie za" wspomnienia.
Wydaje mi si#, %e to ju% setny list, który wysy am na Twój ostatni paryski adres, jaki uda o
mi si# zdoby$. Czasami zastanawiam si#, czy którykolwiek z tych listów do Ciebie dotar , czy mnie
jeszcze pami#tasz i czy pami#tasz ten "wit na Pla%y Anglika. Mam nadziej#, %e tak rzeczywi"cie jest,
mam nadziej#, %e %ycie pozwoli o Ci uciec daleko st!d i daleko od tego wszystkiego, co przynios a
wojna.
Strona 5
)ycie by o wówczas znacznie prostsze, pami#tasz? Pewnie si# udz#, na pewno tego nie
pami#tasz. Coraz cz#"ciej zaczynam dopuszcza$ my"l, %e tylko ja, naiwny g upek, %yj#
wspomnieniem wszystkich dni 1937 roku i ka%dego z nich z osobna, dni, kiedy by a" jeszcze tutaj,
przy mnie*
Strona 6
1. Niebo nad Pary%em
Pary#, 1936
Ci, co pami#taj! ow! noc, kiedy zmar Armand Sauvelle, zarzekaj! si#, %e purpurowy b ysk
przeci! sklepienie nieba, pozostawiaj!c po sobie "lad %arz!cych si# popio ów; b ysk, którego Irène,
córka zmar ego, nigdy nie widzia a, ale który pojawia si# w jej snach przez wiele lat.
By mro'ny zimowy "wit i szyby sali numer czterna"cie szpitala Saint George pokry a
delikatna warstewka lodu, przez któr! wida$ by o rozmywaj!ce si# w z ocistym pó brzasku
akwarele miasta.
)ycie Armanda Sauvelle'a zgas o cichutko, bez westchnienia skargi. Jego %ona Simone i
córka Irène unios y wzrok, gdy pierwsze b yski dnia zacz# y pru$ fastrygi nocy, rozsypuj!c po sali
szpitalnej niteczki "wiat a. Jego syn Dorian drzema na krze"le. Sal! zaw adn# o przejmuj!ce
milczenie. Nie trzeba by o s ów, %eby zrozumie$, co si# sta o. Po sze"ciu miesi!cach bezlitosny
upiór choroby, której nazwa nigdy nie przesz a Armandowi Sauvelle'owi przez gard o, pokona go.
Najzwyczajniej w "wiecie.
Tak zacz! si# rok, który w pami#ci rodziny Sauvelle'ów mia si# zapisa$ jako najgorszy w
jej historii.
***
Armand Sauvelle zabra do grobu swój urok i zara'liwy "miech, ale w t# ostatni! drog# nie
wyruszy y z nim bynajmniej jego rozliczne d ugi. Rych o kohorty wierzycieli i wszelkiego rodzaju
dyplomowanych s#pów w surdutach zacz# y n#ka$ niezapowiedzianymi wizytami siedzib#
Sauvelle'ów przy bulwarze Haussmanna. Po pocz!tkowych, pe nych ch odu i typowej dla
kauzyperdów kurtuazji wizytach nast!pi y zawoalowane gro'by. A po nich przyszed czas na
egzekucje komornicze.
Renomowane szko y i nienagannie skrojone stroje musia y zosta$ zast!pione pracami
zleconymi i skromniejszym przyodziewkiem dla Irène i jej m odszego brata. To by pocz!tek
zawrotnego zej"cia Sauvelle'ów na ziemi#. Najdotkliwiej odczu a to Simone. Cho$ znów zacz# a
pracowa$ jako nauczycielka, jej zarobki by y o wiele za niskie, by sprosta$ p yn!cym zewsz!d
roszczeniom. Co chwila pojawia a si# kolejna umowa wierzytelno"ci, kolejny weksel podpisany
przez Armanda, kolejna czarna dziura d ugów*
W owym to czasie ma y Dorian nabra podejrze&, %e po ow# mieszka&ców Pary%a stanowi!
adwokaci i lichwiarze, specyficzny gatunek szczurów, zamieszkuj!cych nie w kanalizacji, ale na
powierzchni. Wówczas równie% Irène, w tajemnicy przed matk!, podj# a prac# fordanserki.
Najcz#"ciej ta&czy a z m odymi, przera%onymi %o nierzami, za par# groszy (które o "wicie wrzuca a
do blaszanego pude ka trzymanego przez Simone pod zlewozmywakiem w kuchni).
Rodzina Sauvelle'ów odkry a równie%, i% liczne dot!d zast#py przyjació i osób, na których
mo%na by o polega$, zacz# y nagle topnie$ niczym szron w pierwszych promieniach s o&ca.
Niemniej gdy nadesz o lato, Henri Leconte, stary przyjaciel Armanda Sauvelle'a, zaproponowa
rodzinie przeprowadzk# do ma ego mieszkanka znajduj!cego si# nad sklepem z artyku ami
malarskimi, który prowadzi na Montparnassie. Zgodzi si#, by zap acili mu czynsz, kiedy finanse
im na to pozwol!, na razie w zamian poprosi tylko, by Dorian pomaga mu jako ch opak na
posy ki, bo jemu nogi odmawia y ju% niestety pos usze&stwa. )adne s owa nie by y zdolne odda$
Strona 7
wdzi#czno"ci, jak! odczuwa a Simone wobec starego sklepikarza, cho$ Leconte i tak jej nigdy nie
oczekiwa . W "wiecie pe nym szczurów spotkali anio a.
Kiedy na ulicach pojawi y si# pierwsze oznaki nadchodz!cej zimy, Irène sko&czy a
czterna"cie lat, cho$ czu a si#, jakby mia a dwadzie"cia cztery. Ten jeden raz, za pieni!dze zarobione
na dancingu, kupi a tort, by uczci$ urodziny z matk! i z bratem. Tego dnia odczuli szczególnie
bole"nie brak ojca. Ca a trójka zdmuchn# a razem "wieczki na torcie w male&kim saloniku
mieszkania na Montparnassie, %ycz!c sobie, by razem z p omykami "wieczek zgas o równie%
widmo niedoli prze"laduj!ce ich od wielu miesi#cy. Tym razem ich %yczenie mia o si# spe ni$.
Jeszcze o tym nie wiedzieli, ale ów ponury rok dobiega w a"nie ko&ca.
***
Kilka tygodni pó'niej "wiate ko nadziei nieoczekiwanie zab ys o dla rodziny Sauvelle'ów.
Dzi#ki rozleg ym znajomo"ciom monsieur Leconte'a pojawi a si# oferta godziwej pracy dla ich
matki w ma ym miasteczku B #kitna Zatoka le%!cym na pó nocnym wybrze%u, daleko od szaro"ci
Pary%a, daleko od smutnych wspomnie& ostatnich dni Armanda Sauvelle'a. Zamo%ny wynalazca i
fabrykant zabawek Lazarus Jann poszukiwa ochmistrzyni, która zaj# aby si# zarz!dzaniem jego
rezydencj! w lesie Cravenmoore.
Wynalazca mieszka w przestronnym pa acu, do którego przylega a stara, nieczynna ju%
fabryka zabawek. )y tam tylko z %on! Alexandr!, cierpi!c! na nieuleczaln! chorob# i od
dwudziestu lat przykut! do ó%ka. Wynagrodzenie by o hojne, a poza tym Lazarus Jann oferowa
mo%liwo"$ zamieszkania w niewielkim Domu na Cyplu wzniesionym na klifie, po drugiej stronie
lasu Cravenmoore.
W po owie czerwca 1937 roku monsieur Leconte po%egna rodzin# Sauvelle'ów na szóstym
peronie dworca Austerlitz. Simone i jej dwoje dzieci zaj#li miejsca w poci!gu, który mia ich
zawie'$ na wybrze%e Normandii.
Stary Leconte, obserwuj!c znikaj!ce w oddali "wiat a ostatniego wagonu, u"miechn! si# w
duchu, przeczuwaj!c, %e historia Sauvelle'ów, ich prawdziwa historia, dopiero si# rozpocz# a.
Strona 8
2. Geografia i anatomia
Normandia, lato 1937
Pierwszy dzie& pobytu w Domu na Cyplu Irène i jej matka sp#dzi y na porz!dkowaniu
miejsca, które mia o sta$ si# ich siedzib!. Dorian w tym czasie odkrywa swoj! now! pasj#:
geografi#, a dok adniej rysowanie map. Syn Simone Sauvelle, uzbrojony w kredki i zeszyt
podarowane mu przez Henriego Leconte'a w przeddzie& wyjazdu, zaszy si# po"ród ska , na samym
ich szczycie, sk!d móg podziwia$ niezwyk y widok.
Miasteczko z male&kim portem rybackim wznosi o si# w samym "rodku wybrze%a
okalaj!cego du%! zatok#. W kierunku wschodnim ci!gn# a si# bezkresna piaszczysta pla%a, per owa
pustynia przegl!daj!ca si# w morzu, znana jako Pla%a Anglika. Nieco dalej ostroga cypla wbija a si#
w wod# niczym ostre szpony. Dom Sauvelle'ów wznosi si# na samym kra&cu cypla,
oddzielaj!cym B #kitn! Zatok# od nast#pnego akwenu zwanego przez miejscowych Czarn! Zatok! -
ze wzgl#du na jej ciemne i g #bokie wody. W oddali, jakie" pó mili od wybrze%a, Dorian dostrzeg
wysepk# z latarni! morsk! wy aniaj!c! si# ze zwiewnej mgie ki. Spogl!daj!c znów w stron# l!du,
ch opiec widzia swoj! matk# i siostr# Irène siedz!ce na ganku Domu na Cyplu.
Ich nowy dom, dwupi#trowy budynek z pomalowanego na bia o drewna, sta na zboczu
klifu niczym zawieszona nad przepa"ci! skalna pó ka. Za nim rozci!ga si# g#sty las, a znad
wierzcho ków drzew wyziera a majestatyczna sylwetka rezydencji Lazarusa Janna, Cravenmoore.
Cravenmoore przypomina o w a"ciwie pa ac, a mo%e ma ! katedr#. Ta pl!tanina uków,
#ków przyporowych, te wie%e i kopu y wyrastaj!ce chaotycznie ze szpiczastego dachu musia y by$
wytworem tyle% ekstrawaganckiego, co udr#czonego umys u. Konstrukcj# wzniesiono na planie
krzy%a, cho$ obrós on w przeró%ne boczne skrzyd a. Dorian przyjrza si# uwa%nie z owrogiej bryle
rezydencji Lazarusa Janna. Legion gargulców i wyrze'bionych w kamieniu anio ów strzeg fasady,
podobny zgrai duchów zastyg ych w oczekiwaniu na ciemno"ci nocy. Zamykaj!c zeszyt, by zej"$ z
powrotem do Domu na Cyplu, ch opiec zacz! si# zastanawia$, kto móg obra$ sobie podobne
miejsce za siedzib#. Mia si# tego dowiedzie$ jeszcze tego samego wieczoru, ca a rodzina zosta a
bowiem zaproszona na kolacj# w Cravenmoore - kurtuazyjny gest powitalny ich nowego
dobroczy&cy, Lazarusa Janna.
***
Pokój Irène wychodzi na pó nocny zachód. Z okna wida$ by o wysepk# z latarni! i plamy
"wiat a rzucane przez s o&ce na fale oceanu, roziskrzone laguny srebra. Po miesi!cach sp#dzonych
w male&kim paryskim mieszkanku dysponowanie pokojem tylko dla siebie wydawa o si# jej
nadmiernym, niezas u%onym luksusem. A ju% czym" wr#cz osza amiaj!cym by a mo%liwo"$
zamkni#cia drzwi, by nacieszy$ si# chwilami samotno"ci.
Przygl!daj!c si#, jak zachodz!ce s o&ce barwi morze na kolor miedzi, Irène zastanawia a si#
nerwowo, co ma za o%y$ na pierwsz! kolacj# z Lazarusem Jannem. Po dawnej, przebogatej
garderobie zosta o w a"ciwie ju% tylko wspomnienie. Czu a si# zaszczycona zaproszeniem do
rezydencji Cravenmoore, ale jednocze"nie u"wiadomi a sobie, %e nie ma odpowiedniego stroju na
tak od"wi#tn! okazj#: wszystkie sukienki wydawa y si# jej najzwyklejszymi achmanami.
Przymierzywszy dwa jedyne stroje, które jako tako nadawa y si# na tak uroczysty wieczór, Irène
zda a sobie spraw# z nowego, nieprzewidzianego problemu.
Strona 9
Od kiedy sko&czy a czterna"cie lat, jej cia o jakby postanowi o zaokr!gli$ si# w pewnych
miejscach, w innych za" wr#cz przeciwnie. Teraz, licz!c sobie niespe na lat pi#tna"cie i spogl!daj!c
w lustro, widzia a, %e nie sposób uciec przed prawami natury. Jej zarysowuj!ca si# kobieca
sylwetka nie pasowa a do prostego kroju skromnych, znoszonych ubra&.
Tu% przed zmierzchem niebo nad B #kitn! Zatok! migota o szkar atnymi odblaskami, kiedy
Simone Sauvelle zapuka a delikatnie do sypialni Irène.
- Prosz#.
Simone zamkn# a za sob! drzwi. Wystarczy o jej jedno spojrzenie, %eby si# domy"li$, w
czym tkwi problem. Wszystkie ubrania Irène le%a y na ó%ku. Jej córka, w samej bieli'nie,
przygl!da a si# przez okno dalekim "wiat om statków. Simone spojrza a na swoj! dorastaj!c! córk#
i u"miechn# a si# w duchu.
- Czas mija, a my tego nie zauwa%amy, co?
- Wszystkie s! na mnie za ma e. Tak mi przykro - odpar a Irène. - Naprawd# próbowa am.
Simone podesz a do okna i przytuli a córk#. (wiat a miasteczka odbija y si# niczym barwne
lampiony w wodach zatoki. Przez chwil# obie kontemplowa y poruszaj!ce widowisko zmierzchu
zapadaj!cego nad B #kitn! Zatok!. Simone pog adzi a córk# po twarzy i u"miechn# a si#.
- Mam przeczucie, %e to miejsce przypadnie nam do gustu. A ty, co my"lisz? - spyta a.
- A my? Czy my mu przypadniemy do gustu?
- Lazarusowi?
Irène przytakn# a.
- Przecie% jeste"my przeurocz! rodzin!. B#dzie za nami przepada - odpowiedzia a Simone.
- Jeste" tego pewna?
- Nie mamy innego wyj"cia, córeczko.
Irène wskaza a na swoj! garderob#.
- Przymierz jedn! z moich sukienek - powiedzia a z u"miechem Simone. - Co" mi si#
wydaje, %e b#d! na tobie le%e$ lepiej ni% na mnie.
Irène lekko poczerwienia a.
- Przesadzasz - próbowa a nie zgodzi$ si# z matk!.
- Poczekamy, zobaczymy.
***
Wyrazem twarzy, który Dorian przybra na widok siostry, gdy ta pojawi a si# na schodach
wystrojona w sukni# matki, wygra by niejeden konkurs na g upie miny. Irène natychmiast wbi a
swe zielone oczy w brata i gro%!c mu palcem wskazuj!cym, ostrzeg a go stanowczo:
- Ani s owa.
Oniemia y Dorian przytakn! , nie mog!c oderwa$ oczu od tej nieznanej mu kobiety, która
nie do"$, %e mia a rysy twarzy jego siostry, to jeszcze odezwa a si# jej g osem. Simone, na widok
jego nieopisanego zdziwienia, z trudem powstrzyma a u"miech. Z uroczyst! powag! poprawi a mu
muszk#, a potem po o%y a d o& na ramieniu.
- )yjesz otoczony kobietami, synu. Przyzwyczajaj si#.
Dorian, tyle% zdziwiony, co zrezygnowany, raz jeszcze przytakn! . Kiedy wisz!cy na
"cianie zegar wydzwoni godzin# ósm!, wszyscy Sauvelle'owie, od"wi#tnie ubrani, gotowi ju% byli
na czekaj!ce ich uroczyste spotkanie. A poza tym umierali ze strachu.
***
W kierunku morza ci!gn# a delikatna bryza, poruszaj!c li"$mi le"nej g#stwiny otaczaj!cej
Strona 10
Cravenmoore. Ich szelest towarzyszy odg osom kroków ca ej trójki pod!%aj!cej "cie%k!, która
przecina a las niczym tunel wyci#ty w nieprzebytej puszczy. Blada po"wiata ksi#%yca z trudem
przebija a si# przez mroczn! pow ok# nad ich g owami. G osy niewidzialnych nocnych ptaków
dochodz!ce z koron stuletnich olbrzymów rozbrzmiewa y niepokoj!c! litani!.
- Strasznie tu, a% mnie ciarki przechodz! - szepn# a Irène.
- Nie wyg upiaj si# - natychmiast uci# a jej matka. - To zwyk y las. Idziemy.
Zamykaj!cy grupk# Dorian w milczeniu wpatrywa si# w le"ne cienie. Wyrastaj!ce z
ciemno"ci kszta ty w jego wyobra'ni przeradza y si# natychmiast w czyhaj!ce wokó diaboliczne
stworzenia.
- W "wietle dnia to tylko zaro"la i drzewa - doda a na ca y g os Simone Sauvelle. Ulotny
czar, którym Dorian zaczyna si# ju% delektowa$, prys jak ba&ka mydlana.
Po paru minutach nocnego spaceru, które Irène d u%y y si# w niesko&czono"$, wyros a
przed nimi majestatyczna i strzelista sylwetka Cravenmoore podobnego wy aniaj!cemu si# z mg y
ba"niowemu zamkowi. Z ogromnych okien rezydencji Lazarusa Janna pada y snopy z otawego
"wiat a. Na ja"niejszym tle nieba odcina y si# sfory gargulców. Dostrzegli równie% fabryk#
zabawek przylegaj!c! do budynku.
Stan!wszy na skraju lasu, ca a trójka Sauvelle'ów próbowa a obj!$ wzrokiem ogrom
rezydencji fabrykanta zabawek. W tym samym momencie podobny do kruka ptak poderwa si# z
zaro"li, dziwnie trzepocz!c skrzyd ami, i zacz! kr!%y$ nad ogrodem okalaj!cym Cravenmoore.
Zatoczywszy kilka kó ek nad kamienn! fontann!, wyl!dowa w ko&cu u stóp Doriana. Z o%y
skrzyd a, ko ysa si# przez chwil# na boki, po czym po o%y si# i znieruchomia . Ch opiec kl#kn! i
powoli wyci!gn! ku niemu praw! r#k#.
- Lepiej uwa%aj - ostrzeg a go Irène.
Dorian, nie zwa%aj!c na s owa siostry, pog aska kruka po skrzydle. Ptak ani drgn! .
Ch opiec wzi! go w r#ce i roz o%y mu skrzyd a. Na jego twarzy pojawi si# wyraz ca kowitego
zaskoczenia. Odwróci si# ku Irène i Simone.
- On jest z drewna - wyszepta . - To zabawka mechaniczna.
Wszyscy troje spojrzeli na siebie w milczeniu. Simone westchn# a i niemal rozkazuj!co
rzek a:
- Zachowujemy spokój. I u"miechamy si#. Musimy zrobi$ dobre wra%enie, zgoda?
Dzieci przytakn# y. Dorian z powrotem po o%y ptaka na ziemi. Simone Sauvelle
u"miechn# a si# lekko i na jej znak ca a trójka zacz# a wspina$ si# po schodach z bia ego marmuru
wiod!cych ku ogromnym drzwiom z br!zu, za którymi kry si# sekretny "wiat Lazarusa Janna.
Drzwi Cravenmoore rozwar y si# przed nimi same. Nie musieli nawet u%y$ odlanej z br!zu
ko atki w kszta cie g owy anio a. Z wn#trza domu emanowa a z ocista po"wiata. Na tle tej jasno"ci
wida$ by o nieruchom! sylwetk#. Posta$ nagle o%y a i poruszy a g ow!. Jednocze"nie da o si#
s ysze$ delikatny terkot. Twarz wy oni a si# z cienia. Na przybyszy spogl!da y martwe oczy,
zwyk e szklane kule wci"ni#te w mask# pozbawion! jakiegokolwiek wyrazu. Jedynie usta
wykrzywia przera%aj!cy u"miech.
Dorian prze kn! "lin#, a kobiety cofn# y si# z wra%enia. Posta$ wyci!gn# a ku nim r#k#, po
czym znieruchomia a.
- Mam nadziej#, %e Christian pa&stwa nie przestraszy . To stara i niedopracowana
konstrukcja.
Sauvelle'owie odwrócili si# i spojrzeli w dó schodów, sk!d dobiega g os. Mi a i
sympatycznie starzej!ca si# twarz u"miecha a si# do nich nieco obuzersko. Elegancko ubrany
m#%czyzna mia niebieskie oczy, które b yszcza y pod przyprószonymi siwizn! i starannie
Strona 11
uczesanymi w osami. Podpieraj!c si# nieznacznie hebanow! lask! z wielobarwn! ga k!, podszed
do nich i uk oni si# z szacunkiem.
- Nazywam si# Lazarus Jann i odnosz# wra%enie, %e jestem pa&stwu winien przeprosiny -
powiedzia .
G os mia ciep y, %yczliwy, jeden z tych g osów obdarzonych uspokajaj!c! moc! i rzadko
spotykan! agodno"ci!. Du%e oczy Lazarusa Janna, przyjrzawszy si# dok adnie Irène i Dorianowi,
spocz# y wreszcie na twarzy Simone.
- Wracam w a"nie ze swojej codziennej wieczornej przechadzki po lesie i niestety spó'ni em
si#. Madame Sauvelle, o ile si# nie myl#*
- Bardzo mi mi o.
- Mam na imi# Lazarus.
Simone skin# a g ow!.
- Pozwoli pan, %e przedstawi#. Moja córka Irène. A to mój syn Dorian, nasz beniaminek.
Lazarus Jann z rewerencj! u"cisn! d onie obojgu. Mia zdecydowany i mi y u"cisk, a
u"miech zara'liwy.
- No dobrze. Co do Christiana, nie ma najmniejszych powodów, %eby si# go ba$. Trzymam
go na pami!tk# mojego pionierskiego okresu. Wiem, wiem, jest toporny, a i wygl!d ma ma o
przyjazny.
- Czy to jest maszyna? - pospieszy z pytaniem zafascynowany Dorian.
Karc!ce spojrzenie Simone nadesz o zbyt pó'no. Lazarus u"miechn! si# do ch opca.
- Tak, mogliby"my tak to uj!$. Z technicznego punktu widzenia Christian jest automatem.
- Sam pan go skonstruowa ?
- Dorian. - Simone upomnia a syna.
Lazarus znów si# u"miechn! . Wida$ by o, %e %adn! miar! nie mia za z e ch opcu jego
dociekliwo"ci.
- Tak. Skonstruowa em Christiana i wiele innych automatów. To jest, a w a"ciwie by a,
moja praca. No dobrze, ale wydaje mi si#, %e kolacja na nas czeka. Mo%e porozmawiamy o tym
wszystkim przy suto zastawionym stole i w ten sposób poznamy si# lepiej?
Poczuli smakowity zapach pieczeni. Nie trzeba by o wró%ki z kryszta ow! kul!, %eby
odgadn!$, o czym wszyscy w tym momencie pomy"leli.
***
Zaskakuj!ce powitanie Christiana czy gro'ny wygl!d gmachu Cravenmoore by y niczym w
porównaniu z wra%eniem, jakie wywar o na Sauvelle'ach wn#trze posiad o"ci Lazarusa Janna. Ca a
trójka, ledwo przekroczywszy próg domu, poczu a si# przeniesiona w fantastyczny "wiat, którego
istnienia nie potrafiliby nawet sobie wyobrazi$.
Olbrzymie kr#cone schody zdawa y si# wspina$ bez ko&ca. Sauvelle'owie, uniós szy
wzrok, ujrzeli, i% prowadz! one na szczyt g ównej wie%y Cravenmoore, a ich zwie&czeniem jest
latarnia, z której s!czy si# mg awe, anemiczne "wiat o. W tej widmowej po"wiacie rozchodz!cej si#
po pomieszczeniu oczy ca ej trójki odkry y i"cie muzealne zbiory mechanicznych stworze&. Tarcza
wielkiego "ciennego zegara, obdarzonego oczami i wykrzywionego w groteskowym grymasie,
u"miecha a si# do odwiedzaj!cych. Tancerka w zwiewnej sukni wirowa a w samym "rodku
owalnego pomieszczenia, gdzie ka%dy przedmiot, ka%dy najdrobniejszy szczegó stanowi cz#"$
"wiata powo anego do %ycia przez Lazarusa Janna.
Klamki by y u"miechni#tymi twarzami, które puszcza y oko, kiedy si# je nacisn# o.
Ogromna, fantastycznie opierzona sowa wytrzeszcza a szklane 'renice, powoli unosz!c skrzyd a.
Strona 12
Dziesi!tki, a mo%e i setki miniatur i zabawek sta y na pó kach i w gablotach. )ycia by nie starczy o,
by zapozna$ si# z ka%d! z nich. Ma y psotny szczeniaczek merda ogonkiem i szczeka na widok
przebiegaj!cej przed nim metalowej myszki. Zwieszona z niewidocznego sufitu karuzela wró%ek,
smoków i gwiazd kr#ci a si# w pustce wokó zamku unosz!cego si# po"ród bawe nianych
ob oczków w rytm pobrz#kiwania dalekiej pozytywki*
Gdziekolwiek kierowali swoje spojrzenia, odkrywali nowe wspania o"ci, nowe
niewyobra%alne artefakty, coraz przemy"lniejsze i bardziej zdumiewaj!ce. Przez wiele minut stali
tak niemal sparali%owani i ca kowicie zauroczeni, nie"wiadomi rozbawionego wzroku, jakim patrzy
na nich Lazarus.
- To nieprawdopodobne* - wykrztusi a w ko&cu Irène, nie mog!c uwierzy$ w asnym
oczom.
- To dopiero westybul. Ale rad jestem, %e si# wam podoba - powiedzia Lazarus, prowadz!c
ich do przestronnej jadalni Cravenmoore.
Dorian zapomnia j#zyka w g#bie i przygl!da si# wszystkiemu oczami jak spodki. Irène i
Simone, równie poruszone, usilnie stara y si# nie ulec hipnotycznemu transowi, w jaki wprowadza
je dom.
Jadalnia, w której podano kolacj#, by a, o ile to w ogóle mo%liwe, jeszcze wspanialsza ni%
westybul. Czu o si#, %e wszystko, od kieliszków pocz!wszy, poprzez sztu$ce a% po galowy serwis i
puszyste kobierce, przynale%y do królestwa Lazarusa Janna. )aden z przedmiotów nie zdawa si#
pochodzi$ z szarej, obrzydliwie normalnej rzeczywisto"ci, któr! zostawili za sob!, przekraczaj!c
próg rezydencji. Mimo ca ego przepychu uwag# Irène przyku od pierwszej chwili ogromny portret
wisz!cy nad kominkiem, w którym p omienie bucha y ze smoczych paszcz. Obraz przedstawia
dam# ol"niewaj!cej urody ubran! w bia ! sukni#. W oczach pi#knej kobiety czu$ by o si #
przekraczaj!c! granic# mi#dzy malarskim kunsztem a rzeczywisto"ci!. Przez chwil# Irène czu a, %e
zaraz ca kowicie ulegnie magnetycznemu czarowi tego spojrzenia.
- To moja ma %onka, Alexandra* Kiedy jeszcze cieszy a si# dobrym zdrowiem. Cudowne
dni* - rozleg si# za jej plecami g os Lazarusa, melancholijny i jakby pogodzony z losem.
***
Kolacja przy "wiecach przebiega a w mi ej atmosferze. Lazarus Jann okaza si# znakomitym
gospodarzem, który szybko zaskarbi sobie sympati# Irène i Doriana zabawnymi anegdotami i
opowie"ciami. Powiedzia im, %e wszystkie podane wspania o"ci to dzie o Hannah, dziewczyny w
wieku Irène, pe ni!cej jednocze"nie obowi!zki kucharki i pokojówki. Pierwsze lody zosta y
prze amane ju% po kilku minutach. Wszyscy brali udzia w o%ywionej konwersacji, któr! fabrykant
zabawek potrafi kierowa$ z nader subteln! maestri!.
Kiedy przyst!pili do drugiego dania, pieczonego indyka, specjalno"ci Hannah,
Sauvelle'owie mieli wra%enie, %e przebywaj! w towarzystwie starego znajomego. Simone z ulg!
skonstatowa a, i% sympatia jej dzieci do Lazarusa jest odwzajemniona, a i ona sama nie mo%e si#
oprze$ urokowi nowego pryncypa a.
Nie przestaj!c sypa$ anegdotami, Lazarus udzieli im wyczerpuj!cych informacji
zwi!zanych z domem i z charakterem obowi!zków Simone. W pi!tek wieczór Hannah mia a wolne
i nocowa a u swojej rodziny w miasteczku. Mieli j! pozna$ nazajutrz, kiedy stawi si# w rezydencji
do pracy. Nie licz!c Lazarusa i jego %ony, Hannah by a jedynym mieszka&cem Cravenmoore. Ona
pomo%e im si# tutaj zaaklimatyzowa$ i gotowa jest wesprze$ ich we wszystkich problemach, jakie
mog! si# pojawi$ w pierwszych dniach ich pobytu.
Przy deserze, zjawiskowej tarcie z malinami, Lazarus przeszed do wyja"nienia, czego od
Strona 13
ka%dego z nich oczekuje. Aczkolwiek fabryka jest ju% zamkni#ta, on nadal, od czasu do czasu,
pracuje w swoim warsztacie zabawek. Podkre"li z ca ! stanowczo"ci!, %e pod %adnym pozorem nie
wolno im przekracza$ progu fabryki. Zakaz dotyczy równie% wy%szych pi#ter, a ju% szczególnie
pomieszcze& zachodniego skrzyd a, w których mie"ci y si# pokoje jego ma %onki.
Od ponad dwudziestu lat Alexandra Jann cierpia a na dziwn! i nieuleczaln! chorob#, która
przyku a j! do ó%ka. )ona Lazarusa nie rusza a si# ze swojej sypialni znajduj!cej si# na trzecim
pi#trze zachodniego skrzyd a. Jedynie jej m!%, dogl!daj!cy jej w chorobie, mia tam prawo wst#pu.
Fabrykant zabawek opowiedzia im, %e %ona, jeszcze jako pe na %ycia m oda kobieta, nabawi a si#
tajemniczej przypad o"ci podczas jednej z podró%y, któr! odbywali przez kraje Europy (rodkowej.
Nieuleczalna jak na razie choroba powoli, acz systematycznie odbiera a jej si y, do tego
stopnia, i% po jakim" czasie nie mog a sama chodzi$ ani utrzyma$ niczego w r#kach. Po up ywie
sze"ciu miesi#cy jej stan drastycznie si# pogorszy . By a ju% tylko cieniem tej pi#knej kobiety, z
któr! o%eni si# zaledwie kilka lat wcze"niej. Po roku od zara%enia zacz# a zanika$ pami#$ chorej. Po
kilku tygodniach z trudno"ci! rozpoznawa a nawet w asnego ma %onka. W tym okresie nie mog a
ju% mówi$, a jej oczy, poza straszliw! pustk!, przesta y cokolwiek wyra%a$. Alexandra Jann mia a
wówczas dwadzie"cia sze"$ lat. Od tamtego czasu nigdy ju% nie opu"ci a Cravenmoore.
Go"cie wys uchali poruszaj!cej opowie"ci Lazarusa w milcz!cym skupieniu. Fabrykant nie
zdo a ukry$ emocji wywo anych nawiedzaj!cymi go wspomnieniami, wieloletni! samotno"ci! i
cierpieniem. Nie chc!c jednak przyt acza$ go"ci swoim smutkiem, szybko pocz! rozp ywa$ si# w
pochwa ach nad deserem. Gorycz jego spojrzenia nie usz a jednak uwadze Irène.
Dziewczyna bez trudu potrafi a sobie wyobrazi$, dlaczego wybra si# w t# swoj! szczególn!
podró% donik!d. Pozbawiony tego, co najbardziej kocha , Lazarus schroni si# w "wiecie fantazji,
tworz!c setki istot i przedmiotów, by wype ni$ jako" dr#cz!c! go samotno"$.
S uchaj!c opowie"ci fabrykanta zabawek, Irène nagle zrozumia a, %e ów "wiat rozbuchanej
wyobra'ni zaludniaj!cej Cravenmoore to znacznie wi#cej ni% tylko zabawny kaprys geniusza. Ona,
która na w asnej skórze odczu a, co to znaczy straci$ kogo" bliskiego, patrzy a teraz na
Cravenmoore jak na mroczne odzwierciedlenie labiryntu samotno"ci, w którym Lazarus %y przez
ostatnie dwadzie"cia lat. Ka%dy z mieszka&ców owego cudownego "wiata, ka%dy obecny w nim
twór, by po prostu z! przelan! w milczeniu.
Gdy kolacja mia a si# ku ko&cowi, Simone Sauvelle dok adnie ju% wiedzia a, jaki jest zakres
jej obowi!zków w rezydencji. Charakter jej pracy nie odbiega od funkcji ochmistrzyni i niewiele
mia wspólnego z jej w a"ciwym zawodem nauczycielki. Niemniej gotowa by a wype nia$ nowe
obowi!zki najlepiej, jak potrafi a, by zagwarantowa$ godziw! przysz o"$ swoim dzieciom. Simone
mia a: nadzorowa$ prac# Hannah i ludzi zatrudnianych dorywczo, administrowa$ rezydencj!,
zajmowa$ si# zaopatrzeniem, utrzymuj!c kontakty z dostawcami i kupcami z miasteczka, prowadzi$
stosown! korespondencj# i dba$ o to, by nikt ze "wiata zewn#trznego nie zak óca fabrykantowi
jego dobrowolnego odosobnienia. Oprócz tego do jej zada& nale%a równie% regularny zakup
ksi!%ek do biblioteki Lazarusa. Pryncypa podkre"li , %e to jeden z najwa%niejszych obowi!zków
Simone. Przy okazji wyra'nie da do zrozumienia, %e to w a"nie jej wykszta cenie i zawód
zadecydowa y o tym, i% ostatecznie wybra j! spo"ród wielu innych kandydatek z wi#kszym
do"wiadczeniem na tym stanowisku.
Ze swej strony Lazarus oferowa im mieszkanie w Domu na Cyplu oraz pensj# bardziej ni%
godziw!. Jednocze"nie zobowi!za si# pokrywa$ koszty nauki Irène i Doriana od nowego roku
szkolnego. Gwarantowa równie% sfinansowanie studiów obojga, je"li wyka%! ku temu zdolno"ci i
wol#. Irène i Dorian mogli pomaga$ matce, pod jednym wszak%e warunkiem: musz! przestrzega$
%elaznej zasady nieprzekraczania granic wyznaczonych przez Lazarusa.
Strona 14
Simone Sauvelle, dotkliwie do"wiadczonej ostatnimi miesi!cami n#dzy i n#kania przez
wierzycieli, oferta Lazarusa zda a si# b ogos awie&stwem niebios. Nie by o lepszego miejsca na
ziemi ni% B #kitna Zatoka, by rozpocz!$ ze swoimi dzie$mi nowe %ycie. O lepszej pracy te% nie
mog a marzy$ i wszystko wskazywa o na to, %e Lazarus b#dzie pracodawc! hojnym i askawym.
Szcz#"cie musia o pr#dzej czy pó'niej si# do nich u"miechn!$. Los chcia , %eby sta o si# to w tym
ustroniu i po raz pierwszy od d u%szego czasu Simone by a gotowa zgodzi$ si# na jego wyroki. O
ile instynkt jej nie zawodzi , a nie zwyk tego czyni$, domy"la a si#, %e fabrykant obdarza j! i jej
dzieci szczer! %yczliwo"ci!. Mog a za o%y$, %e ich obecno"$ w Cravenmoore i ich towarzystwo z
czasem z agodz! dotkliwe osamotnienie, w jakim zdawa si# %y$ fabrykant zabawek.
Przy kawie Lazarus obieca , %e pewnego dnia wprowadzi absolutnie zauroczonego Doriana
w arkana konstrukcji automatycznych zabawek. Oczy Doriana natychmiast rozb ys y entuzjazmem.
W tej samej chwili spojrzenia Lazarusa i Simone spotka y si# na chwil# w migoc!cym "wietle
"wiec. Simone dostrzeg a w nich tak dobrze jej znane pi#tno samotno"ci. Dwa dryfuj!ce na pe nym
morzu statki. Fabrykant zabawek odwróci wzrok i wsta w milczeniu, tym samym daj!c do
zrozumienia, %e kolacja dobieg a ko&ca.
Potem odprowadzi ich do drzwi, po drodze zatrzymuj!c si# co jaki" czas, by obja"ni$
mijane cude&ka. Irène i Dorian s uchali wszystkiego z niek amanym zadziwieniem. Pod dachem
Cravenmoore nagromadzi o si# tyle wspania o"ci, i% nie starczy oby stu lat, by nacieszy$ nimi oko.
Opuszczaj!c ju% westybul, Lazarus zatrzyma si# przed czym", co wygl!da o na skomplikowany
mechanizm skonstruowany ze zwierciade i soczewek, i spojrza tajemniczo na Doriana. Bez s owa
wyja"nienia wsun! r#k# w szpaler luster. Zwierciadlane odbicie r#ki po chwili ca kowicie si#
rozmy o. Lazarus u"miechn! si#.
- Nie we wszystko, co widzisz, powiniene" wierzy$. Obraz rzeczywisto"ci, jaki podsuwaj!
nam nasze oczy, jest tylko iluzj!, efektem optycznym - powiedzia . - (wiat o jest wielkim oszustem.
Daj mi r#k#.
Dorian pos usznie wyci!gn! d o& ku fabrykantowi zabawek i pozwoli mu wsun!$ j! w
szpaler zwierciade . Ze zdumieniem patrzy , jak odbicie jego r#ki znika. Spojrza na Lazarusa
pe nym w!tpliwo"ci wzrokiem.
- Znasz zasady optyki, prawa rz!dz!ce "wiat em? - spyta gospodarz.
Dorian pokr#ci g ow!. W tym momencie nie wiedzia nawet, gdzie znajduje si# jego prawa
r#ka.
- Tak naprawd# magia jest tylko ga #zi! fizyki. Jak u ciebie z matematyk!?
- Jako tako, poza trygonometri!.
Lazarus u"miechn! si#.
- Od tego zaczniemy. Fantazja to liczby, Dorianie. W tym tkwi ca a sztuczka.
Ch opak przytakn! , nie bardzo wiedz!c, o czym Lazarus mówi. Gospodarz, doszed szy do
progu, przepu"ci swoich go"ci. W tym w a"nie momencie Dorianowi zda o si#, %e widzi rzecz
zupe nie niemo%liw!. Gdy ca a grupka znalaz a si# w kr#gu "wiat a jednej z migoc!cych latarni, na
"cian# pad y cienie ich sylwetek. Trzech sylwetek, bowiem w"ród nich brakowa o cienia Lazarusa,
jakby jego obecno"$ by a tylko fatamorgan!.
Kiedy Dorian si# odwróci , napotka badawcze spojrzenie Lazarusa. Ch opiec prze kn!
"lin#. Fabrykant zabawek, u"miechaj!c si# kpiarsko, uszczypn! go lekko w policzek.
- Nie we wszystko, co widz! twoje oczy, powiniene" wierzy$*
Dorian wyszed na zewn!trz za matk! i siostr!.
- Dzi#kujemy za wszystko. )yczymy dobrej nocy - po%egna a si# Simone.
- Ca a przyjemno"$ po mojej stronie. I mówi# to szczerze - odpar serdecznie Lazarus i
Strona 15
u"miechaj!c si#, uniós r#k# w ge"cie po%egnania.
***
Zbli%a a si# pó noc, kiedy Sauvelle'owie zag #bili si# w las w drodze do swojego nowego
domu.
Dorian szed w milczeniu, nie mog!c wci!% otrz!sn!$ si# z wra%enia, jakie zrobi a na nim
rezydencja Lazarusa Janna. Irène sz a zatopiona we w asnych my"lach, nie zwracaj!c uwagi na
"wiat zewn#trzny. Simone za" odetchn# a z ulg!, dzi#kuj!c Bogu za szcz#"cie, które ich spotka o.
W pewnej chwili odwróci a si#, by raz jeszcze spojrze$ na nikn!c! w oddali sylwetk#
Cravenmoore. W ca ym budynku by o o"wietlone tylko jedno okno: na trzecim pi#trze zachodniego
skrzyd a. Za firankami wida$ by o nieruchom! posta$. W tym samym momencie "wiat o w oknie
zgas o i ca y budynek pogr!%y si# w ciemno"ciach.
***
Irène, znalaz szy si# w swojej sypialni, zdj# a sukienk# matki i starannie powiesi a j! na
oparciu krzes a. Z s!siedniego pokoju dochodzi y g osy Simone i Doriana. Dziewczyna zgasi a
"wiat o i po o%y a si# na ó%ku. Niebieskie cienie kr!%y y w ta&cu po suficie jak korowód
podryguj!cych widm. Szum fal rozbijaj!cych si# o ska y przechodzi w szept przetykany cisz!.
Irène zamkn# a oczy i usi owa a zasn!$. Nadaremnie.
Trudno jej by o uwierzy$, %e nie b#dzie musia a ju% wraca$ do skromnego paryskiego
mieszkanka ani do tego obrzydliwego dancingu, by zarobi$ kilka n#dznych monet, jakie mogli jej
zap aci$ równie biedni jak ona %o nierze. Wiedzia a, %e cienie wielkiego miasta nie zdo aj! jej tu
dosi#gn!$, ale odleg o"$ nie jest przeszkod! dla pami#ci. Wsta a i podesz a do okna.
W oddali majaczy a wie%a latarni morskiej. Irène skupi a wzrok na wysepce osnutej
po yskuj!c! mgie k!. Ciemno"ci przeci! b ysk "wiat a, przypominaj!cy puszczonego z oddali
zaj!czka. Par# sekund pó'niej b ysk znowu przeci! noc, by natychmiast zgasn!$. Irène ze
zdziwieniem dostrzeg a stoj!c! na ganku matk#. Simone, narzuciwszy na ramiona gruby sweter,
patrzy a w morze. Irène nie musia a widzie$ jej twarzy, by domy"li$ si#, %e matka p acze i %e obie
d ugo nie b#d! mog y zasn!$. Tej pierwszej nocy w Domu na Cyplu, na pocz!tku drogi, która
zdawa a si# prowadzi$ ku szcz#"ciu, bole"nie jak nigdy dot!d odczuwa y brak Armanda Sauvelle'a.
Strona 16
3. B #kitna Zatoka
Ze wszystkich poranków jej %ycia, w oczach i w pami#ci Irène %aden nie by tak s oneczny
jak ów poranek dwudziestego drugiego czerwca 1937 roku. Morze rozb yskiwa o jakby usiane
diamentami. A niebo* Dot!d, %yj!c w mie"cie, nie potrafi a nawet sobie wyobrazi$, %e niebo mo%e
by$ a% tak przejrzyste. Irène mog a teraz ze swojego okna ujrze$ wysepk# z latarni! w ca ej
okaza o"ci, podobnie jak niewielkie ska y wy aniaj!ce si# z wód zatoki niczym grzebie&
podwodnego smoka. Rozci!gaj!ce si# za Pla%! Anglika miasteczko, ze swoimi domkami równo
ustawionymi wzd u% g ównej ulicy, wygl!da o jak obrazek pokryty mgie k! unosz!c! si# znad
rybackiego portu. Przymkn!wszy nieco oczy, mog a zobaczy$ raj wymalowany przez Claude'a
Moneta, ulubionego malarza jej ojca.
Irène otworzy a okno na o"cie%, wpuszczaj!c do pokoju powiew morskiej bryzy
przesyconej zapachem soli. Mewy maj!ce gniazda na ska ach odwróci y ebki, by przyjrze$ si# jej z
ciekawo"ci!, z jak! patrzy si# na nowych, dopiero co przyby ych s!siadów. Irène spostrzeg a, %e
Dorian ju% zaj! swoje ulubione miejsce pomi#dzy ska ami, fantazjuj!c, my"l!c o niebieskich
migda ach, zaprz!tni#ty Bóg jeden wie czym*
Dziewczyna, zastanawiaj!c si# ju%, w co ma si# ubra$, by jak najrado"niej rozpocz!$ ten
bajkowy dzie&, us ysza a dochodz!cy z parteru nieznany sobie, trajkocz!cy i radosny g os.
Ws uchuj!c si# w nawa nic# s ów, zdo a a równie% us ysze$ spokojny i agodny tembr g osu matki
rozmawiaj!cej, a w a"ciwie usi uj!cej wtr!ci$ jedno, najwy%ej dwa s owa w chwilach, gdy jej
rozmówczyni nabiera a oddechu.
Ubieraj!c si#, Irène próbowa a odgadn!$, jak wygl!da w a"cicielka niemilkn!cego g osu.
Od ma ego do jej ulubionych zabaw nale%a o wyobra%anie sobie danej osoby wy !cznie na
podstawie g osu. Zamkn!$ oczy, ws ucha$ si# uwa%nie i odgadn!$, jakiego jest wzrostu, ile wa%y,
jak! ma twarz, charakter*
Tym razem intuicja podpowiada a jej, %e to m oda, niewysoka dziewczyna, nerwowa i
ruchliwa, brunetka o najprawdopodobniej ciemnych oczach. Irène, maj!c w g owie ten obraz,
postanowi a zej"$ na dó . Chcia a zaspokoi$ swój poranny g ód, jedz!c porz!dne "niadanie. Przede
wszystkim jednak chcia a zaspokoi$ swoj! ciekawo"$ dotycz!c! w a"cicielki owego g osu.
Wszed szy do saloniku na parterze, przekona a si#, nie bez satysfakcji, %e pomyli a si# tylko
co do jednego: w osy dziewczyny mia y kolor s omkowy. Poza tym strza w dziesi!tk#. W ten oto
sposób Irène pozna a Hannah, jeszcze zanim j! zobaczy a.
***
Simone Sauvelle do o%y a wszelkich stara&, by zrewan%owa$ si# Hannah równie pysznym
"niadaniem za wy"mienit! kolacj#, któr! ta przygotowa a dla nich ubieg ego wieczoru. Dziewczyna
poch ania a je z pr#dko"ci! jeszcze wi#ksz! ni% ta, z jak! wyrzuca a z siebie s owa. Simone i Irène,
zalane wartkim strumieniem anegdot, plotek i wszelkiego rodzaju historyjek na temat miasteczka i
jego mieszka&ców, ju% po kilku minutach mia y wra%enie, %e znaj! Hannah od zawsze.
Chrupi!c grzank# za grzank!, Hannah przedstawi a im w telegraficznym skrócie swoj!
biografi#. W listopadzie mia a sko&czy$ szesna"cie lat; jej rodzice - ojciec rybak, matka piekarka -
mieli w miasteczku domek; mieszka z nimi jeszcze jej kuzyn, Ismael, który kilka lat temu straci
rodziców i pomaga stryjkowi, to znaczy ojcu Hannah, w pracy. Ju% nie chodzi a do szko y, bo ta
j#dza Jeanne Brau, czyli dyrektorka szko y, zaszufladkowa a j! jak! t#p! i ograniczon!. Mimo
wszystko Ismael uczy j! czyta$, a jej znajomo"$ tabliczki mno%enia poprawia a si# z miesi!ca na
Strona 17
miesi!c. Jej ulubionym kolorem by %ó ty. Kolekcjonowa a muszle, które zbiera a zazwyczaj na
Pla%y Anglika. Najbardziej na "wiecie lubi a s ucha$ radiowych powie"ci w odcinkach. Uwielbia a
te% te letnie wieczory, kiedy do miasta zje%d%a a orkiestra objazdowa i mo%na by o pój"$ pota&czy$
na rynku. Nie u%ywa a perfum, lubi a za to szminki*
S uchanie Hannah by o tyle% zabawne, co m#cz!ce. Zmiót szy ca e swoje "niadanie i
dojad szy resztki "niadania Irène, Hannah na chwil# zawiesi a g os. W domu zapad a cudowna
wprost cisza. Nietrudno zgadn!$, %e nie trwa a d ugo.
- Mo%e wybierzemy si# razem na spacer? Poka%# ci miasteczko - zaproponowa a Hannah
najwyra'niej podekscytowana perspektyw! oprowadzenia nowej kole%anki po B #kitnej Zatoce.
Irène spojrza a pytaj!co na matk#.
- (wietny pomys - powiedzia a po chwili.
- Prosz# si# nie martwi$, prosz# pani, przyprowadz# córk# z powrotem ca ! i zdrow!.
Irène po%egna a si# z matk! i obie dziewczyny pobieg y do drzwi, wypad y na zewn!trz i
ruszy y ku Pla%y Anglika. Do Domu na Cyplu powoli powraca spokój. Simone wzi# a fili%ank#
kawy i wysz a na ganek, by nacieszy$ si# tym tak mi o zapowiadaj!cym si# porankiem. Dorian
pomacha jej ze swojego zak!tka na ska ach.
Simone skin# a mu r#k!. Dziwny ch opak. Zawsze sam. Jakby nie interesowa o go zupe nie
towarzystwo przyjació , a mo%e po prostu nie wiedzia , jak zaskarbi$ sobie sympati# rówie"ników.
)yje we w asnym "wiecie, co" tam rysuje w tych swoich zeszytach, nigdy nie wiadomo, o czym
w a"ciwie rozmy"la. Dopijaj!c kaw#, Simone jeszcze raz spojrza a na Hannah i swoj! córk#, id!ce
w kierunku miasta. S!dz!c po gestykulacji, Hannah trajkota a nieustannie. Bóg dzieli nierówno.
Jednym daje wszystko, drugim fig# z makiem*
***
Niemal ca y miesi!c zabra o rodzinie Sauvelle'ów zapoznanie si# z sekretami i wszelakimi
niuansami %ycia codziennego w male&kim portowym miasteczku. Pierwsza faza - szok kulturowy i
dezorientacja - trwa a ponad tydzie&, w czasie którego cz onkowie rodziny odkryli, %e poza
dziesi#tnym systemem metrycznym wszystko inne, jak na przyk ad obyczaje czy regu y wspó %ycia
spo ecznego, by o ca kowicie odmienne od norm paryskich. Przede wszystkim poczucie czasu. W
Pary%u "mia o mo%na by zaryzykowa$ twierdzenie, %e na tysi!c mieszka&ców przypada o tysi!c
zegarków, tyranów programuj!cych wszystkim %ycie z i"cie wojskowym rygorem. W B #kitnej
Zatoce jedynym zegarem by o s o&ce. Tak jak jedynymi samochodami by y auta doktora Giraud,
Lazarusa i pojazd %andarmerii. I nie by o* Ró%nice da o si# wylicza$ bez ko&ca, cho$ w istocie nie
kry y si# one w liczbach, lecz w obyczajach.
Pary% by miastem anonimowych ludzi, miejscem, w którym mo%na by o przez lata %y$
obok siebie, drzwi w drzwi, i nie wiedzie$, jak si# nazywa twój s!siad. W B #kitnej Zatoce wprost
przeciwnie, ka%de kichni#cie czy podrapanie si# w nos by o natychmiast powszechnie
komentowane, jak miasteczko d ugie i szerokie, i to przez kilka dni. Tu ka%de przezi#bienie by o
wiadomo"ci!, a wiadomo"ci by y bardziej zara'liwe ni% przezi#bienia. Nie wychodzi a tu %adna
lokalna gazeta, bo i po co.
To Hannah podj# a si# misji wprowadzenia ich w %ycie, histori# i cuda miasteczkowej
spo eczno"ci. Niewiarygodna pr#dko"$, z jak! dziewczyna wystrzeliwa a z siebie s owa, pozwoli a
jej w ci!gu kilku zaledwie spotka& przekaza$, w skomprymowanej formie, tyle informacji i plotek,
i% w zupe no"ci wystarczy yby na poka'nych rozmiarów i ca kiem wyczerpuj!cy przewodnik
encyklopedyczny. Sauvelle'owie dowiedzieli si# wi#c, %e proboszcz miejscowej parafii, ksi!dz
Laurent Savant, organizowa zawody w nurkowaniu i biegi marato&skie i %e oprócz nieustannego
Strona 18
narzekania z ambony na lenistwo parafian i unikanie przez nich porannej gimnastyki przejecha na
rowerze wi#cej kilometrów, ni% pokona Marco Polo podczas wyprawy. Dowiedzieli si# równie%,
%e lokalne w adze w ka%dy wtorek i czwartek o godzinie trzynastej odbywaj! swe robocze zebrania,
podczas których Ernest Dijon, przypuszczalnie do%ywotni burmistrz, ciesz!cy si# matuzalemowym
wiekiem, zaj#ty jest obuzerskim podszczypywaniem poduszki swego fotela pod sto em,
przekonany, %e to masywne udo Antoinette Fabré, ksi#gowej ratusza i starej panny zaprzysi#g ej
jak ma o która.
Hannah zasypywa a ich w ci!gu minuty kilkoma opowie"ciami tego rodzaju, co w du%ej
mierze mia o zwi!zek z tym, %e jej matka, Élisabeth, prowadzi a miejscow! piekarni#, która
jednocze"nie pe ni a funkcj# agencji informacyjnej, s u%by wywiadowczej i k!cika z amanych serc
w B #kitnej Zatoce.
Sauvelle'owie szybko zrozumieli, %e miasteczkowa ekonomia jest specyficzn! mutacj!
gospodarki rynkowej, znacznie odbiegaj!c! od modelu kapitalizmu paryskiego. Wbrew pozorom
to, co wydawa o si# zaj#ciem g ównym, w rzeczywisto"ci stanowi o zaj#cie poboczne: w piekarni
sprzedawano pieczywo, co oczywiste, ale by a ona równie% swego rodzaju zal!%kiem "rodków
masowego przekazu, a monsieur Safont, szewc, by te% rymarzem - ale magnesem, który
najbardziej przyci!ga klientów, by o jego pó sekretne zaj#cie astrologa i wró%bity*
Przyk ady tego wykonywania kilku zawodów naraz mo%na by mno%y$. )ycie wydawa o si#
proste i spokojne, cho$ w rzeczywisto"ci kry o wi#cej niespodzianek ni% sklep z akcesoriami
magicznymi. Najwa%niejsze by o zacz!$ %y$ w zgodzie ze specyficznym rytmem miasteczka,
ws uchiwa$ si# w to, co mówi! jego mieszka&cy, i podda$ si# wszystkim rytua om inicjacyjnym,
przez które musia przej"$ ka%dy nowo przyby y, by sta$ si# pe noprawnym obywatelem B #kitnej
Zatoki.
Dlatego te% Simone, za ka%dym razem, gdy zachodzi a do miasteczka, by odebra$ listy i
przesy ki, zagl!da a do piekarni, by poszerzy$ swoj! wiedz# o przesz o"ci, tera'niejszo"ci i
przysz o"ci. Panie z B #kitnej Zatoki przyj# y j! serdecznie i rych o zacz# y bombardowa$ pytaniami
dotycz!cymi jej tajemniczego pryncypa a. Lazarus trzyma si# na uboczu, stroni od ludzi i rzadko
bywa w miasteczku. Jakby tego by o ma o, otaczaj!c! go aur# tajemniczo"ci pot#gowa y jeszcze
otrzymywane przeze& regularnie, co tydzie&, stosy ksi!%ek.
- No niech sama pani pomy"li, pani Simone - powiedzia a jej przy jakiej" okazji Pascale
Lelouch, aptekarzowa - samotny m#%czyzna, no dobrze, praktycznie samotny* w takim domu* z
tak! ilo"ci! ksi!%ek*
Wobec tak przenikliwie odkrywczych uwag Simone nauczy a si# potakiwa$ z u"miechem,
bez s owa komentarza. Jak zwyk mawia$ jej zmar y m!%, szkoda czasu na jakiekolwiek próby
zmieniania "wiata, wystarczy uwa%a$, by "wiat nie zmieni ciebie.
Nauczy a si# równie% spe nia$ wszelkie ekstrawaganckie wymagania Lazarusa dotycz!ce
korespondencji. Poczta osobista mia a by$ otwierana nast#pnego dnia po jej otrzymaniu i nale%a o
odpowiada$ na ni! bez zw oki. Poczta o charakterze handlowym i oficjalne pisma winny by$
otwieranie zaraz po otrzymaniu, ale pod %adnym pozorem nie nale%a o odpowiada$ na nie przed
up ywem tygodnia. I rzecz najwa%niejsza, ka%d! przesy k# z Berlina, której nadawc! by by niejaki
Daniel Hoffmann, nale%a o wr#czy$ Lazarusowi osobi"cie. Nikt, pod %adnym pozorem, nie
powinien jej otwiera$. Simone uzna a, %e nie jej spraw! by o dociekanie przyczyn tych, tak
szczegó owych, rozporz!dze&. Do"$ szybko przekona a si#, %e po pierwsze, lubi to miejsce, a po
drugie, %e mieszkanie z dala od Pary%a mo%e wyj"$ jej dzieciom jedynie na zdrowie. Bez s owa
sprzeciwu dostosowa a si# wi#c do rygorystycznego regulaminu otwierania korespondencji i
udzielania na ni! odpowiedzi.
Strona 19
Dorian z kolei stwierdzi , %e nawet jego nowo odkryta pasja kartograficzna pozostawia mu
jeszcze sporo wolnego czasu, który móg sp#dza$ w towarzystwie ch opaków z miasteczka. Nikt z
nich nie zwa%a na to, czy jest tu nowy, czy nie, albo czy jest dobrym p ywakiem, czy nie (a nie by
nim, ale jego nowi przyjaciele szybko zaj#li si# jego odpowiedni! edukacj!). Nauczy si#, %e
petanka to zaj#cie dla obywateli bli%szych emeryturze, uganianie si# za dziewczynami za" to zaj#cie
dla pi#tnastolatków zadzieraj!cych nosa, ofiar burz hormonalnych atakuj!cych cer# i zdrowy
rozs!dek. W jego wieku natomiast trzeba by o cieszy$ si# rowerem, fantazjowa$ i uwa%nie
przygl!da$ si# "wiatu, w nadziei, %e "wiat wreszcie zauwa%y ciebie. I czeka$ z niecierpliwo"ci! na
niedzielne wieczory. Na kino. W ten oto sposób Dorian odkry swoj! now! skryt! mi o"$, przy
której kartografia odchodzi a w zapomnienie niczym nauki Ptolemeusza. W %yciu Doriana pojawi a
si# Greta Garbo. Boska istota. Na samo jej wspomnienie w porze obiadowej Dorianowi odbiera o
apetyt, cho$ tak naprawd# by a to trzydziestoletnia* staruszka.
Podczas gdy Simone zaj#ta by a swoimi obowi!zkami, a Dorian bi si# z my"lami, czy jego
fascynacja tak star! kobiet! nie ociera si# przypadkiem o perwersj#, Irène przyj# a na siebie ca !
nawa nic# s ów niezmordowanej Hannah. M oda kucharka codziennie recytowa a jej list#
ch opaków nie tylko do wzi#cia, ale i cechuj!cych si# jako takim obyciem. Hannah s!dzi a, %e je"li
w ci!gu dwóch pierwszych tygodni pobytu w miasteczku Irène nie zacznie niewinnie flirtowa$ z
którym" z nich, ch opcy zaczn! uwa%a$ j! za dziwol!ga. Sama Hannah musia a jednak przyzna$, %e
o ile w kategorii +pi#kny tors, by o w czym wybiera$, o tyle w kategorii +pi#kny umys , w a"ciwie
nie mia kto startowa$. W ka%dym razie Irène nie mog a si# op#dzi$ od zalotników, czego
przyjació ka szczerze jej zazdro"ci a.
- Dziewczyno, gdybym mia a takie powodzenie jak ty, to ju% by abym Mat! Hari - mawia a
Hannah.
Irène, spogl!daj!c na kr#c!c! si# w pobli%u, niby przypadkiem, chmar# ch opaków,
u"miecha a si# z zak opotaniem.
- Nie bardzo wiem, czy w ogóle mnie to interesuje* Wygl!daj!, jakby byli jacy"
g upkowaci*
- G upkowaci? - wybucha a Hannah, nie pojmuj!c, jak mo%na tak marnowa$ okazje. - Jak
chcesz us ysze$ co" ciekawego, to pójd' sobie do kina albo ksi!%k# poczytaj.
- Zastanowi# si# - "mia a si# Irène.
Hannah kr#ci a g ow! z niedowierzaniem.
- Marny twój los, spotka ci# to samo, co spotka o mojego kuzyna Ismaela - o"wiadcza a
wówczas.
Z ma o sk adnych opowie"ci swej przyjació ki Irène zdo a a zrozumie$, %e Ismael ma
szesna"cie lat i %e po "mierci rodziców zosta przygarni#ty przez rodzin# Hannah. Pracowa na
kutrze razem ze stryjem, ale jego prawdziw! pasj! by o %eglowanie w samotno"ci. Sam zbudowa
sobie ód' %aglow! i nada jej nazw#, której Hannah nigdy nie potrafi a zapami#ta$.
- Co" greckiego, wydaje mi si#.
- A gdzie teraz jest twój kuzyn? - spyta a Irène.
- Na morzu. Latem rybacy wyp ywaj! na pe ne morze. Ismael i tata s! na +Estelle,. Wróc!
dopiero w sierpniu - wyja"ni a Hannah.
- Ci#%ko chyba tak %y$. Tyle czasu na morzu, z dala od rodziny*
Hannah wzruszy a ramionami.
- Gdzie" pracowa$ trzeba*
- Ale praca w Cravenmoore to chyba nie jest szczyt twoich marze&, co? - zapyta a Irène.
Hannah spojrza a na ni! z niejakim zaskoczeniem.
Strona 20
- No wiesz, nie moja sprawa* rzecz jasna - zacz# a t umaczy$ si# Irène.
- No przesta&, mo%esz pyta$, o co tylko chcesz - powiedzia a Hannah z u"miechem. - Masz
racj#, ta praca nie bardzo mi si# podoba.
- Ze wzgl#du na Lazarusa?
- Nie. Lazarus jest bardzo mi y i obszed si# z nami bardzo askawie. Kiedy tata mia
wypadek ze "rub! okr#tow!, ju% dawno temu, to on zap aci za operacj#. Gdyby nie Lazarus*
- No to co ci przeszkadza?
- A bo ja wiem? To miejsce. Te maszyny* Pe no tam maszyn, które ni st!d, ni zow!d
zaczynaj! patrze$ na ciebie.
- Przecie% to tylko zabawki.
- Spróbuj tam sp#dzi$ chocia% jedn! noc. Ledwo zamykasz oczy, a tu: tik-tak, tik-tak* -
Obie spojrza y na siebie uwa%nie.
- Tik-tak, tik-tak? - zawtórowa a Irène.
Hannah u"miechn# a si# sarkastycznie.
- Ze mnie jest tchórz, tego si# nie da ukry$, ale ty jeste" na prostej drodze do
staropanie&stwa.
- Uwielbiam stare panny - odpar a Irène.
***
I tak, niedostrzegalnie prawie, mija dzie& za dniem i ani si# obejrzeli, jak nadszed sierpie&.
A z nim nadesz y równie% letnie ulewy i burze, raczej przelotne, trwaj!ce co najwy%ej dwie
godziny. Simone by a ca kowicie poch oni#ta swoimi obowi!zkami, Irène przyzwyczaja a si# do
Hannah. A Dorian uczy si# oczywi"cie nurkowania, nie przestaj!c kre"li$ w wyobra'ni map
sekretnej geografii Grety Garbo.
Pewnego sierpniowego dnia, z tych poprzedzonych nocn! ulew!, która zostawia a po sobie
chmury w kszta cie zamków p yn!cych po o"lepiaj!co lazurowym niebie, Irène i Hannah
postanowi y uda$ si# na spacer po Pla%y Anglika. Min# o ju% pó tora miesi!ca od przybycia
Sauvelle'ów do B #kitnej Zatoki. Wszystko zdawa o si# wskazywa$, %e nie czekaj! tu ich ju% %adne
niespodzianki. Wkrótce mieli si# jednak przekona$, %e jest zupe nie inaczej.
***
(lady stóp biegn!ce wzd u% linii brzegu przypomina y w po udniowym s o&cu ciemne
% obienia na o"lepiaj!cej biel! powierzchni, a maszty w porcie ko ysa y si# w oddali niczym
rozedrgane mira%e.
Siedz!c na zbutwia ych szcz!tkach odzi, która osiad a na zawsze na tej bezkresnej mieli'nie
drobniusie&kiego piasku, Irène i Hannah odpoczywa y otoczone przez stadko ma ych niebieskich
ptaków, maj!cych gniazda gdzie" na pla%y, pewnie po"ród bia ych wydm.
- Czemu ta pla%a nazywa si# Pla%! Anglika? - zapyta a Irène zapatrzona w pagórki piasku
rozpo"cieraj!ce si# pomi#dzy miasteczkiem a cyplem.
- Przez ca e lata mieszka tu w swojej chatce stary Anglik, który by malarzem. Biedak mia
wi#cej d ugów ni% p#dzli. Dawa mieszka&com miasteczka swoje obrazy w zamian za jedzenie i
ubrania. Zmar trzy lata temu. Pochowano go tu, na pla%y, gdzie sp#dzi prawie ca e swoje %ycie -
wyja"ni a Hannah.
- Gdybym mog a wybiera$, te% chcia abym zosta$ pochowana w takim miejscu jak to.
- Przyjemne my"li chodz! ci po g owie, nie ma co - powiedzia a Hannah nie bez wyrzutu.
- Bynajmniej mi si# nie spieszy - zaznaczy a Irène, zauwa%aj!c niewielk! %aglówk#, która