CKZ
Szczegóły |
Tytuł |
CKZ |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
CKZ PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie CKZ PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
CKZ - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
DROR A.
MISHANI
CHŁOPIEC, KTÓ‐
RY ZAGINĄŁ
Strona 3
Śledztwo Awiego Awra‐
hama
przełożyli Anna Halbersztat i Bar‐
tosz Kocejko
Strona 4
Tytuł orygin ału: Tik ne’edar
Cop yright © by Dror A. Mishan i,
2011
Origin ally published under the title
Tik ne’edar by Keter Books, Jerusa‐
lem, 2011
Cop yright © for the Polish edition
by Grup a Wydawn icza Foksal,
MMXIII
Cop yright © for the Polish transla‐
tion by Grup a Wydawn icza Foksal,
MMXIII
Wydan ie I
Warszawa
Strona 5
Spis treści
Dedykacja
Motto
Część pierwsza
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Strona 6
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Część druga
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Strona 7
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Przypisy
Strona 8
Dla Marty
Strona 9
Jak się spotkali? Przypadkiem, jak
wszys cy.
Denis Diderot, Kub uś Fatalis ta i jego Pan
Strona 10
Część pierwsza
Strona 11
Rozdział pierwszy
Nap rzeciwko siedziała matka. Jesz‐
cze jedn a matka.
W trakcie dyżuru rozmawiał już
z dwiema. Pierwsza była wyjątko‐
wo młoda i piękn a. Miała na sobie
biały, obcisły trykot, pod którym
piękn ie rysowały się jej obojczyki.
Skarżyła się, że jej syna pobito na
szkoln ym dziedzińcu. Wysłuchał jej
cierp liwie i obiecał, że zajmie się
sprawą.
Druga matka domagała się przy‐
słan ia policyjn ych detektywów,
Strona 12
żeby śledzili jej córkę i dowiedzieli
się, dlaczego ta rozmawia szeptem
przez telefon, a w nocy zamyka się
w pokoju na klucz.
Ostatn io we wszystkich notat‐
kach z dyżurów pojawiały się po‐
dobn e skargi. Tydzień wcześniej ja‐
kaś kobieta skarżyła się na teściów,
którzy rzekomo rzucili na nią urok.
Awi Awraham był pewien, że poli‐
cjanci z komisariatu zatrzymują lu‐
dzi na ulicy i zmuszają do składa‐
nia fałszywych takich zeznań tylko
po to, żeby mu dokuczyć. Na dyżu‐
rach inn ych śledczych nie pojawia‐
ły się takie zgłoszen ia.
Dziesięć po szóstej Awraham Aw‐
Strona 13
raham nadal siedział w biurze.
Spojrzał przez okno i zauważył, że
na zewnątrz robi się ciemn o. Wie‐
dział już, co sobie kupi na obiad,
kiedy będzie wracał do domu, i co
obejrzy w telewizji podczas jedze‐
nia. Ale najp ierw musi uspokoić
trzecią matkę. Patrzył na ekran
mon itora i czekał na właściwy mo‐
ment. Zap ytał:
– Wie pani, czemu nie ma krymi‐
nałów po hebrajsku?
– Co takiego?
– Czemu nie ma krymin ałów.
Dlaczego w Izraelu nikt nie pisze
książek w stylu Agathy Christie czy
takich jak Mężczyźni, którzy niena‐
Strona 14
widzą kobiet?
– Nie znam się za dobrze na
książkach.
– No to pani powiem. Bo u nas
nie ma takich przestępstw. Nie
mamy seryjn ych morderców, po‐
rwań, prawie nie ma gwałcicieli
atakujących kobiety na ulicy. Tutaj
jeśli ktoś pop ełn i przestępstwo, to
jest to na ogół sąsiad, wujek albo
dziadek i nie potrzebujemy skom‐
plikowan ego śledztwa, żeby usta‐
lić, kto je pop ełn ił, i zamknąć spra‐
wę. U nas po prostu nie ma wiel‐
kich tajemn ic. Najlepsze rozwiąza‐
nie jest zawsze najp rostsze. Próbuję
pani powiedzieć, że prawdop odo‐
Strona 15
bieństwo, że pani syn owi coś się
stało, jest niewielkie, i nie mówię
tego, by pan ią uspokoić. Tak wyn i‐
ka ze statystyk i nie ma żadn ych
oznak wskazujących na to, że
w tym wyp adku jest ina czej. Będzie
w domu za godzin ę albo trzy, naj‐
późn iej jutro rano, zap ewn iam pa‐
nią. Problem polega na tym, że je‐
śli przyjmę teraz zgłoszen ie, że
pani syn pozostaje bez opieki, będę
musiał wysłać policjantów, żeby
zaczęli go szukać. A z doświadcze‐
nia wiem, że prawdop odobn ie
znajdziemy go w miejscu, w któ‐
rym nie chciałaby go pani widzieć.
Co mam zrobić, jeśli znajdę przy
Strona 16
nim jointa? Nie będę miał wyboru,
muszę założyć mu sprawę karn ą.
Dlatego uważam, że nie ma sensu
zaczyn ać poszukiwań teraz, chyba
że ma pani przeczucie, że coś mu
się stało, i może mi pani dać jakąś
wskazówkę, wyjaśnić, czemu tak
pani uważa. Jeśli tak, zgłaszamy
zagin ięcie i rozp oczyn amy poszuki‐
wan ia. Jeśli nie, prop on uję zacze‐
kać do jutrzejszego ranka.
Przyglądał się jej uważn ie,
sprawdzając, jakie wrażen ie zrobi‐
ła na niej jego przemowa. Wyglą‐
dała na zagubion ą. Nie była przy‐
zwyczajon a do szybkiego podejmo‐
wan ia decyzji ani do upieran ia się
Strona 17
przy swoim. Powiedziała:
– Nie wiem, czy coś mu się stało.
Ale to niep odobn e do niego tak zni‐
kać. Nigdy dotąd coś takiego się
nie zdarzyło.
Piętn aście min ut późn iej nadal
siedzieli nap rzeciwko siebie w jego
małym pokoju. Nie wyszedł na pa‐
pierosa od piątej. Na biurku leżała
przed nim paczka time’ów, a w niej
mała czarn a zap aln iczka BIC. Do‐
datkowe zap aln iczki miał w obu
kieszen iach spodni i w kieszonce
koszuli.
– Prześledźmy jeszcze raz punkt
po punkcie, co się stało, i zasta‐
nówmy się, co pani zrobi po po‐
Strona 18
wrocie do domu, jeśli syna nadal
nie będzie. W porządku? Mówi
pani, że wyszedł do szkoły jak zwy‐
kle. O której? Mówiła pani, że za
dziesięć ósma?
– Nie patrzyłam na zegarek, mó‐
wiłam panu. Ale tak jak każdego
ranka. Może za kwadrans ósma.
Odsun ął klawiaturę komp utera
i na kartce zap isał krótkie zdan ia
znalezion ym w szufladzie długop i‐
sem pozbawion ym metalowej koń‐
cówki. Dziwn ie przez to trzymał
długop is, właściwie za wkład.
Opuszki miał pop lamion e niebie‐
skim tuszem.
– Dokładn a godzin a nie jest waż‐
Strona 19
na, proszę pani. Wziął swój plecak
jak zwykle? Zauważyła pani, czy
zabrał ze sobą coś nietyp owego,
czy plecak był bardziej wyp chan y,
czy w szafie brakuje ubrań?
– Nie sprawdzałam szafy.
– A kiedy zorientowała się pani,
że nie zabrał swojej komórki?
– W ciągu dnia, gdy sprzątałam
jego pokój.
– Codzienn ie sprząta pani pokój
syna?
– Słucham? Nie, nie codzienn ie.
Czasami, jak jest brudn o.
Wyglądała na taką, która sprzą‐
ta codzienn ie. Drobn a, o małych
dłon iach, siedziała zgarbion a na
Strona 20
brzegu krzesła, a na jej kolan ach
leżała nieco sfatygowan a czarn a
skórzan a torba. Kobieta jedn ą ręką
przytrzymywała torbę, w drugiej
ściskała mały telefon komórkowy,
niebieski, przestarzały model Sam‐
sunga. A więc ta zgarbion a kobie‐
ta, matka szesn astolatka, była wła‐
ściwie w jego wieku, może dwa
lata starsza. Miała nie więcej niż
czterdzieści lat.
Nie zap isywał tego, co mówiła,
nie było to aż tak istotn e.
– Telefon był wyłączon y, praw‐
da? Tak pani mówiła?
– Tak, był wyłączon y. Leżał na
biurku w pokoju.