Bevarly Elizabeth - Idealny tata

Szczegóły
Tytuł Bevarly Elizabeth - Idealny tata
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Bevarly Elizabeth - Idealny tata PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Bevarly Elizabeth - Idealny tata PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Bevarly Elizabeth - Idealny tata - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ELIZABETH BEVARLY Idealny tata (A dad like Daniel) Strona 2 PROLOG – Livy, mały jest podobny do ciebie. – Och, Sylvie, przecież dopiero co się urodził. Dziesięć godzin temu. Jeszcze nikogo nie przypomina. Jak możesz mówić takie rzeczy? Olivia Venner, ubrana w koszulę nocną i szlafrok, stała pomiędzy siostrą, Sylvie, a swą najlepszą przyjaciółką, Zoey, i zastanawiała się nad powstałą sytuacją. Nie pojmowała, jak mogła do niej dopuścić. Wiedziała, że nie będzie pierwszą samotną matką na świecie ani z pewnością ostatnią. Przez dziewięć miesięcy koncentrowała całą uwagę na mającym się urodzić dziecku. W ogóle nie myślała o tym, co będzie, gdy przyjdzie na świat. Teraz, przyglądając się drobnemu niemowlakowi owiniętemu we flanelowy kocyk w różowe i niebieskie paseczki, z niebieską czapeczką na pozbawionym włosków łebku, potrząsała z niedowierzaniem głową. Jest mój, pomyślała. Należy tylko do mnie. Sama będę ponosiła odpowiedzialność za wychowanie synka. Za zaspokajanie jego podstawowych potrzeb, realizowanie pragnień, za naukę, rozwój fizyczny i duchowy. Ta myśl przerażała Olivię. Dopiero teraz zaczynała w pełni pojmować, co ją czeka. – Livy, mały jest do ciebie podobny – za Sylvie powtórzyła Zoey. – Popatrz na ten śmieszny, zadarty nosek i dołeczki. Już ma dość ciemne oczy. Z czasem zrobią się brązowe, jak twoje. I pewnie będzie miał ciemne włosy. Ty i Steve jesteście przecież szatynami. – Och, Zoey, jako pielęgniarki zdążyłyśmy już obejrzeć setki niemowlaków. Wiesz dobrze, jak szybko się zmieniają. Simon może zrobić się podobny do ojca. – Nie daj Boże – mruknęła Sylvie na tyle głośno, że usłyszała ją Olivia. – Wiem, że Steve okazał się draniem... – zaczęła. – Niewiele się różnił od innych facetów, z którymi się spotykałaś – zjadliwie dodała siostra. – Fakt pozostaje jednak faktem. To ojciec Simona – przypomniała Olivia. Zoey prychnęła pogardliwie. – I dał od razu do zrozumienia, ile to dla niego warte, prawda? Co zrobił, gdy oznajmiłaś mu, że jesteś w ciąży? – zapytała. Olivia westchnęła. Och, gdyby tylko mogła zapomnieć o tamtym okropnym wieczorze! – Oświadczył, że to nie jego dziecko, a potem wsiadł na motor i ruszył w siną dal. – Wyjechał z miasta, nie mówiąc, dokąd się udaje – z goryczą w głosie dorzuciła Sytoie. Strona 3 – Nawet się nie pożegnał – dodała Zoey. Olivia popatrzyła na przyjaciółkę, a zaraz potem na siostrę. Sylvie nie była do niej podobna. Miała jasne włosy i duże, niebieskie oczy. Wyglądała jak aniołek, chodząca niewinność. Pracowała jako barmanka w jednej z najwytworniejszych filadelfijskich restauracji. Radziła sobie doskonale ze wszystkimi mężczyznami. Z marynarzem, kierowcą ciężarówki czy robotnikiem budowlanym, który śmiał spojrzeć na nią krzywym okiem, rozprawiała się błyskawicznie. Z każdej utarczki Sylvie wychodziła zwycięsko. Zawsze była górą. Zoey natomiast swym wyglądem nie potrafiłaby nikogo wprowadzić w błąd. W niebieskim, wykrochmalonym szpitalnym stroju sprawiała zawsze wrażenie rzeczowej, kompetentnej i sprawnej pielęgniarki. Taka była w rzeczywistości. Olivia poznała Zoey w szkole pielęgniarskiej. Od dziewięciu lat, to znaczy od chwili ukończenia nauki, obie pracowały na oddziale noworodków w Szpitalu Miejskim Setona, jednej z najstarszych i cieszących się najlepszą opinią tego typu placówek w południowej części New Jersey. Olivia była przydzielona na stałe do zespołu położniczego. Z Zoey przyjaźniła się od wielu lat. Miała do niej ogromne zaufanie. Takie jak, do Sylvie. Obie wspierały Olivię i podtrzymywały na duchu podczas całej ciąży. Nie dałaby sobie rady bez ich pomocy. Teraz jednak zaczynały działać jej na nerwy. – Steve’owi było daleko do ideału – przyznała – lecz przez pewien czas łączyło nas wyjątkowe uczucie. – Wyjątkowe tylko z twojej strony – zgryźliwie skomentowała Sylvie. – W każdym razie szkoda mi Simona. Będzie pozbawiony ojca – oznajmiła Olivia. – Dzieciak wiele straci, wychowując się bez męskiej opieki. Szczerze mówiąc, mnie też będzie jej brak. – Nie przejmuj się – pocieszała ją Zoey. – Zostaniesz świetną matką. Lecz Steve jako ojciec... To byłoby pogwałcenie zasad natury. – Dziecko powinno mieć ojca – upierała się przy swoim Olivia. – Zwłaszcza małe. Dorastając, Simon będzie na co dzień potrzebował wsparcia ze strony mężczyzny. Solidnego, uczciwego i kochającego. – Moja droga, cechy, które wyliczyłaś, automatycznie wykluczają wszystkich facetów, z jakimi masz zwyczaj się spotykać. – Sylvie pozwoliła sobie na następną złośliwą uwagę. Ani Zoey, ani Olivia nie zaprzeczyły jej słowom. Tkwiła w nich, niestety, głęboka prawda. Cała trójka patrzyła nadal przez szklaną ścianę na niemowlaka owiniętego flanelowym kocykiem. Strona 4 – A Daniel? – spytała nagle Sylvie. – Daniel? – ze zdziwieniem powtórzyła Olivia. – Tak. Daniel McGuane, twój sąsiad – przypomniała siostra. – Wiem dobrze, kogo masz na myśli. Ale dlaczego o nim wspominasz? – Byłby kapitalnym ojcem – oświadczyła Sylvie. – Jest bystry, sympatyczny i przystojny. Ma dobry zawód i stałą pracę. To niezły facet. I na dodatek mieszka tuż obok ciebie. Pomyśl, jakie to wygodne. Zanim Olivia otworzyła usta, by odpowiedzieć Sylvie, Zoey zdążyła wtrącić swoje trzy grosze: – Byłby nie tylko świetnym ojcem, lecz także fajnym kochankiem. Jest taki seksowny. Olivia popatrzyła na nią z niekłamanym zdumieniem. – Mówimy o tym samym człowieku? Danielu McGuanie? Uważasz, że jest pociągający? – spytała z niedowierzaniem. Zaczęła się śmiać. Takie określenie Daniela było niedorzeczne. – Ja też tak sądzę – dodała Sylvie. – Jest bardzo seksowny – powtórzyła Zoey. – Prawdziwy z niego samiec. Ogier rozpłodowy. Olivia potrząsnęła głową. – Nie, to niemożliwe. Daniel jest zbyt... zbyt miły, żeby być, jak ty to nazywasz, samcem. – To fantastyczny facet. Taki apetyczny. Smaczny – orzekła Sylvie. – Jestem tego samego zdania – zawtórowała jej Zoey. Zdegustowana rozmową Olivia zapomniała szybko o sąsiedzie i popatrzyła przez szybę na synka. Przyszedł na świat dziesięć godzin temu. Maleńki i całkowicie bezradny. Nie przygotowany do życia. Pod powiekami poczuła łzy. Czy uda się jej zapewnić dziecku godne życie? Jak w pojedynkę sprosta wszystkim problemom, z którymi zazwyczaj borykają się dwie osoby, ojciec i matka? Dlaczego wzięła na swoje barki aż tak kolosalną odpowiedzialność? A co właściwie należy do zadań matki? Strona 5 ROZDZIAŁ PIERWSZY Wokół domu Daniela McGuane’a rozszalał się wiatr. Uderzał w okiennice i miotał tylnymi drzwiami. Światła zamigotały, przygasły, a po chwili zgasły na dobre. W pokoju, w którym siedział Daniel, zapanowała ciemność. Po omacku odszukał drogę do kuchni. W szufladzie znalazł latarkę. Włączył ją, lecz nie działała. Potrząsnął nią mocno. Bez rezultatu. – Do diabła z tym wszystkim – mruknął pod nosem. Ruszył po omacku w stronę piecyka gazowego. Uderzył boleśnie kolanem w jedno z krzeseł stojących przy stole i tym razem zaklął szpetnie. Wreszcie udało mu się znaleźć pudełko zapałek. W nikłym świetle przewracał teraz nerwowo zawartość dwóch pozostałych szuflad w poszukiwaniu zapasowych baterii. W chwili gdy dojrzał jeszcze nie otwarte opakowanie, zapałka oparzyła mu palce. Rzucił ją na ziemię i zadeptał ogień obcasem. Po ciemku wymienił baterie i wreszcie udało mu się uzyskać nikły, lecz stały strumień światła. Na zewnątrz rozszalała się burza. O ściany domu uderzały silne strumienie deszczu. Daniel zastanawiał się, czy u Olivii Venner nie dzieje się nic złego. Niedawno wróciła ze szpitala z niemowlęciem na ręku. Jeśli u niego wysiadło światło, to z pewnością także u najbliższej sąsiadki. Zastanawiał się, czy różne nowoczesne cudeńka, zasilane energią elektryczną, są niezbędne niemowlętom do życia. Czy od czasu do czasu trzeba je doładowywać? Oczywiście miał na myśli elektryczne urządzenia, a nie niemowlaki. Chociaż teraz, kiedy o tym pomyślał... Daniel westchnął i przeciągnął palcami po jasnych włosach. O niemowlętach wiedział tyle, co o badaniach biochemicznych. To znaczy kompletnie nic. Za oknami burza nie ustawała. Wręcz przeciwnie, wiatr wzmógł się jeszcze bardziej. Daniel doszedł do wniosku, że Olivia może potrzebować pomocy. – Och, do diabła, kogo właściwie zamierzasz oszukiwać? – mruknął do siebie pod nosem. Olivia Venner może potrzebować wielu rzeczy, lecz z pewnością obecność Daniela McGuane’a do nich nie należy. Dawała mu to wielokrotnie do zrozumienia. Dwa lata temu, kiedy postanowił kupić domu, ajent od nieruchomości przywiózł go właśnie tutaj, do Collingswood. Daniel zdecydował się natychmiast. Nie dlatego, że dom, który zobaczył, przypadł mu od razu do gustu, lecz dlatego, że tuż obok, za sąsiednim domem, na leżankach rozstawionych na trawniku spoczywały trzy syreny. Były to: Olivia Strona 6 Venner i jej dwie przyjaciółki. Nastawiły magnetofon na pełny regulator i słuchały Tita Puentę, sączyły margueritę i, co najważniejsze, miały na sobie najbardziej skąpe bikini, jakie kiedykolwiek zdarzyło się oglądać Danielowi. Miał przed sobą brunetkę, blondynkę i rudowłosą. Do wyboru, do koloru. Przez chwilę wydawało mu się wówczas, że śni. Ciemnowłosa dziewczyna podniosła wzrok i zobaczyła wpatrzonego w nią Daniela. Podniosła do góry szklaneczkę z alkoholem, uśmiechnęła się i odezwała do niego ciepłym, melodyjnym głosem: – Cześć. Mam na imię Olivia. Witaj, sąsiedzie. – Wypiła łyk za jego zdrowie. Daniel uśmiechnął się błogo. Już teraz wiedział, że to nie sen, lecz jawa. Nie pamiętał, co działo się potem. Jego umysłem zawładnęły jakieś erotyczne fantazje. Jak pijany wrócił do domu i zapytał ajenta, w którym miejscu powinien podpisać umowę. Dopiero w dniu przeprowadzki uświadomił sobie, w co się wpakował. Nie tylko odkrył, że Olivia Venner ma stałego amanta, lecz także okazało się, że dom, w którym zamieszkał, ledwie się trzyma. Jest w fatalnym stanie. Na szczęście, Daniel był stolarzem, więc wiele prac potrafił bez trudu wykonać sam. Cały szkopuł polegał jednak na tym, że musiał zarabiać na życie i nie mógł wiele czasu poświęcać naprawom. Tak więc, mimo że od chwili zamieszkania w Collingswood upłynęły dwa lata, Daniel ciągle coś musiał robić przy domu. Pracował, pracował i wciąż pracował. Collingswood było dość starą i spokojną dzielnicą południowego New Jersey. Przynajmniej to było plusem. Kupując tu dom, Daniel liczył, że wreszcie uda mu się odpocząć po trudach burzliwego kawalerskiego życia. Przedtem, odkąd szesnaście lat temu wyprowadził się od rodziny, mieszkał w dużym i ruchliwym domu, w którym wynajmowano apartamenty. A życie kawalerskie oznaczało ciągłe popijanie, często aż do świtu, huczne prywatki i podejmowanie u siebie wielu kobiet, często zmieniających się, gdyż żadna z nich szczególnie go nie interesowała. W miarę upływu czasu stosunek Daniela do takiego życia stopniowo się zmieniał. Dwa lata temu, otrzymawszy spadek po ojcu, zaczął rozglądać się za własnym domem. Daniel miał ściśle określone wymagania. Z wyglądu dom powinien być skromny, niezbyt duży, lecz mogący pomieścić całą rodzinę. Daniel nie bardzo wiedział, dlaczego akurat na tym mu zależy, skoro rodziny nie miał i nie myślał jeszcze o jej zakładaniu. W każdym razie dom w Collingswood niejako odpowiadał tym wszystkim jego wymaganiom. W miarę upływu czasu i dzięki mozolnej, codziennej pracy nowego właściciela powoli stawał się właśnie taką wymarzoną przystanią. Jeszcze jest wiele do zrobienia, pomyślał z westchnieniem Daniel, omiatając światłem latarki wnętrze pokoju stołowego. Znajdowały się w nim tylko dwa kozły do piłowania Strona 7 drewna, obciągnięte brezentem. Stanowiły całe umeblowanie. Wiatr był tak silny i porywisty, że miotał gałęziami pobliskich drzew. Odgłosy uderzeń konarów potężnego dębu rosnącego tuż przed domem bardzo zaniepokoiły Daniela. Wydawało mu się, że rozpada się dach. Olivia jest przerażona, pomyślał. Powinien natychmiast pobiec do niej i sprawdzić, czy nic nie stało się ani jej, ani dzieciakowi. Na białą bawełnianą koszulkę naciągnął wytartą kurtkę i ruszył żwawo do tylnego wyjścia. Drzewa otaczające obie posesje były tak duże i rozłożyste, a na dodatek gęsto pokryte późnowiosennymi liśćmi, że biegnąc pod nimi nie powinien zmoknąć. Podniósł kołnierz od kurtki i skierował się w stronę sąsiedniego domu. Ssąc pierś matki, Simon zginał paluszki i popiskiwał z zadowolenia. Wydawał się spokojny. Nie reagował na odgłosy szalejącej za oknami burzy. W domu zgasło światło akurat wtedy, gdy Olivia wyjmowała synka z kołyski. Z kredensu w pokoju stołowym wyciągnęła cztery świece, zapaliła je i ustawiła na brzegu stołu obok kanapy. Siadając ze skrzyżowanymi nogami, odpięła guziki obszernej flanelowej koszuli i przyłożyła Simona do piersi. Ciepłe światło świec kładło się złotymi refleksami na jego główce pokrytej ciemnym puszkiem. Olivia uśmiechnęła się czule. Mały rzeczywiście będzie miał ciemne włosy. Jeśli w ogóle kiedyś będzie je miał. Mimo deszczu, wiatru i grzmotów, w domu panował spokój. Karmiąc synka, Olivia nuciła cicho. Na chwilę zapomniała o swych obawach dotyczących samotnego macierzyństwa. Teraz potrafiła dać niemowlęciu wszystko, czego potrzebowało. Było głodne. Wymagało pokarmu, miłości i opieki. Te trzy rzeczy była w stanie mu ofiarować. – Olivio! Usłyszała wołanie dochodzące zza domu. Rozpoznała głos. Przy tylnych drzwiach stał Daniel McGuane. Wizyta sąsiada w tak intymnej chwili wytrąciła ją na sekundę z równowagi, szybko jednak ze zdziwieniem Olivia odkryła, że przyjście Daniela sprawiło jej przyjemność. Odwróciła się, żeby odkrzyknąć, że drzwi są otwarte oraz zaprosić gościa do domu, i wtedy Simon zgubił sutkę mamy. Zaczął natychmiast popłakiwać. Olivia przesunęła go szybko do drugiej piersi i zajęła poprzednią pozycję. Za jej plecami otworzyły się wejściowe drzwi. Usłyszała ciężkie kroki. – Olivio! – głośniej niż poprzednio zabrzmiało wołanie Daniela. – Czy wszystko u ciebie w porządku? – Wejdź, proszę – powiedziała spokojnie, głaszcząc palcami policzek Simona, żeby go Strona 8 uspokoić. – Ciii – szepnęła do dziecka. – Wszystko jest w porządku. – Ponownie zaczęła nucić. Tym razem starą kołysankę, która zawsze wprowadzała maleństwo w błogi stan. Słysząc zbliżające się kroki Daniela, Olivia zaciągnęła połę koszuli na odkrytą pierś, lecz nie przerwała karmienia dziecka. W tej czynności nie widziała nic wstydliwego ani niestosownego. Nie miała zahamowań. – Cześć – przywitała gościa, gdy znalazł się tuż obok. – Co wygoniło cię z domu w tak okropną pogodę? – zapytała. Kiedy nie odpowiadał, podniosła głowę i spojrzała na niego. Wpatrywał się w ssące niemowlę. Mimo że oba domy dzieliła niewielka odległość, sąsiad był kompletnie przemoczony. Z jasnych włosów skapywała woda, a w świetle płomieni świec bladoniebieskie oczy wydawały się jaśniejsze niż zwykle. Do Daniela McGuane’a w żadnym razie nie pasowało określenie, którego użyły Zoey i Silvie. Samiec. A ponadto, jak na gust Olivii, był zbyt idealny. Przystojny, zamożny, zadbany i w dobrej formie fizycznej. Tak doskonały, że aż nudny. Nie miał żadnych cech, które Olivia lubiła u mężczyzn. Chociaż, musiała bezstronnie przyznać, Daniel mógł się podobać. Było w nim nawet coś pociągającego. Miał w sobie świeżość. Chłopięcy urok. To jednak wcale do niej nie przemawiało. – Prze... przepraszam. – Gość zaczął się jąkać. Nie mógł oderwać wzroku od Olivii karmiącej niemowlę. – Myślałem, że może... może... Och, do diabła. – Jego twarz oblał rumieniec. – Przepraszam, Olivio. Nie chciałem ci przeszkadzać. Sądziłem, że możesz czegoś potrzebować. Chciałem się upewnić, czy nic się wam nie stało. Olivia uśmiechnęła się ciepło. Była wdzięczna sąsiadowi za troskę. Widziała, że speszyła go scena, którą zastał. – Czujemy się dobrze – zapewniła. – Właśnie karmię dziecko. Wcale nie przeszkadzasz. Weź sobie krzesło. Siadaj, proszę – zachęciła gościa, widząc, że się waha. – Zdejmij kurtkę, jest okropnie mokra, i powieś w kuchni. Zaraz skończę karmić Simona, położę go spać i dam ci kubek gorącej herbaty. Musisz się rozgrzać. Zdjął kurtkę i poszedł do kuchni. Wrócił, usiadł na wyścielanym krześle stojącym naprzeciw kanapy i zaczął rozglądać się po pokoju, starannie omijając miejsce, w którym znajdowała się Olivia. – Gdy wysiadło światło, nie byłem pewny, czy u was wszystko jest w porządku. Czy dziecku niczego nie brakuje, kiedy pozbawiono je elektryczności. Olivia postanowiła wprowadzić do rozmowy lżejszy ton. – Mój syn nie potrzebuje niczego. Jest jednym z tych nowoczesnych niemowlaków, które Strona 9 działają na baterie. Nie trzeba zasilać ich z sieci, to znaczy włączać do kontaktu – zażartowała. – Bardzo śmieszne – prychnął gość, nie patrząc na panią domu. – Historycznie rzecz ujmując, dzieci istnieją znacznie dłużej niż urządzenia elektryczne – przypomniała. – Fakt – przyznał ponurym głosem. W pokoju zapadło niezręczne milczenie. – Dziękuję, że o nas pomyślałeś – po chwili odezwała się Olivia. Miłe słowa podziałały jak kojący balsam na udręczoną duszę Daniela. Sądził, że kiedy tu się zjawi, zobaczy płaczące dziecko i jego wystraszoną mamę. A tu co? Zastał spokój i ujrzał rodzinną, intymną scenę karmienia niemowlęcia. Był zły na siebie. Przecież powinien wiedzieć, że Olivia Venner jest osobą bardzo samodzielną i potrafi dbać o siebie. Popatrzył na obraz olejny wiszący nad kominkiem, lecz natychmiast jego oczy przyciągnął inny widok: maleńkiego dziecka ssącego pełną pierś matki. Nuciła kołysankę. Daniel przeniósł wzrok na ścianę. Przypomniał sobie Olivię w skąpym bikini. Potem widywał ją często w wykrochmalonym stroju pielęgniarki. Oglądał także sąsiadkę w obciętych krótko dżinsach i czarnej bawełnianej koszulce, siedzącą na tylnym siodełku potężnego motocykla należącego do Steve’a. Faceta, którego nie darzył zaufaniem. Ponownie odważył się spojrzeć na Olivię. Jej miękkie, brązowe włosy pozwijały się w kędziory i opadały w bezładzie wokół twarzy. Ciąża sprawiła, że zaokrągliła się nieco. Stała się bardziej kobieca, uznał Daniel. Bardziej ponętna. Simon oderwał buzię od piersi matki. Podniosła go na wysokość ramienia i zaczęła lekko klepać po pleckach. Jej wzrok napotkał spojrzenie gościa. Uśmiechnęła się do niego. I w tej właśnie chwili Daniel uprzytomnił sobie coś, co nigdy przedtem nawet nie przeszło mu przez myśl: że kocha siedzącą przed nim kobietę. Był zaskoczony. Nie miał pojęcia, co zrobić z tym fantem. Dziecko wydało z siebie dziwny odgłos. Olivia roześmiała się i brzegiem bawełnianej pieluszki, którą przedtem zarzuciła sobie na ramię, wytarła mu mokrą buzię. Gładziła teraz plecki synka kolistymi ruchami. Dziecku znów się odbiło. Tym razem Daniel też się roześmiał. – Chyba skończył kolację – powiedział, przyglądając się Simonowi. – Tak. Za kilka minut będzie już smacznie spał. Gość obserwował w milczeniu matkę i dziecko, po czym zapytał: – Livy, a jak ty się miewasz? Słysząc w ustach Daniela zdrobnienie swego imienia, Olivia poczuła lekkie drżenie serca. Strona 10 Nigdy dotychczas tak się do niej nie zwracał. – Dobrze – odparła. Miała ochotę powiedzieć więcej, lecz z jakiegoś powodu dalsze słowa nie chciały przejść jej przez gardło. W milczeniu głaskała dalej dziecko po pleckach, mimo woli spoglądając na Daniela. – Ostatnio rzadko cię widywałem – stwierdził. – I tylko w przelocie. Myślałem jednak wiele o tobie. Zastanawiałem się, jak się czujesz i jak sobie radzisz. Gdyby Steve... – Steve’a już nie ma – powiedziała szybko. – I nie będzie. – Tak? – Daniel uniósł brwi. Była to mało czytelna reakcja. Olivia nie wiedziała, jak odebrał tę wiadomość. Zdziwił się tylko, przyjął ją sceptycznie czy było mu po prostu przykro? Główka Simona opadła na ramię matki. Zasypiał. Ułożyła go w ramionach w poziomej pozycji. Teraz uprzytomniła sobie, że ma obnażoną pierś. Zerknęła ukradkiem na Daniela. Patrzył na nią. Poczuła dreszcz przebiegający ciało. Szybko się opanowała. Moje hormony jeszcze nie uspokoiły się po porodzie, tłumaczyła sobie. I tylko dlatego zareagowała chwilowym podnieceniem na widok Daniela. A ponadto od dawna nie była z mężczyzną. Nie miała na to zresztą najmniejszej ochoty. Sama myśl o tym sprawiała jej przykrość. – Gdzie jest Steve? – spytał gość. Olivia z trudem otrząsnęła się z nękających ją myśli. – Nie mam pojęcia – odparła, starając się nadać głosowi beztroskie brzmienie. – Nie wie o dziecku? – Wie. – Och. Wyczuła, że Daniel chce drążyć dalej ten temat, więc wstała z kanapy. Musiała zanieść dziecko na górę. Zdążyło zasnąć w jej ramionach. Trzymając je na jednym ręku, z zapaloną świeczką w drugiej, ruszyła w stronę schodów. Włączyła bateryjny monitor, tak że kiedy mały się obudzi, usłyszy jego głos na parterze. W pokoju dziecięcym ułożyła niemowlę w kołysce. Kiedy podniosła się i skierowała w stronę drzwi, zaczęło popiskiwać żałośnie. – O co chodzi, dziecinko? – spytała cichym, spokojnym głosem, nachylając się nad kołyską. – Nie bój się. Mamusia jest przy tobie. Na dole jest także Daniel – dodała. – Będziesz bezpieczny. Olivii wydało się, że na dźwięk imienia „Daniel” oczki dziecka otworzyły się na chwilę. Znów zaczęła mówić szeptem: Strona 11 – Podoba ci się Daniel McGuane? Właśnie go widziałeś. Okażesz się na pewno tak samo okropny, jak twoje ciocie, Sylvie i Zoey. Czuję, że zaraz też powiesz, iż to apetyczny i smaczny facet. A do tego prawdziwy mężczyzna. Samiec. Ogier rozpłodowy. – Widząc, że Simon ziewa, roześmiała się głośno. – Nic mnie w nim nie pociąga – mówiła dalej do dziecka. – Możecie wszyscy mówić sobie co chcecie i do upadłego namawiać mnie, żebym zainteresowała się tym człowiekiem. Synku, Daniel McGuane nie należy do mężczyzn, którzy podobają się twojej mamusi. – Nachyliła się nad kołyską i nosem potarła policzek dziecka. – Nie jest w jej typie. Może sobie mieć te śliczne niebieskie oczy i miły uśmiech, ale to na twojej mamusi nie robi żadnego wrażenia. Postała parę minut, wpatrując się w dziecko, żeby się upewnić, czy mocno zasnęło. Potem na palcach opuściła pokój i wstąpiła do własnej sypialni, gdzie włożyła biustonosz i zapięła koszulę. Przeciągnęła szczotką po zwichrzonych włosach. Wyglądam okropnie, pomyślała, spojrzawszy w lustro. Duża wilgotność powietrza sprawiła, że włosy skręciły się w niesforne grajcarki, a jedynymi nieciążowymi ciuchami, które na nią teraz pasowały, były spodnie od dresów i obszerne koszule pozostawione przez Steve’a. Jeżeli Daniel McGuane patrzył na Olivię pożądliwym spojrzeniem, widząc ją tak fatalnie ubraną, to, uznała, musiał być mężczyzną bardzo samotnym. Zeszła na dół. W saloniku gościa nie było. Znalazła go w kuchni. Stał przy piecyku gazowym i czekał, aż w czajniku zagotuje się woda. Leżąca obok na blacie zapalona latarka, którą przyniósł z sobą, rzucała szeroki snop światła na sufit ponad głową gościa. Wtedy to Olivia z przerażeniem zobaczyła, że drugi monitor niemowlęcia, leżący na stole kuchennym, jest włączony i, co gorsza, przełączony z zasilania sieciowego na bateryjne. Zamknęła oczy. Daniel musiał usłyszeć uwagi na swój temat, które wypowiadała na górze do synka! Zrobiło się jej okropnie głupio. Wstrzymała oddech i czekała, co powie gość. Odwrócił się w stronę Olivii i utkwił w niej badawcze spojrzenie. – Gdzie trzymasz herbatę? – zapytał spokojnie. – Nad oknem, w metalowej puszce. Przykro mi, ale to herbata ziołowa. Lekarz zakazał mi pić napoje zawierające teinę lub kofeinę aż do końca okresu karmienia – wyjaśniła. – Poczekaj, w szafce chyba jest jeszcze trochę przyzwoitej herbaty. Zaraz ją wyciągnę. Ruszyła z miejsca, gdy Daniel odwracał się od okna. Z impetem wpadli na siebie, zwróceni twarzami, i przez dłuższą chwilę żadne z nich nie schodziło drugiemu z drogi. Strona 12 Olivia instynktownie podniosła rękę na wysokość piersi Daniela, żeby złagodzić natarcie, i przez wilgotny, cienki materiał koszuli poczuła ciepło bijące od umięśnionego torsu. W piwnicy Daniela widywała wielokrotnie sprzęt do podnoszenia ciężarów. Miał świetnie rozwinięte mięśnie. Widocznie ćwiczył regularnie. Na krótką, ulotną chwilę Olivia zobaczyła sąsiada bez koszuli, spoconego, z poruszającymi się mięśniami, w miarę jak podnosił ciężary. – Oj, przepraszam – odezwała się po chwili, otrząsając z dziwacznych wizji. – Zwykła herbata jest tam. – Wskazała kierunek za ramieniem Daniela. – Za tobą. – Wypiję to, co ty. – Głos gościa zabrzmiał chrapliwie. – Sam próbuję trzymać się z daleka od kofeinowej kawy. Powinna była o tym pamiętać. Daniel McGuane nie pił, nie palił, jedząc stosował się ściśle do wskazówek dietetyków, regularnie wykonywał ćwiczenia fizyczne, dbał o siebie i prowadził spokojne, ustabilizowane życie. To wszystko zawsze ją złościło, działało na nerwy i odpychało od tego człowieka, przypomniała sobie Olivia. Dlatego, że był taki idealny. Ona, oczywiście, nie stanowiła jego przeciwieństwa. Miała wprawdzie parę grzeszków na sumieniu, piła kawę z cukrem, a od czasu do czasu wychylała jedno piwo lub kieliszek wina. Daniel miał jeszcze jedną właściwość, która najbardziej ze wszystkich jego cech irytowała Olivię. Był zawsze panem siebie. Pod każdym względem. – Tak. Pamiętam, że unikasz napojów z kofeiną – odparła miękkim głosem. – Położyłaś Simona? Zasnął? – zapytał Daniel. Z metalowego pudełka wyciągnął torebki z herbatą i włożył do kubków. – Tak – szepnęła, przypominając sobie niefortunny monolog w dziecięcym pokoju. Odruchowo roztarta dłoń, usiłując pozbyć się dziwnego drżenia w palcach, które przed chwilą dotykały torsu gościa. Wzrok Olivii ponownie zatrzymał się na monitorze. Zagryzła wargi. Och, nie powinna przejmować się tym, że gość usłyszał jej słowa wypowiedziane do Simona. Przecież mówiła prawdę. Daniel McGuane nie był mężczyzną w jej typie. I mimo zapewnień Sylvie i Zoey, że jest facetem kapitalnym pod każdym względem i że mógłby być wzorowym ojcem, wcale jej nie interesował. Olivia ogarnęła wzrokiem szerokie plecy, barczyste ramiona gościa oraz kosmyki wilgotnych włosów przylegające do karku i pomyślała nagle, że może Daniel McGuane spodoba się Simonowi. Strona 13 ROZDZIAŁ DRUGI Po powrocie do domu Daniel położył się w saloniku na kanapie. Z oczyma utkwionymi w otaczających go ciemnościach czekał na włączenie światła i rozmyślał o Olivii Venner. Burza ucichła na dobre, deszcz przestał padać, lecz nadal porywisty, silny wiatr miotał gałęziami rosnących w pobliżu drzew i uderzał o ściany domu. Daniel pozostał z Olivią i Simonem, dopóki nie minęła najgorsza część burzy. Wmawiał w siebie, że zrobił to po to, żeby być pewnym, iż nic im się nie stanie. Naprawdę jednak chciał jak najdłużej przebywać w towarzystwie Olivii. Nadal miał przed oczyma idylliczną scenę karmienia niemowlęcia. Dom Olivii, podobnie jak jego własny, wiekiem zbliżał się do siedemdziesiątki. Wyblakłe tapety na ścianach i staroświeckie, zniszczone meble wyglądały tak, jakby od samego początku ich nie wymieniano. Oparcie kanapy zdobiła wielobarwna, ręcznie tkana narzuta. Na tym tle Olivia karmiąca niemowlę przedstawiała sobą wzór matki, którą łączyła z dzieckiem niezwykle silna więź. Było to coś, czego Daniel nie potrafił do końca zrozumieć. Takiej Olivii Venner dotychczas nie widział. Ba, w ogóle nie znał. Przejętej macierzyństwem domatorki. Widok matki z takim oddaniem karmiącej dziecko mógł poruszyć każdego mężczyznę, z pewnością jednak nie pociągać fizycznie. Inaczej rzecz się miała z Danielem. Ta kobieta go podniecała. I nic na to nie mógł poradzić. Przewrócił się na bok i po raz chyba setny z rzędu przypomniał sobie jej słowa, które nagle popłynęły z małego głośnika monitora. Znalazłszy się w kuchni, Daniel machinalnie, ze względu na burzę, przełączył urządzenie na bateryjne zasilanie. „Daniel McGuane nie należy do mężczyzn, którzy podobają się twojej mamusi... Nie jest w jej typie... Na twojej mamusi nie robi żadnego wrażenia”. Słowa te bardzo go zabolały, mimo że nie powinny stanowić zaskoczenia. Od dawna przecież dobrze wiedział, że jako mężczyzna nie ma u Olivii żadnych szans. Traktowała go serdecznie, ale widziała w nim tylko przyjaciela. Na liście bliskich jej ludzi znajdował się gdzieś pomiędzy Sylvie a Zoey. Obrócił się na drugi bok. Teraz zajmie zapewne na liście jeszcze niższą pozycję, znajdzie się gdzieś pomiędzy Kaczorem Donaldem a Brudnym Harrym lub nawet gdzieś obok jakiegoś żółwia czy obrzydliwego dinozaura, skoro na horyzoncie pojawił się mały Simon. Gdy usłyszał dochodzący zza okien głośny, suchy trzask, w ogóle nie zareagował. Był przekonany, że wróciła burza. Ale kiedy sekundę później nastąpił przeraźliwy łomot, zerwał Strona 14 się na równe nogi i rzucił do tylnych wyjściowych drzwi. Otworzył je szeroko. Jego oczom ukazał się przerażający widok. Odłamał się najgrubszy konar ogromnego dębu rosnącego pomiędzy jego domem a Olivii. Co gorsza, padając zmiażdżył tylną werandę sąsiedniego domu. Zamiast niej oczom wstrząśniętego Daniela ukazał się tylko stos połamanych desek, gruzu i szkła. – Livy! – krzyknął, wybiegając z domu. Po paru sekundach znalazł się przed frontowym wejściem do domu Olivii. Bez pukania wpadł do środka. Przez głowę przebiegła mu myśl, że na przyszłość Livy powinna starannie zamykać drzwi, a nie zostawiać otwarte. Wykrzyknął ponownie jej imię. – Jestem tutaj. – Słaby kobiecy głos dobiegał od strony kuchni. Zaraz potem rozległ się płacz Simona. Daniel był przerażony. Pewny, że obojgu coś się stało. – Och, Boże! – jęknął z rozpaczą. Rzucił się w stronę, z której dochodziły głosy. Gdzie się znajdowali, kiedy konar uderzył o dom? Są uwięzieni? Ranni? A może umierający? Z impetem natarł na drzwi. Zobaczył Olivię. Stała po przeciwnej stronie pomieszczenia kuchennego. Przyciskała do piersi kwilącego Simona. W nikłym świetle zapalonych świec Daniel dojrzał jej rozszerzone strachem oczy. – Co z tobą? – zapytał zdławionym głosem. – Nic mi się nie stało – odparła szybko. – Właśnie przygotowywałam gorącą czekoladę, kiedy za oknem usłyszałam głośny trzask. Ledwie zdążyłam podnieść głowę, bo chciałam zobaczyć, co się stało, kiedy rozległ się potężny, ogłuszający łomot. Konar uderzył w dom. Przebił szyby. – A Simon? – pytał dalej Daniel. Gdyby Olivia znajdowała się o parę kroków dalej w lewo od piecyka, byłoby już po niej, pomyślał. Kiedy to sobie uzmysłowił, zrobiło mu się słabo. – Też wyszedł bez szwanku. Tylko się przeraził. – A ty? – Także porządnie się wystraszyłam. Wszystko stało się tak szybko. Daniel spojrzał na sufit. Wyglądał solidnie, nigdzie nie było widać pęknięć ani zarysowań. Chyba nie powinien się zawalić, uznał. Dom Olivii miał niemal identyczną konstrukcję jak jego własny. Tylna weranda nie była, na szczęście, elementem nośnym. Nie można było jednak być pewnym, ile szkody wyrządził zwalony konar. – Na dzisiejszą noc przeniesiecie się do mnie – oznajmił spokojnie, bez żadnych Strona 15 wstępów. Spojrzenie Olivii podążyło za wzrokiem Daniela. Zobaczyła, że sufit nie jest uszkodzony. W tylne drzwi wejściowe wstawi kawał tektury, żeby je zatkać. Chciała powiedzieć Danielowi, że to ładnie z jego strony, iż ich do siebie zaprasza, ale nie ma żadnego powodu, by miała opuszczać dom. Szybko jednak ugryzła się w język. Przypomniała sobie o niemowlęciu. Sama mogłaby ryzykować pozostanie, ale jeśli chodzi o dziecko, musiała podjąć wszelkie możliwe środki ostrożności, mające na celu uchronienie go przed ewentualnym niebezpieczeństwem. – Dobrze – odparła po chwili. – Pozwól mi tylko spakować kilka niezbędnych rzeczy. Daniel skinął głową. Był zdziwiony, że Olivia tak szybko przystała na jego propozycję. Nie była kobietą, której należało mówić, co powinna zrobić. Tym razem jednak poddała się bez jakiejkolwiek dyskusji. Aha, chodzi o Simona, domyślił się Daniel. Obawiała się nie o własną skórę, lecz o dziecko. Nieważne zresztą, co nią kierowało. Póki będzie przebywała pod jego dachem, poty będzie o nią spokojny. Musi się przekonać, na ile zwalona część drzewa uszkodziła konstrukcję domu. Jednocześnie Daniel zdawał sobie sprawę, że bliska obecność tej kobiety zakłóci spokój jego ducha. Westchnął głęboko. Zastanawiał się, czy kiedyś w jego życiu nadejdzie taka chwila, w której to, co robi Olivia Venner, przestanie go obchodzić. Następnego ranka Olivia uniosła ciężkie od snu powieki. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje. Kiedy zasypiała poprzedniej nocy, wiatr hulał wokół domu i bił o ściany, Simon kwilił cicho, a ona leżała w łóżku Daniela McGuane’a. Wieczorem pan domu przeniósł się na kanapę stojącą w saloniku. Po okropnej wczorajszej pogodzie nie pozostało, na szczęście, ani śladu. Promienie porannego słońca przedzierały się przez do połowy opuszczone drobniutkie żaluzje, rzucając ostro zarysowane, poziome paski światła na podłogę i łóżko. Gdzieś w pobliżu za oknem śpiewała zięba, a z kojca ustawionego w roku pokoju rozlegało się wesołe gaworzenie niemowlęcia. Olivia usiadła na łóżku, odgarnęła włosy wpadające jej do oczu i nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie jest sama z Simonem. W fotelu na biegunach siedział Daniel. Wczoraj wieczorem uparł się, żeby ten mebel przynieść z domu Olivii. Na kolanach trzymał dziecko. Pochylony nad nim, wydawał ciche, łagodne pomruki, mające na celu uspokoić malca. Olivia wygładziła przód cienkiej kwiecistej koszuli nocnej i opuściła nogi na ziemię. Strona 16 – Dzień dobry – powiedziała zaspanym głosem. Daniel rzucił jej krótkie spojrzenie, uśmiechnął się, potem przeniósł wzrok na dziecko i znów popatrzył na nią. W jego oczach ujrzała pożądanie. Poczuła się zażenowana skąpym strojem. Szybko sięgnęła po szlafrok. Przypomniała sobie, że Daniel widywał ją już przedtem w koszuli. Niekiedy rankiem pozdrawiała go, gdy wychodził do pracy, a ona na tylnej werandzie podlewała kwiaty. Teraz jednak, wstając z łóżka należącego do mężczyzny, stwarzała odmienną, bardziej intymną sytuację. – Dzień dobry – odparł. – Przepraszam. Wiem, że nie powinienem tu przychodzić, ale usłyszałem głos dziecka – tłumaczył się niezdarnie, spoglądając na Olivię niebieskimi oczyma. Uśmiechnęła się lekko. – Dlaczego miałeś nie przychodzić? Przecież to twój dom. Danielu, za często przepraszasz. Wzruszył ramionami i popatrzył na dziecko, które trzymał w objęciach. – Zasługujesz na trochę spokoju i prywatności. Spałaś jeszcze, więc chciałem zabawić Simona, żebyś mogła dłużej wypocząć. – Ich oczy spotkały się, kiedy dodał: – Livy, nie obraź się, ale ostatnio wyglądasz na przemęczoną. Zrobił to jeszcze raz, zauważyła. Po raz drugi zwrócił się do niej, posługując się zdrobnieniem imienia, zarezerwowanym dla rodziny i wąskiego kręgu najbliższych przyjaciół. Gdyby powiedział tak do niej ktoś obcy, byłaby urażona. Nie lubiła nawet, gdy tak zwracał się do niej Steve. W ustach Daniela natomiast zdrobniałe imię brzmiało bardzo sympatycznie. – Wcale się nie obraziłam – zapewniła. – Rzeczywiście, ostatnio ciągle jestem zmęczona. Niemowlęta bardzo absorbują człowieka. Daniel chciał powiedzieć, że może to sobie wyobrazić, lecz się powstrzymał. Prawdę mówiąc, nie potrafił sobie uzmysłowić, jak to się dzieje, że z ciała matki powstaje nowe życie. Fakt, że Olivia urodziła dziecko, nie przestawał go zadziwiać. Znów zauważył, jak apetycznie wygląda z tymi zaokrąglonymi kształtami. Poczuł przypływ podniecenia. Na litość boską, była przecież karmiącą matką, więc dlaczego myślał o niej jako o obiekcie pożądania? Dlaczego bez przerwy fantazjował i marzył, jak by było dobrze kochać się z tą kobietą? Z trudem odgonił natrętne myśli. – Gdybym mógł w czymś pomóc, mam na myśli opiekę nad Simonem, wystarczy, że mi Strona 17 powiesz – oznajmił. – Wiem wprawdzie niewiele o dzieciach, ale... – Znów spojrzał na niemowlę, które trzymał w rękach. – Nie mam pojęcia, jak się z nimi obchodzić, ale jeśli będę mógł przydać ci się do... do czegokolwiek... W każdym razie wiesz, gdzie mnie szukać. Będę w pobliżu – zakończył niezdarnie. Olivia uśmiechnęła się ciepło. – Dziękuję, Danielu. Nagle przyszła mu do głowy nowa myśl. – Jak długi dali ci urlop macierzyński? Kiedy musisz wracać do pracy? – zapytał. – Mam jeszcze około jedenastu tygodni urlopu. Korzystam z pełnych ustawowych uprawnień, przysługujących młodym matkom. – Olivia podniosła się z łóżka i wyciągnęła nad głowę ramiona. Ruch ten sprawił, że cienka kwiecista koszulka uniosła się w górę i stała się nagle nadzwyczaj kusa, tak że Danielowi wyrwało się mimowolne „och”, którego, miał nadzieję, Olivia nie dosłyszała. Mówiła dalej: – Mam w sumie dwanaście tygodni urlopu macierzyńskiego, oczywiście bezpłatnego. Potem wezmę jeszcze dwa tygodnie normalnego urlopu. – A co... – Daniel zająknął się nagle. – A co zrobisz z Simonem, kiedy będziesz musiała wrócić do pracy? – zapytał. Olivia podeszła do fotelu na biegunach, w którym siedział, i przez ramię Daniela spojrzała na synka. Pachniała niemowlęcym pudrem. Zapach ten powinien zniechęcić Daniela. Działał jednak przeciwnie. Podniecał. – Szpital Miejski Setona ma mimo wszystko swoje plusy – oznajmiła. Zauważyła reakcję Daniela. – Prowadzi bardzo przyzwoity żłobek i przedszkole. Od lat pracownicy domagali się od dyrekcji zorganizowania ośrodka dziennej opieki nad dziećmi. Od zeszłego roku zaczął wreszcie funkcjonować. Będę więc często widywała Simona także w ciągu dnia. Sylvie zapowiedziała, że będzie zajmować się małym przez dwa dni w tygodniu. Pracuje nocami, więc nie powinno to być dla niej zbytnio uciążliwe. Jeśli zechce pomagać mi w ten sposób i później, kiedy wrócę do pracy, będę bardzo zadowolona wiedząc, że dwa razy w tygodniu Simon jest pod opieką swej ukochanej cioci. Usłyszawszy głos matki, niemowlę zaczęło wiercić się w ramionach Daniela i wierzgać nóżkami. Zdając sobie sprawę z tego, że sam nie jest w stanie nakarmić dziecka, Daniel podniósł się i ostrożnie podał małego stojącej obok Olivii. Zajęła jego miejsce w fotelu i od razu zaczęła rozpinać szlafrok. – A więc jeśli zechcesz, żebym go popilnował, to powiedz. – Daniel odwrócił się, by Strona 18 odejść. – Zrobię to z przyjemnością. – Był już przy drzwiach, kiedy dobiegły go słowa wdzięczności wypowiedziane przez Olivię. – Nie masz za co dziękować – mruknął i zszedł na dół, do kuchni. Musiał sprawdzić, co znajdzie się w domu na śniadanie dla dwojga dorosłych. Sam coś przegryzie, nakarmi gościa i pójdzie obejrzeć uszkodzony dom. Musi ocenić, w jakim jest stanie. Im wcześniej bowiem odeśle Olivię i dziecko, tym szybciej odzyska równowagę umysłu i spokój ducha, wróci do poprzedniego, normalnego stanu. Takiego, w jakim się znajdował, zanim spojrzał na Olivię śpiącą smacznie w jego łóżku. Zanim wziął niemowlę na ręce i zastanawiał się, jak by to było mieć własne dziecko. Zanim zdał sobie sprawę z tego, że dobrze jest gościć tę sympatyczną parę pod własnym dachem w słoneczny niedzielny poranek. Odejście Daniela Olivia przyjęła z westchnieniem ulgi. Było to dla niej nowe odczucie, gdyż do tej pory obecność tego miłego młodego człowieka zawsze sprawiała jej przyjemność. Od dwóch lat, czyli od chwili, w której sprowadził się do tej dzielnicy, w miarę upływu czasu zdawkowe sąsiedzkie rozmowy przerodziły się w przyjazne kontakty. Gdy chodziło o niesprawny samochód, zalaną piwnicę czy potrzebną książkę, przychodzili sobie z pomocą. Kiedy w jej życiu pojawiły się przykre zmiany, Olivia zaczęła zwierzać się Danielowi ze swych kłopotów. Zabierał ją wtedy na lunch i jeśli nawet nie potrafił dać sensownej rady, to i tak jego współczująca postawa podtrzymywała ją na duchu. Był przyjacielem. Człowiekiem, któremu mogła się zwierzyć. Dobrym kumplem. A więc dlaczego nagle przebywanie z nim w tym samym pokoju sprawiło, że poczuła się nieswojo? Czemu patrzył na nią wzrokiem, w którym wyczuwała pożądanie? I wreszcie dlaczego ostatniej nocy miała erotyczne sny? Popatrzyła na dziecko, które ssało pierś z zapałem, i uśmiechnęła się lekko. – Synku, nie powinnam mówić ci tego, ale masz zwariowaną matkę – szepnęła cicho. Zadowolony Simon zaginał wszystkie paluszki. Olivia pocałowała go w główkę. – Twoja mama – ciągnęła – straciła ostatnio rozeznanie. Zaczyna traktować Daniela jak kogoś więcej niż tylko dobrego kumpla. Zaczyna uważać go za... apetycznego, interesującego faceta. Do tej pory wszelkie kontakty Olivii z mężczyznami kończyły się jej porażką. Obrywała w taki czy inny sposób. Dopiero Daniel McGuane sprawił, że w jego towarzystwie czuła się lepiej. Poprawiał jej nastrój. Tłumaczyła sobie to tym, że był przyjacielem, a nie kochankiem. Gdy tylko nawiązywała z mężczyzną intymne kontakty, od razu zawsze coś się psuło. Z Danielem rzecz się miała zupełnie inaczej. Nie robił jej żadnych przykrości, bo był człowiekiem bardzo sympatycznym. Olivię zaniepokoiły jednak erotyczne sny o tym Strona 19 mężczyźnie. – To wina hormonów – powiedziała do Simona, przykładając go do drugiej piersi. – Na tym polega teraz cały kłopot twojej mamusi. Ale poczekaj cierpliwie kilka miesięcy. Zobaczysz, jeszcze przed końcem roku wszystko się uspokoi i życie stanie się normalne. Podrośniesz, mamusine hormony wreszcie się ustatkują, ona sama straci zbędne kilogramy, których dorobiła się, zanim wydała cię na świat, i nadal będzie traktowała Daniela wyłącznie jak przyjaciela. Olivia westchnęła. W głębi serca wiedziała, że od chwili pojawienia się Simona w jej życiu, określenie „normalne” przyjęło całkiem odmienne niż poprzednio znaczenie. Nie było jednak żadnego powodu, aby stosunki z sąsiadem miały ulec zmianie. Były dobre i takie powinny pozostać. Olivia nie miała najmniejszego zamiaru tracić przyjaciela tylko dlatego, że zaczęły przychodzić jej do głowy różne niestosowne myśli. Było oczywiste, że jej zainteresowanie się Danielem jako mężczyzną jest tylko chwilowe. Uznała, że traktowanie go nadal jako przyjaciela powinno przyjść jej z łatwością, gdyż bardzo różnił się od mężczyzn, z którymi do tej pory się umawiała. Jak na jej gust był zbyt spokojny, powolny i opanowany. Niegroźny dla kobiety. Mało interesujący. Spotykanie się z nim nie niosło elementu niepewności ani ryzyka. To żadna frajda flirtować z takim człowiekiem, uznała. – Daniel jest przyjacielem mamusi – nadal szeptała do synka. – A przyjaciele są zbyt cenni, by ich tracić. Tak więc w stosunkach z sąsiadem musimy zachowywać się po staremu. Co ty na to? Mam rację, maluchu? Najedzony Simon odepchnął rączkami pierś mamy i ziewnął. Główka zaczęła mu się kiwać w różne strony. Gdyby Olivia nie znała zwyczajów swego dziecka, mogłaby pomyśleć, że nie zgadza się z jej opinią na temat Daniela. Oczywiście, świetnie wiedziała, że Simon jest zbyt mały, aby cokolwiek pojmować. Wydawało się jej jednak, że dostrzegła jakiś dziwny błysk w malutkich oczkach... – Och, nie bądź głupia – tym razem powiedziała do siebie. Uniosła dziecko na wysokość ramienia i kolistymi ruchami zaczęła głaskać je po pleckach. Musi przestać myśleć o takich sprawach, a wszystko wróci szybko do normy. Gdyby tylko wiedziała, jak dalej będzie wyglądało jej „normalne” życie... Uszkodzenie domu Olivii – to na pierwszy rzut oka ocenił Daniel. Trzeba było odbudować tylną werandę. Na szczęście, konstrukcja domu nie została uszkodzona, więc konieczny remont sprowadzał się do postawienia paru ścian i naprawienia dachu. Strona 20 Wszystkie kwiaty wokół domu, tak starannie pielęgnowane, zostały bezpowrotnie zniszczone. Daniel ze smutkiem patrzył na ich smętne resztki porozrzucane na ziemi. Nawet Olivia, która – jak to się mówi – miała zielone palce, bo wszystko rosło w jej ogrodzie zawsze jak na drożdżach, na tę całkowitą klęskę nie mogła nic poradzić. Ciało Daniela przebiegł nagły dreszcz, gdy uprzytomnił sobie, co jeszcze mogło się wydarzyć. Na szczęście, matce i dziecku nic się nie stało. Byli teraz bezpieczni w czterech ścianach jego domu. Świetnie tu pasowali. Tak jakby... Urwał myśl, zanim ją sformułował. Nie, ta dwójka nie powinna u niego mieszkać. Dom Daniela, nie do końca jeszcze wyremontowany, gospodarz dostosował zaledwie do własnych potrzeb. U Olivii były znacznie lepsze warunki do wychowywania małego dziecka. Pełny komfort. I wspaniała, rodzinna, ciepła atmosfera. A tego u siebie nie miał. Dopiero teraz Daniel przyznał przed sobą, że żadna modernizacja domu nie sprawi, by stał się przytulniejszy. By zapanowała w nim taka miła, sielankowa aura, jaką teraz stwarzała Olivia z niemowlakiem. Oszukiwałem się chyba pod wieloma względami, pomyślał smętnie Daniel. – No i jak to wygląda? Odwrócił się i zobaczył Olivię idącą boso w jego kierunku, ku swemu domowi. Z ulgą przyjął fakt, że miała na sobie ubranie skrywające jej ponętne kształty. Workowate spodnie od dresu i sportową, luźną bawełnianą koszulę z reklamowym nadrukiem. W ramionach trzymała dziecko. Wykrzywiało buzię. Mrużyło oczki. Raziło je słońce, stojące już wysoko na niebie. – Powinnaś sprawić Simonowi ciemne okulary – zażartował roześmiany Daniel, zauważywszy reakcję niemowlaka na zbyt ostre dla niego światło. Olivia także się roześmiała. – Robią już coś takiego. Okularki takich rozmiarów. – Podniosła wolną rękę i rozsunęła dwa palce. – Byłbyś zdumiony, gdybyś wiedział, co jeszcze produkuje się dla niemowląt. Wszystko maciupeńkie. Istne cudeńka. – Nie musisz przynajmniej martwić się o chatę dla latorośli – oznajmił wesoło Daniel. – Będzie ci potrzebna nowa weranda, ale reszta domu jest w dobrym stanie. Twoja firma ubezpieczeniowa pokryje koszty naprawy. Olivia odetchnęła z ulgą. Gdyby złamany konar jeszcze bardziej zniszczył dom, pewnie by sobie nie poradziła. Może nie pod względem finansowym, gdyż była ubezpieczona, lecz mieszkaniowym. Dokąd miałaby się udać z dzieckiem na czas remontu? Przenieść się do Daniela? O, nie. Teraz, gdy jej hormony zaczęły szaleć, takie rozwiązanie było nie do pomyślenia.