Amore amore
Szczegóły |
Tytuł |
Amore amore |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Amore amore PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Amore amore PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Amore amore - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
M A R I A CA R M E N M O R E S E
Amore, amore!
Miłość po włosku
Strona 2
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Złote Ebooki.
Strona 3
Amore, amore!
Miłość po włosku
Strona 4
M A R I A CA R M E N M O R E S E
Amore, amore!
Miłość po włosku
Z niemieckiego przełożyła
Magdalena Jatowska
Strona 5
Tytuł oryginału
AMORE, AMORE!
Redaktor prowadz cy
Monika Koch
Redakcja
El bieta Ptaszy ska-Sadowska
Redakcja techniczna
Agnieszka G sior
Korekta
Monika Pauli ska
Jadwiga Przeczek
Copyright © by Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin.
Published in 2010 by Ullstein Taschenbuch Verlag
Copyright © for the Polish translation
by wiat Ksi ki Sp. z o.o., Warszawa 2011
Copyright © for the e-book edition by wiat Ksi ki Sp. z o.o., Warszawa 2011
Niniejszy produkt obj ty jest ochron prawa autorskiego. Uzyskany dost p upowa nia wył cznie
do prywatnego u ytku osob , która wykupiła prawo dost pu. Wydawca informuje, e wszelkie
udost pnianie osobom trzecim, nieokre lonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób
upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub
podobnych - jest nielegalne i podlega wła ciwym sankcjom.
wiat Ksi ki
Warszawa 2011
wiat Ksi ki Sp. z o.o.
02-786 Warszawa, ul. Rosoła 10
ISBN 978-83-247-2658-5
Nr 45010
Strona 6
UNO
To przygoda, my l . Z okna samolotu spogl dam na
Włochy, które le pode mn spokojne i ciche niczym pi -
ce zwierz . W jasnym wietle sło ca widz domy z dacha-
mi krytymi dachówk , pinie i cyprysy, a po prawej stronie
Elb , otoczon szmaragdowozielonymi wodami. Powie-
trze jest tak czyste i klarowne, e dostrzegam migocz ce
fale.
Głos pilota budzi mnie jednak niebawem ze ródziemno-
morskiego letniego snu – we Włoszech jest zimno, tempera-
tura wynosi około sze ciu stopni. Odwracam si i zerkam
przez szpar mi dzy fotelami. Siedz ca za mn starsza pani
wzdycha rozczarowana:
– Włochy zdecydowanie nie s tak ładne, jak wszyscy
twierdz . – Potem mówi do m a, zaj tego rozwi zywaniem
krzy ówki: – Mówiłam ci przecie , eby my polecieli na
Lanzarote. – Kolejne westchnienie. – Poza tym włoskie ho-
tele s słabo ogrzewane. Dzi ki Bogu, wzi łam ze sob koc
elektryczny!
Teraz to ja wzdycham. Nie dlatego, e zostawiłam termo-
for w Hamburgu. Nie, nie w tym problem. Lec na południe
sama, poniewa znowu jestem singielk . To znaczy osob sa-
motn , niezwi zan , porzucon . Przed sze cioma tygodnia-
mi Christian spakował manatki i u boku pewnej brunetki ra-
do nie opu cił na zawsze moje ycie.
5
Strona 7
– Ciesz si – jednogło nie skomentowały kole anki nasze
rozstanie. – Lepszy bolesny koniec ni bole ć bez ko ca.
Za mało pocieszaj ce uznałam natomiast komentarze
w rodzaju: I tak był z niego nieuleczalny podrywacz.
ycia z Christianem wcale nie uwa ałam za nieko cz c
si bole ć, nawet je li czasami podejrzewałam, e mo e go
co ł czyć z któr z moich znajomych.
Gdy dwa tygodnie po rozstaniu nadal byłam w stanie prze-
łkn ć co najwy ej par jabłek i paczk chrupkiego pieczy-
wa, rodzina i przyjaciele stwierdzili, e nale y natychmiast
co przedsi wzi ć. Mama, z pochodzenia Włoszka, dzwoni-
ła codziennie, by dowiedzieć si , czy wreszcie co zjadłam.
– Czy mam przysłać do ciebie twojego brata Antona z mis-
k lasagne? – pytała zatroskana.
Z kolei najlepsza przyjaciółka usiłowała zaci gn ć mnie
do dyskoteki i starała si rozweselić tekstami w stylu:
– Kolejny, prosz !
W biurze kole anka okre liła cienie pod moimi oczami
jako „tak wielkie jak pasy na autostradzie” i podarowała mi
krem przeciwzmarszczkowy, który miał zdziałać „prawdzi-
we cuda”. Gdy tak si to wszystko toczyło, a ja w rekordo-
wym tempie zu ywałam całe opakowania chusteczek, kto
w niebie ulitował si nad moim nieszcz snym losem, ponie-
wa w tym samym czasie co mój zawód miłosny, nast pił ol-
brzymi kryzys mieciowy we Włoszech.
– Co ma wspólnego jedno z drugim? – spytała mnie zdu-
miona szefowa, gdy przedstawiłam jej stan rzeczy.
– Nie ma tu co prawda relacji przyczynowej, ale pewien
zwi zek jednak jest – odparłam, przyznaj , w do ć mało
przekonuj cy sposób.
– Chce pani wzi ć urlop? – dopytywała si , spogl daj c
na mnie znad okularów. – eby pojechać do Włoch? I co
chce tam pani robić? Uprawiać cytryny i pomidory, by zapo-
mnieć o wielkiej miło ci?
Podłe, prawda? Spróbowałam si u miechn ć.
– Tak. Pojad do krewnych... Potrzebuj mojej pomocy –
wyja niłam. Potem wyj kałam jeszcze par słów o katastro-
6
Strona 8
fie mieciowej, małej liczbie turystów, załamaniu gospodar-
czym i swojej włoskiej rodzinie. W trakcie mówienia
zacz łam mocno pocić si pod lew pach .
Prawdziwe bł dne koło – im bardziej si pociłam, w tym
wi ksze popadałam zakłopotanie. Zerkn łam na koszulk –
wilgotna plama wci rosła. Im bardziej si wstydziłam, tym
wi cej potu wydzielała lewa pacha.
Czy szefowa to zauwa yła? W ka dym razie co nagle
musiało złagodzić jej nastawienie, poniewa ona równie
spróbowała zamarkować u miech. Podsumowała moje nie-
składne wyja nienia:
– Brat pani matki prowadzi pensjonat w południowych
Włoszech, który z powodu tej afery z wywozem mieci zo-
stał zamkni ty, poniewa przestali przyje d ać tury ci. Wu-
jowi i ciotce tu przed emerytur grozi bankructwo, dlatego
chc szybko sprzedać hotel i bardzo pani prosz o pomoc
w załatwieniu formalno ci i przeprowadzce?
Potakn łam z wdzi czno ci . Nastała chwila ciszy. Aby
przełamać zakłopotanie, opowiedziałam jej o swoim dzieci -
stwie, o wakacjach nad morzem sp dzanych u dziadków
i krewnych, o hotelu La Villa Blu i licznych zagranicznych
go ciach.
Poniewa szefowa nie próbowała mi przerywać, a nawet
patrzyła na mnie z uwag , mówiłam dalej. Dawniej dom był
siedzib proboszcza, brata dziadka mojej babki. Musiało to
być mniej wi cej w połowie dziewi tnastego wieku, gdy le-
gendarny dowódca Giuseppe Garibaldi zjednoczył całe Wło-
chy od północy po południe. Paplałam dalej, e nawet po stu
pi ćdziesi ciu latach ludzie na południu nie otworzyli serc
przed Włochami z północy. I dalej, w nieko cz cym si sło-
wotoku, o białych cianach domu, w ci gu dnia chroni cych
przed upałem, i o kolacjach pod pergol , po której pi ła si
bugenwilla.
– Prosz pani, a teraz na powa nie: jak sobie to pani wy-
obra a? – przerwała mi szorstko redaktor naczelna. – Nie
chce mi pani chyba powiedzieć, e opuszcza nas z powodu
jakiej przeprowadzki i wyje d a na roczny urlop nad Morze
7
Strona 9
ródziemne? – Odrzuciła głow do tyłu i za miała si roz-
dra niona. – Sama bym tak chciała. Podobnie jak pani stu
dwudziestu zestresowanych kolegów! – Wskazała na teczki
i albumy zdj ć pi trz ce si na jej biurku. – Jeste my zawa-
leni robot ! – rzuciła pospiesznie. – Trzeba pilnie przygoto-
wać czerwcowe wydanie z letni mod , a w redakcji działu
podró y jedna z kole anek jest na urlopie macierzy skim.
Jak mamy sobie radzić? Reklam nieustannie ubywa, zarz d
stawia redaktorów pod ogromn presj .
Opadłam na krzesło i spojrzałam przez okno na miejski
park, przed którym stał na placu autobus. M yło. W szybie
zobaczyłam swoj przestraszon twarz i pomy lałam, e ta
ponura pogoda pasuje do mojej szarej cery.
Wci zastanawiałam si , co mam odpowiedzieć, gdy sze-
fowa doko czyła:
– Nie mog si bez pani obej ć. To absolutnie wykluczone!
Westchn łam.
– Chocia ... – mrukn ła – chocia ... mogliby my... było-
by... – Pauza. Zmierzyła mnie uwa nym spojrzeniem, obró-
ciła si do okna, a potem znowu w moj stron . – Tak sobie
teraz gło no my l : gdy b dzie pani we Włoszech, czy mog-
łaby pani od czasu do czasu podesłać nam artykuł?
Uniosłam głow zdumiona.
– Hm...
Kontynuowała ju teraz płynnie:
– Z południowych Włoch nie jest daleko do Rzymu. Mu-
siałaby pani tylko pojechać kilka razy do Rzymu i Mediola-
nu, obejrzeć jaki pokaz mody lub wybrać si na targi sztu-
ki, utrzymywać kontakt z fotografami...
Vecchia volpe – chytra lisica, powiedziałaby moja babka,
wieć, Panie, nad jej dusz . Mistrzyni strategii znowu mnie
zaskoczyła. Mój wniosek urlopowy został zatem zatwierdzo-
ny, ale pod warunkiem, e b d dalej pisać dla magazynu.
Dwie pieczenie na jednym ogniu, poniewa mo na było
w ten sposób zaoszcz dzić na kosztownym stanowisku kore-
spondentki w Mediolanie w tym annus horribilis kryzysu fi-
nansowego. Jednocze nie szefowa zyskiwała w redakcji opi-
8
Strona 10
ni wyrozumiałej przeło onej i powiernicy, która pomogła
podwładnej w wyj tkowej potrzebie.
W wyj tkowej potrzebie – tak to uj ła i zaraz dodała:
– Na pewno znalazłaby pani jeszcze nieco czasu dla redak-
cji działu podró y, prawda? – Nie czekaj c na moj odpo-
wied , wstała i wyj ła z regału teczk podpisan ENIT. –
Mo e mogłaby pani wybadać teren i nawi zać kontakt
z włoskim biurem turystyki we Frankfurcie nad Menem?
Spojrzałam na ni oszołomiona. Czy powinnam jeszcze
raz podkre lić, e do osiemnastego roku ycia ka de lato
sp dzałam we Włoszech?
– Zgodnie z t informacj prasow z Mi dzynarodowych
Targów Turystycznych – wyj ła z teczki kartk – Włochy to
ulubiony cel młodych par w podró y po lubnej! – Podała mi
teczk . – Kiedy dokładnie pani wyje d a? Za dwa tygodnie?
To prosz napisać od trzech do czterech tysi cy znaków
o włoskich pomysłach na stylowe wesele. – Przesun ła dło-
ni w powietrzu z lewej do prawej, jakby ju widziała przed
sob artykuł: – Najwa niejsza uroczysto ć w yciu zorgani-
zowana na pla y, przy blasku ksi yca, na łodzi... opis, jak
wi tuj Włosi: Wenecja, Portofino, Rzym. – Usiadła z wes-
tchnieniem: – Zazdroszcz pani!
Skin łam głow i wstałam, by si po egnać.
Podała mi r k .
– Kto wie? Mo e odda pani serce jakiemu gor cokrwi-
stemu Włochowi! Pani to ma dobrze!
Kto chwyta mnie za rami , a gdy unosz głow , steward
podsuwa mi wiklinowy koszyczek. Mrugam, a potem chrz -
kam zakłopotana – sobowtór Luki Toniego oferuje mi owi-
ni te w czerwon foli praliny w kształcie serc. Buon San
Valentino! – widnieje na opakowaniu. Linie lotnicze ycz
mi zatem szcz liwego dnia wi tego Walentego. Steward
niecierpliwie podtyka koszyczek w moj stron . Zaraz b -
dziemy l dować, a on musi obsłu yć jeszcze dwadzie cia
rz dów. Wybieram czekoladk .
9
Strona 11
Na małym wysuwanym ekranie umieszczonym pod sufi-
tem ledz tras lotu. Czerwona linia ci gnie si od północ-
nych Niemiec przez Alpy i wzdłu włoskiego buta prawie
do Afryki. Być mo e u miecham si z rozmarzeniem, bo
gdy unosz wzrok, natrafiam na spojrzenie m czyzny,
który siedzi w tym samym rz dzie po przeciwnej stronie
przej cia.
– La prima volta in Italia? Pierwszy raz we Włoszech? –
pyta i u miecha si .
– Tak – odpowiadam sucho.
– Che bello, to pi knie! Zatem dziewicza podró . Ma pani
szcz cie. Dzi wieje mistral, jest zimno, ale za to pogodnie.
Urlop czy praca?
Ponownie kłami :
– Odwiedzam znajomych.
Nie pytaj c o zgod , m czyzna wstaje i siada na wolnym
miejscu obok mnie.
– Jest pani nauczycielk ? Czy mo e studentk ?
Uff. W my lach przewracam oczami. Pierwszy włoski Don
Juan podczas mojej wyprawy. Jeszcze dla mnie za wcze nie
na m skie znajomo ci, wi c odpowiadam monosillabi: „Tak,
nie, nie wiem”.
Czaru ignoruje moje pełne rezerwy zachowanie i zaczy-
na opowiadać o swoim pobycie w Hamburgu. Mówi tak e
o pracy i nie miało wypytuje o mnie i moj rodzin . Gdy sa-
molot dotyka ziemi, wyjmuje z kieszeni marynarki srebrne
etui i podaje mi wizytówk . „Gaetano Letizia, Capri”, czy-
tam. Z tyłu Bł kitna Grota, stary obrazek z czasów Goethe-
go. Podziwiam wypiel gnowane paznokcie i wyprostowan
sylwetk m czyzny. Nie wygl da jak typowy południowo-
włoski macho – przyjemna postać, ciemne włosy poprzety-
kane cienkimi srebrnymi nitkami. Na pi knym nosie okula-
ry w metalowych oprawkach. Gdy podaj mu swoj
wizytówk , u miecha si w nieco zmanierowany sposób
i wyci ga wyprostowan r k . Jego dło porusza si przy
tym tam i z powrotem niczym delikatny kwiat.
Mo e jest gejem?, przemyka mi przez głow .
10
Strona 12
– Giornalista! – wyja nia Gaetano. – Najlepiej podam
pani mój numer komórkowy. Gdyby miała pani pytania albo
potrzebowała informacji, mo e pani dzwonić do mnie o ka -
dej porze. – Jego głos brzmi jak łagodny, monotonny piew.
Nie ma w tpliwo ci, jest gejem, stwierdzam. W ko cu Ca-
pri od stuleci stanowi mekk homoseksualistów. Oskar Wil-
de i spółka!
Z jednej strony odczuwam ulg , a z drugiej jestem rozcza-
rowana. Jego pogodny sposób bycia zaczyna mi si podobać.
Przyci gam beznadziejne przypadki jak magnes, my l so-
bie. Czy nie zakochałam si w Christianie, chocia katastro-
fa była z góry zaprogramowana? Od pocz tku wiedziałam,
e jest nieuleczalnym kobieciarzem. Mimo to nasz zwi zek,
pełen wzlotów i upadków, przetrwał sze ć lat. A pierwszy
m czyzna, którego teraz spotykam, oczywi cie jest gejem.
Znowu bello e impossibile!
Pi kny i niemo liwy wyci ga z kieszeni marynarki pióro
i zapisuje na bł kitnej wizytówce swój numer komórkowy,
po czym oddaje mi kartonik.
– Grazie – mówi i wsuwam go do kieszeni.
Strona 13
DUE
Gdy wysiadam z samolotu, czuj powiew mro nego wia-
tru. Niebo wci jest co prawda lazurowe, ale na horyzoncie
zaczynaj gromadzić si pot ne burzowe chmury.
– Czy to nasze Włochy? – j czy siwa dama, która podró-
uje z elektrycznym kocem w walizce.
W busie włoscy pasa erowie rozmawiaj przez komórki.
„Mamma!” albo „Pasquale! Antonio! Maria!” i „Adesso
adesso, wła nie przyleciałem, czekam na baga . Tak, tak, la
valigia, potem zaraz do ciebie przyjad ! Tak, lot min ł do-
brze. Do zobaczenia! Ciao, ciao”.
Rozgl dam si na wszystkie strony. Gaetano jakby si
zapadł pod ziemi , pewnie wsiadł do drugiego busa. Aby
si czym zaj ć, równie wł czam telefon. „Wind vi augura
Buon San Valentino!”. Najwyra niej walentynki musz być
dla Włochów wi tem narodowym, prawie jak Bo e Naro-
dzenie i Wielkanoc, skoro nawet operator telefonii komór-
kowej yczy klientom przez esemes szcz liwego wi ta
miło ci. Dostaj elektroniczne serce z porad : „Wybierz
numer 4545 i sprawd ofert abonamentow z premi dla
zakochanych”.
To ci dopiero – przylecieć do Włoch w wi to zakocha-
nych, gdy jest si wie o po rozstaniu, my l . Czy naprawd
dobrze zrobiłam? Komórka raz jeszcze odwraca moj uwa-
g . Drugi esemes: „Cara V., sono in straritardo, jestem me-
12
Strona 14
gaspó niona, sorry! Spotkajmy si od razu w restauracji Anti-
ca Trattoria, Via Caracciolo 4. Do zobaczenia. Baci. Twoja C.
PS Bardzo si ciesz na spotkanie!”.
Chiara, moja nieodpowiedzialna przyjaciółka, znowu wy-
stawiła mnie do wiatru. Jeszcze wczoraj wieczorem rozma-
wiały my przez telefon i upierała si , e odbierze mnie z lot-
niska, a teraz nagle to odwołuje.
Czy b d niesprawiedliwa, je li powiem, e tego si spo-
dziewałam? Umawianie si z Włochami to przedsi wzi cie,
które wymaga przebiegło ci Odyseusza, czaru syreny, a prze-
de wszystkim spokoju Buddy. Przed wylotem zadzwoniłam
do kilku znajomych z moich letnich wakacji z czasów dzie-
ci stwa. „Sentiamoci, zdzwonimy si , gdy przylecisz”,
brzmiały niekonkretne odpowiedzi, albo: „Vediamo, zoba-
czymy”.
– Łatwiej umówić si na spotkanie z rze nikiem ni
z Włochem – brzmiał komentarz wuja, gdy opowiedziałam
mu przez telefon o swoich odczuciach. – Włochy to paese
del pressappoco, kraj w przybli eniu – próbował mnie po-
cieszyć. – Je li, na przykład, spytasz konduktora na Sycylii,
o której odje d a poci g, odpowie più o meno, mniej wi cej
o pi tej. Wszystkie plany s lu ne. W poniedziałek co naj-
wy ej bardzo ogólnie wiadomo, jak b dzie wygl dał ty-
dzie , pewne s jedynie imieniny matki. No, mo e jeszcze
ustala si termin wizyty u dentysty, kiedy boli z b. Wszyst-
ko inne jest jak rozpływaj cy si we mgle krajobraz doliny
pada kiej – twierdzi wuj Gianni. – Przekaz brzmi: bardzo
ch tnie si z tob zobacz , ale je li co mi wypadnie, wtedy
b d zmuszony odmówić. Albo: spotkamy si , je eli nie
b d mieć innych planów.
– Ale to oportunizm! – prawie krzykn łam do słuchawki. –
Jestem dla nich kołem zapasowym czy co?
– Calma, spokojnie, moja kochana, tak nie jest. Neapol to
nie miasto, do którego przyjedziesz, walniesz pi ci w stół
i powiesz: „Nie chc !”. Znasz sytuacj – korki na ulicach,
strajki i zwolnienia. Dzwoni do ciebie kole anka w potrze-
bie albo spotykasz na ulicy przyjaciela i idziesz z nim wypić
13
Strona 15
aperitif. Nagle nast puje imprezisto, nieprzewidziana oko-
liczno ć, która miesza ci plany. Dlatego lepiej niczego nie
obiecywać i mieć otwarte ró ne mo liwo ci. Pami tasz jesz-
cze powiedzenie twojej babki?
– Tak – odparłam. – A santi e criature non promettere. –
Znaczy to mniej wi cej: nie obiecuj nic wi tym i dzie-
ciom.
– Brava! – pochwalił mnie wuj Gianni. – Zdradz ci moj
wersj : nie obiecuj nic kobietom i dzieciom – dodał artob-
liwym tonem. Wuj cieszy si opini niepoprawnego casano-
vy, w dodatku nielubi cego dzieci.
– No dobrze. Ale odbierzesz mnie pó niej, tak? – spyta-
łam zatroskana.
– Sì, sì, jak ustalili my, w dniu przylotu zostaniesz u przy-
jaciółki w Neapolu, a nast pnego dnia przypłyniesz do nas
na wysp promem. B d czekał na ciebie w porcie. D’accordo,
zgoda?
– Tak, ciao.
– Ciao, buon viaggio, ciao, ciao.
Czy Chiara nie stawiła si z powodu innych planów?,
zastanawiam si , maszeruj c z tłumem rozgadanych wło-
skich pasa erów w kierunku punktu wydawania baga u.
Jak dobrze! Moja walizka ju czeka na ta mie. Włoski
cud! Niestety rado ć trwa krótko, poniewa chwytam wa-
lizk tak niezr cznie, e wypada mi z r ki i uchwyt cał-
kiem si odrywa. Mannaggia, co za pech, powiedziałby te-
raz neapolita czyk. Czy to zły znak? Na szcz cie nie
jestem przes dna jak moja matka, która w najdrobniej-
szych niepowodzeniach widzi zapowied tragicznych wy-
darze . Gdy odwiedziłam j wczoraj wieczorem, by po-
egnać si z ni i z papa, podarowała mi z tej okazji mały
róg z koralu.
Południowi Włosi wierz , e taki róg strze e człowieka
przed złymi mocami i zazdro ci . Dla mnie to ludowy prze-
s d, si gaj cy pocz tków staro ytno ci. Ju Wergiliusz mó-
14
Strona 16
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Złote Ebooki.