Agnieszka Jeż - Wiera Jezierska 3 - Kto jest bez grzechu (skan)

Szczegóły
Tytuł Agnieszka Jeż - Wiera Jezierska 3 - Kto jest bez grzechu (skan)
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Agnieszka Jeż - Wiera Jezierska 3 - Kto jest bez grzechu (skan) PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Agnieszka Jeż - Wiera Jezierska 3 - Kto jest bez grzechu (skan) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Agnieszka Jeż - Wiera Jezierska 3 - Kto jest bez grzechu (skan) - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 ROZDZIAt 1 - Zagin�la. Sierzant Wiera Jezierska nie mogla tego zobaczyc, bo krzeslo bylo dostawione zbyt blisko biurka, a kobieta przycupn�la na brzegu siedziska, ale uslyszala odglos zaplatanych i rozplatanych palc6w. ,,Denerwuje sif', pomyslala. ,,W sumie nic dziwnego, skoro przychodzi z takq sprawc1:". Nie tylko niekontrolowany ruch dloni zwr6cil jednak uwag� Wiery. W tej kobiecie byla jakas gl�biej zakorzeniona niepewnosc. Szczupla, na oko czterdziestokilkuletnia. Nieumalowana, z ladnq cerq, zapewne b�dqcq genetycznym darem, a nie efektem drogich zabieg6w czy kosmetyk6w. Pod brc1:zowym materialem sukienki, zlewajqcym si� kolorystycznie z p6ldlugimi wlosami, mozna bylo dostrzec zarys wystajqcych obojczyk6w; jej ramiona lekko drzaly, pewnie od tego sciskania palc6w. Usiadla w taki spos6b, ze byla nachylona w stron� biurka; w tej postawie nie bylo jednak nic z ch�ci spoufalenia si�. ,,Zachowuje si� tak, jakby chciala mi t� spraw� wyszeptac do ucha. A potem zerwac si� i zwiac. Alba zemdlec". - Zagin�la - powt6rzyla po niej. - Wlasnie. Ja juz m6wilam temu panu na dole ... - Dyzurnemu. - Dyzurnemu. Ze jej nie ma. Mojej c6rki, Eweliny, nie ma. - Kobieta zacisn�la wargi i przeniosla spojrzenie z Wiery na podlog�. ,,Nawet to robi w dziwny spos6b", pomyslala Jezierska. ,,Grymas, jakby pr6bowala si� nie rozplakac alba czegos nie powiedziec". Strona 4 -No dobrze, to po kolei. Imi� i nazwisko? -C6rki? -Nie, pani. -Joanna Krzysztofik. -A c6rki? -Ewelina Krzysztofik. -Jest pelnoletnia? -To Wiera juz wiedziala od dyzurnego. Niby wcictz dziecko, bo nastolatka mieszkajctca z matkct, ale osiemnascie lat skoiiczyla. Powodu do alarmu wlasciwie nie bylo. Teraz nie tylko palce kobiety nerwowo si� poruszyly. Zadrzala, jakby przeszyl jq nagly dreszcz. - Jest. W grudniu zeszlego roku skoiiczyla osiemnascie lat. Ja od razu sobie pomyslalam, ze to moze byc przeszkoda, bo wedle prawa ana jest samodzielna, niezalezna. No ale to jednak dziecko. To wcictz dziecko ... - Palce znowu poszly w ruch. Ze zdj�cia polozonego na biurku patrzyla na Wier� naturalna blondynka o lagodnym spojrzeniu niezafalszowanym makijazem. Z wyglctdu mala podobna do matki, ale z charakteru -zapewne tak. Zresztct, kto to wie? -A kiedy sobie to pani pomyslala? To znaczy od kiedy c6rki nie ma? - Dzisiaj jest czwartek, a ostatni raz widzialam Ewelink� wczoraj, znaczy we srod�. Dokladniej wczoraj rano, bo potem wyszlam do pracy, a ana jeszcze spala. - Na pewno byla w domu? - Na pewno, zajrzalam do jej pokoju. Lezala w l6zku. Nie chcialam jej budzic, bo dzieii wczesniej bolala jet glowa, zresztct tak bylo od jakiegos czasu. Wie pani, matury, wi�c najpierw duzo nauki, potem stres, a teraz odchorowywanie tego stresu. Ewelinka byla porzctdnct uczennicct, obowictzkowq. ,,Niedobrze", pomyslala Wiera. ,,Kiedy ginie porzctdna, obowictzkowa uczennica, final moze byc niefajny. To zwykle nie set buntownicze ucieczki, Strona 5 a wzorowe uczennice mala wiedzct o prawdziwym zyciu. Rzeczywistosc ta nie ballady i romanse". - Zatem rano byla, a kiedy znikn�la? - Jak wr6cilam z pracy, ta jej juz nie bylo. Ta znaczy po prostu nie bylo. Pomyslalam, ze poszla na spacer, do sklepu, do kolezanki, moze do biblioteki. Czas mijal, a ana nie wracala. Zadzwonilam do niej, ale miala wylqczony telefon. Wyszlam z domu, tak, zeby pochodzic ... Nie wiem sama, chyba mialam nadziej�, ze jq spotkam, bo moze b�dzie skctds wracala ... Nie moglam siedziec i nic nie robic. Bezczynnosc bylaby okropna, no bo jak ta - nie dzialac, kiedy dziecka nie ma? ... - Spojrzenie smutnych niebieskich oczu spocz�lo na Wierze. - I ca w koncu pani zrobila? - Wczoraj? No zadzwonilam do mamy jej kolezanki z klasy. Numer mialam, bo razem bylysmy w tr6jce klasowej. Ona zapytala c6rk�, 01�, czy wie, gdzie Ewelina moze byc. Nie wiedziala, nie widzialy si� ad matur. Powiedziala, ze moze si� wywiedziec ad dw6ch innych kolezanek, z kt6rymi Ewelinka byla blisko. Marta i Ewa, ja je znam, i z opowiadan, i byly u nas kilka razy, ale nie mam do nich numer6w telefon6w. Do nikogo nie mam. - Joanna Krzysztofik znowu zacz�la si� wpatrywac w podlog�. - I one tez nic nie wiedzialy. Brctzowe wlosy lekko zafalowaly - kobieta przeczqco pokr�cila glowq. - A do kogo jeszcze nie ma pani numeru telefonu? - Slucham? - Spojrzala na Wier� sploszonym wzrokiem. - Powiedziala pani, ze nie ma do nich numeru telefonu. I do nikogo tez pani nie .t o kim J. est ten n1"k? ma. 'T' t. ... Teraz sploszenie ustqpilo zdumieniu. ,,Bingo". Sierzant Jezierska byla dzis w dobrej formie. Wyspala si�, bo zasn�la przed jedenastq. Nie oglqdala zadnego durnego programu w telewizji, tylko wybrala ksictzk�. Zapunktowala tym u siebie, bez wzgl�du na fakt, ze ta wlasnie czytanie dosc szybko pozbawilo jq przytomnosci. ,,Przynajmniej pr6bowalam", Strona 6 pomyslala rano, wyciqgajctc spad stopy oprawiony w foli� egzemplarz komedii kryminalnej. Bibliotekarka jej polecila. ,,Rozerwie si� pani, taka odskocznia od pracy". Byla sceptyczna, i slusznie, jak si� okazalo. Intuicja rzadko jet zawodzila. Teraz tez dziala sprawnie. - Pomyslalam sobie jeszcze, ze moze poszla do Tomka. - Chlopaka? - Tak. Nie. To znaczy bylego chlopaka, bo oni si� niedawno rozstali. No ale mlodzi set, cos si� moglo zmienic ... -I co, zmienilo si�? -Nie. Do niego r6wniez nie mialam numeru, ale on mieszka niedaleko nas, tez na Kazimierza Wielkiego. Wieczorem bylo juz p6zno, nie chcialam ... Zresztct mialam nadziej�, ze Ewelinka wr6ci, ze moze oni jednak set razem i po prostu ... - Ucielda wzrokiem. - Mlodzi set, mlodosc ma swoje prawa, krew nie woda, jak to si� m6wi, przeciez to w sumie nic zlego, to nie te czasy, zeby ... Znowu spojrzala na Wier�. Wyglctdala, jakby czekala na poparc1e tej tezy. Jezierska milczala, wi�c kobieta wr6cila do przerwanego Wcttku: - Nie wr6cila, wi�c rano, przed pracct, zaszlam tam, zadzwonilam domofonem, Tomek odebral i powiedzial, ze tez jej nie widzial od matur. Potem jeszcze zadzwonilam do swoich rodzic6w i do siostry, ale r6wniez nic. Siostra mnie uspokajala, ze moze Ewelinka gdzies zabalowala, moze oblewali, ze juz po egzaminach ... Ale to niemozliwe, na pewno nie, bo jesli nie z tymi, kt6rych znala najlepiej, to z kim? No i wynik6w przeciez nie ma, jeszcze duzo czasu do ich podania. Wi�c nie wytrzymalam w pracy, zwolnilam si� po trzech godzinach i przyszlam tutaj. -A gdzie pani pracuje? -W Urz�dzie Miasta, w Referacie Komunikacji. -Cos znikn�lo z domu? Pienictdze, bizuteria, torba, ubrania c6rki -cokolwiek, co by moglo swiadczyc o tym, ze nie zagin�la, a po prostu wyjechala, nie informujctc pani o tym? Strona 7 - Nie, nic. Zupelnie nic. Nie ma tylko jej torebki, takiej malej, co zawsze jq nosila, a w niej portfel i chusteczki. - R�ce kobiety nagle wychyn�ly spad biurka. Zamachala nimi gwaltownie w gescie zaprzeczenia. - Ona by nie mogla, tak po prostu ... - Znowu oklapla. - Nie bylo ostatnio zadnych klotni, sporow, ostrej wymiany zdan mi�dzy wami? - Nie, n1c. To naprawd� dobre dziecko ... - Broda kobiety zacz�la s1� niebezpiecznie trzctsc. Jezierska si� spi�la. Sama plakala bardzo rzadko i nie potrafila obrac zadnej strategii wobec osob placzqcych w jej obecnosci -pocieszyc, udac, ze si� tego nie dostrzega, poklepac wspierajqco po ramieniu - nic jej nie podchodzilo, tylko si� usztywniala. Nie brakowalo jej empatii, ale uzewn�trzniac jej nie potrafila. -A inni czlonkowie rodziny? Rodzenstwo, ojciec? -zapytala wi�c szybko. Podzialalo. Kobieta si� otrzqsn�la. -Ewelinka jest jedynaczkq. Ojciec, znaczy moj mctz, zmarl osiem lat temu. -Mieszka pani tylko z corkct? - Nie, jest ktos. Robert. Moj partner ... - W jej tonie znowu pojawily si� te same nuty, co na poczcttku. - Partner. - Zapisala Wiera. - W sensie, ze nie mctz, tylko ... no wlasnie partner. ,,Zaluje, ze nie mctz", przelecialo Wierze przez glow�. ,,Partner" brzmialo w jej ustach jak jakis wyraz ze slownika nazw technicznych. -On tez nie wie nic o losach pani corki? Szybkie, kilkukrotne pokr�cenie glowq. - Jego nie ma. Wyjechal dzien wczesniej, znaczy we wtorek. Jest kierowcq TIR-a, pracuje w firmie spedycyjnej. -Dlugo jestescie panstwo razem? -Cztery lata. A to wazne? Strona 8 Szybkie zaprzeczenie, a teraz to pytanie. Wiera zapisala w notesie: ,,Partner Robert? Nerwowo". - Dobrze - zignorowala ostatnie pytanie. - Podstawowe informacje mam. Zaczniemy dzialac. Jesli c6rka do jutra rana nie wr6ci do domu lub si� nie znajdzie ... gdzies indziej ... - Szpital sprawdzilam, na izbie pracuje moja kolezanka z podstaw6wki. - Chyba po raz pierwszy od wejscia kobieta pozwolila sobie na chwil� ulgi. -Gdyby jednak nie ... - znowu si� spi�la - ...to do kogo mam zadzwonic? Poniewaz Wiera juz wstala, kobieta tez si� podniosla z krzesla. Wlozyla kremowy sweter, kt6ry wczesniej zawiesila na oparciu. Spad dlugiej sukienki wystawaly espadryle na koturnie. ,,Ladna jest", Wiera patrzyla na jej szczupht sylwetk� - delikatne przeguby rqk, smukle kostki. ,,Delikatna i krucha. I chyba troch� nieszczera". - Do dyzurnego, przekaze mi. Kiedy za Joannq Krzysztofik zamykaly si� drzwi, Jezierska uslyszala na korytarzu znajomy glos. Wyjrzala i prawie wpadla na Mari� Przyzwan. -Czesc. Co slychac? -zapytala prokuratorka. -Cisz� slychac. -Wiera odwr6cila si�, wskazujqc brodq oddalajqcq si� Joann� Krzysztofik. - Zagini�cie mamy. Chyba. - Chyba? - Przyzwan spojrzala na niq z zainteresowaniem. - Chodz, pogadamy. - Wymin�la jq i weszla do pokoju. Na biurku komisarza Janusza Kosonia polozyla torb� i zamszowq kurtk�. - Czyste. Juz si� spakowal? - Prawie. Jakies resztki w szufladach jeszcze ma. Pewnie gl6wnie zapalki. - Jezierska si� usmiechn�la, ale cos jq zaklulo w srodku. W tym pokoju tez bylo slychac cisz�. - Smutno ci? - Przyzwan nachylila si� i otworzyla jednq z szuflad. - Rzeczywiscie. - Wyciqgn�la papierowe pudelko z draskami po bokach. - Chcesz jedno? Wiera kiwn�la glowq. Strona 9 Przyzwan wykonala lekki ruch dlonict i zapalki lagodnym lukiem przelecialy nad biurkiem. - Dzi�ki. - Wiera zlapala je i wsun�la do kieszeni dzins6w. - Smutno - przyznala po chwili. - Szcz�scie robi dobrze cialu - Przyzwan wyj�la z szuflady kolejnct paczk� i wrzucila jet do swojej torby - a smutek robi dobrze mysleniu. Zresztct Janusz nie umarl, przenosi si� na emerytur�, nie w zaswiaty czy w co tam wierzy. Pamictteczki po nim mamy, a zadzwonic zawsze mozna. No i nie mieszkamy w metropolii, tylko w Gizycku, b�dziemy si� widywac. A co z tym zagini�ciem? -Ta kobieta, kt6ra wyszla z pokoju ... -Ta ladna, ale w stylu raczej defensywnym, w najsmutniejszym odcieniu brctzu i kiecce do kostek? - Przyzwan usiadla na biurku Kosonia i zalozyla nog� na nog�. Prokuratorka miala na sobie swojct ulubionct czarnct lnianct sukienk� i nowe zamszowe szpilki w kolorze intensywnej fuksji. - Ta. Wi�c ana ... Rozleglo si� pukanie i do pokoju wszedl posterunkowy Remigiusz Staroii. - Wiera, ja chcialem w sprawie tych mandat6w... 0, dzieii dobry, pan1 prokurator! -Czesc, Remek. Co slychac? Staroii lekko wzruszyl ramionami. - Zwyczajna codziennosc funkcjonariusza policji. Nizszego szczebla. Najnizszego. -No, mandaty to slabo czlowieka rozwijajct, fakt. Zagini�cie lepsze. -A kto zaginctl? -Posterunkowy spojrzal z zainteresowaniem na prokuratork�. -Kto zaginctl, pani sierzant? -Maria Przyzwan odbila pileczk� do Wiery. -Ewelina Krzysztofik. -Wiera podniosla z biurka zdj�cie dziewczyny i podala je prokuratorce. - Ma skoiiczone osiemnascie lat, czyli wpada do kategorii doroslych. Tegoroczna maturzystka, niedlugo po egzaminach rozplyn�la si� w powietrzu. Matka wr6cila wczoraj z pracy chwil� po szesnastej, c6rki nie bylo, Strona 10 a rano jeszcze spala spokojnie w swoim l6zku. Telefon nie odpowiada, zadnej wiadomosci nie zostawila. Niczego ze sobq_ nie zabrala, szczoteczki, torby, chocby nieduzej, tylko malq_ torebk� z portfelem. Obdzwonione kolezanki, byly chlopak, najblizsza rodzina. W szpitalu nie lezy. - I co o tym myslisz? - Przyzwan podala zdj�cie Staroniowi, ale wciq_z patrzyla na Wier�. - Nie wiem. - Jezierska westchn�la. - Jest w tym cos dziwnego. Kobieta wydaje si� mila i uczciwa, typ czlowieka, co nawet papierka na ulic� nie rzuci i zawsze placi rachunki w terminie, dokarmia piwniczne koty i tak dalej, ale ... C6rka znikn�la wczoraj, a ana przychodzi dzis. - Dorosla c6rka - przypomniala Przyzwan. - No wiem. Ale dorosla dopiero od kilku miesi�cy, poza tym to c6rka, a matka 1 c6rka ... - zawahala si�. Jesli o to chodzi, dysponowala wylq_cznie wiedzq_ teoretycznq_. I zlymi doswiadczeniami osobistymi. - To najsilniejsze polq_czenie w naturze - dokoiiczyla za niq_ Przyzwan. - Wlasnie. Ta kobieta boi si� o c6rk�, to widac, kocha jq_, to czuc, ale jednoczesnie nie szuka jej, jak by to powiedziec ... -Wiera si� zawahala. -Z panicznq_ determinacjq_? -podsun�la Przyzwan. - Z panicznq_ determinacjq_ - powt6rzyl po prokuratorce Staroii. - Swietne okreslenie. ,,Swietne", pomyslala Wiera z zazdrosciq_. Tez by chciala umiec rzucac takie swietne okreslenia. - A moze dziewczyna po prostu poszla w dlugq_? Dala nog�? - zapytal, a wlasciwie zaproponowal posterunkowy. -Po minie sierzant Jezierskiej widz�, ze obstawia wi�kszq_ zlozonosc swiata. - Przyzwan znowu spojrzala na Wier�. -Obstawiam. Pasuje ci ,,p6jscie w dlugq_'' do takiej dziewczyny? -Podeszla do Remka i pukn�la palcem w zdj�cie. - Spokojna myszka, zapewne klon cichej i niesmialej matki. Strona 11 - No moze nie do takiej, ale to mloda dziewczyna, w tym wieku to faceci i milosc na pierwszym planie, a z tego mogq si� urodzic jakies glupie pomysly. - Posterunkowy spojrzal na niq znaczqco. - Faceta, znaczy chlopaka, ostatnio rzucila, tak powiedziala matka - przypomniala Wiera. - No to inny facet. Moze dlatego rzucila tamtego, ze pojawil si� nowy? - Staron nie odpuszczal. - A moze egzaminy zawalila? - zapytala Przyzwan - Skoro znikn�la tuz po maturach... - Nie, to by bylo za szybko, wyniki Sq po kilku tygodniach. Zresztc1:, przypomn�, dobrze si� uczyla. Uczy znaczy. -A rodzice? Moze jednak toksyczni. Czasem pozory mylq. ,,To taka spokojna rodzina", a potem w salonie lezy ojciec z siekierq wbitq w glow� - powiedziala Przyzwan. - Tylko matka, bo ojciec nie zyje. A ana nie wyglqda na toksycznq, raczej na ... - Wiera znowu si� zawahala. Teraz przyszlo jej do glowy, ze matka sama sprawiala wrazenie, jakby chciala dac nog� - z tego zycia. ,,Jest w niej jakis przegryw", pomyslala. - Na zagubionq. - Co roku kilka tysi�cy dzieciak6w lqduje na gigancie, bo nie mogq si� dogadac z rodzicami. To najcz�stsza przyczyna zagini�c -ciqgn�la prokuratorka. - Fakt - przytakn�la Wiera. T� motywacj� znala nie tylko ze statystyk, lecz takze z wlasnego zycia. -No tak. -Staron tez przyjql jq do wiadomosci, widac jednak, ze trudno mu si� bylo w niq wczuc. - Nie ma jej od doby. Jesli dziewczyna jest taka, jak to op1su1esz, to rzeczywiscie, matka troch� zwlekala. -Przyzwan zeszla z biurka i zacz�la chodzic po pokoju. -Czasem dzieciak wraca po dniu, maks dw6ch, rodzice nie chcq robic rabanu - odezwal si� Staron. Strona 12 - Bo si� Sqsiedzi dowiedzq i b�dzie glupio - dokoiiczyla za niego Wiera. Przypomniala sobie swojq ucieczk� z domu - durnq, bez szans. W sumie to chciala nie tyle zwiac - bo dokqd? za co? - ile zeby matka si� przej�la. Przej�la si� - gdy Wiera przed p6lnocq wr6cila do domu, matki nie bylo. Szukala jej z latarkq po okolicy. Sprawy jednak nigdzie nie zglosila. ,,A po co to obcych mieszac?" Tak, nigdy nie chciala mieszac obcych. Wiera poczula skurcz zlosci i zalu. Dawno juz ich nie dopuszczala do siebie, a teraz ta sprawa. Do tego w najblizszq niedziel� przypadal termin odwiedzin u matki w hospicjum. Zielona Dolina... Wier� przeszyl dreszcz - pod tq pogodnq z zalozenia nazwq kryl si� koszmar powolnego i nieuchronnego umierania. R6wnia pochyla - to bylaby bardziej adekwatna nazwa. Dia matki dobrze, ze juz niespecjalnie zdawala sobie spraw� z tego, co si� wok6l niej dzieje. Zresztq wczesniej tez sprawiala wrazenie, jakby mocno filtrowala rzeczywistosc, przyjmujqc do wiadomosci tylko jej wybrane fragmenty. Krzysztofik mima wszystko wyglqdala na bardziej swiadomq matk� i na pewno bardziej troszczyla si� o c6rk� - co zatem mogloby jq powstrzymywac przed wizytq na komendzie? - Z tej rozmowy nic innego nie wynikn�lo. Oczywiscie, zaczniemy dzialac intensywniej od jutra, na razie puscimy komunikat, zaraz przygotuj� - powiedziala. Przyzwan pokiwala glowq. ,,Nie mam dzieci, ale obstawiam, ze to nie wakacyjna ucieczka", pomyslala Wiera. Prokuratorka chyba czytala w jej myslach. - Nie mam dzieci i dlatego obstawiam, ze to jednak moze byc cos powazniejszego. Staroii si� nie odezwal. - Dobra, to niech si� toczy, a teraz - Przyzwan spojrzala na zegarek - czas na 1mprez�. - Nigdy nie jest si� za mlodym na emerytur�, jak m6wi mqdrosc ludowa. - Komendant Zbigniew Kr61 potoczyl wzrokiem po zebranych w jego gabinecie. Strona 13 Usmiechy na kilku twarzach wprawily go w jeszcze lepszy humor. - Janusz jest w wieku akuratnym. Dobrze wykorzystal czas na sluzb� sprawiedliwosci, a teraz para, zeby dobrze wykorzystal czas dla siebie. I wlasnie st&,d pomysl na pozegnalny prezent. - Odwr6cil si�, zrobil kilka krok6w i stamtl przy szafie. Wyci&,gmil zza niej dlugi pakunek zawini�ty w kolorowy papier i obwi&,zany czerwon&, wst&,zk&,. - Dla ciebie, Janusz. - Podszedl do komisarza. - To kule? - Kosan si� usmiechn&,l. - Zawsze byles zartowny. To kije. Do spacer6w. Do tego, jak to, o, nordic walkingu. Zebys dbal o form�. - Dzi�kuj�. Spodziewalem si� dyplomu czy albumu Przyroda Polski, a tu cos oryginalnego. - Dyplom tez b�dzie. I ksi&,zka - przyznal komendant - ale to na koniec, w wersji oficjalnej, a na razie swi�tujemy p6loficjalnie. No, to cz�stujcie si�. - Kr61 podszedl do stolu, na kt6rym ustawiono ciastka, col� i butelk� koniaku. - Symbolicznie. - Komendant nalal pierwszy kieliszek i jednym haustem wypil jego zawartosc. Wiera spojrzala na stoj&,cego obok Kr6la Kosonia. Z jednej strony bylo jej smutno, ze odchodzi, bo lubila go jaka czlowieka i cenila - jaka policjanta. Z drugiej jednak wiedziala przeciez dobrze, ze to juz ten czas - Kosan byl coraz mniej zainteresowany robot&,, a ona chcialaby pracowac z kims, kto bylby r6wnie zaangazowany. Z kims bardziej doswiadczonym od niej, ale pasuj&,cym do niej charakterologicznie. Po komendzie kr&,zyla plotka o podkomisarzu z Olsztyna, kt6ry mial si� do nich przeniesc. Podobno oschly, ale fachowiec. Ucieszyloby j&, to. Podeszla do stolu. Byla glodna, wi�c si�gn�la po p&,czka. ,,Z supermarketu", pomyslala po pierwszym k�sie i wzi�la nast�pny. Kalorie to kalorie, wszystko jedno, sk&,d pochodz&,, byle brzuch si� zapelnil. - Chcesz? - Przyzwan wyci&,gn�la w jej kierunku r�k� z napelnionym kieliszkiem. Kiwn�la glow&,. Upila troch�. Strona 14 - Uuuu, nie podeszlo? - zapytala Przyzwan, patrzqc, jak Wiera si� krzywi. - To nie jest moj ulubiony gatunek. Szczerze m6wiqc, wolalabym piwo. - To w sobot�, u Ruberta. Dzis bierz, co dajq. Id� po troch� cukru z tluszczem. - Spojrzala znaczqco na niedojedzonq resztk� pqczka, kt6rq Wiera trzymala w dloni. - Dolac? - Zygmunt Kr61 krqzyl po pokoju z butelkq koniaku. - Nie, dzi�kuj�. Jeszcze mam prac�. - No, wszyscy mamy, to jasne. Przeciez powiedzialem, ze symbolicznie. ,,On chyba nie pije symbolicznie", pomyslala, patrzqc na zar6zowione policzki komendanta. - Dobry, swoje odlezal. - Kr61 odstawil butelk� i wziql kieliszek - pelny. - A w og6le, skoro juz tu jestesmy, to chcialem z tobq porozmawiac o przyszlosci. Janusza nie b�dzie, no to potrzeba kogos na zast�pstwo. Ozywila si�. Wreszcie jakis konkret. - Zatem chcialem ci powiedziec, ze b�dziesz pracowac z Remkiem. - Z Remkiem Staroniem? - Miala nadziej�, ze zle uslyszala. - Remigiusz to rzadkie imi�. Zapami�talbym, gdybysmy mieli dw6ch. A Remigiusza Staronia to na pewno mamy tylko jednego - pr6bowal zazartowac. - Ale jak to? Z posterunkowym? - starala si� ukryc rozczarowanie. - No, zaraz to b�dzie starszy posterunkowy, w przyszlym roku sierzant. Wi�cej optymizmu. - Mam optymizm, ale... slyszalam, to znaczy m6wilo si�, ze ma do nas trafic podkomisarz z Olsztyna, wi�c pomyslalam ... - Prawd� si� m6wilo, bo mial. Ale wsz�dzie wakaty i problemy, i jednak nie do nas, a do Bialegostoku, bo u nich jeszcze bardziej licho, wi�c rozumiesz. No. - Poklepal jq po ramieniu. - Wiem, ze oczekiwalas czegos, znaczy kogos innego, ale kto jak nie policjant rozumie, ze zycie to nie bajka? A, i jeszcze - Starofi na razie nie wie, jak dostanie starszego posterunkowego, to mu powiem. W poniedzialek znaczy. Strona 15 Wiera wlozyla do ust reszt� pqczka. Teraz jeszcze wyrazniej poczula jego supermarketowosc. Jaki z Remka b�dzie partner? Lubila go, ale tak, jak si� lubi niepodobnego do siebie mlodszego brata - troch� opiekunczo, troch� z przyzwoitosci. Chemii, jakiegos wyzszego porozumienia, tego mi�dzy nimi brakowalo. Pomyslala o Ance, swojej mlodszej siostrze. Z niq bylo gorzej niz z Remkiem, choc ostatnie miesiqce przyniosly pewnq popraw� ich stosunk6w. Po sprawie z Jeziorowskich cos w Wierze p�klo, doszlo nawet do tego, ze sama by do Anki zadzwonila, bo siostra jakos ostatnio zamilkla. ,,Potem, zajm� si� tym potem", pomyslala i podeszla do stolu. Komendant dostawil kolejnq butelk� koniaku. Juz si�gn�la po col�, zeby rozcienczyc niq alkohol, ale przypomnialy si� jej slowa starego, ze zycie to nie bajka. ,,Trzeba brac si� z nim za bary", nalala sobie do pelna bursztynowego plynu, ,,ale to od jutra". Teraz byl czas na mi�kkq izolacj� od zycia. Nie potrafila zapomniec. Jego bezwzgl�dny wzrok, jego ch�tne r�ce na jej niech�tnym ciele, jego oddech odbierajqcy jej dech. To wciqz w niej tkwilo, wrylo si� w pami�c, bylo fizycznie bolesne i obecne, niczym nieusuwalne. Czy ta ucieczka cos da? Czy b�dzie w ten spos6b uciekala przez cale zycie? Strona 16 ROZDZIAt 2 - Wlasnie tak mieszkamy. - Joanna Krzysztofik stan�la na srodku duzego pokoju i spojrzala na Wier�. Zachowywala si�, jakby si� gubila w konwencji mi�dzy wizytct formalnct a towarzyskct. ,,Jak w mieszkaniu z reklamy margaryny", pomyslala Wiera. Czysto, schludnie, nijako. Pomieszczenie bylo swiezo odmalowane, utrzymane w szarosciach - kolor scian zlewal si� z kolorem tapicerki kanapy. Na szafce stal niezbyt duzy telewizor, pod drugct scianct niski regal z kilkoma ozdobnymi drobiazgami, nad nim polka z wazonikiem. Wszystko z plyty w ciemnobrctzowej okleinie. ,,Ta wn�trze wyglctda jak blok obok", przypomniala sobie mijany budynek. Tam zrobiono juz remont, malujctc elewacj� na szaro. Budynek, w kt6rym mieszkala Krzysztofik, wcictz byl w stylistyce sprzed dekady czy dw6ch - z6kienie i brctzy. Fascynujctce bylo ta, ze po kolorze tynku czy ksztakie mebli mozna poznac, z jakiego okresu pochodzi blok czy sprz�ty w mieszkaniu. Fala mody przychodzila i r6wno zmiatala ta, ca bylo przed chwilct, wprowadzajctc nowy lad, podobnie nietrwaly. - Robert pom6gl. - Kobieta wodzila wzrokiem za rozglctdajctcct si� po pokoju Wierct. - Odmalowal, zrobil nowe kontakty, te wszystkie m�skie sprawy ogarnctl. Wiera pokiwala glowct. Nie zadawala na razie pytafi, pozwalala Krzysztofik m6wic. Kobieta zadzwonila rano na komend� i potwierdzila, ze c6rki wcictz nie ma. Wiera postanowila dzialac dwutorowo i nie tracic czasu. Staronia wyslala do Tomka Czyzyka, bylego chlopaka Eweliny, a sama pojechala do jej matki. Strona 17 - Jak zostalysmy tylko we dwie z Ewelinkq, to bylo naprawd� okropne. - Krzysztofik podeszla do okna i stan�la bokiem do Jezierskiej. - Mqz umarl nagle, t�tniak p�kl i juz, koniec. Nic si� nie dala zrobic. Nikt si� nie spodziewal. Okropne chwile, a potem zrobilo si� jeszcze gorzej. Zostalysmy bez wsparcia, bez pomocy. Krzysztof, znaczy mqz, byl zaradny, pomocny, zresztq znal si� na wszystkim, elektryk, zlota rqczka. Jak go zabraklo, to wszystko si� skoiiczylo. Ewelinka tak bardzo to przezywala. Nie dawalam sobie rady - ani psychicznie, ani fizycznie. Praca, szkola, zakupy, obiady, wiecznie w biegu, wiecznie mala pieni�dzy, ciqgle cos si� psulo. I ta samotnosc ... Samotnej kobiecie jest trudno. Ale mialam zawsze jq, mojq c6reczk�, Ewelink�. - Teraz Krzysztofik odwr6cila si� do Wiery plecami. Prawq r�k� podniosla do twarzy i dloniq przetarla oczy. - Wlasnie, c6rka. - Wiera odczekala taktownie kilka sekund. - Chcialabym zobaczyc jej pok6j. Joanna Krzysztofik powoli si� odwr6cila. Wciqz miala szklisty wzrok. - Tak, oczywiscie, juz pokazuj�. - Wymin�la Wier� i wqskim korytarzem poprowadzila do malego pokoju po lewej stronie. Pomieszczenie bylo w pewien spos6b podobne do salonu - schludne i czyste. Sciany mialy bardzo jasny niebieski kolor, meble byly biale. Panowal idealny porzqdek - zadnego tw6rczego balaganu, porozkladanych przedmiot6w, rozwleczonych ubraii, niewyniesionych kubk6w czy talerzyk6w. Wiera podeszla do biurka. Na blacie lezaly r6wno ulozone podr�czniki i ksiqzki, w trzech, tej samej wysokosci, kupkach. Obok znajdowal si� zamkni�ty laptop. L6zko bylo przykryte niebieskq kapq, na niej dwie symetrycznie ulozone biale puchate poduszki. Na regale Wiera dostrzegla kilka ramek. Spojrzala na Krzysztofik. - To pierwsze to nasze wsp6lne, z Krzysztofem, znaczy tatq Ewelinki. Zrobione w wakacje przed jego smierciq. Pojechalismy nad morze, do Piask6w. C6rka tak si� cieszyla, bo cale dwa tygodnie tam sp�dzilismy i nawet pogoda dopisala, a to nad Baltykiem niecz�ste. Strona 18 Wiera przyglqdala s1� fotografii. Rzeczywiscie, rodzina wyglqdala na zadowolonq, moze nawet szcz�sliwq. 0 drugie zdj�cie nie musiala pytac - byla na nim matka z c6rkq. Zrobione stosunkowo niedawno, w tym wyremontowanym na szaro salonie. Trzecia ramka byla natomiast pusta. - A to? - W skazala na niq palcem. - Tomek tam byl - odparla Krzysztofik. - Zauwazylam, ze Ewelinka usun�la zdj�cie, ale nie pytalam. Ona jest czasem taka skryta ... Nie w sensie, ze ma przede mnq jakies tajemnice, to znaczy, ze jest nieszczera, tylko nie o wszystkich osobistych sprawach chce m6wic. No ale to przeciez normalne, prawda? -Pytajqco spojrzala na Wier�. - To kiedy oni si� rozstali? - Wiera nie odniosla si� do tej kwestii. - Tak jak powiedzialam, niedawno. Z pol miesiqca temu moze ... - C6rka podala jakis pow6d? Powiedziala, kto kogo zostawil? Krzysztofik delikatnie westchn�la. - Nie, naprawd� nie. Tak og6lnie to uj�la, ze si� rozeszlo, czy jakos tak. Nie bylo w tym nic dramatycznego, jak w takiej wielkiej zawiedzionej milosci w ksiqzkach. Wiera nie potrafila sobie przypomniec, zeby w jakiejkolwiek ksiqzce czytala o takiej milosci, chyba ze w kt6rejs z lektur szkolnych, ale je z zalozenia traktowala nierealistycznie. No, moze u tej Ferrante, choc tam to bylo takie popieprzone. ,,Popieprzone", usmiechn�la si� do tej dwuznacznosci. -A kto kogo rzucil? - Wlasciwie to nie wiem. Jakos tak zrozumialam, jakby to byla ich wsp6lna decyzja. Wierze trudno bylo uwierzyc w takq zgodnq oboj�tnosc i jej mina dobitnie to pokazywala. -Ja tez si� zdziwilam -odezwala si� szybko Krzysztofik -bo dobrze im bylo razem, Ewelinka si� na nic nie skarzyla, ale jakos tak si� rozeszlo, mima ze nawet Strona 19 t� samct uczelni� wybrali. Ewelinka planuje socjologi�, a Tomek lesnictwo, w Olsztynie. - Dlugo razem byli? - Z p6l roku, moze troch� wi�cej. - M6wila pani na komendzie, ze c6rka byla ostatnio troch� zdenerwowana. - No tak, denerwowala si� maturami, naukct, punktacjq. Zalezy jej na studiach. Bardzo jq wspieralam, bo ana u nas by byla, ta znaczy b�dzie pierwsza w rodzinie z dyplomem. - W oczach kobiety znowu pojawily si� lzy. - A moze jednak czyms innym si� denerwowala? Kims innym? - Wiera postanowila sprawdzic trop zasugerowany przez Staronia. - Kims innym? - Krzysztofik spojrzala na nict sploszona. - W sensie, ze zostawila tego Tomka dla innego chlopaka. - Nie, naprawd� nie. Ta w og6le niepodobne do c6rki. Ona jest spokojna, opanowana. Ta nie taki typ dziewczyny, kt6ra si� oglctda za chlopcami. Do kosciola chodzi ca tydzien, jakby nie mogla, ta mszy w radiu odslucha. Gdzies tu nawet... - kobieta zacz�la si� rozglctdac po pokoju - o, tu lezct! - Si�gn�la gl�biej na p6lk� regalu i wysun�la kilka kolorowych gazet. ,,Idziemy", Wiera przeczytala tytul. Na okladce byla para z c6rkct, wyrysowani dzieci�cct r�kct. Nizej podpis: ,,Kocham ci�, zycie". Wiera znala ten katolicki tygodnik, Anka go kilka razy przyniosla do domu. - I do biblioteki chodzila, ksictzki czytala. Prawie si� nie malowala, nawet wlos6w nie farbowala. ,,Wypisz, wymaluj Anka", pomyslala Wiera. Gdyby odjctc chlopaka, nawet takiego spokojnego, bo Anka chyba nigdy z zadnym nie byla. - A moze szukala nie chlopaka, tylko jakiejs grupy? Mlodzi majct potrzeb� bycia razem. Moze kogos poznala przez Internet? - Ewelina jest raczej osobna, ta znaczy ma kolezanki, jak ta w tym wieku, ale tak rozsctdnie, bez emocji. Lubi byc ze mnct, naprawd� bylysmy, ta znaczy jestesmy zzyte. Wiera pokiwala glowq. Strona 20 -Wspominala pani o partnerze. Robert ... -Robert N�cki. Ale jego nie ma, bo pojechal w tras�. Cz�sto jezdzi, taka praca. Tydzien, dwa w drodze, wraca, kilka dni odpoczywa i znowu rusza. - Stctd jest? - Robert? Nie, z Elblctga. A firma od nas, Auto-Trans. Poznalismy si� w pracy, to znaczy on przyszedl z szefem, przerejestrowywali auto. Zaiskrzylo mi�dzy nami, zresztct Robert potrafi byc naprawd� czarujqcy ... I tak jakos szybko poszlo, jakby samo si� dzialo ... -Wie, gdzie moze byc c6rka? -Nie, skctd by mial wiedziec? -zaprzeczyla kobieta. -Tak pani powiedzial? - Wlasciwie to nie - przyznala Krzysztofik po chwili zawahania. - Ma wylctczony telefon. Alba bez zasi�gu. Tak si� czasem zdarza w trasie. - Lubict si�? Krzysztofik spojrzala na nict, a potem cicho powiedziala: - Wie pani, jak to jest, kiedy kobieta zostaje sama z dzieckiem? Nie taka juz mloda, w nieduzym miescie? Nie wie pani i zycz�, zeby pani si� nie dowiedziala. Kolezanki si� odsun�ly, przestaly zapraszac, bo samotna kobieta to zagrozenie dla stabilnosci malzenstwa, samotna kobieta jest, jest ... przesuni�ta na margines zycia spolecznego. Wczesniej zapraszaly, nawet ch�tnie, bo mctz byl elektrykiem, zawsze cos poprawil, naprawil. Potem -jak nozem ucictl. Wi�c jak si� pojawia ktos nowy, to trzeba zaakceptowac pewne ... pewne niedogodnosci. Nie b�d� ukrywala, ze na poczcttku Ewelinka byla przeszkodct w naszym zwictzku, ale to juz min�lo, teraz te relacje set poprawne, wszystko si� jakos ulozylo. Bez milosci, ale i bez nienawisci. - Nie przeszkadza to pani? - W pewnym wieku nie oczekuje si� cud6w. To nie rezygnacja, wr�cz przeciwnie, bo my mamy plany, ze jak Robert przejdzie na emerytur�, to b�dziemy razem jezdzic po Europie. Ewelinka juz po studiach, a my ... -Splotla palce. -W spominala pani o rodzinie ...