Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty |
Rozszerzenie: |
Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Adeyemi Tomi - Dziedzictwo Oriszy (2) - Dzieci prawdy i zemsty Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Zapraszamy na www.publicat.pl
Tytuł oryginału
Children of Virtue and Vengeance
Projekt okładki i typografii
RICH DEAS, MALLORY GRIGG, KATHLEEN BREITENFELD
Ilustracja na okładce
SARAH JONES
Projekt mapy
KEITH THOMPSON
Koordynacja projektu
SYLWIA MAZURKIEWICZ-PETEK
Redakcja
ANNA JACKOWSKA
Korekta
IWONA HUCHLA
Redakcja techniczna
KRZYSZTOF CHODOROWSKI
Copyright © 2019 by Tomi Adeyemi Books Inc.
All rights reserved.
Polish translation © Łukasz Witczak MMXX
Polish edition © Publicat S.A. MMXX (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved.
ISBN 978-83-271-6028-7
Konwersja: eLitera s.c.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Strona 6
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: [email protected]
Strona 7
Spis treści
Strona redakcyjna
Dedykacja
Klany magów
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Strona 8
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Strona 9
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Strona 10
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Strona 11
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Epilog
Strona 12
Tobiemu i Toniemu.
Kocham Was bardziej, niż potrafią wyrazić słowa
Strona 13
IKÚ
MAGOWIE ŻYCIA I ŚMIERCI
TYTUŁ: ŻNIWIARZ, ŻNIWIARKA
BÓSTWO: OJA
ÈMÍ
MAGOWIE UMYSŁU, DUCHA I SNÓW
TYTUŁ: KONEKTOR, KONEKTORKA
BÓSTWO: ORÍ
OMI
MAGOWIE WODY
TYTUŁ: FALUN, FALUNKA
BÓSTWO: JEMO.DŻA
INÁ
MAGOWIE OGNIA
TYTUŁ: OGNIARZ, OGNIARKA
BÓSTWO: SÀNGÓ
AFÉFÉ
MAGOWIE POWIETRZA
TYTUŁ: TAJFUN, TAJFUNKA
BÓSTWO: AJAO
Strona 14
AIJE
MAGOWIE ZIEMI I ŻELAZA
TYTUŁ: ZIEMIOWIEC, ZIEMIARKA + SPAJACZ, SPAJACZKA
BÓSTWO: ÒGÚN
ÌMÓLÈ
MAGOWIE ŚWIATŁA I CIEMNOŚCI
TYTUŁ: ŚWIETLARZ, ŚWIETLARKA
BÓSTWO: OSZUMARE
ÌWÒSÀN
MAGOWIE ZDROWIA I CHOROBY
TYTUŁ: UZDROWICIEL, UZDROWICIELKA + KANCER, KANCERKA
BÓSTWO: BABALÚAJÉ
ARÍRAN
MAGOWIE CZASU
TYTUŁ: JASNOWIDZ, JASNOWIDZKA
BÓSTWO: ORÚNMILA
E.RANKO
MAGOWIE ZWIERZĄT
TYTUŁ: POSKRAMIACZ, POSKRAMIACZKA
BÓSTWO: OXOSI
Strona 15
Strona 16
ROZDZIAŁ 1
Staram się o nim nie myśleć.
Ale kiedy mi się zdarza, słyszę fale.
Baba był ze mną, gdy usłyszałam je po raz pierwszy.
Kiedy po raz pierwszy je poczułam.
Ich szum był jak kołysanka, prowadził nas lasem ku morzu. Bryza rozwiewała mi
luźno opadające kosmyki. Przez rzednące listowie sączyły się promienie słońca.
Nie wiedziałam, co tam znajdziemy. Jakie dziwy kryje w sobie ta kołysanka.
Wiedziałam tylko, że muszę tam dotrzeć. To było tak, jakby w tych falach znajdował
się brakujący kawałek mojej duszy.
W końcu je zobaczyliśmy, a moja drobna dłoń wyślizgnęła się z dłoni Baby.
Otworzyłam usta w osłupieniu. W tej wodzie była magia. Pierwsza magia, jaką
poczułam, odkąd ludzie króla zabili Mamę.
– Zélie rọra o! – zawołał Baba, gdy szłam w kierunku fal.
Wzdrygnęłam się, kiedy morska piana obmyła mi stopy. Jeziora na Ibadanie
zawsze były zimne – ale ta woda była ciepła jak zapach ryżu mamy. Ciepła jak blask
jej uśmiechu. Baba poszedł za mną i podniósł głowę ku niebu.
Wyglądał, jakby kosztował promieni słońca.
Potem złapał mnie za rękę; wsunął zabandażowane palce między moje i spojrzał
mi w oczy. Wiedziałam w tamtej chwili, że choć Mama odeszła, wciąż mamy siebie.
Możemy przetrwać.
A teraz...
Otwieram oczy i widzę zimne szare niebo; wyjący ocean uderza o skalne klify
Dżimety. Nie mogę pozostać w przeszłości.
Nie mogę utrzymać ojca przy życiu.
Szykując się do pochowania ciała, wciąż myślę o rytuale, który Baba przypłacił
życiem. Jego cierpienie rozsadza mi serce; myślę o o erze, którą poniósł, aby jego
Strona 17
córka mogła przywrócić magię.
– Już dobrze.
Mój starszy brat Tzain staje przy mnie i podaje mi rękę. Choć oliwkowa skóra
twarzy porosła mu brodą, wiem, że Tzain mocno zaciska szczękę.
Chowa moją dłoń w swojej. Delikatna mżawka przechodzi w ulewny deszcz.
Przenika nas okropny ziąb. Czyżby nawet bogowie nie mogli powstrzymać się od
płaczu?
Przepraszam, zwracam się w duchu do Baby, żałując, że nie mogę mu tego
powiedzieć osobiście. Ciągnąc za linę, którą przywiązano trumnę do skalistego
brzegu Dżimety, dziwię się swojej naiwności: z jakiegoś powodu sądziłam, że
pogrzeb jednego z rodziców przygotuje mnie na pochowanie drugiego. Ręce wciąż
mi się trzęsą od niewypowiedzianych słów. Gardło piecze od zdławionych krzyków,
które wydostają się na zewnątrz w postaci łez. Tłumiąc to wszystko w sobie, sięgam
po słoik z resztką oleju pogrzebowego.
– Ostrożnie – mówi Tzain, widząc, że drżącą ręką uroniłam odrobinę.
Zdobycie odpowiedniej ilości oleju zajęło nam trzy tygodnie, więc każda kropla tej
substancji jest na wagę złota. Wylewam resztkę na pochodnię, a Tzain ze łzami na
policzkach zaczyna krzesać iskry. Nie marnując czasu, przygotowuję słowa ìbùkún –
specjalnego błogosławieństwa, które Żniwiarka przekazuje zmarłym.
– Dar życia pochodzi od bogów – szepczę w języku joruba – i bogom trzeba go
zwrócić. – Dziwnie się czuję, wypowiadając tę formułę. Jeszcze parę tygodni temu
żaden Żniwiarz ani Żniwiarka nie władali magią niezbędną do wykonania
ìbùkún. Tak było przez jedenaście lat. – Béèni ààyé tàbí ikú kò le yà wá. Béèni ayè
tàbí òrun kò le sin wá nítorí èyin lè ngbé inú ù mi. Èyin la ó máa rí...
Magia nagle mnie wypełnia, zapiera mi dech. Moje dłonie jaśnieją oletowym
światłem aszê, boskiej energii, która zasila nasze święte dary. Ostatni raz czułam jej
ciepło podczas rytuału, który przywrócił Oriszy magię. Gdy duch Baby wdarł się do
moich żył.
Zataczam się do tyłu na nogach jak z waty. Magia spycha mnie w przeszłość, na
próżno stawiam jej opór.
– Nie! – Krzyk odbija się echem od murów świątyni. Ląduję ciężko na kamiennej
posadzce, a chwilę później z głuchym łoskotem upada na nią Baba, sztywny jak deska.
Strona 18
Zrywam się, żeby mu pomóc, ale jego otwarte oczy są nieruchome, patrzą
niewidzącym wzrokiem. Z piersi wystaje grot strzały.
Tunika zalewa się krwią...
– Zél, uważaj!
Tzain rzuca się, by złapać upuszczoną przeze mnie pochodnię. Jest szybki, ale jego
re eks nie wystarcza. Żagiew wpada między huczące fale i gaśnie.
Tzain usiłuje zapalić ją ponownie, ale pakuły nie chcą się zająć. Wzdrygam się,
gdy rzuca bezużyteczną szczapę w piach.
– I co my teraz zrobimy?
Zwieszam głowę, bo nie wiem, co mu odpowiedzieć. Królestwo jest pogrążone
w chaosie; zdobycie oleju może nam zająć kolejnych parę tygodni. Trwają zamieszki,
brakuje jedzenia, dziś trudno nawet o worek ryżu.
Poczucie winy mnie dusi, zamyka w grobowcu moich własnych błędów. Może to
znak, że nie zasłużyłam na to, by pochować Babę.
W końcu zginął przeze mnie.
Tzain ściska dwoma palcami grzbiet nosa.
– Przepraszam – wzdycha.
– Nie masz za co przepraszać – odpowiadam przez zaciśnięte gardło. – To
wszystko moja wina.
– Zél...
– Gdybym nie dotknęła tego zwoju... Gdybym się nie dowiedziała o tym rytuale...
– Daj spokój – przerywa mi. – Baba oddał życie, żebyś mogła przywrócić magię.
I w tym sęk, myślę. Chciałam odzyskać magię, żeby Baba był przy mnie
bezpieczny, a tymczasem sprowadziłam na niego śmierć. Na co mi te moce, skoro nie
mogę chronić swoich najbliższych?
Na co mi magia, skoro nie mogę wskrzesić Baby?
Tzain chwyta mnie za ramiona. Mam przed sobą brązowe oczy naszego ojca; oczy,
które wybaczają, nawet kiedy nie powinny.
– Przestań się obwiniać – słyszę. – Jeśli nie przestaniesz teraz, nie przestaniesz
nigdy. Jesteśmy sami, musimy na sobie polegać. Tylko to nam zostało.
Wydycham powietrze i ocieram łzy. Tzain bierze mnie w objęcia. Choć oboje
przemokliśmy do suchej nitki, robi mi się trochę cieplej. Tzain pociera mi plecy, tak
Strona 19
jak to robił Baba, kiedy mnie ściskał.
Oglądam się na trumnę Baby: unosi się wśród fal, czekając na ogień, którego nie
dostanie.
– Jeśli nie możemy go spalić...
– Czekajcie! – Amari zbiega po żelaznym trapie okrętu, który od czasu rytuału
pozostaje naszym domem. W przemokniętej białej tunice, która lepi się do jej
oliwkowej skóry, ani trochę nie przypomina oriszańskiej księżniczki strojnej
w kolorowe szaty i zawoje. Po chwili staje przed nami obok huczących fal. – Macie. –
Podaje Tzainowi zardzewiałą pochodnię z kajuty kapitańskiej i dzban oleju
z własnych skromnych zapasów.
– A co ze statkiem? – pyta Tzain, marszcząc brwi.
– Przeżyjemy. – Amari wyciąga pochodnię w moją stronę.
Mój wzrok pada na biały kosmyk przylepiony do mokrego policzka dziewczyny.
To dowód na to, że w jej żyłach płynie teraz magia. Podobnie jak w żyłach setek
innych oriszańskich arystokratów.
Odwracam się, żeby nie dojrzała w moich oczach bólu. Ilekroć przypominam sobie
rytuał, który obdarzył ją mocą – i chłopaka, który złamał mi serce – ściska mnie
w żołądku.
– Gotowa? – pyta Tzain.
Kiwam potakująco głową, choć to nieprawda. Tzain zapala pochodnię krzesiwem,
a ja opuszczam płomień na linę.
Ogień zaczyna szybko wędrować po nasączonym olejem sznurze. Gdy chwilę
później trumna staje w płomieniach, odruchowo chwytam się za serce. Czerwone
i pomarańczowe języki tańczą na tle szarego horyzontu.
– Títí di òdí kejì. – Szepcząc słowa sakramentu, Tzain pochyla głowę.
Zaciskam zęby i robię to samo.
Títí di òdí kejì.
Do zobaczenia po tamtej stronie.
To wypowiedziane na głos zdanie przenosi mnie w czasie do pogrzebu Mamy.
Znów staje mi przed oczami jej płonące ciało. Myślę o wszystkich, którzy mogli
razem z nią spocząć w alâ i. O wszystkich, którzy zginęli po to, abyśmy mogli
wskrzesić magię.
Strona 20
O Lekanie, dzielnym sêntaro, który poświęcił się, aby obudzić we mnie moc.
O Salimie i Zulajsze, przyjaciołach zamordowanych przez królewskich żołnierzy
w dniu naszego święta.
O Mamie Agbie, Jasnowidzce, która zawsze opiekowała się mną i pozostałymi
ibawitami z Ilorinu.
O Inanie, księciu, którego – tak mi się wydawało – pokochałam.
Títí di òdí kejì, zwracam się do ich duchów. Przypominają mi o mojej misji.
Nasza bitwa jeszcze nie jest skończona.
Wręcz przeciwnie, dopiero się zaczyna.