Ader - Eridia
Szczegóły |
Tytuł |
Ader - Eridia |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Ader - Eridia PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Ader - Eridia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Ader - Eridia - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ader
Eridia
Wyszedł na strome zbocze góry i rozglądał się. Był ciepły letni dzień,
Słońca dochodziły zenitu. Jak daleko sięgał wzrokiem widział piękno
przyrody. W oddali płynęła rzeka, nad lasami unosiła się jak zwykle
gęsta mgła, tutaj nie znano deszczu, wysokie mgły były niebywałą
rzadkością. Ziemia była zwilżana przez mgłę. Widok z góry był wspaniały.
W oddali było widać piękne Srebrne Miasto. Po sam horyzont ciągnęły się
lasy i pola uprawne, w ogrodach bawiły się dzieci, a po niebie szybowały
ptaki. Odwrócił się i teraz patrzył na odległe Czerwone Góry, których
wysokość dochodziła do sześciu tysięcy jednostek. Przyglądał się ich
niedostępnym, ośnieżonym szczytom przez dalekowizjer, zachwycał się ich
pięknem. Nagle zobaczył potężny błysk nad górami a po chwili upadł
ogłuszony wielkim grzmotem pochodzącym od tego błysku, nigdy czegoś
podobnego nie doznał...
Er obudził się zlany potem, to był tylko "zły" sen.
-Jeszcze chwila i wracamy, dobrze obserwujcie niebo, nigdy nic nie
wiadomo.- Słowa te dowódca zwiadu kierował do swoich żołnierzy, nazywał
się Wer, był silnie zbudowany, wzrostu około jednostki, w gronie
dowódców uważano go za niezdecydowanego, ale mylili się, zawsze liczył
się z życiem każdego żołnierza, zawsze starannie planował każdy ruch,
jego oddział należał do najlepszych, a przy tym odznaczał się
najmniejszymi stratami. W każdej bitwie szukał zemsty, jego brat Erd
zginął podczas ataku wrogiej armii z Czerwonych Gór na Srebrne Miasto. W
jego oddziale panowała wysoka dyscyplina, choć wszyscy żołnierze
zwracali się do niego po imieniu.
-Wer. Proszę spojrzeć na zachód.
Zobaczył, na razie mały, obiekt na niebie, który najprawdopodobniej
zbliżał się, szybko stawał się coraz większy, był dobrze widoczny na tle
ciemnoniebieskich chmur, po kilku chwilach było już widać wyraźnie, że
jego trajektoria ciągle się zmienia, dało się zauważyć, że coś zostało
od niego odrzucone i około stu jednostek nad powierzchnią ziemi wybuchło.
-Nie może nas wykryć, to chyba jakaś nowa broń. Wezwijcie Er, on się na
tym dobrze zna.- Wer był zaniepokojony zaistniałą sytuacją, w ciągu
ostatnich trzech obrotów stracił trzech ze swego oddziału liczącego
teraz już tylko dwudziestu siedmiu żołnierzy, posiłków nie będzie.
-Er zaraz przyjdzie.
Obiekt ciągle się zbliżał, ale nie było nic słychać, panowała głęboka
cisza, tak jak by to leciał ptak, a nie to. ..
-To statek powietrzny.- Powiedział spokojnie Er.- Ale jakiś dziwny...
-Co o nim sądzisz, Er?- Spytał szybko Wer.
-To jakiś duży model, w naszych siłach nigdy takich nie mieliśmy,
wygląda na jakąś nową broń, ale nie jestem pewien, jest strasznie cichy,
tak jakby leciał bez silników, a poza tym jest sam, co może wskazywać na
dużą siłę ognia tego statku.
-Nadlatuje. Kryć się. Broń w pogotowiu.
Statek przeleciał, może z dwadzieścia jednostek nad nimi i nic się nie
stało.
-Czyżby nas nie zauważył? Niemożliwe. Chyba tylko zbadał nasze pozycje.-
Zabrzmiał głos jednego z żołnierzy
-Możliwe.- Odparł Wer.- Ustawcie broń na maksimum.
-Widzisz, Wer. Chyba leci dalej na wschód, nie zawraca.
-Dlaczego ciągle zniża lot? Coś tu nie gra.- Powiedział Er, naprawdę
zdziwiony. Chciał coś jeszcze powiedzieć ale nie zdąrzył.
Usłyszeli, jakby potężny grzmot i za wzgórza numer trzydzieści siedem
uniósł się grzyb ognia.
-Rozbił się?- Rozległo się w oddziale.
-Co sądzisz o tym, Wer?
-Tam nie mieliśmy żadnych umocnień, nie miał potrzeby bombardować
tamtego miejsca. Grupa pierwsza ze mną, druga i trzecia będziecie nas
osłaniać, Er ty też chodź ze mną. Ruszamy.
Szli powoli, do wzgórza trzydzieści siedem było jakieś trzysta
jednostek. Gdy już tam dotarli, ujrzeli głęboki rów prowadzący aż do
podnóża następnego wzniesienia, na końcu którego znajdował się dymiący
jeszcze wrak, coś było obok niego. Statek naprawdę był duży.
-Niesamowite. Rozbił się. Ubić drania. Ognia!- To była pierwsza tak
szybka decyzja ze strony Wera. Zapanowało nad nim ponownie uczucie zemsty.
Nie trafili i "napastnik" szybko schował się we swym wraku.
1. -Odział dwudziesty pierwszy! Odbiór. Co się tam stało? Czujniki
zarejestrowały duży wstrząs w waszym rejonie. Wer, odezwijcie się!
***
-Komputer zmień kurs na: dwa, osiem, sześć.
-Czy mogę coś powiedzieć?- Zapytał pilota komputer pokładowy. Pilot
skinął lekko głową.- Wybrałeś kurs przez niezbadane obszary. To może
okazać się bardzo niebezpieczne.
-Lecąc tamtędy oszczędzimy miesiąc drogi, więc zmień kurs i nie martw
się tak. Nie przez takie strefy udawało nam się przelecieć w jednym kawałku.
-Powtarzam, że to nie jest rozsądna decyzja.
-Powinieneś mieć w swoich zasobach, że gresy nie można zbyt długo
przewozić, bez naturalnego oświetlenia szybko ulega rozkładowi.
-Wiem, mogłeś tego nie kupować.
-Nie kłuć się ze mną.- Wstał ze swego miejsca przy pulpicie i zaczął
groźnie machać zasiśniętą pięścią przed czujnikiem optycznym komputera.
Przed nim mógł tak machać, ale osobnicy z jego gatunku, a był on
człowiekiem, najprawdopodobniej wyśmiali by go (w przeciwieństwie do
innych ze swego gatunku nie utrzymywał z nikim bliższych znajomości,
trzymał się na boku a oni zawsze chodzili i latali grupami), nie był
potężnie zbudowany, wręcz przeciętnie, sam w rzadnej bazie nie miałby
szans, stratowaliby go, ale wśród gwiazd niewielu go zaczepiało, był
bardzo dobrym pilotem, a w dodatku jego transportowiec był silnie
uzbrojony, broń pochodziła głównie ze szczątków statków, które odważyły
się pokusić o jego towar. Ludzie też go unikali, nie wyglądał na silnego
to prawda, ale jego wygląd był raczej odpychający. Rzadko patrzyli mu
prosto w twarz, miał wszczepione lewe oko, które pochodziło od
gorundzkiego tygrysa, było prawie całe zielone, z poprzeczną, cienką,
czerwoną źrenicą, jemu to nie przeszkadzało, jeśli chciał mógł widzieć w
podczerwieni, nadfiolecie no i w zupełnych ciemnościach, to oko bardzo
mu się przydawało, najbardziej chyba podczas wojny na dziesiątym
księżycu Asdera, w tedy miał jeszcze o co walczyć, stamtąd pochodził,
tam był jego dom. Po wojnie zmienił się, zaczął ubierać się na czarno,
to właśnie w tedy zaczął stronić od ludzi. Przestał się przechwalać,
schował broń pod kurtkę. Zmienił się.
-Idę się przespać, obudź mnie, jeśli coś się wydarzy.
Poszedł do swojej kabiny i szybko usnął.
***
-Nie wychylać się. To rozkaz.
-Ależ ciemno.
-Komu ciemno temu ciemno.
-Znalazł się mądrala.
-Ty, cwaniak, pierwszy prowadzisz wachtę
"Ten mój niewyparzony język "-Tak jest.
To była naprawdę ciemna noc, bez gwiazd, bez księżyców, tylko chmury,
czarne chmury. Wróg był zaledwie kilkaset metrów od jego pozycji.
Podobno to ich oddział miał uderzyć o świcie, wśród żołnierzy słychać
było odmawiane modlitwy. Po godzinie dziesiątej zapanowała cisza,
przerażająca cisza.
Obudził się gwałtownie. "A niech to, zasnąłem! Dobrze, że nikt mnie nie
zauważył ".Panowała cisza, ale w tej ciszy usłyszał coś za swymi
plecami. Powoli się odwrócił, zdjął opaskę z lewego oka.
-Alarm!...- Tylko tyle zdążył krzyknąć. Jego zielone oko uratowało mu
życie, zdążył dostrzec wroga celującego do niego z odległości
pięćdziesięciu metrów. Atakowali. Ten po drugiej stronie był dobrym
strzelcem, zdjął wartownika. Celny strzał i ręka trzymała się już tylko
na skrawku rękawa od munduru. W tedy ostatni raz czuł ją naprawdę.
Ocknął się gwałtownie z uczuciem straszliwego bólu w lewej ręce.
-Moja ręka!
-Uspokój się. To tylko złudzenie. Nie masz już przecież ręki.- Dobiegł
głos komputera z komunikatora.
-Masz rację... to było takie realne.- Odrzekł z żalem.- Ta sztuczna to
nie to samo.
-Alarm! Ader, szybko do głównego pulpitu.
-Biegnę. Szybko dawaj opis sytuacji...Jestem.
-Transportowiec na torze kolizyjnym. Nie odpowiada na wezwania.
-Do transportowca na moim kursie, tu kapitan jednostki vd1449, odpowiedz
na wezwanie, w przeciwnym razie otworzymy ogień.
-To wasz statek wszedł na mój kurs, tu kapitan jednostki vr1233, ustąp,
albo zabiorę ci twój ładunek. Dla ścisłości nazywam się Vert.
-Znam cię, jestem Ader.
-Więc giń, kocio oki.
-To się okaże. Przerwać transmisję. Komputer osłony na maksimum. "To ten
z baru, od razu wiedziałem, że to zawadiaka."
Pierwszy strzał padł ze strony jednostki vr1233. Nawiązała się walka,
działka laserowe poszły w ruch, przez całą walką było widać błyski
energii tnącej nicość wszechświata. Pościg - ucieczka, życie - śmierć
oto prawa rządzące rynkiem kosmosu, chcesz zarobić jako handlarz to
wcześniej czy później będziesz musiał walczyć, walczyć z piratami lub
innymi handlarzami. W tym przypadku spotkało się dwóch handlarzy. Jeden
jak i drugi chciał żyć, zarabiać... Pilot jednostki vr1233 był naprawdę
dobry, nie potrafili przełamać jeden drugiego przez długi czas. Ader
pierwszy mocno oberwał, od jego statku zostało odstrzelone tylne
działko. Vert siedział mu na ogonie... Z obu statków jednocześnie
odpalono torpedy. To ich rozłączyło na chwilę, uciekali teraz od torped
przeciwnika. Torpeda Adera minimalnie sięgła celu, statek Verta doznał
niewielkich uszkodzeń. Ponownie ruszyli na siebie...
-Komputer, przerzuć całą moc na działko numer trzy.- Rozkazał Ader.
Trafił prawie tam gdzie chciał, jedyny słaby punkt statków typu vr, to
znaczy w miejsce połączenia luku drugiego ładowni z trzecim,
poskutkowało. Statki typu vd też miały swój słaby punkt i zanim promień
lasera wystrzelonego przez Adera doszedł celu przeciwnik zdążył
wystrzelić unkarańską torpedę, torpedę od której nie można uciec, zawsze
trafia w cel.
-Znam twój słaby punkt, Ader.
Eksplozja na obu statkach, ale pilot jednostki vd ustabilizował jeszcze
na moment swój statek aby wycelować i dobić przeciwnika (niepisane prawo
nakazywało zabić pokonanego), ale nie strzelił.
***
Po wyjściu przez górny właz na powierzchnię jego oczom ukazał się
straszliwy widok, powierzchnia planety przypominała powierzchnię Amboru
po wojnie. Kikuty uschniętych drzew, niektóre były spalone, około
dwudziestu kilometrów na zachód dostrzegł ruiny jakiegoś wielkiego
miasta, wokół nie było widać nic żywego, ani roślin, ani zwierząt.
Planeta wyglądała na zupełnie opustoszałą. Zeszedł na powierzchnię, sam
piasek, ani kropli wilgoci. Woda jeśli była to albo głęboko pod
powierzchnią planety, ale pewniej cała była zgromadzona w chmurach.
"Ani śladu życia, wszystko wskazuje na to, że przyjdzie mi tu umrzeć z
głodu."
-Komputer, znalazłeś coś?
-Nadal sprawdzam teren, w promieniu stu metrów brak śladów życia poza
nielicznymi bakteriami.
-Szukaj dalej.
-To zajmie trochę czasu, nie jestem już tak sprawny jak przed tygodniem.
-Wiem, ale postaraj się.
Chmury zaczęły się zbierać nad statkiem, przynajmniej tak wydawało się
Aderowi. W oddali widać było błyski piorunów, spojrzał przez lornetkę,
tam gdzie uderzały na pewno nie padał deszcz. "W tej okolicy nie padał
chyba od miesięcy. Jak to możliwe przy takiej ilości chmur?"
-Komputer, jak idą poszukiwania?
-Jak narazie bez rezultatów.
-Zawiadom mnie jak coś odkryjesz ciekawego. Postaram się naprawić
pomniejsze uszkodzenia w kadłubie. Zapomniał bym, co to za planeta?
-Nie mam pojęcia. Mówiłem przecież, że to niezbadany obszar, cieńcia w
budżecie i tym podobne sprawy, ustalono okrężne szlaki komunikacyjne i
zapomniano o tym rejonie.
-No i my teraz tu jesteśmy, pionierzy na mięso.
-Może nie na mięso, ale nie będę pokazywał przez kogo tu jesteśmy.
-Nie masz czym.
-Dlatego nie będę.
***
-Co za wspaniałe powitanie!? Dlaczego mnie nie ostrzegłeś!?- Krzyczał
jak mógł tylko najmocniej, gdy zatrzasnął za sobą właz.
-Jestem nieco uszkodzony, nie mogę jednocześnie rozmawiać z tobą i
penetrować obszaru.
-Sprawdź ilu jest napastników!
-Spokojnie, tylko nie wrzesz, bo mi czujniki głosu uszkodzisz...Jest ich
siedmiu... nie osiemnastu, siedmiu na przedzie reszta chyba ich osłania,
są dobrze uzbrojeni, ale do środka się nie dostaną.
-Czy te boczne działko jeszcze działa?
-...Tak, jest sprawne.
-Idę do działka, co robią?
-Strzelają... Właśnie przestali... Chyba się przegrupowują.
-Nie przebijemy się do środka, Wer. Jest zbyt mocno chroniony jak na ten
sprzęt.
-Wer, dowództwo.
-Co tam się u was dzieje, czego nie odbieracie sygnału. Powinniście
wrócić już 23.7 temu.
-Musieliśmy zachować ciszę, mamy tutaj dziwny obiekt, prosimy o wsparcie.
-To pułapka. Musicie natychmiast wracać. Wysokie mgły kumulują się nad
waszymi pozycjami. Zarządzam natychmiastowy odwrót. Jeśli jutro ten wasz
obiekt będzie tam jeszcze, to będziecie mogli go sprawdzić, a teraz wracać.
-Tak jest. Grupy pierwsza, druga odwrót.
-Ader, oni bardzo szybko się wycofują.
-Śledź ich pozycje.
-Sto metrów... Sto dwadzieścia... Kompletnie stracili szyk, jakby przed
czymś uciekali.
-Wykrywasz coś?
-...Nie. Znikają... Chyba schodzą pod ziemię w odległości około ośmiuset
metrów od nas. Nie potrafię dokładniej określić odległości. Skala błędu
plus, minus sto metrów.
-Ciekawe dlaczego tak szybko się wycofali?
Na zewnątrz zbierały się chmury, zbierało się na wielką "burzę"...
Rozległy się grzmoty, pioruny zaczęły uderzać w ziemię. Zdumiewająco
blisko statku. Powoli zaczęły się przybliżać
-Komputer. Co się dzieje na zewnątrz?
-Spokojnie Ader, to tylko burza, choć muszę przyznać pioruny uderzają
coraz bliżej nas, jakby były na nas kierowane.
-Jak długo wytrzymamy jeśli to coś nas atakuje?
-Bardzo krótko. Zginiesz za drugim trafieniem, ja może wytrzymam do
czwartego.
-Optymista z ciebie.
-Co tam znaleźliście, Wer?
-Er, mów.
-To niespotykany typ statku kosmicznego, najprawdopodobniej nowa broń z
gór...
-Mylicie się.-Po tych słowach Efga nieco osłupieli.- Właśnie
otrzymaliśmy meldunki z czujników na powierzchni, mgła atakuje ten wasz
obiekt, co może jedynie oznaczać, że on nie jest po ich stronie. Kiedyś
podróżowaliśmy wśród gwiazd, możliwe, że teraz ktoś przyleciał stamtąd.
-Jak mi wiadomo, podczas tych wypraw nie odkryto żadnych wyższych form
życia?
-Masz rację Er. Dlatego nie wiemy, czy to coś co przyleciało jest
nastawione wrogo czy też pokojowo.
-Teraz na pewno wrogo.- Wer zwiesił głowę.- Strzelaliśmy do przybysza,
myślałem, że to ci z gór wylądowali.
-Zadecyduję jutro co z tobą zrobić, tylko dlatego, że jesteś zasłużonym
żołnierzem. Rozejść się.
Żaden piorun nie trafił w statek i po półgodzinie burza odeszła.
-Ader, "przejaśnia" się.
-Żadnych uszkodzeń?
-Nie zostaliśmy uszkodzeni, na szczęście, wygląda na to, że to była
zwykła burza, deszcz nie spadł.
-Więc to nie była zwykła burza.
***
Świt był jak każdy inny, promienie słońc nie przebijały się przez gęste
chmury, nie było mgły. We wszystkich punktach na powierzchni panował tym
razem wzmożony ruch spowodowany przybyciem Obcego. Pod powierzchnią
obradowano nad tym faktem, jaką grupę wysłać, z jakim uzbrojeniem i czy
przybysz w ogóle przetrwał atak wysokich mgieł?
Er znów tego ranka obudził się gwałtownie, śnił o przybyszu. We śnie
widział go jako potężnego mężczyznę, uzbrojonego po same uszy, widział
jak obcy wyszedł ze swego statku w pełni uzbrojenia, a za nim wyszedł
jeszcze oddział innych, podobnie wyglądających do wodza i jak ruszyli na
ich umocnienia, potem widział krwawą bitwę, jak ze statku wciąż
wychodzili nowi aby pomścić śmierć towarzysza zastrzelonego poprzedniego
dnia. Nie wiedział, czy to co widział wydarzyło się naprawdę, czy też
dopiero się wydarzy, jego sny często się sprawdzały... Po przebudzeniu
ta myśl nie dawała mu spokoju, jeśli tam jest ich więcej i chcą dziś
uderzyć? Er nie był żołnierzem, ale dobrze znał się na broni... magazynu
nikt dziś nie pilnował, wszyscy byli na wyższych poziomach, bez trudu
znalazł miejsce składowania materiałów wybuchowych. "Jeśli się mylę to
nic się złego nie stanie, ale jeśli mam rację to ich powstrzymam.
"Szybko opuścił magazyn i udał się do nieużywanego od dawna wyjścia na
powierzchnie numer pięć, szyb był wyłączony z użytku, po którymś z
ataków wysokich mgieł, transporter nie działał, ale szyb nie został
zasypany, więc można było się nim wydostać, ale gdyby nastąpił atak, gdy
będzie w szybie... Szyb miał dziesięć pięter wysokości, ale Er zaczynał
swój marsz od czwartego. Wchodził w miarę szybko, tylko przy samym
końcu... o mało nie spadł. Po wyjściu na powierzchnię ujrzał widok,
który oglądał od prawie czterech obiegów - pustynię zamiast lasów i
ogrodów, Srebrnego Miasta też już nie było. Omijając stanowiska obronne
ruszył w kierunku wraku, gdy tam dotarł, słońca dochodziły zenitu, był
zmęczony, zabrał wiele ładunków. W pobliżu statku nie było nikogo, mógł
spokojnie podejść do niego, nic się nie stało. "Chyba zginął. "Zaczął
obchodzić statek, w stronie, której ubiegłego dnia nie widzieli, była
znaczna wyrwa, przez którą można było zajrzeć do wnętrza, tylko zajrzeć,
w środku niczego nie było. Z trudem wszedł na wierzch statku, który był
mocno przechylony, znalazł właz i zaczął go otwierać, po wielu próbach w
końcu udało mu się, wszedł do środka i ujrzał tylko...
***
-Ader, obuć się.- Dobiegało z komunikatora, który ledwo działał.
-Czemu mnie budzisz? Podaj współrzędne
-...
-Dlaczego mnie budzisz? Miałem parszywy sen. O co chodzi?
-Chodzi o to, że ktoś zbliża się do nas.
-Podaj prędkość i wielkość statku, czy odpowiada na wezwania?
-Obudź się wreszcie!- Komunikator przestał działać, mógł teraz jedynie
odbierać dźwięki z tej kabiny.
-A niech to... myślałem, że to tylko był sen, tak dobrze odpoczywałem...
Głośnik wysiadł... Już idę do głównego pulpitu...
-Jest sam, chodzi wokół statku, myślę, że on myśli, że ty nie żyjesz.
-A to się zdziwi, czego on tu może chcieć?
-Wszedł na górę, czy mam przeprowadzić skaning?- Ader kiwnął głową.-...
Analizuję jego bagaż... Wyodrębniam cząstki nie organiczne... On ma przy
sobie mnóstwo materiałów wybuchowych, chyba chce nas wysadzić... Grzebie
przy włazie...
-No to się zdziwi. Idę tam. Na razie wyłącz wszystkie systemy w środku,
ma być ciemno. Zrozumiałeś?
-bzzzszszzz...
Ader lubił chodzić po ciemku, zwłaszcza w wielkich bazach, tam zawsze
było dużo ciemnych przejść, nikt go nie widział a on widział wszystkich,
lubił być niezauważany. Szybko dotarł do górnego włazu (jedynego przez
który można było wejść, reszta była w piachu), uaktywnił broń i
czekał... Po chwili właz uchylił się i do korytarza wpadło trochę
światła, Ader stał daleko i nie był widoczny. Czekał jak kot, aż mysz
się wychyli. Er powoli schodził po drabince, stanął na podłodze i zaczął
się rozglądać. Ader wycelował dokładnie w jego głowę, nie w korpus, Gość
był zbytnio obładowany ładunkami, Ader nie chciał wysadzić i siebie. Er
spojrzał w jego kierunku, ale ujrzał tylko błysk wiązki lasera...
***
-Zgadzam się, damy dla Wera jeszcze jedną szansę. Wezwijcie go tu.-Wer
czekał za drzwiami, wszedł, był pewien, że to już koniec jego służby.-
Dajemy ci jeszcze jedną szansę, Wer. Jeśli przybysz lub przybysze
jeszcze żyją to przyprowadź ich żywych. Zrozumiano?- Tak jest.- I
jeszcze jedno, Er pójdzie z twoim oddziałem. Przyprowadzić Era.
Tym razem proszony nie wszedł natychmiast, nie wszedł w ogóle.
-Jak to nie ma, znaleźć mi go natychmiast!
Przeszukano całą bazę, wszystkie piętra, nigdzie go nie było. Zaczęto
szukać go na zewnątrz.
-On uciekł, znaleźliśmy ślady wychodzące ze szybu numer pięć, omijał
nasze punkty i poszedł do wraku, w pobliżu go nie było, chyba wszedł do
środka...
-Zdradził?... Wykluczone. Wer, wyruszcie natychmiast. Wiesz co masz zrobić.
-Wiem.
Oddział już czekał na zewnątrz, uzbrojony mocniej niż ostatnio. Ruszyli
biegiem w stronę wraku, na niebie nie było widać żadnych ruchów. Szybko
dotarli na miejsce i okrążyli wrak, także zauważyli wyrwę, ale się nie
zbliżali. Przez dalekowizjery widzieli ślady na piasku, które biegły
wokół statku, niechybnie był w środku, tylko czy jeszcze żył? Otworzyli
ogień...
-Ader!- Rozległo się w korytarzu.- Atakują, chyba przyszli po Szperacza.
-Jak z osłonami?
-Jeśli wyłączę wszystko we wnętrzu, to może zadziałają.
-W porządku. Od trzech dni nic nie jadłem, większość zapasów poszło w
próżnię gdy wtedy nas trafił, wyszczel kilka razy z działek dla strachu,
ja muszę zająć się naszym gościem... Ale ciężki... Waży z osiemdziesiąt
kilo...
-Wycofać się na dalsze pozycje!
-Baza! Baza! Otworzono do nas silny ogień, bez posiłków się nie przebijemy.
-Jakiego wsparcia potrzebujecie?
-Prosimy o przysłanie LP400, jak najszybciej.
-Zobaczę co da się zrobić, wróg właśnie zaatakował na pozycję w
kwadracie cztery, sześćdziesiąt dwa.
-Zrozumiałem. Bez odbioru. Wer, na razie nie mogą nam przysłać, musimy
trzymać się z tym co mamy.
-Strzelać jak tylko coś się wychyli.
Nadchodziła noc i nikt nie próbował wyjść z wraku, powoli tracili
nadzieję, że Er nadal żyje. Mimo że tak długo przebywali w jednym
miejscu, na otwartej przestrzeni nie zauważyli żadnej aktywności na
niebie, panowała cisza, tylko od czasu do czasu odbierali meldunki o
walkach, a raczej utrzymywaniu pozycji w kwadracie cztery, sześćdziesiąt
dwa i trzy. Posiłków ani LP400 nie będzie najprawdopodobniej przed
świtem a przed zmrokiem muszą się wycofać mimo wszystko.
***
Powoli dochodził do siebie, w pomieszczeniu panował półmrok, ktoś stał
przed nim.
-O! Ocknołeś się wreszcie. Komputer zwiększ natężenie światła. Po co tu
przyszedłeś? Mów!
Er nie zrozumiał ani słowa.
-Ikloze !-Było to jedno z najgorszych wyzwisk w tych stronach, ale Ader
go nie zrozumiał.
-Co tam marudzisz?- Żadnej odpowiedzi, przystawił mu miotacz do głowy,
Er cofnął się na tyle ile mógł.- To rozumiesz... To świetnie.
"No to nieźle się wpakowałem. "Komputer wzmocnił światło i dopiero teraz
Er mógł dokładnie obejrzeć przeciwnika, rozczarował się, nie był ani
wysoki, ani silnie zbudowany, zwykły... no właśnie kto? Er rozważał
swoją pozycję, ale nic nie przychodziło mu do głowy, nie potrafił
zrozumieć o czym mówi Obcy, był głodny, w kieszeni miał trochę
koncentratów, ale miał związane ręce, zaczął się szarpać.
-Ty! Uspokój się, bo znów pójdziesz spać.- Er spojrzał na kieszeń w
kurtce.- Ader to zauważył i sięgnął nożem, rozciął jego kieszeń, z
której teraz wypadła mała torebka z jakimś płynem.- Myślisz, że to
wypiję co? Najpierw ty.- Rozciął torebkę i przystawił do ust Era, który
szybko zaczął z niej pić.- Koniec! Zobaczymy czy to nadaje się do
jedzenia, tylko nie uciekaj.- Szybko wyszedł z kabiny.
"Gdzie on z tym poszedł? Chyba zaniósł koncentrat do jakiejś analizy,
albo pokazać towarzyszom"
-Komputer, przeprowadź analizę.
-Rozpoczynam... Substancja oparta na związkach organicznych... Wysoce
energetyczna... Nie wywołuje żadnych skutków ubocznych... W pełni
nadająca się do spożycia.
-To świetnie, przynajmniej to. To co zostało z gresy nie nadaje się już
do jedzenia. Jak idzie analiza jego mowy?
-Z jednego słowa nie wiele mogę wywnioskować, stale analizuję rozmowy
tych na zewnątrz, ale narazie bez rezultatów.
-Ten jego napój jest całkiem niezły.
-Wypuścisz Jeńca?
-Chyba oszalałeś, żeby im powiedział, że jestem tutaj sam a w dodatku,
że jestem bez jedzenia. Chyba naprawdę coś ci się poprzestawiało. Teraz
ty z nim pogadaj, ja idę się przespać, tylko od czasu do czasu sprawdzaj
pozycję tych na zewnątrz.
Er siedział nieruchomo, nie było możliwości ucieczki. Za włazem panowała
cisza, na tyle ile mógł zobaczyć, panowała tam ciemność absolutna, nawet
gdyby się oswobodził nie miałby szans przejść tego labiryntu. Ciągle
miał przed sobą jego twarz i jego zielone oko, które jak mu się wydawało
wysysało z niego potrzebne dla Obcego informacje. Nie mógł zasnąć...
Usłyszał na korytarzu znajome głosy, były coraz głośniejsze, nagle
usłyszał krzyk i zapanowała cisza. Nie rozumiał słów, ale był pewien, że
to były głosy, ludzi z oddziału Wera. "A niech go, zaczaił się na nich
tak jak na mnie, w tych ciemnościach nie mieli żadnych szans."
-Ikloze !-Wrzasnął na cały głos.
-Jak się czujesz?- Usłyszał Er po swojej lewej stronie, mowy nie
rozumiał. "Jak on tutaj wszedł?" Powoli obrócił głowę, nikogo nie było.
Ponownie usłyszał czyjś głos, tyle że po prawej stronie, tym razem
obrócił się natychmiast, ale tam też nikogo nie było.
-Nie graj ze mną.
-Analiza w toku...- Usłyszał tym razem przed sobą, nikogo tam nie było,
głos dochodził ze ściany.- Nagranie odniosło oczekiwany skutek... Kod
złamany... Witaj Nieznajomy.
To już Er zrozumiał, ale nie wiedział kto do niego mówi, głos dochodził
z każdej strony.
-Kim jesteś? Pokaż się. Jednak znasz moją mowę.
-A kim ty jesteś?
-Jestem Er, pokaż się.
-Nie mogę, jestem tylko komputerem.
-U nas nie ma komputerów na tak wysokim poziomie. Czy takich jak ten co
mnie złapał jest więcej, czy tych w korytarzu złapał tak jak mnie czy
zabił i co zrobi ze mną?
-Na pewno cię nie wypuści, sam mi to powiedział. W korytarzu nikogo z
twoich nie było, to była tylko symulacja, musiałem sprawdzić jak
zareagujesz.
-Kiedy on przyjdzie?
-Za jakieś dwanaście godzin, tj. pół obrotu. Wasza broń też jest niezła,
te wasze pioruny.
-Mówisz o tych wyładowaniach elektrycznych, to nie nasza robota.
Przepraszam za ten wczorajszy atak, widzieliśmy jak zrzuciliście jakąś
ładunek wybuchowy, uznaliśmy was za wrogów. Czy się myliliśmy?
-To nie był atak, musieliśmy odrzucić uszkodzony obiekt naszego statku.
Teraz śpij, nie martw się, jeszcze dzisiaj on cię nie zabije.
-Do czego jestem mu potrzebny?
-Tego mi nie powiedział.
***
Gdy nadeszła noc Wer ze swym oddziałem musiał się wycofać, tutaj nikt
nie był pewien co przyniesie noc. Ader nie mógł spać, czuł głód. Dla
zabicia czasu wziął się do naprawiania komunikatorów, ale nie zajęło mu
to dużo czasu, długo chodził po statku, dotarł w końcu do trzeciego luku
ładowni gdzie kiedyś była składowana gresa, teraz nic tam nie było,
wszystko zostało wyssane w nicość wszechświata gdy unkarańska torpeda
doszła celu, na szczęście właz do tego luku był zablokowany i reszty
statku nie wyssało. W standardowych modelach vd nie było tej przegrody i
Vert myślał, że w tym też nie ma. "Tylko co mi to dało, teraz albo padnę
tu z głodu, albo kolesie Szpiega mnie wykończą. Szeroki wybór
możliwości, nie ma co. "Tutaj nie było komunikatorów i Ader nie
wiedział, że komputer nauczył się już mowy Gościa. Usiadł przy włazie i
rozmyślał nad swoim położeniem.
***
Siedział przed swym domem w lesie, był piękny wiosenny poranek, z lasu
dochodził śpiew ptaków. Z domu dochodził zapach przygotowywanego
śniadania, słyszał wyraźnie jak jego żona, którą nazywał Sunbeam
krzątała się po kuchni. Tego ranka nie było mgły. Zaczął spokojnie
ostrzyć nóż, zbliżał się czas śniadania.
-Choć, śniadanie już prawie gotowe.
-Już idę.- Wstał powoli. Chciał jeszcze raz przed śniadaniem wsłuchać
się w śpiew ptaków, ale te zamilkły. Stał tak przez chwilę z zamkniętymi
oczami, otworzył je raptownie, zdążył zobaczyć jedynie wielkie pazury
podążające w jego stronę, odruchowo wyciągnął nóż przed siebie...
Stracił przytomność.
Otwierał powoli "oczy", światło raziło go mocno, powoli zaczął wracać
wzrok, nie mógł się ruszać.
-Sunbeam, nic nie widzę lewym okiem, pomóż mi, boli...
-Już nie boli.- Ból odszedł. Uświadomił sobie, że lewą stronę głowy ma
silnie obandażowaną. Potem długo spał, śnił. Obudził się już bez bandaży
na oku, odzyskał władzę w kończynach. Sunbeam była przy nim, przyglądał
się jej długo, była piękna w tym świetle. Chciał dotknąć ręką swojej
twarzy, ale mu ją zatrzymała.
-Nic Ci nie będzie, Ader. Musisz dużo odpoczywać.- Dopiero teraz
uwierzył, że nie ma już lewego oka...
-Sunbeam, czy będziesz przy nie zawsze?
-Tak, zawsze będę przy Tobie, nie pozwolę Ci umrzeć dopóki nie dokonasz
czegoś wielkiego.
Ader ocknął się. "Czy tutaj tego dokonam, Sunbeam?" Ujrzał Ją ponownie,
wyglądała tak jak w tedy gdy Ją ujrzał po raz pierwszy. -Tak. -Zniknęła.
-Czyżbyś rozmawiał ze zmarłymi?- Ader usłyszał głos dochodzący z
korytarza, dostrzegł w nim swego jeńca. Ader nie miał przy sobie broni.
-Jak udało ci się wyjść?
-Historia mnie wzywa.- Zniknął.
***
Ader obudził się. "Niech tak będzie."
Poszedł do kabiny, gdzie przebywał Gość, otworzył właz, Er spał. Obudził
się gdy Komputer włączył oświetlenie.
-Wstawaj! -Komputer szybko przetłumaczył polecenie.
-Po co, jeśli masz mnie zabić, to równie dobrze możesz zrobić to tutaj.
-Jesteś wolny.
Najpierw zaskoczenie a później strach. "Będę sobie spokojnie szedł a ten
mi wypali w tył głowy, jaki wspaniałomyślny."- Wolny? Przecież mogę
powiedzieć tym na zewnątrz, ze jesteś tutaj tylko ty.
-Nie dbam o to, nie mam co jeść, a może mam zjeść ciebie. Na tydzień by
mi starczyło.
-Skoro nalegasz. Jaka jest pora obrotu?
-Jest noc, za dwie godziny świt.-Ader rozciął węzy.-Możesz iść.
-W nocy! Chyba nie jesteś stąd!
-Owszem nie jestem. Idź póki nie zmienię zdania.
-Możesz wypuścić mnie rano.- Ader był zaskoczony udzielonom
wypowiedzią.- W nocy nie pójdę. Jeszcze nie oszalałem.
-Czyżbyś tak jak twoi kumple bał się nocy? Oni też się wynieśli.
-Prowadzimy wojnę z wysokimi mgłami. W nocy jestem bezbronny. Nie pójdę
na pewną śmierć. Od czterech obiegów z nimi walczymy...
"Może o to chodziło Sunbeam?" Pomyślał Ader i słuchał w skupieniu całej
historii, opisów ataków wysokich mgieł, jak atakują przeważnie wielką
siłą. Er mówił, że kiedyś z mgły wyszły wielkie roboty, ale z czasem
mgły atakowały tylko prądem. Er nie wiedział kto dowodził mgłami, po
prostu pewnego dnia pojawiły się. Opowiadał jak wielu powędrowało w
góry, żeby odnaleźć siedzibę wroga, nikt stamtąd nie powrócił. Jak
podczas jednej bitwy stracili większość swej floty powietrznej, jak od
trzech lat nie odnoszą żadnych sukcesów w walce. Wróg zapanował nad
pogodą, a ich naukowcy nic nie potrafili zdziałać. Mogli tylko czekać.
Woda była coraz głębiej. Wszystkie miasta w gruzach, musieli mieszkać
pod ziemią. Opowiadał jeszcze długo.
-Każdej nocy schodzicie pod ziemię?
-Zawsze ktoś zostaje, ale w nocy panują nieprzebyte ciemności, większość
sprzętu została zniszczona. W nocy jesteśmy ślepi.
-Więc każdy może was podejść?
-Tak.
-Więc wasz wróg nie musi z wami walczyć, wystarczą dzikie zwierzęta i noc.
-Tak.
-A pojazdy na ziemne, czemu ich nie używacie?
-Mgły są bardzo czułe na ruch. Pojazdy są zbyt duże, szybko je wykrywa i
niszczy, nawet twój statek chciały zniszczyć, ale się nie ruszał i
stwierdziły, że jest niegroźny.
-Ader, już świt. -Zabrzmiał głos komputera.
-Jak ty się właściwie nazywasz?
-Jestem Er.
-Możesz już iść, Er.
Komputer głosem poprowadził Er do wyjścia. Ranek był taki jaki zwykł być
od czterech obiegów. Oddział Wera już był na stanowiskach.
-Broń w pogotowiu, właz się otwiera. Strzelać tylko na mój rozkaz.- Właz
otworzył się bardzo powoli. Długo nikt z niego nie wyglądał. W oddziale
rosło napięcie, już dawno stracili nadzieję, że Er jeszcze żyje. Powoli
wysunęła się czyjaś głowa. Wer przyłożył dalekowizjer do oczu. Długo nie
mógł uwierzyć w to co widzi.- Nie strzelać, powtarzam nie strzelać, to
Er. Tylko mi nie wstawać, poczekamy aż sam tu przyjdzie, może to
pułapka.- Er długo się rozglądał, nie mógł przywyknąć do światła na
powierzchni, choć było ono słabe jak zwykle, to i tak o wiele mocniejsze
niż we wnętrzu statku, w końcu zobaczył żołnierzy, pomachał ręką i
ruszył w ich kierunku.
Po chwili był na miejscu, nie mógł ochłonąć, łapczywie chwytał
powietrze, z radości, która z niego promieniowała nie mógł przez dłuższy
czas nic powiedzieć.
-Ilu ich jest? -Jakie są ich zamiary? -Jak są uzbrojeni?- Dlaczego cię
wypuścili?- Powiedz coś wreszcie!
-On jest tylko jeden...
-Tylko jeden?
-Tak tylko jeden, nie ma co jeść, nie ma wrogich zamiarów...- Nic więcej
nie powiedział, padł na ziemię.
-Zabierzcie go szybko na dół. Oddział drugi bądźcie w ciągłym kontakcie.
Er otworzył oczy, znajdował się w białej sali, nigdy nie lubił tutaj
przychodzić, ale teraz ucieszył się widząc te ściany. Właśnie odłączano
od niego aparaturę, gdy wszedł Wer z lekarzem.
-To tylko niegroźnie zatrucie gazami pochodzącymi najprawdopodobniej ze
statku Obcego.
-Nie wydawało mi się aby chciał mnie zabić.
-Ale sam przyznasz, że to trochę dziwne, że cię wypuścił. Może gdy
zdobył potrzebne informacje stałeś mu się już niepotrzebny.
-To by mnie zabił i zjadł. On nie ma jedzenia.
-Mógł cię oszukać. Jak się z nim porozumiewałeś?
-Nasze wypowiedzi tłumaczył komputer.
-Komputer?- Wer zapytał zaskoczony.
-Tak komputer. Jego statek stoi na wyższym poziomie technologicznym,
oczywiście nie rozmawiał ze mną od razu, jego komputer jakiś czas uczył
się naszej mowy.
-Jak wyglądało powitanie, jak cię traktował.
-Gdy wszedłem do jego statku ogłuszył mnie, obudziłem się związany, ale
poza tym nic mi złego nie zrobił. Co zamierzacie zrobić w jego sprawie, Wer?
-Rada o tym zadecyduje na dzisiejszym zebraniu, prawdopodobnie będziesz
tam zaproszony.
-Ale wszystko już ci powiedziałem.
-Oni chcą to usłyszeć od ciebie.
***
-Jak myślisz, co zadecydują wobec nas, gdy wysłuchają Er?
-Nie uwierzą mu, najprawdopodobniej przyślą doborowy oddział i nas rozwalą.
-Przecież sam chciałeś go wypuścić.
-Ja się tylko pytałem. Tak na marginesie to mógł byś naprawić mój wizjer
na zewnątrz, nie wystarcza mi tylko radar i fale, chciałbym zobaczyć
gdzie tkwimy.
-Jak nas nie rozwalą to naprawię, ale tak na wszelki wypadek to
chciałbym mieć jakiegoś tłumacza na zewnątrz.
-Ja nie mogę.
-Wiem i dlatego musisz mi pomóc zmontować takie urządzenie. Przeszukaj
swoje zasoby i wybierz możliwe elementy, które są na statku.
Komputer długo przeglądał swe dane, ze znalezieniem potrzebnych
elementów na statku też miał dużo problemów, ale po trzech godzinach
poszukiwań w końcu znalazł, ciągle psuły się jakieś jego elementy i
działał coraz wolniej. Gdy Ader zmontował już pół tłumacza komputer
musiał wyłączyć większość czujników we wnętrzu statku, te na zewnątrz
wyłączył już na samym początku. Mógł działać tylko w głównej sterowni,
tam też przebywał Ader.
-Jak długo jeszcze wytrzymasz?
-Moje zasoby pamięci nie są uszkodzone, jeśli wyłączę wszystkie systemy
przetrzymam jeszcze około dwóch tygodni, bez niezbędnych napraw nie
wytrzymam dłużej.
-Nie mam tutaj odpowiednich narzędzi. Wyłącz klimatyzację i odetnij
wszystkie urządzenia, ale na razie bąć jeszcze aktywny, gdy skończę
tłumacza wychodzę na zewnątrz i idę do nich, muszę zaryzykować.
-Wrócisz?
-Wrócę, przecież ktoś musi Cię naprawić. Teraz powiedz mi gdzie mam to
podłączyć?
-Widzisz tę czerwoną kostkę, przyłącz to do niej, następnie kostkę
wetknij w tę białą, przewód fk podłącz do tej trójkątnej wypustki.
Następnie ustaw częstotliwość nadawania, to te białe regulatory, zwiększ
powiększenie okularu i na prawej stronie białej kostki powinieneś
zobaczyć małą trójkątną wypustkę, przekręć ją o sto osiemdziesiąt stopni
w prawo.
-W lewo czy w prawo co za różnica?
-Ja tu jestem specjalistą w tych sprawach i ma być w prawo. Teraz
powinno działać. Zasięg do dwudziestu metrów, ale musisz słuchawkę mieć
w uchu, inaczej nie zadziała.
-Świetnie. Dzięki. Muszę już iść.
-Podziękujesz mi, naprawiając mnie gdy wrócisz.
Komputer wyłączył wszystkie systemy, teraz aby zareagował potrzebował
impulsu w postaci ręcznego włączenia systemu obronnego. Ader szedł
szybko w stronę wyjścia, zabrał swój miotacz i nóż. Powoli otworzył właz
i wyszedł na górę, zatrzasnął go za sobą. Panowała głęboka ciemność, ale
on widział wszystko wyraźnie. W pobliżu nikogo nie było, był sam. Ruszył
w stronę bazy, z której przyszedł Er. Szedł bardzo powoli, z daleka
omijał pozycje tutejszych, dużo czasu zajęło mu znalezienie szybu numer
pięć.
Obradowano już od zmierzchu, ale dopiero teraz posłano po Er. W gronie
dowódców panowała zbyt duża rozbieżność co do dalszego postępowania z
Obcym. Dano dla Er głos, gdy skończył długo jeszcze zadawano mu pytania,
które często się powtarzały. Najczęstszym było :"Kiedy zamierza
odlecieć?", ale na to pytanie Er nie znał odpowiedzi. Jego wypowiedź nie
wpłynęła zauważalnie na zebranych, nadal panowały rozbieżności. Grupa,
która była za schwytaniem Obcego i przeprowadzenia z nim prywatnej
rozmowy zyskiwała coraz większą liczbę głosów. Do dowódców oddziałów
szły już potajemne rozkazy nakazujące zbroić żołnierzy. Atak na wrak już
był pewny. Er nie mógł nic zrobić.
-Er, czy opowiedziałeś Obcemu jak do niego dotarłeś?- Er stał się
granatowy, to pytanie go sparaliżowało.-Er, powtarzam pytanie.
Ader schodził powoli, drabina była w wielu miejscach przerdzewiała, po
kilku minutach dotarł na dach transportowca. Szyb był rzeczywiście głęboki.
-...Tak, wspomniałem mu o tym...
-A co się stało z ładunkami które miałeś przy sobie?
-...Zostały w statku Gościa.
-Genialne. Zarządzam natychmiast zasypać szyb numer pięć.
Dopiero teraz Er zaczął się zastanawiać nad tym co mówił Obcemu.
"Dlaczego on tak dokładnie mnie słuchał, zadawał tak mało pytań, ale za
to bardzo trafnych. Jak mogłem się tak dać oszukać... Tylko dlaczego
mnie nie zabił?... Jasne gdyby mnie zabił nie mógł by wyjść ze swego
statku, żołnierze nadal by byli przy nim. Co za genialny podstęp."
-Zablokować właz. Przymocować grodzie, tylko dokładnie, mają być trzy
warstwy... Dobrze teraz drugą.
Odgłos grzmotu przeszedł korytarzem.
-Czemu tak szybko?! Ci na górze chyba oszaleli! Mogli nas tu zasypać,
gdyby ta gródź nie wytrzymała. Ty, biegnij na górę i sprawdź co się stało.
***
Szyb zasypano bardzo dokładnie, zaś jego okolice stale były patrolowane
przez silnie uzbrojonych żołnierzy. Do wraku wysłano trzy oddziały,
które powróciły bardzo szybko. Obrady trwały nadal.
-Udało nam się wejść do statku Obcego. Nie było żadnego oporu. W środku
panują straszliwe ciemności, ale mimo to udało nam się zbadać go w
całości. Nic w nim nie działa.
-A co z Obcym?
-Nie natrafiliśmy na jego ślad...
-Jednak nas zaatakował.- Powiedział jeden z wyższych rangą oficerów.-
Musiał zginąć w szybie numer pięć. Jego sprawę uważam za zamkniętą.
-A jeśli wtargnął do bazy?
-Niemożliwe.- Szybko odpowiedział dowódca straży.
-Rada ogłasza przerwę na posiłek.- Tak według większości zakończyła się
sprawa Obcego. Po posiłku przejdą do rozmowy nad wysłaniem kolejnego
oddziału w góry.
***
"Nie uwierzyli. "Więcej Aderowi nie trzeba było słyszeć, ruszył ponownie
korytarzem, po kilku minutach dotarł do rozwidlenia, a po dalszych
pięciu trafił na jakiś magazyn, nikogo nie było w pobliżu, wszedł do
środka. Był bardzo głodny.
***
Otworzył górny luk i wszedł do środka, chwilę męczył się z kodem włazu.
Udało mu się. Wszedł do bazy, nikogo nie było na korytarzu. Po chwili
dotarł do rozwidlenia korytarza, poszedł w prawo. Gdy uszedł około
pięćdziesięciu metrów tym ciemnym przejściem usłyszał głośne kroki
dochodzące zza jego pleców, jakiś odział przechodził obok i udał się do
luku z którego przed chwilą wyszedł. Włączył tłumacza i zawrócił. W tych
tunelach tłumacz działał na większe odległości.
***
W składzie było wiele różnych kontenerów z umieszczonymi na nich różnymi
rysunkami, prawdopodobnie przedstawiających produkt w nich zawarty,
wokół unosiły się przyjemne zapachy. Ader po chwili poszukiwań znalazł
coś co nadawało się do jedzenia, gdy już się najadł, szybko usnął- nigdy
nie sypiał po posiłku. Obudził się dopiero po kilku godzinach, znów
widział Sunbeam, wyglądała tak jak poprzednio, ale tym razem nie
pamiętał co mówiła. Po odbytej drzemce czuł się o wiele lepiej.
Postanowił znaleźć Er, ale nie wiedział dlaczego ma to zrobić.
Długo chodził po korytarzach, był na różnych kondygnacjach. Ponownie
zaczął doskwierać mu głód. W tedy właśnie dotarł na czwartą kondygnację.
Panował tutaj wzmożony ruch, poprzednio nie spotkał nikogo. Znalazł
jakąś starą płachtę i narzucił ją na siebie, włączył tłumacza, uruchomił
także nadajnik.
-Jeszcze nigdy tak długo nie dyskutowali.
-Masz rację.
Ader przemknął korytarzem i napotkał jeszcze większą grupę
rozmawiających między sobą.
-Podobno zabili Obcego.
-Jakiego Obcego?
-Ty jak zwykle o niczym nie wiesz. Nawet ten obdartus wie, prawda?
Ader poczuł się tak jak czuje się pilot, którego statek właśnie eksplodował.
-Prawda?- Ader tylko poruszył głową i szybko się oddalił.- A widzisz?
Szkoda z tobą rozmawiać.
Dotarł do końca korytarza, przy czerwonym włazie stało kilku żołnierzy,
zza którego dochodziły szczątki rozmowy.
-Więc kto wyruszy? Nie pozwolę aby ten...
-Nawet nie próbuj.
-Cisza!... Zadecyduje głosowanie... Wyruszy ten który zdobędzie
najwięcej głosów. Na wyprawę będzie mógł zabrać. .. i tyle jedzenia aby
starczyło mu do. .. Gór i z powrotem...
"Góry? Chyba chcą posłać następną wyprawę?" Ader zaczął powoli zbliżać
się do drzwi.
-Patrz kolejny więzień, który został ułaskawiony, ciekawe którą
kondygnację współtworzył?
-Stój! Nie wolno tam wchodzić.- Ader schylił się jeszcze bardziej.
-Chcę rozmawiać z Er.
-Co jest przyjacielu, prace na głębokościach niezbyt służą twojemu głosowi.
-Chcę rozmawiać z Er.
-Nie znam żadnego Er, a poza tym drzwi są zamknięte od środka i nie
wolno przerywać debaty, więc idź gdzie indziej szukać swojego Er.- Ader
powoli zaczął się oddalać.- Jak myślisz, chyba zwariował, może wezwiemy
służby medyczne?
Ader odwrócił się gwałtownie i wystrzelił z miotacza do jednego ze
strażników.
-Nawet nie próbuj! Otwieraj właz.
-A!...-Padł ogłuszony.
-Prawdziwy żołnierz.- Podszedł do drzwi, które naprawdę były zamykane od
wnętrza. -Przybył posłaniec. Otwierać. "Musi się udać"
-Do kogo? Trwa narada, nie wolno przerywać.
-Do Er...- Właz zaczął się powoli otwierać...
Ader wskoczył do wnętrza i przystawił miotacz do głowy strażnika.
-Opuść broń, albo ponownie wrócisz do robót na dole.- Powiedział pewnym
głosem strażnik do Adera. Sala zamilkła wszyscy patrzyli na Obdartusa.
-Nie.- Syntezowany głos rozszedł się po sali.
-Kim jesteś. Podaj numer.- Ader zrzucił z siebie płachtę i swym tygrysim
okiem popatrzył w oczy strażnikowi- Obcy?
-Ador?
-Ader. Witaj Er, miło że mnie poznałeś. Porozmawiamy? Mam dla was
propozycję.
-Jak tutaj wszedłeś.- Padł głos z sali.- Jak ominąłeś strażników?
-Przez drzwi. Śpią.
-Co masz nam do powiedzenia?- Przemówił przedstawiciel Rady.
-Powiedźcie temu za mną aby bliżej nie podchodził. Chcę WAM pomóc...
-Ty, w jaki sposób? Dlaczego mamy ci wierzyć?
-Mam odpowiednie kwalifikacje...- Zgasło oświetlenie w sali.
-Chcę go żywego!
Po chwili szamotaniny włączono oświetlenie. Gościa nie było.
-On musi być gdzieś tutaj. Nie mógł się wydostać. Znaleźć go
natychmiast!- Krzyczał dowódca straży.
-Potrafi poruszać się w ciemnościach.- Dodał dobitnie Er.
-Ponownie ci dziękuję, Er.- Ader wymówił te słowa zza pleców
przedstawiciela Rady.- No to jak?
-Dlaczego mamy ci zaufać?
-Dlaczego ja zaufałem wam?... Nie mam nic do stracenia. Ja pomogę wam a
wy naprawicie mój statek... Zgoda?
-Pozwól, że się naradzimy.
-Zaczekam na zewnątrz. Tylko nie próbujcie mnie oszukać.
Przepuszczono go bez słowa, nikt nie patrzył mu w twarz. Jedynie
przedstawiciel Rady patrzył podczas rozmowy. Ader szanował go za to.
Narada nie trwała długo, ale kłócono się bardzo ostro. Na korytarzu
wokół Adera zebrał się tłum gapiów (w bezpiecznej odległości). Jego
czarna postać dobrze rysowała się na tle srebrnych ścian korytarza. Z
tłumu wyrwało się dziecko i podbiegło do Adera, za nim szybko podbiegła
matka, ale nie zabrała dziecka tylko patrzyła Obcemu prosto w oczy.
-Dlaczego Pan tak dziwnie wygląda? Nie powinien się Pan ubierać na
czarno, to zły kolor.- Ader przykucnął i wziął dziewczynkę za rękę.
-Dlaczego uważasz ten kolor za zły? Ja tak nie myślę.- Matka dziecka
nieco się uspokoiła.
-Chmury mają taki kolor... one są złe. Czy Pan jest zły?- Ader lekko się
uśmiechnął.
-Nie, nie uważam siebie za złego. Gdy jest ciemno mogę chodzić
swobodnie, gdyż chmury mnie wówczas nie widzą.
-Adr, proszony jest do sali.
-Mam nadzieję jeszcze z Tobą porozmawiać. Kogo mam szukać gdy wrócę.
-Promień Słońca, niech Pan pyta o Promień Słońca.
-Ładne imię...
Na sali panowała cisza, wszyscy patrzyli na Przybysza, który potrafi
poruszać się w ciemnościach. Wskazano mu miejsce i poproszono aby usiadł.
-Wyruszysz jutro, damy ci odpowiednią ilość żywności.
-Czy będę mógł wziąć kogoś ze sobą? A co z bronią?
-Jesteś według nas wystarczająco uzbrojony. A o kim myślisz, kto będzie
chciał iść z tobą?
-Czy o mnie myślałeś?- Zza drzwi wszedł Er. Ader skinął głową.- Czyżbyś
się nie zgadzał.
-Zgadzam się. O tobie myślałem.
-U nas kiwnięcie głowy oznacza dezaprobatę.
-Er, czy na pewno chcesz wyruszyć?
-Tak.
-Dostaniesz żywność i broń. Wyruszycie rano. Ogłaszam naradę za
zamkniętą. Zaprowadźcie Gościa do jego pokoju.- Wyszli.
-Czy mają jakąś szansę?
-Nie. Ale musimy to zrobić.
-...Czy komuś kiedyś powiemy?
-A czy to coś zmieni?...
-Jaka jest odległość do Gór?
-Dziewięć obiegów marszu.
-Skąd wyruszymy?
-Zostaniemy dowiezieni do szybu wyjściowego w Srebrnym Mieście.
***
Tak jak powiedział Er tuż przed świtem dowieziono ich tunelami do szybu
wyjściowego do Srebrnego Miasta. Jechali długo ciemnymi korytarzami, po
drodze nie spotkali nikogo. Gdy wysiedli transportery natychmiast
odjechały. Transporter na górę nie działał już od dawna i nikt nie
myślał o jego naprawie. Znajdowali się dziesięć pięter pod powierzchnią
planety. Około drugiego piętra pod powierzchnią kończyła się drabina.
-Którędy teraz, Er?
-Zejdziemy trochę niżej i spróbujemy kanałami.
Tak też zrobili. W kanałach nie było problemów. Nie napotkali żadnych
zwierząt i po kilkunastominutowej wędrówce wyszli na powierzchnię.
Ujrzeli gruzy, gruzy i jeszcze raz gruzy. Nie było wyższej budowli niż
na dwie kondygnacje, wszystko było zmiecione. Co jakiś czas napotykali
zniszczone pojazdy. Dopiero po godzinie wyszli poza obręb miasta.
-Czy zabieraliście zabitych?- Er popatrzył na Adera.- Jednego chyba
przegapiliście.- Podeszli do szkieletu leżącego przy dużym białym kamieniu.
-To jeden z ostatniej wyprawy. Musieli znaleźć bazę. Musimy go spalić.
-Nie mamy na to czasu.- Ader zaczął się przyglądać szczątkom żołnierza.-
Nadal trzyma broń w ręku. Chyba coś wyrył na tym kamieniu. Przeczytaj, Er.
-"Uważajcie na odbicia one... "Więcej nie zdąrzył. Nie rozumiem co
chciał nam przekazać.
-Idziemy. Szkoda czasu.
Od wschodu nadchodziła noc. Podczas całodniowej wędrówki nie napotkali
żadnych form życia roślinnego czy też zwierzęcego, na niebie także nie
zauważyli żadnej aktywności. W ciągu następnych trzech dni nic się nie
wydarzyło, jedynie Góry z dnia na dzień stawały się coraz większe.
-Byłem prawie pewien, że coś tu u was jeszcze żyje.
-Ja też.
-Musimy wysłać drugą grupę.- Przerwał milczenie na sali Wer.
-Nie widzę takiej potrzeby.- Odpowiedział stanowczo Przedstawiciel Rady.
-A ja tak. Jeśli nie wyślemy drugiej grup