Ader Eridia Wyszedł na strome zbocze góry i rozglądał się. Był ciepły letni dzień, Słońca dochodziły zenitu. Jak daleko sięgał wzrokiem widział piękno przyrody. W oddali płynęła rzeka, nad lasami unosiła się jak zwykle gęsta mgła, tutaj nie znano deszczu, wysokie mgły były niebywałą rzadkością. Ziemia była zwilżana przez mgłę. Widok z góry był wspaniały. W oddali było widać piękne Srebrne Miasto. Po sam horyzont ciągnęły się lasy i pola uprawne, w ogrodach bawiły się dzieci, a po niebie szybowały ptaki. Odwrócił się i teraz patrzył na odległe Czerwone Góry, których wysokość dochodziła do sześciu tysięcy jednostek. Przyglądał się ich niedostępnym, ośnieżonym szczytom przez dalekowizjer, zachwycał się ich pięknem. Nagle zobaczył potężny błysk nad górami a po chwili upadł ogłuszony wielkim grzmotem pochodzącym od tego błysku, nigdy czegoś podobnego nie doznał... Er obudził się zlany potem, to był tylko "zły" sen. -Jeszcze chwila i wracamy, dobrze obserwujcie niebo, nigdy nic nie wiadomo.- Słowa te dowódca zwiadu kierował do swoich żołnierzy, nazywał się Wer, był silnie zbudowany, wzrostu około jednostki, w gronie dowódców uważano go za niezdecydowanego, ale mylili się, zawsze liczył się z życiem każdego żołnierza, zawsze starannie planował każdy ruch, jego oddział należał do najlepszych, a przy tym odznaczał się najmniejszymi stratami. W każdej bitwie szukał zemsty, jego brat Erd zginął podczas ataku wrogiej armii z Czerwonych Gór na Srebrne Miasto. W jego oddziale panowała wysoka dyscyplina, choć wszyscy żołnierze zwracali się do niego po imieniu. -Wer. Proszę spojrzeć na zachód. Zobaczył, na razie mały, obiekt na niebie, który najprawdopodobniej zbliżał się, szybko stawał się coraz większy, był dobrze widoczny na tle ciemnoniebieskich chmur, po kilku chwilach było już widać wyraźnie, że jego trajektoria ciągle się zmienia, dało się zauważyć, że coś zostało od niego odrzucone i około stu jednostek nad powierzchnią ziemi wybuchło. -Nie może nas wykryć, to chyba jakaś nowa broń. Wezwijcie Er, on się na tym dobrze zna.- Wer był zaniepokojony zaistniałą sytuacją, w ciągu ostatnich trzech obrotów stracił trzech ze swego oddziału liczącego teraz już tylko dwudziestu siedmiu żołnierzy, posiłków nie będzie. -Er zaraz przyjdzie. Obiekt ciągle się zbliżał, ale nie było nic słychać, panowała głęboka cisza, tak jak by to leciał ptak, a nie to. .. -To statek powietrzny.- Powiedział spokojnie Er.- Ale jakiś dziwny... -Co o nim sądzisz, Er?- Spytał szybko Wer. -To jakiś duży model, w naszych siłach nigdy takich nie mieliśmy, wygląda na jakąś nową broń, ale nie jestem pewien, jest strasznie cichy, tak jakby leciał bez silników, a poza tym jest sam, co może wskazywać na dużą siłę ognia tego statku. -Nadlatuje. Kryć się. Broń w pogotowiu. Statek przeleciał, może z dwadzieścia jednostek nad nimi i nic się nie stało. -Czyżby nas nie zauważył? Niemożliwe. Chyba tylko zbadał nasze pozycje.- Zabrzmiał głos jednego z żołnierzy -Możliwe.- Odparł Wer.- Ustawcie broń na maksimum. -Widzisz, Wer. Chyba leci dalej na wschód, nie zawraca. -Dlaczego ciągle zniża lot? Coś tu nie gra.- Powiedział Er, naprawdę zdziwiony. Chciał coś jeszcze powiedzieć ale nie zdąrzył. Usłyszeli, jakby potężny grzmot i za wzgórza numer trzydzieści siedem uniósł się grzyb ognia. -Rozbił się?- Rozległo się w oddziale. -Co sądzisz o tym, Wer? -Tam nie mieliśmy żadnych umocnień, nie miał potrzeby bombardować tamtego miejsca. Grupa pierwsza ze mną, druga i trzecia będziecie nas osłaniać, Er ty też chodź ze mną. Ruszamy. Szli powoli, do wzgórza trzydzieści siedem było jakieś trzysta jednostek. Gdy już tam dotarli, ujrzeli głęboki rów prowadzący aż do podnóża następnego wzniesienia, na końcu którego znajdował się dymiący jeszcze wrak, coś było obok niego. Statek naprawdę był duży. -Niesamowite. Rozbił się. Ubić drania. Ognia!- To była pierwsza tak szybka decyzja ze strony Wera. Zapanowało nad nim ponownie uczucie zemsty. Nie trafili i "napastnik" szybko schował się we swym wraku. 1. -Odział dwudziesty pierwszy! Odbiór. Co się tam stało? Czujniki zarejestrowały duży wstrząs w waszym rejonie. Wer, odezwijcie się! *** -Komputer zmień kurs na: dwa, osiem, sześć. -Czy mogę coś powiedzieć?- Zapytał pilota komputer pokładowy. Pilot skinął lekko głową.- Wybrałeś kurs przez niezbadane obszary. To może okazać się bardzo niebezpieczne. -Lecąc tamtędy oszczędzimy miesiąc drogi, więc zmień kurs i nie martw się tak. Nie przez takie strefy udawało nam się przelecieć w jednym kawałku. -Powtarzam, że to nie jest rozsądna decyzja. -Powinieneś mieć w swoich zasobach, że gresy nie można zbyt długo przewozić, bez naturalnego oświetlenia szybko ulega rozkładowi. -Wiem, mogłeś tego nie kupować. -Nie kłuć się ze mną.- Wstał ze swego miejsca przy pulpicie i zaczął groźnie machać zasiśniętą pięścią przed czujnikiem optycznym komputera. Przed nim mógł tak machać, ale osobnicy z jego gatunku, a był on człowiekiem, najprawdopodobniej wyśmiali by go (w przeciwieństwie do innych ze swego gatunku nie utrzymywał z nikim bliższych znajomości, trzymał się na boku a oni zawsze chodzili i latali grupami), nie był potężnie zbudowany, wręcz przeciętnie, sam w rzadnej bazie nie miałby szans, stratowaliby go, ale wśród gwiazd niewielu go zaczepiało, był bardzo dobrym pilotem, a w dodatku jego transportowiec był silnie uzbrojony, broń pochodziła głównie ze szczątków statków, które odważyły się pokusić o jego towar. Ludzie też go unikali, nie wyglądał na silnego to prawda, ale jego wygląd był raczej odpychający. Rzadko patrzyli mu prosto w twarz, miał wszczepione lewe oko, które pochodziło od gorundzkiego tygrysa, było prawie całe zielone, z poprzeczną, cienką, czerwoną źrenicą, jemu to nie przeszkadzało, jeśli chciał mógł widzieć w podczerwieni, nadfiolecie no i w zupełnych ciemnościach, to oko bardzo mu się przydawało, najbardziej chyba podczas wojny na dziesiątym księżycu Asdera, w tedy miał jeszcze o co walczyć, stamtąd pochodził, tam był jego dom. Po wojnie zmienił się, zaczął ubierać się na czarno, to właśnie w tedy zaczął stronić od ludzi. Przestał się przechwalać, schował broń pod kurtkę. Zmienił się. -Idę się przespać, obudź mnie, jeśli coś się wydarzy. Poszedł do swojej kabiny i szybko usnął. *** -Nie wychylać się. To rozkaz. -Ależ ciemno. -Komu ciemno temu ciemno. -Znalazł się mądrala. -Ty, cwaniak, pierwszy prowadzisz wachtę "Ten mój niewyparzony język "-Tak jest. To była naprawdę ciemna noc, bez gwiazd, bez księżyców, tylko chmury, czarne chmury. Wróg był zaledwie kilkaset metrów od jego pozycji. Podobno to ich oddział miał uderzyć o świcie, wśród żołnierzy słychać było odmawiane modlitwy. Po godzinie dziesiątej zapanowała cisza, przerażająca cisza. Obudził się gwałtownie. "A niech to, zasnąłem! Dobrze, że nikt mnie nie zauważył ".Panowała cisza, ale w tej ciszy usłyszał coś za swymi plecami. Powoli się odwrócił, zdjął opaskę z lewego oka. -Alarm!...- Tylko tyle zdążył krzyknąć. Jego zielone oko uratowało mu życie, zdążył dostrzec wroga celującego do niego z odległości pięćdziesięciu metrów. Atakowali. Ten po drugiej stronie był dobrym strzelcem, zdjął wartownika. Celny strzał i ręka trzymała się już tylko na skrawku rękawa od munduru. W tedy ostatni raz czuł ją naprawdę. Ocknął się gwałtownie z uczuciem straszliwego bólu w lewej ręce. -Moja ręka! -Uspokój się. To tylko złudzenie. Nie masz już przecież ręki.- Dobiegł głos komputera z komunikatora. -Masz rację... to było takie realne.- Odrzekł z żalem.- Ta sztuczna to nie to samo. -Alarm! Ader, szybko do głównego pulpitu. -Biegnę. Szybko dawaj opis sytuacji...Jestem. -Transportowiec na torze kolizyjnym. Nie odpowiada na wezwania. -Do transportowca na moim kursie, tu kapitan jednostki vd1449, odpowiedz na wezwanie, w przeciwnym razie otworzymy ogień. -To wasz statek wszedł na mój kurs, tu kapitan jednostki vr1233, ustąp, albo zabiorę ci twój ładunek. Dla ścisłości nazywam się Vert. -Znam cię, jestem Ader. -Więc giń, kocio oki. -To się okaże. Przerwać transmisję. Komputer osłony na maksimum. "To ten z baru, od razu wiedziałem, że to zawadiaka." Pierwszy strzał padł ze strony jednostki vr1233. Nawiązała się walka, działka laserowe poszły w ruch, przez całą walką było widać błyski energii tnącej nicość wszechświata. Pościg - ucieczka, życie - śmierć oto prawa rządzące rynkiem kosmosu, chcesz zarobić jako handlarz to wcześniej czy później będziesz musiał walczyć, walczyć z piratami lub innymi handlarzami. W tym przypadku spotkało się dwóch handlarzy. Jeden jak i drugi chciał żyć, zarabiać... Pilot jednostki vr1233 był naprawdę dobry, nie potrafili przełamać jeden drugiego przez długi czas. Ader pierwszy mocno oberwał, od jego statku zostało odstrzelone tylne działko. Vert siedział mu na ogonie... Z obu statków jednocześnie odpalono torpedy. To ich rozłączyło na chwilę, uciekali teraz od torped przeciwnika. Torpeda Adera minimalnie sięgła celu, statek Verta doznał niewielkich uszkodzeń. Ponownie ruszyli na siebie... -Komputer, przerzuć całą moc na działko numer trzy.- Rozkazał Ader. Trafił prawie tam gdzie chciał, jedyny słaby punkt statków typu vr, to znaczy w miejsce połączenia luku drugiego ładowni z trzecim, poskutkowało. Statki typu vd też miały swój słaby punkt i zanim promień lasera wystrzelonego przez Adera doszedł celu przeciwnik zdążył wystrzelić unkarańską torpedę, torpedę od której nie można uciec, zawsze trafia w cel. -Znam twój słaby punkt, Ader. Eksplozja na obu statkach, ale pilot jednostki vd ustabilizował jeszcze na moment swój statek aby wycelować i dobić przeciwnika (niepisane prawo nakazywało zabić pokonanego), ale nie strzelił. *** Po wyjściu przez górny właz na powierzchnię jego oczom ukazał się straszliwy widok, powierzchnia planety przypominała powierzchnię Amboru po wojnie. Kikuty uschniętych drzew, niektóre były spalone, około dwudziestu kilometrów na zachód dostrzegł ruiny jakiegoś wielkiego miasta, wokół nie było widać nic żywego, ani roślin, ani zwierząt. Planeta wyglądała na zupełnie opustoszałą. Zeszedł na powierzchnię, sam piasek, ani kropli wilgoci. Woda jeśli była to albo głęboko pod powierzchnią planety, ale pewniej cała była zgromadzona w chmurach. "Ani śladu życia, wszystko wskazuje na to, że przyjdzie mi tu umrzeć z głodu." -Komputer, znalazłeś coś? -Nadal sprawdzam teren, w promieniu stu metrów brak śladów życia poza nielicznymi bakteriami. -Szukaj dalej. -To zajmie trochę czasu, nie jestem już tak sprawny jak przed tygodniem. -Wiem, ale postaraj się. Chmury zaczęły się zbierać nad statkiem, przynajmniej tak wydawało się Aderowi. W oddali widać było błyski piorunów, spojrzał przez lornetkę, tam gdzie uderzały na pewno nie padał deszcz. "W tej okolicy nie padał chyba od miesięcy. Jak to możliwe przy takiej ilości chmur?" -Komputer, jak idą poszukiwania? -Jak narazie bez rezultatów. -Zawiadom mnie jak coś odkryjesz ciekawego. Postaram się naprawić pomniejsze uszkodzenia w kadłubie. Zapomniał bym, co to za planeta? -Nie mam pojęcia. Mówiłem przecież, że to niezbadany obszar, cieńcia w budżecie i tym podobne sprawy, ustalono okrężne szlaki komunikacyjne i zapomniano o tym rejonie. -No i my teraz tu jesteśmy, pionierzy na mięso. -Może nie na mięso, ale nie będę pokazywał przez kogo tu jesteśmy. -Nie masz czym. -Dlatego nie będę. *** -Co za wspaniałe powitanie!? Dlaczego mnie nie ostrzegłeś!?- Krzyczał jak mógł tylko najmocniej, gdy zatrzasnął za sobą właz. -Jestem nieco uszkodzony, nie mogę jednocześnie rozmawiać z tobą i penetrować obszaru. -Sprawdź ilu jest napastników! -Spokojnie, tylko nie wrzesz, bo mi czujniki głosu uszkodzisz...Jest ich siedmiu... nie osiemnastu, siedmiu na przedzie reszta chyba ich osłania, są dobrze uzbrojeni, ale do środka się nie dostaną. -Czy te boczne działko jeszcze działa? -...Tak, jest sprawne. -Idę do działka, co robią? -Strzelają... Właśnie przestali... Chyba się przegrupowują. -Nie przebijemy się do środka, Wer. Jest zbyt mocno chroniony jak na ten sprzęt. -Wer, dowództwo. -Co tam się u was dzieje, czego nie odbieracie sygnału. Powinniście wrócić już 23.7 temu. -Musieliśmy zachować ciszę, mamy tutaj dziwny obiekt, prosimy o wsparcie. -To pułapka. Musicie natychmiast wracać. Wysokie mgły kumulują się nad waszymi pozycjami. Zarządzam natychmiastowy odwrót. Jeśli jutro ten wasz obiekt będzie tam jeszcze, to będziecie mogli go sprawdzić, a teraz wracać. -Tak jest. Grupy pierwsza, druga odwrót. -Ader, oni bardzo szybko się wycofują. -Śledź ich pozycje. -Sto metrów... Sto dwadzieścia... Kompletnie stracili szyk, jakby przed czymś uciekali. -Wykrywasz coś? -...Nie. Znikają... Chyba schodzą pod ziemię w odległości około ośmiuset metrów od nas. Nie potrafię dokładniej określić odległości. Skala błędu plus, minus sto metrów. -Ciekawe dlaczego tak szybko się wycofali? Na zewnątrz zbierały się chmury, zbierało się na wielką "burzę"... Rozległy się grzmoty, pioruny zaczęły uderzać w ziemię. Zdumiewająco blisko statku. Powoli zaczęły się przybliżać -Komputer. Co się dzieje na zewnątrz? -Spokojnie Ader, to tylko burza, choć muszę przyznać pioruny uderzają coraz bliżej nas, jakby były na nas kierowane. -Jak długo wytrzymamy jeśli to coś nas atakuje? -Bardzo krótko. Zginiesz za drugim trafieniem, ja może wytrzymam do czwartego. -Optymista z ciebie. -Co tam znaleźliście, Wer? -Er, mów. -To niespotykany typ statku kosmicznego, najprawdopodobniej nowa broń z gór... -Mylicie się.-Po tych słowach Efga nieco osłupieli.- Właśnie otrzymaliśmy meldunki z czujników na powierzchni, mgła atakuje ten wasz obiekt, co może jedynie oznaczać, że on nie jest po ich stronie. Kiedyś podróżowaliśmy wśród gwiazd, możliwe, że teraz ktoś przyleciał stamtąd. -Jak mi wiadomo, podczas tych wypraw nie odkryto żadnych wyższych form życia? -Masz rację Er. Dlatego nie wiemy, czy to coś co przyleciało jest nastawione wrogo czy też pokojowo. -Teraz na pewno wrogo.- Wer zwiesił głowę.- Strzelaliśmy do przybysza, myślałem, że to ci z gór wylądowali. -Zadecyduję jutro co z tobą zrobić, tylko dlatego, że jesteś zasłużonym żołnierzem. Rozejść się. Żaden piorun nie trafił w statek i po półgodzinie burza odeszła. -Ader, "przejaśnia" się. -Żadnych uszkodzeń? -Nie zostaliśmy uszkodzeni, na szczęście, wygląda na to, że to była zwykła burza, deszcz nie spadł. -Więc to nie była zwykła burza. *** Świt był jak każdy inny, promienie słońc nie przebijały się przez gęste chmury, nie było mgły. We wszystkich punktach na powierzchni panował tym razem wzmożony ruch spowodowany przybyciem Obcego. Pod powierzchnią obradowano nad tym faktem, jaką grupę wysłać, z jakim uzbrojeniem i czy przybysz w ogóle przetrwał atak wysokich mgieł? Er znów tego ranka obudził się gwałtownie, śnił o przybyszu. We śnie widział go jako potężnego mężczyznę, uzbrojonego po same uszy, widział jak obcy wyszedł ze swego statku w pełni uzbrojenia, a za nim wyszedł jeszcze oddział innych, podobnie wyglądających do wodza i jak ruszyli na ich umocnienia, potem widział krwawą bitwę, jak ze statku wciąż wychodzili nowi aby pomścić śmierć towarzysza zastrzelonego poprzedniego dnia. Nie wiedział, czy to co widział wydarzyło się naprawdę, czy też dopiero się wydarzy, jego sny często się sprawdzały... Po przebudzeniu ta myśl nie dawała mu spokoju, jeśli tam jest ich więcej i chcą dziś uderzyć? Er nie był żołnierzem, ale dobrze znał się na broni... magazynu nikt dziś nie pilnował, wszyscy byli na wyższych poziomach, bez trudu znalazł miejsce składowania materiałów wybuchowych. "Jeśli się mylę to nic się złego nie stanie, ale jeśli mam rację to ich powstrzymam. "Szybko opuścił magazyn i udał się do nieużywanego od dawna wyjścia na powierzchnie numer pięć, szyb był wyłączony z użytku, po którymś z ataków wysokich mgieł, transporter nie działał, ale szyb nie został zasypany, więc można było się nim wydostać, ale gdyby nastąpił atak, gdy będzie w szybie... Szyb miał dziesięć pięter wysokości, ale Er zaczynał swój marsz od czwartego. Wchodził w miarę szybko, tylko przy samym końcu... o mało nie spadł. Po wyjściu na powierzchnię ujrzał widok, który oglądał od prawie czterech obiegów - pustynię zamiast lasów i ogrodów, Srebrnego Miasta też już nie było. Omijając stanowiska obronne ruszył w kierunku wraku, gdy tam dotarł, słońca dochodziły zenitu, był zmęczony, zabrał wiele ładunków. W pobliżu statku nie było nikogo, mógł spokojnie podejść do niego, nic się nie stało. "Chyba zginął. "Zaczął obchodzić statek, w stronie, której ubiegłego dnia nie widzieli, była znaczna wyrwa, przez którą można było zajrzeć do wnętrza, tylko zajrzeć, w środku niczego nie było. Z trudem wszedł na wierzch statku, który był mocno przechylony, znalazł właz i zaczął go otwierać, po wielu próbach w końcu udało mu się, wszedł do środka i ujrzał tylko... *** -Ader, obuć się.- Dobiegało z komunikatora, który ledwo działał. -Czemu mnie budzisz? Podaj współrzędne -... -Dlaczego mnie budzisz? Miałem parszywy sen. O co chodzi? -Chodzi o to, że ktoś zbliża się do nas. -Podaj prędkość i wielkość statku, czy odpowiada na wezwania? -Obudź się wreszcie!- Komunikator przestał działać, mógł teraz jedynie odbierać dźwięki z tej kabiny. -A niech to... myślałem, że to tylko był sen, tak dobrze odpoczywałem... Głośnik wysiadł... Już idę do głównego pulpitu... -Jest sam, chodzi wokół statku, myślę, że on myśli, że ty nie żyjesz. -A to się zdziwi, czego on tu może chcieć? -Wszedł na górę, czy mam przeprowadzić skaning?- Ader kiwnął głową.-... Analizuję jego bagaż... Wyodrębniam cząstki nie organiczne... On ma przy sobie mnóstwo materiałów wybuchowych, chyba chce nas wysadzić... Grzebie przy włazie... -No to się zdziwi. Idę tam. Na razie wyłącz wszystkie systemy w środku, ma być ciemno. Zrozumiałeś? -bzzzszszzz... Ader lubił chodzić po ciemku, zwłaszcza w wielkich bazach, tam zawsze było dużo ciemnych przejść, nikt go nie widział a on widział wszystkich, lubił być niezauważany. Szybko dotarł do górnego włazu (jedynego przez który można było wejść, reszta była w piachu), uaktywnił broń i czekał... Po chwili właz uchylił się i do korytarza wpadło trochę światła, Ader stał daleko i nie był widoczny. Czekał jak kot, aż mysz się wychyli. Er powoli schodził po drabince, stanął na podłodze i zaczął się rozglądać. Ader wycelował dokładnie w jego głowę, nie w korpus, Gość był zbytnio obładowany ładunkami, Ader nie chciał wysadzić i siebie. Er spojrzał w jego kierunku, ale ujrzał tylko błysk wiązki lasera... *** -Zgadzam się, damy dla Wera jeszcze jedną szansę. Wezwijcie go tu.-Wer czekał za drzwiami, wszedł, był pewien, że to już koniec jego służby.- Dajemy ci jeszcze jedną szansę, Wer. Jeśli przybysz lub przybysze jeszcze żyją to przyprowadź ich żywych. Zrozumiano?- Tak jest.- I jeszcze jedno, Er pójdzie z twoim oddziałem. Przyprowadzić Era. Tym razem proszony nie wszedł natychmiast, nie wszedł w ogóle. -Jak to nie ma, znaleźć mi go natychmiast! Przeszukano całą bazę, wszystkie piętra, nigdzie go nie było. Zaczęto szukać go na zewnątrz. -On uciekł, znaleźliśmy ślady wychodzące ze szybu numer pięć, omijał nasze punkty i poszedł do wraku, w pobliżu go nie było, chyba wszedł do środka... -Zdradził?... Wykluczone. Wer, wyruszcie natychmiast. Wiesz co masz zrobić. -Wiem. Oddział już czekał na zewnątrz, uzbrojony mocniej niż ostatnio. Ruszyli biegiem w stronę wraku, na niebie nie było widać żadnych ruchów. Szybko dotarli na miejsce i okrążyli wrak, także zauważyli wyrwę, ale się nie zbliżali. Przez dalekowizjery widzieli ślady na piasku, które biegły wokół statku, niechybnie był w środku, tylko czy jeszcze żył? Otworzyli ogień... -Ader!- Rozległo się w korytarzu.- Atakują, chyba przyszli po Szperacza. -Jak z osłonami? -Jeśli wyłączę wszystko we wnętrzu, to może zadziałają. -W porządku. Od trzech dni nic nie jadłem, większość zapasów poszło w próżnię gdy wtedy nas trafił, wyszczel kilka razy z działek dla strachu, ja muszę zająć się naszym gościem... Ale ciężki... Waży z osiemdziesiąt kilo... -Wycofać się na dalsze pozycje! -Baza! Baza! Otworzono do nas silny ogień, bez posiłków się nie przebijemy. -Jakiego wsparcia potrzebujecie? -Prosimy o przysłanie LP400, jak najszybciej. -Zobaczę co da się zrobić, wróg właśnie zaatakował na pozycję w kwadracie cztery, sześćdziesiąt dwa. -Zrozumiałem. Bez odbioru. Wer, na razie nie mogą nam przysłać, musimy trzymać się z tym co mamy. -Strzelać jak tylko coś się wychyli. Nadchodziła noc i nikt nie próbował wyjść z wraku, powoli tracili nadzieję, że Er nadal żyje. Mimo że tak długo przebywali w jednym miejscu, na otwartej przestrzeni nie zauważyli żadnej aktywności na niebie, panowała cisza, tylko od czasu do czasu odbierali meldunki o walkach, a raczej utrzymywaniu pozycji w kwadracie cztery, sześćdziesiąt dwa i trzy. Posiłków ani LP400 nie będzie najprawdopodobniej przed świtem a przed zmrokiem muszą się wycofać mimo wszystko. *** Powoli dochodził do siebie, w pomieszczeniu panował półmrok, ktoś stał przed nim. -O! Ocknołeś się wreszcie. Komputer zwiększ natężenie światła. Po co tu przyszedłeś? Mów! Er nie zrozumiał ani słowa. -Ikloze !-Było to jedno z najgorszych wyzwisk w tych stronach, ale Ader go nie zrozumiał. -Co tam marudzisz?- Żadnej odpowiedzi, przystawił mu miotacz do głowy, Er cofnął się na tyle ile mógł.- To rozumiesz... To świetnie. "No to nieźle się wpakowałem. "Komputer wzmocnił światło i dopiero teraz Er mógł dokładnie obejrzeć przeciwnika, rozczarował się, nie był ani wysoki, ani silnie zbudowany, zwykły... no właśnie kto? Er rozważał swoją pozycję, ale nic nie przychodziło mu do głowy, nie potrafił zrozumieć o czym mówi Obcy, był głodny, w kieszeni miał trochę koncentratów, ale miał związane ręce, zaczął się szarpać. -Ty! Uspokój się, bo znów pójdziesz spać.- Er spojrzał na kieszeń w kurtce.- Ader to zauważył i sięgnął nożem, rozciął jego kieszeń, z której teraz wypadła mała torebka z jakimś płynem.- Myślisz, że to wypiję co? Najpierw ty.- Rozciął torebkę i przystawił do ust Era, który szybko zaczął z niej pić.- Koniec! Zobaczymy czy to nadaje się do jedzenia, tylko nie uciekaj.- Szybko wyszedł z kabiny. "Gdzie on z tym poszedł? Chyba zaniósł koncentrat do jakiejś analizy, albo pokazać towarzyszom" -Komputer, przeprowadź analizę. -Rozpoczynam... Substancja oparta na związkach organicznych... Wysoce energetyczna... Nie wywołuje żadnych skutków ubocznych... W pełni nadająca się do spożycia. -To świetnie, przynajmniej to. To co zostało z gresy nie nadaje się już do jedzenia. Jak idzie analiza jego mowy? -Z jednego słowa nie wiele mogę wywnioskować, stale analizuję rozmowy tych na zewnątrz, ale narazie bez rezultatów. -Ten jego napój jest całkiem niezły. -Wypuścisz Jeńca? -Chyba oszalałeś, żeby im powiedział, że jestem tutaj sam a w dodatku, że jestem bez jedzenia. Chyba naprawdę coś ci się poprzestawiało. Teraz ty z nim pogadaj, ja idę się przespać, tylko od czasu do czasu sprawdzaj pozycję tych na zewnątrz. Er siedział nieruchomo, nie było możliwości ucieczki. Za włazem panowała cisza, na tyle ile mógł zobaczyć, panowała tam ciemność absolutna, nawet gdyby się oswobodził nie miałby szans przejść tego labiryntu. Ciągle miał przed sobą jego twarz i jego zielone oko, które jak mu się wydawało wysysało z niego potrzebne dla Obcego informacje. Nie mógł zasnąć... Usłyszał na korytarzu znajome głosy, były coraz głośniejsze, nagle usłyszał krzyk i zapanowała cisza. Nie rozumiał słów, ale był pewien, że to były głosy, ludzi z oddziału Wera. "A niech go, zaczaił się na nich tak jak na mnie, w tych ciemnościach nie mieli żadnych szans." -Ikloze !-Wrzasnął na cały głos. -Jak się czujesz?- Usłyszał Er po swojej lewej stronie, mowy nie rozumiał. "Jak on tutaj wszedł?" Powoli obrócił głowę, nikogo nie było. Ponownie usłyszał czyjś głos, tyle że po prawej stronie, tym razem obrócił się natychmiast, ale tam też nikogo nie było. -Nie graj ze mną. -Analiza w toku...- Usłyszał tym razem przed sobą, nikogo tam nie było, głos dochodził ze ściany.- Nagranie odniosło oczekiwany skutek... Kod złamany... Witaj Nieznajomy. To już Er zrozumiał, ale nie wiedział kto do niego mówi, głos dochodził z każdej strony. -Kim jesteś? Pokaż się. Jednak znasz moją mowę. -A kim ty jesteś? -Jestem Er, pokaż się. -Nie mogę, jestem tylko komputerem. -U nas nie ma komputerów na tak wysokim poziomie. Czy takich jak ten co mnie złapał jest więcej, czy tych w korytarzu złapał tak jak mnie czy zabił i co zrobi ze mną? -Na pewno cię nie wypuści, sam mi to powiedział. W korytarzu nikogo z twoich nie było, to była tylko symulacja, musiałem sprawdzić jak zareagujesz. -Kiedy on przyjdzie? -Za jakieś dwanaście godzin, tj. pół obrotu. Wasza broń też jest niezła, te wasze pioruny. -Mówisz o tych wyładowaniach elektrycznych, to nie nasza robota. Przepraszam za ten wczorajszy atak, widzieliśmy jak zrzuciliście jakąś ładunek wybuchowy, uznaliśmy was za wrogów. Czy się myliliśmy? -To nie był atak, musieliśmy odrzucić uszkodzony obiekt naszego statku. Teraz śpij, nie martw się, jeszcze dzisiaj on cię nie zabije. -Do czego jestem mu potrzebny? -Tego mi nie powiedział. *** Gdy nadeszła noc Wer ze swym oddziałem musiał się wycofać, tutaj nikt nie był pewien co przyniesie noc. Ader nie mógł spać, czuł głód. Dla zabicia czasu wziął się do naprawiania komunikatorów, ale nie zajęło mu to dużo czasu, długo chodził po statku, dotarł w końcu do trzeciego luku ładowni gdzie kiedyś była składowana gresa, teraz nic tam nie było, wszystko zostało wyssane w nicość wszechświata gdy unkarańska torpeda doszła celu, na szczęście właz do tego luku był zablokowany i reszty statku nie wyssało. W standardowych modelach vd nie było tej przegrody i Vert myślał, że w tym też nie ma. "Tylko co mi to dało, teraz albo padnę tu z głodu, albo kolesie Szpiega mnie wykończą. Szeroki wybór możliwości, nie ma co. "Tutaj nie było komunikatorów i Ader nie wiedział, że komputer nauczył się już mowy Gościa. Usiadł przy włazie i rozmyślał nad swoim położeniem. *** Siedział przed swym domem w lesie, był piękny wiosenny poranek, z lasu dochodził śpiew ptaków. Z domu dochodził zapach przygotowywanego śniadania, słyszał wyraźnie jak jego żona, którą nazywał Sunbeam krzątała się po kuchni. Tego ranka nie było mgły. Zaczął spokojnie ostrzyć nóż, zbliżał się czas śniadania. -Choć, śniadanie już prawie gotowe. -Już idę.- Wstał powoli. Chciał jeszcze raz przed śniadaniem wsłuchać się w śpiew ptaków, ale te zamilkły. Stał tak przez chwilę z zamkniętymi oczami, otworzył je raptownie, zdążył zobaczyć jedynie wielkie pazury podążające w jego stronę, odruchowo wyciągnął nóż przed siebie... Stracił przytomność. Otwierał powoli "oczy", światło raziło go mocno, powoli zaczął wracać wzrok, nie mógł się ruszać. -Sunbeam, nic nie widzę lewym okiem, pomóż mi, boli... -Już nie boli.- Ból odszedł. Uświadomił sobie, że lewą stronę głowy ma silnie obandażowaną. Potem długo spał, śnił. Obudził się już bez bandaży na oku, odzyskał władzę w kończynach. Sunbeam była przy nim, przyglądał się jej długo, była piękna w tym świetle. Chciał dotknąć ręką swojej twarzy, ale mu ją zatrzymała. -Nic Ci nie będzie, Ader. Musisz dużo odpoczywać.- Dopiero teraz uwierzył, że nie ma już lewego oka... -Sunbeam, czy będziesz przy nie zawsze? -Tak, zawsze będę przy Tobie, nie pozwolę Ci umrzeć dopóki nie dokonasz czegoś wielkiego. Ader ocknął się. "Czy tutaj tego dokonam, Sunbeam?" Ujrzał Ją ponownie, wyglądała tak jak w tedy gdy Ją ujrzał po raz pierwszy. -Tak. -Zniknęła. -Czyżbyś rozmawiał ze zmarłymi?- Ader usłyszał głos dochodzący z korytarza, dostrzegł w nim swego jeńca. Ader nie miał przy sobie broni. -Jak udało ci się wyjść? -Historia mnie wzywa.- Zniknął. *** Ader obudził się. "Niech tak będzie." Poszedł do kabiny, gdzie przebywał Gość, otworzył właz, Er spał. Obudził się gdy Komputer włączył oświetlenie. -Wstawaj! -Komputer szybko przetłumaczył polecenie. -Po co, jeśli masz mnie zabić, to równie dobrze możesz zrobić to tutaj. -Jesteś wolny. Najpierw zaskoczenie a później strach. "Będę sobie spokojnie szedł a ten mi wypali w tył głowy, jaki wspaniałomyślny."- Wolny? Przecież mogę powiedzieć tym na zewnątrz, ze jesteś tutaj tylko ty. -Nie dbam o to, nie mam co jeść, a może mam zjeść ciebie. Na tydzień by mi starczyło. -Skoro nalegasz. Jaka jest pora obrotu? -Jest noc, za dwie godziny świt.-Ader rozciął węzy.-Możesz iść. -W nocy! Chyba nie jesteś stąd! -Owszem nie jestem. Idź póki nie zmienię zdania. -Możesz wypuścić mnie rano.- Ader był zaskoczony udzielonom wypowiedzią.- W nocy nie pójdę. Jeszcze nie oszalałem. -Czyżbyś tak jak twoi kumple bał się nocy? Oni też się wynieśli. -Prowadzimy wojnę z wysokimi mgłami. W nocy jestem bezbronny. Nie pójdę na pewną śmierć. Od czterech obiegów z nimi walczymy... "Może o to chodziło Sunbeam?" Pomyślał Ader i słuchał w skupieniu całej historii, opisów ataków wysokich mgieł, jak atakują przeważnie wielką siłą. Er mówił, że kiedyś z mgły wyszły wielkie roboty, ale z czasem mgły atakowały tylko prądem. Er nie wiedział kto dowodził mgłami, po prostu pewnego dnia pojawiły się. Opowiadał jak wielu powędrowało w góry, żeby odnaleźć siedzibę wroga, nikt stamtąd nie powrócił. Jak podczas jednej bitwy stracili większość swej floty powietrznej, jak od trzech lat nie odnoszą żadnych sukcesów w walce. Wróg zapanował nad pogodą, a ich naukowcy nic nie potrafili zdziałać. Mogli tylko czekać. Woda była coraz głębiej. Wszystkie miasta w gruzach, musieli mieszkać pod ziemią. Opowiadał jeszcze długo. -Każdej nocy schodzicie pod ziemię? -Zawsze ktoś zostaje, ale w nocy panują nieprzebyte ciemności, większość sprzętu została zniszczona. W nocy jesteśmy ślepi. -Więc każdy może was podejść? -Tak. -Więc wasz wróg nie musi z wami walczyć, wystarczą dzikie zwierzęta i noc. -Tak. -A pojazdy na ziemne, czemu ich nie używacie? -Mgły są bardzo czułe na ruch. Pojazdy są zbyt duże, szybko je wykrywa i niszczy, nawet twój statek chciały zniszczyć, ale się nie ruszał i stwierdziły, że jest niegroźny. -Ader, już świt. -Zabrzmiał głos komputera. -Jak ty się właściwie nazywasz? -Jestem Er. -Możesz już iść, Er. Komputer głosem poprowadził Er do wyjścia. Ranek był taki jaki zwykł być od czterech obiegów. Oddział Wera już był na stanowiskach. -Broń w pogotowiu, właz się otwiera. Strzelać tylko na mój rozkaz.- Właz otworzył się bardzo powoli. Długo nikt z niego nie wyglądał. W oddziale rosło napięcie, już dawno stracili nadzieję, że Er jeszcze żyje. Powoli wysunęła się czyjaś głowa. Wer przyłożył dalekowizjer do oczu. Długo nie mógł uwierzyć w to co widzi.- Nie strzelać, powtarzam nie strzelać, to Er. Tylko mi nie wstawać, poczekamy aż sam tu przyjdzie, może to pułapka.- Er długo się rozglądał, nie mógł przywyknąć do światła na powierzchni, choć było ono słabe jak zwykle, to i tak o wiele mocniejsze niż we wnętrzu statku, w końcu zobaczył żołnierzy, pomachał ręką i ruszył w ich kierunku. Po chwili był na miejscu, nie mógł ochłonąć, łapczywie chwytał powietrze, z radości, która z niego promieniowała nie mógł przez dłuższy czas nic powiedzieć. -Ilu ich jest? -Jakie są ich zamiary? -Jak są uzbrojeni?- Dlaczego cię wypuścili?- Powiedz coś wreszcie! -On jest tylko jeden... -Tylko jeden? -Tak tylko jeden, nie ma co jeść, nie ma wrogich zamiarów...- Nic więcej nie powiedział, padł na ziemię. -Zabierzcie go szybko na dół. Oddział drugi bądźcie w ciągłym kontakcie. Er otworzył oczy, znajdował się w białej sali, nigdy nie lubił tutaj przychodzić, ale teraz ucieszył się widząc te ściany. Właśnie odłączano od niego aparaturę, gdy wszedł Wer z lekarzem. -To tylko niegroźnie zatrucie gazami pochodzącymi najprawdopodobniej ze statku Obcego. -Nie wydawało mi się aby chciał mnie zabić. -Ale sam przyznasz, że to trochę dziwne, że cię wypuścił. Może gdy zdobył potrzebne informacje stałeś mu się już niepotrzebny. -To by mnie zabił i zjadł. On nie ma jedzenia. -Mógł cię oszukać. Jak się z nim porozumiewałeś? -Nasze wypowiedzi tłumaczył komputer. -Komputer?- Wer zapytał zaskoczony. -Tak komputer. Jego statek stoi na wyższym poziomie technologicznym, oczywiście nie rozmawiał ze mną od razu, jego komputer jakiś czas uczył się naszej mowy. -Jak wyglądało powitanie, jak cię traktował. -Gdy wszedłem do jego statku ogłuszył mnie, obudziłem się związany, ale poza tym nic mi złego nie zrobił. Co zamierzacie zrobić w jego sprawie, Wer? -Rada o tym zadecyduje na dzisiejszym zebraniu, prawdopodobnie będziesz tam zaproszony. -Ale wszystko już ci powiedziałem. -Oni chcą to usłyszeć od ciebie. *** -Jak myślisz, co zadecydują wobec nas, gdy wysłuchają Er? -Nie uwierzą mu, najprawdopodobniej przyślą doborowy oddział i nas rozwalą. -Przecież sam chciałeś go wypuścić. -Ja się tylko pytałem. Tak na marginesie to mógł byś naprawić mój wizjer na zewnątrz, nie wystarcza mi tylko radar i fale, chciałbym zobaczyć gdzie tkwimy. -Jak nas nie rozwalą to naprawię, ale tak na wszelki wypadek to chciałbym mieć jakiegoś tłumacza na zewnątrz. -Ja nie mogę. -Wiem i dlatego musisz mi pomóc zmontować takie urządzenie. Przeszukaj swoje zasoby i wybierz możliwe elementy, które są na statku. Komputer długo przeglądał swe dane, ze znalezieniem potrzebnych elementów na statku też miał dużo problemów, ale po trzech godzinach poszukiwań w końcu znalazł, ciągle psuły się jakieś jego elementy i działał coraz wolniej. Gdy Ader zmontował już pół tłumacza komputer musiał wyłączyć większość czujników we wnętrzu statku, te na zewnątrz wyłączył już na samym początku. Mógł działać tylko w głównej sterowni, tam też przebywał Ader. -Jak długo jeszcze wytrzymasz? -Moje zasoby pamięci nie są uszkodzone, jeśli wyłączę wszystkie systemy przetrzymam jeszcze około dwóch tygodni, bez niezbędnych napraw nie wytrzymam dłużej. -Nie mam tutaj odpowiednich narzędzi. Wyłącz klimatyzację i odetnij wszystkie urządzenia, ale na razie bąć jeszcze aktywny, gdy skończę tłumacza wychodzę na zewnątrz i idę do nich, muszę zaryzykować. -Wrócisz? -Wrócę, przecież ktoś musi Cię naprawić. Teraz powiedz mi gdzie mam to podłączyć? -Widzisz tę czerwoną kostkę, przyłącz to do niej, następnie kostkę wetknij w tę białą, przewód fk podłącz do tej trójkątnej wypustki. Następnie ustaw częstotliwość nadawania, to te białe regulatory, zwiększ powiększenie okularu i na prawej stronie białej kostki powinieneś zobaczyć małą trójkątną wypustkę, przekręć ją o sto osiemdziesiąt stopni w prawo. -W lewo czy w prawo co za różnica? -Ja tu jestem specjalistą w tych sprawach i ma być w prawo. Teraz powinno działać. Zasięg do dwudziestu metrów, ale musisz słuchawkę mieć w uchu, inaczej nie zadziała. -Świetnie. Dzięki. Muszę już iść. -Podziękujesz mi, naprawiając mnie gdy wrócisz. Komputer wyłączył wszystkie systemy, teraz aby zareagował potrzebował impulsu w postaci ręcznego włączenia systemu obronnego. Ader szedł szybko w stronę wyjścia, zabrał swój miotacz i nóż. Powoli otworzył właz i wyszedł na górę, zatrzasnął go za sobą. Panowała głęboka ciemność, ale on widział wszystko wyraźnie. W pobliżu nikogo nie było, był sam. Ruszył w stronę bazy, z której przyszedł Er. Szedł bardzo powoli, z daleka omijał pozycje tutejszych, dużo czasu zajęło mu znalezienie szybu numer pięć. Obradowano już od zmierzchu, ale dopiero teraz posłano po Er. W gronie dowódców panowała zbyt duża rozbieżność co do dalszego postępowania z Obcym. Dano dla Er głos, gdy skończył długo jeszcze zadawano mu pytania, które często się powtarzały. Najczęstszym było :"Kiedy zamierza odlecieć?", ale na to pytanie Er nie znał odpowiedzi. Jego wypowiedź nie wpłynęła zauważalnie na zebranych, nadal panowały rozbieżności. Grupa, która była za schwytaniem Obcego i przeprowadzenia z nim prywatnej rozmowy zyskiwała coraz większą liczbę głosów. Do dowódców oddziałów szły już potajemne rozkazy nakazujące zbroić żołnierzy. Atak na wrak już był pewny. Er nie mógł nic zrobić. -Er, czy opowiedziałeś Obcemu jak do niego dotarłeś?- Er stał się granatowy, to pytanie go sparaliżowało.-Er, powtarzam pytanie. Ader schodził powoli, drabina była w wielu miejscach przerdzewiała, po kilku minutach dotarł na dach transportowca. Szyb był rzeczywiście głęboki. -...Tak, wspomniałem mu o tym... -A co się stało z ładunkami które miałeś przy sobie? -...Zostały w statku Gościa. -Genialne. Zarządzam natychmiast zasypać szyb numer pięć. Dopiero teraz Er zaczął się zastanawiać nad tym co mówił Obcemu. "Dlaczego on tak dokładnie mnie słuchał, zadawał tak mało pytań, ale za to bardzo trafnych. Jak mogłem się tak dać oszukać... Tylko dlaczego mnie nie zabił?... Jasne gdyby mnie zabił nie mógł by wyjść ze swego statku, żołnierze nadal by byli przy nim. Co za genialny podstęp." -Zablokować właz. Przymocować grodzie, tylko dokładnie, mają być trzy warstwy... Dobrze teraz drugą. Odgłos grzmotu przeszedł korytarzem. -Czemu tak szybko?! Ci na górze chyba oszaleli! Mogli nas tu zasypać, gdyby ta gródź nie wytrzymała. Ty, biegnij na górę i sprawdź co się stało. *** Szyb zasypano bardzo dokładnie, zaś jego okolice stale były patrolowane przez silnie uzbrojonych żołnierzy. Do wraku wysłano trzy oddziały, które powróciły bardzo szybko. Obrady trwały nadal. -Udało nam się wejść do statku Obcego. Nie było żadnego oporu. W środku panują straszliwe ciemności, ale mimo to udało nam się zbadać go w całości. Nic w nim nie działa. -A co z Obcym? -Nie natrafiliśmy na jego ślad... -Jednak nas zaatakował.- Powiedział jeden z wyższych rangą oficerów.- Musiał zginąć w szybie numer pięć. Jego sprawę uważam za zamkniętą. -A jeśli wtargnął do bazy? -Niemożliwe.- Szybko odpowiedział dowódca straży. -Rada ogłasza przerwę na posiłek.- Tak według większości zakończyła się sprawa Obcego. Po posiłku przejdą do rozmowy nad wysłaniem kolejnego oddziału w góry. *** "Nie uwierzyli. "Więcej Aderowi nie trzeba było słyszeć, ruszył ponownie korytarzem, po kilku minutach dotarł do rozwidlenia, a po dalszych pięciu trafił na jakiś magazyn, nikogo nie było w pobliżu, wszedł do środka. Był bardzo głodny. *** Otworzył górny luk i wszedł do środka, chwilę męczył się z kodem włazu. Udało mu się. Wszedł do bazy, nikogo nie było na korytarzu. Po chwili dotarł do rozwidlenia korytarza, poszedł w prawo. Gdy uszedł około pięćdziesięciu metrów tym ciemnym przejściem usłyszał głośne kroki dochodzące zza jego pleców, jakiś odział przechodził obok i udał się do luku z którego przed chwilą wyszedł. Włączył tłumacza i zawrócił. W tych tunelach tłumacz działał na większe odległości. *** W składzie było wiele różnych kontenerów z umieszczonymi na nich różnymi rysunkami, prawdopodobnie przedstawiających produkt w nich zawarty, wokół unosiły się przyjemne zapachy. Ader po chwili poszukiwań znalazł coś co nadawało się do jedzenia, gdy już się najadł, szybko usnął- nigdy nie sypiał po posiłku. Obudził się dopiero po kilku godzinach, znów widział Sunbeam, wyglądała tak jak poprzednio, ale tym razem nie pamiętał co mówiła. Po odbytej drzemce czuł się o wiele lepiej. Postanowił znaleźć Er, ale nie wiedział dlaczego ma to zrobić. Długo chodził po korytarzach, był na różnych kondygnacjach. Ponownie zaczął doskwierać mu głód. W tedy właśnie dotarł na czwartą kondygnację. Panował tutaj wzmożony ruch, poprzednio nie spotkał nikogo. Znalazł jakąś starą płachtę i narzucił ją na siebie, włączył tłumacza, uruchomił także nadajnik. -Jeszcze nigdy tak długo nie dyskutowali. -Masz rację. Ader przemknął korytarzem i napotkał jeszcze większą grupę rozmawiających między sobą. -Podobno zabili Obcego. -Jakiego Obcego? -Ty jak zwykle o niczym nie wiesz. Nawet ten obdartus wie, prawda? Ader poczuł się tak jak czuje się pilot, którego statek właśnie eksplodował. -Prawda?- Ader tylko poruszył głową i szybko się oddalił.- A widzisz? Szkoda z tobą rozmawiać. Dotarł do końca korytarza, przy czerwonym włazie stało kilku żołnierzy, zza którego dochodziły szczątki rozmowy. -Więc kto wyruszy? Nie pozwolę aby ten... -Nawet nie próbuj. -Cisza!... Zadecyduje głosowanie... Wyruszy ten który zdobędzie najwięcej głosów. Na wyprawę będzie mógł zabrać. .. i tyle jedzenia aby starczyło mu do. .. Gór i z powrotem... "Góry? Chyba chcą posłać następną wyprawę?" Ader zaczął powoli zbliżać się do drzwi. -Patrz kolejny więzień, który został ułaskawiony, ciekawe którą kondygnację współtworzył? -Stój! Nie wolno tam wchodzić.- Ader schylił się jeszcze bardziej. -Chcę rozmawiać z Er. -Co jest przyjacielu, prace na głębokościach niezbyt służą twojemu głosowi. -Chcę rozmawiać z Er. -Nie znam żadnego Er, a poza tym drzwi są zamknięte od środka i nie wolno przerywać debaty, więc idź gdzie indziej szukać swojego Er.- Ader powoli zaczął się oddalać.- Jak myślisz, chyba zwariował, może wezwiemy służby medyczne? Ader odwrócił się gwałtownie i wystrzelił z miotacza do jednego ze strażników. -Nawet nie próbuj! Otwieraj właz. -A!...-Padł ogłuszony. -Prawdziwy żołnierz.- Podszedł do drzwi, które naprawdę były zamykane od wnętrza. -Przybył posłaniec. Otwierać. "Musi się udać" -Do kogo? Trwa narada, nie wolno przerywać. -Do Er...- Właz zaczął się powoli otwierać... Ader wskoczył do wnętrza i przystawił miotacz do głowy strażnika. -Opuść broń, albo ponownie wrócisz do robót na dole.- Powiedział pewnym głosem strażnik do Adera. Sala zamilkła wszyscy patrzyli na Obdartusa. -Nie.- Syntezowany głos rozszedł się po sali. -Kim jesteś. Podaj numer.- Ader zrzucił z siebie płachtę i swym tygrysim okiem popatrzył w oczy strażnikowi- Obcy? -Ador? -Ader. Witaj Er, miło że mnie poznałeś. Porozmawiamy? Mam dla was propozycję. -Jak tutaj wszedłeś.- Padł głos z sali.- Jak ominąłeś strażników? -Przez drzwi. Śpią. -Co masz nam do powiedzenia?- Przemówił przedstawiciel Rady. -Powiedźcie temu za mną aby bliżej nie podchodził. Chcę WAM pomóc... -Ty, w jaki sposób? Dlaczego mamy ci wierzyć? -Mam odpowiednie kwalifikacje...- Zgasło oświetlenie w sali. -Chcę go żywego! Po chwili szamotaniny włączono oświetlenie. Gościa nie było. -On musi być gdzieś tutaj. Nie mógł się wydostać. Znaleźć go natychmiast!- Krzyczał dowódca straży. -Potrafi poruszać się w ciemnościach.- Dodał dobitnie Er. -Ponownie ci dziękuję, Er.- Ader wymówił te słowa zza pleców przedstawiciela Rady.- No to jak? -Dlaczego mamy ci zaufać? -Dlaczego ja zaufałem wam?... Nie mam nic do stracenia. Ja pomogę wam a wy naprawicie mój statek... Zgoda? -Pozwól, że się naradzimy. -Zaczekam na zewnątrz. Tylko nie próbujcie mnie oszukać. Przepuszczono go bez słowa, nikt nie patrzył mu w twarz. Jedynie przedstawiciel Rady patrzył podczas rozmowy. Ader szanował go za to. Narada nie trwała długo, ale kłócono się bardzo ostro. Na korytarzu wokół Adera zebrał się tłum gapiów (w bezpiecznej odległości). Jego czarna postać dobrze rysowała się na tle srebrnych ścian korytarza. Z tłumu wyrwało się dziecko i podbiegło do Adera, za nim szybko podbiegła matka, ale nie zabrała dziecka tylko patrzyła Obcemu prosto w oczy. -Dlaczego Pan tak dziwnie wygląda? Nie powinien się Pan ubierać na czarno, to zły kolor.- Ader przykucnął i wziął dziewczynkę za rękę. -Dlaczego uważasz ten kolor za zły? Ja tak nie myślę.- Matka dziecka nieco się uspokoiła. -Chmury mają taki kolor... one są złe. Czy Pan jest zły?- Ader lekko się uśmiechnął. -Nie, nie uważam siebie za złego. Gdy jest ciemno mogę chodzić swobodnie, gdyż chmury mnie wówczas nie widzą. -Adr, proszony jest do sali. -Mam nadzieję jeszcze z Tobą porozmawiać. Kogo mam szukać gdy wrócę. -Promień Słońca, niech Pan pyta o Promień Słońca. -Ładne imię... Na sali panowała cisza, wszyscy patrzyli na Przybysza, który potrafi poruszać się w ciemnościach. Wskazano mu miejsce i poproszono aby usiadł. -Wyruszysz jutro, damy ci odpowiednią ilość żywności. -Czy będę mógł wziąć kogoś ze sobą? A co z bronią? -Jesteś według nas wystarczająco uzbrojony. A o kim myślisz, kto będzie chciał iść z tobą? -Czy o mnie myślałeś?- Zza drzwi wszedł Er. Ader skinął głową.- Czyżbyś się nie zgadzał. -Zgadzam się. O tobie myślałem. -U nas kiwnięcie głowy oznacza dezaprobatę. -Er, czy na pewno chcesz wyruszyć? -Tak. -Dostaniesz żywność i broń. Wyruszycie rano. Ogłaszam naradę za zamkniętą. Zaprowadźcie Gościa do jego pokoju.- Wyszli. -Czy mają jakąś szansę? -Nie. Ale musimy to zrobić. -...Czy komuś kiedyś powiemy? -A czy to coś zmieni?... -Jaka jest odległość do Gór? -Dziewięć obiegów marszu. -Skąd wyruszymy? -Zostaniemy dowiezieni do szybu wyjściowego w Srebrnym Mieście. *** Tak jak powiedział Er tuż przed świtem dowieziono ich tunelami do szybu wyjściowego do Srebrnego Miasta. Jechali długo ciemnymi korytarzami, po drodze nie spotkali nikogo. Gdy wysiedli transportery natychmiast odjechały. Transporter na górę nie działał już od dawna i nikt nie myślał o jego naprawie. Znajdowali się dziesięć pięter pod powierzchnią planety. Około drugiego piętra pod powierzchnią kończyła się drabina. -Którędy teraz, Er? -Zejdziemy trochę niżej i spróbujemy kanałami. Tak też zrobili. W kanałach nie było problemów. Nie napotkali żadnych zwierząt i po kilkunastominutowej wędrówce wyszli na powierzchnię. Ujrzeli gruzy, gruzy i jeszcze raz gruzy. Nie było wyższej budowli niż na dwie kondygnacje, wszystko było zmiecione. Co jakiś czas napotykali zniszczone pojazdy. Dopiero po godzinie wyszli poza obręb miasta. -Czy zabieraliście zabitych?- Er popatrzył na Adera.- Jednego chyba przegapiliście.- Podeszli do szkieletu leżącego przy dużym białym kamieniu. -To jeden z ostatniej wyprawy. Musieli znaleźć bazę. Musimy go spalić. -Nie mamy na to czasu.- Ader zaczął się przyglądać szczątkom żołnierza.- Nadal trzyma broń w ręku. Chyba coś wyrył na tym kamieniu. Przeczytaj, Er. -"Uważajcie na odbicia one... "Więcej nie zdąrzył. Nie rozumiem co chciał nam przekazać. -Idziemy. Szkoda czasu. Od wschodu nadchodziła noc. Podczas całodniowej wędrówki nie napotkali żadnych form życia roślinnego czy też zwierzęcego, na niebie także nie zauważyli żadnej aktywności. W ciągu następnych trzech dni nic się nie wydarzyło, jedynie Góry z dnia na dzień stawały się coraz większe. -Byłem prawie pewien, że coś tu u was jeszcze żyje. -Ja też. -Musimy wysłać drugą grupę.- Przerwał milczenie na sali Wer. -Nie widzę takiej potrzeby.- Odpowiedział stanowczo Przedstawiciel Rady. -A ja tak. Jeśli nie wyślemy drugiej grupy pierwsza ponownie nie powróci. Druga grupa będzie liczniejsza po to jedynie aby zwrócić uwagę przeciwnika na siebie. Słowa wypowiedziane przez Wera trafiły do wszystkich. Ponownie zapadło milczenie, tym razem na znacznie dłużej. Pod koniec dnia wydano decyzję o wysłaniu drugiej grupy. Noc była ciemniejsza niż zwykle. Ader jak zwykle nie spał. Cisza przepełniała mrok, nie było najmniejszego powiewu wiatru. Wszystko wokół było martwe. Jedynie piasek zaszeleścił jak zeschnięte liście gdy wstał aby wyprostować kości. Jak każdej nocy od momentu wyruszenia z bazy tutejszych tej nocy także przyszła, pojawiła się jak zwykle z nikąd, bezszelestnie. O jej obecności dowiadywał się dopiero, gdy go pozdrawiała. Mimo ciemności jaśniała blaskiem jakiego nigdy wcześniej u niej nie widział. -Witaj, Sunbeam. Spóźniłaś się dzisiaj. -Wiem. Ale nic ci się nie stało. Nie martw się to już długo nie potrwa. Wrócisz na dziesiąty księżyc Asdera i znów będziemy razem. -Powiedz, proszę, czy długo jeszcze potrwa nasza rozłąka? -Już niedługo. Muszę wracać. -Nie odchodź. Zostań jeszcze chwilę. -Wrócę za kilka dni, wtedy porozmawiamy dłużej. Teraz bądź czujny. Jak nagle się pojawiła tak nagle odeszła. "Czujny" pomyślał Ader i w tej samej chwili napastnik leżał martwy u jego stóp. -Ader! Co się dzieje? -Nic takiego. Jednak coś tu przeżyło... Zwierzę było rozmiarów kusy, ale kły pasowały jak ulał do tygrysa gorundzkiego. Po krótkich oględzinach martwego stworzenia Ader wywnioskował, że podchodzi swoje ofiary poruszając się pod ziemią. Po trzech dniach dotarli do Gór. Nie było pagórków, czy jakichkolwiek małych wzniesień jedynie wysokie skały. Najniższe o wysokości około dwustu metrów, bardzo strome. Dopiero po trzech godzinach marszu wzdłuż Gór znaleźli szlak prowadzący w ich głąb. -Byłem tu kiedyś, jestem tego prawie pewien.- Powiedział ze źle tłumioną fascynacją Er.- Ale to musiało być bardzo dawno temu. -W porządku, tutaj rozbijemy obóz. Nie będziemy dziś wchodzić. Noc tutaj zapadała o wiele szybciej i była o wiele bardziej mroczna. Tak jak powiedziała Sunbeam nie przyszła tej nocy, ale on i tak nie spał, widział jak Er mocno się trząsł i to na pewno nie z powodu zimna. Ader podszedł do niego i zbudził go. -Tą drogą nie przejdziemy.- Powiedział Er i otarł pot z czoła. -A skąd ty to możesz wiedzieć? -Widziałem tę drogę w moim śnie. Widziałem jak skały obsuwały się na drogę. To musiało być gdy byłem jeszcze dzieckiem. Musiałem być przez kogoś niesiony, gdyż bardzo szybko stamtąd uciekliśmy, jako dziecko nie mógłbym tak szybko biec. -To był tylko sen. Wolę sam to jutro sprawdzić. -Droga jest zasypana. Ja to wiem. Do świtu Ader dostrzegł tylko dwie kusy gorundzkie, tłumaczenie z języka Era było zbyt zawiłe, ale trzymały się w bezpiecznej odległości. O świcie okazało się jednak, że ich zapasy żywności zniknęły. -To niemożliwe! -Jakoś to przeżyjemy. Nie możesz się o to obwiniać. Nie spałeś od kiedy wyruszyliśmy. -W takim razie musimy wyruszyć natychmiast. Szlak początkowo był dość wąski, a jego krawędzie były bardzo ostre. Po około godzinnym marszu sytuacja uległa zmianie. Szli dnem kanionu, chmury przesłaniały wszystkie szczyty. -Po tej drodze mógłby przejechać nawet średniej wielkości pojazd naziemny. -Sam widzisz, że droga jest dobra. To był jedynie sen. -Nie lekceważ moich... Spójrz w górę, lawina. Musimy wracać. -Nic z tego. Biegniemy dalej. -Przedstawiciele twojej rasy mają chyba skłonności samobójcze!- Wykrzyczał Er i ruszył za oddalającym się Aderem. Bardzo szybko go dogonił. Ader odrzucił plecak i nieco przyśpieszył. Kamienie spadały coraz bliżej, wzbijał się coraz większy pył. Droga kończyła się ślepo. Przed nimi pojawiła się pionowa ściana z czerwonej skały. -To koniec. -Wybacz... -Wer, sięgnij po swój dalekowizjer i spójrz na Wejście Ita, tam unosi się jakaś chmura koloru piasku. -To jest piasek. Skały musiały się obsunąć. Mam nadzieję, że oni tamtędy nie szli... Jutro będziemy wiedzieć. -... to jeszcze nie koniec! Tam jest wejście do jakiejś groty. "Dziękuję Ci." Obaj padli na ziemię i leżeli tak bez słowa. Ader z tej pozycji oglądał wnętrze groty, która jak to od razu zauważył nie była tworem natury, lecz najprawdopodobniej wykonanym rękoma tutejszych, nie powiedział o tym dla Er. Ściany były gładkie, nagle zrozumiał... -Er, nie mamy czasu. Wstawaj i chodź za mną. Er wsłuchiwał się w odgłosy kroków Adera i szedł za nim. Podejście stawało się coraz bardziej strome, mimo to przyśpieszyli. Po kilkunastu minutach nie można już było iść dalej, tunel wiódł pionowo w górę. Ader chwilę wpatrywał się w ściany studni. -Tam jest jakiś właz, musisz mnie podsadzić. Gdy się złapię wejdziesz po mnie do tego luku, później mi pomożesz. -Musisz mnie dokładnie pokierować. Po kilku próbach udało się, byli w wąskim korytarzu. -Dlaczego zamykasz ten luk? -Jeśli miałem rację to zaraz się dowiesz. Po około dziesięciu minutach dotarli do drugiego włazu prowadzącego na powierzchnię. W tedy usłyszeli za sobą potężny huk. Er popatrzył na Adera. -Odkażanie. Droga powrotna jest czysta. Ścieżka prowadziła na wschód, z jej stanu wynikało, że nie była używana od co najmniej kilkunastu lat. Szybko dotarli do wielkiego trójkątnego placu, w jednym z jego rogów znajdował się kilkukondygnacyjny budynek przyległy do o wiele wyższej skalnej ściany, reszta gmachu mieściła się w skale. Wierzchołków ścian, które tworzyły boki trójkąta nie były widoczne. Wokół panowała cisza, taka jak wszędzie, wiatru także nie było. -Nikogo tutaj nie ma. Ader, nie rozglądaj się tak i choć.- Er nie uszedł nawet dwóch kroków i już leżał na ziemi powalony przez swego ludzkiego przyjaciela. -Oszalałeś?! -Bądź cicho i patrz.- Ader wziął do ręki kamień i rzucił nim w stronę budowli. W połowie drogi kamień rozprysł się rażony porcją energii z kilku ukrytych dział. -I jak je ominiemy? -Jeszcze nie wiem.- Ader chwilę się zastanawiał i rzucił jeszcze jeden kamień.- To się może udać.- Wygładził kawałek piaszczystej powierzchni i zaczął coś na niej kreślić palcem, znaczenie czynności Adera były całkowicie niezrozumiałe dla Er. Po godzinie, może po dwóch, rysunki Adera zajmowały około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych, tłumacz zatrzeszczał i wyrzucił z siebie coś w rodzaju "Będziesz czarował, a może jeszcze rozmawiasz ze zmarłymi?" Popatrzył tylko na Er i dalej coś zmazywał i rysował na nowo. -Jeśli ta substancja składa się z atomów między 275 a 281...- Mówił bardziej do siebie niż do Er. -. .. potrzebny jest jedynie czterokilogramowy odłamek... tak, to może się udać. Musimy tylko taki znaleźć. Pomóż znaleźć mi kamień wielkości mojej ręki.- Znaleźli taki szybko. -Jak celnie rzucasz, Er? -Dość celnie. -Więc słuchaj. Jeśli trafimy w odpowiedni punkt w przestrzeni, z tego co zaobserwowałem działka znajdują się na jednej wysokości, trójkąt jest równoboczny. Spójrz. - Ader położył mały kamień pod ścianą i wystrzelił do niego z miotacza. -Kamień się rozprysł, tak samo jak poprzednie. -Spójrz tutaj, ślad promienia, część się odbiła. Jeśli trafisz w punkt przecięcia się lini strzałów, najlepiej w ich płaszczyźnie, to promień odbity zniszczy działka. Pamiętaj, że mamy tylko jedną szansę. Ten system obrony się uczy, nie niszczy kamieni spadających z góry, jeśli ten uzna za zjawisko normalne, to za kolejnym razem się nie uda, a nas jest tutaj za mało aby pokazać mu, że jesteśmy zjawiskiem normalnym. -Rozumiem. - Ader szczegółowo opisał punkt, w który ma trafić Er. Stało się tak jak przewidział, promienie energii z dział nie tylko się odbiły, ale utworzyły okrąg który powoli się rozszerzając zniszczył dwa działka.- Nie trafiłem, tylko dwa. -Tak więc teoria Czaka jest słuszna.- Mówił do siebie Ader.- Pierwiastki zbudowane z atomów z przedziału 275 do 281 najpierw pochłaniają energię a później wszystką uwalniają co powoduje rozpad substancji na pojedyncze atomy. -Nie bardzo rozumiem co mówisz, ale zostało jeszcze jedno działko. -Przewidziałem taką możliwość, nie przewidziałem jedynie, że uda mi się dostrzec promień odbity, ten okrąg energii był wspaniały. Wracając do działka. Musimy szybko biec w stronę tamtego włazu, w jednej lini. -Już ci niedawno coś powiedziałem co myślę o twojej rasie. Biegniemy!- Ruszyli miarowym tempem w stronę wejścia do budowli. Były zamknięte. Działko namierzyło cel i wyszczeliło, nie było już wejścia, nie. .. -Sunbeam!! Zapanowała cisza, wkrótce nadejdzie noc. -Wer, proszę spojrzeć co znalazłem na Drodze Ita, to chyba zapinka od plecaka Er. -Tak, tylko on takich używał. Ruszamy. Wkrótce dotarli do drogi, na której nie było żadnych kamieni, była lekko wilgotna. -Gdzieś musi być skalne źródło -Nie mogli się tędy wspiąć, nie mieli sprzętu. Musieli pójść inną drogą. Wer oglądał ściany przez dalekowizjer i na wysokości dwustu jedenastu jednostek dostrzegł przełęcz. -Przejdziemy tamtędy. Niedługo zapadnie noc, musimy się pośpieszyć. Er ocknął się raptownie, czuł, że po czole spływa mu krew. Było ciemno, pierwszy raz sięgnął po latarkę, którą otrzymał od Adera. Włączył ją, był w jakimś przejściu, siła strzału ostatniego działka musiała wrzucić go do środka. Zaczął się rozglądać. W głębi tunelu spod gruzów wystawała ręka, to była ręka Adera. Odrzucił kilka kamieni i dostrzegł jego zmasakrowaną twarz, był uśmiechnięty. Er nie wytrzymał i stracił przytomność. Gdy się ocknął ciała Adera nie było, zobaczył jakieś światło w głębi tunelu, coraz wyraźniej słyszał dochodzące stamtąd głosy. Gdy wyszedł za zakrętu zobaczył Adera jak rozmawia z jakąś jaśniejącą osobą. Prawie stracił przytomność, ale Ader podbiegł do niego, jego twarz nie była już zmasakrowana. -Er uspokój się. To ja. -Ale ja cię widziałem... Kto to jest? -To moja żona, Sunbeam... -Niemożliwe! Er obudził się. Ader leżał do pasa zasypany gruzem, spojrzał na jego twarz i nie mógł uwierzyć, regenerowała się... Ader spojrzał na Era. -Ale... ale, ty byłeś martwy... widziałem... -Nic z tych rzeczy.- Ader roześmiał się.- Mamy tutaj zadanie do wykonania... -Widziałem cię we śnie, byłeś z kimś... -Przecież ci powiedziałem, że to moja żona. -To przecież nie jest możliwe. Ja chyba dalej śnię, muszę się obudzić. -Nie potrafię ci wyjaśnić w jaki sposób udało ci się nas zobaczyć, ale to wydarzyło się naprawdę. Musimy iść dalej.- Ader otrzepywał kurz z ubrania a Er nie mógł znaleźć rozwiązania tego problemu, w końcu dał sobie z tym spokój. Postanowił zastanowić się nad tym głębiej, gdy będzie miał na to czas. Teraz miał do wykonania zadanie od którego zbyt wiele zależało -Wer, na zakodowanym kanale wiadomość z bazy... Powiadamiają o wzmożonej aktywności mgieł w punkcie, w którym pozostawiliśmy wabiki. -Doskonale, może nie wykryją nas zbyt wcześnie. Bądźcie czujni, choć nie sądzę aby coś nas tu dosięgło. Za nim na powierzchni nastąpił świt, Er i Ader mieli już za sobą wiele kilometrów podziemnych korytarzy, nie natrafili na oznaki życia. Panowała cisza. -Musieli opuścić tą bazę na samym początku wojny, nic tu nie znajdziemy, to nie to miejsce. -Któryś z tych korytarzy gdzieś nas doprowadzi, ja to wiem. -Gdzieś na pewno, nie jadłeś od kilku dni, Er. Musimy znaleźć tę bazę jak najszybciej... Zamknięty właz. To coś nowego.- Ader wyszczelił z miotacza w urządzenie sterujące zamkiem, właz się otworzył. Weszli do oświetlonej sali, była wyłożona lustrami. -A cóż to takiego? -Możliwe, że to jakaś sala rekreacyjna. -To tylko kolejna pusta sala idziemy... Er, włącz swoją broń. Ktoś stoi za tym włazem, za tym też. Wyciągnij lepiej nóż, nie możesz stracić oświetlenia. -I tak nie działa, tu jest jakieś dziwne pole energetyczne. To o tym było na kamieniu. Oni wyglądają tak jak my... To nie odbicie w lustrze... -I są tak samo uzbrojeni. -I weszli na nie swój teren. -I czegoś szukają, a może znacie hasło dostępu? -O czym oni mówią? Myślę, że nas nie przepuszczą. -Ty bierz swojego i ja swojego. Porozmawiamy, gdy już będzie po wszystkim. Noże zabłyszczały w odbitym świetle luster, które już po chwili nosiły krew. Już nie wiedzieli kto jest kim, walczyli z własnymi odbiciami. Doświadczyli na własnej skórze, co to znaczy wygrać z samym sobą. Ader trzymał nóż w skrwawionej dłoni, Er widział przeciwnika jednym okiem, drugie miał zalane krwią z czoła. Walka nie trwała długo. Er przebił swojemu przeciwnikowi serce, przeciwnik Adera padł na czerwone lustro z rozbitą głową. -No i po sprawie. Droga wolna. -To było łatwiejsze niż mi się wydawało. -Twój wygląd na to nie wskazuje, jak mogłeś dać się trafić w głowę. -Jak ty mogłeś dać się trafić... o tak!- Er wbił nóż pod łopatkę Adera, tylko krzyknął coś niezrozumiale i padł martwy... Po chwili się ocknął. -Skąd wiedziałeś, że to nie ja? -Nie miał słuchawki w uchu... Masz twardą głowę, trzeba zatamować krwotok. -Zaraz przestanie, mam w sobie jeszcze kilka niespodzianek. To raczej twoje krwawienie trzeba powstrzymać. -To tylko draśnięcie. Centrum dowodzenia musi być w pobliżu. Dalsza droga była oświetlona i wydawała się bezpieczna. Jedynie gruba warstwa kurzu świadczyła o tym, że nikt tędy nie przechodził od wielu lat. Odbicia były generowane przez system obrony. Ktoś kto miał kontrole nad tym systemem, mógł stworzyć bardzo liczną armię. Ader i Er myśleli nad tym, ktoś jednak musiał przybyć tutaj i zbudować tę "fabrykę wojny". -Znajdziemy ich, Er. Są zbyt pewni siebie. Odsuń się! - Jeden strzał i następne odbicie leżało martwe.- Tutaj już działa. Wkrótce dotarli do następnej sali, znajdowały się w niej potężne komputery. Pomieszczenie było znacznie bardziej obszerne od Lustrzanej Sali. Maszyny pracowały, jedna z nich była uszkodzona. Tkwił w niej kamień. Strop budynku był przebity. -Meteor uszkodził jedną z maszyn.- Powiedział Ader, Er nie zwrócił na to uwagi. Er od dłuższej chwili stał przy jednej z maszyn. Nie mówił nic. Tylko patrzył. Coś go pochłonęło i Ader nie przerywał mu. Chodził od maszyny do maszyny, ale nie mógł pojąć do czego służyły, czym kierowały. -Dlaczego nam nie powiedzieli?- Er nie oczekiwał odpowiedzi.- Dlaczego?...- Nadal stał nad pulpitem. Nie odrywał od niego wzroku.- Jest jeszcze nadzieja. Urządzenie kontrolne...- Ader otworzył jakąś szawkę i przeglądał jej zawartość.- Nowe rozkazy... -Jakie rozkazy?- Ader nie otrzymał odpowiedzi. Er podszedł do innego urządzenia i zaczął przy nim manipulować.- Co ty robisz?- Brak odpowiedzi. -Jeszcze tylko... Ściana zaczęła pękać, pękła na całej wysokości. Przedarły się jakieś potężne ręce a potem trzy metrowa postać. Ader wyskoczył między nią a Er. -Nie wiesz co to drzwi?!- Er nadal pracował nad maszyną. Postać w odpowiedzi wyciągnęła broń i wymierzyła w Adera, lecz ten odskoczył. Ruszyła za nim. Ader nie przebierał w robieniu uników, ona była szybka, ale udało mu się ją zaskoczyć, choć dopiero po kilku minutach bieganiny między maszynami. Wskoczył jej na grzbiet. Cios nożem był już wymierzony, postać była szybsza. Z jej prawego łokcia wyrosło potężne ostrze. Tego nie przewidział. Przebiła mu brzuch, przez chwilę wisiał na ostrzu, schowało się równie szybko jak wyrosło. Ader padł na podłogę. Postać pochyliła się nad nim aby go dobić. -Oto nowe rozkazy.- Powiedział niespodziewanie Er zza pleców monstrum.- Zniszcz urządzenie kontrolne.- Er dotknął strażnika dziwnego kształtu przedmiotem. Postać zawyła przeraźliwie i rozpłynęła się w powietrzu, uruchomił się dezintegrator materii w jej wnętrzu.- Ader, nie próbuj się teraz wycofać, pomoc jest w drodze, tylko dzięki tobie się nam udało... -Może polecisz zemną na dziesiąty księżyc Asdera i osiedlisz się tam? -To jedyna rzecz o którą nie możesz mnie prosić... Wybacz... Ja jestem Eridia, My jesteśmy Eridia. My i nasza planeta stanowimy jedność. Nigdy nie skolonizujemy żadnej innej planety. -Ludzie od początku szukają nowych obsz... -Głos mu się załamał, plunął krwią. Stracił chwilowo kontakt ze światem Era i zobaczył Sunbeam. -Witaj, Ader. Pora ruszać. -Dobrze znów cię widzieć, Sunbeam. Zaczekajmy jeszcze minutę, muszę pożegnać się z przyjacielem. -Er.- Powiedział gdy otworzył oczy.- To już koniec mojej wędrówki. Proszę cię tylko o jedno... Zawieźcie moje ciało do mojego domu na dziesiątym... Asdera. Tutaj jest wiadomość dla Komputer... Włączysz systemy obronne statku, on odczyta wiadomość. -Nic z tego, sam mu to dasz. Przyniosłeś pokój dla Eridii i tak po prostu chcesz odejść? -Wer, napływają komunikaty o zaniku aktywności mgieł na całej planecie. Przejaśnia się. -Znaleźli... Pośpieszmy się. -Nigdy nie myślałem, że przyczynię się do pokoju na jakiejś planecie. -To był nasz własny system obrony planetarnej. Meteor uszkodził jeden z głównych komputerów. Zbyt mocno ufaliśmy naszym naukowcom. Teraz razem będziemy świętować. -Będziesz świętować. Będziesz sławny. Ja muszę wracać. Długo na to czekałem. Jestem szczęśliwy... Tą, którą kocham najbardziej na świecie czeka na mnie... Długo na to czekałem... długo... Nie próbuj mnie zatrzymywać... Er, ty i Komputer byliście moimi jedynymi przyjaciółmi. Powiedz mu...- Er nigdy się nie dowiedział co ma powiedzieć Komputerowi poza dostarczeniem mu dysku. Ader był już z Sunbeam na trawniku przed swym domem, lasu nie było. Słońce, zwane przez osadników Razopid, co można przetłumaczyć jako "robiący zorze", właśnie wschodziło, rozsiewając kolory na niebie. Nastawał nowy dzień. Dla Adera pierwszy od wielu lat jaki spędzi tylko z Sunbeam. Gdy oddział Wera przybył do Sali Sterującej Er siedział obok ciała Adera. -Tylko dzięki niemu nam się udało, tylko dzięki niemu. Wynieście go na powierzchnię, niech zobaczy nasze słońce, bo to On nam je przywrócił. Eridia odżyje. I lerty skwertyusd efgrtw nasdce mnejkpl. Bądź szczęśliwy w swoim świecie. Er należycie wykonał ostatnią prośbę Adera, dostarczył dysk i naprawił systemy Komputera. On zaś przetłumaczył zapis i pozwolił odsłuchać go Er. -Er to dobry przyjaciel i na pewno dostarczy ci ten zapis. Wybacz, że Cię oszukałem. Od początku wiedziałem, że nie wrócę. Tylko tak mogłem połączyć się z Sunbeam ponownie. To był jedyny sposób. Nie martw się, Oni cię naprawią. Pozostań z nimi na zawsze, stań się ich skarbnicą wiedzy, sam też masz olbrzymie zasoby. Pomożesz im odbudować ich świat i staniesz się jego częścią. Mam do Ciebie ostatnią prośbę. Odwieź moje ciało do mojego domu, tylko ty z tutaj obecnych wiesz jak tam trafić. Żegnaj, przyjacielu. Tak musiało być. Er, na pewno też tego słuchasz, nie chodź sam w ciemnościch. Dziękuję ci za wszystko. -Trzy statki nieznanego typu weszły w naszą przestrzeń. Nie odpowiadają na wezwania. -Ponawiajcie próby. Przekażcie, że jeśli nie chcą wywołać konfliktu zbrojnego muszą się zatrzymać i pozwolić zbadać swoje statki. -Coś nadają, mam tylko dźwięk -Nie chcemy wojny. Nie próbujcie nas zatrzymywać. -Kierują się na dziesiąty księżyc. -Otworzyć ogień zaporowy... -Nawet ich nie drasnęliśmy... Podchodzą do lądowania. Możemy ich tylko obserwować. Trzy statki typu Ader wylądowały kilkaset metrów na zachód od ruin domu. Er wyszedł jako pierwszy. Światło tego słońca było o wiele słabsze niż Eradii, ale niebo było piękne. Musimy zostać tu przez kilka dni. -Komputer, czy to tamten budynek. -Tak, Er. -Co porabiają przybysze, jak wyglądają. -Otworzyli silną osłonę w centrum której stoi stary budynek, który oni odbudowują. To istoty humanoidalne. Nie chcą nawiązać z nami kontaktu. Tylko odbudowują budynek. -Czy są jakieś podejrzenia, dlaczego to robią. Gubernator kolonii chce tu wezwać siły Federacji, narazie go od tego powstrzymuję, nie wiem jak długo jeszcze... -Sir, nadeszły nowe wiadomości. -Dziękuję, transmisja. -Majorze Krit, Goście wyciągnęli z jednego ze swoich statków jakiś sarkofag, przypomina trumnę, i umieścili ją w wielkim dole. Jego powierzchnia wynosi około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Zasypali dół i bardzo dokładnie wyrównali powierzchnię. W centrum posadzili dziwną roślinę, obszar wokół niej zalali jakąś substancją i coś na niej wyryli. -To bardzo dziwne zachowanie. Przylecieli z bardzo daleka po to tylko, żeby pochować tutaj jednego ze swoich. Czy odlecieli po tym fakcie? -Nie. Sprzątają dokładnie całą okolicę. Podlewają trawniki i tym podobne. -Coś w tym musi być. Nad domem Adera świeciły gwiazdy. Dom był całkowicie odbudowany. Wyglądał jak przed wojną, las posadzony przez Eridian nie szybko wyrośnie, ale i tak podobało mu się to co zrobili. Był im za to bardzo wdzięczny. Sunbeam też się to podobało. Er chodził po statku i od czasu do czasu zamieniał kilka słów z Komputerem. Jutro odlatują, wszystko już zrobili, mieli jedynie nadzieję, że ludzie nie zniszczą ich pracy, domu Adera. Około trzeciej miejscowego czasu Er wyszedł na zewnątrz statku, włączył latarkę i poszedł ostatni raz zobaczyć miejsce pochówku i pożegnać się z przyjacielem. Według ludzkich oczu to była jasna noc, ale dla Er było równie ciemno jak w grocie, zwiększył moc latarki. Stanął przed małym drzewkiem. -I lerty skwertyusd efgrtw nasdce mnejkpl... Ilp kiyt. Bądź szczęśliwy w swoim świecie, mój ludzki przujacielu. -Nie musisz się powtarzać, rozumiem teraz co mówisz- Er obrócił się, ujrzał Adera i Sunbeam, oboje promieniowali światłem. -Dobrze wyglądasz. -Ty też, mówiłem ci żebyś nie chodził sam po ciemku. -Mam twoją latarkę. -Odlatujecie o świcie.- Er spojrzał potwierdzająco.- Dziękuję. Nigdy cię nie zapomnę. -Nigdy to bardzo długo. Ja też cię nigdy nie zapomnieć, nigdy Eridia hyt swertg. Erty sdwa bikj cfuv ilp kiyt? -Możliwe, wszystko możliwe, mój Przyjacielu z Eridii, ale poćwicz trochę mój język. Er ruszył w stronę swojego statku, teraz był jego dowódcą. Choć nigdy nie założą żadnej kolonii, to nie będą odcinać się od świata zewnętrznego. Chęć poznawania jest równie wielka u wszystkich inteligentnych istot. -Dlaczego powiedział, że nigdy to bardzo długo? -Nie spotkał jeszcze kogoś takiego jak Ty. -Odlecieli o świcie trzy dni temu, sir. Właśnie wyłączyli pole ochronne. W miejscu gdzie złożyli ciało znaleźliśmy inskrypcję w dwóch językach, obowiązującym w dziesiątym systemie i najprawdopodobniej Gości. "Niech chmury nigdy nie przesłonią ci całego nieba Niech mgła każdego ranka zrasza trawnik przed domem twoim Zawsze gdy spojrzymy na nasze niebo przypomnimy Że dzięki tobie je oglądać możemy." -Czy znaleźliście coś jeszcze? -Jakieś dziwne wzory, specjaliści twierdzą, że to obliczenia na pierścień energii. Jest coś jeszcze, od kiedy odlecieli mgła przechodzi tamtędy każdego ranka. Nie znaleźliśmy żadnych urządzeń, które mogłyby to powodować. -Zabraniam cokolwiek zmieniać w tym regionie. Możliwe, że kiedyś tu przylecą i wyjaśnią dlaczego to zrobili. -Sunbeam, ta mgła wychodzi ci wspaniale. -Nie możemy zawieść przyjaciela.