9990
Szczegóły |
Tytuł |
9990 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9990 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9990 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9990 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
1
Marta Tomaszewska
Wielkolud z Jaskini Pirat�w albo
Tajemnica Czwartej �ciany
Tower Press Gda�sk 2001
Copyright by Marta Tomaszewska
2
Rozdzia� pierwszy
Magiczny kr�g
� Na pi�tym drzewie mieszka sowa � powiedzia� Owczarz.
� Sk�d wiesz? � zainteresowa�a si� natychmiast Sasanka, interesowa�a si� wszystkim,
cokolwiek Owczarz m�wi� lub robi�.
W odpowiedzi Owczarz jedynie skin�� g�ow� w stron� k�py o�lepiaj�co ��tego �arnowca.
Najwyra�niej nie chcia�o mu si� obja�nia�. Ssa� wygas�� fajeczk� i w zadumie ogl�da� swoj�
torb�, r�wnie star� i tajemnicz� jak on.
Sasanka popatrzy�a na �arnowiec � ca�y w rozkwicie ��tych koszyczk�w jakby wype�nionych
s�o�cem. Nie dostrzeg�a niczego, co mog�oby stanowi� odpowied� na jej pytanie, �adnej
wskaz�wki.
Nagle wyda�a cichy okrzyk.
Pod krzakami le�a� nieznajomy m�czyzna. Sasanka od razu mia�a pewno��, �e go nie zna,
cho� twarzy nie widzia�a, bowiem przykrywa� j� nasuni�ty nisko na oczy kapelusz. M�czyzna
by� ogromny, istny wielkolud.
� Kto to? � rzuci�a bez tchu.
Owczarz przesun�� fajk� w z�bach, wzruszy� ramionami.
� Nie wiem � odpar�. � Siedzia� tu, gdzie ja teraz siedz�, i patrzy�. Widzia�em go z daleka.
Kiedy podszed�em, odwr�ci� ku mnie g�ow� i powiedzia�: �na pi�tym drzewie mieszka sowa�.
No, a potem po�o�y� si� pod krzakami, kapelusz nasun�� na oczy i � le�y.
� Nic wi�cej nie wiesz? � nalega�a Sasanka. � N a p r awd � nic wi�cej?
Owczarz pokiwa� przecz�co g�ow�. Znowu w zadumie ogl�da� swoj� torb�.
� Kiedy ten stary �otr gapi si� w swoj� torb� jak w �wi�ty obraz, to ani chybi jakie� czary
odprawia: zawsze potem co� si� dzieje � oznajmi�a pewnego dnia Ciocia Weronika, kt�ra z
Owczarzem mia�a na pie�ku od pierwszej chwili, to znaczy od chwili, gdy wchodz�c rano do
obory znalaz�a go �pi�cego mi�dzy Krowi� �atk�, a Krowim P�dzelkiem � u�o�y� si� �otr w taki
spos�b, �e nie mog�am doj�� do Krowiej �atki, chyba �ebym po nim przesz�a, a ja po cz�owieku,
jeszcze wtedy my�la�am, �e to cz�owiek, nie przechodz� � opowiada�a z irytacj�. � Krzykn��
chcia�am na niego, �eby si� obudzi� i dost�p zrobi�, wtem co� mnie zastanowi�o. �Co si� tu
wyrabia?� � spyta�am sam� siebie w my�lach... Pami�tajcie � na chwil� zmieni�a temat, patrz�c
surowo na s�uchaj�cych tej tyrady � kiedy czujecie si� tak, jakby mr�wki po was chodzi�y, a nie
wiecie, co si� wyrabia � nigdy nie zadawajcie pytania na g�os.
� Rozumiem, �eby TO nie pods�ucha�o � wtr�ci� skwapliwie Pan MikroK.
Ciocia Weronika omiot�a go wymownym spojrzeniem. Co widz�c Mapciuszek pisn�� z
uciechy, a mo�e to Kr�liczek pisn��, bo z nimi nigdy nie wiadomo na pewno.
� Prosz�, prosz�, wyrabiamy si� � burkn�a Ciocia Weronika, a Pan MikroK opu�ci� g�ow�
ura�ony.
Sasanka popatrzy�a na niego ze wsp�czuciem: ten ch�opak, kt�rego przyni�s� Ocean,
wyra�nie obcy, ci�gle jeszcze bardzo dumny ze swego mikrokomputera, dostawa� tu nieliche
ci�gi. Zw�aszcza Ciocia Weronika po prostu �y� mu nie dawa�a, to ona w�a�nie nazwa�a go Pan
MikroK i przezwisko przyj�o si�.
� O czym ja m�wi�am? � podj�a po tej reprymendzie.
� Powiedzia�a ciocia, �eby�my nigdy nie zadawali na g�os pyta�, jak ciarki po nas chodz� �
3
podsun�a Sasanka, a Pan MikroK uni�s�szy g�ow� spostrzeg�, �e w jej przejrzy�cie zielonych
oczach przesun�a si� lekka mg�a, jakby niesiona podmuchem szybkiego wiatru.
� Aha. Nie wolno tego robi�, moje dzieci, bo mo�na otrzyma� Odpowied� Myl�c� �
doko�czy�a Ciocia Weronika patrz�c z triumfem na Pana MikroK. � A ty znowu nic nie
rozumiesz, Panie MikroK. Ani ty, ani tw�j mikrok!
Zapanowa�o milczenie, kt�rego Pan MikroK nie by� w stanie d�ugo wytrzyma�. Raz jeszcze
podni�s� opuszczon� g�ow�.
� Odpowiedzi Myl�ce? � spyta� bezradnie i odruchowo si�gn�� do przewieszonego przez
rami� futera�u ze swoim mikrokomputerem, a Mapciuszek i Kr�liczek, kt�rzy na ten ruch
zach�annie czekali, a� poturlali si� w rozpieraj�cym ich bezg�o�nym �miechu.
� Diabe� � obja�ni�a �askawie Ciocia Weronika � bardzo lubi, jak cz�owiek zadaje sobie
pytania, bo to oznacza, �e mo�e zw�tpi� we wszystko. Pod warunkiem naturalnie, �e mu si� w
my�leniu sprytnie przeszkadza. Wysy�a wi�c na przeszpiegi swoich pods�uchiwaczy. Oni
w�a�nie, r�nymi g�osami, naturalnie, udzielaj� Odpowiedzi Myl�cych. To tyle ja. Teraz sobie z
nim � tu ruch g�owy w stron� futera�u na ramieniu Pana MikroK � na ten temat podyskutuj,
pewnie ci powie, co masz � tym, co us�ysza�e�, my�le�. A ja wracam do swego: stoj� w oborze,
patrz� na tego, co mi drog� przegradza i pytam siebie: co si� tu wyrabia?, bo mi jako� ciarki po
plecach chodz�. I nagle wiem: ��wi�ta Eulalio, jak cicho!� � Tak pomy�la�am. Cisza w oborze
by�a taka, m�wi� wam, �e ciarki mia�y prawo po plecach chodzi�. Bydl�ta sta�y jak zaczarowane,
a wiecie, jaki ryk wydaje z siebie Krowia �atka, ledwo wejd�. A tu � cisza. Ab s o l u t n a
c i s z a . �Zaczarowa� je � pomy�la�am � pewno mleka nie dadz��. Zez�o�ci�o mnie to okropnie i �
wiecie, co zrobi�am?
Ciocia Weronika urwa�a wymownie, czeka�a, pewna, �e nikt nie odgadnie, co zrobi�a; bardzo
lubi�a takie efektowne pauzy.
� Przesz�a go ciocia � powiedzia� Kr�liczek (a mo�e zreszt� powiedzia� to Mapciuszek, bo z
nimi nigdy nic nie wiadomo na pewno).
� Przesz�am � potwierdzi�a sucho Ciocia Weronika. Tylko tyle, �przesz�am�, bez zwyk�ej w
takich wypadkach zgry�liwej uwagi: jak wszystko wiesz, to opowiadaj dalej sam; Mapciuszek i
Kr�liczek cieszyli si� u Cioci Weroniki specjalnymi wzgl�dami � ale dalszy ci�g historii nie
nast�pi�. Ani tego dnia, ani innego.
� Co si� sta�o, jak go �przesz�a��? � dopytywa�a si� niejednokrotnie Sasanka.
� Co si� mia�o sta�? � odburkiwa�a Ciocia Weronika. � Przesz�am, wydoi�am Krowi� �atk� i
wr�ci�am do domu.
Nie chcia�a powiedzie� nic wi�cej.
Teraz Sasanka, stoj�c przed Owczarzem ogl�daj�cym w zadumie sw� star�, tajemnicz�,
r�wnie star� i tajemnicz� jak on sam, torb�, przypomnia�a sobie t� scen�. A zw�aszcza te cicho
m�wione s�owa: �kiedy ten stary �otr gapi si� w swoj� torb� jak w �wi�ty obraz, to ani chybi
jakie� czary odprawia. Zawsze potem co� si� dzieje�.
� Chyba co� si� dzieje: pod k�p� �arnowca le�a� (spa�?) wielkolud.
� Dobrze by by�o wej�� na Wzg�rek i zobaczy�, czy nie rozbi� si� jaki� statek � powiedzia�a
bardzo g�o�no Sasanka. � Bo mo�e to rozbitek.
Owczarz tym razem nawet nie odwr�ci� wzroku od torby i Sasanka wiedzia�a, �e nic wi�cej z
niego nie wyci�gnie.
�Mo�e i czaruje� � pomy�la�a i na palcach odesz�a, a raczej wycofa�a si�. A sama nie
wiedzia�a, dlaczego w ten dziwaczny spos�b sz�a. I dlaczego � tak jak gdyby si� wycofuj�c,
pilnie uwa�a�a, �eby nie popatrze� w stron� le��cego pod �arnowcem olbrzyma.
4
Kiedy obaj, nieznajomy wielkolud i Owczarz, znikn�li z pola jej widzenia, zacz�a i��
normalnie. Sz�a szybko, coraz szybciej, prawie bieg�a. Bieg�a... ale... g�ow� trzyma�a
nieruchomo, jak delikatne, nara�one na niebezpieczny upadek naczynie, w karku bowiem czu�a
niepokoj�c� sztywno��.
Na szczyt Wzg�rka wbieg�a do tego stopnia zadyszana, �e pad�a na mech i le�a�a do�� d�ugo,
a� odpoczynek i ciep�o nagrzanego s�o�cem mchu przywr�ci�y jej zdolno�� my�lenia, uspokoi�y
oddech i serce.
Dopiero w�wczas w pe�ni u�wiadomi�a sobie, co czu�a wspinaj�c si� na Wzg�rek: �e za nic na
�wiecie by si� nie obejrza�a, jakby j� kto� �ledzi�. A przecie� Owczarz ogl�da swoj� torb�, a
tamten w kapeluszu nasuni�tym na oczy... Ale...
Wsta�a. Najpierw spojrza�a ku niebu. Niebo mia�o kolor rt�ci.
Potem wolno przenios�a wzrok w d�. Ocean rozpo�ciera� si� nieprawdopodobnie blisko. Pas
wydm przetkany k�pami �arnowca, bardzo tutaj szeroki, jak gdyby si� skurczy�. To zjawisko
bynajmniej Sasanki nie zdziwi�o: na Niby-Wyspie nigdy nic nie wygl�da�o tak jak za ostatnim
razem. No, mo�e nie na ca�ej. Nie wiadomo, jak rzecz si� mia�a ze �wiatem za Rzek�, kt�rej
brzegi by�y �cianami spl�tanych krzak�w niemo�liwymi do przej�cia, �cianami przesz�o
trzydziestometrowej wysoko�ci. Z ca�� jednak pewno�ci� na tym odcinku Wybrze�a nie ros�y
drzewa. Nie ros�o tam nic poza �arnowcem. A on powiedzia�: �na pi�tym drzewie mieszka
sowa�.
Sasanka wpatrzona w jasnozielone, jakby pod�wietlone od dna, wody Oceanu po raz pierwszy
poczu�a ten l�k. Czu�a si� tak, jakby jaka� wielka r�ka z�apa�a j�, aby j� oderwa� i porwa�. Robi�a
si� ma�a, male�ka, �eby si� z niej wy�lizn��, prze�lizn��, prze�lizn��, z powrotem prze�lizn��,
ba�a si� straszliwie, cho� naprawd� nie wiedzia�a czego. I to by�o w tym l�ku najgorsze. I jeszcze
ta cisza. Ab s o lu t n y s z t i l .
Chcia�a krzykn��. Chcia�a co� powiedzie�, cokolwiek, byle us�ysze� w�asny g�os. Byle
us�ysze� ludzki g�os. Nie mog�a. Kr�g ciszy zamkn�� si� wok� niej szczelnymi �cianami.
�Wcale nie jest cicho � my�la�a pr�buj�c opanowa� l�k. � Wcale nie jest cicho. Jest wiatr. S�
ptaki. Zwierz�ta. Wszystko si� rusza, ha�asuje. Widz� to�.
Widzia�a. Ot� to, widzia�a, co wi�cej � wiedzia�a, �e w niedalekiej odleg�o�ci, dos�ownie o
kilka krok�w, dookolny �wiat m�wi, ha�asuje swoimi g�osami. Zamkni�ta niewidzialnymi
�cianami nie s�ysza�a tego wszak�e. Odej�� z miejsca, w kt�rym sta�a � te� nie mog�a. Jakby kto�
(t e n kto�?) zakre�li� wok� niej magiczny kr�g.
�Co� mnie znowu z�apa�o w pu�apk� � stwierdzi�a.
I natychmiast poczu�a, �e parali�uj�cy j� l�k ust�puje. Pu�apka. To tylko kolejna pu�apka.
Sasanka, kt�ra niezmordowanie tropi�a tajemnice Niby-Wyspy, bardzo ryzykowa�a. Mo�liwe,
�e mi�dzy ni� a Niby-Wysp� toczy� si� szczeg�lny pojedynek. I sta�o si� to w pewnym sensie
punktem honoru: Niby-Wyspy � �eby j� wci�ga�, Sasanki � �eby si� wydostawa�. Z pu�apkami
mia�a ju� spore do�wiadczenie.
Stwierdzenie wi�c, �e znalaz�a si� w kolejnej, jako� j� uspokoi�o. A w ka�dym razie znik� �w l�k
odmienny od wszystkich, kt�re j� do tej pory atakowa�y.
�St�j spokojnie� � przykaza�a sama sobie.
I zaraz, jak gdyby kto� robi� sobie zabaw�, ziemia pod ni� zadrga�a. By�o to tak nieprzyjemne,
�e Sasanka zacz�a mimo woli podskakiwa�. W miejscu. W dalszym ci�gu bowiem nie mog�a
post�pi� kroku. W �adnym kierunku. Ale opasuj�c� j� cisz� rozerwa� huk. Wzmagaj�cy si�,
nieustaj�cy; toczy� si� niby grzmot od Oceanu. Sasanka spojrza�a: z g�adkiego, zielonego, jakby
pod�wietlonego od do�u przestworu w�d podnios�a si� ogromna, srebrzystozielona, �ciana
przes�aniaj�ca horyzont. Podnios�a si� i wolno, nieub�aganie, sun�a ku brzegowi. Pchaj�c przed
5
sob� �aglowiec podskakuj�cy karykaturalnie, jak okaleczony ptak.
Kiedy Mapciuszek i Kr�liczek, by� mo�e id�c po co�, a mo�e przypadkiem, zaw�drowali na
wydmy rozci�gaj�ce si� u podn�a Wzg�rka, Owczarza tam ju� nie by�o. Ale pod krzakiem
�arnowca, teraz jakby zmatowia�ym, ci�gle kto� le�a�.
� Oj, popatrz! � powiedzia� Mapciuszek. � Znowu kto� obcy! � Ty go widzisz, Kr�liczku?
� Widz� � odpowiedzia� Kr�liczek podniecony. � Jest bardzo du�y. Wiesz, Mapciuszku, co mi
przypomina jego kapelusz?
� Bia�� G�r� zza Rzeki � odpar� bez namys�u Mapciuszek � i u�miechn�li si� do siebie.
Kr�liczek wszak�e, zobaczywszy, co robi Mapciuszek, szybko przesta� si� u�miecha�.
Mapciuszek bowiem krokiem wyra�aj�cym beztrosk� i ciekawo�� zacz�� i�� ku le��cemu pod
�arnowcem (mo�e �pi�cemu, a mo�e nie) obcemu. Kr�liczek rozejrza� si� niespokojnie: nikogo
wok�, ani �ywej duszy.
� Mapciuszku! � zawo�a�, wiedz�c doskonale, �e jego s�owa b�d� daremne. � Nie podchod�
do niego. On mo�e by� niebezpieczny.
� W�a�nie dlatego podejd� � odpar� z uciech� Mapciuszek. A tak naprawd� nie musia�
udziela� odpowiedzi; Kr�liczek m�g� sobie jej udzieli� sam...
� Te zatracone bli�niaki czytaj� w swoich my�lach � pomstowa�a czasem Ciocia Weronika. A
od czasu, kiedy Pan MikroK przybi� do brzeg�w Niby-Wyspy na swoim upiornym, obros�ym
wodorostami i p�klami stateczku dodawa�a, oczywi�cie pod jego adresem: � i nie potrzebuj� do
tego �adnej m�drzejszej od cz�owieka skrzynki. Od niekt�rego cz�owieka � wzmacnia�a godnie.
M�wi�c nawiasem nieszcz�sny Pan MikroK m�g�by si� odci�� cho�by wypomnieniem Cioci
Weronice faktu, �e Kr�liczek i Mapciuszek bli�niakami nie byli. Ale Pan MikroK ci�gle jeszcze
tego nie wiedzia�. Ogromnie wielu rzeczy Pan MikroK jeszcze nie wiedzia�. Przebywa� na Niby-
Wyspie niedawno, a przecie� oni sami tutaj poruszali si� nieustannie jakby po�r�d tysi�ca
tajemnic. Jednak poruszali si�, mniej lub bardziej zr�cznie; on za� po prostu beznadziejnie si� o
nie obija�.
Wia� do�� silny wiatr i w�osy Mapciuszka zbli�aj�cego si� beztrosko do nieznajomego
olbrzyma zabawnie fruwa�y. Kr�liczek jednak za bardzo si� ba�, aby to zauwa�y�.
A Mapciuszek, kt�ry zawsze, no, prawie zawsze spostrzega� wi�cej szczeg��w ni� Kr�liczek,
zauwa�y�, �e niebo, ca�y horyzont ponad krzakami �arnowca, ma kolor rt�ci i w og�le wygl�da
tak, jakby kto� gdzie� tam w g�rze rozbi�, umy�lnie lub przypadkiem, milion termometr�w,
uwalniaj�c miliardy male�kich, l�ni�co srebrnych, nies�ychanie ruchliwych kuleczek.
� Kr�liczku. Sp�jrz na niebo � powiedzia� nie odwracaj�c si�; Mapciuszek doskonale
wiedzia�, �e Kr�liczek, acz umieraj�c ze strachu, idzie za nim; nigdy, nawet najbardziej
przestraszony, nie ucieka� w podobnej sytuacji.
Kr�liczek spojrza� niezbyt przytomnie.
� Aha � potwierdzi� (co mia�o oznacza�, �e wie, o co chodzi, i prawie zawsze istotnie
wiedzia�). � Mapciuszku! St�j! Nie podchod� za blisko!
Mapciuszek przy�pieszy� kroku. Robi� przy tym du�o ha�asu. Olbrzym jednak ani drgn��.
�Na szcz�cie chyba mocno �pi� � pomy�la� Kr�liczek.
I nagle, troch� dlatego, �e ta my�l go uspokoi�a, a troch� (mo�e bardziej) dlatego, �e strach,
zw�aszcza strach o Mapciuszka, wyzwala� w nim takie szale�cze reakcje � wyprzedzi�
Mapciuszka, czyli to on podszed� zupe�nie blisko do olbrzyma, i robi�c, jak to Kr�liczek,
przer�ne �mieszne miny, chwyci� jaki� patyk stosowny do tego celu i podwa�y�, a raczej
spr�bowa� podwa�y� tym patykiem kapelusz przes�aniaj�cy twarz olbrzyma.
Po czym, ca�y spocony ze strachu i emocji, szybko odskoczy� odrzucaj�c patyk daleko od
siebie, jakby to by� rozpalony do czerwono�ci pogrzebacz.
6
� W nogi! � szepn��.
Tym razem Mapciuszek pos�ucha�. Pobiegli w stron� Oceanu. Wkr�tce jednak przystan�li.
Przesadnie dysz�c, roze�miani, popatrzyli na siebie.
� Oj, Kr�liczku!!! � powiedzia� Mapciuszek.
� Oj, Mapciuszku!!! � odpowiedzia� Kr�liczek.
Chwycili si� za r�ce szcz�liwi.
Potem zgodnie rozejrzeli si� wok�. Niebo ci�gle mia�o zastanawiaj�cy kolor rt�ci.
� Jakby kto� rozbi� milion termometr�w � powiedzia� z zachwytem Mapciuszek.
� Aha � przytakn��, teraz z pe�nym zrozumieniem, Kr�liczek i nagle jego �miniasty�, jak
mawia�a Ciocia Weronika, pyszczek znieruchomia�.
� Mapciuszku! Sp�jrz na Wzg�rek. Na sam szczyt.
Mapciuszek spojrza� najpierw na Kr�liczka (�eby zobaczy� jego min�), p�niej przeni�s�
wzrok w g�r�.
� Patrzcie, patrzcie � rzek� z namys�em. � To chyba Sasanka:
� W�a�nie tak my�la�em � przytakn�� Kr�liczek. � Sasanka! Co ona robi? Widzisz,
Mapciuszku, jak ona dziwnie podskakuje? Jak... jak...
� ... jak okaleczony ptak � podsun�� Mapciuszek. � Chyba znowu w co� wpad�a. Biegniemy!
To by�a niewyobra�alna m�ka. Ogromna, srebrzystozielona �ciana sun�a ku brzegowi pchaj�c
przed sob� bezsilny �aglowiec. �aglowiec podskakiwa�, nie ko�ysa� si�, nie koleba�, podskakiwa�
jak ptak, kt�remu obci�to lotki, a kt�ry ci�gle mimo to usi�uje pofrun��. Sasanka w pewnym
momencie zda�a sobie spraw� z tego, �e podskakuje tak samo, a zmusza j� do owych nie
chcianych, m�cz�cych skok�w nie ogromna �ciana wodna, a ziemia, ci�gle drgaj�ca, jakby
podryguj�ca. Nie s�dzi�a jednak, �e te drgawki nios� jej zagro�enie. Czu�a, �e zagro�enie niesie
ta ogromna Fala, nieprawdopodobna, gdy� Ocean z tej strony Niby-Wyspy by� zawsze g�adki jak
bele chi�skiego jedwabiu rozwijaj�ce si� w niesko�czono�� wspania�ymi kolorami zieleni i
b��kitu, ��ci i szkar�atu ( w zale�no�ci od koloru nieba, ale niekoniecznie).
Fala nieub�aganie pcha�a przed sob� pi�kny, a teraz �a�osny �aglowiec. Podskakiwa�, wyrywa�
si�, pcha�a go, pcha�a z wyra�nym zamiarem rzucenia nim o brzeg by�a to jednak zabawa kota z
myszk�, gdy� na sekund� przed zag�ad� zabiera�a go z powrotem. Cofa�a si�, a statek cofa� si�
razem z ni�, jakby by� do niej przytwierdzony. Po czym wraca�a. I tak � w k�ko. Statek
podskakiwa�, podskakiwa�, i Sasanka prze�ywaj�ca wszystkie jego l�ki � tak samo podskakiwa�a.
W og�uszaj�cym, nieustaj�cym huku.
Pr�bowa�a si� ratowa�. Przede wszystkim przed ogarniaj�c� j� panik�. Stara�a si� � w tej
sytuacji! � jak najdok�adniej obejrze� do�wiadczany okrutnie statek.
Przy brzegach Niby-Wyspy, a w ka�dym razie z jej znanej strony, nigdy nie pojawi� si� �aden
statek, je�eli nie liczy� zagadkowego statku-widma ukazuj�cego si� niekiedy podczas pe�ni
ksi�yca. Ten �aglowiec te� wygl�da� na opuszczony: Sasanka nie dostrzeg�a na jego pok�adach
nikogo. Nie wygl�da� jednak jak statek widmo t�uk�cy si� latami po morzach �wiata, zaniedbany,
upiorny, z�achmaniony. By� to pi�kny, smuk�y szkuner, lub mo�e kliper, niew�tpliwie szybki
statek, jeden z tych szybkich statk�w, kt�re by�y potrzebne piratom lub handlarzom
niewolnik�w? Takiemu przeznaczeniu wszak�e zdawa�a si� przeczy� posta� galionowa zdobi�ca
jego dzi�b � m�oda dziewczyna w przykr�tkiej sp�dniczce, z rozpuszczonymi, d�ugimi w�osami.
A nazwa... Jaka jest jego nazwa? Sasanka nie mog�a odczyta� nazwy. A przecie� widzia�a
wyra�nie wielkie z�ote litery. C? Z? H?
Walczy�a niezmordowanie ogarniaj�cym j� zm�czeniem i poczuciem bezsi�y. Na pr�no. Po
kilku pr�bach odwr�cenia uwagi od tego, co si� z ni� dzia�o (co co� z ni� wyrabia�o),
7
skapitulowa�a. W momencie, gdy niemal traci�a przytomno��, przez og�uszaj�cy huk Oceanu
przedar� si� d�wi�k. Sasanka raz jeszcze zmobilizowa�a wol�, koncentruj�c sw� otumanion�,
rozkojarzon� uwag� na tym, by go uchwyci� � wydawa� si� znajomy.
� nka..
� sanka...
� Sasanka!
�Sasanka! Sasanka? To ja. Kto� mnie wo�a�. Ledwo tak pomy�la�a, ledwo zrozumia�a, �e kto�
wo�a jej imi�, og�uszaj�cy huk opad�, jak uci�ty skinieniem dyrygenckiej pa�eczki, i Sasanka
zobaczy�a Mapciuszka i Kr�liczka zbli�aj�cych si� do miejsca, w kt�rym sta�a. Widzia�a ich
jakby na zawieszonym wysoko ekranie, rozpi�tym mi�dzy ni� a Oceanem, na tle Fali i pchanego
przez Fal� �aglowca, podskakuj�cego jak okaleczony ptak. Biegli. Kr�liczek pierwszy.
Mapciuszek troch� w tyle.
� Sasanka!
�To wo�a Kr�liczek� � rozpozna�a Sasanka.
W�wczas Mapciuszek i Kr�liczek jak gdyby spadli z ekranu: znale�li si� ni�ej. Teraz widzia�a
ich wyra�niej, wyra�niej ni� Fal�, ni� statek. Ci�gle jednak m�cz�co, denerwuj�co podskakiwa�a.
� Sasanko! Pod �arnowcem le�y kto� olbrzymi � oznajmi� Kr�liczek.
� Istny wielkolud � do�o�y� Mapciuszek.
� Na pi�tym drzewie mieszka sowa � powiedzia�a Sasanka szybko, jakby recytuj�c zadan�
lekcj� i � usiad�a. Po prostu z niewys�owion� ulg� klapn�a w mi�kki nagrzany mech. Opasuj�cy
j� magiczny kr�g przesta� istnie�. Okrutna, srebrzystozielona �ciana wodna rozwia�a si� jak
fatamorgana zabieraj�c ze sob� sw� zabawk� � pi�kny, �a�osny �aglowiec. Ocean, jak
poprzednio, jak gdyby si� nic nie sta�o, rozwija� �wietlistozielone wst�gi, �wiat odzyska� g�os,
�piewa�y ptaki, brz�cza�y owady, szumia� wiatr.
� Na pi�tym drzewie mieszka sowa? � powt�rzy� Kr�liczek. � Co to takiego?
� Nic, nic. My�l�, �e jakie� has�o � odpar�a Sasanka, po czym u�o�y�a si� wygodnie w mchu i
zasn�a.
� Nie bud� jej, Kr�liczku! � rzek� ostrzegawczo Mapciuszek. � Ona musi to odespa�. I bardzo
ci� prosz�, Kr�liczku, �eby� co� zapami�ta�.
� To na pi�...
� Tss! � Mapciuszek przy�o�y� palec do ust. � To w�a�nie. Ale lepiej nie m�w.
� Dlaczego? � spyta� Kr�liczek.
� Nie wiem � odpowiedzia� Mapciuszek. � Czuj�, �e lepiej nie. Zapami�tasz, Kr�liczku?
� Oczywi�cie, Mapciuszku.
� �wietnie! Sasanka... czasem zapomina, co powiedzia�a na sekund�, zanim zapada w t e n
sen. A my�l�...
� ... �e lepiej, �eby kto� pami�ta� � podj�� ze zrozumieniem Kr�liczek. � Na przyk�ad my.
� Na przyk�ad my � potwierdzi� Mapciuszek. Co masz tak� min�, Kr�liczku?
� Ja... ja ci czego� nie powiedzia�em, Mapciuszku. Czego� bardzo wa�nego. Powiedzie� ci?
� No ju� powiedz, ju� powiedz, Kr�liczku � rzek� z czu�o�ci� Mapciuszek (kt�ry naturalnie
domy�la� si�, co Kr�liczek chce mu powiedzie�).
� Ten kapelusz, Mapciuszku, no wiesz, ten kapelusz olbrzyma. Ja... ja go nie mog�em
podwa�y� patykiem. A przecie� ten kto� musi oddycha�.
� Dlaczego, Kr�liczku? � spyta� podst�pnie Mapciuszek.
� No jak to dlaczego?! � zaperzy� si� Kr�liczek zgodnie z jego oczekiwaniami. � Przecie�
wszyscy musz� oddycha�, �eby... Oj, Mapciuszku! Sprawa powa�na, a ty...
� Przepadam za tob�, Kr�liczku! � powiedzia� serdecznie Mapciuszek. � A teraz chod�.
8
Musimy par� rzeczy sprawdzi�.
� Co na przyk�ad, Mapciuszku?
� Na przyk�ad to, co teraz robi pan MikroK, a raczej, co robi jego mikrokomputer.
� My�lisz. Mapciuszku? � szepn�� domy�lnie Kr�liczek.
� My�l� � przytakn�� z powag� Mapciuszek. I poszli. Zostawiwszy Sasank� u�pion� na
szczycie Wzg�rka. Niebo nad Niby-Wysp� ci�gle mia�o niepokoj�cy kolor rt�ci. Pan MikroK nie
zadowoli� si� tym, �e Mapciuszek i Kr�liczek znikn�li z pola jego widzenia. Odczeka� jeszcze
chwil�, ka��c swemu mikrokomputerowi, troch� z nawyku, a troch� dla zabicia czasu, dostarczy�
odpowiedzi na pytanie, czy bli�niacy (jak wiemy, uwa�a� ich jeszcze za bli�niak�w) wiedzieli o
jego obecno�ci na Wzg�rku, czy nie. Ale nawet nie spojrza� na odpowied�. Co go to w�a�ciwie
obchodzi�o? Nie ukry� si� specjalnie: i on, przypadkiem zreszt�, zobaczy� podskakuj�c� na
szczycie Wzg�rka Sasank� i � cho� nie pomy�la�, ze jej zachowanie jest dziwne, dla niego
wszystko tutaj by�o dziwne i sk�d, do diab�a, m�g� wiedzie�, co tu odbiega od normy, a co nie? �
zacz�� i�� ku niej innym zboczem, a Mapciuszek i Kr�liczek po prostu go wyprzedzili. Wi�c
schowa� si� w krzakach pragn�c unikn�� spotkania z nimi: te niesamowite stworzenia peszy�y go
jeszcze bardziej ni� zadziorna, przedziwnie niedorzeczna Ciocia Weronika. Zdawa�y si� czyta�
nie tylko we w�asnych my�lach, ale i w jego my�lach � a uwa�a� za szczeg�lnie nie wskazane
zdradzanie przed nimi swoich my�li na temat Sasanki � i potem mimo woli s�ucha�, co prawda
nieuwa�nie, bo ostatnio by� zbyt zniech�cony tym wszystkim, czego nie rozumia�, a wraz z nim
s�ucha� jego mikrokomputer: ten s�ucha� uwa�nie.
Wreszcie pewny, �e ci dwaj s� daleko i w og�le zupe�nie gdzie indziej, opu�ci� swoj�
kryj�wk�.
D�ugo patrzy� na u�pion� Sasank�.
Czy zdo�a kiedykolwiek zapomnie� tamten moment? Po dniach i nocach wyczerpuj�cej
�eglugi � wystarczy�oby samej tej �eglugi, a przecie� mia� za sob� koszmarne prze�ycia na
Morzu Strachu � zobaczy� wreszcie l�d: ba�niowo pi�kne, idylliczne wybrze�e. Jaki� podwodny
pr�d, bo nie by�o fali, mi�kko osadzi� jego dziwaczny stateczek na piasku pla�y, a z wydm
zbieg�a wysoka, szczup�a, z warkoczami i o du�ych zielonych oczach dziewczyna, kt�ra r�wnie�
wyda�a mu si� istot� z bajki.
� Nazywam si� Sasanka � powiedzia�a bez zdziwienia i bez l�ku.
�Gdyby nie ona, chyba bym tu ju� zwariowa�� � pomy�la� Pan MikroK.
Wtem poczu� w karku niemi�e mrowienie. Odruchowo zerkn�� do ty�u: czy�by kto� czai� si� w
bajecznie kolorowej dali? � ochra gleby, biel pni uschni�tych drzew, przer�ne odmiany zieleni,
w g��bi czarno-brunatne ska�y o fantastycznych kszta�tach, a jeszcze dalej g�ry. Te ni�sze o
jakby �ci�tych wierzcho�kach i jeden wysoki, dominuj�cy nad innymi szczyt. Oczy Pana MikroK
przylgn�y, jakby przyci�gni�te, do tej odmiennej od innych g�ry, ostrograniastej, o �cianach z
bia�ego kamienia poprzecinanego skrz�cymi �y�kami kaskad. Ledwo na ni� spojrza� � g�ra na
sekund� lekko unios�a si�, co wygl�da�o tak, jak gdyby kto� w ironicznym ge�cie lekko uchyli�
kapelusza.
Ironia, jakby zamierzona, tego gestu natychmiast podsun�a obraz: tak samo, tyle �e z
wyra�niejsz�, bardziej obra�liw� intencj�, uchyli� zawadiackiego stetsona Mister White Hat,
zwalniaj�c z aresztu polskie kutry. Pan MikroK gniewnie zacisn�� powieki, a kiedy otworzy�
oczy, zobaczy�, �e niebo ma dok�adnie taki sam kolor, jaki mia�o w owym dniu, gdy tsunami,
potworna g��binowa fala, run�a na ma�� flotyll� ryback� zmuszon�, prawem silniejszego, do
odwrotu z tradycyjnych �owisk.
� Spokojnie, Kr�liczku, spokojnie � rzek� ostrzegawczo Mapciuszek.
9
� Spokojnie! Ty widzisz jego twarz?! � zapiekli� si� Kr�liczek.
� Nie � odpar� zgodnie z prawd� Mapciuszek: jak mia� widzie�, skoro nie spuszcza� oczu z
mikrokomputera Pana MikroK?
� Ucieka! � szepn�� relacjonuj�c podekscytowany Kr�liczek. � Wyczu� nas?
� Nie � zaprzeczy� ponownie Mapciuszek. � On rzeczywi�cie ucieka, Kr�liczku. Ale nie przed
nami.
Popatrzyli sobie g��boko w oczy. Bardzo g��boko. Z nieba o kolorze rt�ci zacz�y spada�
mikroskopijne, srebrne kuleczki.
Kr�liczek nadstawi� r�k�.
� Deszcz � powiedzia� i poliza� palce. � Ma jaki� dziwny smak, Mapciuszku.
� Wypluj to szybko, Kr�liczku! � krzykn�� Mapciuszek. � Rt�� jest truj�ca. Nie patrz tak na
mnie. To mo�e by� rt��. Deszcz z rt�ci�. Pami�tasz ��ty deszcz? Wyplu�e�?
� Tak, Mapciuszku � odpowiedzia� pos�usznie Kr�liczek.
� Dobrze. Wytrzyj �apk� o mech. Teraz jednak trzeba obudzi� Sasank�.
Pan MikroK tak szybko zbiega� ze Wzg�rka, �e nie zauwa�y� le��cego pod krzakami
�arnowca olbrzyma. Cho� przebieg� tu� obok miejsca, w kt�rym nieznajomy le�a�, i cho� w tym
momencie jego mikrokomputer trzy razy ostrzegawczo zabipa�. Nie zd��y� do domu przed
deszczem, ale deszczu te� nie zauwa�y�, a w ka�dym razie nie zauwa�y� �wiadomie. Dopiero
kiedy zamkn�� za sob� drzwi swego pokoju, stwierdzi�, �e jest mokry.
�Spoci�em si� jak mysz� � pomy�la�, nie przebra� si� jednak, tylko tak jak sta�, w mokrym
ubraniu rzuci� si� na porz�dnie zas�ane, przykryte b��kitn� kap� ��ko. ��ko ko�ysa�o si� pod
nim jak ��d�. Spr�y� si� w sobie, by powstrzyma� to ko�ysanie � na pr�no.
To wraca�o w chwilach silnego wzburzenia, nic nie m�g� poradzi�, tyle �e z pocz�tku, w
pierwszych dniach po wyl�dowaniu na Niby-Wyspie, by�a to potworna hu�tawka � a raczej
imitacja potwornej hu�tawki tratwy na oszala�ych falach, potem ju� tylko silne ko�ysanie.
Uczucie silnego ko�ysania, bo przecie� le�a� na ��ku, kt�re znajdowa�o si� na l�dzie sta�ym.
Pan MikroK wyci�gn�� dr��c� r�k�, wcisn�� klawisz mikrokomputera (POWER, a potem
ROM).
�Jestem na l�dzie sta�ym � punktowa�y zielone igie�ki. � Nie nazywam si� Pan MikroK.
Nazywam si�...�
Literki zata�czy�y, zamaza�y si�, gin�y w ulewie zapalaj�cych si� i gasn�cych w
b�yskawicznym tempie czerwonych �wiate�ek. Pan MikroK a� si� zatrz�s�.
� To ja mam prawo zwariowa�, a nie ty! � rzek� �wiszcz�cym szeptem. � A w og�le to
wszystko przez ciebie. Migaj sobie, migaj. I tak wiem, co ma by� dalej. To ja zapisa�em w twojej
pami�ci na wszelki wypadek: nazywam si� Franek Broch, syn J�zefa Brocha ze Swarzewa. M�j
ojciec jest... by�...
Gwa�townie przewr�ci� si� na bok, zagryz� warg�. Nie wiedzia� nic. Nawet tego, czy ojciec...
czy ocala� ktokolwiek poza nim. Wszystko sta�o si� zbyt szybko. Te przekl�te wojny rybne.
Przekl�ty komputer. N i e c y g a � . To by�o nie tak.
Pan MikroK j�kn��: czu� si�, jakby to on by� wszystkiemu winien, on sam. �Bo ja przecie�
tego chcia�em � my�la� w rozpaczy � ja przecie� skrycie chcia�em, �eby nam si� przydarzy�o jak
najwi�cej przyg�d, �eby by�a bitwa na �owisku�. Chcia�, �eby... no tak, mo�e przede wszystkim o
tym my�la�, �eby si� w jakim� momencie urwa�, ruszy� na poszukiwanie skarb�w odkrytych w
pirackiej jaskini przez Antona Brocha, kt�ry... P r z y p omn i j s o b i e .
W 1803 roku Anton Broch, jak wielu Kaszub�w uciekaj�cych przed poborem do armii
pruskiej, wyemigrowa� wraz z m�od� �on� do Ameryki. Nigdy nie powr�ci� do kraju: nie wyliza�
10
si� z ran odniesionych w bijatyce z niemieckimi emigrantami, powr�ci� natomiast jego syn,
przywo��c ze sob� Dziennik, w kt�rym swarzewski rybak opisywa� wszystko, co mu si� w
dalekim �wiecie przydarzy�o. Zapisa� w nim r�wnie� histori� odkrycia pirackiego skarbu, kt�ra
rozs�awi�a rodzin� Broch�w na ca�ym P�wyspie Helskim i przysporzy�a tej rodzinie tylu
nieszcz��, �e J�zef Broch, ojciec Pana MikroK, ustanowi� ten temat rodzinnym tematem tabu.
Kaza� swoim czterem synom przysi�ga� przed Matk� Bosk� Swarzewsk�, �e nie tkn� tej sprawy
s�owem, my�l� i uczynkiem.
Pi�ty, najm�odszy z nich, nie sk�ada� przysi�gi. Urodzi� si� p�no, niespodziewanie, kiedy ju�
dzia�a�o rodzinne tabu. Zacz�� dorasta�, a bracia nic mu nie powiedzieli o historii, kt�r� stary
Bo�da z Rozewia nazwa� �i nie w�d� nas na pokuszenie�, ani w og�le o Dzienniku Antona
Brocha. Jak jednak ukry� tajemnic�, o kt�rej wszyscy wiedz�? Ludzie na P�wyspie wiedzieli
nawet o przysi�dze, kt�r� J�zef Broch wym�g� na synach.
Dlatego kiedy stary Bo�da z Rozewia pewnego dnia opowiedzia� t� histori� Frankowi, do�o�y�
od siebie:
� Tylko w domu o tym nie gadaj, ch�opie.
� No to dlaczego powiedzieli�cie mi to wszystko? � spyta� rezolutnie Franek.
� Dlatego, ch�opie, �e jakby nie ja, to kto inny by to zrobi�. A lepiej, �ebym ja. Przez ten
Dziennik hitlerowiec zam�czy� twego pradziada, a tw�j dziadek, ojciec twojego ojca, poszed� za
morderc� i przepad� w �wiecie.
� A Dziennik? Gdzie jest Dziennik! � pyta� niecierpliwie Franek.
� Nikt nie wie � burkn�� stary, a Franek mia� dosy� rozumu, �eby nie dopytywa�.
Nie pyta�. Nikogo. Nie wdawa� si� w �adne rozmowy, jakby te� z�o�y� przysi�g�. Ale
niezmordowanie szuka�. Szuka� przemy�lnie, metodycznie: by� ch�opcem zmy�lnym,
rozgarni�tym. Niebieskie oczy bystro, a zarazem uwa�nie ogl�da�y �wiat, wysokie, �adnie
sklepione czo�o pod kr�tkimi jasnymi w�osami tchn�o inteligencj� i odwag�.
� B�dzie z niego �ebski szyper � m�wi� z dum� ojciec: najm�odszy syn by� jego oczkiem w
g�owie.
Franek mia� trzyna�cie lat, kiedy wreszcie znalaz� Dziennik Antona Brocha i przeczyta�
histori� odkrycia, w podwodnej jaskini na wybrze�u P�nocnej Karoliny, klejnot�w legendarnej
piratki Anny Marii Blythe, przyjaci�ki i wsp�lniczki Edwarda Teacha, zwanego Czarnobrodym,
jednego z najs�awniejszych pirat�w. Znalaz� tam r�wnie� kartk� z tajemniczym szyfrem
wskazuj�cym drog� do innych, po dzi� dzie� nie odnalezionych depozyt�w tej s�ynnej pary. I ju�
wtedy wiedzia�, �e b�dzie mu potrzebny komputer.
W cztery lata p�niej, zaraz po sko�czeniu �redniej szko�y rybackiej, poprosi� ojca, aby go
wzi�� ze sob�, jako cz�onka za�ogi oczywi�cie, na �owiska P�nocnego Pacyfiku. Poda� taki oto
pow�d:
� Chc� sobie kupi� mikrokomputer, tak. Wiem, �e by�cie mi kupili. Ale chc� sam na niego
zarobi�.
Mia� kilkana�cie lat i je�li chodzi o wzrost i si�� by� to ju� zupe�ny m�czyzna, zachowa�
jednak oczy zadziwiaj�co niewinne, jasne, bystro, uwa�nie ogl�daj�ce �wiat. Od ma�ego, jak
wszyscy ch�opcy z wiosek rybackich na P�wyspie Helskim, obznajomiony by� z rybackim
rzemios�em.
Ojciec, kt�ry nie umia� niczego swemu beniaminkowi odm�wi� � wyrazi� zgod�. �Ale potem
wst�pisz do Wy�szej Szko�y Morskiej�.
Po trzech miesi�cach po�ow�w, prawem kaduka, a raczej rybnej wojny, zaaresztowano kutry.
Stali w Vancouver. (Wtedy w�a�nie Franek kupi�, upatrzony w reklamowych prospektach,
japo�ski mikrokomputer). Po zwolnieniu z nakazem opuszczenia �owisk P�nocnego Pacyfiku
11
trzydzie�ci osiem kutr�w Dalmoru wyruszy�o na inne �owiska. Postanowili si� rozdzieli�: cz�� �
wzi�a kurs na �owiska Po�udniowego Pacyfiku, cz�� � na �owiska P�nocnego Atlantyku.
Franek, kt�ry z ca�ej duszy pragn��, aby ojciec przy��czy� si� do tych, co wybrali P�nocny
Atlantyk, zapytany odpar� niemal oboj�tnie:
� Jak wy chcecie, tak. Mnie wszystko jedno w�a�ciwie. �I sta�o si�, jak chcia�em ja. � Dlatego,
�e ja chcia�em� � my�la� Pan MikroK beznadziejnie uwik�any w tajemnice Niby-Wyspy.
Z morza, pod niebem koloru rt�ci, powsta� demon: dopad�a ich bez ostrze�enia sun�ca z
szybko�ci� odrzutowca jumbo-jet fala g��binowa zwana przez Japo�czyk�w tsunami.
Pan MikroK pami�ta� tylko tyle, �e nadesz�a i run�a, i �e po pewnym czasie, z kt�rego nic nie
pozosta�o w jego �wiadomo�ci, ockn�� si� na czym� w rodzaju tratwy zbitej z kilkunastu desek,
rzuconej w ogromne, rozhu�tane morze. Nie wiedzia�, ile czasu p�yn��. Nie wiedzia�, gdzie si�
znajdowa�. P�yn��. Morze hu�ta�o strasznie, a potem uspokoi�o si�.
A� kt�rego� dnia zasn�� wyczerpany. Obudzi�a go cisza. Z przymkni�tymi oczami s�ucha�.
Tratwa ko�ysa�a si� ledwo dostrzegalnie, a w taki spos�b, jakby nie spoczywa�a na wodzie, a
na spr�ystym, elastycznym materacu. Nic nie chlupota�o. C i s z a . By� p�przytomny, ale
rozpozna� t� cisz�: �absolutny sztil� � pomy�la�.
Otworzy� oczy i uni�s� si� ostro�nie. Tratwa ko�ysa�a si� lekko w lepkiej, zielono��tej
fosforyzuj�cej masie wodorost�w, po�r�d setek upiornych, butwiej�cych wrak�w
najprzer�niejszych statk�w, tak obro�ni�tych p�klami i innymi skorupiakami, �e zdawa�y si�
by� cz�ci� ro�linn� lepkiej masy, w kt�rej tkwi�y.
Owiane l�kiem i groz� Morze Sargassowe! Mia�o tak�e inne nazwy: Morze Strachu, Morze
Zatracenia, Morze Straconych Statk�w, Cmentarzysko Zaginionych Statk�w. M�ody rybak ze
Swarzewa zna� te nazwy, wiedzia� te�, �e jeszcze nikomu nie uda�o si� wyj�� ca�o z tego morza,
kt�re o kilka stuleci wyprzedzi�o s�aw� Tr�jk�ta Bermudzkiego: panowa� tam absolutny sztil.
Nawet ch�opak okr�towy Elisha Thomson ze statku Noorwood, kt�ry cudem si� stamt�d
wydosta�, w kilkana�cie dni po ocaleniu zmar�. Franek zna� jego histori�, by� mo�e i to pomog�o
mu prze�y�, pomog�o mu dokona� niemo�liwego. T o b y� o t a k .
Pan MikroK wcisn�� pi�ci w oczy, jakby chc�c w ten spos�b powstrzyma� obrazy, nie
widzie� tych strasznych dni i nocy; � ile ich prze�y�, niby dziwaczny Robinson, wyrzucony na
wysp� utworzon� z nieruchomej ogromnej floty wszystkich chyba typ�w statk�w, jakie cz�owiek
stworzy� od pocz�tk�w �eglugi? � b��dzenie po tej wyspie, niesamowite spotkania ze szkieletami
na pok�adach i we wn�trzach kad�ub�w, sam, w absolutnej ciszy, zupe�nie sam, je�li nie liczy�
ukazuj�cych si� w dwie godziny po zachodzie s�o�ca b�ysk�w �ywego ognia, o kt�rych wiedzia�,
�e s� to ostatnie ogl�dane przez ulatuj�cych w Kosmos �wiat�a na naszej planecie. Nie tylko
obrazy atakowa�y go, poczu�, bardzo wyra�nie, wstr�tny zapach wodorost�w, j�kn��.
Wtem kto� mocno zastuka� do drzwi. Pan MikroK zerwa� si� z ��ka. Do pokoju wpad�
zadyszany Kr�liczek.
� Chod� szybko! � wydysza�. � Szybko! Nie mo�emy si� dobudzi� Sasanki! Trzeba j�
przenie��.
� A... gdzie jest Mapciuszek? � wyduka� og�upia�y Pan MikroK.
� Mapciuszek zosta� z ni�! Szybko!
Pan MikroK ju� nie pyta� wi�cej. Wybieg� za Kr�liczkiem. Bez swego nieroz��cznego
mikrokomputera. Po raz pierwszy, odk�d si� tutaj znalaz�, zapomnia� go zabra� ze sob�. W og�le
o nim zapomnia�.
W po�owie drogi spotkali Cioci� Weronik�. Lekko posapuj�c wspina�a si� na Wzg�rek; w
swoim wielkim, l�ni�coczerwonym nieprzemakalnym p�aszczu z kapturem wygl�da�a jak
12
wagonik kolejki linowej sun�cy pracowicie po zboczu. Wok� niej jak czarny duszek biega� � to
wyprzedzaj�c, to na sekundy zostaj�c w tyle � ukochany pies Cioci Weroniki: Nalewka.
[Sk�d takie imi�? W opowie�ci Cioci Weroniki wygl�da�o to tak; wybra�o si� toto na �wiat
akurat wtedy, kiedy robi�am nalewk� z pigwy. Wiktoria, skaranie boskie z t� suk�, od razu
m�wi�am, �e jak si� da psu kr�lewskie imi�, to wytrzyma� z ni� b�dzie trudno, wcale jeszcze nie
mia�a rodzi�, w ka�dym razie j a si� nie spodziewa�am. Robi� wi�c nalewk�, a tu wpada
Kr�liczek, czy te� mo�e Mapciuszek, i wo�a: �Ciociu Weroniko, Ciociu Weroniko. Wiktoria si�
szczeni�. Zostawi�am wi�c wszystko, jak by�o, i lec�, pies nie cz�owiek, ale tym bardziej w
potrzebie opu�ci� si� nie godzi. Wiktoria, bestia, jednak wcale ju� nie potrzebowa�a mojej
pomocy: wyda�a tylko jedno szczeni� i patrzy�a na mnie dumnie. A ja popatrzy�am na to psi�.
By�o czarne i ledwo zipa�o, le�a�o jak nie�ywe. Ani pi�nie. A� tu wpada Mapciuszek (je�eli ten
poprzednio by� Kr�liczek) i wo�a: �Ciociu Weroniko, w kuchni co� strasznie mocno pachnie...�
Jezus Maria, nalewka! � wrzasn�am i wtedy to ma�e czarne pisn�o. Wi�c da�am mu na pami�tk�
Nalewka. �eby zna� swoje miejsce w �yciu.]
� Ciociu Weroniko � zdumia� si� Kr�liczek.� Co ciocia robi w taki deszcz na dworze?
� Jak to co? � odpowiedzia�a nie przerywaj�c wspinaczki Ciocia Weronika. � Id� os�oni�
Sasank�, bo moknie.
Pan MikroK zafascynowany wpatrzy� si� w wielki czarny parasol, kt�ry Ciocia Weronika
dzier�y�a pod pach�.
� A sk�d ciocia wie, �e ona moknie? � dopytywa� dalej Kr�liczek. � I �e ona moknie w�a�nie
tu na szczycie Wzg�rka?
Ciocia Weronika nasun�a g��biej na czo�o czerwony kaptur i podrapa�a si� w nos. Co�
chytrego i zarazem zagubionego, jakie� dziwne pomieszanie w wyrazie jej twarzy wzi�o g�r�
nad zwyk�� niefrasobliwo�ci� oraz przesadnie manifestowanym tupetem.
� Nie podoba� mi si� ten deszcz � mrukn�a. � W taki deszcz ka�demu mo�e si� co�
przydarzy�, a co dopiero Sasance. Wi�c wysz�am jej szuka�. A sk�d wiem, gdzie jest, to jakby�
troch� pomy�la�, Kr�liczku...
� ... to bym wiedzia�, �e Nalewka cioci� prowadzi � kiwn�� ze zrozumieniem g�ow� Kr�liczek.
� Ale ty my�lisz tylko wtedy, kiedy przy tobie jest Mapciuszek � doko�czy�a Ciocia
Weronika i na sekund� wyjrza�a spod kaptura. � A czemu ty, bidako, po deszczu latasz bez
okrycia?
� Deszcz nas zaskoczy� i zobaczyli�my Sasank�, kt�ra spa�a na Wzg�rku, i nie mogli�my jej
obudzi�, wi�c Mapciuszek zosta�, �eby j� ochrania�, a ja pobieg�em po pomoc, Owczarza nie
mog�em znale��, wi�c poszed�em po Pana MikroK, bo on jest du�y, silny i...
Ciocia Weronika przystan�a i uciszy�a go gestem r�ki.
� Pan MikroK! � powiedzia�a, teraz dopiero zobaczywszy, kogo Kr�liczek prowadzi. �
Dziwne, �e Nalewka nie zawy� � doda�a mierz�c Pana MikroK badawczym spojrzeniem.
� Bo on nie wzi�� swego mikrokomputera � pisn�� Kr�liczek, kt�ry wszystko zauwa�a (jak
jest sam). � Nalewka wyje na mikrokomputer, a nie na Pana MikroK.
Pan MikroK zesztywnia�: nie czu� na ramieniu zwyk�ego ci�aru!
�Rzeczywi�cie zostawi�em � pomy�la� z panik� � a przecie� tam jest szyfr!�
� Pewnie wracasz, h�? � rzek�a k��liwie Ciocia Weronika. � Wracaj! Wracaj! � doda�a
podejmuj�c drog�. � Sami sobie poradzimy!
� W�a�nie, �e nie wr�c� � powiedzia� Pan MikroK buntowniczo.
Po dawnemu zab�ys�y jego bystre niebieskie oczy, kt�re w czasie ostatnich przyg�d, a
zw�aszcza tu na Niby-Wyspie, straci�y sw�j tak charakterystyczny dla Franka Brocha blask
nadaj�cy twarzy wyraz otwarto�ci i inteligencji.
13
Ale Ciocia Weronika ju� tego nie widzia�a. Par�a ku g�rze.
Na szczycie Wzg�rka pierwszy znalaz� si� pies Nalewka. W nast�pnej kolejno�ci � Pan
MikroK, kt�ry w ci�gle tym samym, niezbyt dla niego samego zrozumia�ym, buntowniczym
nastroju wyprzedzi� Cioci� Weronik� i Kr�liczka. I to on w�a�nie, a nie � jakby si� mo�na by�o
tego spodziewa� � Kr�liczek, wyrzuci� z siebie to pe�ne zdumienia �O�.
� O! � powiedzia� ze zdumieniem Pan MikroK. Co sprawi�o, �e pozostaj�cy nieco w tyle
Ciocia Weronika i Kr�liczek przy�pieszyli kroku.
� O! � zawo�a� (dopiero teraz) Kr�liczek.
Sasanki bowiem na Wzg�rku nie by�o. Nie by�o r�wnie� Mapciuszka! Za to dok�adnie w tym
samym miejscu, gdzie powinni by�, pod parasolem jeszcze wi�kszym ni� ten, kt�ry dzier�y�a pod
pach� Ciocia Weronika, siedzia� Owczarz. Siedzia� i w zadumie ogl�da� swoj� torb� r�wnie star�
i tajemnicz� jak on sam.
� Co tu robisz, stary zb�ju?! � zawo�a�a gro�nie Ciocia Weronika. � Co zrobi�e� z Sasank�?
� Co zrobi�e� z Mapciuszkiem? � do�o�y� Kr�liczek.
Natomiast Pan MikroK nic nie m�wi�. Patrzy�. Nie na Owczarza. Na t� jego torb�. Patrzy�
tak, jakby zobaczy� j� po raz pierwszy. I faktycznie tak by�o, gdy� niemal bezustannie
oszo�omiony, nigdy do tej pory dobrze jej si� nie przyjrza�. Torba wyda�a mu si� znajoma! Tak
bardzo znajoma, �e ju� mia� na ko�cu j�zyka...
� Przecie� to jest... � szepn��, a wtedy Owczarz podni�s� znad torby oczy, spojrza� na Pana
MikroK i � Pan MikroK natychmiast straci� w�tek: to, co wisia�o na przys�owiowym ko�cu
j�zyka, nie spad�o.
� Sasanka i Mapciuszek? � przem�wi� oboj�tnie Owczarz. � Wys�a�em ich do domu, bo byli
bardzo przemoczeni.
� W taki deszcz bez parasola! � zakipia�a Ciocia Weronika.
� Przecie� ju� dawno przesta�o pada� � powiedzia� �agodnie Owczarz.
Ciocia Weronika chcia�a powiedzie� co� mia�d��cego, lecz nic nie powiedzia�a, tylko zacz�a
sapa� jak ot�uszczony pinczerek. Zsun�a, a raczej zrzuci�a z g�owy kaptur tak gwa�townie, �e
wielki, szarawej barwy, sztuczny kok upi�ty po�rodku jej g�owy obluzowa� si� i zwisa� jak
naderwane jask�cze gniazdo. Potem jednym szarpni�ciem rozpi�a p�aszcz i zerwa�a go z siebie.
� Nie pada, m�wisz?! � wykrzykn�a podsuwaj�c p�aszcz pod nos Owczarza. � A to, to niby
co jest?
� Jest to p�aszcz nieprzemakalny � odpar� Owczarz, a w jego oczach, tych oczach, kt�rych
spojrzenie popl�ta�o my�li Pana MikroK, zata�czy� swawolny chochlik.
� Pi�knie, pi�knie! � ironizowa�a pewna swego triumfu Ciocia Weronika � a w jakim to celu,
zdaniem �askawego jegomo�cia, zak�ada si� p�aszcz przeciwdeszczowy?
� �eby si� chroni� od deszczu � odpar� wpadaj�c w jej ton Owczarz.
� W�a�nie! � triumfowa�a Ciocia Weronika. � W�o�y�am p�aszcz nieprzemakalny, bo pada�
deszcz!
� Mo�e pada� � rzek� z niewinn� min� Owczarz. � Ale ju� od do�� dawna nie pada.
Ciocia Weronika w�a�nie na to czeka�a.
� Do czego s�u�� parasole, Kr�liczku? � spyta�a i potrz�sn�a g�ow�, jakby w obawie, �e traci
zmys�y, w wyniku czego obluzowany kok obsun�� si� jeszcze ni�ej.
�Jeden ruch i spadnie� � my�la� zafascynowany Pan MikroK. Ciocia Weronika za� z niezbyt
m�dr� min� wpatrywa�a si� w miejsce, gdzie jeszcze przed chwil� sta� Kr�liczek: Kr�liczka nie
by�o.
� Ja ci mog� powiedzie�, do czego s�u�y parasol, droga Weroniko � powiedzia� s�odko
Owczarz. � Parasol chroni przed deszczem.
14
� Aha! M�wisz, �e deszcz nie pada � podj�a Ciocia Weronika z tak� min�, jakby zbieranie
my�li stanowi�o dla niej nadludzki trud. � A sam siedzisz pod parasolem � doda�a ju� �ywiej. �
To czemu siedzisz pod parasolem, skoro deszcz nie pada?!
� Parasol r�wnie� chroni od s�o�ca � wtr�ci� zagadkowo nie swoim g�osem Pan MikroK.
Ciocia Weronika obr�ci�a si� ku niemu powoli. W taki spos�b, aby znale�� si� dok�adnie
naprzeciw niego. Pan MikroK liczy� sobie 1 m 84 cm wzrostu i mia� szerokie, proste jak sztanga
ramiona, ale by� szczup�y, teraz niemal chudy, tak �e zdawa� si� wisie� na swych w�asnych
ramionach jak na wieszaku. Ciocia Weronika natomiast, cho� o g�ow� ni�sza i bynajmniej nie
biodrzasta, ba, niemal smuk�a, mia�a pot�ny biust i pe�ne ramiona, co wygl�da�o, jakby ca�a
nieustannie wspina�a si� ku g�rze; w tym za� momencie, stoj�c naprzeciw pana MikroK, zdawa�a
si� wprost w oczach rosn��, wyd�u�a� si� dziwacznie, niczym Alicja w Krainie Czar�w, kiedy
po�kn�a kawa�ek grzyba.
� Patrzcie pa�stwo � rzek�a, wszystko, co �yje, powo�uj�c na �wiadk�w swego niezmiernego
rozczarowania � a ja ju� my�la�am, �e on bez tego swojego pude�ka m�drzejszy! S�o�ce! �
wykrzykn�a teatralnie i... spojrza�a ku niebu.
Ostry s�oneczny blask uderzy� j� w twarz. Ciocia Weronika zamruga�a niedowierzaj�cymi
oczami, podskoczy�a (sztuczny kok obsun�� si� kokieteryjnie nad prawe oko), a potem
znieruchomia�a i przez chwil� w wiele m�wi�cym, ci�kim jak g�az milczeniu przygl�da�a si� im
obydwu: Owczarzowi oraz, naturalnie, Panu MikroK. I jeszcze podejrzliwym, skupionym
wzrokiem omiot�a niebo; szafirowe, przetkane z�otem � przypomina�o ogromne pole dojrza�ej
pszenicy, w kt�rym chabry wyros�y niemal r�wnie g�sto jak k�osy i pewnie by�yby ca�kowicie
narzuci�y sw�j w�asny szafirowy kolor, gdyby s�o�ce nie wydobywa�o l�nie� z k�os�w
promieniami chwytliwymi jak j�zyk mr�wkojada.
� Ach wi�c to tak! � przem�wi�a wreszcie. � Ach wi�c to tak � powt�rzy�a.
I � obr�ci�a si� na pi�cie z takim impetem, �e obsuni�ty na prawe oko kok... nie... nie spad�
jak tego mo�na si� by�o spodziewa� � zakr�ci� si� razem z ni�, po prostu zawirowa� wok� g�owy
na cieniutkiej srebrnej nici, po czym wr�ci� precyzyjnie na swoje miejsce, jak gdyby przyssany.
Pan MikroK mia� wr�cz wra�enie, �e s�yszy odg�os klapni�cia. W tym stanie zreszt�, w jakim si�
od paru minut znajdowa�, wszystko wydawa�o mu si� mo�liwe.
� Nalewka, Nalewka! Do nogi! � zawo�a�a Ciocia Weronika.
Przystan�a na sekund� i rozgl�da�a si� wok� w poszukiwaniu psa. Ale w stron� miejsca,
gdzie znajdowali si� Owczarz i Pan MikroK, ju� nawet nie spojrza�a, po prostu omija�a ich
wzrokiem.
Nalewka kaza� do�� d�ugo czeka� na siebie. Wreszcie przybieg� zziajany, w jego pysku
mieni�o si� co� kolorowego, mo�e kolorowa szmatka, czego Ciocia Weronika jakby nie
zauwa�y�a.
� Chod�, piesku, idziemy st�d, p�ki�my �ywi i cali � powiedzia�a g�o�no, dobitnie i zacz�a
schodzi� ze Wzg�rka, ci�gn�c majestatycznie za sob� czerwony nieprzemakalny p�aszcz, niby
tren kr�lewskiej szaty.
Owczarz i Pan MikroK zostali sami.
�Ciekawe, dlaczego ta stara czarownica nosi sztuczny kok, skoro ma tyle w�asnych w�os�w,
�e starczy�oby jej na pi�� kok�w � powiedzia� Owczarz, takim tonem wszak�e, jakby �wietnie
zna� odpowied�, a tylko chcia� zainteresowa� problemem Pana MikroK.
Pan MikroK znajdowa� si� w stanie silnego pomieszania.
Wprost nie �mia� podnie�� oczu na Owczarza, kt�ry by� tego stanu zagadkow� przyczyn�. Nie
rozumia�, co si� z nim, a raczej w nim dzia�o od momentu, gdy jego uwag� przyku�a torba
Owczarza. A zw�aszcza od momentu, gdy spojrzenie starego zm�ci�o tok jego my�li
15
nieuchronnie, jak si� zdawa�o, prowadz�cy do zidentyfikowania torby.
�To on mi kaza� powiedzie� to, co powiedzia�em Cioci Weronice�.
Ledwo zdo�a� sformu�owa� w my�lach to zdanie, parali�uj�ca go nie�mia�o�� ust�pi�a nieco.
Pan MikroK obr�ci� g�ow� ku Owczarzowi. D�ugo patrzy� na niego w milczeniu, i to milczenie
ci��y�o mu tylko przez chwil�: w miar�, jak patrzy�, czu� si� coraz lepiej, ba, tak, jak si� chyba
jeszcze nigdy nie czu� od czasu, gdy fala tsunami zaatakowa�a kutry!
�Podobno pochodzi z g�r� � przygl�daj�c si� Owczarzowi bez �enady, przypomina� sobie
zarazem to, czego si� o nim na Niby-Wyspie dowiedzia�. � Zaraz, jak to opowiada�a Sasanka?
� Zjawi� si� � opowiada�a zezuj�c na koniec w�asnego nosa, co nadawa�o jej s�owom dziwnie
dwuznaczne zabarwienie � nied�ugo przed twoim przybyciem. Tylko �e ty przyby�e� z morza. A
on z g�r, tych, wiesz, g�r za Rzek�, gdzie nikt z tutejszych nigdy nie by�, gdy� nikt nie zdo�a�
przedosta� si� za Rzek�... A on powiedzia�, �e przyszed� stamt�d, cho�, by� mo�e, Ciocia
Weronika ma racj�, kiedy w to pow�tpiewa... M�wi�, �e pasa� owce i od razu go nazwali�my
Owczarzem. Sam zreszt� te� tak o sobie m�wi�.
�Owczarz z g�r to znaczy g�ral � my�la� Pan MikroK, ale on... ale� on nie wygl�da na g�rala.
On wygl�da jak...�
Serce pana MikroK gwa�townie za�omota�o.
Owczarz siedzia� spokojnie i pozwala� si� ogl�da�. Istotnie, nie mia� nic z �typu g�ralskiego�.
Ani nie by� �mig�y i gibki, ani nie mia� suchego, orlego profilu. By to wysoki, zwalisty
m�czyzna w granatowym swetrze wpuszczonym w spodnie, o twarzy szerokiej, dobrodusznej;
jego jasnoniebieskie oczy w sieci drobnych zmarszczek w ogorza�ej, pobru�d�onej twarzy by�y
oczami cz�owieka obcuj�cego z niezmierzon� dal�, oczami marynarza lub rybaka.
Serce Pana MikroK za�omota�o, gdy� u�wiadomi� sobie, �e tak patrz�cy na niego przyja�nie,
dobrodusznie, z lekk�, bynajmniej nie obra�liw�, kpin� przypomina do z�udzenia starego
Kaszuba.
Podobie�stwo by�o dojmuj�ce i pan MikroK post�pi� kroku.
� Kurp, kt�ry nie tabaczy, nic nie znaczy � powiedzia� po kaszubsku.
A wtedy Owczarz wsta�, przerzuci� przez rami� torb�, po czym zamkn�� sw�j ogromny
parasol takim ruchem, jakby spuszcza� mi�dzy sob� a Panem MikroK zas�on�, i odszed� bez
s�owa, nie�piesznym, ko�ysz�cym krokiem.
Pan MikroK patrzy� za nim, jak odchodzi�. Nie, oczywi�cie nie szed� lekkim nawyk�ym do g�r
krokiem g�rala! Szed� szeroko stawiaj�c nogi, ci�ko a zarazem ostro�nie, jak cz�owiek
nienawyk�y do chodzenia po ziemi.
�Zrozumia�, co m�wi�em � pomy�la� pan MikroK. � Z pewno�ci� zrozumia� albo ja naprawd�
zwariowa�em. I przecie� � my�la� dalej � kiedy wspinali�my si� z Kr�liczkiem i Cioci� Weronik�
na Wzg�rek, d e s z c z p a d a � . Tu si� wszystko nie zgadza. Albo � mo�e si� zgadza, tylko ja nie
mam klucza?�
Odruchowo si�gn�� po mikrokomputer.
�Nie wzi��em� � przypomnia� sobie � i natychmiast zapomnia� o wszystkim innym. Nawet o
Sasance. I � jak niedawno � w szalonym tempie zbieg� ze Wzg�rka. I � jak niedawno � przebieg�
bardzo blisko krzak�w �arnowca nie zauwa�ywszy le��cego pod nimi wielkoluda.
Kr�liczek i Mapciuszek spotkali si�, a raczej wpadli na siebie przy bramie wjazdowej do
Parku.
� Mapciuszek! � ucieszy� si� Kr�liczek purpurowy z wysi�ku (bo bieg� co si� w nogach), a i z
rozpieraj�cej go emocji. � Ja w�a�nie do ciebie biegn�, Mapciuszku.
� A ja do ciebie, Kr�liczku � powiedzia� Mapciuszek. � Wiesz, �e Owczarz obudzi� Sasank�?
16
� Nie wiem, �e obudzi�. Powiedzia� tylko, �e wys�a� was oboje do domu.
� No w�a�n