9953
Szczegóły |
Tytuł |
9953 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9953 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9953 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9953 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALEXANDER McCALL SMITH
KOBIECA AGENCJA
DETEKTYWISTYCZNA
NR 1
(Prze�o�y�: Tomasz Biedro�)
Zysk i S-ka
2004
ROZDZIA� PIERWSZY
TATA
Mma Ramotswe mia�a agencj� detektywistyczn� w Afryce, u st�p Kgale Hill. Oto
kapita� agencji: male�ka bia�a furgonetka, dwa biurka, dwa krzes�a, aparat telefoniczny i stara
maszyna do pisania. By� te� czajniczek, w kt�rym mma Ramotswe - jedyny prywatny
detektyw p�ci �e�skiej w Botswanie - parzy�a herbat� z czerwonokrzewu, oraz trzy kubki -
jeden dla niej samej, jeden dla sekretarki i jeden dla klienta. Czy agencja detektywistyczna
czego� jeszcze potrzebuje? Najwa�niejszym zasobem agencji detektywistycznych jest ludzka
intuicja tudzie� inteligencja, a tych mmie Ramotswe nie brakowa�o. Pozycji tych nie
znajdziemy oczywi�cie w �adnym spisie inwentarza.
By� jednak tak�e widok, r�wnie� nie do uwzgl�dnienia w spisie inwentarza. Opis tego,
co mo�na by�o zobaczy� z drzwi agencji mmy Ramotswe, nie mie�ci� si� bowiem w regu�ach
gatunku. Z przodu akacja, kolczaste drzewo porastaj�ce szerokie obrze�a Kalahari. Wielkie
bia�e kolce s�u�� za przestrog�, lecz oliwkowoszare li�cie s� bardzo delikatne. Po�r�d ga��zi
drzewa p�nym popo�udniem lub w ch�odku wczesnego poranka mo�na zobaczy�, a raczej
us�ysze� turaka. Za akacj�, po drugiej stronie zapylonej drogi, widniej� miejskie dachy pod
os�on� drzew i buszu; na horyzoncie, w b��kitnym rozedrganiu upa�u - wzg�rza, niby
przero�ni�te kopce termit�w.
Wszyscy m�wili na ni� mma Ramotswe, chocia� gdyby chcieli by� oficjalni,
zwracaliby si� do niej per madame mma Ramotswe. Jest to odpowiednia forma zwracania si�
do kobiet o wysokiej pozycji spo�ecznej, lecz mma Ramotswe sama nigdy si� ni� nie
pos�u�y�a w odniesieniu do siebie. Stan�o zatem na mmie Ramotswe, zamiast Precious
Ramotswe, zreszt� jej imienia wi�kszo�� ludzi w og�le nie zna�a.
Mma Ramotswe by�a dobrym detektywem i dobr� kobiet�. Dobr� kobiet� w dobrym
kraju, mo�na powiedzie�. Kocha�a swoj� ojczyzn�, Botswan�, kraj cichy i spokojny, i kocha�a
Afryk�, ze wszystkimi nieszcz�ciami, jakie na ni� spada�y. Nie wstydz� si�, gdy nazywaj�
mnie afryka�sk� patriotk�, m�wi�a mma Ramotswe. Kocham wszystkich ludzi, kt�rych B�g
stworzy�, ale najlepiej umiem kocha� tych, kt�rzy mieszkaj� tutaj. To jest moja rodzina, moi
bracia i siostry. Moim obowi�zkiem jest pom�c ludziom w rozwi�zywaniu ich �yciowych
zagadek. Do tego zosta�am powo�ana.
W wolnych chwilach, kiedy nie by�o pilnych spraw do za�atwienia i kiedy wszyscy
zdawali si� senni z gor�ca, siada�a pod akacj�. By�o tam sporo py�u, a czasami przy�azi�y kury
i dzioba�y ziemi� wok� jej st�p, ale z jakiego� powodu dobrze jej si� tam my�la�o. W�a�nie
pod akacj� mma Ramotswe rozwa�a�a kwestie, kt�re w codziennej gonitwie si� pomija.
Wszystko, my�la�a mma Ramotswe, wcze�niej by�o czym� innym. Oto jestem jedyn�
kobiet� prywatnym detektywem w ca�ej Botswanie, siedz� przed w�asn� agencj�
detektywistyczn�. Ale zaledwie kilka lat temu nie by�o tutaj agencji detektywistycznej, a
jeszcze wcze�niej nie by�o w og�le �adnych budynk�w, tylko drzewa akacjowe, koryto rzeki
w oddali, a tam Kalahari, jak�e niedaleko.
W tamtych czasach nie by�o nawet Botswany, tylko protektorat Beczuany, a jeszcze
wcze�niej hrabstwo Khama i lwy, kt�rych grzywy rozwiewa� suchy wiatr. Ale sp�jrzcie teraz:
agencja detektywistyczna w stolicy kraju, Gaborone, ja za�, gruba pani detektyw, siedz� sobie
na dworze i snuj� refleksje o tym, �e ka�da rzecz jutro mo�e si� sta� czym� zupe�nie innym.
Mma Ramotswe za�o�y�a Kobiec� Agencj� Detektywistyczn� Nr 1 za �rodki uzyskane
ze sprzeda�y byd�a jej ojca. Ojciec mia� du�e stado, a mma Ramotswe by�a jedynaczk�, wi�c
wszy�ciutkie sto osiemdziesi�t sztuk, ��cznie z bia�ymi bykami rasy brahmin, kt�rych
dziadk�w osobi�cie ze sob� po��czy�, przesz�o na ni�. Byd�o zosta�o przetransportowane do
Mochudi, gdzie czeka�o w pyle, pod okiem rozgadanych pastuch�w, na przyjazd po�rednika.
Uzyska�a za nie dobr� cen�, bo tego roku pada�y obfite deszcze i trawa uros�a wysoka.
Gdyby to si� dzia�o rok wcze�niej, kiedy wi�kszo�� tych obszar�w Afryki Po�udniowej
dotkn�a susza, sprawa przedstawia�aby si� inaczej. Ludzie zwlekali, nie chcieli si� rozstawa�
ze swoim byd�em, bo bez byd�a cz�owiek jest bezbronny. Inni, bardziej zdesperowani,
sprzedawali, bo deszcze zawodzi�y rok po roku i zwierz�ta coraz bardziej chud�y. Mma
Ramotswe by�a zadowolona, �e choroba ojca nie pozwoli�a mu podj�� �adnej decyzji,
poniewa� teraz cena posz�a w g�r� i cierpliwi zostali sowicie wynagrodzeni.
- Chc�, �eby� za�o�y�a w�asny interes - powiedzia� do niej z �o�a �mierci. - Dostaniesz
teraz dobr� cen� za krowy. Sprzedaj je i kup jaki� biznes. Masarni�, sklep z napojami, co
b�dziesz chcia�a.
Trzyma�a ojca za r�k� i patrzy�a w oczy cz�owiekowi, kt�rego kocha�a nad �ycie,
swojemu tacie, swojemu m�dremu tacie, kt�rego p�uca zapyli�y si� w kopalniach i kt�ry
zaciska� pasa, �eby ona mia�a dobre �ycie.
Trudno jej si� m�wi�o przez �zy, ale zdo�a�a powiedzie�:
- Za�o�� agencj� detektywistyczn�. W Gaborone. B�dzie pierwsza w Botswanie.
Agencja Detektywistyczna Nr 1.
Ojciec na chwil� otworzy� szeroko oczy i pr�bowa� co� powiedzie�.
- Ale... ale...
Zanim jednak zd��y� wydusi� z siebie co� wi�cej, umar�. Mma Ramotswe pad�a na
niego i p�aka�a za ca�� godno�ci�, mi�o�ci� i cierpieniem, kt�re odesz�o wraz z nim.
Zam�wi�a malowan� tablic� w jasnych kolorach, kt�r� ustawiono opodal Lobatse
Road, na skraju miasta, kieruj�c� do ma�ego budynku, kt�ry w�a�nie naby�a: AGENCJA
DETEKTYWISTYCZNA NR 1. WSZELKIE POUFNE SPRAWY I DOCHODZENIA.
SATYSFAKCJA GWARANTOWANA. OSOBISTE PODEJ�CIE DO KLIENTA.
Powstanie agencji wzbudzi�o du�e zainteresowanie. Radio Botswana przeprowadzi�o z
ni� wywiad, podczas kt�rego dziennikarz jak na jej gust niezbyt grzecznie wypytywa� j� o
kwalifikacje. By� te� przychylniejszy artyku� w �Botswana News�, gdzie zwr�cono uwag� na
fakt, �e mma Ramotswe jest jedyn� kobiet� prywatnym detektywem w kraju. Artyku� zosta�
wyci�ty, skserowany i umieszczony w widocznym miejscu na ma�ej tabliczce obok drzwi
agencji.
Pocz�tki by�y niezbyt obiecuj�ce, ale potem ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e na jej
us�ugi jest znaczny popyt. Konsultowano si� z ni� w sprawie zaginionych m��w, zdolno�ci
kredytowej potencjalnych partner�w w interesach czy pracownik�w podejrzanych o
oszustwo. Prawie zawsze mia�a dla klienta jakie� informacje. Je�li nie uda�o jej si� niczego
zdoby�, rezygnowa�a z zap�aty, co oznacza�o, �e w�a�ciwie nie zdarzali si� niezadowoleni
klienci. Przekona�a si�, �e mieszka�cy Botswany uwielbiaj� m�wi�. S�ysz�c, �e jest
prywatnym detektywem, po prostu zasypywali j� informacjami na wszelkie tematy. Dosz�a do
wniosku, �e fakt zg�oszenia si� do nich prywatnego detektywa im schlebia, co z kolei
rozwi�zuje im j�zyki. Tak by�o z Happy Bapetsi, jedn� z jej pierwszych klientek. Biedna
Happy! Straci� ojca, potem go odnale�� i znowu straci�...
- Mia�am kiedy� szcz�liwe �ycie - stwierdzi�a Happy Bapetsi. - Bardzo szcz�liwe
�ycie. A potem zdarzy�a si� ta historia i ju� bym tego nie powiedzia�a.
Mma Ramotswe patrzy�a, jak jej klientka pije herbat� z czerwonokrzewu. Uwa�a�a, �e
wszystko, co warto wiedzie� o danej osobie, mo�na wyczyta� z jej twarzy. Nie wierzy�a, �e
kszta�t czaszki ma jakiekolwiek znaczenie - cho� tak wielu wci�� trwa�o przy tej teorii.
Chodzi�o o to, �eby dok�adnie przeanalizowa� rysy twarzy i jej og�lny wyraz. Oczywi�cie
bardzo wa�ne s� r�wnie� oczy. Oczy pozwalaj� zajrze� do wn�trza cz�owieka, przenikn��
jego najtajniejsz� istot�. To dlatego ludzie, kt�rzy maj� co� do ukrycia, nosz� pod dachem
okulary przeciws�oneczne. Na tych trzeba szczeg�lnie uwa�a�.
Happy Bapetsi by�a inteligentna, co od razu da�o si� dostrzec. Mia�a niewiele trosk - to
mo�na by�o pozna� po braku zmarszczek, oczywi�cie nie licz�c tych, kt�re powstaj� od
u�miechania si�. A zatem k�opoty z m�czyzn�, pomy�la�a mma Ramotswe. Napatoczy� si�
jaki� m�czyzna i wszystko zepsu�, swoj� pod�o�ci� zniszczy� szcz�cie Happy Bapetsi.
- Pozwoli pani, �e najpierw opowiem co� o sobie � zacz�a Happy Bapetsi. - Pochodz�
z Maun, nad bagnami Okawango. Moja matka mia�a sklep. Mieszka�y�my razem w tylnej
cz�ci domu. Mia�y�my mn�stwo kur i by�y�my bardzo szcz�liwe.
Matka powiedzia�a mi, �e m�j ojciec odszed� od nas dawno temu, kiedy by�am jeszcze
oseskiem. Wyjecha� do pracy w Bulawajo i ju� nie wr�ci�. Inny Motswana, kt�ry tam
mieszka�, powiadomi� nas w li�cie, �e m�j tata chyba nie �yje, ale on nie wie tego na pewno.
Napisa�, �e by� kiedy� z wizyt� u chorego w szpitalu w Mpilo i jak szed� korytarzem,
zobaczy�, �e sanitariusze wioz� na ��ku szpitalnym nieboszczyka, kt�ry wygl�da� zupe�nie
jak m�j tata.
Uzna�y�my wi�c, �e ojciec przypuszczalnie nie �yje, ale moja matka nieszczeg�lnie
si� tym przej�a, bo nigdy za nim nie przepada�a. Ja oczywi�cie w og�le go nie pami�ta�am,
wi�c by�o mi w�a�ciwie wszystko jedno.
Chodzi�am w Maun do szko�y prowadzonej przez katolickich misjonarzy. Jeden z nich
odkry�, �e umiem dobrze rachowa�, i du�o mi pomaga�. M�wi�, �e nie zna drugiej
dziewczynki, kt�ra umia�aby tak dobrze liczy� jak ja.
To by�o rzeczywi�cie dosy� dziwne. Widzia�am jakie� liczby, natychmiast je
zapami�tywa�am i odruchowo sumowa�am, nawet o tym nie my�l�c. Przychodzi�o mi to z
wielk� �atwo�ci� - nie musia�am si� w og�le wysila�. Sko�czy�am szko�� z bardzo dobrymi
wynikami i wyjecha�am do Gaborone, gdzie zrobi�am kurs ksi�gowo�ci. Znowu nie
wymaga�o to ode mnie �adnego wysi�ku. Patrzy�am na ca�� stron� liczb i od razu rozumia�am,
o co w nich chodzi. Nast�pnego dnia potrafi�am je sobie przypomnie� co do cyferki i zapisa�,
je�li by�a taka potrzeba.
Dosta�am prac� w banku i b�yskawicznie awansowa�am. Teraz jestem starszym
ksi�gowym i s�dz�, �e na tym koniec, bo wszyscy m�czy�ni si� martwi�, �e wyjd� przy
mnie na g�upich. Ale ja si� nie �al�. P�ac� mi bardzo dobrze i pracuj� tylko do trzeciej, a
czasem nawet kr�cej. Potem id� na zakupy. Mam �adny dom z czterema pokojami i jestem
bardzo szcz�liwa. My�l�, �e jak na swoje trzydzie�ci osiem lat zasz�am wysoko.
Mma Ramotswe u�miechn�a si�.
- To wszystko bardzo ciekawe. Ma pani racj�. Zasz�a pani bardzo wysoko.
- Poszcz�ci�o mi si� w �yciu - powiedzia�a Happy Bapetsi. - Ale potem zdarzy�o si�
co� niezwyk�ego: w drzwiach domu stan�� m�j ojciec.
Mm� Ramotswe zatka�o. Tego si� nie spodziewa�a. S�dzi�a, �e chodzi o jakie�
problemy z kochankiem. Ojcowie to zupe�nie inna para kaloszy.
- Po prostu zapuka� do drzwi - ci�gn�a Happy Bapetsi. - By�a sobota po po�udniu i ja
odpoczywa�am na ��ku. Wsta�am, podesz�am do drzwi i za progiem sta� z grubsza
sze��dziesi�cioletni m�czyzna z kapeluszem w d�oniach. Powiedzia�, �e jest moim tat� i �e
przez wiele lat mieszka� w Bulawajo, ale wr�ci� do Botswany i przyjecha� zobaczy� si� ze
mn�.
Chyba pani rozumie, jaka by�am zszokowana. Musia�am usi���, bo chyba bym
zemdla�a. On m�wi� dalej. Powiedzia� mi, jak mia�a na imi� moja matka, i przeprosi�, �e tak
d�ugo go nie by�o. Potem spyta�, czy mo�e si� u mnie zatrzyma�, bo nie ma gdzie si� podzia�.
Powiedzia�am, �e oczywi�cie. By�am bardzo przej�ta widokiem taty i pomy�la�am, �e
dobrze by�oby nadrobi� wszystkie te stracone lata i pozwoli� mu zamieszka� u mnie,
zw�aszcza �e moja biedna mama zmar�a. Przygotowa�am wi�c dla niego ��ko w jednym z
wolnych pokoj�w i zrobi�am mu du�y stek z ziemniakami. Szybko uprz�tn�� talerz i poprosi�
o dok�adk�.
To by�o jakie� trzy miesi�ce temu. On mieszka w tym pokoju, a ja mu us�uguj�. Robi�
mu �niadanie, szykuj� dla niego obiad i zostawiam w kuchni, a wieczorem przyrz�dzam
kolacj�. Kupuj� mu jedno piwo dziennie, sprawi�am mu te� troch� nowych ubra� i par�
porz�dnych but�w. On tylko siedzi na krze�le przed domem i komenderuje mn�.
- Wielu m�czyzn jest takich - wtr�ci�a mma Ramotswe.
Happy Bapetsi skin�a g�ow�.
- Ten jest wyj�tkowo taki. Odk�d si� zjawi�, nie umy� po sobie nawet jednego talerza i
jestem ju� bardzo zm�czona us�ugiwaniem mu. Wydaje te� du�o moich pieni�dzy na
witaminy i biltong*. [* Biltong - krojone w paski suszone mi�so. (Wszystkie przypisy
pochodz� od t�umacza).]
Nie przeszkadza�oby mi to, gdyby niejedna rzecz. My�l�, �e to nie jest m�j ojciec. Nie
mam jak tego udowodni�, ale s�dz�, �e si� podszywa, �e tata opowiedzia� mu przed �mierci�
o swojej rodzinie. Podejrzewam, �e szuka� na staro�� przytu�ku i nie m�g� znale�� lepszego...
Mma Ramotswe z�apa�a si� na tym, �e patrzy na Happy Bapetsi z nieskrywanym
os�upieniem. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jej klientka m�wi prawd�. Zdumia�a j� jawna,
niezawoalowana bezczelno�� m�czyzn. Jak ten osobnik �mie tak podle wykorzystywa� t�
�yczliw�, radosn� kobiet�! Co za naci�gactwo, co za oszustwo! A w gruncie rzeczy zwyk�e,
z�odziejstwo!
- Mo�e mi pani pom�c? Mo�e si� pani dowiedzie�, czy ten cz�owiek naprawd� jest
moim tat�? Je�li tak, to b�d� pos�uszn� c�rk� i wytrzymam z nim. Je�li nie, to wola�abym,
�eby si� wyni�s�.
Mma Ramotswe nie waha�a si� ani chwili.
- Dowiem si�. Nie dzisiaj, to jutro.
Sprawa nie by�a oczywi�cie taka prosta. W tamtych czasach istnia�y ju� badania krwi,
ale mocno w�tpi�a, �eby ten cz�owiek zgodzi� si� im podda�. Nie, musia�a zastosowa� jak��
subtelniejsz� metod� i ustali� ponad wszelk� w�tpliwo��, czy ten m�czyzna jest tat� Happy
Bapetsi. Nagle zafrapowa�a j� pewna my�l. Tak, w tej historii by�o co� zdecydowanie
biblijnego. Ciekawe, co zrobi�by na jej miejscu Salomon.
Mma Ramotswe po�yczy�a od znajomej, siostry Gogwe, str�j piel�gniarski. By� troch�
ciasny, zw�aszcza w ramionach, poniewa� siostra Gogwe, aczkolwiek sowicie obdarzona
przez natur�, by�a nieco szczuplejsza ni� mma Ramotswe. Lecz kiedy mma Ramotswe ju� si�
w niego wbi�a i przypi�a z przodu piel�gniarski zegarek, wygl�da�a jak wykapana
piel�gniarka z Princess Marina Hospital. Uzna�a, �e to dobre przebranie i zanotowa�a w
pami�ci, �eby wykorzysta� je w przysz�o�ci.
Jad�c male�k� bia�� furgonetk� do domu Happy Bapetsi, rozmy�la�a o tym, �e
afryka�ska tradycja utrzymywania krewnych pozbawionych �rodk�w do �ycia mo�e by�
ludziom kul� u nogi. Zna�a pewnego sier�anta policji, kt�ry utrzymywa� wujka, dwie ciotki i
brata stryjecznego. Je�li kto� wyznawa� star� moralno�� ludu Setswana, nie m�g� odes�a�
krewnego od drzwi, i wiele przemawia�o za tym zwyczajem. Oznacza� on jednak, �e czarne
owce i darmozjady mia�y tutaj znacznie �atwiejsze �ycie ni� gdzie indziej. Ci ludzie
doprowadzaj� ten system do ruiny, pomy�la�a. Za ich przyczyn� dawne obyczaje nie ciesz�
si� dobr� s�aw�.
Pod koniec jazdy zwi�kszy�a pr�dko��. Jecha�a przecie� w nag�ej sprawie i siedz�cy
przed domem tata powinien j� zobaczy� w ob�oku py�u. M�czyzna istotnie wygrzewa� si� w
porannym s�o�cu i wyprostowa� si�, kiedy zobaczy�, jak male�ka bia�a furgonetka zaje�d�a
pod bram�. Mma Ramotswe zgasi�a silnik, wysiad�a i pobieg�a w stron� domu.
- Dumela, rra - pozdrowi�a go bez dodatkowych wst�p�w. - Czy pan jest tat� Happy
Bapetsi?
Tata podni�s� si� z krzes�a.
- Tak, ja jestem tata - odpar� z dum�.
Mma Ramotswe oddycha�a szybko, �e niby jest zdyszana.
- Bardzo mi przykro, ale zdarzy� si� wypadek. Happy zosta�a potr�cona przez
samoch�d i w ci�kim stanie le�y w szpitalu. W tej chwili przechodzi skomplikowan�
operacj�.
Tata zaskowycza� z rozpaczy.
- Aaii! Moja c�reczka! Moja ma�a Happy!
Dobry aktor, pomy�la�a mma Ramotswe, chyba �e... Nie, wola�a zaufa� intuicji Happy
Bapetsi. Kobieta pozna w�asnego tat�, nawet je�li go nie widzia�a, odk�d by�a oseskiem.
- Tak, to bardzo smutne - podj�a. - Happy jest w bardzo ci�kim stanie. Potrzebuj�
mn�stwo krwi, �eby jej przetoczy�.
Tata zmarszczy� brwi.
- To niech przetaczaj�. Ile chc�. Zap�ac�.
- Nie chodzi o pieni�dze. Krew jest za darmo. Nie mamy w�a�ciwej grupy. Musimy
pobra� od kogo� z rodziny, a ona ma tylko pana. Jeste�my zmuszeni pana poprosi� o oddanie
krwi.
Tata usiad� ci�ko.
- Jestem starym cz�owiekiem.
Tak, ten cz�owiek si� podszywa, pomy�la�a mma Ramotswe.
- Dlatego pana prosimy. Straci�a tyle krwi, �e b�d� musieli panu pobra� prawie
po�ow� tego, co pan ma w �y�ach. B�dzie to dla pana bardzo niebezpieczne. Mo�e pan nawet
umrze�.
Tata rozdziawi� usta.
- Umrze�?
- Tak. Ale przecie� ojciec nie odm�wi takiej ofiary w�asnej c�rce. Musimy zaraz
jecha�, bo b�dzie za p�no. Doktor Moghile czeka.
Tata otworzy� i zamkn�� usta.
- Chod�my - powiedzia�a mma Ramotswe, bior�c go za nadgarstek. - Pomog� panu
wsi��� do furgonetki.
Tata wsta�, po czym usi�owa� znowu usi���. Mma Ramotswe szarpn�a go.
- Nie, nie chc� - protestowa�.
- Musi pan. Chod�my.
Tata pokr�ci� g�ow�.
- Nie - powiedzia� s�abym g�osem. - Nie pojad�. Widzi pani, ja nie jestem jej tat�.
Nast�pi�a pomy�ka.
Mma Ramotswe pu�ci�a jego nadgarstek, po czym splot�a ramiona na piersiach i
spojrza�a mu prosto w oczy.
- A wi�c nie jest pan tat�! Rozumiem! Rozumiem! W takim razie czemu przesiaduje
pan na tym krze�le i ka�e Happy si� karmi�? S�ysza� pan, co nasz kodeks karny ma do
powiedzenia o takich ludziach jak pan? S�ysza� pan? - Tata spu�ci� wzrok i pokr�ci� g�ow�. -
Niech pan idzie do domu po swoje rzeczy. Daj� panu pi�� minut. Potem zawioz� pana na
dworzec i wsi�dzie pan do autobusu. Sk�d pan jest?
- Z Lobatse. Ale nie podoba mi si� tam.
- Mo�e jak zacznie pan co� robi�, zamiast pierdzie� ca�y dzie� w sto�ek, to si� panu
troch� bardziej spodoba. Na pocz�tek m�g�by pan na przyk�ad hodowa� melony. - Tata mia�
strasznie nieszcz�liw� min�. - Marsz do domu! - rozkaza�a. - Zosta�y ju� tylko cztery
minuty!
Po powrocie do domu Happy Bapetsi nie zasta�a taty, a jego pok�j by� uprz�tni�ty. Na
stole kuchennym le�a�a kartka od mmy Ramotswe. Kiedy Happy j� przeczyta�a, na jej twarz
powr�ci� u�miech.
�Tak jak pani podejrzewa�a, to nie by� pani tata. Wymy�li�am najlepszy spos�b:
sk�oni�am go, �eby sam mi to powiedzia�. Mo�e kiedy� znajdzie pani swojego prawdziwego
tat�, a mo�e nie, ale na razie niech pani b�dzie znowu szcz�liwa�.
ROZDZIA� DRUGI
TO JU� TYLE LAT!
Nie zapominamy, pomy�la�a mma Ramotswe. G�owy mamy wprawdzie niedu�e, ale
wspomnie� w nich tyle, ile czasem na niebie bzycz�cych pszcz� - tysi�ce zdarze�, zapach�w,
miejsc, drobnych rzeczy, kt�re nam si� w �yciu trafi�y i kt�re nieoczekiwanie wracaj�, aby
przypomnie� nam o tym, kim jeste�my. Kto ja jestem? Jestem Precious Ramotswe,
obywatelka Botswany, c�rka Obeda Ramotswe, kt�ry zmar�, poniewa� pracowa� w
przesz�o�ci jako g�rnik i nie m�g� ju� oddycha�. Jego �ycie nie zosta�o zanotowane w
anna�ach. Kto ma spisywa� �ycie prostych ludzi?
Jestem Obed Ramotswe, urodzi�em si� w 1930 roku ko�o Mahalapye. Moje rodzinne
miasto znajduje si� w po�owie odleg�o�ci mi�dzy Gaborone i Francistown, przy tej drodze,
kt�ra zdaje si� ci�gn�� bez ko�ca. W tamtych czasach by�a to oczywi�cie droga gruntowa i
znacznie wi�ksz� rol� odgrywa�a kolej. Linia zaczyna�a si� w Bulawajo, wje�d�a�a do
Botswany w Plumtree, a potem bieg�a bokiem na po�udnie a� do Mafikeng na drugim ko�cu
kraju.
W dzieci�stwie patrzy�em na poci�gi, kt�re stawa�y na bocznicy, wypuszczaj�c
wielkie ob�oki pary. Zak�adali�my si�, kt�ry z nas najbli�ej podbiegnie. Palacze krzyczeli na
nas, a zawiadowca dmucha� w gwizdek, ale nie dawali�my si� przegoni�. Chowali�my si� za
krzakami i skrzyniami, zza kt�rych wyskakiwali�my, �eby podbiec do otwartych okien
wagon�w i poprosi� pasa�er�w o drobniaki. Biali ludzie wygl�dali przez okna jak duchy i
czasami rzucali nam rodezyjskie pensy - du�e miedziaki z dziur� w �rodku - a je�li nam si�
poszcz�ci�o, to male�k� srebrn� monet� nazywan� tickey, wart� puszeczk� syropu.
Mahalapye by�o w�a�ciwie rozci�gni�t� wiosk� zabudowan� chatami z br�zowych,
wypalanych w s�o�cu cegie� z gliny. Kilka budynk�w mia�o blaszane dachy. Te ostatnie
nale�a�y do rz�du albo do towarzystwa kolejowego i symbolizowa�y dla nas odleg�y,
nieosi�galny luksus. By�a szko�a prowadzona przez starego anglika�skiego ksi�dza i bia��
kobiet� z twarz� zniszczon� przez s�o�ce. Oboje m�wili j�zykiem setswana, to rzadko��, ale
uczyli nas po angielsku - przykazali nam, pod kar� ch�osty, �eby�my zostawiali rodzimy j�zyk
na dziedzi�cu.
Po drugiej stronie drogi zaczyna�a si� r�wnina, kt�ra ci�gn�a si� a� po Kalahari. By�y
to monotonne tereny, rzadko poro�ni�te niskimi akacjami, na kt�rych ga��ziach
przesiadywa�y dzioboro�ce i trzepocz�ce skrzyd�ami molope z d�ugimi, pow��czystymi
ogonami. �wiat ten zdawa� si� bezkresny i s�dz�, �e w�a�nie dlatego tamta Afryka by�a tak
bardzo odmienna od dzisiejszej. Nie mia�a ko�ca. Mo�na by�o ca�ymi dniami i�� albo jecha� i
nigdzie nie dotrze�.
Mam teraz sze��dziesi�t lat i s�dz�, �e Pan B�g nie chce, abym tu o wiele d�u�ej
zabawi�. Mo�e mam przed sob� jeszcze kilka lat, ale w�tpi� w to. By�em w szpitalu
holenderskiego Ko�cio�a reformowanego w Mochudi z wizyt� u doktora Moffata, kt�ry
os�ucha� mi klatk� piersiow�. To mu wystarczy�o do stwierdzenia, �e by�em g�rnikiem.
Pokr�ci� g�ow� i powiedzia�, �e kopalnie umiej� cz�owiekowi zaszkodzi� na wiele r�nych
sposob�w. Kiedy to m�wi�, przypomina�a mi si� piosenka �piewana przez g�rnik�w z Sotho:
�Kopalnie zjadaj� ludzi. Nawet jak z nich odejdziesz, dalej mog� ci� zjada�. Wszyscy
wiedzieli�my, �e to prawda. M�g� ci� zabi� spadaj�cy od�amek skalny albo mog�e� zgin��
wiele lat p�niej, kiedy schodzenie na d� by�o ju� tylko wspomnieniem lub nocnym
koszmarem. Kopalnie upomina�y si� o swoje i teraz upomnia�y si� o mnie, wi�c s�owa
doktora Moffata nie by�y dla mnie zaskoczeniem.
Niekt�rzy ludzie bardzo �le przyjmuj� tego rodzaju wiadomo��. Wydaje im si�, �e
b�d� �yli wiecznie, tote� p�acz� i wyj�, kiedy do nich dotrze, �e nadszed� ich czas. Ja tak nie
zareagowa�em, nie rozp�aka�em si� w gabinecie pana doktora. Tylko jedno mnie smuci: �e
kiedy umr�, po�egnam si� z Afryk�. Kocham Afryk�, kt�ra jest dla mnie matk� i ojcem. Po
�mierci b�dzie mi brakowa�o zapachu Afryki, bo m�wi�, �e tam, gdzie odchodzimy, nie ma
zapach�w i smak�w.
Nie m�wi�, �e jestem odwa�nym cz�owiekiem - bo nie jestem - ale us�yszana nowina
rzeczywi�cie niespecjalnie mnie przej�a. Spogl�dam wstecz na sze��dziesi�t lat swojego
�ycia i my�l� o wszystkim, co widzia�em. My�l� o tym, �e zaczyna�em od niczego, a teraz
mam prawie dwie�cie sztuk byd�a. Mam te� dobr�, kochaj�c� c�rk�, kt�ra pi�knie si� mn�
opiekuje i robi mi herbat�, gdy siedz� w s�o�cu i spogl�dam na dalekie wzg�rza. Z oddali
wzg�rza te wydaj� si� niebieskie. W tym kraju wszystko wydaje si� niebieskie, kiedy patrzy
si� na to z daleka. Od wybrze�a dzieli nas Angola i Namibia, ale nad nami i wok� nas
rozci�ga si� wielki, pusty ocean b��kitu. �aden marynarz nie jest bardziej samotny ni�
cz�owiek, kt�ry stoi po�rodku naszego kraju, otoczony bezkresnymi milami b��kitu.
Nigdy nie widzia�em morza, chocia� cz�owiek, z kt�rym kiedy� pracowa�em, zaprosi�
mnie do swojej wioski w Zululandzie. Powiedzia� mi, �e tamtejsze zielone wzg�rza schodz�
a� do Oceanu Indyjskiego i �e z drzwi jego chaty wida� p�yn�ce w oddali statki. Powiedzia�,
�e kobiety z jego wioski warz� najlepsze piwo w ca�ym kraju i �e m�czyzna mo�e ca�ymi
dniami nie robi� nic opr�cz wygrzewania si� na s�o�cu, picia kukurydzianego piwa i
p�odzenia dzieci. Powiedzia�, �e je�li z nim pojad�, to znajdzie mi �on� i jego wsp�plemie�cy
przymkn� oko na fakt, �e nie jestem Zulusem - je�li zap�ac� ojcu za dziewczyn� odpowiednio
du�� sum� pieni�dzy.
Ale po co mia�bym jecha� do Zululandu? Dlaczego mia�bym chcie� czego� innego,
ni� mieszka� w Botswanie i o�eni� si� z krajank�? Powiedzia�em mu, �e Zululand z jego
opowie�ci wygl�da ciekawie, ale ka�dy cz�owiek ma w sercu map� swojej ojczyzny i �e serce
nigdy mu nie pozwoli zapomnie� o tej mapie. Powiedzia�em mu, �e w Botswanie nie mamy
zielonych wzg�rz ani morza, ale mamy Kalahari i ziemie ci�gn�ce si� dalej, ni� ktokolwiek
si�ga wyobra�ni�. Powiedzia�em mu, �e kto�, kto urodzi� si� w suchym kraju, od czasu do
czasu marzy o deszczu, ale nie chce go zbyt wiele i nie przeszkadza mu s�o�ce, kt�re bez
przerwy pali. Nie pojecha�em wi�c z nim do Zululandu i ani razu nie widzia�em morza. Nigdy
jednak nie czu�em si� z tego powodu nieszcz�liwy.
Siedz� tutaj teraz, ca�kiem bliski ko�ca, i my�l� o wszystkim, co mi si� w �yciu
zdarzy�o. Nie ma jednak dnia, �ebym nie kierowa� my�li ku Bogu i temu, co ze mn� b�dzie po
�mierci. Nie boj� si� samego umierania, bo dobrze zrosz� b�l, kt�ry nie jest zreszt� a� taki
dotkliwy. Dali mi tabletki - du�e bia�e - i powiedzieli, �ebym je bra�, kiedy b�l w piersiach
stanie si� zbyt silny. Ale tabletki te usypiaj� mnie, a ja nie chc� przespa� reszty �ycia. My�l�
wi�c o Bogu i zastanawiam si�, co mi powie, kiedy przed Nim stan�.
Dla niekt�rych B�g jest bia�ym cz�owiekiem. Wyobra�enie to wbili im przed laty do
g�owy biali misjonarze. Ja nie s�dz�, �eby tak by�o, bo nie ma r�nicy mi�dzy bia�ymi i
czarnymi. Wszyscy jeste�my tacy sami. Wszyscy jeste�my lud�mi. A B�g by� tutaj wcze�niej
od misjonarzy. Nazywali�my Go wtedy inaczej i nie mieszka� u �yd�w. Mieszka� u nas, w
Afryce, w kamieniach, w niebie, wsz�dzie tam, gdzie lubi� by�. Po �mierci sz�o si� gdzie
indziej, B�g te� mia� tam by�, ale cz�owiek wiedzia�, �e za bardzo si� do Niego nie zbli�y.
Ale czemu mia�by tego pragn��?
Opowiada si� w Botswanie histori� dw�jki dzieci, brata i siostry, kt�rych tr�ba
powietrzna porywa do nieba i widz�, �e w niebie jest pe�no pi�knych bia�ych kr�w. W�a�nie
tak lubi� wyobra�a� sobie niebo i mam nadziej�, �e tak jest naprawd�. Mam nadziej�, �e po
�mierci trafi� do krainy, w kt�rej mieszkaj� takie krowy, maj� s�odki oddech i t�ocz� si�
wok� mnie. Je�li to mnie czeka, to z ochot� odejd� cho�by jutro albo nawet w tej chwili.
Chcia�bym si� jednak po�egna� z moj� c�rk� i trzyma� j� za r�k�, kiedy b�d� umiera�. To
by�aby szcz�liwa �mier�.
Kocham swoj� ojczyzn�, a fakt, �e jestem Motswana, napawa mnie dum�. W ca�ej
Afryce nie ma drugiego kraju, kt�rego obywatel m�g�by chodzi� z tak wysoko podniesionym
czo�em. Nie mamy i nigdy nie mieli�my wi�ni�w politycznych. Rz�dzimy si�
demokratycznie. Jeste�my rozs�dni. Bank Botswany ma w swoich sejfach mn�stwo
pieni�dzy, ze sprzeda�y diament�w. Nikomu nie jeste�my nic winni.
W przesz�o�ci dzia�o si� jednak znacznie gorzej. Zanim zbudowali�my nasze pa�stwo,
musieli�my wyje�d�a� do pracy do RPA. Je�dzili�my do kopal�, tak jak ludzie z Lesotho,
Mozambiku, Malawi i innych kraj�w. Kopalnie wsysa�y naszych m�czyzn, a dzieci i starcy
zostawali sami w domu. Wydobywali�my z�oto i diamenty, na kt�rych biali si� bogacili.
Budowali ogromne, otoczone murami domy, kupowali samochody. My kopali�my w dole,
kuli�my ska��, na kt�rej wznosi�o si� ca�e ich bogactwo.
Wyjecha�em do pracy w kopalni, kiedy mia�em osiemna�cie lat. Byli�my wtedy
protektoratem Beczuany i naszym krajem rz�dzili Brytyjczycy, �eby nas broni� przed Burami
(tak w ka�dym razie m�wili). W Mafikeng, za granic� z RPA, by� Wysoki Komisarz, kt�ry
przyje�d�a� t� d�ug� drog� i rozmawia� z wodzami. �Ty zrobisz to, a ty tamto�, m�wi�.
Wszyscy wodzowie byli mu pos�uszni, bo wiedzieli, �e w przeciwnym razie zast�pi ich kim�
innym. Zdarzali si� jednak sprytni wodzowie, kt�rzy m�wili Brytyjczykom: �Tak jest, wasza
eminencjo, zrobi� to�, a potem, za ich plecami, robili co innego albo tylko udawali, �e co�
robi�. I tak przez wiele lat nic si� nie dzia�o. By� to dobry system rz�d�w, bo wi�kszo�� ludzi
chce, �eby nic si� nie dzia�o. W dzisiejszych czasach k�opot z rz�dami jest w�a�nie taki, �e
stale chc� co� zmienia�, sta�e si� zastanawiaj�, co by tu wykombinowa�. Ludzie chc� czego
innego. Ludzie chc�, �eby zostawi� ich samych, �eby mogli hodowa� byd�o.
Do tego czasu przenie�li�my si� z Mahalapye do Mochudi, gdzie mieszka�a rodzina
mojej matki. Podoba�o mi si� w Mochudi i ch�tnie bym tam zosta�, ale ojciec powiedzia�, �e
powinienem wyjecha� do kopalni, bo jego ziemia nie wykarmi mnie i rodziny, kt�r� za�o��.
Stado mieli�my niewielkie, a warzywa uprawiali�my tylko na w�asne potrzeby. Kiedy wi�c z
Johannesburga przyjecha�a ci�ar�wka z werbownikami, poszed�em do nich, a oni mnie
zwa�yli, obs�uchali i kazali przez dziesi�� minut biega� tam i z powrotem po drabinie. Potem
kto� z ekipy powiedzia�, �e nadam si� na g�rnika, i kazali mi napisa� swoje nazwisko na
kartce papieru. Chcieli wiedzie�, jak si� nazywa w�dz mojego plemienia, i spytali, czy
mia�em kiedy� k�opoty z policj�. I tyle.
Nast�pnego dnia odjecha�em ci�ar�wk�. Mia�em jeden kufer podr�ny, kt�ry ojciec
kupi� dla mnie w sklepie indyjskim. Pojecha�em w jednych butach, ale mia�em zapasow�
koszul� i spodnie. To by� m�j ca�y dobytek, poza biltongiem, kt�ry zrobi�a dla mnie mama.
Kiedy za�adowa�em kufer na dach ci�ar�wki, wszystkie rodziny, kt�re przysz�y po�egna�
swoich, zacz�y �piewa�. Kobiety p�aka�y, my machali�my na po�egnanie. M�odzi m�czy�ni
zawsze staraj� si� nie p�aka� i nie robi� smutnej miny, ale wiedzia�em, �e nie tylko ja mam
�ci�ni�te serce.
Jazda do Johannesburga trwa�a dwana�cie godzin, bo drogi by�y wtedy kiepskie i
gdyby ci�ar�wka jecha�a szybciej, mog�aby p�kn�� p�o�ka. Jechali�my przez Zachodni
Transwal, w upale, zgnieceni na kupie jak byd�o. Kierowca zatrzymywa� si� co godzin� i
puszcza� w ko�o kanisterki z wod�, nape�niane w ka�dym mie�cie, przez kt�re
przeje�d�ali�my. Kanisterek dostawa�o si� na kilka sekund i przez ten czas mo�na by�o wypi�
tyle wody, ile si� zd��y�o. M�czy�ni, kt�rzy jechali na drugi albo trzeci kontrakt, znali ten
system i mieli w�asne butelki z wod�, z kt�rych dawali si� napi� szczeg�lnie spragnionym
towarzyszom drogi. Wszyscy byli�my Batswana i nikt nie m�g� patrze�, jak inny Motswana
cierpi.
Starsi wzi�li w obroty m�odszych. M�wili nam, �e odk�d podpisali�my kontrakt, nie
jeste�my ju� ch�opcami. M�wili nam, �e zobaczymy w Johannesburgu rzeczy, kt�rych
istnienia sobie nie wyobra�ali�my, i �e je�li oka�emy si� s�abi albo g�upi, albo nie b�dziemy
dostatecznie ci�ko pracowali, to nasze �ycie b�dzie od tej pory samym cierpieniem. M�wili
nam, �e zobaczymy du�o okrucie�stwa i pod�o�ci, ale je�li b�dziemy si� trzyma� z innymi
Batswana i s�ucha� starszych, to prze�yjemy. Pomy�la�em, �e chyba przesadzaj�.
Przypomnia�em sobie, �e jak szed�em do szko�y przygotowawczej, starsi ch�opcy ostrzegali
nas przed tym, co nas czeka. Chcieli nas nastraszy�, ale rzeczywisto�� okaza�a si� zupe�nie
inna. Ci ludzie m�wili absolutn� prawd�. Ba, to, co nas czeka�o, by�o jeszcze gorsze od ich
kraka�.
W Johannesburgu najpierw przez dwa tygodnie nas szkolili. Wszyscy byli�my ca�kiem
sprawni i silni, ale nikt nie m�g� zej�� na d�, dop�ki jeszcze si� nie wzmocni�. Zabrali nas
wi�c do budynku, do kt�rego wpu�cili par�, i kazali nam po cztery godziny dziennie
wskakiwa� i zeskakiwa� z �awek. Niekt�rzy tego nie wytrzymywali, przewracali si� i trzeba
ich by�o stawia� na nogi, ale ja jako� prze�y�em i przeszed�em do nast�pnego etapu szkolenia.
Uczyli nas zasad bezpiecze�stwa i m�wili, �e je�li nie b�dziemy uwa�ali, to mo�e spa��
kamie� i nas zmia�d�y�. Wnie�li do �rodka cz�owieka bez n�g, posadzili go na stole i kazali
nam wys�ucha� jego opowie�ci o tym, co mu si� sta�o.
Nauczyli nas funagalo, j�zyka u�ywanego do wydawania rozkaz�w pod ziemi�. To
dziwny j�zyk. Zulusi si� �miej�, jak go s�ysz�, bo jest w nim wiele zuluskich s��w, ale to nie
jest zuluski. Funagalo dobrze si� nadaje do wydawania polece�. Mo�na w nim powiedzie�
�pchaj�, �we��, �kop�, �nie��, ��aduj�, ale nie ma w nim s��w, kt�re by oznacza�y mi�o��,
szcz�cie czy �piew ptak�w o poranku.
Potem zabrali nas szybami pod ziemi� i pokazali, co mamy robi�. Wsadzili nas do
klatek zawieszonych pod wielkimi ko�ami i klatki te �mign�y na d� tak szybko, jak
jastrz�bie spadaj�ce na ofiar�. Na dole by�y poci�gi - ma�e kolejki - do kt�rych nas
powsadzali i wozili nas drugimi, ciemnymi chodnikami wype�nionymi zielon� ska�� i py�em.
Moja praca polega�a na �adowaniu ska�y, kiedy zosta�a ju� skruszona. Robi�em to siedem
godzin dziennie. Przyby�o mi od tego mi�ni, ale dzie� w dzie� pracowa�em w pyle.
Niekt�re kopalnie by�y bardziej niebezpieczne od innych i wszyscy wiedzieli�my,
kt�re to s�. W bezpiecznej kopalni prawie nie widuje si� pod ziemi� noszy, a w
niebezpiecznej cz�sto, ludzie wynoszeni z klatek krzycz� z b�lu albo jeszcze gorzej, milcz�
pod grubymi czerwonymi kocami. Wszyscy wiedzieli�my, �e aby prze�y�, trzeba znale�� si�
w jednej brygadzie z lud�mi, kt�rzy �czuj� ska��, jak to nazywali�my. Ka�dy dobry g�rnik
mia� ten instynkt. Widzia�, jak si� zachowuje i co szykuje ska�a, dzi�ki czemu wiedzia�, kiedy
trzeba postawi� nowe zastrza�y. Je�li cho�by par� os�b z brygady tego nie wiedzia�o, to nie
mia�o znaczenia, jak dobrzy s� pozostali: ska�a spada�a i mia�d�y�a dobrych g�rnik�w razem
ze z�ymi.
O szansach na prze�ycie decydowa�o te� to, jaki si� trafi� nadsztygar. Nadsztygarami
robiono bia�ych g�rnik�w, ale wielu z nich mia�o bardzo niedu�o do roboty. Je�li ekipa by�a
dobra, jej sztygar dok�adnie wiedzia�, co i jak robi�. Bia�y g�rnik udawa�, �e wydaje rozkazy,
ale tak naprawd� robot� kierowa� sztygar. G�upi nadsztygar - a by�o ich ca�kiem sporo - za
bardzo eksploatowa� swoich ludzi. Beszta� ich i bi�, je�li uwa�a�, �e pracuj� za wolno, a to
mog�o by� niebezpieczne. Nadsztygarowi nie grozi�o zmia�d�enie przez ska��, bo nie
pojawia� si� na przodku w gro�nych momentach, tylko czeka� wy�ej z innymi bia�ymi, a� mu
donios�, �e robota wykonana.
Bia�ym nadsztygarom zdarza�o si� bi� swoich ludzi, kiedy si� zdenerwowali. Nie
wolno im by�o tego robi�, ale szefowie zmiany przymykali na to oko. Nam nie wolno by�o
odda�, cho�by kara, kt�ra nas spotka�a, by�a zupe�nie niezas�u�ona. Jak uderzy�e� bia�ego
g�rnika, by�e� sko�czony. Na g�rze ko�o szybu czeka�a na ciebie policja kopalniana i mog�e�
trafi� na par� lat do wi�zienia.
Trzymali nas osobno, bo taki mieli system. Suazi byli w jednej ekipie, Zulusi w innej,
Malawijczycy w jeszcze innej i tak dalej. Ka�dy by� ze swoimi ziomkami i musia� s�ucha�
sztygara. Je�li nie s�ucha� i sztygar doni�s� na niego, to odsy�ali go do domu albo za�atwiali
pobicie go przez policj�, �eby zm�drza�.
Wszyscy bali�my si� Zulus�w, chocia� ja zaprzyja�ni�em si� z Zulusem, kt�ry mia�
dobre serce. Zulusi uwa�ali si� za lepszych od nas i czasami wyzywali nas od bab. Jak dosz�o
do b�jki, to prawie zawsze brali w niej udzia� Zulusi albo Basotho, lecz niemal nigdy
Batswana. Nie lubili�my si� bi�. Kt�rego� razu pijany Motswana przez pomy�k� zaw�drowa�
w sobot� wiecz�r do zuluskiego hotelu robotniczego. Pobili go sjambokiem* [Sjambok -
batog ze sk�ry nosoro�ca.] i po�o�yli na drodze, �eby go samoch�d przejecha�, ale na
szcz�cie akurat jecha�a policja i go uratowa�a, bo by�oby po nim. A wszystko przez to, �e
pomyli� hotele robotnicze.
Pracowa�em na kopalni latami i odk�ada�em wszystkie pieni�dze. Inni wydawali je na
kobiety z miasta, alkohol i eleganckie ubrania. Ja nic nie kupowa�em, nie mia�em nawet
gramofonu. Przesy�a�em pieni�dze na konto Standard Bank w kraju i kupowa�em za nie
byd�o. Co roku dokupowa�em kilka kr�w. Zajmowa� si� nimi kuzyn. Cieli�y si� i moje stado
by�o coraz wi�ksze.
Pewnie zosta�bym w kopalni, gdybym nie by� �wiadkiem strasznego zdarzenia. By�o
to po pi�tnastu latach mojej pracy w g�rnictwie. Mia�em wtedy znacznie lepsze stanowisko:
pomocnika cz�owieka, kt�ry zak�ada� dynamit. Nie mia�em szans na awans, bo biali
rezerwowali t� posad� dla siebie, ale nosi�em �rodki wybuchowe i pomaga�em szefowi z
zapalnikami. By�a to dobra praca i lubi�em swojego szefa.
Kt�rego� razu zostawi� co� w korytarzu - blaszan� puszk� z kanapkami - i poprosi�
mnie, �ebym mu j� przyni�s�. Zszed�em tam, gdzie pracowa�, i poszuka�em puszki. Chodnik
by� o�wietlony �ar�wkami podwieszonymi u stropu, wi�c sz�o si� dosy� bezpiecznie, ale
trzeba by�o uwa�a�, bo od czasu do czasu mija�o si� otwory d�ugich na kilkadziesi�t metr�w
szyb�w inspekcyjnych. Ludzie czasami wpadali do tych szyb�w, zawsze z w�asnej winy. Nie
patrzyli, gdzie id�, albo szli nieo�wietlonym chodnikiem ze s�ab� bateri� zasilaj�c� latark� na
kasku. Zdarza�o si�, �e kto� po prostu tam w�azi�, bo by� nieszcz�liwy i nie chcia�o mu si�
�y�. Trudno to by�o pozna�, bo w sercach ludzi, kt�rzy �yj� z dala od ojczyzny, mieszka
wiele rodzaj�w smutku.
Pokona�em zakr�t chodnika i znalaz�em si� w okr�g�ej komorze. Na jej ko�cu by� szyb
inspekcyjny, o czym ostrzega� znak. Czterej m�czy�ni stali przy otworze, trzymaj�c za r�ce i
nogi pi�tego cz�owieka. Kiedy wyszed�em zza zakr�tu, zako�ysali nim i wrzucili go w
ciemno�ci. M�czyzna zd��y� jeszcze wrzasn�� co� w khosa, ale nie zrozumia�em, bo s�abo
znam ten j�zyk.
Zatrzyma�em si�. Czterej m�czy�ni jeszcze mnie nie zauwa�yli, ale po chwili jeden
si� odwr�ci� i krzykn�� co� po zulusku. Wszyscy rzucili si� w moj� stron�. Okr�ci�em si� na
pi�cie i pobieg�em korytarzem. Wiedzia�em, �e jak mnie z�api�, to wlec� za ich ofiar� do
sztolni. Nie mog�em da� si� do�cign�� w tym biegu.
Chocia� uda�o mi si� uciec, wiedzia�em, �e ci ludzie mnie widzieli i zabij� mnie.
By�em �wiadkiem tego morderstwa, wi�c nie mog�em pozosta� w kopalni.
Opowiedzia�em wszystko szefowi. To by� dobry cz�owiek. Z �adnym innym bia�ym
bym o tym nie rozmawia�. S�ucha� mnie uwa�nie i zrozumia�, kiedy powiedzia�em, �e musz�
wyjecha�, ale pr�bowa� mnie przekona�, �ebym poszed� na policj�.
- Powiedz im, co widzia�e� - namawia� mnie w afrikaans. - Powiedz im. Z�api� tych
Zulus�w i powiesz� ich.
- Nie wiem, kim oni s�. Zanim ich znajd�, oni z�api� mnie. Wracam do kraju.
Spojrza� na mnie i pokiwa� g�ow�. U�cisn�� mi d�o� - nigdy wcze�niej �aden bia�y
tego nie zrobi�, Nazwa�em go swoim bratem - nigdy tak wcze�niej nie powiedzia�em do
bia�ego.
- Wracaj do �ony - rzek�. - jak m�czyzna zostawi �on� na zbyt d�ugi czas, to w ko�cu
mu si� zbiesi. Uwierz mi. Wracaj i daj jej wi�cej dzieci.
Uciek�em wi�c z kopalni, po kryjomu, jak z�odziej, i w 1960 roku wr�ci�em do
Botswany. Nie potrafi� przekaza�, jak� mia�em rado�� w sercu, kiedy przekroczy�em granic� i
na zawsze zostawi�em ze sob� Afryk� Po�udniow�. W RPA ka�dego dnia dr�a�em o swoje
�ycie. Niebezpiecze�stwo i smutek wisia�y nad Johannesburgiem jak chmura. Nigdy nie
by�bym tam szcz�liwy. W Botswanie by�o inaczej. Nie by�o policjant�w z psami; nie by�o
totsis* [Totsi - z�odziej.] czaj�cych si� z no�ami, �eby ci� obrabowa�; nie budzi�o ci� co rano
wycie syren wzywaj�cych do zjazdu pod rozpalon� ziemi�. Nie by�o wielkich t�um�w ludzi,
kt�rzy zjechali si� z r�nych stron �wiata i ca�y czas t�sknili za domem, ca�y czas chcieli by�
gdzie indziej. Uciek�em z wi�zienia - wielkiego, j�cz�cego w upalnym s�o�cu wi�zienia.
Kiedy wysiad�em z autobusu w Mochudi i zobaczy�em kopje, dom wodza i kozy, to
stan��em i rozp�aka�em si�. Podszed� do mnie jaki� nieznajomy, po�o�y� mi d�o� na ramieniu i
spyta�, czy w�a�nie wr�ci�em z kopalni. Powiedzia�em, �e tak, a on pokiwa� tylko g�ow� i
trzyma� mi d�o� na ramieniu do chwili, gdy przesta�em p�aka�. Potem u�miechn�� si� i
poszed� dalej. Zobaczy�, �e podchodzi do mnie �ona i nie chcia� jej przeszkadza� w
przywitaniu si� z m�em.
Poj��em t� kobiet� za �on� trzy lata wcze�niej, ale od wesela ma�o si� widywali�my.
Przyje�d�a�em z Johannesburga raz do roku na miesi�c i tylko tyle mieli�my wsp�lnego
�ycia. Po moim ostatnim przyje�dzie zasz�a w ci��� i moja c�reczka przysz�a na �wiat, kiedy
ja wci�� siedzia�em w RPA. Teraz mia�em j� zobaczy�, moja �ona zabra�a j� ze sob�. Sta�a z
dzieckiem w ramionach, dzieckiem, kt�re by�o dla mnie cenniejsze nad wszystko z�oto z
kopalni Johannesburga. To by�a moja pierworodna, moja jedynaczka, moja dziewczynka,
moja Precious Ramotswe.
Precious by�a podobna do matki, grubej kobiety o dobrym sercu. Bawi�a si� na
podw�rzu i �mia�a si�, kiedy j� podnosi�em. Mia�em krow�, kt�ra dawa�a dobre mleko, i
trzyma�em j� ko�o domu dla Precious. Dawali�my jej te� du�o syropu i codziennie jajka. Moja
�ona smarowa�a jej sk�r� wazelin� i tak polerowa�a, �eby si� �wieci�a. M�wili, �e Precious
jest najpi�kniejszym dzieckiem w ca�ej Beczuanie. Kobiety przyje�d�a�y z daleka, �eby na ni�
popatrze� i potrzyma� j� w ramionach.
Potem moja �ona, matka Precious, zmar�a. Mieszkali�my tu� pod Mochudi i cz�sto
chodzi�a odwiedza� ciotk�, kt�ra mieszka�a za torami kolejowymi blisko Francistown Road.
Nosi�a tam jedzenie, bo ciotka by�a za stara, �eby o siebie zadba�, i mia�a tylko jednego syna,
kt�ry chorowa� na sufub� i nie m�g� daleko chodzi�.
Nie wiem, jak dosz�o do tego nieszcz�cia. Niekt�rzy m�wili, �e zbli�a�a si� burza i
b�yska�o si�, wi�c moja �ona nie patrzy�a na boki, kiedy wbiega�a na tory. W ka�dym razie
przejecha� j� poci�g z Bulawajo. Maszyni�cie by�o bardzo przykro, ale twierdzi�, �e w og�le
jej nie widzia�, i s�dz�, �e m�wi� prawd�.
Sprowadzi�em kuzynk�, �eby troszczy�a si� o Precious. Szy�a jej ubrania,
odprowadza�a j� do szko�y i gotowa�a nam. By�em smutnym cz�owiekiem i my�la�em sobie:
nic ci ju� w �yciu nie zosta�o opr�cz Precious i byd�a. Pogr��ony w rozpaczy poszed�em na
pastwisko, �eby zobaczy�, jak si� miewaj� moje krowy, i �eby zap�aci� pastuchom. Mia�em
teraz wi�cej byd�a i zastanawia�em si� nawet nad otwarciem sklepu. Postanowi�em jednak
zostawi� to Precious, niech kupi sklep, jak ja umr�. Poza tym kopalniany py� zniszczy� mi
p�uca, tak �e nie mog�em za szybko chodzi� ani podnosi� ci�kich rzeczy.
Kt�rego� upalnego dnia wraca�em z pastwiska i dotar�em do g��wnej drogi z
Francistown do Gaborone. Usiad�em przy drodze pod drzewem i czeka�em na autobus, kt�ry
mia� t�dy p�niej przeje�d�a�. Zasn��em z gor�ca i obudzi� mnie warkot samochodu, kt�ry
zatrzyma� si� na poboczu.
By�o to du�e auto, chyba ameryka�skie, i z ty�u siedzia� jaki� m�czyzna. Kierowca
podszed� do mnie i odezwa� si� w setswana, mimo �e tablice rejestracyjne by�y
po�udniowoafryka�skie. Kierowca powiedzia�, �e ch�odnica im przecieka, i spyta�, gdzie
mog� znale�� wod�. Tak si� z�o�y�o, �e ko�o �cie�ki prowadz�cej na moje pastwisko by�
zbiornik do pojenia kr�w, wi�c zabra�em tam kierowc� i nalali�my wody do puszki.
Kiedy wr�cili�my z wod� do ch�odnicy, pasa�er sta� na zewn�trz i patrzy� na mnie.
U�miechn�� si� na znak, �e jest mi wdzi�czny za okazan� pomoc, i ja te� si� do niego
u�miechn��em. Potem zda�em sobie spraw�, �e znam tego cz�owieka - by� to dyrektor
wszystkich tych kopal� w Johannesburgu, jeden z ludzi pana Oppenheimera.
Podszed�em do niego i przedstawi�em si�. Powiedzia�em, �e pracowa�em w jego
kopalniach, �e przepraszam za ucieczk� przed up�ywem kontraktu, ale �e zrobi�em tak z
powodu okoliczno�ci, na kt�re nie mia�em wp�ywu.
Roze�mia� si� i powiedzia�, �e jest mi wdzi�czny za tyle lat pracy w kopalniach.
Zaproponowa�, �e zabierze mnie swoim samochodem do Mochudi.
Zajecha�em wi�c do Mochudi limuzyn� i ten wa�ny cz�owiek wszed� do mojego
domu. Na widok Precious powiedzia�, �e mam �liczne dziecko. Po wypiciu herbaty spojrza�
na zegarek.
- Musz� wraca� do Johannesburga - stwierdzi�.
Powiedzia�em, �e �ona si� na niego zez�o�ci, je�li nie zd��y na ugotowan� przez ni�
kolacj�, a on zgodzi� si� ze mn�.
Wyszli�my na dw�r. Cz�owiek pana Oppenheimera si�gn�� do kieszeni i wyj�� z niej
portfel. Odwr�ci�em si�, kiedy go otwiera�. Nie chcia�em od niego �adnych pieni�dzy, ale on
si� upar�. Powiedzia�, �e by�em jednym z ludzi pana Oppenheimera, a pan Oppenheimer dba o
swoich podopiecznych. Da� mi dwie�cie rand�w, a ja powiedzia�em, �e kupi� za te pieni�dze
byka, bo w�a�nie mi zdech�.
Ucieszy� si� z tego. �yczyli�my sobie nawzajem zdrowia i rozstali�my si�. Od tej pory
ju� nigdy nie widzia�em si� z moim przyjacielem, ale na zawsze pozostanie on w moim sercu.
ROZDZIA� TRZECI
LEKCJE O CH�OPCACH I KOZACH
Kuzynka Obeda Ramotswe dosta�a pok�j z ty�u domku, kt�ry zbudowa� on na skraju
wioski po powrocie z kopalni. Pierwotnie mia� to by� magazyn na blaszane skrzynie,
dodatkowe koce i zapas parafiny do gotowania, ale znalaz�o si� inne miejsce na te rzeczy. Po
pobieleniu �cian i wstawieniu ��ka i ma�ej szafy pok�j nadawa� si� do zamieszkania. Dla
kuzynki by� to niewyobra�alny luksus. Kiedy sze�� lat wcze�niej zostawi� j� m��, sprowadzi�a
si� z powrotem do matki i babci, gdzie mieszka�a w pokoju, kt�ry mia� tylko trzy �ciany, w
tym jedn�, kt�ra nie si�ga�a do dachu. Matka i babcia, staro�wieckie kobiety, traktowa�y j� z
cich� pogard�, bo uwa�a�y, �e kobieta, od kt�rej odszed� m��, w dziewi�ciu przypadkach na
dziesi�� zas�u�y�a na sw�j los. Naturalnie musia�y wzi�� j� do siebie, ale drzwi ich domu
otworzy� przed ni� obowi�zek, a nie uczucie.
M�� j� zostawi�, bo by�a bezp�odna. Spotyka to prawie wszystkie bezdzietne kobiety.
Niewielkie pieni�dze, kt�re mia�a, wyda�a na porady tradycyjnych uzdrowicieli. Jeden z nich
obieca� jej, �e najdalej po kilku miesi�cach jego stara� pocznie dziecko. Zaaplikowa� jej
najrozmaitsze zio�a i sproszkowan� kor� r�nych drzew, a kiedy to nie pomog�o, pos�u�y� si�
czarami. Po kilku z wypitych wywar�w zachorowa�a, a po jednym o ma�o nie umar�a, co nie
powinno dziwi�, zwa�ywszy na sk�ad mikstury, ale kuzynka nie zasz�a w ci��� i wiedzia�a, �e
jej m�� traci cierpliwo��. Wkr�tce po odej�ciu napisa� do niej z Lobatse, informuj�c z dum�,
�e jego nowa �ona jest brzemienna. P�tora roku p�niej kuzynka dosta�a list ze zdj�ciem
dziecka. Nie przysz�y �adne pieni�dze. By�a to ostatnia wiadomo��, jak� od niego mia�a.
Teraz, kiedy trzyma�a w ramionach Precious, stoj�c we w�asnym pokoju z czterema
mocnymi, pobielonymi �cianami, jej szcz�cie nie mia�o granic. Pozwala�a Precious, kt�ra
mia�a teraz cztery lata, spa� ze sob� w ��ku. Ca�ymi godzinami le�a�a w nocy bezsennie i
ws�uchiwa�a si� w oddech dziecka. G�aska�a jej sk�r�, trzyma�a jej male�k� r�czk� w palcach
i zdumiewa�a si� doskona�o�ci� cia�a dziecka. Kiedy Precious spa�a po po�udniu w upale,
siada�a ko�o niej i dzierga�a lub szy�a jasnoczerwone i jasnoniebieskie sweterki i skarpeteczki,
odganiaj�c muchy od �pi�cego dziecka.
Obed te� by� zadowolony. Co tydzie� dawa� kuzynce pieni�dze na jedzenie, a co
miesi�c jak�� drobn� sum� dla niej samej. Gospodarowa�a oszcz�dnie i zawsze zostawa�o jej
troch� pieni�dzy, za kt�re kupowa�a co� Precious. Nie mia� najmniejszych powod�w si� na
ni� uskar�a� ani nie dostrzega� �adnych b��d�w w wychowywaniu przez ni� jego c�rki.
Wszystko sz�o doskonale.
Kuzynka chcia�a, �eby Precious wyros�a na m�dr� dziewczyn�. Sama by�a
niewykszta�cona i z du�ym wysi�kiem nauczy�a si� czyta�, ale teraz czu�a, �e sytuacja kobiet
mo�e ulec zmianie. Powsta�a partia polityczna, do kt�rej mog�y wst�powa� r�wnie� kobiety,
chocia� niekt�rzy m�czy�ni sarkali i m�wili, �e jest to kuszenie losu. Kobiety zacz�y
rozmawia� mi�dzy sob� o swoim po�o�eniu. Naturalnie �adna nie wypowiada�a si� publicznie
przeciwko m�czyznom, ale rozmawia�y ze sob�, szepta�y, wymienia�y spojrzenia. Kuzynka
rozmy�la�a o swoim �yciu, o zawartym w m�odym wieku ma��e�stwie z m�czyzn�, kt�rego
prawie nie zna�a, i o wstydzie, jakim j� okry�a niezdolno�� do rodzenia dzieci. Wspomina�a
dni, kiedy mieszka�a w pokoju z trzema �cianami, wspomina�a obowi�zki, kt�re kazano jej
wykonywa� - naturalnie bezp�atnie. Mo�e kt�rego� dnia kobiety b�d� mog�y wypowiedzie�
si� w�asnym g�osem i wskaza�, co jest nie w porz�dku. Ale �eby do tego dosz�o, musz�
nauczy� si� czyta�.
Na pocz�tek uczy�a Precious liczy�. Liczy�y kozy i byd�o. Liczy�y ch�opc�w
bawi�cych si� w pyle. Liczy�y drzewa, nadaj�c wszystkim imiona: krzywe, bezlistne, to, w
kt�rym lubi� si� chowa� robaki mopani; to, na kt�rym nie usi�dzie �aden ptak. Potem
m�wi�a: �Je�li zetniemy drzewo, kt�re wygl�da jak stary cz�owiek, to ile drzew zostanie?�
Precious musia�a uczy� si� na pami�� list: z imionami cz�onk�w rodziny, z imionami kr�w i
byk�w dziadka, z imionami wodz�w. Czasami siada�y pod pobliskim sklepem
wielobran�owym i czeka�y, a� podziurawion� drog� przejedzie samoch�d albo ci�ar�wka.
Kuzynka odczytywa�a numer rejestracyjny, kt�ry Precious musia�a powt�rzy� nast�pnego
dnia albo nawet jeszcze nast�pnego. Wymy�li�y r�wnie� odmian� zabawy Kima. Kuzynka
uk�ada�a na plecionej tacy r�ne przedmioty, owija�a wszystko kocem i zabiera�a jedn� rzecz.
- Co znikn�o?
- Stare ziarno manili, guzowate i ca�e poobgryzane.
- Co jeszcze?
- Nic.
Nigdy si� nie pomyli�a, ta dziewczynka, kt�ra obserwowa�a wszystkich i wszystko
swoimi wielkimi, powa�nymi oczami. Powoli, bez niczyjego zamiaru, dziecko wytworzy�o w
sobie g��d wiedzy i ciekawo�� �wiata.
Id�c w wieku sze�ciu lat do szko�y, Precious zna�a alfabet, umia�a liczy� do dwustu i
potrafi�a wyrecytowa� ca�y pierwszy rozdzia� Ksi�gi Rodzaju w przek�adzie na setswana.
Nauczy�a si� tak�e kilku s��w po angielsku i sprawnie deklamowa�a wszystkie cztery linijki
angielskiego wiersza o statkach i morzu. Nauczyciel by� pod wra�eniem i skomplementowa�
kuzynk� za jej starania. By�a to w�a�ciwie pierwsza pochwa�a, kt�r� j� nagrodzono za
wykonan� prac�. Obed dzi�kowa� jej cz�sto i wielkodusznie, ale nie przysz�o mu do g�owy,
�eby j� chwali�, bo uwa�a�, �e kuzynka wype�nia tylko obowi�zki, kt�re na niej spoczywaj�
jako kobiecie, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
�My pierwsze ora�y�my ziemi�, kiedy Modise (B�g) j� stworzy��, m�wi stary wiersz
w j�zyku setswana. �To my przygotowa�y�my jedzenie. To my opiekujemy si� m�czyznami,
kiedy s� ma�ymi ch�opcami, kiedy s� m�odz