9820
Szczegóły |
Tytuł |
9820 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9820 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9820 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9820 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Adolfo Bioy Casares
Wynalazek Marela
Prze�o�y� Andrzej Nowak
La inveci�n de Morel
Data wydania oryginalnego -1953
Data wydania polskiego - 1975
Jorge Luis Borgesowi
Prolog
Stevenson oko�o 1882 r. napisa�, i� brytyjscy czytelnicy niezbyt ceni� sobie perypetie bohater�w i s�dz�, �e budowa powie�ci bez fabu�y lub z fabu�� amorficzn�, w stanie zaniku, dowodzi wielkiej zr�czno�ci. Jose Ortega y Gasset - La deshumanizaci�n del arte (Odcz�owieczenie sztuki), 1925, usi�uje uzasadni� ow� zanotowan� przez Stevensona postaw� i stwierdza na s. 96, �e �dzi� niezmiernie trudno przychodzi skonstruowa� ci�g przyg�d zdolny poruszy� nasz� rozwini�t� wra�liwo��, a na s. 97, �e �taka konstrukcja jest w praktyce niemo�liwa�. Na pozosta�ych stronach, na prawie wszystkich pozosta�ych stronach, opowiada si� za powie�ci� �psychologiczn�� i wyra�a opini�, �e przyjemno��, jak� daje nam przygoda, nie istnieje albo �e jest infantylna. Takie, bez w�tpienia, powszechne mniemanie panuje w 1882, w 1825 i jeszcze w 1940 roku. Niekt�rzy pisarze (do kt�rych z satysfakcj� zaliczam Bioy Casaresa) uwa�aj� za s�uszne odrzuci� �w pogl�d. Przedstawi� tu motywy tej opozycji.
Pierwszym (nie pragn� tu uwypukla� ani te� z�agodzi� faktu, i� wygl�da to na paradoks) - jest wewn�trzna dyscyplina powie�ci przygodowej. Powie�� charakterystyczna, �psychologiczna�, sk�ania si� ku nieforemno�ci. Rosjanie i ich uczniowie wykazali a� do granic ostatecznych, �e wszystko jest mo�liwe: samob�jstwa ze szcz�cia, morderstwa z �yczliwo�ci, �e istniej� ludzie, kt�rzy tak bardzo si� kochaj�, �e musz� na zawsze si� rozsta�, donosiciele z zami�owania lub z pokory... Owa ca�kowita wolno�� zr�wnuje si� na koniec z ca�kowitym chaosem. Z drugiej strony - powie�� �psychologiczna� chce by� zarazem �realistyczn�� - woli, aby�my zapomnieli, �e jest tworem sztuki s�owa, i b�c duje z ca�ej swej iluzorycznej precyzji (albo chwiejnej niejasno�ci) - nowy kszta�t prawdopodobie�stwa. S� strony, cale rozdzia�y u Prousta, kt�rych nie mo�na przyj�� za fikcj�, a kt�re bezwiednie traktujemy jako �mudn� i ja�ow� codzienno��. Inaczej powie�� przygodowa - nie zamierza by� transkrypcj� rzeczywisto�ci, jest artefaktem, kt�rego wszystkie elementy s� dobrze usprawiedliwione. Obawa, aby nie popa�� w nazbyt prost� rozmaito��, wynikaj�c� jedynie z nast�pstwa zdarze�, jak w Z�otym o�le albo w Siedmiu podr�ach Sindbada czy w Don Kichocie, stawia wobec jej akcji surowe wymogi.
Przytoczy�em tu pewien motyw natury intelektualnej: s� te� inne o charakterze empirycznym. Wszyscy poszeptuj� smutnie, i� nasze stulecie niezdolne jest snu� interesuj�cych w�tk�w - a nikt nie ma odwagi stwierdzi�, �e je�li posiada ono jak�� wy�szo��, to w�a�nie w w�tkach. Stevenson jest gwa�towniejszy i bardziej nami�tny, bardziej rozmaity, bardziej przejrzysty i mo�e godniejszy naszej ca�kowitej przyja�ni ni� Chesterton - ale w�tki, kt�rymi w�ada, s� s�absze. De Quincey podczas nocy ogromnego przera�enia zg��bi� samo serce labirynt�w, ale nie przetworzy� swoich wra�e�, unutterable and self repeating infinities *,[* niewyra�alnych i samopowtarzaj�cych si� niesko�czono�ci] w fabu�y podobne jak u Kafki. S�usznie zauwa�a Ortega y Gasset, �e �psychologia� Balzaka nas nie satysfakcjonuje - to samo mo�na orzec o jego akcjach. Szekspira i Cervantesa cieszy wewn�trznie sprzeczny pomys� dziewczyny, kt�ra nie trac�c wdzi�ku mo�e uchodzi� za m�czyzn�: dla nas ten motyw przesta� dzia�a�. S�dz�, i� jestem wolny od wszelkich przes�d�w nowoczesno�ci, od wszelkich iluzji, jakoby wczoraj dog��bnie r�ni�o si� od dzi� albo mia�o si� r�ni� od jutra, uwa�am jednak, i� �adna inna epoka nie posiada powie�ci o tak znakomitej fabule, jak The Turn of the Screw*,[*(Obr�t �ruby) - powie�� grozy H. Jamesa,] jak Der Prozess, jak Le voyageur sur la terre *, [(Podr�nik po ziemi) - powie�� J. Greena, kt�rej narrator jest ob��kany,] jak ta, kt�r� stworzy� w Buenos Aires Adolfo Bioy Casares.
Powie�ci kryminalne - inny gatunek typowy dla tego stulecia, kt�re nie potrafi wymy�la� interesuj�cych fabu� - opowiadaj� tajemnicze zdarzenia, nast�pnie usprawiedliwione i wyja�nione przez jaki� fakt zupe�nie naturalny. Adolfo Bioy Casares na tych stronach szcz�liwie rozwi�zuje problem jeszcze chyba trudniejszy. Rozwija odysej� cudowno�ci, do kt�rej jedynym kluczem wydaje si� halucynacja albo symbol, po czym ca�kowicie j� rozszyfrowuje przez jedno tylko za�o�enie fantastyczne - ale nie nadnaturalne. Obawa, by przedwcze�nie nie uchyli� kurtyny, nie pozwala mi dokona� analizy tematu oraz ods�oni� subtelnych i przemy�lnych chwyt�w, kt�rymi pos�u�y� si� autor. Wystarczy stwierdzi�, i� Bioy odnawia tu koncept, kt�ry odrzucili �w. Augustyn i Orygenes, kt�ry racjonalizowa� Auguste Blanqui i kt�ry z godn� zapami�tania melodi� wypowiedzia� Dante Gabriel Rosetti:
By�em tu kiedy�, Ale jak i kiedy - nie umiem powiedzie�.
Poznaj� traw� przed drzwiami
Przejmuj�cy i s�odki zapach, Odg�osy westchnie� i �wiat�a przy brzegu...
Dzie�a racjonalnej wyobra�ni nie s� cz�ste, przeciwnie, bardzo rzadkie w j�zyku hiszpa�skim. Klasycy parali si� alegori�, satyrycznymi deformacjami, a niekiedy rozbiciem materii s�ownej: z utwor�w wsp�czesnych przypominam sobie jedynie opowiadanie Niezwyk�e moce i inne, autorstwa Santiago Dabove, nies�usznie zapomniane. Wynalazek Morela (tytu� �w po synowsku zwraca si� ku innemu wyspiarskiemu wynalazcy, ku Moreau) wnosi na nasz grunt i do naszego j�zyka nowy gatunek literacki.
Dyskutowa�em z autorem o szczeg�ach akcji, czyta�em niejeden raz t� powie�� i nie wydaje mi si�, abym by� niedok�adny czy przesadny, je�li okre�l� j� jako doskona��.
Jorge Luis Borges
Dzi� na tej wyspie nast�pi� cud: lato pospieszy�o si�. Ustawi�em ��ko ko�o basenu k�pielowego i k�pa�em si� a� do p�na. Nie spos�b by�o zasn��. Wystarczy�y dwie lub trzy minuty na zewn�trz, by zamieni� w pot wod�, kt�ra winna chroni� mnie przed tym straszliwym upa�em. O �wicie obudzi� mnie patefon. Nie mog�em wr�ci� do muzeum i szuka� rzeczy. Uciek�em po zboczach. Siedz� u st�p po�udniowych stok�w, po�r�d wodnych zielsk, n�kany przez moskity, w morzu albo w brudnych strumieniach po pas, widz�c, �e pospieszy�em si� g�upio z t� ucieczk�. S�dz�, �e ci ludzie nie przyjechali, aby mnie szuka�; chyba mnie nie widzieli. Ale m�j los si� przed�u�a: jestem pozbawiony wszystkiego, wygnany w miejsce najbardziej ja�owe, najmniej z ca�ej wyspy zdatne do zamieszkania; na moczary raz na tydzie� zalewane przez morze.
Pisz� to, aby pozostawi� �wiadectwo tego nieprzyjaznego cudu. Je�li w ci�gu paru dni nie uton� albo te� nie zgin� w walce o swoj� wolno��, mam nadziej� napisa� Obron� przed tymi, co przetrwali i Pochwa�� Malthusa. Na tych to stronach zaatakuj� niszczycieli d�ungli i pusty�; poka��, �e �wiat, wraz z udoskonaleniem policji, dokument�w, prasy i urz�d�w celnych czyni ka�d� pomy�k� sprawiedliwo�ci faktem nieodwracalnym, �e jest jednomy�lnym piek�em dla �ciganych. Dotychczas nie zdo�a�em napisa� nic poza t� stron�, kt�rej nawet wczoraj nie planowa�em. Bo ile� jest zaj�� na samotnej wyspie! Jaka� nieust�pliwa twardo�� drewna! O ile� wi�ksze przestrzenie ni� przestw�r lotnego ptaka!
Pewien W�och, kt�ry sprzedawa� w Kalkucie dywany, podsun�� mi pomys� przybycia tutaj. Powiedzia� (w swoim j�zyku):
- Dla �ciganego, jak pan, istnieje tylko jedno miejsce na �wiecie, ale wr�cz nie do �ycia. To wyspa. Biali zbudowali tam, gdzie� oko�o 1924, jakie� muzeum, kaplic� i basen p�ywacki. Prace zosta�y zako�czone i porzucone.
Przerwa�em mu; chcia�em, by mi dopom�g� w podr�y. Kupiec m�wi�:
- Nie zawijaj� tam nawet chi�scy piraci ani bia�o malowany statek Instytutu Rockefellera. To ognisko choroby, jeszcze nie znanej, kt�ra zabija przechodz�c z zewn�trz do wewn�trz. Odpadaj� paznokcie, w�osy, obumiera sk�ra i rog�wki oczu, a cia�o �yje osiem, pi�tna�cie dni. Ludzie z za�ogi pewnego parowca, kt�ry przybi� do wyspy, kiedy odnalaz� ich japo�ski kr��ownik �Namura�, byli pozbawieni sk�ry, �ysi, bez paznokci - wszyscy martwi. Parowiec zatopiono salwami z dzia�.
Ale moje �ycie by�o tak koszmarne, �e postanowi�em jecha�... W�och pr�bowa� perswazji; pozyska�em sobie jego pomoc.
Wczoraj w nocy po raz setny zasn��em na tej bezludnej wyspie. Patrz�c na budynki rozmy�la�em o trudach zwi�zanych z przenoszeniem g�az�w, o tym, �e �atwiej by�oby wypala� ceg��. Zasn��em p�no, a muzyka i krzyki obudzi�y mnie o �wicie. �ycie zbiega sprawi�o, �e sen mam lekki: jestem przekonany, �e nie przybi� tu �aden statek, nie l�dowa� �aden samolot ani inny pojazd. A jednak tej ci�kiej nocy, z minuty na minut�, suche trawy wzg�rza zaroi�y si� od ludzi, kt�rzy ta�czyli, spacerowali i k�pali si� w basenie, zupe�nie jak wczasowicze, bywalcy Teques albo Marienbadu.
***
Z zalanych m�tn� wod� bagien widz� szczyt wzg�rza i zamieszka�ych w muzeum wczasowicz�w. Ich niewyt�umaczalne przybycie m�g�bym t�umaczy� skutkami, jakie pozostawi� w mym m�zgu wczorajszy upa�. Ale to nie by�y zjawy ani halucynacje: to prawdziwi ludzie, przynajmniej r�wnie prawdziwi jak ja.
S� ubrani w kostiumy identyczne jak te, kt�re by�y w modzie kilka lat temu; szyk, kt�ry wskrzesza (tak mi si� wydaje) jak�� minion� frywolno��; niemniej jednak nale�a�oby zauwa�y�, �e zachwyt magi� dopiero co minionej przesz�o�ci jest teraz czym� powszechnym.
Kto wie, dlaczego los skazanego na �mier� zmusza mnie, abym na nich spogl�da� wci��, z godziny na godzin�. Ta�cz� w�r�d suchych, obfituj�cych w �mije traw wzg�rza. S� mymi nie�wiadomymi wrogami, kt�rzy, by m�c s�ucha� Walencji i Herbatki we dwoje - ten niezwyk�ej mocy gramofon zag�usza szum wiatru i morza - pozbawiaj� mnie wszystkiego, co kosztowa�o tyle trudu i jest niezb�dne, aby nie umrze�, spychaj� mnie w stron� morza i jadowitych bagien.
Ta zabawa w podgl�danie jest niebezpieczna; jak ka�da grupa ludzi inteligentnych znajd� w ko�cu jak�� drog� daktyloskopijno-konsularn�, kt�ra - je�li mnie odkryj� - po paru ceremoniach i formalno�ciach zaprowadzi mnie do celi.
Przesadzam: patrz� cokolwiek zafascynowany - ju� tak dawno nie widzia�em ludzi - na tych obrzydliwych intruz�w; by�oby jednak rzecz� niemo�liw� przygl�da� im si� o ka�dej porze.
Po pierwsze: poniewa� mam du�o pracy: miejsce to by�oby w stanie u�mierci� nawet najodporniejszego wyspiarza; ledwie co przyjecha�em; brak mi narz�dzi.
Po drugie: z powodu obawy, �e mnie zaskocz�, jak ich podgl�dam albo podczas pierwszej wyprawy w t� stref�; chc�c tego unikn�� musz� urz�dzi� sobie kryj�wki w zaro�lach. I wreszcie: poniewa� istnieje fizyczna trudno�� obserwowania ich: przebywaj� na szczycie wzg�rza i dla kogo�, kto st�d na nich patrzy, s� niczym niespodziewanie pojawiaj�cy si� giganci; mog� ich widzie� tylko wtedy, gdy schodz� w d� zbocza.
Moja sytuacja jest �a�osna. Jestem zmuszony zamieszkiwa� partie ni�sze, i to teraz, kiedy przyp�yw wznosi si� bardziej ni� kiedykolwiek. Kilka dni temu mia� miejsce najwi�kszy, jaki ogl�da�em, odk�d przebywam na wyspie.
O zmroku szukam ga��zi i przykrywam je li��mi. Przebudzenie w wodzie przesta�o mnie ju� dziwi�. Przyp�yw nadchodzi ko�o si�dmej rano; czasem i wcze�niej. Ale raz na tydzie� nast�puj� przyp�ywy, kt�re mog� mie� decyduj�cy charakter. Naci�cia na pniach drzew znacz� rachub� dni; jeden b��d mo�e wype�ni� mi p�uca wod�.
Czuj� z niesmakiem, �e kartki te zamieniaj� si� w testament. Je�li ju� musz� si� do tego ograniczy�, postaram si� udowodni� moje twierdzenia; tak aby nikt, kto kiedykolwiek pos�dza�by mnie o fa�szerstwo, nie my�la�, �e k�ami� m�wi�c, i� os�dzono mnie niesprawiedliwie. Opatrz� niniejsze sprawozdanie dewiz� Leonarda - Ostinato rigorel (ustawiczna dyscyplina) - i spr�buj� je kontynuowa�.
Wydaje mi si�, �e ta wyspa nazywa si� Villings i przynale�y do archipelagu Ellice *.[* W�tpi�. M�wi o jakim� wzg�rzu i wielu gatunkach drzew. Wyspy - albo laguny - Ellice s� p�askie i nie posiadaj� innych drzew poza palmami kokosowymi porastaj�cymi �wir koralowc�w.] Od handlarza dywan�w, Dalmacia Ombrellieri (ulica Hiderabad 21, przedmie�cie Ranikrishnapur, Kalkuta), mo�ecie otrzyma� dok�adniejsze dane. Ten W�och �ywi� mnie przez wiele dni, kt�re sp�dzi�em zawini�ty w perskie dywany, potem umie�ci� w �adowni jakiego� statku. Nie kompromituj� go wspominaj�c o nim w mym dzienniku; nie jestem niewdzi�cznikiem... Obrona przed tymi, co przetrwali nie pozostawi tu miejsca na w�tpliwo�ci: podobnie jak w rzeczywisto�ci, tak i w pami�ci ludzkiej - gdzie zachowuje si� wszystko, co najlepsze - Ombrellieri zapisze si� jako dobroczy�ca nies�usznie prze�ladowanego bli�niego. I nawet w ostatnim wspomnieniu b�dzie potraktowany przychylnie.
Wysiad�em w Rabaul. Z wizyt�wk� handlarza odwiedzi�em cz�onka najbardziej znanego stowarzyszenia na Sycylii; w metalicznej po�wiacie ksi�yca, w�r�d dymu fabryk konserw z ma��y, otrzyma�em ostatnie instrukcje oraz kradzion� ��dk�; wios�owa�em rozpaczliwie, przyby�em na wysp� (z kompasem, na kt�rym si� nie znam; zdezorientowany; bez kapelusza; chory; cierpi�cy na halucynacje); ��dka osiad�a na piaskach wschodniego wybrze�a (niew�tpliwie otaczaj�ce wysp� rafy znalaz�y si� pod wod�); przez ponad dzie� pozosta�em w ��dce pogr��ony w epizodach minionego koszmaru, zapominaj�c, �e ju� tu dotar�em.
***
Flora wyspy jest bogata. Ro�liny, trawy, kwiaty wiosny, lata, jesieni i zimy nast�puj� po sobie z po�piechem; wi�kszy jest tu po�piech narodzin ni� �mierci, jedne zajmuj� czas i ziemi� innych, gromadz� si� niepowstrzymanie. Natomiast drzewa s� chore; maj� zeschni�te korony, ich pnie wyrastaj� jakby przemoc�. Widz� tu dwa wyt�umaczenia: albo zio�a odbieraj� im soki ziemi, albo te� ich korzenie dotar�y a� do kamienia. Fakt, i� m�ode drzewa s� zdrowe, zda si� potwierdza� drug� hipotez�. Drzewa wzg�rza s� tak twarde, �e nie spos�b my�le� o obr�bce; te, co rosn� w dole te� s� na nic; krusz� si� pod naporem palc�w, a w d�oni pozostaj� kleiste trociny i mi�kkie drzazgi.
***
W g�rnej cz�ci wyspy, kt�ra posiada cztery trawiaste stoki (na zboczu zachodnim s� ska�y), znajduje si� muzeum, kaplica i basen. Te trzy budowle s� nowoczesne, prostok�tne, zwarte, z szorstkiego kamienia. Kamie�, jak to bywa w wielu wypadkach, wydaje si� lich� imitacj� i niezbyt harmonizuje ze stylem.
Kaplica to pod�u�na p�aska skrzynia (przez to wydaje si� d�uga). Basen jest solidny, ale - jako �e nie przewy�sza poziomu ziemi - wype�nia si� nieuchronnie �mijami, ropuchami, p�azami i owadami wodnymi. Muzeum jest wielkim trzypi�trowym budynkiem bez wyra�nie zaznaczonego dachu, z korytarzem z przodu - drugim mniejszym z ty�u - i� okr�g�� wie��.
Zasta�em je otwarte; zaraz te� si� w nim urz�dzi�em. Nazywam t� budowl� muzeum, gdy� tak j� nazywa� w�oski handlarz. Z jakich powod�w? Kto wie, mo�e on sam nie wiedzia�. R�wnie dobrze m�g�by to by� wspania�y hotel dla jakich� pi��dziesi�ciu os�b albo i sanatorium.
Posiada ono hali z przeogromn� i �le dobran� bibliotek�: nie ma tu nic poza powie�ciami, poezj� i dramatem, je�li nie liczy� ksi��eczki Belidora: Travaux - Le Moulin Perse, Paris 1937, kt�ra sta�a na p�eczce z zielonego marmuru, a teraz wypycha kiesze� tych strz�p�w spodni, jakie mam na sobie. Wzi��em j�, gdy� imi� Belidor wyda�o mi si� dziwne i poniewa� zastanawia�em si�, czy cz�� Moulin Perse nie wyt�umaczy�aby znajduj�cego si� w dole m�yna. Przetrz�sn��em p�ki szukaj�c materia��w do pewnych bada� - przerwanych przez proces - jakie pr�bowa�em kontynuowa� w samotno�ci na wyspie. Uwa�am, �e nie�miertelno�� tracimy dlatego, i� instynkt samozachowawczy nie post�pi� w swej ewolucji; rozw�j bada� wskazywa�by na pierwsz� zasadnicz� my�l: utrzyma� ca�e cia�o przy �yciu. Nale�a�oby tylko szuka� sposobu utrwalenia wszystkiego, co wi��e si� z zachowaniem �wiadomo�ci.
�ciany hallu s� z r�owego marmuru, z kilkoma zielonymi wyst�pami sprawiaj�cymi wra�enie pogr��onych kolumn. Okna o niebieskich szybach si�ga�yby najwy�szego pi�tra mego rodzinnego domu. Cztery alabastrowe kielichy, w kt�rych mo�na by pomie�ci� ze dwa tuziny ludzi, promieniuj� elektrycznym �wiat�em. Ksi��ki ratuj� nieco wystr�j wn�trza. Jedne drzwi prowadz� na korytarz, drugie do okr�g�ego salonu, a inne, ma�e, zakryte parawanem - na kr�te schody.
Schody g��wne, zdobne w stiuki i dywany, bior� pocz�tek na korytarzu. S� tam trzcinowe krzes�a i �ciany pokryte ksi��kami.
Jadalnia mierzy jakie� dwana�cie na szesna�cie metr�w. Na ka�dej �cianie ponad potr�jnymi mahoniowymi kolumnami znajduj� si� podesty, niczym lo�e dla czterech siedz�cych b�stw - po jednym na ka�d� lo�� - na wp� indyjskich, na wp� egipskich, koloru ochry, z terakoty. S� one potr�jnej wielko�ci cz�owieka. Spowija je ciemne i obfite listowie ro�lin z gipsu. Pod tarasami znajduj� si� wielkie panneau z rysunkami Fuyity, kt�re psuj� harmoni� (jako zbyt ubogie).
Pod�oga okr�g�ego salonu to akwarium. W wodzie, w niewidzialnych szklanych skrzyniach, pal� si� lampy elektryczne (jedyne o�wietlenie tego pokoju bez okien). Wspominam to miejsce z obrzydzeniem. W dniu mego przybycia by�y tam setki martwych ryb. Usuwanie ich stanowi�o odra�aj�ce zaj�cie. Przez wiele dni utrzymywa�em swobodny przep�yw wody, ale zawsze czu�em tam od�r zepsutej ryby (kt�ry przywodzi na my�l ojczyste pla�e z ich k��bowiskiem �ywych i martwych ryb, kt�re wyskakuj� z wody zatruwaj�c rozleg�e strefy powietrza, za� przygn�biona ludno�� okoliczna zagrzebuje je). O�wietlona pod�oga i kolumny z czarnej laki stwarzaj� wra�enie magicznego spaceru po powierzchni jakiego� jeziorka w g��bi lasu. Dzi�ki dw�m wej�ciom pomieszczenie to ��czy si� z hallem i ma�� zielona salk� z fortepianem, patefonem i lustrzanym parawanem o dwudziestu albo i wi�cej �ciankach.
Pokoje mieszkalne s� nowoczesne, zbytkowne i nieprzytulne. Jest ich jedena�cie. W swoim dokona�em dzie�a zniszczenia, lecz z miernym rezultatem. Wprawdzie nie by�o ju� obraz�w - Picassa - ani przydymionych szyb, ani luksusowych obi�, ale mieszka�em w niewygodnej ruinie.
***
Odkry� w piwnicach dokona�em przy dw�ch identycznych okazjach. Za pierwszym razem - w spi�arni zacz�o brakowa� wiktua��w - szuka�em �ywno�ci i odkry�em pr�dnic�. Przemierzaj�c podziemia spostrzeg�em, �e �adna ze �cian nie mia�a tego zakratowanego okienka o grubych szybach, kt�re widzia�em z zewn�trz ukryte w�r�d ga��zi jakiego� drzewa szpilkowego. Jakby w zamiarze polemiki z kim�, kto upiera�by si�, �e okienko to by�o czym� nierzeczywistym, zjaw� senn�, poszed�em upewni� si�, czy nadal jest na swoim miejscu.
Zobaczy�em je ponownie. Zszed�em do piwnicy. Chc�c zorientowa� si� i znale�� przynale�ne mu miejsce w �cianie, napotka�em powa�ne trudno�ci. By�o po drugiej stronie. Szuka�em szpar, sekretnych przej��. �ciana by�a g�adka i bardzo solidna. Pomy�la�em, �e na tego rodzaju wyspie, pod os�on� mur�w, winien znajdowa� si� skarb; zdecydowa�em si� przebi� �cian� i wej��, gdy� zdawa�o si� bardzo prawdopodobne, �e b�dzie tam je�li nie magazyn karabin�w maszynowych i amunicji - jaki� sk�ad �ywno�ci.
Przy pomocy pr�ta, kt�ry s�u�y� do zabezpieczania drzwi, z rosn�cym zniech�ceniem dr��y�em otw�r: ujrza�em b��kitn�1 jasno��. Pracowa�em wytrwale i jeszcze tego samego wieczoru znalaz�em si� w �rodku. Pierwszym moim wra�eniem nie by�o rozczarowanie z powodu nieznalezienia �ywno�ci ani te� ulga z powodu napotkania pompy wodnej i pr�dnicy. By� to nie ko�cz�cy si�, pe�en satysfakcji podziw; �ciany, sufit i pod�oga by�y z niebieskiej porcelany i nawet samo powietrze (w pomieszczeniu bez �adnej ��czno�ci ze �wiat�em dziennym, nie licz�c ukrytego w ga��ziach okienka) mia�o g��bok� b��kitn� przejrzysto�� w�a�ciw� pianom wodospadu.
Bardzo ma�o znam si� na silnikach, ale nie zwleka�em z uruchomieniem ich. Kiedy sko�czy mi si� woda deszczowa puszcz� w ruch pomp�. Wszystko to by�o dla mnie zaskoczeniem: �e ja, �e taka prostota i dobry stan urz�dze�. Wiem, �e je�liby przysz�o naprawi� jaki� defekt, musia�bym po prostu zrezygnowa�. Moja ignorancja jest tak wielka, �e dot�d nie zdo�a�em odkry� przeznaczenia kilku zielonych silnik�w, kt�re stoj� w tym samym pomieszczeniu, ani te� wa�u z �opatkami, kt�ry znajduje si� na nizinach od po�udnia i ��czy si� z piwnic� za po�rednictwem �elaznej rury. Gdyby nie du�a odleg�o�� od brzegu, przypisywa�bym mu jaki� zwi�zek z przyp�ywami; m�g�bym sobie wyobrazi�, �e s�u�y do �adowania akumulator�w pr�dnicy. Z powodu tej niewiedzy wiele sobie oszcz�dzam; uruchomi� silniki tylko w razie niezb�dnej potrzeby.
A jednak pewnego razu wszystkie �wiat�a muzeum pali�y si� przez ca�� noc. Wtedy to, po raz drugi, dokona�em odkry� w piwnicach.
By�em chory. Mia�em nadziej�, �e gdzie� w muzeum powinna si� znale�� apteczka; u g�ry nie by�o nic; zszed�em do podziemi i... tej nocy zapomnia�em o chorobie, zapomnia�em, �e okropno�ci, kt�re prze�ywam, nawiedzaj� mnie tylko w snach. Odkry�em sekretne drzwi, schody i jeszcze jedn� piwnic�. Wszed�em do wielo�ciennej komory - podobnej do schron�w przeciwlotniczych, jakie widzia�em w kinie - o �cianach pokrytych dwoma rodzajami symetrycznie rozmieszczonych wyk�adzin: marmurem i jak�� podobn� do korka substancj�. Zrobi�em krok: z o�miu stron, przez kamienne arkady, zobaczy�em t� sam�, o�miokrotnie - jak w lustrze - powt�rzon� komor�. Potem - wok� mnie, w g�rze, w dole - us�ysza�em wiele przera�liwie wyra�nych krok�w przemierzaj�cych muzeum. Posun��em si� nieco: odg�osy ucich�y niczym w�r�d �nieg�w, jak na ch�odnych wy�ynach Wenezueli.
Wspi��em si� po schodach. Panowa�a cisza, samotny szum morza i nieruchomo�� przeplatana ucieczkami ston�g. L�ka�em si� inwazji upior�w lub - co mniej prawdopodobne - policji. Sp�dzi�em kilka godzin za kotarami, udr�czony miejscem, kt�re obra�em sobie za kryj�wk� (by�em widoczny z zewn�trz; je�li chcia�bym uciec przed kim�, kto przebywa� w pokoju, musia�bym otworzy� okno). Potem odwa�y�em si� przeszuka� dom, lecz nadal by�em niespokojny: s�ysza�em, jak na r�nych pi�trach otaczaj� mnie wyra�ne i ruchliwe kroki.
O �wicie ponownie zszed�em do piwnicy. Otoczy�y mnie te same kroki, z bliska i z daleka. Ale tym razem zrozumia�em je. Zirytowany poszed�em dalej, do drugiej piwnicy, bez przerwy eskortowany przez stado czujnych ech, w zwielokrotnionej samotno�ci. S� tam dalsze komory; pi�� identycznych, w piwnicy pi�tro ni�ej. Wydaj� si� schronami przeciwlotniczymi. Kim byli ci, kt�rzy gdzie� ko�o 1924 wznie�li ten budynek? Dlaczego go opu�cili? Jakich bombardowa� si� obawiali? Zadziwia fakt, �e budowniczowie tak dobrze rozplanowanego domu ulegli nowoczesnemu przes�dowi zabraniaj�cemu gzyms�w i za�ama�, buduj�c schronienie wystawiaj�ce na pr�b� r�wnowag� w�adz umys�owych: echa westchnienia daj� si� tu s�ysze� jak wiele westchnie�, tu� obok, dalej, w ci�gu dw�ch albo i trzech minut. W miejscach gdzie ech nie ma, cisza jest tak okropna jak �w ci�ar, kt�ry nie pozwala nam uciec w snach.
Uwa�ny czytelnik zdo�a wydoby� z mego sprawozdania pewien katalog mniej lub bardziej zadziwiaj�cych przedmiot�w, fakt�w i sytuacji; ostatnim z nich jest pojawienie si� aktualnych mieszka�c�w wzg�rza. Czy trzeba dopatrywa� si� ich zwi�zku z tymi, kt�rzy mieszkali tu w 1924? Czy nale�a�oby dopatrywa� si� w dzisiejszych turystach budowniczych muzeum, kaplicy i basenu? Nie by�bym w stanie uwierzy�, �e kt�rakolwiek z tych os�b mog�aby kiedy� przerwa� swoj� Walencj� czy Herbatk� we dwoje, aby dokona� projekt�w tego domu; co prawda ska�onego echami, lecz wytrzyma�ego na bomby.
Na ska�ach bywa jaka� kobieta. Co wiecz�r ogl�da zach�d s�o�ca. Na g�owie ma barwn� chustk�; r�ce obejmuj� kolana; minione s�o�ca oz�oci�y jej sk�r�; jej oczy, czarne w�osy i biust sprawiaj�, �e mog�aby si� wydawa� jedn� z przedstawicielek bohemy lub Hiszpank� z obraz�w w najgorszym gu�cie.
Wype�niam skrupulatnie strony dziennika i celowo zapominam o tych, kt�re maj� usprawiedliwi� lata, w kt�rych m�j cie� b��ka� si� po ziemi (Obrona przed tymi, co przetrwali i Pochwala Malthusa), A jednak to, co pisz�, b�dzie swego rodzaju �rodkiem ostro�no�ci. Zdania te, mimo s�abo�ci moich przekona�, pozostan� niewzruszone. Opr� si� na tym, co jest mi w tej chwili wiadome: gwoli mego bezpiecze�stwa nale�y stanowczo odrzuca� jak�kolwiek pomoc bli�niego.
***
Niczego nie oczekuj�. To nie jest takie okropne. Po doj�ciu do tego wniosku osi�gn��em spok�j. A jednak ta kobieta da�a mi jak�� nadziej�. Winienem ba� si� nadziei.
Co wiecz�r ogl�da zmierzchy; patrz� na ni� z ukrycia. Wczoraj, a dzi� znowu, odkry�em, �e moje noce i dnie wyczekuj� tej godziny. Ta kobieta o zmys�owo�ci Cyganki i w kolorowej, zbyt obszernej chusteczce wydaje mi si� �mieszna. A jednak czuj�, mo�e troch� �artem, �e gdybym m�g� si� na chwil� jej pokaza�, m�wi� z ni� cho� przez chwil�, tym samym znalaz�bym ratunek, jakiego cz�owiek spodziewa si� od krewnych, przyjaci� i narzeczonych.
Moje nadzieje mog� sta� si� udzia�em rybak�w i tego brodatego tenisisty. Dzi� poczu�em si� zirytowany widz�c j� z tym udawanym tenisist�; nie jestem zazdrosny, ale wczoraj tak�e nie mog�em si� z ni� zobaczy�: sz�a przez ska�y, a rybacy przeszkodzili mi p�j�� w �lad za ni�; nic nie powiedzieli: uciek�em, zanim zdo�ali mnie zauwa�y�. Pr�bowa�em obej�� ich g�r�; niemo�liwe; mieli tam przyjaci� przygl�daj�cych si� ich po�owom. Zanim dokona�em okr��enia, s�o�ce ju� zasz�o, ju� same ska�y �wiadczy�y o nadej�ciu nocy. By� mo�e planowa�em niewybaczalne g�upstwo; mo�e ta kobieta, opromieniona s�o�cem wszystkich popo�udni, wyda mnie w r�ce policji.
Rzucam na ni� oszczerstwa; ale nie mog� zapomnie� o istnieniu prawa. Ci, kt�rzy feruj� wyroki, decyduj� te� o czasie i sposobie obrony, co sprawia, �e kurczowo, niczym szale�cy, trzymamy si� wolno�ci.
S�dz�, �e pierwsza trudno�� b�dzie ogromna i natychmiastowa: nale�y przem�c pierwsze wra�enie. Tamten szarlatan nie pokona mnie.
***
W ci�gu pi�tnastu dni nast�pi�y trzy wielkie powodzie. Wczoraj cudem unikn��em utopienia. O ma�o nie zaskoczy�a mnie woda. Kieruj�c si� znakami na pniu drzewa przewidywa�em przyp�yw na dzi�. Gdybym spa� o �wicie, poni�s�bym �mier�. Woda podnosi�a si� bardzo szybko, z impetem, jaki miewa tylko raz na tydzie�. Moje niedbalstwo by�o tak wielkie, �e teraz nawet nie wiem, czemu przypisa� t� niespodziank�: b��dom w obliczeniach czy te� przej�ciowym zak��ceniem regularno�ci wielkich przyp�yw�w. Bo je�li zmieni�y one swe zwyczaje, �ycie na tych nizinach b�dzie jeszcze bardziej niepewne. A jednak musz� si� przystosowa�. Przecie� znios�em ju� tyle przeciwno�ci losu!
Sp�dzi�em wiele czasu chory, obola�y i w gor�czce; ci�gle czym� zaj�ty, aby nie umrze� z g�odu; nie b�d�c w stanie pisa� (z powodu tej drogiej mi urazy, kt�r� zawdzi�czam ludziom).
W pierwszych dniach mego pobytu w spi�arni muzeum by�y pewne zapasy. Z m�ki, wody i soli przyrz�dzi�em sobie w zwyk�ym palenisku co� w rodzaju niejadalnego chleba. Bardzo szybko zjad�em m�k� z worka, na surowo (popijaj�c wod�). Wszystko si� sko�czy�o: nawet zepsute baranie ozory i nawet zapa�ki (przy zu�yciu trzech sztuk dziennie). O ile� bardziej od nas byli posuni�ci w rozwoju wynalazcy ognia! Pracowa�em mozolnie, by w ci�gu nie ko�cz�cej si� ilo�ci dni sporz�dzi� pu�apk�; kiedy ju� zacz�a funkcjonowa�, mog�em jada� okrwawione i s�odkawe ptaki. Kontynuowa�em r�wnie� tradycje pustelnik�w; jad�em korzenie. B�l, jaka� wilgotna i przera�aj�ca blado��, drgawki, kt�re pozostawia�y mnie bez zmys��w, niespodziewane l�ki i senne widziad�a nauczy�y mnie rozpoznawa� najbardziej truj�ce gatunki ro�lin.*[* Niew�tpliwie przebywa� u st�p palm obwieszonych kokosami. Nie wspomina o nich. Czy�by nie m�g� ich dostrzec? A mo�e toczone przez zaraz� drzewa nie rodzi�y owoc�w?]
Jestem rozdra�niony: nie mam narz�dzi; teren jest niezdrowy i nieprzyjazny. Ale kilka miesi�cy temu moje obecne �ycie wydawa�oby mi si� nadmiernym rajem.
Za dnia przyp�ywy nie s� tak gro�ne ani regularne. Czasem unosz� pokryte li��mi ga��zie, kt�re podk�adam sobie do snu, a wtedy budz� si� w morzu nasyconym b�otnist� wod� bagien.
Do cel�w �owieckich pozostaj� popo�udnia; rankiem siedz� do pasa w wodzie; ruchy sprawiaj� mi trudno��, jakby zanurzona cz�� cia�a by�a bardzo wielka; za to mniej jest jaszczurek i w�y, bo moskit�w nie brak tu przez ca�y dzie� i ca�y rok.
Narz�dzia s� w muzeum. Chc� zdoby� si� na odwag�, podj�� wypraw� i odzyska� je. By� mo�e b�dzie to zbyteczne: ci ludzie znikn�, mo�e tylko mia�em halucynacje.
��dka zosta�a poza moim zasi�giem, na pla�y od wschodu. Nie trac� wiele; �wiadomo��, �e nie jestem wi�niem, �e mog� odp�yn�� z wyspy; ale czy m�g�bym kiedy� odp�yn��? Znam piek�o, jakie zawiera w sobie ta ��dka. Przyp�yn��em tu a� z Rabaul. Nie mia�em wody do picia ani kapelusza. P�yn�cemu o wios�ach morze wydaje si� nie do przebycia. Zm�czenie i udar s�oneczny by�y silniejsze od mojego cia�a. Pogr��y�y mnie w rozognionej chorobie i nieustannych majaczeniach.
Ca�e szcz�cie, �e teraz odr�niam ju� jadalne korzenie. Zdo�a�em uporz�dkowa� rozk�ad dnia w ten spos�b, �e po wykonaniu wszystkich prac zostaje mi jeszcze troch� czasu dla odpoczynku. W takich momentach czuj� si� wolny i szcz�liwy.
Wczoraj oci�ga�em si�; dzi� pracowa�em bez przerwy, a mimo to zostano mi jeszcze co� na jutro; kiedy mam tyle pracy, kobieta z popo�udni nie zaprz�ta mi uwagi.
Wczoraj rano morze zala�o przybrze�ne po�acie. Nigdy nie widzia�em przyp�ywu o takiej sile. Wzrasta� jeszcze wtedy, gdy zacz�o pada� (ulewy s� tu rzadkie, ale pot�ne, z wichur�). Musia�em szuka� schronienia.
Poch�oni�ty g�adzizn� stoku, nieustannymi uderzeniami deszczu, wiatru i ga��zi, wspi��em si� na wzg�rze. Przysz�o mi na my�l schroni� si� w kaplicy (w najrzadziej ucz�szczanym miejscu wyspy).
Znalaz�em si� w pomieszczeniach przeznaczonych dla kap�an�w, by mieli gdzie zje�� �niadanie i przebra� si� (w�r�d zamieszkuj�cych muzeum nie widzia�em �adnego ksi�dza ani pastora), i ni st�d, ni zow�d ujrza�em dwie osoby, tak brutalnie obecne, jakby nie przysz�y tam, a pojawi�y si�, jakby pojawi�y si� wy��cznie w moich oczach albo w wyobra�ni... Ukry�em si� - bezmy�lnie i niezaradnie - pod o�tarzem, w�r�d czerwonych jedwabi i haft�w. Nie widzieli mnie. A� do tej pory wydaje mi si� to dziwne.
Sp�dzi�em jaki� czas, skurczony, nieruchomy, w niewygodnej pozycji, wygl�daj�c zza jedwabnych zas�on zdobi�cych d� g��wnego o�tarza, z uwag� zwr�con� na oddalaj�ce si� odg�osy burzy, patrz�c na ciemne kopce mrowisk i ruchome �cie�ki mr�wek, na wielkie, jasne i obruszane, p�yty posadzki... Baczny na krople ze �ciany i z dachu, na zalewaj�c� kanaliki wod� i deszcz na pobliskiej �cie�ce, na zmieszane odg�osy burzy, drzew i morza na pla�y, na najbli�sze belki, chcia�em si� odci�� od g�osu lub krok�w kogo�, kto zmierza�by w stron� mej kryj�wki, unikn�� jakiej� nowej nieoczekiwanej zjawy...
W�r�d d�wi�k�w zacz��em odr�nia� fragmenty jakiej� melodii, zwi�z�ej, bardzo odleg�ej... Przesta�em jej s�ucha� i pomy�la�em, �e pojawi�a si� na zasadzie jednej z tych postaci, kt�re - wed�ug Leonarda - ukazuj� si�, gdy patrzymy przez chwil� na plamy wilgoci. Muzyka powr�ci�a, a mnie oczy zasz�y mg��, w ogromnym podnieceniu rozkoszowa�em si� jej harmoni�, zanim znowu nie wpad�em we wszechogarniaj�cy l�k.
Po pewnej chwili podszed�em do okna. Woda na szybie - taka bia�a i pozbawiona po�ysku, a tak pos�pnie ciemna w powietrzu - ledwie pozwala�a co� dojrze�... Dozna�em tak wielkiego zaskoczenia, �e nie my�l�c o ostro�no�ciach wyjrza�em przez uchylone drzwi.
Tu chyba musz� mieszka� ofiary snobizmu (albo pensjonariusze jakiego� - opuszczonego domu wariat�w). Oto bez widz�w - albo to ja jestem ju� od pocz�tku przewidzian� publiczno�ci� - sil�c si� na oryginalno�� wykraczaj� poza granice zno�nej niewygody i igraj� ze �mierci�. I wszystko to jest prawd�, a nie wytworem moich uprzedze�... Wyci�gn�li patefon, kt�ry by� w zielonym pokoju s�siaduj�cym z salonem-akwarium; kobiety i m�czy�ni siedzieli na �awkach albo na trawie, rozmawiali, s�uchali muzyki i ta�czyli w�r�d nawa�nic wody i wiatru gro��cych wyrwaniem wszystkich drzew.
***
Kobieta w chusteczce wydaje mi si� teraz czym� niezb�dnym. Chyba ca�a ta higiena nieoczekiwania na nic jest troch� �mieszna. Nie oczekiwa� niczego od �ycia, �eby nie ryzykowa� go; podawa� si� za zmar�ego, aby nie umrze�. Wyda�o mi si� to nagle przera�aj�cym, jak�e niespokojnym letargiem; chc�, �eby si� sko�czy�. Po ucieczce i �yciu bez zwa�ania na wyniszczaj�ce mnie zm�czenie, osi�gn��em spok�j; by� mo�e, i� moje decyzje przywr�c� mnie przesz�o�ci lub s�dziom; wol� ju� to ni� ten d�ugi czy�ciec.
Zacz�o si� osiem dni temu. Wtedy w�a�nie odnotowa�em cud pojawienia si� tych os�b; pod wiecz�r dygota�em nie opodal ska� od strony zachodniej. Powiedzia�em sobie, �e wszystko to mia�o pospolity charakter: cyga�ski styl kobiety i moja egocentryczna mi�o�� wieloletniego pustelnika. Wraca�em jeszcze w ci�gu dw�ch popo�udni: kobieta by�a tam nadal; doszed�em do wniosku, �e tylko to by�o cudowne; potem przysz�y nieszcz�sne dni tych rybak�w, kiedy jej nie widzia�em, dni tamtego brodacza, powodzi i odbudowy zniszcze�, jakie poczyni�a. Za to dzi� po po�udniu...
***
Boj� si�; ale jeszcze bardziej jestem z siebie niezadowolony. Teraz musz� liczy� si� z tym, �e lada chwila mog� nadej�� intruzi; je�li si� sp�ni� - malum signum: przyjd� mnie schwyta�. Ukryj� ten dziennik, przygotuj� sobie jakie� wyt�umaczenie i b�d� czeka� ko�o ��dki, zdecydowany podj�� walk�, uciec. A jednak nie przejmuj� si� tymi niebezpiecze�stwami. Martwi� si� bardzo: zaniedba�em sprawy, kt�re mog� na zawsze odci�� mnie od tej kobiety.
Po k�pieli, czysty ale rozkud�any (wskutek wilgotnej brody i w�os�w) poszed�em j� zobaczy�. Przygotowa�em nast�puj�cy plan: b�d� czeka� na ni� przy ska�ach; kobieta nadejdzie i zastanie mnie wpatrzonego w zach�d s�o�ca; zaskoczenie lub prawdopodobna obawa znajd� do�� czasu, by zamieni� si� w ciekawo��, a ta odpowiednio zapocz�tkuje wsp�ln� liturgi� wieczoru; ona zapyta�aby mnie, kim jestem i zostaniemy przyjaci�mi...
Przyszed�em o wiele za p�no. (M�j brak punktualno�ci irytuje mnie. I pomy�le�, �e na forum na�og�w zwanym �wiatem cywilizowanym, w Caracas, by�o to �mudnie wypracowan� ozdob�, jedn� z mych najbardziej osobistych cech!)
Zepsu�em wszystko: patrzy�a na zmierzch, a ja wy�oni�em si� brutalnie spoza kamieni. Brutalnie; ze zje�onym w�osem i widziany z do�u - przera�aj�ce cechy mego wygl�du musia�y by� widoczne szczeg�lnie wyra�nie.
Intruzi zjawi� si� lada chwila. Nie przygotowa�em sobie wyt�umaczenia. Nie boj� si�.
Ta kobieta jest czym� wi�cej ni� podrabian� Cygank�. Przera�a mnie jej odwaga. Nic nie zdradzi�o, �e mnie dostrzeg�a. Nawet mrugni�cie czy lekkie zaskoczenie.
S�o�ce by�o jeszcze ponad horyzontem (nie s�o�ce, zjawa s�o�ca; by�a to chwila, gdy ju� zachodzi�o albo w�a�nie mia�o zachodzi� i wtedy widzisz je tam, gdzie go nie ma). W po�piechu wspina�em si� po kamieniach. Widzia�em j�: kolorowa chustka, z��czone na kolanie r�ce, jej poszerzaj�ce �wiat spojrzenie. M�j oddech stawa� si� coraz szybszy. Ska�y i morze wydawa�y si� dr��ce.
My�la�em o tym i us�ysza�em morze, jego odg�os ruchu i zm�czenia, obok mnie, jakby by�o tu� obok. Uspokoi�em si� troch�. To niemo�liwe, �eby s�ysza�a m�j oddech.
I wtedy, aby op�ni� moment podj�cia rozmowy, odkry�em stare prawo psychologiczne. Wypada�o mi m�wi� z jakiego� wy�szego miejsca, co pozwoli�oby mi spogl�da� na ni� z g�ry. To wywy�szenie w sensie fizycznym mog�oby cz�ciowo zr�wnowa�y� moj� ni�szo��.
Wszed�em na inne ska�y. Wysi�ek pogorszy� m�j stan. Pogorszy�y go tak�e:
po�piech: czu�em si� zobowi�zany porozmawia� z ni� w�a�nie dzi�. Je�li chcia�em unikn�� nieufno�ci z jej strony - z racji ustronnego miejsca i z powodu ciemno�ci - nie mog�em zwleka� ani minuty;
jej widok: mia�a w sobie spok�j wieczoru, ale jaki� ogromny. Jak gdyby pozuj�c jakiemu� niewidzialnemu fotografowi. Ja mia�em go zak��ci�.
Odezwanie si� by�o przedsi�wzi�ciem niepokoj�cym. Nie wiedzia�em, czy wydob�d� z siebie g�os.
Patrzy�em na ni� z ukrycia. Ba�em si�, �e mnie przy�apie na podgl�daniu; pokaza�em si�, chyba zbyt gwa�townie, w zasi�gu jej wzroku, jednak�e spok�j jej piersi pozosta� nie zak��cony; spojrzenie ignorowa�o mnie, jakbym by� niewidzialny.
Nie powstrzyma�em si�.
- Panienko, chcia�bym, �eby pani mnie wys�ucha�a - powiedzia�em z nadziej�, �e nie przystanie na moj� pro�b�, poniewa� by�em tak podekscytowany, �e zapomnia�em, o czym mia�em m�wi�. Wydawa�o mi si�, �e s�owo panienka brzmia�o na tej wyspie �miesznie. Poza tym ca�e zdanie mia�o charakter zbyt rozkazuj�cy (w po��czeniu z nag�ym pojawieniem si�, samotno�ci� i p�n� por� dnia).
Nalega�em:
- Rozumiem, �e pani nie chce...
Nie mog� sobie przypomnie� dok�adnie, co powiedzia�em. By�em prawie nieprzytomny. M�wi�em g�osem opanowanym i cichym, z uk�adno�ci� mog�c� sugerowa� niecne zamiary. Znowu wypsn�a mi si� panienka, zrezygnowa�em ze s��w i patrzy�em na zach�d s�o�ca, licz�c, �e zbli�y nas wsp�lna wizja jego spokoju. Zn�w przem�wi�em. Wysi�ek, by zapanowa� nad sob�, �ciszy� m�j g�os, dwuznaczno�� tonu powi�kszy�a si�. Up�yn�y dalsze minuty ciszy. Nalega�em, prosi�em w spos�b odra�aj�cy. W ko�cu sta�em si� wyj�tkowo �mieszny: dr�a�em i prawie krzycz�c b�aga�em, by obrzuci�a mnie wyzwiskami, �eby mnie wyda�a, ale �eby przesta�a milcze�.
Nie wygl�da�o na to, �e mnie nie s�yszy albo nie dostrzega, wydawa�o si�, �e jej uszy nie s�u�� do s�uchania ani oczy, �eby patrze�.
W pewien spos�b poni�y�a mnie; pokaza�a, �e si� mnie nie boi. By�a ju� noc, kiedy wzi�a torebk� z przyborami do szycia i z wolna ruszy�a ku szczytowi wzg�rza.
Ci ludzie jeszcze nie przyszli mnie szuka�. I chyba nie przyjd� tej nocy. By� mo�e ta kobieta jest r�wnie zagadkowa dla wszystkich i nie opowiedzia�a im o mojej obecno�ci. Noc jest ciemna. Wysp� znam dobrze: nie ba�bym si� nawet wojska, je�li przysz�oby mu szuka� mnie po nocy.
***
Za drugim razem te� jakby mnie nie dostrzeg�a. Nie pope�ni�em �adnego b��du poza tym, �e milcza�em i pozwoli�em zapanowa� ciszy.
Kiedy przysz�a na ska�y, ja podziwia�em zach�d s�o�ca. Sta�a nieruchomo szukaj�c miejsca, �eby roz�o�y� koc. Potem ruszy�a w moim kierunku. Wyci�gn�wszy r�k� m�g�bym jej dotkn��. Ta mo�liwo�� przerazi�a mnie (zupe�nie jakby mi grozi�o, �e dotkn� upiora). W jej oboj�tno�ci wobec mnie by�o co� strasznego. A jednak siadaj�c obok rzuca�a mi wyzwanie i w jaki� spos�b k�ad�a kres oboj�tno�ci. Wyci�gn�a z torby ksi��k�, czyta�a. Wykorzysta�em to zawieszenie broni, a�eby si� uspokoi�.
Potem, gdy zobaczy�em, �e odk�ada ksi��k� i unosi wzrok, pomy�la�em: �za chwil� za��da wyja�nie�. Ale to nie nast�pi�o. Narasta�a nieunikniona cisza. Pojmowa�em niesamowito�� jej trwania; ale bez specjalnego uporu ani te� powodu milcza�em nadal.
�aden z jej towarzyszy nie przyszed� mnie szuka�. By� mo�e nie m�wi�a im o mnie, mo�e obawiali si� mojej znajomo�ci wyspy (i dlatego kobieta wraca dzie� po dniu udaj�c jaki� sentymentalny epizod). Nie dowierzam temu. Got�w jestem widzie� w tym niezwykle subtelny spisek.
Odkry�em w sobie sk�onno�ci przewidywania wy��cznie z�ych nast�pstw. Narasta�o to we mnie w ci�gu trzech czy czterech ostatnich lat. Nie jest to kwestia przypadku; to sprawa dr�cz�ca. Fakt, i� kobieta powraca, blisko��, jakiej szuka, wszystko to wskazywa�oby na jak�� zmian�, zbyt szcz�liw�, bym m�g� j� sobie wyobrazi�... Mo�e zapomnia�em o swojej brodzie, o latach, o policji, od kt�rej tyle wycierpia�em i kt�ra nadal b�dzie mnie �ciga�, niczym skuteczne przekle�stwo. Nie powinienem robi� sobie nadziei. Pisz� to i nachodzi mnie my�l b�d�ca nadziej�. S�dz�, �e nie obrazi�em tej kobiety, ale by� mo�e by�oby stosownym przeprosi� j�. Co robi w takich wypadkach m�czyzna? Przesy�a kwiaty. Ale to �mieszny pomys�... tylko, �e bana�y - zw�aszcza kiedy skromne - s� w stanie zaw�adn�� sercem. Na wyspie jest wiele kwiat�w. W dniu mego przyjazdu by�o jeszcze troch� tych du�ych wok� basenu i muzeum. Z pewno�ci� uda mi si� zrobi� ogr�dek w�r�d traw, kt�re otaczaj� ska�y. Natura jest chyba w stanie dopom�c w zdobyciu kobiecej przychylno�ci. I chyba pomo�e mi po�o�y� kres tej ciszy i rezerwie. To b�dzie m�j ostatni romantyczny �rodek. Nigdy nie ��czy�em barw i prawie nie znam si� na malarstwie... A jednak ufam w mo�no�� podj�cia jakiej� skromnej pracy, kt�ra wyka�e me ogrodnicze zami�owania.
***
Wsta�em o �wicie. Poczu�em, �e cel mego po�wi�cenia wystarcza� dla dokonania prac.
Ogl�da�em kwiaty (w dolnej cz�ci zbocza jest ich ca�e mn�stwo). Narwa�em tych, kt�re wydawa�y mi si� mniej niemi�e. Nawet te o nieokre�lonych kolorach posiadaj� niemal zwierz�c� �ywotno��. Spojrza�em na nie po chwili, aby je uporz�dkowa�, poniewa� ju� nie mie�ci�y mi si� pod pach�: by�y martwe.
Chcia�em odrzuci� m�j projekt, ale przypomnia�em sobie, �e nieco wy�ej, nie opodal muzeum, jest inne miejsce pe�ne kwiat�w... Z racji wczesnej pory wyda�o mi si�, �e nie by�oby ryzykiem p�j�� je obejrze�. Intruzi z pewno�ci� spali.
By�y niewielkie i szorstkie. Zerwa�em ich kilka. Nie wykazywa�y tak okropnego po�piechu umierania.
Ich wady: wielko�� i fakt, �e rosn� w pobli�u muzeum.
Sp�dzi�em prawie ca�y ranek wystawiaj�c si� na widok kogokolwiek, kto mia�by odwag� wsta� przed dziesi�t�. S�dz�, �e ten skromny wym�g kl�ski nie spe�ni� si�. Zaj�ty zbieraniem kwiat�w �ledzi�em muzeum i nie dostrzeg�em �adnego z jego mieszka�c�w; pozwala to przypuszcza�, �e i oni mnie nie widzieli.
Kwiaty s� bardzo ma�e. Chc�c mie� male�ki ogr�dek b�d� ich musia� posadzi� ca�e tysi�ce (tak by�oby pi�kniej i naj�atwiej, ale zachodzi obawa, �e kobieta go nie zauwa�y).
Stara�em si� przygotowa� grz�dki, spulchni� ziemi� (jest twarda, p�askie powierzchnie s� bardzo rozleg�e), zwil�y� j� wod� deszczow�. Kiedy sko�cz� z przygotowaniem gleby, b�d� musia� znale�� wi�cej kwiat�w. Zrobi�, co w mojej mocy, �eby mnie nie zaskoczyli, a przede wszystkim, �eby nie przerwali mi pracy albo nie zobaczyli jej, zanim nie b�dzie gotowa. Zapomnia�em, �e rozw�j ro�lin jest uwarunkowany prawami natury. Nie mog� uwierzy�, aby po tylu niebezpiecze�stwach i takim zm�czeniu kwiaty nie utrzyma�y si� przy �yciu a� do zachodu s�o�ca.
Brak mi poczucia estetyki ogrodowej; niemniej jednak, po�r�d traw i k�p s�omy, efekt mo�e by� wzruszaj�cy. B�dzie to, rzecz jasna, podst�p; dzi� po po�udniu, zgodnie z moim planem, ogr�dek b�dzie schludny i zadbany; jutro natomiast mo�e by� ju� martwy i pozbawiony kwiat�w (je�li b�dzie wiatr).
Wstyd mi troch� przyznawa� si� do mego projektu. Ogromna siedz�ca kobieta, wpatrzona w zach�d s�o�ca, z r�koma obejmuj�cymi kolano; jaki� niewielki m�czyzna, u�o�ony z li�ci, kl�czy przed kobiet� (pod t� postaci� umieszcz� w nawiasie s�owo �JA�).
I b�dzie taki napis:
Subtelna, dziwnie bliska, jak�e tajemnicza
swej �yciodajnej ciszy r�a ci u�ycza
***
Moje zm�czenie to prawie choroba. Odda�bym wszystko, by m�c zdrzemn�� si� pod drzewami do sz�stej po po�udniu. Od�o�� to na p�niej. T� potrzeb� pisania t�umaczy stan moich nerw�w. Pretekst stanowi fakt, i� obecnie moje poczynania przywiod� mnie do jednej z mych trzech przysz�o�ci: towarzystwa kobiety, samotno�ci (czyli �mierci, w stanie kt�rej sp�dzi�em trzy ostatnie lata; odk�d zobaczy�em t� kobiet�, by�oby to niemo�liwo�ci�), okrutnej sprawiedliwo�ci. Do kt�rej? Trudno cokolwiek przewidzie�. A jednak redagowanie i lektura tych pami�tnik�w mo�e dopom�c mi w u�ytecznym przewidywaniu; mo�e pozwoli mi to r�wnie� na w�a�ciwe kszta�towanie przysz�o�ci.
By�em natchnionym tw�rc�; dzie�o pod ka�dym wzgl�dem przewy�sza swego mistrza. Chyba na tym polega ca�y urok: nale�a�o do�o�y� drobiazgowych stara�, pokona� trudno�ci zasadzenia ka�dego kwiatu i uszeregowa� go w stosunku do poprzednich. Z mego miejsca pracy nie potrafi�bym oceni� ca�o�ci dzie�a; by�oby to bez�adne zbiorowisko kwiat�w, trudny do odr�nienia zarys kszta�t�w kobiety.
A jednak dzie�o nie sprawia wra�enia chaotycznego; jest w nim jaka� zadowalaj�ca� staranno��. Nie mog�em spe�ni� mego projektu. Mog�oby si� wydawa�, �e kobieta siedz�ca ze splecionymi na kolanie r�koma nie przyczyni wi�cej trudu ni� kobieta w pozycji stoj�cej. Wykonanie tej pierwszej jest jednak prawie niemo�liwe. Kobieta stoi przodem - g�owa i nogi z profilu - patrz�c na zach�d s�o�ca. Twarz i chustka z fioletowych kwiat�w stanowi� g�ow�. Sk�ra nie wysz�a najlepiej. Nie mog�em zdoby� tego �niadego koloru, kt�ry mnie odpycha i przyci�ga. Suknia jest z niebieskich kwiat�w; ma bia�e brzegi. S�o�ce zosta�o zrobione z tych dziwnych s�onecznik�w, jakie rosn� tutaj. Morze - z tych samych kwiat�w co suknia. Ja jestem z profilu, kl�cz�. Jestem male�ki (jedna trzecia wzrostu kobiety) i zielony, u�o�ony z li�ci.
Zmieni�em napis. Ten pierwszy wyszed� zbyt d�ugi, by wykona� go z kwiat�w. Zast�pi�em go takim:
Na tej wyspie sen �mierci mi odebra�a�
Cieszy�o mnie, �e jestem bezsennym zmar�ym. Z powodu tej satysfakcji zaniedba�em uprzejmo�ci; w tym zdaniu mog�a si� kry� pewna wym�wka. A jednak wr�ci�em do tego pomys�u. S�dz�, �e za�lepi�y mnie: pasja przedstawienia si� jako eks-nieboszczyka i literackie - a mo�e banalne - odkrycie, i� �mier� u boku tej kobiety by�a niemo�liwo�ci�. Warianty pomys�u przera�a�y sw� monotoni�:
Na tej wyspie zmar�ego rozbudzi�a�
Albo:
Teraz ju� nie martwy: teraz - zakochany.
Straci�em ca�y zapa�. Napis z kwiat�w m�wi:
W nie�mia�ym ho�dzie mi�o�ci.
***
Wszystko odby�o si� tak, jak mo�na by�o przewidzie�, najnormalniej, ale w formie nieoczekiwanie �agodnej. Jestem zgubiony. Uprawiaj�c ten ogr�dek pope�ni�em w�ciek�y b��d, niczym Ajaks - albo jaki� inny z Hellen�w, ju� zapomniany - kiedy zarzyna� zwierz�ta; ale w tym przypadku ja sam jestem zarzynanym zwierz�ciem.
Kobieta przysz�a wcze�niej ni� zwykle. Po�o�y�a torb� (z na wp� wystaj�c� z niej ksi��k�) na skale, za� na drugiej, bardziej p�askiej, rozci�gn�a koc. Mia�a na sobie kostium do tenisa; na g�owie chusteczk� prawie fioletow�. Przez chwil� patrzy�a na morze jakby w odr�twieniu; potem wsta�a i posz�a po ksi��k�. Porusza�a si� z t� swobod�, jak� odczuwamy, kiedy jeste�my sami. Przechodzi�a ko�o mojego ogr�dka, tam i z powrotem, ale udawa�a, �e go nie widzi. Nie pragn��em, �eby go zobaczy�a, na odwr�t, kiedy si� pojawi�a, zrozumia�em m� zadziwiaj�c� pomy�k�, cierpia�em nie mog�c unicestwi� dzie�a, przez kt�re na zawsze by�em skazany. Uspokoi�em si� powoli, by� mo�e trac�c �wiadomo��. Kobieta otwar�a ksi��k�, wsun�a d�o� mi�dzy kartki i w dalszym ci�gu patrzy�a na zmierzch. Nie odesz�a, p�ki si� nie �ciemni�o.
Teraz pocieszam si� rozmy�laniami nad moj� kar�. Czy jest zas�u�ona, czy te� nie? Czego mog�em si� spodziewa� po zadedykowaniu jej tego ogr�dka w w�tpliwym gu�cie? S�dz�, bez specjalnego wzburzenia, �e dzie�o nie powinno mnie zgubi�, je�li odnios� si� do� krytycznie. Dla jakiej� wszechwiedz�cej istoty nie jestem cz�owiekiem, kt�rego ten ogr�d napawa�by l�kiem. A jednak ja go stworzy�em.
Chcia�em przez to powiedzie�, �e w tym w�a�nie przejawia si� niebezpiecze�stwo tworzenia, trudno�� posiadania odmiennych, a r�wnowa�nych i jednoczesnych przekona�. Ale czy warto? S�aba pociecha. Nie maj�c innej ucieczki, trwam w tym monologu, kt�ry ju� od tej chwili jest nie do usprawiedliwienia.
Pomimo stanu nerw�w mia�em dzisiaj natchnienie. W momencie gdy zmierzch przygasa� uczestnicz�c w niezm�conym spokoju, wielko�ci tej kobiety. Ten sam b�ogostan czerpa�em potem z nocy; mia�em sen o lunaparku ze �lepymi kobietami, kt�ry odwiedzi�em z Ombrellierim w Kalkucie. Pojawi�a si� ta kobieta i lunapark ust�pi� miejsca florenckiemu pa�acowi, bogatemu i pe�nemu stiuk�w. Wykrzykn��em wzruszony: �jakie� to romantyczne!�, p�aka�em z natchnionego szcz�cia i pychy.
Ale budzi�em si� kilka razy dr�czony brakiem zalet odpowiadaj�cych subtelno�ci tej kobiety. Nie zapomn� tego: zwyci�y�a niesmak, jaki w niej budzi� m�j koszmarny ogr�dek i mi�osiernie udawa�a, �e go nie widzi. Dr�czy�o mnie tak�e s�uchanie Walencji i Herbatki we dwoje, kt�re ha�a�liwy patefon powtarza� a� do wschodu s�o�ca.
Wszystko to, co pisa�em o swoim losie - z nadziej� lub obaw�, �artem czy serio - zadr�cza mnie.
Odczuwam co� niemi�ego. Wydaje mi si�, �e ju� od dawna zdawa�em sobie spraw� z fatalnego zasi�gu moich czyn�w, przy kt�rych trwa�em z tak� bezmy�lno�ci� i uporem... W ten spos�b m�g�bym si� zachowywa� we �nie albo w przyst�pie szale�stwa... Podczas dzisiejszej sjesty przyszed� ten sen, niczym symboliczny i przedwczesny komentarz: rozgrywaj�c parti� krokieta stwierdzi�em, �e jeden z moich ruch�w zabi� cz�owieka. Potem okaza�o si�, w spos�b nieodwracalny, �e to w�a�nie ja by�em tym cz�owiekiem.
A teraz koszmar trwa... Moja pora�ka jest ostateczna i zaczynam ju� streszcza� sny. Chc� si� obudzi� i napotykam na op�r, kt�ry udaremnia otrz��ni�cie si� z najstraszniejszych koszmar�w.
Dzisiaj kobieta chcia�a, abym odczu� jej oboj�tno��. I osi�gn�a to. Ale jej taktyka jest nieludzka. Jestem ofiar�; jednak�e s�dz�, �e oceniam spraw� w