9740

Szczegóły
Tytuł 9740
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9740 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9740 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9740 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE PODRӯ W NIEZNANE PRZE�O�Y�A ANNA POLAK TYTU� ORYGINA�U DESTINATION UNKNOWN ANTONIEMU, kt�ry lubi zagraniczne podr�e tak samo jak ja. ROZDZIA� I Siedz�cy za biurkiem m�czyzna przesun�� ci�ki szklany przycisk do papieru o dziesi�� centymetr�w w prawo. Mia� twarz nie tyle zamy�lon� czy oderwan� od rzeczywisto�ci, co pozbawion� wszelkiego wyrazu. Blado�� jego cery znamionowa�a cz�owieka sp�dzaj�cego wi�kszo�� dnia przy sztucznym �wietle. Wyczuwa�o si� w nim niech�� do opuszczania zamkni�tych pomieszcze�, a biurka i kartoteki uwa�a� pewnie za swe naturalne �rodowisko. Aby dotrze� do jego gabinetu, nale�a�o pokona� sie� d�ugich i kr�tych korytarzy, co jako� dziwnie wydawa�o si� w�a�ciwe i uzasadnione. Trudno by okre�li� jego wiek. Nie wygl�da� ani staro, ani m�odo. W g�adkiej, nie naznaczonej zmarszczkami twarzy tkwi�y oczy, z kt�rych wyziera�o wielkie zm�czenie. Drugi m�czyzna by� starszy. Mia� ciemne w�osy i ma�y, �wojskowy� w�sik. Promieniowa�a z niego jaka� pobudzaj�ca do dzia�ania, nerwowa energia. Nawet teraz nie potrafi� usiedzie� spokojnie, spacerowa� tam i z powrotem, wyrzucaj�c z siebie od czasu do czasu zgry�liwe uwagi. ��Raporty! � w�cieka� si�. � Raporty, raporty, coraz wi�cej raport�w, a wszystko to, psiakrew, funta k�ak�w niewarte! M�czyzna przy biurku patrzy� na le��ce przed nim papiery. Na wierzchu mia�y etykietk� z nag��wkiem: �Betterton, Tomasz Karol�. Za nazwiskiem widnia� znak zapytania. M�czyzna przy biurku pokiwa� z namys�em g�ow�. ��Przestudiowa�e� wszystkie i �aden nie jest nic wart? Starszy cz�owiek wzruszy� ramionami. ��Trudno powiedzie�. M�czyzna za biurkiem westchn��. ��No w�a�nie � rzek�. � W�a�nie o to chodzi. Trudno powiedzie�, rzeczywi�cie! Starszy m�czyzna wybuchn�� z gwa�towno�ci� przywodz�c� na my�l seri� z karabinu maszynowego: ��Raporty z Rzymu, raporty z okolic Tours! Widziano go na Rivierze, zauwa�ono w Antwerpii, z ca�� pewno�ci� zidentyfikowano w Oslo, kto� si� za nim obejrza� w Biarritz, w Strasburgu zwr�ci� na siebie uwag� podejrzanym zachowaniem, na pla�y w Ostendzie pokaza� si� pono� w towarzystwie fantastycznej blondynki, a po Brukseli spacerowa� z chartem na smyczy! Nie widziano go tylko w zoo przytulonego do zebry, ale �miem twierdzi�, �e i to nast�pi! ��Nie znalaz�e� nic szczeg�lnie interesuj�cego, Whartonie? Osobi�cie wi�za�em du�e nadzieje z raportem z Antwerpii, ale doprowadzi� donik�d. Oczywi�cie, teraz� � m�odszy m�czyzna umilk� i zdawa�o si�, �e zapad� w letarg. Zaraz jednak doda� tajemniczo: � Tak, prawdopodobnie� a jednak� zastanawiam si�. Pu�kownik Wharton przysiad� nagle na por�czy krzes�a. ��A przecie� musimy to rozgry�� � rzek� z naciskiem. � Musimy zburzy� ten mur r�nych , jak�, �dlaczego� i �gdzie�. Nie mo�emy traci� prawie co miesi�c jednego naiwnego naukowca, nie maj�c poj�cia, jak znikaj�, dlaczego i gdzie! Tam, gdzie my�limy, czy te� nie? Zawsze uwa�ali�my to za co� oczywistego, ale teraz nie jestem pewien. Czyta�e� ten materia� o Bettertonie przys�any z Ameryki? M�czyzna za biurkiem kiwn�� g�ow�. ��Zwyk�e prolewicowe sk�onno�ci. Wtedy przejawiali je wszyscy. Nic, co mog�oby �wiadczy� o utrwalonych pogl�dach, w ka�dym razie na nic takiego nie natrafiono. Podobno mia� jakie� osi�gni�cia naukowe przed wojn�, ale nie by�o to nic spektakularnego. Kiedy Mannheim uciek� z Niemiec, przydzielono mu Bettertona do pomocy. Sko�czy�o si� to ma��e�stwem z c�rk� profesora. Po �mierci Mannheima kontynuowa� do�wiadczenia i �wietnie sobie radzi�. Zdoby� s�aw� odkrywaj�� proces rozszczepienia atomu przy zerowej energii, czyli w skr�cie ZE. By�o to odkrycie genialne, kt�re ca�kowicie zrewolucjonizowa�o nauk�. Betterton znalaz� si� na szczycie. Rokowano mu b�yskotliw� karier�, ale jego �ona zmar�a nied�ugo po �lubie, i to go za�ama�o. Przyjecha� do Anglii. Przez ostatnich osiemna�cie miesi�cy przebywa� w Harwell. P� roku temu o�eni� si� ponownie. ��Mo�e tu si� co� kryje? � zapyta� gwa�townie Wharton. Jego rozm�wca potrz�sn�� g�ow�. ��Nic na to nie wskazuje. Ona jest c�rk� miejscowego prawnika. Przed �lubem pracowa�a w firmie ubezpieczeniowej. Nie stwierdzono, by mia�a jakiekolwiek powi�zania polityczne. ��Rozszczepienie ZE � powiedzia� pu�kownik Wharton ponuro i z niesmakiem. � Te nowoczesne terminy strasznie mnie denerwuj�. Jestem cz�owiekiem starej daty. Nigdy nawet nie widzia�em moleku�y, a teraz okazuje si�, �e mog� wysadzi� w powietrze wszech�wiat! Bomba atomowa, rozszczepienie nuklearne, rozszczepienie ZE i ca�a ta reszta! A Betterton by� jednym z tych szale�c�w! Co m�wi� o nim w Harwell? ���e to mi�y facet. Je�li chodzi o prac�, nie zajmowa� si� niczym niezwyk�ym czy specjalnie godnym uwagi. Po prostu opracowywa� kolejne warianty praktycznego zastosowania ZE. Obydwaj milczeli przez chwil�. Rozmowa si� nie klei�a, przypomina�a niemal automatyczne przerzucanie si� zdaniami. Przed nimi le�a� stos raport�w, z kt�rych nic nie wynika�o. ��Oczywi�cie od przyjazdu tutaj znajdowa� si� pod �cis�� obserwacj� � zauwa�y� Wharton. ��Tak, wszystko by�o jak trzeba. ��Osiemna�cie miesi�cy� � rzek� pu�kownik z namys�em. � To ich za�amuje, wiesz. �rodki ostro�no�ci. Przebywanie ca�y czas jakby w okularze mikroskopu. �ycie jak w klasztornej celi. Staj� si� nerwowi, prawie nienormalni. Widywa�em to nieraz. Zaczynaj� marzy� o idealnym �wiecie, o wolno�ci i braterstwie, o pracy dla dobra ludzko�ci! W takim w�a�nie momencie ci, kt�rych mo�na by nazwa� zaka�ami rodzaju ludzkiego, dostrzegaj� swoj� szans� i wykorzystuj� j�! � Potar� nos. � Nikt nie jest tak �atwowierny jak naukowcy. Wszystkie pozory na to wskazuj�. Nie bardzo wiem, dlaczego. Zm�czona twarz rozm�wcy rozja�ni�a si� u�miechem. ��O, tak � wtr�ci�. � To prawda. My�l�, �e wiedz�, rozumiesz. To zawsze bywa niebezpieczne. My jeste�my inni. Pokorni. Nie zamierzamy zbawi� �wiata. Sklejamy pot�uczone kawa�ki i usuwamy poprzeczki blokuj�ce drog� innym. � B�bni� palcami po biurku. � Gdybym tylko wiedzia� co� wi�cej o Bettertonie � ci�gn��. � Nie chodzi mi o jego �yciorys czy dzia�alno��, ale drobne codzienne sprawy, kt�re tyle mog� wyja�ni�. Z jakich dowcip�w si� �mia�, kiedy kl��, jakich ludzi podziwia�, a jacy go irytowali? Wharton popatrzy� na niego z zaciekawieniem. ��A jego �ona? Rozmawia�e� z ni�? ��Kilka razy. ��Nie potrafi�a ci pom�c? M�czyzna za biurkiem wzruszy� ramionami. ��Jak dot�d, nie. ��My�lisz, �e co� wie? ��Nie przyznaje si� do tego, oczywi�cie. Stereotypowe reakcje: zmartwienie, przygn�bienie, rozpaczliwy niepok�j, �adnych podejrze�, �ycie m�a absolutnie normalne, bez stres�w i tak dalej, i tak dalej. Ona s�dzi, �e go porwano. ��A ty jej nie wierzysz? ��Ja jestem u�omny � odpar� gorzko m�czyzna za biurkiem. � Nigdy nikomu nie wierz�. ��C� � rzek� Wharton powoli � musimy mie� oczy szeroko otwarte. Jaka ona jest? ��Zwyczajna kobieta, jak te, kt�re spotykasz ka�dego dnia przy bryd�u. Wharton kiwn�� g�ow� ze zrozumieniem. ��To jeszcze bardziej wszystko utrudnia � zauwa�y�. ��Ona w�a�nie czeka na spotkanie ze mn�. Raz jeszcze przekopiemy si� przez wszystko od pocz�tku. ��To jedyny spos�b � zgodzi� si� Wharton. � Ja jednak nie nadaj� si� do tego. Nie mam cierpliwo�ci. � Wsta�. � No, nie przeszkadzam ci d�u�ej � oznajmi�. � Nie posun�li�my si� zbytnio do przodu, prawda? ��Niestety nie. M�g�by� raz jeszcze sprawdzi� ten raport z Oslo? Wharton kiwn�� g�ow� i wyszed�. M�czyzna za biurkiem uj�� s�uchawk� wewn�trznego telefonu i powiedzia�: ��Przyjm� teraz pani� Betterton. Prosz� j� wpu�ci�. Siedzia�, wpatruj�c si� w przestrze�, dop�ki nie us�ysza� pukania. Pani Betterton by�a wysok� kobiet� w wieku oko�o dwudziesta siedmiu lat. Najbardziej rzuca�a si� w oczy wspania�a obfito�� kasztanowych w�os�w, przy kt�rej sama twarz zdawa�a si� prawie bez znaczenia. Mia�a niebieskozielone oczy i jasne rz�sy, typowe dla rudow�osych. Zauwa�y�, �e nie malowa�a si�. Witaj�c j� i zapraszaj�c do zaj�cia wygodnego krzes�a przy biurku, rozwa�a� jednocze�nie, czy to co� znaczy. By� sk�onny wierzy�, �e pani Betterton ma do powiedzenia du�o wi�cej, ni� si� do tego przyznaje. Wiedzia� z do�wiadczenia, �e kobiety pogr��one w rozpaczy nie zaniedbuj� makija�u. �wiadome spustosze�, jakie b�l czyni na ich twarzach, staraj� si� je ukrywa�. Zastanawia� si�, czy pani Betterton celowo zrezygnowa�a z makija�u, by lepiej odegra� rol� �ony, kt�ra w zmartwieniu nie przywi�zuje wagi do swego wygl�du. Odezwa�a si�, z trudem �api�c oddech: ��Och, panie Jessop, obudzi� pan we mnie nadziej� Czy s� jakie� wiadomo�ci? Potrz�sn�� �agodnie g�ow�. ��Przykro mi, �e musia�em pani� fatygowa�, ale chc� jeszcze raz zada� pani kilka pyta�. Obawiam si�, �e nie mamy jeszcze nic konkretnego. Oliwi� Betterton odpowiedzia�a tylko: ��Wiem. Napisa� pan to w li�cie. Ale my�la�am, �e� od tego czasu� och! Cieszy�am si�, �e mog� tu przyj��. Siedzenie w domu, czekanie i rozmy�lanie o tym wszystkim jest nie do zniesienia. I �wiadomo��, �e nic nie mo�na zrobi�! Cz�owiek o nazwisku Jessop stara� siej� uspokoi�: ��Prosz� mi nie mie� za z�e, pani Betterton, �e ci�gle zadaj� te same pytania, czepiam si� tego samego. Widzi pani, zawsze istnieje mo�liwo��, �e ujawni si� jaki� szczeg�, co�, o czym nie pomy�la�a pani wcze�niej albo co nie wydawa�o si� pani godne wzmianki. ��Tak. Tak, rozumiem. Prosz� pyta�. ��Ostatni raz widzia�a pani m�a dwudziestego trzeciego sierpnia? ��Tak. ��Tego dnia wyjecha� z Anglii na konferencj� do Pary�a? ��Tak. Jessop nagle si� zdecydowa�: ��Uczestniczy� w dw�ch pierwszych dniach konferencji. Trzeciego si� nie pokaza�. Wiemy, �e wspomnia� jednemu z koleg�w, �e wybiera si� na rejs bateau mouche. ��Bateau mouche? Co to jest bateau mouche? Jessop u�miechn�� si�. ��To rodzaj spacerowych stateczk�w kursuj�cych po Sekwanie. � Popatrzy� na ni� ostro. � Czy to wydaje si� pani dziwne? � Nietypowe dla m�a? ��Chyba tak � odpar�a niepewnie. � Wydaje mi si�, �e temat konferencji mocno go interesowa�. ��Mo�liwe. Ale przedmiotem dyskusji by�y tego dnia problemy do�� odleg�e od jego specjalno�ci, wi�c m�g� zrobi� sobie wolny dzie�. Ale nie spodziewa�aby si� pani po nim takiego zachowania? Potrz�sn�a g�ow�. ��Nie wr�ci� wieczorem do hotelu � ci�gn�� Jessop. � Nie stwierdzono, by przekroczy� granic�, a w ka�dym razie nie z w�asnym paszportem. Czy my�li pani, �e m�g� mie� drugi paszport na inne nazwisko? ��Och, nie, po co? Przygl�da� si� jej uwa�nie. ��Nigdy nie zauwa�y�a pani, by posiada� co� takiego? Jeszcze raz gwa�townie zaprzeczy�a: ��Nie, i nie wierz� w to. Nie wierz� ani przez chwil�. Nie wierz�, �e zaplanowa� wyjazd, co pr�buje mi pan zasugerowa�. Co� musia�o si� sta� mo�e straci� pami��. ��Stan jego zdrowia by� dobry? ��Tak. Du�o pracowa� i czasami bywa� zm�czony, ale nic poza tym. ��Mo�e czym� si� martwi�? By� w depresji? ��Niczym si� nie martwi�! � Dr��cymi palcami otworzy�a torebk� i wyj�a chusteczk�. � To takie straszne. � Jej g�os r�wnie� dr�a�. � Nie mog� w to uwierzy�. Nie wyjecha�by nigdzie, nie daj�c mi zna�. Co� mu si� sta�o. Porwano go lub napadni�to. Pr�buje o tym nie my�le�, ale chwilami czuj�, �e to okrutna prawda. On nie �yje. ��Ale�, pani Betterton� Prosz� Nie ma jeszcze powod�w do takich przypuszcze�. Gdyby nie �y�, do tej pory odnaleziono by cia�o. ��Niekoniecznie. R�nie bywa. M�g� uton�� lub zosta� zepchni�ty w przepa��. Jestem pewna, �e w Pary�u wszystko mo�e si� zdarzy�. ��Zapewniam pani�, �e Pary� to cywilizowane miasto. Odj�a chusteczk� od oczu i popatrzy�a na niego gniewnie. ��Wiem, o czym pan my�li, ale to nieprawda! Tom nie sprzeda�by si� i nie zdradzi� naukowych sekret�w. Nie by� komunist�. Jego �ycie to otwarta ksi�ga. ��Jakie mia� przekonania polityczne? ��W Ameryce by� demokrat�. Tutaj g�osowa� na laburzyst�w. Nie interesowa� si� polityk�. By� przede wszystkim naukowcem. Genialnym naukowcem � powt�rzy�a wyzywaj�co. ��Tak � zgodzi� si� Jessop. � By� genialnym naukowcem. W tym s�k. Mo�liwe, �e zaproponowano mu co� wyj�tkowo atrakcyjnego za opuszczenie kraju i prac� dla kogo� innego. ��Nieprawda. � Znowu by�a w�ciek�a. � To w�a�nie pr�buj� nam wm�wi� gazety. Pan te� tak my�li, zadaj�c mi te pytania. To nieprawda. Nie wyjecha�by, nie m�wi�c mi o tym, nie zostawiaj�c najmniejszej wskaz�wki. ��Nic pani nie powiedzia�? Znowu przygl�da� si� jej przenikliwie. ��Nic. Nie wiem, gdzie przebywa. My�l�, �e go porwano albo jak ju� m�wi�am, �e nie �yje. Ale je�eli nie �yje, musz� zna� prawd�, i to jak najszybciej. Nie potrafi� tak �y�, czekaj�c i wci�� my�l�c. Nie mog� ani je��, ani spa�. Jestem chora z niepokoju. Czy nie mo�e mi pan pom�c? Czy nic nie mo�e pan zrobi�? Podni�s� si� i okr��y� biurko. Rzek� cicho: ��Przykro mi, pani Betterton, bardzo mi przykro. Zapewniam pani�, �e robimy wszystko, co w naszej mocy. Codziennie dostajemy raporty z rozmaitych miejsc. ��Raporty, sk�d? � zapyta�a ostro. � Co w nich jest? Potrz�sn�� g�ow�. ��Trzeba je uwa�nie prze�ledzi�, posprawdza�. Ale obawiam si�, �e s� do�� mgliste. ��Musz� wiedzie� � powiedzia�a roztrz�sionym g�osem. � Nie mog� ju� tak �y�. ��Bardzo zale�y pani na m�u? ��Oczywi�cie. Przecie� byli�my ma��e�stwem zaledwie od p� roku. Dopiero od p� roku. ��Tak, wiem. Czy nie by�o, prosz� wybaczy� pytanie, mi�dzy pa�stwem �adnej k��tni? ��Och, nie! ���adnych nieporozumie�? Mo�e inna kobieta? ��Oczywi�cie, �e nie. M�wi�am ju� panu. Pobrali�my si� w kwietniu. ��Prosz� mi wierzy�, nie robi� �adnych sugestii, ale musz� bra� pod uwag� wszystkie mo�liwo�ci, kt�re mog�y doprowadzi� go do takiego posuni�cia. A zatem, nie by� ostatnio zmartwiony, zaniepokojony, nerwowy bardziej ni� zwykle? ��Nie, nie, nie! ��Ludzie, kt�rzy maj� tego typu zaw�d, cz�sto staj� si� nerwowi. �ycie pod sta�� obserwacj�, w�r�d �rodk�w ostro�no�ci prowadzi do stres�w. W�a�ciwie � u�miechn�� si� � to normalne. Nie odwzajemni�a u�miechu. ��Zachowywa� si� normalnie � powt�rzy�a apatycznie. ��Praca dawa�a mu zadowolenie? Rozmawia� o tym z pani�? ��Nie, to wszystko by�o zbyt� techniczne. ��Czy nie s�dzi pani, �e mog�y go niepokoi� destrukcyjne mo�liwo�ci wynalazku? Naukowcy czasem co� takiego odczuwaj�. ��Nigdy mi o tym nie m�wi�. ��Widzi pani � pochyli� si� na biurkiem, trac�c odrobin� swej niewzruszonej oboj�tno�ci � staram si� stworzy� sobie obraz pani m�a. Chc� wiedzie�, jakim by� cz�owiekiem. A pani z jakiego� powodu nie chce mi w tym pom�c. ��Ale� co mog� jeszcze zrobi�? Odpowiedzia�am na wszystkie pa�skie pytania. ��Tak, odpowiedzia�a pani. G��wnie negatywnie. Potrzebuj� czego� pozytywnego, konstruktywnego. Rozumie pani, co mam na my�li? �atwiej jest szuka� cz�owieka, kiedy si� go zna. Zamy�li�a si� na moment. ��Rozumiem. W ka�dym razie tak mi si� wydaje. C�, Tom by� weso�y i zr�wnowa�ony. I oczywi�cie bardzo inteligentny. Jessop u�miechn�� si�. ��Same zalety! Spr�bujmy znale�� co� bardziej osobistego. Czy du�o czyta�? ��Tak, do�� du�o. ��Jakiego rodzaju ksi��ki? ��Biografie. Pozycje rekomendowane przez Towarzystwo Mi�o�nik�w Ksi��ek. Kiedy by� zm�czony � krymina�y. ��Raczej konwencjonalny czytelnik. �adnych specjalnych upodoba�? Grywa� mo�e w karty lub szachy? ��W bryd�a. Zwykle grywali�my z doktorem Evansem i jego �on� raz lub dwa razy w tygodniu. ��Czy mia� wielu przyjaci�? ��O tak, by� bardzo towarzyski. ��Nie o to mi chodzi. Czy nale�a� do ludzi, kt�rym zale�y na przyja�ni? ��Grywa� w golfa z jednym czy dwoma naszymi s�siadami. ��Wiec nie mia� bliskich, serdecznych przyjaci�? ��Nie. Widzi pan, przebywa� d�ugo w Stanach, a urodzi� si� w Kanadzie. Nie zna� tu zbyt wielu os�b. Jessop spojrza� na karteczk� przy swoim �okciu. ��Ostatnio odwiedzi�y go trzy osoby ze Stan�w. Mam tu ich nazwiska. Z tego, co wiemy, to jedyni ludzie z zewn�trz, z kt�rymi si� kontaktowa�. Dlatego zajmujemy si� nimi ze szczeg�ln� uwag�. Po pierwsze, Walter Griffiths. Odwiedzi� pa�stwa w Harwell. ��Tak. Przebywa� akurat w Anglii i przyjecha� zobaczy� si� z Tomem. ��Jaka by�a reakcja pani m�a? ��Tom by� zaskoczony, ale bardzo zadowolony ze spotkania. Znali si� bardzo dobrze w Stanach. ��Spodoba� si� pani? Prosz� go opisa�. ��Jestem przekonana, �e wie pan o nim wszystko. ��Owszem. Wiem wszystko. Ale chc� us�ysze�, co pani o nim s�dzi? Zamy�li�a si� na chwil�. ��C�, by� powa�ny i raczej gadatliwy. Bardzo uprzejmy w stosunku do mnie. Wygl�da�o na to, �e lubi Toma i koniecznie chce mu opowiedzie� o wszystkim,, co si� dzia�o po jego wyje�dzie do Anglii. My�l�, �e by�y to lokalne plotki. Nie interesowa�am si� nimi, bo nie znam ludzi, kt�rych dotyczy�y. Zreszt� podczas tych wspomnie� przygotowywa�am obiad. ��Nie rozmawiali o polityce? ��Chce si� pan dowiedzie�, czy jest komunist�? � Twarz Oliwii Betterton okry�a si� rumie�cem. � Jestem pewna, �e nie. Pracuje dla rz�du� chyba w okr�gowym biurze adwokackim. Zreszt� kiedy Tom rzuci� �artem uwag� o polowaniach na czarownice w Stanach, Griffiths powiedzia� powa�nie, �e my tego nie rozumiemy. I �e to by�o konieczne. Widzi pan wi�c, �e nie jest komunist�. ��Pani Betterton, prosz� si� nie denerwowa�. ��Tom nie by� komunist�! Ci�gle to powtarzam, a pan mi nie wierzy. ��Ale� wierz�, ale musz� wraca� do tego tematu. Teraz drugi przybysz z zagranicy, doktor Mark Lucas. Spotkali go pa�stwo przypadkiem w Londynie w restauracji hotelu �Dorset�. ��Tak, poszli�my na rewi�, a potem jedli�my kolacj� w �Dorset�. Nagle ten pan, Luke czy Lucas, podszed� i przy wita� si� z Tomem. Jest, jak mi si� wydaje, chemikiem i ostatni raz widzia� si� z Tomem w Stanach. To niemiecki uchod�ca, kt�ry przyj�� obywatelstwo ameryka�skie. Ale na pewno� ��Ale na pewno to wiem, tak? Tak, pani Betterton, wiem. Czy pani m�� by� zaskoczony tym spotkaniem? ��Tak, bardzo. ��A ucieszy� si�? ��Tak� chyba tak. ��Ale nie jest pani pewna? � nalega�. ��C�, Tom powiedzia� p�niej, �e za nim nie przepada, to � wszystko. ��To by�o tylko przypadkowe spotkanie? Panowie nie um�wili si� na inny dzie�? ��Nie, tylko przypadkowe spotkanie. ��Rozumiem. Trzeci� osob� z zagranicy by�a kobieta, pani Carol Speeder, r�wnie� ze Stan�w. Jak do tego dosz�o? ��Ona ma jakie� powi�zania z ONZ. Zna�a Toma w Ameryce, wi�c kiedy przyjecha�a do Londynu, zadzwoni�a do niego i zapyta�a, czy nie zjedliby�my z ni� lunchu kt�rego� dnia. ��Spotkali si� z ni� pa�stwo? ��Nie. ��Pani nie, ale pani m�� tak! ��Co? � wykrzykn�a zaskoczona. ��Nie powiedzia� pani? ��Nic o tym nie wiem. Oliwi� Betterton wygl�da�a na zbit� z tropu i zaniepokojon�. Przes�uchuj�cemu j� m�czy�nie zrobi�o si� jej troch� �al, ale nie ust�powa�. �Nareszcie co� drgn�o� � my�la�. ��Nie rozumiem � powiedzia�a niepewnie. � To dziwne, �e si� nie przyzna�. ��Jedli razem lunch w �Dorset�, gdzie pani Speeder zatrzyma�a si� podczas pobytu w Londynie. By�o to w �rod� dwunastego sierpnia. ��Dwunastego sierpnia? ��Tak. ��By� wtedy w Londynie� Nigdy mi nie wspomina� o� � G�os si� jej za�ama�. Nagle rzuci�a pytanie: � Jaka ona jest? Uspokoi� j� szybko: ��Niezbyt osza�amiaj�ca. Typ znaj�cej si� na rzeczy, robi�cej karier� kobiety. Ma oko�o trzydziestki, nie jest specjalnie �adna. Nic absolutnie nie wskazuje na za�y�e stosunki z pani m�em. Dlatego dziwi mnie, �e nie powiedzia� pani o tym spotkaniu. ��Tak, tak, rozumiem. ��Teraz prosz� si� zastanowi�, pani Betterton. Czy od tego momentu zauwa�y�a pani jak�� zmian� w m�u? Powiedzmy, w po�owie sierpnia? To by�o oko�o tygodnia przed konferencj�. ��Nie� nie, nic nie zauwa�y�am. Nic godnego uwagi. Jessop westchn��. Telefon na biurku zabrz�cza� cicho. Jessop podni�s� s�uchawk�. ��Tak? G�os po drugiej stronie powiedzia�: ��Jest tu m�czyzna, kt�ry chce si� widzie� z kim�, kto zajmuje si� spraw� Bettertona. ��Jak si� nazywa? G�os po drugiej stronie zakaszla� dyskretnie. ��C�, nie jestem pewien, jak to si� wymawia, panie Jessop. Mo�e przeliteruj�? ��Dobrze. S�ucham � Zapisywa� na kartce kolejne litery nazwiska. � Polak? � zapyta� w ko�cu. ��Nie wiem. Dobrze m�wi po angielsku, ale ma obcy akcent. ��Prosz� mu powiedzie�, �eby zaczeka�. Jessop od�o�y� s�uchawk�. Potem popatrzy� na Oliwi� Betterton. Siedzia�a cicho. By�a w niej rozbrajaj�ca beznadziejna potulno��. Wyrwa� kartk� z notatnika i pokaza� jej to, co przed chwil� zapisa�. ��Zna pani kogo� o tym nazwisku? Jej oczy rozszerzy�y si�. Przez chwil� my�la�, �e si� czego� przestraszy�a. ��Tak � odpowiedzia�a. � Znam. Dosta�am od niego list. ��Kiedy? ��Wczoraj. Jest kuzynem pierwszej �ony Toma. W�a�nie przyjecha� do Anglii. Bardzo si� przej�� zagini�ciem m�a. Pyta�, czy nie mam informacji� Chcia� przekaza� wyrazy wsp�czucia. ��Nigdy wcze�niej pani o nim nie s�ysza�a? Potrz�sn�a g�ow�. ��M�� nigdy o nim nie m�wi�? ��Nie. ��A mo�e to wcale nie jest kuzyn pierwszej �ony pani m�a? ��C�, nie wiem. Nigdy wcze�niej o tym nie pomy�la�am. � Pytanie wstrz�sn�o ni�. � Pierwsza �ona Toma by�a cudzoziemk�. To c�rka profesora Mannheima. Wydaje mi si�, �e ten cz�owiek wie wszystko o niej i o Tomie. Jego list by� bardzo formalny i� taki �cudzoziemski�, rozumie pan? Chyba by� autentyczny. A zreszt� jaki mia�oby to sens i cel, gdyby nie by� autentyczny? ��To nas w�a�nie interesuje. � Jessop u�miechn�� si� lekko. � Mamy tu tyle tego rodzaju spraw, �e mo�e zaczynamy wyolbrzymia� wszystkie detale. ��Chyba tak. � Nagle wzdrygn�a si� jakby z zimna. � Przypomina to pa�ski gabinet w �rodku labiryntu korytarzy. Zupe�nie jak we �nie, w kt�rym cz�owiek boi si�, �e nie znajdzie wyj�cia. .. ��Tak, tak, rozumiem, �e u niekt�rych mo�e wywo�ywa� objawy klaustrofobii � zgodzi� si� Jessop. Oliwi� Betterton odgarn�a w�osy z czo�a. ��Nie wytrzymam d�u�ej � powiedzia�a. � Tego siedzenia i czekania. Chc� wyjecha� i odpocz��. Najch�tniej za granic�, gdzie�, gdzie reporterzy nie b�d� do mnie w k�ko dzwonili, a ludzie nie b�d� si� za mn� ogl�da� na ulicy. Ci�gle spotykam znajomych, kt�rzy pytaj� o nowiny. � Przerwa�a na chwil�. � My�l� my�l�, �e jestem bliska za�amania. Pr�bowa�am by� dzielna, ale to zbyt trudne. M�j lekarz te� tak uwa�a. Twierdzi, �e powinnam wyjecha� na trzy, cztery tygodnie. Mam z sob� jego list. Poka�� panu. Pogrzeba�a w torebce, wyj�a kopert� i poda�a j� Jessopowi. ��Prosz�, niech pan sam zobaczy. Jessop wyj�� list i przeczyta� go. ��Tak � powiedzia�. � Rozumiem. Schowa� go z powrotem do koperty. ��Czy� b�d� mog�a wyjecha�? � W jej oczach wida� by�o napi�cie. ��Ale� oczywi�cie, pani Betterton � odpar� i uni�s� brwi w zdumieniu. � Czemu nie? ��My�la�am, �e mo�e si� pan sprzeciwi�. ��Sprzeciwi� Dlaczego? To wy��cznie pani sprawa. Prosz� tylko zostawi� wiadomo��, jak mam si� z pani� skontaktowa�, w razie gdybym zdoby� jakie� nowe informacje. ��Tak, oczywi�cie. ��Dok�d chce si� pani wybra�? ��Gdzie�, gdzie nie spotkam zbyt wielu Anglik�w. Hiszpania lub Maroko. ���wietnie. Jestem pewien, �e dobrze to pani zrobi. ��Dzi�kuj�. Dzi�kuj� panu bardzo. Podnios�a si�, podniecona i nadal wyra�nie zdenerwowana. Jessop wsta� r�wnie� i u�cisn�� jej d�o�. Nacisn�� guzik i poprosi� go�ca, by j� wyprowadzi�. Po chwili ponownie usiad� za biurkiem. Przez kilka chwil jego twarz, jak uprzednio, pozostawa�a bez wyrazu, potem bardzo powoli rozja�ni�a si� w u�miechu. Podni�s� s�uchawk�. ��Przyjm� teraz majora Glydra � powiedzia�. ROZDZIA� II ��Major Glydr? � Jessop zawaha� si� przy nazwisku. ��Jest trudne, wiem � rzek� go�� ze zrozumieniem. � Pa�scy rodacy nazywali mnie podczas wojny Glider. Teraz postanowi�em w Stanach zmieni� nazwisko na Glyn. Tak jest o wiele wygodniej. ��Przyjecha� pan ze Stan�w? ��Tak, tydzie� temu. Pan Jessop, prawda? ��Jestem Jessop. Rozm�wca popatrzy� na niego z zainteresowaniem. ��S�ysza�em o panu. ��Naprawd�? Od kogo? Major u�miechn�� si�. ��Mo�e posuwamy si� zbyt szybko. Zanim pozwoli mi pan zada� kilka pyta�, przeka�� panu list z ameryka�skiej ambasady. Poda� go z uk�onem. Jessop wzi�� list, przeczyta� kilka linijek uprzejmej rekomendacji i od�o�y� go na biurko. Przyjrza� si� uwa�nie go�ciowi. By� to wysoki m�czyzna oko�o trzydziestki. Mia� wyprostowan� sylwetk� i jasne w�osy, kr�tko ostrzy�one, zgodnie z kontynentaln� mod�. M�wi� wolno, z obc� intonacj�, ale bez b��d�w gramatycznych. Nie okazywa� zdenerwowania czy niepewno�ci. Jessop uzna� to za niezwyk�e. Ludzie, kt�rzy odwiedzali jego gabinet, byli zdenerwowani, podekscytowani lub przestraszeni. Czasami trafiali si� w�r�d nich osobnicy przebiegli, czasem gwa�towni. Ten cz�owiek idealnie panowa� nad sob�. Mia� pokerow� twarz, wiedzia�, co robi i dlaczego. Wida� by�o, �e nie da si� go sk�oni� do powiedzenia wi�cej, ni� zamierza�. Jessop odezwa� si� uprzejmie: ��Czym mog� panu s�u�y�? ��Przyszed�em zapyta�, czy mo�e ma pan jakie� wiadomo�ci o Tomaszu Bettertonie, kt�ry zagin�� niedawno w do�� sensacyjnych okoliczno�ciach. Wiem, oczywi�cie, �e nie mo�na wierzy� gazetom, i dlatego szukam wiarygodnych informacji. Skierowano mnie do pana. ��Przykro mi, ale nie wiemy nic konkretnego. ��My�la�em, �e mo�e wys�ano go za granic� z jak�� misj�. � Zrobi� pauz� i doda� porozumiewawczo: � Wie pan, takie cyt� cyt! ��Drogi panie. � Jessop wygl�da� na ura�onego. � Betterton by� naukowcem, a nie dyplomat� czy tajnym agentem. ��Udzieli� mi pan nagany. A przecie� takie etykietki nie zawsze s� prawdziwe. Chce pan pewnie wiedzie�, dlaczego mnie ta sprawa interesuje. Tomasz Betterton by� ze mn� spowinowacony. ��Tak, jest pan, zdaje si�, siostrze�cem nie�yj�cego profesora Mannheima. ��Ach, ju� pan wie. Jest pan rzeczywi�cie dobrze poinformowany. ��Ludzie przynosz� nam wiadomo�ci � mrukn�� Jessop. � By�a tu �ona Bettertona. M�wi�a mi o panu. Napisa� pan do niej. ��Chcia�em z�o�y� kondolencje i zapyta�, czy nie ma jakich� nowin. ��To bardzo uprzejme z pana strony. ��Moja matka by�a jedyn� siostr� profesora Mannheima. Bardzo si� kochali. Jako dziecko bywa�em cz�sto w domu wuja w Warszawie. Jego c�rka Elza by�a dla mnie jak siostra. Po �mierci rodzic�w zamieszka�em z nimi na sta�e. To by�y szcz�liwe dni. Potem wybuch�a wojna, tragedia, koszmar. Nie chc� o tym m�wi�. M�j wuj i Elza uciekli do Ameryki. Ja dzia�a�em w podziemiu, a po zako�czeniu wojny mia�em pewne zobowi�zania. Odwiedzi�em ich tylko raz, to wszystko, na co mog�em sobie pozwoli�. Nadszed� jednak czas, kiedy moje zobowi�zania wygas�y. Postanowi�em osi��� na sta�e w Stanach. Mia�em nadziej� znale�� si� blisko wuja, kuzynki i jej m�a. Ale, niestety � roz�o�y� r�ce � po dotarciu tam dowiedzia�em si�, �e wuj i kuzynka nie �yj�, a jej m�� wyjecha� z kraju i o�eni� si� ponownie. A wi�c znowu nie mia�em rodziny. Potem przeczyta�em o znikni�ciu znanego naukowca Tomasza Bettertona i przyjecha�em tu, by zobaczy�, co si� da zrobi�. � Tu urwa� i spojrza� pytaj�co na swego rozm�wc�. Wzrok Jessopa by� idealnie oboj�tny. � Dlaczego on znikn��, panie Jessop? ��To w�a�nie chcieliby�my wiedzie�. ��Mo�e pan wie? Jessop dostrzeg� z zaciekawieniem, �e ich role zosta�y zamienione. W tym pokoju on zwyk� zadawa� pytania. Tym razem �ledztwo prowadzi� przybysz. Wci�� u�miechaj�c si� uprzejmie, Jessop odpowiedzia�: ��Zapewniam pana, �e nie. ��Ale co� podejrzewacie? ��Mo�liwe � rzek� Jessop ostro�nie. � Pewne sprawy przebiegaj� zwykle wed�ug okre�lonego wzorca. By�y ju� wcze�niej takie sytuacje. ��Wiem.� Go�� wyliczy� jednym tchem p� tuzina przypadk�w. � Sami naukowcy � doda� znacz�co. ��Tak. ��Zbiegli za �elazn� kurtyn�? ��To tylko jedna z mo�liwo�ci, ale nic pewnego. ��Wyjechali z w�asnej woli? ��Nawet to trudno stwierdzi� � odpar� Jessop. ��My�li pan, �e si� wtr�cam do nie swoich spraw, prawda? ��Och, prosz�! ��Ale� ma pan racj�. Interesuj� si� tym wy��cznie ze wzgl�du na Bettertona. ��Prosz� mi wybaczy� � rzek� Jessop � ale niezupe�nie rozumiem. Przecie� Betterton jest tylko pa�skim powinowatym przez ma��e�stwo z kuzynk�, kt�ra ju� nie �yje. Wcale go pan nie zna. ��Racja. Ale dla nas, Polak�w, rodzina jest bardzo wa�na. Czujemy si� odpowiedzialni za siebie nawzajem. � Wsta� i sk�oni� si� sztywno. � Przepraszam, �e zabra�em panu tyle czasu. Doceniam pa�sk� uprzejmo��. Jessop podni�s� si�. ��Przykro mi, �e nie mo�emy panu pom�c � powiedzia�. � Zapewniam pana, �e sami b��dzimy w ciemno�ciach. Gdybym mia� jakie� wiadomo�ci, gdzie mog� pana szuka�? ��Ambasada ameryka�ska wyr�czy pana. Dzi�kuj�. � Raz jeszcze z�o�y� oficjalny uk�on. Jego rozm�wca nacisn�� brz�czyk. Major Glydr wyszed�. Jessop podni�s� s�uchawk�. ��Prosz� poprosi� pu�kownika Whartona. Kiedy pu�kownik wszed�, Jessop powiedzia�: ��W ko�cu co� si� zaczyna dzia�. ��To znaczy? ��Pani Betterton wybiera si� za granic�. Wharton zagwizda�. ��Chce do��czy� do m�ulka? ��Mam nadziej�, �e tak. Przynios�a list od lekarza. Podobno potrzebuje zupe�nej zmiany otoczenia. ��Nie�le to wygl�da! ��Chocia�, oczywi�cie, mo�e by� prawd� � ostrzeg� go Jessop. ��Nie przekonamy si� o tym siedz�c tutaj � powiedzia� Wharton. ��Nie. Musz� przyzna�, �e odwali�a kawa� dobrej roboty. Nie wypad�a z roli ani na moment. ��Przypuszczam, �e nie wyci�gn��e� z niej nic nowego? ��Jest s�aby �lad. Kobieta nazwiskiem Speeder, z kt�r� Betterton jad� lunch w �Dorset�. ��I co? ��Nie powiedzia� o tym spotkaniu �onie. ��Och! � Wharton zamy�li� si�. � My�lisz, �e to ma jaki� zwi�zek? ��Mo�e mie�. Carol Speeder odpowiada�a kiedy� przed Komisj� do Badania Dzia�alno�ci Antyameryka�skiej. Oczy�ci�a si� z zarzut�w, ale� Mo�liwe, �e rzeczywi�cie by�a w co� zamieszana. To mo�e by� jaki� punkt zaczepienia. Na razie jedyny. ��A co z kontaktami pani Betterton? Nikogo, kto m�g�by nam�wi� jej m�a do wyjazdu za granic�? ���adnych kontakt�w osobistych. Ostatnio dosta�a list od kuzyna pierwszej �ony Bettertona. By� tu przed chwil� i wypytywa� o szczeg�y. ��Jaki jest? ��Nierealny. Poza tym elegancki i poprawny. Wojskowy. Tak, jako osobowo�� jest zadziwiaj�co nierealny. ��My�lisz, �e m�g� da� jej jaki� cynk? ��Mo�liwe. Nie wiem. Jest dla mnie zagadk�. ��Zamierzasz go obserwowa�? Jessop u�miechn�� si�. ��Tak. Nacisn��em brz�czyk dwukrotnie. ��Podst�pny stary paj�k. � Wharton zaraz przeszed� zn�w do rzeczy: � Jak to chcesz zorganizowa�? ��My�l�, �e Janet i reszta jak zwykle. Hiszpania lub Maroko. ��Nie Szwajcaria? ��Nie tym razem. ��Wydaje mi si�, �e Hiszpania i Maroko mog� okaza� si� dla nich trudne do rozgryzienia. ��Nie mo�emy sobie pozwoli� na niedocenianie przeciwnik�w. Wharton z niesmakiem przejecha� paznokciem po stosie raport�w. ��Akurat w tych krajach nikt Bettertona nie widzia� � rzek� zmartwiony. � C�, musimy na to postawi�. M�j Bo�e, je�eli nam si� tym razem nie uda� Jessop odchyli� si� w ty�. ��Od dawna nie mia�em wakacji � powiedzia�. � Zm�czy�a mnie praca biurowa. Mo�liwe, �e wybior� si� za granic� ROZDZIA� III 1 ��Lot numer 108 Air France do Pary�a. T�dy prosz�. Podr�ni zebrani w poczekalni lotniska Heathrow podnie�li si� z miejsc. Hilary Craven uj�a ma�y neseserek z jaszczurczej sk�rki i ruszy�a w �lad za innymi na p�yt� startow�. W por�wnaniu z rozgrzanym powietrzem w poczekalni wiatr wydawa� si� dokuczliwie zimny. Hilary zadr�a�a i starannie otuli�a si� futrem. Wraz z innymi pasa�erami pod��y�a do samolotu. Nareszcie leci! Ucieka od szaro�ci, zimna, zastyg�ej, przyt�aczaj�cej rozpaczy. Ucieka tam, gdzie s�o�ce, b��kitne niebo i nowe �ycie. Zostawia za sob� ca�e brzemi� nieszcz�cia i zawiedzionych nadziei. Wspi�a si� po schodkach i pochylaj�c w wej�ciu g�ow�, przest�pi�a pr�g. Stewardesa odprowadzi�a j� na miejsce. Po raz pierwszy od miesi�cy poczu�a ulg�. B�l, kt�ry ca�y czas przenika� j� nieomal fizycznie, ust�pi�. �Uciekn� � powtarza�a sobie z nadziej�. � Zrobi� to�. Ryk silnik�w i drgania samolotu wprowadzi�y j� w stan podekscytowania. �Jest w tym jaki� dziki �ywio� � pomy�la�a. � Cywilizowana rozpacz to dno. Szaro�� i beznadzieja. Ale teraz � powtarza�a sobie � uciekn�. Samolot sun�� ju� g�adko po pasie startowym. ��Prosz� zapi�� pasy � poleci�a stewardesa. Maszyna zrobi�a p� obrotu i zatrzyma�a si� w oczekiwaniu na sygna�. Hilary my�la�a: �A mo�e si� rozbijemy� Mo�e si� w og�le nie oderwiemy od ziemi� Wtedy nast�pi koniec i to b�dzie najlepsze rozwi�zanie wszystkiego�. Wydawa�o si� jej, �e ju� ca�e wieki tkwi� na pasie. Czekaj�c na sygna� do startu ku wolno�ci, Hilary my�la�a absurdalnie: �Nigdy nie uciekn�, nigdy. Zatrzymaj� mnie tu jak wi�nia�� Ach, wreszcie. Samolot zani�s� si� jeszcze g�o�niejszym rykiem i pomkn�� naprz�d. Szybciej, szybciej, zdawa� si� prze�ciga� przestrze�. Hilary my�la�a: �Nie podniesie si�. Nie da rady� to koniec. Ach, ju� jeste�my nad ziemi�!� Czu�a nie tyle wznoszenie si� maszyny, co oddalanie si�, opadanie ziemi wraz z problemami, z�udzeniami i rozterkami, kt�re odpycha�a od siebie ta niemal �ywa istota, wzbijaj�ca si� dumnie prosto ku ob�okom. Szli ca�y czas w g�r�, okr��aj�c lotnisko. Wygl�da�o jak zabawka. Kreseczki dr�g, male�kie linie kolejowe z zabawkowymi poci�gami. �mieszny dziecinny �wiat, w kt�rym ludzie kochaj�, nienawidz� i �ami� sobie serca. I nic z tego nie liczy si� naprawd�, bo wszyscy s� tacy komiczni, mali � niewa�ni. Nagle znale�li si� nad g�st� mas� bia�oszarych chmur. Pewnie to ju� kana�. Hilary opar�a si� wygodnie i przymkn�a oczy. Ucieka�. Ucieka�. Opu�ci�a Angli�, Nigela i przygn�biaj�cy kopczyk ziemi, kt�ry by� grobem Brendy. Zostawi�a to wszystko za sob�. Otworzy�a oczy i zamkn�a je ponownie z d�ugim westchnieniem. Zasn�a� 2 Kiedy Hilary obudzi�a si�, samolot schodzi� do l�dowania. My�l�c, �e s� w Pary�u, wyprostowa�a si� i si�gn�a po torebk�. Ale to nie by� Pary�. Pojawi�a si� stewardesa i pogodnym tonem do�wiadczonej wychowawczyni, kt�ry tak irytuje niekt�rych podr�nych, poinformowa�a: ��L�dujemy w Beauvais, poniewa� nad Pary�em jest zbyt g�sta mg�a. Ton jej g�osu sugerowa�: �Czy� to nie b�dzie mi�e, dzieci?� Hilary wyjrza�a przez skrawek okna�, ale niewiele mog�a dostrzec. Beauvais r�wnie� ton�o we mgle. Samolot kr��y� jaki� czas nad lotniskiem, wreszcie wyl�dowa�. Pasa�er�w przeprowadzono przez zimn�, mokr� mg�� do obskurnego baraku, w kt�rym sta�o kilka krzese� i d�ugi kontuar. Bliska za�amania Hilary pr�bowa�a si� opanowa�. M�czyzna obok niej mrukn�� pod nosem: ��Stare wojskowe lotnisko. Nie b�dzie tu komfortu. Ale na szcz�cie jeste�my we Francji i na pewno zaraz podadz� jakie� drinki. Jak na zawo�anie pojawi� si� kelner z tac� i zaoferowa� pasa�erom rozmaite trunki dla poprawienia humoru i uprzyjemnienia d�ugiego, irytuj�cego oczekiwania. Min�o kilka godzin, podczas kt�rych nic si� nie dzia�o. Wyl�dowa�o jeszcze kilka samolot�w, kt�re zawr�cono znad Pary�a z powodu mg�y. Wkr�tce ma�e pomieszczenie wype�nia� t�um zmarzni�tych, rozdra�nionych, narzekaj�cych na op�nienie ludzi. Dla Hilary wszystko to mia�o nierealny wymiar. Czu�a si� jak we �nie, kt�ry mi�osiernie chroni�, j� przed rzeczywisto�ci�. To tylko op�nienie, tylko przerwa. Jej podr�, jej ucieczka trwa�a nadal. Nadal odje�d�a�a od tego wszystkiego, d���c do miejsca, gdzie �ycie rozpocznie si� od nowa. Trzyma�a si�. Trzyma�a mimo wyczerpuj�cego czekania. Przetrzyma�a nawet zamieszanie, kt�re wybuch�o, kiedy dobrze ju� po zmroku og�oszono, �e przyby�y autokary maj�ce przewie�� podr�nych do Pary�a. Nast�pi�a chaotyczna krz�tanina, pasa�erowie wchodzili i wychodzili, pojawili si� celnicy i baga�owi. Wszyscy �pieszyli si� i wpadali na siebie w ciemno�ciach. W ko�cu Hilary, kt�ra z zimna nie czu�a ju� r�k i n�g, znalaz�a si� w autokarze. Po chwili ruszyli do Pary�a. By�a to d�uga, m�cz�ca podr�, kt�ra zaj�a oko�o czterech godzin. Oko�o p�nocy dotarli na plac Inwalid�w. Hilary z ulg� zebra�a baga�e i pojecha�a do hotelu, w kt�rym mia�a zarezerwowany pok�j. Zbyt zm�czona, by je��, wzi�a gor�c� k�piel i po�o�y�a si�. Samolot do Casablanki mia� odlecie� z lotniska Or�y o dziesi�tej trzydzie�ci rano, ale okaza�o si�, �e jest to niemo�liwe. W porcie lotniczym panowa� ca�kowity chaos. Przyloty i odloty samolot�w z r�nych cz�ci Europy by�y op�nione. Zn�kany urz�dnik w biurze odlot�w wzruszy� ramionami: ��Madame nie mo�e lecie� samolotem, na kt�ry mia�a rezerwacj�! Zmieniono wszystkie rozk�ady. Madame zechce spocz�� na chwil�, prawdopodobnie wszystko si� samo za�atwi. W ko�cu wezwano j� i us�ysza�a, �e mo�e lecie� samolotem do Dakaru. Zwykle nie l�dowa� w Casablance, ale tym razem mia� zrobi� wyj�tek. ��Znajdzie si� tam pani zaledwie trzy godziny p�niej, madame, i to wszystko! Hilary zgodzi�a si� bez s�owa protestu, a urz�dnik wydawa� si� zaskoczony i uradowany jej postaw�. ��Madame, nie ma pani poj�cia, przez co przeszed�em od rana � powiedzia�. � Enfin, jak�e s� nierozs�dni ci messieurs podr�ni. Przecie� ja nie odpowiadam za mg��! Oczywi�cie, wywo�a�a ona przerwy w po��czeniach. Trzeba takie rzeczy przyjmowa� z humorem, oto, co m�wi�, chocia�, oczywi�cie, nieuprzejmie jest zmienia� plany. Apr?s tout, madame, czy dwu lub trzygodzinne op�nienie jest a� tak wa�ne? Jakie ma znaczenie, kt�rym samolotem dotrze si� do Casablanki? Jednak�e tego szczeg�lnego dnia mia�o to olbrzymie znaczenie, o czym nie wiedzia� jeszcze niski Francuz wypowiadaj�cy te s�owa. Kiedy Hilary wreszcie znalaz�a si� na rozs�onecznionej p�ycie lotniska w Casablance, baga�owy nios�cy jej walizki zauwa�y�: ��Ma pani szcz�cie, madame, �e nie lecia�a samolotem rejsowym. ��Dlaczego? Co si� sta�o? M�czyzna rozejrza� si� doko�a niespokojnie, ale doszed� do wniosku, �e s� rzeczy, kt�rych nie spos�b utrzyma� w sekrecie. Zni�y� konfidencjonalnie g�os i pochyli� si� do niej: ��Mauvaise affaire!* � mrukn��. � Rozbi� si� podczas l�dowania. Zgin�� pilot, nawigator i wi�kszo�� pasa�er�w. Prze�y�o czterech czy pi�ciu i zabrano ich do szpitala. Stan niekt�rych jest ci�ki. Pierwsz� reakcj� Hilary by� �lepy gniew. Prawie natychmiast przelecia�a jej przez g�ow� my�l: �Dlaczego nie by�o mnie w tym samolocie? Gdybym nim lecia�a, wszystko ju� by si� sko�czy�o, nie �y�abym. Sko�czy�by si� b�l w sercu i t�pa rozpacz. Tamci ludzie chcieli �y�. A ja� mnie nie zale�y. Dlaczego mnie tam nie by�o?� Przesz�a przez powierzchown� odpraw� celn� i pojecha�a do hotelu. Tego cudownego popo�udnia wszystko zdawa�o si� wprost sk�pane w s�o�cu. Czyste powietrze i z�ocista jasno�� � wszystko tak, jak sobie wyobra�a�a. By�a tu! Uciek�a od mg�y, zimna i ciemno�ci Londynu. Zostawi�a za sob� rozpacz, rozterki i cierpienie. Tutaj pulsowa�o wok� niej �ycie, otacza�y j� �ywe kolory, �wieci�o s�o�ce. Odsun�a okiennice i wyjrza�a na ulice. Tak, wszystko wygl�da�o w�a�nie tak, jak my�la�a. Hilary odwr�ci�a si� z wolna od okna i usiad�a na ��ku. Ucieka�, ucieka�! Te s�owa jak refren nieprzerwanie rozbrzmiewa�y w jej m�zgu od chwili opuszczenia Anglii. Ucieka�. Ucieka�. Ale teraz wiedzia�a, pora�ona nagle straszliw� pewno�ci�, �e ucieczki nie by�o. Wszystko wygl�da�o tak samo jak w Londynie. Usi�owa�a uciec od Hilary Craven, a tymczasem Hilary Craven by�a t� sam� osob� zar�wno w Maroku, jak w Londynie. Powiedzia�a do siebie cicho: ��Jak�e g�upia by�am, jak�e g�upia jestem. Dlaczego my�la�am, �e poczuj� si� inaczej z dala od Londynu? Gr�b Brendy, ma�y, �a�osny wzg�rek, znajduje si� w Anglii. R�wnie� w Anglii Nigel wkr�tce o�eni si� ponownie. Dlaczego wyobra�a�a sobie, �e tutaj te dwie sprawy b�d� mniej wa�ne? Pobo�ne �yczenie, nic poza tym. No wi�c, koniec. Musi zmierzy� si� z rzeczywisto�ci�. �Mo�na znosi� r�ne rzeczy � my�la�a � dop�ki jest do tego jaki� pow�d.� Wytrzyma�a swoj� d�ug� chorob� i okrutn�, brutaln� zdrad� Nigela, poniewa� mia�a Brend�. Potem nadesz�a powolna, beznadziejna walka o �ycie dziewczynki, zako�czona kl�sk�� Teraz nie ma ju� po co �y�. Trzeba by�o podr�y do Maroka, �eby sobie to u�wiadomi�. W Londynie mia�a dziwne uczucie, �e je�li tylko wyrwie si� dok�dkolwiek, to zostawi wszystko za sob� i rozpocznie �ycie od nowa. Dlatego postanowi�a znale�� miejsce, z kt�rym nic wcze�niej jej nie ��czy�o, miejsce zupe�nie dla niej nowe, gdzie by�oby to, co kocha najbardziej: blask s�o�ca, czyste powietrze, a tak�e obcy ludzie i rzeczy. �Tam � my�la�a � wszystko si� zmieni�. Ale si� nie zmieni�o. Jest tak samo. Fakty s� proste i nie mo�na od nich uciec. A ona, Hilary Graven, nie ma najmniejszej ochoty d�u�ej �y�. Po prostu. Gdyby nie mg�a nad Pary�em, gdyby lecia�a samolotem, na kt�ry mia�a rezerwacj�, wtedy problem sam by si� rozwi�za�. Jej pogruchotane cia�o le�a�oby teraz w jakiej� urz�dowej kostnicy, a wolna od cierpie� dusza p�awi�aby si� w spokoju. C�, i tak si� na tym sko�czy, tyle �e b�dzie to wymaga�o troch� wysi�ku. By�oby o wiele �atwiej, gdyby zabra�a �rodki nasenne. Przypomnia�a sobie, jak prosi�a o nie doktora Graya, a on odpowiedzia� z dziwnym wyrazem twarzy: ��Lepiej nie. Musi si� pani nauczy� zasypia� bez ich pomocy. Pocz�tkowo mo�e by� trudno, ale z czasem si� uda. Ten dziwny wyraz twarzy. Czy�by podejrzewa�, do czego mo�e doj��? No c�, to nie powinno by� specjalnie skomplikowane. Wsta�a z ��ka, ju� zdecydowana. Teraz wyjdzie i poszuka apteki. 3 Hilary zawsze wyobra�a�a sobie, �e w zagranicznych miastach mo�na bez trudu zdoby� narkotyki. Ku jej zaskoczeniu okaza�o si� to raczej trudne. W aptece otrzyma�a tylko dwa opakowania. Na wi�ksz� ilo��, poinformowa� j� sprzedawca, potrzebna jest recepta od lekarza. Podzi�kowa�a mu z nonszalanckim u�miechem i szybko odesz�a. W drzwiach zderzy�a si� z wysokim m�odym m�czyzn� o powa�nej twarzy, kt�ry przeprosi� j� po angielsku. Zanim znalaz�a si� na ulicy, zd��y�a us�ysze�, �e prosi� o past� do z�b�w. Rozbawi�o j� to. Pasta do z�b�w. Brzmia�o to tak �miesznie, normalnie, codziennie. Nagle przeszy� j� b�l, bo przypomnia�a sobie, �e tego w�a�nie gatunku pasty u�ywa� Nigel. Przesz�a przez ulic� i wesz�a do sklepu naprzeciwko. Przed powrotem do hotelu odwiedzi�a cztery apteki. Zn�w omal si� nie roze�mia�a, gdy w trzeciej z nich spotka�a ponownie tego powa�nego m�czyzn�. Uporczywie pyta� o past�, kt�rej widocznie nie sprzedawano we francuskich sklepach w Casablance. Kiedy Hilary zmieni�a sukni� i umalowa�a si� przed obiadem, ogarn�� j� niemal niefrasobliwy nastr�j. Celowo zwleka�a z zej�ciem na d�, poniewa� zale�a�o jej, by nie spotka� si� z innymi pasa�erami ani te� z cz�onkami za�ogi samolotu. Zreszt� by�o to ma�o prawdopodobne, gdy� samolot odlecia� do Dakaru. Chyba nikt poza ni� w Casablance nie wysiad�. Restauracja hotelowa by�a prawie pusta, ale Hilary zauwa�y�a znowu tego m�odego Anglika, podobnego troch� do sowy. Ko�czy� w�a�nie posi�ek przy stoliku pod �cian�. Potem zacz�� czyta� francusk� gazet� i wygl�da�o na to, �e ta czynno�� absorbuje go zupe�nie. Hilary zam�wi�a sobie wy�mienity posi�ek i butelk� wina. Nagle poczu�a dreszczyk emocji. Pomy�la�a sobie: �Co mi tam, w ko�cu to ju� ostatnia przygoda!� Potem zam�wi�a do pokoju butelk� wody mineralnej Vichy i prosto z jadalni uda�a si� do siebie na g�r�. Kelner przyni�s� butelk�, otworzy� j� i ustawi� na stoliku, a potem �yczy� Hilary dobrej nocy i opu�ci� pok�j. Kiedy zamkn�� za sob� drzwi, z westchnieniem ulgi przekr�ci�a klucz w zamku. Wyj�a z szufladki toaletki cztery male�kie paczuszki, kt�re kupi�a w aptekach, i otworzy�a je. U�o�y�a tabletki na stole i nala�a sobie szklank� Vichy. Teraz pozosta�o tylko po�kn�� pigu�ki i popi� wod�. Rozebra�a si�, narzuci�a szlafrok i usiad�a przy stole. Serce zacz�o jej bi� oszala�ym rytmem. Czu�a teraz co� na kszta�t strachu, ale te� i fascynacji. W �adnym wypadku nie mia�a zamiaru rezygnowa�. By�a spokojna. My�la�a zupe�nie jasno. Oto wreszcie ucieczka, prawdziwa ucieczka. Spojrza�a na papier listowy, zastanawiaj�c si�, czy nie powinna zostawi� jakiej� wiadomo�ci. Zdecydowa�a, �e nie. Nie mia�a krewnych ani bliskich przyjaci�. Nie by�o nikogo, z kim chcia�aby si� po�egna�. Co do Nigela, to nie zamierza�a obci��a� go bezsensownymi wyrzutami sumienia, zreszt� nie wiadomo, czy jej list by do niego dotar�. Jej by�y m�� prawdopodobnie przeczyta w gazecie, �e pani Hilary Craven zmar�a w Casablance z powodu przedawkowania �rodk�w nasennych. B�dzie to pewnie niewielka wzmianka, kt�r� Nigel po prostu przyjmie do wiadomo�ci. �Biedna Hilary � powie � co za pech�. I mo�liwe, �e odczuje skrywan� ulg�. Domy�la�a si�, �e mia� z jej powodu wyrzuty sumienia. Teraz pogodzi si� z sob�. W tej chwili Nigel wyda� jej si� bardzo odleg�y i dziwnie niewa�ny. Nic ju� nie pozosta�o do zrobienia. Prze�knie pigu�ki, po�o�y si� � za�nie. Snem, z kt�rego si� nigdy nie obudzi. Nie mia�a, czy te� tak si� jej tylko zdawa�o, �adnych religijnych uczu�. �mier� Brendy po�o�y�a im kres. Wi�c ju� nie by�o si� nad czym zastanawia�. Raz jeszcze znajdowa�a si� w podr�y, tak jak na lotnisku Heathrow. Czeka na odjazd w nieznane, nie obci��ona baga�em, nieczu�a na po�egnania, pierwszy raz w �yciu wolna, zupe�nie wolna. Mog�a robi� dok�adnie to, co chcia�a. Przesz�o�� nie mia�a ju� do niej dost�pu. D�uga, bolesna rozpacz, kt�ra trawi�a j� od �witu po zmierzch, znikn�a. Tak. Lekka, wolna, niczym nie skr�powana! Gotowa do podr�y. Si�gn�a po pierwsz� tabletk�. Dok�adnie w tym momencie rozleg�o si� ciche, dyskretne pukanie do drzwi. Hilary zmarszczy�a brwi. D�o� z tabletk� zawis�a w powietrzu. �Kto to mo�e by�? Czy�by pokoj�wka? Nie, ��ko ju� po�cielone. Kto� z pytaniem o dokumenty i paszport?� Wzruszy�a ramionami. Nie otworzy. Co j� to obchodzi? Kimkolwiek jest ta osoba, odejdzie i najwy�ej wr�ci p�niej. Pukanie powt�rzy�o si�, tym razem nieco g�o�niej. Ale Hilary nie poruszy�a si�. To nie mo�e by� nic pilnego i ten kto� wkr�tce da za wygran�. Spojrza�a na drzwi i nagle jej oczy rozszerzy�y si� ze zdziwienia. Klucz powoli obraca� si� w zamku. Wysun�� si� z niego i upad� na pod�og� z metalicznym d�wi�kiem. Potem poruszy�a si� klamka, drzwi otworzy�y si� i do pokoju wszed� m�czyzna. Rozpozna�a go natychmiast. To by� ten powa�ny, podobny do sowy Anglik, kt�ry kupowa� past� do z�b�w. Zaszokowana Hilary wpatrywa�a si� w niego, zbyt zaskoczona, by cokolwiek powiedzie�. M�ody cz�owiek odwr�ci� si�, zamkn�� drzwi, podni�s� z pod�ogi klucz i przekr�ci� go w zamku. Potem podszed� do niej i zaj�� miejsce po przeciwnej stronie sto�u. Wreszcie odezwa� si� w najbardziej niestosowny, wed�ug Hilary spos�b: ��Nazywam si� Jessop. Hilary zaczerwieni�a si� gwa�townie. Pochyli�a si� ku niemu i spyta�a gniewnie: ��Co pan tu w�a�ciwie robi, je�li wolno spyta�? Popatrzy� na ni� powa�nie i� mrugn��. ��Zabawne � powiedzia�. � Przyszed�em zada� pani to samo pytanie. � Wskaza� g�ow� przygotowane tabletki. ��Nie wiem, o czym pan m�wi � odrzek�a Hilary ostro. ��Ale� wie pani doskonale. Hilary milcza�a, szukaj�c odpowiednich s��w. Chcia�a powiedzie� tyle rzeczy. Wyrazi� oburzenie. Kaza� mu opu�ci� pok�j. Ale, co najdziwniejsze, zwyci�y�a prosta ciekawo��. Pytanie sp�yn�o z jej ust zupe�nie mimowolnie i prawie nie by�a �wiadoma, �e je zada�a. ��Ten klucz � powiedzia�a � przekr�ci� si� w zamku sam? ��Ach, to! � M�ody cz�owiek wyszczerzy� z�by w ch�opi�cym u�miechu, kt�ry odmieni� jego twarz. W�o�y� r�k� do kieszeni i wyci�gn�� z niej metalowy przedmiot, kt�ry wr�czy� jej do obejrzenia. � Prosz� powiedzia�. � Oto male�kie, por�czne narz�dzie. Wk�ada si� je po przeciwnej stronie zamka, chwyta nim klucz i przekr�ca. � Zabra� narz�dzie i schowa� do kieszeni. � U�ywaj� tego w�amywacze � doda�. ��Wi�c jest pan w�amywaczem? ��Nie, pani Craven, prosz� mi wierzy�. Puka�em przecie�. W�amywacze nie pukaj�. Ale kiedy nie chcia�a mnie pani wpu�ci�, u�y�em tego wytrycha. ��Po co? Raz jeszcze oczy go�cia spocz�y na tabletkach. ��Nie robi�bym tego na pani miejscu � powiedzia�. � To nie wygl�da ani troch� tak, jak pani my�li. Wydaje si� pani, �e mo�na po prostu zasn�� i nie obudzi� si�. Ale w rzeczywisto�ci jest troch� inaczej. Mog� wyst�pi� r�ne nieprzyjemne objawy. Czasami konwulsje lub gangrena sk�ry. Je�eli jest pani odporna na narkotyki, mo�e to d�ugo potrwa�. Zd��y si� kto� pojawi� i wydarz� si� kolejne nieprzyjemno�ci. P�ukanie �o��dka, olej rycynowy, gor�ca kawa, policzkowanie i potrz�sanie. Niezbyt to mi�e, zapewniam pani�. Hilary odchyli�a si� w ty� i przymkn�a oczy. Zacisn�a pi�ci i zmusi�a si� do u�miechu. ��Jest pan bardzo zabawny � powiedzia�a. � Czy�by wyobrazi� pan sobie, �e zamierza�am pope�ni� samob�jstwo albo co� w tym rodzaju? ��Nie wyobrazi�em sobie � odpar� cz�owiek przedstawiaj�cy si� jako Jessop. � Jestem zupe�nie pewien. Widzia�em pani� w aptece. Kupowa�em w�a�nie past� do z�b�w. Nie mieli gatunku, kt�ry lubi�, wi�c poszed�em do drugiego sklepu i znowu natkn��em si� na pani�. Wsz�dzie pyta�a pani o tabletki nasenne. Pomy�la�em, �e to dziwne i poszed�em za pani�. W ka�dej aptece kupowa�a pani te same pigu�ki. Wyci�gn��em wi�c wnioski. Ton jego g�osu by� przyjazny i bezceremonialny, a zarazem pewny siebie. Przyjrzawszy mu si�, Hilary Craven zaniecha�a udawania. ��I nie pomy�la� pan, �e pr�ba powstrzymania mnie jest niczym nie usprawiedliwion� impertynencj�? Zastanowi� si� przez moment, po czym potrz�sn�� g�ow�. ��Nie. To jedna z tych rzeczy, kt�rych nie mo�na nie zrobi� je�eli pani rozumie, co mam na my�li. Hilary poczu�a nag�y przyp�yw energii.