9699
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9699 |
Rozszerzenie: |
9699 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9699 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9699 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9699 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
�o�nierz arete
Prze�o�y� Marek Michowski
Tytu� orygina�u Soldier of Arete
Wydanie angielskie: 1989
Wydanie polskie: 1998
Ksi��k� t�
po�wi�cam
staremu dow�dcy,
najbardziej niedocenianemu
ze staro�ytnych autor�w
i najmniej zauwa�anemu:
Ksenofontowi z Aten
Opowiadaj�, �e Ksenofont sk�ada� uroczyst� ofiar� bogom, kiedy doniesiono mu o
�mierci syna. W pierwszej chwili zdj�� wieniec z g�owy (na znak �a�oby), ale
kiedy us�ysza�,
�e Gryllos poleg� �mierci� walecznych, z powrotem uwie�czy� nim czo�o. Inni zn�w
powiadaj�, �e nie wyla� ani jednej �zy, ale powiedzia�: �Wiedzia�em, �e
sp�odzi�em syna
�miertelnego�.
Diogenes Laertios
NOTA OD T�UMACZA
Angielscy filolodzy greckie imiona oraz nazwy geograficzne czerpi� z ich
zlatynizowanych wersji, nieco je dostosowuj�c do brzmienia w�asnego j�zyka. My
u�ywamy
tych samych nazw po spolszczeniu ich bezpo�rednio z greki, co daje cz�sto
rezultaty zgo�a
odmienne. T�umacz korzysta� z Mit�w greckich Gravesa w przek�adzie Henryka
Krzeczkowskiego i z Dziej�w Herodota w przek�adzie Seweryna Hammera.
PRZEDMOWA
Zw�j ten znajduje si� w nie najlepszym stanie, zawiera te� r�nego rodzaju luki.
�Latro� nie pisa�, jak si� zdaje, przez tydzie� lub d�u�ej po wyruszeniu z
Paktye. Mog�a to
spowodowa� tracka zima, cho� bowiem papirus mo�e przetrwa� tysi�ce lat,
zawilgocony
ulega zniszczeniu. Jak wra�liwy jest to materia�, wida� doskonale na przyk�adzie
tego zwoju,
kt�rego �rodkowa cz�� zosta�a powa�nie uszkodzona. Przepad�a znaczna cz��
tekstu,
prawdopodobnie zawieraj�ca opis wp�yni�cia �Europy� do Pireusu. Trzecia luka,
spowodowana najprawdopodobniej ci�k� depresj� autora, nast�puje po opisie
uroczysto�ci
wyzwolenia w Sparcie.
Sztuka je�dziecka staro�ytnych nie cieszy si� dobr� s�aw� w�r�d wsp�czesnych
znawc�w przedmiotu, niezdolnych wyobrazi� sobie je�d�ca utrzymuj�cego si� w
siodle mimo
braku strzemion. Warto im poradzi�, by zapoznali si� z histori� Indian z
Wielkich Prerii,
kt�rzy je�dzili konno na spos�b je�d�c�w staro�ytnych i podobnie jak tamci
pos�ugiwali si�
w��czniami, �ukami i oszczepami. (Geronimo czy Koczis zaakceptowaliby z miejsca
lekkie
topory na d�ugich trzonkach, kt�rych u�ywa�a perska jazda). Moim zdaniem,
Indianin
strzelaj�cy ze springfielda 45-70 z grzbietu galopuj�cego konia - a by�o to na
porz�dku
dziennym - dokonywa� wi�kszej sztuki ni� je�d�cy staro�ytni.
Czytelnik powinien pami�ta�, �e staro�ytni Grecy nie podkuwali koni. Wa�achy
by�y
rzadko�ci� i nigdy nie u�ywano ich na wojnie. Cho� konie by�y, wed�ug naszych
poj��,
niewielkie, brak strzemion utrudnia� ich dosiadanie. (W istocie rzeczy,
strzemiona mog�y by�
pierwotnie urz�dzeniami pomagaj�cymi podczas wsiadania na konia, stosowanymi od
momentu, kiedy uda�o si� wyhodowa� wi�ksze zwierz�ta). Je�dziec pomaga� sobie
w��czni�
lub par� oszczep�w podczas wsiadania na grzbiet. Niekt�re konie �wiczono w
wyci�ganiu
przednich n�g, co u�atwia�o wsiadanie.
Jak dostatecznie jasno wynika z niniejszych uwag, nowo�ytni historycy s� w
b��dzie,
twierdz�c, �e opowie�ci o Amazonkach nale�y w�o�y� mi�dzy legendy. Staro�ytni
kronikarze
szczeg�owo opisuj� ich najazd na Grecj� �rodkow� w czasach Tezeusza (ok. 1600
r. p.n.e.),
a kurhany poleg�ych przyw�dczy� Amazonek znacz� szlak ich przemarszu od Attyki
po
Tracj�. W ka�dym razie jest chyba oczywiste, �e w�r�d koczownik�w zdecydowana na
wszystko, wa��ca 120 funt�w kobieta, mog�a by� wi�cej warta jako wojownik ni� o
po�ow�
od niej ci�szy m�czyzna, gdy� potrafi�a strzela� r�wnie jak on skutecznie, a
stanowi�a
daleko mniejsze obci��enie dla wierzchowca. Nie trzeba chyba przypomina�, �e
historia zna
liczne kobiety walcz�ce or�em, w naszej epoce jest ich szczeg�lnie du�o.
Pankration by� staro�ytnym odpowiednikiem dzisiejszej wolnej amerykanki.
Zakazane
by�o jedynie gryzienie i wbijanie palc�w w oczy, walka za� toczy�a si�, dop�ki
jeden z
zawodnik�w nie uzna� si� za pokonanego. Zainteresowanym nale�y si� uwaga, �e nie
ka�dy,
kto zadaje cios pi�ci�, jest pi�ciarzem. D�onie pi�ciarzy obwi�zywano
rzemieniami.
Zw�j ten jest szczeg�lnie interesuj�cy, poniewa� zawiera jedyny znany przyk�ad
prozy
Pindara, najwi�kszego po Homerze greckiego poety.
CZʌ� I
ROZDZIA� I
Zaczynam od nowa
Na tym czystym zwoju, kt�ry znalaz� w mie�cie czarny cz�owiek. Tego ranka Io
pokaza�a mi swoje zapiski w starym zwoju i powiedzia�a, jak bardzo okaza�y si�
dla mnie
przydatne. Przeczyta�em tylko pierwszy i ostatni arkusz, lecz zamierzam
przeczyta� reszt�
przed zachodem s�o�ca. Teraz jednak pragn� spisa� to wszystko, o czym powinienem
pami�ta�.
Miejscowi wo�aj� na mnie Latro, lecz w�tpi�, by tak brzmia�o moje prawdziwe
imi�.
�w m�� w lwiej sk�rze nazywa� mnie Lucjuszem, tak przynajmniej zapisa�em w
pierwszym
zwoju. Napisa�em te�, �e mam bardzo s�ab� pami��, i chyba rzeczywi�cie tak jest.
Kiedy
usi�owa�em sobie przypomnie�, co si� zdarzy�o wczoraj, uda�o mi si� przy wo�a�
jedynie
niejasne wspomnienia, �e dok�d� szed�em, pracowa�em i rozmawia�em z kim�. Jestem
wi�c
jak statek zagubiony we mgle, z kt�rego obserwator dostrzega jakie� majacz�ce
kszta�ty - by�
mo�e s� to ska�y, mo�e inne statki, a mo�e wreszcie jest to czysta u�uda - i
s�yszy g�osy,
mog�ce by� g�osami ludzi, tryton�w lub widm.
Z Io jest inaczej i chyba z czarnym cz�owiekiem tak�e. Tak wi�c dowiedzia�em
si�, �e
ten kraj to Chersonez Tracki, a zdobyte miasto zwie si� Sestos. To tutaj m�owie
z My�li
stoczyli bitw� z poddanymi Parsy, kt�rych w�dz usi�owa� umkn��. Tak powiada Io,
a kiedy
wysun��em zastrze�enia, m�wi�c, �e miasto to jest zdolne wytrzyma� d�ugie
obl�enie,
wyja�ni�a mi, �e ludzie z Parsy i Hellenowie (jest to bowiem miasto Hellen�w)
g�odowali,
zamkni�ci w jego murach. Io jest ju� prawie kobiet�. Ma ciemne, d�ugie w�osy.
Naczelnik miasta zebra� wojska pod jedn� z g��wnych bram i umie�ci� w krytych
wozach swoje �ony i niewolnice (a mia� ich wiele). Potem przem�wi� do �o�nierzy
i zapewni�,
�e poprowadzi ich przeciwko wojownikom z My�li. Kiedy jednak otwarto wrota, on
sam i
jego ministrowie przedostali si� skrycie w inn� cz�� mur�w i spu�cili po linach
na drug�
stron�, maj�c nadziej�, �e uda im si� uciec, gdy bitwa rozgorzeje na dobre. Na
nic to si� nie
zda�o i kilku z nich przebywa tu w niewoli.
Podobnie jest ze mn�, gdy� pewien m�� imieniem Hyperejdes nazywa mnie swoim
niewolnikiem, tak samo jak czarnego cz�owieka. (Ma okr�g�� i �ys� g�ow� i si�ga
mi zaledwie
do nosa, trzyma si� prosto i m�wi szybko).
To jeszcze nie wszystko, gdy� Io - kt�ra nazywa siebie moj� niewolnic�, cho�
proponowa�em jej tego ranka, �e j� wyzwol� - m�wi, �e kr�l Pauzaniasz z Powrozu
r�wnie�
ro�ci sobie do nas prawa. Przys�a� nas tutaj, a setka jego Powro�nik�w przyby�a
tu� przed
bitw�. Kiedy jednak ich dow�dca zosta� ranny, odp�yn�li do domu, gdy� nie w smak
im by�o
prowadzi� obl�enie, kt�re ponadto zapowiada�o si� na d�ugie.
Jest zima. Wieje silny, ch�odny wiatr i cz�sto pada deszcz, mieszkamy jednak w
wygodnym domu, jednym z tych, kt�re wcze�niej zajmowali ludzie z Parsy. Pod moim
��kiem stoj� sanda�y, lecz nosimy trzewiki. Io powiada, �e Hyperejdes kupi�
takie buty nam
wszystkim, a sobie a� dwie pary, po tym jak miasto si� podda�o. Na Chersonezie
ziemia jest
bardzo urodzajna, a ka�da taka ziemia zamienia si� w b�oto po deszczu.
Poszed�em dzi� rano na rynek. Obywatele Sestos s�, jak m�wi�em, Hellenami ze
szczepu Eol�w - ludu wiatr�w. Pytali z niepokojem, czy zamierzamy zosta� tu na
zim� i wiele
mi opowiadali o niebezpiecze�stwach �eglugi do Hellady o tej porze roku;
obawiaj� si�
chyba, �e ludzie z Parsy bezzw�ocznie spr�buj� ponownie zagarn�� tak �yzny kraj.
Po
powrocie spyta�em Io, czy my�li, �e zostaniemy. Odpowiedzia�a, �e z pewno�ci�
odp�yniemy,
i to wkr�tce, ale mo�emy wr�ci�, je�li ludzie z Parsy spr�buj� odebra� miasto.
Co� bardzo dziwnego wydarzy�o si� dzi� wieczorem i cho� jest ju� ciemno, chc� o
tym napisa�, zanim ponownie wyjd�. Hyperejdes pisze tu rozkazy i prowadzi
rachunki, p�onie
wi�c ogie� i daje jasne �wiat�o pi�kna lampa z czterema knotami.
Kiedy przyszed�, polerowa�em jego nagolenniki. Kaza� mi przypasa� miecz, w�o�y�
p�aszcz i moje nowe patasos. Przeszli�my szybkim krokiem przez miasto do
cytadeli, w kt�rej
s� trzymani wi�niowie. Wspi�li�my si� po wielu stopniach do jakiej� komnaty w
wie�y,
gdzie jedynymi wi�niami byli jaki� m�czyzna i ch�opiec. Przebywali tam jeszcze
dwaj
stra�nicy, ale tych Hyperejdes odes�a�. Gdy wyszli, usiad� i powiedzia�:
- Artayktesie, m�j biedny przyjacielu, znalaz�e� si� w nie�atwym po�o�eniu.
M�� z Parsy skin�� g�ow�. To solidnie zbudowany m�czyzna o ch�odnych oczach.
Wygl�da na si�acza, chocia� ma prawie siw� brod�. Ujrzawszy go, zrozumia�em,
czemu
Hyperejdes chcia�, abym mu towarzyszy�.
� Wiesz, �e zrobi�em dla ciebie wszystko, co mog�em - ci�gn�� Hyperejdes. - Chc�
teraz, �eby� zrobi� co� dla mnie. To nic wielkiego.
� Niew�tpliwie - odpar� Artayktes. - Co to za nic wielkiego? - M�wi on j�zykiem
Hellen�w chyba jeszcze gorzej ode mnie.
� Kiedy tw�j pan wkracza� do naszego kraju, przeprawi� si� po mo�cie z okr�t�w,
czy� nie?
Artayktes skin�� g�ow�, podobnie uczyni� ch�opiec.
- S�ysza�em, �e powierzchni� mostu pokryto na ca�ej d�ugo�ci ziemi� - ci�gn�� z
nut�
niedowierzania w g�osie Hyperejdes. - Niekt�rzy zapewniaj� nawet, �e posadzono w
tej ziemi
drzewa.
-Tak by�o, sam to widzia�em - odezwa� si� ch�opiec. - Po bokach posadzono
drzewka i
krzewy, aby konie naszej jazdy nie p�oszy�y si� na widok wody.
Hyperejdes cicho gwizdn��.
� Zdumiewaj�ce! Naprawd� zdumiewaj�ce! Zazdroszcz� ci, to musia� by� wspania�y
widok! - Odwr�ci� si� w stron� Artayktesa. - C� za obiecuj�cy m�odzieniec. Jak
ma na imi�?
� Artembares - odpowiedzia� Artayktes. - Nosi to imi� na cze�� mojego dziadka,
kt�ry by� przyjacielem Cyrusa.
Hyperejdes u�miechn�� si� szelmowsko.
- Czy� ca�y �wiat nie by� w przyja�ni z Cyrusem? Zdobywcy zawsze maj� mn�stwo
przyjaci�.
Artayktes nie przej�� si� tymi s�owami.
- Prawd� m�wisz - powiedzia� - ale jednak nie ca�y �wiat siadywa� z Cyrusem przy
winie.
Hyperejdes pokr�ci� ze smutkiem g�ow�. - Przykro pomy�le�, �e potomek
Artembaresa zosta� pozbawiony wina. W ka�dym razie nie przypuszczam, aby� je tu
dostawa�.
� Dostaj� przewa�nie wod� i owsiank� - przyzna� Artayktes.
� Nie wiem, czy zdo�am ocali� �ycie tobie i twojemu synowi - powiedzia�
Hyperejdes. - Tutejsi obywatele domagaj� si� twojej �mierci, a Ksantippos jak
zwykle wydaje
si� faworyzowa� stron�, z kt�r� akurat rozmawia. Dop�ki jednak �yjesz, nie
zabraknie ci
wina, bo sam b�d� ci je przysy�a�. Nie zabraknie ci r�wnie� lepszego jedzenia.
Musisz mi
tylko odpowiedzie� na jedno ma�e pytanie.
Artayktes spojrza� na mnie, a potem spyta�:
� Czemu mnie po prostu nie zaczniesz bi�, p�ki nie powiem? S�dz�, �e
poradziliby�cie sobie we dw�ch.
� Nie zrobi�bym czego� takiego - odpowiedzia� Hyperejdes. - Nie staremu
znajomemu. S� jednak inni...
� Oczywi�cie. Musz� wi�c mie� na wzgl�dzie sw�j honor, Hyperejdesie. Nie jestem
ani tak nierozs�dny, ani tak g�upi, bym nie odgad�, �e wys�a� ci� Ksantippos. O
co pyta?
Hyperejdes wyszczerzy� z�by, a potem zn�w spowa�nia�, zacieraj�c r�ce, jak gdyby
by� bliski sprzedania czego� za dobr� cen�.
- Chcia�bym wiedzie�, ja chcia�bym to wiedzie�, Artayktesie, czy szlachetny
Ojobazos
by� w�r�d tych, kt�rzy spu�cili si� z tob� z muru.
Artayktes spojrza� na syna swymi surowymi oczyma tak szybko, �e nie by�em pewny,
czy rzeczywi�cie to zrobi�.
- Nie s�dz�, bym m�g� mu zaszkodzi�, je�li ci przytakn� - powiedzia� - albowiem
z
pewno�ci� uciek� ju� daleko.
Hyperejdes wsta� u�miechni�ty.
- Dzi�kuj� ci, przyjacielu. Mo�esz liczy� na wszystko, co ci obieca�em. Zrobi�
wi�cej,
zrobi�, co si� da, �eby ci uratowa� �ycie. Latro, musz� tu teraz pom�wi� z
pewnymi lud�mi.
Chc�, �eby� wr�ci� do naszej kwatery i przyni�s� Artayktesowi i jego synowi
buk�ak
najprzedniejszego wina. Powiem stra�nikom, by ci� wpu�cili, kiedy wr�cisz.
Przynie� te�
pochodni�, bo zanim wr�cimy, b�dzie ju� ciemno.
Skin��em g�ow� i odryglowa�em przed nim drzwi, zanim jednak przest�pi� pr�g,
odwr�ci� si�, by zada� Artayktesowi jeszcze jedno pytanie.
� A gdzie w�a�ciwie chcieli�cie si� przeprawi�? W Ajgos Potamoj?
� Morze Helle by�o a� czarne od okr�t�w - powiedzia� Artayktes, kr�c�c g�ow�. -
By� mo�e przeprawiliby�my si� w Paktye albo gdzie� bardziej na p�noc. Czy mog�
zapyta�,
czemu tak �ywo interesujesz si� losem mojego przyjaciela Ojobazosa?
Artayktes sp�ni� si� z tym pytaniem, gdy� Hyperejdes ju� wybieg� z celi.
Pospieszy�em za nim, strzeg�cy za� Artayktesa �o�nierze (czekali na murze, a�
wyjdziemy),
wr�cili na swoje miejsce.
Opasuj�ce Sestos mury nie wsz�dzie maj� t� sam� wysoko��. Miejsce, w kt�rym si�
znajdowali�my, by�o jednym z wy�szych.
S�dz�, �e mur wznosi� si� tam na wysoko�� co najmniej stu �okci. Roztacza� si�
stamt�d wspania�y widok na okolic� i na zni�aj�ce si� s�o�ce, przystan��em wi�c
na chwil�,
aby popatrze�. Dobrze wiem, �e kto spogl�da na s�o�ce, mo�e o�lepn��, patrzy�em
zatem na
ziemi� i pi�kne, zabarwione s�onecznymi promieniami chmury, lecz kiedy nadarzy�a
si�
okazja, zerkn��em k�tem oka na samo s�once i ujrza�em czterokonny, z�oty rydwan
zamiast
zwyk�ej ognistej kuli. Zrozumia�em wtedy, �e widz� jakiego� boga, podobnie jak -
zgodnie z
tym, co napisa�em w starym zwoju - ujrza�em jak�� bogini� tu� przed �mierci�
m�a, kt�ry
nazywa� mnie Lucjuszem. Przerazi�em si� tak samo jak wtedy. Zbieg�em wi�c po
schodach, a
potem id�c ulicami Sestos (mrocznymi i w�skimi jak ulice wszystkich otoczonych
murami
miast), dotar�em do tego domu. Dopiero kiedy znalaz�em buk�ak wybornego wina i
zwi�za�em gar�� szczap w pochodni�, poj��em w pe�ni znaczenie tego, co
zobaczy�em.
A zobaczy�em w�a�nie to: chocia� s�o�ce dotyka�o prawie horyzontu, ci�gn�ce je
konie gna�y w pe�nym galopie. Wtedy wyda�o mi si� to naturalne, ale gdy
zastanowi�em si�
nad tym, u�wiadomi�em sobie, �e �aden wo�nica nie pozwoli�by koniom na galop,
zbli�aj�c
si� do celu. Jak mia�by zatrzyma� zaprz�g, nie ryzykuj�c strzaskania rydwanu? W
istocie,
nawet je�li do rydwan�w zaprz�ga si� tylko po dwa konie, ka�dy �o�nierz wie, �e
je�dziec
dosiadaj�cy wierzchowca jest zwrotniejszy i �atwiej mu si� zatrzyma� ni� temu,
kto powozi
rydwanem. Jest zatem oczywiste, �e s�o�ce nie zatrzymuje si� na zachodniej
kraw�dzi �wiata,
jak zawsze s�dzi�em, by pojawi� si� nast�pnego dnia na wschodniej. Nie dzieje
si� z nim tak
samo jak z gwiazdami sta�ymi, kt�re znikaj� na zachodzie, by pojawi� si� na
wschodzie.
S�o�ce raczej przebiega pe�nym p�dem pod �wiatem jak biegacz, kt�ry znika za
budowl� i
pojawia si� na jej przeciwnym kra�cu. Nie mog� si� nadziwi� przyczynie, dla
kt�rej tak si�
dzieje. Czy �yj�cy pod �wiatem potrzebuj� s�o�ca tak samo jak my? B�d� musia� to
rozwa�y�
bardziej szczeg�owo, kiedy znajd� woln� chwil�.
Nie�atwo mi przysz�o zapisa� te wszystkie my�li - przewa�nie zaledwie w po�owie
ukszta�towane, czasem do�� g�upie - kt�re k��bi�y mi si� w g�owie, gdy ponownie
przemierza�em ulice i wspina�em si� po schodach wie�y. Stra�nicy Artayktesa
wpu�cili mnie
bez przeszk�d, a jeden z nich przyni�s� nawet krater, aby zmiesza� wod� z winem,
kt�re
przynios�em. Kiedy byli zaj�ci, Artayktes odci�gn�� mnie na stron� i cicho
powiedzia�:
- Latro, m�g�by� uspokoi� swoje sumienie. Pom� nam, a ci g�upcy nawet nie
zauwa��, �e podnios�e� na nich bro�.
Jego s�owa potwierdzi�y to, co ju� wcze�niej wyczyta�em w starym zwoju,
mianowicie, �e by�em kiedy� w s�u�bie Wielkiego Kr�la z Parsy. Skin��em g�ow� i
szepn��em, �e na pewno ich uwolni�, je�li tylko zdo�am.
W�a�nie wtedy wszed� u�miechni�ty Hyperejdes, nios�c na sznurku sze�� solonych
sardeli. W wartowni sta� �elazny kosz z �arz�cym si� w�glem drzewnym, wi�c
Hyperejdes
pouk�ada� ryby na w�glu tak, by si� nie spali�y.
- Po jednej dla ka�dego - powiedzia�. - Powinny by� znakomite. O tej porze roku
jest
niewiele owoc�w, a w Sestos po tym obl�eniu w og�le jest krucho z �ywno�ci�,
ale kiedy
ju� zjemy ryby, Latro postara si� o kilka jab�ek, je�li macie ochot�. I o �wie�y
chleb. Latro,
m�wi�e�, �e widzia�e� dzisiaj piekarni�?
Skin��em g�ow� i przypomnia�em mu, �e kupi�em ju� chleb na rynku.
- �wietnie! - wykrzykn�� Hyperejdes. - Boj� si�, �e b�dzie ju� zamkni�ta, ale
pewnie
uda ci si� wywo�a� piekarza, je�li za�omoczesz do jego drzwi. - Mrugn�� do
Artayktesa. -
Latro potrafi pierwszorz�dnie �omota�, zapewniam ci�, a kiedy chce, potrafi
rycze� niczym
byk, wydaj�c komendy. Gdyby...
W tej w�a�nie chwili wydarzy�o si� co� tak niezwyk�ego, �e nie wiem wprost, czy
o
tym pisa�, bo sam na pewno w to nie uwierz�, czytaj�c ten zw�j za kilka dni.
Jedna z
solonych ryb Hyperejdesa poruszy�a si�.
Musia� to zauwa�y� przede mn�, gdy� zamilk�, wpatrzony w ryb�, ja za� pomy�la�em
po prostu, �e osun�� si� jeden z kawa�k�w w�gla. W chwil� potem ujrza�em, �e
ryba wywija
ogonem, jak gdyby zosta�a dopiero co z�owiona i wyrzucona na brzeg rzeki. Po
chwili ca�a
sz�stka rzuca�a si� na w�g�ach, jakby przypalano je �ywcem.
Trzeba odda� sprawiedliwo�� stra�nikom, kt�rzy nie uciekli; gdyby to zrobili,
chyba
poszed�bym w ich �lady. Co do Hyperejdesa, twarz mu zbiela�a i odskoczy� od
kosza z �arem
jak od w�ciek�ego psa. Syn Artayktesa zl�k� si� jak wszyscy pozostali, ale sam
Artayktes
podszed� spokojnie do Hyperejdesa i po�o�y� mu r�k� na ramieniu, m�wi�c:
- Ten dziw nie ma nic wsp�lnego z tob�, przyjacielu, lecz to mnie daje znak
Protesilaos z Elajos, �e nawet martwy i zabalsamowany jak ta suszona ryba, ma
si�� dan� mu
przez bog�w, by ukara� swego krzywdziciela.
Hyperejdes prze�kn�� �lin� i wyj�ka�:
- Tak... to jest... to jeden z powod�w, dla kt�rych nastaj� na twoje �ycie...
twoje i
twego syna. M�wi�, �e zrabowa�e� skarby z jego grobowca i... i... zaora�e� jego
po�wi�con�
ziemi�.
Artayktes skin�� g�ow� i rzuci� okiem na ryby; przesta�y ju� podskakiwa�, on
jednak
dr�a�, jakby pod wp�ywem ch�odu.
- Wys�uchaj mnie, Hyperejdesie, i obiecaj, �e powt�rzysz moje s�owa
Ksantipposowi.
Chc� na�o�y� na siebie grzywn� w wysoko�ci stu talent�w na odbudow� grobowca
Protesilaosa. - Artayktes zawaha� si�, jak gdyby czeka� na jaki� nowy znak, nic
si� jednak nie
dzia�o. - A ponadto ofiaruj� �o�nierzom z My�li dwie�cie talent�w za mojego syna
i za mnie.
Te pieni�dze s� w Suzie, mo�ecie jednak zatrzyma� mojego syna jako zak�adnika,
dop�ki nie
zostan� zap�acone, a zostan� zap�acone, przysi�gam na Ahura-Mazd�, boga nad
bogami - w
ca�o�ci i w z�ocie.
Oczy Hyperejdesa wysz�y z orbit, gdy us�ysza� o takiej sumie. Wiadomo, �e ludzie
z
Parsy s� bogaci ponad wszelkie wyobra�enie, lecz chyba nikomu nie posta�o w
g�owie, �e
kto�, opr�cz Wielkiego Kr�la, mo�e dysponowa� takim bogactwem, o jakim wspomnia�
Artayktes.
� Powiem mu. Powiem... rano... nie, dzi� wieczorem. Gdyby...
� Dobrze. Zr�b to. - Artayktes u�cisn�� rami� Hyperejdesa i odszed�.
Hyperejdes rzuci� okiem na stra�nik�w.
- Musz� mu jednak opowiedzie� o wszystkim, Latro. Nie wyobra�am sobie, by
smakowa�y wam te ryby. Mnie na pewno nie. Chyba czas wraca� do domu.
Wr�c� teraz do cytadeli. Mo�e da si� co� zrobi�, by pom�c Artayktesowi i
Artembaresowi.
ROZDZIA� II
Artayktes ma umrze�!
Wo�anie herolda wyrwa�o mnie rano z ��ka. Wci�ga�em buty, kiedy Hyperejdes
zako�ata� do drzwi pokoju, kt�ry dziel� z Io.
- Latro! - zawo�a�. - Nie �pisz?!
Io usiad�a i spyta�a, co si� dzieje. Powiedzia�em jej, �e Artayktes ma zosta�
rano
stracony.
� Czy pami�tasz, kto to jest?
� Tak. Wiem, �e rozmawia�em z nim wieczorem, zanim wr�cili�my tu z
Hyperejdesem.
Hyperejdes otworzy� drzwi.
- Aha, wsta�e�. Czy chcesz p�j�� ze mn� i przyjrze� si� egzekucji?
Spyta�em, kto jeszcze ma umrze� opr�cz Artayktesa.
- Jego syn, niestety - rzek� Hyperejdes, kr�c�c ze smutkiem g�ow�. - Czy
pami�tasz
ch�opaka Artayktesa?
Wyt�y�em pami�� i rzek�em:
-Przypominam sobie, �e widzia�em wieczorem jakiego� ch�opca. Tak, by� nieco
starszy od Io.
Hyperejdes wskaza� na ni� palcem.
- Ty tu zostajesz, m�oda kobieto! Zrozumia�a�? Masz tu co robi�, a to nie b�dzie
widok odpowiedni dla dziewczyny.
Wyszed�em za nim na ulic�, gdzie czeka� ju� na nas czarny cz�owiek, i poszli�my
we
trzech na piaszczysty cypel, na kt�rym ko�czy� si� kiedy� most Wielkiego Kr�la.
Tam
w�a�nie mia� umrze� Artayktes, o czym wci�� krzycza�o p� tuzina herold�w (a
po�owa
mieszka�c�w Sestos zawiadamia�a o tym drug� po�ow�). Dzie� by� ponury. Wiatr
p�dzi�
szare chmury nad morzem Helle od strony Pierwszego Morza na p�nocy.
- Ta pogoda przypomina mi - mrukn�� Hyperejdes - �e b�dziemy wszyscy
potrzebowali nowych p�aszczy, zanim st�d odp�yniemy, a zw�aszcza ty, Latro. Ten
tw�j
�achman nie nadaje si� nawet dla �ebraka.
Czarny cz�owiek dotkn�� ramienia Hyperejdesa, spogl�daj�c pytaj�co.
- Czy i ty? Tak. Oczywi�cie, tak w�a�nie m�wi�em. Cztery, na wszystkich z ma��
Io
w��cznie.
Czarny cz�owiek pokr�ci� g�ow� i powt�rzy� sw�j gest.
- Aha! Chcesz si� dowiedzie� czego� o naszej podr�y. W�a�nie mia�em o tym
powiedzie�. Sta�my gdzie�, sk�d wida�, co si� dzieje, i tam wszystko wyt�umacz�.
Tymczasem mieszka�cy Sestos pchali si� t�umnie naprz�d, a �o�nierze Ksantipposa
odpychali ich drzewcami w��czni. Na szcz�cie kilku rozpozna�o Hyperejdesa i
mogli�my bez
wi�kszego k�opotu zaj�� miejsce z przodu. Nie by�o tam jeszcze nic do ogl�dania
opr�cz
kilku kopi�cych d� ludzi. Robili to najwyra�niej po to, by wkopa� pal, kt�ry z
sob�
przynie�li.
- Nie ma tu Ksantipposa - zauwa�y� Hyperejdes. - Up�ynie jeszcze troch� czasu,
zanim
zaczn�.
Spyta�em, kim jest Ksantippos, on za� odpowiedzia�:
- To nasz strateg. Wszyscy ci �o�nierze s�uchaj� jego rozkaz�w. Nie pami�tasz,
�e
Artayktes wspomina� o nim wieczorem?
Przyzna�em, �e nie pami�tam. Imi� �Artayktes� wydawa�o mi si� znajome, nic
dziwnego zreszt�, skoro wykrzykiwali je heroldowie, kiedy przyszli�my. Potem
sobie
przypomnia�em, jak m�wi�em Io, �e rozmawia�em wieczorem z kim� o tym imieniu.
Hyperejdes spojrza� na mnie z namys�em.
� Nie pami�tasz tych ryb? Pokr�ci�em przecz�co g�ow�.
� To by�y sardele. Czy wiesz, co to s� sardele, Latro? Skin��em g�ow� i czarny
cz�owiek tak�e.
� Niedu�e, srebrzyste ryby, raczej mi�siste - powiedzia�em. - Uwa�a sieje za
przysmak.
� Zgadza si�.
Z t�umu krzyczano: �Przyprowadzi� go� i �Gdzie on jest?!� Hyperejdes musia� wi�c
podnie�� g�os, aby by� s�yszany:
- Sardele s� jednak t�ustymi rybami nawet po posoleniu. Wiem, �e obaj jeste�cie
rozs�dni. Zadam wam pytanie. To do�� wa�ne pytanie, chc� wi�c, by�cie si� nad
nim dobrze
zastanowili.
Obaj zn�w skin�li�my g�owami. Hyperejdes nabra� tchu i powiedzia�:
- A gdyby rzuci� kilka suszonych solonych sardeli na porz�dnie rozgrzany kosz z
�arz�cym si� w�glem drzewnym, to czy nie uwa�acie, �e nag�e wytopienie si�
t�uszczu
mog�oby wywo�a� ruchy ryb? Mo�e to kapi�cy z nich na w�gle olej pryska�
gwa�townie i je
podrzuca�?
Skin��em g�ow�, a czarny cz�owiek wzruszy� ramionami.
- Aha. Mamy wi�c z Latro wsp�lne zdanie, a Latro tam by� i widzia� ryby, je�li
nawet
tego nie pami�ta.
Zaraz potem z t�umu podni�s� si� ryk.
Czarny cz�owiek wskaza� co� podbr�dkiem, a Hyperejdes wykrzykn��:
- Sp�jrzcie! Oto id� jak koz�y na rze�, a ka�dy jest wart okr�g�e sto talent�w!
- Kr�ci�
g�ow� z twarz� szczerze zasmucon�.
�w m�czyzna musia� mie� oko�o pi��dziesi�tki, by� silnie zbudowany, �redniego
wzrostu, z brod� koloru �elaza. Po stroju od razu mo�na by�o pozna�, �e jest
Medem. Jego
syn musia� mie� ze czterna�cie lat; twarz mia� jeszcze dzieci�c�, jak wszyscy
ch�opcy w tym
wieku, i pi�kne, czarne oczy. R�ce m�czyzny by�y zwi�zane w przegubach.
Towarzyszy� im wysoki i szczup�y m�� w zbroi, ale bez tarczy i w��czni. Nie
zauwa�y�em, by da� jaki� znak, jednak heroldowie krzykn�li:
- Uciszcie si�! Uciszcie si� wszyscy! M�wi Ksantippos, szlachetny strateg z
My�li.
Ksantippos wyst�pi� naprz�d, gdy t�um si� nieco uciszy�.
- Mieszka�cy Sestos! - zacz��. - Eolowie, Hellenowie! - m�wi� g�osem cz�owieka
nawyk�ego do rozkazywania. - S�uchajcie mnie! Nie przychodz� tu w imieniu
Hellady!
To wywo�a�o tak wielkie zdziwienie, �e t�um ucich�. S�ycha� by�o krzyki ptak�w
nad
morzem Helle.
- Chcia�bym m�wi� w jej imieniu - ci�gn�� Ksantippos - chcia�bym do�y� czas�w,
gdy
bracia przestan� z sob� walczy�.
Podnios�y si� wiwaty. Gdy ucich�y, Hyperejdes wyszczerzy� do mnie z�by i
powiedzia�:
� Maj� nadziej�, �e zapomnimy, i� nie tak dawno walczyli przeciwko nam.
� M�wi� jednak - i jestem z tego dumny - w imieniu Zgromadzenia My�li. Moje
miasto przywr�ci�o wam to, co jest najwi�kszym b�ogos�awie�stwem lud�w: wolno��!
Ponownie podnios�y si� wiwaty.
- Liczymy jedynie na wasz� wdzi�czno��! Rozleg�y si� dzi�kczynne okrzyki.
- Powiedzia�em, �e nie przemawiam w imieniu Hellen�w. Kt� mo�e wiedzie�, co
zrobi Wie�owe Wzg�rze? Nie ja! Kt� zna zamiary dzikus�w z Krainy Nied�wiedzi?
Nie ja,
o mieszka�cy Sestos, i nie wy. Nieliczni Powro�nicy, kt�rzy tu byli, wsiedli,
jak wiecie, na
statek, zanim wasze miasto zosta�o wyzwolone. Co do Wzg�rza, kt� nie s�ysza�,
jak zajadle
uderza�y ich w��cznie, wspieraj�c w��cznie barbarzy�c�w?
W t�umie podni�s� si� pomruk gniewu. Hyperejdes szepn��:
� Uderz jeszcze raz, Ksantipposie. Jeszcze dysz�.
� Wielu moich walecznych przyjaci� - i waszych tak�e, pami�tajcie - spoczywa w
wielkiej mogile pod Glin�. Nie powali�y ich strza�y barbarzy�c�w, lecz konnica
Asopodora ze
Wzg�rza.
Nad t�umem wzni�s� si� cichy j�k, jakby tysi�c kobiet jednocze�nie poczu�o
pierwsze
b�le porodowe. Przysz�o mi na my�l, �e mo�e po latach ludzie powiedz�, i� co�
nowego
narodzi�o si� tutaj, na tym w�skim palcu Zachodu wymierzonym we Wsch�d, w morze
Helle.
- Moje miasto ma jednak jeszcze wielu syn�w, m��w r�wnie walecznych, i kiedy
tylko b�dziecie ich potrzebowa�, pospiesz� natychmiast!
Burzliwa owacja!
- Mamy oto spraw� do za�atwienia. Stoimy tu, wy i ja, jako s�udzy bog�w. Nie
musz�
wam przypomina� zbrodni tego oto Artayktesa. Znacie je lepiej ode mnie. Wielu
doradza�o
mi, by pozwoli� mu wr�ci� do kraju po zap�aceniu wielkiego okupu.
Wyda�o mi si�, �e Ksantippos spojrza� na Hyperejdesa, ten jednak zdawa� si� tego
nie
zauwa�a�.
- Odrzuci�em t� rad�.
T�um krzykn�� na znak aprobaty.
- Zanim jednak Artayktesowi zostanie wymierzona sprawiedliwo��, post�pmy tak,
jak
przysta�o na ludzi wolnych - zag�osujmy. W moim mie�cie, gdzie wytwarza si�
wiele
dzban�w i naczy� domowych, oddajemy g�osy na skorupkach rozbitych garnk�w.
Obywatele
wypisuj� na nich inicja�y tych, kt�rych popieraj�. W Sestos, jak mi m�wiono,
macie zwyczaj
g�osowa� kamieniami - bia�e znacz� �tak�, czarne za� �nie�. Dzi� tak�e
zag�osujcie
kamieniami. Ch�opiec, kt�rego tu widzicie, jest synem tego blu�niercy.
Rozleg� si� pomruk gniewu, a jaki� stoj�cy na lewo ode mnie cz�owiek potrz�sn��
pi�ci�.
- Jedynie wy z Sestos postanowicie, czy ma on �y�, czy umrze�. Je�li chcecie,
aby �y�,
odst�pcie i pozw�lcie mu uciec. Je�li natomiast wasz� wol� jest, by umar�,
powstrzymajcie go
i obrzu�cie kamieniami. Wyb�r nale�y do was!
Ksantippos skin�� na �o�nierzy stoj�cych przy Artayktesie i jego synu. Wtedy
jeden z
nich szepn�� ch�opcu co� do ucha, a potem klepn�� go po karku. Ksantippos
przypuszcza�, �e
ch�opiec rzuci si� naprz�d, by utorowa� sobie przez t�um drog� na wolno��, on
jednak pobieg�
po zw�aj�cym si� pasie piasku i i�u ku morzu. S�dz�, �e mia� zamiar pop�yn�� po
dotarciu na
brzeg.
Nie dotar� tam. Posypa�y si� kamienie i przynajmniej dwudziestu ludzi pop�dzi�o
za
nim, omijaj�c �o�nierzy.
Zobaczy�em, jak pada ugodzony za uchem kamieniem wielko�ci pi�ci. Podni�s� si�
i
zrobi� kilka chwiejnych krok�w, zanim spad�o na niego p� setki kamieni. Mam
nadziej�, �e
umar� szybko, nie potrafi� jednak powiedzie�, kiedy zako�czy� �ycie; na pewno
wielu d�ugo
kamienowa�o jego martwe cia�o.
Jego ojca, kiedy ju� zobaczy� �mier� syna, u�o�ono na wznak na belce i przybito
do
niej, wbijaj�c gwo�dzie w nadgarstki i kostki u n�g. Kiedy to zrobiono,
ustawiono belk�
pionowo w wykopanym dole i umocowano piaskiem i kamieniami. Kilka kobiet rzuci�o
w
niego kamieniami, ale �o�nierze kazali im przesta�, obawiaj�c si�, �e mog�
ugodzi� kt�rego�
z pi�ciu strzeg�cych Artayktesa �o�nierzy.
- Chod�my! - powiedzia� Hyperejdes. - Nic si� ju� nie wydarzy, a ja musz�
dopilnowa� wielu rzeczy. Latro, chc�, �eby� nam kupi� te p�aszcze, o kt�rych
by�a mowa. Czy
sobie z tym poradzisz, je�li dam ci pieni�dze?
Powiedzia�em, �e dam sobie rad�, je�li w mie�cie s� jakie� p�aszcze na sprzeda�.
- Musz� by�, jestem tego pewny. Id�cie razem i we�cie te� Io, �eby ka�de z was
mog�o przymierzy� sw�j p�aszcz. Nie kupuj takich, kt�re rzucaj� si� w oczy,
pojmujesz, bo
sprawiaj� same k�opoty. Dla mnie jednak kup jaki� kolorowy. Nie czerwony, bo
takie nosz�
Powro�nicy, chocia� nikt mnie nie pomyli z Powro�nikiem, i nie ��ty, bo to
nietrwa�y kolor.
Mo�e by� niebieski albo zielony, kosztowny z wygl�du, je�li znajdziesz co�
takiego na m�j
wzrost.
Hyperejdes jest ni�szy o p� g�owy od Czarnego cz�owieka i ode mnie.
- Dopilnuj te�, �eby p�aszcz by� ciep�y.
Skin��em g�ow�, on za� wr�czy� mi cztery srebrne drachmy. Czarny cz�owiek
dotkn��
jego ramienia i uda�, �e ci�gnie w powietrzu jak�� lin�.
� Ach, podr�! S�usznie, obieca�em wam o niej powiedzie�. Sprawa jest do��
prosta.
Czy s�yszeli�cie o mo�cie Wielkiego Kr�la?
� Pami�tam, jak heroldowie krzyczeli, �e tu si� ko�czy�. Armia Wielkiego Kr�la
musia�a chyba maszerowa� t� sam� drog�, kt�r� my tu przyszli�my.
� Masz s�uszno��. By� to most z okr�t�w. Musia�y ich by� chyba ca�e setki,
powi�zanych grubymi linami, mi�dzy pok�adami za� u�o�ono pomosty, tworz�c drog�.
Sta� tu
prawie rok, jak s�ysza�em, a� wielka burza zerwa�a wreszcie liny.
Skin�li�my g�owami na znak, �e rozumiemy.
- Ludzie z Parsy nie wi�zali ich na nowo, z�o�yli jednak liny tu w Sestos.
Musia�y by�
bardzo kosztowne i oczywi�cie mog�yby zosta� ponownie splecione, gdyby Wielki
Kr�l kaza�
kiedy� odbudowa� most. Ksantippos chce je zabra� do My�li i pokaza�
Zgromadzeniu. Ich
widok powinien zrobi� wra�enie, bo nikt w kraju nigdy nie widzia� lin tak
mocnych.
Hyperejdes roz�o�y� r�ce, by pokaza� obw�d lin, i je�li nawet podwoi� ich
�rednic�, to
i tak musia�y by� pot�ne.
- Ot�, jak mo�ecie sobie wyobrazi� - ci�gn�� - pierwsz� rzecz�, o kt�r� ka�dy
na
pewno zapyta, b�dzie to, kto je sporz�dzi� i co si� z nimi dzieje. Ksantippos
poleci� mi to
zbada�, a ja dowiedzia�em si�, �e tym mistrzem by� Ojobazos, jeden z
barbarzy�c�w, kt�rzy
spu�cili si� z mur�w z Artayktesem. Kiedy zesz�ego wieczoru, Latro,
rozmawiali�my z nim,
Artayktes m�wi�, �e mieli zamiar pod��y� na p�noc, a� do muru Mi�tiadesa.
Ksantippos
chcia�by pokaza� Zgromadzeniu i liny, i Ojobazosa, mamy wi�c ruszy� za nim w
po�cig, gdy
tylko �Europa� b�dzie gotowa.
Spyta�em, kiedy to nast�pi.
- Mam nadziej�, �e jutro po po�udniu - westchn�� Hyperejdes - co oznacza, �e
wyruszymy pojutrze. Ludzie uszczelniaj� j� na nowo i jutro powinni sko�czy�.
Potem maj�
�adowa� �ywno��. Mam tu jeszcze co� do zrobienia, wi�c nie mog� d�u�ej sta� i
rozmawia� z
wami. Id�cie po te p�aszcze, a kiedy ju� je kupicie, spakujcie wszystko. Nie
wiem, czy jeszcze
tu wr�cimy.
Ruszy� spiesznie w stron� dok�w, my za� wr�cili�my do Sestos, do domu, w kt�rym
nocowali�my, by zabra� Io.
Dom by� jednak pusty.
ROZDZIA� III
Wieszczek
Hegesistratos przerwa� mi, ale oto znowu pisz�. Jest ju� bardzo p�no i wszyscy
�pi�.
Io powiedzia�a mi jednak, �e zaraz po wschodzie s�o�ca zapomn� o wszystkim, co
dzi�
widzia�em i s�ysza�em, a by�y rzeczy, kt�re warto zapisa�.
Kiedy wr�cili�my z czarnym cz�owiekiem do domu i stwierdzili�my, �e nie ma w nim
Io, zacz��em si� niepokoi�, bo chocia� nie mog� sobie przypomnie�, w jaki spos�b
wszed�em
w posiadanie tej niewolnicy, wiem, �e j� kocham. Czarny cz�owiek �mia� si� z
mojej ponurej
miny i pokaza�, �e jego zdaniem Io posz�a za nami, by zobaczy� martwego
Artayktesa.
Musia�em przyzna�, �e to mo�liwe.
Poszli�my wi�c na rynek sami. W kilku sklepach przy rynku sprzedawano p�aszcze.
Kupi�em czarnemu cz�owiekowi, Io i sobie nowe p�aszcze z surowej we�ny, nie
pranej i
barwionej, tkane tak g�sto, �e nie przemaka�y na deszczu. Wiedzia�em, �e taki
barwny
p�aszcz, jakiego �yczy� sobie Hyperejdes, musi by� kosztowny, targowali�my si�
wi�c przez
d�u�szy czas o nasze. Czarny cz�owiek (kt�ry jest w tym chyba lepszy ni� ja)
du�o m�wi� do
kupca w jakim� j�zyku, kt�rego nie rozumia�em. Wkr�tce jednak zda�em sobie
spraw�, �e
handlarz co� nieco� rozumie, chocia� udaje co innego. W ko�cu nawet ja zdo�a�em
poj��
jedno czy dwa s�owa: �zlh� co chyba znaczy �tanio� i �sel� to �szakal� - to
ostatnie s�owo nie
podoba�o si� kupcowi.
Podczas gdy oni si� targowali, ja szuka�em p�aszcza dla Hyperejdesa. Wi�kszo��
barwnych p�aszczy nie nadawa�a si� moim zdaniem na zim�. W ko�cu znalaz�em
odpowiedniej d�ugo�ci p�aszcz, z pi�knej i mi�kkiej we�ny. Zanios�em go do
sklepikarza,
kt�ry do tej pory musia� si� ju� porz�dnie zm�czy� k��tni� z czarnym
cz�owiekiem.
Pokaza�em mu cztery srebrne drachmy i powiedzia�em, �e to wszystko, co mamy.
(Nie by�a to
ca�kiem prawda, bo wiedzia�em, �e czarny cz�owiek ma troch� pieni�dzy, ale
prawdopodobnie nie przy sobie, a ju� z pewno�ci� nie wyda�by ich na p�aszcz).
Powiedzia�em, �e je�li sprzeda nam za te drachmy cztery p�aszcze, to dobijemy
targu,
a je�li nie, to b�dziemy zmuszeni p�j�� gdzie indziej. Obejrza� drachmy i zwa�y�
je, a czarny
cz�owiek i ja nie spuszczali�my go z oka, �eby mie� pewno��, �e ich nie
podmieni. W ko�cu
rzek�, �e za t� cen� nie mo�e odst�pi� wszystkich czterech p�aszczy i �e sam
tylko niebieski
wart jest co najmniej dwie drachmy, ale doda�, �e sprzeda nam szare p�aszcze po
drachmie za
sztuk�.
Powiedzia�em mu, �e nie mo�emy zrezygnowa� z najmniejszego p�aszcza, bo
potrzebujemy go dla dziecka, po czym poszli�my do innego sklepu i zacz�li�my
wszystko od
pocz�tku. Wtedy dopiero zda�em sobie spraw�, s�dz�c po uwagach, jakie wymkn�y
si�
sklepikarzowi, jak bardzo niepokoi tutejszych kupc�w mo�liwo�� odej�cia
�o�nierzy z My�li.
Gdyby pozostali, sklepy dobrze by prosperowa�y, wi�kszo�� �o�nierzy mia�a bowiem
jakie�
�upy, a kilku posiada�o ich naprawd� wiele. Gdyby jednak �o�nierze wymaszerowali
do domu,
a ludzie z Parsy wr�cili, sklepy nie mia�yby �adnych obrot�w, bo ka�dy chowa�by
pieni�dze
na kupno �ywno�ci w czasie obl�enia. Kiedy to poj��em, znalaz�em okazj�, by
wspomnie�
czarnemu cz�owiekowi, �e jutro wyp�ywamy, i cena szarego p�aszcza, kt�ry
ogl�da�em,
wyra�nie spad�a.
Zaraz potem wszed� w�a�ciciel pierwszego sklepu (w�a�ciciel drugiego, s�dz�c po
minie, najch�tniej by tamtego ukatrupi�) i powiedzia�, �e si� rozmy�li� i �e
mo�emy zabra�
wszystkie cztery p�aszcze za cztery drachmy. Wr�cili�my wi�c do sklepu, a on
wyci�gn��
r�k� po pieni�dze. Pomy�la�em jednak, �e nale�y mu si� jaka� kara za tak d�ugie
targowanie
si�, zacz��em wi�c ogl�da� jeszcze raz wszystkie p�aszcze, a ogl�daj�c
niebieski, nie
omieszka�em zapyta� czarnego cz�owieka, czy jego zdaniem nada si� on dla
Hyperejdesa na
t� podr�, w kt�r� wyruszamy.
Sklepikarz chrz�kn�� i rzek�:
� Zatem odp�ywacie? I waszym dow�dc� jest Hyperejdes?
� Zgadza si� - odpowiedzia�em. - Inne okr�ty nie odp�ywaj� jednak z nami, lecz
zostan� tu jeszcze co najmniej kilka dni.
Wtedy sklepikarz powiedzia� co�, co mnie zaskoczy�o i czarnego cz�owieka chyba
tak�e:
� Czy ten Hyperejdes jest �ysy? Z okr�g�� twarz�? Poczekajcie, powiedzia� mi,
jak
si� nazywa jego okr�t. Czy to nie �Europa�?
� Tak - odpowiedzia�em - to nasz dow�dca.
� Ach tak? C�, mo�e nie powinienem tego m�wi�, ale je�eli kupisz mu ten
p�aszcz,
b�dzie mia� co najmniej dwa nowe. By� tu po waszym wyj�ciu i da� mi trzy drachmy
za
wyborny czerwony p�aszcz. - Sklepikarz wyj�� mi z r�k niebieski p�aszcz i uni�s�
go. -
Tamten jednak by� na kogo� wy�szego.
Spojrza�em na czarnego cz�owieka, a on na mnie, gdy� obaj nic nie rozumieli�my.
Sklepikarz wyj�� woskow� tabliczk� i rysik.
- Wypisz� wam rachunek - powiedzia�. - Mo�ecie si� na nim podpisa�. Powiedzcie
waszemu dow�dcy, �e gdyby chcia� zwr�ci� ten niebieski p�aszcz, podam mu cen� i
oddam
pieni�dze.
Nabazgra� co� na tabliczce, a gdy sko�czy�, podpisa�em si� przy ka�dej linijce
pismem, kt�rego tu u�ywam, na tyle blisko s��w kupca, by mie� pewno��, �e litery
si� stopi�,
gdyby podgrzewano tabliczk� dla zatarcia tamtych. Potem przynie�li�my tu
p�aszcze i
spakowali wszystko. Mia�em nadziej�, �e Io wr�ci lada chwila, ale tak si� nie
sta�o.
Kiedy sko�czyli�my, spyta�em czarnego cz�owieka, co zamierza zrobi�, on za�
pokaza� mi na migi, �e p�jdzie si� przespa� do swojego pokoju. Powiedzia�em, �e
post�pi�
tak samo i rozeszli�my si�. Po kilku minutach, najciszej jak mog�em, otworzy�em
drzwi
mojego pokoju i ukradkiem wyszed�em. Uczyni�em to w sam� por�, by zobaczy�, jak
czarny
cz�owiek wymyka si� tak samo ze swojego pokoju. U�miechn��em si� i pokr�ci�em
g�ow�, on
za� wyszczerzy� do mnie z�by i razem poszli�my znowu na ten piaszczysty cypel,
gdzie
ko�czy� si� kiedy� most Wielkiego Kr�la, maj�c nadziej� odnale�� tam Io.
Czarny cz�owiek mia� chyba tylko ten jeden cel, ja natomiast, wyznaj�, mia�em
jeszcze inny - chcia�em uwolni� Artayktesa, gdyby tylko nadarzy�a si� okazja.
Zbli�aj�c si� do tamtego miejsca, spotkali�my ostatnich gapi�w z t�umu, kt�rzy
wracali do miasta. Kilku powiedzia�o nam, �e Artayktes umar�. Zatrzyma�em
jednego, kt�ry
wygl�da� na rozs�dnego, i spyta�em, sk�d to wie. Powiedzia�, �e �o�nierze
szturchali
Artayktesa w��czniami bez skutku, a w ko�cu kt�ry� pchn�� go ostrzem w��czni, by
si�
przekona�, czy krew wytry�nie, ale ona pociek�a tylko niczym woda z g�bki,
najwyra�niej
wi�c serce przesta�o bi�.
Czarny cz�owiek dawa� mi znaki, bym spyta� o Io. Zrobi�em to, a cz�owiek,
kt�rego
pytali�my, odpar�, �e jaka� prawie doros�a dziewczyna sta�a z jakim� kulawym
m�czyzn�. Io
nie mo�na chyba uwa�a� za prawie doros�� (pami�tam j� dobrze z naszej porannej
rozmowy)
i gdy szli�my dalej, spyta�em czarnego cz�owieka, czy zna jakiego� kulawego
m�czyzn�.
Pokr�ci� przecz�co g�ow�.
A jednak to by�a Io; pozna�em j� od razu. Tylko ona, jaki� ch�opiec, �o�nierze i
m�czyzna, o kt�rym m�wi� cz�owiek z t�umu, pozostali przy ciele Artayktesa.
M�czyzna
towarzysz�cy Io opiera� si� na szczudle. Spostrzeg�em, �e straci� praw� stop�, a
zast�powa�a
mu j� drewniana tuleja zako�czona palikiem, przymocowana do �ydki rzemieniami na
podobie�stwo sanda�a. P�aka�, a Io usi�owa�a go pocieszy�. Ujrzawszy nas,
pomacha�a nam
jedn� r�k� i u�miechn�a si�.
Powiedzia�em jej, �e �le zrobi�a, okazuj�c niepos�usze�stwo Hyperejdesowi, i
chocia�
nie zbij� jej za to, mo�e to uczyni� Hyperejdes. (Nie powiedzia�em jej tego,
obawia�em si�
jednak, �e m�g�bym go zabi�, gdyby j� bi� zbyt mocno. Potem sam m�g�bym zosta�
zabity
przez �o�nierzy z My�li). T�umaczy�a si�, �e nie chcia�a by� niepos�uszna, ale
kiedy siedzia�a
przed wej�ciem, zobaczy�a tego kulawego m�czyzn�. Wyda� si� jej tak zm�czony i
pe�en
smutku, �e chcia�a go pocieszy�, on za� poprosi�, by go odprowadzi�a, bo jego
drewniana
noga i szczud�o grz�z�y w piasku. Io powiedzia�a, �e nie odesz�a, by przyjrze�
si� egzekucji
Artayktesa - a tego zabroni� jej Hyperejdes - lecz by pom�c kalece, Hellenowi
jak i ona, a
tego Hyperejdes z pewno�ci� nie zabroni�.
Czarny cz�owiek wyszczerzy� z�by, us�yszawszy to, ja jednak musia�em przyzna�,
�e
ma w pewnej mierze s�uszno��. Powiedzia�em kulawemu m�owi, �e powinna wr�ci� z
nami
do domu, ale mo�emy mu pom�c, je�li chce wr�ci� do Sestos.
Skin�� g�ow� i podzi�kowa� mi, a ja podtrzyma�em go r�k�. Musz� przyzna�, �e
zaciekawi� mnie ten Hellen op�akuj�cy jakiego� Meda, kiedy wi�c nieco si�
oddalili�my,
spyta�em, co wie o Artayktesie i czy by� on dobrym cz�owiekiem.
� By� moim dobrym przyjacielem - odpowiedzia� - ostatnim, jakiego mia�em w tej
cz�ci �wiata.
� Czy jednak wy, Hellenowie, nie walczyli�cie z Ludem z Parsy? Co� takiego sobie
przypominam.
Pokr�ci� przecz�co g�ow� i powiedzia�, �e tylko niekt�re miasta prowadzi�y wojn�
z
Wielkim Kr�lem, przy czym kilka z nich uczyni�o to wbrew rozs�dkowi. Doda�, �e
nikt nie
walczy� dzielniej w Cie�ninie Pokoju ni� kr�lowa Artemizja, w�adczyni
helle�skiego miasta
sprzymierzonego z Wielkim Kr�lem. Powiedzia�, �e pod Glin� najdzielniejszymi z
dzielnych
byli je�d�cy ze Wzg�rza, a �wi�ty Hufiec Wzg�rza walczy� a� do ostatniego
cz�owieka.
- Ja pochodz� ze Wzg�rza - powiedzia�a z dum� Io. U�miechn�� si� do niej,
ocieraj�c
oczy.
- Ju� to wiem, moja droga. Wystarczy pos�ucha�, jak m�wisz. Ja pochodz� z wyspy
Zakyntos. Czy wiesz, gdzie ona le�y?
Io nie wiedzia�a.
� To wysepka na zachodzie. Mo�e dlatego, �e jest ma�a, jest tak droga swoim
synom
i tak kochana.
� Mam nadziej� zobaczy� j� kiedy�, panie - powiedzia�a grzecznie Io.
� Ja tak�e - odpowiedzia� kulawy. - Mam nadziej� zobaczy� j� raz jeszcze, kiedy
b�d� m�g� bezpiecznie wr�ci� do ojczyzny.
Zwracaj�c si� do mnie, doda�:
- Dzi�ki za pomoc. Po tej drodze zdo�am ju� p�j��. By�em tak pogr��ony w
my�lach,
�e ledwie go s�ysza�em. Je�li by� rzeczywi�cie przyjacielem Artayktesa (a kt�ry�
Hellen
k�ama�by w takich okoliczno�ciach?), m�g� zna� Ojobazosa, na kt�rego
poszukiwanie
mieli�my wyruszy�. Co wi�cej, m�g� mi pom�c go uratowa�, gdyby to by�o
konieczne. Z
kaleki jest niewielki po�ytek w walce, ale pomy�la�em, �e walka to jeszcze nie
wszystko. Je�li
Artayktes by� jego przyjacielem, musia� uwa�a� go za u�ytecznego.
Maj�c to wszystko na uwadze, zaproponowa�em mu go�cin� w domu, kt�rym
zarz�dza� Hyperejdes. Wyja�ni�em, �e mamy mn�stwo �ywno�ci i troch� dobrego
wina, i
namawia�em go, �eby tam przenocowa�, je�li chce, za zgod� Hyperejdesa.
Podzi�kowa� mi i wyja�ni�, �e nie brakuje mu pieni�dzy. Artayktes przy wielu
okazjach hojnie go wynagradza�. Zatrzyma� si� u pewnej zamo�nej rodziny, gdzie
jest mu
ca�kiem wygodnie.
� Mam na imi� Hegesistratos - powiedzia�. - Hegesistratos, syn Telliasa, chocia�
zwykle nazywaj� mnie Hegesistratem z El idy.
� Ach - powiedzia�a Io - byli�my w Elidzie. Zmierzali�my do... do tego miejsca
na
p�nocy, gdzie kr�l Pauzaniasz sk�ada� ofiar�. Latro tego nie pami�ta, ale
czarny cz�owiek i ja
pami�tamy. Dlaczego m�wi�, �e jeste� z Elidy, skoro naprawd� pochodzisz z
Zakyntos?
� Poniewa� pochodz� tak�e z Elidy - odpar� Hegesistratos.
- M�j r�d stamt�d si� wywodzi, ale to nie jest historia dla dziewcz�t. Nawet
je�li s� to
dziewcz�ta ze Wzg�rza.
- Ja nazywam si� Latro - powiedzia�em. - Wiesz ju� chyba, kim jest Io. �adne z
nas
nie zna imienia naszego przyjaciela - nie m�wimy jego j�zykiem - ale r�czymy za
niego.
Hegesistratos spogl�da� przez chwil� w oczy czarnego cz�owieka i wydawa�o mi
si�, �e to
bardzo d�uga chwila, a potem przem�wi� do niego w obcym j�zyku (chyba w tym,
kt�rym
czarny cz�owiek rozmawia� z kupcem) a czarny cz�owiek odpowiedzia� mu. Potem
dotkn��
czo�a Hegesistrata, a Hegesistratos jego.
- To mowa Aramu - rzek� Hegesistratos. - W tej mowie wasz przyjaciel nazywa si�
Siedem Lw�w.
Byli�my wtedy przy bramie miejskiej, on za� spyta� mnie, jak daleko jeszcze do
domu,
o kt�rym m�wi�em. Okaza�o si�, �e znajdowa� si� on przy nast�pnej ulicy za
murem.
- Moja kwatera mie�ci si� po drugiej stronie rynku - powiedzia�. - Czy mog�
zatrzyma� si� u was i wypi� z wami czark� wina? Chodzenie sprawia mi b�l -
wskaza� na
swoj� okaleczon� nog� - i by�bym naprawd� wdzi�czny za chwil� odpoczynku.
Usilnie go namawia�em, by zosta�, jak d�ugo zechce. Powiedzia�em te�, �e
chcia�bym
us�ysze� jego opini� o moim mieczu.
ROZDZIA� IV
Pomy�lne wr�by
Hegesistratos �ledzi� z muru lot ptak�w. Powiedzia�, �e nasza podr� przebiegnie
pomy�lnie i �e wyruszy z nami. Hyperejdes chcia� wiedzie�, czy znajdziemy, kogo
szukamy,
czy doprowadzimy go do Ksantipposa i jak nas wynagrodzi Zgromadzenie.
Hegesistratos nie
odpowiedzia� na �adne z tych pyta�, lecz odpar�, �e ten, kto m�wi wi�cej, ni�
wie, sam na
siebie zastawia pu�apk�. Porozmawiali�my chwil�, po czym odszed�.
Co� dziwnego si� zdarzy�o, kiedy czarny cz�owiek, Io i ja siedzieli�my z nim
przy
winie. Nie pojmuj� tego, opisz� wi�c wszystko dok�adnie tak, jak by�o, nie
robi�c uwag, a w
ka�dym razie nie robi�c ich wiele.
Kiedy tak sobie rozmawiali�my, coraz bardziej mnie ciekawi�o, co si� dzieje z
moim
mieczem. Widzia�em go rano w skrzyni, kiedy wyjmowa�em czysty chiton, i ponownie
p�niej, gdy pakowali�my z czarnym cz�owiekiem nasze rzeczy, ale wtedy wcale
mnie on nie
obchodzi�. Teraz ledwie mog�em usiedzie� na miejscu. W jednej chwili ba�em si�,
�e mi go
ukradli, w nast�pnej za� by�em pewny, �e jest w nim co� niezwyk�ego, czego
natur� mo�e mi
wyja�ni� Hegesistratos.
Gdy tylko zmiesza�em wino z wod�, wsta�em, poszed�em do swojego pokoju i
wyj��em miecz. Mia�em go w�a�nie poda� Hegesistratowi, kiedy ten uderzy� mnie
szczud�em
w przegub i miecz wypad� mi z r�ki. Czarny cz�owiek zerwa� si�, wymachuj�c
sto�kiem, a Io
zacz�a wrzeszcze�.
Tylko Hegesistratos zachowa� spok�j i nawet nie podni�s� si� z miejsca.
Powiedzia�,
�ebym wzi�� miecz i wsun�� go z powrotem do pochwy. (Musia�em wyci�ga� go
obur�cz,
gdy� tak g��boko wbi� si� w pod�og�). Mia�em wra�enie, �e ockn��em si� ze snu.
Czarny
cz�owiek krzycza� do mnie, wskazuj�c wino, a potem m�wi� co� podniesionym g�osem
do
Hegesistrata, wskazuj�c to na mnie, to na strop.
Hegesistratos powiedzia�:
- On chce, �ebym ci przypomnia�, �e go�� jest �wi�ty. M�wi, �e kara boska spotka
tego, kto zaprosiwszy nieznajomego, bez powodu wyrz�dzi mu krzywd�.
Skin��em g�ow�.
� Latro o wszystkim zapomina - szepn�a Io. - Czasami... Hegesistratos uciszy�
j�
gestem r�ki i powiedzia�:
� Latro, co zamierza�e� zrobi� z tym mieczem? Odpowiedzia�em, �e chcia�em, by go
obejrza�.
� Czy wci�� tego chcesz? Potakn��em g�ow�.
- Dobrze - powiedzia� - w takim razie zrobi� to. Dob�d� go, prosz�, i po�� na
stole.
Zrobi�em, o co prosi�, on za� po�o�y� d�onie na p�azie i zamkn�� oczy. Siedzia�
tak
d�ugo, wystarczaj�co d�ugo, bym m�g� rozetrze� przegub i wypi� wino, zanim
podni�s�
powieki.
- O co tu chodzi? - spyta�a Io, kiedy cofn�� r�ce. Wyda�o mi si�, �e dr�a�.
- Czy jeste�cie �wiadomi, �e bosko�� mo�e by� przenoszona na podobie�stwo
choroby?
Nikt si� nie odezwa�.
- Mo�e tak by�. Dotknijcie tr�dowatego, a przekonacie si�, �e sami jeste�cie
tr�dowaci. Zbielej� wam ko�ce palc�w albo te� pojawi si� plama na podbr�dku czy
policzku,
kt�re potarli�cie palcami. Tak jest i z bosko�ci�. W Kraju Rzeki mo�na spotka�
�wi�tynie,
kt�rych kap�ani po odbyciu s�u�by bo�ej musz� si� obmywa� i zmienia� szaty,
zanim
opuszcz� �wi�tyni�, chocia� najcz�ciej b�g przebywa akurat gdzie indziej. -
Hegesistratos
westchn��. - Ten miecz by� chyba w r�kach kt�rego� z pomniejszych bog�w. -
Spojrza� na
mnie pytaj�co, ale mog�em tylko pokr�ci� g�ow�.
� Czy zabi�e� nim kogo�?
� Nie wiem - odrzek�em. - Przypuszczam, �e tak.
� Zabi�e� kilku Powro�nik�w... - powiedzia�a Io i zakry�a d�oni� usta.
� Zabi� Powro�nik�w? - spyta� Hegesistratos. - Mo�esz mi o tym opowiedzie�?
Zapewniam ci�, �e nie mam w�r�d nich przyjaci�.
� Tylko kilku ich niewolnik�w - wyja�ni�a Io. - Wzi�li nas kiedy� do niewoli,
ale
przedtem Latro i czarny cz�owiek zabili wielu z nich.
Hegesistratos poci�gn�� �yk wina.
� Jak zrozumia�em, zdarzy�o si� to gdzie� daleko st�d?
� Tak, panie. W Krainie Kr�w.
� To dobrze, bo umarli mog� si� pojawia�, zw�aszcza ci, kt�rych zabito tym
mieczem.
Obejrza�em si�, s�ysz�c kroki Hyperejdesa. Zaskoczy� go widok Hegesistrata,
kiedy
jednak przedstawi�em ich sobie, pozdrowi� go i serdecznie powita�.
� Mam nadziej�, �e wybaczysz mi, je�li nie wstan� - powiedzia� Hegesistratos. -
Jestem kalek�.
� Oczywi�cie! Oczywi�cie!
Czarny cz�owiek przyni�s� sto�ek dla Hyperejdesa i ten usiad�.
- Niech dojd� do siebie. Nachodzi�em si� po ca�ym mie�cie. Hegesistratos skin��
g�ow� i rzek�:
- Jestem ci winien jeszcze jedno wyja�nienie. Przed chwil� m�j przyjaciel nazwa�
mnie Hegesistratem z Zakyntos. Prawd� jest, �e tam si� urodzi�em i osi�gn��em
wiek m�ski,
lecz w�a�ciwie nazywam si� Hegesistratos syn Telliasa...
Hyperejdes drgn��.
� ... I bardziej jestem znany jako Hegesistratos z Elidy.
� By�e� wieszczkiem Mardoniosa pod Glin� - powiedzia� Hyperejdes. - Radzi�e� mu,
by nie atakowa�, tak s�ysza�em.
Hegesistratos ponownie skin�� g�ow�.
- Czy w twoich oczach czyni to ze mnie zbrodniarza? Je�eli tak, masz nade mn�
w�adz�. Ci dwaj pos�uchaj� twoich rozkaz�w, a jeden z nich ma miecz.
Hyperejdes wci�gn�� powietrze do p�uc i je wypu�ci�.
� Mardonios nie �yje. My�l�, �e powinni�my zostawi� umar�ych w spokoju.
� S�dz� tak samo, je�li oni tego chc�.
� Gdyby�my szukali zemsty, musieliby�my uwi�zi� niemal wszystkich mieszka�c�w
tego miasta. Kto by go wtedy broni� przed Wielkim Kr�lem? To s�owa samego
Ksantipposa.
Nala�em mu czar� wina, kt�r� ch�tnie przyj��.
- Czy wiecie, jak Zgromadzenie c