9660
Szczegóły |
Tytuł |
9660 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9660 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9660 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9660 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Konopnicka
Jak to ze lnem by�o
Bajka
By� raz kr�l taki, co mia� wielkie kr�lestwo, wszelkiego dobra i bogactwa
pe�ne, tylko �e w nim z�ota nie by�o.
Pola tam by�y wielkie, sady �liczne, od grusz, od jab�oni czerwieniej�ce z
dala, po lasach zwierzyny huk, w ziemi �elaza do��, na powietrzu ptactwo
takie, �e co jedno odleci, to drugie przyleci, byd�a, koni, owiec stada
okrutne, nieprzerachowane, po rzekach ryby jakie tylko, i ma�e, i du�e,
kwiecia te� po ��kach mn�stwo dla kr�lewi�tek ma�ych, co jedno przekwitnie,
to drugie zakwita. Ot, wszelkiej rozkoszy moc wielka! Miasta te� by�y w tym
kr�lestwie znaczne i wojska du�e po zamkach, po wie�ach mocnych, i ludu po
wsiach do��. Ale kr�l niczym si� nie cieszy�, tylko ci�gle markotny by�, �e
z�ota nie ma w jego pa�stwie.
- C� mi po tym zbo�u - m�wi� - albo i po tych lasach, i po tych rybach w
rzece, i po tych stadach wielkich, kiedy ja to wszystko musz� het precz
wywozi� do moich s�siad�w za z�oto, bo go u mnie ni ma. �eby tu u mnie z�oto
by�o, ca�y lud m�j by si� ubogaci�.
Lud jego biedny po wsiach sk�rami si� odziewa� i koszuli na grzbiecie me
mia�, a dopiero sami bogacze z miasta musieli w dalekie kraje posy�a� po
materie drogie, po jedwabie na ubiory swoje.
- By�em tylko z�oto mia� - m�wi� kr�l - to mi ju� niczego nie braknie i memu
ludowi.
Tak wyszed� raz sobie na drog� i chodzi w zamy�leniu wielkim, a drog� kupcy
jad�.
Jak te� zobaczyli kr�la, tak zaraz mu pok�on oddali, towary rozwi�zuj� i
pytaj�, czy czego nie trzeba.
Kr�l pok�on przyj�� grzecznie, towary obejrza�, g�ow� pokr�ci� i m�wi:
- Na nic mi te wasze towary, bo mi tylko jednej rzeczy potrzeba.
Wi�c zaraz si� dopytywa� zacz�li, czego.
- Potrzeba mi z�ota - m�wi kr�l - �eby u mnie w ziemi by�o, �ebym je dobywa�
m�g� i ca�y m�j lud zbogaci�, i siebie.
Zafrasowali si� kupcy, bo tej woli kr�lewskiej nie mogli uczyni�, i
zamilkli.
A by� mi�dzy mmi staruszek jeden, jako ten go��b siwiutki, z brod� po pas, w
bieli ca�y odziany i bardzo m�dry. Ten, widz�c frasunek swoich towarzysz�w i
kr�la, pragn�cego z�ota dla ubogiego narodu, co koszuli na grzbiecie nie ma,
pomy�la�, wyst�pi� naprz�d i rzek�:
- Kr�lu, panie! Mam-ci ja takie siemi� w mieszku, co jak je wiosn� posiej� w
polu, to z�oto ci z niego si� urodzi.
I zdj�� ze swego wielb��da troki, i wyj�� z nich spory mieszek, i przed
kr�lem postawiwszy, rozwi�za�.
Kr�l bardzo si� zadziwi�, �e takie ziarno na �wiecie jest, co z niego z�oto
wyrasta. Onemu kupcowi sygnet pi�kny da� i cho� ten mieszek by� ci�ki, sam
go do zamku swego poni�s�.
Nazajutrz da� wiedzie� w ca�ym pa�stwie, jako w ten a w ten dzie� kr�l sam
b�dzie w polu takie ziarno sia�, co z niego wyro�nie z�oto.
Zadziwowa� si� nar�d ca�y na tak� nowin�, zbiegli si� wszyscy na ono pole
patrze�, jak te� to cudowne ziarno wygl�da. Matki prowadzi�y dzieci, synowie
- ojc�w starych i zesz�a si� ludu wielka, wielka moc.
A� kr�l wyjecha� na siwym koniu w bisior drogi ubranym, z muzyk�, z
tr�baczami i z dworem ca�ym, a za nim sam skarbnik kr�lewski mieszek z
ziarnem ni�s� pod baldachimem z karmazynu, co go czterech pacho�k�w
kr�lewskich trzyma�o. Kiedy wszyscy na skraju pola stan�li, kr�l koron� z
g�owy zdj��, �e to niby prosty siewacz na swej roli staje, i wzi�wszy od
skarbnika mieszek wzd�u� bruzdy pi�knie wyci�gni�tej poszed�, czerpi�c z
mieszka r�k� ono ziarno cudowne i rzucaj�c je w �wie�o zaoran�, czarn�,
pulchn� ziemi�. A tu zaraz za kr�lem brony sz�y, co je najpierwsi panowie w
onym kr�lestwie prowadzili i ten posiew bronowali, jak zwykle �yto albo i
pszenic�, albo insze jakie ziarno. Kiedy ju� pole zasiane by�o i
zabronowane, kr�l koron� zn�w na g�ow� w�o�y� i wr�ci� z wielk� parad� na
zamek sw�j, z dworzanami swymi i z muzyk�, i z tr�bami, i z wielk� uciech�,
�e takie pole z�ota zasianego ma. Min�� dzionek, min�� drugi, kr�l ci�gle z
okna w ono pole pogl�da, czy z�oto nie ro�nie, ale nic.
A� jednego dnia uderzy� deszcz ciep�y z nieba i s�onko po nim przygrza�o.
Patrzy kr�l. a tu na calusie�kim polu co�ci jakby ze ziemi na wierzch si�
par�o. Uradowa� si� bardzo.
- Oho! - m�wi. - Nie zazna teraz m�j nar�d biedy, jak mi si� to z�oto
urodzi. Pole nie takie zasiej� na przysz�� wiosn�, ale dziesi�� razy
wi�ksze.
I chodzi sobie wes� po komnatach, pie�ni sobie �piewa� ka�e, sztuki r�ne
pokazowa� - taki rad.
- Nie b�d� - m�wi - patrze� cho� z tydzie� w pole, a� za��knieje z�oto,
�eby oczy moje uciech� mia�y.
Przeszed� tydzie�. Patrzy kr�l, a tu zamiast ��tego z�ota na calusie�kim
polu �liczna zielono��, jakoby murawa, tak �d�b�o przy �d�ble wzesz�o i do
s�o�ca w g�r� idzie. Zadziwi� si� bardzo w sobie i m�wi:
- My�la�em, �e od razu ��te z�oto r�� b�dzie, a tu ziele� taka.
Ale nic... czeka.
Czeka� tydzie�, czeka� dwa, powyrasta�y �ody�ki r�wniutkie jedna przy
drugiej, jak to wojsko wielkie. Ju� si� i p�czki pozwija�y, ju� i ku
kwitnieniu si� ma. A co kto przejdzie, to si� dziwuje, �e to z�oto tak
ro�nie, jakby jakie zwyczajne ziele. Dworacy kr�c� g�owami, co�ci szepc�,
co�ci mi�dzy sob� radz�. Kr�l patrzy, twarz pogodn� zrobi� i m�wi:
- Nic to! Pewno si� w kwitnieniu ono z�oto oka�e z�otym kwiatem.
Jednego ranka pojrzy. a� tu pole jak d�ugie i szerokie niebieszczy si� tak.
jak to niebo nad ziemi�. Kwiatuszek ko�o kwiatuszka na �ody�ce sterczy, a�
si� w oczach modro od tego robi, jakby w wod� patrza�.
Zadziwi� si� kr�l, w�sa szarpn��, i� tak z�oto ono modro kwitnie, ca�y dzie�
frasobliwie po komnatach chodzi�, wieczerzy je�� nie m�g� i markotny spa�
si� uk�ad�. A� rankiem uderzy� si� w czo�o i m�wi:
- O, ja g�upi! Wszak�e to nie kwiat, ale nasienie b�dzie samo z�oto!
Czego�em si� wczoraj frasowa�?
I pocz�� dobrej my�li by�, i uczt� panom swoim sprawi�, i radowali si�
wszyscy, �e kr�l tak m�drze im to wy�o�y� o nasieniu owym, co z�otem by�
mia�o - i tak wszyscy cieszyli si� spo�em.
Przesz�o lato, z kwiatuszk�w owych modrych poros�y g��weczki, takie
okr�glu�kie. Kr�l idzie w pole. bierze w palce, ogl�da i my�li:
"Ju� te� w tych g��weczkach na pewno z�oto jest: tylko patrze�, jak si� to
posypie".
Rozgni�t� jedn�, patrzy, a� tu takie samo siemi�, jak to, kt�re sia�.
Rozgniewa� si� kr�l bardzo, dw�r ca�y zwo�a�, kaza� to zielsko z ca�ego pola
wyrwa�, kijami zbi�, �e to mu takiego wstydu i zawodu narobi�o, i do wody
cisn��. Pacho�kowie rozkazanie kr�lewskie wype�nili, �ody�ki co do jednej
wyrwali, kijami zbili, a� si� ono nieszcz�sne ziarno posypa�o, w p�ki
powi�zali i do wody wrzucili. Ale �e to ju� ich samych z�o�� wzi�a, wi�c
jeszcze w wod� kamieniami ciskali i tyle tego narzucali, �e si� one �odygi w
p�kach zastanowi�y, z wod� nie posz�y i u brzegu przywalone kamieniami
zosta�y.
Kr�l tymczasem po ca�ym �wiecie szuka� s�a� onego kupca, �eby go straci� za
ten post�pek, �e to takiego monarch� powa�y� si� oszuka�. Tak szukaj� tego
kupca, tak szukaj� - nic!
Kr�l te� zn�w smutny pocz�� bywa�, jako i na pocz�tku, i nieraz sam bez
dworu w zamys�ach r�nych chodzi�, trapi�c si�, �e ludu swego nie m�g�
zbogaci�. Idzie on raz brzegiem rzeki, patrzy - kamieni wielka moc, a spod
nich co�ci sterczy. Zawo�a� pacho�ka, w wod� mu kaza� i�� i czeka. Nied�ugo
pacho�ek wraca i powiada:
- Kr�lu, panie! To� to jest ono zielsko, co mia�o z�oto rodzi� i z pola
wyrwane zosta�o.
A kr�l:
- Jeszcze mi na oczach b�dzie to podle zielsko le�e�? M�j wstyd przypomina�?
We� mi je zaraz i wynie� precz, �ebym go wi�cej nie spotka�!
Ano, poszed� pacho�ek po drugiego, one kamienie odrzucili, p�k �odyg
przegni�ych z wody wydobyli, wynie�li je het, pod las, cisn�li i poszli.
Kupca szukali tymczasem precz po ca�ym �wiecie, wedle kr�lewskiego przykazu.
Kr�l ci�gle si� frasowa�, to tu, to tam je�dzi� po kraju, a co spojrzy na
ten biedny nar�d, co koszuli na grzbiecie nie ma, to si� omal �zami nie
zaleje; takie lito�ciwe serce mia�.
Ano, widz� panowie, �e kr�l taki smutny, tak rada w rad� uradzili, �eby
wyprawi� wielkie polowanie.
Zjechali si� r�ni ksi���ta, r�ni panowie, r�ni dostojni go�cie,
nasprowadzali ps�w. koni. masztalerz�w, psiark�w, �ucznik�w, naprzywozili
luk�w i r�nej brom takiej, �e to ha! r�nych rarog�w, doje�d�aczy
sokolnik�w: polowanie takie, �e to na ca�e kr�lestwo s�awne.
Ucieszy� si� kr�l tym widokiem, rozweseli�, o strapieniu swoim co� nieco�
zapomnia�, bronie r�ne czy�ci� kaza�, sfory ogar�w sforowa�, charty na
smycze bra�, konie ku�baczy�, wozy pod zwierzyn� zaprz�ga�, a� uderzyli
tr�bacze w rogi �osiowe, psiarnie zacz�y ujada�, bicze ino �wista�y w
powietrzu: tu si� soko�y na ca�e gard�o dr�, tu pisk, krzyk, wrzawa taka. �e
to jak na najwi�kszym jarmarku. A� siad� sam kr�l na konia, po bokach mu
ksi���ta i wielcy panowie: pojechali.
Jad�. jad�, przyjechali pod las. Dziwuj� si� go�cie, �e taka knieja g�sta,
pewno i zwierza pe�na, to si� ino psy rw�, ino konie parskaj� kiedy wtem
spojrzy kr�l w bok jako�, a tu na polanie le�� one p�ki �odyg. przez
pacho�k�w z wody dobyte, wysch�e, wymizerowane, sczernia�e.
Kr�l zapali� si� gniewem na twarzy, humor mu si� od razu przemieni�, zawraca
konia, przeprasza go�ci i na powr�t na zamek jedzie.
Tak si� rozgniewa�, �e ledwo tchn��, �owczemu wraca� przykaza� z ko�mi,
wozami i psiarni�, a na pacho�ki swoje krzykn��:
- Hej tam! Zabra� mi to przekl�te zielsko i ot�uc kijami, �eby a� z mego
pa�dzierze posz�y.
I z wielk� pasj� do domu wraca�, a z nim go�cie jego.
A pacho�ki tymczasem, one p�ki �odyg porwawszy, zacz�li je kijami ok�ada�
tak. �e a� z nich pa�dzierze lecia�y. Nalecia� tych pa�dzierzy okrutny
pok�ad, a �odygi a� pobiela�y, jak z nich ta pierwsza surowizna zesz�a.
�odygi na rozstaje rzucili, na krzy�ow� drog�, �eby je s�o�ce pali�o. a
wiatr po �wiecie roznosi�. Le�a�y one �odygi, le�a�y, s�o�ce je pali�o.
wiatr je popl�ta�, ale ich roznie�� nie m�g�, bo za wielka moc tego by�a. A
kupca szukali, precz szukali, tylko znale�� nie mogli.
A kr�l zapomnia� jako� o swoim strapieniu i wybra� si� ze swoim dworem w
drog�. Na siwym koniu jecha�, a za nim rycerze i dw�r, i pacho�ki, i r�na
czelad�, zwyczajnie, jak to si� nale�y do kr�lewskiej wspania�o�ci i osoby.
Jad�, jad�, przyjechali na rozstajne drogi, a� tu ko�, co pod kr�lem szed�,
d�ba stan��. �ci�gn�� go kr�l raz i drugi, ko� szczupakiem chlusn�� przez
drog� w bok i, zapl�tawszy nogi, nie wiedz�c jak, na ziemi� run��.
Uskoczy� kr�l, strzemi� z nogi zrzuciwszy, ale si� okrutnie przel�k�. Zaraz
tu� nadbiegli rycerze i s�udzy, patrz�, w co si� kr�lewski ko� wpl�ta�, a to
w te �odygi, co je pacho�ki na rozstaj rzuci�y. Kr�l, jak by� blady ze
strachu, tak si� zrobi� czerwony od gniewu, czelad� swoj� skrzykn�� i kaza�
precz do trzeciej sk�ry zielsko owo kijami zbi�, a potem je w ogniu spali�.
Czelad� zaraz si� do kij�w porwa�a, one �odygi do trzeciej sk�ry obi�a, tak
�e samo w��kno cienkie i jak srebro takie bielusie�kie zosta�o, i dalej
nosi� na kup�, �eby spali�.
Patrza� na to wszystko kr�l razem z dworem swoim, a� kiedy czelad� g�ownie
zapalone pod one w��kna podk�ada� mia�a, przylecia� pacho�ek i krzykn��:
- Kr�lu, parie! Znale�li�my tego kupca, kt�rego� szuka� rozkaza�.
A tu� zaraz prowadzi�y stra�e onego starca, zwi�zanego, przed kr�lewskie
oblicze.
Kr�l zmarszczy� czo�o i tak srogo wejrza� na pojmanego. �e ca�y dw�r
struchla� i prawie tchn�� nie �mia�. Ale stary ten cz�owiek wcale si� nie
przestraszy� i sam do kr�la spokojnie przyst�piwszy. rzek�:
- Kaza�e� mnie, kr�lu, szuka� jak z�oczy�c� po ca�ym kr�lestwie swoim, a
otom jest. Sam szed�em do ciebie, dowiedziawszy si�, �e mnie potrzebujesz,
bom wpierw w dalekich drogach bywa�, a tu mnie u bram twego miasta stra�
pojma�a. Rozka�, aby odst�pili, a i�bym z tob� sam m�wi�.
Tak m�wi� ten starzec, ale kr�l bardzo by� zagniewany i srogo krzykn��:
- Do ciemnicy ci� wtr�c�, bo� mnie, kr�la i pana. oszuka�, a siemi� owo, z
kt�rego mia�o mi si� urodzi� z�oto, wyda�o tylko zielsko nikczemne, ku
spaleniu zdatne! Patrz! Oto ca�a kupa lego twego z�ota-doda� bior�c si� w
boki z wielk� pasj�.
Starzec popatrza� i rzek�:
- Kr�lu, panie! Kiedy taka wola twoja, abym do ciemnicy szed�, niech mnie do
ciemnicy wiod�: ale tych �odyg nie ka� ogniem wytraca�, tylko je �e mn� w
loch rzuci� daj! A za dwa miesi�ce us�yszysz co nowego o mnie.
Kr�l zezwoli�, a tej�e godziny starca i ca�� kup� owych �odyg siwych cisn�li
do lochu.
By�by tam staruszek niechybnie z g�odu zgina�, ale mu przynosi�a je�� c�rka
dozorcy, m�oda, �liczna i pracowita dziewczyna. Na imi� jej by�o R�zia.
R�zia przychodzi�a co dzie� do lochu ze swoj� prz�lica, na kt�rej prz�d�a
jedwab dla bogatej pani, i czeka�a, a� si� staruszek posili. Pewnego dnia
nam�wi� j� �w wi�zie�, �e zamiast jedwabiu naskuba�a w��kienek z onego
zielska, nawin�a na prz�lic� i zacz�a prz���. Ze �art�w, ot, bo my�la�a,
�e z tego nic nie b�dzie.
Tymczasem patrzy, a tu r�wniute�ka niteczka snuje jej si� a snuje, a�
wrzeciono furczy. Zadziwi�a si� bardzo, a �e jej jedwabiu ju� brak�o,
zacz�a one w��kienka prz���. Kiedy ju�. tego du�o naprz�d�a, rzek� jej
staruszek:
- Id� teraz do domu i tak jak z jedwabiu tkasz, tak i t� prz�dz� utkaj.
R�zia us�ucha�a staruszka. Na warsztacie z owej prz�dzy postaw naci�gn�a,
potem pi�knie w poprzek cewk� zasnu�a i zrobi�a... p��tno.
Kiedy to w�a�nie by�o gotowe, przyszed� urz�dnik kr�lewski patrze�, czy on
stary wi�zie� jeszcze �yje. Zadziwi� si�, �e staruszce laki �wawy, wi�c
powiada do niego:
- Pro�, o jak� chcesz �ask�, bo dzi� kr�lewska c�rka za m�� idzie.
Wtedy �w staruszek m�wi:
- Dobrze. Chcia�bym kr�lewnie podarunek weselny da� i dlatego prosz�, abym
przed kr�la by� stawiony.
Ano. urz�dnik wypu�ci� go z lochu i pod stra�� do kr�la przywi�d�.
pojrzy stary, a tu wielka moc pa� i pan�w, kr�lewna jak lilia, pan m�ody jak
s�o�ce, muzyka gra, ko�acze a� pachn�, pachol�ta kwiatami drog� �ciel�.
Zmarszczy� kr�l czo�o na starego pojrzawszy, ale �e to w takie gody gniewa�
si� nie m�g�, wi�c pyta, z czym tu przychodzi.
- Z podarunkiem dla kr�lewny - m�wi staruszek i rozwija przed kr�lem
�licznie utkane p��tno, kt�re R�zia, nauczona przez niego, wybieli�a na
rosie i s�o�cu.
- C� to takiego jest? - rzek� kr�l ciekawie.
- Kr�lu, panie! To�-ci jest owo z�oto, kt�re z owego siemienia, com ci je
da�, wyr�� mia�o. Len to by�, ubogiego narodu bogactwo, com go z ziemi
twojego kr�lestwa doby� chcia�. Kaza�e� go topi�? Dobrze� uczyni�, bo jego
�ody�ki w wodzie odmi�kn�� musz�. Kaza�e� go z wody precz cisn��? Dobrze�
uczyni�, bo go trzeba suszy�. Po mokni�ciu owym kaza�e� go kijami z
pa�dzierzy obi�? Dobrze� uczyni�, bo t� z�� pa�dzierz obi� trzeba z �odygi,
�eby j� uprawi�. Kaza�e� je za� powt�rnie kijami obija�? I to� dobrze
uczyni�, bo do trzeciej sk�ry len obi� trzeba i kijem go wy�ama�, �eby do
w��kna si� dosta�. Kaza�e� mnie do lochu wrzuci�? I to� dobrze uczyni�, bo
mnie tam �ywi�a dobra dziewczyna, kt�r�-m oto nauczy�, jak si� w��kno lniane
prz�dzie i na p��tno tka. A los tylko �le uczyni�, �e� to wszystko robi� w
gniewie i nie z wyrozumienia, ale z zapalczywo�ci. �e to jednak taki dzie�
szcz�liwy dzi� jest w twojej kr�lewskiej rodzinie, wi�c ci z serca krzywd�
moj� odpuszczam, a na r�ce kr�lewny ten oto dar sk�adam. Kr�lewna niech ka�e
po wsiach len sia� i tak go sprawi� z rozwag� i mi�o�ci�, jake� go ty.
kr�lu, z gniewem sprawia�. a z p��tna niech da koszule dla wszystkich sierot
i niemocnych szy�, co jest wi�cej ni� z�oto, bo jest poratowanie ub�stwa i
niedostatku.
Sko�czy� stary, a kr�l s�ucha� jeszcze i a� na twarzy ze wstydu si� mieni�,
�e tak ukrzywdzi� nies�usznie cz�owieka. A za� potem wsta�, starca w ramiona
wzi��, przeprosi� i ko�o siebie posadziwszy rzek�:
- Dzi�kuj� ci. m�j ojcze, �e� mi to uczyni�, czego moje niespokojne ch�ci
uczyni� nie mog�y. Z�ota chcia�em, a ty� mi lepsz� rzecz dal. bo w z�ocie
mo�ni tylko by chodzili, a w tym lnie oto ca�y lud m�j ubogi chodzi� b�dzie.
I zaraz da� kraja� koszule z p��tna onego i sierotom rozdzieli�, z czego
wielka rado�� by�a w ca�ym kraju.