9630
Szczegóły |
Tytuł |
9630 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9630 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9630 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9630 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Angela Carter
MAGICZNY SKLEP Z ZABAWKAMI
Tytu� orygina�u:
THE MAGIC TOYSHOP
(t�um, Maciej �wierkocki)
199
I
Tego lata, kiedy Melania sko�czy�a pi�tnasty rok �ycia, odkry�a wreszcie, �e jest istot� z krwi i
ko�ci. O, moja Ameryko, moja nowa ziemio. Melania wyruszy�a w egzaltowany rejs:
podr�owa�a po sobie, pokonywa�a cielesne �a�cuchy g�rskie i penetrowa�a wilgotn� obfito��
swych tajemnych dolin, jak jaki� Cortez, Vasco da Gama, czy Mungo Park fizjologii. Godzinami
przypatrywa�a si� swemu nagie mu odbiciu w lustrze na drzwiach szafy - wodzi�a palcem wzd�u�
wytwornej konstrukcji klatki piersiowej, gdzie w g��bi trzepota�o jej serce niczym ptak pod
kocem, a potem rysowa�a palcem d�ug� lini� od mostka po p�pek (przypominaj�cy jakby
tajemnicz� jaskini� czy grot�) i pociera�a d�o�mi �opatki, podobne do p�czk�w z�o�onych
skrzyde�. Potem zaczyna�a si� wi�, obejmowa�a si�, �mia�a, a czasem robi�a m�ynki i stawa�a na
r�kach z czystej rado�ci rozci�gliwego zdumienia, �e nie jest ju� ma�� dziewczynk�.
Pozowa�a r�wnie� przed lustrem niby modelka, u�ywaj�c przy tym r�nych rekwizyt�w.
Jako prerafaelitka czesa�a swoje d�ugie, czarne w�osy z przedzia�kiem po�rodku i pozwala�a im
sp�ywa� swobodnie w d�, a p�niej przygl�da�a si� sobie w zadumie, trzymaj�c pod brod�
zerwan� w ogrodzie lili� i zaciskaj�c kolana. Pozuj�c a la Toulouse-Lautrec, zarzuca�a sobie
w�osy na twarz, jak dziwka, siada�a na krze�le z szeroko rozsuni�tymi nogami, a u st�p stawia�a
misk� z wod� i k�ad�a r�cznik. Zawsze, kiedy pozowa�a dla Lautreca, czu�a si� wyj�tkow�
nikczemnic�, cho� oddawa�a si� fantazjom, w jakich mog�aby �y� w jego czasach (by�a tancerk�
albo modelk� i karmi�a okruchami chleba wr�bla w oknie na jakim� paryskim poddaszu). W tych
rojeniach pomaga�a mu i kocha�a go. Litowa�a si� nad nim, albowiem by� zarazem kar�em i
geniuszem.
Dla Tycjana albo Renoira by�a za chuda, nadawa�a si� jednak na blad�, smuk�� Wenus
Cranacha - owija�a wtedy g�ow� kawa�kiem firanki, a na szyj� wk�ada�a sznur pere�
hodowlanych, kt�re dosta�a w prezencie na bierzmowanie. Gdy przeczyta�a �Kochanka lady
Chatterley�, nazbiera�a w tajemnicy niezapominajek, kt�re powplata�a potem we w�osy �onowe.
U�ywa�a te� firanek jako materia�u na koszule nocne, kt�re mog�yby jej pos�u�y� w
wymarzon� noc po�lubn�. Przeistacza�a si� w pi�knie opakowany prezent dla wyimaginowanego
pana m�odego, bra�a prysznic i czy�ci�a ukochanemu z�by w ogromnej hiper�azience przysz�o�ci,
w jednym z miast, w kt�rych sp�dza si� zazwyczaj miesi�c miodowy, jak na przyk�ad Cannes.
Albo Wenecja. Albo Miami Beach. Tak bardzo pragn�a, by jej luby przeskoczy� dziel�c� ich
barier� czasoprzestrzeni, �e czu�a niemal na policzkach jego oddech i s�ysza�a matowy g�os,
m�wi�cy �kochanie�.
W gotowo�ci dla niego ods�ania�a swoj� d�ug�, marmurowobia�� nog� a� po udo
(zapomina�a czasem o marzeniach, gdy j� napina�a i wypr�a�a, poch�oni�ta nagle zwierciadlan�
gr� mi�ni), a potem mocno naci�ga�a firank�, badaj�c obanda�owany kszta�t swych ma�ych,
twardych piersi. By�a rozczarowana ich wielko�ci�, ale uwa�a�a, �e ostatecznie nie s� takie z�e.
Dzia�o si� to wszystko za zamkni�tymi drzwiami jej niewinnej, pastelowej sypialni, gdzie
z poduszki spogl�da� na ni� paciorkami oczu pluszowy mi� Edward, (kt�rego wyd�ty brzuszek
kry�a pasiasta pi�ama), a w kurzu pod ��kiem le�a�a roz�o�ona ok�adk� do g�ry �Lorna Doone�.
Oto, co robi�a Melania tego lata, w roku pi�tnastych urodzin, je�eli nie liczy�, �e pomaga�a
ponadto w zmywaniu naczy� i opiekowa�a si� m�odsz� siostr�, �eby ta nie postrada�a �ycia
podczas zabaw w ogrodzie.
Pani Rundle s�dzi�a, �e Melania uczy si� w swoim pokoju. Powiedzia�a jej, �e powinna
cz�ciej za�ywa� �wie�ego powietrza, bo wtedy wyro�nie na dorodn� dziewczyn�. Melania
odpar�a, �e za�ywa mn�stwo �wie�ego powietrza, kiedy za�atwia dla niej sprawunki, a poza tym
uczy si� przy otwartym oknie. Ta odpowied� najwidoczniej ca�kowicie zadowoli�a pani� Rundle,
albowiem nie porusza�a wi�cej tego tematu.
Pani Rundle - gruba, stara i brzydka - nigdy nie by�a m�atk�; u�ywan� przez kobiety
zam�ne form� �pani� sprezentowa�a sobie tak zwanym jednostronnym aktem prawnym na swoje
pi��dziesi�te urodziny. S�dzi�a, �e w miar� jak kobieta si� starzeje, forma ta przydaje jej znamion
godno�ci osobistej. Ponadto pani Rundle zawsze bardzo chcia�a wyj�� za m��. Na staro�� pami��
i wyobra�nia zlewaj� si� ze sob�, a granice mentalnego �wiata pani Rundle zaczyna�y si� w�a�nie
zaciera�. Siadywa�a czasem w ciep�ym fotelu przy kominku, gdy dzieci le�a�y ju� w ��kach, a
ona mia�a nareszcie czas dla siebie, by w rozmarzeniu wymy�la� nawyki i zachowania m�a,
kt�rego nigdy nie zazna�a. Wst�ga pary z jej wieczornej fili�anki herbaty uk�ada�a si� w kszta�t
jego twarzy, a pani Rundle pozdrawia�a go serdecznie.
Mia�a w�ochate pieprzyki i wielkie sztuczne z�by. M�wi�a ze staro�wieckim, sztucznym
patosem, jak ksi�na w farsie z Whitehall. By�a ich gospodyni�. Przywioz�a ze sob� kota. Czu�a
si� tu jak we w�asnym domu. Mia�a si� opiekowa� Melani�, Jonatanem i Wiktori�, dop�ki mama
i tata bawi� w Ameryce. Mama dotrzymuje tatusiowi towarzystwa. Tatu� je�dzi po Stanach z
wyk�adami.
- Swykadami! - zapia�a pi�cioletnia Wiktoria, wal�c �y�k� w st�.
- Doko�cz pudding, kochanie - powiedzia�a pani Rundle.
Pod jej rz�dami jedli du�o chlebowego puddingu. Pani Rundle przyrz�dza�a zwyk�y i
�wi�teczny pudding chlebowy, z porzeczkami lub rodzynkami, albo bez, b�d� te� i z jednym, i z
drugim - tworzy�a te� w�asne warianty podstawowego przepisu na pudding chlebowy, z
wykorzystaniem marmolady, daktyli, fig, d�emu z czarnej porzeczki i duszonych jab�ek.
Wykazywa�a w tej pracy prawdziwe mistrzostwo. Czasami jadali te� pudding na podwieczorek,
na zimno.
Melania w ko�cu zacz�a si� ba� puddingu. Wystraszy�a si�, �e je�li b�dzie go je�� za
du�o, utyje, nikt si� w niej nie zakocha i umrze dziewic�. Widzia�a w snach gargantuiczn�
Melani�, spasion� na puddingu i wzd�t� niby topielec, a wtedy budzi�a si�, zlana potem ze
strachu. Przesuwa�a tam i z powrotem �mierciono�ny pudding �y�k�, chytrze spychaj�c
wi�kszo�� swojej porcji na talerz Jonatana, kiedy pani Rundle odwraca�a si� do nich szerokimi
plecami. Jonatan poch�ania� go metodycznie, cho� g��wnie przez nieuwag�.
Jad� niczym �lepa si�a natury, przebijaj�c si� przez zwa�y jedzenia jak przeje�d�aj�cy
przez �cian� domu czo�g. Jad� dop�ty, dop�ki nie by�o ju� nic wi�cej do spo�ycia - wtedy
przestawa�, odk�ada� starannie n� i widelec albo �y�k� i widelec, wyciera� buzi� chusteczk� i
odchodzi� skleja� modele statk�w. Tego lata, kiedy Melania obchodzi�a pi�tnaste urodziny,
Jonatan sko�czy� dwunasty rok �ycia i poch�ania�o go klejenie modeli statk�w.
By� drobnym, perkatonosym, jasnow�osym ch�opcem w ubranku z szarej flaneli i szkolnej
czapce, a na jednym albo drugim kolanie mia� zawsze za sklepiony, �uszcz�cy si� ju� strupek.
Skleja� modele statk�w z plastikowych zestaw�w, malowa� je skrupulatnie i olinowywa�, a potem
rozstawia� po ca�ym domu na p�kach i kominkach, gdzie m�g� im si� od czasu do czasu
przygl�da�. By�y to wy��cznie modele statk�w �aglowych.
Zbudowa� ju� model tr�jmasztowca H.M.S. �Beagle�, a tak�e H.M.S. �Bunty�, H.M.S.
�Victory� i H.M.S. �Thermopylae�. Tego lata d�onie ci�gle lepi�y mu si� od kleju. W oczach mia�
nieobecne spojrzenie, jak gdyby nie widzia� rzeczywistego �wiata, a tylko b��kitne morza i wyspy
kokosowe; w�r�d nich �eglowa�y wiecznie statki, kt�re ju� kiedy� zwodowa�. Niczym Lataj�cy
Holender, Jonatan przemierza� w wyobra�ni nieznane morza pod rozpostartym niby �ab�dzie
skrzyd�a p��tnem, opieraj�c stopy na rozko�ysanych, przesyconych sol� deskach i nie schodz�c
nigdy na suchy l�d. Da�o si� zauwa�y�, �e chodzi jakby marynarskim krokiem, ale nikt na to nie
zwa�a�.
Nie zwraca�o te� niczyjej uwagi, �e Jonatan nikogo nie widzi, poniewa� jego oczy kry�y
grube, okr�g�e szk�a, przypominaj�ce denka od butelek. W otoczeniu rzeczy z tego �wiata by�
bardzo kr�tkowzroczny. Ze wzgl�du na okulary, czapk� uczniowsk� i strupy na kolanach
wygl�da� jak jeden z tych ch�opc�w, kt�rych od razu kojarzy si� z nastoletnimi detektywami,
Normanem i Henrym Bonesem, [Nonnan i Henry Bonesowie - bohaterowie s�uchowisk dla dzieci
nadawanych w BBC i ksi��ek Anthony'ego C. Wilsona (przyp. t�um.).] Zmyleni wygl�dem
Jonatana, rodzice zape�niali mu p�ki ksi��kami o Bigglesie, [Biggles - bohater popularnych
przed wojn� w Anglii ksi��ek m�odzie�owych W. E. Johnsa, lotnik i detektyw (przyp. t�um.).]
kt�re, nigdy nie otwierane, obrasta�y tylko kurzem.
U progu lata Melania wykrad�a z jego pokoju sze�� ksi��ek, kupi�a tani bilet
wycieczkowy, wywioz�a ksi��ki do miasta i sprzeda�a w antykwariacie, �eby za zdobyte w ten
spos�b fundusze zakupi� sztuczne rz�sy. P�aka�a jednak z b�lu, gdy pr�bowa�a je bezskutecznie
za�o�y�, a niepos�uszne rz�sy wy�lizgiwa�y jej si� z r�k, spadaj�c na toaletk� ni czym okropne,
w�ochate g�sienice, obdarzone w�asnym z�owrogim �yciem, kt�re oskar�a�y j� milcz�co:
�Z�odziejka! Z�odziejka!� By�y zdradliwe, jako owoce grzechu. Melania czu�a si� winna i spali�a
je w rzadko u�ywanym kominku w swojej sypialni. By�o dla niej oczywiste, �e nie mo�e nosi�
tych rz�s, poniewa� dokona�a kradzie�y, �eby zdoby� pieni�dze na ich zakup. Tego lata w
Melanii w og�le rozbudzi�o si� silne poczucie winy.
Za to Wiktoria wcale go nie mia�a. Nie mia�a �adnych uczu�. By�a okr�g�ym, z�otym
go��bkiem, kt�ry od czasu do czasu pogruchiwa�. Tarza�a si� w s�o�cu i rozrywa�a na strz�py
motyle, je�li uda�o jej si� jakiego� z�apa�. By�a lili� poln�, kt�ra nie zna trudu ni znoju, cho�
wcale nie jest pi�kna. Pani Rundle �piewa�a jej r�ne stare piosenki - �wiat�a nabrze�a m�wi� mi,
�e odje�d�asz i �e w Pikardii kwitn� r�e, ale takiej r�yczki jak ty nie ma nigdzie - a Wiktoria
chichota�a, siedz�c na jej kolanach, i wyci�ga�a pi�stk� w kszta�cie sze�cianu do kota pani
Rundle. Kot pani Rundle by� korpulentnym, zadzieraj�cym nosa Mruczkiem. Gdy siedzia�,
wielko�ci� i kszta�tem przypomina� okr�g�y, pokryty futrem stolik. By� mo�e pani Rundle
karmi�a go resztkami puddingu chlebowego.
Kot przysiada� cz�sto na kapciach pani Rundle (��tych filcowych kapciach z czerwonymi
pomponami), a ona �piewa�a Wiktorii piosenki i robi�a na drutach.
- Co robisz? - interesowa�a si� Wiktoria.
- Sweter.
- Sfetej - przekr�ca�a z zadowoleniem dziewczynka.
- Dlaczego ten sweter jest czarny, pani Rundle? - spyta�a kiedy� Melania, id�c do lod�wki
po sok pomara�czowy z lodem. Jak to latem, mia�a nagie stopy.
- W moim wieku zawsze jest, po kim nosi� �a�ob� - odpowiedzia�a z westchnieniem pani
Rundle. - Je�li nie teraz, to raczej wcze�niej ni� p�niej. - W tym ostatnim s�owie przeci�ga�a
niezwykle g�osk� �u�, jak gdyby jej d�wi�k rozp�aszczy� walec parowy: �p������niej�. -
Zazi�bisz si� na �mier�, kochanie, chodz�c boso po kamiennej posadzce.
Kostki lodu zadr�a�y w d�oni Melanii.
- Zna pani wielu zmar�ych?
- Sporo - powiedzia�a pani Rundle i zacz�a spuszcza� oczka.
- �mier� wydaje mi si� niepoj�ta - powiedzia�a powoli Melania w poszukiwaniu
odpowiedniego s�owa.
- To zupe�nie zrozumiale w twoim wieku.
- �piewa�! - za��da�a Wiktoria, b�bni�c lizakami �apek po obci�gni�tych czarnym
jedwabiem kolanach pani Rundle, kt�ra pos�usznie podnosi�a g�os.
Melania wyobra�a�a sobie, �e �mier� jest pomieszczeniem, jakby piwnic� bez �wiat�a, w
kt�rej zamyka si� ludzi.
Co mi si� przydarzy, zanim umr�? - my�la�a. - Najpierw dorosn�. Potem wyjd� za m��. A
przynajmniej mam tak� nadziej�. Och, by�oby straszne, gdybym nie wysz�a za m��. Szkoda, �e
nie mam ju� czterdziestu lat i wszystkiego za sob� i �e nie wiem, co mi si� przytrafi do tego
czasu.
Wplata�a stokrotki w swoje d�ugie w�osy i przygl�da�a si� sobie w lustrze, jak gdyby by�a
fotografi� w albumie nale��cym do doros�ej Melanii. �Ja w wieku pi�tnastu lat�. Dalej
nast�powa�y zdj�cia jej dzieci w mundurkach skaut�w lub przebraniach Indian. Psy dzieci.
Uchwycone po�piesznie na kliszy wakacje z przysz�o�ci. Wiaderka i �opatki. Piasek w butach.
Torquay? Czy to b�dzie w Torquay? W Bournemouth (w Chine)? W Scarbrough? �Bo tam jest
takie zdrowe powietrze�? Czy nigdy nie b�dzie to na przyk�ad Wenecja? A ich psy, czy b�d� to
teriery Yorkshire, czy raczej psy corgi? Czy mo�e szlachetne, sokolonose charty afga�skie albo
para bia�ych chart�w my�liwskich na z�otym �a�cuchu?
- Nie zgadzam si�, �eby by�o zwyczajne - powiedzia�a do stokrotkowej dziewczyny o
du�ych br�zowych oczach. - Nie. Bogate. Musi by� bogate. - Mia�a na my�li swoje przysz�e
�ycie. Stokrotka z jej w�os�w spad�a na pod�og� niczym szyderczy znak niebios.
Na razie mieszkali wszyscy w wielkim domu na wsi, gdzie ka�dy mia� w�asn� sypialni� i
wystarcza�o jeszcze miejsca dla go�ci, gdzie na polu pas� si� szetlandzki kuc, a za oknem ros�a
jab�o�, podtrzymuj�ca palcami swych ga��zi ksi�yc, kt�ry Melania widzia�a, le��c w ��ku. Jego
funkcj� pe�ni�a jednoosobowa otomana z materacem Dunlopillo i bia�ym pikowanym
zag��wkiem. Spa�a w po�cieli w paski.
Dom by� wolno stoj�cy, z czerwonej ceg�y, o edwardia�skich kalenicach, i sta� na jednym
czy dw�ch akrach ziemi. Pachnia� lawendow� past� do mebli i pieni�dzmi. Melania
wychowywa�a si� w zapachu pieni�dzy, nie dostrzega�a, wi�c, w jaki spos�b przesyca on
powietrze, kt�rym oddycha�a, wiedzia�a jednak, �e widocznie jej si� poszcz�ci�o, skoro jest
w�a�cicielk� posrebrzanej szczotki do w�os�w, radia tranzystorowego oraz marynarki i sp�dnicy
z usztywnionego surowego jedwabiu, uszytych na miar� przez krawcow� matki. By� to
wyj�ciowy str�j Melanii, w kt�rym chodzi�a w niedziel� do ko�cio�a.
Ojciec chcia�, by do ko�cio�a w niedziele chodzi�a ca�a rodzina. Czasami czyta� lekcje,
je�li akurat by� w domu. Urodzi� si� w Salford, a poniewa� o Salford nie musia� ju� my�le�, lubi�
czasami odgrywa� dziedzica, w�a�ciciela ziemskiego. Tego lata chodzili do ko�cio�a z pani�
Rundle. By�a bardzo pobo�na. Bra�a ze sob� w�asny czarny, p�katy modlitewnik, rozsiewaj�cy
stare, zasuszone kwiaty i listki paproci, je�li podnosi�a go zbyt nieostro�nie. Wiktoria siedzia�a na
pod�odze w nawie ko�cielnej, leniwie �owi�c zeschni�te ro�liny, sp�ywaj�ce z modlitewnika pani
Rundle. Gaworzy�a. Niekiedy dosy� g�o�no. Czy Wiktoria jest niedorozwini�ta? - zastanawia�a
si� Melania. - Czy b�d� musia�a zosta� w domu i pom�c mamie opiekowa� si� ni�? Czy nigdy
nie b�d� �y�a w�asnym �yciem?
Wiktoria... pani Rochester, [Pani Rochester - posta� z powie�ci �Dziwne losy Jane Eyre�
Charlotte Bronte, ob��kana kobieta, kt�r� m�� ukrywa w domu przed lud�mi (przyp. t�um.).]
przera�aj�ca tajemnica sypialni, rozpromieniona, bezmy�lnie bawi si� klockami, prostymi
zabawkami konstrukcyjnymi i drewnianymi uk�adankami, wpychaj�c swoj� nieprzyzwoicie
dzieci�c� twarz mi�dzy s�upki w balustradzie schod�w, �eby gaworzy� do onie�mielonych go�ci.
Ulubionym hymnem Jonatana by� hymn �Przedwieczny ojcze, kt�ry� mocen zbawi�.
Kiedy zgodnie z przyrzeczeniem danym ojcu Melanii przychodzi� czasem ich przypilnowa�
pastor, blady m�czyzna, kt�ry lubi� �owi� ryby i opowiada� blade anegdoty o rybakach ludzi,
Jonatan szarpa� go zawsze gwa�townie za skraj sutanny i ��da�, �eby w nast�pn� niedziel�
za�piewali �Przedwieczny ojcze, kt�ry� mocen zbawi�.
- Zobaczymy - odpowiada� wikary, zmieszany natarczywym blaskiem okular�w Jonatana.
Jedz�c niedzielne �niadanie i ubieraj�c si�, Jonatan dr�a� z t�umionej niecierpliwo�ci. Ale
zazwyczaj nie �piewano tego hymnu. Nadzieja znika�a, kiedy Jonatan ogl�da� numery hymn�w,
wywieszane w drewnianych wyci�ciach na �cianie. Wst�powa� wtedy na pok�ad herbacianego
klipera �Cutty Sark� albo H.M.S �Bunty� i odp�ywa�, p�dzony silnym wiatrem, wzdymaj�cym
�agle. Kierowa� statek na b��kitne, bardzo b��kitne morze, by zabli�ni� ran�. Pastor go zdradzi�.
Wepchnijcie mu w gard�o marynarski r�g. Na bezanmaszt z nim i zostawcie go tam na
ca�y dzie� - nagiego, na ca�y d�ugi, tropikalny dzie�. Niech posmakuje masztu.
Melania modli�a si�: �Prosz� Ci�, Bo�e, pozw�l mi wyj�� za m��. Albo lepiej pozw�l mi
uprawia� seks�. Przesta�a wierzy� w Boga, kiedy sko�czy�a trzyna�cie lat. Pewnego ranka
obudzi�a si�, a Jego po prostu nie by�o. Chodzi�a do ko�cio�a, by sprawi� ojcu przyjemno��, ale
modli�a si� o rozmaite rzeczy, wykorzystuj�c zar�wno magiczn� ko�� kurczaka, jak i w�asne
kolana. Zdumiewaj�ca by�a modlitwa pani Rundle: �Prosz� Ci�, Bo�e, pozw�l mi pami�ta�, �e
by�am m�atk�, jak gdybym naprawd� by�a kiedy� m�atk�. - Wiedzia�a, bowiem, �e Pana Boga
nie wywiedzie w pole swoim jednostronnym aktem prawnym. - Albo przynajmniej - ci�gn�a
dalej - pozw�l mi pami�ta�, �e uprawia�am kiedy� seks�. Tyle tylko, �e ujmowa�a to mniej
dosadnie. W czasie mszy pani Rundle zapomina�a si� czasem, dumaj�c, jak si� ma piecze�
wo�owa i ziemniaki, pozostawione w piecu. Ale zawsze przeprasza�a za to Pana Boga, wracaj�c
do niego my�lami.
Ani Jonatan, ani Wiktoria nie modlili si�, poniewa� nie mieli, o co. Wiktoria obrywa�a z
podn�k�w fr�dzle i zjada�a je.
Melania mia�a pi�tna�cie lat, by�a pi�kna i nigdy jeszcze nie um�wi�a si� na randk� z
ch�opcem, cho� na przyk�ad taka Julia wysz�a za m�� i umar�a z mi�o�ci, maj�c lat czterna�cie.
Melania czu�a, �e si� starzeje. �ciskaj�c w d�oniach swoje nagie piersi o r�owych koniuszkach,
przypominaj�cych ruchliwe noski bia�ych kr�lik�w, Melania my�la�a: fizycznie jestem zapewne
w najwi�kszym rozkwicie i od tej chwili moje cia�o mo�e si� ju� tylko psu�. Albo dojrzewa�. Ale
nie bardzo lubi�a my�le�, �e jej cia�o chyba wcale nie jest jeszcze doskona�e.
Pewnej nocy mia�a trudno�ci z za�ni�ciem. By� koniec lata. Czerwony, spuchni�ty ksi�yc
pomrugiwa� znad jab�oni i nie pozwala� jej spa�. Parzy�o j� ��ko. Odczuwa�a sw�dzenie. Kr�ci�a
si� i wierci�a, poprawia�a poduszk�. Bezsenno�� ��dli�a jej sk�r�, a nerwy Melanii by�y tak
napi�te, jak podczas koncertu na sto no�y, zgrzytaj�cych na raz po stu talerzach. W ko�cu nie
mog�a ju� d�u�ej tego znie�� i wsta�a.
Dom by� ci�ki od snu, ale Melania - zupe�nie rozbudzona. Odczuwa�a dziwne
podniecenie, �e ona jest na nogach, kiedy inni �pi�. Wyobrazi�a sobie, �e z ich sennych ust
wydobywaj� si� szeregi zetek - zzzzzz... - kt�re jak pszczo�y pobzykuj� sennie po ca�ym domu.
Wesz�a leniwie do pustego pokoju rodzic�w. Buty pod ��kiem czeka�y cierpliwie na powr�t n�g
jej matki, pusta puszka po tytoniu, wyschni�ta z t�sknoty, czeka�a na ojca, �eby wr�ci� i wyrzuci�
j� do �mieci. Ksi�yc o�wietla� ca�y pok�j. Bia�a szyde�kowa narzuta, le��ca na szerokim, niskim
��ku, �wieci�a w promieniach ksi�yca brzemiennym blaskiem. Na tym wielkim, luksusowym
pos�aniu, przypominaj�cym �o�e s�awnej gwiazdy filmowej, sypiali jej rodzice.
Pochylaj�c si� nad wie�cz�cym wezg�owie wiklinowym sercem, Melania usi�owa�a sobie
wyobrazi�, jak jej rodzice si� kochaj�. S�dzi�a, �e wykazuje si� odwag�: my�l�c o tym w tak
gor�c� noc. Bardzo chcia�a sobie wyobrazi� ich nagie u�ciski na tym ��ku, ale widzia�a zawsze
matk� w czarnym kostiumie, w kt�rym ta je�dzi�a do miasta, ojca za� we w�ochatej tweedowej
marynarce ze sk�rzanymi �atami na �okciach, kt�ra wraz z fajk� stanowi�a jego znak Finnowy.
Kiedy to robili, fajka tkwi�a w kieszonce na ojcowej piersi. Cho� bardzo chcia�a, nie potrafi�a
wyobrazi� sobie nago�ci rodzic�w. Kiedy my�la�a o ojcu i matce, ubrania zdawa�y si� cz�ci� ich
cia�, jak w�osy albo paznokcie u n�g.
Zw�aszcza matka stroi�a si� przesadnie, by�a kobiet� ubran� od st�p do g��w, nosi�a
po�czochy bez wzgl�du na pogod� i zawsze wk�ada�a r�kawiczki i kapelusz, gotuj�c si� na
wycieczk�. Na obraz matki kochaj�cej si� z m�czyzn� nak�ada� si� Melanii br�zowy aksamitny
kapelusz z szerokim rondem i zwini�t� z boku czarn� r� ze wst��ki. Melania pami�ta�a, �e
kiedy by�a ma�a i matka tuli�a j� do siebie, obj�cia t�umi�a zawsze jaka� tkanina: we�na, bawe�na
albo len, w zale�no�ci od pory roku. Matka na pewno urodzi�a si� ju� ubrana, mo�e w
eleganckim, dopasowanym czepku, wybranym z reklamy w jakim� po�yskliwym czasopi�mie:
�Oto, co nosi w tym roku ka�dy dobrze ubrany embrion�. A tata - tata zawsze by� taki sam, tweed
i tyto�, nic, tylko tyto�, tweed i ta�ma do maszyny. Tata sk�ada� si� z tych trzech element�w.
Zdj�cie �lubne rodzic�w wisia�o nad kominkiem, na kt�rym w �wietle ksi�yca znajome
przedmioty wydawa�y si� dziwne i egzotyczne. Na przyk�ad poz�acany zegar francuski, kt�ry
pokazywa� rodzicom czas i stan�� za pi�� trzecia dzie� po ich wyje�dzie do Ameryki. Nikt nie
zada� sobie trudu, �eby go nakr�ci�. Obok zegara sta�a meksyka�ska kaczka z gliny, barwna,
weso�a i zwariowana, o b��kitnym grzbiecie, obrzuconym plamami ��tych kwiat�w. Matka
kupi�a t� kaczk�, zobaczywszy j� na zdj�ciu w niedzielnym, kolorowym dodatku do jakiej�
gazety codziennej. Melania podesz�a do kominka, podnios�a glinian� kaczk�, odstawi�a j� z
powrotem i przyjrza�a si� bli�ej �lubnej fotografii rodzic�w.
Matka przekszta�ci�a dzie� �lubu w epifani� strojno�ci. Ubra�a si� tak ekstrawagancko i
suto, �e rozwiane brzegi jej sukni zas�ania�y zupe�nie ojca Melanii. Wida� by�o jedynie jego
nie�mia�y u�miech, zasnuty zwiewnym tiulem, i Melania nie wiedzia�a, czy zgodnie z jej
podejrzeniami ojciec nawet na �lub ubra� si� w tweedow� marynark� z �atami na �okciach, jako
�e nie by� w stanie si� z ni� rozsta�. Matka natomiast eksplodowa�a pirotechnicznym niemal
pokazem at�as�w i koronek. Wystroi�a si� jak na �redniowieczny bankiet.
Suknia z bia�ego at�asu mia�a z przodu g��boki dekolt, tak�e na szyi matki wida� by�o
medalion z mi�osnym amulecikiem. Bufiaste, szerokie r�kawy przypomina�y �ab�dzie skrzyd�a, a
z w�ziutkiej talii sp�ywa� wielki, bia�y tren, na zdj�ciu podpi�ty z przodu, tak, �e suknia zdawa�a
si� jak gdyby odbija� w stworzonej przez siebie ka�u�y. Na czole matka Melanii mia�a wieniec ze
sztucznych r�, wok� kt�rego wykwita�a fontanna tiulu, tryskaj�cego pieni�cie a� poni�ej
bioder. Panna m�oda u�miecha�a si� ckliwie, ekstatycznie, m�odzie�czo i wzruszaj�co.
Otaczali j� krewni, kt�rych widywali rzadziej, odk�d wielki sukces odnios�a powie��
tatusia, a potem biografia, potem film i tak dalej. Ciotka Gertruda - zbyt sztywna trwa�a,
niezgrabne nogi w za ciasnych butach - �ciska tani�, l�ni�c� torebk� ze sk�ry, jak gdyby by�a to
torba pe�na zakup�w na ca�y tydzie�. Melania pami�ta�a przesycone zapachem �Fio�kowych
Popio��w� poca�unki ciotki Gertrudy z tych kilku rodzinnych �wi�t Bo�ego Narodzenia, kiedy
�y� jeszcze dziadek (patrz�cy ponuro w obiektyw, jak gdyby obawia� si�, �e ten wch�onie jego
dusz�). Do widzenia, dziadku. Do widzenia, ciociu Gertrudo. Do widzenia, wuju Harry o
wypomadowanych brylantyn� w�osach, kt�rego trzyma�a pod r�k� ciotka Rose. Ur�owana
ciotka Rose. Okr�g�e placki r�u wysz�y na zdj�ciu czarne. Mo�na by j� wzi�� za kominiarza,
kt�rego zabrali ze sob� �na szcz�cie�. Do widzenia, wujku Filipie.
W przeciwie�stwie do pozosta�ych cz�onk�w rodziny, wuj Filip nie u�miecha� si� do
obiektywu. Wygl�da� tak, jak gdyby zaw�drowa� na zdj�cie z zupe�nie innej grupy, na przyk�ad z
uroczystego spotkania �osi, wspania�ego pogrzebu jakiego� cz�onka starego, szacownego zakonu
Bizon�w, [Bizony, �osie - skr�cone nazwy ameryka�skich organizacji spo�eczno-
charytatywnych (przyp.t�um.).] a mo�e nawet ze spotkania weteran�w ameryka�skiej wojny
secesyjnej. Na g�owie mia� czarny, p�aski kapelusz z podwini�tym rondem, jaki w westernach
nosz� hazardzi�ci znad Missisipi, a na szyi cienki niczym sznurowad�o krawat, zwi�zany w
fantazyjny w�ze�. Garnitur czarny, spodnie obcis�e, marynarka d�uga. Jednak og�lnie bior�c, nie
wygl�da� elegancko. Pod czarnym kapeluszem jego w�osy wydawa�y si� zupe�nie siwe, a w
ka�dym razie przera�liwie jasne. Sumiaste w�sy wuja zakrywa�y mu usta. Trudno by�o odgadn��,
ile ma lat, wydawa� si� jednak raczej stary ni� m�ody. By� wysoki, �redniej budowy cia�a. D�onie
trzyma� przed sob�, zaci�ni�te na srebrnej ga�ce hebanowej laski. Wyraz jego twarzy by� pusty -
na tyle pusty, �e wuj Filip nawet nie wydawa� si� znudzony. Jedyny brat jej matki. Jedyny jej
�yj�cy krewny, bo wszyscy inni nale�eli do rodziny ojca. I nie potrafi� si� nawet zdoby� na
u�miech na �lubie siostry. To z jego strony grubia�stwo.
Melania nie zna�a wuja Filipa. Kiedy�, gdy by�a jeszcze ma�� dziewczynk�, przys�a� jej w
prezencie zabawk� - figurk� wyskakuj�c� na spr�ynie z pude�ka. Wuj Filip robi� zabawki. Kiedy
Melania otworzy�a pude�ko, wyskoczy�a z niego g��wka, kt�rej twarz by�a groteskow�
karykatur� jej twarzy, po czym zmierzy�a j� kosym spojrzeniem. Tego samego roku rodzice
pos�ali wujowi drukowan� na zam�wienie kart� �wi�teczn�, przedstawiaj�c� ich samych wraz z
Melani� (Jonatana nie by�o jeszcze na �wiecie), u�miechni�tych, siedz�cych przy oknie ma�ego
domku, kt�ry kupili niedawno w okolicach Chelsea. Jej ojciec zaczyna� ju� wtedy zdobywa�
sobie nazwisko i pieni�dze. W odpowiedzi nadesz�a ta okropna zabawka. Figurka z pude�ka
straszliwie przerazi�a Melani�. By�a sta�� zjaw� z jej koszmar�w sennych a� do Nowego Roku i
potem z przerwami a� do Wielkanocy. W ko�cu matka wyrzuci�a zabawk�. Rodzice zgodnie
uznali, �e prezent by� bezmy�lny i w z�ym gu�cie. Od tej pory nie wysy�ali ju� poczt�wek do
wuja Filipa. W�t�e kontakty mi�dzy nimi zosta�y zerwane na dobre.
Fotografie to k�sy czasu, kt�re mo�na wzi�� do r�ki, a to zdj�cie przedstawia�o najlepszy
i najpi�kniejszy okres w �yciu matki. By�a m�odzie�cza i u�miechni�ta, ale obiektyw jak gdyby
przeszy� j� na wylot i na zawsze zatrzyma� pod szk�em, niczym motyla w gablocie. Spogl�daj�c
na fotografie, Melania pomy�la�a, �e dla wuja Filipa zabrak�o miejsca w tym fragmencie
szcz�liwego okresu �ycia jej matki. By� jak barwa, kt�ra k��ci si� z innymi, albo raczej jak
plama ca�kowicie pozbawiona koloru. Przebywa� w zupe�nie innym czasie. Wygl�da�, jak gdyby
w drodze na �lub spotka� s�dziwego marynarza {Chodzi o tytu�ow� posta� poematu �The Rime
of the Ancient Mariner� S. T. Coleridge�a, jednego z najwi�kszych angielskich poet�w
romantycznych (przyp. t�um.).] i zosta� przeniesiony w jaki� inny wymiar, gdzie bia�e r�e i
konfetti nie maj� �adnego znaczenia.
No c�, pomy�la�a Melania. Nie s�dz�, �ebym mia�a go kiedykolwiek spotka�.
Przyjrza�a si� uwa�nie sukni �lubnej. By�o co� dziwnego w tym, �e kobiety stroj� si�
tylko po to, by straci� dziewictwo. Melania zastanawia�a si�, czy jej rodzice odbywali stosunki
p�ciowe przed �lubem. By�a pewna, �e staje si� ju� doros�a, skoro zaczyna spekulacje na ten
temat. Tata pomimo swego pochodzenia prowadzi� zapewne nieco cyga�skie �ycie, a poza tym
mieszka� przed �lubem samotnie. Kawalerka w Bloomsbury, na kuchence gazowej parzy si�
kawa, rozmowa o wolnej mi�o�ci, D.H. Lawrence, mroczne b�stwa. Czy ojciec po�wi�ci� ju�
wtedy sw� u�miechni�t� oblubienic� mrocznym b�stwom? A je�li tak, to czy ona nadal by si�
u�miecha�a? Przecie� jest jej matk�. I czy ubra�aby si� w dziewicz� biel? A listy z pism
kobiecych, kt�re Melania po�ycza�a po kryjomu od pani Rundle?
�M�j ch�opak m�wi, �e mnie zostawi, je�eli nie pozwol� mu kocha� si� ze mn� do ko�ca,
ale ja chc� uczciwie wzi�� �lub w bia�ej sukni�.
Symboliczna, cnotliwa biel. Na bia�ym at�asie wida� ka�d� plamk�, bia�y tiul gniecie si�
pod dotykiem palca; z bia�ych r� osypuj� si� p�atki od jednego tchnienia. Cnota jest krucha. Ta
suknia by�a prze�liczna. Melania zastanawia�a si� przez chwil�, czy matka mia�a j� r�wnie� na
sobie podczas nocy po�lubnej?
Matka Melanii by�a kobiet� sentymentaln�. Suknia, owini�ta b��kitn� bibu��, by at�as nie
straci� bieli, spoczywa�a niczym skarb w kufrze oblepionym wyblak�ymi nalepkami z r�nych
zagranicznych miast, przykryta pi�kn�, haftowan� tkanin� indyjsk�. Po co matka przechowuje t�
sukni�? �e by w niej spocz�� w trumnie czy p�j�� w niej do nieba? Ale w niebie nie istniej�
ma��e�stwa i nikt nie oddaje nikomu niczyjej r�ki.
Melania zmarszczy�a brwi w �wietle ksi�yca. Ubrana by�a w swoj� zwyczajn�, pasiast�
pi�am�, z kt�rej wyros�a tego lata, tote� nogawki si�ga�y jej zaledwie do po�owy �ydek. Wzi�a
do r�ki kilka flakonik�w z perfumami stoj�cych na toaletce matki. By� tam te� porcelanowy
stojaczek na pier�cionki, (cho� wszystkie znajdowa�y si� teraz na palcach ich w�a�cicielki, w
Ameryce, gdzie ogl�da�a Empire State Building, Wielki Kanion i Disneyland). Obok sta�a
stanowi�ca komplet ze stojaczkiem porcelanowa tacka, na kt�rej le�a�y dwie szpilki i p�kni�ty
guzik od koszuli. Dalej Melania ujrza�a oprawion� fotografi� Wiktorii, trzymaj�cej puchatego
psa-zabawk�, najpospolitszy rekwizyt fotografa, kt�ry jej siostra chcia�a jak zwykle rozerwa� na
strz�py. Melania pomy�la�a, �e jest to takie zdj�cie, kt�re jedynie matce mo�e wydawa� si�
�adne. By�a ciekawa, czy i ona sama pozostanie �lepa na brzydot� swoich dzieci, je�li oka�� si�
nieatrakcyjne. Bezwiednie posmarowa�a si� za uchem zwietrza�ymi perfumami Chanel i
natychmiast zapachnia�a dok�adnie jak matka, musia�a, wi�c spojrze� w lustro, aby upewni� si�,
�e ci�gle jeszcze jest sob�.
Ca�� twarz mia�a sk�pan� w promieniach ksi�yca. Rozpu�ci�a spi�te na noc w�osy, kt�re
opad�y jej na plecy. Pr�bowa�a rozmaitych sposob�w uczesania - pozwoli�a opa�� w�osom na
twarz, �ci�gn�a je w koczek jak baletnica, potem asymetrycznie sczesa�a na bok, ujmuj�c je w
okr�g�� ki�� - i ca�y czas my�la�a o zamkni�tej w kufrze sukni. Czy b�dzie na ni� pasowa�?
Przez ca�y czas, kiedy si� nad tym zastanawia�a, przypatrywa�a si� sobie - po chwili z
roztargnieniem rozpi�a bluz� od pi�amy i zacz�a przybiera� r�ne pozy, na wypadek gdyby
zechcia�a kiedy� by� modelk� albo tancerk� kabaretow�. Lusterko na toaletce matki by�o szersze,
cho� ni�sze ni� lustro Melanii. My�la�a jednak ca�y czas: Tak? Czy nie? W ko�cu otworzy�a
szuflad� i znalaz�a w rogu oklejon� pudrem jednopens�wk�.
- Reszka - powiedzia�a do cieni w pokoju.
I wypad�a reszka. Melania g��boko zaczerpn�a tchu, po czym zacz�a odsuwa� kufer od
�ciany, by dobra� si� do jego mosi�nych klamer. Czu�a si� nikczemnie, jak hiena cmentarna, ale
moneta upad�a, czyli ko�ci zosta�y rzucone. Wieko uchyli�o si� z j�kiem. W powietrze wzbi�y si�
le��ce na wierzchu listki bibu�y, szeleszcz�c leniwie po wielu latach spokoju. Lewituj�c
chwilowo. Emanacja. Melania odsun�a bibu�ki.
Pierwszy by� wieniec, owini�ty papierem. Sztuczne r�e i kilka ga��zek konwalii, kt�rych
me by�o wida� na fotografii, z powtykanymi tu i �wdzie per�ami, udaj�cymi ros�. Niekt�re p�atki
by�y pogi�te i zmierzwione - jedna r�a zosta�a ca�kowicie zmia�d�ona, niczym dzie�o sztuki
dadaistycznej. Melania ostro�nie rozprostowa�a p�atki i obraca�a wieniec w d�oniach. Wieniec
�lubny. Potem po�o�y�a go na ��ku.
Rozwija�a cale akry tiulu, kt�rym mog�yby sobie obwi�za� g�owy wszystkie Wenus
Cranacha z jego gotyckiego Parnasu. Znalaz�a si� w pu�apce, jak makrela w sieci. Welon
powiewa� woko�o, o�lepiaj�c j� i wciskaj�c si� do nosa. Kr�ci�a si� to w jedn�, to w drug� stron�,
ale w ten spos�b pl�ta�a si� tylko coraz bardziej. Zacz�a si� mocowa� z tiulem, walczy� z nim, i
wreszcie zwyci�y�a. Straci�a do niego cierpliwo�� i niedbale rzuci�a welon na ��ko, obok
wie�ca. Nadszed� czas na sukni�.
By�a ci�ka. �liski at�as l�ni� takim blaskiem, jak srebrny czajniczek, kt�ry opuszcza�
kredens w salonie tylko wtedy, kiedy mia� zosta� wypolerowany. Ca�e �wiat�o ksi�yca w pokoju
skupi�o si� na obfitych, tajemniczych fa�dach materia�u. Melania zerwa�a z siebie pi�am� i
nieporadnie w�o�y�a sukni�. Jej dotyk by� bardzo zimny. Tkanina w�lizgn�a si� na ni� niczym
leniwy strumie� lodowatej wody. Melania zadr�a�a i z trudem zaczerpn�a tchu.
Suknia by�a na ni� za du�a. Matka bra�a �lub, kiedy by�a jeszcze ho�� dziewczyn�,
obro�ni�t� wci�� warstw� m�odzie�czego sade�ka. Dwie chude Melanie mog�yby w�o�y� t�
sukni� jednocze�nie, jak siostry syjamskie, id�ce razem do �lubu. Przypomnia�a sobie, �e czyta�a
kiedy� o ma��e�stwie si�str syjamskich. Pewnie musia�y mie� bardzo du�e ��ko. Poczw�rne.
By�a gorzko rozczarowana, �e suknia jest za du�a. Kr�ci�a si� i wierci�a doko�a w bia�ym
at�asie. Kopniakiem przesun�a kraj sukni na prz�d, by wr�ci� do toaletki, znale�� szpilki i spi��
materia�. Przekona�a si� jednak w lustrze, �e to, i� suknia jest za du�a, nie ma �adnego znaczenia.
W obramowaniu sp�ywaj�cych na ramiona czarnych w�os�w twarz Melanii by�a jakby
pobielona i odmieniona blaskiem sukni, kt�rej r�bek muska� jej pier�, jak suknie el�bieta�skich
dziewic. Porusza�a si� niczym w bogato zdobionym namiocie, kt�ry niezwykle podkre�la� jej
szczup�o�� i iluminowa� j� niczym kandelabr. Wiedzia�a, �e nie poradzi sobie z welonem,
si�gn�a jednak po wieniec i w�o�y�a go na g�ow�. Pere�ki migota�y niby oczy albo rybie �zy,
niekt�rzy ludzie powiadaj�, bowiem, �e per�y to �zy ryb. Ale per�y matki by�y sztuczne. A jednak
l�ni�y. Czy naprawd� jestem a� tak pi�kna? - my�la�a ze zdumieniem pod wie�cem z kwiat�w i
pere�.
Otworzy�a szaf� matki i przejrza�a si� w d�ugim lustrze na drzwiach. Mimo wszystko by�a
pi�kn� dziewczyn�. Wr�ci�a do swojego pokoju i przejrza�a si� raz jeszcze we w�asnym lustrze,
�eby sprawdzi�, czy nie powie jej czego� innego, ale wci�� by�a pi�kna. �wiat�o ksi�yca, bia�y
at�as, r�e. Oblubienica. Czyja? Ale dzi� w nocy wystarcza�a sama sobie w swojej wspania�o�ci i
nie potrzebowa�a pana m�odego.
- Popatrz na mnie! - powiedzia�a do jab�oni, tucz�cej swoje �agodne owoce w wiejskiej,
nocnej ciszy - Popatrz na mnie! - zawo�a�a nami�tnie do dyniowatego ksi�yca, u�miechni�tego,
jowialnego i pyzatego, jak w wyobra�ni dziecka.
Przez otwarte okno wpad� delikatny powiew �wie�ego, pachn�cego traw� wiatru, kt�ry
pog�adzi� jej szyj� i zmierzwi� w�osy. W �wietle ksi�yca wie� rozci�ga�a si� niczym
cudzoziemska, zaczarowana kraina, gdzie zbo�e by�o l�ni�c� i nie�mierteln� pszenic�, kt�rej nikt
nie sia� i nie zbiera� - terra incognito, nietkni�ta stop� ani d�oni� cz�owieka. Dziewicza. P�jd� do
ogrodu. W noc, postanowi�a Me lania.
Szybko na d�, po schodach, podtrzymuj�c sukni�, oj, uwaga na ten skrzypi�cy stopie�.
Szarpn�a bez tchu zamki przy drzwiach frontowych i u�ama�a sobie paznokie�. Cicho, ostro�nie,
bo inaczej pani Rundle zejdzie na d� z uniesionym gro�nie pogrzebaczem, kt�ry trzyma pod
��kiem, �eby rozprawia� si� z nocnymi w�amywaczami. Noc. Melania wysz�a w noc, a ona
natychmiast zgasi�a jej dzienne �ja� dwoma ciemnymi palcami.
Kwiaty w ogrodzie pochyla�y kielichy z nieodgadnion�, nocn� s�odycz�, trawa za�
marszczy�a si� i szepta�a cichym g�osem, b�d�cym niby skumulowana cisza. Panowa� taki
spok�j, jak gdyby nadszed� koniec �wiata. Melania by�a sama. W pancerzu z bia�ego at�asu
zosta�a ostatni� i jedyn� kobiet� na ziemi. Dr�a�a z zachwytu pod g��bokim, granatowym,
wysokim �ukiem nieba.
Taki okr�g�y ksi�yc. Drzewa za�adowane a� po lini� wodn� towarem l�ni�cych ptak�w.
Zmoczone ros� �d�b�a trawy liza�y stopy jak mokre j�zyczki ma�ych, przyjaznych zwierz�t - za
dnia trawa wydawa�a si� d�u�sza i bardziej czepliwa. Suknia ci�gn�a si� z ty�u, zostawiaj�c za
Melani� po�yskliwy �lad. Nieruchome powietrze by�o cudownie czyste. Ocienione ga��zie czy
kwiaty rysowa�y si� z mroczn� precyzj�, jak gdyby widziane przez wod�. Cicho, bezszelestnie
st�pa�a w podwodnej nocy. Oddycha�a z dr�eniem ustami, smakuj�c czarne wino.
Poruszy�y si� krzewy bzu. Jakie� ma�e, pokryte sier�ci� nocne zwierz�tko przemkn�o
przed ni� po murawie i znikn�o, zagrzebuj�c si� w kopcu �ci�tej trawy. Czymkolwiek by�o to
stworzenie, nie posiada�o wi�cej cielesnej realno�ci ni� unoszone wiatrem li�cie.
- Nigdy nie my�la�am, �e taka w�a�nie b�dzie noc - powiedzia�a cichutko Melania.
Zadygota�a w ekstazie. Dlaczego? Jak to? Nie wiedzia�a i nie dba�a o to, duchem
wykroczy�a, bowiem poza siebie. Wielkie zwa�y chmur skupia�y si� i rozpuszcza�y na niebie, i
tylko gdzieniegdzie �wieci�a pojedyncza gwiazda. �wiat, kt�ry zamyka� si� ca�y w tym ogrodzie,
by� pusty jak niebo i niesko�czony jak wieczno��.
W szkole podstawowej na lekcjach religii nauczycielka opisywa�a im wieczno��. Panna
Brown, kt�ra sepleni�a, nosi�a okulary, pachnia�a cytrynowym myd�em i pisz�c na tablicy,
skrzypia�a kred�, bardzo ambitnie opowiada�a dzieciom o wieczno�ci, kiedy j� o ni� pyta�y.
Wieczno��, m�wi�a, podobna jest do przestrzeni, bo ci�gnie si� i ci�gnie bez ko�ca, a B�g tkwi w
niej gdzie� niczym sze�ciopens�wka w puddingu �liwkowym [Wedle starego angielskiego
zwyczaju do �wi�tecznego puddingu wrzucano czasem drobne monety �na szcz�cie�, kt�re
mia�o spotka� ich znalazc� (przyp.t�um.).] (my�la�a sobie siedmioletnia Melania), popychany
przez galaktyki w poszukiwaniu rodzynk�w i t�skni�cy, by� mo�e, za towarzystwem innych
sze�ciopens�wek. Jak�e samotny musi by� B�g, duma�a dalej siedmioletnia Melania. A Melania
pi�tnastoletnia sta�a zagubiona w wieczno�ci, ubrana w zwariowan� sukni� i zapatrzona w
bezmiar nieba.
Kt�re okaza�o si� za du�e, tak jak suknia. By�a jeszcze zbyt m�oda. Samotno�� �cisn�a j�
za gard�o i nagle Melania nie mog�a jej ju� d�u�ej znie��. Wpad�a w panik�. Zagubi�a si� w tej
obcej samotno�ci, na ogr�d run�o z g�ry przera�enie, a ona by�a wobec niego bezbronna,
poniewa� upi�a si� ju� czarnym winem.
Zacz�a �ka� i nieoczekiwanie pu�ci�a si� biegiem przed siebie, cho� przeszkadza�a jej
suknia. Czu�a, �e sta�o si� zbyt wiele i zbyt szybko. Musia�a wr�ci� do drzwi, do zamkni�tej,
przytulnej ciemno�ci wn�trza i zapachu ludzkich istot. Gro�nie zwieszone ga��zie ci�gn�y j� za
w�osy i drapa�y po twarzy. Trawa splot�a si� w sid�a, kt�re wykr�ca�y jej nogi w kostkach. Ogr�d
zwr�ci� si� przeciwko Melanii, kiedy tylko zacz�a si� go ba�.
Bia�y stopie� na progu przed drzwiami oznacza� azyl. Melania osun�a si� na schodek.
Pani Rundle szorowa�a i czy�ci�a stopie� raz w tygodniu, a co dziennie odkurza�a go miot��,
trzyman� w ciep�ych, spracowanych, domowych d�oniach. Melania przy�o�y�a pulsuj�cy policzek
do ch�odnego kamienia, kt�ry umaza� jej twarz porz�dnym, kupionym w sklepie proszkiem do
czyszczenia niby na znak przynale�no�ci kastowej. Ale drzwi by�y zamkni�te. Zatrzasn�y si� za
ni�. Nie mia�a klucza. Nie mog�a wej�� do domu. Drzwi by�y zamkni�te od �rodka.
Omal nie wpad�a w panik�, kiedy zrozumia�a, �e nie mo�e wej�� do domu drzwiami. Poza
tym, gdy bieg�a �wirowan� dr�k�, pokaleczy�a stopy, cho� dot�d tego nie zauwa�y�a - ale
ujrza�a teraz, �e ma posiniaczone i zakrwawione nogi, a skraj matczynej sukni pokrywaj� drobne,
krwawe c�tki, czarne w �wietle ksi�yca. Najgorsze by�o jednak to, �e siedzia�a przed domem i
nie mog�a si� dosta� do �rodka. Chc�c doda� sobie otuchy, zacisn�a mocno d�onie na
kamiennym stopniu. Musz� si� wzi�� w gar��. Co robi�?
Zostawi�a otwarte okno w pokoju. Mo�e uda jej si� wej�� na jab�o�, wgramoli� si� do
sypialni i zatrzasn�� okno, by odci�� si� od pustyni ogromnej wieczno�ci na zewn�trz. Musia�aby
jednak porzuci� najpierw schronienie stopnia i wyruszy� jeszcze raz w nieznane. Ale ma do
wyboru albo jab�o�, albo czekanie do rana. Dop�ki pani Rundle nie zejdzie na d�, by
przygotowa� �niadanie. Musia�aby wtedy t�umaczy�, jak to si� sta�o, �e ca�� noc sp�dzi�a w sukni
matki na dworze, a potem nie mog�a dosta� si� do domu. Wspi�a si� raz na jab�o�, kiedy mia�a
osiem lat, i p�niej, kiedy sko�czy�a dwana�cie. A teraz, w wieku lat pi�tnastu? Jednak nie ma
wyboru, jab�o� albo nic, cho� musi obej�� dom od ty�u, bez wzgl�du na to, co si� tam czai w
ciemno�ciach. Cho�by to by�y nie wiadomo, jakie potwory. Olbrzymie, czekaj�ce na ni�
nieruchomo potwory o mi�kkich, otwartych paszczach i cia�ach zbudowanych z tej samej
substancji, co noc.
Wiedzia�a, �e tam s� i czekaj� tylko, �eby si� potkn�a i upad�a. Potwory przesuwa�y si�
w mg�awicowej przestrzeni, z boku, poza bezpo�rednim zasi�giem pola widzenia Melanii.
Usi�owa�a patrze� tylko przed siebie, �eby nie spojrze� na nie mimo woli. Trzyma�a si� jak
najbli�ej �cian, depcz�c niedbale po klombach - dom stanowi� co� w rodzaju os�ony. Krew
pulsowa�a jej w uszach. Ale szum krwi m�g� by� r�wnie dobrze chrapliwym oddechem
otaczaj�cych j� potwor�w. W ciszy tej nocy mo�na by�o uwierzy� w najbardziej nawet
makabryczn� okropno�� z jakiego� filmu, komiksu albo snu. Nie b�d� g�upia, powtarza�a sobie w
duchu. Tam nic nie ma. Nic. Ale �nic� d�wi�cza�o echem w jej g�owie i Melani� zdj�� strach.
Przera�ona, dotar�a wreszcie na ganek, do swojej jab�oni, do przyjaci�ki, kt�rej stare, guzowate
ga��zie ugina�y si� od owoc�w. Ale dzi�, kiedy Melania tak si� wystraszy�a, wydawa�o jej si�, �e
to z�owrogie, zatrute jab�ka, jak gdyby nawet drzewo, kt�re by�o kiedy� towarzyszem jej za baw,
zwr�ci�o si� przeciw niej. tak �e nie znajdowa�a w nim �adnej otuchy.
W czasach, kiedy chodzi�a po drzewach, wej�cie na jab�o� zaj�oby jej zaledwie kilka
minut. Ale Melania przesta�a wspina� si� na drzewa, odk�d zapu�ci�a w�osy i przesta�a nosi�
codziennie szorty podczas wakacji. Gdy uko�czy�a trzyna�cie lat i zacz�a miesi�czkowa�,
my�la�a, �e jest brzemienna sob� i nosi w sobie dojrzewaj�cy embrion doros�ej Melanii, cho� nie
wiedzia�a, jak d�ugo potrwa jej ci��a. A chodzenie po drzewach w tym okresie mog�oby
spowodowa� poronienie, wtedy za� ostrzy�ona na zapa�k� trzpiotka na zawsze pozosta�aby w
pu�apce dzieci�stwa. Ale teraz nie by�o innej rady. Tylko jak wej�� na drzewo w tej sukni?
By�a sp�tana kilkoma jardami at�asu, kt�ry podrze si�, podziurawi i pop�acze
nieodwracalnie, gdy b�dzie pr�bowa�a znale�� oparcie dla r�k i n�g. Znajdzie si� w�wczas w
sieci ga��zi, nie mog�c si� ruszy� w g�r� ani w d�. Trzeba by�oby rano wzywa� ze wsi ludzi z
drabinami i linami, �eby j� uwolnili, �yw� lub martw�. Nie b�d� niem�dra. �yw�. �yw�, by
mog�a zakosztowa� upokorzenia ca�ej tej operacji. Musi, wi�c zrzuci� sukni� i wej�� na drzewo
nago, zdradzieck�, podst�pn� noc�. Nie ma innego wyj�cia.
Nisko na ga��zi spostrzeg�a ciemniejsz� plam� czerni, gdy poruszy�o si� zbite ognisko
ciemno�ci, przypominaj�ce potwory z jej udr�czonej wyobra�ni. W gardle Melanii wezbra�
krzyk. B�ysn�y zielone oczy i ciemno�� zamiaucza�a. Melania z ulg� potrz�sn�a g�ow�. By� to
kot pani Rundle. Mia�a towarzystwo. Zacz�a go z wdzi�czno�ci drapa� za uszami, a on wstrz�sa�
si� i dr�a�, pomrukuj�c, i by� to odg�os swojski, nieoczekiwany i koj�cy. Poczu�a si� tak, jak
gdyby kto� rozpali� dla niej niewielkie ognisko. Dop�ki mrucza� kot, Melania nie ba�a si� zdj��
sukni. Rozpu�ci�a w�osy, �eby si� okry�, poniewa� zbli�a� si� ju� koniec lata i noc zrobi�a si�
ch�odna.
Z�o�y�a sukni� i wcisn�a j� w rozwidlenie drzewa. We�mie j� ze sob�, schowa zn�w do
kufra i nikt nie b�dzie wiedzia�, �e kto� j� nosi�, je�eli nie zobaczy �lad�w krwi, zreszt� krwi by�o
i tak bardzo ma�o. Kot przechyli� g�ow� na bok i zwr�ci� swoje cekinowe spojrzenie na
zawini�tko, a potem wyci�gn�� puszyst� �apk� i pog�aska� sukni�. Kocia �apa zako�czona by�a
zakrzywionymi, podst�pnymi hakami rze�niczymi. W jej ruchach by�o co� okrutnego. Rozleg�
si� trzask dartego materia�u.
- O Bo�e - powiedzia�a g�o�no Melania.
Kot wydar� w sukni d�ug� dziur�. Zamierzy�a si� na niego. Zwierz� zeskoczy�o z drzewa,
opad�o z cichym miaukni�ciem na traw� i znikn�o. Zn�w zosta�a sama. Na niebie ksi�yc
zaczyna� ju� zsuwa� si� w d�. Nied�ugo zajdzie, a wtedy wyma�e j� absolutna ciemno��.
Melania modli�a si�: �Prosz� ci�, Bo�e, pozw�l mi bezpiecznie wr�ci� do ��ka�. A potem
zacisn�a kciuki na szcz�cie.
By�a straszliwie �wiadoma swojej wyeksponowanej nago�ci. Odczuwa�a to w jaki� nowy i
ostateczny spos�b, jak gdyby zdj�a z siebie nawet sk�r� i sta�a teraz obleczona w nico��, naga
ostateczn� nago�ci� szkieletu. Niemal ze zdumieniem zauwa�y�a, �e jej palce kryje cia�o - bo
mia�a wra�enie, �e zdj�a r�ce niczym r�kawiczki i pozosta�y jej ju� tylko ko�ci.
Kiedy sprawdza�a, czy pierwsza ga��� utrzyma jej ci�ar, wok� lun�� deszcz jab�ek. Ale
ga��� wytrzyma�a. Melania odetchn�a g��boko i podci�gn�a si� w g�r�. Kora tar�a i ora�a jej
�ydki, uda i brzuch, kiedy dziewczynka rzuci�a si� w s�kate ramiona drzewa.
Musia�a bole�nie wymacywa� ka�de kolejne oparcie dla r�k i n�g. Raz pod jej ufn� stop�
p�k�a z j�kiem ga��� i Melania zawis�a na r�kach w udr�ce, rozpi�ta mi�dzy ziemi� a niebem,
kopi�c na o�lep w poszukiwaniu jakiej� bezpiecznej i sta�ej podpory w �wiecie zbudowanym z
nieustannie przesuwaj�cych si� li�ci i cieni. Jab�ka sypa�y si� wci�� do wt�ru jej ruchom, a
bledn�cy ksi�yc pomrugiwa� spomi�dzy li�ci wciskaj�cych z�o�liwie swoje sk�rzaste d�onie w
oczy i zdyszane usta. Znalaz�a si� w mocy obcego �ywio�u i walczy�a o ka�dy oddech. Ga��zki
drapa�y jej policzki i delikatne piersi. Mo�na by pomy�le�, �e toczy walk� z drzewem. By�a zlana
potem. A jeszcze musia�a ci�gn�� za sob� sukni� niczym brzemi� Chrze�cijanina. [G��wna
posta� poematu J. Bunyana �The Pilgrim�s Progress�, alegorii cnotliwego �ycia (przyp. t�um.).]
Nie wiedzia�a, jak d�ugo si� wspina, ale ujrza�a w ko�cu nad g�ow� parapet swojego okna,
wizj� ziemi obiecanej. Parapet jednak znajdowa� si� znacznie wy�ej ni� ostatnie bezpieczne
ga��zie, musia�a, wi�c zaryzykowa� i d�wign�� si� jako� razem z sukni� ku g�rze. Dzi�ki Bogu,
okno by�o szeroko otwarte na pluszowego misia, �Lorn� Doone� i posrebrzane szczotki do
w�os�w. Rozko�ysa�a si�, rozci�gn�a i zagryzaj�c wargi, unios�a si� w pianie li�ci.
Po dw�ch nieudanych pr�bach, kiedy oszo�omiona i dr��ca omal nie spad�a z drzewa na
niego�cinn� ziemi�, zdo�a�a si�gn�� sukni. Sukienka rozchyli�a si�, trzepocz�c jej pod nosem
bia�ymi skrzyd�ami, na jedn� dr��c� chwil� usadowi�a si� w oknie niczym olbrzymi albatros, a
potem przechyli�a si� naprz�d i znikn�a jej z oczu. Melania skoczy�a w �lad za ni� i wpad�a do
pokoju twarz� na pod�og�.
By�a posiniaczona, powalana i krwawi�a z setki drobnych zadrapa�. Le�a�a na swoim
kremowym indyjskim dywanie, �kaj�c z ulg�, �e wreszcie czuje pod sob� solidn� pod�og�. Kiedy
si� podnios�a, poku�tyka�a do okna i pogrozi�a ksi�ycowi pi�ci�. Chwyci�a misia Edwarda,
zagrzeba�a si� pod kocami na samym �rodku ��zka i i natychmiast usn�a.
Dopiero rano zobaczy�a, �e suknia jest ca�a w strz�pach.
Roz�o�y�a j�. Okry�a ni� w�skie ��ko, ale z sukni zosta�y jedynie �achmany. Drzewo
doko�czy�o dzie�a kota. Sp�dnica zwisa�a rozdarta na trzy osobne p�aty, a poszarpane i
postrz�pione r�kawy trzyma�y si� stanika zaledwie na kilku nitkach. Poza tym suknia by�a
powalana zielonymi sokami drzewa i jej w�asn� czerwon� krwi�. Melania musia�a krwawi�
znacznie obficiej, ni� jej si� wydawa�o. Zmartwia�a z przera�enia, wzi�a sukni� do r�ki.
A wieniec? Zapomnia�a o wie�cu... Widocznie ci�gle mia�a go na g�owie, kiedy
wchodzi�a na drzewo. W pokoju jednak wie�ca nie by�o. Podesz�a do okna. Wieniec wisia� na
g�rnej ga��zi w�r�d jab�ek, zbyt wysoko, �eby go stamt�d zerwa�. Wygl�da� jak gniazdo
pokrzewki. S�o�ce �wie�ego poranka igra�o w�r�d pere�. Wieniec musi tam zosta�, chyba �eby
wezwa� stra� po�arn�.
Z kuchni nadp�yn�� zapach grzanek i bekonu. �ycie toczy�o si� dalej.
- G�upia jeste�! - w�ciekle powiedzia�a Melania do swego odbicia w lustrze.
W�osy mia�a poprzetykane li��mi jab�oni. Wyczesa�a li�cie szczotk� i grzebieniem na
pod�og�, wyrywaj�c sobie w z�o�ci d�ugie pasma w�os�w. B�l dobrze jej zrobi�. Zosta�a ukarana i
upokorzona, jak niem�dre dziecko, kt�re pr�dzej czy p�niej b�dzie musia�o przyzna� si� do
ksi�ycowej przygody, zako�czonej wielk� katastrof�.
W�o�y�a szcz�tki sukni z powrotem do kufra, wepchn�a je g��boko, byle jak, i przykry�a
stosem bibu�ek. Kiedy matka wr�ci, ona opowie jej o wszystkim na osobno�ci. By� mo�e do tego
czasu nikt nie zauwa�y wie�ca. Jest wysoko na drzewie, pani Rundle na kr�tki wzrok, Jonatan
jest prawie �lepy, a Wiktoria nigdy nie patrzy do g�ry. �Mog� zje�� bekonik Melanii?� -
dopytywa�a si� Wiktoria. A Jonatan zjad� wszystkie grzanki. Melania nie mog�a nic prze�kn��
pod brzemieniem winy i wstydu, kt�ry usiad� jej na �o��dku. Gdy pani Rundle uprz�tn�a st�,
Melania posz�a do swojego pokoju i wyci�gn�a podr�czniki szkolne, jak gdyby za pokut�
zamierza�a odrobi� lekcje. Ca�e lato ani troch� me dba�a o �Lorn� Doone� - teraz robi�a z ksi��ki
obfite notatki.
Pani Rundle i Wiktoria pojecha�y do sklepu, do miasteczka, a z nimi Jonatan, kt�ry chcia�
kupi� nowy model statku do sklejania. Pusty dom hucza� i dudni� doko�a echem - Melania
wyczuwa�a dziwny niebyt opuszczonych pokoi, a kiedy s�ysza�a przypadkowy ha�as albo
skrzypienie, drga�y jej nerwowo mi�nie karku. Poranek by� s�oneczny i jab�ka na drzewie
tryska�y l�ni�cym zdrowiem. Kto je jab�ka, ten jest zdrowy. Osy przyst�pi�y ju� zapewne do
pracy, myszkuj�c w�r�d skarb�w opad�ych owoc�w u st�p drzewa. Nie cierpia�a os. Nie mog�a
znie�� my�li, �e ob�eraj� si� tu� pod jej oknem.
O wp� do dwunastej, w sennym �rodku gor�cego przedpo�udnia, rozleg�o si� gwa�towne
pukanie do drzwi, tak g�o�ne i nieoczekiwane, �e trzymaj�ca pi�ro r�ka Melanii drgn�a,
stawiaj�c kleks w zeszycie. Dziewczynka zesz�a na d�. Kot pani Rundle oci�ale goni� muchy w
przedpokoju. By� �wiadkiem szale�stwa Melanii i przy�o�y� �ap� do jej kl�ski zesz�ej nocy.
Kopn�a go, przechodz�c obok, a kot parskn�� na ni�.
W drzwiach sta� pos�aniec z telegramem w r�ku. W chwili gdy go ujrza�a, zna�a ju� tre��
telegramu, jak gdyby mia� j� wypisan� na czole. Poranek okry�a na sekund� ciemno��. Gdy ranek
powr�ci�, ch�opak sta� jeszcze przed Melani�,