9493

Szczegóły
Tytuł 9493
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9493 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9493 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9493 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bertrand Russell Dlaczego nie jestem chrze�cijaninem -------------------------------- Introductory note: Russell delivered this lecture on March 6, 1927 to the National Secular Society, South London Branch, at Battersea Town Hall. Published in pamphlet form in that same year, the essay subsequently achieved new fame with Paul Edwards' edition of Russell's book, Why I Am Not a Christian and Other Essays ... (1957). -------------------------------- Kto jest chrze�cijaninem? Najlepiej mo�e b�dzie, je�li przede wszystkim spr�bujemy zrozumie�, co oznacza s�owo "chrze�cijanin". Wiele os�b u�ywa go obecnie w bardzo szerokim znaczeniu. Niekt�rzy nadaj� t� nazw� ka�demu, kto stara si� prowadzi� przyk�adny �ywot. Przypuszczam, �e przyjmuj�c tak� interpretacj�, znale�liby�my chrze�cijan we wszystkich sektach i wyznaniach; ale nie uznaj� jej za w�a�ciw� cho�by z powodu zawartego w niej domniemania, �e wszyscy ci, kt�rzy nie s� chrze�cijanami - a wi�c buddy�ci, wyznawcy Konfucjusza, mahometanie itd. - nie staraj� si� �y� przyk�adnie. Nie uwa�am za chrze�cijanina ka�dego cz�owieka, kt�ry stara si� �y� przyzwoicie, stosownie do stopnia swojej m�dro�ci. S�dz�, �e nale�y posiada� pewn� sum� okre�lonych wierze�, je�li si� chce mie� prawo do miana chrze�cijanina. S�owo to nie ma teraz tak wyra�nego znaczenia jak za czas�w �w. Augustyna i �w. Tomasza z Akwinu. Je�li kto m�wi� wtedy, �e jest chrze�cijaninem, wiadomo by�o, co przez to rozumie. Chrze�cijanin uznawa� ca�� seri� wierze� sformu�owanych z wielk� �cis�o�ci� i wierzy� niez�omnie w ka�de ich s�owo. Dzi� to si� zmieni�o. Nasze poj�cie chrze�cija�stwa musi by� troch� bardziej mgliste. S�dz� jednak, �e istniej� dwa artyku�y wiary niezb�dne dla ka�dego, kto mieni si� chrze�cijaninem. Pierwszy jest natury dogmatycznej, a mianowicie: powinno si� wierzy� w Boga i nie�miertelno��. Je�li kto� nie posiada tej wiary, to nie s�dz�, aby nazwa chrze�cijanina by�a dla niego w�a�ciwa. Dalej, jak na to sam termin wskazuje, nale�y mie� pewne wierzenia dotycz�ce Chrystusa. Mahometanie, na przyk�ad, wierz� r�wnie� w Boga i nie�miertelno��, a jednak nie uznaliby si� za chrze�cijan. Wydaje mi si�, �e co najmniej trzeba wierzy�, i� Chrystus by�, je�li nie Bogiem, to w ka�dym razie najlepszym i najm�drszym z ludzi. Kto odmawia Chrystusowi tego minimum, ten nie ma, moim zdaniem, �adnego prawa mieni� si� chrze�cijaninem. Naturalnie jest jeszcze inny spos�b pojmowania tego s�owa, uwidoczniony w kalendarzach i podr�cznikach geografii, gdzie powiadaj�, �e ludno�� Ziemi dzieli si� na chrze�cijan, mahometan, buddyst�w, ba�wochwalc�w itd. W tym sensie jeste�my tutaj wszyscy chrze�cijanami. Podr�czniki geografii zaliczaj� nas hurtem do tej kategorii, ale w znaczeniu czysto geograficznym, kt�re mo�emy �mia�o pomin��. S�dz� wi�c, �e w trakcie wy�uszczania wam, dlaczego nie jestem chrze�cijaninem, musz� wyja�ni� dwie rzeczy: po pierwsze - dlaczego nie wierz� w Boga i nie�miertelno��; a po drugie - dlaczego nie uwa�am Chrystusa za najlepszego i najm�drszego z ludzi, chocia� przyznaj� mu bardzo wysoki stopie� doskona�o�ci moralnej. Gdyby nieuwie�czone powodzeniem wysi�ki niedowiark�w w przesz�o�ci, nie m�g�bym dzisiaj przyj�� tak elastycznego okre�lenia chrze�cija�stwa. Jak ju� m�wi�em, wyraz ten w dawnych czasach mia� bardziej sprecyzowane znaczenie. Obejmowa� on, na przyk�ad wiar� w piek�o. Wiara w wieczny ogie� piekielny by�a zasadniczym artyku�em chrze�cija�skiego wyznania wiary a� do najnowszych czas�w. W Anglii, jak wiecie, przesta�a ona by� wa�nym artyku�em wiary na mocy decyzji Rady Koronnej. Arcybiskupi Canterbury i Yorku byli przeciwni temu postanowieniu, ale poniewa� w tym kraju sprawy religijne rozstrzyga si� za pomoc� uchwa� parlamentarnych, Rada Koronna mog�a przej�� do porz�dku dziennego nad opini� Ich Eminencyj i wiara w piek�o przesta�a by� dla chrze�cijanina konieczna. Nie b�d�, wi�c obstawa� przy tym, �e chrze�cijanin musi wierzy� w piek�o. Istnienie Boga Kwestia istnienia Boga jest obszernym i powa�nym zagadnieniem i gdybym mia� pokusi� si� o jego wyczerpuj�ce przedstawienie, by�bym zmuszony trzyma� was tutaj a� do ko�ca �wiata. Musicie mi wi�c wybaczy�, �e potraktuj� je w cokolwiek sumaryczny spos�b. Ko�ci� katolicki poda� jako dogmat, �e mo�na udowodni� istnienie Boga posi�kuj�c si� tylko rozumem. Dogmat ten jest do�� osobliwy, niemniej jednak zalicza si� do dogmat�w katolickich. Ko�ci� musia� go ustanowi�, poniewa� w pewnym okresie wolnomy�liciele nabrali zwyczaju m�wienia, �e naturalnie przyjmuj� istnienie Boga jako prawd� objawion�, ale istniej� takie a takie argumenty, kt�re sam rozum mo�e wysun�� przeciw tej idei. Argumenty te zosta�y wy�o�one bardzo szczeg�owo i Ko�ci� katolicki uczu� si� zniewolony po�o�y� temu kres. Ustanowi� wi�c zasad�, �e mo�na dowie�� istnienia Boga za pomoc� czystego rozumu, i znalaz� si� w konieczno�ci przedstawienia tego, co uwa�a� za materia� dowodowy. Argument�w by�a poka�na liczba, ale rozpatrz� tylko kilka spo�r�d nich. Argument pierwszej przyczyny Argument pierwszej przyczyny jest mo�e najprostszy i naj�atwiejszy dozrozumienia. Ko�ci� utrzymuje, �e wszystko, co widzimy na tym �wiecie, ma jak�� przyczyn�, i �e posuwaj�c si� coraz dalej wzd�u� tego �a�cucha przyczyn musimy doj�� do pierwszej przyczyny, kt�ra otrzymuje nazw� "Boga". Sk�onny jestem przypuszcze�, �e ten argument nie ma dzisiaj wielkiej wagi, przede wszystkim dlatego, �e poj�cie przyczyny nie jest ju� tym, czym by�o dawniej. Filozofowie i uczeni pog��bili to poj�cie, kt�re w nast�pstwie zatraci�o dawn� �ywotno��; ale niezale�nie od tego �atwo zauwa�y�, �e argument g�osz�cy konieczno�� pierwszej przyczyny nie mo�e posiada� warto�ci. W m�odych latach, gdy rozmy�la�em bardzo powa�nie nad tymi zagadnieniami, godzi�em si� przez d�ugi czas na argument pierwszej przyczyny; ale pewnego dnia, maj�c osiemna�cie lat przeczyta�em "Autobiografi�" Johna Stuarta Milla i znalaz�em tam nast�puj�ce zdania: "Ojciec m�j pouczy� mnie, �e na pytanie: Kto mnie stworzy� ? - nie mo�na da� odpowiedzi, gdy� bezpo�rednio potem wy�ania si� nowe pytanie: Kto stworzy� Boga ? To proste zdanie wykaza�o mi zwodniczo�� argumentu pierwszej przyczyny. Je�li wszystko musi mie� przyczyn�, to B�g musi j� mie� r�wnie�. Je�li mo�e by� co� bez przyczyny, mo�e to by� r�wnie dobrze �wiat, jak i B�g, tak �e argument ten jest zupe�nie bezwarto�ciowy. Jest on r�wnoznaczny z pogl�dem indyjskim, wed�ug kt�rego �wiat spoczywa na s�oniu, a s�o� na ��wiu; gdy za� pytano: A ��w ? - Hindus odpowiada�: Mo�e by�my tak zmienili temat rozmowy ?" Argument pierwszej przyczyny nie jest w gruncie rzeczy niczym lepszym. Nie ma powodu, dla kt�rego �wiat nie m�g�by zacz�� istnie� bez przyczyny; ani te�, z drugiej strony - nie ma �adnej racji, dlaczego by nie mia� istnie� zawsze. Nie ma powodu do przypuszczenia, �e �wiat w og�le mia� pocz�tek. My�l, �e rzeczy musz� mie� pocz�tek, zawdzi�czamy w rzeczywisto�ci ub�stwu naszej wyobra�ni. Dlatego wydaje mi si�, �e nie potrzebuj� traci� wi�cej czasu na zbijanie argumentu pierwszej przyczyny. Argument prawa natury Nast�pnie mamy bardzo rozpowszechniony argument wychodz�cy z za�o�enia prawa natury. By� to jeden z ulubionych argument�w XVIII wieku, do czego szczeg�lnie przyczyni� si� wp�yw Izaaka Newtona i jego kosmogonii. Obserwuj�c planety, kt�re kr��y�y dooko�a S�o�ca zgodnie z prawem ci��enia, ludzie doszli do wniosku, �e B�g wyda� tym planetom rozkaz poruszania si� w�a�nie w ten spos�b i �e to by�o przyczyn� ich ruchu. By�o to oczywi�cie wygodne i proste wyja�nienie, kt�re oszcz�dza�o im trudu dalszego poszukiwania zasady prawa ci��enia. W naszych czasach t�umaczymy to prawo w do�� skomplikowany spos�b, podany przez Einsteina. Nie mam zamiaru wyg�asza� prelekcji o prawie ci��enia w interpretacji Einsteina, poniewa� to r�wnie� zabra�oby troch� czasu; w ka�dym razie nie ma ju� mowy o tym rodzaju "praw natury", jaki mieli�my w systemie Newtona, gdzie dla jakiego� niezrozumia�ego powodu natura zachowywa�a si� wsz�dzie jednakowo. Odkrywamy teraz, �e wiele rzeczy, kt�re uwa�ali�my za prawa natury, to rzeczywisto�� umowy mi�dzy lud�mi. Wiadomo, �e nawet w najdalszych przestrzeniach mi�dzyplanetarnych metr ma ci�gle dziesi�� decymetr�w. Bez w�tpienia fakt ten jest bardzo ciekawy, ale trudno by go nazwa� prawem natury. Wiele rzeczy, kt�re uchodzi�y za "prawa natury", jest tego samego pochodzenia. Z drugiej strony, w wypadkach, gdy udaje nam si� czego� dowiedzie� o sposobie zachowania si� atom�w, spostrzegamy, �e podlegaj� prawu w znacznie mniejszym stopniu, ni� s�dzono, i �e prawa, do kt�rych si� dochodzi, s� to przeci�tne statystyczne, �ci�le tego rodzaju, jakie m�g�by da� prosty przypadek. Wszyscy wiemy, �e istnieje prawo, wed�ug kt�rego podczas gry w ko�ci otrzymuje si� podw�jn� sz�stk� tylko raz mniej wi�cej na trzydzie�ci sze�� rzut�w, a jednak nie uwa�amy tego za dow�d, �e rzuty ko�ci s� regulowane z g�ry powzi�tym zamiarem. Przeciwnie, gdyby podw�jna sz�stka wychodzi�a raz po raz, s�dziliby�my, �e to by�o zrobione umy�lnie. Wiele praw natury zalicza si� do tej kategorii. S� to przeci�tne statystyczne, podobne do tych, jakie zjawi�yby si� na podstawie prawa przypadku; i dzi�ki temu ca�a historia z prawem natury wywiera obecnie znacznie mniejsze wra�enie ni� dawniej. Zupe�nie niezale�nie od tego, co powiedzia�em, a co odnosi si� do chwilowego stanu nauki, kt�ry jutro mo�e si� zmieni�, samo wyobra�enie, �e istnienie praw natury poci�ga za sob� istnienie prawodawcy, wynika z pomieszania praw natury z prawami ludzkimi. Ludzkie prawa s� to nakazy plecaj�ce osobnikowi �yj�cemu w spo�ecze�stwie zachowywa� si� w pewien okre�lony spos�b, przy czym mo�e on zgodzi� si� na to lub te� post�pi� inaczej. Natomiast prawa natury s� opisem faktycznego zachowania si� rzeczy, a poniewa� po prostu opsuj�, co rzeczy istotnie czyni�, wi�c nie mo�na dowodzi�, �e musi by� kto�, kto kaza� im to zrobi�. A przypu�ciwszy nawet, �e tak by�o, stajemy przed pytaniem: Dlaczego B�g wyda� w�a�nie te, a nie inne prawa natury ? Je�li si� odpowiada, �e uczyni� to wedle swego upodobania i bez �adnego powodu, to zak�ada si�, �e jest co� nie podlegaj�cego prawu, i w ten spos�b dzia�anie prawa natury zostaje przerwane. Gdyby za� odpowiedziano wam za przyk�adem bardziej ortodoksyjnych teolog�w, �e og�aszaj�c wszystkie swoje prawa B�g mia� zawsze pow�d, aby da� raczej prawa te, a nie inne - i �e powodem tym by�a oczywi�cie ch�� stworzenia mo�liwie najlepszego wszech�wiata, cho� przygl�daj�c si� temu ostatniemu, nigdy by�cie nie wpadli na to przypuszczenie - je�li zatem by� pow�d do praw, ktore B�g nada�, to i sam B�g podlega� prawu. I dlatego wprowadzenie Boga jako po�rednika w tej sprawie nie przynosi �adnej korzy�ci. Znajdujecie si� wobec prawa poprzedzaj�cego boskie etykiety i stoj�cego poza nimi, a B�g nie doprowadza was do celu, gdy� nie jest najwy�szym prawodawc�. Kr�tko m�wi�c, argument prawa natury nie ma ju� tej si�y, kt�r� posiada�. Rozpatruj�c te wywody odbywam podr� w czasie, poniewa� argumenty, za pomoc� kt�rych dowodzono istnienie Boga, zmieniaj� sw�j charakter z biegiem czasu. Z pocz�tku by�y to �cis�e, intelektualne argumenty, uciele�niaj�ce pewne okre�lone sofizmaty. W miar� zbli�ania si� do czas�w nowo�ytnych poziom intelektualny tych argument�w spada i nabieraj� one coraz wi�cej moralizuj�cej mglisto�ci. Argument celowo�ci Nast�pnym argumentem jest argument celowo�ci. Jest on dobrze znany: wszystko na �wiecie jest urz�dzone tak, �eby�my mogli �y� na nim; gdyby �wiat by� cho� troch� odmienny, nie potrafiliby�my tego czyni�. Tak brzmi ten argument. Przybiera on czasem osobliwe formy; utrzymuje si� na przyk�ad, �e kr�liki maj� bia�e ogony, aby �atwiej by�o do nich strzela�. Nie wiem co o tym my�l� kr�liki. Argument celowo�ci �atwo jest sparodiowa�. Wszyscy znamy uwag� Woltera, �e najwidoczniej nos zosta� ukszta�towany tak, aby pasowa� do okular�w. Ten rodzaj parodii okaza� si� bardziej uzasadniony, ni� to si� mog�o wydawa� w XVIII wieku, poniewa� od czas�w Darwina rozumiemy znacznie lepiej, dlaczego �yj�ce istoty s� przystosowane do swego otoczenia. Nie �rodowisko zosta�o stworzone dla ich rozwoju, ale one same rozwin�y si� odpowiednio do warunk�w, i to jest podstaw� przystosowania si�. Nie ma w tym �adnego dowodu celowo�ci. Gdy przyjrzymy si� bli�ej argumentowi celowo�ci, to wyda si� nam rzecz� zdumiewaj�c�, �e ludzie mog� wierzy�, i� ten �wiat ze wszystkim, co zawiera, ze wszystkimi swoimi brakami jest najlepszy, na jaki wszechpot�ga i wszechwiedza w ci�gu milion�w lat mog�y si� zdoby�. Doprawdy nie mog� w to uwierzy�. Czy s�dzicie, �e gdyby�cie byli wszechpot�ni i wszechwiedz�cy, a nadto mieli miliony lat do udoskonalenia waszego �wiata, to nie mogliby�cie wytworzy� nic lepszego od Ku-Klux-Klanu, faszyst�w i pana Churchilla ? Doprawdy, nie imponuj� mi zbytnio ludzie, kt�rzy o�wiadczaj�: "Sp�jrzcie na mnie ! Jestem tak wspania�ym tworem, �e wszech�wiat musia� mie� jaki� cel". Nie, wspania�o�� tych ludzi wcale mnie nie ol�niewa. Dlatego uwa�am, �e argument celowo�ci jest bardzo marny. Pr�cz tego, je�li uznajemy zwyk�e prawa naukowe, musimy przypu�ci�, �e �ycie w og�le, a �ycie ludzkie w szczeg�lno�ci, wyga�nie w pewnej chwili na naszej planecie; jest ono tylko nieudan� pr�b�; jest to jedna z faz rozpadu systemu s�onecznego. W pewnym stadium tego rozpadu temperatura oraz inne warunki sprzyjaj� powstawaniu protoplazmy i na kr�tki okres w istnieniu ca�ego systemu s�onecznego pojawia si� �ycie. Patrz�c na ksi�yc widzimy stan, do kt�rego zd��a Ziemia - co� martwego, zimnego, bez �ycia. M�wi� mi, �e ta perspektywa jest przygn�biaj�ca i ludzie nieraz wam powiedz�, �e gdyby temu wierzyli, nie mogliby �y� d�u�ej. Nie wierzcie im na s�owo; wszystko to jest blaga. Nikt nie przejmuje si� na serio tym, co nast�pi po milionach lat. Nawet je�li ludzie ci my�l� �e s� bardzo strapieni, w rzeczywisto�ci oszukuj� samych siebie. Dr�cz� ich bardziej �wiatowe rzeczy lub mo�e po prostu choruj� na �o��dek, ale nikogo naprawd� nie unieszcz�liwi my�l o tym co si� ma przyda�y� �wiatu za miliony milion�w lat. Dlatego chocia� przypuszczenie, �e �ycie wyga�nie pewnego dnia, nie usposabia, rzecz prosta, do weso�o�ci - przynajmniej wydaje mi si�, �e mo�na tak powiedzie�, jakkolwiek czasem, gdy przygl�dam si� u�ytkowi, jaki ludzie robi� ze swych istnie�, my�l� �e jest ono niemal pociech� - jednak proroctwo tego rodzaju nie mo�e nikomu obrzydzi� �ycia. Jedynym jego skutkiem jest zwr�cenie naszej uwagi ku innym rzeczom. Moralne argumenty na korzy�� b�stwa Teraz przechodzimy do dalszego stadium tego, co nazw� obni�eniem si� intelektualnej warto�ci dowodze� teist�w, i docieramy do tak zwanych moralnych argument�w przemawiaj�cych za istnieniem Boga. Wiadomo, �e w dawnych czasach wysuwano na korzy�� istnienia Boga trzy intelektualne argumenty, kt�re zosta�y obalone przez Emmanuela Kanta w jego "Krytyce czystego rozumu"; lecz zaledwie Kant rozprawi� si� z tymi argumentami, a ju� wynalaz� nowy argument, tym razem moralny, i to go przekona�o w zupe�no�ci. Podobnie jak wiele innych ludzi by� on sceptykiem w dziedzinie intelektu, lecz gdzy chodzi�o o moralno�� - wierzy� �lepo w zasady, kt�re mu wpojono w dzieci�stwie. Jest to ilustracja do cz�sto podkre�lanego przez psychoanalityk�w zjawiska, �e nasze najwcze�niejsze skojarzenia my�lowe wywieraj� na nas daleko silniejszy wp�yw ni� wyobra�enia p�niejsze. Jak m�wi�em, Kant wynalaz� nowy argument moralny na korzy�� istnienia Boga. R�ne formy tego argumentu cieszy�y si� wielk� popularno�ci� w ci�gu XIX wieku. Jedna z nich polega�a na twierdzeniu, �e gdyby B�g nie istnia�, nie by�oby poj�cia dobra i z�a. Nie b�d� w tej chwili rozwa�a�, czy dobro da si� odr�ni� od z�a, jest to inna sprawa. Obchodzi mnie tylko nast�puj�cy punkt. Je�eli jeste�cie zupe�nie pewni, �e istnieje r�nica mi�dzy dobrem a z�em, to nasuwa si� pytanie : czy ta r�nica powsta�a z rozkazu Boga ? - Je�eli zawdzi�czamy j� Bogu, to dla samego Boga nie ma r�nicy mi�dzy dobrem a z�em i twierdzenie, �e B�g jest dobry, traci wszelki sens. Je�li powiecie za przyk�adem teolog�w, �e B�g jest dobry, trzeba b�dzie uzna�, �e dobro i z�o maj� znaczenie niezale�nie od woli Boga, gdy� postanowienia Boga s� dobre, a nie z�e, bez wzgl�du na sam fakt, �e zosta�y przez niego wydane. Je�li za� to przyjmiecie, b�dziecie musieli wtedy powiedzie�, �e dobro i z�o nie istniej� li tylko dzi�ki Bogu, ale �e z natury rzeczy logicznie poprzedzaj� Boga. Rozumie si�, �e gdyby�cie mieli ochot�, mogliby�cie powiedzie�, �e by�o wy�sze b�stwo, kt�re dawa�o rozkazy Stw�rcy naszego �wiata; lub te� wolno by wam by�o podzieli� zapatrywanie niekt�rych gnostyk�w - zapatrywanie, kt�re cz�sto uwa�a�em za wysoce prawdopodobne - �e w rzeczywisto�ci �wiat zosta� stworzony przez diab�a, kt�ry skorzysta� z nieuwagi Boga. Mo�na du�o powiedzie� na korzy�� tej hipotezy i pozwolicie, �e nie b�d� si� zajmowa� jej zbijaniem. Argument wyr�wnania niesprawiedliwo�ci Istnieje jeszcze inna, bardzo ciekawa forma argumentu moralnego, wed�ug kt�rej istnienie Boga jest konieczne do zaprowadzenia sprawiedliwo�ci na �wiecie. W znanej nam cz�ci wszech�wiata panuje wielka niesprawiedliwo��, dobrzy cz�sto cierpi�, a z�ym si� powodzi, i trudno orzec, kt�ra z tych ewentualno�ci sprawia nam wi�ksz� przykro��, lecz je�li chcecie mie� sprawiedliwo�� we wszech�wiecie jsko ca�o�ci, musicie przypu�ci�, �e jest przysz�e �ycie, kt�re zr�wnowa�y�oby szal� ziemskiego istnienia, a wi�c w konsekwencji nale�y przyj�� Boga, niebo i piek�o, aby sprawiedliwo�� mog�a w ko�cu zatriumfowa�. Argument ten jest bardzo dziwny. Gdyby�cie rozpatrywali t� spraw� z naukowego punktu widzenia, powiedzieliby�cie: "Ostatecznie znam tylko ten �wiat. Nie wiem nic o reszcie wszech�wiata. Ale je�eli w og�le mo�na rozprawia� o mo�liwo�ciach, uwa�a�bym za prawdopodobne, �e ten �wiat jest pr�bk� typow� i �e je�li tutaj panuje niesprawiedliwo��, to s� szanse spotkania jej r�wnie� gdzie indziej". Przypu��my, �e dostali�cie szkrzynk� pomara�czy i przekonali�cie si� po jej otwarciu, �e wszystkie owoce z wierzchy s� zepsute. W podobnym wypadku nie dowodzi si�, �e pomara�cze na spodzie musz� by� dobre tytu�em odszkodowania, lecz m�wi si�: zapewne ca�a partia towaru jest zepsuta. Cz�owiek obdarzony naukowym umys�em wyrobi�by sobie takie w�a�nie przekonanie o wszech�wiecie. Powiedzia�by on: "�wiat tej jest pe�en niesprawiedliwo�ci; pozwala to nam przypuszcza�, �e pr�no by�oby szuka� sprawiedliwo�ci we wszech�wiecie, i dostarcza moralnego dowodu przeciw istnieniu b�stwa, a nie na jego korzy��". Oczywi�cie wiem, �e intelektualne argumenty, o kt�rych by�a dot�d mowa, nie nale�� do czynnik�w rzeczywi�cie oddzia�uj�cych na ludzi. To co sk�ania ludzi do wiary w Boga, poniewa� uczono ich tego od niemowl�ctwa; jest to g��wny pow�d ich wiary. S�dz�, �e nast�pnym co do si�y motywem jest ch�� zabezpieczenia si�, wywo�uj�ca rodzaj poczucia, �e jest gdzie� jakby starszy brat, kt�ry si� wami zaopiekuje. Odgrywa to bardzo wa�n� rol� w budzeniu uczu� religijnych. Charakter Chrystusa Chc� teraz powiedzie� par� s��w na temat, kt�ry moim zdaniem zosta� zbyt pobie�nie potraktowany przez racjonalist�w, a mianowicie chodzi mi o kwesti�, czy Chrystus by� najlepszym i najm�drzejszym z ludzi. Uwa�a si� powszechnie, �e powinni�my wszyscy na to si� zgodzi�. Co do mnie, to jestem przeciwnego zdania. W wielu punktach zgadzam si� z Chrystusem o wiele bardziej ni� jego wyznawcy. Nie wiem, czy m�g�bym i�� z nim a� do ko�ca drogi, ale w ka�dym razie m�g�bym mu towarzyszy� znacznie dalej ni� wi�kszo�� nominalnych chrze�cijan. Pami�tacie zapewne, �e chrystus m�wi�: "Nie sprzeciwiajcie si� z�u, ale kto by ci� uderzy� w prawy policzek tw�j, nadstaw mu i drugi". Nie jest to nowe przykazanie ani nowa zasada. Lao Tse i Budda g�osili to na jakie� 500 lub 600 lat przed Chrystusem, ale faktycznie chrze�cijanie nie przyj�li tej zasady. Nie mam zamiaru podawa� w w�tpliwo�� chrze�cija�skich uczu�, na przyk�ad, naszego premiera, ale nie radzi�bym nikomu z was p�j�� do niego i uderzy� go w policzek. My�l�, �e skonstatowaliby�cie wtedy, �e wed�ug jego mniemania tekst ten powinno si� bra� w przeno�nym znaczeniu. Jedn� jeszcze nauk� uwa�am za doskona��. Przypominacie sobie zapewne s�owa Chrystusa: "Nie s�d�cie, aby�cie nie byli s�dzeni". Wydaje mi s�, �e trudno by wam by�o znale�� w chrze�cija�skich krajach s�dy, w kt�rych ta zasada by�aby mile widziana. Zna�em bardzo wielu s�dzi�w, kt�rzy byli bardzo gorliwymi chrze�cijanami, a jednak �aden z nich nie odczuwa� sprzeczno�ci mi�dzy zasadami chrze�cija�skimi a swoj� dzia�alno�ci�. Dalej Chrystus m�wi: "Temu, co ci� prosi, daj, a od tego, co chce u ciebie po�yczy�, nie odwracaj si�". Jest to bardzo dobra zasada. Wasz przewodnicz�cy przypomnia� wam, �e nie zebrali�my si� tutaj, aby m�wi� o polityce, ale nie mog� si� powstrzyma� od uwagi, �e ostatnie wybory rozgrywa�y si� na platformie zagadnienia, w jakim stopniu by�oby po��dane odwr�ci� si� od tego, kto chce co� po�yczy�, tak �e musimy przypu�ci�, i� angielskie stronnictwa, zar�wno liberalne jak i konserwatywne, sk�adaj� si� z ludzi nie uznaj�cych nauki Chrystusa, poniewa� niew�tpliwie odwr�cili si� oni z ca�� stanowczo�ci� od chc�cych po�ycza�. Nast�pnie jest jeszcze jedna maksyma, kt�ra moim zdaniem zas�uguje na uwag�, chocia� nie widz�, aby si� cieszy�a wielk� popularno�ci� u niekt�rych naszych chrze�cija�skich przyjaci�. Brzmi ona jak nast�puje: "Je�li chcesz by� doskona�ym, id� sprzedaj maj�tno�ci twoje i rozdaj ubogim". Jest to znakomita maksyma, ale, powtarzam to, rzadko stosowana w praktyce. Wszystkie te nauki uwa�am za dobre, cho� troch� trudno jest �y� z nimi. Nie m�g�bym twierdzi�, �e stosuj� si� do nich w swoim �yciu, ale ostatecznie nie zobowi�zywa�em si� do tego. Dla Chrze�cijanina jednak sprawa ta przedstawia si� inaczej. Usterki nauki Chrystusa Po uznaniu doskona�o�ci tych maksym�w przechodz� teraz do pewnych punkt�w, kt�re jak s�dz�, nie daj� nam powodu do przypisywania Chrystusowi odmalowanemu w Ewangeliach najwy�szej m�dro�ci lub dobroci. Zaznaczam, �e pomijam kwesti� historyczno�ci Chrystusa. Historycznie jest rzecz� bardzo w�tpliw�, czy Chrystus w og�le kiedy� �y�; a je�eli �y�, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomo�ci; nie b�d� si� wi�c zajmowa� t� bardzo trudn� kwesti� historyczn�. Chodzi mi o Chrystusa przedsawionego w Ewangeliach, kt�rych opowiadania przyjmuj� tak jak s� podane; ot� znajduj� si� tam pewne rzeczy, kt�re nie wydaj� si� bardzo m�dre. Na przyk�a Chrystus by� przekonany, �e jego drugie przyj�cie nast�pi w wielkiej chwale jeszcze przed �mierci� �yj�cych w�wczas ludzi. Dowodzi tego wiele tekst�w. Mi�dzy innymi m�wi on: "Nie obejdziecie miast izraelskich, a� przyjdzie Syn cz�owieczy". Potem za�: "S� niekt�rzy z tych, co tu stoj�, kt�rzy nie zakosztuj� �mierci, a� Syn cz�owieczy przyjdzie do kr�lestwa swego". I jest sporo miejsc, z kt�rych jasno wynika, �e jego drugie przyj�cie nast�pi za �ycia wielu jego wsp�czesnych. Wierzyli w to tak�e jego pierwsi wyznawcy i wiara ta by�a podstaw� wielu nauk moralnych. Gdy m�wi�: 'Przeto� nie troszczcie si� o jutrzejszy dzie�' i inne podobne rzeczy, by�o to w znacznej mierze dlatego, �e uwa�a� swoje drugie przyj�cie za bardzo bliskie, a wszystkie �wiatowe sprawy nie mia�y ju� dla niego znaczenia. Zna�em osobi�cie chrze�cijan, kt�rzy wierzyli w rych�e nadej�cie Chrystusa. Zna�em r�wnie� proboszcza, kt�r nap�dzi� wielkiego strachu swoim owieczkom oznajmiaj�c im, �e drugie przyj�cie Chrystusa nast�pi lada dzie�; co prawda pocieszyli si� spostrze�eniem, �e ich pasterz sadzi drzewka w swoim ogrodzie. Pierwsi chrz�cijanie wierzyli w to rzeczywi�cie i powstrzymywali si� od czyn�w podobnych do sadzenia drzewek w ogrodach, poniewa� podzielali wiar� Chrystusa w blisko�� drugiego przyj�cia. Pod tym wzgl�dem Chrystus, jak wida� nie dor�wnywa� m�dro�ci� niekt�rym innym ludziom, a ju� z pewno�ci� nie posiada� najwy�szej m�dro�ci. Zagadnienia moralne Zwr��my si� do kwestii moralnych. Wed�ug mnie istnieje jedna powa�na skaza w charakterze Chrystusa, a mianowicie jego wiara w piek�o. Nie mog� uwierzy�, aby cz�owiek rzeczywi�cie humanitarny m�g� wierzy� w kary wieczne. Chrystus przedstawiony w Ewangeliach niew�tpliwie wierzy� w wieczne m�ki i w ksi�gach tych znajdujemy wielokrotnie s�owa m�ciwego gniewu skierowane przeciw ludziom, kt�rzy nie chcieli s�ucha� jego kaza� - postawa do�� zwyk�a u kaznodziej�w, ale nie daj�ca si� pogodzi� z najwy�sz� doskona�o�ci�. Nie spotykamy tej postawy u Sokratesa, �agodnego i uprzejmego wobec ludzi, kt�rzy nie chcieli go s�ucha�. I moim zdaniem takie zachowanie si� bardziej przystoi m�drcowi ni� oburzenie. Przypominacie sobie zapewne wszyscy, co m�wi� Sokrates w swoich ostatnich chwilach i jak si� zazwyczaj zwraca� do ludzi, kt�rzy si� z nim nie zgadzali. Wed�ug Ewangelii Chrystus m�wi�: "W�owie, rodzaju jaszczurczy, i jako� b�dziecie mogli uj�� przed s�dem dnia piekielnego?" - By� to zwrot pod adresem ludzi, kt�rym si� nie podoba�y jego nauki. Naprawd� nie wydaje mi si� to w najlepszym tonie. W Ewangelii znajduje si� du�o takich wzmianek o piekle. Najpierw, naturalnie, dobrze nam znany tekst odnosz�cy si� do grzechu "przeciwko Duchowi �wi�temu": "Ale kto by m�wi� przeciwko Duchowi �wi�temu, nie b�dzie mu odpuszczone ani w tym wieku ani w przysz�ym". Tekst ten sta� si� przyczyn� niezliczonch cierpie�, gdy� wszelkiego rodzaju ludzie wyobra�ali sobie i� pope�nili grzech przeciw Duchowi �wi�temu, i �yli w przekonaniu, �e nie otrzymaj� przebaczenia ani w tym, ani w tamtym �wiecie. Jestem pewny, �e cz�owiek prawdziwie dobry nie szerzy�by na �wiecie podobnych trw�g i obaw. Chrystus powiada jeszcze: "Po�le Syn cz�owieczy anio�y swoje, a oni zbior� z kr�lestwa jego wszystkie zgorszenia i tych, kt�rzy nieprawo�� czyni�; i wrzuc� ich w piec ognisty, tam b�dzie p�acz i zgrzytanie z�b�w" - po czym rozwodzi si� w dalszym ci�gu nad p�aczem i zgrzytaniem z�b�w. Wzmianki o tym nast�puj� jedna po drugiej i dla czytelnika jest zupe�nie widoczne, �e Chrystus musia� znajdowa� pewn� przyjemno�� w przewidywaniu p�aczu i zgrzytania z�b�w, bo inaczej nie powtarza�oby si� to tak cz�sto. Nie zapomnieli�cie pewnie przypowie�ci o owcach i koz�ach, gdzie m�wi si�, jak to podczas drugiego przyj�cia Syn cz�owieczy od��czy owce od koz��w i powie koz�om: "Id�cie ode mnie, przekl�ci, w ogie� wieczny". I Chrystus ci�gnie dalej: "I p�jd� ci na m�ki wieczne". Nast�pnie powiada znowu: "A je�liby ci� gorszy�a r�ka twoja, odetnij j�; bo lepiej jest tobie u�omnym wnij�� do �ywota, ni�eli dwie r�ce maj�c i�� do piek�a w ogie� nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogie� nie ga�nie". Powtarza si� to parokrotnie. Musz� stwierdzi�, �e ta nauka, wed�ug kt�rej ogie� piekielny jest kar� za grzechy, jest okrutna. Doktryna ta upowszechni�a okrucie�stwo i da�a �wiatu ca�e pokolenia okrutnie torturowanych ludzi, a Chrystus Ewangelii, je�li si� go bierze takim, jakim go przedstawiaj� jego dziejopisarze, musi niew�tpliwie ponosi� za to cz�ciow� odpowiedzialno��. S� jeszcze inne, chocia� mniej wa�ne niedoci�gni�cia w nauce Chrystusa. Na przyk�ad historia �wi� garaze�skich, o kt�rych opowiadaj� Marek i Mateusz. Nie by�o to z pewno�ci� przejawem dobroci dla �wi� pozwoli� w nie wej�� demonom, skutkiem czego biedne zwierz�ta wpad�y do morza i uton�y. Musicie pami�ta� �e Chrystus by� wszechmocny i m�g� po prostu kaza� demonom si� wynie��, ale on zamiast tego umie�ci� je w �winiach. Dzieje drzewa figowego r�wnie� przedstawiaj� si� do�� zagadkowo. Wiecie zapewne, co si� z nim sta�o. 'A drugiego dnia (Jezus) �akn��; i ujrzawszy z daleka figowe drzewo, maj�ce li�cie, przyszed�, je�liby snad� co na nim znalaz�; a gdy do niego przyszed�, nic nie znalaz�, tylko li�cie, bo nie by� czas figom. A odpowiadaj�c Jezus rzek� mu: Niechaj�e wi�cej na wieki nikt z ciebie owocu nie je..., a Piotr (nast�pnego ranka) rzek� mu: Mistrzu, oto figowe drzewo, kt�re� przekl��, usch�o'. Jest to bardzo dziwna opowie��, poniewa� pora owocowania fig jeszcze wtedy nie nadesz�a i doprawdy trudno by�o bra� to drzewu za z�e. Nie, stanowczo nie zdaje mi si�, �eby Chrystus czy to pod wzgl�dem m�dro�ci czy te� dobroci sta� tak wysoko, jak niekt�re postaci historyczne. Z tego punktu widzenia postawi�bym Budd� i Sokratesa wy�ej od niego." Czynnik uczuciowy Jak to ju� powiedzia�em, nie s�dz�, aby prawdziwy pow�d dla kt�rego ludzie przyjmuj� religi�, mia� co� wsp�lnego z rozumowaniem. Ludzie staj� si� religijni z pobudek uczuciowych. Cz�sto s�yszy si�, �e to bardzo �le napada� na religi�, poniewa� jest ona �r�d�em cnoty. Tak mi przynajmniej m�wiono; sam tego jako� nie zauwa�y�em. Samuel Butler sparodiowa� ten argument w swojej ksi��ce "Powr�t do Erewhonu". Bohater tego utworu, niejaki Higgs, przybywa do nieznanego kraju, bawi tam jaki� czas, po czym ucieka balonem. W dwadzie�cia lat p�niej udaje si� znowu do tego kraju i zastaje tam now� religi�, kt�ra nakazuje go czci� pod nazw� Syna S�o�ca i m�wi o jego wniebowst�pieniu. Higgs zjawia si� w wili� dnia, w kt�rym Erewho�czycy obchodz� �wi�to Wniebowst�pienia, i s�yszy, jak profesorowie Hanky i Panky m�wi� do siebie, �e nigdy nie widzieli s�ynnego Higgsa i wcale nie maj� na to ochoty. S� to arcykap�ani religii Syna S�o�ca. Oburzony podr�nik zbli�a si� do nich i oznajmia: "Zdemaskuj� t� ca�� szarlataneri� i powiem ludziom, �e jestem tylko zwyk�ym cz�owiekiem i �e wzbi�em si� w powietrze balonem". Ale oni mu odpowieadaj�: "Nie powinien pan tego czyni�, poniewa� moralno�� naszego kraju jest �ci�le zwi�zana z tym mitem i gdyby pewnego dnia Erewho�czycy dowiedzieli si� , �e nie wst�pi� pan do nieba, staliby si� wszyscy �li". Higgs daje si� przekona� i odchodzi bez s�owa. My�l przewodnia jest wi�c taka: byliby�my wszyscy wyst�pni, gdyby�my nie trzymali si� wiary chrze�cija�skiej. Wydaje mi si� jednak, �e jej wyznawcy byli w wi�kszo�ci bardzo z�ymi lud�mi. Mo�na skonstatowa� ciekawy fakt, �e im intensywniejsza by�a religijno�� danego okresu, im g��bsza wiara w dogmat, tym wi�ksze by�o okrucie�stwo i tym gorszy og�lny stan rzeczy. W tak zwanych wiekach wiary, gdy ludzie rzeczywi�cie wierzyli we wszystkie twierdzenia religii chrze�cija�skiej, mieli�my tortury inkwizycji, miliony nieszcz�liwych kobiet spalono jako czarownice i nie by�o okrucie�stwa, kt�rego by si� nie dopuszczono w imi� religii. Rozgl�daj�c si� po �wiecie, wpr�dce spostrzegamy, �e ka�dy, cho�by najmniejszy wzrost uczu� humanitarnych, ka�da reforma kodeksu karnego, ka�dy krok w kierunku zmniejszenia niebezpiecze�sta wojny, ka�da pr�ba poprawy po�o�enia ras kolorowych lub z�agodzenia niewolnictwa, ka�dy post�p moralny, kt�ry si� uda�o osi�gn��, by� stale zwalczany przez zorganizowane Ko�cio�y ca�ego �wiata. O�wiadczam po dojrza�ym namy�le, �e religia chrze�cija�ska w postaci, jak� jej nada�y Ko�cio�y, by�a i jest jeszcze g��wnym nieprzyjacielem moralnego post�pu �wiata. Jak Ko�cio�y op�ni�y rozw�j post�pu B�dziecie mo�e uwa�ali, �e posuwam si� za daleko, utrzymuj�c, �e te stosunki trwaj� nadal. Jestem innego zdania. We�my rzecz nast�puj�c�. Musicie mi wybaczy�, �e o niej wspomn�. Jest to nieprzyjemny fakt, ale Ko�cio�y zmuszaj� nas czasem do przytaczania niemi�ych rzeczy. Przypu��my, �e w naszym dzisiejszym �wiecie niedo�wiadczona dziewczyna po�lubi syfilityka. W tym przypadku Ko�ci� katolicki powiada: "Sakrament ma��e�stwa jest nierozerwalny. Jeste�cie z��czeni na ca�e �ycie" - i kobiecie tej nie wolno u�ywa� �adnych �rodk�w, aby unikn�� wydania na �wiat syfilitycznych dzieci. Takie jest stanowisko Ko�cio�a katolickiego. Twierdz�, �e jest to szata�skie okrucie�stwo. �aden cz�owiek, kt�rego przyrodzone uczucia nie zosta�y st�pione przez dogmat lub kt�ry nie jest ca�kowicie pozbawiony zdolno�ci odczuwania cudzego cierpienia, nie by�by zdolny utrzymywa�, �e jest s�uszne i w�a�ciwe, aby podobny stan rzeczy istnia� w dalszym ci�gu. Poda�em tylko jeden przyk�ad. Ale jest du�o innych sposob�w, za pomoc� kt�rych w obecnej chwili Ko�ci� przez obstawanie przy tym, co nazywa moralno�ci�, skazuje najrozmaitszych ludzi na niezas�u�one i zbyteczne cierpienia. I naturalnie jest on w swej przewa�aj�cej cz�ci przeciwnikiem post�pu i wszelkich ulepsze� d���cych do zmniejszenia ilo�ci cierpienia na �wiecie, poniewa� opatrzy� etykiet� moralno�ci zbi�r ma�ostkowych przepis�w post�powania, kt�re nie maj� nic wsp�lnego ze szcz�ciem ludzi. Gdy si� m�wi o konieczno�ci zrobienia tej lub owej rzeczy, kt�ra przyczyni�aby si� do szcz�cia ludzko�ci, K�ci� odpowiada, �e ten cel jest mu obcy. "C� wsp�lnego mo�e mie� szcz�cie mie� szcz�cie ludzi z moralno�ci� ? Zadaniem moralno�ci nie jest uszcz�liwianie ludzi, lecz przygotowanie ich do �ycia wiecznego". Topewne, �e ludzie przygotowani w ten spos�b nie wydaj� si� zdolni do �ycia ziemskiego. Strach jako podstawa religii Religia jest oparta przede wszystkim i g��wnie na strachu. Jest to cz�ciowo l�k przed nieznanym, a cz�ciowo, jak ju� m�wi�em, pragnienie posiadania jak gdyby starszego brata, kt�ry stanie po naszej stronie we wszystkich k�opotach i sporach. L�k jest fundamentem tego - l�k przed tajemnic�, obawa pora�ki, l�k przed �mierci�. Strach rodzi okrucie�stwo, nic wi�c dziwnego, �e okrucie�stwo i religia sz�y zawsze r�ka w r�k�. L�k jest podstaw� ich obu. Zaczynamy teraz troch� rozumie� rzeczy otaczaj�ce nas na tym �wiecie i opanowywa� je po trochu za pomoc� nauki, kt�ra utorowa�a sobie drog� krok za krokiem, wbrew chrze�cija�skiej religii, wbrew Ko�cio�owi, pomimo opozycji wszystkich starych przepis�w. Nauka mo�e nam pm�c przezwyci�y� ten dominuj�cy strach, w kt�rym ludzko�� �y�a przez tyle pokole�. Nauka i nasze serca mog� nas nauczy� rezygnacji z poszukiwania urojonej podpory, z wynajdywania sobie sprzymierze�c�w w niebie i u�ywania naszych si� raczej do tego, �eby uczyni� z tego �wiata miejsce w kt�rym �y� warto, a nie piek�o, kt�re zrobi�y z niego Ko�cio�y w ci�gu minionych wiek�w. Co powinni�my robi� ? Chcemy sta� o w�asnych si�ach i patrze� na �wiat bez zmru�enia powiek - na jego dobre i z�e strony, jego pi�kno i brzydot�; chcemy widzie� �wiat takim, jakim jest i nie odczuwa� przed nim l�ku. Nale�y podbi� �wiat inteligencj�, a nie odnosi� si� do� z niewolnicz� uleg�o�ci� wyp�ywaj�c� z przera�enia, jakie w nas budzi. Poj�cie Boga bierze sw�j pocz�tek w starodawnym wschodnim despotyzmie. Jest to poj�cie bezwarunkowo niegodne wolnych ludzi. Gdy s�yszy si� w ko�ciele ludzi, kt�rzy poni�aj� si� m�wi�c, �e s� n�dznymi grzesznikami itd., wydaje si� to czym� godnym wzgardy, czym�, co nie przystoi szanuj�cym si� istotom ludzkim. Powinni�my nie upada� na duchu i patrze� �wiatu prosto w twarz. Powinni�my uczyni� nasz �wiat mo�liwie jak najlepszym. I chocia�by rezulat nie odpowiada� naszym �yczeniom, to jednak b�dzie lepszy od tego, co zrobili ze �wiata chrze�cijanie w ci�gu minionych stuleci. Dobrze urz�dzony �wiat potrzebuje wiedzy, dobroci i odwagi. Nie potrzeba mu �alu i westchnie� za przesz�o�ci� ani zakuwania w kajdany swobodnej inteligencji za pomoc� s��w wyrzeczonych niegdy� przez ignorant�w. Potrzebuje on �mia�ych pogl�d�w i swobodnej inteligencji. Potrzebna mu jest nadzieja na przysz�o��, a nie ogl�danie si� wstecz. Ufamy, �e przysz�o��, kt�r� nasza inteligencja mo�e stworzy�, pozostawi daleko za sob� wszystko to, co�my zdzia�ali w przesz�o�ci.