9454

Szczegóły
Tytuł 9454
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9454 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9454 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9454 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BORIS AKUNIN KORONACJA czyli ostatni z Romanow�w (Prze�o�y�: Zbigniew Landowski ) �wiat Ksi��ki 2004 20 maja Ten dziwaczny i nieprzyjemny m�czyzna zgin�� na moich oczach. Wszystko sta�o si� tak szybko... tak szybko. R�wnocze�nie z trzaskiem wystrza��w rzuci�o go na lin�. Upu�ci� sw�j male�ki rewolwer, z�apa� si� chybotliwej por�czy i zastyg� w miejscu, odchyliwszy do ty�u g�ow�. B�ysn�a bia�a twarz, przekre�lona pasemkiem w�s�w, i znikn�a, zas�oni�ta czarnym mnisim welonem. - Era�cie Piotrowiczu! - krzykn��em, po raz pierwszy nazywaj�c go po imieniu. A mo�e tylko chcia�em krzykn��? Niepewny pomost chwia� si� pod jego nogami. G�owa nagle opad�a w prz�d, jakby od silnego uderzenia, a cia�o zacz�o napiera� piersi� na lin� i po kolejnej sekundzie, przewracaj�c si� niezgrabnie, ju� lecia�o w d�... w d�... w d�. Drogocenna szkatu�ka wypad�a mi z r�k, uderzy�a o kamie� i roztrzaska�a si�. O�lepiaj�cymi iskrami wystrzeli�y r�nobarwne bry�ki diament�w, szafir�w, szmaragd�w, ale nawet nie spojrza�em na te niezliczone skarby, kt�re rozsypa�y si� po trawie. Z w�wozu dobieg� mi�kki, t�py odg�os uderzenia. J�kn��em. Rozp�dzona czarna kula potoczy�a si� po stromym stoku i zatrzyma�a w swoim przera�aj�cym p�dzie dopiero na brzegu potoku. Jedna r�ka bezw�adnie upad�a w wod�, reszta cia�a, twarz� do ziemi, leg�a na otoczakach. Nie lubi�em tego cz�owieka. Mo�e nawet nienawidzi�em. W ka�dym razie chcia�em, �eby na zawsze znikn�� z naszego �ycia. Jednak nie �yczy�em mu �mierci. Jego rzemios�em by�o ryzyko, ca�y czas igra� ze �mierci�, ale z jakiego� powodu nigdy nie pomy�la�em, �e mo�e zgin��. Wydawa� si� nie�miertelny. Nie wiem, jak d�ugo sta�em tak, os�upia�y, patrz�c w d�. Pewnie niezbyt d�ugo. Ale czas jakby si� rozpad�, a ja zanurzy�em si� w jego p�kni�ciu, powracaj�c do poprzedniego, spokojnego �ycia, kt�re sko�czy�o si� dok�adnie dwa tygodnie temu. Tak, wtedy te� by� poniedzia�ek. Sz�sty maja. 6 maja Do dawnej stolicy pa�stwa rosyjskiego przybyli�my rankiem. W zwi�zku ze zbli�aj�cymi si� uroczysto�ciami koronacyjnymi Dworzec Niko�ajewski by� zat�oczony i nasz poci�g przetoczono po linii przesy�owej na Brzeski, co, delikatnie m�wi�c, nie by�o grzecznym post�pkiem ze strony w�adz miejskich. Mo�na przypu�ci�, �e w ten spos�b wyra�ono pewne och�odzenie stosunk�w mi�dzy jego wysoko�ci� Gieorgijem Aleksandrowiczem a jego wysoko�ci� Symeonem Aleksandrowiczem, moskiewskim genera�em-gubernatorem. Niczym innym nie mog� wyja�ni� p�godzinnego postoju na rozrz�dowej, a nast�pnie przetoczenia poci�gu specjalnego z dworca g��wnego na podrz�dny. W dodatku na peronie przywita� nas nie sam Symeon Aleksandrowicz, jak tego wymaga protok�, tradycja, wi�zy krwi i - w ko�cu - po prostu szacunek dla starszego brata, tylko przewodnicz�cy komitetu powitalnego - minister dworu cesarskiego, kt�ry zreszt� natychmiast odjecha� na Niko�ajewski, aby przywita� ksi�cia Prus. Od kiedy to w Moskwie wi�cej szacunku okazuj� nast�pcy pruskiego tronu ni� wujowi jego cesarskiej mo�ci, genera�owi-admira�owi rosyjskiej floty i drugiemu (wedle starsze�stwa) wielkiemu ksi�ciu domu panuj�cego? Gieorgij Aleksandrowicz nic po sobie nie pokaza�, ale, s�dz�, by� wstrz��ni�ty nie mniej ni� ja tak jawnie okazanym afrontem. Dobrze cho�, �e jej wysoko��, wielka ksi�na Katarzyna Joannowna, zosta�a w Petersburgu - jest przecie� gorliw� zwolenniczk� drobiazgowego przestrzegania subtelno�ci cesarskiego ceremonia�u. Epidemia odry, kt�ra spad�a na czterech syn�w: Aleksieja, Siergieja, Dymitra i Konstantego Gieorgijewicz�w, przeszkodzi�a jej wysoko�ci, wzorowej kochaj�cej matce, wzi�� udzia� w koronacji, najwi�kszym wydarzeniu w �yciu pa�stwa i rodziny cesarskiej. Mimo to z�e j�zyki twierdzi�y, �e nieobecno�� jej wysoko�ci na moskiewskich uroczysto�ciach mo�na wyja�ni� nie tyle mi�o�ci� macierzy�sk�, ile niech�ci� do odgrywania roli statystki w tryumfie m�odej carycy. Przy okazji wspominano zesz�oroczn� histori�, kiedy nowa cesarzowa zaproponowa�a damom z rodziny cesarskiej za�o�enie towarzystwa r�kodzielniczego - �eby ka�da z wielkich ksi�nych mog�a zrobi� na drutach ciep�� czapeczk� dla wychowank�w Sieroci�ca Maryjskiego. Mo�liwe, �e Katarzyna Joannowna rzeczywi�cie niepotrzebnie a� tak surowo odnios�a si� do tego pomys�u. Niewykluczone tak�e, �e w�a�nie od tej pory stosunki jej wysoko�ci i jej cesarskiej mo�ci sta�y si� niezbyt przyk�adne. Jednak w nieobecno�ci mojej pani na uroczysto�ciach koronacyjnych nie by�o �adnej ostentacji, za to mog� r�czy�. Katarzyna Joannowna mo�e odnosi� si� do jej cesarskiej mo�ci lepiej czy gorzej, ale w �adnym przypadku nie pozwoli�aby sobie zaniedba� obowi�zk�w dynastycznych bez szczeg�lnie wa�kiej przyczyny. Synowie jej wysoko�ci rzeczywi�cie byli powa�nie chorzy. To, rzecz jasna, bardzo przygn�biaj�ce, ale, jak to si� mawia, nie ma tego z�ego, co by na dobre nie wysz�o, albowiem razem z jej wysoko�ci� w stolicy pozosta� ca�y wielkoksi���cy dw�r, co znacznie upro�ci�o moje nie�atwe obowi�zki. Damy dworu by�y bardzo zmartwione tym, �e nie zobacz� moskiewskich uroczysto�ci i okazywa�y niezadowolenie (rozumie si�, nie przekraczaj�c ram etykiety), lecz Katarzyna Joannowna nie zmieni�a zdania: wedle ceremonia�u ma�y dw�r powinien znajdowa� si� tam, gdzie przebywa wi�kszo�� cz�onk�w wielkoksi���cej rodziny, a wi�kszo�� Gieorgijewicz�w, jak nieoficjalnie nazywa si� nasz� ga��� rodziny cesarskiej, pozosta�a w Petersburgu. Na koronacj� pojecha�y cztery osoby: sam Gieorgij Aleksandrowicz, jego starszy i najm�odszy syn, a tak�e jedyna c�rka, Ksenia Gieorgijewna. Jak ju� wspomnia�em, nieobecno�� dworu tylko mnie ucieszy�a. Zarz�dzaj�cy dworem ksi��� Mietlicki i zarz�dzaj�cy kancelari� dworu tajny radca von Born jedynie by mi przeszkadzali, wsadzaj�c nos w sprawy, o kt�rych nie maj� poj�cia. Dobry s�u��cy nie potrzebuje nianiek i nadzorc�w, �eby podo�a� obowi�zkom. A co do hofmajstr�w i frejlin, to nawet nie wiedzia�bym, gdzie ich rozmie�ci� - tak marn� rezydencj� przydzieli� komitet koronacyjny Zielonemu Dworowi (tak nazywaj� nasz dom - wedle barwy trenu wielkiej ksi�nej). Ale o rezydencji opowiem p�niej. Wyjazd z Petersburga min�� szcz�liwie. Na poci�g sk�ada�y si� trzy wagony: pierwszym jecha�a rodzina ksi���ca, drugim s�u�ba, trzecim niezb�dny sprz�t i baga�, tote� stale musia�em przechodzi� z wagonu do wagonu. Ledwo ruszyli�my z dworca, jego wysoko�� Gieorgij Aleksandrowicz zasiad� popija� koniak z jego wysoko�ci� Paw�em Gieorgijewiczem i kamerjunkrem Endlungiem. Kiedy pozwoli� sobie wypi� jedena�cie kieliszk�w, zm�czy� si� i uda� na odpoczynek - a� do samej Moskwy. Przed snem, ju� u siebie w �kajucie�, jak nazwa� sw�j przedzia�, pokr�tce opowiedzia� mi o rejsie do Szwecji, kt�ry mia� miejsce przed dwudziestu dwu laty i wywar� na jego wysoko�ci ogromne wra�enie. Problem w tym, �e cho� Gieorgij Aleksandrowicz ma rang� genera�a-admira�a, to w morze wychodzi� tylko jeden jedyny raz i zachowa� o tej podr�y wy��cznie nieprzyjemne wspomnienia. Dlatego cz�sto wzmiankuje francuskiego ministra Colberta, kt�ry na statkach nie p�ywa� wcale, mimo to uczyni� ze swego kraju wielkie mocarstwo morskie. Histori� o rejsie do Szwecji s�ysza�em ju� wielokrotnie i zd��y�em nauczy� si� jej na pami��. Najbardziej dramatycznym epizodem opisu by� sztorm u brzeg�w Gotlandii. Po s�owach: �I wtedy kapitan jak nie krzyknie: �Wszyscy do pomp!�� - jego wysoko�� zwyk� wyba�usza� oczy i z rozmachem uderza� pi�ci� w st�. I tym razem wszystko odby�o si� jak zazwyczaj, ale bez jakiegokolwiek uszczerbku dla obrusa czy nakry�, poniewa� ju� zawczasu przedsi�wzi��em stosowne �rodki, przytrzymuj�c karafk� i kieliszki. Kiedy jego wysoko�� si� zm�czy� i zacz�� m�wi� niezbyt sp�jnie, da�em znak lokajowi, aby pana rozebra� i u�o�y� spa�, a sam uda�em si� w odwiedziny do Paw�a Gieorgijewicza i lejtnanta Endlunga. Poniewa� to ludzie m�odzi, w pe�ni si� i zdrowia, znacznie mniej zm�czyli si� piciem koniaku. Mo�na by nawet powiedzie�, �e zupe�nie si� nie zm�czyli, gdy� trzeba by�o stale na nich baczy�, zw�aszcza ze wzgl�du na obyczaje pana kamerjunkra. Ach, ten Endlung! Mo�e nie nale�a�oby tego m�wi�, ale Katarzyna Joannowna pope�ni�a wielki b��d, kiedy uzna�a tego pana za opiekuna odpowiedniego dla swego starszego syna. Lejtnant to cwana bestia: wzrok jasny i czysty, r�owiutka fizjonomia, idealny przedzia�ek na z�ocistej g�owie, dzieci�cy rumieniec na policzkach - prawdziwy cherubin. Pe�en szacunku dla dam dojrza�ych, dyga n�k�, umie s�ucha� z twarz� wyra�aj�c� najwy�sze zainteresowanie i o Joanie Kronsztadzkim, i o nosaci�nie u lowchena. Nic dziwnego, �e Katarzyna Joannowna wysoko oceni�a Endlunga. Taki przyjemny i, co najwa�niejsze, powa�ny m�odzieniec - nie to, co urwisy elewi z Korpusu Morskiego albo nieroby z Oddzia�u Gwardii. Te� mia�a komu powierzy� opiek� nad Paw�em Gieorgijewiczem w pierwszym d�u�szym rejsie! Przyjrza�em si� ju� temu ptaszkowi. W pierwszym porcie, w Warnie, Endlung wystroi� si� jak paw - w bia�y garnitur, purpurow� kamizelk�, krawat w gwiazdki, najszersz� panam� - i skierowa� kroki do domu publicznego, a jego wysoko��, wtedy jeszcze zupe�nego m�odzika, zaci�gn�� ze sob�. Pr�bowa�em si� wmiesza�, na co lejtnant rzek� do mnie: �Obieca�em Katarzynie Joannownie, �e nie spuszcz� oka z jego wysoko�ci i tam gdzie ja, tam i on�. A ja do niego: �Nie, panie lejtnancie, jego wysoko�� rzek�a: tam gdzie on, tam i pan�. Endlung za�: �To, Afanasiju Stiepanyczu, kazuistyka. Najwa�niejsze - b�dziemy nieroz��czni, jak Ajaksowie�. I m�odziutkiego miczmana ci�gn�� tak po wszystkich wertepach a� do samego Gibraltaru. Za to w drodze z Gibraltaru do Kronsztadu obaj - i lejtnant, i miczman - zachowywali si� spokojnie i nawet na brzeg nie schodzili, tylko biegali po cztery razy na dzie� do lekarza zastrzyki przyjmowa�. Oto jaki znalaz� si� opiekun! Przez tego Endlunga jego wysoko�� mocno si� zmieni�, nie mo�na go pozna�. Nawet samemu Gieorgijowi Aleksandrowiczowi czyni�em aluzje, ale on tylko r�k� machn��: to nic, mojemu Paulowi taka szko�a wyjdzie na korzy��, a Endlung, wprawdzie hultaj, ale za to dobry kompan i szczera dusza, powa�nego z�a nie wyrz�dzi. Moim zdaniem to jak wpuszcza� koz� do ogrodu, je�li wolno mi skorzysta� z ludowego porzekad�a. Widz� tego Endlunga na wskro�. Jaka to szczera dusza? Dzi�ki przyja�ni z Paw�em Gieorgijewiczem otrzyma� monogram na pagonach, a teraz jeszcze i tytu� kamerjunkra. To przecie� nies�ychane - taki szacowny dworski tytu� dla jakiego� lejtnancika! Gdy ju� m�odzie�cy zostali sami, zacz�li gra� w bezika - na spe�nianie �ycze�. Zajrza�em do przedzia�u. Pawe� Gieorgijewicz skin�� na mnie. - Siadaj, Afanasij. Zagraj z nami po �ameryka�sku�. Przegrasz - zmusz� ci�, aby�, u diab�a, zgoli� do ko�ca swoje cenne bakenbardy. Podzi�kowa�em za zaproszenie i wym�wi�em si� pod pretekstem nawa�u zaj��, chocia� �adnych specjalnych spraw akurat nie mia�em. Tego tylko jeszcze brakowa�o - gra� z jego wysoko�ci� w �amerykank�! A Pawe� Gieorgijewicz sam doskonale wiedzia�, �e ze mnie �aden dla niego partner i po prostu �artowa�. Kilka miesi�cy temu pojawi� si� u niego ten niesmaczny kpiarski zwyczaj. A wszystko to przez Endlunga - to jego wp�yw. Co prawda, sam Endlung od jakiego� czasu przesta� mnie zaczepia�, ale Pawe� Gieorgijewicz wci�� przy tym trwa. C�, to nic, jego wysoko�ci wolno, nie mam pretensji. Teraz te�, z najpowa�niejsz� twarz�, powiedzia�: - Wiesz, Afanasij, te fenomenalne zaro�la na twym obliczu wywo�uj� zazdro�� niekt�rych wp�ywowych os�b. Na przyk�ad przedwczoraj na balu, kiedy sta�e� przy drzwiach, taki wa�ny, z poz�acan� bu�aw� i z bakenbardami rozczesanymi na dwie strony, wszystkie damy patrzy�y tylko na ciebie. A na kuzyna Mikusia nikt nie spojrza�, chocia� on i cesarz. Koniecznie trzeba ci� ogoli� albo chocia� ostrzyc. W rzeczywisto�ci te moje �fenomenalne zaro�la� niczym nadzwyczajnym si� nie wyr�niaj�: w�sy z bakenbardami - mo�liwe, �e bujne, ale nie przesadnie. I zawsze, w ka�dych okoliczno�ciach, zadbane, w stosownym porz�dku. Takie nosili i ojciec, i dziad, tak �e nie zamierza�em ani strzyc si�, ani goli�. - Starczy, Paul - wyst�pi� w mojej obronie Endlung. - Nie m�cz Afanasija Stiepanowicza. Lepiej graj, tw�j ruch. Wida� z tego, �e jednak musz� wyja�ni� swoje stosunki z lejtnantem. To przecie� ca�a, oddzielna historia. Ju� w pierwszy dzie� rejsu na korwecie �M�cis�aw�, kiedy tylko wyszli�my z Sewastopola, Endlung dostrzeg� mnie na pok�adzie, po�o�y� r�k� na ramieniu i patrz�c bezczelnymi, zupe�nie przezroczystymi od wypitego wina oczyma, rzek�: - Co ty, Afonia, lokajska duszo, tak swoje szczoty rozpu�ci�e�? Bryza ci je rozwia�a? - Moje bakenbardy od �wie�ego morskiego wiatru rzeczywi�cie troch� si� roztrzepa�y i musia�em p�niej skr�ci� je odrobin� (na czas tej podr�y). - Pole� do bufetowego sknery i powiedz, �e jego wysoko�� ��da butelki rumu przeciw morskiej chorobie. To nie polecenie, tylko pro�ba. Jeszcze podczas podr�y poci�giem do Sewastopola Endlung ci�gle si� ze mn� dra�ni� i podkpiwa� sobie, gdy jego wysoko�� by� obok, ale cierpia�em, czekaj�c okazji, aby porozmawia� z nim w cztery oczy. Teraz w�a�nie taka okazja si� nadarzy�a. Delikatnie, dwoma palcami zdj��em r�k� lejtnanta (wtedy jeszcze nie by� �adnym kamerjunkrem) ze swojego ramienia i grzecznie oznajmi�em: - Je�li panu, panie Endlung, przysz�a do g�owy fanaberia zatroszczy� si� o definicj� mojej duszy, to dok�adniej by�oby j� nazwa� nie �lokajsk��, tylko �hoffirersk��, albowiem za wieloletni� nienagann� s�u�b� otrzyma�em tytu� hoffirera przy dworze jego wysoko�ci. Odpowiada on dziewi�tej klasie i jest r�wnowa�ny z rang� radcy tytularnego, kapitana sztabowego armii lub lejtnanta marynarki. - To ostatnie specjalnie podkre�li�em. Endlung wykrzykn��: - Lejtnanci nie serwuj� przy stole! A ja mu odrzek�em: - Serwuj�, panie Endlung, w restauracjach. A w rodzinie cesarskiej - s�u��. Ka�dy po swojemu, wedle swoich obowi�zk�w i honoru. Po tym w�a�nie spotkaniu Endlung zacz�� si� do mnie inaczej odnosi�: m�wi� grzecznie, na �arciki sobie wi�cej nie pozwala�, a zwraca� si� tylko po imieniu, i to przez �wy�. Przy okazji chcia�bym zauwa�y�, �e ludzie na moim stanowisku maj� specjalny stosunek do formy zwracania si� przez �wy� i �ty�, poniewa� nasz status - status s�u�by nadwornej - jest osobliwy. Trudno wyja�ni�, jak to si� dzieje, �e od pewnych ludzi obraz� mo�e by� forma �ty�, od innych za� obra�liwe jest us�ysze� �wy�. S�u�y� mog� tylko i wy��cznie tym ostatnim, je�li rozumiecie, co mam na my�li. Spr�buj� wyja�ni�. Zwrot �ty� mog� znie�� jedynie z ust cz�onk�w rodziny panuj�cej. Nie, �le si� wyrazi�em - nie znie��, ale uzna� za przywilej i specjalne wyr�nienie. Zgin��bym, gdyby Gieorgij Aleksandrowicz, jego wysoko�� albo kt�rekolwiek z jego dzieci, cho�by nawet najm�odsze, nagle zwr�ci�o si� do mnie przez �wy�. W trzecim roku mojej s�u�by w rodzinie wielkich ksi���t dosz�o do pewnej rozbie�no�ci pogl�d�w z Katarzyn� Joannown� - z powodu pewnej pokoj�wki, kt�r� niesprawiedliwie oskar�ono o lekkomy�lno��. Okaza�em stanowczo��, upar�em si� przy swoim i wielka ksi�na si� obrazi�a: przez ca�y tydzie� m�wi�a do mnie przez �wy�. Bardzo cierpia�em, nocami nie mog�em spa�, zmizernia�em. P�niej, rzecz jasna, wyja�nili�my sobie wszystko. Katarzyna Joannowna, z w�a�ciw� sobie wielkoduszno�ci�, przyzna�a, �e nie mia�a racji, ja te� przeprosi�em i pozwolono mi uca�owa� jej d�o�, a ona poca�owa�a mnie w czo�o. Ale odszed�em od tematu. Graczom us�ugiwa� m�odszy lokaj Lipps, kt�rego specjalnie wzi��em ze sob�, �eby mu si� przyjrze� i oceni� jego prawdziw� warto��. Wcze�niej s�u�y� w esto�skim maj�tku grafa Benkendorfa i zosta� mi zarekomendowany przez majordomusa jego ja�niewielmo�no�ci, mojego dawnego znajomego. Wydaje si�, �e to roztropny i milkliwy ch�opak. Dobrego s�ug�, w odr�nieniu od z�ego, nie od razu si� rozpozna. W nowym miejscu ka�dy stara si� ze wszystkich si� - w takiej sytuacji trzeba odczeka� z p� roku, mo�e roczek, a czasem nawet i dwa. Obserwowa�em, jak Lipps dolewa koniaku, jak zr�cznie zamienia zaplamion� serwetk�, jak stoi na miejscu - to bardzo, bardzo wa�ne. Sta� prawid�owo: nie przest�powa� z nogi na nog�, nie kr�ci� g�ow�. Chyba mo�na go ju� dopu�ci� do go�ci na ma�ych przyj�ciach - zdecydowa�em. A gra toczy�a si� dalej. Najpierw przegra� Endlung i Pawe� Gieorgijewicz je�dzi� na nim wierzchem po korytarzu. Potem fortuna odwr�ci�a si� od jego wysoko�ci i lejtnant za��da�, �eby wielki ksi���, kompletnie go�y, pobieg� do kabiny toaletowej i przyni�s� stamt�d szklank� wody. P�ki Pawe� Gieorgijewicz z chichotem si� rozbiera�, ja cichcem wysun��em si� za drzwi, wezwa�em kamerdynera i poleci�em, �eby nikt ze s�ug nie zagl�da� do salonu wielkiego ksi�cia, sam za� wzi��em z dy�urnego przedzia�u peleryn�. Kiedy jego wysoko��, rozgl�daj�c si� i zas�aniaj�c r�k�, wybieg� na korytarz, chcia�em narzuci� na jego ramiona to okrycie, ale Pawe� Gieorgijewicz z oburzeniem odm�wi�, dodaj�c, �e s�owo jest s�owem, i pobieg� do kabiny toaletowej i z powrotem, przy czym g�o�no si� �mia�. Dobrze, �e mademoiselle Declique nie wyjrza�a na korytarz, s�ysz�c ten �miech. Na szcz�cie jego wysoko�� Micha� Gieorgijewicz, chocia� by�o ju� p�no, jeszcze si� nie po�o�y� - zabawia� si� podskakiwaniem na siedzeniach, a potem d�ugo si� hu�ta� na portierze. Zazwyczaj o wp� do dziewi�tej najm�odszy z wielkich ksi���t �pi, ale tym razem mademoiselle uzna�a, �e mo�na poluzowa� rygory, jako �e jego wysoko�� jest zbyt pobudzony podr� i tak czy siak nie u�nie. U nas, w Zielonym Domu, traktuje si� dzieci nie tak surowo jak w Niebieskim dworze u Kiri��owicz�w. Tam podtrzymuje si� rodzinne tradycje cesarza Miko�aja Paw�owicza: ch�opc�w wychowuje si� po �o�niersku. Od si�dmego roku �ycia ucz� ich musztry, hartuj� zimnymi k�pielami i k�ad� spa� do nieogrzanych ��ek. Gieorgij Aleksandrowicz uchodzi w cesarskiej rodzinie za libera�a. Synom pob�a�a, na spos�b francuski, a jedyn� c�rk�, swoj� ulubienic�, zdaniem wszystkich krewnych ca�kiem rozpu�ci�. Jej wysoko��, dzi�ki Bogu, te� nie opuszcza�a przedzia�u i nie widzia�a swawoli Paw�a Gieorgijewicza. Od samego Petersburga zamkn�a si� z ksi��k�, nawet wiem dok�adnie z jak�. Sonata Kreutzerowska, utw�r hrabiego To�stoja. Czyta�em j� na wypadek, gdyby s�u�ba zacz�a o niej rozmawia� - �eby si� nie zb�a�ni�. Moim zdaniem czytanie jest nudne, a dla dziewi�tnastoletniej panny, zw�aszcza wielkiej ksi�nej - zupe�nie nie na miejscu. W Petersburgu Katarzyna Joannowna w �adnym razie nie pozwoli�aby c�rce czyta� takiego paskudztwa. Mo�na si� domy�li�, �e ksi��ka zosta�a zapakowana potajemnie. Nie inaczej, tylko frejlina baronessa Straganowa j� podsun�a - nikomu innemu nie przysz�oby to do g�owy. Marynarze uspokoili si� dopiero nad ranem, po czym pozwoli�em sobie troch� si� zdrzemn��, poniewa�, prawd� m�wi�c, mocno si� zm�czy�em wszystkimi k�opotami zwi�zanymi z wyjazdem, a przewidywa�em, �e pierwszy dzie� w Moskwie oka�e si� nielekki. * * * Trudno�ci przesz�y wszelkie oczekiwania. Tak si� z�o�y�o, �e w ci�gu czterdziestu sze�ciu lat �ycia nigdy wcze�niej nie by�em w Bia�okamiennej, chocia� niema�o podr�owa�em po �wiecie. Po prostu u nas w rodzinie nie lubi si� Azji, za jedyne (i to w niewielkim stopniu) dostojne miejsce w Rosji uznaje si� Petersburg, a w dodatku nasze stosunki z moskiewskim genera�em-gubernatorem, Symeonem Aleksandrowiczem, s� ch�odne, tak �e nie mamy po co zagl�da� do Moskwy. Nawet na Krym, do chutoru mischorskiego, zazwyczaj jedziemy okr�n� tras�, przez Mi�sk, poniewa� Gieorgij Aleksandrowicz lubi sobie w drodze postrzela� do �ubr�w w Puszczy Bia�owieskiej. A na poprzedni� koronacj�, przed trzynastu laty, nie pojecha�em, gdy� pe�ni�em natenczas obowi�zki pomocnika lokaja i pozostawiono mnie, abym zast�powa� mojego �wczesnego prze�o�onego, teraz ju� �wi�tej pami�ci - Zachara Trofimowicza. Kiedy jechali�my z dworca przez miasto, ju� wyrobi�em sobie pierwsz� opini� o Moskwie. Miasto okaza�o si� jeszcze mniej cywilizowane, ni� oczekiwa�em - �adnego por�wnania z Petersburgiem! Ulice w�skie, bezsensownie powyginane, domy ubogie, publika prowincjonalna i niechlujna. I to teraz, w przeddzie� oczekiwanego przyjazdu najja�niejszego pana, gdy ze wszystkich si� starano si� miasto upi�kszy� - pomyto fasady dom�w, �wie�o pomalowano dachy, na Twerskiej (to g��wna ulica Moskwy, n�dzna atrapa Newskiego) porozwieszano cesarskie monogramy i dwug�owe or�y. Nawet nie wiem, z jakim miastem mo�na by por�wna� Moskw�. Taka sama wielka wioska jak Saloniki, gdzie przesz�ego roku przybi� do portu nasz �M�cis�aw�. Po drodze nie spotkali�my ani fontanny, ani domu, kt�ry mia�by wi�cej ni� trzy pi�tra, ani konnego pomnika, widzieli�my jedynie zgarbionego Puszkina, a i ten, s�dz�c po kolorze br�zu, niedawno zosta� postawiony. Na placu Czerwonym, kt�ry te� mnie mocno rozczarowa�, orszak si� rozdzieli�. Ich wysoko�ci, jak przystoi cz�onkom rodziny cesarskiej, udali si� z�o�y� pok�on ikonie Matki Boskiej Iwierskiej i kremlowskim relikwiom, a ja ze s�u�b� pojecha�em przygotowa� nasze tymczasowe moskiewskie mieszkanie. Z powodu przymusowego rozdzielenia dworu na dwie po�owy musiano zadowoli� si� minimaln� liczb� s�u��cych. Mog�em ze sob� zabra� z Petersburga tylko o�miu ludzi: kamerdynera jego wysoko�ci, pokojow� Kseni Gieorgijewny, m�odszego lokaja (ju� wspomnianego Lippsa) dla Paw�a Gieorgijewicza i Endlunga, bufetowego z pomocnikiem, kucharza dworskiego i dw�ch wo�nic�w (dla angielskiego i rosyjskiego zaprz�gu). Zak�adano, �e herbat� i kaw� b�d� serwowa� osobi�cie - to swego rodzaju tradycja. Ryzykuj�c, �e oka�� si� nieskromnym, powiem, �e spo�r�d wszystkich nadwornych s�ug nikt lepiej ode mnie nie wype�nia tego typu obowi�zk�w, wymagaj�cych nie tylko wieloletniego do�wiadczenia, ale i talentu. Nie przypadkiem przez pi�� lat s�u�y�em jako kawiarz u najja�niejszych pa�stwa - �wi�tej pami�ci cesarza i cesarzowej (teraz wdowy). Rozumie si�, �e nie liczy�em na to, i� obejd� si� o�miorgiem s�u�by - w oddzielnym telegramie prosi�em moskiewski oddzia� zarz�du dworu o wyznaczenie mi rozumnego pomocnika z miejscowych, a tak�e oddelegowanie dw�ch forysi�w, kucharza dla s�u�by, lokaja do obs�ugi starszych s�ug, dw�ch m�odszych lokaj�w do sprz�tania, pokoj�wki dla mademoiselle Declique i dw�ch szwajcar�w. O wi�cej nie prosi�em, doskonale rozumiej�c, �e w Moskwie brak do�wiadczonej s�u�by dla tak licznych znamienitych go�ci. �adnych iluzji co do poziomu moskiewskiej s�u�by oczywi�cie nie mia�em. To miasto opustosza�ych pa�ac�w i murszej�cych willi, a nie ma nic gorszego ni� trzymanie pe�nej obsady s�ug bez konkretnego zaj�cia. W takiej sytuacji ludzie musz� si� zbiesi�. Na przyk�ad mamy trzy wielkie domy, gdzie kolejno mieszkamy (z wyj�tkiem wiosny, kt�r� sp�dzamy za granic�, poniewa� Katarzyna Joannowna uwa�a okres wielkiego postu w Rosji za wyj�tkowo nudny): zim� rodzina przebywa w petersburskim pa�acu, latem w willi w Carskim, jesieni� w chutorze mischorskim. W ka�dym z tych dom�w mamy oddzieln� grup� s�ug, a ja nie daj� im si� obija�. Wyje�d�aj�c, pozostawiam d�uga�n� list� polece� i p�niej zawsze znajduj� mo�liwo��, by od czasu do czasu wpa�� z niezapowiedzian� kontrol�. S�ugi s� jak �o�nierze. Musz� nieustannie by� czym� zaj�ci, bo inaczej zaczn� pi�, gra� w karty i �le si� prowadzi�. M�j moskiewski pomocnik przywita� nas na dworcu i kiedy jechali�my karet�, zd��y� zaznajomi� mnie po trosze z nadci�gaj�cymi problemami. Okaza�o si�, �e moje zam�wienie - tak umiarkowane i rozs�dne - nie zosta�o w pe�ni wykonane. Zarz�d dworu przydzieli� mi tylko jednego m�odszego lokaja, nie dosta�em te� kucharza dla s�u�by, lecz kuchark�, ale najgorsze, �e nie uda�o si� za�atwi� pokoj�wki dla guwernantki. By�o mi z tego powodu wyj�tkowo nieprzyjemnie, poniewa� status guwernantki z istoty jest dwuznaczny: znajduje si� ona na granicy mi�dzy obsad� s�u��cych a dworem, niezb�dna jest zatem wyj�tkowa delikatno��, �eby nie obrazi� i nie poni�y� osoby, kt�ra i tak stale dr�y o swoj� godno��. - Ale to jeszcze nie najgorsze, panie Ziukin - powiedzia� z charakterystycznym akcentem moskiewski pomocnik, zauwa�ywszy moje niezadowolenie. - Najsmutniejsze jest to, �e zamiast obiecanego Ma�ego Niko�ajewskiego pa�acu na Kremlu wyznaczono wam Ermita� w parku Nieskucznym. Pomocnik nazywa� si� Korniej Sielifanowicz Somow i na pierwszy rzut oka niezbyt mi si� spodoba�: jaki� taki nieprzyzwoicie uszasty, chudawy, z wydatn� grdyk�. Od razu wida�, �e osi�gn�� szczyt swojej kariery i dalej ju� nie awansuje, siedz�c do emerytury w moskiewskim za�cianku. - Co to za Ermita�? - zas�pi�em si�. - Pi�kny dom ze wspania�ym widokiem na rzek� Moskw� i miasto. Stoi w parku i mie�ci si� niedaleko pa�acu Aleksandrowskiego, gdzie przed koronacj� zamieszka najwy�sza para, ale... - Somow roz�o�y� d�ugachne r�ce. - Zmursza�y, ciasny... i ze zjaw�. - Zachichota� kr�tko, jednak widz�c po mojej minie, �e nie jestem w nastroju do �art�w, zacz�� wyja�nia�: - Dom zbudowano w po�owie ubieg�ego stulecia. Kiedy� nale�a� do hrabiny Czesmie�skiej - s�ynnej bogaczki chorej na umy�le. Wy, panie Ziukin, na pewno o niej s�yszeli�cie. Niekt�rzy m�wi�, �e Puszkin w�a�nie j� sportretowa� w Damie pikowej, a nie star� ksi�n� Golicyn�. Nie lubi�, kiedy s�ugi przechwalaj� si� oczytaniem, i dlatego nic na to nie odpowiedzia�em, tylko skin��em g�ow�. Widocznie Somow nie zrozumia� przyczyny mojego niezadowolenia, gdy� kontynuowa� z jeszcze wi�ksz� g�rnolotno�ci�. - Wie�� niesie, �e za panowania Aleksandra I, kiedy ca�e towarzystwo gra�o w najmodniejsze pod�wczas lotto, hrabina zagra�a z samym nieczystym i postawi�a jako stawk� w�asn� dusz�. S�u�ba opowiada, �e czasami, w bezksi�ycowe noce, korytarzem przechodzi bia�a posta� w czepcu i postukuje beczu�kami w woreczku. Znowu zachichota�, jakby dawa� do zrozumienia, �e on sam, b�d�c cz�owiekiem o�wieconym, w podobne bzdury nie wierzy. Ja jednak odnios�em si� do tej wiadomo�ci zupe�nie powa�nie, poniewa� ka�dy s�uga ze starej dworskiej dynastii wie, �e zjawy i duchy naprawd� istniej� i �artowa� z nich (tak jak i z nimi) to post�pek g�upi i nieodpowiedzialny. Spyta�em, czy zjawa starej hrabiny robi co� z�ego, czy tylko postukuje beczu�kami. Somow odpowiedzia�, �e przez prawie sto lat nie zauwa�ono, aby widmo macza�o palce w jakich� niecnych dzia�aniach. Uspokoi�em si�. Dobrze, niech sobie postukuje, nic strasznego. U nas w pa�acu Fontannowym pojawia si� duch kamerjunkra �ychariewa, nies�ychanego pi�knisia i niedosz�ego faworyta Katarzyny Wielkiej, otrutego przez ksi�cia Zubowa. Co tam hrabina w czepcu! Ten wsp�mieszkaniec (albo raczej pseudomieszkaniec) zachowuje si� jak najbardziej nieprzystojnie: w ciemno�ciach podszczypuje damy i s�u��ce, a ju� szczeg�lnie hula w przeddzie� Iwana Kupa�y. Najja�niejszych os�b wszak nie �mie dotyka� - mimo wszystko to kamerjunkier! Albo na przyk�ad w Aniczkowym - tam pojawia si� duch kursistki ze Smolnego, jakoby zha�bionej przez cesarza Miko�aja Paw�owicza, kt�ra potem targn�a si� na �ycie. Noc� przes�cza si� poprzez �ciany i roni zimne �zy na twarze �pi�cych. Te� mi przyjemno�� -obudzi� si� od lodowatej �zy i zobaczy� przed sob� tak� zjaw�! Og�lnie bior�c, Somow zjawami mnie nie wystraszy�. Gorsze by�o to, �e dom rzeczywi�cie okaza� si� bardzo ciasny i pozbawiony wielu niezb�dnych wyg�d. Nic dziwnego - przez p� wieku, odk�d posiad�o�� zosta�a odkupiona przez zarz�d dworu od hrabi�w Czesmie�skich, nie odnawiano w niej niczego. Przeszed�em si� po pi�trach, planuj�c, co przedsi�wzi�� w pierwszej kolejno�ci. Nale�y przyzna�, �e Somow z podstawowymi przygotowaniami nie�le sobie poradzi�: z mebli zdj�to pokrowce, wszystko l�ni�o czysto�ci�, w sypialniach sta�y �wie�e kwiaty, fortepian w wielkiej bawialni brzmia� czysto. Zasmuci�o mnie o�wietlenie - nie by�o nawet gazowe, tylko zupe�nie przedpotopowe, olejne. Ech, gdybym mia� chocia� z tydzie�! Zainstalowa�bym w piwnicy male�k� pr�dnic�, przeci�gn�� przewody i pa�ac nabra�by zupe�nie innego wygl�du. A tak trzeba b�dzie �y� stale o olejnej �szarej� godzinie. W Fontannowym takie o�wietlenie mieli�my przed trzydziestu laty. Z tego wniosek, �e przyda�by si� jeszcze olejarz, kt�ry nape�nia�by lampy, wykonane w Anglii, z zegarowym mechanizmem zap�onu i zapasem oleju na dob�. A przy okazji - zegary. Doliczy�em si� dziewi�tnastu stoj�cych i na�ciennych, a wszystkie chodzi�y po swojemu. Zdecydowa�em, �e ponastawiam i ponakr�cam je sam - takie zaj�cie wymaga rzetelno�ci i precyzji. Dobry dom, utrzymany w porz�dku, od razu mo�na rozpozna� po tym, czy zegary w r�nych pokojach pokazuj� jednakowy czas. Powie wam to ka�dy do�wiadczony s�uga. Aparat telefoniczny znalaz�em tylko jeden, w przedpokoju. Rozkaza�em za�o�y� jeszcze dwie linie: jedn� do gabinetu Gieorgija Aleksandrowicza i drug� do mnie, do pokoju, poniewa� z pewno�ci� potrzebny b�dzie sta�y kontakt z pa�acem Aleksandrowskim, domem genera�a-gubernatora i zarz�dem dworu. Nale�a�o ju� wst�pnie ustali�, kogo gdzie lokowa�, i nad tym musia�em t�go popracowa� g�ow�. Na obu kondygnacjach by�o tylko osiemna�cie pokoi. Zupe�nie sobie nie wyobra�am, jak by�my si� tu wszyscy rozmie�cili, gdyby by�a z nami wielka ksi�na z pozosta�ymi dzie�mi i dworem. Somow powiedzia�, �e rodzinie wielkiego ksi�cia Miko�aja Konstantinowicza - osiem najja�niejszych os�b i czterna�cioro �wity, nie licz�c s�ug - przydzielono pi�tnastopokojow� will�, wi�c dworzanie musieli pomie�ci� si� po troje, a nawet i czworo w jednym pokoju, s�ugi za� rozlokowano nad stajni�! Okropno��, chocia� Miko�aj Konstantinowicz wedle starsze�stwa jest o dwa stopnie ni�ej od Gieorgija Aleksandrowicza. Zupe�nie nie na miejscu by�o i to, �e jego wysoko�� zaprosi� na koronacj� swojego przyjaciela, lorda Banville�a, kt�rego przybycia poci�giem berli�skim oczekiwano pod wiecz�r. Anglik, dzi�ki Bogu, by� kawalerem, ale mimo to nale�a�o pozostawi� dwa pokoje: jeden dla samego lorda i jeden dla s�ugi. Nie daj, Panie, �ebym si� zblamowa�. Znam ja tych angielskich butler�w, s� bardziej akuratni od swoich lord�w. Szczeg�lnie mister Smiley, kt�ry s�u�y� przy jego ekscelencji. Nad�ty, cwany - dobrze mu si� przypatrzy�em w zesz�ym miesi�cu, w Nicei. Zatem bel etage przeznaczy�em dla wielkoksi���cej rodziny. Dwa pokoje z oknami wychodz�cymi na park i cesarski pa�ac - dla Gieorgija Aleksandrowicza, i to b�d� sypialnia i gabinet. Na balkonie postawi� fotel, stolik i pude�ko z cygarami; w oknie od strony pa�acu Aleksandrowskiego umieszcz� lunet�, �eby jego wysoko�� m�g� obserwowa� okna koronowanego krewniaka. Kseni Gieorgijewnie wyznaczy�em jasny pok�j z widokiem na rzek�, to jej si� spodoba. Obok umie�ci�em pokojow� Liz�. Paw�a Gieorgijewicza ulokowa�em na poddaszu. Lubi �y� z dala od pozosta�ych cz�onk�w rodziny. Prowadz� tam oddzielne schody, co jest wygodne w razie p�nych powrot�w. Endlunga - po s�siedzku, na dawnym strychu. Persona z niego niewielka. Starczy przenie�� ��ko, na �cianie powiesi� dywan, na pod�og� rzuci� nied�wiedzi� sk�r�, i nikt nie pozna, �e to strych. Malutkiego Micha�a Gieorgijewicza - w przestronnym pokoju o oknach wychodz�cych na wsch�d, w sam raz dla dziecka. A obok jest �adniutkie pomieszczenie dla mademoiselle Declique. Poleci�em postawi� tam bukiecik dzwoneczk�w, to jej ulubione kwiaty. Ostatni z pokoi bel etage przeznaczy�em na ma�� bawialni� do odpoczynku w kr�gu rodzinnym, je�li, rzecz jasna, w te szalone dni trafi si� cho� jeden swobodny wiecz�r. Na dole dwa najwi�ksze salony si�� rzeczy przekszta�ci�y si� w g��wn� bawialni� i jadalni�, dwa lepsze pokoje pozostawi�em dla Anglik�w, jeden wzi��em dla siebie (malutki, ale usytuowany w strategicznie wa�nym punkcie - pod schodami), a reszta s�u��cych musia�a ju� si� ulokowa� po kilka os�b w ka�dej izbie. A la guerre comme a la guerre albo, m�wi�c po rosyjsku, ciasno, ale bez urazy. W sumie wysz�o lepiej, ni� mo�na by�o si� spodziewa�. P�niej rozpocz�o si� rozpakowywanie baga�y: sukien, mundur�w i garnitur�w, srebra sto�owego, tysi�cy niezb�dnych drobiazg�w, kt�re ka�d� szop� pozwalaj� przekszta�ci� w ca�kiem porz�dne, a nawet wygodne siedlisko. Kiedy moskwianie nosili kufry i kosze, przygl�da�em si� ka�demu, �eby oceni�, kto z nich ile jest wart i gdzie mo�na by go przeznaczy� z najwi�kszym po�ytkiem. Najwa�niejsza zdolno�� osoby zarz�dzaj�cej polega w�a�nie na umiej�tno�ci okre�lenia silnych i s�abych stron podw�adnych, tak aby wykorzysta� pierwsze, a nie ujawni� drugich. D�ugoletnie do�wiadczenie kierowania wieloosobowymi zespo�ami nauczy�o mnie, �e ludzi zupe�nie niezdatnych i do niczego niezdolnych jest na �wiecie bardzo niewielu. Ka�demu cz�owiekowi mo�na znale�� zaj�cie. Kiedy kto� w naszym klubie skar�y si� na nikczemno�� lokaja, kelnera albo pokojowej, m�wi� sam do siebie: ha, go��beczku, kiepski z ciebie s�uga! U mnie wszyscy podw�adni z up�ywem czasu staj� si� coraz lepsi. Trzeba, aby ka�dy z nich lubi� swoj� prac� - oto i ca�a tajemnica! Kucharz powinien lubi� gotowanie, pokojowa - porz�dki, koniuszy - konie, ogrodnik - ro�liny. Wy�sze wtajemniczenie ka�dego s�ugi to doskona�a znajomo�� ludzi, zrozumienie, co lubi�, albowiem, cho� zabrzmi to mo�e �miesznie, wi�kszo�� nie ma najmniejszego poj�cia, ku czemu wiod� ich zdolno�ci i co jest ich darem. Zdarza si�, �e trzeba pr�bowa� i tak, i inaczej, zanim si� w ko�cu zorientujesz. Problem przecie� nie tylko w zaj�ciu, cho� to te� jest oczywi�cie wa�ne. Kiedy cz�owiek wykonuje ukochan� robot�, jest zadowolony i szcz�liwy, a je�li ca�a s�u�ba w domu jest zadowolona, weso�a i �yczliwa, wytwarza si� zupe�nie specyficzna sytuacja, albo, jak to teraz m�wi�, atmosfera. Trzeba bez przerwy kara� i nagradza� podw�adnych - ale stopniowo. Nie daje si� premii za uczciwe wykonywanie obowi�zk�w, tylko za szczeg�lny wysi�ek. Kara� trzeba tak�e, lecz wy��cznie sprawiedliwie. I przy tym nale�y dok�adnie wyja�ni�, za co wyznaczono kar�, i - rozumie si� samo przez si� - kara nigdy nie powinna poni�a� sprawcy. Jeszcze raz powtarzam: je�li podw�adny nie radzi sobie ze swoj� prac� - winien jest naczelnik. W Fontannowym mam czterdziestu dw�ch ludzi, w Carskim czternastu, na Krymie jeszcze dodatkowo dwudziestu trzech. I wszyscy s� na swoich miejscach, mo�ecie mi wierzy�. Sam Pantielejmon Ku�micz, zaufany s�uga jego wysoko�ci, wielkiego ksi�cia Micha�a Michaj�owicza starszego, nieraz mi m�wi�: �Wy, Afanasiju Stiepanowiczu, jeste�cie prawdziwym psychologiem�. I nie kr�puje si� zasi�ga� mojej rady w szczeg�lnie trudnych przypadkach. Na przyk�ad pozaprzesz�ego roku w pa�acu w Gatczynie trafi� do niego na etat pewien m�odszy lokaj - s��w brakuje, jaki by� nierozgarni�ty! Pom�czy� si� z nim Pantielejmon Ku�micz, powalczy�, w ko�cu poprosi�, abym mu si� przyjrza�: t�pak nad t�paki, powiedzia�, a wygoni� go �al. Wzi��em ch�opaka - zachcia�o mi si� popisa�. Do jadalni - jak si� okaza�o - nie pasowa�, do garderoby - tak�e si� nie nadawa�, do kuchni - w �adnym wypadku. Jednym s�owem, jak to si� mawia w�r�d ludu, twardy orzech. Ale kt�rego� razu patrz� - siedzi na podw�rzu i przez kawa�ek szyby na s�o�ce patrzy. Zainteresowa�o mnie to. Zatrzyma�em si�, obserwuj�. A on tak si� zaj�� tym szkie�kiem, jakby znalaz� jaki� bezcenny brylant. To na nie pochucha, to r�kawem przetrze. Wtedy mnie ol�ni�o. Powierzy�em mu w domu mycie okien - i co sobie my�licie? Moje okna za�wieci�y jak g�rski kryszta�. Nawet pogania� ch�opaka nie trzeba by�o, od rana do wieczora polerowa� szybk� za szybk�. Teraz jest najlepszym czy�cicielem okien w ca�ym Petersburgu, u Pantielejmona Ku�micza lokaje zapisuj� si� w kolejk� po jego us�ugi! Oto co oznacza, �e cz�owiek znalaz� swoje powo�anie. Ledwie zd��y�em nakr�ci� zegary, ledwie s�u�ba wynios�a z ostatniej kolaski ostatnie pud�o na kapelusze, gdy zjawili si� angielscy go�cie. Wtedy znowu spotka�a mnie kolejna, bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Okaza�o si�, �e lord Banville przywi�z� ze sob� przyjaciela, niejakiego mister Carra. Samego lorda pami�ta�em doskonale z Nicei - nic si� nie zmieni�: r�wny przedzia�ek przez �rodek g�owy, monokl, laseczka i cygaro w z�bach, na palcu wskazuj�cym pier�cie� z wielkim brylantem. Jak zawsze odziany bez zarzutu, prawdziwy wzorzec angielskiego d�entelmena. W czarnym, idealnie wyprasowanym smokingu (i to prosto z poci�gu!), w czarnej at�asowej kamizelce i bielusie�kim, t�go nakrochmalonym ko�nierzyku. Jak tylko zeskoczy� z podn�ka, odrzuci� do ty�u g�ow� i g�o�no zar�a� jak ko�, czym bardzo wystraszy� kr�c�c� si� niedaleko pokoj�wk� Liz�, ale mnie wcale nie zadziwi�. Wiedzia�em, �e jego ekscelencja jest zajad�ym koniarzem, p� �ycia sp�dzi� w siodle, rozumie j�zyk koni i prawie mo�e si� z nimi porozumie�. W ka�dym razie tak opowiada� Gieorgij Aleksandrowicz, kt�ry pozna� lorda Banville�a w Nicei na wy�cigach. Kiedy ju� nar�a� si� do woli, jego ekscelencja wyci�gn�� r�k� i pom�g� wysi��� z karety jeszcze jednemu d�entelmenowi, kt�rego przedstawi� jako swojego najbli�szego przyjaciela. Mister Carr okaza� si� osobnikiem zupe�nie innego pokroju, jakiego w naszych krajach praktycznie nie u�wiadczysz. Jego w�osy by�y zadziwiaj�cego, s�omiano��tego koloru, na ko�cach podgi�te, co w przyrodzie raczej si� nie zdarza. Twarz mia� bia�� i g�adk�, na policzku okr�g�e, r�wnomierne znami�, podobne do aksamitnej muszki. Koszula przyjaciela jego ekscelencji nie by�a bia�a, lecz niebieska - takiej jeszcze nie widzia�em. Surdut przywdzia� popielatob��kitny, kamizelk� lazurow� w z�ote kropeczki, a w klap� wetkn�� go�dzik o czysto b��kitnej barwie. Szczeg�lnie mi si� rzuci�y w oczy nadzwyczaj w�skie sztyblety z guziczkami z macicy per�owej i cytrynowo��te kamasze. Ten dziwny m�czyzna ostro�nie zst�pi� na bruk, wdzi�cznie si� przeci�gn��, a na szczuplutkiej, lalkowatej twarzy pojawi� si� kapry�ny, wyczekuj�cy grymas. Nagle wzrok mister Carra spocz�� na szwajcarze Trofimowie, kt�ry dy�urowa� na werandzie. Trofimow, jak ju� mia�em mo�liwo�� si� przekona�, by� wyj�tkowo g�upi i na �adne inne stanowisko opr�cz od�wiernego si� nie godzi�, ale wygl�da� bardzo reprezentacyjnie: s��e� wzrostu, barczysty, o okr�g�ych oczach, z g�st� czarn� brod�. Angielski go�� zbli�y� si� do Trofimowa, kt�ry, jak nale�y, sta� nieruchomo niczym s�up, spojrza� na� z do�u i z jakiego� powodu poci�gn�� go za brod�. Potem powiedzia� co� po angielsku wysokim, melodyjnym g�osem. Gusty lorda Banville�a sta�y si� wiadome ju� w Nicei, dlatego Katarzyna Joannowna, osoba o surowych zasadach, nie chcia�a nawet si� z nim zapozna�, ale Gieorgij Aleksandrowicz, b�d�cy cz�owiekiem o szerokich horyzontach (w dodatku, zaznaczmy na marginesie, blisko zaprzyja�nionym z podobnymi panami w�r�d znajomych z towarzystwa), uzna� nami�tno�� lorda do zniewie�cia�ych groom�w i rumianych lokai za zabawn�. ��wietny rozm�wca, wy�mienity sportsmen i prawdziwy d�entelmen� - tak mi powiedzia�, wyja�niaj�c, dlaczego uzna� za stosowne zaprosi� Banville�a do Moskwy (wtedy ju� by�o wiadomo, �e Katarzyna Joannowna nie pojedzie na koronacj�). Nieprzyjemn� siurpryz� nie by�o dla mnie to, �e jego ekscelencja przywi�z� ze sob� swoj� kolejn� pasj� - w ko�cu mister Carr wygl�da� na cz�owieka z towarzystwa - przyczyna mojego zdenerwowania t�umaczy si� pro�ciej: gdzie umie�ci� jeszcze jednego go�cia? Nawet je�li b�d� nocowa� w jednym pokoju, wszystko jedno - przez wzgl�d na dobre obyczaje trzeba znale�� drugiemu Anglikowi oddzieln� sypialni�. Chwil� pomy�la�em i od razu znalaz�em rozwi�zanie: moskiewskich s�u��cych, z wyj�tkiem Somowa, przenie�� na strych nad stajni�. Dzi�ki temu odzyskamy dwa pokoje, jeden oddam Anglikowi, a drugi kucharzowi wielkiego ksi�cia, maitre Duvalue, �eby si� nie czu� ura�ony. - Gdzie pan Smiley? - spyta�em lorda Banville�a po francusku o jego butlera, poniewa� musia�em mu przekaza� konieczne wyja�nienia. Jak wi�kszo�� wychowank�w zarz�du dworu, w dzieci�stwie nauczono mnie francuskiego i niemieckiego, ale nie angielskiego. Dopiero w ostatnich latach dw�r mocno si� zanglizowa� i coraz cz�ciej musz� �a�owa� brak�w w swojej edukacji. Uprzednio uwa�ano angielski za j�zyk ma�o wyszukany i dla naszej profesji niekonieczny. - Zwolni� si� - odrzek� milord po francusku i machn�� lekcewa��co r�k�. - A m�j nowy s�uga, Freyby, jest tam, w karecie. Czyta ksi��k�. Podszed�em do kolasy. S�u�ba szybko roz�adowywa�a baga�, a na aksamitnym siedzeniu, za�o�ywszy nog� na nog�, siedzia� okr�g�y na twarzy m�czyzna o bardzo powa�nym wygl�dzie. �ysy, z g�stymi brwiami i dok�adnie przystrzy�on� br�dk�, w niczym nie przypomina� angielskiego butlera, jak zreszt� �adnego innego s�u��cego. Przez otwarte drzwiczki dostrzeg�em, �e mister Freyby trzyma w r�kach opas�y tom ze z�otym napisem na ok�adce: Trollope. Co oznacza to angielskie s�owo, nie wiedzia�em. - Soyez le bienvenu! - przywita�em go z grzecznym uk�onem. Popatrzy� na mnie znad z�otych okular�w spokojnymi niebieskimi oczyma i nic nie odrzek�. Sta�o si� zrozumia�e, �e francuskiego mister Freyby nie zna. - Herzlich willkommen! - przeszed�em na niemiecki, ale wzrok Anglika pozosta� taki sam: grzecznie oboj�tny. - You must be the butler Zyukin? - wypowiedzia� przyjemnym barytonem co� niezrozumia�ego. Roz�o�y�em r�ce. Wtedy mister Freyby, z min� wyra�aj�c� niezadowolenie, schowa� ksi��k� do szerokiej kieszeni surduta i wyci�gn�� stamt�d inn�, znacznie mniejsz� od pierwszej. Przekartkowa� j� i nagle wym�wi� jedno po drugim zrozumia�e s�owa: - Ty, wy... powinien... by�... s�uga Ziukin? A, to s�ownik angielsko-rosyjski - domy�li�em si� i pochwali�em tego typu przezorno��. Gdybym wiedzia�, �e mister Smiley, kt�ry, s�abo, bo s�abo, ale porozumiewa� si� po francusku, ju� u milorda nie pracuje i �e zosta� zast�piony przez nowego butlera, te� zaopatrzy�bym si� w s�ownik. Przecie� mnie i temu Anglikowi przyjdzie rozwi�zywa� razem wiele skomplikowanych i nader subtelnych problem�w. Jakby pods�uchuj�c moje my�li, mister Freyby wyj�� z drugiej kieszeni jeszcze jeden tomik, z wygl�du niczym nier�ni�cy si� od poprzedniego. Wzi��em go, przeczyta�em tytu� na ok�adce: S�ownik rosyjsko-angielski z wymow� angielskich s��w. Anglik przekartkowa� sw�j s�ownik, znalaz� potrzebne s�owo i wyja�ni�: - A present... Podarek. Otworzy�em darowany tomik i zobaczy�em, �e skonstruowany jest m�drze i roztropnie: wszystkie angielskie s�owa zosta�y napisane cyrylic� i mia�y oznaczone akcenty. Od razu te� z niego skorzysta�em. Chcia�em spyta�: �Gdzie jest czyj baga�?�. Wysz�o: - Uea... huz... baggad�? I on mnie �wietnie zrozumia�! Niedba�ym gestem wezwa� lokaja, nios�cego na ramieniu ci�k� walizk�, postuka� palcem w ��t� naklejk�. Znajdowa� si� na niej napis: Banville. Przyjrzawszy si�, zauwa�y�em, �e naklejki s� na wszystkich sztukach baga�u, na niekt�rych ��te z imieniem milorda, na innych niebieskie z nazwiskiem Carr, a na pozosta�ych czerwone z napisem Freyby. Bardzo m�dre, trzeba b�dzie to i u nas zastosowa�. Widocznie uznaj�c problem za rozwi�zany, mister Freyby znowu wyj�� z kieszeni sw�j folia� i przesta� zwraca� na mnie uwag�, a ja pomy�la�em, �e cho� angielscy butlerowie we wszystkim s� �wietni i swoje obowi�zki znaj�, to jednak niekt�rych rzeczy mogliby si� od nas, rosyjskich s�u��cych, nauczy�. Na przyk�ad serdeczno�ci. Oni po prostu obs�uguj� pan�w, a my ich jeszcze kochamy. Jak mo�esz s�u�y� cz�owiekowi, je�li nie darzysz go mi�o�ci�? To zbyt mechanistyczne, jakby�my nie byli �ywymi lud�mi, tylko automatami. M�wi si�, �e angielscy s�u��cy s�u�� nie panu, ale domowi; na wz�r kot�w przywi�zuj� si� nie tyle do cz�owieka, ile do �cian. Je�li tak, to takie przywi�zanie jest nie dla mnie. I mister Freyby wyda� mi si� kim� wyj�tkowo dziwacznym. Chocia� z drugiej strony - uzna�em - u takiego pana i s�u�ba powinna by� dziwaczna. Zreszt� mo�e to i dobrze, �e ten collegue anglais jest taki, jak to si� m�wi, dr�twy - b�dzie si� mniej p�ta� pod nogami. * * * Na przygotowanie porz�dnego obiadu nie starcza�o czasu, tote� dla ich wysoko�ci poleci�em nakry� st� na chybcika, a la pique-nique - z ma�ym zestawem sreber, pro�ciutkim serwisem mi�nie�skim, bez da� gor�cych. Jedzenie zam�wi�em telefonicznie w �Delicatessen� Sneidersa: pasztet z bekas�w, piero�ki ze szparagami i truflami, pierogi z farszem rybnym, galarety, ryby, w�dzone pulardy i owoce na deser. To nic, mo�na by�o mie� nadziej�, �e do wieczora maitre Duvalue zd��y si� rozgo�ci� w tutejszej kuchni i kolacja zostanie podana bardziej stosownie. Wiedzia�em te�, �e Gieorgij Aleksandrowicz i Pawe� Gieorgijewicz sp�dz� wiecz�r u jego cesarskiej mo�ci, kt�ry mia� przyby� o wp� do sz�stej po po�udniu i wprost z dworca uda� si� do polowego pa�acu Piotrowskiego. Przyjazd najja�niejszych pa�stwa specjalnie zaplanowano w�a�nie na sz�sty maja, poniewa� to dzie� urodzin jego cesarskiej mo�ci. Ju� od po�udnia dzwoni�y wszystkie cerkiewne dzwony, kt�rych w Moskwie jest dostatek - rozpocz�y si� mod�y o zdrowie i d�ugie lata �yda dla ca�ej najja�niejszej rodziny. Jeszcze raz zakonotowa�em sobie, aby wyda� polecenie wywieszenia nad gankiem podjazdu baldachimu z cesarskim monogramem. Je�li nagle nas odwiedzi, taki znak szacunku b�dzie bardzo na miejscu. O pi�tej Gieorgij Aleksandrowicz i Pawe� Gieorgijewicz, w mundurach wyj�ciowych, wyjechali na dworzec, Ksenia Gieorgijewna zacz�a przegl�da� stare ksi��ki w ma�ej jadalni, kt�ra za czas�w Czesmie�skich, jak si� wydaje, s�u�y�a za bibliotek�, lord Banville z mister Carrem zamkn�li si� w pokoju jego ekscelencji i polecili, by dzi� wi�cej ich ju� nie niepokoi�, a my z mister Freybym, pozostawieni sami sobie, zasiedli�my co� przek�si�. Podawa� nam m�odszy lokaj o dziwacznym nazwisku Ziemlany, z Moskwy. Nieokrzesany, dosy� niezgrabny, ale bardzo si� stara�. Wpatrywa� si� we mnie bez przerwy - pewnikiem sporo s�ysza� o Afanasiju Ziukinie. Przyznaj�, bardzo mi to pochlebia�o. U�o�ywszy swojego wychowanka na poobiedni odpoczynek, przy��czy�a si� do nas guwernantka, mademoiselle Declique. Ju� zjad�a obiad wraz z ich wysoko�ciami, ale co to za posi�ek, kiedy siedzi si� obok Micha�a Gieorgijewicza - jego wysoko�� ma bardzo niespokojny charakter i ani chwili nie mo�e usiedzie� na miejscu: to zaczyna rzuca� chlebem, to chowa si� pod st� i trzeba go stamt�d wyci�ga�. Kr�tko m�wi�c, mademoiselle ch�tnie wypi�a z nami herbat� i skosztowa�a wy�mienitych piernik�w Filippowa. Jej obecno�� okaza�a si� bardzo przydatna, poniewa� mademoiselle zna angielski i doskonale poradzi�a sobie z obowi�zkami t�umaczki. �eby jako� rozpocz�� rozmow�, spyta�em Anglika: - D�ugo pe�ni pan obowi�zki butlera? Odpowiedzia� jednym kr�tkim s�owem, a mademoiselle przet�umaczy�a: - D�ugo. - Mo�e pan by� spokojny, rzeczy zosta�y rozpakowane i nie wynik�y �adne k�opoty - powiedzia�em nie bez cienia wyrzutu, poniewa� mister Freyby w og�le nie uczestniczy� we wnoszeniu baga�y, tylko siedzia� sobie w karecie ze swoj� ksi��eczk� a� do samego ko�ca tej odpowiedzialnej operacji. - Wiem - zabrzmia�a odpowied�. Zacz�o mnie to ciekawi�: czy te flegmatyczne maniery Anglika to przechodz�ce wszelkie granice lenistwo, czy te� najwy�szy szyk kunsztu butlerskiego? Przecie� palcem nie ruszy�, a baga�e s� roz�adowane, rozpakowane i wszystko jest na swoim miejscu! - Czy�by pan zd��y� odwiedzi� pokoje milorda i mister Carra? - spyta�em, doskonale wiedz�c, �e od chwili przyjazdu mister Freyby nie wychodzi� z w�asnego pokoju. - No need - odpowiedzia�, a mademoiselle tak samo kr�tko prze�o�y�a: - Pas besoin. Przez ten czas, kt�ry sp�dzi�a w naszym domu, zd��y�em dobrze pozna� mademoiselle i po blasku w jej w�skich, szarych oczach wiedzia�em, �e Anglik j� zaciekawi�. Rozumie si�, �e umia�a nad sob� panowa�, tak jak si� tego wymaga od najwy�szej klasy guwernantki, kt�ra nawyk�a pracowa� w naj�wietniejszych domach Europy (wychowywa�a syna kr�la portugalskiego i przywioz�a z Lizbony jak najlepsze rekomendacje), ale od czasu do czasu jej galijska natura bra�a g�r�, i kiedy mademoiselle Declique co� intrygowa�o, bawi�o albo z�o�ci�o, w jej oczach zapala�y si� ma�e iskierki. Ja do s�u�by nie wzi��bym osoby z tak niebezpieczn� cech�, poniewa� owe iskierki to znak, �e, jak to si� m�wi, cicha woda brzegi rwie. Ale guwernerzy, bony i wychowawcy to nie m�j dystrykt, to resort zarz�dzaj�cego dworem ksi�cia Mietlickiego, dlatego mog�em si� nacieszy� wspomnianymi wy�ej iskierkami bez jakiejkolwiek trwogi. Teraz te� mademoiselle nie poprzesta�a na skromnej roli t�umaczki i spyta�a (najpierw po angielsku, a potem - dla mnie - po francusku): - To sk�d pan wie, �e z rzeczami jest wszystko w porz�dku? I tu mister Freyby po raz pierwszy wypowiedzia� d�u�sze zdanie: - Widz�, �e monsieur Ziukin zna sw�j fach. A w Berlinie, gdzie pakowano baga�, zajmowa� si� tym cz�owiek, kt�ry tak�e zna� sw�j fach. I jakby wynagradzaj�c siebie za trud wyg�oszenia tak d�ugiego zdania, butler wyj�� i zapali� fajk�, nasamprz�d poprosiwszy dam� gestem o pozwolenie. Wtedy zrozumia�em,