9417
Szczegóły |
Tytuł |
9417 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9417 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9417 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9417 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Richard Hughes
Orkan na Jamajce
T�umaczy�a
ARIADNA DEMKOWSKA-BOHDZIEWICZ
Wst�pem opatrzy�
W�ADYS�AW KOPALINSKI
Ksi��ka i Wiedza � 1979
Tytu� orygina�u
A HIGH WIND IN JAMAICA
Copyright � By chard Hughes 199
Wst�p
do pierwszego wydania
Richard Arthur Warren Hughes jest postaci�
do�� szczeg�ln�, i to nie tylko dlatego, �e napi-
sa� pierwsze na �wiecie s�uchowisko radiowe.
Pochodzenia walijskiego, urodzony w 1900 r.
w hrabstwie Kent, otrzyma� staranne wy-
kszta�cenie. Jeszcze jako student w Oksfordzie
og�osi� sztuk� teatraln� w jednym akcie The
Sisters' Tragedy (Tragedia si�str). Na deski sce-
niczne wprowadzi� j� w Londynie sam John
Masefield, a George Bernard Shaw nazwa� j�
ni mniej, ni wi�cej tylko �najlepsz� jednoak-
t�wk�, jak� kiedykolwiek napisano". Dalsza je-
go tw�rczo�� dramatyczna nie przynosi�a ju�
tak entuzjastycznych ocen; powa�ne natomiast
by�y jego zas�ugi dla Narodowego Teatru Wa-
lijskiego, kt�rego wiceprzewodnicz�cym by�.
w ostatnich latach przed drug� wojn� �wiatow�
R�wnie� w okresie studi�w, w 1922 r., ukaza�
si� jego pierwszy tomik poezji � Gipsy Night
(Noc cyga�ska). Nast�pny, Confessio Juvenis
(Zwierzenia m�odzie�ca), wydano w cztery lata
p�niej. Na tym urywa si� w�tek poetycki. Pro-
sto z prog�w uczelni Hughes rusza na w�dr�w-
k� po �wiecie: awanturnicze przygody na Ba�
kanach, w��cz�ga po Stanach Zjednoczonych,
Antylach, obozowanie z Indianami w pu-
szczach Kanady, z koczownikami arabskimi
w Maroku; p�ywa� tak�e po morzach i oceanach,
s�u��c na statku rejsowym jako prosty majtek.
W roku 1929 � pierwsza powie��, ta w�a�nie,
kt�r� czytelnik ma w r�ku. W dziewi�� lat po-
tem druga � Huragan (In Hazard), kt�r� po-
r�wnywano z Tajfunem Conrada. Niekt�rzy
krytycy stawiali pod pewnymi wzgl�dami Hu-
ragan wy�ej od Tajfunu; inni twierdz�, �e �w
obraz statku targanego rozszala�ym �ywio�em
jest w gruncie rzeczy ponur� alegori� Impe-
rium Brytyjskiego w tarapatach. Obie powie�ci
przynios�y autorowi trwa�y sukces i s�aw�.
Hughes og�asza czasami opowiadania w ma-
gazynach ameryka�skich, a w 1961 r. opubliko-
wa� powie�� The Fox in the Attic (Lis na stry-
chu), pierwsz� cz�� d�u�szego dzie�a historycz-
nego obejmuj�cego okres 1923�1939, pod
og�lnym tytu�em The Human Predicament.
O�eni� si� w roku 1932. Drug� wojn� �wiato-
,w� przes�u�y� w Admiralicji, za co otrzyma�
OBE (Order Imperium Brytyjskiego). Mieszka
wraz z rodzin� na zachodnim wybrze�u Walii
nad zatok� Cardigan, w miejscu od strony l�du
niemal niedost�pnym. Nawet w p�niejszych
latach sprawia� wra�enie cz�owieka m�odego
mimo wczesnej �ysiny i rudej, spiczastej br�dki.
W�t�a budowa i �agodno�� usposobienia (�Shel-
leyowska niewinno�� my�li b��dz�cej w sferach
eterycznych" � wed�ug charakterystyki Rebe-
ki West) nie mog�y jednak ukry� spojrzenia
jasnych, przenikliwych oczu. Rebeka West lu-
bi�a tak�e opowiada� anegdot� o s�u��cej, kt�ra
ba�a si� zaanonsowa� swojej pani jego przyj-
�cie, poniewa� �by� tak bardzo podobny do Pana
Jezusa!"
Hughes, podobnie jak Lewis Carroll, przepa-
da za towarzystwem dzieci (z pe�n� wzajemno-
�ci�) i nie daje si� d�ugo prosi� o opowiedzenie
bajki czy fantastycznej historii. Wyda� nawet
dwa zbiory opowiada� dla dzieci. The Spider's
Pa�ace (Pa�ac paj�ka, 1931) i Don't Blame Me!
(Nie wi� mnie!, 1940), dziwaczno-�mieszne po-
wiastki w tradycyjnie angielskiej poetyce non-
sensu.
Napisa� te� jedn� bajk� dla doros�ych � i tyl-
ko dla doros�ych � pi�rem maczanym w tym�e
zimno-jadowitym �r�dle, z kt�rego pochodz�
najokrutniejsze ba�nie braci Grimm i Anderse-
na, ba�nie, gdzie trup �ciele si� g�sto, niewinni
cierpi� i gin�, a ma�y s�uchacz powinien si� ra-
do�nie u�miecha�. Tutaj jednak nie potworne
czarownice i sadystyczne wr�ki m�ci� b�d�
sen malc�w, ale na odwr�t � to obraz dzieci�-
cych igraszek zam�ci spok�j doros�ych. Pomimo
�e akcja rozgrywa si� w samym sercu epoki
wiktoria�skiej, w roku 1860, dzieci z tej bajki
nie s�, zgodnie z wymaganiami epoki, zmniej-
szon� replik� doros�ych (tyle �e anielsk�, bo
woln� od skaz i grzech�w dojrza�o�ci), ale isto-
tami, kt�rych tw�rcy nieobce jest dzie�o Freuda
i skutki Wielkiej Wojny.
Bajka ta � to w�a�nie A High Wind in Jamai-
ca '� Orkan na Jamajce, ksi��ka uwa�ana po-
wszechnie za jedno z dzie� klasycznych litera-
tury angielskiej. S�usznie powiedzia� Burton
Rascoe, �e �jest" to ksi��ka niepodobna do �ad-
nej innej, ksi��ka, kt�ra si� nie zestarzeje".
(Ten brak podobie�stwa dotyczy� mo�e oczy-
wi�cie tylko dzie� napisanych przed ni�, bo na-
�ladownictw by�o sporo, �e wymieni� cho�by
W�adc� much Williama Goldinga, gdzie starsi
nieco ch�opcy na bezludnej wyspie staj� si�
pierwotnym plemieniem, ho�duj�cym obrz�dom
i mordom rytualnym prymitywnej religii).
Rebeka West nazwa�a Orkan na Jamajce �pa-
rz�cym usta wywarem poezji i w�ciek�ej, pier-
wotnej wyobra�ni". Niezwyk�a plastyczno��
szczeg�u czyni t� fantastyczn� (cho� opowie-
dzian� z ca�ym spokojem i nie bez humoru) opo-
wie�� a� nazbyt realn� i wiarogodn�. Druga ju�
generacja otrzymuje po trzydziestu kilku latach
kolejny przek�ad polski tego dzie�a; i ona b�-
dzie nim zaszokowana mimo ogromu do�wiad-
cze� tych lat. I dzi� czytelnik, zaniepokojony
tym obrazem irracjonalnego, nieprzeniknionego
i amoralnego �wiata dziecka, wykrzykn�� mo�e,
�e s� to przecie� po prostu ma�e dzieci, znaj-
duj�ce si� przez ca�y czas w�r�d ludzi, takich
czy owakich, ale zawsze� doros�ych, opiekuj�-
cych si� nimi gorzej czy lepiej, ale z dobr� wo-
l�, lubi�cych je po swojemu!
Autor odpowiada na to: �...a dzieci s� ju� lud�-
mi (je�li s�owu �ludzki� nada� tuy szersze zna-
czenie)... Umys� ich nie jest g�upszy i bardziej
niedo��ny od naszego, na pewno: dzieci r�ni�
si� sposobem my�lenia (my�l� jak szale�cy)".
Emilka nie wie, gdzie znajduje si� Jamajka,
na kt�rej mieszka�a z rodzicami, ani gdzie An-
glia, do kt�rej j� z niewiadomego powodu wy-
sy�aj�. Ka�dy z trzech statk�w, na kt�rym si�
kolejno znajdowa�a, to �redniowieczny Narren-
schiff w XIX-wiecznej odmianie, pe�en nieu-
dolnych g�upc�w, a pobyt na szkunerze pirat�w
i na parowcu trwa� tak d�ugo, �e pocz�tek i cel
podr�y stawa�y si�- mitem nie wi���cym si�
zupe�nie z rzeczywisto�ci�. By� to �wiat, w kt�-
rym przyczyny zdarze� szczelnie przed dzie�mi
ukryto. Dotycz�ce ich zamiary rodzic�w i in-
nych doros�ych s� im tak dalece nie znane, �e
dopiero u�ycie przez kapitana pirat�w niewia-
rogodnego wyrazu �majtki" nasuwa dzieciom
pierwsze podejrzenie, �e ich pobyt na szkuner-
barku mo�e nie by� zgodny z u�o�onym przez
rodzic�w planem. Mo�na twierdzi� z pewno�ci�
niemal, i� dzieci wiedzia�y, �e znajduj� si�
w�r�d pirat�w. C� jednak z tego? Przecie� pod
koniec ksi��ki okazuje si�, �e londy�ski praw-
nik-wyjadacz tak�e dobrze nie wie, co to takie-
go piraci i na czym polega przest�pczo�� ich
procederu.
Hughes pisze: �...lecz zmiany w swoim �yciu
prawie nie zauwa�y�y. Prawd� jest, �e trzeba
mie� ju� pewne do�wiadczenie, aby zdawa� so-
bie spraw�, co jest katastrof�, a co nie jest". To
przeciwstawienie niewinno�ci do�wiadczeniu
przypomina, �e powie�� t� wydano w Ameryce
pod tytu�em Niewinna podr�. Ten zmieniony
przez autora tytu� posiada, jak mo�na s�dzi�,
sens symboliczny i wskazuje na zwi�zek z poj�-
ciami Niewinno�ci i Do�wiadczenia u Williama
Blake'a, u kt�rego reprezentuj� one dwa prze-
ciwstawne sobie stany duszy ludzkiej, wyra-
�aj�ce sprzeczno�� mi�dzy wolno�ci� i autory-
tetem.
Trafnie zauwa�y� kto�, �e Orkan na Jamajce
to Alicja w Krainie Czar�w, jak� mog�oby
stworzy� bezlitosne pi�ro Jonatana Swifta. Ze-
stawienie niszczycielskiej niewinno�ci dzieci
z owym Cyrkiem Dojrza�ych i kieruj�cych si�
Do�wiadczeniem, z dobroduszno�ci� anachro-
nicznych rozb�jnik�w i zbrodniczym okrucie�-
stwem machiny s�dowej, zdaje si� dowodzi�, �e
jest to nie tylko opowie�� o dzieciach pozbawio-
nych skrzyde�ek wrodzonego anielstwa, ale te�
satyra na warto�ci i porz�dki �wiata doros�ych,
za kt�re wszyscy musimy ponosi� odpowiedzial-
no��.
W�adys�aw Kopali�ski
Rozdzia� pierwszy
Jednym z owoc�w zniesienia niewolnictwa na
Antylach s� liczne ruiny towarzysz�ce ocala-
�ym budynkom albo odleg�e od nich o rzut ka-
mieniem ruiny murzy�skich chat, ruiny m�y-
n�w i rafinerii, cz�sto te� ruiny rezydencji, kt�-
rych koszt utrzymania okaza� si� zbyt wielki.
Trz�sienie ziemi, ogie�, deszcz i � najbardziej
ze wszystkiego mordercza � tropikalna ro�lin-
no�� dokona�y swego dzie�a szybko.
Jeden obraz � z Jamajki � �ywo mam w pa-
mi�ci. Sta� na tej wyspie wielki murowany
dom, zwany Derby Hill (tam, gdzie mieszkali
Parkerowie). By� on niegdy� o�rodkiem �wiet-
nie prosperuj�cej plantacji, lecz po zniesieniu
niewolnictwa ca�y interes, jak wiele mu po-
dobnych, wzi�� w �eb. Mury cukrowni zapad�y
si�. Upraw� trzciny i prosa gwinejskiego zadu-
si� busz. Robotnicy rolni gremialnie opu�cili
swoje chaty i uciekli tam, gdzie najmniej im
zagra�a�a perspektywa jakiejkolwiek pracy.
Gdy potem spali�y si� pomieszczenia dla mu-
rzy�skiej s�u�by, trzej ostatni wierni s�u��cy
zaj�li dw�r. Obydwie dziedziczki, panny Par-
ker, by�y ju� stare i wskutek wychowania, kt�-
re otrzyma�y, niezdolne do niczego. I oto obra-
zek: przybywam do Derby Hill w jakiej� tam
sprawie i brn�c po pas w chaszczach przedzie-
11
ram si� do drzwi frontowych, na zawsze wysa
dzonych z zawias�w przez wybuja�e zielsko.
Miejsce dawno wyrwanych �aluzji w oknach
wype�ni�y g�sto rozkrzewione p�dy dzikiego
wina i poprzez t� zielon� zas�on� zerka ku mnie
z mrocznego wn�trza stara Murzynka otulona
przybrudzonym brokatem. Murzyni zabrali
pannom Parker ca�e ubranie i obydwie starusz-
ki p�dzi�y �ycie w ��ku. By�y morzone g�odem.
Przynoszono im wod� do picia w dw�ch wy-
szczerbionych fili�ankach ze starej porcelany
i trzy kokosowe orzechy na srebrnej tacy. Po
jakim� czasie jedna z dziedziczek uprosi�a
swych tyran�w, aby jej po�yczyli star� perka-
low� sukni�, wsta�a i bez wi�kszego przekona-
nia zacz�a si� krz�ta�, by zrobi� co� z tym ba-
�aganem: pr�bowa�a ze z�oce� marmurowego
stolika zetrze� krew, w kt�rej zakrzep�o pie-
rze pomordowanych kurcz�t; pr�bowa�a co� po-
wiedzie� do sensu, pr�bowa�a nakr�ci� ozdobny
zegar z br�zu, wreszcie da�a za wygran� i do-
bita bezczynno�ci� wr�ci�a do ��ka. Przypu-
szczam, �e w nied�ugim czasie obydwie panny
Parker zosta�y zamorzone g�odem, co wydaje
si� wr�cz nieprawdopodobne w kraju tak uro-
dzajnym, albo nakarmione t�uczonym szk�em,
r�nie tam ludzie gadali. W ka�dym razie oby-
dwie zmar�y.
Sceny tego rodzaju wywieraj� na cz�owieku
g��bokie wra�enie, o wiele g��bsze ni� codzien-
ne, pospolite zdarzenia, kt�re obrazuj� prawdzi-
wy stan rzeczy. => w sensie statystycznym.
12
Oczywi�cie nawet w owej przej�ciowej epoce
dramaty tego rodzaju" nale�a�y do rzadko�ci.
Bardziej typow�, prawdziwsz� by�a, na przy-
k�ad, sytuacja w Ferndale, plantacji oddalonej
od Derby Hill o pi�tna�cie mil.
W Ferndale pozosta� tylko domek nadzorcy.
Wielki Dom zapad� si� i uleg� kompletnej za-
g�adzie. Domek sk�ada� si� z murowanego par-
teru, oddanego kozom i dzieciarni, oraz drew-
nianego pi�terka, stanowi�cego cz�� mieszkal-
n�; wchodzi�o si� tam po drewnianych schodach
umieszczonych na zewn�trznej �cianie. W cza-
sie ka�dego trz�sienia ziemi g�rna cz�� domu
zsuwa�a si� lekko na bok, ale przy pomocy du-
�ego dr�ga mo�na by�o przesun�� j� z powro-
tem na miejsce. Dach by� kryty gontem; po
d�ugim okresie suszy przecieka� jak sito i pier-
wszych kilka dni ka�dej pory deszczowej sp�-
dzano zazwyczaj na nie Ko�cz�cym si� przesu-
waniu ��ek i innych mebli z k�ta w k�t, by
unikn�� wody� kt�ra ciek�a przez sufit stru-
mieniami, p�ki gonty dachu zn�w dostatecznie
nie nap�cznia�y.
W czasie, kt�ry mam na my�li, mieszka�a-tam
rodzina Bas-Thornton�w: nie byli to tubylcy,
Kreole, lecz angielska rodzina, kt�ra przyby�a
tu z Anglii. Pan Bas-Thornton posiada� jakie�
przedsi�biorstwo w St. Ann� i je�dzi� tam co
dzie� na mule. Mia� tak d�ugie nogi, �e na swo-
im kar�owatym wierzchowcu wygl�da� napraw-
d� do�� zabawnie. A poniewa� z natury by�
uparty i sk�onny do z�o�ci nie mniej od mu�a,
13
gdy si� k��cili ze sob�, przedstawiali zaiste nie
byle jaki widok.
W pobli�u domu znajdowa�y si� ruiny m�yna
i rafinerii � te dwa budynki nigdy nie stoj�
obok siebie, m�yn musi by� wy�ej, poniewa�
jego ko�o, nap�dzane wod�, porusza ogromne,
pionowe walce. Z walc�w tych �cieka w�skim,
klinowatym korytem sok trzciny cukrowej pro-
sto do rafinerii, gdzie czeka Murzyn, by doda�
niewielk� ilo�� wody wapiennej i miote�k� z tra-
wy miesza� ciecz zamieniaj�c� si� w granulki.
Nast�pnie wszystko to warzy si� w wielkich
miedzianych kot�ach na piecach, opalanych
chrustem i wyt�oczon� trzcin�. Przy kot�ach
stoi kilku Murzyn�w i miedzianymi czerpakami
o d�ugich trzonkach zgarnia pian� z wrz�cej
cieczy; gromadka ich czarnych przyjaci� siedzi
ko�em w k��bach gor�cej pary chrupi�c cukier
albo �uj�c trzcin�. To, co zosta�o zgarni�te
z kot��w, powoli cieknie po pod�odze i przypra-
wione spor� ilo�ci� �mieci � insekt�w, nawet
szczur�w i b�ota z murzy�skich st�p � sp�ywa
do zbiornika, gdzie poddane destylacji zamienia
si� w rum.
Tak przynajmniej wyrabiano rum niegdy�.
Nie wiem nic o metodach nowoczesnych � je-
�li w og�le istniej� � poniewa� po roku 1860
nie odwiedza�em ju� Jamajki, a to ju� spory
kawa� czasu.
W Ferndale na d�ugo przed t� dat� wszystko
, by�o w ruinie: wielkie miedziane kot�y le�a�y
do g�ry dnem, trzy ogromne walce wala�y si�
14
we m�ynie rozmontowane. Usta� dop�yw wody,
gdy� potok beztrosko zmieni� bieg i na dnie
wysch�ej fosy dzieci Bas-Thornton�w �azi�y na
czworakach w�r�d zesch�ych li�ci i resztek
m�y�skiego ko�a.
Pewnego dnia znalaz�y tam legowisko dzi-
kich kot�w. Matki nie by�o, a male�kie koci�ta
Emilka wzi�a do fartuszka, �eby zanie�� do
domu, lecz tak okropnie j� pogryz�y i podrapa-
�y, �e gdyby nie zraniona duma, to naprawd�
bardzo by si� cieszy�a, �e wszystkie uciek�y.
Z wyj�tkiem jednego. Ten jedynak, Tom, wy-
r�s� na doros�ego kota, cho� nigdy w gruncie
rzeczy nie da� si� prawdziwie oswoi�. Dochowa�
si� p�niej ze star�, oswojon� kotk�, Kitty
Cranbrook, licznego potomstwa. Z tej progeni-
tury pozosta� w domu tylko jeden kot, Tabby,
kt�ry zdoby� pewnego rodzaju s�aw�. (Bo Tom
po jakim� czasie powr�ci� do d�ungli na za-
wsze). Tabby by� wiernym kotem i �wietnym
p�ywakiem; p�ywa� dla przyjemno�ci, towarzy-
sz�c dzieciom w k�pieli; zgarnia� pod siebie wo-
d� �apami jakby wios�uj�c i ogromnie podnie-
cony, raz po raz wydawa� g�o�ny okrzyk. Wda-
wa� si� r�wnie� w �miertelne zapasy z w�ami:
przyczajony na ga��zi potrafi� czatowa� na
grzechotnika albo czarnego w�a jak na mysz,
potem rzuca� si� w d� i walczy� na �mier� i �y-
cie. Pewnego dnia zosta� uk�szony i wszystkie
dzieci gorzko zap�aka�y oczekuj�c wstrz�saj�-
cego widoku jego agonii, lecz kot po prostu od-
dali� si� i znikn�� w buszu, gdzie prawdopodob-
15
nie zjad� co�, poniewa� wr�ci� po kilku dniach
z tryumfaln� min�, got�w od nowa po�era� w�-
�e jakby nigdy nic.
W pokoju rudego Johna roi�o si� od szczur�w,
na kt�re John zastawia� pu�apk�; z�apane szczu-
ry wypuszcza� przekazuj�c porachunki Tab-
by'emu. Pewnego razu zniecierpliwiony kot po-
rwa� szczura wraz z pu�apk� i polecia� w ciemn�
noc stukaj�c stalowymi drutami po kamieniach
i krzesz�c z nich gar�cie iskier. I zn�w wr�ci�
po kilku dniach grzeczny, ulizany i bardzo za-
dowolony, tyle �e John nigdy ju� nie zobaczy�
swojej pu�apki. Inn� zn�w plag� by�y nietope-
rze, nawiedzaj�ce pok�j Johna ca�ymi stadami.
Pan Bas-Thornton po mistrzowsku w�ada� bi-
czem i zabija� ka�dego nietoperza jednym ude-
rzeniem w skrzyd�o. "Lecz przy tej okazji
przeszywaj�cy �wist bicza i przenikliwy pisk
dokuczliwych stworze� wype�nia� o p�nocy
ciasny jak pude�ko pokoik wprost piekielnym
zgie�kiem i ha�asem.
Dla dzieci z Anglii by� tu raj, mniejsza o do-
znania ich rodzic�w. W ojczy�nie dawno ju�
nikt nie prowadzi� dzikiego trybu �ycia. Tutaj,
na Jamajce, trzeba by�o albo wyprzedza� epok�,
albo pozosta� troch� w tyle � jak kto woli to
nazwa�. Na przyk�ad: nie przejmowa� si� r�-
nic� pomi�dzy ch�opcami i dziewczynkami. D�u-
gie w�osy przed�u�a�yby wieczorne iskanie g��w
w niesko�czono��. Wobec tego Emilka i Rachela
nosi�y w�osy obci�te kr�tko i wolno im by�o ro-
bi� to samo co ch�opcom, to znaczy �- w�azi� na
16
drzewa, p�ywa�, zastawia� sid�a na zwierz�ta
i ptaki. Mia�y nawet po dwie kieszenie w swych
sukienkach.
O�rodkiem ich �ycia by� staw, o wiele bar-
dziej ni� dom. Ka�dego roku, gdy usta�y de-
szcze, budowano na strumieniu tam� i w ten
spos�b dzieciom na okres suszy pozostawa� ca�-
kiem du�y staw do p�ywania. Otacza�y go kr�-
giem drzewa; wielkie, skudlone bawe�nice
o rozcapierzonych korzeniach, w�r�d kt�rych
wyros�y krzewy kawowe; obok nich drzewa
kampeszowe i wspania�e, czerwone i zielone
pieprzowce. Staw pod nimi ton�� w cieniu.
W�r�d ga��zi tych drzew Emilka i John zasta-
wiali sid�a, a nauczy� ich tego kulawy Murzyn,
Sam. �cina si� gi�tk� witk�, do jednego jej ko�-
ca przywi�zuje sznurek, drugi koniec zaostrza
si�, aby mo�na by�o wbi� na� owoc jako przy-
n�t�. Nast�pnie ten zaostrzony czubek witki
trzeba sp�aszczy� i wywierci� w nim dziurk�,
i wystruga� do tej dziurki ma�y ko�eczek. Po-
tem wi��e si� na sznurku p�tl�, napina ga���
jak �uk, przewleka sznurek przez dziurk� i lek-
ko zatyka si� j� ko�kiem. Na zaostrzony koniec
nasadza si� przyn�t� i ca�e to sid�o wiesza si�
na drzewie. Ptak siada na ko�ku, aby dzioba�
owoc, ko�ek wypada i p�tla zaciska si� doko�a
n�g ofiary. W�wczas dzieci wyskakuj� z wody
jak r�owe, z�o�liwe ma�pki i �entliczek-p�tli-
czek" albo jakie� inne bzdurne wyliczenie decy-
duje, czy ptakowi ukr�ci� �eb, czy te� pu�ci� go
wolno. W ten spos�b rozkosz �ow�w przed�u�a
17
si� o dodatkowy moment podniecenia i napi�-
cia � zar�wno dla dzieci, jak i dla ptaka.
By�o rzecz� ca�kiem naturaln�, �e Emilka
miewa�a r�ne wspania�e pomys�y, jak podnie��
poziom Murzyn�w. Przyj�li ju�, oczywi�cie
chrzest, wi�c dla ich zdrowia moralnego trudno
by�o zrobi� co� wi�cej; nie brakowa�o im r�w-
nie� zupy ani ubrania, g��wnie trykot�w, nato-
miast przygn�biaj�ca by�a ich ciemnota. Emil-
ce � po wielu b�aganiach � pozwolono uczy�
ma�ego Jima czytania, lecz nie bardzo jej si� to
uda�o.
Emilka pasjami lubi�a te� �apa� domowe ja-
szczurki, i to tak zr�cznie, �e nie gubi�y przy
tym ogonk�w, co zawsze je spotyka, gdy si�
przestrasz�. Trzeba by�o niesko�czonej cierpli-
wo�ci, by nie p�osz�c takiej jaszczurki z�apa�
j� i nie uszkodzon� zamkn�� do pude�ka po za-
pa�kach. �owienie jaszczurek zielonych by�o za-
j�ciem r�wnie� bardzo delikatnym. Dziewczyn-
ka potrafi�a siedzie� godzinami i jak Orfeusz
gwizdem wabi� zwierz�tko. Gdy w ko�cu wyj-
rza�o z kryj�wki, wydymaj�c r�owe gardzio�ko
na znak niepokoju, Emilka bardzo ostro�nie
chwyta�a je na lasso, zrobione ze �d�b�a trawy.
Pok�j jej pe�en by� tych jaszczurek i r�nych
ulubionych stworzonek, z kt�rych jedne �y�y,
inne czasem ju� nie. Mia�a r�wnie� podleg�e so-
bie duszki i wr�ki. Najwi�ksza za�y�o�� ��czy-
�a j� z Bia�� Myszk� o Gi�tkim Ogonku, kt�ra
zawsze gotowa by�a rozstrzygn�� ka�dy sp�r,
a orzeczenie jej jak wyrocznia stanowi�o �elaz-
18
ne prawo, szczeg�lnie dla Racheli, Edwarda
i Laury, tych najm�odszych (albo Male�stw, jak
je nazywano w rodzinie). Emilce, kt�ra przeka-
zywa�a dzieciom jej orzeczenia, Bia�a Myszka
przyznawa�a, oczywi�cie, pewne przywileje, za�
do Johna, starszego od Emilki, nie wtr�ca�a si�
nigdy, wykazuj�c tym wiele rozs�dku.
Myszka by�a wszechobecna: inne duszki
i wr�ki, �ci�lej zlokalizowane, mieszka�y
w ma�ej norce na pag�rku, strze�onym przez
dwa aloesy.
Najlepsz� zabaw� w k�pieli by�o p�ywanie na
du�ym pniu o dw�ch uci�tych konarach. John
siada� na pniu okrakiem, reszta, trzymaj�c si�
rozwidlonych ko�c�w, pcha�a pie� po wodzie.
Najm�odsze dzieci pluska�y si� naturalnie tyl-
ko w p�ytkiej wodzie, lecz John i Emilka nawet
nurkowali. To znaczy John skaka� do wody zu-
pe�nie prawid�owo, g�ow� naprz�d. Emilka ska-
ka�a na nogi, sztywno wyprostowana jak kij,
ale za to rzuca�a si� do wody ze znacznie wy�-
szych ga��zi ani�eli jej brat. Gdy sko�czy�a
osiem lat, pani Thornton dosz�a do wniosku, �e
dziewczynka jest zbyt du�a, by k�pa� si� nago.
Lecz jedynym kostiumem k�pielowym, w jaki
mo�na j� by�o ubra�, by�a stara kretonowa ko-
szula nocna. Emilka skoczy�a w niej do wody
jak zwykle: najpierw koszula wyd�a si� jak
balon i przewr�ci�a skacz�c� dziewczynk� do
g�ry nogami, a potem mokra tkanina okr�ci�a
si� doko�a jej szyi i ramion i dziewczynka o ma-
�y w�os nie uton�a. Wobec tego przyzwoito��
zawieszono na ko�ku. Nie warto uton�� w imi�
przyzwoito�ci � tak by si� przynajmniej zda-
wa�o na pierwszy rzut oka.
Lecz pewnego dnia jaki� Murzyn rzeczywi-
�cie uton�� w stawie. Nakrad� owoc�w mango,
objad� si� nimi i czuj�c si� winnym pomy�la�,
�e r�wnie dobrze mo�e och�odzi�'si� zakazan�
k�piel� w stawie, a potem jedn� kar� okupi
dwa przest�pstwa. Nie umia� p�ywa� i by�o
z nim tylko dziecko (Ma�y Jim). Zimna woda
i prze�adowany �o��dek spowodowa�y apoplek-
sj�. Jim szturcha� go przez chwil� patykiem, po
czym uciek� przera�ony. Nale�a�o jednak spra-
w� zbada� dok�adnie dla stwierdzenia, czy Mu-
rzyn zmar� na apopleksj�, czy po prostu utopi�
si�.
Doktor, przesiedziawszy w Ferndale ca�y ty-
dzie�, orzek�, �e �mier� nast�pi�a wskutek uto-
ni�cia i �e poza tym topielec, napchany by� zie-
lonymi owocami mango po dziurki od nosa. By-
�a z tego wszystkiego jedna wielka korzy��: �a-
den Murzyn nie o�mieli� si� ju� k�pa� w stawie
ze strachu, �e go z�apie duppy, czyli duch zmar-
�ego. Je�eli jaki� czarny zbli�y� si� do stawu
w czasie k�pieli, John z Emilk� udawali, �e
duppy chwyta ich za pi�ty. Zdj�ty przera�e-
niem Murzyn zmyka� natychmiast. Z wszyst
kich mieszka�c�w Ferndale tylko jednemu zda-
rzy�o si� raz zobaczy� duppy, ale to zupe�nie
wystarczy. I mowy nie ma o pomy�ce, takie
duppy �atwo odr�ni� od ka�dego �ywego cz�o-
wieka, poniewa� ma g�ow� przekr�con� do ty�u
20
i sp�tany jest �a�cuchem. Nie nale�y te� nigdy
zwraca� si� do tego ducha po imieniu, bo staje
si� jeszcze pot�niejszy. Biedny Murzyn zapo-
mnia� o tym i na widok topielca zawo�a�: dup-
py! Nabawi� si� straszliwego reumatyzmu
i okula�.
Mn�stwo historii opowiada� ten kulawy Sam.
Ca�ymi dniami przesiadywa� na kamiennym ta-
rasie, na kt�rym suszono pieprz, i spomi�dzy
palc�w n�g wyd�ubywa� larwy tropikalnych
pche�. Dzieciom wyda�o si� to z pocz�tku odra-
�aj�ce, lecz Sam robi� wra�enie cz�owieka zu-
pe�nie zadowolonego. A kiedy pch�y dobra�y si�
r�wnie� do dzieci i z�o�y�y im pod sk�r� kupki
jajeczek, okaza�o si�, �e to wcale nie jest takie
obrzydliwe. John drapi�c sw�dz�ce miejsca do-
znawa� nawet przyjemnego dreszczu. Murzyn
Sam opowiada� o przygodach Anansi: o Anansi
i tygrysie, o tym, jak Anansi wychowywa�a
dzieci krokodyla i tak dalej, i tak dalej. Mia�
te� zawsze w pogotowiu pewien wierszyk, kt�-
ry robi� na dzieciach du�e wra�enie:
Sam kuternoga
to jest dzielny ch�op!
Zata�czy jak Hiszpan,
Zata�czy jak Szkot.
Czarnego walczyka ta�cuje do rana,
A� mu na pi�cie zrobi�a si� rana!
Kulawy Sam by� bardzo towarzyski. Mo�e
w�a�nie st�d wzi�o si� jego kalectwo? Podobno
mia� mn�stwo dzieci.
21
Potok zasilaj�cy staw bieg� dnem w�wozu
w�r�d g�szczu krzew�w, kt�rych widok n�ci�
do dalszych bada�. Dzieci jednak�e dziwnie
rzadko zapuszcza�y si� dalej. Przede wszyst-
kim � nadzieja z�apania raka kaza�a im od-
wraca� po drodze ka�dy kamie�; je�li nic z tego
nie wysz�o, John wraca� do domu po wiatr�wk�,
do kt�rej �y�k� nalewa� wody, by strzela�
w skrzyd�a kolibrom; stanowi�y cel zbyt deli-
katny dla ci�szego naboju. By�o bowiem tu�
za stawem drzewo czerwonego uroczynu � g�-
ra wspania�ego kwiecia zupe�nie bez li�ci �
prawie ca�e zakryte jak chmur� stadem unosz�-
cych si� w powietrzu kolibr�w o barwach tak
�ywych, �e blak�y przy nich wszystkie kwiaty.
Pisarze cz�sto gubi� si� w opisach, usi�uj�c
przedstawi�, jakim to wspania�ym i pe�nym
blasku klejnotem jest koliber: to si� nigdy
nie uda.
Koliber buduje swoje gniazdo z we�nianego
puchu na czubkach ga��zek, gdzie nie dosi�gn�
go w�e. Siedzi na jajkach z takim po�wi�ce-
niem, �e nie drgnie nawet w�wczas, gdy go do-
tkniesz d�oni�. Dzieci jednak nigdy tego nie ro-
bi�y � ptak wydawa� im si� tak strasznie deli-
katny. Potrafi�y za to wbi� w niego oczy,
wstrzymuj�c oddech patrze� i patrze� i � za-
wsze ust�powa�y, pokonane wzrokiem ptaka.
Niebia�ska wspania�o�� tego drzewa zatrzy-
mywa�a dzieci niby jaki� rodzaj bariery; bardzo
rzadko sz�y dalej. Zdarzy�o si� to raz; pewnego
dnia, o ile si� nie myl�, gdy Emilka by�a w wy-
j�tkowo z�ym humorze.
By�y to jej urodziny, ko�czy�a dziesi�� lat.
Dzieci strwoni�y ca�y poranek marudz�c nad
stawem, w jego szklistym cieniu. Wreszcie John
wylaz� z wody, usiad� na brzegu i ca�kiem nagi
zabra� si� do wyplatania side� z trzciny. Male�-
stwa ze �miechem tarza�y si� na mieli�nie.
Emilka dla och�ody tkwi�a w wodzie zanurzona
po brod�, a setki drobnych, natr�tnych rybek
�askota�o pyszczkami jej cia�o, jakby okrywaj�c
je cal po calu mn�stwem przelotnych poca�un-
k�w.
Emilka od pewnego czasu nie znosi�a dotyka-!
nia � a ju� to, co robi�y rybki, by�o wr�cz
obrzydliwe. Gdy nie mog�a d�u�ej tego �cier-
pie�, wylaz�a z wody i ubra�a si�. Rachela i Lau-
ra by�y za ma�e na d�ugi spacer; czu�a za�, �e
ostatni� rzecz�, na jak� mog�aby mie� ochot�,
by�o towarzystwo kt�rego� z ch�opc�w, prze-
mkn�a si� wi�c cichutko za plecami Johna, po-
sy�aj�c mu � nie wiadomo dlaczego � z�owro-
gie spojrzenie, i po chwili znikn�a w�r�d krze-
w�w.
Posuwa�a si� do�� �wawo w g�r� potoku
przez mniej wi�cej trzy mile, nie zwracaj�c na
nic uwagi. Nigdy jeszcze nie zaw�drowa�a tak
daleko. Nagle wzrok jej przyci�gn�a polanka
opadaj�ca ku wodzie � i oto okaza�o si�, �e
w�a�nie tu jest �r�d�o rzeki. Oczarowana
22
23
wstrzyma�a oddech: zimna, czysta woda tryska �
�a z bulgotem spod k�py bambus�w z trzech
oddzielnych �r�de�, dok�adnie tak, jak powinna
zaczyna� si� rzeka. Trudno odkry� co� wi�ksze-
go, i to na w�asn� r�k�. Emilka niezw�ocznie po-
dzi�kowa�a w duchu Panu Bogu za tak wspa-
nia�y urodzinowy podarunek, zw�aszcza �e ja-
ko� nic jej nie sz�o w ten dzie� urodzin. Potem
zanurzy�a ca�� d�ugo�� ramienia w k�pie pa-
proci i rze�uchy, badaj�c palcami uj�cie �r�de�
z wapiennej ska�ki.
Wtem us�ysza�a za sob� plusk i obejrza�a si�.
Kilkoro obcych Murzyni�tek przysz�o po wod�
i na jej widok stan�o wytrzeszczaj�c oczy ze
zdumienia. Emilka odpowiedzia�a im nie mniej
zdumionym spojrzeniem. Wtedy, ogarni�te na-
g�� panik�, dzieci porzuci�y swoje naczynia i po--
p�dzi�y przez polank� jak zaj�ce. Nie zwleka
j�c, � ale i nie trac�c godno�ci � Emilka
ruszy�a za nimi. Polanka przesz�a w w�sk�
�cie�k�, a �cie�ka zawiod�a j� po chwili do
wioski.
By�a to jaka� wioszczyna, n�dzna, zaniedbana
i pe�na zgie�ku. Ma�e, niskie lepianki ledwie by-
�o wida� pod zwis�ymi konarami najwi�kszych
chyba na �wiecie drzew; pobudowane by�y bez-
�adnie, byle gdzie, bez p�ot�w i jakiego� po-
mieszczenia dla kilku sztuk n�dznego, potwor-
nie zag�odzonego byd�a. W �rodku tego wszyst-
kiego by�o wielkie bagno czy te� mulisty staw
o rozmytych brzegach, w kt�rym k�pa�o si�
kilku p�nagich Murzyn�w i zupe�nie nagie Mu
24
rzyni�tka, a tak�e kilkoro kreolskich dzieci po-
spo�u z g�mi i kaczkami.
Emilka przygl�da�a im si� chwil�, a oni jej
si� przygl�dali. Zrobi�a krok w ich stron� �
natychmiast pierzchn�li do chat, lecz nie spu-
szczali jej z oczu. Ruszy�a przed siebie przy-
jemnie o�mielona faktem, �e osoba jej budzi
strach, i wreszcie natkn�a si� na jakiego� star-
ca, kt�ry okaza� si� sk�onny do rozmowy: jest
to Wzg�rze Wolno�ci, m�wi�, miasto Czarnych
Ludzi, starych Murzyn�w z dawnych czas�w...
Uciekli od bia�ych ludzi zza morza, �eby tu za-
mieszka�. Te male�stwa nigdy nie zna�y bia-
�ych... i tak dalej, i tak dalej. A zatem by�o to
schronienie zbieg�ych niegdy� niewolnik�w, na-
dal zamieszka�e.
I w�wczas -� jakby dla dope�nienia czary
szcz�cia � wype�z�o z ukrycia kilkoro �miel-
szych dzieci, ,by wr�czy� jej kwiaty w ho�-
dzie � a tak naprawd�, to �eby lepiej si� przyj-
rze� jej bia�ej twarzy. Serce w niej wezbra�o
rado�ci�, rozpar�a j� duma.
Po�egna�a dzieci (protekcjonalnie, lecz z wiel-
k� �askawo�ci�, a potem d�ug� drog� do domu
przeby�a jak na skrzyd�ach: wraca�a do swojej
ukochanej rodziny, do urodzinowego tortu,
ozdobionego ga��zkami owienia i dziesi�cioma
p�on�cymi �wieczkami, do tortu z ukryt� sze-
�ciopensow� monet�, kt�ra dziwnym zbiegiem
okoliczno�ci zawsze trafia�a na talerz soleni-
zanta.
25
Tak mniej wi�cej wygl�da�o �ycie typowej
rodziny angielskiej na Jamajce. Wi�kszo�� tych
rodzin przyje�d�a�a tam tylko na par� lat. Ro-
dziny kreolskie �y�y w Indiach Zachodnich ju�
od kilku pokole�, nabieraj�c cech specyficz-
nych. Tradycyjna mentalno�� europejska zani-
ka�a w nich, na jej miejsce zjawia�y si� zarysy
nowej.
Bas-Thorntonowie znali jedn� tak� rodzin�,
kt�ra mia�a we wschodniej cz�ci wyspy posia-
d�o�� w do�� op�akanym stanie. Ludzie ci za-
prosili Johna i Emilk� do siebie na kilka dni,
lecz pani Thornton by�a w rozterce, czy zgodzi�
si� na t� wizyt� w obawie, �e dzieci nabior�
z�ych manier. Dzieci Fernandez�w by�y band�
dzikus�w i � przynajmniej rano � biega�y bo-
so, a nie jest to b�aha sprawa na Jamajce, gdzie
biali musz� dba� o zachowanie swego presti�u.
Dzieci te mia�y guwernantk�, kt�rej krew, jak
si� zdaje, nie by�a wolna od przymieszki i kt�ra
z ca�ym okrucie�stwem bi�a dzieci szczotk� do
w�os�w. Ale klimat w tamtej okolicy by� zdro-
wy, poza tym pani Thornton uwa�a�a, �e dzie-
ciom dobrze zrobi towarzystwo r�wie�nik�w,
cho�by nawet niezbyt po��dane, wi�c ostatecz-
nie zgodzi�a si� na wyjazd.
By�o popo�udnie nast�pnego dnia po urodzi-
nach. Ma�ym powozikiem jecha�o si� d�ugo.
Grubas John i chuda Emilka miny mieli uro-
czyste i z wra�enia zamilkli. Udawali si� na sw�
26
pierwsz� w �yciu wizyt�. Mija�y godziny, po-
wozik wl�k� si� po wyboistej drodze. Wreszcie
wjechano w alej� wiod�c� do siedziby Fernan-
dez�w.
By� ju� wiecz�r, zbli�a� si� zach�d s�o�ca, pod
zwrotnikiem zawsze kr�tki, nag�y. S�o�ce �
wielkie i czerwone � zdawa�o si� nie�� ze sob�
jak�� groz�. Aleja, czy te� podjazd, naprawd�
by�a wspania�a. Najpierw jecha�o si� wzd�u� �y-
wop�otu z winnej latoro�li, obwieszonego gro-
nem owoc�w, wi�kszych od agrestu, a mniej-
szych od jab�ek; gdzieniegdzie przebija�y szkar-
�atne owoce krzew�w posadzonych niedawno na
wypalonej polance, lecz ju� zaniedbanych. Po-
tem by�a brama z masywnych kamieni w stylu
kolonialno-gotyckim. Od lat nikt sobie nie zada�
trudu, aby otworzy� jej ci�kie wrota, a �e p�o-
tu nie by�o � nigdy go w og�le nie postawio-
no � wi�c bram� po prostu obje�d�a�o si� bo-
kiem.
Za wrotami zaczyna�a si� aleja wspania�ych
sabalowych palm. �adne drzewo, nawet naj-
starszy buk czy kasztan, nie potrafi nada� alei
tak imponuj�cego wygl�du: ros�y te palmy co
najmniej ponad sto st�p w g�r�, strzeliste pnie
bez skazy zwie�czone pi�ropuszem li�ci, palma
za palm� niby boskie dwa szeregi kolumn ci�-
gn�ce si� w niesko�czono�� i tak ogromne, �e
nawet wielki dom, kt�ry zamyka� perspektyw�
daleko w g��bi alei, wydawa� si� malutki jak
zastawiona pu�apka na myszy.
Gdy tak jechali po�r�d palm, s�o�ce schowa�o
27
si�; zala�a ich ciemno�� ca�kiem nagle, jakby
wsta�a spod ziemi; niemal natychmiast jej po-
ch�d zatrzyma� ksi�yc swoim blaskiem. Potem
jak duch zjawi� si� przed nimi bia�y osio�, stary
i �lepy. Zast�pi� im drog� i nie pomog�y �adne
przekle�stwa, wo�nica musia� zle�� z koz�a i si-
�� zepchn�� go na bok. Powietrze by�o pe�ne
zwyk�ych o tej porze odg�os�w: brz�cza�y mos-
kity, �piewa�y cykady, rechot olbrzymich �ab
przypomina� gitary. Pod zwrotnikiem ten szum
i wrzawa trwaj� ca�� noc i prawie ca�y dzie�:
dotkliwsze to jest od upa�u, od uk�ucia owad�w
Na dnie doliny zbudzi�y si� robaczki �wi�toja�-
skie; jakby na sygna� podawany coraz dalej za-
pala�y swoje �wiate�ka i rusza�y z miejsca ca�y-
mi falami zalewaj�c w�w�z. Gdzie� blisko domu
oswojona papuga kakadu rozpocz�a serenad�:
s�ycha� w niej by�o pijany, rozbestwiony
�miech, brz�k �elaznych pr�t�w, zgrzyt zardze-
wia�ej pi�y � odra�aj�ce d�wi�ki, kt�re dzie-
ciom wyda�y si� zabawne, cho� raczej niecie-
kawe. Poprzez papuzi� serenad� dobieg� ich
ludzki g�os. To modli� si� jaki� Murzyn, kt�rego
niebawem zobaczyli z bliska. Siedzia� pod drze-
wem pomara�czy, obwieszonym owocami, kt�-
re migota�y w �wietle ksi�yca jak kule, to
czarne, to z�ote; siedzia� w ob�oku jarz�cych si�
�wietlik�w, stary, czarny �wi�ty i zupe�nie pi-
jany, g�o�no, poufale rozmawia� z Bogiem.
Ca�kiem niespodziewanie znale�li si� ju�
przed domem i natychmiast po�o�ono ich do
��ek. Emilka � wobec takiego po�piechu �
28
zaniecha�a dok�adnego mycia, ale nadrobi�a to
po�wi�caj�c wi�cej czasu na modlitw�. Nabo�-
nie pocisn�a ga�ki oczu a� do pojawienia si�
iskierek nad powiekami, cho� zawsze od tego
dostawa�a lekkich md�o�ci, po czym, ju� prawie
�pi�c, wczo�ga�a si� ,� przypuszczam � po
omacku do ��ka.
Nast�pnego dnia s�o�ce wsta�o tak, jak zasz�o:
wielkie, okr�g�e i czerwone. Pra�y�o o�lepiaj�-
co, z�owieszczo. Emilka zbudzi�a si� wcze�nie �
po nocy sp�dzonej przecie� w obcym ��ku �
i stoj�c przy oknie przygl�da�a si�, jak Murzyni
wypuszczali z kurnika senne jeszcze kury, za-
mykane w obawie przed s�pami. Murzyn maca�
ka�d� kur� po kolei, by zobaczy�, czy tam kt�ra
nie zamierza znie�� jajka, tak� bowiem nale�a�o
zamkn�� z powrotem, �eby si� nie nios�a gdzie�
w krzakach. Inny zn�w, rycz�c jak op�tany,
szarpa� krow� za ogon i smaga� postronkiem,
by wepchn�� j� pod co� w rodzaju pr�gierza,
gdzie nie mog�a usi��� w czasie dojenia. Biedne
zwierz� kopyta mia�o obola�e od upa�u, w roz-
palonych wymionach be�kota�a mizerna odro-
bina mleka, Emilka nawet przy zaciemnionym
oknie oblewa�a si� potem jak po d�ugim biegu.
Ziemia p�ka�a od suszy.
Ma�gorzata Fernandez, kt�ra dzieli�a z Emil-
k� pok�j, bezg�o�nie wy�lizn�a si� z ��ka i sta-
n�a obok niej marszcz�c sw�j kr�tki nosek.
� Dzie� dobry - powiedzia�a uprzejmie
Emilka
29
.
� Pachnie trz�sieniem ziemi � orzek�a Ma�-
gorzatka i ubra�a si�.
Emilka przypomnia�a sobie skandaliczn� hi-
stori� o guwernantce i szczotce. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e Ma�gorzatka, chocia� ma d�ugie
w�osy, nie u�ywa do nich szczotki, wi�c historia
musi by� prawdziwa.
Ma�gorzatka ubra�a si� o wiele pr�dzej i wy-
bieg�a z pokoju trzaskaj�c drzwiami. Emilka,
starannie umyta, wysz�a p�niej i zaniepokoi�a
si�. W domu nie by�o nikogo. Wreszcie wypa-
trzy�a pod drzewem swego brata, kt�ry rozma-
wia� z jakim� czarnym ch�opcem. Z jego posta-
wy i gest�w domy�li�a si�, �e John opowiada
o wy�szo�ci Ferndale nad Exeter lekko przesa-
dzaj�c (to nie to samo co k�amstwo!). Nie chcia-
�a wo�a� g�o�no, bo w domu panowa�a cisza,
a b�d�c go�ciem nie mog�a si� tu przecie� rz�-
dzi� jak u siebie. Wi�c podesz�a do Johna i obo-
je udali si� na zwiedzanie najbli�szej okolicy.
Znale�li stajni� i Murzyn�w siod�aj�cych kucy-
ki, i dzieci Fernandez�w; chodzi�y one istotnie,
jak wie�� nios�a, ca�kiem boso. Emilk� bardzo
zgorszy� ten widok. Jednocze�nie kurcz� drep-
c�c po podw�rku nadepn�o na skorpiona
i, jak trafione, pad�o trupem na miejscu. Lecz
Emilka poruszona by�a nie tyle groz� takiej
�mierci, ile panuj�c� tu nieprzystojno�ci� oby-
czaj�w.
� Chod� � powiedzia�a Ma�gorzatka � tu
jest tak gor�co, �e nie mo�na wytrzyma�. Poje-
dziemy nad morze, do ska� Exeter_
Ruszyli kawalkad�, Emilka niezwykle du-
mna, �e ma d�ugie zapinane buciki, zakrywaj�-
ce nog� jak przystoi do po�owy �ydki. Zabrano
�ywno�� i tykwy z wod�. Wida� by�o, �e kucyki
dobrze zna�y drog�. S�o�ce wci�� by�o czerwone
i wielkie, niebo nad nimi bez chmur i podobne
do dobrze wypalonej niebieskiej glazury na gli-
nianej wazie. Lecz tu� nad ziemi� wisia�a brud-
na, szara mg�a. Na �cie�ce prowadz�cej do mo-
rza znale�li �lad �r�de�ka: wczoraj do�� �wawo
tryska�a tutaj woda, dzi� by�o sucho. Zanim ru-
szyli dalej, �r�d�o wydoby�o z siebie kilka kro-
pel i zn�w umilk�o, tylko pod ziemi� woda za-
bulgota�a jak w gardle. Wszystkim by�o gor�-
co, o wiele za gor�co na jakiekolwiek rozmowy.
Mo�na by�o tylko bezw�adnie ko�ysa� si� na ku-
cyku i marzy� o morzu.
Powoli zbli�a�o si� po�udnie. Rozgrzane po-
wietrze bez przeszk�d stawa�o si� coraz gor�t-
sze, jakby czerpa�o �ar z jakich� zupe�nie nie-
przebranych rezerw. 'Zwierz�ta suwa�y obola-
�e nogi po ziemi, odrywaj�c je tylko w�wczas,
gdy ju� zupe�nie nie mog�y znie�� dotkni�cia
rozpalonego gruntu. Nawet rozleniwionym
owadom nie chcia�o si� brz�cze�, a jaszczurki,
kt�re tak lubi� wygrzewa� si� w s�o�cu, uciek�y
do cienia dysz�c ci�ko. Cisza by�a taka, �e
brz�czenie muchy s�ysza�o si� o mil�. Z w�as-
nej, nie przymuszonej woli nawet najmniejsza
rybka nie rusza�a ogonem. Kucyki sz�y naprz�d,
bo musia�y. Dzieci poniecha�y nawet marze�.
Nagle podskoczy�y i omal nie pospada�y z sio-
31
de�: gdzie� bardzo blisko �uraw zatr�bi� z roz-
pacz�. Ale rozdarta gwa�townie cisza zwar�a sie
na powr�t nie zdradzaj�c �adnego p�kni�cia.!
Dzieci, niespodziewanie Wytr�cone z r�wnowa-
gi, obla�y si� jeszcze g�stszym potem. Posuwa�y
si� w stron� morza zupe�nie w �limaczym tem-
pie.
Ska�y Exeter to miejsce bardzo znane. Wy-:
brze�e wygina si� tutaj niemal idealnym p�ko-
lem w zatok�, os�oni�t� od strony morza grze-
bieniem skalnych raf. Pomi�dzy wod� i nad-
brze�n� zieleni� ci�gnie si� pas bia�ych pias-
k�w, z kt�rego wyrasta grzebie� ska� i biegnie
daleko w morze, g��bokie tu na setki st�p.
W ten skalny bastion wdar�o si� morze przez
w�sk� szczelin� i utworzy�o niewielk� lagun�.
W�a�nie tutaj, gdzie trudno si� utopi� lub spot-
ka� rekina, dzieci Fernandez�w zamierza�y p�a-
wi� si� przez ca�y dzie�, niczym ��wie. Woda
zatoki by�a g�adka, nieruchoma i przezroczysta
jak d�in najlepszej marki, chocia� o mil� dalej
przyb�j z szumem bi� o rafy. Na lagunie by�o
jeszcze ciszej. Najmniejszy podmuch nie zapo-
wiada� przyj�cia bryzy. �aden ptak nie gwa�ci�
bezruchu powietrza.
Niezdolne wej�� do wody, dzieci le�a�y przez
chwil� na brzuchach wpatruj�c si� w g��bin�;
daleko, daleko na dnie wida� by�o morskie po-
lipy o kszta�cie wachlarzy, purpurowych pi�ro-
puszy, wida� by�o krzewy korali, czarne i ��te
ryby, ryby t�cze � dno tropikalnego morza
przypomina�o las z�o�ony z cudownie przybra-
32
nych drzewek Bo�ego Narodzenia. Wsta�y wre-
szcie, zamroczone i s�aniaj�ce si� na nogach,
i w mgnieniu oka znalaz�y si� w wodzie. Roz-
ci�gni�te na wznak w cieniu ska� unosi�y si�
nieruchomo, jak cia�a topielc�w, wystawiaj�c
tylko nosy na powierzchni�.
Ju� dobrze min�o po�udnie, 'gdy oci�a�e od
ciep�ej k�pieli zebra�y si� pod sk�p� paproci�
na brzegu; z przywiezionych wiktua��w zjad�y
tyle, ile chcia�y, wypi�y za to ca�y zapas wody
' jeszcze im by�o ma�o. A potem zdarzy�a si�
bardzo dziwna rzecz: jeszcze gdy siedzia�y na
ziemi, us�ysza�y nagle w g�rze niezwyk�y szum,
szum przedziwny, jak od nag�ego wiatru �
a przecie� powietrze nie drgn�o nawet naj-
l�ejszym powiewem i w�a�nie to by�o takie dzi-
wne. Po tym szumie rozleg� si� ostry �wist
i trzask, jaki wydaj� p�kaj�ce race albo p�dz�-
ce gdzie� olbrzymie �ab�dzie, gdzie� daleko i bo-
kiem. Spojrza�y w g�r�, lecz w g�rze nie do-
strzeg�y niczego. Niebo by�o jasne i puste. Za-
nim powr�ci�y do wody, wszystko si� uspokoi�o.
Tyle tylko, �e w chwil� p�niej John us�ysza�
co� w rodzaju stukania � by�o to tak, jakby
kto� delikatnie puka� w �cian� wanny, w kt�-
rej si� k�piesz. Lecz je�li morze by�o dla nich
wann�, to zamiast �ciany mia�o ziemi�, prawda?
Zabawne.
O zachodzie s�o�ca dzieci by�y tak os�abione
wod�, �e ledwie mog�y usta� na nogach, a cia�a
nasi�k�y im sol� jak bekon. Lecz zanim znik�o
s�o�ce, zlaz�y ze ska� i gnane jakim� wsp�lnym
33
odruchem zebra�y si� pod k�p� palm, gdzie
obok sp�tanych kucyk�w le�a�y ich ubrania.
S�o�ce, tocz�c si� w d�, stawa�o si� coraz wi�-
ksze i by�o ju� nie czerwone, lecz nasi�k�e pur-
pur�. Zapad�o w morze na zachodnim cyplu za-
toki, kt�ry ciemnia� i wrasta� w ciemniej�ce
lustro wody, a� wreszcie ska�a i jej odbicie
stopi�y si� w jeden symetrycznie postrz�piony
kszta�t.
I nagle odbicia te pop�ka�y, cho� najl�ejszy
nawet podmuch wiatru nie zmarszczy� powie-
rzchni wody. To morze samo w sobie zadr�a�o;
po chwili zn�w by�o g�adkie jak szk�o. Dzieci
wstrzymuj�c oddech czeka�y, co b�dzie dalej.
Z wody wyjrza�y pyski ryb przera�onych ja-
kim� wydarzeniem w g��binach i ca�a ich �awi-
ca unios�a si� w powietrze pruj�c powierzchni�
zatoki, ci�gn�c za sob� p�etwami po�yskliwy
�lad niby sznur zmarszczek. Lecz po ka�dym
zm�ceniu woda nabiera�a z powrotem wygl�du
najtwardszego, ciemnego, grubego szk�a.
I jeszcze raz wszystko drgn�o, jak nieraz
drgnie krzes�o na sali w czasie koncertu; po-
wt�rzy� si� r�wnie� ten dziwny szum, cho� nie
wida� by�o niczego w blasku nabrzmia�ych, ja-
rz�cych si� gwiazd.
Wtedy sta�o si�. Jak w odetkanej nagle wan-
nie woda w zatoce sp�yn�a obna�aj�c na chwil�
fragment piask�w i koralowej rafy; potem mo-
rze tysi�cem drobnych fal powr�ci�o na brzeg
i rozbi�o si� u st�p palm. Wyrwa�o z brzegu gar-
�cie murawy, a w drugim ko�cu zatoki zwali�o
do wody od�am ska�y. Piasek i ga��zie ocieka�y
wod�, z drzew lecia�y krople rosy jak brylanty,
ptaki i zwierz�ta, odzyskawszy g�os, uderzy�y
na alarm. Kucyki nie zdradzaj�c niepokoju pod-
nios�y �by i zar�a�y.
I to wszystko. Trwa�o tylko chwil�. Po tej
chwili cisza szybkim natarciem odzyska�a swe
zbuntowane kr�lestwo. Cisza i spok�j powr�-
ci�y wsz�dzie. Drzewa tkwi�y w miejscu nieru-
chomo jak kolumny w�r�d ruin, nie drgn�� na
nich ani jeden g�adki li��. Wzburzona piana
opad�a i niby zza chmur wyjrza�y na powie-
rzchni� wody odbicia gwiazd. Milcz�ce, ciche,
ciemne, pe�ne spokoju, jak gdyby najmniejsze
zamieszanie w og�le nigdy nie by�o mo�liwe.
Dzieci, zupe�nie go�e, te� znieruchomia�y przy
boku kucyk�w. Krople wody wisia�y na ich
w�osach i rz�sach, �wiat�o gra�o refleksem na
dzieci�cych, wypuk�ych brzuszkach.
Lecz dla Emilki trz�sienie ziemi by�o zbyt
silnym prze�yciem. Uderzy�o jej do g�owy. Pu-
�ci�a si� w taniec, podskakuj�c to na jednej, to
na drugiej nodze. John zarazi� si� od niej. Wy-
wija� koz�y zataczaj�c wielki kr�g na piasku,
a� niespodziewanie znalaz� si� w wodzie, i to
tak oszo�omiony, �e nie orientowa� si�, gdzie ma
pi�ty, a gdzie g�ow�.
Widok ten u�wiadomi� Emilce, co w�a�ciwie
ma ochot� zrobi�. Skoczy�a na kucyka i pu�ci�a
si� galopem po pla�y, pr�buj�c szczeka� jak
pies. Dzieci Fernandez�w przygl�da�y si� temu
z powag� i nie bez uznania. John bior�c kurs
34
35
na Kub� p�yn�� tak, jakby rekiny obgryza�y mu
ju� paznokcie u n�g. Emilka wjecha�a do wody
na kucyku i biciem zmusi�a go do p�ywania.
Ca�kiem ochryp�a od krzyku, dop�dzi�a brata
przy rafie.
Musieli przep�yn�� bez ma�a �wier� mili, za-
nim podniecenie troch� w nich przygas�o. W�w-
czas zawr�cili do brzegu, John dysza� ci�ko
trzymaj�c Emilk� za nog�, zreszt� oboje czuli
zm�czenie po prze�ytych emocjach. W pewnej
chwili ch�opiec wykrztusi�:
� Nie powinna� siada� go�a na kuca Mo�esz
dosta� jakiego� liszaju.
� Wszystko mi jedno � odpar�a.
� Nie b�dzie ci wszystko jedno, jak dosta-
niesz.
� E tam, b�dzie mi wszystko jedno � za-
�piewa�a,
D�u�y� im si� ten powr�t na brzeg. Kiedy do-
p�yn�li, reszta dzieci, ju� ubrana, szykowa�a si�
do odjazdu. Wkr�tce ca�a gromadka by�a ju�
w drodze do domu. Po jakim� czasie w ci�
mno�ciach odezwa�a si� Ma�gorzatka:
� A wi�c jednak!
Nikt jej nie odpowiedzia�.
� Ledwo wsta�am, zaraz poczu�am, �e b�
dzie trz�sienie ziemi. Czy nie m�wi�am ci tego,
Emilko?
� Ech, ty z tym swoim nosem! � roze�mia�
si� Jimmie Fernandez. � Wszystko czujesz no-
sem.
� Kiedy Ma�gorzatka naprawd� ma nad
zwyczajny nos � powiedzia�1 de Jehna naj-
m�odszy z mehr Kairy. � Przed praniem! Potra-
fi pozna� po brudnej bieli�nie co jest czyje.
� Wcale nie potrafi � wtr�ci� Jimmie �
tylko tak udaje. Przecie� ludzie nie r�ni�; si�
zapachem.
� A w�a�nie, �e potrafi�!1
� W ka�dym razie psy potrafi� � odpar�
Joha.
Emilka milcza�a. Jasne, �e ka�dy cz�owiek ma
sw�j zapach, nie trzeba tego dowodzi�. Umia�a
zawsze odr�ni� po zapachu sw�j r�cznik od
r�cznika Johna; wiedzia�a nawet, kiedy by�
przez kogo� innego u�ywany. Lecz m�wi� o ta-
kich, sprawach, g�o�no, otwarcie mog� tylko
Kreole, Co za ludzie!
� Tak czy inaczej powiedzia�am dzi� rano,
�e b�dzie trz�sienie ziemi i by�o � powt�rzy�a
Ma�gorzatka.
Na to w�a�nie czeka�a Emilka. Wi�c to na
prawd� by�o trz�sienie ziemi! (Nie lubi�a zada-
wa� pyta�, �eby nie robi� z�ego wra�enia.) S�o-
wa Ma�gorzatki upewni�y j� ostatecznie, �e si�
nie pomyli�a.
Je�eli kiedykolwiek powr�ci do Anglii, b�dzie
mog�a m�wi�: �Widzia�am trz�sienie ziemi".
Pewno�� takiej perspektywy zacz�a j� moc-
no podnieca�. Jaka� to przygoda, z �aski Boga
czy ludzi, mog�a si� r�wna� z takim wydarze-
niem? Zwa�cie-, �e nawet gdyby si� nagle prze-
kona�a, �e potrafi lata� w powietrzu, nie uwa�a-
�aby tego za wi�kszy cud. Wyroki niebios wy-
v;
stawi�y j� na najstraszliwsz� pr�b� i prosz�!
Ma�a Emilka ocala�a tam, gdzie nawet doro�li
gin�li jak biblijny Kor�, Datan i Abiron.
�ycie wyda�o jej si� nagle troch� puste; prze-
cie� ju� nigdy wi�cej nie dozna czego� tak gro�-
nego, wznios�ego i wspania�ego.
Tymczasem Ma�gorzatka i Jimmie rozprawia-
li w dalszym ci�gu. � No, jedno jest pewne, �e
b�dzie bardzo du�o jajek � m�wi� Jimmie. �
Trz�sienie ziemi �wietnie robi kurom.
Jak �mieszni s� ci Kreole! Nie pojmuj�' zu-
pe�nie, �e gdy raz si� prze�yje trz�sienie ziemi,
to potem �ycie wygl�da ju� zupe�nie inaczej.
Gdy dzieci wr�ci�y do domu, Marta, czarna
pokoj�wka, z gorycz� wyrazi�a si� o epokowym
dla Emilki wydarzeniu. Ledwie wczoraj odku-
rzy�a porcelan� w salonie i znowu wsz�dzie pe�-
no kurzu.
Nast�pnego dnia, w niedziel�, rodze�stwo po-
wr�ci�o do domu. Emilka, przej�ta trz�sieniem
ziemi, by�a bardzo milcz�ca. Prze�ywa�a trz�-
sienie ziemi, �ni�a trz�sienie ziemi, czu�a je
w r�kach i nogach. Tak jak John � swoje ku-
cyki. Dla niego trz�sienie ziemi by�o g�up-
stwem, wa�ne by�y kucyki. Na razie Emilka
znosi�a ze spokojem swoje osamotnienie, swoj�
odmienno�� w ocenie zdarze�. By�a zbyt zaab-
sorbowana, by dostrzega� otoczenie, by zrozu-
38
mie�, �e inni te� maj� prawo �y� w�asn�, cho�by
nawet u�udn�, fikcj�.
Matka powita�a dzieci w drzwiach zasypuj�c
je pytaniami. John papla� o kucykach. Emilka
wci�� mia�a usta zasznurowane. Stan jej umy-
s�u przypomina� sytuacj� dziecka, kt�re tak si�
najad�o, �e nawet nie mog�o wymiotowa�.
Pani Thornton niepokoi�a si� czasem o ni�.
�ycie w Ferndale by�o bardzo monotonne, do-
bre dla dzieci nerwowych jak John. Ale dziecko
takie, jak Emilka, my�la�a sobie pani Thornton,
zupe�nie pozbawione nerw�w, naprawd� po-
trzebuje silniejszych bod�c�w i podniet, bo
w przeciwnym razie umys� jej nigdy mo�e si�
nie rozbudzi�. Zbyt ro�linny tutaj tryb �ycia.
Dlatego te� pani Thornton odzywa�a si� do
dziewczynki tonem sztucznie podnieconym, jak
gdyby w ka�dym wypadku chodzi�o o rzecz sza-
lenie interesuj�c�. Mia�a te� nadziej�, �e wizyta
w Exeter o�ywi j� troch�. Lecz Emilka wr�ci�a
milcz�ca i apatyczna, jak "zwykle. Widocznie
nie zazna�a �adnych wra�e�.
John musztrowa� m�odsze rodze�stwo w piw-
nicy; maszerowali wszyscy w k�ko z szabelka-
mi przy boku i �piewali hymn: Naprz�d, ryce-
rze Chrystusa. Emilki z nimi nie by�o. Jej daw-
ny �al, �e jest dziewczyn� i nigdy nie zostanie
prawdziwym �o�nierzem z prawdziw� szabl�,
straci� swoje znaczenie. Wszak widzia�a trz�-
sienie ziemi!
Zreszt� zabawa nie trwa�a d�ugo (czasem
dzieci potrafi�y maszerowa� w piwnicy po trzy
39
i �cztery godziny). Trz�sienie ziemi wywo�a�o
wprawdzie ca�y przewr�t w duszy dziewczynki,
lecz zupe�nie nie wp�yn�o na temperatur� po-
wietrza. Na 'dworze by�o gor�co jak przedtem.
Tylko w�r�d zwierz�t, ptak�w i gad�w wida�
by�o jakie� dziwne poruszenie, jak gdyby ca�y
ten �wiat co� przeczuwa�; poznika�y gdzie� ja-
szczurki i moskity, natomiast na �wiat�o dzien-
ne wype�z�y obrzydliwe stworzenia, okryte za-
zwyczaj mrokiem nocy. W��czy�y si� bez celu
l�dowe kraby, potrz�saj�c gniewnie szczypca-
mi, ziemia zaroi�a si� stadami czerwonych mr�-
wek i karaluch�w. Na dach zlecia�y si� go��bie
niespokojnie gruchaj�ce.
Murowana piwnica (lub raczej parter), gdzie
bawi�y si� dzieci, nie mia�a po��czenia z drew-
nian� nadbud�wk�; by�o do niej osobne wej�cie
pod schodami, prowadz�cymi na pi�tro. W cie-
niu tych schod�w dzieci zebra�y si� po zabawie.
Przed nimi na podw�rzu le�a�a jedna z najlep-
szych chusteczek pana Thorntona. Musia� j�
zgubi� tego ranka. Lecz nikt nie czu� si� na si-
�ach, by wyj�� z cienia i podnie�� chusteczk�.
Wtem dzieci zobaczy�y, �e przez podw�rze idzie
kulawy Sam i "widz�c chusteczk� schyla si�, by
j� zabra�. Musia� jednak przypomnie� sobie, �e
to niedziela, bo rzuci� j� nagle jak kawa�ek roz-
palonego �elaza i pr�bowa� zasypa� piaskiem
dok�adnie w tym miejscu, gdzie przedtem le-
�a�a.
� Jak B�g da, to ukradn� ci� jutro � po-
38
wiedzia� z. g��bok� wiar�. � Jak B�g da to
b�dziesz tu jeszcze, prawda?-
G�uchy �oskot grzmotu wyda� mu si� znakiem
niech�tnego surowego przyzwolenia.
� Dzi�ki ci, Bo�e � rzek� Sam zgi�ty w po-
k�oni� przed wisz�c� nisko chmur�.
Kulej�c ruszy� przez podw�rze, lecz nagle
zmieni� postanowien