9417

Szczegóły
Tytuł 9417
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9417 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9417 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9417 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Richard Hughes Orkan na Jamajce T�umaczy�a ARIADNA DEMKOWSKA-BOHDZIEWICZ Wst�pem opatrzy� W�ADYS�AW KOPALINSKI Ksi��ka i Wiedza � 1979 Tytu� orygina�u A HIGH WIND IN JAMAICA Copyright � By chard Hughes 199 Wst�p do pierwszego wydania Richard Arthur Warren Hughes jest postaci� do�� szczeg�ln�, i to nie tylko dlatego, �e napi- sa� pierwsze na �wiecie s�uchowisko radiowe. Pochodzenia walijskiego, urodzony w 1900 r. w hrabstwie Kent, otrzyma� staranne wy- kszta�cenie. Jeszcze jako student w Oksfordzie og�osi� sztuk� teatraln� w jednym akcie The Sisters' Tragedy (Tragedia si�str). Na deski sce- niczne wprowadzi� j� w Londynie sam John Masefield, a George Bernard Shaw nazwa� j� ni mniej, ni wi�cej tylko �najlepsz� jednoak- t�wk�, jak� kiedykolwiek napisano". Dalsza je- go tw�rczo�� dramatyczna nie przynosi�a ju� tak entuzjastycznych ocen; powa�ne natomiast by�y jego zas�ugi dla Narodowego Teatru Wa- lijskiego, kt�rego wiceprzewodnicz�cym by�. w ostatnich latach przed drug� wojn� �wiatow� R�wnie� w okresie studi�w, w 1922 r., ukaza� si� jego pierwszy tomik poezji � Gipsy Night (Noc cyga�ska). Nast�pny, Confessio Juvenis (Zwierzenia m�odzie�ca), wydano w cztery lata p�niej. Na tym urywa si� w�tek poetycki. Pro- sto z prog�w uczelni Hughes rusza na w�dr�w- k� po �wiecie: awanturnicze przygody na Ba� kanach, w��cz�ga po Stanach Zjednoczonych, Antylach, obozowanie z Indianami w pu- szczach Kanady, z koczownikami arabskimi w Maroku; p�ywa� tak�e po morzach i oceanach, s�u��c na statku rejsowym jako prosty majtek. W roku 1929 � pierwsza powie��, ta w�a�nie, kt�r� czytelnik ma w r�ku. W dziewi�� lat po- tem druga � Huragan (In Hazard), kt�r� po- r�wnywano z Tajfunem Conrada. Niekt�rzy krytycy stawiali pod pewnymi wzgl�dami Hu- ragan wy�ej od Tajfunu; inni twierdz�, �e �w obraz statku targanego rozszala�ym �ywio�em jest w gruncie rzeczy ponur� alegori� Impe- rium Brytyjskiego w tarapatach. Obie powie�ci przynios�y autorowi trwa�y sukces i s�aw�. Hughes og�asza czasami opowiadania w ma- gazynach ameryka�skich, a w 1961 r. opubliko- wa� powie�� The Fox in the Attic (Lis na stry- chu), pierwsz� cz�� d�u�szego dzie�a historycz- nego obejmuj�cego okres 1923�1939, pod og�lnym tytu�em The Human Predicament. O�eni� si� w roku 1932. Drug� wojn� �wiato- ,w� przes�u�y� w Admiralicji, za co otrzyma� OBE (Order Imperium Brytyjskiego). Mieszka wraz z rodzin� na zachodnim wybrze�u Walii nad zatok� Cardigan, w miejscu od strony l�du niemal niedost�pnym. Nawet w p�niejszych latach sprawia� wra�enie cz�owieka m�odego mimo wczesnej �ysiny i rudej, spiczastej br�dki. W�t�a budowa i �agodno�� usposobienia (�Shel- leyowska niewinno�� my�li b��dz�cej w sferach eterycznych" � wed�ug charakterystyki Rebe- ki West) nie mog�y jednak ukry� spojrzenia jasnych, przenikliwych oczu. Rebeka West lu- bi�a tak�e opowiada� anegdot� o s�u��cej, kt�ra ba�a si� zaanonsowa� swojej pani jego przyj- �cie, poniewa� �by� tak bardzo podobny do Pana Jezusa!" Hughes, podobnie jak Lewis Carroll, przepa- da za towarzystwem dzieci (z pe�n� wzajemno- �ci�) i nie daje si� d�ugo prosi� o opowiedzenie bajki czy fantastycznej historii. Wyda� nawet dwa zbiory opowiada� dla dzieci. The Spider's Pa�ace (Pa�ac paj�ka, 1931) i Don't Blame Me! (Nie wi� mnie!, 1940), dziwaczno-�mieszne po- wiastki w tradycyjnie angielskiej poetyce non- sensu. Napisa� te� jedn� bajk� dla doros�ych � i tyl- ko dla doros�ych � pi�rem maczanym w tym�e zimno-jadowitym �r�dle, z kt�rego pochodz� najokrutniejsze ba�nie braci Grimm i Anderse- na, ba�nie, gdzie trup �ciele si� g�sto, niewinni cierpi� i gin�, a ma�y s�uchacz powinien si� ra- do�nie u�miecha�. Tutaj jednak nie potworne czarownice i sadystyczne wr�ki m�ci� b�d� sen malc�w, ale na odwr�t � to obraz dzieci�- cych igraszek zam�ci spok�j doros�ych. Pomimo �e akcja rozgrywa si� w samym sercu epoki wiktoria�skiej, w roku 1860, dzieci z tej bajki nie s�, zgodnie z wymaganiami epoki, zmniej- szon� replik� doros�ych (tyle �e anielsk�, bo woln� od skaz i grzech�w dojrza�o�ci), ale isto- tami, kt�rych tw�rcy nieobce jest dzie�o Freuda i skutki Wielkiej Wojny. Bajka ta � to w�a�nie A High Wind in Jamai- ca '� Orkan na Jamajce, ksi��ka uwa�ana po- wszechnie za jedno z dzie� klasycznych litera- tury angielskiej. S�usznie powiedzia� Burton Rascoe, �e �jest" to ksi��ka niepodobna do �ad- nej innej, ksi��ka, kt�ra si� nie zestarzeje". (Ten brak podobie�stwa dotyczy� mo�e oczy- wi�cie tylko dzie� napisanych przed ni�, bo na- �ladownictw by�o sporo, �e wymieni� cho�by W�adc� much Williama Goldinga, gdzie starsi nieco ch�opcy na bezludnej wyspie staj� si� pierwotnym plemieniem, ho�duj�cym obrz�dom i mordom rytualnym prymitywnej religii). Rebeka West nazwa�a Orkan na Jamajce �pa- rz�cym usta wywarem poezji i w�ciek�ej, pier- wotnej wyobra�ni". Niezwyk�a plastyczno�� szczeg�u czyni t� fantastyczn� (cho� opowie- dzian� z ca�ym spokojem i nie bez humoru) opo- wie�� a� nazbyt realn� i wiarogodn�. Druga ju� generacja otrzymuje po trzydziestu kilku latach kolejny przek�ad polski tego dzie�a; i ona b�- dzie nim zaszokowana mimo ogromu do�wiad- cze� tych lat. I dzi� czytelnik, zaniepokojony tym obrazem irracjonalnego, nieprzeniknionego i amoralnego �wiata dziecka, wykrzykn�� mo�e, �e s� to przecie� po prostu ma�e dzieci, znaj- duj�ce si� przez ca�y czas w�r�d ludzi, takich czy owakich, ale zawsze� doros�ych, opiekuj�- cych si� nimi gorzej czy lepiej, ale z dobr� wo- l�, lubi�cych je po swojemu! Autor odpowiada na to: �...a dzieci s� ju� lud�- mi (je�li s�owu �ludzki� nada� tuy szersze zna- czenie)... Umys� ich nie jest g�upszy i bardziej niedo��ny od naszego, na pewno: dzieci r�ni� si� sposobem my�lenia (my�l� jak szale�cy)". Emilka nie wie, gdzie znajduje si� Jamajka, na kt�rej mieszka�a z rodzicami, ani gdzie An- glia, do kt�rej j� z niewiadomego powodu wy- sy�aj�. Ka�dy z trzech statk�w, na kt�rym si� kolejno znajdowa�a, to �redniowieczny Narren- schiff w XIX-wiecznej odmianie, pe�en nieu- dolnych g�upc�w, a pobyt na szkunerze pirat�w i na parowcu trwa� tak d�ugo, �e pocz�tek i cel podr�y stawa�y si�- mitem nie wi���cym si� zupe�nie z rzeczywisto�ci�. By� to �wiat, w kt�- rym przyczyny zdarze� szczelnie przed dzie�mi ukryto. Dotycz�ce ich zamiary rodzic�w i in- nych doros�ych s� im tak dalece nie znane, �e dopiero u�ycie przez kapitana pirat�w niewia- rogodnego wyrazu �majtki" nasuwa dzieciom pierwsze podejrzenie, �e ich pobyt na szkuner- barku mo�e nie by� zgodny z u�o�onym przez rodzic�w planem. Mo�na twierdzi� z pewno�ci� niemal, i� dzieci wiedzia�y, �e znajduj� si� w�r�d pirat�w. C� jednak z tego? Przecie� pod koniec ksi��ki okazuje si�, �e londy�ski praw- nik-wyjadacz tak�e dobrze nie wie, co to takie- go piraci i na czym polega przest�pczo�� ich procederu. Hughes pisze: �...lecz zmiany w swoim �yciu prawie nie zauwa�y�y. Prawd� jest, �e trzeba mie� ju� pewne do�wiadczenie, aby zdawa� so- bie spraw�, co jest katastrof�, a co nie jest". To przeciwstawienie niewinno�ci do�wiadczeniu przypomina, �e powie�� t� wydano w Ameryce pod tytu�em Niewinna podr�. Ten zmieniony przez autora tytu� posiada, jak mo�na s�dzi�, sens symboliczny i wskazuje na zwi�zek z poj�- ciami Niewinno�ci i Do�wiadczenia u Williama Blake'a, u kt�rego reprezentuj� one dwa prze- ciwstawne sobie stany duszy ludzkiej, wyra- �aj�ce sprzeczno�� mi�dzy wolno�ci� i autory- tetem. Trafnie zauwa�y� kto�, �e Orkan na Jamajce to Alicja w Krainie Czar�w, jak� mog�oby stworzy� bezlitosne pi�ro Jonatana Swifta. Ze- stawienie niszczycielskiej niewinno�ci dzieci z owym Cyrkiem Dojrza�ych i kieruj�cych si� Do�wiadczeniem, z dobroduszno�ci� anachro- nicznych rozb�jnik�w i zbrodniczym okrucie�- stwem machiny s�dowej, zdaje si� dowodzi�, �e jest to nie tylko opowie�� o dzieciach pozbawio- nych skrzyde�ek wrodzonego anielstwa, ale te� satyra na warto�ci i porz�dki �wiata doros�ych, za kt�re wszyscy musimy ponosi� odpowiedzial- no��. W�adys�aw Kopali�ski Rozdzia� pierwszy Jednym z owoc�w zniesienia niewolnictwa na Antylach s� liczne ruiny towarzysz�ce ocala- �ym budynkom albo odleg�e od nich o rzut ka- mieniem ruiny murzy�skich chat, ruiny m�y- n�w i rafinerii, cz�sto te� ruiny rezydencji, kt�- rych koszt utrzymania okaza� si� zbyt wielki. Trz�sienie ziemi, ogie�, deszcz i � najbardziej ze wszystkiego mordercza � tropikalna ro�lin- no�� dokona�y swego dzie�a szybko. Jeden obraz � z Jamajki � �ywo mam w pa- mi�ci. Sta� na tej wyspie wielki murowany dom, zwany Derby Hill (tam, gdzie mieszkali Parkerowie). By� on niegdy� o�rodkiem �wiet- nie prosperuj�cej plantacji, lecz po zniesieniu niewolnictwa ca�y interes, jak wiele mu po- dobnych, wzi�� w �eb. Mury cukrowni zapad�y si�. Upraw� trzciny i prosa gwinejskiego zadu- si� busz. Robotnicy rolni gremialnie opu�cili swoje chaty i uciekli tam, gdzie najmniej im zagra�a�a perspektywa jakiejkolwiek pracy. Gdy potem spali�y si� pomieszczenia dla mu- rzy�skiej s�u�by, trzej ostatni wierni s�u��cy zaj�li dw�r. Obydwie dziedziczki, panny Par- ker, by�y ju� stare i wskutek wychowania, kt�- re otrzyma�y, niezdolne do niczego. I oto obra- zek: przybywam do Derby Hill w jakiej� tam sprawie i brn�c po pas w chaszczach przedzie- 11 ram si� do drzwi frontowych, na zawsze wysa dzonych z zawias�w przez wybuja�e zielsko. Miejsce dawno wyrwanych �aluzji w oknach wype�ni�y g�sto rozkrzewione p�dy dzikiego wina i poprzez t� zielon� zas�on� zerka ku mnie z mrocznego wn�trza stara Murzynka otulona przybrudzonym brokatem. Murzyni zabrali pannom Parker ca�e ubranie i obydwie starusz- ki p�dzi�y �ycie w ��ku. By�y morzone g�odem. Przynoszono im wod� do picia w dw�ch wy- szczerbionych fili�ankach ze starej porcelany i trzy kokosowe orzechy na srebrnej tacy. Po jakim� czasie jedna z dziedziczek uprosi�a swych tyran�w, aby jej po�yczyli star� perka- low� sukni�, wsta�a i bez wi�kszego przekona- nia zacz�a si� krz�ta�, by zrobi� co� z tym ba- �aganem: pr�bowa�a ze z�oce� marmurowego stolika zetrze� krew, w kt�rej zakrzep�o pie- rze pomordowanych kurcz�t; pr�bowa�a co� po- wiedzie� do sensu, pr�bowa�a nakr�ci� ozdobny zegar z br�zu, wreszcie da�a za wygran� i do- bita bezczynno�ci� wr�ci�a do ��ka. Przypu- szczam, �e w nied�ugim czasie obydwie panny Parker zosta�y zamorzone g�odem, co wydaje si� wr�cz nieprawdopodobne w kraju tak uro- dzajnym, albo nakarmione t�uczonym szk�em, r�nie tam ludzie gadali. W ka�dym razie oby- dwie zmar�y. Sceny tego rodzaju wywieraj� na cz�owieku g��bokie wra�enie, o wiele g��bsze ni� codzien- ne, pospolite zdarzenia, kt�re obrazuj� prawdzi- wy stan rzeczy. => w sensie statystycznym. 12 Oczywi�cie nawet w owej przej�ciowej epoce dramaty tego rodzaju" nale�a�y do rzadko�ci. Bardziej typow�, prawdziwsz� by�a, na przy- k�ad, sytuacja w Ferndale, plantacji oddalonej od Derby Hill o pi�tna�cie mil. W Ferndale pozosta� tylko domek nadzorcy. Wielki Dom zapad� si� i uleg� kompletnej za- g�adzie. Domek sk�ada� si� z murowanego par- teru, oddanego kozom i dzieciarni, oraz drew- nianego pi�terka, stanowi�cego cz�� mieszkal- n�; wchodzi�o si� tam po drewnianych schodach umieszczonych na zewn�trznej �cianie. W cza- sie ka�dego trz�sienia ziemi g�rna cz�� domu zsuwa�a si� lekko na bok, ale przy pomocy du- �ego dr�ga mo�na by�o przesun�� j� z powro- tem na miejsce. Dach by� kryty gontem; po d�ugim okresie suszy przecieka� jak sito i pier- wszych kilka dni ka�dej pory deszczowej sp�- dzano zazwyczaj na nie Ko�cz�cym si� przesu- waniu ��ek i innych mebli z k�ta w k�t, by unikn�� wody� kt�ra ciek�a przez sufit stru- mieniami, p�ki gonty dachu zn�w dostatecznie nie nap�cznia�y. W czasie, kt�ry mam na my�li, mieszka�a-tam rodzina Bas-Thornton�w: nie byli to tubylcy, Kreole, lecz angielska rodzina, kt�ra przyby�a tu z Anglii. Pan Bas-Thornton posiada� jakie� przedsi�biorstwo w St. Ann� i je�dzi� tam co dzie� na mule. Mia� tak d�ugie nogi, �e na swo- im kar�owatym wierzchowcu wygl�da� napraw- d� do�� zabawnie. A poniewa� z natury by� uparty i sk�onny do z�o�ci nie mniej od mu�a, 13 gdy si� k��cili ze sob�, przedstawiali zaiste nie byle jaki widok. W pobli�u domu znajdowa�y si� ruiny m�yna i rafinerii � te dwa budynki nigdy nie stoj� obok siebie, m�yn musi by� wy�ej, poniewa� jego ko�o, nap�dzane wod�, porusza ogromne, pionowe walce. Z walc�w tych �cieka w�skim, klinowatym korytem sok trzciny cukrowej pro- sto do rafinerii, gdzie czeka Murzyn, by doda� niewielk� ilo�� wody wapiennej i miote�k� z tra- wy miesza� ciecz zamieniaj�c� si� w granulki. Nast�pnie wszystko to warzy si� w wielkich miedzianych kot�ach na piecach, opalanych chrustem i wyt�oczon� trzcin�. Przy kot�ach stoi kilku Murzyn�w i miedzianymi czerpakami o d�ugich trzonkach zgarnia pian� z wrz�cej cieczy; gromadka ich czarnych przyjaci� siedzi ko�em w k��bach gor�cej pary chrupi�c cukier albo �uj�c trzcin�. To, co zosta�o zgarni�te z kot��w, powoli cieknie po pod�odze i przypra- wione spor� ilo�ci� �mieci � insekt�w, nawet szczur�w i b�ota z murzy�skich st�p � sp�ywa do zbiornika, gdzie poddane destylacji zamienia si� w rum. Tak przynajmniej wyrabiano rum niegdy�. Nie wiem nic o metodach nowoczesnych � je- �li w og�le istniej� � poniewa� po roku 1860 nie odwiedza�em ju� Jamajki, a to ju� spory kawa� czasu. W Ferndale na d�ugo przed t� dat� wszystko , by�o w ruinie: wielkie miedziane kot�y le�a�y do g�ry dnem, trzy ogromne walce wala�y si� 14 we m�ynie rozmontowane. Usta� dop�yw wody, gdy� potok beztrosko zmieni� bieg i na dnie wysch�ej fosy dzieci Bas-Thornton�w �azi�y na czworakach w�r�d zesch�ych li�ci i resztek m�y�skiego ko�a. Pewnego dnia znalaz�y tam legowisko dzi- kich kot�w. Matki nie by�o, a male�kie koci�ta Emilka wzi�a do fartuszka, �eby zanie�� do domu, lecz tak okropnie j� pogryz�y i podrapa- �y, �e gdyby nie zraniona duma, to naprawd� bardzo by si� cieszy�a, �e wszystkie uciek�y. Z wyj�tkiem jednego. Ten jedynak, Tom, wy- r�s� na doros�ego kota, cho� nigdy w gruncie rzeczy nie da� si� prawdziwie oswoi�. Dochowa� si� p�niej ze star�, oswojon� kotk�, Kitty Cranbrook, licznego potomstwa. Z tej progeni- tury pozosta� w domu tylko jeden kot, Tabby, kt�ry zdoby� pewnego rodzaju s�aw�. (Bo Tom po jakim� czasie powr�ci� do d�ungli na za- wsze). Tabby by� wiernym kotem i �wietnym p�ywakiem; p�ywa� dla przyjemno�ci, towarzy- sz�c dzieciom w k�pieli; zgarnia� pod siebie wo- d� �apami jakby wios�uj�c i ogromnie podnie- cony, raz po raz wydawa� g�o�ny okrzyk. Wda- wa� si� r�wnie� w �miertelne zapasy z w�ami: przyczajony na ga��zi potrafi� czatowa� na grzechotnika albo czarnego w�a jak na mysz, potem rzuca� si� w d� i walczy� na �mier� i �y- cie. Pewnego dnia zosta� uk�szony i wszystkie dzieci gorzko zap�aka�y oczekuj�c wstrz�saj�- cego widoku jego agonii, lecz kot po prostu od- dali� si� i znikn�� w buszu, gdzie prawdopodob- 15 nie zjad� co�, poniewa� wr�ci� po kilku dniach z tryumfaln� min�, got�w od nowa po�era� w�- �e jakby nigdy nic. W pokoju rudego Johna roi�o si� od szczur�w, na kt�re John zastawia� pu�apk�; z�apane szczu- ry wypuszcza� przekazuj�c porachunki Tab- by'emu. Pewnego razu zniecierpliwiony kot po- rwa� szczura wraz z pu�apk� i polecia� w ciemn� noc stukaj�c stalowymi drutami po kamieniach i krzesz�c z nich gar�cie iskier. I zn�w wr�ci� po kilku dniach grzeczny, ulizany i bardzo za- dowolony, tyle �e John nigdy ju� nie zobaczy� swojej pu�apki. Inn� zn�w plag� by�y nietope- rze, nawiedzaj�ce pok�j Johna ca�ymi stadami. Pan Bas-Thornton po mistrzowsku w�ada� bi- czem i zabija� ka�dego nietoperza jednym ude- rzeniem w skrzyd�o. "Lecz przy tej okazji przeszywaj�cy �wist bicza i przenikliwy pisk dokuczliwych stworze� wype�nia� o p�nocy ciasny jak pude�ko pokoik wprost piekielnym zgie�kiem i ha�asem. Dla dzieci z Anglii by� tu raj, mniejsza o do- znania ich rodzic�w. W ojczy�nie dawno ju� nikt nie prowadzi� dzikiego trybu �ycia. Tutaj, na Jamajce, trzeba by�o albo wyprzedza� epok�, albo pozosta� troch� w tyle � jak kto woli to nazwa�. Na przyk�ad: nie przejmowa� si� r�- nic� pomi�dzy ch�opcami i dziewczynkami. D�u- gie w�osy przed�u�a�yby wieczorne iskanie g��w w niesko�czono��. Wobec tego Emilka i Rachela nosi�y w�osy obci�te kr�tko i wolno im by�o ro- bi� to samo co ch�opcom, to znaczy �- w�azi� na 16 drzewa, p�ywa�, zastawia� sid�a na zwierz�ta i ptaki. Mia�y nawet po dwie kieszenie w swych sukienkach. O�rodkiem ich �ycia by� staw, o wiele bar- dziej ni� dom. Ka�dego roku, gdy usta�y de- szcze, budowano na strumieniu tam� i w ten spos�b dzieciom na okres suszy pozostawa� ca�- kiem du�y staw do p�ywania. Otacza�y go kr�- giem drzewa; wielkie, skudlone bawe�nice o rozcapierzonych korzeniach, w�r�d kt�rych wyros�y krzewy kawowe; obok nich drzewa kampeszowe i wspania�e, czerwone i zielone pieprzowce. Staw pod nimi ton�� w cieniu. W�r�d ga��zi tych drzew Emilka i John zasta- wiali sid�a, a nauczy� ich tego kulawy Murzyn, Sam. �cina si� gi�tk� witk�, do jednego jej ko�- ca przywi�zuje sznurek, drugi koniec zaostrza si�, aby mo�na by�o wbi� na� owoc jako przy- n�t�. Nast�pnie ten zaostrzony czubek witki trzeba sp�aszczy� i wywierci� w nim dziurk�, i wystruga� do tej dziurki ma�y ko�eczek. Po- tem wi��e si� na sznurku p�tl�, napina ga��� jak �uk, przewleka sznurek przez dziurk� i lek- ko zatyka si� j� ko�kiem. Na zaostrzony koniec nasadza si� przyn�t� i ca�e to sid�o wiesza si� na drzewie. Ptak siada na ko�ku, aby dzioba� owoc, ko�ek wypada i p�tla zaciska si� doko�a n�g ofiary. W�wczas dzieci wyskakuj� z wody jak r�owe, z�o�liwe ma�pki i �entliczek-p�tli- czek" albo jakie� inne bzdurne wyliczenie decy- duje, czy ptakowi ukr�ci� �eb, czy te� pu�ci� go wolno. W ten spos�b rozkosz �ow�w przed�u�a 17 si� o dodatkowy moment podniecenia i napi�- cia � zar�wno dla dzieci, jak i dla ptaka. By�o rzecz� ca�kiem naturaln�, �e Emilka miewa�a r�ne wspania�e pomys�y, jak podnie�� poziom Murzyn�w. Przyj�li ju�, oczywi�cie chrzest, wi�c dla ich zdrowia moralnego trudno by�o zrobi� co� wi�cej; nie brakowa�o im r�w- nie� zupy ani ubrania, g��wnie trykot�w, nato- miast przygn�biaj�ca by�a ich ciemnota. Emil- ce � po wielu b�aganiach � pozwolono uczy� ma�ego Jima czytania, lecz nie bardzo jej si� to uda�o. Emilka pasjami lubi�a te� �apa� domowe ja- szczurki, i to tak zr�cznie, �e nie gubi�y przy tym ogonk�w, co zawsze je spotyka, gdy si� przestrasz�. Trzeba by�o niesko�czonej cierpli- wo�ci, by nie p�osz�c takiej jaszczurki z�apa� j� i nie uszkodzon� zamkn�� do pude�ka po za- pa�kach. �owienie jaszczurek zielonych by�o za- j�ciem r�wnie� bardzo delikatnym. Dziewczyn- ka potrafi�a siedzie� godzinami i jak Orfeusz gwizdem wabi� zwierz�tko. Gdy w ko�cu wyj- rza�o z kryj�wki, wydymaj�c r�owe gardzio�ko na znak niepokoju, Emilka bardzo ostro�nie chwyta�a je na lasso, zrobione ze �d�b�a trawy. Pok�j jej pe�en by� tych jaszczurek i r�nych ulubionych stworzonek, z kt�rych jedne �y�y, inne czasem ju� nie. Mia�a r�wnie� podleg�e so- bie duszki i wr�ki. Najwi�ksza za�y�o�� ��czy- �a j� z Bia�� Myszk� o Gi�tkim Ogonku, kt�ra zawsze gotowa by�a rozstrzygn�� ka�dy sp�r, a orzeczenie jej jak wyrocznia stanowi�o �elaz- 18 ne prawo, szczeg�lnie dla Racheli, Edwarda i Laury, tych najm�odszych (albo Male�stw, jak je nazywano w rodzinie). Emilce, kt�ra przeka- zywa�a dzieciom jej orzeczenia, Bia�a Myszka przyznawa�a, oczywi�cie, pewne przywileje, za� do Johna, starszego od Emilki, nie wtr�ca�a si� nigdy, wykazuj�c tym wiele rozs�dku. Myszka by�a wszechobecna: inne duszki i wr�ki, �ci�lej zlokalizowane, mieszka�y w ma�ej norce na pag�rku, strze�onym przez dwa aloesy. Najlepsz� zabaw� w k�pieli by�o p�ywanie na du�ym pniu o dw�ch uci�tych konarach. John siada� na pniu okrakiem, reszta, trzymaj�c si� rozwidlonych ko�c�w, pcha�a pie� po wodzie. Najm�odsze dzieci pluska�y si� naturalnie tyl- ko w p�ytkiej wodzie, lecz John i Emilka nawet nurkowali. To znaczy John skaka� do wody zu- pe�nie prawid�owo, g�ow� naprz�d. Emilka ska- ka�a na nogi, sztywno wyprostowana jak kij, ale za to rzuca�a si� do wody ze znacznie wy�- szych ga��zi ani�eli jej brat. Gdy sko�czy�a osiem lat, pani Thornton dosz�a do wniosku, �e dziewczynka jest zbyt du�a, by k�pa� si� nago. Lecz jedynym kostiumem k�pielowym, w jaki mo�na j� by�o ubra�, by�a stara kretonowa ko- szula nocna. Emilka skoczy�a w niej do wody jak zwykle: najpierw koszula wyd�a si� jak balon i przewr�ci�a skacz�c� dziewczynk� do g�ry nogami, a potem mokra tkanina okr�ci�a si� doko�a jej szyi i ramion i dziewczynka o ma- �y w�os nie uton�a. Wobec tego przyzwoito�� zawieszono na ko�ku. Nie warto uton�� w imi� przyzwoito�ci � tak by si� przynajmniej zda- wa�o na pierwszy rzut oka. Lecz pewnego dnia jaki� Murzyn rzeczywi- �cie uton�� w stawie. Nakrad� owoc�w mango, objad� si� nimi i czuj�c si� winnym pomy�la�, �e r�wnie dobrze mo�e och�odzi�'si� zakazan� k�piel� w stawie, a potem jedn� kar� okupi dwa przest�pstwa. Nie umia� p�ywa� i by�o z nim tylko dziecko (Ma�y Jim). Zimna woda i prze�adowany �o��dek spowodowa�y apoplek- sj�. Jim szturcha� go przez chwil� patykiem, po czym uciek� przera�ony. Nale�a�o jednak spra- w� zbada� dok�adnie dla stwierdzenia, czy Mu- rzyn zmar� na apopleksj�, czy po prostu utopi� si�. Doktor, przesiedziawszy w Ferndale ca�y ty- dzie�, orzek�, �e �mier� nast�pi�a wskutek uto- ni�cia i �e poza tym topielec, napchany by� zie- lonymi owocami mango po dziurki od nosa. By- �a z tego wszystkiego jedna wielka korzy��: �a- den Murzyn nie o�mieli� si� ju� k�pa� w stawie ze strachu, �e go z�apie duppy, czyli duch zmar- �ego. Je�eli jaki� czarny zbli�y� si� do stawu w czasie k�pieli, John z Emilk� udawali, �e duppy chwyta ich za pi�ty. Zdj�ty przera�e- niem Murzyn zmyka� natychmiast. Z wszyst kich mieszka�c�w Ferndale tylko jednemu zda- rzy�o si� raz zobaczy� duppy, ale to zupe�nie wystarczy. I mowy nie ma o pomy�ce, takie duppy �atwo odr�ni� od ka�dego �ywego cz�o- wieka, poniewa� ma g�ow� przekr�con� do ty�u 20 i sp�tany jest �a�cuchem. Nie nale�y te� nigdy zwraca� si� do tego ducha po imieniu, bo staje si� jeszcze pot�niejszy. Biedny Murzyn zapo- mnia� o tym i na widok topielca zawo�a�: dup- py! Nabawi� si� straszliwego reumatyzmu i okula�. Mn�stwo historii opowiada� ten kulawy Sam. Ca�ymi dniami przesiadywa� na kamiennym ta- rasie, na kt�rym suszono pieprz, i spomi�dzy palc�w n�g wyd�ubywa� larwy tropikalnych pche�. Dzieciom wyda�o si� to z pocz�tku odra- �aj�ce, lecz Sam robi� wra�enie cz�owieka zu- pe�nie zadowolonego. A kiedy pch�y dobra�y si� r�wnie� do dzieci i z�o�y�y im pod sk�r� kupki jajeczek, okaza�o si�, �e to wcale nie jest takie obrzydliwe. John drapi�c sw�dz�ce miejsca do- znawa� nawet przyjemnego dreszczu. Murzyn Sam opowiada� o przygodach Anansi: o Anansi i tygrysie, o tym, jak Anansi wychowywa�a dzieci krokodyla i tak dalej, i tak dalej. Mia� te� zawsze w pogotowiu pewien wierszyk, kt�- ry robi� na dzieciach du�e wra�enie: Sam kuternoga to jest dzielny ch�op! Zata�czy jak Hiszpan, Zata�czy jak Szkot. Czarnego walczyka ta�cuje do rana, A� mu na pi�cie zrobi�a si� rana! Kulawy Sam by� bardzo towarzyski. Mo�e w�a�nie st�d wzi�o si� jego kalectwo? Podobno mia� mn�stwo dzieci. 21 Potok zasilaj�cy staw bieg� dnem w�wozu w�r�d g�szczu krzew�w, kt�rych widok n�ci� do dalszych bada�. Dzieci jednak�e dziwnie rzadko zapuszcza�y si� dalej. Przede wszyst- kim � nadzieja z�apania raka kaza�a im od- wraca� po drodze ka�dy kamie�; je�li nic z tego nie wysz�o, John wraca� do domu po wiatr�wk�, do kt�rej �y�k� nalewa� wody, by strzela� w skrzyd�a kolibrom; stanowi�y cel zbyt deli- katny dla ci�szego naboju. By�o bowiem tu� za stawem drzewo czerwonego uroczynu � g�- ra wspania�ego kwiecia zupe�nie bez li�ci � prawie ca�e zakryte jak chmur� stadem unosz�- cych si� w powietrzu kolibr�w o barwach tak �ywych, �e blak�y przy nich wszystkie kwiaty. Pisarze cz�sto gubi� si� w opisach, usi�uj�c przedstawi�, jakim to wspania�ym i pe�nym blasku klejnotem jest koliber: to si� nigdy nie uda. Koliber buduje swoje gniazdo z we�nianego puchu na czubkach ga��zek, gdzie nie dosi�gn� go w�e. Siedzi na jajkach z takim po�wi�ce- niem, �e nie drgnie nawet w�wczas, gdy go do- tkniesz d�oni�. Dzieci jednak nigdy tego nie ro- bi�y � ptak wydawa� im si� tak strasznie deli- katny. Potrafi�y za to wbi� w niego oczy, wstrzymuj�c oddech patrze� i patrze� i � za- wsze ust�powa�y, pokonane wzrokiem ptaka. Niebia�ska wspania�o�� tego drzewa zatrzy- mywa�a dzieci niby jaki� rodzaj bariery; bardzo rzadko sz�y dalej. Zdarzy�o si� to raz; pewnego dnia, o ile si� nie myl�, gdy Emilka by�a w wy- j�tkowo z�ym humorze. By�y to jej urodziny, ko�czy�a dziesi�� lat. Dzieci strwoni�y ca�y poranek marudz�c nad stawem, w jego szklistym cieniu. Wreszcie John wylaz� z wody, usiad� na brzegu i ca�kiem nagi zabra� si� do wyplatania side� z trzciny. Male�- stwa ze �miechem tarza�y si� na mieli�nie. Emilka dla och�ody tkwi�a w wodzie zanurzona po brod�, a setki drobnych, natr�tnych rybek �askota�o pyszczkami jej cia�o, jakby okrywaj�c je cal po calu mn�stwem przelotnych poca�un- k�w. Emilka od pewnego czasu nie znosi�a dotyka-! nia � a ju� to, co robi�y rybki, by�o wr�cz obrzydliwe. Gdy nie mog�a d�u�ej tego �cier- pie�, wylaz�a z wody i ubra�a si�. Rachela i Lau- ra by�y za ma�e na d�ugi spacer; czu�a za�, �e ostatni� rzecz�, na jak� mog�aby mie� ochot�, by�o towarzystwo kt�rego� z ch�opc�w, prze- mkn�a si� wi�c cichutko za plecami Johna, po- sy�aj�c mu � nie wiadomo dlaczego � z�owro- gie spojrzenie, i po chwili znikn�a w�r�d krze- w�w. Posuwa�a si� do�� �wawo w g�r� potoku przez mniej wi�cej trzy mile, nie zwracaj�c na nic uwagi. Nigdy jeszcze nie zaw�drowa�a tak daleko. Nagle wzrok jej przyci�gn�a polanka opadaj�ca ku wodzie � i oto okaza�o si�, �e w�a�nie tu jest �r�d�o rzeki. Oczarowana 22 23 wstrzyma�a oddech: zimna, czysta woda tryska � �a z bulgotem spod k�py bambus�w z trzech oddzielnych �r�de�, dok�adnie tak, jak powinna zaczyna� si� rzeka. Trudno odkry� co� wi�ksze- go, i to na w�asn� r�k�. Emilka niezw�ocznie po- dzi�kowa�a w duchu Panu Bogu za tak wspa- nia�y urodzinowy podarunek, zw�aszcza �e ja- ko� nic jej nie sz�o w ten dzie� urodzin. Potem zanurzy�a ca�� d�ugo�� ramienia w k�pie pa- proci i rze�uchy, badaj�c palcami uj�cie �r�de� z wapiennej ska�ki. Wtem us�ysza�a za sob� plusk i obejrza�a si�. Kilkoro obcych Murzyni�tek przysz�o po wod� i na jej widok stan�o wytrzeszczaj�c oczy ze zdumienia. Emilka odpowiedzia�a im nie mniej zdumionym spojrzeniem. Wtedy, ogarni�te na- g�� panik�, dzieci porzuci�y swoje naczynia i po-- p�dzi�y przez polank� jak zaj�ce. Nie zwleka j�c, � ale i nie trac�c godno�ci � Emilka ruszy�a za nimi. Polanka przesz�a w w�sk� �cie�k�, a �cie�ka zawiod�a j� po chwili do wioski. By�a to jaka� wioszczyna, n�dzna, zaniedbana i pe�na zgie�ku. Ma�e, niskie lepianki ledwie by- �o wida� pod zwis�ymi konarami najwi�kszych chyba na �wiecie drzew; pobudowane by�y bez- �adnie, byle gdzie, bez p�ot�w i jakiego� po- mieszczenia dla kilku sztuk n�dznego, potwor- nie zag�odzonego byd�a. W �rodku tego wszyst- kiego by�o wielkie bagno czy te� mulisty staw o rozmytych brzegach, w kt�rym k�pa�o si� kilku p�nagich Murzyn�w i zupe�nie nagie Mu 24 rzyni�tka, a tak�e kilkoro kreolskich dzieci po- spo�u z g�mi i kaczkami. Emilka przygl�da�a im si� chwil�, a oni jej si� przygl�dali. Zrobi�a krok w ich stron� � natychmiast pierzchn�li do chat, lecz nie spu- szczali jej z oczu. Ruszy�a przed siebie przy- jemnie o�mielona faktem, �e osoba jej budzi strach, i wreszcie natkn�a si� na jakiego� star- ca, kt�ry okaza� si� sk�onny do rozmowy: jest to Wzg�rze Wolno�ci, m�wi�, miasto Czarnych Ludzi, starych Murzyn�w z dawnych czas�w... Uciekli od bia�ych ludzi zza morza, �eby tu za- mieszka�. Te male�stwa nigdy nie zna�y bia- �ych... i tak dalej, i tak dalej. A zatem by�o to schronienie zbieg�ych niegdy� niewolnik�w, na- dal zamieszka�e. I w�wczas -� jakby dla dope�nienia czary szcz�cia � wype�z�o z ukrycia kilkoro �miel- szych dzieci, ,by wr�czy� jej kwiaty w ho�- dzie � a tak naprawd�, to �eby lepiej si� przyj- rze� jej bia�ej twarzy. Serce w niej wezbra�o rado�ci�, rozpar�a j� duma. Po�egna�a dzieci (protekcjonalnie, lecz z wiel- k� �askawo�ci�, a potem d�ug� drog� do domu przeby�a jak na skrzyd�ach: wraca�a do swojej ukochanej rodziny, do urodzinowego tortu, ozdobionego ga��zkami owienia i dziesi�cioma p�on�cymi �wieczkami, do tortu z ukryt� sze- �ciopensow� monet�, kt�ra dziwnym zbiegiem okoliczno�ci zawsze trafia�a na talerz soleni- zanta. 25 Tak mniej wi�cej wygl�da�o �ycie typowej rodziny angielskiej na Jamajce. Wi�kszo�� tych rodzin przyje�d�a�a tam tylko na par� lat. Ro- dziny kreolskie �y�y w Indiach Zachodnich ju� od kilku pokole�, nabieraj�c cech specyficz- nych. Tradycyjna mentalno�� europejska zani- ka�a w nich, na jej miejsce zjawia�y si� zarysy nowej. Bas-Thorntonowie znali jedn� tak� rodzin�, kt�ra mia�a we wschodniej cz�ci wyspy posia- d�o�� w do�� op�akanym stanie. Ludzie ci za- prosili Johna i Emilk� do siebie na kilka dni, lecz pani Thornton by�a w rozterce, czy zgodzi� si� na t� wizyt� w obawie, �e dzieci nabior� z�ych manier. Dzieci Fernandez�w by�y band� dzikus�w i � przynajmniej rano � biega�y bo- so, a nie jest to b�aha sprawa na Jamajce, gdzie biali musz� dba� o zachowanie swego presti�u. Dzieci te mia�y guwernantk�, kt�rej krew, jak si� zdaje, nie by�a wolna od przymieszki i kt�ra z ca�ym okrucie�stwem bi�a dzieci szczotk� do w�os�w. Ale klimat w tamtej okolicy by� zdro- wy, poza tym pani Thornton uwa�a�a, �e dzie- ciom dobrze zrobi towarzystwo r�wie�nik�w, cho�by nawet niezbyt po��dane, wi�c ostatecz- nie zgodzi�a si� na wyjazd. By�o popo�udnie nast�pnego dnia po urodzi- nach. Ma�ym powozikiem jecha�o si� d�ugo. Grubas John i chuda Emilka miny mieli uro- czyste i z wra�enia zamilkli. Udawali si� na sw� 26 pierwsz� w �yciu wizyt�. Mija�y godziny, po- wozik wl�k� si� po wyboistej drodze. Wreszcie wjechano w alej� wiod�c� do siedziby Fernan- dez�w. By� ju� wiecz�r, zbli�a� si� zach�d s�o�ca, pod zwrotnikiem zawsze kr�tki, nag�y. S�o�ce � wielkie i czerwone � zdawa�o si� nie�� ze sob� jak�� groz�. Aleja, czy te� podjazd, naprawd� by�a wspania�a. Najpierw jecha�o si� wzd�u� �y- wop�otu z winnej latoro�li, obwieszonego gro- nem owoc�w, wi�kszych od agrestu, a mniej- szych od jab�ek; gdzieniegdzie przebija�y szkar- �atne owoce krzew�w posadzonych niedawno na wypalonej polance, lecz ju� zaniedbanych. Po- tem by�a brama z masywnych kamieni w stylu kolonialno-gotyckim. Od lat nikt sobie nie zada� trudu, aby otworzy� jej ci�kie wrota, a �e p�o- tu nie by�o � nigdy go w og�le nie postawio- no � wi�c bram� po prostu obje�d�a�o si� bo- kiem. Za wrotami zaczyna�a si� aleja wspania�ych sabalowych palm. �adne drzewo, nawet naj- starszy buk czy kasztan, nie potrafi nada� alei tak imponuj�cego wygl�du: ros�y te palmy co najmniej ponad sto st�p w g�r�, strzeliste pnie bez skazy zwie�czone pi�ropuszem li�ci, palma za palm� niby boskie dwa szeregi kolumn ci�- gn�ce si� w niesko�czono�� i tak ogromne, �e nawet wielki dom, kt�ry zamyka� perspektyw� daleko w g��bi alei, wydawa� si� malutki jak zastawiona pu�apka na myszy. Gdy tak jechali po�r�d palm, s�o�ce schowa�o 27 si�; zala�a ich ciemno�� ca�kiem nagle, jakby wsta�a spod ziemi; niemal natychmiast jej po- ch�d zatrzyma� ksi�yc swoim blaskiem. Potem jak duch zjawi� si� przed nimi bia�y osio�, stary i �lepy. Zast�pi� im drog� i nie pomog�y �adne przekle�stwa, wo�nica musia� zle�� z koz�a i si- �� zepchn�� go na bok. Powietrze by�o pe�ne zwyk�ych o tej porze odg�os�w: brz�cza�y mos- kity, �piewa�y cykady, rechot olbrzymich �ab przypomina� gitary. Pod zwrotnikiem ten szum i wrzawa trwaj� ca�� noc i prawie ca�y dzie�: dotkliwsze to jest od upa�u, od uk�ucia owad�w Na dnie doliny zbudzi�y si� robaczki �wi�toja�- skie; jakby na sygna� podawany coraz dalej za- pala�y swoje �wiate�ka i rusza�y z miejsca ca�y- mi falami zalewaj�c w�w�z. Gdzie� blisko domu oswojona papuga kakadu rozpocz�a serenad�: s�ycha� w niej by�o pijany, rozbestwiony �miech, brz�k �elaznych pr�t�w, zgrzyt zardze- wia�ej pi�y � odra�aj�ce d�wi�ki, kt�re dzie- ciom wyda�y si� zabawne, cho� raczej niecie- kawe. Poprzez papuzi� serenad� dobieg� ich ludzki g�os. To modli� si� jaki� Murzyn, kt�rego niebawem zobaczyli z bliska. Siedzia� pod drze- wem pomara�czy, obwieszonym owocami, kt�- re migota�y w �wietle ksi�yca jak kule, to czarne, to z�ote; siedzia� w ob�oku jarz�cych si� �wietlik�w, stary, czarny �wi�ty i zupe�nie pi- jany, g�o�no, poufale rozmawia� z Bogiem. Ca�kiem niespodziewanie znale�li si� ju� przed domem i natychmiast po�o�ono ich do ��ek. Emilka � wobec takiego po�piechu � 28 zaniecha�a dok�adnego mycia, ale nadrobi�a to po�wi�caj�c wi�cej czasu na modlitw�. Nabo�- nie pocisn�a ga�ki oczu a� do pojawienia si� iskierek nad powiekami, cho� zawsze od tego dostawa�a lekkich md�o�ci, po czym, ju� prawie �pi�c, wczo�ga�a si� ,� przypuszczam � po omacku do ��ka. Nast�pnego dnia s�o�ce wsta�o tak, jak zasz�o: wielkie, okr�g�e i czerwone. Pra�y�o o�lepiaj�- co, z�owieszczo. Emilka zbudzi�a si� wcze�nie � po nocy sp�dzonej przecie� w obcym ��ku � i stoj�c przy oknie przygl�da�a si�, jak Murzyni wypuszczali z kurnika senne jeszcze kury, za- mykane w obawie przed s�pami. Murzyn maca� ka�d� kur� po kolei, by zobaczy�, czy tam kt�ra nie zamierza znie�� jajka, tak� bowiem nale�a�o zamkn�� z powrotem, �eby si� nie nios�a gdzie� w krzakach. Inny zn�w, rycz�c jak op�tany, szarpa� krow� za ogon i smaga� postronkiem, by wepchn�� j� pod co� w rodzaju pr�gierza, gdzie nie mog�a usi��� w czasie dojenia. Biedne zwierz� kopyta mia�o obola�e od upa�u, w roz- palonych wymionach be�kota�a mizerna odro- bina mleka, Emilka nawet przy zaciemnionym oknie oblewa�a si� potem jak po d�ugim biegu. Ziemia p�ka�a od suszy. Ma�gorzata Fernandez, kt�ra dzieli�a z Emil- k� pok�j, bezg�o�nie wy�lizn�a si� z ��ka i sta- n�a obok niej marszcz�c sw�j kr�tki nosek. � Dzie� dobry - powiedzia�a uprzejmie Emilka 29 . � Pachnie trz�sieniem ziemi � orzek�a Ma�- gorzatka i ubra�a si�. Emilka przypomnia�a sobie skandaliczn� hi- stori� o guwernantce i szczotce. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Ma�gorzatka, chocia� ma d�ugie w�osy, nie u�ywa do nich szczotki, wi�c historia musi by� prawdziwa. Ma�gorzatka ubra�a si� o wiele pr�dzej i wy- bieg�a z pokoju trzaskaj�c drzwiami. Emilka, starannie umyta, wysz�a p�niej i zaniepokoi�a si�. W domu nie by�o nikogo. Wreszcie wypa- trzy�a pod drzewem swego brata, kt�ry rozma- wia� z jakim� czarnym ch�opcem. Z jego posta- wy i gest�w domy�li�a si�, �e John opowiada o wy�szo�ci Ferndale nad Exeter lekko przesa- dzaj�c (to nie to samo co k�amstwo!). Nie chcia- �a wo�a� g�o�no, bo w domu panowa�a cisza, a b�d�c go�ciem nie mog�a si� tu przecie� rz�- dzi� jak u siebie. Wi�c podesz�a do Johna i obo- je udali si� na zwiedzanie najbli�szej okolicy. Znale�li stajni� i Murzyn�w siod�aj�cych kucy- ki, i dzieci Fernandez�w; chodzi�y one istotnie, jak wie�� nios�a, ca�kiem boso. Emilk� bardzo zgorszy� ten widok. Jednocze�nie kurcz� drep- c�c po podw�rku nadepn�o na skorpiona i, jak trafione, pad�o trupem na miejscu. Lecz Emilka poruszona by�a nie tyle groz� takiej �mierci, ile panuj�c� tu nieprzystojno�ci� oby- czaj�w. � Chod� � powiedzia�a Ma�gorzatka � tu jest tak gor�co, �e nie mo�na wytrzyma�. Poje- dziemy nad morze, do ska� Exeter_ Ruszyli kawalkad�, Emilka niezwykle du- mna, �e ma d�ugie zapinane buciki, zakrywaj�- ce nog� jak przystoi do po�owy �ydki. Zabrano �ywno�� i tykwy z wod�. Wida� by�o, �e kucyki dobrze zna�y drog�. S�o�ce wci�� by�o czerwone i wielkie, niebo nad nimi bez chmur i podobne do dobrze wypalonej niebieskiej glazury na gli- nianej wazie. Lecz tu� nad ziemi� wisia�a brud- na, szara mg�a. Na �cie�ce prowadz�cej do mo- rza znale�li �lad �r�de�ka: wczoraj do�� �wawo tryska�a tutaj woda, dzi� by�o sucho. Zanim ru- szyli dalej, �r�d�o wydoby�o z siebie kilka kro- pel i zn�w umilk�o, tylko pod ziemi� woda za- bulgota�a jak w gardle. Wszystkim by�o gor�- co, o wiele za gor�co na jakiekolwiek rozmowy. Mo�na by�o tylko bezw�adnie ko�ysa� si� na ku- cyku i marzy� o morzu. Powoli zbli�a�o si� po�udnie. Rozgrzane po- wietrze bez przeszk�d stawa�o si� coraz gor�t- sze, jakby czerpa�o �ar z jakich� zupe�nie nie- przebranych rezerw. 'Zwierz�ta suwa�y obola- �e nogi po ziemi, odrywaj�c je tylko w�wczas, gdy ju� zupe�nie nie mog�y znie�� dotkni�cia rozpalonego gruntu. Nawet rozleniwionym owadom nie chcia�o si� brz�cze�, a jaszczurki, kt�re tak lubi� wygrzewa� si� w s�o�cu, uciek�y do cienia dysz�c ci�ko. Cisza by�a taka, �e brz�czenie muchy s�ysza�o si� o mil�. Z w�as- nej, nie przymuszonej woli nawet najmniejsza rybka nie rusza�a ogonem. Kucyki sz�y naprz�d, bo musia�y. Dzieci poniecha�y nawet marze�. Nagle podskoczy�y i omal nie pospada�y z sio- 31 de�: gdzie� bardzo blisko �uraw zatr�bi� z roz- pacz�. Ale rozdarta gwa�townie cisza zwar�a sie na powr�t nie zdradzaj�c �adnego p�kni�cia.! Dzieci, niespodziewanie Wytr�cone z r�wnowa- gi, obla�y si� jeszcze g�stszym potem. Posuwa�y si� w stron� morza zupe�nie w �limaczym tem- pie. Ska�y Exeter to miejsce bardzo znane. Wy-: brze�e wygina si� tutaj niemal idealnym p�ko- lem w zatok�, os�oni�t� od strony morza grze- bieniem skalnych raf. Pomi�dzy wod� i nad- brze�n� zieleni� ci�gnie si� pas bia�ych pias- k�w, z kt�rego wyrasta grzebie� ska� i biegnie daleko w morze, g��bokie tu na setki st�p. W ten skalny bastion wdar�o si� morze przez w�sk� szczelin� i utworzy�o niewielk� lagun�. W�a�nie tutaj, gdzie trudno si� utopi� lub spot- ka� rekina, dzieci Fernandez�w zamierza�y p�a- wi� si� przez ca�y dzie�, niczym ��wie. Woda zatoki by�a g�adka, nieruchoma i przezroczysta jak d�in najlepszej marki, chocia� o mil� dalej przyb�j z szumem bi� o rafy. Na lagunie by�o jeszcze ciszej. Najmniejszy podmuch nie zapo- wiada� przyj�cia bryzy. �aden ptak nie gwa�ci� bezruchu powietrza. Niezdolne wej�� do wody, dzieci le�a�y przez chwil� na brzuchach wpatruj�c si� w g��bin�; daleko, daleko na dnie wida� by�o morskie po- lipy o kszta�cie wachlarzy, purpurowych pi�ro- puszy, wida� by�o krzewy korali, czarne i ��te ryby, ryby t�cze � dno tropikalnego morza przypomina�o las z�o�ony z cudownie przybra- 32 nych drzewek Bo�ego Narodzenia. Wsta�y wre- szcie, zamroczone i s�aniaj�ce si� na nogach, i w mgnieniu oka znalaz�y si� w wodzie. Roz- ci�gni�te na wznak w cieniu ska� unosi�y si� nieruchomo, jak cia�a topielc�w, wystawiaj�c tylko nosy na powierzchni�. Ju� dobrze min�o po�udnie, 'gdy oci�a�e od ciep�ej k�pieli zebra�y si� pod sk�p� paproci� na brzegu; z przywiezionych wiktua��w zjad�y tyle, ile chcia�y, wypi�y za to ca�y zapas wody ' jeszcze im by�o ma�o. A potem zdarzy�a si� bardzo dziwna rzecz: jeszcze gdy siedzia�y na ziemi, us�ysza�y nagle w g�rze niezwyk�y szum, szum przedziwny, jak od nag�ego wiatru � a przecie� powietrze nie drgn�o nawet naj- l�ejszym powiewem i w�a�nie to by�o takie dzi- wne. Po tym szumie rozleg� si� ostry �wist i trzask, jaki wydaj� p�kaj�ce race albo p�dz�- ce gdzie� olbrzymie �ab�dzie, gdzie� daleko i bo- kiem. Spojrza�y w g�r�, lecz w g�rze nie do- strzeg�y niczego. Niebo by�o jasne i puste. Za- nim powr�ci�y do wody, wszystko si� uspokoi�o. Tyle tylko, �e w chwil� p�niej John us�ysza� co� w rodzaju stukania � by�o to tak, jakby kto� delikatnie puka� w �cian� wanny, w kt�- rej si� k�piesz. Lecz je�li morze by�o dla nich wann�, to zamiast �ciany mia�o ziemi�, prawda? Zabawne. O zachodzie s�o�ca dzieci by�y tak os�abione wod�, �e ledwie mog�y usta� na nogach, a cia�a nasi�k�y im sol� jak bekon. Lecz zanim znik�o s�o�ce, zlaz�y ze ska� i gnane jakim� wsp�lnym 33 odruchem zebra�y si� pod k�p� palm, gdzie obok sp�tanych kucyk�w le�a�y ich ubrania. S�o�ce, tocz�c si� w d�, stawa�o si� coraz wi�- ksze i by�o ju� nie czerwone, lecz nasi�k�e pur- pur�. Zapad�o w morze na zachodnim cyplu za- toki, kt�ry ciemnia� i wrasta� w ciemniej�ce lustro wody, a� wreszcie ska�a i jej odbicie stopi�y si� w jeden symetrycznie postrz�piony kszta�t. I nagle odbicia te pop�ka�y, cho� najl�ejszy nawet podmuch wiatru nie zmarszczy� powie- rzchni wody. To morze samo w sobie zadr�a�o; po chwili zn�w by�o g�adkie jak szk�o. Dzieci wstrzymuj�c oddech czeka�y, co b�dzie dalej. Z wody wyjrza�y pyski ryb przera�onych ja- kim� wydarzeniem w g��binach i ca�a ich �awi- ca unios�a si� w powietrze pruj�c powierzchni� zatoki, ci�gn�c za sob� p�etwami po�yskliwy �lad niby sznur zmarszczek. Lecz po ka�dym zm�ceniu woda nabiera�a z powrotem wygl�du najtwardszego, ciemnego, grubego szk�a. I jeszcze raz wszystko drgn�o, jak nieraz drgnie krzes�o na sali w czasie koncertu; po- wt�rzy� si� r�wnie� ten dziwny szum, cho� nie wida� by�o niczego w blasku nabrzmia�ych, ja- rz�cych si� gwiazd. Wtedy sta�o si�. Jak w odetkanej nagle wan- nie woda w zatoce sp�yn�a obna�aj�c na chwil� fragment piask�w i koralowej rafy; potem mo- rze tysi�cem drobnych fal powr�ci�o na brzeg i rozbi�o si� u st�p palm. Wyrwa�o z brzegu gar- �cie murawy, a w drugim ko�cu zatoki zwali�o do wody od�am ska�y. Piasek i ga��zie ocieka�y wod�, z drzew lecia�y krople rosy jak brylanty, ptaki i zwierz�ta, odzyskawszy g�os, uderzy�y na alarm. Kucyki nie zdradzaj�c niepokoju pod- nios�y �by i zar�a�y. I to wszystko. Trwa�o tylko chwil�. Po tej chwili cisza szybkim natarciem odzyska�a swe zbuntowane kr�lestwo. Cisza i spok�j powr�- ci�y wsz�dzie. Drzewa tkwi�y w miejscu nieru- chomo jak kolumny w�r�d ruin, nie drgn�� na nich ani jeden g�adki li��. Wzburzona piana opad�a i niby zza chmur wyjrza�y na powie- rzchni� wody odbicia gwiazd. Milcz�ce, ciche, ciemne, pe�ne spokoju, jak gdyby najmniejsze zamieszanie w og�le nigdy nie by�o mo�liwe. Dzieci, zupe�nie go�e, te� znieruchomia�y przy boku kucyk�w. Krople wody wisia�y na ich w�osach i rz�sach, �wiat�o gra�o refleksem na dzieci�cych, wypuk�ych brzuszkach. Lecz dla Emilki trz�sienie ziemi by�o zbyt silnym prze�yciem. Uderzy�o jej do g�owy. Pu- �ci�a si� w taniec, podskakuj�c to na jednej, to na drugiej nodze. John zarazi� si� od niej. Wy- wija� koz�y zataczaj�c wielki kr�g na piasku, a� niespodziewanie znalaz� si� w wodzie, i to tak oszo�omiony, �e nie orientowa� si�, gdzie ma pi�ty, a gdzie g�ow�. Widok ten u�wiadomi� Emilce, co w�a�ciwie ma ochot� zrobi�. Skoczy�a na kucyka i pu�ci�a si� galopem po pla�y, pr�buj�c szczeka� jak pies. Dzieci Fernandez�w przygl�da�y si� temu z powag� i nie bez uznania. John bior�c kurs 34 35 na Kub� p�yn�� tak, jakby rekiny obgryza�y mu ju� paznokcie u n�g. Emilka wjecha�a do wody na kucyku i biciem zmusi�a go do p�ywania. Ca�kiem ochryp�a od krzyku, dop�dzi�a brata przy rafie. Musieli przep�yn�� bez ma�a �wier� mili, za- nim podniecenie troch� w nich przygas�o. W�w- czas zawr�cili do brzegu, John dysza� ci�ko trzymaj�c Emilk� za nog�, zreszt� oboje czuli zm�czenie po prze�ytych emocjach. W pewnej chwili ch�opiec wykrztusi�: � Nie powinna� siada� go�a na kuca Mo�esz dosta� jakiego� liszaju. � Wszystko mi jedno � odpar�a. � Nie b�dzie ci wszystko jedno, jak dosta- niesz. � E tam, b�dzie mi wszystko jedno � za- �piewa�a, D�u�y� im si� ten powr�t na brzeg. Kiedy do- p�yn�li, reszta dzieci, ju� ubrana, szykowa�a si� do odjazdu. Wkr�tce ca�a gromadka by�a ju� w drodze do domu. Po jakim� czasie w ci� mno�ciach odezwa�a si� Ma�gorzatka: � A wi�c jednak! Nikt jej nie odpowiedzia�. � Ledwo wsta�am, zaraz poczu�am, �e b� dzie trz�sienie ziemi. Czy nie m�wi�am ci tego, Emilko? � Ech, ty z tym swoim nosem! � roze�mia� si� Jimmie Fernandez. � Wszystko czujesz no- sem. � Kiedy Ma�gorzatka naprawd� ma nad zwyczajny nos � powiedzia�1 de Jehna naj- m�odszy z mehr Kairy. � Przed praniem! Potra- fi pozna� po brudnej bieli�nie co jest czyje. � Wcale nie potrafi � wtr�ci� Jimmie � tylko tak udaje. Przecie� ludzie nie r�ni�; si� zapachem. � A w�a�nie, �e potrafi�!1 � W ka�dym razie psy potrafi� � odpar� Joha. Emilka milcza�a. Jasne, �e ka�dy cz�owiek ma sw�j zapach, nie trzeba tego dowodzi�. Umia�a zawsze odr�ni� po zapachu sw�j r�cznik od r�cznika Johna; wiedzia�a nawet, kiedy by� przez kogo� innego u�ywany. Lecz m�wi� o ta- kich, sprawach, g�o�no, otwarcie mog� tylko Kreole, Co za ludzie! � Tak czy inaczej powiedzia�am dzi� rano, �e b�dzie trz�sienie ziemi i by�o � powt�rzy�a Ma�gorzatka. Na to w�a�nie czeka�a Emilka. Wi�c to na prawd� by�o trz�sienie ziemi! (Nie lubi�a zada- wa� pyta�, �eby nie robi� z�ego wra�enia.) S�o- wa Ma�gorzatki upewni�y j� ostatecznie, �e si� nie pomyli�a. Je�eli kiedykolwiek powr�ci do Anglii, b�dzie mog�a m�wi�: �Widzia�am trz�sienie ziemi". Pewno�� takiej perspektywy zacz�a j� moc- no podnieca�. Jaka� to przygoda, z �aski Boga czy ludzi, mog�a si� r�wna� z takim wydarze- niem? Zwa�cie-, �e nawet gdyby si� nagle prze- kona�a, �e potrafi lata� w powietrzu, nie uwa�a- �aby tego za wi�kszy cud. Wyroki niebios wy- v; stawi�y j� na najstraszliwsz� pr�b� i prosz�! Ma�a Emilka ocala�a tam, gdzie nawet doro�li gin�li jak biblijny Kor�, Datan i Abiron. �ycie wyda�o jej si� nagle troch� puste; prze- cie� ju� nigdy wi�cej nie dozna czego� tak gro�- nego, wznios�ego i wspania�ego. Tymczasem Ma�gorzatka i Jimmie rozprawia- li w dalszym ci�gu. � No, jedno jest pewne, �e b�dzie bardzo du�o jajek � m�wi� Jimmie. � Trz�sienie ziemi �wietnie robi kurom. Jak �mieszni s� ci Kreole! Nie pojmuj�' zu- pe�nie, �e gdy raz si� prze�yje trz�sienie ziemi, to potem �ycie wygl�da ju� zupe�nie inaczej. Gdy dzieci wr�ci�y do domu, Marta, czarna pokoj�wka, z gorycz� wyrazi�a si� o epokowym dla Emilki wydarzeniu. Ledwie wczoraj odku- rzy�a porcelan� w salonie i znowu wsz�dzie pe�- no kurzu. Nast�pnego dnia, w niedziel�, rodze�stwo po- wr�ci�o do domu. Emilka, przej�ta trz�sieniem ziemi, by�a bardzo milcz�ca. Prze�ywa�a trz�- sienie ziemi, �ni�a trz�sienie ziemi, czu�a je w r�kach i nogach. Tak jak John � swoje ku- cyki. Dla niego trz�sienie ziemi by�o g�up- stwem, wa�ne by�y kucyki. Na razie Emilka znosi�a ze spokojem swoje osamotnienie, swoj� odmienno�� w ocenie zdarze�. By�a zbyt zaab- sorbowana, by dostrzega� otoczenie, by zrozu- 38 mie�, �e inni te� maj� prawo �y� w�asn�, cho�by nawet u�udn�, fikcj�. Matka powita�a dzieci w drzwiach zasypuj�c je pytaniami. John papla� o kucykach. Emilka wci�� mia�a usta zasznurowane. Stan jej umy- s�u przypomina� sytuacj� dziecka, kt�re tak si� najad�o, �e nawet nie mog�o wymiotowa�. Pani Thornton niepokoi�a si� czasem o ni�. �ycie w Ferndale by�o bardzo monotonne, do- bre dla dzieci nerwowych jak John. Ale dziecko takie, jak Emilka, my�la�a sobie pani Thornton, zupe�nie pozbawione nerw�w, naprawd� po- trzebuje silniejszych bod�c�w i podniet, bo w przeciwnym razie umys� jej nigdy mo�e si� nie rozbudzi�. Zbyt ro�linny tutaj tryb �ycia. Dlatego te� pani Thornton odzywa�a si� do dziewczynki tonem sztucznie podnieconym, jak gdyby w ka�dym wypadku chodzi�o o rzecz sza- lenie interesuj�c�. Mia�a te� nadziej�, �e wizyta w Exeter o�ywi j� troch�. Lecz Emilka wr�ci�a milcz�ca i apatyczna, jak "zwykle. Widocznie nie zazna�a �adnych wra�e�. John musztrowa� m�odsze rodze�stwo w piw- nicy; maszerowali wszyscy w k�ko z szabelka- mi przy boku i �piewali hymn: Naprz�d, ryce- rze Chrystusa. Emilki z nimi nie by�o. Jej daw- ny �al, �e jest dziewczyn� i nigdy nie zostanie prawdziwym �o�nierzem z prawdziw� szabl�, straci� swoje znaczenie. Wszak widzia�a trz�- sienie ziemi! Zreszt� zabawa nie trwa�a d�ugo (czasem dzieci potrafi�y maszerowa� w piwnicy po trzy 39 i �cztery godziny). Trz�sienie ziemi wywo�a�o wprawdzie ca�y przewr�t w duszy dziewczynki, lecz zupe�nie nie wp�yn�o na temperatur� po- wietrza. Na 'dworze by�o gor�co jak przedtem. Tylko w�r�d zwierz�t, ptak�w i gad�w wida� by�o jakie� dziwne poruszenie, jak gdyby ca�y ten �wiat co� przeczuwa�; poznika�y gdzie� ja- szczurki i moskity, natomiast na �wiat�o dzien- ne wype�z�y obrzydliwe stworzenia, okryte za- zwyczaj mrokiem nocy. W��czy�y si� bez celu l�dowe kraby, potrz�saj�c gniewnie szczypca- mi, ziemia zaroi�a si� stadami czerwonych mr�- wek i karaluch�w. Na dach zlecia�y si� go��bie niespokojnie gruchaj�ce. Murowana piwnica (lub raczej parter), gdzie bawi�y si� dzieci, nie mia�a po��czenia z drew- nian� nadbud�wk�; by�o do niej osobne wej�cie pod schodami, prowadz�cymi na pi�tro. W cie- niu tych schod�w dzieci zebra�y si� po zabawie. Przed nimi na podw�rzu le�a�a jedna z najlep- szych chusteczek pana Thorntona. Musia� j� zgubi� tego ranka. Lecz nikt nie czu� si� na si- �ach, by wyj�� z cienia i podnie�� chusteczk�. Wtem dzieci zobaczy�y, �e przez podw�rze idzie kulawy Sam i "widz�c chusteczk� schyla si�, by j� zabra�. Musia� jednak przypomnie� sobie, �e to niedziela, bo rzuci� j� nagle jak kawa�ek roz- palonego �elaza i pr�bowa� zasypa� piaskiem dok�adnie w tym miejscu, gdzie przedtem le- �a�a. � Jak B�g da, to ukradn� ci� jutro � po- 38 wiedzia� z. g��bok� wiar�. � Jak B�g da to b�dziesz tu jeszcze, prawda?- G�uchy �oskot grzmotu wyda� mu si� znakiem niech�tnego surowego przyzwolenia. � Dzi�ki ci, Bo�e � rzek� Sam zgi�ty w po- k�oni� przed wisz�c� nisko chmur�. Kulej�c ruszy� przez podw�rze, lecz nagle zmieni� postanowien