9405

Szczegóły
Tytuł 9405
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9405 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9405 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9405 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

HARLAN COBEN Najczarniejszy strach Tytu� orygina�u: DARKEST FEAR (t�um. ANDRZEJ GRABOWSKI) 2005 Kiedy ojciec daje synowi, obaj si� �miej�. Kiedy syn daje ojcu, obaj p�acz�. Przys�owie �ydowskie T� ksi��k� dedykuj� Twojemu ojcu. I mojemu. - Czego si� boisz najbardziej? - szepcze g�os. - Zamknij oczy i wyobra� sobie najczarniejszy strach. Widzisz? Czujesz? Najgorsz� udr�k� dost�pn� wyobra�ni? - Tak - m�wi� po d�u�szym milczeniu. - Dobrze. A teraz wyobra� sobie co� gorszego, co� znacznie, znacznie gorszego... Z artyku�u Stana Gibbsa Przera�ony umys�, �New York Herald� z 16 stycznia 1 Godzin� wcze�niej, nim jego �wiat rozp�k� si� niczym dojrza�y pomidor pod obcasem szpilki, Myron ugryz� �wie�y pasztecik o smaku podejrzanie zbli�onym do kostki zapachowej z pisuaru. - No i? - spyta�a matka. Po pyrrusowym zwyci�stwie nad w�asnym gard�em zdo�a� prze�kn�� k�s. - Niczego sobie - odpar�. Pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�. - O co chodzi? - �e te� ja, prawniczka, nie nauczy�am ci� lepiej �ga�. - Stara�a� si�, jak mog�a�. Wzruszy�a ramionami i machn�a r�k� na �pasztecik�. - Piek�am pierwszy raz w �yciu, bube. Powiedz prawd�. - Smakuje jak kostka pisuarowa. - Jak co? - Kostka z m�skiej toalety. Z pisuaru. Wk�adaj� je tam, �eby pachnia�y. - I ty je jesz? - Nie... - Czy to dlatego tw�j ojciec sp�dza tyle czasu w toalecie? Chrupie kostki? A ja my�la�am, �e dokucza mu prostata. - �artowa�em, mamo. U�miechn�a si� niebieskimi oczami ze �ladami czerwieni, kt�rej nie usuwaj� krople do oczu, czerwieni, kt�rej nabywa si�, cz�sto g�sto p�acz�c. Zwykle mia�a dystans do swojej roli. Pop�akiwanie nie by�o w jej stylu. - Ja te�, filucie. My�lisz, �e ty jeden w tej rodzinie masz poczucie humoru? Myron nie odpowiedzia�. Spojrza� na �pasztecik�. Przez ponad trzydzie�ci lat, odk�d tu mieszka�a, matka niczego nie upiek�a - ani wed�ug przepis�w, ani z g�owy, ani nawet z ciast w proszku w rodzaju porannych rogalik�w firmy Pillsbury. Bez dok�adnej instrukcji nie potrafi�aby nawet zagotowa� wody i nie skala�a si� gotowaniem, za to b�yskawicznie wk�ada�a do mikrofal�wki pod�� mro�on� pizz�, ta�cz�c palcami po programatorze tak �wawo jak Nurejew w Lincoln Center. Kuchnia w domu Bolitar�w by�a g��wnie miejscem spotka� - rodzinn� �wietlic�, jak kto woli - a nie przybytkiem sztuki kulinarnej. Okr�g�y st� okupowa�a zastawa z czasopism, katalog�w i tekturowych bia�ych pojemnik�w po chi�skim jedzeniu na wynos. Na kuchence dzia�o si� mniej ni� w filmach sp�ki Merchant-Ivory. A piekarnik by� rekwizytem wy��cznie na pokaz jak Biblia na biurku polityka. Sta�o si� co� niedobrego. W du�ym pokoju, gdzie siedzieli - z pokryt� imitacj� sk�ry bia��, wys�u�on�, sk�adan� kanap� i turkusowym dywanem, kud�atym jak pokrowiec na desk� klozetow� - Myron poczu� si� niczym doros�y Greg Brady. Raz po raz zerka� przez okno na zatkni�t� przed domem tablic� �Na sprzeda�� jakby to by� statek kosmiczny, z kt�rego zaraz wyjdzie jaki� obcy z�owrogi stw�r. - Gdzie tata? - spyta�. Matka skin�a z rezygnacj� r�k� w stron� drzwi. - Jest w piwnicy. - W moim pokoju? - W twoim dawnym pokoju. Wyprowadzi�e� si�, pami�tasz? Rzeczywi�cie si� wyprowadzi�, jako trzydziestoczteroletni nieopierzony m�okos. Pediatrzy i psychologowie dzieci�cy �liniliby si� na tak� gratk� i pogwizdywali z dezaprobat�, �e marnotrawny syn tak d�ugo nie opuszcza bezpiecznego kokonu rodzinnego, cho� dawno temu powinien zmieni� si� w motyla. Ale Myron mia� na to kontrargumenty. M�g� powo�a� si� na kultywowan� w wi�kszo�ci kultur tradycj� zamieszkiwania dzieci pod jednym dachem z rodzicami i dziadkami i postawi� tez�, i� w dobie rozpadu wi�zi rodzinnych taka filozofia pomog�aby ludziom zakorzeni� si�, a tym samym przyczyni� do rozkwitu spo�ecze�stwa. Gdyby takie rozumowanie kogo� nie przekona�o, m�g� dostarczy� innych. Mia� ich milion. Ale prawda by�a znacznie prostsza; lubi� przebywa� z mam� i tat� w domku na przedmie�ciach, nawet je�li przyznanie si� do takiej s�abo�ci by�o r�wnie modne, jak s�uchanie o�mio�cie�kowych nagra� Air Supply. - Co si� dzieje? - spyta�. - Ojciec nie wie, �e przyjecha�e�. Spodziewa si� ciebie za godzin�. Zaskoczony Myron skin�� g�ow�. - A co on robi w piwnicy? - Kupi� sobie komputer. I tam si� nim bawi. - Tata? - Sam widzisz. Z cz�owieka, kt�ry bez instrukcji nie potrafi wkr�ci� �ar�wki, zamienia si� raptem w Billa Gatesa. Ca�y czas siedzi w interesie. - W Internecie, mamo. - W czym? - To si� nazywa Internet. - My�la�am, �e interes. Kupno, sprzeda�, te rzeczy. - Nie, Internet. Inaczej sie�. Ellen Bolitar strzeli�a palcami. - O w�a�nie! Tak czy siak tw�j ojciec siedzi tam na okr�g�o i zak�ada sie� czy co tam. Rozmawia z r�nymi lud�mi. Tak twierdzi. Z zupe�nie nieznanymi. Jak kiedy� przez kr�tkofal�wk�, pami�tasz? Myron pami�ta�. Po�owa lat siedemdziesi�tych. �ydowscy tatusiowie z przedmie�� ostrzegali si� w drodze do delikates�w przed drogow�. Kawalkada cadillac�w seville. �Przyj��em, dzi�ki, kolego!�. - To nie wszystko - ci�gn�a. - Pisze pami�tniki. Cz�owiek, kt�ry bez pomocy podr�cznika do stylistyki nie zrobi listy zakup�w w spo�ywczym, raptem spisuje memuary jak jaki� wiceprezydent. Sprzedawali dom. Myron wci�� nie m�g� w to uwierzy�. B��dz�c spojrzeniem po znanym na pami�� otoczeniu, zatrzyma� wzrok na fotografiach biegn�cych wzd�u� schod�w. Dokumentowa�y dojrzewanie jego rodziny przez pryzmat zmieniaj�cej si� mody - sp�dnic i baczk�w, to kr�tszych, to d�u�szych, pseudohipisowskich falban, zamszak�w, psychodelicznych wzor�w, garnitur�w sportowych, spodni dzwon�w, smoking�w z �abotami w z�ym gu�cie nawet w kasynach w Las Vegas - lat up�ywaj�cych z ramki na ramk�, jak ludzkie �ycie w do�uj�cych reklamach towarzystw ubezpieczeniowych. Przyjrza� si� swoim zdj�ciom z czas�w, gdy gra� w koszyk�wk� - temu z sz�stej klasy, na kt�rym wykonywa� rzut osobisty, temu z �smej, na kt�rym szar�owa� na kosz, temu ze szko�y �redniej, na kt�rym robi� wsad - i ko�cz�cym rz�d ok�adkom �Sports Illustrated� - dw�m z czas�w gry w dru�ynie Uniwersytetu Duke�a i tej z nog� w gipsie, z biegn�cym na wysoko�ci jego zagipsowanego kolana pytaniem: CZY TO KONIEC KARIERY? (Wypisana w jego duszy wo�ami odpowied� brzmia�a: TAK!). - �le z nim? - spyta�. - Tego nie powiedzia�am. - I to m�wi prawniczka? - Myron pokr�ci� g�ow�. - Daj� z�y przyk�ad? - Nic dziwnego, �e przy takiej matce nie wyros�em na polityka. Splot�a r�ce na kolanach. - Musimy porozmawia� - powiedzia�a tonem, kt�ry mu si� nie spodoba�. - Ale nie tutaj - doda�a. - Przejd�my si�. Skin�� g�ow�. Wstali, ale nim dotarli do drzwi, odezwa�a si� jego kom�rka. Wydoby� j� z szybko�ci�, kt�ra zadziwi�aby szeryfa Wyatta Earpa. Odchrz�kn�� i przy�o�y� s�uchawk� do ucha. - RepSport MB - odezwa� si� g�adkim zawodowym tonem. - Myron Bolitar, s�ucham. - Przez telefon masz mi�y g�os - powiedzia�a Esperanza. - Jak Billy Dee chowaj�cy dwa kolty czterdziestkipi�tki. Esperanza Diaz by�a jego d�ugoletni� sekretark�, a obecnie partnerk� w agencji sportowej RepSport MB (wiernym czytelnikom przypominam: M to Myron, B to Bolitar). - Liczy�em na telefon od Lamara. - Jeszcze nie zadzwoni�? - Nie. Myron by� niemal pewien, �e zmarszczy�a brwi. - No, to le�ymy i kwiczymy. - Jakie le�ymy i kwiczymy? Dostali�my ma�ej zadyszki. - Ma�ej? Takiej jak Pavarotti na maratonie w Bostonie. - Dobre! - Dzi�ki. Bejsbolista Lamar Richardson, wy�mienity lewy �rodkowy �apacz, zdobywca Z�otej R�kawicy, sta� si� niedawno �wolnym elektronem�. Agenci szeptali te dwa s�owa tak nabo�nie, jak mufti szepcze: �Chwa�a Allahowi!�. Szukaj�cy nowego mened�era Lamar zaw�zi� w ko�cu wyb�r do trzech agencji: dw�ch pot�nych, z biurami wielko�ci magazyn�w hurtowni, i wspomnianej ju�, ma�ej jak pryszcz, ale gwarantuj�cej osobiste kontakty RepSport MB. Ro�nij, pryszczu! Obserwuj�c bacznie stoj�c� w drzwiach matk�, Myron przy�o�y� s�uchawk� do drugiego ucha. - Co� jeszcze? - spyta�. - Nie zgadniesz, kto zadzwoni�. - Elle i Claudia domagaj� si� kolejnego rendez-vous we troje? - U-u-u, blisko. Esperanza nigdy nie m�wi�a mu niczego wprost. Przyjaciele zawsze urz�dzali mu teleturniej. - Nie podpowiesz mi troch�? - Jedna z twoich by�ych kochanek. Serce mu podskoczy�o. - Jessica. Esperanza zahucza�a. - Nic z tego, nie ta zo�za. Zagadka. Mia� za sob� tylko dwa d�u�sze zwi�zki mi�osne: trzynastoletni - z przerwami - z Jessic� (nale��cy do przesz�o�ci), a wcze�niej... musia�by si� cofn�� a� do... - Emily Downing? - spyta�. - Dzy�, dzy�! Serce przeszy� mu jak sztylet obraz Emily. Siedzia�a z podwini�tymi nogami na zniszczonej kanapie w podziemiu akademika, w za du�ej bluzie z liceum, w kt�rej gin�y co chwila jej rozgestykulowane d�onie, i u�miecha�a si� do niego po swojemu. Zasch�o mu w gardle. - Czego chcia�a? - spyta�. - Nie wiem. Powiedzia�a tylko z taaakim przydechem, �e musi z tob� porozmawia�. Zabrzmia�o to bardzo dwuznacznie. W ustach Emily wszystko brzmia�o dwuznacznie. - Jest dobra w ��ku? - spyta�a Esperanza. B�d�c nader atrakcyjn� biseksualistk�, w ka�dym widzia�a ewentualnego partnera do ��ka. Myron zastanawia� si�, jak to jest mie� i rozwa�a� tyle mo�liwo�ci, uzna� jednak - m�drze - �e lepiej nie zag��bia� si� w ten temat. - A co dok�adnie powiedzia�a? - Nic konkretnego. Ale wyrzuci�a z siebie wi�zank� nami�t nych zach�t: pilne, n� na gardle, sprawa �ycia i �mierci itepe, itede. - Nie chc� z ni� rozmawia�. - Tak my�la�am. Potraktowa� j� wykr�tami, je�li zn�w zadzwoni? - Bardzo prosz�. - No, to mas tarde. Kiedy si� roz��czy�, uderzy� w niego jak niespodziewana fala o brzeg drugi obraz. Ostatni rok studi�w w Duke. Emily, bardzo opanowana, rzuca bluz� na ��ko i wychodzi... Wkr�tce potem po�lubi�a cz�owieka, kt�ry zrujnowa� mu �ycie. �Oddychaj g��boko - przykaza� sobie. - Wdech, wydech. Dobrze�. - Wszystko w porz�dku? - zainteresowa�a si� matka. - Tak. Z dezaprobat� pokr�ci�a g�ow�. - Nie k�ami� - zapewni�. - Jasne, naturalnie, przecie� ty zawsze sapiesz tak, jakby� komu� gada� �wi�stwa przez telefon. Je�li nie chcesz nic powiedzie� w�asnej matce... - Nie chc�. - ...kt�ra wychowa�a ci� i... Myron jak zwykle przesta� jej s�ucha�. Zn�w odbiega�a od tematu, rozwodz�c si� nad przesz�o�ci� i tak dalej. Robi�a to bardzo cz�sto. By�a ca�kiem nowoczesn�, wczesn� feministk�, kt�ra maszerowa�a rami� w rami� z Glori� Steinem, stanowi�c dow�d, �e - by zacytowa� has�o z jej koszulki - �Miejsce kobiety jest w domu... i w Senacie�, ale na widok syna ca�a jej post�powo�� opada�a z niej i spod spalonego stanika wy�ania�a si� prosta �yd�wka w chu�cie na g�owie. Dzi�ki temu Myron mia� ciekawe dzieci�stwo. Wyszli z domu. Nie spuszczaj�c oka z tablicy �Na sprzeda��, jakby ba� si�, �e nagle wymierzy w nich bro�, wyobra�ni� przeni�s� si� do dnia, kt�rego nie widzia� - s�onecznego dnia, kiedy jego rodzice, mama z brzuchem p�katym od ci��y, przyjechali tu pierwszy raz, trzymaj�c si� za r�ce, oboje wystraszeni i uszcz�liwieni, �e ten szablonowy dwupoziomowy dom z trzema sypialniami b�dzie ich statkiem, ich parowcem �Ameryka�skie Marzenie�. A w tej chwili ich rejs, chc�c nie chc�c, dobiega� ko�ca. Nie dla nich by�y ju� bzdurne porady: �Zaniknij jedne drzwi, otw�rz nast�pne�. Tablica �Na sprzeda�� oznacza�a kres - kres m�odo�ci, wieku �redniego, rodziny, �wiata dwojga ludzi, kt�rzy zacz�li tu wsp�lne �ycie, razem walczyli, wychowywali dzieci, na zmian� z innymi rodzicami wozili je do szko�y, pracowali, �yli. Myron i matka ruszyli ulic�. Przy kraw�niku pi�trzy�y si� li�cie, pewny znak jesieni na przedmie�ciach, a dmuchawy na trawnikach roztr�ca�y stoj�ce powietrze jak helikoptery nad Sajgonem. Myron szed� wewn�trzn� stron� chodnika, omijaj�c ��torude stosy. Podoba� mu si�, nie wiedzie� dlaczego, szelest martwych li�ci pod butami. - Ojciec rozmawia� z tob� - powiedzia�a matka; zabrzmia�o to jak pytanie - o tym, co si� sta�o. Myrona �cisn�o w �o��dku. Zanurzy� stopy w li�cie, wy�ej unosz�c nogi i g�o�niej szeleszcz�c. - Co ci powiedzia�? - �e kiedy by�em na Karaibach, poczu� b�le w piersi. Dom Kaufman�w, kt�ry zawsze by� ��ty, nowi w�a�ciciele pomalowali na bia�o. Jego nowy kolor k��ci� si� z otoczeniem. Niekt�rym domom sprawiono elewacje z aluminium, a innym dobud�wki, powi�kszaj�c kuchnie i sypialnie ma��e�skie. M�oda rodzina, kt�ra wprowadzi�a si� w miejsce Miller�w, pozby�a si� charakteryzuj�cych ich siedzib� skrzynek z feeri� kwiat�w. Nowi w�a�ciciele domu Davis�w usun�li wspania�e krzewy, kt�re Bob Davis piel�gnowa� co weekend. Wszystko to przywodzi�o Myronowi na my�l naje�d�cz� armi� zrywaj�c� flagi podbitych. - Nie chcia� ci nic m�wi�. Znasz ojca. Wci�� uwa�a, �e powinien ci� chroni�. Myron, brodz�c w li�ciach, skin�� g�ow�. - To by�o co� wi�cej ni� b�le w piersi - doda�a. Zatrzyma� si�. - Ma wie�c�wk� - powiedzia�a matka, nie patrz�c mu w oczy. - Przez trzy dni by� na intensywnej opiece. - Zamruga�a oczami. - Prawie ca�kiem zatka�o mu arteri�. Myron poczu� skurcz w gardle. - Zmieni� si�. Wiem, jak bardzo go kochasz, ale musisz si� z tym pogodzi�. - Z czym pogodzi�? - �e ojciec si� starzeje. I ja si� starzej� - odpar�a �agodnie a stanowczo. - Staram si� - rzek� po chwili. - Ale? - Ale patrz� na ten znak �Na sprzeda��... - To drewno, ceg�y i gwo�dzie, Myron. - S�ucham? Przebrn�a przez li�cie i wzi�a go za �okie�. - Snujesz si� osowia�y, jakby�my obchodzili sziwa, ale ten dom nie jest twoim dzieci�stwem. Nie jest cz�onkiem rodziny. Nie oddycha, nie my�li, nie troszczy si�. To tylko drewno, ceg�y i gwo�dzie. - Prze�yli�cie w nim blisko trzydzie�ci pi�� lat. - I co z tego? Odwr�ci� g�ow�, lecz si� nie zatrzyma�. - Ojciec pragnie by� z tob� szczery, ale nie u�atwiasz mu sprawy. - Jak to? Co takiego zrobi�em? Potrz�sn�a g�ow� i spojrza�a w niebo, jakby tam szuka�a natchnienia. Dotrzyma� jej kroku. Wsun�a mu r�k� pod �okie� i opar�a si� na jego ramieniu. - Zawsze by�e� wysportowany. W przeciwie�stwie do ojca - powiedzia�a. - Prawd� m�wi�c, by�a z niego ofiara. - Wiem. - Oczywi�cie. Bo tw�j tata nigdy nikogo nie udawa�. Chcia�, �eby� widzia� w nim cz�owieka, nawet u�omnego i s�abego. Dziwne, ale skutek by� taki, �e czci�e� go jeszcze bardziej. W twoich oczach zyska� mityczny wymiar. Myron przemy�la� to sobie i, nie oponuj�c, wzruszy� ramionami. - Kocham go - powiedzia�. - Wiem, kochanie. Niemniej jest tylko cz�owiekiem. Dobrym cz�owiekiem. Ale starzeje si� i si� boi. Zawsze pragn��, �eby� widzia� w nim cz�owieka. Nie chce jednak, �eby� dostrzeg� jego strach. Myron nie podni�s� g�owy. S� rzeczy, kt�re trudno sobie wyobrazi�, gdy chodzi o rodzic�w - klasycznym przyk�adem jest seks. Wi�kszo�� ludzi nie umie - i pewnie nawet nie17 pr�buje - wyobrazi� sobie rodzic�w in flagranti delicto. Ale on pr�bowa� przywo�a� w tej chwili inny obraz tabu - ojca, kt�ry z r�k� na piersi siedzi wystraszony w ciemno�ciach. Wprawdzie m�g� sobie wyobrazi�, lecz by� to obraz bolesny, niezno�ny. - Co powinienem zrobi�? - spyta� wreszcie st�umionym g�osem. - Pog�d� si� ze zmianami. Ojciec przechodzi na emerytur�. Ca�e �ycie pracowa� i jego samoocena, jak u wi�kszo�ci m�czyzn z jego pokolenia, debilnie wiernych wzorcowi m�sko�ci, wi��e si� z prac�. Tata prze�ywa trudne chwile. To nie ten sam cz�owiek. Wasz stosunek si� zmienia, a �aden z was nie lubi zmian. Myron milcza�, czekaj�c na dalszy ci�g. - U�atw mu spraw�. Troszczy� si� o ciebie ca�e �ycie. O nic ci� nie poprosi, ale czas, by� zatroszczy� si� o niego. Kiedy na rogu ulicy zawr�cili, Myron zobaczy�, �e przed tablic� �Na sprzeda�� stoi mercedes. Przez chwil� si� zastanawia�, czy to mo�e po�rednik handlu nieruchomo�ciami pokazuje klientowi ich dom. U�miechni�ty ojciec sta� na zewn�trz i szeroko gestykulowa�, rozmawiaj�c z jak�� kobiet�. Patrz�c na jego twarz - szorstk� sk�r�, kt�ra zawsze prosi�a si� o golenie, wydatny nos, kt�rym zwykle go �dzioba��, gdy chichocz�c walczyli ze sob� na niby, ci�kie powieki a la Victor Matur� i Dean Martin, siwe kosmyki w�os�w, kt�re uparcie trzyma�y si� jego g�owy po wypadni�ciu czarnych - poczu�, jak jaka� r�ka szczypie go w serce. Ojciec pochwyci� jego spojrzenie i pomacha� r�k�. - Sp�jrz tylko, kto do nas wpad�! - zawo�a�. Emily Downing odwr�ci�a si� i lekko u�miechn�a. Myron popatrzy� na ni� i nic nie powiedzia�. Min�o pi��dziesi�t minut. Dziesi�� minut p�niej obcas szpilki rozwali� pomidora. 2 Za du�o wspomnie�. Rodzice Myrona ulotnili si�. Mimo swego niemal legendarnego nawyku wtr�cania si� do rozm�w, potrafili galopem przeby� Pole Minowe W�cibstwa, z niesamowit� zr�czno�ci� omijaj�c pu�apki. Bez s�owa znikn�li w domu. Emily spr�bowa�a si� u�miechn��, ale jej nie wysz�o. - No, no - powiedzia�a, gdy zostali sami. - Czy�by to by� ten orze�, kt�rego wypu�ci�am z gar�ci? - Ostatnim razem powiedzia�a� to samo. - Tak? Poznali si� na pierwszym roku studi�w w bibliotece Uniwersytetu Duke�a w Durham. By�a wtedy du��, przyjemnie pulchn� dziewczyn�, lecz cho� z biegiem lat uby�o jej mi�ni i cia�a, to na tym nie straci�a. Wci�� rzuca�a si� w oczy. By�a nie tyle �adna, ile - by zacytowa� piosenk� - papu�na, gor�ca jak piec. Jako m�oda studentka, z wiecznym ba�aganem na g�owie z d�ugich, kr�conych w�os�w i szelmowskim u�mieszkiem jak z filmu dozwolonego od lat osiemnastu, mia�a tak kszta�tn�, pe�n� kr�g�o�ci figur�, �e niczym ze starego migotliwego projektora filmowego bi�o z niej s�owo �seks�. C� z tego, �e nie by�a pi�kna. Pi�kno mia�o niewiele wsp�lnego z seksapilem. Urodzi�a si� z nim. I nie straci�aby go nawet obleczona w sukni� namiot i z g�ow� przybran� rozjechanym kotem. Mo�e to dziwne, ale chyba przesadnie rozdmuchana rewolucja seksualna z prze�omu lat siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych przetoczy�a si� obok nich, bo kiedy si� poznali, byli prawiczkami. Sw�j rozg�os zawdzi�cza�a, zdaniem Myrona, g��wnie reklamie i nie przenikn�a przez ceglane mury podmiejskich szk� �rednich. Z drugiej strony �wietnie umia� racjonalizowa� swoje przypadki. Najprawdopodobniej sam by� sobie winien, je�li brak rozwi�z�o�ci mo�na nazwa� win�. Od zawsze, ju� w liceum, podoba�y mu si� tylko �porz�dne� panny. Nie interesowa�y go �przygody�. W ka�dej poznanej dziewczynie szuka� potencjalnej partnerki na ca�e �ycie, bratniej duszy, dozgonnej mi�o�ci, tak jakby si� spodziewa�, �e ka�dy zwi�zek dwojga ludzi b�dzie jak z piosenki Carpenter�w. Jego zwi�zek z Emily okaza� si� jednak pe�n� odkry� seksualn� wypraw� w nieznane. Uczyli si� od siebie nawzajem nie bez przeszk�d, lecz upojnie. Jeszcze teraz, cho� szczerze jej nie znosi�, czu� tamto rozkoszne napi�cie, wci�� pami�ta�, jak �piewa�y mu koniuszki nerw�w i nios�a go fala podniecenia, gdy byli ze sob� w ��ku. Albo na tylnym siedzeniu samochodu. W kinie, w bibliotece, raz nawet na wyk�adzie o Lewiatanie Hobbesa. Je�eli marzy� o tym, by by� jak z piosenki Carpenter�w, to jego pierwszy d�u�szy zwi�zek sko�czy� si� niczym gor�cy, zgrzany, spocony, szybki �Raj w �wietle deski rozdzielczej� z albumu Meat Loafa Bat Out of Heli. Jednak na pewno co� ich ��czy�o. Byli ze sob� trzy lata. Kocha� j� i to ona, jako pierwsza dziewczyna w jego �yciu, z�ama�a mu serce. - Czy w pobli�u jest jaka� kawiarnia? - spyta�a. - Starbucks. - Poprowadz�. - Nie chc� z tob� jecha�, Emily. U�miechn�a si�. - Czy�bym straci�a urok? - spyta�a. - Przesta� na mnie dzia�a� dawno temu - odpar�, co by�o p�k�amstwem. Poruszy�a biodrami. Przypomnia� sobie uwag� Esperanzy na jej temat. Nie tylko g�os czy s�owa, ale ka�dy ruch Emily by� dwuznaczny. - To wa�na sprawa. - Nie dla mnie., - Nie masz poj�cia... - Niewa�ne, Emily. Dla mnie nie istniejesz. Tak jak tw�j m��... - By�y m��. Rozwiedli�my si�, pami�tasz? A poza tym nie mia�am poj�cia, co ci zrobi�. - Niech ci b�dzie. Zrobi� to z powodu ciebie. - Upraszczasz spraw�. Dobrze wiesz. Mia�a racj�. Skin�� g�ow�. - Ja wiedzia�em, czemu to robi� - odpar�. - Chcia�em, g�upi kretyn, udowodni� Gregowi, �e jestem lepszy. Ale czym kierowa�a� si� ty?! Emily potrz�sn�a g�ow�. Rozko�ysane w�osy opad�yby jej dawniej na twarz. Nowa fryzura by�a kr�tsza, wymodelowana, lecz i tak mia� przed oczami jej k�dzierzaw� szop�. - A czy to wa�ne? - Chyba nie, ale zawsze by�em ciekaw. - Za du�o wtedy wypili�my. - Tak po prostu? - Tak. Myron skrzywi� si�. - Kiepska wym�wka. - Mo�e chodzi�o o seks. - Wy��cznie o stosunek? - Mo�e. - W przeddzie� �lubu z innym? Emily podnios�a wzrok. - By�am g�upia, wystarczy? - Nie m�w. - I pewnie wystraszona. - Z powodu �lubu? - Z powodu tego, �e wychodz� za niew�a�ciwego faceta. - Wstydu nie masz! Myron pokr�ci� g�ow�. Emily chcia�a co� doda�, ale zamilk�a, jakby raptem usz�o z niej powietrze. Chcia�, �eby sobie posz�a, lecz spotkanie dawnej mi�o�ci zawsze wyzwala w cz�owieku nostalgi�. Rozpo�ciera si� przed nim droga, kt�r� nie poszed�, wielki znak zapytania, perspektywa ca�kiem innego �ycia, gdyby wszystko u�o�y�o si� nieco inaczej. Emily nic ju� go nie obchodzi�a, lecz jej s�owa wci�� bole�nie dotyka�y jego przesz�o�ci, starych ran. - Min�o czterna�cie lat - powiedzia�a cicho. - Czas sko�czy� z ogl�daniem si� za siebie. Ile go kosztowa�o �czysto fizyczne� zbli�enie z ni� tamtej nocy? By� mo�e wszystko. Na pewno przekre�li�o jego �yciowe marzenia. - Masz racj� - rzek� i odwr�ci� si�. - Zostaw mnie. - Potrzebuj� twojej pomocy. Pokr�ci� g�ow�. - Rzeczywi�cie, czas sko�czy� z ogl�daniem si� za siebie. - Napij si� ze mn� kawy. Z dawn� przyjaci�k�. Mia� ch�� odm�wi�, ale przesz�o�� okaza�a si� silniejsza. Skin�� g�ow�, boj�c si� odezwa�. W milczeniu dojechali do kawiarni Starbucks i u barmana, niespe�nionego aktora, bardziej aroganckiego ni� sprzedawca w miejscowym sklepie z p�ytami, zam�wili dwie wyszukane kawy. W ko�omyjce si�gania po odt�uszczone mleko i s�odzik doprawili je przy ma�ym stoisku czym si� da�o i usiedli na metalowych krzes�ach z za niskimi oparciami. Z g�o�nik�w wylewa�o si� reggae z kompaktu Jamaican Me Crazy. Emily skrzy�owa�a nogi i �ykn�a kawy. - S�ysza�e� mo�e o anemii Fanconiego? - spyta�a. Interesuj�cy pocz�tek rozmowy. - Nie. - To wrodzona anemia, kt�ra z czasem uszkadza szpik. Os�abia chromosomy. Myron czeka� na dalszy ci�g. - Wiesz co� o przeszczepach szpiku kostnego? Pytania by�y dziwne, ale postanowi� odpowiada� szczerze. - Co nieco. Znajomy chorowa� na bia�aczk� i potrzebowa� przeszczepu. W synagodze og�oszono apel do dawc�w szpiku. Pojechali�my wszyscy na badania. - Wszyscy�, czyli... - Mama, tata, ca�a moja rodzina. Win chyba te�. Przechyli�a g�ow�. - Co u niego? - Nie zmieni� si�. - Wielka szkoda. Na uniwerku pods�uchiwa�, jak si� kochamy. - Tylko kiedy spuszczali�my rolet� i nie m�g� nas podgl�da�. Emily za�mia�a si�. - Nigdy mnie nie lubi�. - By�a� jego ulubienic�. - Naprawd�? - Co niewiele znaczy. - Nie znosi kobiet. - Nie ma nic przeciwko sypianiu z nimi. Ale je�li chodzi o sta�e zwi�zki... - Dziwak. Jeszcze jaki. �ykn�a kawy. - Klucz� - wyzna�a. - Zauwa�y�em. - Co si� sta�o z tym znajomym z bia�aczk�? - Umar�. Poblad�a. - Przykro mi. Ile mia� lat? - Trzydzie�ci cztery. Zn�w �ykn�a kawy, obejmuj�c kubek d�o�mi. - A wi�c figurujesz w pa�stwowym rejestrze dawc�w szpiku? - spyta�a. - Tak s�dz�. Odda�em krew i dosta�em legitymacj� dawcy. Zamkn�a oczy. - O co chodzi? - spyta�. - Anemia Fanconiego jest �miertelna. Jaki� czas mo�na z ni� walczy� za pomoc� hormon�w i transfuzji krwi, ale jedynym ratunkiem jest przeszczep szpiku. - Nie rozumiem. Chorujesz na to? - Doro�li na to nie choruj�. Emily odstawi�a kaw� i podnios�a wzrok. Myron nie by� za dobry w czytaniu z oczu, lecz z jej oczu b�l bi� jasno jak neon. - Tylko dzieci. Jak na czyj� znak z g�o�nik�w pop�yn�a smutna melodia. Myron czeka� na dalszy ci�g. I szybko si� doczeka�. - Chory jest m�j syn. Przypomnia� sobie wizyt� w jej domu we Franklin Lakes, kiedy znikn�� Greg, i ch�opca, bawi�cego si� z siostrzyczk� na podw�rku. By�o to ze dwa, trzy lata temu. Ch�opiec mia� wtedy dziesi�� lat, a jego siostra z osiem. Greg i Emily toczyli w�a�nie za�art� walk� o przyznanie opieki nad dzie�mi schwytanymi w bezpardonow� wymian� cios�w, z kt�rej nikt nie wychodzi bez szwanku. - Przykro mi - odpar�. - Musimy znale�� odpowiedni szpik. - My�la�em, �e dawc� szpiku staje si� z regu�y kto� z rodze�stwa. Rozejrza�a si� szybko po kawiarni. - W jednym przypadku na cztery - odpar�a i zamilk�a. - Ach tak. - W pa�stwowym rejestrze znaleziono tylko trzech potencjalnych dawc�w. Wy�oniono ich na podstawie wst�pnych bada� antygen�w krwinek bia�ych, zgodno�ci A i B. Lecz dopiero pe�ne diagnostyczne badanie krwi i tkanek mo�e ustali�... - Zn�w urwa�a. - Wybacz te specjalistyczne szczeg�y. Nie chcia�am. Ale kiedy masz tak bardzo chore dziecko, zamykasz si� w szklanej kuli �argonu medycznego. - Rozumiem. - W ka�dym razie pokonanie tej wst�pnej bariery jest jak wygranie loteryjnego losu na drugie premiowe ci�gnienie. Prawdopodobie�stwo znalezienia odpowiedniego szpiku pozo staje jednak nik�e. Bank krwi wzywa potencjalnych dawc�w i przeprowadza badania, ale kiedy jest ich tylko trzech, szans� na to, �eby szpik kt�rego� nadawa� si� do przeszczepu, s� doprawdy niewielkie. Myron skin�� g�ow�, wci�� nie mog�c poj��, czemu Emily mu to wszystko m�wi. - Mieli�my szcz�cie. Szpik jednego z nich okaza� si� zgodny ze szpikiem Jeremy�ego. - Wspaniale. - Niestety, jest pewien problem. - Emily u�miechn�a si� krzywo. - Dawca znikn��. - Jak to znikn��? - Nie znam szczeg��w. Rejestr dawc�w jest utajniony. Nikt mi nie powie, co si� sta�o. Trafili�my na dawc�, a ten nagle si� wycofa�. Od lekarza niczego si� nie dowiem. Jak m�wi�am, dane dawc�w podlegaj� ochronie. - Mo�e ten kto� zmieni� zdanie. - No, to trzeba go zmusi�, �eby zmieni� je jeszcze raz, bo inaczej Jeremy umrze. Wy�o�y�a kaw� na �aw�. - Jak my�lisz, co si� sta�o? Zagin��? - Tak. Zagin�� albo zagin�a. - Zagin�� albo zagin�a? - Nie wiem nic o tej osobie. Nie znam jej wieku, p�ci, adresu. Ale z Jeremym na pewno nie b�dzie lepiej, a szans� znalezienia na czas innego dawcy s� znikome. - Emily trzyma�a si� dzielnie, ale jej maska pozornego spokoju zacz�a p�ka�. - Musimy znale�� tego cz�owieka. - I przysz�a� z tym do mnie? �ebym go odszuka�? - Nikt nie m�g� znale�� Grega, a ty i Win go znale�li�cie. Kiedy znikn��, Clip zwr�ci� si� z tym do was. Dlaczego? - To d�uga historia. - Nie taka d�uga, Myron. Wyszkolono was do takich zada�. Jeste�cie dobrzy. - Nie do takich spraw. Greg jest s�awnym sportowcem. Mo�na si� z tym zwr�ci� do medi�w, wyznaczy� nagrody. Wynaj�� prywatnych detektyw�w. - Ju� to zrobili�my. Na jutro Greg zwo�a� konferencj� prasow�. - No i? - To nic nie da. Powiedzieli�my lekarce Jeremy�ego, �e cho� to nielegalne, zap�acimy dawcy za szpik, ile za��da. Ale jest jeszcze co�. Boj� si�, �e nag�o�nienie tej sprawy da wynik odwrotny do zamierzonego, na przyk�ad dawca ukryje si� jeszcze g��biej. Sama nie wiem. - Co na to Greg? - Ma�o ze sob� rozmawiamy. A je�eli ju�, to niezbyt mi�o. - Czy wie o naszym spotkaniu? Emily podnios�a wzrok. - Nienawidzi ci� tak bardzo, jak ty jego. Mo�e nawet mocniej. Myron uzna� to za zaprzeczenie. Emily wpatrywa�a si� w jego twarz tak, jakby szuka�a w niej odpowiedzi. - Nie mog� ci pom�c, Emily - powiedzia�. Zareagowa�a na to jak na policzek. - Wsp�czuj� ci - doda� - ale sam mam powa�ne problemy. - Chcesz powiedzie�, �e nie masz czasu? - Nie o to chodzi. Detektyw prywatny ma wi�ksze szans�... - Greg zd��y� wynaj�� czterech. Nie ustalili niczego, nawet nazwiska dawcy. - W�tpi�, czy spisa�bym si� lepiej. - Chodzi o �ycie mojego syna! - Rozumiem to, Emily. - Nie mo�esz od�o�y� na bok swojej niech�ci do Grega i do mnie? Nie by� tego pewien. - Nie w tym rzecz - odpar�. - Nie jestem detektywem, tylko agentem sportowym. - Wcze�niej ci to nie przeszkadza�o. - I jak na tym wyszed�em? Ilekro� w co� si� wmieszam, ko�czy si� to katastrof�. - M�j syn ma trzyna�cie lat! - Przykro mi... - Co mi po twoim wsp�czuciu, do cholery! - Oczy Emily zmniejszy�y si�, pociemnia�y. Pochyli�a si�, zbli�aj�c twarz do jego twarzy. � Policz sobie. - Co? - spyta�, zaskoczony. - Jeste� agentem. Znasz si� na rachunkach. Wi�c policz. Odsun�� si�, jakby chcia� zwi�kszy� dystans. - O czym ty m�wisz?! - spyta�. - Jeremy ma urodziny osiemnastego lipca. Policz sobie. - Co mam policzy�? - Powtarzam: Jeremy ma trzyna�cie lat. Urodzi� si� osiemnastego lipca. Ja wysz�am za m�� dziesi�tego pa�dziernika. Nie skojarzy�. Przez kilka sekund s�ysza� szczebiotanie mamu�, p�acz dziecka, g�os barmana przekazuj�cego zam�wienie drugiemu barmanowi - i wreszcie do niego dotar�o. Serce przeszy� mu ch��d, pier� �cisn�y stalowe obr�cze, ledwie m�g� oddycha�. Otworzy� usta, lecz nie doby� z siebie g�osu. Mia� wra�enie, �e oberwa� w splot s�oneczny kijem bejsbolowym. Wpatruj�ca si� w niego uwa�nie Emily skin�a g�ow�. - Tak jest. To tw�j syn - powiedzia�a. 3 - Nie masz pewno�ci - odpar�. Wszystko w niej zdradza�o wyczerpanie. - Mam. - Sypia�a� r�wnie� z Gregiem. - Tak. - W tamtym czasie sp�dzili�my ze sob� tylko t� jedn� noc. A z Gregiem spa�a� wiele razy. - Owszem. - To sk�d wiesz... - Krok pierwszy: wyparcie si� ojcostwa - przerwa�a mu z westchnieniem. - Nie wciskaj mi tu psychologicznych bzdet�w! Myron wymierzy� w ni� palec. - Kt�re szybko prowadzi do gniewu - doda�a. - Nie mo�esz by� pewna... - By�am od pocz�tku. Usiad� prosto. Cho� zachowa� zewn�trzny spok�j, czu�, �e ziemia zaczyna p�ka� i �e traci grunt pod nogami. - Kiedy zasz�am w ci���, my�la�am jak ty: cz�ciej spa�am z Gregiem, wi�c pewnie to jego dziecko. W ka�dym razie tak sobie wmawia�am. Emily zamkn�a oczy. Myron siedzia� bez ruchu, w �o��dku �ciska�o go coraz bardziej. - Kiedy urodzi� si� Jeremy, Greg by� dla mnie tak czu�y, �e nikt nic nie podejrzewa�. Ale matka, zabrzmi to strasznie g�upio, zawsze wie, kto jest ojcem. Ja wiedzia�am. Nie pytaj sk�d. Te� stara�am si� wypiera�. Wmawia�am sobie: czujesz si� winna z powodu tego, co zrobili�my, i B�g ci� w ten spos�b karze. - Gadasz jak starozakonna - wtr�ci� Myron. - Sarkazm. Tw�j ulubiony chwyt obronny - odpar�a niemal z u�miechem. - Twoja matczyna intuicja to �aden dow�d, Emily. - Wspomnia�e� o Sarze. - O Sarze? - Siostrze Jeremy�ego. Jako dawczyni szpiku. Nie mo�e ni� by�. - Powiedzia�a�, �e w przypadku rodze�stwa szans� na to s� jak jeden do czterech. - Tak, w przypadku pe�nego rodze�stwa. Ale ich szpik ca�kiem si� r�ni. Bo Sara jest tylko przyrodni� siostr� Jeremy�ego. - Tak ci powiedzia�a lekarka? - Tak. Myronowi grunt na dobre uciek� spod n�g. - A zatem... Greg wie? Emily potrz�sn�a g�ow�. - Lekarka odci�gn�a mnie na bok. Na mocy wyroku s�dowego jestem prawn� opiekunk� Jeremy�ego. Po rozwodzie Greg te� mo�e si� opiekowa� dzie�mi, ale one mieszkaj� ze mn�. I to ja podejmuj� decyzje o leczeniu. - Tak wi�c Greg nadal my�li... - �e Jeremy jest jego synem. Myron rozpaczliwie p�yn�� po g��bi, nie widz�c brzegu w zasi�gu wzroku. - Twierdzisz, �e wiedzia�a� o tym od pocz�tku. - Tak. - To dlaczego mi nie powiedzia�a�? - Chyba �artujesz. Wysz�am za Grega. Pokocha�am go. Zacz�li�my wsp�lne �ycie. - Mimo to powinna� mi powiedzie�. - Kiedy, Myron? Kiedy? - Zaraz po urodzeniu dziecka. - Czy ty mnie s�uchasz? Przecie� powiedzia�am ci, �e nie mia�am pewno�ci. - Powiedzia�a�: matka wie, kto jest ojcem. - Daj spok�j, Myron. Kocha�am Grega, a nie ciebie. Jeste� taki sentymentalny, �e za��da�by�, �ebym si� rozwiod�a, wysz�a za ciebie i �y�a z tob� na przedmie�ciu jak w bajce, d�ugo i szcz�liwie. - I zamiast tego wybra�a� �ycie w k�amstwie? - Wtedy uwa�a�am, �e to s�uszna decyzja. Chocia� patrz�c z dzisiejszej perspektywy - urwa�a i �ykn�a kawy - w wielu sprawach post�pi�abym inaczej. Bez powodzenia pr�bowa� przetrawi� to, co us�ysza�. Do kawiarni wesz�o kolejne stadko m�odych mamu� z w�zkami. Usiad�y przy stoliku w k�cie i zacz�y papla� o malutkich Brittany, Kyle�u i Morganie. - Dawno rozsta�a� si� z Gregiem? - spyta� nieco ostrzej, ni� zamierza�. Tak mu si� przynajmniej wyda�o. - Przed czterema laty. - Przesta�a� go kocha�? Cztery lata temu? - Tak. - Pewnie nawet wcze�niej. Dawno, co? - Tak - potwierdzi�a zmieszana. - Wi�c mog�a� mi o tym powiedzie�. Wtedy. Przed czterema laty co najmniej. Dlaczego nie powiedzia�a�? - Sko�cz z tym przes�uchaniem. - To ty rzuci�a� t� bomb�. Jak mam zareagowa�? - Jak m�czyzna. - To znaczy?! - Musisz mi pom�c. Musisz pom�c Jeremy�emu. Skupmy si� na tym. - Wpierw nale�y mi si� kilka odpowiedzi. Zawaha�a si�, jakby chcia�a zaoponowa�, lecz po chwili, zrezygnowana, skin�a g�ow�. - Je�eli pomo�e ci to pozby� si�... - Pozby� si�?! Jak kamienia w nerce? - Jestem zbyt zm�czona, �eby si� z tob� k��ci�. Prosz� bardzo. Pytaj. - Dlaczego powiedzia�a� mi\) tym dopiero teraz? Jej spojrzenie pow�drowa�o ponad jego ramieniem. - Raz by�am tego bliska - odpar�a. - Kiedy? - Pami�tasz, jak odwiedzi�e� mnie w domu? Kiedy znikn�� Greg? Myron skin�� g�ow�. W�a�nie my�la� o tamtym dniu. - Spojrza�e� na Jeremy�ego przez okno. By� na podw�rku z siostr�. - Pami�tam. - Greg i ja walczyli�my wtedy z sob� na no�e o przyznanie opieki nad dzie�mi. - Oskar�y�a� go o zn�canie si� nad nimi. - Od razu zorientowa�e� si�, �e to nieprawda. Zwyk�y kruczek prawny. - Te� mi kruczek. Nast�pnym razem oskar� go o zbrodnie wojenne. - A kim ty jeste�, �eby mnie os�dza�? - Mam chyba po temu wszelkie dane. Przeszy�a go wzrokiem. - W walce o opiek� nad dzie�mi nie obowi�zuje konwencja genewska. Greg zachowa� si� podle. Wi�c ja te�. Chcesz wygra�, stosujesz wszystkie chwyty. - W��cznie z ujawnieniem, �e nie by� ojcem Jeremy�ego? - Nie. - Dlaczego? - Bo i tak przyznano mi opiek� nad dzie�mi. - To nie jest odpowied� na pytanie. Znienawidzi�a� go. - Tak. - I nadal go nienawidzisz? - Tak - odpar�a bez wahania. - Wi�c dlaczego mu nie powiedzia�a�? - Bo bardziej ni� go nienawidz�, kocham Jeremy�ego. Mog�abym zrani� Grega. Pewnie z przyjemno�ci�. Ale nie mog�abym zrobi� tego synowi, odebra� mu w taki spos�b ojca. - My�la�em, �e dla wygranej gotowa jeste� zrobi� wszystko. - Owszem, Gregowi, ale nie Jeremy�emu. Mimo i� by�a w tym logika, Myron podejrzewa�, �e Emily co� przed nim ukrywa. - Trzyma�a� to w tajemnicy przez trzyna�cie lat. - Tak. - Twoi rodzice j� znaj�? - Nie. - Nie powiedzia�a� nikomu? - Nigdy. - To dlaczego m�wisz to mnie? Pokr�ci�a g�ow�. - Kpisz czy o drog� pytasz? - spyta�a. Po�o�y� d�onie na stoliku. Nie dr�a�y. Poj��, �e zadaje te pytania nie tylko z czystej ciekawo�ci. Nale�a�y do mechanizmu obronnego, by�y duchowymi zasiekami z drutu kolczastego, fos� broni�c� dost�pu rewelacjom Emily. Wiedzia�, �e jej wyznanie gruntownie odmieni jego �ycie. W jego pod�wiadomo�ci unosi�y si� s�owa �m�j syn�. W tej chwili jednak by�y tylko s�owami. Domy�la� si�, �e kiedy� dotrze do niego ich sens, lecz na razie zasieki i fosa na to nie pozwala�y. - My�lisz, �e chcia�am ci powiedzie�? B�aga�am ci� o po moc, ale nie s�ucha�e�. Jestem zdesperowana. - Zdesperowana na tyle, �eby k�ama�? - Tak - odpar�a, znowu bez namys�u. - Ale ja nie k�ami�, Myron. Uwierz mi. Wzruszy� ramionami. - Ojcem Jeremy�ego mo�e by� kto� inny - powiedzia�. - S�ucham?! - Kto� trzeci. Przespa�a� si� ze mn� w noc przed �lubem. W�tpi�, czy by�em jedyny. Mog�em by� jednym z tuzina. Przyjrza�a si� mu. - Chcesz mnie pogn�bi�, Myron? Prosz� bardzo, wytrzymam. Ale to niepodobne do ciebie. - A� tak dobrze mnie znasz? - Nawet gdy si� gniewa�e�, nawet gdy mia�e� wszelkie prawo mnie nienawidzi�, nie by�e� okrutny. To obce twojej naturze. - Wp�yn�li�my na nieznane wody, Emily. - Nie szkodzi. Poczu�, �e co� w nim wzbiera, zatyka go. Chwyci� kubek, zajrza� do niego, jakby na jego dnie kry�a si� odpowied�, i odstawi�. Nie spojrza� na ni�. - Jak mog�a� mi to zrobi�? - spyta�. Emily si�gn�a przez stolik i po�o�y�a d�o� na jego przedramieniu. - Przepraszam - powiedzia�a. Odsun�� si�. - Nie wiem, co wi�cej powiedzie�. Spyta�e�, dlaczego to przed tob� zatai�am. Przez wzgl�d na dobro Jeremy�ego. I twoje. - Bzdura. - Znam ci�, Myron. Ty nie m�g�by� mnie zby�. Zrobisz to. Odnajdziesz tego dawc� i ocalisz Jeremy�emu �ycie. O reszt� pomartwimy si� potem. - Od jak dawna Jeremy - o ma�o co nie powiedzia� �m�j syn� - choruje? - O chorobie dowiedzieli�my si� p� roku temu. Kiedy gra� w koszyk�wk�. Zbyt �atwo nabawia� si� si�c�w. Raptem zacz�� dostawa� zadyszki. Pada� z n�g... G�os j� zawi�d�. - Jest w szpitalu? - Nie, w domu. Chodzi do szko�y, dobrze wygl�da, tyle �e jest blady. I nie mo�e uprawia� sport�w. Na razie daje sobie rad�, ale... to tylko kwestia czasu. Ma anemi�, a kom�rki szpiku kostnego s� takie s�abe, �e w ko�cu co� si� stanie. Z�apie infekcj�, kt�ra zagra�a �yciu, a je�li j� pokona, to i tak w ko�cu rozwinie si� nowotw�r. Podajemy mu hormony. Pomagaj�, ale to tymczasowa terapia, kt�ra go nie uzdrowi. - Uzdrowi�by go przeszczep szpiku? - Tak. - Twarz Emily rozja�ni� niemal religijny zapa�. - Je�eli przeszczep si� przyjmie, Jeremy odzyska zdrowie. Widzia�am to u innych dzieci. Myron skin�� g�ow�, usiad� prosto, skrzy�owa� i rozkrzy-�owa� nogi. - Mog� go zobaczy�? - spyta�. Opu�ci�a wzrok. W tym momencie zahucza� mikser szykuj�cy zapewne mro�one capuccino, a ekspres wykrzycza� znajomy zew godowy do mleka o r�nych smakach. Emily zaczeka�a, a� ha�as ucichnie. - Nie mog� ci zabroni� - powiedzia�a. - Ale licz�, �e post�pisz w�a�ciwie. - To znaczy? - Bardzo trudno jest mie� trzyna�cie lat i �miertelnie chorowa�. Chcesz mu odebra� ojca? Myron nie odpowiedzia�. - Wiem, �e prze�y�e� wstrz�s. Wiem, �e masz tysi�ce pyta�. Lecz na razie zapomnij o nich. Uporaj si� z rozterkami, z gniewem, ze wszystkim. Stawk� jest �ycie trzynastolatka, naszego syna. Skoncentruj si� na tym, Myron. Znajd� tego dawc�, dobrze? Ponownie spojrza� w stron� m�odych mamu�, wci�� tokuj�cych o swych pociechach, i �cisn�o mu si� serce. - Gdzie znajd� lekark� Jeremy�ego? - spyta�. 4 Gdy w recepcji agencji RepSport MB otworzy�y si� drzwi windy, Wielka Cyndi wyci�gn�a do niego r�ce prawie tak grube jak marmurowe kolumny na Akropolu. Niewiele brakowa�o, a w mimowolnym odruchu samoobronnym odskoczy�by w bok, lecz odwa�nie stana� jak wryty i zamkn�� oczy. Wielka Cyndi zamkn�a go w u�cisku wilgotnym jak izolacja na poddaszu i oderwa�a od pod�ogi. - Och, panie Bolitar! - zawo�a�a. Skrzywi� si� i jako� to prze�y�. W ko�cu odstawi�a go na parkiet niczym porcelanow� lalk� na p�k�. Maj�ca metr dziewi��dziesi�t osiem wzrostu i wa��ca sto trzydzie�ci pi�� kilo Wielka Cyndi, alias Wielka Szefowa, zdoby�a kiedy� wsp�lnie z Esperanz�, alias Pocahontas, tytu� interkontynentalnej mistrzyni wrestlingu w walkach parami. W�osy na jej kwadratowej g�owie stercza�y jak promienie Statuy Wolno�ci na fatalnym haju, ubranie opina�o j� jak os�ona baleron, na twarzy mia�a wi�cej szminki ni� obsada musicalu Koty, a wzrok gro�ny jak zapa�nicy sumo. - I jak, wszystko w porz�dku? - zagadn��. - Och, panie Bolitar! Wielka Cyndi szykowa�a si� chyba, by zn�w go u�cisn��, lecz co� j� powstrzyma�o, mo�e �miertelne przera�enie w jego oczach. Podnios�a waliz�, kt�ra w jej wielkiej jak klapa w�azu 35 �apie przypomina�a adapter Bambino. By�a tak ogromna, tak olbrzymia, �e wszystko wok� niej wygl�da�o jak dekoracja z kiepskiego filmu o potworach, a ona kroczy�a przez miniaturowe Tokio, obalaj�c linie wysokiego napi�cia i oganiaj�c si� od bucz�cych my�liwc�w. W drzwiach swojego pokoju stan�a Esperanza. Splot�a r�ce i opar�a si� o framug�. Z l�ni�cymi czarnymi lokami opadaj�cymi na czo�o i tryskaj�c� zdrowiem smag�� oliwkow� cer� wci��, mimo niedawnych ci�kich przej��, wygl�da�a przepi�knie - jak Cyganka w fantazyjnej wiejskiej bluzce. Jednak�e wok� jej oczu dostrzeg� nowe zmarszczki, a w idealnej dot�d postawie lekkie przygarbienie. Po jej uwolnieniu chcia�, �eby odpocz�a, ale wiedzia�, �e si� na to nie zgodzi. Esperanza Diaz kocha�a agencj� RepSport MB. I chcia�a j� ocali�. - Co si� dzieje? - spyta�. - Wszystko jest w li�cie - odpar�a Wielka Cyndi. - Jakim li�cie? - Och, panie Bolitar! - zawo�a�a znowu. - S�ucham. Nie odpowiedzia�a. Z twarz� ukryt� w d�oniach zanurkowa�a do windy niczym do wigwamu, drzwi si� zasun�y i znikn�a. Myron odczeka� chwil�. - Jak mam to rozumie�? - spyta�. - Wzi�a urlop - odpar�a Esperanza. - Dlaczego? - Wielka Cyndi nie jest g�upia, Myron. - A czy ja co� m�wi�? - Widzi, co si� dzieje. - To przej�ciowe k�opoty. Odkujemy si�. - Wtedy Wielka Cyndi wr�ci. Tymczasem zaproponowano jej dobr� prac�. - W Skurze-i-Ch�ci? Wielka Cyndi pracowa�a wieczorami jako bramkarka w barze sado-maso Skura-i-Ch��, pod wezwaniem: �Ra� tych, kt�rych kochasz�. Czasem - tak przynajmniej s�ysza� - bra�a udzia� w spektaklach. W jakiej roli, nie mia� poj�cia ani te� odwagi,�eby j� spyta�. By�o to jeszcze jedno otch�anne tabu, kt�re omija� z daleka. - Nie. Wraca do WDW. Gwoli wyja�nienia niewprowadzonym w woln� amerykank�, WDW to skr�t od Wspania�e Damy Wrestlingu. - Wielka Cyndi wraca na ring? Esperanza skin�a g�ow�. - Na turnieje oldbojek. - Co takiego? - WDW chc� rozszerzy� ofert�. Zbada�y rynek, zobaczy�y, jakie zyski przynosz� turnieje golfowe oldbojek i... Esperanza wzruszy�a ramionami. - Turnieje oldbojek wrestlingu? - Raczej weteranek. Wielka Cyndi ma dopiero trzydzie�ci osiem lat. �ci�gaj� mn�stwo dawnych ulubienic publiczno�ci: Kr�low� Kadafi, Ziut� Zimn� Wojn�, Babk� Bre�niewa, Glori� Garowniczk�, Czarn� Wdow�... - Czarnej Wdowy nie pami�tam. - Jest sprzed naszych czas�w. A nawet sprzed czas�w naszych rodzic�w. Pewnie ma po siedemdziesi�tce. Myron powstrzyma� si� od zrobienia miny. - I ludzie b�d� p�aci� za ogl�danie siedemdziesi�cioletniej zapa�niczki? - Nikogo nie wolno dyskryminowa� z powodu wieku. - S�usznie, przepraszam. Myron przetar� oczy. - Przy konkurencji ze strony Jerry�ego Springera i Ricki Lak� zawodowe zapa�niczki walcz� o przetrwanie. Musz� co� zrobi�. - I rozwi�zaniem s� walki weteranek? - Licz� na sentyment dawnych fan�w. - �e przyjd� kibicowa� zawodniczkom z m�odych lat? - A ty nie poszed�e� dwa lata temu na koncert Steely�ego Dana? - To co innego. Esperanza wzruszy�a ramionami. - I one, i ta kapela najlepsze lata maj� za sob�. �eruj� na twojej nostalgii, a nie na tym, co widzisz i s�yszysz. Mia�a racj�. Cokolwiek straszn�, ale jednak. - A co z tob�? - spyta�. - Co ze mn�? - Nie pragn� powrotu Ma�ej Pocahontas? - Owszem. - Kusi�o ci�? - Co? Powr�t na ring? - Tak. - Pewnie. Kiedy studiowa�am prawo, ca�y czas w pocie czo�a �wiczy�am, �eby zn�w wbi� kszta�tny ty�ek w zamszowe bikini i ob�ciskiwa� starzej�ce si� nimfy przed rozentuzjaz mowan� t�uszcz� z przyczep samochodowych. - Urwa�a. - To mimo wszystko troch� lepsze ni� by� agentk� sportow�. - Ha, ha! Myron podszed� do biurka Wielkiej Cyndi. Le�a�a tam koperta z jego nazwiskiem, wypisanym pomara�czow� odblaskow� kredk�. - Napisa�a to kredk�? - spyta�. - Cieniem do powiek. - Aha. - Powiesz mi, co si� sta�o? - Nic. - Chrzanisz. Masz tak� min�, jakby� przed chwil� us�ysza� o rozpadzie Wham. - Nie zaczynaj. Czasem, p�no w nocy, wci�� nachodz� mnie zmory z przesz�o�ci. Esperanza przygl�da�a mu si� kilka chwil d�u�ej. - W zwi�zku z twoj� mi�o�ci� ze studi�w? - Poniek�d. - Chryste Panie! - O co chodzi? - Jakby ci to powiedzie�, �eby ci� nie urazi�? Je�eli chodzi o kobiety, to jeste� ciemny jak tabaka w rogu. Dowodem A i B w sprawie s� Jessica i Emily. - Nawet jej nie znasz. - Wystarczy mi to, co wiem. My�la�am, �e nie chcesz z ni� rozmawia�. - Nie chcia�em. Dopad�a mnie u rodzic�w. - Po prostu tam przyjecha�a? - Tak. - Czego chcia�a? Potrz�sn�� g�ow�. Nie by� got�w, �eby o tym m�wi�. - S� jakie� wiadomo�ci? - spyta�. - Nie tyle, ile by�my chcieli. - Win jest na g�rze? - Chyba ju� pojecha� do domu. - Esperanza wzi�a p�aszcz. - Ja te� si� zbieram. - Dobranoc. - Gdyby zadzwoni� Lamar... - To ci� zawiadomi�. W�o�y�a p�aszcz, strz�saj�c z ko�nierza l�ni�c� fal� czarnych w�os�w. Myron wszed� do gabinetu i odby� kilka rozm�w, g��wnie poszukuj�c nowych klient�w. Nie posz�o mu za dobrze. Kilka miesi�cy temu �mier� przyjaci�ki tak go zdo�owa�a, �e - by u�y� skomplikowanego �argonu psychiatrycznego - odbi�o mu. Nie drastycznie, nie za�ama� si� nerwowo ani nie trafi� na leczenie do zak�adu. Po prostu uciek� na odludn� karaibsk� wysp� z Terese Collins, pi�kn� dziennikark� telewizyjn�, kt�rej nie zna�. Nie powiedzia� nikomu - Winowi, Esperanzie, mamie, tacie - dok�d jedzie ani kiedy wr�ci. Jak to uj�� Win, odbi�o mu, ale w dobrym stylu. Zanim zmuszono go do powrotu, klienci jego firmy rozpierzchli si� w mroku nocy jak pomoce kuchenne podczas nalotu policji imigracyjnej. Niedawno on i Esperanza zn�w zacz�li dzia�a�, pr�buj�c wyrwa� z letargu i o�ywi� zdychaj�c� agencj� RepSport MB. Nie by�o to �atwe zadanie. Przeciwnikami Myrona, mocno utykaj�cego chrze�cijanina, by�o w tym biznesie tuzin wyg�odnia�ych lw�w. Biuro RepSport MB mie�ci�o si� w �wietnym punkcie, na rogu Park Avenue i Czterdziestej Sz�stej Ulicy, w budynku 39 firmy Lock-Horne, nale��cym do rodziny Wina, z kt�rym Myron dzieli� kiedy� pok�j w akademiku, a obecnie mieszkanie. Stoj�cy w samym centrum wysoko�ciowiec zapewnia� nieledwie osza�amiaj�cy widok na panoram� Manhattanu. Myron pas� ni� chwil� wzrok, po czym spojrza� w d� na �piesz�ce garnitury. Widok zaganianych ludzkich mr�wek zawsze go przygn�bia�, a w g�owie rozbrzmiewa� refren piosenki Franka Zappy / to wszystko?