9375
Szczegóły |
Tytuł |
9375 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9375 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9375 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9375 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EUGENIUSZ PAUKSZTA
W CIENIU HETYCKIEGO SFINKSA
Wydawnictwo ��l�sk�
1986
Rozdzia� I
Pogmatwane pocz�tki
Musia� si� urwa� kolegom; tego popo�udnia nie by�o mu do rozm�w ni zabaw Dziwnie samotny poczu� si� nagle po�r�d rozdokazywanych, uszcz�liwionych kompan�w. W olbrzymiej wi�kszo�ci �yczliwi mu, spogl�dali zaskoczeni na jego posmutnia�� twarz.
Rozz�oszczony troch� na siebie, �e nie potrafi� ukry� w�asnych odczu�, kopn�� ze z�o�ci� jaki� kamyk. Kamyk potoczy� si�, zsun�� ze skarpy nadbrze�nej i z pluskiem znikn�� w g��bokiej, ciemnogranatowej wodzie Bosforu.
Oni, pewnie, mieli prawo si� dziwi�. Ze �wiadectwem promocyjnym w kieszeni, z perspektyw� d�ugich wakacji, tak atrakcyjnie zapowiadaj�cych si� dzi�ki profesorowi Zaferowi Kseresowi, mo�na si� by�o tylko radowa�... Gdy na domiar i z Polski dochodzi�y od ojca raczej pomy�lne wie�ci. Je�eli tatko nie koloryzowa� po swojemu, nie chc�c go martwi�... Bo czemu zn�w si� znajduje w szpitalu czy sanatorium?
I w og�le... Niby dobrze, pi�knie, uroczo, a jednak co� gryzie.
Sterczy tu teraz samotny, przycupn�wszy na skarpie nadbrze�nej, wygapia si� na Bosfor, na przeciwleg�� azjatyck� stron�, prze�ywa osobliwe nastroje. I w�a�ciwie dlaczego? Postawi� na swoim. Musia� postawi�, i wcale nie dlatego, i� kiedy� w Adampolu pods�ucha� rozmow� cioci Zosi ze starym Wilkoszewskim, gdy zgodnie dochodzili do wniosku, �e nie mo�na wymaga�, by w ci�gu jednego roku da� sobie rad� z nauk� w obcych j�zykach. Bo niby to buda z wyk�adowym angielskim, ale bez tureckiego te� ani rusz. Tureckiego nie zna� w og�le, kilkadziesi�t s��wek przyswojonych podczas wakacji nie mog�o si� liczy�. Na domiar i w angielskim te� kula� na obie nogi jak ochwacona szkapa. A jednak...
Musia� si� tym razem u�miechn��. I jako� mu si� ra�niej zrobi�o. Przeci�gn�� d�oni� po marynarce, zaszele�ci�o w kieszeni �wiadectwo promocyjne. Poradzi� sobie. Nie by�o �atwo, przeciwnie, bardzo, bardzo trudno. Jakich nie u�ywa� sposob�w, byle tylko nie pozosta� w tyle za kolegami. Ju� nawet got�w by� u�y� systemu Tadeusza Ko�ciuszki. S�ysza� kiedy�, �e s�awny w�dz w m�odo�ci przywi�zywa� do r�ki link�, drugi jej koniec wyrzucaj�c za drzwi. O um�wionej godzinie wo�ny ca�� si�� szarpa� za sznurek, budz�c go... W internacie nocny dy�urny nie zgodzi� si� na propozycje Julkowe, wzruszaj�c ramionami nad szczeg�lnymi polskimi metodami przezwyci�ania samego siebie. Pal go dunder, i tak si� uda�o.
Wi�c czemu pod u�miechem czai si� sm�tek? Ilu� to ch�opc�w z Polski zazdro�ci�oby mu serdecznie! Mieszka� i uczy� si� w Turcji, prze�ywa� zapieraj�ce dech w piersiach przygody przy odkrywaniu grobowca Dardan�w* [Histori� tych przyg�d odnajdzie Czytelnik w powie�ci �Z�ote korony ksi�cia Dardan�w�.], poznawa� chc�c nie chc�c obce j�zyki, zach�ystywa� si� szerokim �wiatem.
Zn�w kopn�� kamie�, omal nie zdzieraj�c zel�wki. A on ma dosy� �wiata, przyg�d, ca�ego tego Stambu�u razem z Bosforem.
Zwyczajnie, najzwyczajniej, pragn��by teraz wr�ci� do Polski. A tam zn�w jak kiedy� wyjecha� z ojcem nad warmi�skie jeziora, razem z nadbrze�nymi drzewami przegl�da� si� w przejrzystej wodzie, �owi� szczupaki, potem le�e� na brzegu obok tatka i gada�, m�wi� samemu i pyta�, i czu�, �e tak jest najlepiej, najpi�kniej...
Gdyby jeszcze i Had�er mog�a si� zjawi� w Ostr�dzie... Podni�s� si� ze skarpy ubawiony, alei rozz�oszczony nieco na siebie. Marzy tu sobie pi�knie. Jeszcze tylko zapomnia� o gwiazdce z nieba i kafelku z pieca. I tatko, i Ostr�da, i Had�er na domiar. Co� za wiele chce si� pomie�ci� w tym 16-letnim sercu, za wiele...
Had�er... Dwa tygodnie si� nie widzieli. Straszliwie d�ugo. I jeszcze trzeba kilka dni czeka�. Ciekawe, ka�de kolejne spotkanie staje si� coraz niecierpliwiej wygl�danym. Czy dla niej te�? W�a�nie przed dwoma tygodniami ojciec dziewczyny, tak �yczliwy mu pan Aziz Gelogliu, �artobliwie pogrozi� Julkowi palcem:
- Julek, co� ty zrobi� z moj� c�rk�? Nosi w torebce tw� fotografi�, wzdycha czego� i rumieni si�, bywa, zamarzy si�, nie s�yszy wtedy, co si� do niej m�wi...
Jak�e by� wtedy szcz�liwy, s�ysz�c te s�owa. I tylko spogl�da� na drzwi przyleg�ego pokoju, czy pani Gelogliu tego nie s�yszy. Nie oponowa�a ju� jak przed rokiem tej znajomo�ci, ale wyra�nie te� nie by�a Julkowi �yczliwa. Gdyby nie pan Aziz, kto wie, mo�e zakaza�aby Had�er widywania si� z tym zwariowanym Polakiem, jak kiedy� go okre�li�a.
Jakby to mo�na by�o nie zwariowa� wobec tych czarnych, p�on�cych oczu... Ledwie spojrz�, a ju� o �wiecie si� nie pami�ta...
I zn�w kopn�� kamyk.
Skrzekliwy g�os kobiecy przywr�ci� go przytomno�ci. Nawet nie zwr�ci� przedtem uwagi na wysok�, chud� kobiet� w dziwacznym ubraniu, z zapa�em �owi�c� ryby. Odwr�cona twarz� ku niemu, jazgota�a z szybko�ci� karabinu maszynowego. Angielka; cho� nie od razu w tym si� rozezna�, takie by�o tempo wyrzucanych przez ni� s��w. Pomstowa�a, �e p�oszy jej ryby, �e te� ci m�odzi Turcy za grosz nie maj� taktu i subtelno�ci, przeszkadzaj�c powa�nym ludziom w tak zbo�nym zaj�ciu jakim jest �owienie pi�knych, srebrzystych rybek. Teraz na pewno ju� �adna si� nie z�akomi na haczyk.
- W�a�nie bierze... - wskaza� na sp�awik.
Angielka poderwa�a w�dk� Niewielka. rozmiar�w sardynki rybka zatrzepota�a na haczyku. Podobnych jej sporo ju� kot�owa�o si� w ma�ym wiaderku, stoj�cym u st�p amatorki w�dkarstwa.
- Aha... - mrukn�a zadowolona i �yczliwiej spojrza�a na ch�opca, dopiero teraz przygl�daj�c mu si� uwa�niej. - Jeste� Turkiem? Co� nie wygl�dasz mi na to. I angielski te� znasz...
- Jestem Polakiem. Ale teraz tu mieszkam i ucz� si�...
- Polakiem? Wonderful* [Cudownie (ang.)]! I tu si� uczysz? Tu mieszkasz? - za�mia�a si� ca�� twarz�, odm�odnia�a i Julek pomy�la�, �e w�a�ciwie trudno by�oby okre�li�, ile ta chuda kobieta ma lat, pi��dziesi�t pi�� czy osiemdziesi�t. Bo chwilami wygl�da�a tak, a za chwil� inaczej. Patrzy� na sw� towarzyszk� z rozbawieniem. Gdzie� tu angielska flegma i pow�ci�gliwo�� w s�owach? I jaka ruchliwa, sekundy nie ustoi spokojnie; podreptuje, g�ow� kr�ci, przechyla si�, tylko patrze�, jak wyl�duje w Bosforze. I to ubranie; zamszowa kurtka o m�skim kroju, podniszczona solidnie, wielkie kieszenie, wypchane czym�, na g�owie beret, tylko sp�dnica jeszcze od biedy normalna. A z jak� wpraw� nadziewa na haczyk robaka, jakby nie robi�a w �yciu niczego innego...
Bawi�a go i podoba�a mu si�. Zapomnia� o niedawnym frasobliwym nastroju, przygl�daj�c si� chudej jak szczapa kobiecie. Zdawa� by si� mog�o, �e nie pami�ta ju� o jego obecno�ci, poch�oni�ta bez reszty �owieniem. Zbarania�, gdy ca�ym obrotem cia�a zwr�ci�a si� nagle do niego:
- Tam jest druga w�dka, za tob�, we�, mo�esz �owi� razem ze mn�... Umiesz? - Widz�c jego wahanie, przynagli�a: - szybciej, zastanawiasz si� jak stary dziadyga...
Roze�mia� si� teraz w g�os. Ta babka poderwa�aby chyba do �ycia i umarlaka. Ale� dziwo z tej Anglicy. O, jak to teraz brwi wysoko w g�r� podnosi...
- Ze mnie tak si� �miejesz? - ostrzejsze ogniki zapali�y si� w siwych oczach.
- Nie z pani... ale tak pani przymusza, tak mn� dyryguje. Ju� bior� w�dk�, a �owi� umiem. Jeszcze z Polski. Cz�sto je�dzili�my z ojcem na jeziora...
- Aha - mrukn�a.
- I to jeszcze, �e pani wiele m�wi, zupe�nie nie po angielsku.
- W matk� si� wda�am. Ona by�a Francuzk�... Z ojcem, m�wisz, w Polsce... tu s� robaki, zak�adaj... A czemu znalaz�e� si� teraz w Turcji?
- To d�uga historia... Mam tu rodzin�, w polskiej wsi, Polonezkoy, za Bosforem.
Skin�a g�ow�.
- S�ysza�am. S�uchaj no... Jak ci na imi�? Julek? S�uchaj �ul, a dlaczego ty... Nie patrz z tak� z�o�ci�, podobasz mi si�, st�d ciekawo��. A zreszt� masz racj�, pogadamy potem, teraz ryby... Doskonale smakuj� sma�one. Tak m�wi�... bo ja ryb nie lubi� i nigdy nie jadam... Ta nieco ro�lejsza - z satysfakcj� zdejmowa�a z haczyka wi�ksz� sztuk�.
Zagapi� si� w wod� Bosforu, intensywnie granatow� nawet tutaj, w samym sercu Stambu�u, obok przystani i port�w, gdzie do wody sp�ywa�o wiele wszelakiego �miecia, a z�ociste plamy oliwy zagarnia�y ca�e szmaty powierzchni. Szybki pr�d radzi� sobie jednak z tym nalotem, ods�aniaj�c zn�w czyst�, gro�nie ciemnaw� wod�. W miejscu, gdzie �owili, ma�a betonowa ostroga powstrzymywa�a nap�r wody; rozbity nurt wirowa� zakolami, zagarniaj�c podskakuj�cy i ta�cz�cy jak pijany sp�awik w�dki.
Od ty�u rozlega�y si� coraz to gwizdki ruszaj�cych w sw� niezmordowan� tur� z brzegu na brzeg motorowych prom�w, przewo��cych ludzi i towar. Jak zawsze rojno by�o, ha�a�liwie i ciasno. Przypomnia� si� Julkowi ubieg�oroczny po�ar na Bosforze, gdy zderzy�y si� ze sob� dwa tankowce; palna ciecz sp�ywa�a strugami, podsycaj�c narastaj�cy ogie�. Samoloty zgasi�y po�ar zrzutami jakich� chemikali�w. By�o na co popatrze�, cho�by z daleka, policja zaraz bowiem odci�a wszelkie drogi wiod�ce na przysta�...
Od morza Czarnego p�yn�� wielki frachtowiec. Marynarze pozdrawiali ludzi na brzegach �yczliwym kiwaniem d�oni. Jaka� �agl�wka niebezpiecznie blisko statku.
Lubi� Bosfor, urodziwy sam w sobie, zw�aszcza w tych dalszych partiach, gdzie brzeg ju� pustosza�, wolny od zabudowa�. Woda rwa�a w przesmyku silnym nurtem, w pogodne wieczory wyskakiwa�y nad ni� takie same srebrzyste rybki jak te, kt�re teraz �owili. Podci��, nowa sztuka zatrzepota�a na haczyku.
Rozejrza� si� za wiaderkiem, do kt�rego Angielka pakowa�a trofea. I nagle ujrza� zolbrzymia�e oczy i szeroko rozwarte usta swej towarzyszki, potem dopiero m�odego cz�owieka, kt�ry maj�c pod pach� wielk� torb�, rwa� co si� w nogach ku miastu
- Moja torba, my God* [M�j Bo�e (ang.)] - j�kn�a tylko Angielka i zatrajkota�a szybciej jeszcze ni� przedtem.
Nie s�ysza� ju� tego. Na s�owa, �e torba nale�a�a do jego towarzyszki, z miejsca zerwa� si� w po�cig.
Tamten sadzi� wielkimi susami jak wystraszony zaj�c, jazgotliwe pokrzykiwanie poszkodowanej Angielki dodawa�o mu si�.
Przez d�u�sz� chwil� wydawa�o si� Julkowi, �e nie dogoni ju� z�odziejaszka; przestrze� mi�dzy nimi nie zmniejsza�a si�, strach wyra�nie dodawa� �obuzowi skrzyde�. Ale i w m�odym Polaku zbudzi�a si� zaci�to��. �Czekaj no, ducha wyzion�, a jednak dogoni�...� I rwa�, przebiera� nogami coraz to szybciej, omija� zadziwionych przechodni�w, kt�rzy nie od razu orientowali si� w tym co naprawd� si� sta�o, z trotuaru skoczy� na jezdni�, lepiej si� bieg�o; cho� samochody mija�y tu�, tu�. Byle tamten nie zd��y� zmiesza� si� z t�umem na przystani, bo wtedy szukaj wiatru w polu...
Ale z�odziejaszek zboczy� w najbli�sz� uliczk�, wiod�c� ku dzielnicy Galata. To go zgubi�o. Zderzy� si� za rogiem z jak�� jejmo�ci�, za chwil� omal nie nadzia� si� na w�zek za�adowany kawonami, wytraci� szybko��. By� ju� coraz bli�ej, co Julkowi najwyra�niej doda�o si�. Jeszcze troch�, jeszcze! Och, jak ostro rwie w p�ucach. Chyba ju� nie wytrzyma.
Co� z szurgotem run�o mu pod nogi. Nie zdo�a� odzyska� r�wnowagi, d�ugim szczupakiem poszorowa� po jezdni, szcz�ciem, zd��y� jeszcze zadrze� g�ow� do g�ry, inaczej mia�by facjat� jak �wie�o rozci�ty pomidor.
- Jasny gwint, zwieje mi... przelecia�o mu jeszcze przez my�l.
Zarazem ujrza� torb�, t� sk�rzan�, czarn� torb�, za�adowan� czym� solidnie, z�odziejaszkowi wcale nie by�o lekko z tym ci�arem. Julek poderwa� si� do zdobyczy uchwyci� mocno, bo ju� jakie� dwa �obuziaki czujnie spogl�da� na odrzucony �up.
Teraz dopiero, mocno trzymaj�c torb� w d�oniach, m�g� odsapn��. Przed oczyma wirowa�y mu kr�gi, kolorowe, najwi�cej z�otych. Pier� podnosi�a si� jak miech, usta ze �wistem wypuszcza�y powietrze. Przetar� spocone czo�o, obejrza� si�, po z�odziejaszku znik� wszelki �lad. Pal go sze��, grunt �e jest torba.
Z�apa� mocniejszy oddech. No ju� dobrze. Trzeba wraca�, bo tam stara zagada ca�y Bosfor. Musia� si� u�miechn��. Przypomnia�o mu si� nagle wydarzanie sprzed roku, gdy uratowa� dziewczynk� spod k� samochodu. Kto by pomy�la�, �e pozna w ten spos�b Had�er... Westchn��, czym pr�dzej zacz�� my�le� o czym� innym. I znowu co� musia�o si� sta�. Wicek zawsze powiada z zazdro�ci�, �e przy Julku nieustannie co� si� dzieje... Mo�e i ma racj�, czasem ju� tylko za wiele jest tego dziania si�. Wtedy, przed rokiem, zagubi� si� w Stambule, pierwszy raz ogl�danym na oczy. Zm�czony by�, smutny, nie�wiadomy dalszych swych los�w. I od razu taka historia, z poszukiwaniem go przez gazety, z zawarciem p�niej znajomo�ci z pa�stwem Gelogliu.. Wszystko tak samo. A bo to Haluka pozna� inaczej? �eby nie b�jka z Turkiem na pla�y, do dzi� by si� najpewniej nie znali, nie dosz�oby do wyprawy z profesorem, do udzia�u w odkryciu grobowca Dardan�w czy po�cigu samochodowego przez �wier� kraju...
Mo�e dzi� te� zaczyna si� co� nowego? Wyszed� przecie� tylko na spacer, �le si� czu� w ten uroczysty dzie� promocyjny, zagubiony, samotny. Nie wiedzia�, co z sob� zrobi�, wola� stroni� od ludzi, nawet tych najbli�szych. Do Adampola planowa� wyjazd dopiero jutro...
My�l urwa�a si�. By� ju� na nadbrze�u, a ku niemu przedziwnie pr�dko na sw�j, jakikolwiek by jej przypisa� wiek, zbli�a�a si� z wyci�gni�tymi ramionami stara Angielka.
- O m�j dzielny przyjacielu... Brawo, brawo, jest torba. G�r� nasza. A z�odziej gdzie?
- Ucieka ju� pewnie z nowym �upem...
Wyrwa�a mu torb� z r�ki, pr�no si� opiera�. Jak�e zm�czony jest, widzia�a, jak bieg�, gdzie� b�dzie szed� z takim ci�arem w og�le cudowna historia, cudowna, cudowna... Kapitalni s� ci Polacy... Jej daleka kuzyneczka mia�a w czasie wojny kolejno trzech narzeczonych Polak�w, lotnik�w. Wszyscy zgin�li. Co to byli za ch�opcy! Jeden w drugiego same chwaty, �eby nie oni, to ten za�niedzia�y, nudny Londyn mo�e by ju� nie istnia�.
- No i co potem? - zapyta� z g�upia frant; co go obchodzi�a w ko�cu jaka� tam kuzyneczka starej Anglicy.
- Potem? Kuzyneczka wysz�a za Anglika, nudn� pi��. I teraz tylko rozpami�tuje tamtych ch�opak�w... Ale co my tu o starych czasach. Jeste�my na miejscu. Patrz, w�dek nikt nam nie zabra�. Bierz swoj�.
Na haczykach trzepota�y rybki, same si� jako� uczepi�y. Julek niech�tnie zdejmowa� male�stwo i wrzuca� do sadzyka. Odesz�a go wszelka ochota �owienia. Zm�czy� si� tym ca�ym po�cigiem. I w�a�ciwie pora ju� i��, nie b�dzie tkwi� w niesko�czono�� przy tym �miesznym babsztylu. O, i teraz, �ypie ku niemu oczyma, zaraz pewnie si� roztrajkocze. Najwy�sza pora bra� nogi za pas...
- Ja te� nie chc� ju� �owi� - stan�a przed nim, fachowo zwijaj�c w�dk�. - Czym ci si� odwdzi�cz�? Wiesz, oddam ci rybki. Podobno smaczne, b�dziesz mia� na kolacj�...
Tak go zaskoczy�a, �e zapomnia� o dobrym wychowaniu. Parskn�� narastaj�cym �miechem, kt�rego ani przyhamowa�, ani powstrzyma�. �mia� si�, mru��c przy tym oczy, troch� ze wstydu przed t�, b�d� co b�d� starsz� kobiet�, kt�rej nale�a� si� szacunek, nawet je�li tam by�a nieco zwariowana.
Nagle gdy otworzy� oczy, ujrza�, �e i Angielka �mieje si� r�wnie serdecznie. Zdziwiony tym patrzy� teraz ciep�o na t� tak m�odzie�cz� jeszcze w sposobie bycia kobiet�, mimo zmarszczek solidnie bru�d��cych jej twarz.
Z tym samym uczuciem sympatii odpowiada� potem na jej �yczliwe pytania, gdy zaproszony na podwieczorek, znalaz� si� w ma�ej salce jadalnej troch� na staro�wiecki spos�b utrzymywanego pensjonatu, w jakim zatrzyma�a si� pani Barnes. El�bieta Barnes - zerkn�� na wizyt�wk�, otrzyman� na pocz�tku rozmowy. Ciekaw by� jej specjalno�ci, o kt�rej wyra�nie m�wi�y literki, �wiadcz�ce o posiadaniu doktorskiego tytu�u.
- Medycyna, taka dziwna nauka... Nie praktykuj�, cho� prawa jej uprawiania posiadam... Chyba, gdy ju� zachodzi konieczna potrzeba. Dlatego nie rozstaj� si� z mymi narz�dziami.
Z u�miechem si�gn�a po torb� uratowan� przez Julka. Teraz ju� wiedzia�, czemu by�a tak ci�ka. Starannie pouk�adane w sk�rzanych portfelach mie�ci�y si� tam lekarstwa, zastrzyki, strzykawki...
- Widzisz - jakby si� t�umacz�c wyja�nia�a pani Barnes - bardzo wiele podr�owa�am kiedy� z m�em. Towarzyszy�am mu w niemal wszystkich naukowych podr�ach. Cz�sto trzeba by�o nie�� ludziom pomoc w nag�ych wypadkach. Wesz�o mi to ju� w nawyk. Bo podr�uj� ci�gle. Od �mierci m�a, to jest ju� sze�� lat, wa��sam si� po �wiecie; pod adresem domowym, jaki widzisz na wizyt�wce, rzadko kiedy mo�na mnie zasta�, tyle, �e wiedz� tam, dok�d przys�a� przychodz�c� korespondencj�.
- M�wi�a pani, �e m�� by� paleontologiem - trudno wymawia�o mu si� to przyd�ugie s�owo.
- Tak. I to dosy� znanym... pasj� jego by�a paleozoologia, ale zorientowany by� i w paleoantropologii i w paleobotanice, w jaki� spos�b musia�o si� to ��czy� przy pracach w terenie. Ale to dla ciebie pewnie wszystko abrakadabra, �ul?
- Niezupe�nie. Wiem, �e paleontologia to nauka, kt�ra zajmuje si� badaniem skamienia�o�ci zwierz�t i ro�lin z dawnych epok geologicznych... Z tym, �e jedni badacze bardziej interesuj� si� �wiatem zwierz�cym, inni ro�linnym, a zn�w jeszcze inni badaniem szcz�tk�w ko�ci pierwszych ludzi, a w�a�ciwie przedludzi... Chyba prawid�owo m�wi�? - poczu� si� niepewnie, jeszcze ci�gle ta angielszczyzna... Jak to dobrze, �e jutro ju� b�dzie w Adampolu - szkoda, �e nawet na w�asny u�ytek jego mieszka�cy coraz cz�ciej u�ywaj� nazwy tureckiej Polonezk�y - nagadaj� si� po polsku z Wickiem, z cioci� Zosi�, z innymi.
Ockn�� si� z zamy�lenia. Starsza pani patrzy�a na niego ju� nie tylko �yczliwie, ale prawie z podziwem. Pokr�ci�a g�ow�:
- Du�o wiesz... Pocz�stuj� ci� zaraz cukierkami. �wietne, od kaszlu...
Pi� potem herbat�, cienkaw�; nie tak� tu w Turcji pijano, ale nie m�g�by nawet poprosi� o mocniejsz�, skoro pani Barnes powiedzia� przedtem, �e teina w nadmiarze mo�e by� bardzo szkodliwa.
Nikogo poza nimi tu nie by�o. C�rka gospodarza, pe�ni�ca rol� kelnerki, nawet nie zagl�dn�a wi�cej po podaniu herbaty; zna�a ju� widocznie obyczaje Angielki. Nastr�j by� mi�y, co� pokrewnego, cho� zarazem zupe�nie przeciwnego, przypomina�o Julkowi dom cioci Zosi w Adampolu. Nawet nie wypytywany wiele przez starsz� pani�, rozgada� si�, zwierzy� ze swych smutnych prze�y� rodzinnych. Zw�aszcza choroba ojca zainteresowa�a pani� Barnes, pami�ta�, �e w kt�rym� momencie �ci�gn�a brwi, a� zbieg�y si� u nasady jej d�ugiego, ostrodziobego nosa. Wyja�ni�, jak znalaz� si� w Turcji. I �e w�a�ciwie nie wie, jak losy jego potocz� si� w przysz�o�ci. Otrzyma� promocj� do nast�pnej klasy, da� sobie rad� z j�zykami, ma jecha� zaproszony przez profesora Zafera Kseresa na ekspedycj� archeologiczn�, ale to nie wszystko... Co potem? Ojciec pisze stale, by pozosta� tu jeszcze, mo�e nawet przez ca�y rok. A jego ci�gnie coraz silniej do kraju, do ojca, do tamtych jezior i las�w...
W kt�rym� momencie a� �al mu si� zrobi�o samego siebie; �ciszy�, zawiesi� nieomal g�os. Ciocia Zosia w takiej chwili na pewno by si� rozczuli�a, podesz�a, przytuli�a do siebie, zaszepta�a co� mi�ego, a potem przynios�a ze spi�arni s�oik konfitur. Tymczasem Anglica trzasn�a go nagle chud�, ko�cist� d�oni� przez plecy - Haluk mocniej by nie potrafi� - zagdaka�a ostro, surowo:
- Tylko nie rozp�acz si� przypadkiem. Nied�ugo b�dziesz doros�y, a mazgaisz si� jeszcze. Co� robi� dzi� nad Bosforem, gadaj mi zaraz?!
Oczy szeroko otworzy�, rozz�o�ci� si�. Do jasnej Anielki, co mu ten babsztyl b�dzie pokrzykiwa� nad uchem? Za cukierki od kaszlu i md�� herbat�? Za uratowanie torby z pigu�kami i ampu�kami?
- Nic. Przyszed�em na spacer.
- Aha. A teraz co zamierzasz?
- Pojad� do Yesilurtu, tam, gdzie lotnisko. Do znajomych, On jest profesorem archeologii, znanym na ca�y �wiat. Odnalaz� w ubieg�ym roku grobowiec ksi���cy Dardan�w...
- Ju� o tym m�wi�e�... Yesilurt, to za Stambu�em. Daleko. Odwioz� ci�. I nie b�d� na mnie z�y. Pami�taj, �e jeste� m�czyzn�. Dlatego ci� ofukn�am. Rozumiesz?
Zrozumia�, gdy zobaczy� j� za kierownic�. D�ugo nie m�g� si� oswoi� z szale�stwem jazdy po Stambule. �aden z kierowc�w nie zwa�a� tutaj na przepisy, mijali si� z prawa i z lewa, wyciskali gaz do deski na ciasnych uliczkach, prawie nie zdejmowali d�oni z klaksonu. �e mimo to wypadki zdarza�y si� stosunkowo rzadko, by�o wynikiem ich wyj�tkowego chyba refleksu... Je�dzi� po tym mie�cie z w�jtem Adampola, z profesorem, par� razy z Halukiem, kt�ry dorwa� si� do ojcowskiego mercedesa, ale wszystko to by�a dziecinna zabawa w por�wnaniu z tym, co pokazywa�a teraz pani Barnes za kierownic� swego masywnego, cho� nieco podstarza�ego austina. Jakby szatan wst�pi� w t� mocno ju� przecie� leciw� kobiet�. Wywija�a przez ciasne uliczki z tak� wpraw�, wciska�a si� mi�dzy inne maszyny tak zr�cznie i w tak b�yskawiczny spos�b, �e pocz�tkowy l�k Julka min��, ust�puj�c podziwowi. Taka babka ma prawo pohukiwa�, �e kto� si� mazgai...
Najbardziej ruchliwe centrum Stambu�u mieli poza sob�; przejechali ju� przez zat�oczony most Galata, przerzucony przez zatok� Z�otego Rogu. A i ulice by�y tu nieco szersze. Mign�y stare mury Konstantynopola i wpadli na szeroki highway, wiod�cy ku Edirne i dalej do bu�garskiej granicy - s�ynny mi�dzynarodowy szlak przelotowy. Pani Barnes podcisne�a gaz, strza�ka przesuwa�a si� szybko, a� zatrzyma�a si� na osiemdziesi�ciu milach. Mo�na by�o tu sobie na to pozwoli�, bo ruch by� jednokierunkowy, a bia�e pasy u�atwia�y mijanie. W�z szed� leciutko, wcale nie czu�o si� szybko�ci. Julek rozkoszowa� si� p�dem; tak jeszcze nie je�dzi�. Chyba �e wtedy, w tamt� pami�tn� noc, gdy przez Pergamon gnali do Izmiru w pogoni za rabusiami kosztowno�ci ze staro�ytnego grobowca...
Pytanie Angielki tak odbija�o od jego nastroju, �e nie od razu je poj��.
- Sk�d ja znam nazwisko profesora Kseresa? Mo�e przez m�a? Musz� zajrze� do moich notatek, prowadz� je od lat... Ciebie tak�e tam wpisz�, nasze spotkanie.
Wzruszy� ramionami. Pewnie, baba, wi�c i pami�tniki. M�czy�ni na og� nie bawi� si� takimi rzeczami.
Doje�d�ali ju�. Na lewo wzbija� si� w powietrze wielki pasa�er; grzmotem i dudnieniem ponios�o si� na ca�� okolic�. A zaraz z prawa rozwiera� si� Yesilurt, podstambulska dzielnica willowa, le��ca tu� nad Marmar�. Ile� z t� miejscowo�ci� kojarzy�o si� wspomnie� Julkowych! A i nie tylko wspomnie�. Tu wszak mieszka Had�er. Pomy�la�, �e tak naprawd� nie tyle chodzi�o mu o Haluka czy profesorostwo, co o nik�� wprawdzie, ale jednak realn� szans� zobaczenia dziewczyny o czarnych oczach. Bo jak�e tu czeka� ca�y tydzie�...
I teraz jakby go co� uskrzydli�o, ledwie si� zmusi� do serdecznego podzi�kowania i dania obietnicy, �e jeszcze zajrzy do pensjonatu pani Barnes, a gdyby co, zostawi kartk�...
Sadzi� po schodach jak szalony, przeskakuj�c po trzy stopnie. Na pode�cie zatrzyma� si�, nastawi� uszu. Po prawej by�y drzwi mieszkania profesorostwa Kseres�w, po lewej pa�stwa Gelogliu, kt�rych c�rk� by�a urocza Had�er... Cisza panowa�a i tu i tam zupe�na. Zadzwoni� do profesorostwa; zawsze m�g� mie� jak�� spraw� do Haluka. Po jakim� czasie nacisn�� dzwonek mocniej; s�ysza� jego przyt�umiony terkot, ale nikt nie otwiera�.
Opar� si� o por�cz. Wiedzia�, co zrobi w tej sytuacji, ale troch� brak�o mu odwagi. No bo czym wyt�umaczy swoj� wizyt�?
Pacn�� si� d�oni� w czo�o. Gdyby by�o do�� miejsca, wywin��by koz�a z rado�ci. Kseresami si� wyt�umaczy. Hura, niech �yj� profesor i jego rodzina za to, �e raczyli si� oddali� poza domowa pielesze.
Ale ten przycisk naciska� delikatnie, nie�mia�o, ledwie, ledwie co� tam musia�o zabrz�cze�. Czy�by te� mia�a mu odpowiedzie� g�ucha cisza?
Drzwi uchyli�y si� prawie bezszelestnie, tak cicho, �e Julek a� drgn��, widz�c naprzeciw siebie u�miechni�t� �yczliwie twarz pana Aziza Gelogliu, ojca Had�er.
- Ach, to ty, Julek... No i co dobrego? Wchod��e do �rodka...
- U Haluka nie ma nikogo w domu, wi�c pomy�la�em... - j�ka� si�
- �e u nas przeczekasz do ich powrotu... Prosz�, prosz�. Had�er b�dzie ci niezmiernie rada. We dw�jk� siedzimy, bo nasza mama wymaszerowa�a robi� sprawunki.
- Julek!
Pos�a� jeszcze tylko wdzi�czne spojrzenie panu Gelogliu, kt�ry znikn�� za drzwiami gabinetu, i pospieszy� do Had�er. Przywitali si� jak zawsze podaniem d�oni i jak zawsze mia� ochot� uca�owa� jej smuk�e palce. Nigdy si� jednak na to nie zdoby�.
- Wiem, wiem, s�ysza�am, nie t�umacz si�, �wietnie, �e jeste�, mamy akurat nie ma...
- Te� s�ysza�em - nareszcie odzyska� pewno�� siebie. - Czytasz co�? - spojrza� na roz�o�one ksi��ki.
- Nie, tak mi si� my�la�o... O tobie te�, Julku...
- O mnie? O mnie, Had�er?
- Dziwisz si�, jakby� nie wiedzia�... Zaraz ci wszystko opowiem. Zaraz... A co u ciebie? Jedziesz do cioci?
- Jad�, raniutko, najpierwszym promem.
- No widzisz, to si� cudownie z�o�y�o, �e dzisiaj zajrza�e�. Nie mog�o by� cudowniej - a� w r�ce klasn�a, a oczy jej zab�ys�y, jakby kto ogniem w nie sypn��.
Wiedzia�, �e te ogromne, jak w�giel czarne oczy zapalaj� si� tak tylko dla niego. I za ka�dym razem odczuwa�, jak rado�� przenika go z tego powodu, jak staje si� i lepszy, i szlachetniejszy pod spojrzeniem dziewczyny, jak nie wiedzie� co by odda�, byle m�c znajdowa� si� przy niej.
Usiad�a przy nim, uj�a jego r�k� w swoje d�onie, na kr�ciutko, na chwil�, ale odczu� to jak przeb�ysk wielkiego szcz�cia.
- Widzisz, siedzia�am, my�la�am i mia�am zamiar pisa� do ciebie... Haluk by ci wr�czy� list.
- Jaki list? Mieli�my si� spotka� za tydzie�?
- Wyje�d�amy wcze�niej. Za cztery dni. Taty sprawy u�o�y�y si� w ten spos�b. Nie mogliby�my si� wi�c zobaczy�. Ale ty przyszed�e� wi�c si� bardzo ciesz�!
On jednak nie m�g� opanowa� zdenerwowania. Wiedzia�, �e pa�stwo Gelogliu wyje�d�aj� nad Morze Czarne, gdzie� w okolice Samsunu, nie zaistnia�aby zatem �adna szansa spotkania si� z dziewczyn�. Nie przypuszcza�, �e terminy ulegn� przyspieszeniu. Zamierza� nawet wyrwa� si� z Adampola dzie� wcze�niej, Haluk by to u�atwi� i zobaczy�by si� z Had�er. A teraz wszystko na nic, tyle im tylko zosta�o, co w tej chwili...
- Julek - po�o�y�a mu na ramionach r�ce.
Spojrza�, zobaczy� jej wielkie, wspania�e oczy, wzruszon� twarz. Nagle w oczach tych zamigota�o co�, stan�y �zy.
Nie pozwoli, by Had�er si� smuci�a. Nie wiedzie� kiedy dotkn�� ustami jej oczu, a potem ust.
Kto� chrz�kn�� za nimi. Obejrzeli si�, odsuwaj�c si� od siebie, ale dopiero po chwili w drzwiach stan�� pan Aziz z tym swoim dobrym �yczliwym u�miechem na ustach.
- No, ja swoje sko�czy�em, uff, ci�ka robota, zawsze s� k�opoty z tymi bilansami - pan Aziz by� wicedyrektorem wielkiego banku, - Zafer ze swoimi te� chyba wr�ci�, s�ysza�em ha�asy na klatce schodowej i pisk, ani chybi, Tarika.
- Pewnie mu Haluk wymierzy� mocnego kuksa�ca - Had�er pierwsza odzyska�a g�os.
- To ja zaraz do nich p�jd�... Bardzo dzi�kuj� za go�cin� - m�wi�c to oci�ga� si�; pragn�� jeszcze cho� przez chwil� zosta� z Had�er sam na sam i powiedzie�, �e j� kocha, bo to chyba jest w�a�nie kochanie. Pan Gelogliu po�o�y� ju� d�o� na klamce drzwi, gdy od strony korytarza rozleg�o si� szuranie.
- Mama wr�ci�a - oznajmi�a Had�er.
Ca�a tr�jka spojrza�a po sobie. Rozumieli si�. Pani Gelogliu nie najch�tniej widywa�a Julka w swoim domu. Wdzi�czna by�a ch�opcu za uratowanie c�rki spod k� samochodu, ale obawia�a si�, by m�odzi nazbyt si� nie polubili. Zbyt wiele wszak ich dzieli�o: narodowo��, obyczaje, tradycje...
- Tak, tak, to ja jeszcze raz dzi�kuj�, bardzo dzi�kuj�. Panu i tobie, Had�er.
U�cisn�� d�o� in�yniera, a na d�oni dziewczyny, ju� nie zwa�aj�c na obecno�� ojca, szarmancko, po polsku, wycisn�� poca�unek.
Pan Aziz chrz�kn��, u�miechn�� si�, Had�er sp�sowia�a straszliwie.
I tyle. Po chwili zamkn�y si� za Julkiem drzwi, odgradzaj�c go od Had�er nie wiedzie� ju� na jak d�ugo. Aby si� wyzwoli� od sm�tku, silnie, energicznie nacisn�� dzwonek od mieszkania profesorostwa Kseres�w.
- Julek, hura, hura! Jeste� potrzebny. Kupa zmian. Ekspedycja op�niona, w�a�nie doktor Merlut przylecia� samolotem z Ankary. Wy�oni�a si� nowa sprawa, b�dzie ciekawie, zobaczysz. ..
Najserdeczniejszy Julkowy przyjaciel ju� ci�gn�� go za sob� do pokoju. Pani Kseres przy�o�y�a palce do ust:
- Ciszej, ojciec rozmawia z kim�... Witaj, Julek.
Tarik wyskoczy� naprzeciw.
- Tata gada o tobie, Julek...
- O mnie?
Pan Zafer Kseres widz�c Julka u�miechn�� si� szeroko i powiedzia� do s�uchawki: - I widzi pani, zguba si� znalaz�a... Dobrze, dobrze, oczywi�cie, przeka�� mu pozdrowieniu od pani. A my, jak um�wione, spotkamy si� jutro. Czekam pani w Katedrze. Do widzenia, k�aniam si� nisko, naprawd� czuj� si� zaszczycony pani telefonem.
Powoli od�o�y� s�uchawk� i zamy�lony spojrza� na nic nie rozumiej�cych ch�opc�w.
- Wiesz, Julek, kto dzwoni�?
Julek zaprzeczy� wzruszeniem ramion. Niczego nie rozumia�.
- Pani Barnes... Kiedy� mia�em zaszczyt pozna� jej m�a, by� to naukowiec wysokiej klasy...
- Pani Barnes? - Julek wyj�ka� to z niek�amanym przera�eniem.
Rozdzia� II
... i nadal co� si� gdzie� czai
Przymru�onymi przed blaskiem ostrego s�o�ca oczyma spogl�da� na zwijaj�cy si� przed nimi pas szerokiego asfaltu. Po�r�d d�ugich, traw� poros�ych plac�w wystrzeliwa�y co jaki� czas nowoczesne budynki, mocno przeszklone, o jasnych tynkach.
Haluk nacisn�� hamulec, zwolni� i rozgl�da� si� uwa�nie. On te� nie wyznawa� si� jeszcze dobrze w Ankarze, kilka razy ju� pob��dzili, szukaj�c tras wyjazdowych.
- Morza tu brukuje... Nie to, co w Yesilurcie, niemal w k�piel�wkach mo�na prosto z domu gna� na Marmar�... W tych basenach �le mi si� k�pie.
- Nie mo�esz mie� wszystkiego od razu... A mnie podoba si� wasza stolica. M�drze si� tutaj my�li, na jutro, na pojutrze. Teraz puste place, ale za kilka lat powstan� tu nowoczesne ci�gi zabudowy, miasto nagle stanie si� kolosem.
- Pewnie - Haluk mile by� po�echtany s�owami przyjaciela. - A wiesz ty, Julek, ilu mieszka�c�w liczy�a Ankara jeszcze w 1923 roku? Trzydzie�ci tysi�cy zaledwie. I to w dwa lata po proklamowaniu jej przez Ataturka now� stolic�.
- A dzi�?
- Osiemset tysi�cy, z przyleg�ym rejonem ponad milion. Przez nieca�e p� wieku tak si� rozros�a... Tu trzeba skr�ca�, zawsze zapominam. Prosto, dojechaliby�my do prezydenckiego pa�acu. I do twojej ambasady. Jutro tam idziemy? Ciesz� si�, �e zaproszono mnie razem z tob�...
- Prawda, ta wizyta... - Julek my�lami ci�gle by� jeszcze gdzie indziej. - Teraz dopiero widz�, jak w�a�ciwie w og�le nie znam Turcji. Gdyby nie zesz�oroczna wyprawa nad Morze Egejskie, wiedzia�bym jeszcze mniej. Ogromny kraj. I co krok inny, zupe�nie inny.
- Pociesz si�, �e ja te� nie znam, cho� przewa��sa�em si� z ojcem ju� sporo. O, baba* [Ojciec (tur.)] to zna chyba ka�dy k�t. Gdzie on ju� nie dotar� w tej swojej manii szukania wczorajszych ech. Od wschodnich pustkowi przez pasma Tauru, poprzez wszystkie wybrze�a morskie do okolic wielkich jezior: Van na wschodzie i Tuz w centrum kraju... Julek, my nad Tuz Golu machniemy si� st�d. S�one jezioro, smutne podobno. Warto obejrze�, Merlut m�wi, �e utkniemy tutaj na d�u�ej ni� tydzie�.
- Jeszcze?
Mina Julkowi mocno si� wyd�u�y�a. Ci�gn�o go ju� do nowej, wielkiej przygody, bowiem nie wyobra�a� sobie, by przy profesorze mog�o by� inaczej, a tymczasem trzeba czeka�, odwleka si� wszystko... Zn�w poczu� wyrzuty sumienia, �e nie pom�g� cioci Zosi w Adampolu, nie da� si� jej nacieszy� swoj� obecno�ci�. Wicek to przynajmniej uczciwie zarabia na sw�j wyjazd, pomagaj�c matce, ile tylko si� mu starczy...
My�l urwa�a si�, wje�d�ali na parking roz�o�ony u wej�cia do wielkiego parku m�odzie�owego, te� za�o�onego z woli Ataturka. W og�le, czego nie tkn�� w tym kraju, wszystko wi�za�o si� z Ataturkiem. Nic dziwnego, �e tak bardzo Turcy czcz� jego pami��...
- Haluk, kiedy zwiedzimy mauzoleum?
- Mo�e jutro... Wysiadaj. Mamy dwie godziny czasu. Merlut prosi�, by�my dzi� punktualnie wr�cili.
Haluk zrobi� pocieszn� min�, mrugn�� okiem i wykrzywi� g�b� w u�miechu. Wczoraj p�nym powrotem zepsuli doktorowi wszystkie plany, ale jako� ci�gle wszystko im si� myli�o, nadrabiali drogi, no, a przedtem zasiedzieli si� w Muzeum Sztuki... Eh, w ko�cu nic si� nie sta�o.
Od parkingu do basen�w by� spory kawa� drogi. Wspaniale zadrzewiona przestrze�, poci�ta kr�tymi alejami, rozwieraj�ca si� tarasami na wolne p�aszczyzny usiane kwiatami, stwarza�a klimat, w kt�rym l�ej si� oddycha�o. A jeszcze wabi�y dyskretnie pod drzewami ukryte kioski z napojami. Nie wypada�o inaczej, musieli przystan��, by wypi� po coca-coli. Julek troch� si� krzywi�, brakowa�o mu soku z granat�w; owoce te dojrzewa�y dopiero jesieni�. A potem drzewa urywa�y si�, ods�aniaj�c sztuczne jezioro o seledynowej, przejrzystej wodzie. Przesmykiwa�y si� po nim liczne �odzie, kajaki, �miech echami ni�s� si� na brzegi i zn�w zawraca� od drzew.
Julkowi podoba�o si� tutaj, ale Haluk, przyzwyczajony do harc�w na Marmarze, krzywi� si� pogardliwie.
- Chod�my na basen - poci�gn�� przyjaciela.
I tam wsz�dzie by�o t�oczno i gwarno. M�odzi p�ywali, chlapali si� wod�, formowa�a si� dru�yna do meczu pi�ki wodnej. Tylko na najg��bszym basenie ze stercz�c� obok skoczni� z trampolin� by�o nieco swobodniej. Chwila i obaj ch�opcy mocnym startem run�li w wod�.
Ci�gn�li obok siebie rami� w rami�, pr�no ka�dy z nich nat�a� si�y, staraj�c si� pru� wod� najekonomiczniejszymi zagarni�ciami, pr�no nogi wybija�y w�ciek�y takt kraula. Przy nawrocie, odbijaj�c si� od �ciany basenu, Haluk odsta� o jakie� p� g�owy, zaraz jednak wyr�wna�. I znowu by�o to samo...
Nie zauwa�yli nawet, i� na brzegu zgromadzi�o si� sporo ciekawskich, zw�aszcza dziewcz�ta �ywo zainteresowa�y si� wy�cigiem. Niekt�re okrzykami i klaskaniem w d�onie dopingowa�y zawodnik�w. Zdecydowana wi�kszo�� by�a po stronie Julka, przyci�ga�y je jego jasne w�osy, rzadko�� w tym kraju ciemnych czupryn.
Przy pi�tym bodaj nawrocie nagle zaprzestali obaj morderczej zaprawy. Zasapani, zziajani, wynurzyli si� g�owami tu� obok siebie i �api�c ci�ko oddech wybuchn�li serdecznym �miechem, jakim �mia� si� potrafi� tylko albo ludzie bardzo m�odzi, albo bardzo szcz�liwi.
- Patrz, widzisz je? - Haluk pierwszy zauwa�y� dziewcz�ta. Smuk�e, zgrabne, �adnie prezentowa�y si� w k�pielowych kostiumach.
By�y wyra�nie zawiedzione tak nag�ym przerwaniem frapuj�cej walki p�ywackiej. Kt�ra� rzuci�a g�o�ne pytanie, czemu zrezygnowali? Haluk w�a�nie znurkowa�, Julek czu� si� zatem w obowi�zku udzielenia dziewczynie odpowiedzi. Szukaj�c odpowiednich tureckich s��w - ci�gle mu ich brakowa�o - specjalnie wolno podp�ywa� ku kraw�dzi basenu. I wtedy od innej dziewczyny, stoj�cej jakby na uboczu od reszty, frun�� w jego stron� do wody czerwony go�dzik. Julek pchn�� si� paroma rzutami, wy�owi� kwiat, rycerskim gestem podnosz�c go ku wargom. Dziewczyna zap�oni�a si�, usi�uj�c schowa� si� za kole�ankami. Wysoka, o ciemnej cerze i kr�tko strzy�onych w�osach, mog�a si� podoba�. C�, tyle �e nie Julkowi, bo zaraz stan�o przed nim wspomnienie Had�er, a kt�ra� mog�aby z tamt� si� r�wna�?
Wi�c tylko raz jeszcze uca�owa� kwiat, co go to w ko�cu kosztuje, d�oni� przes�a� dziewczynie takiego� ca�usa i zaraz, za�o�ywszy go�dzik za ucho, pop�yn�� na spotkanie buszuj�cego ju� w drugim kra�cu basenu Haluka.
Turek widzia� wszystko z oddali, �mia� si�, ale w s�owach jego brzmia�a jakby nutka �alu:
- Ty, Julek, masz szcz�cie. Mnie �adna kwiatu by nie rzuci�a.
- Przyjed� do Adampola, to zobaczysz...
I zn�w wybuchn�li �miechem. No bo jak�e, w Adampolu dla odmiany Haluk robi� furor�; czarny, z oczyma jak roz�arzone w�gle, piekielnie zgrabny, podoba� si� polskim dziewcz�tom. Sabinka Ry�y, Lusia Wilkoszewska, Madzia Kempka tylko �lepi�y za nim.
Baraszkowali w wodzie d�ugo, kusi�a ich wci�� od nowa, a� wreszcie Haluk paln�� si� w czo�o. Najwy�szy czas wraca�, Merlut got�w ich skl�� w �ywy kamie�. Co� tam szykowa� na dzisiaj.
- Nie wiesz, o co mu chodzi? - dopytywa� si� Julek, gdy na tempo ubierali si� ju� w kabinie. - Jedziemy gdzie�?
- Nie... zdaje si�, zamierza nas nudzi� w Muzeum Hetyckim. Zamkni�te b�dzie jeszcze przez dwa tygodnie; generalne porz�dki, inwentaryzacja, zmiana ekspozycji, ale doktor ustali� z dyrektorem, �e oprowadzi nas. Mo�e i lepiej, �e bez t�oku, ale jak znam Merluta, szykuje si� nam solidna porcja nudy... No, gonimy, bo nie zd��ymy zje�� obiadu...
- Ja to jestem ciekaw wszystkiego. Niewiele wiem o Hetytach. Troch� czyta�em, g�upio by� jak tabaka w rogu, ale i czasu nie by�o, wiesz, jak musia�em ku�, by wyl�dowa� z promocj�, a i niewiele ksi��ek na ten temat trafi�o mi w r�ce. Ty na pewno wiesz du�o wi�cej.
- Troch�. Ja si� nie spiesz�, i tak douczymy si� na miejscu, b�dzie tego wy�ej dziurek od nosa. Pami�taj, to ju� nie tak, jak przy Dardanach, nie ma�a grupka, ale ca�a ekspedycja. Amerykanie i my. Tamci ju� pracuj� na swoim odcinku od dw�ch miesi�cy. Merlut m�wi�, �e dokonali pewnych odkry�, ale jakie� wi�ksze rewelacje mog� si� dopiero ods�oni�.
- Ja wierz� w profesora. On tyle wie, �e na pewno zn�w natrafi na co� wa�nego. B�dzie wiedzia�, gdzie szuka�.
- Baba ma nosa, to prawda. Wszyscy archeologowie mu zazdroszcz�. Przed pi�ciu laty natrafi� na frygijsk� �wi�tyni� w Zachodniej Anatolii, jedno z najlepiej zachowanych frygijskich znalezisk. Mo�e i z Hetytami b�dzie tak samo...
Podoba� si� Julkowi spos�b prowadzenia wozu przez Haluka. Mi�kko a zarazem stanowczo powodowa� kierownic�. Wys�u�ony mercedes reagowa� na ka�de drgnienie, wymijali inne wozy leciutko, jakby od niechcenia, opony cichutkim wizgiem �lizga�y si� po asfalcie.
- M�wisz, �e b�dzie tam ciasno? Du�o ludzi? - zastanawia� si� Julek. - To gorzej, my�la�em, �e zn�w b�dziemy sami. By�oby lepiej.
- Stanowiska s� po�o�one dosy� daleko. Przynajmniej te, kt�re zacz�to bada�, tak m�wi� Merlut. A jak b�dzie, to zobaczymy, nie zamartwiaj si� zawczasu. No, ju� dobijamy...
Mocnym skr�tem wpad� na podjazd prowadz�cy pod dom akademicki, w kt�rym zamieszkiwali. Studenci uko�czyli ju� zaj�cia i rozjechali si� do dom�w. W opr�nionym gmachu administracja wydzieli�a cz�� pomieszcze� dla cz�onk�w ekip archeologicznych, pracuj�cych w �rodkowej Anatolii. Tu si� kompletowa�y zespo�y, st�d rozje�d�a�y si� w teren. Biuro ekspedycji natomiast mie�ci�o si� w innej cz�ci miasta, w dawnym bazarze, przystosowanym do potrzeb Muzeum Hetyckiego.
Tam te� oczekiwa� ich doktor Merlut. Dzi�ki zwariowanej je�dzie Haluka niemal punktualnie dotarli na miejsce. Pierwszy asystent profesora m�g� by� zadowolony. Mimo to min� mia� dosy� kwa�n�. Spostrzegli to od razu. Zacny naukowiec nie umia� ukrywa� swych uczu�, zaraz wyrazi�cie odbija�y si� na jego twarzy.
- Co jest, Merlut? - z miejsca zapyta� Haluk. - K�opoty jakie�?
Doktor, ni�szy od obu ch�opc�w, wcale nie elegancko otar� r�kawem czo�o i podni�s� twarz ku g�rze, by przychwyci� spojrzenie Haluka.
- Chcia�em wam pokaza� dzisiaj muzeum - zapozna� bli�ej ze spraw�... Niespodziewanie przyjecha� ten profesor ameryka�ski. ..
- Ten, kt�ry kopie, z naszej ekspedycji?
- Ten sam... Pewnie zajmie mi czas do wieczora. Z drugiej strony dobrze, bo dowiem si�, co tam u nich, ustalimy te� zasady wsp�dzia�ania w samym terenie.
- To czym si� martwisz? My sobie poradzimy.
- Bo jeszcze jest co�... Nie wiem... Dzi� dwa razy kto� tu telefonowa�, szuka� mnie, nie chcia� si� przedstawi�... Wczoraj chyba grzebano w moich papierach, wzi��em je st�d, bo chcia�em si� rozejrze� lepiej w kierunkach poszukiwa�. W og�le, mam dziwne odczucie... Ech, nie ma co sobie zawraca� g�owy, jestem zwyczajnie troch� zm�czony, st�d te przywidzenia - zawstydzi� si� swego nastroju.
- Dziwne odczucie? Jakie?
- �e mi kto� depce po pi�tach... Ale to bzdura, bo niby z jakiego powodu? Wiecie, Amerykanie maj� za sob� pewne odkrycie. Dokonali go przed paru dniami, niezbyt to lojalnie z ich strony, �e dopiero teraz nas o tym powiadamiaj�. Ustalili�my wszak �cis�� wsp�prac�.
- To niedobrze, u licha - �achn�� si� Haluk. - Dla nas nic nie zostanie... Co� wielkiego?
- Nie. W jednej ze skalnych pieczar znalaz�o si� kilka czy kilkana�cie staro�ytnych figurek z br�zu. Znamienne, �e niczego tam wi�cej nie by�o opr�cz ko�ci jakich� zwierz�t i jednego ludzkiego szkieletu. W okolicy najbli�szej te� �adnych �lad�w o�tarza, grobowca, �wi�tyni, siedziby ludzkiej. Robi to wra�enie z�odziejskiego �upu. Tyle, i� nie wiadomo, gdzie zdobytego.
- Mo�e to sprawka z�odzieja sprzed wiek�w, czy nawet tysi�cy lat? - oczy Julka rozszerzy�y si�, wietrzy� przygod�.
- Wed�ug oceny ameryka�skiego profesora szkielet nie le�y tam d�u�ej jak par� lat. To wsp�czesna historia.
- Zaraz, zaraz, a te figurki?
- Najpewniej luwijskie. Ale do pieczary te� zosta�y przyniesione niedawno. To �atwo pozna�... Dowiem si� dzi� od Amerykanina wi�cej. On te� jest dziwnie przej�ty ca�� histori�. T�umaczy� w rozmowie telefonicznej, i� w�a�nie z uwagi na dziwne okoliczno�ci znaleziska, nie informowa� nas o nim od razu...
- Merlut, ty wiesz co� jeszcze? - Haluk ani my�la� ust�powa�.
Pokorny zazwyczaj Merlut tym razem zdoby� si� na stanowczo��.
- Nic nie wiem. By� mo�e, w og�le szkoda gadania na ten temat. Musia�bym sam obejrze� wszystko na miejscu... A te moje zwidy, �e kto� si� moj� osob� interesuje, te� nieistotne. Szkoda czasu, chod�my do muzeum. Przynajmniej rzucimy okiem na jedn� na czy drug� sal�... W�a�ciwie mogliby�cie sami zosta� tu na d�u�ej i zapozna� si� bli�ej z tym dziwnym �wiatem pasjonuj�cej kultury. Poprosz� dyrektora, aby wam zezwoli�...
Haluk ch�tnie by odm�wi�, Julek jednak b�agalnie �cisn�� mu r�k�, aby nie oponowa�. Nagle, mo�e pod wp�ywem dziwnych rewelacji doktora, zrodzi�o si� w nim ogromne pragnienie zrozumieniu tajemnicy hetyckiej. I chyba lepiej, �e nie b�dzie to od razu po��czone z uczonym wyk�adem, w dodatku Merluta, kt�ry mia� wyra�ne zadatki na nudn� pi�� naukow�, ale spojrzy si� na spraw� samemu, kiedy wi�cej mo�e przem�wi� wyobra�nia... Jeszcze teraz, gdy co� zaczyna si� dzia�.
- Julek, a nie m�wi�em? Bez ciebie bym nigdzie na wykopaliska nie jecha�, by�oby najzwyczajniej nudno. Z tob� co� musi si� dzia�, taki ju� jeste�, Wicek ma racj�!. Ech, g�r� nasza! - Haluk z impetem trzepn�� Julka przez rami�. W hallu, do kt�rego weszli, a kt�ry zdobi�y dwa olbrzymie, bazaltowe pos�gi zwierz�t, uchyli�y si� boczne drzwi jakiego� pomieszczenia i wydrepta�a im naprzeciw niewielka posta� czarno ubranego cz�owieka.
- Widzia�em was z okna, w�a�nie zn�w telefon do pana, doktorze...
- To ch�opcy, kt�rzy pojad� z nasz� ekip�. Syn profesora Zafera Kseresa, Haluk, i jego m�ody przyjaciel z Polski, Julek. Przedstawcie si� dyrektorowi muzeum... Zaraz wracam.
Julek z podziwem wpatrywa� si� w masywn�, grubo ciosan� sylwetk� dziwnego potwora. Czarny bazalt l�ni�, a w g�bie potwora nak�ada�y si� wyraziste plamy cienia i �wiat�a.
Z przeciwleg�ej strony tkwi� inny potw�r o szerokim pysku z rozwart� paszcz�. Ch�opca nasz�a ochota, by poklepa� stwora po pysku, jednak wzgl�d na obecno�� dyrektora muzeum powstrzyma� go od wprowadzenia my�li w czyn.
- To hetyckie pos�gi?
- Hetyckie. Z okresu Nowego Pa�stwa. Wtedy w�a�nie rozwin�y si� cechy monumentalne w sztuce hetyckiej, zar�wno w architekturze, jak w rze�bie.
- Nowego Pa�stwa?
Ma�y cz�owieczek o zasuszonej twarzy u�miechn�� si� dobrotliwie, uj�� ch�opc�w pod ramiona i zaszepta� prawie konspiracyjnie:
- Musicie pozna� par� poj�� wyj�ciowych, bo inaczej wszystko b�dzie wam si� pl�ta� i rady z Hetytami nie dacie... Ot� na terenach Azji Mniejszej zamieszkiwa� lud Hatti, tak zwani Protohetyci. W przybli�eniu dwa tysi�ce lat przed nasz� er� przyby�a, prawdopodobnie drog� z Kaukazu, fala lud�w indoeuropejskich, kt�re podbi�y rodzim� ludno��. Z powsta�ych pa�stewek najsilniejsze sta�o si� pa�stwo Hetyt�w, kt�rzy, jak widzicie, nazw� przej�li od podbitej ludno�ci... W latach 1600-1450 pa�stwo to dochodzi do wielkiej �wietno�ci. Nazywamy je Starym Pa�stwem. Po okresie pewnego zastoju raz jeszcze Hetyci umacniaj� sw� pa�stwowo��, trwaj�c� mniej wi�cej od roku 1400 do 1200, kiedy to w nieznanych bli�ej okoliczno�ciach zostaj� zniszczeni i rozproszeni. Ten drugi okres to Nowe Pa�stwo. Sztuk� hetyck� dzielimy w�a�nie w ten sam spos�b: na sztuk� Starego Pa�stwa, Sztuk� Nowego Pa�stwa i wreszcie na sztuk� nowohetyck�, kt�ra rozwija�a si� w licznych male�kich pa�stewkach czy nawet miastach hetyckich na terenie Cylicji czy Syrii, ale gdzie oddzia�ywa�y na ni� i r�ne inne wp�ywy...
- To w�a�ciwie bardzo nied�ugo, przynajmniej w poj�ciu historycznym, trwa�a pa�stwowo�� hetyck� - g�o�no rozmy�la� Julek.
- Ale jak trwa�e pozostawi�a �lady... By�a to wielka cywilizacja, wspania�a kultura. Lepiej tak przej�� przez histori�, s�awnie, z rozmachem, i nawet potem zagin��, ni� wlec si� niemrawo i niem�nie, niewiele zostawiaj�c po sobie.
- O w�a�nie, a te statuetki...
Haluk mocno tr�ci� go w bok. Dopiero Julek si� zorientowa�, i� o ma�o si� nie wypapla�. Nie wiadomo, czy dyrektor muzeum zorientowany by� w dziwnych rewelacjach ameryka�skiego archeologa, zakomunikowanych im przez doktora Merluta...
- Statuetki? Jakie?
- Takie niewielkie, z br�zu...
- A tak, tak... na niekt�rych z nich wyra�nie wida� wp�ywy sztuki hetyckiej. Bo to w�a�nie Frygowie podbili najprawdopodobniej Hetyt�w. Mogli zatem przej�� w niejednym ich kultur�. Tak to ju� bywa w historii, mo�e to jakie� prawo rozwoju...
Dyrektor urwa� swe rozwa�ania, bo w�a�nie pojawi� si� Merlut.
- No, jestem...
- Co� wa�nego? - zaciekawili si�.
- Nic, nic... - zby� ich Merlut i zaraz zwr�ci� si� do zasuszonego dyrektora. - Chcia�em oprowadzi� ich po muzeum, ale tak si� sk�ada, i� mam wa�n� rozmow�... Gdyby mo�na, niechby sami obejrzeli sobie eksponaty. Czy zgodzi si� pan?
- Tak, tak. Sam bym im ch�tnie pokaza�, umiej� s�ucha�... Ale te� si� spiesz�. Zaraz zawo�am wo�nego. Niech sobie ogl�daj�.
- �adnie by�my wygl�dali, gdyby zechcia� nas oprowadza�. Zaczadzieliby�my od tych wszystkich m�dro�ci - skrzywi� si� Haluk, gdy tylko dyrektor oddrepta� do jakich� dalszych pomieszcze�. I zaraz zwr�ci� si� do Merluta: - Tamten dzwoni�? No, ten, co si� nie przedstawia�, gdy przedtem ci� szuka�?
- Tak - Merlut mia� kwa�n� min�. Wzruszy� ramionami. - Niczego nie rozumiem... Zachowajcie rzecz przy sobie. Nieznany cz�owiek przestrzega� mnie, by nie ufa� Amerykanom, ich ekspedycji. Zw�aszcza profesorowi Laxnerowi.... Najciekawsze, �e wiedzia� o tych figurkach znalezionych w pieczarze skalnej; A� g�os podni�s�, gdy o nich m�wi�, �e nie wolno, by dostawa�y si� w obce r�ce, �e tylko Turcy powinni mie� prawo do przesz�o�ci tej ziemi... A na ostatek w og�le skl�� archeologiczne badania. �e nic dobrego nie wnosz�, m�c� tylko spok�j dawno umar�ych, a i po�r�d �yj�cych wprowadzaj� niepok�j.
- Co jeszcze?
- Nic wi�cej. Ostrzega�, �eby�my nie poczynali sobie za swobodnie na terenie obj�tym poszukiwaniami... A ju� Amerykan�w �eby�my w og�le precz przep�dzili. Nic nie rozumiem.
Haluk wzruszy� ramionami. On te� nie rozumia�.
Julek marszczy� czo�o.
- Doktorze - zwr�ci� si� do Merluta. - A te papiery, kt�re kto� panu przegl�da�, gdzie by�y? Tutaj czy tam, gdzie sypiamy?
- Tam... W tej prowizorycznej pracowni. Zabra�em je st�d, by troch� bli�ej zapozna� si� z niekt�rymi szczeg�ami... Ale za to nie dam g�owy, mo�e sam, zm�czony, narobi�em ba�aganu na stole. O, idzie wo�ny, ju� to samych dyrektor za nic by was na sal� nie wpu�ci�. S�usznie... Na mnie czas, mo�e dowiem si� czego� wi�cej o tych tajemniczych sprawach od profesora Laxnera. Wieczorem si� zobaczymy.
Odprowadzili go spojrzeniami. Wo�ny zabrz�cza� kluczami. Bez wi�kszej ochoty ruszyli za nim. Wobec osobliwych rewelacji Merluta dawne sprawy przesta�y by� pasjonuj�ce, wa�niejsze stawa�o si� wszystko, co zaczyna�o ich osacza� tutaj, jeszcze przed wyruszeniem wyprawy w teren. Co wobec tego czeka ich tam, w odludnym pa�mie Tauru, w�r�d g�r i stepu. Mo�e jaka� nowa, wielka przygoda?
Radzi byli, i� wo�ny nie zdradza� ochoty do rozmowy, a zw�aszcza �e nie wpad� na pomys� odgrywania roli cicerone. Dopiero by ich zmordowa�. Wystarczy im na teraz troch� wyja�niaj�cych napis�w; przyjrz� si� tylko najog�lniej eksponatom, reszt� zostawiaj�c sobie na kiedy indziej...
A jednak ani si� obejrzeli, jak wci�gn�� ich wiew zamierzch�ej, ci�gle jeszcze do ko�ca nie rozpoznanej kultury. Mo�e �wiadomo��, i� nied�ugo styka� si� z ni� b�d� na co dzie�, mo�e przeczucie zaczynaj�cej si� nowej przygody, sprawi�y, i� ogl�dane eksponaty zacz�y nagle nabiera� �ycia, a uzupe�niany i wspomagany wyobra�ni� widok ich przemawia� bardziej ni� normalne zetkni�cie z muzealnymi zabytkami.
- To najwi�kszy zbi�r hetycki na �wiecie... - napuszy� si� w kt�rym� momencie Haluk. - Tych rzeczy nikt nam ju� nie rozkrad�, jak znalezisk z Troi czy Pergamonu... Patrz, jakie t