9334

Szczegóły
Tytuł 9334
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9334 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9334 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9334 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LUCY MAUD MONTGOMERY Z �YCIA AVONLEA TYTU� ORYGINA�U CHRONICLES OF AVONLEA PRZE�O�Y�A JOLANTA BARTOSIK I PONAGLANIE LUDWIKA Pewnego sobotniego wieczora Ania Shirley siedzia�a skulona na kanapie w saloniku Teodory Dix i rozmarzonym wzrokiem spogl�da�a za okno na pi�kn� krain� ponad wzg�rzami, za kt�rymi w�a�nie zachodzi�o s�o�ee. By�y wakacje. Ania przyjecha�a na dwa tygodnie do Chatki Ech, w kt�rej pa�stwo Irvingowie sp�dzali lato. Cz�sto wpada�a do starego domu Dix�w, �eby porozmawia� z Teodor�. Tego wieczora nagada�y si� ju� do woli, dlatego teraz Ania z rozkosz� oddawa�a si� marzeniom. Kszta�tn� g��wk�, owini�t� warkoczem kasztanowych w�os�w, opar�a o framug� okna. Jej szare oczy l�ni�y jak cieniste stawy, odbijaj�ce blask ksi�yca. W pewnej chwili Ania zobaczy�a Ludwika Pr�dkiego. Znajdowa� si� jeszcze daleko od domu, bo aleja wjazdowa Dix�w by�a d�uga, ale rozpozna�a go bez trudu. W �rodkowym Grafton nie by�o nikogo tak wysokiego jak on, lekko si� garbi�cego i poruszaj�cego z takim spokojem. W Ludwiku wszystko by�o wyj�tkowe. Ania otrz�sn�a si� z marze�. Uzna�a, �e takt wymaga, �eby si� po�egna�a z przyjaci�k�. Ludwik stara� si� o Teodor�. Wiedzieli o tym wszyscy w ca�ym Grafton, a gdyby nawet kto� nie wiedzia�, to z ca�� pewno�ci� nie dlatego, �e nie zd��y� o tym us�ysze�. Ludwik przemierza� t� alej� swoim spokojnym, powolnym krokiem i przychodzi� tu, �eby si� widzie� z Teodora, ju� przez pi�tna�cie lat! Kiedy Ania � szczup�a, dziewcz�ca i romantyczna � wsta�a, �eby si� po�egna�, Teodora � pulchna, w �rednim wieku i praktyczna � powiedzia�a: � Nie musisz si� spieszy�, dziecko. Zosta� jeszcze. Pewnie zobaczy�a� w alei Ludwika i pomy�la�a�, �e b�dziesz nam przeszkadza�a. Nie b�dziesz. Ludwik lubi, kiedy jest z nami kto� trzeci, i ja te� to lubi�. Wtedy jest ciekawiej. Kiedy kto� odwiedza cz�owieka regularnie dwa razy w tygodniu przez pi�tna�cie lat, z czasem zaczyna brakowa� temat�w do rozmowy. M�wi�c o Ludwiku, Teodora bez skr�powania rozmawia�a o nim i o jego przed�u�aj�cych si� zalotach. Nawet nie udawa�a nie�mia�o�ci. Przeciwnie, robi�a wra�enie rozbawionej. Ania usiad�a i razem z Teodora patrzy�a na Ludwika, zbli�aj�cego si� do domu. Rozgl�da� si� po ��kach, na kt�rych bujnie kwit�a koniczyna i spogl�da� ku rzece, wij�cej si� dnem osnutej mg�� doliny. Ania spojrza�a na Teodor� i jej spokojn�, �adn� twarz i spr�bowa�a sobie wyobrazi�, co by czu�a, gdyby to ona czeka�a na podstarza�ego wielbiciela, niezdolnego do podj�cia decyzji, ale nawet jej wyobra�nia okaza�a si� na to niewystarczaj�ca. Ju� ja, pomy�la�a zniecierpliwiona, ju� ja bym co� wymy�li�a, �eby go pop�dzi�, gdyby mi na nim zale�a�o. Ludwik Pr�dki! C� za fatalnie niestosowne nazwisko. Taki cz�owiek i takie nazwisko � to oszustwo i pu�apka. W ko�cu Ludwik dotar� do domu, ale tak d�ugo sta� na progu, przygl�daj�c si� zielonej pl�taninie krzak�w w sadzie, �e Teodora otworzy�a drzwi, zanim zapuka�. Wprowadzaj�c go do pokoju, zrobi�a za jego plecami min� do Ani. Ludwik u�miechn�� si�. Lubi� Ani�. Opr�cz niej nie zna� �adnych m�odych dziewcz�t, bo zawsze unika� ich towarzystwa. Przy nich czu� si� niezr�cznie i nieswojo, ale Ania tak na niego nie dzia�a�a. Ania umia�a post�powa� z lud�mi. Mimo �e Ludwik i Teodora znali j� od niedawna, oboje czuli, �e maj� w niej przyjaci�k�. Ludwik by� wysoki i niezgrabny; niespieszny spos�b bycia dodawa� mu swoistego wdzi�ku. Mia� opadaj�ce, jedwabiste, br�zowe w�sy i male�k�, k�dzierzaw� br�dk�, uchodz�c� za ekscentryczn� w Grafton, gdzie reszta m�czyzn chodzi�a albo g�adko ogolona, albo nosi�a du�e brody. Oczy mia� marzycielskie i mi�e. W ich niebieskich g��binach by�a odrobina melancholii. Ludwik usiad� w wielkim, starym fotelu, nale��cym kiedy� do ojca Teodory. Zawsze tam siada�. Ania twierdzi�a, �e fotel z wygl�du przypomina Ludwika. Nie musia�o min�� wiele czasu, �eby atmosfera si� o�ywi�a. Ludwik by� dobrym polemist�, kiedy ju� uda�o si� go wci�gn�� do rozmowy. By� oczytany i cz�sto zaskakiwa� Ani� swoimi trafnymi uwagami na temat ludzi i spraw, kt�rych echa dociera�y do Grafton. Z Teodora Ludwik lubi� wie�� spory teologiczne. Jej nie interesowa�a polityka ani wydarzenia kszta�tuj�ce histori�, za to zg��bia�a doktryn� i czyta�a wszystko, co mog�o mie� zwi�zek z wiar�. Kiedy rozmowa zamieni�a si� w przyjacielsk� sprzeczk� tych dwojga na temat Nauki Chrze�cija�skiej, Ania zrozumia�a, �e nie jest tu d�u�ej potrzebna i nikt nie b�dzie �a�owa�, je�li sobie p�jdzie. � Wzesz�y gwiazdy; czas wraca� do domu � powiedzia�a i po�egna�a si�. Kiedy znalaz�a si� na zielonej ��ce, upstrzonej bia�ymi i ��tymi stokrotkami, i upewni�a si�, �e z domu ju� jej nie wida�, stan�a, �eby si� po�mia�. Owion�� j� �agodny wiatr a� ci�ki od zapach�w. Ania opar�a si� plecami o bia�� brzoz� i �mia�a si� do rozpuku; zawsze, kiedy pomy�la�a o Teodorze i Ludwiku, zbiera�o si� jej na �miech. Skorej do dzia�ania m�odo�ci ich romans wydawa� si� bardzo zabawny. Ania lubi�a Ludwika, mimo to wyprowadza� j� z r�wnowagi. � Kochany, wielki, denerwuj�cy g�sior � powiedzia�a na g�os. � To najwi�kszy i najmilszy idiota na ca�ym �wiecie. Jest jak ten aligator z piosenki dla dzieci, kt�ry nie chce i�� ani sta�, tylko z uporem podskakuje w miejscu. Dwa dni p�niej, kiedy Ania zn�w odwiedzi�a dom Dix�w, rozmowa z Teodora zesz�a na temat Ludwika. Teodora, osoba nadzwyczaj pracowita i lubi�ca wszelkie rob�tki r�czne, dzierga�a szyde�kiem jak�� wymy�ln� koronk�. Ania z za�o�onymi r�kami siedzia�a w fotelu na biegunach i przygl�da�a si� Teodorze. Nagle zwr�ci�a uwag� na to, �e Teodora jest bardzo �adna. By�a dobrze zbudowana, cer� mia�a jasn�, rysy wyraziste i grube, oczy piwne, wielkie i �agodne. Mia�a urod� Junony. Kiedy si� nie u�miecha�a, mog�a budzi� l�k. Ania pomy�la�a, �e nie by�oby nic dziwnego w tym, gdyby Ludwik si� troch� ba� Teodory. � Czy przez ca�y wiecz�r rozmawiali�cie z Ludwikiem o Nauce Chrze�cija�skiej? � spyta�a. Teodora u�miechn�a si� szeroko. � Tak. Posprzeczali�my si�. W ka�dym razie, ja si� z nim pok��ci�am. Ludwik z nikim si� nie chce k��ci�. Kiedy si� go pr�buje atakowa�, ciosy trafiaj� w pr�ni�. Denerwuj� mnie potyczki z cz�owiekiem, kt�ry nie podejmuje walki. � Teodoro � powiedzia�a Ania przymilnie � b�d� teraz w�cibska i bezczelna. Je�li b�dziesz mia�a ochot�, mo�esz mi pokaza�, gdzie moje miejsce. Dlaczego nie pobierzecie si� z Ludwikiem? Teodora za�mia�a si� bez skr�powania. � Przypuszczam, Aniu, �e� w Grafton wiele os�b zadaje sobie to pytanie. Powiem ci szczerze, �e nie mam nic przeciwko ma��e�stwu z Ludwikiem, ale trudno by�oby mi wyj�� za m�czyzn�, kt�ry nie prosi� mnie o r�k�. Ludwik nigdy mi si� nie o�wiadczy�. � Czy�by by� a� tak nie�mia�y? � zastanawia�a si� Ania. Wyczuwszy, �e Teodora jest w odpowiednim nastroju, postanowi�a zg��bi� t� tajemnic� do samego ko�ca. Teodora od�o�y�a rob�tk� i spojrza�a za okno, na zielone wzg�rza i przyjazny, letni wiecz�r. � S�dz�, �e nie. Ludwik nie jest nie�mia�y. Taki ju� ma spos�b bycia; spos�b Pr�dkich. Wszyscy Pr�dcy zastanawiaj� si� dwa razy nad ka�dym drobiazgiem. Zanim si� na co� zdecyduj�, mijaj� lata. Czasem my�lenie zajmuje im tak du�o czasu, �e ostatecznie nie dostaj� tego, nad czym deliberuj�. Tak by�o ze starym Adolfem Pr�dkim. Przez ca�e �ycie m�wi�, �e wybierze si� do Anglii, �eby odwiedzi� brata, ale nigdy tam nie pojecha�, chocia� nie by�o �adnych przeszk�d. Pr�dcy nie s� leniwi, tylko lubi� �y� bez po�piechu. � A Ludwik jest po prostu typowym Pr�dkim, tylko doprowadzonym do skrajno�ci � domy�li�a si� Ania. � W�a�nie. Ludwik nigdy w �yciu si� nie spieszy�. Od sze�ciu lat my�li o tym, �e nale�a�oby pomalowa� dom. Co jaki� czas porusza t� spraw� w rozmowie ze mn�, wybiera kolor i na tym koniec. Wiem, �e darzy mnie uczuciem i zamierza si� ze mn� o�eni�. Ciekawam tylko, czy ten dzie� rzeczywi�cie kiedy� nadejdzie. � Nie mo�esz go jako� ponagli�? � spyta�a Ania niecierpliwie. Teodora za�mia�a si� i wr�ci�a do swojej rob�tki. � Nawet gdyby mo�na by�o ponagli� Ludwika, ja tego nie zrobi�. Jestem na to zbyt nie�mia�a. Dziwnie to brzmi w ustach kobiety w moim wieku i mojej postury, ale taka jest prawda. Sama wiem, �e to jedyny spos�b, �eby po�lubi� Pr�dkiego. Moja kuzynka jest �on� brata Ludwika. Nie m�wi�, �e to ona mu si� o�wiadczy�a, ale w rzeczy samej, moja Aniu, w zasadzie tak by�o. Ja bym nie potrafi�a. Raz nawet spr�bowa�am. Kiedy zauwa�y�am, �e zaczynam wi�dn��, chcia�am to Ludwikowi jako� u�wiadomi�, ale s�owa wi�z�y mi w gardle. Teraz ju� si� przyzwyczai�am do tej sytuacji. Gdyby zmiana nazwiska z Dix na Pr�dk� by�a mo�liwa tylko pod warunkiem, �e sama podejm� w tej sprawie inicjatyw�, to do ko�ca �ycia pozostan� pann� Dix. Ludwik nie u�wiadamia sobie tego, �e si� starzejemy. Wydaje mu si�, �e nadal jeste�my rozchichotan� m�odzie�� i mamy przed sob� mn�stwo czasu. Na tym polega b��d Pr�dkich. Dopiero kiedy przychodzi umiera� zauwa�aj�, �e w og�le �yli. � Jeste� przywi�zana do Ludwika, prawda? � spyta�a Ania, wyczuwaj�c za t� list� paradoks�w kobiece rozgoryczenie. � Pewnie, �e tak � przyzna�a Teodora szczerze. By�o to dla niej tak oczywiste, �e nawet si� nie zarumieni�a. � Bardzo sobie ceni� Ludwika. Potrzebny mu kto�, kto by o niego zadba�. Wida� to po nim. Na pewno zauwa�y�a�, �e jego ubrania s� wy�wiechtane. Stara ciotka prowadzi mu dom, ale o Ludwika nie dba, a on wszed� w ten wiek, kiedy m�czy�nie potrzebna jest odrobina starania. Ja czuj� si� tu samotna, on jest samotny w swoim domu� Troch� to wszystko dziwne, prawda? Dlatego ca�e Grafton sobie z nas �artuje. Sama cz�sto si� �miej� z nas dwojga. Czasem przychodzi mi do g�owy, �e gdybym tak da�a Ludwikowi pow�d do zazdro�ci, mo�e by si� troch� pospieszy�, ale nigdy nie potrafi�am flirtowa�, a nawet gdybym umia�a, to i tak nie wiem z kim. Wszyscy wiedz�, �e stanowimy z Ludwikiem par� i nikt nie b�dzie chcia� wchodzi� mu w drog�. � Teodoro � zawo�a�a Ania � mam pomys�! � Co zamierzasz zrobi�? � spyta�a Teodora. Ania powiedzia�a, co. Na pocz�tku Teodora �mia�a si� z tego i protestowa�a. W ko�cu jednak uleg�a. Entuzjazm Ani by� zara�liwy. � Nie zaszkodzi spr�bowa� � powiedzia�a z rezygnacj�. � Wprawdzie je�li Ludwik si� zdenerwuje i mnie zostawi, b�dzie jeszcze gorzej, ale w �yciu zawsze trzeba ryzykowa�. Wydaje mi si�, �e moja sprawa nie jest beznadziejna. Przyznam, �e jego niezdecydowanie zaczyna mnie m�czy�. Wracaj�c do Chatki Ech, Ania a� dr�a�a z podniecenia. Posz�a do Arnolda Shermana i powiedzia�a, czego od niego oczekuje. Arnold najpierw jej wys�ucha�, potem zacz�� si� �mia�. By� do�� m�odym wdowcem, przyjacielem Stefana Irvinga; przyjecha� na Wysp� Ksi�cia Edwarda, �eby sp�dzi� z nim i jego �on� kilka tygodni lata. By� m�czyzn� dojrza�ym, ale jeszcze przystojnym i posiada� w sobie do�� przekory, �eby z ochot� przysta� na plan Ani. Bawi�a go my�l o ponaglaniu Ludwika Pr�dkiego. Wiedzia�, �e Teodora Dix ze swojej strony zrobi, co do niej nale�y, spodziewa� si� wi�c, �e bez wzgl�du na wynik ca�ej operacji, b�dzie zabawnie. Kurtyna posz�a w g�r�. Pierwszy akt odegrano w czwartek wieczorem, po spotkaniu modlitewnym. Kiedy ludzie wychodzili z ko�cio�a, ksi�yc jasno �wieci�, wi�c wszyscy wyra�nie to widzieli. Arnold Sherman stan�� na schodach, tu� za drzwiami, a Ludwik Pr�dki opar� si� o p�ot cmentarza, jak by�o jego zwyczajem od wielu lat. Ch�opcy z Graf ton �miali si�, �e Ludwik wytar� w tym miejscu farb�, ale on sam nigdy nie widzia� powodu, �eby si� kr�ci� ko�o drzwi. Teodora, mijaj�c cmentarz, i tak � jak zwykle � przystanie ko�o Ludwika. A oto, co si� wydarzy�o: Teodora zacz�a schodzi� po schodach. W �wietle lamp pal�cych si� nad drzwiami jej majestatyczna posta� by�a wyra�nie widoczna. Nieoczekiwanie Arnold Sherman spyta�, czy mo�e j� odprowadzi� do domu. Teodora przyj�a ofiarowane jej rami�. Kiedy tych dwoje mija�o zdumionego Ludwika, on przygl�da� si� im bezradnie, jakby nie uwierzy� w�asnym oczom. Ludwik sta�, niezdolny do �adnego ruchu. Dopiero po chwili ruszy� za swoj� p�och� pann� i jej nowym wielbicielem. Ch�opcy i niestateczni m�odzi m�czy�ni poszli za nimi, spodziewaj�c si� sensacji, ale spotka�o ich rozczarowanie. Ludwik szybkim krokiem min�� Teodor� i Arnolda Shermana, �eby potem zwolni� i pozwoli� si� wyprzedzi�. Dla Teodory wszystko to by�o prawdziw� udr�k�, mimo �e Arnold Sherman stara� si� by� dla niej interesuj�cym towarzyszem. Serce si� jej wyrywa�o do Ludwika. Za plecami s�ysza�a szuranie jego st�p. Czu�a, �e post�puje z nim okrutnie, ale nie by�o odwrotu. Uspokaja�a si� tylko, �e robi to r�wnie� dla dobra Ludwika. Rozmawia�a z Arnoldem Shermanem tak, jakby poza nim �wiata nie widzia�a. Biedny, porzucony Ludwik, pod��aj�cy potulnie ich tropem, wszystko s�ysza�. Gdyby Teodora wiedzia�a, jak gorzki jest kielich, kt�ry podsun�a mu do wypicia, zabrak�oby jej si�y, bez wzgl�du na ostateczne dobro, kt�re mog�o wynikn�� z tego przedsi�wzi�cia. Kiedy min�li z Arnoldem jej furtk�, Ludwik musia� si� zatrzyma�. Teodora obejrza�a si� przez rami� i zobaczy�a go, stoj�cego na drodze. Przez ca�� noc nie dawa�o jej spokoju wspomnienie jego samotnej sylwetki. Gdyby nie Ania, kt�ra z samego rana przybieg�a, �eby utwierdzi� Teodor� w s�uszno�ci takiego post�powania, Teodora pewnie by wszystko zepsu�a, przedwcze�nie si� wycofuj�c. Ludwik sta� na drodze i wcale nie s�ysza� pohukiwa� i komentarzy szczerze ubawionych ch�opc�w. Spogl�da� za Teodora i za swoim rywalem, dop�ki nie znikli w�r�d �wierk�w w miejscu, gdzie aleja podjazdowa schodzi�a nieco w d�. Potem odwr�ci� si� i poszed� do siebie, krokiem pozbawionym zwyk�ej swobody. Po jego ruchach by�o wida�, �e jest niespokojny. Ludwik by� oszo�omiony. Gdyby �wiat si� nagle sko�czy� albo wij�ca si� leniwie rzeka Grafton zacz�a p�yn�� pod g�r�, nie by�by bardziej zdziwiony. Przez pi�tna�cie lat zawsze wraca� ze spotka� z Teodora. Natomiast dzisiaj jaki� podstarza�y, obcy m�czyzna (tym bardziej niezwyk�y, �e mieszkaj�cy w Stanach) spokojnie przeszed� Ludwikowi przed nosem, prowadz�c Teodor� pod r�k�. Co gorsze, Teodora posz�a z nim bez wahania. Wi�cej nawet: by�o wida�, �e jego towarzystwo sprawia jej przyjemno��. Ludwik poczu�, �e w jego nieodmiennie spokojnej duszy budzi si� sprawiedliwy gniew. Kiedy dotar� do ko�ca swojej alei wjazdowej, stan�� przed furtk� i spojrza� na dom, stoj�cy w p�kr�gu brz�z. Nawet w �wietle ksi�yca by�o wida�, �e potrzebuje malowania. Ludwik pomy�la� o �rezydencji przypominaj�cej pa�ac�, kt�r� Arnold Sherman podobno posiada w Bostonie. Ze zdenerwowania zacz�� pociera� brod� ogorza�ymi palcami. Potem zacisn�� pi�� i uderzy� ni� w s�upek podtrzymuj�cy furtk�. � Niech sobie Teodora nie my�li, �e po pi�tnastu latach tak �atwo mnie rzuci � powiedzia�. � Ja te� mam tu co� do powiedzenia, nie tylko ten Arnold Sherman. Co za bezczelno��! Nazajutrz rano Ludwik pojecha� do Carmody i wynaj�� Jozuego Pye�a do pomalowania domu. Wieczorem odwiedzi� Teodor�, mimo �e ona spodziewa�a si� go � jak zwykle � dopiero w sobot�. Arnold Sherman zd��y� go ubiec. Usiad� w fotelu Ludwika, przez co ten musia� si� zadowoli� wiklinowym fotelem na biegunach. Nie by�o mu tam wygodnie i by�o to po nim wida�. Nawet je�li Teodora czu�a si� w tej sytuacji niezr�cznie, doskonale dawa�a sobie rad�. Wygl�da�a pi�kniej ni� zwykle. Ludwik zauwa�y�, �e w�o�y�a jedn� z najlepszych jedwabnych sukienek. Zastanawia� si�, czy wystroi�a si� tak dla jego rywala. Dla Ludwika nigdy nie wk�ada�a jedwabnych sukni. Ludwik zawsze by� cz�owiekiem potulnym i �agodnym, ale przys�uchuj�c si� g�adkiej mowie Arnolda Shermana, poczu� w sobie ��dz� mordu. � Szkoda, �e nie widzia�a�, jak gromi� Arnolda wzrokiem � powiedzia�a nazajutrz Teodora zadowolonej z siebie Ani. � By� mo�e nie �wiadczy to o mnie najlepiej, ale by�o mi przyjemnie. Ba�am si�, �e Ludwik b�dzie si� d�sa� i unika� mnie. Dop�ki si� boczy, ale przychodzi tutaj, nie mam powodu do zmartwienia. Widz� jednak, �e jest bardzo przygn�biony i mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Wczoraj postanowi� sobie, �e zostanie d�u�ej ni� Sherman, ale nie uda�o mu si� tego osi�gn��. Nigdy nie widzia�a� cz�owieka tak za�amanego jak Ludwik wczoraj, po wyj�ciu ode mnie. Wygl�da�, jakby mu si� spieszy�o. Naprawd�! W niedziel� po po�udniu Arnold Sherman przyprowadzi� Teodor� do ko�cio�a i usiad� obok niej. Kiedy weszli, Ludwik Pr�dki wsta� ze swojej �awki pod ch�rem. Wprawdzie zaraz znowu usiad�, ale prawie wszyscy to widzieli. Ca�e Grafton mia�o o czym m�wi�. � Pastor w�a�nie czyta�, a on poderwa� si� na r�wne nogi, jakby go kto� d�gn�� � powiedzia�a jego kuzynka, Lorella Pr�dka do swojej siostry, kt�rej nie by�o w ko�ciele. � By� blady jak trup, a oczy wychodzi�y mu z orbit. Daj� ci s�owo, �e nic w �yciu tak mnie nie podnieci�o! Mia�am wra�enie, �e zaraz si� na nich rzuci z pi�ciami, ale on tylko st�kn�� i zaraz usiad�. Nie wiem, czy Teodora Dix go widzia�a, czy nie. Robi�a wra�enie ca�kiem spokojnej i nie�wiadomej tego wszystkiego. Teodora nie widzia�a Ludwika, a je�li wygl�da�a na spokojn�, to tylko dlatego, �e nie dawa�a po sobie pozna�, jak bardzo jest nieszcz�liwa i zdenerwowana. Nic nie mog�a poradzi� na to, �e Arnold Sherman przyszed� po ni�, kiedy si� wybiera�a do ko�cio�a, ale by�a zdania, �e posuwaj� si� zbyt daleko. W Grafton, je�li dwoje ludzi przychodzi razem do ko�cio�a i siada w jednej �awce, to znaczy, �e zamierzaj� wkr�tce og�osi� zar�czyny. Co b�dzie, je�li Ludwik wpadnie w rozpacz, zamiast przejrze� na oczy? Podczas nabo�e�stwa czu�a si� tak nieszcz�liwa, �e z kazania nie zrozumia�a ani s�owa. Ale Ludwik nie poprzesta� na jednym spektakularnym czynie. Pr�dkich trudno jest pchn�� do dzia�ania, ale kiedy ju� zaczn�, nie daj� si� powstrzyma�. Kiedy Teodora wychodzi�a z panem Shermanem, Ludwik ju� czeka� na schodach. By� bardzo powa�ny i zdecydowany. G�ow� zadar� wysoko, ramiona wyprostowa�. Gro�nie spojrza� na swojego rywala i z min� w�a�ciciela po�o�y� r�k� na ramieniu Teodory. � Czy wolno mi b�dzie odprowadzi� pani� do domu, panno Dix? � spyta� tonem, kt�ry mia� da� do zrozumienia, �e j� odprowadzi niezale�nie od tego, czy Teodora wyrazi zgod�, czy nie. Teodora spojrza�a na Arnolda Shermana z wy�szo�ci�, przyj�a rami� Ludwika i poszli razem przez trawnik w milczeniu, kt�re zdawa�y si� podziela� konie uwi�zane do p�otu. W ci�gu nast�pnej godziny Ludwik mia� wiele do zrobienia. Nazajutrz Ania przysz�a pieszo a� z Avonlea, �eby us�ysze� nowiny. Teodora u�miecha�a si�, skr�powana. � Tak, wreszcie wszystko zosta�o ustalone, Aniu. Wczoraj Ludwik odprowadzi� mnie do domu i poprosi� o r�k�. By�a niedziela, dzie� jak najbardziej odpowiedni. �lub odb�dzie si� wkr�tce, bo Ludwik nie chce d�u�ej zwleka�. � A wi�c uda�o si� nam ponagli� Ludwika i w ko�cu zabra� si� do rzeczy � stwierdzi� pan Sherman, kiedy Ania zasz�a do Chatki Ech, �eby oznajmi� nowin�. � Ciebie to cieszy, ale moja biedna duma zosta�a ura�ona. W Graf ton zapami�taj� mnie jako tego przybysza z Bostonu, kt�ry chcia� si� o�eni� z Teodora Dix, ale nie potrafi� jej zdoby�. � Pan przecie� wie, �e to nieprawda � pociesza�a go Ania. Arnold Sherman przypomnia� sobie dojrza�� urod� Teodory i przyjemno��, jak� czerpa� z jej towarzystwa. � Nie by�bym tego taki pewny � powiedzia� i cichutko westchn��. II STARA PANI LLEYD 1. ROZDZIA� MAJOWY Plotki zawsze przypisywa�y �starej pani Lloyd� ze Spencervale wielkie bogactwo, z�y charakter i ogromn� dum�. W jej przypadku � jak prawie w ka�dym � plotka by�a w jednej trzeciej prawdziwa, a w dw�ch trzecich � fa�szywa. Stara pani Lloyd nie by�a ani bogata, ani z�a. W rzeczy samej, by�a bardzo biedna. Tak biedna, �e �Pokr�cony Janek� Spencer, kt�ry kopa� jej ogr�d i r�ba� drewno, by� w por�wnaniu z ni� bogaty, bo on jada� trzy posi�ki dziennie, podczas gdy zdarza�o si�, �e stara pani mog�a sobie pozwoli� najwy�ej na jeden. Ale by�a bardzo dumna; tak bardzo, �e wola�aby raczej u � mrze� ni� pozwoli�, �eby ludzie ze Spencervale, w�r�d kt�rych kr�lowa�a w m�odo�ci, zacz�li podejrzewa�, jak bardzo jest teraz biedna i do jak radykalnej oszcz�dno�ci zmusza j� �ycie. Wola�a, �eby j� uwa�ali za sk�p� i zdziwacza��; �eby j� mieli za odludka, kt�ry nigdy nigdzie nie chodzi, nawet do ko�cio�a, i kt�ry daje na pensj� dla pastora najmniej ze wszystkich. � I to ona, kt�ra le�y na pieni�dzach! � m�wili ludzie z oburzeniem. � Nie odziedziczy�a sk�pstwa po rodzicach. Oni byli hojni i �yczliwi s�siadom. Nigdy nie by�o cz�owieka grzeczniejszego od starego doktora Lloyda. Ka�dy m�g� liczy� na jego �yczliwo��, przy czym zachowywa� si� tak, jakby to jemu wy�wiadczano przys�ug�, a nie on j� wy�wiadcza�. C�, skoro stara pani Lloyd tak chce, niech sobie siedzi sama ze swoimi pieni�dzmi. Skoro nie dba o nasze towarzystwo, nie ma przymusu. Mo�na si� za�o�y�, �e mimo ca�ego tego bogactwa i dumy, wcale nie jest szcz�liwa. Niestety, stara pani Lloyd rzeczywi�cie nie by�a szcz�liwa. Nie�atwo jest by� szcz�liw�, kiedy �yje si� w samotno�ci i duchowej pustce, a jedyne pieni�dze, kt�rymi op�dza si� g��d, pochodz� ze sprzeda�y jaj. Stara pani Lloyd mieszka�a �na ko�cu wsi, w starym domu Lloyd�w� � jak nazywano to miejsce. By� to osobliwy dom z niskim okapem, wielkimi kominami i kwadratowymi oknami, otoczony g�stymi �wierkami. Stara pani mieszka�a w nim samotnie i ca�ymi tygodniami potrafi�a nie widzie� nikogo, opr�cz Pokr�conego Janka. To, co stara pani robi, kiedy jest sama, i jak zape�nia sobie czas, pozostawa�o dla Spencervale tajemnic�. Dzieci wierzy�y, �e zabawia si� liczeniem z�otych monet, schowanych w wielkiej czarnej skrzyni pod ��kiem. Dzieci ze Spencervale �miertelnie si� ba�y starej pani. Niekt�re (te z ulicy Spencer) wierzy�y, �e jest czarownic�. Wszystkie ucieka�y, je�li zaw�drowawszy do lasu w poszukiwaniu jag�d albo nadaj�cej si� do �ucia �ywicy zobaczy�y z daleka szczup��, wyprostowan� sylwetk� starej pani, zbieraj�cej chrust. Tylko jedna Marysia Moore by�a pewna, �e stara pani Lloyd nie jest czarownic�. � Czarownice s� brzydkie � m�wi�a tonem nie znosz�cym sprzeciwu � a ona ma mi�kkie siwe w�osy, wielkie czarne oczy i drobn� blad� twarz. Dzieci z ulicy Spencer same nie wiedz�, co m�wi�. Mama twierdzi, �e s� t�pe. � Ale ona nie chodzi do ko�cio�a i mruczy co� pod nosem, i gada do siebie, kiedy zbiera chrust � upiera� si� Kuba Kimball. Stara pani m�wi�a do siebie, bo bardzo lubi�a towarzystwo i rozmow�. Prawda, �e kiedy przez blisko dwadzie�cia lat nie rozmawia si� z nikim, opr�cz siebie, staje si� to nieco monotonne. Bywa�y takie dni, kiedy stara pani odda�aby wszystko � opr�cz swojej dumy � za odrobin� towarzystwa drugiego cz�owieka. W takich chwilach by�a pe�na goryczy i gniewu na Los, kt�ry wszystko jej zabra�. Nie mia�a niczego, co mog�aby kocha�, a to jest dla cz�owieka jedn� z najbardziej niezdrowych rzeczy. Najtrudniej by�o na wiosn�. Dawno temu, stara pani � nie b�d�ca jeszcze star� pani�, tylko pi�kn�, samowoln�, weso�� Ma�gorzat� Lloyd � kocha�a wiosn�. Teraz jej nienawidzi�a, bo wiosna sprawia�a jej b�l; a ju� konkretnie ta wiosna i ten maj by�y tak ci�kie, jak nigdy. Stara pani czu�a, �e jej cierpienie sta�o si� niezno�ne. Wszystko sprawia�o jej b�l: nowe, zielone koniuszki ga��zek na �wierkach, tajemnicze mg�y zalegaj�ce w najni�szych miejscach pla�y za domem, �wie�y zapach czerwonej ziemi w ogrodzie skopanym przez Pokr�conego Janka. �ywi�a si� samymi herbatnikami i wod�, �eby m�c zap�aci� Jankowi za wykonan� prac�. Kiedy blady, uroczy �wit zaczyna� si� skrada� po niebie, stara pani kry�a twarz w poduszce, �eby go nie widzie�. � Nienawidz� nowego dnia � m�wi�a sobie buntowniczo. � B�dzie taki sam jak inne ci�kie, zwyk�e dni. Nie mam ochoty wstawa� z ��ka, �eby go prze�y�. Pomy�le� tylko, �e dawno temu wyci�ga�am r�ce do ka�dego nowego dnia, jak do przyjaciela przynosz�cego dobre wie�ci! Wtedy kocha�am poranki. Zar�wno s�oneczne, jak i te szare � wszystkie by�y cudowne, jak nie przeczytana ksi��ka. Teraz ich nienawidz�. Nienawidz�! Nienawidz�! Mimo to stara pani wsta�a, bo wiedzia�a, �e wkr�tce przyjdzie Pokr�cony Janek, �eby do ko�ca skopa� ogr�d. Starannie uczesa�a pi�kne, g�ste siwe w�osy i w�o�y�a sukienk� z purpurowego jedwabiu w z�ote plamki. Stara pani z oszcz�dno�ci zawsze chodzi�a ubrana w jedwabie. Taniej by�o nosi� sukienki po matce ni� kupowa� w sklepie materia� na nowe. Stara pani mia�a mn�stwo jedwabnych sukien, nale��cych kiedy� do jej matki. Nosi�a je rano, w po�udnie i wieczorem, co ludzie w Spencervale uwa�ali za jeden z dowod�w na jej nadmiern� dum�. Je�li chodzi o fason, to nie przerabia sukienek, bo � rzecz jasna � jest na to zbyt sk�pa. Nikomu si� nawet nie �ni�o, �e stara pani, wk�adaj�c swoje jedwabie, rozpacza nad ich przestarza�ym fasonem, i �e czuje si� w swojej kobiecej pr�no�ci do g��bi ura�ona za ka�dym razem, kiedy Pokr�cony Janek spogl�da na jej niemodne falbanki i halki. Mimo �e stara pani wita�a ten dzie� bez rado�ci, jego urok j� oczarowa�, kiedy wysz�a na spacer po obiedzie� czy te� raczej po po�udniowej porcji herbatnik�w. Dzie� by� �wie�y, pe�en s�odyczy, niewinny. �wierkowy lasek za starym domem Lloyd�w dr�a� z podniecenia, widz�c krz�tanin� wiosny. Pod drzewami ta�czy�y cienie i plamy s�o�ca. Co� z tej atmosfery trafi�o do pe�nego goryczy serca starej pani Lloyd, bo kiedy dosz�a do drewnianego mostku przerzuconego pod bukami rosn�cymi nad strumieniem, poczu�a si� wzruszona i �agodna, jak za dawnych czas�w. R�s� tam jeden wielki buk, kt�ry stara pani kocha�a z sobie tylko wiadomych powod�w. By�o to wielkie drzewo, z pniem przypominaj�cym kolumn� z szarego marmuru i baldachimem li�ci, rozpo�cieraj�cym si� nad z�ocistobr�zowym rozlewiskiem, kt�re rzeka tworzy�a akurat w tym miejscu. W opromienionych blaskiem dawnych dniach by� tylko m�odym drzewkiem. Stara pani us�ysza�a dzieci�ce g�osy i �miech dobiegaj�ce z daleka, z alei prowadz�cej do domu Wi�liama Spencera na wzg�rzu za lasem. G��wna aleja bieg�a od domu w drug� stron�, ale boczna �cie�ka stanowi�a dogodny skr�t i dzieci cz�sto sz�y t�dy do szko�y. Stara pani ukry�a si� szybko za k�p� m�odych �wierk�w. Nie lubi�a dzieci Spencer�w, bo bardzo si� jej ba�y. Wygl�daj�c zza drzew widzia�a je, jak �miej�c si�, id� �cie�k�. Na przedzie sz�a starsza dw�jka; bli�niaki trzyma�y za r�ce wysok�, szczup�� m�od� dziewczyn�, z pewno�ci� now� nauczycielk� muzyki. Stara pani s�ysza�a od skupuj�cego jaja, �e Spencerowie wzi�li dziewczyn� na stancj�, ale nie wiedzia�a, jak si� ona nazywa. Przygl�da�a si� jej z pewn� ciekawo�ci�. Nagle serce starej pani zadr�a�o i zacz�o bi� tak, jak nie bi�o od lat. Jej oddech by� szybki i ca�a dr�a�a. Kto� Kim jest ta dziewczyna? Spod s�omkowego kapelusza nowej nauczycielki muzyki widoczna by�a burza w�os�w w takim odcieniu i o takiej fakturze, jak� stara pani zapami�ta�a z dawnych lat na innej g�owie. Spod rudych fal patrzy�y wielkie, fio�kowoniebieskie oczy z czarnymi rz�sami i brwiami, kt�re stara pani zna�a r�wnie dobrze jak swoje. Tak�e twarz nowej nauczycielki muzyki � twarz o pi�knych, delikatnych rysach, z lekkim rumie�cem i wyrazem m�odej rado�ci � by�a twarz� z przesz�o�ci starej pani. Podobie�stwo by�o doskona�e, z jednym tylko wyj�tkiem � twarz, kt�r� pami�ta�a stara pani, by�a, mimo ca�ego swego uroku, naznaczona s�abo�ci�. Na twarzy dziewczyny natomiast malowa�y si� si�a i s�odycz kobieco�ci. Mijaj�c kryj�wk� starej pani, dziewczyna za�mia�a si� z czego�, co powiedzia�y dzieci � i by� to �miech, kt�ry stara pani dobrze zna�a. S�ysza�a go ju� pod tym bukiem. Stara pani patrzy�a za nimi, dop�ki nie znikli za wzniesieniem. Do domu wraca�a jak we �nie. Pokr�cony Janek kopa� w ogrodzie. Zazwyczaj stara pani nie rozmawia�a z Pokr�conym Jankiem, bo nie podziela�a jego zami�owania do plotek, ale teraz posz�a do ogrodu. Wygl�da�a wynio�le w swojej purpurowej sukni ze z�otymi plamkami i ze s�o�cem l�ni�cym w jej siwych w�osach. Pokr�cony Janek widzia� j�, kiedy wychodzi�a, i powiedzia� sobie, �e stara pani podupada na zdrowiu; by�a blada i robi�a wra�enie niespokojnej. Teraz doszed� do wniosku, �e musia� si� pomyli�. Stara pani by�a zarumieniona, a jej oczy l�ni�y. Wygl�da�a tak, jakby jej podczas spaceru uby�o dziesi�� lat. Pokr�cony Janek spojrza� na sw�j szpadel i pomy�la�, �e niewiele jest kobiet pi�kniejszych od starej pani Lloyd. Szkoda tylko, �e jest taka sk�pa! � Panie Spencer � odezwa�a si� �askawie, bo rozmawiaj�c z osobami ni�szego stanu, zawsze przemawia�a �askawie � czy mo�e mi pan powiedzie�, jak si� nazywa nowa nauczycielka muzyki, mieszkaj�ca u Williama Spencera? � To Sylwia Gray � odpar� Pokr�cony Janek. Serce starej pani zn�w zabi�o mocniej. To by�o do przewidzenia! Dziewczyna z w�osami, oczami i �miechem Adama Graya musia�a by� jego c�rk�. Pokr�cony Janek splun�� na d�onie i wr�ci� do pracy, ale jego j�zyk by� szybszy od szpadla. Stara pani s�ucha�a go z ochot�. Pierwszy raz cieszy�a si� i b�ogos�awi�a gadulstwo i w�cibstwo Pokr�conego Janka. Ka�de jego s�owo wydawa�o si� jej z�otym jab�kiem na srebrnej tacy. Pracowa� u Williama Spencera tego dnia, kiedy przyjecha�a nowa nauczycielka muzyki, a to, czego Pokr�cony Janek nie zdo�a� si� dowiedzie� o cz�owieku w ci�gu jednego dnia, nie mog�o by� niczym interesuj�cym. Prawie tak samo jak zbiera� informacje, Pokr�cony Janek lubi� si� nimi dzieli�, wi�c trudno by�oby powiedzie�, komu ta p�godzinna rozmowa sprawi�a wi�cej przyjemno�ci � Pokr�conemu Jankowi czy starej pani. Oto streszczenie tego, co powiedzia� Pokr�cony Janek: oboje rodzice panny Gray zmarli, kiedy ona by�a jeszcze ma�a. Wychowa�a j� ciotka. Jest bardzo biedna i bardzo ambitna. � Chce si� kszta�ci� w �piewie � powiedzia� na koniec Pokr�cony Janek � i s�usznie si� jej to nale�y, bo nigdy nie s�ysza�em takiego g�osu. �piewa�a nam po kolacji. My�la�em, �e to �piew samego anio�a. Jakby mnie przeszy�a �wietlista strza�a. Dzieciarnia Spencer�w oszala�a na jej punkcie. Ma ju� dwudziestu uczni�w w Grafton i w Avonlea. Kiedy stara pani wys�ucha�a wszystkiego, co Pokr�cony Janek mia� do powiedzenia, posz�a do domu i usiad�a przy oknie w swoim ma�ym go�cinnym pokoju, �eby to wszystko przemy�le�. Ca�a dr�a�a z emocji. C�rka Adama! Stara pani prze�y�a kiedy� wielk� mi�o��. Dawno temu, przed czterdziestu laty, by�a zar�czona z Adamem Grayem, m�odym studentem, kt�ry pewnego lata zosta� na kr�tko nauczycielem w Spencervale. To by�y z�ote wakacje we wspomnieniach Ma�gorzaty Lloyd. Adam by� nie�mia�ym, marzycielskim, przystojnym m�czyzn� i mia� ambicje zosta� pisarzem. Oboje z Ma�gorzat� wierzyli, �e pewnego dnia zdob�dzie s�aw� i pieni�dze. Na zako�czenie tego z�otego lata dosz�o do g�upiej, ale gwa�townej k��tni. Adam wyjecha� w gniewie. Potem napisa�, ale Ma�gorzata Lloyd, pe�na dumy i �ywej jeszcze z�o�ci, pos�a�a mu surow� odpowied�. Wi�cej list�w nie by�o. Adam Gray ju� nie wr�ci�. Pewnego dnia Ma�gorzata u�wiadomi�a sobie, �e na zawsze usun�a mi�o�� ze swego �ycia. Wiedzia�a, �e ju� nigdy nie pokocha. Od tej chwili jej stopy opu�ci�y �cie�ki m�odo�ci i zacz�y schodzi� w d�, do ciemnej doliny wieku samotno�ci i dziwactw. Wiele lat p�niej us�ysza�a o �lubie Adama. Potem dowiedzia�a si� o jego �mierci � ko�cu �ycia, kt�re nie spe�ni�o pok�adanych w nim nadziei. Nic wi�cej o nim nie s�ysza�a i nie wiedzia�a a� do tego dnia, kiedy ujrza�a jego c�rk�, mijaj�c� j� nie�wiadomie w lesie, pod bukami. Wieczorem stara pani posz�a do pustej sypialni dla go�ci. Za oknem, w przerwie mi�dzy drzewami, zobaczy�a �wiat�o. Wiedzia�a, �e to pali si� w pokoju go�cinnym w domu Spencer�w. W oknie Sylwii. Stara pani siedzia�a w ciemno�ciach i patrzy�a na �wiate�ko, dop�ki nie zgas�o. W jej sercu rozlewa�a si� s�odycz, delikatna jak wo� zasuszonych p�atk�w r�y, kiedy si� je poruszy. Wyobra�a�a sobie Sylwi� poruszaj�c� si� po pokoju, zaplataj�c� d�ugie, l�ni�ce w�osy w gruby warkocz, odk�adaj�c� �wiecide�ka i ozdoby, przygotowuj�c� si� do snu. Kiedy �wiat�o zgas�o, stara pani wyobrazi�a sobie szczup�� posta� kl�kaj�c� w s�abym �wietle gwiazd. Stara pani te� ukl�k�a do wsp�lnej modlitwy. Wypowiada�a proste s�owa, te same, co zawsze, ale kierowa� ni� nowy duch i zako�czy�a now� pro�b�: �Kochany Ojcze, pozw�l mi znale�� spos�b na to, �eby jej pom�c, zrobi� dla niej cho�by co� bardzo ma�ego�. Stara pani przez ca�e �ycie spa�a w jednym pokoju, z kt�rego okna, wychodz�cego na p�noc, wida� by�o �wierki. Kocha�a go. Mimo to nazajutrz bez �alu przenios�a si� do pokoju go�cinnego. Od teraz tutaj b�dzie jej pok�j. St�d b�dzie widzia�a �wiat�o w oknie Sylwii. Ustawi�a ��ko tak, �eby le��c w nim, m�c patrze� na t� gwiazd� na ziemi, kt�ra zaja�nia�a w mrokach jej serca. By�a bardzo szcz�liwa. Od wielu lat nie czu�a takiej rado�ci. Dziwne, nowe, nierzeczywiste jak sen zainteresowanie pojawi�o si� w jej �yciu. By�o odleg�e od przykrej rzeczywisto�ci, ale nios�o pociech� i poci�ga�o. Stale my�la�a o czym�, co mog�aby zrobi� dla Sylwii. O jakim� drobiazgu, kt�ry sprawi�by dziewczynie przyjemno��. Ludzie ze Spencervale mawiali z �alem, �e w maju u nich nie kwitn� jeszcze kwiatki. Dzieci, kiedy chcia�y zebra� pachn�ce bukiety, chodzi�y a� na ugory ko�o Avonlea, prawie dziesi�� kilometr�w od Spencervale. Ale stara pani Lloyd wiedzia�a swoje. Podczas jednej z d�ugich, samotnych w�dr�wek trafi�a na ma�� polank� w g��bi lasu nale��cego do kogo� mieszkaj�cego w mie�cie, na zachodnim stoku piaszczystego pag�rka, kt�ra wiosn� pokrywa�a si� r�owymi i bia�ymi kwiatkami m�czlika. Po po�udniu stara pani wybra�a si� na t� ��czk�. Id�c le�nymi �cie�kami, w cieniu ponurych �wierk�w, wygl�da�a na szcz�liw�, jakby znalaz�a cel w �yciu. Wiosna zn�w wyda�a si� jej przyjazna i pi�kna. Mi�o�� na nowo odnalaz�a drog� do jej serca i syci�a jej wyg�odnia�� dusz� swoim boskim po�ywieniem. Na piaszczystym wzg�rzu stara pani Lloyd znalaz�a mn�stwo kwiecia. Nazbiera�a ca�y koszyk, ciesz�c si� pi�knem, maj�cym sprawi� przyjemno�� Sylwii. Po powrocie do domu napisa�a na kawa�ku papieru: �Dla Sylwii�. Nieprawdopodobie�stwem by�o, �eby kto� ze Spencervale rozpozna� jej pismo, ale na wszelki wypadek stawia�a du�e, okr�g�e, dzieci�ce litery. Zanios�a kwiaty do doliny w lesie, u�o�y�a je w zag��bieniu mi�dzy dwoma wielkimi korzeniami starego buku, a na �ody�kach po�o�y�a karteczk�. Potem stara pani ukry�a si� za k�p� m�odych �wierk�w. Specjalnie w�o�y�a sukni� z ciemnozielonego jedwabiu. Nie musia�a d�ugo czeka�. Wkr�tce z g�ry zesz�a Sylwia Gray z Mart� Spencer. Kiedy znalaz�a si� na brzegu strumienia i zauwa�y�a kwiatki, a� krzykn�a z zachwytu. Stara pani, widz�c to ze swojej kryj�wki, omal si� nie za�mia�a w g�os, tak j� ucieszy�o powodzenie jej chytrego planu. � S� dla mnie! � powiedzia�a Sylwia, podnosz�c kwiaty. � Czy to mo�liwe, Marto? Kto m�g� je tu zostawi�? Marta zachichota�a. � Pewnie Krzysio Stewart � powiedzia�a. � Wiem, �e by� wczoraj w Avonlea. Mama m�wi, �e wpad�a� mu w oko. Widzia�a, jak ci si� przygl�da� przedwczoraj, kiedy �piewa�a�. To do niego podobne, �eby zrobi� co� tak dziwnego. Taki ju� jest w stosunku do dziewcz�t. Sylwia skrzywi�a si�. Nie spodoba�y si� jej s�owa Marty, ale lubi�a wiosenne kwiaty i nie mia�a nic przeciwko Krzysiowi Stewartowi, kt�ry wyda� si� jej mi�ym, skromnym wiejskim ch�opcem. � Jestem wdzi�czna temu, kto mi je podarowa�, ktokolwiek to jest � powiedzia�a weso�o. � Kocham wiosenne kwiaty. S� �liczne! Kiedy dziewcz�ta posz�y, stara pani wysz�a ze swojej kryj�wki. Twarz mia�a zarumienion�. Nie przeszkadza�o jej, �e Sylwia pomy�la�a, �e dosta�a kwiaty od Krzysia Stewarta. Przeciwnie; dzi�ki temu nie b�dzie podejrzewa�a, kto jest prawdziwym sprawc� tego czynu. Najwa�niejsze, �e uda�o si� sprawi� Sylwii przyjemno��. Stara pani wr�ci�a do swojego pustego domu z sercem przepojonym rado�ci�. Wkr�tce ca�e Spencervale wiedzia�o, �e co drugi dzie� Krzysio Stewart zostawia w le�nej dolinie bukiet wiosennych kwiat�w dla nauczycielki muzyki. Krzysio wszystkiemu zaprzecza�, ale nikt mu nie wierzy�. Po pierwsze, w Spencervale nie kwitn� wiosenne kwiatki; po drugie, Krzysio co drugi dzie� je�dzi do Carmody, �eby odstawi� mleko do fabryki mas�a, a w Carmody wiosn� kwitn� kwiaty; po trzecie, Stewartowie zawsze byli romantyczni. Okoliczno�ci bezsprzecznie wskazuj� na niego. Sylwia nie przejmowa�a si� t� m�odzie�cz� mi�o�ci� i jej przejawami. My�la�a, �e to bardzo mi�e ze strony Krzysia, szczeg�lnie �e ch�opiec nie naprzykrza� si� jej w �aden inny spos�b, a kwiaty bardzo jej si� podoba�y. Stara pani Lloyd dowiedzia�a si� tego wszystkiego od skupuj�cego jaja. Kiedy go s�ucha�a, jej oczy l�ni�y. On za� pomy�la�, �e jeszcze nigdy nie widzia�, �eby stara pani mia�a wiosn� w sobie tyle �ycia, co teraz. Interesowa�o j� nawet �ycie m�odzie�y. Stara pani skrz�tnie skrywa�a swoj� tajemnic�, ujmuj�c� jej lat. Chodzi�a na piaszczyste wzg�rze, dop�ki kwit�y wiosenne kwiaty i chowa�a si� w�r�d �wierk�w, �eby zobaczy� przechodz�c� Sylwi� Gray. Z ka�dym dniem kocha�a j� coraz mocniej i coraz bardziej do niej t�skni�a. Wylewa�a na nie�wiadom� niczego dziewczyn� ca�� swoj� � pow�ci�gan� latami � czu�o��. By�a dumna z wdzi�ku Sylwii, jej urody i g�osu. Zazdro�ci�a pani Spencer okazji do us�ugiwania Sylwii. Nawet handlarz jaj wydawa� si� przyjemny, bo przynosi� wie�ci o Sylwii � o jej popularno�ci, sukcesach zawodowych, o mi�o�ci i podziwie, jakim j� darz�. Stara pani nigdy nie my�la�a, �eby si� ujawni� przed Sylwi�. Z powodu swojego ub�stwa wcale nie rozwa�a�a takiej mo�liwo�ci. Przyjemnie by�oby j� pozna�, go�ci� w starym domu, rozmawia� z ni�, sta� si� cz�ci� jej �ycia. Niestety, to niemo�liwe. Duma starej pani nadal by�a silniejsza od mi�o�ci. Tego jednego stara pani nigdy nie po�wi�ci�a i by�a prze�wiadczona, �e nigdy nie po�wi�ci. 2. ROZDZIA� CZERWCOWY W czerwcu pierwsze wiosenne kwiaty przekwit�y, ale w ogrodzie starej pani nie brakowa�o kwiat�w. Sylwia codziennie znajdowa�a pod bukiem �wie�y bukiet pachn�cych kremowych narcyz�w, czerwonych tulipan�w, kilka ga��zek czerwonego g�ogu albo pojedyncz�, k�uj�c�, r�ow� b�d� bia�� wonn� r��. Stara pani nie ba�a si�, �e si� zdradzi, bo kwiaty, kt�re kwit�y w jej ogrodzie, ros�y we wszystkich ogr�dkach w Spencervale, tak�e u Stewart�w. Krzysio Stewart, kiedy sobie �artowano z niego i z nauczycielki muzyki, u�miecha� si� i milcza�. Krzysio dobrze wiedzia�, kto zostawia kwiaty pod bukiem. Postanowi� si� tego dowiedzie� ju� na samym pocz�tku, kiedy ludzie zacz�li plotkowa�. Rozumiej�c jednak, �e stara pani nie �yczy sobie, �eby ktokolwiek pozna� jej tajemnic�, nic nikomu nie m�wi�. Krzysio lubi� star� pani�, kt�ra dziesi�� lat temu, znalaz�szy go w lesie p�acz�cego, ze skaleczon� nog�, zabra�a go do siebie do domu, umy�a i opatrzy�a ran�, i da�a mu dziesi�� cent�w, �eby sobie kupi� cukierk�w w sklepie. Krzysio nie wiedzia�, �e stara pani musia�a si� tego dnia obej�� bez kolacji. Stara pani my�la�a, �e nigdy nie widzia�a pi�kniejszego czerwca. Zapomnia�a o nienawi�ci do ka�dego dnia; przeciwnie, nauczy�a si� wita� je z rado�ci�. � Teraz ka�dy dzie� jest niezwyk�y � m�wi�a do siebie. Bo przecie� codziennie widywa�a Sylwi�. Nawet kiedy pada� deszcz, stara pani kry�a si� pod ociekaj�cymi wod� �wierkami, nie bacz�c na reumatyzm � byle zobaczy� Sylwi�. Tylko w niedziele jej nie widywa�a. Dlatego te� czerwcowe niedziele d�u�y�y si� bardziej ni� zwykle. Pewnego dnia skupuj�cy jaja przyni�s� nowin�. � Nauczycielka muzyki b�dzie jutro �piewa�a solo na koncercie dobroczynnym � powiedzia�. Czarne oczy starej pani pa�a�y ciekawo�ci�. � Nie wiedzia�am, �e panna Gray nale�y do ch�ru. � Zg�osi�a si� dwa tygodnie temu. Teraz jest czego pos�ucha�. Mog� si� za�o�y�, �e jutro ko�ci� b�dzie pe�ny. Wszyscy w okolicy s�yszeli o jej pi�knym g�osie. Powinna pani przyj�� i pos�ucha�, panno Lloyd. Handlarz powiedzia� to tak sobie, �eby pokaza�, �e nie boi si� starej pani i jej foch�w. Stara pani nic mu nie powiedzia�a i pomy�la�, �e j� obrazi�. Odchodz�c �a�owa�, �e nie trzyma� j�zyka za z�bami. Do g�owy by mu nie przysz�o, �e stara pani nie my�la�a teraz o nim ani o �adnym innym kalendarzu. Kiedy powiedzia� ostatnie zdanie, stara pani przesta�a go widzie�. Wszystkie jej my�li, uczucia i pragnienia koncentrowa�y si� tylko na jednym � �eby us�ysze� �piew Sylwii. Wr�ciwszy do domu, pragn�a zdusi� w sobie t� t�sknot�, ale nie mog�a, chocia� wzywa�a na pomoc ca�� swoj� dum�. Duma m�wi�a: � Musia�aby� p�j�� do ko�cio�a, �eby jej pos�ucha�. Nie masz ubra�, w kt�rych mog�aby� si� pokaza� w ko�ciele. Tylko sobie wyobra�, jak b�dziesz wygl�da�a w�r�d tych ludzi. Ale w duszy starej pani po raz pierwszy odezwa� si� g�os bardziej natarczywy od g�osu dumy i stara pani po raz pierwszy go us�ucha�a. To prawda, �e nie by�a w ko�ciele ani razu od dnia, kiedy musia�a zacz�� nosi� jedwabne suknie swojej matki, chocia� wiedzia�a, �e �le robi. Stara�a si� zado��uczyni� Bogu, powstrzymuj�c si� w niedziele od wszelkiej pracy i odprawiaj�c rano i wieczorem uroczyste mod�y. Od�piewywa�a chrapliwym g�osem trzy hymny, modli�a si� na g�os i czyta�a kazanie. Ale nie pokazywa�a si� w ko�ciele w swoich przestarza�ych strojach � ona, kt�ra kiedy� nosi�a najmodniejsze suknie w Spencervale. Im d�u�ej nie chodzi�a do ko�cio�a, tym mniej prawdopodobne by�o, �e kiedy� si� tam wybierze. Teraz to, co wydawa�o si� niemo�liwe, nie do��, �e sta�o si� mo�liwe, ale wr�cz konieczne. Musi p�j�� i pos�ucha�, jak �piewa Sylwia, bez wzgl�du na to, co ludzie b�d� o niej m�wili i jak b�d� si� z niej �miali. Nazajutrz po po�udniu mieszka�cy Spencervale prze�yli szok. Chwil� przed rozpocz�ciem nabo�e�stwa stara pani Lloyd wesz�a do ko�cio�a i usiad�a w pustej zwykle �awce przed samym o�tarzem. Stara pani cierpia�a katusze. My�la�a o tym, co zobaczy�a w lustrze przed wyj�ciem z domu: star� sukni� z czarnego jedwabiu, skrojon� zgodnie z mod� sprzed trzydziestu lat i czepek z czarnej satyny. My�la�a o tym, jak dziwacznie wygl�da w oczach �wiata. Mimo to wcale nie wygl�da�a dziwacznie. Mo�e inna kobieta by tak wygl�da�a, ale ka�dy ruch starej pani by� tak pe�en godno�ci, �e jej str�j nie mia� �adnego znaczenia. Ale ona o tym nie wiedzia�a. Zauwa�y�a, �e pani Kimball, �ona sklepikarza, siadaj�c w s�siedniej �awce, szele�ci�a sukni� uszyt� z najnowszego materia�u i w zgodzie z najnowsz� mod�. Obie panie by�y w tym samym wieku. Swego czasu obecna pani Kimball pokornie na�ladowa�a spos�b ubierania Ma�gorzaty Lloyd. To si� zmieni�o, kiedy o�wiadczy� si� jej sklepikarz. Teraz stara pani Lloyd bole�nie odczuwa�a t� zmian�; tak bole�nie, �e zacz�a �a�owa�, �e w og�le przysz�a do ko�cio�a. Nagle anio� mi�o�ci dotkn�� tych g�upich my�li, zrodzonych z pr�no�ci i ponurej dumy, tak �e rozwia�y si�, jakby ich nigdy nie by�o. Sylwia Gray wesz�a na ch�r i usiad�a tak, �e popo�udniowe s�o�ce odbija�o si� w jej w�osach, tworz�c jakby aureol�. Stara pani patrzy�a na dziewczyn� szcz�liwa, �e jej pragnienie si� spe�ni�o. Od tej chwili nabo�e�stwo by�o w jej oczach cudowne, jak cudowne jest wszystko, co przychodzi do nas za po�rednictwem niesamolubnej mi�o�ci � czy to ludzkiej, czy boskiej. Bo czy� jedna i druga nie s� jednym i nie r�ni� si� jedynie nasileniem, a nie jako�ci�? Stara pani jeszcze nigdy nie mia�a okazji tak d�ugo i z tak bliska przygl�da� si� Sylwii. Dot�d widywa�a j� przelotnie i przypatrywa�a si� ukradkiem. Teraz siedzia�a, patrz�c na ni� ku uciesze spragnionego serca, ch�on�c wszystkie urocze szczeg�y � l�ni�ce w�osy zaczesane z czo�a, wdzi�czny spos�b, w jaki opuszcza�a powieki, ilekro� napotka�a zbyt �mia�e b�d� ciekawskie spojrzenie i w�skie, pi�knie d�onie, trzymaj�ce �piewnik, tak bardzo przypominaj�ce d�onie Adama Graya. Sylwia by�a ubrana ca�kiem zwyczajnie, w czarn� sp�dnic� i bia�� bluzk�, ale �adna dziewczyna z ch�ru, mimo pysznych pi�r i modnych stroj�w, nie mog�a si� z ni� r�wna� � jak powiedzia� swojej �onie skupuj�cy jaja, kiedy wracali do domu. Stara pani z ogromn� przyjemno�ci� wys�ucha�a pierwszych hymn�w. G�os Sylwii dominowa� nad innymi. Kiedy porz�dkowi wstali, �eby zebra� pieni�dze, w�r�d zgromadzonych zapanowa�o podniecenie. Sylwia zaj�a miejsce obok organ�w. Po chwili jej pi�kny g�os pop�yn�� nad g�owami parafian � pewny, czysty, mocny, pe�en s�odyczy. Nikt w ca�ym Spencervale nie s�ysza� dot�d takiego g�osu, z wyj�tkiem starej pani, kt�ra w m�odo�ci s�ysza�a do�� du�o dobrego �piewu i umia�a doceni� pi�kny g�os. W jednej chwili zrozumia�a, �e jej ukochana dziewczynka ma wielki dar, kt�ry � je�li b�dzie odpowiednio kszta�towany i rozwijany � zapewni jej s�aw� i bogactwo. Jak�e si� ciesz�, �e przysz�am dzisiaj do ko�cio�a, pomy�la�a stara pani Lloyd. Kiedy solowy wyst�p dobieg� ko�ca, sumienie kaza�o starej pani oderwa� oczy i my�li od Sylwii i skierowa� je na pastora, kt�ry pochlebia� sobie, �e stara pani Lloyd przysz�a do ko�cio�a ze wzgl�du na niego. By� to nowy pastor, opiekuj�cy si� parafi� w Spencervale zaledwie od kilku miesi�cy. By� m�drym cz�owiekiem i naprawd� my�la�, �e star� pani� Lloyd sprowadzi�a do ko�cio�a jego s�awa dobrego kaznodziei. Kiedy nabo�e�stwo dobieg�o ko�ca, wszyscy s�siedzi starej pani podeszli do niej, �eby u�cisn�� jej d�o�. Uznali, �e nale�y j� zach�ci�, skoro zrobi�a krok we w�a�ciwym kierunku. Starej pani spodoba�a si� okazywana jej serdeczno��; szczeg�lnie �e wyczuwa�a w ludziach taki sam nie�wiadomy szacunek, jaki okazywano jej za dawnych czas�w, kt�rego �r�d�em by�a jej silna osobowo��. Stara pani by�a zaskoczona, �e nadal si� cieszy czci�, mimo niemodnego czepka i przestarza�ej sukni. Janina Moore i Sylwia Gray razem wraca�y do domu. � Zauwa�y�a� dzisiaj star� pani� Lloyd? � spyta�a Janina. � Oniemia�am ze zdumienia, kiedy wesz�a do ko�cio�a. Nie przypominam sobie, �ebym j� tam kiedy� widzia�a. C� to za dziwna staruszka! Jest bardzo bogata, ale nosi suknie po swojej matce i nigdy nie kupuje sobie nic nowego. Niekt�rzy m�wi�, �e jest szalona, ale � powiedzia�a Janina dobrotliwie � ja s�dz�, �e jest po prostu ekscentryczna. � Od razu si� domy�li�am, �e to panna Lloyd, chocia� widzia�am j� po raz pierwszy � powiedzia�a Sylwia z uczuciem. � Pragn�am j� zobaczy� z pewnego powodu. Ma niezwyk�� twarz. Chcia�abym j� pozna�. � Nie s�dz�, �eby to by�o mo�liwe � odpar�a Janka beztrosko. � Ona nie lubi m�odzie�y i nigdzie nie chodzi. Mnie nie zale�y na znajomo�ci z ni�. Ba�abym si� jej. Jest bardzo wynios�a i ma dziwne, przenikliwe spojrzenie. � Ja bym si� jej nie ba�a � powiedzia�a Sylwia do siebie, kiedy skr�ci�a w alej� prowadz�c� do domu Spencer�w. � Mimo to nie s�dz�, �ebym mog�a si� z ni� pozna�. Gdyby wiedzia�a, kim jestem, pewnie by mnie znielubi�a. Na pewno si� nie domy�la, �e jestem c�rk� Adama Graya. Pastor uzna�, �e trzeba ku� �elazo p�ki gor�ce i nazajutrz po po�udniu wybra� si� do starej pani Lloyd z wizyt�. Szed� tam z obaw� i dr�eniem, bo wiele s�ysza� o starej pani Lloyd, ale ona przyj�a go tak mi�o, mimo swoich wynios�ych manier, �e wyszed� od niej zadowolony. Po powrocie powiedzia� swojej �onie, �e ludzie ze Spencervale nie rozumiej� panny Lloyd. Mia� racj�, co wcale nie znaczy, �e pastor j� zrozumia�. Tylko raz zachowa� si� nietaktownie, ale poniewa� stara pani go w �aden spos�b nie skarci�a, nawet si� nie zorientowa�, �e zrobi� co� niestosownego. Wychodz�c, powiedzia�: � Mam nadziej�, �e w najbli�sz� niedziel� zobaczymy pani� w ko�ciele, panno Lloyd. � Na pewno tak � zapewni�a go stara pani z naciskiem. 3. ROZDZIA� LIPCOWY W pierwszym dniu lipca Sylwia znalaz�a pod bukiem w dolince �ykowy koszyczek pe�en poziomek. By�y to pierwsze owoce tego lata. Stara pani znalaz�a je w jakim� sobie tylko znanym miejscu. Mog�y urozmaici� ubogie menu starej pani, ale ona nawet nie pomy�la�a, �e mog�aby je zje��. Wi�cej przyjemno�ci da�o jej wyobra�anie sobie rado�ci, jak� sprawi Sylwii. Od tej pory Sylwia znajdowa�a poziomki na zmian� z kwiatami, a kiedy poziomki przesta�y owocowa�, pojawi�y si� jagody i maliny. Jagody ros�y daleko, mimo to stara pani wyprawia�a si� po nie. Czasem ko�ci bola�y j� po nocach, ale stara pani o to nie dba�a. Jej dusza przesta�a cierpie� po raz pierwszy od wielu lat, a to dlatego, �e by�a karmiona niebia�sk� mann�. Pewnego popo�udnia Pokr�cony Janek przyszed�, �eby zobaczy�, co si� dzieje ze studni� starej pani. Stara pani wysz�a do niego, bo wiedzia�a, �e przez ca�y dzie� pracowa� u Spencer�w. Mia�a nadziej�, �e us�yszy co� o Sylwii. � Zdaje si�, �e nauczycielka muzyki jest dzisiaj nieszcz�liwa � powiedzia� w ko�cu Pokr�cony Janek, najpierw wyczerpawszy cierpliwo�� starej pani d�ugimi opowie�ciami o nowej pompie Williama Spencera, nowej maszynie do zmywania pani Spencer i nowym ch�opaku Amelii Spencer. � Dlaczego? � spyta�a stara pani i poblad�a. Czy�by Sylwii co� si� sta�o? � Dosta�a zaproszenie od brata pani Moore na wielkie przyj�cie w mie�cie, ale nie ma si� w co ubra� � powiedzia� Pokr�cony Janek. � To strasznie zarozumiali ludzie i wszyscy ich go�cie przyjd� wystrojeni. Pani Spencer mi o tym powiedzia�a. M�wi, �e panna Gray nie mo�e sobie pozwoli� na now� sukni�, bo wysy�a pieni�dze swojej ciotce na lekarza. M�wi, �e jest przekonana, �e panna Gray jest okropnie rozczarowana, chocia� nic po sobie nie pokazuje. Ale pani Spencer m�wi, �e wie, �e panna Gray p�aka�a wczoraj, kiedy si� po�o�y�a spa�. Stara pani odwr�ci�a si� nagle i posz�a do domu. To straszne! Sylwia musi p�j�� na to przyj�cie! Ale jak to zrobi�? Stara pani pomy�la�a o jedwabnych sukniach swojej matki. �adna z nich si� nie nadaje, mimo �e by�oby do�� czasu, �eby je przerobi�. Nigdy jeszcze stara pani tak rozpaczliwie nie �a�owa�a utraconego bogactwa. � Mam w domu tylko dwa dolary � powiedzia�a � i to musi mi wystarczy� do nast�pnej wizyty domokr��cy skupuj�cego jaja. Czy mam co�, co mog�abym sprzeda�? Tak, dzban