9328

Szczegóły
Tytuł 9328
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9328 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9328 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9328 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LUCY MAUD MONTGOMERY KILMENY Z SADU PRZE�O�Y�A TERESA DULI�C�WNA TYTU� ORYGINA�U KILMENY OF THE ORCHARD M�ODZIE�CZE PLANY Zabudowania college�u w Queenslea k�pa�y si� w blasku wiosennego s�o�ca. Z�ociste i s�odkie jak mi�d �wiat�o opromienia�o czerwonawe, ceglane domy oraz roztaczaj�ce si� wok� nich zielone tereny. �agodne promienie wczesnego poranka przenika�y do pierwszych, strzelaj�cych w g�r� �d�be� trawy przez nagie jeszcze ga��zie p�czkuj�cych dopiero klon�w i wi�z�w. Rysowa�y na �cie�kach br�zowe, ostre niby w akwaforcie wzory, pieszcz�c zarazem chwackie �onkile, wychylaj�ce si� z ziemi pod oknami studenckiej szatni. Kwietniowy wietrzyk by� tak �wie�y i delikatny, jakby dociera� z dalekich p�l, a nie zat�ch�ych miejskich uliczek i zau�k�w. Ko�ysa� beztrosko wierzcho�kami drzew i powiewa� p�dami bluszczu, oplataj�cego frontow� �cian� reprezentacyjnego budynku. �piewa� sobie przy tym na w�asn� nut�, ale ka�dy s�ysza� tylko t� jedyn�, niepowtarzaln�, blisk� sercu pie��. Stary Charley, szacowny dyrektor college�u w Queenslea, wr�cza� w�a�nie najstarszym studentom dyplomy, w obecno�ci licznie przyby�ych, pe�nych nabo�nego szacunku rodzic�w, si�str, narzeczonych i przyjaci�. Pewnie szcz�liwym wybra�com wiatr nuci� o nadziei, karierze, wielkich czynach i m�odzie�czych marzeniach, kt�rym warto si� oddawa�, cho�by nigdy nie mia�y si� spe�ni�. Niech B�g ulituje si� nad tymi, co nigdy nie bujaj� w ob�okach i opuszczaj�c sw� Alma Mater, nie buduj� zamk�w na lodzie, albo nie czuj� si� posiadaczami rozleg�ych d�br na ksi�ycu. Tacy ludzie to biedacy, kt�rzy utracili przywileje przys�uguj�ce im z racji urodzenia! T�um przyby�ych opu�ci� wej�ciowy hali, rozpraszaj�c si� na przyleg�ym placu i wolno odp�ywaj�c rozchodz�cymi si� z niego uliczkami. Eric Marshall i David Baker pod��yli razem. Eric, najlepszy student roku, otrzyma� przed chwil� dyplom uko�czenia wydzia�u humanistycznego. David, dumny z osi�gni�� m�odzie�ca, przyjecha� specjalnie na t� podnios�� ceremoni�. Od dawna zwi�za�a ich sta�a i wypr�bowana przyja��, mimo �e David starszy by� od Erica dziesi�� lat, a prawie o sto prze�cign�� go �yciowym do�wiadczeniem, zahartowany ci�g�ymi walkami i pokonywaniem trudno�ci na drodze do zdobycia upragnionej pozycji. Takie boje postarzaj� ludzi skuteczniej, ni� samo przemijanie czasu. Obu m�czyzn ��czy�o pokrewie�stwo, lecz wygl�dem zewn�trznym ca�kowicie si� od siebie r�nili. Eric Marshall, smuk�y, dobrze zbudowany m�odzieniec, szed� swobodnym, lekkim krokiem �wiadcz�cym o nieprzebranych zasobach si�y i energii. Nale�a� do tych szcz�liwc�w, na widok kt�rych otwiera�y si� wszystkie serca. Mniej obdarowani przez natur� �miertelnicy nie mogli oprze� si� zdumieniu, jakim cudem tyle zalet zgromadzi�o si� w jednej postaci. Zdolny i przystojny, mia� ponadto niezwyk�y urok osobisty, ca�kowicie niezale�ny od powierzchowno�ci czy umys�owych zalet. Z twarzy o zdecydowanej, wydatnej brodzie patrzy�y pogodne, szaroniebieskie oczy, a ciemnokasztanowe w�osy po�yskiwa�y z�otawo, gdy muska�y je promienie s�o�ca. Jako syn bogatego ojca, sp�dzi� beztrosko dzieci�stwo i wczesn� m�odo��, a teraz otwiera�y si� przed nim wspania�e perspektywy. Cieszy� si� opini� cz�owieka rozwa�nego, nie poddaj�cego si� jakimkolwiek romantycznym iluzjom i marzeniom. ��Czuj�, �e Eric Marshall nigdy w �yciu nie splami si� nierozwa�nym czynem � wyrazi� swoje zdanie pewien profesor, jeden z tych, co to lubi� wypowiada� zagadkowe sentencje. � Je�li za� zrobi co� takiego, stanie si� chodz�c� doskona�o�ci�! David Baker by� niski i kr�py. Twarz mia� poci�gaj�c� pomimo nie�adnych, nieregularnych rys�w, a oczy ciemne, bystre i na wskro� przeszywaj�ce. Zabawne skrzywienie w k�cikach ust zmienia�o jego u�miech zale�nie od sytuacji w ironiczny, figlarny lub zniewalaj�cy. M�wi� na og� cicho, g�osem melodyjnym jak u kobiety. Niewiele os�b mia�o nieszcz�cie natkn�� si� na pa�aj�cego usprawiedliwionym gniewem Davida i s�ysza�o wydawane przeze� d�wi�ki. Nikt te� nie pr�bowa� po raz drugi wyprowadzi� go z r�wnowagi. Z zawodu by� lekarzem, specjalist� chor�b gard�a i strun g�osowych. Znajdowa� si� na najlepszej drodze do stania si� w kraju znakomito�ci� w tych dziedzinach i osi�gn�� ju� pewien autorytet. Wybrano go cz�onkiem zespo�u lekarskiego College�u Medycznego w Cjueenslea, a wielu spodziewa�o si� (opowiadano o tym po cichu), �e wkr�tce m�odego doktora powo�aj� na powa�ne stanowisko w McGill. Ten sukces zawdzi�cza� sam sobie, walcz�c, pokonuj�c trudno�ci i przeszkody, jakie zniech�ci�yby wi�kszo�� ludzi w podobnej sytuacji. W tym samym roku, w kt�rym urodzi� si� Eric, David znakomicie wype�nia� obowi�zki go�ca w okr�gowym magazynie Marshall i Sp�ka. Po trzynastu latach zaszczytnie wyr�niony, uzyska� dyplom College�u Medycznego. Nast�pnie pan Marshall, finansuj�cy jego studia w takim stopniu, w jakim ambitny ch�opak godzi� si� przyj�� pomoc, wys�a� m�odego adepta sztuki lekarskiej na dalsz� nauk� do Londynu i Niemiec. Z czasem David zwr�ci� co do grosza otrzymywane przez lata pieni�dze, ale nadal odczuwa� g��bok� wdzi�czno�� do troskliwego, szlachetnego opiekuna, a jego syna otoczy� mi�o�ci� bardziej ni� bratersk�. Uwa�nie i z �yczliwym zainteresowaniem obserwowa� post�py Erica w college�u i pragn��, by ten, uko�czywszy wydzia� humanistyczny, kontynuowa� studia i po�wi�ci� si� karierze prawniczej lub lekarskiej. Wyj�tkowo wi�c rozczarowa�o go postanowienie przyjaciela, kt�ry zamierza� zrezygnowa� z dalszej nauki, by rozpocz�� prac� w ojcowskiej firmie. ��Zmarnujesz tylko zdolno�ci � mrukn�� David, gdy wracali razem do domu. � Jako prawnik, m�g�by� si� wybi� i osi�gn�� s�aw�. Masz odpowiedni dla adwokata spos�b wys�awiania si�, bogaty j�zyk, �atwo�� formu�owania my�li i wprost sama opatrzno�� toruje ci drog�. A ty sprzeciwiasz si� jej i chcesz korzysta� z tego nadzwyczajnego daru, pos�uguj�c si� nim w kupieckich transakcjach? Nie ku� losu! Czy pozby�e� si� wszelkich ambicji? ��Nie zrezygnowa�em z nich � roze�mia� si� Eric. � Po prostu s� inne, ni� si� spodziewa�e�. Zrozum, �e w naszym m�odym, bogatym kraju, ka�dy mo�e wybra� w�a�ciw� sobie drog� wybicia si�. Postanowi�em wst�pi� do firmy ojca. Pragn�� tego gor�co od chwili mego przyj�cia na �wiat. I to jest g��wny pow�d. Nie dopuszcz�, aby zawi�d� si� w swych oczekiwaniach. To by go bardzo rozczarowa�o. Czeka�, a� sko�cz� college, bo jego zdaniem m�czyzna powinien zdoby� wykszta�cenie odpowiednie do swoich mo�liwo�ci. Teraz nadszed� moment, w kt�rym powinienem go wesprze�. Tego si� po mnie spodziewa. ��Pan Marshall nie mia�by nic przeciwko temu, aby� zaj�� si� innymi sprawami � zauwa�y� David. ��Na pewno nie. Rzecz w tym, Davidzie, �e ja sam tego chc�. Nie potrafisz zrozumie�, jak kto� mo�e z przyjemno�ci� prowadzi� interesy, bo sam ich nie cierpisz. Na �wiecie jest wielu prawnik�w. By� mo�e zbyt wielu� Nasz kraj natomiast, wci�� jeszcze nie op�ywa w dostatek porz�dnych, uczciwych ludzi interesu. Kto� musi zatroszczy� si� o rzeczy wa�kie dla dobra ludzko�ci i wzbogacenia w�asnego kraju. Kto� powinien urzeczywistni� wielkie pomys�y w spos�b rozumny i odwa�ny, kto� powinien kierowa� i zarz�dza�. W tej dziedzinie te� mo�na stawia� sobie wspania�e cele i osi�ga� je. Zmie�my lepiej temat, zbyt si� rozgada�em. Moje ambicje, cz�owieku! Trudno mi je opanowa�! Po pierwsze, sk�ad okr�gowy Marshall i Sp�ka stanie si� s�awny od jednego oceanu po drugi� Ojciec odni�s� sukces, a przecie� zaczyna� jako biedny ch�opak na farmie w Nowej Szkocji. Nasz� firm� znaj� ju� ludzie w ca�ej prowincji. To za ma�o. Postanowi�em j� rozbudowa�. Za pi�� lat g�o�no o niej b�dzie na ca�ym wybrze�u, a za dziesi�� � w ca�ej Kanadzie! Osi�gn� to, �e nasze przedsi�biorstwo odegra istotn� rol� w obrocie handlowym Kanady! Nie s�d�, �e takie ambicje przynosz� mniejsz� chlub�, ni� udowadnianie w s�dzie, �e bia�e jest czarne i odwrotnie. Nie czu�bym tak�e �adnej satysfakcji z odkrycia nowej choroby i nadania jej dziwacznej nazwy. Czy zmniejszy�oby to udr�k� biednych istot? Uwa�am, �e lepiej utrzymywa� je w nie�wiadomo�ci i pozwoli� im umrze� spokojnie. Co komu przyjdzie z poznania istoty swych cierpie�? ��No c�, skoro zaczynasz opowiada� kiepskie dowcipy, to lepiej sko�czmy t� rozmow� � odpar� David wzruszaj�c ramionami. � Na darmo bym pr�bowa� odwie�� ci� od raz podj�tego zamys�u. Z r�wnym powodzeniem m�g�bym sam jeden zaatakowa� pot�n� twierdz�. Ale� ta ulica dojad�a mi do �ywego! Nie mog� poj��, dlaczego nasi ojcowie wznie�li miasto na stokach wzg�rza! Przesta�em by� taki rze�ki i smuk�y jak przed dziesi�ciu laty, kiedy sam w�a�nie otrzymywa�em dyplom� A skoro mowa o dyplomach� zauwa�y�e�, ile dziewcz�t studiowa�o na twoim roku? Je�li si� nie myl�, to chyba dwadzie�cia. Za moich czas�w na naszym kursie by�y tylko dwie panny. Do tego pierwsze w historii college�u studentki! Nie pierwszej m�odo�ci, bardzo surowe, kanciaste i �miertelnie powa�ne. Nawet za swoich najlepszych lat nie zagl�da�y z przyjemno�ci� do lusterka. Ale b�d� pewien, �e by�y to niezwykle warto�ciowe kobiety. O, tak, wprost niezwykle! Patrz�c na t� roz�wierkan� gromadk� dzisiejszych studentek, wida� wyra�nie, �e czasy si� zmieni�y. Zauwa�y�em jedn� panienk� nie mog�a mie� wi�cej ni� osiemna�cie lat. Robi�a wra�enie istoty ze z�ota, p�atk�w r�anych i niebia�skiej rosy. ��Wyrocznia przemawia ustami poety � roze�mia� si� Eric. � Na pewno masz na my�li Florence Persival, nasz� najlepsz� matematyczk�. Uwa�ana jest za najpi�kniejsz� dziewczyn� na swoim roku. Moim gustom nie odpowiada. Nie robi� na mnie wra�enia jasnow�ose, lalkowate pi�kno�ci, wol� ju� Agnes Campion. Zwr�ci�e� na ni� uwag�? Wysoka, z ciemnymi warkoczami i twarz� niby barwny kwiat o aksamitnym puszku. Uko�czy�a z wyr�nieniem wydzia� filozofii. ��Widzia�em j� � odpar� David z naciskiem, obrzucaj�c przyjaciela przenikliwym spojrzeniem. � Bardzo uwa�nie obserwowa�em t� panienk�, bo s�ysza�em, jak kto� wyszepta� jej imi� i zaraz doda�, �e to przysz�a pani Ericowa Marshall. Wobec tego stara�em si� nie spuszcza� z niej oczu. ��Czego to ludzie nie wymy�l� � rzek� ubawiony Eric. � Jeste�my z Agnieszk� od lat dobrymi przyjaci�mi i to wszystko. Bardzo j� lubi� i podoba mi si� bardziej, ni� inne poznane dot�d panny. Przysz�ej pani Ericowej Marshall jeszcze dotychczas nie mia�em przyjemno�ci pozna�. Nawet nie rozpocz��em poszukiwa� i w ci�gu najbli�szych lat nie mam zamiaru nic przedsi�wzi�� w tej sprawie. G�ow� zaprz�taj� mi inne problemy � zako�czy� lekcewa��cym tonem. Mo�na by� pewnym, �e za to lekcewa�enie zostanie kiedy� surowo ukarany, o ile Kupido nie jest zar�wno �lepy jak g�uchy. ��Pewnego dnia spotkasz swoj� przysz�� �on� � oznajmi� David stanowczo. � Nie b�d� taki pewny siebie. Przepowiadam ci, �e niebawem, je�li los ci jej nie ze�le, sam wyruszysz na poszukiwanie. O, synu swej matki, przyjmij moj� szczer� rad�! Kieruj si� przede wszystkim zdrowym rozs�dkiem, gdy zaczniesz starania o �on�. ��S�dzisz, �e m�g�bym si� go kiedykolwiek pozby�? � roze�mia� si� Eric. ��Nie dowierzam ci � rzek� David, potrz�saj�c z powag� g�ow�. � W twoich �y�ach, poza trze�w� szkock� krwi�, p�ynie r�wnie� troch� celtyckiej, po babce, g�ralce. Nigdy nie wiadomo, jak to zawa�y na losach m�czyzny i do czego go doprowadzi, zw�aszcza w sprawach sercowych. Mo�esz straci� g�ow� dla jakiej� niem�drej, czy te� k��tliwej kobietki, kt�ra oszo�omi ci� urod� i unieszcz�liwi na ca�e �ycie. Zapami�taj sobie moj� pro�b�; zanim zdecydujesz si� na ma��e�stwo, pozw�l mi wyda� opini� o kandydatce na �on�. Zastrzegam, �e m�j s�d b�dzie szczery i bezstronny. ��M�w sobie, co chcesz, ale i tak ostatecznie o wszystkim rozstrzygnie moje zdanie. ��Tam do licha! Co za uparta latoro�l upartego rodu! � mrukn�� David, patrz�c jednak serdecznie na przyjaciela. � Dobrze o tym wiem i tak d�ugo nie zaznam spokoju, p�ki nie o�enisz si� z odpowiedni� dziewczyn�. �atwo j� znale��. W naszym kraju dziewi�� dziewcz�t na dziesi�� nadaje si� na kr�lewski dw�r. C�, zawsze jednak trzeba si� liczy� z t� dziesi�t�. ��Nie jeste� lepszy od bajkowej �Przezornej Alicji�, kt�ra zamartwia�a si� przysz�o�ci� swych nie narodzonych jeszcze dzieci � oznajmi� Eric. ��Uwa�am, �e nies�usznie z niej drwiono � odpar� powa�nie David. � My, lekarze, co� o tym wiemy. By� mo�e zbyt si� przejmowa�a, ale w zasadzie mia�a racj�. Ludzie powinni bardziej troszczy� si� o swe nie narodzone dzieci, zapewniaj�c im przynajmniej odpowiedni� spu�cizn�, nie tylko materialn�, ale fizyczn�, moraln� i umys�ow�. Mniej mieliby zmartwie� po ich urodzeniu, a i �y� by�oby przyjemniej na �wiecie. Poza tym rasa ludzka osi�gn�aby wi�kszy post�p w jednym pokoleniu, ni� uda�o jej si� przez ca�e dzieje. ��Widz�, �e zaczynasz rozprawia� na sw�j ulubiony temat. Nauka o dziedziczno�ci nie jest moj� mocn� stron�, przerywam wi�c dyskusj�. Nawi�zuj�c do tego, abym si� po�pieszy� i o�eni�, dlaczego� Eric mia� ju� na ustach s�owa: �Dlaczego nie dasz mi przyk�adu i nie znajdziesz sobie odpowiedniej �ony?� W ostatniej chwili powstrzyma� si�. Wiedzia� o tym, �e w przesz�o�ci Davida tkwi�a jaka� rana, kt�rej nawet najbli�szy przyjaciel nie powinien rozdrapywa� niestosownymi �artami. Zmieni� wi�c zdanie i zapyta�: � Powiniene� zostawi� t� spraw� bogom, w kt�rych r�kach spoczywa nasza przysz�o��. Wszak, Davidzie, wierzysz przecie� w przeznaczenie? ��Owszem, do pewnego stopnia � odpowiedzia� David ostro�nie. � Jedna z moich ciotek m�wi�a, �e �co si� ma sta�, to si� stanie, a co si� nie ma sta�, zdarza si� czasami�. Takie niepo��dane przypadki psuj� nasze zamiary. C�, Ericu, uwa�asz mnie za niezno�nego zrz�d�, ale naprawd� znam �ycie lepiej ni� ty i podobnie jak Arthur Tennyson wierz�, i� �nie ma na ziemi bardziej przebieg�ego w�adcy nad m�odzie�cze uczucie do dziewczyny�. C� dziwnego w tym, �e tak bardzo pragn�, aby� jak najpr�dzej pokocha� kobiet� warto�ciow�. Szkoda, �e nie wybra�e� panny Campion. Podoba�a mi si�. Robi wra�enie dobrej, dzielnej i prawej, a ma oczy kobiety, kt�rej mi�o�� warto zdoby�. Poza tym pochodzi z dobrej rodziny. Otrzyma�a te� staranne wychowanie i wykszta�cenie. Te trzy rzeczy s� niezb�dne u kobiety, kt�r� wybierzesz, by zaj�a miejsce twojej matki. I to wszystko, m�j przyjacielu. ��Masz s�uszno�� � odpar� niedbale Eric. � Musz� o�eni� si� z kobiet� odpowiadaj�c� tym warunkom. Ale ju� nadmieni�em, �e nie kocham Agnes Campion. Zreszt� sprawa jest nieaktualna. Cho�bym j� kocha� i tak nie mia�bym szans. Jest prawie zar�czona z Larrym Western. Pami�tasz Westa? ��Taki smuk�y, d�ugonogi ch�opiec, z kt�rym przyja�ni�e� si� przez dwa pierwsze lata w Queenslea? Co teraz porabia? ��Opu�ci� college po dw�ch latach z powodu braku pieni�dzy. Zdobywa wykszta�cenie o w�asnych si�ach. Ostatnio by� nauczycielem w jakim� zapad�ym k�cie na Wyspie Ksi�cia Edwarda. Jego zdrowie nadal szwankuje. Nigdy nie mia� zbyt wiele si�y, a uczy� si� bez wytchnienia. Od lutego nie da� o sobie zna�. Pisa� wtedy, �e obawia si�, czy dotrwa do ko�ca roku szkolnego. Mam nadziej�, �e nie ulegnie chorobie. To bardzo szlachetny ch�opak i wart nawet Agnes Campion. No, doszli�my na miejsce. Wst�pisz, Davidzie? ��Dzi� nie mam czasu. Wybieram si� do p�nocnej dzielnicy odwiedzi� pacjenta, kt�ry cierpi na niezwyk�� chorob� gard�a Nikt nie wie, co mu w�a�ciwie jest. Wszyscy lekarze, wraz ze mn�, �ami� sobie g�owy nad t� spraw�. Z pewno�ci� dojd� do tego, co mu dolega, byle tylko �y� dostatecznie d�ugo. DECYDUJ�CY LIST Ojciec jeszcze nie wr�ci� z college�u. Eric znalaz� w hallu na stole adresowany do siebie list i uda� si� do biblioteki, by go przeczyta�. List by� od Larry�ego Westa. W miar� czytania roztargnienie maluj�ce si� na twarzy Erica ust�pi�o miejsca zaciekawieniu. Ericu, zwracam si� do Ciebie z wielk� pro�b� � pisa� West. � Mam pecha i wpad�em w r�ce Filistyn�w, czyli lekarzy. �le si� czu�em przez ca�� zim�, ale pr�bowa�em jako�� si� trzyma� i mia�em nadziej�, �e wytrwam do ko�ca roku szkolnego. Moja gospodyni, osoba �wi�ta, cho� w okularach i perkalowej sukni, spojrza�a na mnie w zesz�ym tygodniu podczas �niadania i stwierdzi�a niezwykle �agodnie: �Prosz� koniecznie wybra� si� jutro do miasta. Powinien pana zbada� lekarz�. Pojecha�em, stosuj�c si� do polecenia, gdy� pani Williamson nie mo�na nie pos�ucha�. Ma pewien niemi�y zwyczaj, a mianowicie uzmys�awia cz�owiekowi przy ka�dej nadarzaj�cej si� sytuacji, �e tylko ona ma racj� i roztropnie post�pi ten, kto zastosuje si� do jej rady. Jutro i tak b�dziesz tego zdania co pani Williamson dzi�, wszyscy o tym wiedz�. Przyby�em wi�c do Charlottetown i poszed�em do doktora, ten za� opuka� mnie, os�ucha�, przyk�ada� r�ne aparaty i ogl�da� ze wszystkich stron. Na zako�czenie tej wizyty oznajmi�, �e musz� �natychmiast, od dzi�� przerwa� prac� i czym pr�dzej zmieni� klimat. Najlepiej, �ebym wyjecha� tam, gdzie wiosn� nie wiej� te przejmuj�ce p�nocno � wschodnie wiatry jak na Wyspie Ksi�cia Edwarda. Do jesieni nie wolno mi absolutnie pracowa�. Tak zabrzmia� jego werdykt, a pani Williamson popiera go bez zastrze�e�. Zamierzam uczy� jeszcze do ko�ca tego tygodnia. Potem rozpoczynaj� si� trzytygodniowe wakacje wiosenne. Zale�y mi bardzo na twoim przyje�dzie. M�g�by� obj�� moj� posad� w szkole w Lindsay na ostatni tydzie� maja i ca�y czerwiec. Kiedy sko�czy si� rok szkolny, na pewno wielu nauczycieli b�dzie ubiega� si� o to miejsce. Teraz w �aden spos�b nie uda�o mi si� znale�� zast�pcy. Kilku moich uczni�w przygotowuje si� do egzamin�w wst�pnych w Akademii Kr�lewskiej. Czuj� si� za nich odpowiedzialny i nie chc� im sprawi� zawodu, zostawiaj�c w r�kach jakiego� trzeciorz�dnego baka�arzy � ny, maj�cego s�abe poj�cie o �acinie a jeszcze mniejsze o grece. Przyjed� i zast�p mnie, Ty, wypieszczone dzieci� dobrobytu. Dobrze Ci zrobi, gdy na w�asnej sk�rze do�wiadczysz, jak si� czuje cz�owiek, zarabiaj�cy w ci�kim trudzie dwadzie�cia pi�� dolar�w tygodniowo. I �yje bez dodatkowego wsparcia! Ale �arty na bok. �ywi� nadziej�, Ericu, �e zechcesz przyjecha�. Nie mam poza Tob� nikogo, kto by m�g� mi pom�c i dlatego do Ciebie si� zwracam. Praca nie jest ci�ka, cho� zapewne wyda Ci si� monotonna. To niewielka, rolnicza osada na p�nocnym wybrze�u i ludzie wiod� tu bardzo spokojne, ma�o urozmaicone �ycie. Wsch�d i zach�d s�o�ca stanowi� najciekawsze wydarzenia dnia powszedniego. Ale mieszka�cy s� poczciwi i go�cinni. A Wyspa Ksi�cia Edwarda w czerwcu jest tak nieprawdopodobnie pi�kna, �e zdaje si� by� czarownym snem. W stawie s� pstr�gi, a na przystani spotkasz zawsze starego rybaka, kt�ry zabierze Ci� ch�tnie na po��w homar�w lub ryb. Zostawi� Ci swoje mieszkanie. Jest wygodne i ma dodatkow� zalet� � blisko st�d do szko�y. Pani Williamsonowa to najmilsza kobieta na �wiecie i jedna z tych nieocenionych, staro�wieckich gospody�, co to racz� cz�owieka mn�stwem po�ywnych smako�yk�w. M�� jej, Robert, powszechnie zwany tu Bobem, ma ju� sze��dziesi�t lat i jest oryginalnym, wprost niepowtarzalnym typem farmera. �mieszny stary gadu�a, kt�ry w rozmowie lubi wtr�ca� zabawne powiedzonka i wsz�dzie wtyka sw�j nos. Do trzeciego pokolenia zna sprawy ka�dego mieszka�ca Lindsay. Williamsonowie s� bezdzietni, lecz Bob ma ulubie�ca, starego kota. Gospodarz jest z niego niezwykle dumny i nazwa� go Timothy. Tak te� nale�y si� zwraca� do kocura i tak o nim m�wi�, je�li nie chcesz narazi� si� Robertowi. Nigdy nie nazywaj go przy Bobie �kotem�, lub cho�by �Timem�. Staruszek zachowa�by na wieki uraz� i na pewno by stwierdzi�, �e nie nadajesz si� na kierownika szko�y. Zamieszkasz w moim pokoju, niewielkiej izdebce nad kuchni� ze sko�nie, odpowiednio do nachylenia dachu, opadaj�cym sufitem. Niezliczone razy stukniesz si� w niego g�ow�, a� w ko�cu jego istnienie utrwali Ci si� w pami�ci. Zastaniesz tu r�wnie� niezwyk�e lustro. Zmniejszy Ci ono jedno oko do wielko�ci ziarnka grochu, drugie za� przeobrazi w pomara�cz�. To drobna niedogodno��. Za to otrzymasz imponuj�c� ilo�� r�cznik�w. W pokoiku jest wychodz�ce na zach�d okno. Wida� st�d cudownie pi�kn� zatok� z przystani� w Lindsay, b�dziesz si� m�g� do woli rozkoszowa� ich urokiem. W tej chwili gdy pisz�, s�o�ce w�a�nie zachodzi w �morzu ognia i p�ynnego szk�a�. Statek odp�ywa, nikn�c w czerwieni i z�ocie za horyzontem. Wielkie, ruchome �wiat�o zap�on�o w tym momencie na kra�cu wybrze�a za przystani�. Mruga i wysy�a b�yski, niby budz�ce niepok�j sygna�y �nadawane z czarodziejskiej krainy, le��cej za wzburzonymi falami niebezpiecznych m�rz�. Zadepeszuj, czy mo�esz przyjecha�. Je�li tak, to oczekuj� Ci� w Lindsay dwudziestego trzeciego maja. Pan Marshall�senior wszed� do biblioteki w chwili, gdy Eric w zadumie sk�ada� przeczytany list. Pan Marshall, bystry, sprytny i troch� surowy, cho� sprawiedliwy i uczciwy cz�owiek interesu, wygl�dem przypomina� raczej pastora lub filantropa. Mia� okr�g��, r�ow� twarz, siwe w�sy, pi�kn� siw� g�ow� i wydatne usta. Za to w jego niebieskich oczach tli� si� taki stalowy b�ysk, �e ka�dy cz�owiek zamierzaj�cy wyprowadzi� go w pole, dobrze by si� namy�li�, nim odwa�y�by si� to uczyni�. Na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e Eric odziedziczy� urod� i wynios�� postaw� po matce. Jej portret wisia� na ciemnej �cianie pomi�dzy oknami. Odesz�a z tego �wiata m�odo, gdy Eric mia� zaledwie dziesi�� lat. M�� i syn darzyli j� g��bokim, serdecznym uczuciem. Szlachetna, urocza, tchn�ca s�odycz� twarz o wyrazistych rysach �wiadczy�a, �e zmar�a godna by�a ich czci i mi�o�ci. Prawie tak� sam� twarz, lecz pozbawion� kobiecej mi�kko�ci, mia� Eric. W podobny spos�b uk�ada�y si� wok� jego czo�a kasztanowate w�osy, za� oczy zupe�nie przypomina�y oczy matki. Zw�aszcza, gdy patrzy�y powa�nie z ukrytym w g��bi nieuchwytnym czarem tkliwej zadumy. Pan Marsha�l, chocia� odczuwa� dum� i zadowolony by� z wyr�nienia syna w college�u, nie da� po sobie pozna� wzruszenia. Kocha� jednak Erica ponad wszystko na �wiecie i pok�ada� w nim wielkie nadzieje, spodziewaj�c si�, �e czeka go �wietna przysz�o��. ��Dzi�ki Bogu, nareszcie mamy spok�j � oznajmi�, siadaj�c wygodnie w ulubionym fotelu. ��Czy�by rozczarowa� ci� program uroczysto�ci? � spyta� syn nieco roztargnionym g�osem. ��Nie by� zbyt interesuj�cy � odpar� ojciec. � Najbardziej podoba�a mi si� �aci�ska modlitwa w wykonaniu Charliego i te urocze dziewcz�ta podchodz�ce kolejno po swoje dyplomy. �acina to, moim zdaniem, j�zyk najlepiej nadaj�cy si� do modlitwy. Zw�aszcza, gdy posiada si� taki g�os jak nasz stary Charlie. S�owa p�yn�y mu g�adko z ust, a ich d�wi�k przenika� mnie do g��bi. Dziewcz�ta wygl�da�y jak kwiaty, nieprawda�? Uwa�am, �e Agnes by�a najpi�kniejsza. Podobno masz wobec niej powa�ne zamiary, tak mi przynajmniej m�wiono. Czy to prawda? ��Do licha! � rzek� Eric sm�tnie, ale z wyczuwaln� irytacj�. � Chyba zm�wili�cie si� z Davidem i koniecznie chcecie mnie nak�oni� do ma��e�stwa, nawet wbrew mojej woli! ��Nie rozmawia�em na ten temat z Davidem � zapewni� pan Marshall. ��Jeste� taki sam jak on. Ca�� powrotn� drog� z college�u zasypywa� mnie dobrymi radami i pouczeniami. Dlaczego ci ojcze tak zale�y na moim ma��e�stwie? ��C�, pragn�, aby kto� wreszcie stworzy� nam prawdziwe ognisko domowe. Brakuje mi go od �mierci twojej matki. Do�� mam w domu przer�nych gospody�. Chcia�bym przed �mierci� trzyma� twoje dzieci na kolanach. Jestem, Ericu, ju� starym cz�owiekiem. ��Rozumiem ci�, ojcze � odpar� �agodnie Eric i spojrza� na portret matki. � Twoje �yczenie mnie nie dziwi, ale nie mog� przecie� tak od r�ki wzi�� i o�eni� si�. S�dz� te�, �e w dzisiejszych czasach nie znalaz�bym zrozumienia, poszukuj�c �ony za pomoc� og�osze�. ��Nie kochasz �adnej? � spyta� pan Marshall. Mia� przy tym min� cz�owieka cierpliwie znosz�cego niewczesne �arty lekkomy�lnego m�okosa. ��Nie. Dotychczas nie spotka�em kobiety, na widok kt�rej moje serce zabi�oby �ywiej. ��Zupe�nie nie rozumiem dzisiejszej m�odzie�y � mrukn�� ojciec. � Kocha�em si� przynajmniej sze�� razy, zanim doszed�em do twego wieku. ��Naturalnie, mog�e� si� �podkochiwa�. Jestem jednak przekonany, �e nie kocha�e� naprawd� �adnej kobiety, dop�ki nie pozna�e� mamy. A dosz�o do tego, gdy ju� nie by�e� taki m�ody. ��Masz chyba zbyt wielkie wymagania. W tym ca�y k�opot. ��To zrozumia�e. Syn takiej matki nie mo�e wymaga� zbyt wiele od kobiety. Ale dajmy pok�j tej sprawie. Chcia�bym, aby� przeczyta� list od Larry�ego. ��Hm! � mrukn�� pan Marshall, gdy przebieg� wzrokiem list. � I c� zamierzasz? ��Powinienem pojecha�, o ile nie masz nic przeciwko temu, to� ��S�dz�c z listu Larry�ego, nie b�dzie ci tam zbyt weso�o. ��Zapewne. Lecz nie jad� tam szuka� rozrywek. Chc� pom�c Larry�emu i zwiedzi� wysp�. ��Jest warta obejrzenia � przyzna� pan Marshall. � Za ka�dym razem gdy przybywam latem na Wysp� Ksi�cia Edwarda, rozumiem starego, szkockiego wyspiarza, kt�rego pozna�em kiedy� w Winnipeg. Nie przestawa� opowiada� o �wyspie�. Pewnego razu kto� zapyta� go: �O jakiej wyspie pan m�wi?� Starzec patrz�c na owego ciekawskiego ignoranta odpar�: �Jasne, �e o Wyspie Ksi�cia Edwarda. Czy�by by�a tu jaka� inna wyspa?� Jed� wi�c, skoro chcesz to sprawdzi�. Potrzebujesz ponadto odpoczynku po tej har�wce przed egzaminami, zanim zaczniesz pracowa� dla mnie. Nie zr�b tylko jakiego� g�upstwa. ��Uwa�am, �e nie jest to prawdopodobne w takiej miejscowo�ci jak Lindsay � za�mia� si� Eric. ��Diabe� zawsze znajdzie zaj�cie dla pr�nuj�cych r�k czy to w Lindsay, czy w innym miejscu. S�ysza�em o okropnej tragedii, kt�ra wydarzy�a si� na odludnej farmie, po�o�onej dziesi�� mil od stacji kolejowej i pi�� od najbli�szego sklepu. Spodziewam si� jednak, synu, �e przez pami�� matki zachowasz si� jak przysta�o porz�dnemu cz�owiekowi i dobremu chrze�cijaninowi. Istnieje prawdopodobie�stwo, �e jaka� pozbawiona rozs�dku kobieta po�cieli ci na noc w go�cinnym pokoju. To b�dzie najgorsza rzecz, jaka mo�e ci� spotka�. W�wczas niech B�g ma w opiece mego syna! NOWY NAUCZYCIEL Min�� miesi�c. Pewnego popo�udnia Eric opu�ci� stary, bielony wapnem budynek szko�y w Lindsay i zamkn�� drzwi, na kt�rych wyci�to niezliczone napisy. Drzwi te, solidnie wykonane z podw�jnych desek, mog�y skutecznie oprze� si� wszelkim atakom i pociskom, jakie los by im zdarzy�. Uczniowie rozeszli si� przed godzin�, ale Eric zosta� jeszcze troch�, aby przygotowa� dodatkowe �wiczenia z �aciny dla bardziej zaawansowanych w nauce. Ciep�e, jaskrawo��te promienie s�oneczne przeszywa�y uko�nie g�stwin� klonowego lasu przyleg�ego do zachodniej strony budynku, a mroczna, zielona przestrze� pod oknami po�yskiwa�a z�oci�cie. Dwie owce skuba�y dorodn� traw� w k�cie boiska. W kryszta�owo czystym powietrzu pobrz�kiwa� cicho i melodyjnie dzwoneczek, zawieszony u szyi pas�cej si� w lesie krowy. �agodne tchnienie kanadyjskiej wiosny orze�wia�a pewna ostro�� i surowo�� przypisana tej porze roku. Krajobraz pe�en by� b�ogiego spokoju. Zdawa�o si�, �e ca�y �wiat pogr��y� si� w tej chwili w mi�ych, niczym nie zak��conych sennych marzeniach. ��Za bardzo tu sielsko � pomy�la� m�ody cz�owiek wzruszaj�c ramionami. Sta� na nadgryzionych z�bem czasu schodkach i z lekkim u�miechem rozgl�da� si� dooko�a. Zastanawia� si�, jak zdo�a tu wytrzyma� ca�y miesi�c. � Dopiero by si� ojciec ubawi�, gdyby si� dowiedzia�, jak pr�dko znu�y�o mnie wiejskie otoczenie. � Ruszy� przez boisko ku d�ugiej, czerwonawej drodze biegn�cej w pobli�u szko�y. ��Ca�e szcz�cie, �e min�� ju� pierwszy tydzie�. Przez pi�� dni zarabia�em na �ycie! Dotychczas nie mog�em si� tym pochwali�, chocia� sko�czy�em dwadzie�cia cztery lata. Jakie� to zabawne! Za to sama praca w wiejskiej szkole jest okropnie monotonna. Przynajmniej tu, w Lindsay, nie mo�na narzeka� na nadmiar silniejszych wra�e�. Dzieci s� tak nies�ychanie grzeczne i spokojne, �e brak nawet tradycyjnego urozmaicenia, jakim jest gdzie indziej sprawienie lania rozwrzeszczanym ch�opakom. Nasza instytucja przypomina dobrze nakr�cony zegarek. Larry, to wybitny talent pedagogiczny i organizatorski. Czuj� si� tylko trybem w sprawnie dzia�aj�cej maszynie, kt�ra porusza si� bez mojego udzia�u. Chocia� s�ysza�em, �e s� tu r�wnie� uczniowie, kt�rzy dot�d nie raczyli pojawi� si� w szkole i stary Adam nie mia� okazji ich o�wiczy�. Licz� na to, �e wnios� tu pewne o�ywienie. A ponadto, jeszcze kilka wypracowa� podobnych do dzie� Johna Reida mog�oby doda� pikanterii mojej pracy zawodowej. � �miech Erica przetoczy� si� ponad drog� i odbi� echem od zbocza stromego wzg�rza. Dzieciom z czwartej klasy, kt�rych rodzice uwa�ali, �e powinny otrzyma� lepsze wykszta�cenie, zada� na dzisiejszej lekcji wolny temat. John Reid, roztropny, rzeczowy malec, ca�kowicie pozbawiony poczucia humoru, zdecydowa� si� napisa� o zalotach. Przyj�� bowiem za dobr� monet� rad� siedz�cego obok z�o�liwego urwisa. Przedstawiony opis zdawa� si� �wiadczy� o dog��bnej znajomo�ci reali�w doros�ego �ycia. Eric z trudem zachowywa� powa�ny wyraz twarzy i �mia� si� w duchu, za ka�dym razem, gdy przypomnia� sobie zabawne zdanie rozpoczynaj�ce wytw�r fantazji Johna: �Zaloty to bardzo przyjemne zaj�cie, lecz wiele os�b posuwa si� w nich za daleko�. Mi�kko zarysowane odleg�e wzg�rza i pokryte lasami wy�yny wygl�da�y zwiewnie, przybrawszy delikatn� wiosenn� szat�. M�ode klony, �wie�o zazielenione, schodzi�y z jednej strony a� do samej drogi. Za drzewami rozci�ga�y si� �any szmaragdowych p�l, zalane potokami s�onecznego �wiat�a. Po wyz�oconej przestrzeni sun�y gromadnie cienie chmur. Hen, w dole, gdzie ko�czy�y si� pola, szumia� b��kitny, bezkresny ocean. Wzdycha� i szemra� sennie, a g�os ten brzmi�cy nieustannie, pozostanie na zawsze w uszach tych, co urodzili si� i wychowali nad jego brzegami. Co pewien czas Eric spotyka� jad�cego konno podrostka, bosego i w kraciastej, kolorowej koszuli lub farmera na wozie. Ka�dy pozdrawia� go skinieniem g�owy i wo�a� weso�o: �Dzie� dobry, panie nauczycielu!� M�oda dziewczyna o rumianej, pe�nej twarzy z do�eczkami na policzkach min�a Erica. Zauwa�y� �adne, ciemne oczy, pe�ne nie�mia�ej kokieterii. Bez wi�kszych opor�w wesz�aby w bli�sz� komityw� z przystojnym m�odzie�cem. Jej spojrzenie m�wi�o to wyra�nie! W po�owie drogi w d� zbocza Marshall natkn�� si� na leniwie cz�api�cego, starego siwka, ci�gn�cego w�z pami�taj�cy na pewno lepsze czasy. Powozi�a kobieta. Na pierwszy rzut oka robi�a wra�enie pos�pnej, bezbarwnej istoty, kt�rej nie rozczuli�o w dotychczasowym �yciu �adne serdeczne wzruszenie. �ci�gn�a lejce i skin�a na Erica chropowat� r�czk� starej parasolki z wystaj�cymi drutami. M�ody cz�owiek zauwa�y� gest i podszed� grzecznie. ��Czy jest pan nowym nauczycielem? � zapyta�a. Eric potwierdzi�. ��Ciesz� si�, �e pana spotka�am � rzek�a kobieta, podaj�c mu r�k� w mocno pocerowanej, bawe�nianej r�kawiczce o sp�owia�ej, niegdy� czarnej barwie. � Wielka szkoda, �e pan West musia� nas opu�ci�. To by� doprawdy najlepszy nauczyciel i najzacniejszy cz�owiek na �wiecie. Muchy by nie skrzywdzi�. Ale powtarza�am mu za ka�dym razem, kiedy go widzia�am, �e na pewno jest chory. Pan, to wygl�da zdrowo, bardzo zdrowo, jednak pozory myl�. Mia�am brata, podobnego do pana, a zgin�� w m�odym wieku w katastrofie kolejowej. M�j ch�opak przyjdzie do szko�y w przysz�ym tygodniu. Powinnam go przys�a� wcze�niej, lecz potrzebny mi by� do pomocy w sadzeniu ziemniak�w. C�, jego ojcu nie chce si� pracowa� i sp�dza bezczynnie mn�stwo czasu. W �aden spos�b nie mo�na go zmusi� do roboty. Sandy, m�j syn � dosta� dwa imiona Edward Alexander po obu dziadkach � nie ma g�owy do nauki. Szko�y nie lubi, ale zacznie chodzi�, bo najwy�szy czas, �eby zdoby� jakie� wykszta�cenie. Jest g�upi jak but, a na dodatek uparty jak osio� kr�la Salomona. Jednak�e, prosz� pami�ta�, zawsze b�d� po pana stronie. Je�li zajdzie tak potrzeba, niech mu pan sprawi porz�dne lanie i przy�le m na kartce par� s��w wyja�nienia, a do�o�� mu od siebie drugie tyle. S� ludzie, co zawsze trzymaj� ze swymi dzie�mi. Kiedy te zbroj� co� w szkole. Ja, na szcz�cie do takich nie nale�� i ju� si� nie zmieni�. Rebecca Reid nigdy pana nie zawied� e! ��Dzi�kuj� pani. Jestem tego pewny � odpar� Eric swym najbardziej ujmuj�cym tonem. Jego twarz pozosta�a nieruchoma. Pozwoli� sobie na u�miech dopiero wtedy, gdy pani Reid oddali�a si� na bezpieczn� odleg�o��. Pani Rebecca odjecha�a w nieco lepszym ni� zwykle nastroju. D�ugie lata biedy i poniewierki, ci�ka har�wka u boku leniwego m�a sprawi�y, �e serce jej stwardnia�o na kamie� i sta�o si� niewzruszone wobec przedstawicieli odmiennej p�ci. Uprzejme zachowanie m�odego nauczyciela spodoba�o si� jej. Eric pozna� ju� wi�kszo�� mieszka�c�w Lindsay. Nic wi�c dziwnego, �e obrzuci� zdziwionym spojrzeniem m�czyzn� i ch�opca, kt�rych dot�d nie mia� okazji spotka�. Nieznajomi siedzieli na ubogim, staro�wieckim wozie u st�p wzg�rza i poili konia w strumieniu. Woda szemra�a weso�o, przep�ywaj�c niewielkie zag��bienie pod ma�ym drewnianym mostkiem. M�czy�ni zaciekawili Erica, gdy� powierzchowno�ci� zupe�nie nie przypominali pozosta�ych ch�op�w w Lindsay. Zw�aszcza m�odzieniec wygl�da� na cudzoziemca, mimo kraciastej, bawe�nianej koszuli i samodzia�owych spodni stanowi�cych, jak si� zdaje, codzienny, roboczy str�j miejscowych ch�opak�w. By� zwinny i smuk�y o w�skich, spadzistych ramionach, cienkiej opalonej szyi, g�adkiej jak jedwab, kt�r� ods�ania� rozpi�ty ko�nierzyk koszuli. Mia� g�ste, czarne i l�ni�ce w�osy a d�onie, spoczywaj�ce teraz bezczynnie, niezwykle d�ugie i kszta�tne. Rysy twarzy, cho� wyj�tkowo pi�kne, by�y troch� prostackie, cera oliwkowa, a policzki zabarwia� �ywy rumieniec. Zwraca�y uwag� usta pe�ne i purpurowe jak u dziewcz�cia. Oczy wielkie i czarne patrzy�y zuchwale spod d�ugich rz�s. Ch�opiec by� w og�le bardzo urodziwy, ale rysy twarzy mia�y pos�pny wyraz. Sprawia� wra�enie przyczajonego w�a lub stworzenia o kocich ruchach, wygrzewaj�cego si� na s�o�cu z leniw� gracj�, lecz w ka�dej chwili gotowego do nieoczekiwanego ataku. Drug� osob� na wozie by� stary m�czyzna w wieku oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu lub siedemdziesi�ciu lat. G�ow� okrywa�a mu szpakowata czupryna. Mia� d�ug�, g�st�, siw� brod�, twarz o ostrych, wyrazistych rysach i g��boko osadzone, orzechowe oczy, nad kt�rymi je�y�y si� krzaczaste brwi. Wysokiego wzrostu, lecz przygarbiony, wygl�da� niepozornie i ma�o poci�gaj�co. Na zaci�ni�tych, surowych ustach chyba nigdy nie zago�ci� u�miech. W ka�dym razie trudno by�o to sobie wyobrazi�. U�miechni�ta twarz nie kojarzy�a si� z tym cz�owiekiem i wydawa�a si� w najwy�szym stopniu absurdalna. A jednak twarz m�czyzny nie robi�a wra�enia odpychaj�cej, lecz przyci�ga�a uwag� Erica, uwa�aj�cego si� za znawc� ludzkiej fizjonomii. Cz�owiek ten r�ni� si� bardzo od zwyk�ych, weso�ych, rozgadanych farmer�w, typowych mieszka�c�w Lindsay, jakich dot�d spotyka� Eric. Stary w�z odjecha� i wolno pi�� si� pod g�r�, a Marshall d�ugo jeszcze po znikni�ciu dziwacznie dobranej pary, mia� w oczach starca o surowej twarzy i g�stych brwiach oraz czarnow�osego ch�opaka o czerwonych, dziewcz�cych wargach. ROZMOWA PRZY HERBACIE Posiad�o�� Williamson�w, u kt�rych zamieszka� Eric, wznosi�a si� na szczycie kolejnego wzniesienia. Larry okaza� si� dobrym wr�bit� i Ericowi by�o tam tak dobrze, jak �w przepowiedzia�. Williamsonowie, podobnie jak inni mieszka�cy Lindsay, uwa�ali Erica za biednego studenta, kt�ry samodzielnie boryka� si� z przeciwno�ciami losu, pracuj�c ci�ko jak Larry West. Eric nie zaprzecza�, ani nie utwierdza� ich w tym mniemaniu. Kiedy wr�ci� ze szko�y, Williamsonowie siedzieli w kuchni, czekaj�c z kolacj�. Pani Williamson, owa ��wi�ta w okularach i perkalowej sukni� wed�ug s��w Larry�ego, w pe�ni zas�ugiwa�a na t� opini� i Eric bardzo j� polubi�. By�a to drobna, siwow�osa kobieta. Na ma�ej, �agodnej twarzyczce o szlachetnych rysach utrwali�y si� g��bokie �lady doznanych cierpie�. Zazwyczaj m�wi�a niewiele i cho� przebywa�a od dawna w�r�d wiejskich prostak�w, nie u�ywa�a gwary. Od pierwszego dnia pobytu w tym domu, Eric zastanawia� si�, co sk�oni�o tak� kobiet� do po�lubienia Roberta Williamsona. Powita�a Erica macierzy�skim u�miechem, gdy usiad� przy stole powiesiwszy przedtem sw�j kapelusz na gwo�dziu w wybielonym hallu. Widoczny przez okno brzozowy gaj p�on�� w zachodz�cym s�o�cu migotliw� wspania�o�ci� barw, a w g�stym poszyciu za ka�dym podmuchem wiatru tworzy�y si� z�ociste fale. Robert, niewysoki, chuderlawy staruszek usiad� na �awie naprzeciwko nauczyciela, w ubraniu tak lu�nym, �e wygl�da�o jak o kilka numer�w za du�e dla niego. M�wi� cienkim, piskliwym g�osem, doskonale pasuj�cym do niepoka�nej postury. Drugi koniec �awy zajmowa� Timothy, dobrze u�o�ony i pe�en godno�ci, ze �nie�nobia�� piersi� i takimi� �apkami. Robert dzieli� si� z nim ka�dym k�sem, a Timothy jad� wytwornie i mrucza� na znak wdzi�czno�ci. ��Czekali�my na pana � zacz�� rozmow� stary Bob. � Co� pan dzi� si� sp�ni�. Czy�by zatrzyma� pan kt�rego� z ch�opc�w po lekcjach? Taka kara jest uci��liwa tak samo dla pana jak i dla nich. Cztery lata temu mieli�my nauczyciela, kt�ry zamyka� uczni�w w szkole, po czym szed� spokojnie do domu. No i za godzin� musia� wraca�, aby wypu�ci� gagatki, o ile jeszcze je zasta�. Cz�sto zdarza�o si�, �e sobie zwyczajnie uciekli. Tom Ferguson rozwali� pewnego dnia drzwi i umkn��. Po tym wypadku wstawili�my nowe, z podw�jnych desek i tym ju� nie dali rady. ��Musia�em popracowa� dodatkowo � odpar� Eric kr�tko. ��No i rozmin�� si� pan z Alexandrem Tracy. By� tu, bardzo ciekaw, czy potrafi pan gra� w warcaby. Powiedzia�em, �e tak. Zostawi� karteczk� z pro�b�, aby pan wpad� kt�rego� wieczora na partyjk�. Tylko lepiej, by pan zbyt cz�sto nie wygrywa�, je�li naturalnie to mo�liwe. Powinien pan utrzymywa� z nim dobre stosunki. On ma syna, a ten, jak zacznie chodzi� do szko�y, b�dzie w stanie nawarzy� panu piwa. Ten Seth Tracy, to urwis jakich ma�o, a figle milsze mu s� od jedzenia. Toczy boje z ka�dym nowym nauczycielem i dwom tak dokuczy�, �e opu�cili Lindsay. Ale z panem Western nie mia� szcz�cia. Trafi�a kosa na kamie�. Z ch�opcem Williama Tracy�ego nie b�dzie pan mia� �adnych k�opot�w. Zachowuje si� bez zarzutu, odk�d matka zacz�a mu co niedziela k�a�� do g�owy, �e p�jdzie prosto do piek�a, je�li nie b�dzie grzeczny. I to jako� skutkuje. Czemu� pan nie je? Chyba ju� pan zauwa�y�, �e nie zapraszamy do jedzenia tak jak pani Scott swoich sto�ownik�w: �Pan, to pewnie ju� nie b�dzie tego jad�? Ani pan? Ani pan?� ��Matko! Aleck opowiada, �e stary George Wright u�ywa �ycia za wszystkie lata. Jego �ona pojecha�a z wizyt� do siostry w Charlottetown. Zosta� sam na gospodarstwie po raz pierwszy od czasu, gdy si� o�eni� przed czterdziestu laty. A teraz korzysta ze swobody, jak m�wi Aleck. Podobno pali fajk� w bawialni i przesiaduje do jedenastej, czytaj�c przer�ne powie�ci. ��Mo�e to pana Tracy spotka�em po drodze � zastanowi� si� Eric. � Taki wysoki, starszy m�czyzna o szpakowatych w�osach i ponurej, surowej twarzy? ��Nie. Aleck jest weso�ym grubaskiem, a rosn�� przesta�, zanim na dobre zacz��. Przypuszczam, �e chodzi panu o Thomasa Gordona. Zauwa�y�em go jad�cego drog�. Ten na pewno nie b�dzie pana zam�cza� zaproszeniami. Co to, to nie. Nie ma obawy. Gordonowie nie nale�� do towarzyskich stworze�! Matko, przysu� ciasto panu nauczycielowi. ��Jecha� z nim jaki� m�ody ch�opiec � ci�gn�� zaciekawiony Eric. ��To Neil. Neil Gordon. ��Imi� szkockie, ale ta twarz i oczy� Pr�dzej bym podejrzewa�, �e nazywa si� Giuseppe, albo Angelo. Wygl�da na W�ocha. ��Nic dziwnego, przecie� nim jest. Bardzo trafnie pan odgad�. To, prosz� pana, rodowity W�och i zbyt wiele w nim w�oskiej natury, �eby si� to podoba�o przyzwoitym ludziom. ��Jakim cudem w�oski ch�opiec o szkockim imieniu znalaz� si� tutaj, w Lindsay? ��Wi�c, prosz� pana, to by�o tak� Mniej wi�cej dwadzie�cia dwa lata temu� Dwadzie�cia dwa, czy dwadzie�cia cztery, �ono? Jednak dwadzie�cia dwa� Bo to sta�o si� w tym roku, kiedy urodzi� si� nasz Jim. A ten gdyby �y�, mia�by biedaczek dwadzie�cia dwa lata. Tak wi�c, prosz� pana, dwadzie�cia dwa lata temu przyby�o do naszej wsi dwoje w�drownych handlarzy, W�och�w. W�wczas pe�no ich by�o w okolicy. Rzadko trafi� si� dzie�, abym nie poszczu� psami przynajmniej jednego. Tym razem zjawi�o si� ma��e�stwo. Wst�pili do Gordon�w, gdy� kobieta nagle zas�ab�a. Janet Gordon wzi�a j� pod sw�j dach i zapewni�a opiek�. Nast�pnego dnia nieznajoma urodzi�a dziecko i zmar�a. M�� spakowa� wszystkie rzeczy i wyni�s� si� cichaczem. Nigdy go ju� nie widziano. Gordonowie zatrzymali dzieciaka. Co mieli robi�? Cho� s�siedzi radzili im, �e rozs�dniej b�dzie odda� go do przytu�ku. Ale czy Gordonowie s�uchali czyich� rad? �y� jeszcze wtedy stary James, ojciec Thomasa i Janet. No wi�c, on powiedzia�, �e nie wyrzuci dziecka, kt�re przysz�o na �wiat w jego domu. To by� cz�owiek bardzo samowolny i lubi� rz�dzi�. Ludzie powiadali, �e ma pretensje do s�o�ca, bo nie wschodzi i nie zachodzi zgodnie z jego wol�. W ka�dym razie dziecko zosta�o u nich. Ochrzcili je, a jak�e i dali na imi� Neil. Dbali o ch�opca, posy�ali do szko�y, zabierali ze sob� do ko�cio�a i traktowali jak swego. Niekt�rzy w Lindsay twierdz�, �e Gordonowie byli dla niego za dobrzy, a to nie jest s�uszne, kiedy ma si� do czynienia z przyb��dami. Nigdy nie wiadomo, co si� ujawni z takiej obcej krwi, je�li nie trzyma� jej kr�tko. Podobno Neil jest sprytny i dobrze pracuje, ale nikt go tu nie lubi. S�ysza�em te�, �e nie mo�na mu ufa� i trzeba go mie� na oku. Poza tym jest strasznie porywczy. Jak chodzi� do szko�y, to o ma�o nie zabi� kolegi, na kt�rego si� rozz�o�ci�. Z�apa� biedaka za szyj� i zacz�� dusi�, a� ten zsinia� na twarzy i trzeba by�o si�� ich rozdzieli�. ��Ale�, m�u, dobrze wiesz, jak mu okropnie dokuczali � wtr�ci�a pani Williamson. � Jeden B�g wie, ile ten ch�opiec wycierpia� w szkole. Dzieci obrzuca�y go wyzwiskami i czym popad�o. ��Dobrze wiem. Nie raz zala�y mu sad�a za sk�r� � przyzna� jej m��. � Neil gra pi�knie na skrzypcach i jest z natury bardzo towarzyski. Chodzi cz�sto na przysta�. Bo jak cz�owiek �ugo nie ma z kim pogada�, to staje si� mrukiem. U takich Gordon�w mo�na zapomnie� ludzkiego j�zyka. W og�le, to dziwacy jakich ma�o. ��Nie powiniene� wyra�a� si� �le o s�siadach � zgani�a m�a pani Williamson. ��Ech, matko, dobrze wiesz, �e mam racj�. Dlaczego nie chcesz by� szczera? Sta�a� si� podobna do Nancy Scott. O nikim nie powiesz z�ego s�owa, chyba �e nic dobrego powiedzie� si� nie da. Przecie� wiadomo, �e Gordonowie r�ni� si� od nas, s� zupe�nie inni. Tacy byli i b�d�. Poza nimi, mamy w Lindsay jeszcze jednego dziwaka, Petera Cooka, kt�ry hoduje dwadzie�cia pi�� kot�w. Wyobra�a pan sobie? Biedne myszy nie maj� tam �atwego �ycia. Innych dziwak�w chyba nie mamy, przynajmniej nic o nich nie wiem. Za to trzeba przyzna�, �e nie jeste�my specjalnie interesuj�cy. ��Gdzie mieszkaj� Gordonowie? � zapyta� Eric. Zwr�ci� rozmow� na zasadniczy temat, bo Robert przeplata� swoje wywody r�nymi refleksjami i uwagami. ��Nieco dalej, p� mili od drogi do Radnor. Od reszty �wiata oddziela ich g�sty las. Do ko�cio�a chodz� zawsze, ale poza tym nigdzie nie bywaj� i nikt ich nie odwiedza. Mieszkaj� we czworo: Stary Thomas, jego siostra Janet, ich siostrzenica oraz Neil. To milcz�ce, dra�liwe dziwol�gi. Nie zaprzeczaj, matko. A, niech tam, podaj swemu staruszkowi fili�ank� herbaty i nie zwracaj uwagi na jego bajdurzenie. A skoro mowa o herbacie, czy s�ysza�a�, �e panie Palmer i Martin by�y w zesz�� �rod�, razem, na podwieczorku u pani Reid? ��Co� podobnego! S�dzi�am, �e si� jeszcze gniewaj� � zauwa�y�a pani Williamson, okazuj�c wreszcie nieco kobiecej ciekawo�ci. ��Jasne, �e tak. Ale wybra�y si�, nie wiedz�c jedna o drugiej i potem �adna nie chcia�a wyj�� pierwsza i ust�pi� pola nieprzyjaci�ce. Siedzia�y wi�c, i to by�o okropne, w dw�ch przeciwleg�ych rogach pokoju. Pani Reid przyzna�a, �e nie sp�dzi�a dot�d tak przykrego popo�udnia. Rozmawia�a z nimi kolejno, a one wypowiada�y uwagi o sobie nawzajem. Pani Reid ju� przypuszcza�a, �e zostan� do p�nej nocy. �adna nie mia�a zamiaru ruszy� si� z miejsca. Na szcz�cie Jim Martin przyszed� po �on�. Zaniepokoi� si�, czy w drodze do domu nie utkn�a w bagnie. No i posz�y sobie wreszcie. Dlaczego pan nie je, panie nauczycielu? Prosz� na mnie nie zwa�a�, zacz��em je�� przed panem, a mam jeszcze huk roboty. M�j parobek poszed� dzi� do domu. O p�nocy us�ysza� krakanie kruka i chce zobaczy�, kto umar� w jego rodzinie. Jest przekonany, �e kto� umar�. Ju� raz s�ysza� w nocy krakanie i na drugi dzie� dowiedzia� si� o �mierci swego kuzyna z Souris. � Matko, je�li pan nauczyciel nie chce ju� pi� herbaty, to mo�e znajdzie si� kapka �mietanki dla Timothy�ego? PI�KNA NIEZNAJOMA Kt�rego� dnia Eric wybra� si� przed zachodem s�o�ca na swoj� wieczorn� przechadzk�. Je�li nie w�drowa� brzegiem morza, mia� zwyczaj udawa� si� na dalekie spacery przez lasy i aksamitne, wonne �any wok� Lindsay. Wi�kszo�� dom�w zbudowano wzd�u� g��wnej drogi, biegn�cej r�wnolegle do wybrze�a, albo w pobli�u sklep�w na �Rozdro�u�. Za nimi jak okiem si�gn�� rozpo�ciera�y si� pola przechodz�ce w odludne lasy i pastwiska. Eric skierowa� si� na po�udniowy zach�d od posiad�o�ci Williamson�w. Pierwszy raz znalaz� si� w tych stronach i ra�nie pod��a� naprz�d, zachwycony urokami lata, roztaczaj�cymi si� w ca�ej okaza�o�ci na ziemi, niebie i w powietrzu. Cieszy� si� nimi, odczuwa� je najmniejsz� cz�steczk� swego cia�a i poddawa� si� nastrojowi, jak ka�dy wra�liwy cz�owiek o czystej duszy. Purpurowe strza�y zachodz�cego s�o�ca przeszywa�y mroki �wierkowego lasu, w kt�rym w�a�nie si� znalaz�. Kroczy� jakby d�ug� i czerwonaw� ko�cieln� naw�, w kt�rej posadzk� stanowi�o brunatne, mi�kko uginaj�ce si� poszycie. Po wyj�ciu spomi�dzy drzew, zdumia� si� niespodziewanym widokiem. W zasi�gu wzroku nie by�o �adnego domu, za to rozci�ga� si� stary, zaniedbany i najwidoczniej opuszczony sad. Jednak�e sady nie umieraj� tak �atwo i ten niegdy� �liczny zak�tek zachowa� resztki swej urody. Nie straci� nic z czaru pe�nego delikatnej melancholii. Spowija�a ona ca�y obszar, kt�ry niegdy� by� scen� radosnych zabaw i m�odzie�czego entuzjazmu, gdzie serca bi�y �ywo, krew pulsowa�a szybciej, a oczy p�on�y i pobrzmiewa�y weso�e g�osy. Odnosi�o si� wra�enie, �e w miejscu tym duchy przez wiele pustych lat pokutowa�y w swoich dawnych siedzibach. Sad by� d�ugi, rozleg�y, otoczony starym zniszczonym p�otem z desek. W ci�gu wielu minionych dni s�o�ce spali�o drewno, nadaj�c mu srebrzystoszar� barw�. Wzd�u� p�otu ros�y w r�wnych odst�pach wynios�e, s�kate jod�y. Wieczorny, �agodny wiatr, ka�dym tchnieniem przypomina� ten, kt�ry unosi� fale korzennych zapach�w, powiewaj�c nad Libanem. �piewa� cichutko w wierzcho�kach drzew, a starodawna pie�� z ca�� moc� porywa�a dusze a� ku zaraniu dziej�w. Na wschodzie wyrasta�a jod�owa g�stwina. Zaczyna�a si� malutkimi drzewkami wystaj�cymi z trawy, a za nimi �rednie pi�y si� w g�r� ku wysokim weteranom zwartego, r�wnego lasu. Wygl�da� niczym g�adka, zielona �ciana, tak by� g�sty i aksamitny, jakby zosta� pi�knie przez mistrza wystrzy�ony na ca�ej powierzchni. Wi�ksz� cz�� sadu porasta�a bujna trawa. W miejscu, gdzie sta� Eric, znajdowa� si� bezdrzewny placyk, stanowi�cy zapewne kiedy� przydomowy ogr�dek. Stare �cie�ki by�y zupe�nie wyra�ne, obrze�one kamieniami i wielkimi, g�adkimi otoczakami. Ros�y tu r�wnie� dwie du�e k�py bzu. Jedna p�on�ca kr�lewsk� purpur�, druga za� �nie�nobia�a. Pomi�dzy nimi by� klomb ca�y wygwie�d�ony czerwcowymi liliami lawendowej barwy. Ich przenikliwy, natr�tny aromat niesiony �agodnymi i mi�kkimi podmuchami wiatru, nasyca� przesi�kni�te ros� powietrze. Wzd�u� p�otu ros�y krzewy r�, ale jeszcze nie przyszed� czas na kwiaty. W �rodku roztacza� si� w�a�ciwy sad, a w nim trzy d�ugie rz�dy drzew z zielonymi alejkami pomi�dzy nimi. Ka�de drzewo sta�o w cudownym rozkwicie, w r�u i bieli. Urok tego miejsca ow�adn�� m�odzie�cem nagle i zupe�nie go zaskoczy�. Nie by� przygotowany na tak romantyczne wra�enia i nie spodziewa� si� ich w podobnym miejscu. Sad by� tam jednak, poci�ga� go subtelnie, pyszni� si� niemal wyrafinowanym czarem i Eric nigdy ju� nie wyzwoli si� spod w�adzy tego pi�kna. Nigdy ju� nie b�dzie tym samym cz�owiekiem. Wszed� do sadu przez dziur� po wy�amanej desce, nie�wiadom, �e ruszy� na spotkanie swojej przysz�o�ci. Przeszed� spory odcinek �rodkowej uliczki pomi�dzy d�ugimi, powykr�canymi ga��ziami, wysuwaj�cymi ku niemu p�ki delikatnego bia�or�owego kwiecia. Kiedy dotar� do po�udniowej granicy, rzuci� si� na traw� w os�oni�tym p�otem rogu sadu, gdzie r�s� inny krzew bzu, a obok, tu� przy jego korzeniach, paprocie oraz le�ne niebieskie fio�ki. Z miejsca, gdzie teraz si� znajdowa�, dostrzeg� dom stoj�cy oko�o �wier� mili dalej; jego szary szczyt wyziera� spoza ciemnych �wierk�w. Wygl�da� nieciekawie, pos�pnie i jako� obco. Eric nie wiedzia�, kto w nim mieszka. Mia� st�d rozleg�y widok na zach�d, na dalekie, zamglone pola, ze snuj�cymi si� gdzieniegdzie b��kitnymi pasmami. W�a�nie zachodzi�o s�o�ce i zielone ��ki w dali wygl�da�y jak sk�pane w z�ocistym blasku. D�uga dolina pogr��ona by�a w cieniu, a wy�sze partie wzg�rz o�wietla�y jeszcze s�oneczne promienie, na niebie za� rozci�ga�y si� niezmierzone po�acie szafranu i purpury. Po opadni�ciu rosy powietrze sta�o si� rze�kie, przepojone zapachem mi�ty rosn�cej na grz�dce, obok kt�rej le�a� Eric. Niedaleko, w lesie, d�wi�cznie i �agodnie gwizda�y ptaki. ��Jest to prawdziwy przybytek pradawnego spokoju � rzek� do siebie Eric, rozgl�daj�c si� doko�a z zachwytem. � M�g�bym tu zasn��, �ni� i mie� widzenia. Co za niebo! Nie wyobra�am sobie nic cudowniejszego, nad ten delikatny, przejrzysty b��kit na wschodzie i ob�oki