9287
Szczegóły |
Tytuł |
9287 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9287 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9287 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9287 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
London Jack Strona
Male�ka pani wielkiego domu
Rozdzia� pierwszy
Ockn�� si� w�r�d ciemno�ci. Przebudzi� si� lekko, g�adko, bez ruchu � po prostu otwar� oczy i uprzytomni� sobie, �e jest ciemno. Nie musia�, jak to si� najcz�ciej zdarza, dotyka� r�kami przedmiot�w wok� siebie i nas�uchiwa�, �eby nawi�za� kontakt z otaczaj�cym go �wiatem. Ledwie si� obudzi�, od razu odzyska� poczucie miejsca, czasu i w�asnej osobowo�ci. Bez najmniejszego wysi�ku, gdy min�y godziny snu, podj�� przerwany w�tek �ycia na jawie. Wiedzia�, �e nazywa si� Dick Forrest i jest w�a�cicielem wielkiego maj�tku ziemskiego. Pami�ta�, i� przed kilku godzinami zasn��, kiedy czuj�c, �e oczy mu si� klej�, za�o�y� zapa�k� ksi��k� pod tytu�em �Road Town" i zgasi� nocn� lampk� elektryczn�, przy kt�rej czyta�.
Gdzie� w pobli�u sennie szemra�a i pluska�a fontanna. Z daleka dolecia� odg�os tak s�aby, �e tylko najczujniejsze ucho mog�o go z�owi�. Dick u�miechn�� si� z zadowoleniem. Pozna� gard�owy ryk Kr�la Polo � Kr�l Polo to jego najlepszy byk rasy shorthorn, kt�ry trzy razy zdoby� z�oty medal na kalifornijskiej wystawie rolniczej w Sacramento. U�miech pozosta� na twarzy Dicka Forresta, gdy przez chwil� cieszy� si� my�l� o nowych tryumfach, jakie gotowa� w tym roku Kr�lowi Polo w hodowlanych o�rodkach na wschodzie Stan�w Zjednoczonych. Udowodni tamtym hodowcom, �e byk, urodzony i wyhodowany w Kalifornii, mo�e si� zmierzy� z najpi�kniejszymi okazami wykarmionymi na kukurydzy w stanie Iowa, a tak�e z bykami importowanymi zza oceanu, z odwiecznych siedzib rasy shorthorn�w.
U�miech znikn�� z twarzy Dicka. U wezg�owia ��ka zainstalowano w �cianie trzy rz�dy guzik�w. Dick si�gn�� r�k� i nacisn�� guzik pierwszy z brzegu. W �wietle, �agodnie sp�ywaj�cym zza wielkiej kryszy pod sufitem, ukaza�a si� weranda, kt�ra s�u�y�a za sypialni�. Trzy �ciany werandy zbudowane by�y z misternej siatki miedzianej. Od wewn�trz zamyka�a j� betonowa �ciana domu, z oszklonymi drzwiami.
Nacisn�� drugi guzik. Jasny kr�g �wiat�a pad� na �cian� w miejscu, gdzie wisia�y obok siebie zegar, barometr i dwa termometry: ze skal� Celsjusza i Fahrenheita. Dick spojrza� i przyj�� ranne meldunki: godzina � 4.30, ci�nienie � 29.80, czyli normalne o tej porze roku i na tej wysoko�ci, temperatura � 36 stopni Fahrenheita. Jeszcze jedno naci�ni�cie guzika i wszystkie trzy podzia�ki zn�w znikn�y w mroku.
Trzeci guzik zapali� lamp� do czytania, tak ustawion�, by �wiat�o pada�o z g�ry i z ty�u, nie ra��c oczu. Powt�rne naci�ni�cie pierwszego guzika zgasi�o lamp� ukryt� za krysz�. Dick wzi�� z nocnego stolika plik korekty, zapali� papierosa i z o��wkiem w r�ku zabra� si� do roboty.
Weranda by�a najwidoczniej sypialni�, a zarazem pracowni�. Urz�dzono j� w spos�b zapewniaj�cy najwi�ksz� wydajno�� pracy, ale i wygod�, dalek� od sparta�skiej prostoty. �elazne ��ko by�o pokryte szar� emali� tego samego koloru co �ciana domu. W nogach ��ka zast�powa�a pled szara wilcza szuba ze zwisaj�cymi ogonami. Ranne pantofle le�a�y na puszystej sk�rze kozicy.
Na wielkim biurku pi�trzy�y si� porz�dnie u�o�one ksi��ki, magazyny i notatniki. Znalaz�o si� tam jeszcze miejsce na zapa�ki, papierosy, popielniczk� i termos. Na ruchomej p�ce, przymocowanej do �ciany, sta� dyktafon. Z okr�g�ych ram, wisz�cych pod barometrem i termometrami, wyziera�a u�miechni�ta twarz dziewczyny. Na �cianie, mi�dzy rz�dami guzik�w i tablic� rozdzielcz�, z otwartej kabury wystawa�a kolba automatycznego colta, kaliber 44.
Gdy szare �wiat�o dzienne pocz�o si� s�czy� przez drucian� siatk�, z uderzeniem sz�stej godziny Dick Forrest, nie odrywaj�c oczu od korekty, si�gn�� praw� r�k� i nacisn�� guzik w drugim rz�dku. W pi�� minut p�niej na werandzie zjawi� si� Chi�czyk w mi�kkich pantoflach. W r�kach trzyma� l�ni�c� miedzian� tack� z fili�ank�, spodkiem; srebrnym dzbanuszkiem do kawy i r�wnie miniaturowym dzbankiem ze �mietank�.
� Dzie� dobry, Oh Lej � powita� go Dick.
Na ustach i w oczach Dicka pojawi� si� u�miech.
� Dzie� dobry, panie � odpar� Oh Lej robi�c miejsce na nocnym stoliku.
Po�o�y� tack�, nala� kawy i �mietanki.
Widz�c, �e jego pan popija kaw� i nie odrywa oczu od korekty, Oh Lej podni�s� z pod�ogi r�owy czepek z w��czki, obszyty koronk�, i wyszed�. A w�a�ciwie ulotni� si�, znikn�� w otwartych drzwiach jak cie�.
O wp� da. si�dmej, co do minuty, zjawi� si� ponownie, tym razem z wi�ksz� tac� w r�ku. Dick Forrest od�o�y� korekt�, si�gn�� po ksi��k� pod tytu�em �Hodowla �ab" i zabra� si� do jedzenia. �niadanie by�o proste, lecz posilne: wi�cej kawy, p� grejpfruta, dwa jajka po wiede�sku, gor�ce jak piek�o, z kawa�kiem mas�a na wierzchu, i plasterek bekonu lekko podsma�ony � Dick wiedzia�, �e jest to produkt jego w�asnej hodowli.
S�o�ce tymczasem przenikn�o przez siatk� w g��b werandy i dotar�o do ��ka. Pierwsze wiosenne muchy, zdr�twia�e od ch�odu, obsiad�y siatk� po drugiej stronie. Jedz�c Forrest obserwowa�; jak poluj� na nie �ar�oczne osy. Silniejsze i bardziej odporne na mr�z ni� pszczo�y, nalatywa�y na ot�pia�e muchy. ��ci powietrzni piraci brz�cz�c natarczywie spadali na bezbronne ofiary i unosili je z sob�. Kiedy ulecia�a ostatnia osa, Forrest dopi� kaw�, za�o�y� zapa�k� ksi��k� o hodowli �ab i wr�ci� do korekty.
Po chwili czysty i s�odki g�os skowronka, porannego �piewaka, oderwa� Dicka od pracy. Spojrza� na zegar. By�a si�dma. Od�o�y� korekt� i rozpocz�� seri� rozm�w telefonicznych, wprawn� r�k� operuj�c urz�dzeniem centrali.
� Halo, Oh Daj � zacz��. � Czy pan Thayer ju� wsta�?... Dobrze. Prosz� go nie budzi�. Chyba nie b�dzie jad� �niadania w ��ku, ale prosz� zapyta�... Tak, w�a�nie, i poka� mu, jak si� ma obchodzi� z gor�c� wod�. Mo�e nie wie... Tak, naturalnie. Postaraj si� jak najpr�dzej o jeszcze jednego ch�opca. Zawsze mas� go�ci zje�d�a do nas na wiosn�... Oczywi�cie. Zr�b, jak uwa�asz. Do widzenia.
Pan Hanley?... Tak � ju� si� prze��czy� i rozmawia� z drug� osob�. � My�la�em o tamie na Buckeye. Musz� mie� kalkulacj� na dostaw� �wiru i �wir z kamienio�omu... Tak, o to chodzi. Moim zdaniem jard �wiru dowo�onego b�dzie kosztowa� jakie� sze�� do dziesi�ciu cent�w dro�ej ni� z kamienio�omu. Ta stroma g�rka strasznie utrudnia dojazd. Pr�sz� zrobi� kalkulacj�... Nie. Nie damy rady zacz�� wcze�niej ni� za dwa tygodnie... Tak, tak, nowe traktory, je�li oni w og�le je dostarcz�, zwolni� konie od orki, ale przedtem trzeba b�dzie odes�a� traktory do sprawdzenia... Nie, w tej sprawie prosz� porozumie� si� z panem Everanem. Do widzenia.
Pan Dawson? � Dick zacz�� trzeci� rozmow�. � Ha! ha! W tej chwili u mnie na werandzie jest 36 stopni.. W dolinach pewnie bia�o od szronu. Ale to chyba ju� ostatni przymrozek w tym Toku... Tak, przysi�gali na wszystko, �e traktory dostarcz� na czas, to znaczy dwa dni temu... Niech pan zadzwoni do agenta na stacji... I jeszcze jedno. Prosz� pom�wi� z Hanleyem w moim imieniu. Zapomnia�em mu powiedzie�, �eby postawi� �apki na szczury i pu�ci� w ruch drug� parti� mucho�apek... Tak, zaraz. Par� tuzin�w much wygrzewa�o si� dzi� rano u mnie na siatce... Taki.. Do widzenia.
Po zako�czeniu rozm�w Forrest wsta� z ��ka, wsun�� nogi w pantofle i przez oszklone drzwi przeszed� do �azienki, gdzie czeka�a go k�piel przygotowana przez Oh Leja. W dziesi�� minut p�niej Dick, ju� ogolony, zn�w le�a� w ��ku i czyta� ksi��k� o �abach, a Oh Lej masowa� mu nogi.
By�y to kszta�tne nogi dobrze zbudowanego m�czyzny, kt�ry mia� pi�� st�p, dziesi�� cali wzrostu i sto osiemdziesi�t funt�w wagi. Wypisana by�a na nich przesz�o�� Dicka. Na lewym udzie mia� dziesi�ciocalow� szram�. Na kostce lewej nogi, od podbicia do pi�ty, znalaz�o sobie miejsce z p� tuzina blizn, ka�da wielko�ci p�dolar�wki. Kiedy Oh Lej zbyt silnie gni�t� i naciera� mu lewe kolano, Dick mimo woli wzdryga� si�. Praw� gole� znaczy�y liczne ciemne szramy, a wielka blizna tu� pod kolanem si�ga�a a� do ko�ci. W �rodku uda pozosta�a po g��bokiej ranie ci�tej trzycalowa blizna i drobne �lady szw�w.
Nagle da�o si� s�ysze� weso�e r�enie. Dick za�o�y� ksi��k� zapa�k�, odwr�ci� si� na bok i spojrza� w stron�, z kt�rej dobieg�o r�enie, a Oh Lej pom�g� mu si� ubra�. Drog�, w�r�d ko�ysz�cych si� fioletowych bz�w, kroczy� wielki ko� nios�c na grzbiecie cowboya w malowniczym stroju. W z�otych promieniach poranka ko� l�ni� czerwonawym blaskiem, �nie�na piana pryska�a mu z pot�nych p�cin, dumnie potrz�sa� grzyw�, wodzi� wok� �lepiami, a mi�osny zew z jego pot�nych p�uc rozbrzmiewa� dalekim echem w�r�d zieleniej�cych p�l.
Dicka Forresta ogarn�a rado�� i niepok�j. Cieszy� go widok wspania�ego zwierz�cia krocz�cego mi�dzy �ywop�otami bz�w. A r�wnocze�nie ba� si�, �e r�enie ogiera mo�e obudzi� t�, kt�ra �mia�a si� z okr�g�ych ram portretu wisz�cego na �cianie. Rzuci� wzrokiem na drug� stron� podw�rza, ku okrytej cieniem werandzie zajmowanego przez ni� skrzyd�a domu. Spuszczone zas�ony jej sypialni ani drgn�y. Ogier zn�w zar�a�, ale sp�oszy� tylko stado dzikich kanark�w, kt�re ulecia�y z kwitn�cych krzak�w na podw�rzu, wznosz�c si� niby zielonoz�oty snop �wiat�a, jaki rzuca zachodz�ce s�o�ce.
Dick �ledzi� wzrokiem ogiera i widzia� ju� w my�li pi�kne �rebi�ta rasy shire, mocnej ko�ci, pot�nej budowy, bez najmniejszej skazy. A kiedy ogier znikn�� w�r�d bz�w, Dick jak zwykle szybko wr�ci� do spraw, kt�re go w tej chwili interesowa�y.
� Jak tam, Oh Lej, nasz nowy ch�opak? B�dzie co z niego?
� Niez�y ch�opak � brzmia�a odpowied�. � Jeszcze m�ody. Nieobyty. Powolny. Ale pomalutku nauczy si�.
� Sk�d wiesz, �e si� nauczy?
� Budz� go ju� trzeci albo czwarty raz. �pi jak dziecko. I budzi si� z u�miechem na ustach, tak samo jak pan. To bardzo dobrze.
� Ja si� budz� z u�miechem? � spyta� Forrest. Oh Lej kiwn�� g�ow� stanowczo.
� Od lat stale budz� pana. Zawsze pa�skie oczy, usta, ca�a twarz, wszystko si� �mieje, o tak, ledwie si� pan ocknie. To bardzo dobrze. Kto si� tak budzi, ma du�o rozumu. Wiadomo. Nowy ch�opak jest taki sam. Nie trzeba d�ugo czeka� � b�d� z niego ludzie. Nazywa si� Chow Gam. Jak pan b�dzie wo�a� na niego?
Dick Forrest zamy�li� si�.
� Jakie mamy ju� imiona? � spyta�.
� Oh Daj, Ah Tak, Ah Wuj i ja, Oh Lej � wyrecytowa� Chi�czyk. � Oh Daj powiada, �eby nazwa� tego eh�opca... � Zawaha� si� i spod oka spojrza� na swego pana. Forrest kiwn�� g�ow� zach�caj�co. � Oh Daj powiada, �eby nowego ch�opca nazwa� Aja Jaj.
� Hoho! � za�mia� si� Forrest z aprobat�. � Oh Daj jest dowcipni�. Dobre imi�, ale si� nie nadaje. Nasza pani
nie lubi jaj. Musimy wymy�li� inne imi�.
� Ho Ho to bardzo dobre.
Forrest przed chwil� tak zawo�a�, wiedzia� wi�c, sk�d Oh Lej czerpa� natchnienie. .
� Dobrze. Niech si� nazywa Ho Ho.
Oh Lej schyli� g�ow�. Potem znikn�� w. drzwiach. Zaraz wr�ci� z reszt� ubrania Forresta. Pom�g� mu w�o�y� podkoszulek i koszul�, zarzuci�. mu na szyj� krawat, kt�ry Dick zawi�za� sam, po czym Oh Lej ukl�k�, by w�o�y� mu sztylpy i przypi�� ostrogi. Stroju dope�ni�y kapelusz, a la Baden Powell i pejcz india�ski z nie wyprawionej sk�ry. R�koje�� pejcza ukrywa�a pod sk�rzan� plecionk� dziesi�� uncji o�owiu. P�tl� pejcza Dick za�o�y� na przegub.
Ale nie by� jeszcze wolny. Oh Lej poda� mu paczk� list�w i wyja�ni�, �e przysz�y ze stacji poprzedniego dnia w nocy, gdy pan ju� spa�. Dick zr�cznie otworzy� listy, przedzieraj�c kopert� z prawej strony, i szybko przejrza� ca�� korespondencj�. Tylko nad jednym listem chwil� si� zastanowi�, gniewnie marszcz�c brwi. Odsun�� od �ciany dyktafon, nacisn�� guzik. Walec zacz�� si� obraca�. Forrest szybko dyktowa�, bez chwili namys�u nad tre�ci� odpowiedzi i doborem s��w:
W odpowiedzi na Pa�ski list z 14 marca 1914 r. �piesz� donie��, co nast�puje:
Z przykro�ci� dowiaduj� si�, �e Pa�ska nierogacizna dotkni�ta zosta�a epidemi� cholery. Nie mniejsz� przykro�ci� by�a dla mnie wiadomo��, �e uzna� Pan za stosowne mnie za to obci��y� odpowiedzialno�ci�. Szczerze te� zmartwi�em si�, gdy dosz�o do mej wiadomo�ci, �e zdech� knur, kt�rego Panu dostarczyli�my. .
Mog� jednak Pana zapewni�, �e u nas nie ma cholery i nie by�o w ci�gu ostatnich o�miu lat, wyj�wszy dwie dostawy ze wschodnich stan�w przed dwoma laty, lecz obydwa transporty, zgodnie z przyj�tymi przez nas zasadami, zosta�y natychmiast po ich odebraniu izolowane i zlikwidowane, zanim nasze trzody mog�y ulec zaka�eniu.
Uwa�am za konieczne poinformowa� Pana, i� ani w jednym, ani w drugim przypadku nie zg�asza�em do sprzedawc�w pretensji o dostawi� zara�onej trzody. Natomiast z uwagi na znany Panu zapewne fakt, �e okres inkubacji cholery u �wi�. wynosi dziewi�� dni, sprawdzi�em daty wysy�ki i upewni�em si�, i� �winie by�y zdrowe w chwili za�adowania.
Czy nigdy nie przysz�o Panu do g�owy, �e koleje w znacznej mierze ponosz� win�. za rozpowszechnianie si� cholery? Czy s�ysza� Pan kiedy, by okadzano lub dezynfekowano wagon, w kt�rym przewo�ono zaka�on� trzod�? Prosz� sprawdzi� daty: po pierwsze � wysy�ki knura przeze mnie, po drugie � odbioru przez Pana, po trzecie � pojawienia si� objaw�w cholery u tego knura. Pisze Pan, �e z powodu wiosennych powodzi knur by� pi�� dni w drodze. Pierwsze oznaki cholery pojawi�y si� w siedem dni po odbiorze knura. A wi�c w dwana�cie dni od chwili, gdy go wys�a�em. Nie. Trudno mi zgodzi� si� z Panem. Nie moja to wina, �e cholera wytrzebi�a Pa�sk� trzod�. Gdyby moje wyja�nienia Panu nie wystarczy�y, prosz� napisa� do Stanowego Urz�du Weterynaryjnego i zapyta�, czy w moim maj�tku by�y wypadki cholery, czy ich nie by�o.
Z powa�aniem...
Rozdzia� drugi
Forrest z werandy przeszed� przez dostatnio urz�dzon� ubieralni�, z otomanami w niszach okien, licznymi szafami i okaza�ym kominkiem, obok kt�rego by�o wej�cie do �azienki. Nast�pnie wszed� do kancelarii, d�ugiego pokoju, gdzie mie�ci�y si� wszelkie biurowe utensylia: biurka, dyktafony, szafki z aktami, p�ki pe�ne ksi��ek i czasopism, i gdzie a� po powa�� z belek wznosi�y si� szafy z szufladkami.
Przystan�� na �rodku kancelarii i nacisn�� guzik. Kilka p�ek przesun�o si� na osi. Ukaza�y si� kr�te schodki stalowe. Dick zszed� po nich uwa�aj�c, by nie zaczepi� ostrogami o p�ki, kt�re zamkn�y si� za nim. Na dole zn�w nacisn�� guzik i jeszcze raz odchyli�a si� partia p�ek z ksi��kami otwieraj�c wej�cie do d�ugiego, niskiego pokoju, wype�nionego ksi��kami od pod�ogi po sufit. Dick podszed� do p�ki i pewn� r�k� si�gn�� po ksi��k�, kt�rej szuka�. Szybko j� przejrza�, znalaz� interesuj�cy go rozdzia�, przeczyta�, kiwn�� g�ow� na znak, �e jest tak, jak my�la�, i po�o�y� ksi��k� na miejscu. Drzwi z biblioteki prowadzi�y do pergoli, wspartej na kwadratowych kolumnach z betonu. Daszek zbudowano z sekwoi, kt�rej d�ugie kloce przegrodzone kr�tszymi mieni�y si� purpur� szorstkiej kory, podobnej do marszczonego aksamitu.
Forrest najwidoczniej obra� nie najkr�tsz� drog�, id�c bowiem wzd�u� �cian domu i co chwila skr�caj�c zrobi� dobre par�set st�p. W cieniu roz�o�ystych starych d�b�w, gdzie d�uga bariera z umocowanych poprzecznie pni, obgryziona na nich kora i stratowany �wir �wiadczy�y, �e wiele koni sta�o tu na uwi�zi, czeka�a na niego kasztanka, z�ocistobr�zowej ma�ci. Jej dobrze utrzymana, wiosenna sier�� jarzy�a si� w blasku s�o�ca, kt�rego sko�ne promienie przebija�y si� przez korony drzew. By�a to ognista klacz. Z budowy przypomina�a ogiera, a w�ska ciemna pr�ga wzd�u� grzbietu �wiadczy�a, �e w �y�ach klaczy p�ynie krew mustang�w.
� Jak si� masz, Bestio? � spyta� Dick zwalniaj�c klacz z uwi�zi.
Po�o�y�a po sobie uszy � tak ma�e, �e mog�y pos�u�y� za dow�d mi�osnych przyg�d jej rasowych przodk�w z dzikimi klaczami g�rskimi � i b�ysn�a z�bami i z�ymi �lepiami.
Gdy wskoczy� na siod�o, da�a susa w bok, spr�bowa�a stan�� d�ba i ta�cz�c ruszy�a drog� wysypan� �wirem. Na pewno by stan�a d�ba, gdyby nie martynga�, kt�ry nie pozwala� jej zadrze� g�owy i tym samym chroni� nos je�d�ca od jej gniewnego �ba.
Dick tak ju� przywyk� do tej z�o�nicy, �e niewiele uwagi zwraca� na jej d�sy. Jakby od niechcenia, leciutko dotykaj�c wodzami jej napr�onej szyi lub �echcz�� ostrog� bok czy delikatnie naciskaj�c kolanem, nie pozwala� jej zboczy� z drogi. W pewnej chwili Bestia zn�w zata�czy�a i Dick ujrza� Wielki Dom.
Dom istotnie robi� wra�enie niezwykle du�ego, zawdzi�cza� to jednak bardziej pomys�owej architekturze ni� swoim rzeczywistym rozmiarom. Front mia� osiemset st�p d�ugo�ci. Ale znaczn� jego cz�� wype�nia�y wzniesione z betonu i kryte dach�wk� pasa�e, kt�re ��czy�y i zespala�y r�ne partie budynku. By�o te� sporo patio i pergol, i wszystkie mury, wraz z licznymi wyst�pami i wn�kami, ton�y w powodzi kwiat�w i zieleni.
Architektura Wielkiego Domu by�a hiszpa�ska, ale nie nale�a�a do owej odmiany hiszpa�skiego stylu, kt�ra przed stu laty przyw�drowa�a z Meksyku do Kalifornii i kt�r� nowocze�ni architekci przekszta�cili w styl kalifornijski. Wielki Dom, cho� krzy�owa�y si� w nim r�ne wp�ywy, nale�a�o raczej zakwalifikowa� jako przyk�ad stylu hiszpa�sko-maureta�skiego, byli wszak�e znawcy, kt�rzy stanowczo kwestionowali s�uszno�� tej opinii..
Zbudowany z rozmachem, Wielki Dom nie przyt�acza� jednak surowo�ci� kszta�t�w, by� pi�kny i skromny zarazem. Takie w�a�nie og�lne wra�enie sprawia� na widzu. Jego d�ugie, poziome linie przeci�te by�y tylko liniami . pionowymi oraz prostok�tnymi wyst�pami i niszami, dzi�ki czemu prostot� swych kszta�t�w przypomina� klasztor. Ale nieregularno�� dachu o�ywia�a nieco monotonny obraz ca�o�ci.
Niskiej, rozleg�ej, cho� nie przysadzistej budowli przydawa�y wysoko�ci liczne graniaste wie�e i przewy�szaj�ce je wie�yczki, nie nazbyt zreszt� strzeliste. W og�le Wielki Dom by�, budowl� mocn� i wytrzyma��, kt�ra mog�a stawi� czo�o trz�sieniu ziemi. I przetrwa� tysi�c lat. Najlepszy beton ob�o�ono kremowym tynkiem z nie mniej rzetelnego cementu. Jednostajn� dla oka barw� mur�w okrasza�a gor�ca czerwie� hiszpa�skiej dach�wki pokrywaj�cej urozmaicon� p�aszczyzn� dachu.
Niesforna klacz zn�w zata�czy�a. Dick Forrest skorzysta� z okazji. Obj�� okiem ca�y Wielki Dom i rzuci� czu�e spojrzenie w stron� d�ugiego skrzyd�a po drugiej stronie podw�rza. Spi�trzone wie�yczki p�on�y czerwieni� w porannym s�o�cu, a spuszczone �aluzje w oknach werandy �wiadczy�y, �e pani domu jeszcze �pi.
Wok� niego, w trzy strony �wiata, bieg�y falist� lini� wzniesie� pola uprawne i pastwiska poprzedzielane ogrodzeniami. Pag�rki przechodzi�y we wzg�rza i zalesione zbocza g�r, kt�re zamyka�y horyzont pot�nymi szczytami. Czwart� cz�� horyzontu by�a ods�oni�ta. Teren opada� tu �agodnie ku rozleg�ym, dalekim r�wninom, kt�re nawet w prze�roczystym powietrzu mro�nego poranka rozp�ywa�y si� w dali.
Klacz parskn�a. �cisn�� jej boki kolanami i sprowadzi� j� na skraj drogi. Naprzeciw je�d�cowi p�yn�a drog�, z chrz�stem �wiru pod kopytami, rzeka bia�ego, l�ni�cego jedwabiu. Od razu pozna� stado swoich premiowanych k�z angorskich. Ka�da z nich mia�a rodow�d spisany na papierze By�o ich oko�o dwustu sztuk. Dick pami�ta�, �e na jego polecenie kozy zosta�y poddane �cis�ej selekcji j �e w jesieni nie postrzy�ono ich, wskutek czego sier�� okrywaj�ca boki nawet najm�odszych' k�z by�a delikatniejsza ni� k�dziorki noworodka, bia�a jak w�osy albinosa i mia�a ponad dwana�cie cali d�ugo�ci. Wiedzia� te�, �e sier�� najlepszych okaz�w mo�na b�dzie ufarbowa� i jako sztuczne koki sprzedawa� po zawrotnych cenach niewiastom.
Forresta urzek�o pi�kno stada angorskich k�z. Droga zmieni�a si� we wst�g� faluj�cego jedwabiu, obsypanego drogimi kamieniami � to z�ociste, kocie oczy k�z unosi�y si� na bia�ej fali, spozieraj�c z boja�liw� ciekawo�ci� na je�d�ca i niespokojnego konia. Za stadem szli dwaj baskijscy pasterze. Kr�pi, barczy�ci, smagli, czarnoocy, o twarzach pe�nych wyrazu i filozoficznej zadumy. Na widok w�a�ciciela maj�tku zdj�li kapelusze i sk�onili g�owy. Forrest podni�s� praw� r�k�, u kt�rej wisia� pejcz, i palcem wskazuj�cym dotkn�� ronda kapelusza a la Baden Powell w na wp� wojskowym uk�onie.
Klacz zn�w zacz�a kr�ci� si� i ta�czy�. �ci�gn�� lekko wodze i tkn�� j� ostrogami. Obejrza� si� na czworono�ny jedwab wype�niaj�cy drog� l�ni�c� biel�. Wiedzia�, co je tu sprowadzi�o. Zbli�a� si� czas kocenia. Dlatego pasterze p�dzili je z g�rskich pastwisk do zagr�d, gdzie czeka�o obfite po�ywienie i troskliwa opieka. Dick por�wna� je z najlepszymi kozami tureckimi i z Po�udniowej Afryki, jakie widzia� w swym �yciu. Jego stado dor�wnywa�o tamtym. Tak, dobrze si� prezentowa�o., nawet bardzo dobrze.
Ruszy� dalej. Zewsz�d dobiega� klekot maszyn rozrzucaj�cych naw�z na polach. Daleko, na niskich pag�rkach o �agodnych zboczach, ujrza� liczne trzykonne zaprz�gi. Wiedzia�, �e to jego shirskie koby�y orz� ziemi�, spod zielonej darni zboczy dobywaj�c �yzny, ciemnobr�zowy czarnoziem tak mia�ki, �e sam si� rozsypywa� w pulchn� ziemi� gotow� przyj�� ziarno. Pola te by�y przeznaczone na upraw� kukurydzy i sorgo, magazynowanych w silosach. Zbocza innych wzg�rz obsiano j�czmieniem, kt�ry si�ga� ju� kolan, albo zieleni�a si� na nich koniczyna i kanadyjski groch.
Wsz�dzie wok� rozleg�e pola i mniejsze zagony by�y �atwo dost�pne i uprawiane w spos�b, kt�ry uradowa�by, serce najbardziej wymagaj�cego agronoma. Ogrodzenia dawa�y uprawom pe�n� ochron� przed zakusami byd�a i nierogacizny, w cieniu p�ot�w nie znalaz�o schronienia �adne zielsko. Na p�askich polach ros�a lucerna, zieleni�a si� ozimina, gdzie indziej ziemia czeka�a na wiosenne siewy. Na pastwiskach, po�o�onych bli�ej owczarni i chlew�w, pas�y si� kr�pe owce rasy shropshirskiej i francuskie merynosy lub buszowa�y bia�e �ar�oczne maciory. Na ich widok oczy za�wieci�y si� Forrestowi.
Wjecha� w osad�, kt�ra by�aby miasteczkiem, gdyby nie brakowa�o sklep�w i zajazd�w. Domki, w rodzaju bungalow�w, solidnej budowy i mi�e dla oka, otoczone by�y ogrodami, w kt�rych rozkwit�y ju� r�e i inne kwiaty, niel�kaj�ce si� sp�nionych przymrozk�w. Dzieci, ranne ptaszki, �mia�y si� i bawi�y w�r�d kwiat�w, matki wo�a�y je na �niadanie.
Dalej, okr��aj�c Wielki Dom w odleg�o�ci p� mili, Dick przejecha� wzd�u� szeregu warsztat�w. Zatrzyma� si� przed pierwszym z brzegu i zajrza� do �rodka. Pracowa� tam kowal. Jego pomocnik ku� przedni� nog� podstarza�ej kobyle rasy shire, wa��cej dobre tysi�c osiemset funt�w. Aby dopasowa� podkow�, pomocnik kowala spi�owywa� klaczy kopyto. Forrest spojrza�, uk�oni� si� i pojecha� dalej. Po przebyciu stu st�p zatrzyma� konia, wyj�� z kieszeni notes i co� w nim zapisa�.
Potem min�� inne warsztaty: malarni�, wozowni�, �lusarni� i stolarni�. W�a�nie spogl�da� na ostatni warsztat, gdy przemkn�� ko�o niego samoch�d do�� dziwnego wygl�du, p�ci�ar�wka. Samoch�d wjecha� na g��wn� drog� i pop�dzi� w stron� stacji kolejowej, odleg�ej o osiem mil od ranczo. Forrest wiedzia�, �e w ten spos�b ka�dego ranka odwozi si� produkty jego mleczarni.
Wielki Dom by� g��wnym o�rodkiem maj�tku ziemskiego. W odleg�o�ci p� mili otacza�y go r�ne gospodarcze budynki. Dick k�aniaj�c si� bez przerwy ludziom, kt�rzy pracowali u niego, min�� galopem ferm� mleczarsk�. By�a to du�a osada z licznymi wie�ami silos�w. Transportery przenosi�y naw�z i automatycznie spycha�y �adunek na maszyny rozrzucaj�ce go na polu. M�czy�ni, kt�rzy jechali konno lub bryczkami, zatrzymywali Forresta i odbywali z nim kr�tkie, rzeczowe rozmowy. Wszyscy mieli odznaki wy�szych szk� rolniczych. Pe�nili r�ne funkcje administracyjne w jego maj�tku. Ostatni z nich nadjecha� na Palominie, trzylatce, pe�nej wdzi�ku dzikiej klaczy, p�krwi arabce. Uk�oni� si� pracodawcy i chcia� jecha� dalej, lecz Forrest go zatrzyma�.
� Dzie� dobry panu � powiedzia�. � Kiedy moja �ona b�dzie mog�a odebra� t� klacz?
� Wola�bym j� odda� w przysz�ym tygodniu � odpar� pan Hennessy. � W�a�ciwie ju� jest u�o�ona, tak jak pani sobie �yczy�a, ale jeszcze nerwowa i niespokojna. W ci�gu tygodnia dam sobie z ni� rad�.
Forrest kiwn�� g�ow� na znak zgody. Hennessy, weterynarz, m�wi� dalej:
� Chcia�bym zwolni� dw�ch wo�nic�w z taboru, kt�ry wozi lucern�.
� C� si� sta�o?
� Jeden z nich, Hopkins, przyszed� niedawno z wojska. Z wojskowymi mu�ami pewnie jako� sobie radzi�, ale o shrie'ach nie ma poj�cia.
Forrest potakuj�co kiwn�� g�ow�.
� Drugi pracuje u nas ju� dwa lata, ale ostatnio zbyt cz�sto zagl�da do kieliszka. A jak si� przepije, to wy�adowuje z�y humor na koniach.
� Wiem, Smith, Amerykanin starej daty, wygolony, z lekkim zezem lewego oka? � przerwa� mu Forrest. Weterynarz przytakn��.
� Obserwowa�em go � stwierdzi� Forrest. � Z pocz�tku by� to dobry pracownik, ale ostatnio si� popsu�.
Naturalnie, wyrzu� go pan. Ten drugi Hopkins si� nazywa? Prosz� odprawi� go razem ze Smithem. I �ebym nie zapomnia�... � m�wi�c to Forrest si�gn�� do kieszeni po . notes, wyrwa� ostatni� notatk� i zmi�� j� w palcach. � Ma pan w ku�ni nowego podkuwacza. Co pan o nim my�li?
� Zbyt kr�tko tu pracuje, jeszcze nie wyrobi�em sobie o nim zdania.
� No dobrze, niech go pan wyrzuci na zbity �eb, razem z tamt� dw�jk�. Nie s�ucha polece�. Przed chwil� widzia�em, jak dopasowywa� podkow� starej kobyle, Alden Bessie � po prostu spi�owa� jej p� cala kopyta.
� M�drala.
� Wyrzuci� na zbity �eb � powt�rzy� Forrest lekko dotykaj�c ostrog� boku niecierpliwej klaczy, kt�ra z miejsca zagalopowa�a, raz po raz bij�c g�ow� w ty� i na r�ne sposoby pr�buj�c zwali� go z grzbietu.
By� zadowolony z wynik�w objazdu. ��yzna ziemia, �yzna!" � powiedzia� do siebie. Ale zauwa�y� te� r�ne braki. Zapisa� je w notesie. Po okr��eniu Wielkiego Domu oddali� si� od niego o dalsze p� mili i dotar� do celu porannej wyprawy, odosobnionej gromadki ob�r i zagr�d � szpitala dla zwierz�t. Znalaz� tam tylko dwie ja��wki podejrzane o gru�lic� i wspania�ego knura rasy duroc jersey ciesz�cego si� najlepszym zdrowiem. Knur wa�y� sze��set funt�w, oczy mu b�yszcza�y, rusza� si� ra�nie, szczecina l�ni�a. Wszystko to �wiadczy�o niezbicie, �e nic mu nie dolega. A jednak, zgodnie z przyj�t� na ranczo zasad�, knur musia� odby� kwarantann� jako �wie�y nabytek przywieziony ze stanu Iowa. W rejestrach Towarzystwa Hodowc�w figurowa� jako Burgess Pierwszy, lat dwa, i kosztowa� Forresta pi��set dolar�w.
Kr�tkim galopem Dick ruszy� jedn� z dr�g rozchodz�cych si� promieni�cie od Wielkiego Domu i dogna� Crellina, kierownika dzia�u hodowli �wi�. Odby� z, nim pi�ciominutow� rozmow�, w czasie kt�rej da� wskaz�wki, jak si� obchodzi� z Burgessem Pierwszym w ci�gu najbli�szych miesi�cy, i dowiedzia� si�, �e Lady Isleton, matrona nad maciorami, nagradzana na wszystkich wystawach od Seattle do San Diego, szcz�liwie urodzi�a jedena�cioro prosi�t. Crellin wyja�ni�, �e przesiedzia� przy niej p� nocy i dopiero teraz idzie do domu wyk�pa� si� i zje�� �niadanie.
� S�ysza�em, �e pa�ska najstarsza c�rka sko�czy�a gimnazjum i chce wst�pi� na uniwersytet imienia Stanforda � powiedzia� Dick do Crellina powstrzymuj�c klacz, kt�rej da� ju� sygna� do galopu.
Crellin by� m�odym, trzydziestopi�cioletnim m�czyzn�. Wcze�nie nabra� powagi wieku dojrza�ego, bo ojcem by� od chwili uko�czenia szk�, ale dzi�ki temu, �e du�o czasu sp�dza� na �wie�ym powietrzu i �y� uczciwie, zachowa� m�odzie�czy wygl�d. Pochlebi�o mu zainteresowanie w�a�ciciela maj�tku jego sprawami. Zarumieni� si� lekko pod opalenizn� i skin�� g�ow�.
� Prosz� jeszcze si� nad tym zastanowi� � radzi� Forrest. � Niech pan policzy wszystkie znajome dziewcz�ta, kt�re uko�czy�y uniwersytet lub seminarium nauczycielskie. Ile z nich po�wi�ca si� karierze zawodowej, a ile w ci�gu dw�ch lat po uko�czeniu studi�w wychodzi za m�� i chowa dzieci.
� Helena bardzo powa�nie my�li o studiach � broni� si� Crellin.
� Czy pan pami�ta, jak mi zoperowano �lep� kiszk�? � spyta� Forrest. � Mia�em wtedy najlepsz� piel�gniark�, jak� spotka�em w �yciu, i zarazem naj�liczniejsz� dziewczyn�, jaka kiedykolwiek chodzi�a po ziemi na najpi�kniejszych nogach. Min�o wtedy p� roku od chwili, gdy zdoby�a pe�ne kwalifikacje piel�gniarskie. A w cztery miesi�ce p�niej musia�em pos�a� jej prezent �lubny. Wysz�a za agenta samochodowego. Odt�d mieszka tylko w hotelach. I nie mia�a okazji przyj�� z pomoc� choremu, nie zdarzy�o si� nawet, �eby jej w�asne dziecko dosta�o b�lu brzucha. Bo nie mieli dzieci. Chocia�... �ywi nadziej�... gdyby nawet jej nadzieja okaza�a si� p�onna... jest diabelnie szcz�liwa. Tak... ale po co uczy�a si� piel�gniarstwa?
Maszyna do rozrzucania nawozu wraca�a pusta z pola. Crellin musia� zej��, a Forrest zjecha� na skraj drogi. Forrestowi oczy si� za�wieci�y na widok koby�y ci�gn�cej maszyn�. By�a to olbrzymia, proporcjonalnie zbudowana klacz rasy shire. Zdobyte przez ni� i jej potomstwo nagrody na wystawach tylko wytrawny rachmistrz m�g�by dobrze policzy�.
� Niech pan spojrzy na Ksi�niczk� Fotherington � powiedzia� Forrest wskazuj�c koby��, kt�ra tak uradowa�a jego oczy. � Oto prawdziwa samica. Tak si� tylko z�o�y�o, �e cz�owiek w ci�gu tysi�cy lat selekcji wychowa� j� na zwierz� poci�gowe. Ale to nie ma istotnego znaczenia, pozosta�a przede wszystkim samic�. Podobnie kobiety, razem wzi�te, przede wszystkim kochaj� nas, m�czyzn, i s� pos�uszne instynktowi macierzy�skiemu. A ca�a gadanina wsp�czesnej kobiety walcz�cej o prawa wyborcze i r�wnouprawnienie zawodowe nie ma biologicznego uzasadnienia.
� Ale jest Uzasadnienie ekonomiczne � zaoponowa� Crellin.
� Owszem � zgodzi� si� jego pracodawca, po czym przyst�pi� do ataku. � Nasz obecny system produkcji nie pozwala kobiecie wyj�� za m�� i zmusza j� do pracy zawodowej. Ale prosz� pami�ta�, �e stosunki produkcyjne przemijaj�, a prawa biologii s� wieczne.
� W naszych czasach ma��e�stwo nie zaspokaja ju� ambicji m�odych kobiet � odparowa� Crellin.
Dick Forrest roze�mia� si� z niedowierzaniem.
� Nic mi o tym nie wiadomo � powiedzia�. � We�my na przyk�ad pa�sk� �on�. Zrobi�a dyplom, co wi�cej, uko�czy�a studia klasyczne, no i na co jej si� to zda�o? Wyda�a na �wiat dw�ch ch�opc�w i trzy c�rki, je�li mnie pami�� nie myli. Opowiada� mi pan kiedy�, �e zar�czy�a si� z panem na p� roku przed uko�czeniem studi�w.
� To prawda, ale... � upiera� si� Crellin, chocia� z jego oczu mo�na by�o wyczyta�, �e zgadza si� z Forrestem � to by�o po pierwsze pi�tna�cie lat temu, a po drugie pobrali�my si� z mi�o�ci. Nie by�o na nas sposobu, co do tego zgadzam si� z panem. Mojej �onie marzy�a si� w�wczas zawrotna kariera, a ja chcia�em zosta� nie mniej i nie wi�cej jak dziekanem wydzia�u rolnego. Ale nasza mi�o�� przekre�li�a jedno i drugie. Od tego czasu min�o pi�tna�cie lat i nasze m�ode kobiety inne maj� ambicje, inne idea�y.
� Niech pan w to nie wierzy. Powiadam panu, statystyka decyduje. Wszystko, co przeczy statystyce, musi przemin��. Kobieta pozostanie kobiet� po wieczne czasy. P�ki nasze c�reczki b�d� si� bawi�y lalkami i przegl�da�y w lustrach, p�ty kobieta pozostanie tym, czym zawsze by�a: przede wszystkim matk�, a potem towarzyszk� m�czyzny. Tak uczy statystyka. Obserwowa�em dziewcz�ta ko�cz�ce seminarium nauczycielskie. Zgodzi si� pan, �e te, kt�re wychodz� za m�� w czasie studi�w, rezygnuj� z dalszej nauki. A poza tym absolwentka seminarium przeci�tnie nie uczy w szkole d�u�ej ni� dwa lata. Je�li za� we�mie pan pod uwag�, �e sporo jest dziewcz�t szpetnych lub pechowych, kt�rym pisane jest zosta� starymi pannami i uczy� w szkole przez ca�e �ycie, przekona si� pan, �e dziewcz�ta zdolne do zam��p�j�cia nie s� nauczycielkami nawet przez dwa lata.
� Kobieta, a nawet m�oda dziewczyna, zawsze owinie sobie m�czyzn� naoko�o palca � mrukn�� Crellin. Przytoczone przez jego pracodawc� dane statystyczne by�y nieodparte, postanowi� jednak sprawdzi� je przy sposobno�ci.
� A wi�c pa�ska c�rka chce si� zapisa� na uniwersytet � u�miechn�� si� Forrest ruszaj�c z miejsca galopem. � Pan, ja i wszyscy m�czy�ni do samego ko�ca �wiata b�d� pozwalali kobietom robi�, co im si� tylko spodoba.
Crellin z u�miechem �ledzi� gin�c� w oddali posta� pracodawcy. Przyczyn� u�miechu by�o pytanie, kt�re postawi� sobie w duchu: �A gdzie� jest twoje dziecko, panie Forrest?" Postanowi� powt�rzy� �onie przy �niadaniu rozmow� z Forrestem.
Dick jeszcze raz zatrzyma� si� w drodze do domu. Cz�owiek, kt�rego zagadn��, nazywa� si� Mendenhall i by� rz�dc� jego stajni, � zarazem specjalist� od pastwisk. Powszechnie by�o wiadomo, �e pan Mendenhall zna nie tylko ka�de �d�b�o trawy na ranczo Forresta, ale tak�e wysoko�� tego �d�b�a i dzie�, w kt�rym wzesz�o.
Na znak Forresta Mendenhall �ci�gn�� lejce i zatrzyma� dwa �rebce zaprz�one do breku. Powodem zatrzymania rz�dcy by�o spojrzenie, jakie Forrest rzuci� na p�nocny skraj doliny, gdzie ci�gn�o si� wielkie pasmo �agodnych, sk�panych w s�o�cu i okrytych �wie�� zieleni� wzg�rz, gin�cych na horyzoncie w rozleg�ej dolinie Sacramento.
Nast�pi�a rozmowa kr�tka i lakoniczna, jak to bywa mi�dzy dwoma m�czyznami, kt�rzy znaj� si� na rzeczy. M�wili o pastwiskach. Wspomnieli o zimowych deszczach i zapowiadaj�cych si� pod koniec wiosny opadach. Wymienili r�ne nazwy, na przyk�ad strumienie Ma�y Kojot i Los Cuatos, wzg�rza Yolo i Miramar, doliny Wielka Niecka i Okr�g�a, �a�cuchy g�rskie San Anselmo i Los Banos. Om�wili sp�dy i wyp�dy stad, dawne, obecne i przysz�e, a tak�e ocenili wsp�lnie, jak zapowiadaj� si� zbiory koniczyny na dalekich g�rskich pastwiskach oraz zapasy siana pozostawione na zim� w zacisznych dolinach w�r�d g�r, gdzie stada sp�dzi�y zim�.
Przy koniowi�zie pod d�bami Forrest nie musia� sam wi�za� klaczy. Wybieg� ch�opak stajenny i wyr�czy� swego pana. Forrest zatrzyma� si� na chwilk�, aby zapyta� o konia Duddy, po czym brz�cz�c ostrogami wkroczy� do Wielkiego Domu.
Rozdzia� trzeci
Przez masywne drzwi z ciosanych belek, nabijane gwo�dziami, wszed� do cz�ci Wielkiego Domu, kt�ra przypomina�a �redniowieczn� baszt�. Pod�oga by�a tutaj cementowa, a liczne drzwi prowadzi�y w r�nych kierunkach. Jedne z nich by�y otwarte. Wida� by�o w g��bi Chi�czyka w bia�ym fartuchu i nakrochmalonym kucharskim czepcu. Dobiega� stamt�d g�uchy warkot dynamomaszyny. Ten warkot w�a�nie sprawi�, �e Forrest zboczy� z drogi. Przystan��, otworzy� szerzej drzwi i zajrza� do �rodka ch�odnej izby o cementowych �cianach o�wietlonej elektryczno�ci�. Sta�a tam d�uga lod�wka o szklanych drzwiach i szklanych p�kach, a obok niej maszyna, wyrabiaj�ca l�d, i dynamo. Na pod�odze przykucn�� ma�y cz�eczyna w kombinezonie brudnym od smar�w i sam umazany jak nieszcz�cie. Forrest kiwn�� mu g�ow�.
� Jak tam, Thompson? Nie idzie? � zapyta�.
� Nie sz�a � odpowied� by�a zwi�z�a i wyczerpuj�ca. Forrest zamkn�� drzwi i ruszy� korytarzem podobnym
do tunelu. Przez w�skie zakratowane okna przypominaj�ce strzelnice w �redniowiecznych zamkach, przecieka�o m�tne �wiat�o dnia. Wszed� do d�ugiej, niskiej izby o belkowanym pu�apie. Znajdowa� si� tam kominek, w kt�rym mo�na by upiec wo�u. Na roz�arzonym w�glu p�on�o jasnym ogniem ogromne polano. Na umeblowanie izby sk�ada�y si� dwa sto�y bilardowe, kilka stolik�w do kart, fotele w k�tach i miniaturowy bar. Dwaj m�odzie�cy, kt�rzy nacierali kred� kije bilardowe, sk�onili si� Forrestowi.
� Dzie� dobry � powiedzia� do jednego z nich. � Widz�, �e zbiera pan nowe materia�y do Gazety Hodowcy? � spyta� z u�miechem.
Zapytany nazywa� si� Naismith. Mia� pod trzydziestk�, nosi� okulary. U�miechn�� si� nie�mia�o i wskaza� g�ow� na swego towarzysza.
� Wainwright zaproponowa� mi partyjk� � wyt�umaczy�.
� Co znaczy, �e Lute i Ernestyna, �pi�ce kr�lewny, jeszcze nie wsta�y? � roze�mia� si� Forrest.
M�ody Wainwright nastroszy� si�, lecz zanim zd��y� odpowiedzie� na zaczepk�, pan domu odwr�ci� si� od niego i przez rami� zapyta� Naismitha:
� Czy zabra�by si� pan ze mn� o wp� do dwunastej? Jad� z Thayerem. autem obejrze� shropshiry. Chce zakupi� oko�o dziesi�ciu wagon�w baran�w. Mo�e pan zdoby� ciekawe informacje o wywozie do stanu Idaho. Prosz� zabra� aparat fotograficzny. Czy widzia� si� pan dzi� rano z Thayerem?
� W�a�nie przyszed� na �niadanie, jak wychodzili�my z jadalni � uprzejmie wyja�ni� Bert Wainwright.
� Je�li go pan zobaczy, prosz� mu powiedzie�, �eby by� got�w o wp� do dwunastej. Pana nie zapraszam... to uprzejmo�� z mojej strony. Bo do tego czasu dziewcz�ta na pewno wstan�.
� W ka�dym razie Rit� prosz� wzi�� z sob� � poprosi� Bert.
� O tym nie ma mowy � odpar� Forrest, ju� w drzwiach. � Jedziemy w sprawach handlowych. A poza tym nie ma takiej si�y, kt�ra by�aby zdolna oderwa� Rit� od Ernestyny.
� W�a�nie chcia�em si� przekona�, czy panu to si� uda � z u�miechem powiedzia� Bert.
� Ciekawa rzecz, �e jeszcze �aden brat nie pozna� si� na swojej siostrze. � Forrest zrobi� kr�tk� pauz� i doda�: � Zawsze mi si� zdawa�o, �e Rita jest najlepsz� z si�str. Czym si� panu narazi�a?
Nie czekaj�c na odpowied� Forrest zamkn�� za sob� drzwi i dzwoni�c ostrogami przeszed� korytarzem do kr�tych schod�w o szerokich betonowych stopniach. Gdy znalaz� si� na g�rze, us�ysza� �miechy i melodie taneczne wygrywane na fortepianie. Zajrza� wi�c do bia�ego buduaru, zalanego s�onecznym �wiat�em. Za fortepianem siedzia�a dziewczyna w r�owym kimonie i w rannym czepeczku, a dwie inne dziewczyny w podobnych strojach obejmowa�y si� w przedziwnych ewolucjach tanecznych, kt�rych nie uczono w �adnej szkole ta�ca. Tancerki na pewno nie �yczy�y sobie, aby m�skie oczy widzia�y ich podrygi.
Dziewczyna za fortepianem zobaczy�a Forresta, zrobi�a do niego oko i gra�a dalej. Tancerki zauwa�y�y intruza dopiero po chwili. Z okrzykami przera�enia pad�y sobie w ramiona i zacz�y si� �mia�. Pianino umilk�o. Wszystkie trzy by�y pi�knymi, tryskaj�cymi zdrowiem m�odymi stworzeniami. Na ich widok oczy za�wieci�y Forrestowi, podobnie jak w chwili, gdy spojrza� na Ksi�niczk� Fotherington.
Obie strony obsypa�y si� z�o�liwymi docinkami, jak to zwykle bywa, gdy spotkaj� si� m�odzi ludzie odmiennych p�ci.
� Stoj� tu ju� od pi�ciu minut � zapewnia� Dick. Obie tancerki usi�uj�c pokry� zmieszanie twierdzi�y, �e
Dick mija si� z prawd�, i przytacza�y liczne przyk�ady jego notorycznych k�amstw. Dziewczyna siedz�ca przy fortepianie, Ernestyna, siostra �ony Dicka, zapewnia�a, �e z jego ust s�ysza�a zawsze prawd� szczer� jak z�oto, �e ujrza�a go, ledwie si� pokaza�, i �e podgl�da� znacznie d�u�ej ni� pi�� minut.
� W ka�dym razie � powiedzia� przerywaj�c ich paplanin� � Bert, ten niewinny anio�ek, nawet si� nie domy�la, �e�cie ju� wsta�y.
� Bo dla niego jeszcze �pimy � odpar�a jedna z tancerek, weso�a dziewczyna podobna do m�odej Wenus. � Dla ciebie te� nas jeszcze nie ma, wi�c niech si� ch�opczyna st�d wynosi. I to pr�dko!
� S�uchaj, Lute � zacz�� surowym tonem. � To, �e jestem zgrzybia�ym starcem, a ty masz wszystkiego osiemna�cie lat i tak si� z�o�y�o, �e jeste� siostr� mojej �ony, nie znaczy jeszcze, aby� mog�a mi ko�ki ciosa� na g�owie. Nie zapominaj, a musz� stwierdzi�, ten niemi�y fakt dla dobra Rity, nie zapominaj, �e w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat przetrzepa�em ci sk�r� tyle razy, �e mo�e lepiej teraz nie liczy�. To prawda, �e nie jestem ju� taki m�ody, jak by�em... � dotkn�� musku��w swej prawej r�ki i zrobi� taki gest, jakby chcia� podkasa� r�kawy. � Ale jeszcze niezupe�nie zniedo��nia�em i stawiam dwa centy...
� Co takiego? � wojowniczo zawo�a�a dziewczyna.
� Stawiam dwa centy � burkn�� � dwa centy...
A poza tym z przykro�ci� musz� ci zwr�ci� uwag�, �e czepek ci si� przekrzywi�. Co gorsza, nie jest to kreacja w dobrym gu�cie. Sam m�g�bym uszy� bardziej twarzowy czepek pos�uguj�c si� tylko palcami u n�g i to na �pi�co... a nawet gdybym cierpia� na morsk� chorob�.
Lute odrzuci�a wyzywaj�co blond w�osy, spojrza�a na przyjaci�ki w nadziei, �e j� popr�, i powiedzia�a:
� Och, nie m�w hop. Zdrowy ch�opski rozs�dek wskazuje, �e w tr�jk� poradzimy sobie na okr�tk� z jednym takim podstarza�ym i nieprzyzwoicie grubym jegomo�ciem. Co wy na to, dziewczynki? Bierzmy si� do niego. Czterdziestka mu stukn�a i cierpi na anewryzm serca, tak, brzydka to rzecz ujawnia� rodzinne tajemnice, ale on ma chorob� Meniera.
Ernestyna, ma�a, ale silna osiemnastoletnia blondyna, zerwa�a si� od fortepianu i wraz ze swymi przyjaci�kami rzuci�a si� na poduszki le��ce na kanapach we wn�kach okien. Z poduszkami w r�kach rozst�pi�y si� i w tyralier� ruszy�y na nieprzyjaciela.
Forrest, got�w przyj�� bitw�, podni�s� r�k� na znak, �e chce parlamentowa�.
� Tch�rz! � da�y si� s�ysze� okrzyki, najpierw pojedyncze, potem ch�ralne.
Forrest z powag� potrz�sn�� g�ow�.
� Za to i za wszystkie inne wasze bezczelne wybryki dostaniecie teraz w sk�r�. Wszystkie krzywdy, jakich zazna�em w swym �yciu, stan�y mi teraz jasno przed oczyma. Zaraz wpadn� w sza�. Przedtem jednak jako agronom chcia�bym si� ciebie, Lute, chyl�c czo�a przed twoj� wiedz�, zapyta�, co to jest, u Boga Ojca, choroba Meniera. Czy m�oda koza mo�e si� t� chorob� zarazi�?
� Choroba Meniera... � zacz�a Lute � to jest... to, co ci w�a�nie dolega. Tylko i wy��cznie barany miewaj� chorob� Meniera.
Rozgorza�a za�arta bitwa. Forrest zrobi� u�ytek ze swego pi�karskiego do�wiadczenia, jakie zdoby�, zanim rugby sta�o si� najpopularniejszym sportem w Kalifornii. Dziewcz�ta pozwoli�y mu przerwa� front, otoczy�y go ze wszystkich stron i zacz�y ok�ada� poduszkami. Odwr�ci� si�, szeroko rozwar� ramiona, rozpostar� palce, zagi�� je niczym szpony i zgarn�� wszystkie trzy panny. Walka przybra�a teraz posta� tr�by powietrznej. O�rodkiem cyklonu by� m�czyzna w ostrogach, a wok� niego fruwa�y jedwabne kimona i sypa�y si� pantofle, czepki, szpilki do w�os�w. S�ycha� by�o razy zadawane poduszkami, pomruki atakowanego, krzyki, piski i chichoty dziewcz�t, a� w ko�cu niepohamowany �miech i trzask rozdzieranych jedwabi zag�uszy�y wszystko.
Po chwili Dick Forrest le�a� jak d�ugi na pod�odze. Przyduszony poduszkami, z trudem �apa� powietrze. Pod wp�ywem zebranych raz�w kr�ci�o mu si� w g�owie. W jednej r�ce trzyma� �a�osne resztki bladoniebieskiej szarfy, haftowanej w czerwone r�e.
Na progu jednych drzwi sta�a Rita z pa�aj�cymi policzkami, czujna jak �ania, gotowa do ucieczki. W drugich drzwiach utkwi�a Ernestyna, te� czerwona jak piwonia, w wynios�ej pozie matki Gracch�w przyciskaj�c �okciem do piersi resztki kimona. Lute, osaczona za fortepianem, usi�owa�a zbiec, ale musia�a si� cofn�� pod terrorem Forresta, kt�ry pe�zaj�c na czworakach t�uk� d�o�mi o pod�og�, dziko potrz�sa� g�ow� i rycza� jak byk.
� S� jeszcze tacy, kt�rzy wierz� w przedhistoryczny mit � o�wiadczy�a Ernestyna z bezpiecznego miejsca � �e te n�dzne, sypi�ce si� resztki m�czyzny poprowadzi�y kiedy� dru�yn� uniwersytetu w Berkeley do zwyci�stwa nad standfordzkimi ch�opcami.
Ci�ko dysza�a ze zm�czenia. Forrest z wielk� satysfakcj� spojrza� na jej piersi faluj�ce pod wi�niowym l�ni�cym jedwabiem. Rzuci� okiem na tamte dwie � dysza�y nie mniej ni� Ernestyna.
Fortepian by� niedu�y, ale okaza�y, l�ni� biel� i z�otem, kt�re harmonizowa�y z jasnymi s�onecznymi barwami buduaru. Sta� w pewnej odleg�o�ci od �ciany, Lute mog�a wi�c uciec w jedn� lub drug� stron�. Forrest wsta� i pochyli� si� ku Lute ponad p�askim wierzchem instrumentu. Ju� zamierza� skoczy�, gdy Lute krzykn�a z przera�eniem:
� Uwa�aj, ostrogi! Dick, ostrogi!
� Zaczekaj, to je zdejm� � zaproponowa�.
Gdy schyli� si�, �eby odpi�� ostrogi, Lute rzuci�a si� do ucieczki, rozwar� jednak ramiona i zap�dzi� j� do rogu.
� Dobrze! � krzykn��. � To nie moja wina. Jak fortepian b�dzie porysowany, poskar�� Pauli.
� Mara �wiadk�w! � zawo�a�a zdyszana Lute wskazuj�c weso�ymi niebieskimi oczami na przyjaci�ki stoj�ce w drzwiach.
� Doskonale, moja droga. � Forrest cofn�� si� i rozcapierzy� palce. � Lec� do ciebie.
S�owom Dicka towarzyszy� czyn. Opar�szy si� r�kami o blat przeskoczy� przez fortepian tak, �e ostrogi przelecia�y ca�� stop� ponad l�ni�c� biel� instrumentu. Ale Lute r�wnocze�nie na czworakach da�a nura pod fortepian. Pech jednak chcia�, �e stukn�a si� w g�ow�, i zanim odzyska�a orientacj�, Forrest wybieg� i zn�w zap�dzi� j� pod fortepian.
� Wy�a�! � rozkaza�. � Wy�a�, dostaniesz teraz za swoje!
� Rozejm � zaproponowa�a b�agalnym tonem. � Zawieszenie broni, szlachetny rycerzu, b�agam w imi� mi�o�ci i wszystkich uci�nionych dziewic.
� Nie jestem rycerzem! � zagrzmia� basem Forrest. � Jestem ludo�erc�, plugawym i niepoprawnym kanibalem. Urodzi�em si� na bagnie. M�j ojciec by� ludo�erc�, a matka jeszcze gorsza. Ko�ysa�y mnie do snu przera�liwe j�ki zarzynanych dziatek. Pi�em tylko krew niewinnych dziewcz�t kszta�conych w oaklandzkim seminarium. Najch�tniej jad�em na pod�odze, moim ulubionym przysmakiem by�a piecze� z m�odocianej seminarzystki, zamiast dachu mia�em fortepian nad g�ow�. M�j tata ludo�erca by� na domiar z�ego kalifornijskim koniokradem. Ja jeszcze ni�ej upad�em, bo mam wi�cej z�b�w. Moja matka pr�cz ludo�erstwa zajmowa�a si� dodatkowo domokr��nym handlem ksi��ek w stanie Nevada. Niech �wiat si� dowie o wszystkich jej haniebnych post�pkach. Upad�a tak nisko, �e zbiera�a prenumerat� pism kobiecych. Ja jestem jeszcze wi�ksz� besti� ni� moja rodzicielka. Sprzedawa�em po domach maszynki do golenia.
� Czy nic nie zdo�a u�mierzy� gniewu twego dzikiego serca? � g�os Lute dr�a� ze wzruszenia, a r�wnocze�nie jej chytre oczy szuka�y ucieczki.
� Jedna jedyna rzecz, nieszcz�sna kobieto. Jest tylko jedna rzecz pod s�o�cem, jedna rzecz w�r�d l�d�w i w�d tego �wiata...
Ernestyna piskliwym g�osem przerwa�a Forrestowi zarzucaj�c mu, �e stroi si� w cudze pi�rka.
� Naturalnie, jest to cytat z dzie�a Ernesta Dowsona, strona siedemdziesi�ta dziewi�ta. Z cienkiej ksi��eczki wodnistych wierszy, kt�rymi podobnie jak owsiank� karmiono m�ode niewiasty wi�zione w oaklandzkim seminarium � powiedzia� Forrest. � Jak ju� o�wiadczy�em, zanim mi brutalnie przerwano, jedna tylko rzecz mog�aby u�mierzy� m�j gniew. �Modlitwa dziewicy". Nadstawcie uszu p�ki czas, bo zaraz zostan� po�arte! Niech pos�ucha tak�e g�upia, kr�tkonoga brzydula, kt�ra przysiad�a pod fortepianem! Czy mo�e zagra� z pami�ci �Modlitw� dziewicy"?
Zamiast odpowiedzi dziewcz�ta w drzwiach wyda�y okrzyki zachwytu na widok Wainwrighta. Lute spod fortepianu zawo�a�a do -niego:
� Ratuj, szlachetny rycerzu! Ratuj!
� Pu�� t� dziewic�! � rozkaza� Bert.
� Kim jeste�? � spyta� Forrest.
� Jestem kr�l Jerzy, m�j panie... �wi�ty Jerzy, chcia�em powiedzie�.
� No to ja jestem tw�j smok � oznajmi� z pokor� Forrest. � Oszcz�d� moj� star� i zacn� g�ow�, bo nie mam drugiej.
� �ci�� mu g�ow�! � zawo�a�y dziewcz�ta.
� Zaczekajcie, dziewice, na mi�o�� bosk�! � zwr�ci� si� do nich Bert. � Jestem tylko drobn� p�otk�, ale nie boj� si� niczego. Zaraz si� rozprawi� z tym smokiem. Wskocz� mu w paszcz�. Czeka go powolna �mier�. D�ugo si� b�dzie d�awi� �ykowatym mi�sem. A wy tymczasem, ho�e panny, uciekajcie w g�ry, bo �mier� czyha na was w dolinach. Morskie fale pokryj� Yolo Petaluma i Zachodnie Sacramento, doliny nape�ni� si� wielkimi rybami.
� Utnij mu g�ow�! � zawo�a�y dziewcz�ta. � Zar�nij go i upiecz na wolnym ogniu!
� Przysz�a na mnie kryska � j�kn�� Forrest. � Jestem zgubiony. Tak wygl�daj� lito�ciwe serca m�odych chrze�cijanek w roku 1914, kt�re pewnego dnia p�jd� do urn wyborczych, je�li w og�le dorosn� i nie wyjd� za cudzoziemc�w. �wi�ty Jerzy! Niech ci si� zdaje, �e� mi ju� �ci�� g�ow�. Wyzion��em ducha. Nic wi�cej nie powiem na swoj� obron�.
M�wi�c to Forrest za�ka�. Po czym w nader przekonywaj�cy spos�b zademonstrowa� �miertelne drgawki, g�o�no zabrz�cza� ostrogami i zesztywnia� na pod�odze.
Lute wylaz�a spod fortepianu i wraz z przyjaci�kami zaimprowizowa�a taniec harpii nad martwym cia�em. Trup nagle zerwa� si� z pod�ogi i zrobi� oko do Lute.
� A bohater? � zawo�a�. � Zapomnia�y�cie o bohaterze. Uwie�czcie go kwiatami.
Bert wi�c zosta� uwie�czony kwiatami z wazon�w, nie zmienionymi od poprzedniego dnia. Kiedy poczu� na karku mokre �odygi tulipan�w wetkni�tych mu za ko�nierz energiczn� r�k� Lute, uciek�. Wrzawa po�cigu odbi�a si� echem w sieni i zamar�a na dole, ko�o sali bilardowej. Forrest pozbiera� si� i z u�miechem poszed� swoj� drog�.
Min�� dwa patio z ceglanymi chodnikami i daszkami z hiszpa�skiej dach�wki, sk�pane w �wie�ej zieleni i kwiatach. Jeszcze dysza� po weso�ej zabawie, gdy dotar� do swojego skrzyd�a domu, gdzie w kancelarii czeka� na niego sekretarz.
� Dzie� dobry � powita� Blake'a. � Przepraszam, �e si� sp�ni�em. � Spojrza� na zegarek. � Ale tylko cztery minuty. W �aden spos�b nie mog�em si� wyrwa�.
Rozdzia� czwarty
Czas od godziny dziewi�tej do dziesi�tej Forrest sp�dza� z sekretarzem, za�atwiaj�c korespondencj� z towarzystwami naukowymi oraz najrozmaitszymi organizacjami hodowlanymi i rolniczymi. Korespondencji by�o tak wiele, �e kto inny bez pomocy sekretarza siedzia�by nad ni� do p�nocy.
Dick Forrest by� dusz� stworzonego przez siebie systemu organizacyjnego, kt�ry napawa� go skryt� dum�. Wa�niejsze listy i dokumenty podpisywa� w�asnor�cznie, do innych przyk�ada� piecz�tk� sekretarz. W ci�gu godziny Blake stenografowa� odpowiedzi na listy lub notowa� tre�� odpowiedzi. Pan Blake w g��bi duszy by� przekonany, �e pracuje znacznie d�u�ej ni� jego szef, kt�remu przypisywa� niepospolit� zdolno�� wynajdowania pracy dla innych.
Z uderzeniem godziny dziesi�tej do biura wszed� Pittman, specjalista od wystaw rolniczych, a Blake, ob�adowany pude�kami � korespondencj�, stosami papieru i wa�kami dyktafonu znikn�� w swoim pokoju.
Mi�dzy godzin� dziesi�t� i jedenast� przep�yn�a przez kancelari� Forresta fala kierownik�w dzia��w i majstr�w. Szef wdro�y� im wszystkim dyscyplin� zwi�z�o�ci i ekonomii czasu. Nauczy� ich, �e w ci�gu paru minut rozmowy z nim nie ma czasu do namys�u. Musieli przychodzi� z gotowymi raportami i wnioskami. Bonbright, drugi sekretarz, zjawia� si� zawsze o dziesi�tej, aby zast�pi� Blake'a. Siada� obok Forresta i z niezwyk�� szybko�ci� zapisywa� o��wkiem b�yskawiczn� wymian� pyta� i odpowiedzi, relacje, propozycje i plany. Owe stenograficzne zapiski, kt�re potem przepisywano na maszynie w dw�ch egzemplarzach, by�y postrachem wszystkich odpowiedzialnych pracownik�w Forresta, a czasem piecz�towa�y ich los. Forrest bowiem mia� �wietn� pami��, czego ch�tnie dawa� dowody cytuj�c zapiski Bonbrighta.
Kierownik dzia�u po pi�cio- lub dziesi�ciominutowej konferencji wychodzi� z kancelarii chwiej�c si� na nogach, wy�y�owany i zroszony potem. Godzina wyt�onej pracy wystarcza�a Forrestowi, �eby przyj�� wszystkich interesant�w i w mist