9275

Szczegóły
Tytuł 9275
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9275 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9275 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9275 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CLIFF GARNETT GROM (t�um. MICHA� PRZECZEK) tytu� orygina�u THUNDERBOLT 2000 Rozdzia� pierwszy Ka�dy Amerykanin jest naszym wrogiem. Ka�dy Amerykanin jest naszym celem. Jurij Terek 17 marca, godzina 20.45, 10 000 metr�w nad poziomem morza, 678 kilometr�w na wsch�d od Lotniska Mi�dzynarodowego w Honolulu na Hawajach Kapitan George Gardner skontrolowa� instrumenty pok�adowe swojego boeinga 727. Mia� na pok�adzie dwustu pi��dziesi�ciu trzech pasa�er�w. Wszystko przebiega�o jak nale�y. Kto� zastuka� do drzwi kabiny pilot�w. - Panie kapitanie, przynios�am kolacj� - odezwa�a si� stewardesa Susie Atworth. In�ynier pok�adowy Jerry Briskey u�miechn�� si� szeroko. - Najwy�szy czas, umieram z g�odu. - Na Boga, Jerry, nigdy nie widzia�em go�cia, kt�ry by jad� tyle co ty. Drugi pilot Frank Dozois spojrza� na w�asn� tali�, kt�rej obw�d zwi�kszy� si� w ci�gu ostatnich dw�ch lat o kilkana�cie centymetr�w, a potem przesun�� d�oni� rzedniej�ce w�osy. Jerry by� od niego m�odszy o sze�� lat, mia� bujn�, ciemn� czupryn� i aparycj� sportowca z koled�u. - Jak to jest, �e tak du�o jesz i jeste� taki szczup�y? - Specjalna dieta i program �wicze� - odrzek� z powag� Jerry. - Jadam wszystko, na co mam ochot�, i nigdy si� nad tym nie zastanawiam. Rzecz jasna, kluczem do wszystkiego jest seks. Frank pokr�ci� g�ow�. - To nie fair. Kapitan Gardner roze�mia� si�. - Dalej, Jerry, otw�rz te drzwi, zanim Frank zrobi kolejny wyk�ad na temat dobrodziejstw diety wysokoproteinowej. Jerry wyci�gn�� r�k�, aby otworzy� zamek. Susie Atworth, �adna dziewczyna o orientalnych rysach, wesz�a do kabiny z tac� pe�n� jedzenia. Mia�a kr�tkie, czarne w�osy, cudown� figur� i pi�kne, ciemne, sko�ne oczy. - Sko�czyli�my karmi� pasa�er�w, panie kapitanie - powiedzia�a. - Pan Cooper z fotela dwadzie�cia jeden C za du�o wypi�, ale kontrolujemy sytuacj�. Jest te� rozkapryszone niemowl� w rz�dzie czterdziestym czwartym. To dziewczynka - urocza, ale zdrowo daje matce w ko��. Poza tym wszystko w porz�dku. Czekamy na trzy bajeczne dni na pla�y Waikiki. - Susie, przyrzek�a� zje�� jutro ze mn� kolacj� - wtr�ci� Jerry, si�gaj�c po sw�j posi�ek. - Potem mo�emy pop�ywa�. Noc� pla�a jest przepi�kna. Gardner wzi�� fili�ank� kawy z tacy. Wiedzia�, co si� b�dzie dzia�o dalej, i czeka� na odpowied� Susie. - W �yciu si� tego nie doczekasz, kochasiu - odrzek�a stewardesa, mrugaj�c do kapitana. - Dobrze wiem, �e jeste� �onaty. A poza tym nigdzie bym nie posz�a z takim playboyem jak ty, nawet gdyby� by� wolny. - Susie, jestem zdruzgotany - o�wiadczy� Jerry z udanym przera�eniem. - Liczy�em na ciebie. Komu zaprezentuj� widoki Honolulu, je�eli nie tobie? Dzi� dzie� �wi�tego Patryka. Trzeba to uczci�. Co ty na to? Susie pokiwa�a g�ow�. - A odk�d to jest pan Irlandczykiem, panie Briskey? - spyta�a. - Najdro�sza, w dniu �wi�tego Patryka wszyscy jeste�my Irlandczyka mi! Gardner u�miechn�� si� i odstawi� sw� kaw�. Przez radio nadawali wa�ny komunikat. - Tu kontrola lot�w Mi�dzynarodowego Lotniska Honolulu. Pilna wiadomo�� dla samolotu linii Northwest, lot zero osiem pi��. Gardner chwyci� mikrofon. - Tu Northwest zero osiem pi�� - powiedzia�. - M�wcie. - Stracili�my z radaru Delta dwa czterdzie�ci jeden i Northwest jeden szesna�cie. Pierwszy wylecia� z Tokio p� godziny przed wami, a drugi z Seulu mniej wi�cej p�torej godziny wcze�niej. Oba samoloty lecia�y do Honolulu. Czy mieli�cie jaki� kontakt radiowy z kt�rym� z nich? Gardner przygryz� warg�, spogl�daj�c na Franka i Jerry�ego. Potrz�sn�li g�owami. To by�o niezwyk�e - straci� ��czno�� i kontakt radarowy z dwoma zbli�aj�cymi si� maszynami w tym samym czasie. Gardner zna� kapitana Mike�a Iversona, pilotuj�cego Northwest 116. - Nie, nic o nich nie s�yszeli�my - powiedzia�. - Zero osiem pi��, czy mo�ecie potwierdzi�, �e macie na pok�adzie powietrznego szeryfa? Na twarzy Gardnera pojawi�o si� na moment przera�enie. Je�eli Honolulu pyta o powietrznego szeryfa i traci kontakt z dwoma samolotami, to mo�e oznacza� tylko jedno: kto� si� stara, �eby te samoloty spad�y. - Moment - rzuci� do mikrofonu. Susie spojrza�a na kapitana. - W kabinie pasa�erskiej jest agent Hartwell - powiedzia�a. - Miejsce trzydzie�ci siedem B. - Rozumiem was, Honolulu. Mamy na pok�adzie agenta Hartwella. Co sugerujecie? - Dajcie go jak najszybciej do mikrofonu - odpowiedziano z wie�y. Gardner da� znak Susie, �eby przyprowadzi�a Hartwella, po czym rzek� do Franka: - Zejd� na wysoko�� trzystu metr�w. Je�eli co� si� wydarzy, nie chc�, �eby to by�o na dziesi�ciu tysi�cach. Jeny zabra� si� do roboty - zmieni� kurs, dostosowuj�c go do pu�apu trzystu metr�w, i zacz�� przelicza�, ile paliwa b�d� potrzebowa� przy locie na mniejszej wysoko�ci. Kiedy sko�czy�, odezwa� si�: - Kapitanie, paliwa nie zabraknie. - Zamknij drzwi - poleci� Gardner i wcisn�� klawisz, kt�ry uruchamia� napis nakazuj�cy zapi�� pasy. Wreszcie w��czy� interkom. - Szanowni pa�stwo, prosz� zapi�� pasy i ustawi� stoliki w pozycji pionowej. Zaczynamy zmniejsza� wysoko�� przed podej�ciem do l�dowania. Gardner sprowadza� samolot w d� i obserwowa� ruch strza�ki wysoko�ciomierza: siedem tysi�cy metr�w, sze�� i p� tysi�ca... Rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Panie kapitanie, to ja, Susie. Jest ze mn� pan Hartwell. Gardner gestem da� znak Jerry�emu, �eby otworzy� drzwi. W progu pojawi� si� dobrze zbudowany m�czyzna po trzydziestce; mia� kr�tko ostrzy�one w�osy, szar� sportow� kurtk� i ciemne spodnie. - Agent Hartwell - przedstawi� si�. - W czym problem? Gardner poda� mu he�mofon, nadal obserwuj�c wysoko�ciomierz. - Honolulu chce z panem rozmawia�. To pilne. - Honolulu? M�wi agent Hartwell, lot zero osiem pi��. - Tu Honolulu. M�wi agent Henry z FBI. W ci�gu ostatnich dw�ch godzin spad�y nam dwa samoloty. Nie mamy poj�cia, jakim cudem, ani nawet czy to sabota�, ale przed godzin� otrzymali�my telefoniczne ostrze�enie, wi�c alarmujemy wszystkie ameryka�skie samoloty zmierzaj�ce do H�nolulu. Gardner s�ucha� uwa�nie z oczyma wlepionymi w wysoko�ciomierz: sze�� tysi�cy... pi�� i p� tysi�ca... - Co ju� wiadomo? - zapyta� Hartwell. - Niewiele. Obie maszyny stracili�my podczas rutynowego podchodzenia do l�dowania, zaledwie o sto kilometr�w od lotniska - informowa� Henry. - Z �adn� nie mieli�my ��czno�ci radiowej. Na radarze by�o doskonale wida�, jak ten z lotu jeden szesna�cie rozpada si� na kawa�ki. - Biedacy - Frank pokiwa� g�ow�. - Zna�e� Iversona, prawda? Gardner przytakn��. - Wydaje si�, �e tutaj wszystko gra. Nie zauwa�y�em nikogo podejrzanego - m�wi� Hartwell. Gardner znowu popatrzy� na wysoko�ciomierz. Noc by�a jasna, �wieci� ksi�yc. Mo�na by�o zobaczy� jego dr��ce odbicie w wodzie. Wysoko�� - pi�� tysi�cy trzysta metr�w. - Czy te samoloty mia�y ze sob� co� wsp�lnego? Czy lecia�y tym samym korytarzem? Czy to mog�a by� rakieta typu ziemia-powietrze? - Nie... ale poczekaj. Tak - poprawi� si� agent FBI. - W obu przypadkach stracili�my kontakt, kiedy byli na wysoko�ci pi�ciu tysi�cy metr�w. Gardner poczu� gwa�towny przyp�yw paniki. Spojrza� na wysoko�ciomierz - pi�� tysi�cy dwie�cie metr�w. To by�a ostatnia rzecz, jak� widzia� w swym �yciu. W nast�pnej chwili samolot odbywaj�cy lot 085 zmieni� si� w jedn� wielk� kul� ognia. Kilkana�cie ma�ych �adunk�w wybuchowych spowodowa�o eksplozj� paliwa. Sk��biona masa p�on�cego metalu i porozrywanych na strz�py ludzkich cia� run�a do ciemnego, zimnego Oceanu Spokojnego. WOJSKO MUSI SI� PRZYGOTOWA� DO OBRONY STAN�W ZJEDNOCZONYCH PRZED ZAGRO�ENIAMI PONADGRANICZNYMI WASZYNGTON, D.C., 27 marca. Wobec zamach�w terrorystycznych na trzy ameryka�skie samoloty cywilne, przeprowadzonych w niedziel� 17 marca - dzie� ten okre�lono mianem Czarnej Niedzieli - Kongres Stan�w Zjednoczonych zaleci� Departamentowi Obrony podj�cie zdecydowanych dzia�a�, maj�cych na celu obron� przed atakami terrorystycznymi o zasi�gu ponadgranicznym. W Czarn� Niedziel� straci�o �ycie 726 obywateli Stan�w Zjednoczonych. Nigdy wcze�niej w dziejach USA nie odnotowano tak du�ej liczby ofiar �miertelnych w ci�gu jednego dnia Uznano to za problem najwy�szej wagi, gdy� agencje wywiadowcze donosz�, i� najgro�niejsze organizacje terrorystyczne d��� do zdobycia najnowszych broni chemicznych i biologicznych. Rozszerzenie roli wojska wymaga uchwalenia specjalnej ustawy. Zostanie ona przyj�ta przez Kongres jeszcze w tym miesi�cu - oznajmi� rzecznik senackiej Komisji Si� Zbrojnych. Zgodnie z nowym prawem, Departament Obrony utworzy jednostk� przeznaczon� do prowadzenia operacji specjalnych przy wykorzystaniu najnowszych zdobyczy technologicznych; jednostk� t� b�dzie mo�na b�yskawicznie przerzuci� w dowolne miejsce. Departament Obrony szacuje, �e koszty zorganizowania nowej jednostki specjalnej wynios� 200 miliard�w dolar�w w ci�gu pierwszych sze�ciu miesi�cy. 10 Kongres uwa�a, ze wobec terrorystycznych zamach�w bombowych z lutego jest to bardzo rozs�dna inwestycja. Celem wspomnianej jednostki specjalnej b�dzie bowiem prowadzenie dzia�a� wyprzedzaj�cych zagro�enia ponadgraniczne. Dzia�ania te maj� zapobiec ewentualnym atakom chemiczno-biologicznym. Nowa jednostka, kt�ra zostanie wyposa�ona w najnowocze�niejszy sprz�t i w sk�ad kt�rej wejd� najlepsi specjali�ci od tajnych operacji b�dzie musia�a przeciwstawi� si� narastaj�cemu zagro�eniu ze strony mi�dzynarodowego terroryzmu - poinformowa� rzecznik Departamentu Obrony. Rozdzia� drugi S�ysza�em g�os Boga, kt�ry powiedzia�: Kogo mam wys�a�, kto p�jdzie za nas? Odpowiedzia�em: Ja tu jestem, wy�lij mnie. Ksi�ga Izajasza 6,8 14 lipca, godzina 4.30, tajny wojskowy ob�z szkoleniowy Wielkie G�ry �nie�ne, Montana Starszy sier�ant George Buford sta� przed t�umem z�o�onym z trzystu rekrut�w. Z pewno�ci� nie by�y to ��todzioby, kt�re dopiero co pojawi�y si� w obozie treningowym; ka�dy z nich by� wytrawnym graczem - prawdziwym weteranem si� specjalnych. Dziesi�tki �o�nierzy z takich formacji jak Navy SEAL, Zielone Berety, Rangersi, Force Recons, PJ i Delta Force sta�y na baczno�� w idealnie wyr�wnanych szeregach. Wielu zg�osi�o si� na ochotnika, pragn�c dosta� si� do najnowocze�niejszej jednostki ameryka�skich si� zbrojnych. Niekt�rych wybrali dow�dcy, kt�rzy czuli si� dumni, mog�c wys�a� najlepszych swoich ludzi do tajnego obozu treningowego w Montanie. By�a te� spora grupa pracownik�w cywilnych, g��wnie technik�w o najwy�szych kwalifikacjach, ekspert�w w dziedzinie najnowszego sprz�tu i �rodk�w ��czno�ci. Je�li chodzi o tych cywil�w, to wi�kszo�� z nich otrzyma�a do Wuja Sama propozycj� nie do odrzucenia. S�o�ce nie wy�oni�o si� jeszcze zza horyzontu, ale ciemna noc zaczyna�a szarze�. W ust�puj�cym mroku wida� by�o postrz�pione, poro�ni�te drzewami wzg�rza, kt�re otacza�y ob�z. Nadchodz�cy brzask powita�y porz�dnie uformowane szeregi ciemnych cieni. Buford przechadza� si� przed pierwszym szeregiem potencjalnych �o�nierzy jednostki TALON. Na g�owie mia� klasyczny wysoki kapelusz o p�askim rondzie i z czterema wci�ciami, taki jakie sier�anci odpowiedzialni za musztr� nosz� od czasu wojny ameryka�sko-hiszpa�skiej. Cywile uwa�ali, �e to typowe kapelusze Misia Smokeya albo policji stanowej, ale wojskowi dobrze wiedzieli, �e nale�y si� obawia� ka�dego, kto nosi takie nakrycie g�owy. Kapelusz po prostu krzyczy: �sier�ant od musztry�. Buford gniewnie wci�gn�� w p�uca pot�ny haust czystego g�rskiego powietrza; jego pier� unios�a si�, a nozdrza lekko rozszerzy�y. Obrzuci� rekrut�w srogim spojrzeniem - Panie i panowie - zacz�� - patrz� na ludzi reprezentuj�cych to, co Ameryka ma najlepszego. Tak mi powiedziano. Jestem w pe�ni �wiadomy, i wy z pewno�ci� r�wnie�, �e wi�kszo�� z was przewy�sza mnie stopniem; mam jednak dla was wa�n� wiadomo��, wi�c s�uchajcie uwa�nie. Jak d�ugo jeste�cie tutaj, pod moim dow�dztwem, nie macie �adnych stopni. Nie macie �adnych przywilej�w. Nie macie �adnych wymy�lnych dyplom�w z akademii wojskowych ani przepustek umo�liwiaj�cym wst�p do klubu oficerskiego. Jak d�ugo jeste�cie tutaj, jeste�cie nikim! S�yszycie, co m�wi�? Ni kim! Z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia Wuja Sama nie b�dziecie tym, co Ameryka ma najlepszego, dop�ki ja nie powiem, �e jeste�cie. Wi�kszo�� z was ma ju� za sob� ci�kie kursy i trudne szkolenie. I dobrze s�owa Buforda dos�ownie ocieka�y sarkazmem. - Wielu z was przetrwa�o szko�� komandos�w, kurs Rangers�w, szkolenie SEAL czy �wiczenia Q Si� Specjalnych w najrozmaitszych akademiach si� specjalnych, jakie Wuj Sam szczodrobliwie dla was utrzymuje. To sympatyczne, doprawdy, bardzo mi�e. Ale ja jestem tu po to, �eby wam u�wiadomi�, �e jeszcze niczego nie widzieli�cie. Mam zamiar rozerwa� was na strz�py, po�ama� na kawa�ki. Sprawi�, �e b�dziecie p�akali, gry�li palce i wo�ali, �e chcecie do mamusi. Doprowadz� do tego, �e b�dziecie chcieli st�d odej��. I mam zamiar si� cieszy� z ka�dej chwili, bo je�eli przetrzymacie mnie i moje szkolenie, ka�dy wr�g, jakiego spotkacie na tym wielkim, z�ym �wiecie, b�dzie w por�wnaniu z tym wygl�da� jak niewini�tko. Buford zbli�a� si� do najwa�niejszego fragmentu swojej przemowy; twarz mu poczerwienia�a, oczy rzuca�y iskry. - A dlaczego mia�bym chcie�, aby najlepsi �o�nierze Ameryki si� poddali? Bo je�eli teraz nie b�dzie pewno�ci, �e przejdziecie jeszcze jedn� mil� wi�cej, to jak maj� na was liczy� wasi koledzy z zespo�u? Je�li nie b�dziecie najlepsi, a my po�lemy was na misj�, to z ca�� pewno�ci� b�dziecie martwi. - Chc�, �eby�cie si� stali najlepszymi z najlepszych. Nie obchodzi mnie, kim jeste�cie. Widz� tu kilku �o�nierzy p�ci pi�knej. Obecnie w naszych zespo�ach Si� Specjalnych nie ma kobiet. Oficjalnie nie ma te� kobiet w szeregach Rangers�w, Force Recon czy Delta. Ale mnie to nie obchodzi. To jest nowa formacja, potrzebujemy kwalifikacji ka�dego rodzaju. Wszyscy obecni maj� jednakow� szans�. Ja lubi� patrze� przed siebie. Nie obchodzi mnie, jakich �o�nierzy b�dziemy mieli w TALON Force - czerwonych, ��tych, czarnych czy bia�ych, m�czyzn, kobiety czy Marsjan. Je�eli wytrzymacie musztr� ze mn�, to zdo�acie wykona� ka�d� robot�, jaka was czeka. Koniec, kropka. - Zanim zaczniemy, rozejrzyjcie si� wok� siebie. Nie tra�cie czasu na zapami�tywanie twarzy, bo zanim ja z wami sko�cz�, odejdzie osiemdziesi�t trzy procent z was. Teraz jest was trzystu, ale ja zmniejsz� t� grup� do pi��dziesi�ciu. Ta pi��dziesi�tka, kt�ra dotrwa do ko�ca, to b�d� najlepiej przygotowani �o�nierze na �wiecie. Nie zamierzam traci� czasu na opowiadanie wam o tym, czego wi�kszo�� z was nigdy nie zobaczy. Powiem tylko, �e dzi�ki Bogu znajdziecie si� po w�a�ciwej stronie. Mo�ecie si� wycofa� w ka�dym momencie - wystarczy, �e powiecie mnie albo komu� innemu z kadry, �e macie do��. No i jak, czy kto� chce odej��? W grupie rekrut�w panowa�o milczenie, tylko wiatr szumi�cy w ga��ziach drzew zak��ca� cisz� wczesnego poranka. - No to zaczynajmy od razu. Wszyscy na ziemi�. Pompki, po pi��dziesi�t. Ju�! Raz... dwa... trzy... Buford przechadza� si� w�r�d rytmicznie podnosz�cych si� i opadaj�cych cia�. Przystawa� to tu, to tam, by oprze� nog� w wypolerowanym jak lustro bucie na plecach jakiego� �o�nierza. By� pewien, �e wy�owi cywil�w, zanim reszta zd��y si� cho� troch� spoci�. Spojrza� na genera�a Kraussa, komendanta TALON Force, kt�ry sta� z ty�u i obserwowa� poczynania zgromadzonych na placu �o�nierzy. To b�dzie pi�� dobrych miesi�cy, pomy�la�. 28 sierpnia, godzina 11.30 Buford uwa�nie obserwowa� plac musztry. Z przyjemno�ci� zauwa�y�, �e z trzystu ochotnik�w w ci�gu zaledwie sze�ciu tygodni pozosta�o tylko stu czterdziestu dw�ch. Twardy trening, jaki zaplanowa� dla przysz�ych �o�nierzy TALON Force, okaza� si� skuteczny. Niekt�rzy nazywali to szkolenie torturami, ale ka�da sekunda ka�dego mijaj�cego dnia mia�a konkretny cel. Dzi�ki pomocy czo�owych ekspert�w Pentagonu w dziedzinie wojny psychologicznej, trening nie ogranicza� si� jedynie do �wicze� fizycznych. Oczywi�cie, by�y zwyk�e sprawdziany si�y i wytrzyma�o�ci, ale w wielu przypadkach chodzi�o o co� wi�cej ni� zmuszanie cia�a do nadludzkiego wysi�ku. P�niej pojawi�y si� wirtualne symulatory rzeczywisto�ci, testy, �wiczenia oraz co�, co Buford lubi� okre�la� jako �twardy orzech do zgryzienia�. Ochotnicy byli pod presj� w ka�dej minucie ka�dego dnia. Pierwsza faza szkolenia koncentrowa�a si� na odporno�ci psychicznej i fizycznej, z uwypukleniem fachowo�ci i determinacji. Szko�a przetrwania, pierwsza pomoc, umiej�tno�ci pirotechniczne, pos�ugiwanie si� r�norodn� broni� (kwalifikacje te sprawdzano na postojach podczas pi��dziesi�ciomilowych marsz�w), �wiczenia walki wr�cz oraz radzenie sobie poza terenem obozu. Buford codziennie pyta�, kto chce zrezygnowa�. Za ka�dym razem kilka r�k podnosi�o si� do g�ry, a potem ich w�a�ciciele spieszyli do Sali Odwirowanych. Wi�kszo�� primadonn oraz wojownik�w typu Rambo wycofa�a si� ju� dawno. Teraz nadszed� czas podzia�u na zespo�y i przej�cia do drugiej fazy. Wyr�nia� si� indywidualnie to jedna rzecz, ale je�eli cz�owiek nie potrafi dzia�a� w grupie, nie ma �adnej warto�ci dla TALON Force. Ka�dy zesp� jest tak silny, jak najs�abszy z jego cz�onk�w - m�wi stare porzekad�o. A Buford mia� za zadanie wyku� �a�cuch, kt�rego nic nie rozerwie. - Baczno��!- wyda� komend�. W oddali przetoczy� si� huk pioruna, odbijaj�c si� echem w�r�d g�r Montany. Ludzie ledwie pow��czyli nogami, bo w�a�nie wr�cili z ca�onocnego forsownego marszu jednym z trudniejszych szlak�w w Wielkich G�rach �nie�nych; stan�li jednak na baczno�� w spos�b wzorowy. - Teraz zostaniecie podzieleni na mniej wi�cej dwudziestoosobowe grupy, w kt�rych odb�dziecie drugi etap szkolenia. Ustawcie si� zgodnie z przy dzia�em do okre�lonego zespo�u. Buford przebieg� wzrokiem list� nazwisk. Ka�dy ochotnik trafia� do jednego z siedmiu zespo��w. Poszczeg�lne zespo�y nosi�y nast�puj�ce nazwy: �mija, Nied�wied�, Kobra, Doberman, Orze�, Lis i Aligator. - Altobelli - Nied�wied�, Babcock - Lis, Barrett - Orze�, Benson - Kobra, Bukowski - �mija... - wyczytywa� sier�ant kolejne nazwiska. Ci�gn�� tak dalej, a� doszed� do ko�ca alfabetu. - ... Weinberg - Aligator, Wong - Orze�, Wyznewicz - Nied�wied�, Yelberton - Doberman, Zezell - Orze�. Rozej�� si�! Ochotnicy szybko podzielili si� na grupy. - Teraz, kiedy nauczyli�cie si� ju� chodzi� po placu apelowym, chc� co� wyja�ni�. Ludzie, obok kt�rych stoicie, b�d� waszymi kolegami z zespo�u do ko�ca treningu. Odt�d b�dziecie je�� w grupie i b�dziecie sra� w grupie. A co najwa�niejsze, b�dziecie si� szkoli� w grupie. Ci, kt�rzy dotrwaj� do ko�ca, b�d� znali wszystkich towarzyszy z zespo�u jak siebie samych. Nauczycie si� my�le� tak jak inni i przewidywa� nawzajem swoje posuni�cia. Staniecie si� trybikami w maszynerii swojego zespo�u. Ale ka�dy, kto nie b�dziecie umia� gra� do sp�ki z innymi, wr�ci do swojej macierzystej jednostki tak szybko, �e nie uwierzy, i� kiedykolwiek tutaj by�. Wiatr przybra� na sile, z placu musztry zacz�y unosi� si� tumany kurzu. - Macie si� zorganizowa� do dwunastej - komenderowa� Buford. - Rozej�� si�! Major Travis Barrett popatrzy� na ciemniej�ce niebo i odwr�ci� si� do koleg�w z zespo�u. Niekt�rzy zaczynali odp�ywa� w kierunku koszar jak bezkszta�tna masa. Do cholery, pomy�la�. Je�eli nikt inny nie ma zamiaru przej�� tu dow�dztwa... - Zesp� Orze�, sta�! Baczno��! Do baraku E, biegiem marsz! Zaskoczeni cz�onkowie zespo�u spojrzeli na licz�cego metr osiemdziesi�t pi�� �o�nierza Zielonych Beret�w. Kto go, kurwa, mianowa� szefem? - m�wi�y ich twarze. Ale Travis nie po�wi�ci� ich skrzywionym twarzom najmniejszej uwagi - po prostu przebieg� truchtem mi�dzy ustawionymi w dwuszeregu �o�nierzami zespo�u Orze� w kierunku baraku E. Stan Powczuk z Navy SEAL, kt�ry zna� Barretta ze wsp�lnych manewr�w z Zielonymi Beretami i wiedzia�, �e major jest dobrym dow�dc�, ruszy� za nim. Nast�pnym, kt�ry si� przy��czy�, by� pot�ny czarnosk�ry �o�nierz piechoty morskiej Jac�ues DuBois - pobieg� tu� za Powczukiem. Do��czy�y do niego Jenny Olsen, porucznik z wywiadu marynarki, oraz wojskowa lekarka Sara Greene - jedyne kobiety w grupie. Przystojny pilot z wojsk lotniczych Hunter Blake, wpatrywa� si� w po�ladki porucznik Olsen, obserwuj�c ich rytmiczny ruch; nie zauwa�y�, �e cywilny technik Sam Wong biegnie tu� za nim. Chwil� p�niej trzynastu pozosta�ych cz�onk�w zespo�u Orze� ruszy�o biegiem do koszar. �o�nierze z innych zespo��w tylko patrzyli i kiwali g�owami. Niekt�rzy zacz�li chichota�, inni narzekali, �e ci zasra�cy z Or�a si� popisuj�. Niebo przeci�a b�yskawica, po chwili rozleg� si� grzmot i rozpocz�a si� ulewa. Wszyscy przemokli do suchej nitki, z wyj�tkiem oddzia�u Orze�. Drzwi baraku E zosta�y zatrza�ni�te na moment przed tym, kiedy pierwsze krople dotar�y do ziemi. Starszy sier�ant Buford bieg� do kasyna, u�miechaj�c si� do siebie. W�a�nie znalaz� pierwszego szefa zespo�u. W baraku E major Barrett stan�� przed cz�onkami grupy Orze�. - S�uchajcie, mamy niewiele czasu do posi�ku, wi�c postarajmy si� po zna�, zanim Buford wezwie nas na t� g�wnian� zabaw�, jak� nam upichci� na dzisiejsze popo�udnie - powiedzia�. - Przedstawi� si�: jestem major Travis Barrett z armii Stan�w Zjednoczonych. Niekt�rych z was widzia�em ju� wcze�niej, ale jedynym cz�owiekiem, kt�rego rzeczywi�cie znam, jest porucznik Stan Powczuk. Nie wierzcie, je�li kto� b�dzie wam wmawia�, �e armia i marynarka nienawidz� si� jak wszyscy diabli. Stan to znakomity instruktor SEAL. Jestem dumny, �e znalaz�em si� w tej samej grupie co on. Niski, mocno zbudowany Stan Powczuk wysun�� si� do przodu, aby przem�wi� do pozosta�ych. - Nazywam si� Powczuk, jak ju� wiecie. Nie znam nikogo z was, ale uwa�am, �e dow�dc� naszego zespo�u trzeba zrobi� majora Barretta. By�em z nim na wsp�lnych akcjach i wiem, �e nie znajdziemy lepszego szefa. Wnioskuj�, by mianowa� Barretta komendantem zespo�u Orze�. Naturalnie, je�eli si� pan na to zgodzi, majorze. Travis u�miechn�� si� i skin�� g�ow�. - Co wy na to? - spyta� Powczuk. Pozostali cz�onkowie grupy spogl�dali po sobie. Nikt nie sprawia� wra�enia, by chcia� rywalizowa� o t� funkcj�, a major wydawa� si� najbardziej do�wiadczonym oficerem w zespole. - Popieram t� propozycj� - powiedzia� niski m�czyzna o orientalnych rysach. - Czy kto� jest przeciw? - spyta� Powczuk. - Nikt? No to sprawa za�atwiona. Majorze, niech pan im powie co� o sobie. - W porz�dku - odezwa� si� Travis, niemi�osiernie przeci�gaj�c samog�oski. Si�gn�� do kieszeni munduru po cygaro. Odgryz� koniec, wyplu� go i zapali� cygaro. - Nazywam si� Travis Barrett. Je�eli sami si� tego nie domy�lili�cie po moim akcencie, to powiem, �e pochodz� z Teksasu. Nie, nie by�em pod Alamo, ale moja rodzina s�u�y w wojsku od czterech pokole�. Pradziadek by� czo�gist� u Pattona w czasie pierwszej wojny �wiatowej, a dziadek, podczas drugiej wojny �wiatowej. Ja jako pierwszy z rodziny uko�czy�em West Point. Jestem rozwiedziony, mam wspania�ego syna i c�rk�, za kt�rymi strasznie t�skni�; t�skni� te� za moim psem, kt�ry, nawiasem m�wi�c, wabi si� Alamo. Wszyscy si� roze�mieli. - Prze�y�em szko�y spadochroniarzy i Rangers�w, by�em w Drugiej Dywizji Kawalerii Pancernej podczas operacji Pustynna Burza. Walczyli�my przeciwko irackim czo�gom rosyjskiej produkcji. Mogliby�my dojecha� do samego Bagdadu, gdyby nam pozwolili. Po wojnie w Zatoce zosta�em Zjadaczem W�y - wy, cywile, nazywacie takich ludzi Zielonymi Beretami. Trafi�em do Somalii, gdzie Rangersi wpadli w zasadzk�. Tamtego dnia stracili�my dziewi�tnastu wspania�ych ameryka�skich ch�opc�w. Potem wys�ano mnie do Czeczenii - to by�a kolejna katastrofa. Mam cholerne szcz�cie, �e ci�gle �yj�. To wszystko, jak na razie. Stan Powczuk znowu wysun�� si� przed szereg. - Travis przez skromno�� nie wspomnia�, �e ostatnio zosta� przydzielony do jednostki Delta Force i odby� wiele �wicze� z innymi oddzia�ami Si� Specjalnych. Jest tak�e znakomitym tancerzem, wi�c na parkiecie faceci powinni trzyma� �ony z dala od niego, a panie niech si� maj� na baczno�ci! Travis zaczerwieni� si�, s�ysz�c ch�ralny �miech. - Powt�rz� na wypadek, gdyby�cie wcze�niej nie uwa�ali - ci�gn�� Stan. - Jestem porucznik Stan Powczuk, specjalista Zespo�u Pi�tego SEAL od eksplozji podwodnych, a ostatnio instruktor SEAL. Pochodz� z miasteczka Ali�uippa w zachodniej Pensylwanii. Przyznano mi stypendium sportowe w Pitt, ale musia�em z niego zrezygnowa� i zacz�� zarabia� na �ycie, bo m�j ojciec zgin�� podczas wybuchu kot�a w fabryce. Wst�pi�em do marynarki wojennej, �eby utrzyma� rodzin�. To nie �art. Poszed�em do OCS, a potem do SEAL. By�em w Zatoce Perskiej, gdzie prowadzi�em rekonesans. Potrafi� pilotowa� ka�d� jednostk� p�ywaj�c�, w��cznie z pieprzonym lotniskowcem. Je�eli trzeba co� zrobi� na wodzie albo pod powierzchni�, dajcie to mnie. Ale je�li mi nadepniecie na odcisk, stan� si� waszym koszmarem sennym. - Dzi�ki, Stan - rzek� Travis, po czym zwr�ci� si� do przystojnego pilota o g�adko zaczesanych blond w�osach: - Teraz twoja kolej. Lotnik wyst�pi� przed szereg i ch�odnym wzrokiem zlustrowa� cz�onk�w zespo�u, po�wi�caj�c szczeg�ln� uwag� fizycznym walorom wysokiej kobiety stoj�cej naprzeciwko. - Kapitan Hunter Blake - przedstawi� si�. - Je�eli co� potrafi lata�, ja to poprowadz�. Nauczy�em si� tego od swojego ojca, genera�a Blake�a z Si� Powietrznych Stan�w Zjednoczonych, obecnie w stanie spoczynku. Ca�e �ycie sp�dzi�em w�r�d samolot�w. Podczas wojny w Zatoce lata�em na niewidocznych my�liwcach bombarduj�cych F-117 Nighthawk - kontynuowa�. - Nie przyj��em propozycji NASA, by zosta� astronaut�. Kilka lat sp�dzi�em w bazie lotniczej Edwards oraz w o�rodku Groom Lake w Tonopah w stanie Nevada jako pilot do�wiadczalny. Ta informacja sk�oni�a ludzi znaj�cych si� na rzeczy do uniesienia brwi. - Tak, tak, dobrze s�yszycie. Rejon 51. Przypuszczam, �e wszyscy obecni maj� uprawnienia najwy�szej klasy w dziedzinie bezpiecze�stwa. Chyba wi�c nie pope�ni� b��du, m�wi�c wam, �e porusza�em si� nawet przechwyconym spodkiem lataj�cym - o�wiadczy� Blake. W�r�d s�uchaczy, rozleg�y si� pomruki zaskoczenia. - To niemo�liwe - wtr�ci� Stan Powczuk. - Wciskasz nam kit. - Jasne - zgodzi� si� Blake i odczeka� moment dla zwi�kszenia efektu. - �artowa�em sobie. Ale na sekund� zdrowo was zamurowa�o, musicie to przyzna�! Ostatnio lata�em w PJ. Jeste�my jednostk� ratownicz� Si� Powietrznych, odzyskujemy i wyci�gamy z k�opot�w str�conych i rannych pilot�w w odleg�ych zak�tkach. Nasze motto brzmi: �Robimy takie rzeczy, �eby inni mogli prze�y�. Mo�ecie mnie uzna� za maniaka adrenaliny, ale ja nie potrafi� �y� bez rozp�du. Lubi� szybkie samochody, szybkie samoloty i szybkie kobiety, cho� niekoniecznie w tej kolejno�ci - zako�czy�. Z pryczy podni�s� si� m�czyzna latynoskiego pochodzenia. Dotkn�� palcami cienkiego w�sika, jakby chcia� sprawdzi�, czy zarost jest na swoim miejscu. - Jestem kapitan Juan Hernandez, ale wszyscy m�wi� do mnie Johny. Pochodz� z Porto Rico. Moja rodzina przeprowadzi�a si� do Arizony, bo w Porto Rico by�o dla niej za gor�co. Wszyscy zachichotali. - Jestem dumny, �e jestem Amerykaninem, i chc� zrobi� co� wielkiego, aby przys�u�y� si� krajowi, kt�ry okaza� si� dobry dla mnie i mojej rodziny. Latam na helikopterach Blackhawk w 101 Powietrznej Dywizji Uderzeniowej. Os�ania�em operacj� w Mogadiszu. Uratowali�my tam wielu naszych ch�opc�w. Niewiele brakowa�o, �eby nas zestrzelili, ale mi si� uda�o. Uwielbiam lata�, ale musz� si� wam przyzna�, �e ca�e to szkolenie l�dowe strasznie mnie m�czy! Hernandez usiad�, ust�puj�c miejsca Jennifer Olsen. By�a to atrakcyjna blondynk� kt�ra wygl�da�a, jakby wzi�to j� prosto z serialu S�oneczny patrol. - Pewnie zauwa�yli�cie ju�, �e jestem kobiet� - zacz�a. - Nazywam si� Jennifer Olsen i jestem porucznikiem wywiadu marynarki Stan�w Zjednoczonych. Nie my�lcie, �e jestem s�aba z racji swojej p�ci. Wychowa�am si� na farmie w pomocnej Minnesocie i �wietnie sobie radz� z takimi facetami jak wy. Wst�pi�am do marynarki, chocia� rodzina inaczej widzia�a moj� przysz�o��. W liceum by�am cheerleaderk�, chodzi�am z kapitanem dru�yny pi�karskiej i tak dalej. Chcia�am zosta� aktork�, ale w ko�cu wyl�dowa�am w Vegas jako asystentka magika. Z przyjemno�ci� poka�� wam, jak si� uwalnia� z lin czy kajdanek i zaprezentuj� inne sztuczki, kt�rych si� wtedy nauczy�am. W wieku dziewi�tnastu lat wysz�am za m�� za Kanadyjczyka, kt�ry s�u�y� w si�ach pokojowych ONZ. Ale kiedy on zajmowa� si� utrzymywaniem pokoju, pewien Bo�niak toczy� dalej w�asn� wojn�: nie wiedzia�, �e powinien przesta� strzela�. Zabi� Alana, a ja zosta�am wdow�. Kr�ci�am si� tu i tam i wreszcie trafi�am do Hollywood. Zajmowa�am si� robieniem makija�u oraz kostium�w w Miramax. Kiedy mnie ta praca znudzi�a, zacz�am �piewa� i ta�czy� w USO. W ko�cu zda�am sobie spraw�, �e musz� kontynuowa� to, co rozpocz�� Alan. Wst�pi�am do Marynarki Wojennej. Gdy poznano moj� drog� �yciow�, stwierdzono, i� mog� by� przydatna w wywiadzie. Znam kilka j�zyk�w, umiem si� przebiera�, potrafi� sk�oni� m�czyzn, aby zwierzyli mi si� z najg��bszych sekret�w. Przesz�am szkolenie w FBI i w CIA. Obie te firmy chcia�y mnie zatrudni�. Ale ja kocham marynark�. No i jestem cholernie szcz�liwa, �e nale�� do oddzia�u Orze�. Kiedy Jeniffer Olsen usiad�a, na chwil� zapad�a cisza. Wreszcie podnios�a si� ni�sza od swej kole�anki kobieta o zielonych oczach i kr�tkich, czarnych w�osach. - Jestem doktor Sara Greene, kapitan Armii Stan�w Zjednoczonych. Zrobi�am dyplom z botaniki i mikrobiologii. Jestem specjalistk� w dziedzinie wojny biologicznej i chemicznej, wi�c nie po�yczajcie �adnych lekarstw z mojej nocnej szafki bez pytania. Pochodz� z Vermont, zakwalifikowa�am si� do reprezentacji olimpijskiej w snowboardzie, ale wola�am p�j�� do West Point. Moja matka, radykalna feministka spod znaku hippis�w z lat sze��dziesi�tych, uzna�a, �e zwariowa�am, ale kiedy trafi�am na wydzia� medyczny Uniwersytetu Hopkinsa, by�a uszcz�liwiona. Wys�ano mnie do Japonii, gdy w tokijskim metrze dosz�o do zamachu przy u�yciu gazu parali�uj�cego o nazwie sarin. Pracowa�am r�wnie� jako przedstawicielka Departamentu Obrony w O�rodku Kontroli Chor�b w Atlancie. Je�li poczujecie si� �le albo zostaniecie zranieni podczas szkolenia, najpierw przyjd�cie do mnie. Mo�e uda si� unikn�� wizyty u lekarza polowego. Jako nast�pny podni�s� si� niski Afroamerykanin o atletycznej budowie. - Witajcie, jestem sier�ant Anthony Jones. Pochodz� z East Saint Louis w stanie Illinois i od kilku lat s�u�� w Rangersach. Kocham wojsko, bo dzi�ki niemu wyrwa�em si� z getta. M�j ojciec walczy� w Wietnamie i by� dumny, �e m�g� s�u�y� swojemu krajowi. Zawsze powtarza� mnie i moim braciom, �e tam zrozumia�, ile znaczy ci�ka praca oraz samowystarczalno��. Bardzo nam to pomog�o, gdy nadesz�y naprawd� ci�kie czasy. Chc� udowodni�, �e nie jestem za stary do takiej roboty. Bra�em ju� udzia� w operacji przeciwko Noriedze w Panamie. Mo�e nie za bardzo nadaj� si� do Si� Specjalnych, ale zg�osi�em si�, �eby potem nie m�wi�: �M�g�bym to osi�gn��, gdybym tylko spr�bowa��. Przysz�a kolej na drobnego m�czyzn� pochodzenia azjatyckiego. - Cze��, nazywam si� Bruce Lee i mog� zabi� was wszystkich ma�ym palcem - o�wiadczy�. Nikt nie zrozumia�, o co chodzi, dop�ki nie wysun�� ma�ego palca i nie pokiwa� nim, m�wi�c: - To by� dowcip! Macie si� �mia�, bo jak nie, to gro�� wam powa�nie konsekwencje! Tym razem cz�� obecnych roze�mia�a si�. - No dobrze, wcale nie jestem Brucem Lee. W rzeczywisto�ci nazywam si� Arnold Schwarzenegger. A tak naprawd� to Sam Wong, cywil. Jestem komputerowym �wirem z Agencji Bezpiecze�stwa Narodowego, a tak�e Amerykaninem w pierwszym pokoleniu, z Nowego Jorku. Szko�� �redni� uko�czy�em w wieku pi�tnastu lat, mam dwadzie�cia pi�� patent�w. Jestem ekspertem w dziedzinie kryptologii, �amania szyfr�w oraz ��czno�ci. Jestem r�wnie� bionikiem i potrafi� zniszczy� przeciwnika swoim pot�nym umys�em. Potrafi� tak nawija� jeszcze z pi�tna�cie minut, a� si� wyczerpie materia�, ale skoro zaraz ma by� sygna� wzywaj�cy na posi�ek, lepiej przerw� w tym miejscu. Umieram z g�odu, nawet je�li karmi� nas tu tak� paskudn� brej�! - Ufffl Dzi�ki ci, Sam - odezwa� si� Travis. - Idziemy do jadalni. Prezentacj� doko�czymy po �wiczeniach popo�udniowych. Wszyscy si� zgadzaj�? No, to w porz�dku. Pospieszmy si�. Wszyscy ruszyli do drzwi. Proces integracji zespo�u Orze� zosta� rozpocz�ty. 28 sierpnia, godzina 5.50 - Szybciej! Szybciej! Szybciej! - Krzycza� starszy sier�ant Buford. Pi�tnastu ludzi w polowych mundurach pad�o si� na ziemi� i zacz�o si� czo�ga� w b�ocie o konsystencji owsianki. Ostry jak brzytwa drut kolczasty rozci�gni�ty by� nie wi�cej ni� trzydzie�ci centymetr�w nad ziemi�. �o�nierze przedzierali si� przez bagno z szybko�ci� w�y poluj�cych na mysz. Deszcz la� si� strumieniami, podnosz�c poziom wody w wykopie tak wysoko, �e musieli dos�ownie p�ywa� w tej brei, wstrzymuj�c oddech. Starszy sier�ant i kilkunastu innych podoficer�w ubranych w polowe mundury i zielone berety chodzi�o po w�skich groblach wzd�u� b�otnistego rowu i wrzuca�o do �rodka symulatory pocisk�w artyleryjskich - �adunki wybuchowe daj�ce mn�stwo huku i �wiat�a. Granaty wpada�y do b�ota, po czym eksplodowa�y z g�o�nym �oskotem niebezpiecznie blisko pe�zn�cych �o�nierzy, poganiaj�c ich jeszcze bardziej. Buford pokiwa� g�ow�: ten d� to naprawd� wredny tor przeszk�d. Nadano mu wiele nazw, ale �adna nie nadawa�a si� do druku. Przed wej�ciem widnia� napis: �Porzu�cie wszelk� nadziej� wy, kt�rzy tam wkraczacie�. By�a to d�uga na mil� izba tortur naje�ona przeszkodami stanowi�cymi sprawdzian si�y fizycznej oraz determinacji umys�u. Teraz sier�ant Buford zastanawia� si�, czy b�dzie to r�wnie� sprawdzian pracy zespo�owej. - Nic mnie nie obchodzi, jakie macie stopnie i kim s� wasze mamusie! - wo�a� w�adczym g�osem, kt�ry nie pozostawia� w�tpliwo�ci, kto jest prawdziwym panem tego b�otnistego poletka. - Bardzo ma�e si�y zaanga�owane w operacje wielkiego ryzyka nie mog� sobie pozwoli� na s�abe ogniwo w postaci ludzi. Szybciej! Szybciej! Szybciej! Pierwszych pi�tnastu �o�nierzy przebrn�o przez lepkie bagno i w ko�cu wydosta�o si� spod drutu kolczastego. Ka�dy dzia�a� w spos�b niezale�ny, par� przed siebie, nie zwa�aj�c na zm�czenie oraz napi�cie umys�owe i emocjonalne. P�niej podnie�li si� i ruszyli w kierunku nast�pnej przeszkody. Na ko�cu odcinka, przez kt�ry trzeba si� by�o przeczo�ga� pod ostrym drutem, znajdowa�a si� wysoka na dziesi�� metr�w drabina ze sznura i z drewnianych klock�w. �o�nierze zacz�li si� na ni� wspina�. Jeden z nich m�czy� si� na ob�oconej przegr�dce, nie m�g� pokona� drugiego szczebla. Wyci�gn�� r�k�, chc�c chwyci� trzeci szczebel, i zwali� si� w b�oto. Do le��cego podbieg� podoficer w zielonym berecie. Kopn�� go i kaza� biega� dooko�a przeszkody, a potem powt�rzy� ca�y tor. Je�eli delikwentowi nie uda si� za drugim razem, b�dzie musia� zg�osi� si� do Sali Odwirowanych. Sal� Odwirowanych nazwano du�y budynek z prefabrykat�w, s�u��cy jednocze�nie jako biurowiec i hotel. Ka�dy, kto postanowi� rozsta� si� z formacj� TALON, po prostu tam szed�. Czeka� go prysznic, dobry posi�ek, kontrola lekarska i kr�tka informacja o zasadach bezpiecze�stwa - wszystko to trwa�o kilka godzin. Kiedy procedura dobiega�a ko�ca, ludzie, kt�rzy si� wycofali, jechali wojskowym autobusem na cywilne lotnisko w Billings w stanie Montana. Rozleg� si� grzmot i z nieba pop�yn�� jeszcze bardziej ulewny deszcz. Przy wej�ciu do dziury na robaki pojawi�a si� nast�pna grupa szesnastoosobowa. Wszyscy szybko unosili nogi, jakby biegli w miejscu w pozycji �prezentuj bro�. Wida� by�o, �e s� zm�czeni, ale nie zamierzaj� zrezygnowa�. W grupie by�o czternastu m�czyzn i dwie kobiety. - Jeste�cie za wolni. Podczas walki jaki� cholerny Chi�czyk ze�re was na �niadanie! - skrytykowa� ich sier�ant. - My�la�em, �e nasze stosunki z Chinami uleg�y poprawie - rzuci� szczup�y m�czyzna azjatyckiego pochodzenia o twarzy koloru ciasta. - Byle tylko nie zaczyna� od pocz�tku - j�kn�� kto� stoj�cy na ko�cu. Szesnastu �o�nierzy truchta�o w miejscu przed ostrym drutem, rozchlapuj�c dooko�a b�oto. Niebo rozdar�a kolejna b�yskawica. Sier�ant Buford podszed� do Sama Wonga. - Wong! - warkn��. - Jak zawsze si� popisujesz. Kiedy ty wreszcie spowa�niejesz? Zapytany milcza�, nie wiedz�c, co odpowiedzie�. - Wszyscy na ziemi� i po pi��dziesi�t pompek! - wrzasn�� Buford. Ca�a szesnastka natychmiast rzuci�a si� na ziemi�. - Raz... dwa... trzy... Wong, czy zaczynasz chwyta�, o co chodzi? Sze��... siedem... osiem... Wong, czy w og�le kiedy� zrozumiesz? Jedena�cie... dwana�cie... trzyna�cie... Ja mog� tak ca�y dzie�, Wong. - Sir, my�la�em, �e b�dziemy walczy� z terrorystami, a nie z Chi�czykami! - wykrzykn�� Wong mi�dzy jednym a drugim oddechem, d�awi�c si� b�otem. - Nigdy nie nazywaj mnie �sir�! - zaprotestowa� Buford. - Dwadzie�cia jeden... dwadzie�cia dwa... dwadzie�cia trzy... Masz racj�, ale czy s�dzisz, �e na �wiecie nie ma chi�skich terroryst�w?... Dwadzie�cia osiem... dwadzie�cia dziewi��... A poza tym - krzykn�� sier�ant, kl�kaj�c obok Wonga - je�eli nie jeste� w stanie poci�gn�� za spust na widok rodaka, to mo�e powiniene� z tym sko�czy�?! Sam Wong pokr�ci� g�ow� i dalej robi� pompki. Wida� by�o, �e opuszczaj� go si�y, bo za ka�dym razem podnosi� cia�o coraz mniej p�ynnie i wolniej ni� poprzednio. - Przysi�ga�e� stawia� op�r wszystkim wrogom, zewn�trznym i wewn�trznym, nie zapominaj o tym. Czterdzie�ci osiem... czterdzie�ci dziewi��... pi��dziesi�t - Buford sko�czy� liczy� i popatrzy� na uwalanych b�otem, zmordowanych �o�nierzy, le��cych na brzuchach i z trudem �api�cych powietrze. - D�ugo b�dziecie tu le�e�? Rusza� si�, dalej, przez te druty! Szesnastu ludzi zanurkowa�o w bagnie. Wszyscy mieli standardowe he�my typu Kevlar i karabiny M-16. Czo�gali si� przez b�oto, odpychaj�c si� �okciami i kolanami. Sier�ant kl�kn�� ko�o �o�nierza, kt�rego he�m zaczepi� si� o drut. Zauwa�y�, �e to kobieta, i wrzasn�� jeszcze g�o�niej ni� poprzednio: - Ruszaj si�, �o�nierzu! Je�eli tu zostaniesz, zginiesz. Nikt nie pozostaje w tyle za TALON Force! Wszyscy walcz�! Buford wiedzia�, �e im bardziej stresuj�ce i niekonwencjonalne metody si� stosuje, tym lepiej �o�nierze b�d� przygotowani do podejmowania ryzyka i tym lepiej zdo�aj� oceni�, jak osi�gn�� powodzenie w walce. - S�uchaj Olsen, znam faceta, kt�ry jest jednym z najlepszych bokser�w tajskich. Zadaje silne ciosy, uderza kolanami i �okciami. Ma �wietn� technik�. Jest dobry w walce zapa�niczej, g�ow� ma tward� jak ska�a, umie rozbi� desk� jednym kopni�ciem. Ale brak mu agresji, woli walki. Zanim rozpocz�� swoj� pierwsz� walk�, zastanawia�em si�, czy on faktycznie ma na to ch��. I okaza�o si�, �e nie. Zawsze odpada� podczas prawdziwej pr�by. Wszystkie jego umiej�tno�ci i solidny trening sz�y na marne z powodu braku woli w warunkach wielkiej presji. Olsen czo�ga�a si� w b�ocie, z trudem �api�c oddech. - Czy rozumiesz, o czym m�wi�?! - rykn�� starszy sier�ant. - Je�eli chcesz si� podda�, powiedz tylko s�owo. To bardzo �atwe. Powiedz tylko: �Ju� nie mog�. Jenny Olsen pokr�ci�a g�ow�. - Dalej, mo�esz to zrobi� - naciska� Buford. - Powiedz tylko: �Poddaj� si�. To proste. Za dziesi�� minut b�dziesz pod prysznicem, a wieczorem w autobusie, kt�ry zawiezie ci� do domu. Jenny ledwie dysza�a, twarz mia�a pokryt� b�otem. Nie mog�a znale�� punktu oparcia w grz�skim bagnie. Wreszcie palcami st�p wyczu�a co� twardego. Odbi�a si� do przodu, zdzieraj�c z he�mu kamufluj�c� os�on�, ale pokona�a zatrzymuj�ce j� druty. Podnios�a g�ow�, by zaczerpn�� powietrza, i zacz�a si� posuwa�. W tej chwili tu� obok niej wybuch� artyleryjski symulator. Zanurzy�a twarz w b�ocie i dalej par�a przed siebie. - B�g jeden wie, dlaczego w tym oddziale mamy kobiety! - wrzasn�� z obrzydzeniem Buford. Patrzy�, jak Olsen posuwa si� pod drutem kolczastym. - To zaj�cie dla facet�w. Co ty tu robisz, do cholery? Nie lepiej posiedzie� w domu, odpicowa� si� i wyskoczy� wieczorem na miasto? Jenny nie zamierza�a si� poddawa�. Wyczo�ga�a si� spod drutu i wsta�a. - Nie, starszy sier�ancie! - krzykn�a. - No to wci�gaj dupsko na t� drabin�, do cholery! - rykn�� Buford - i nie tra� czasu na jakie� g�upoty na tym parszywym deszczu! Olsen ruszy�a przed siebie, potykaj�c si�. B�oto pokrywa�o jej mundur, chlupota�o w butach, sp�ywa�o z jasnych, kr�tko obci�tych w�os�w. Dopad�a drabiny i przerzuci�a karabin na plecy. Pozostali �o�nierze z oddzia�u, z wyj�tkiem Wonga, wspinali si� ju� po mokrych, drewnianych szczeblach. Poziome rozpory by�y rozmieszczone w odleg�o�ci metra jedna nad drug�. Nale�a�o wspi�� si� na sam� g�r� i zej�� na ziemi� po drugiej stronie, uwa�aj�c �eby nie spa��. W ci�gu ostatnich pi�ciu dni �piekielna drabina� zaliczy�a trzy ofiary. Wszyscy poszkodowani prze�yli, ale odnie�li powa�ne obra�enia i musieli wr�ci� do macierzystych jednostek. Jenny poprawi�a karabin, z�apa�a pierwszy szczebel i zacz�a si� podci�ga�. - Do g�ry z tym dupskiem! - wrzasn�� Buford. Jenny popatrzy�a w d� na zm�czon�, wykrzywion� z wysi�ku twarz Sama Wonga, kt�ry wygl�da�, jakby za moment mia� zemdle�. Wyci�gn�a r�k�, �eby mu pom�c. - Co ty wyprawiasz?! - krzykn�� Buford, podbiegaj�c do drabiny. Jenny rzuci�a mu spojrzenie pe�ne w�ciek�o�ci i pogardy. Ci�gn�a z ca�ej si�y, ale nie by�a w stanie utrzyma� Wonga. Nagle z g�ry zsun�� si� drugi �o�nierz. Zatrzyma� si� na lewo od niej i tak�e wyci�gn�� r�k�. We dw�jk� zdo�ali podci�gn�� Sama do g�ry. - To jest zesp� Orze�! - krzykn�� �o�nierz, kt�ry pom�g� Jenny. By� to major Travis Barrett. - My nikogo nie zostawiamy! Deszcz la� si� strumieniami. Starszy sier�ant skin�� g�ow�. Sam Wong i Travis Barrett wspinali si� na kolejn� przegrod�. Jenny zerkn�a na Bufor-da, zanim ruszy�a za nimi. Nie by�a pewna, ale odnios�a wra�enie, �e przez u�amek sekundy na twarzy starszego sier�anta pojawi� si� grymas przypominaj�cy u�miech. Zdarzy�o si� to po raz pierwszy od rozpocz�cia treningu przed sze�cioma tygodniami. 2 wrze�nia, godzina 18.30, Wielkie G�ry �nie�ne, Montana S�o�ce zachodzi�o podczas ulewnego deszczu. Sam Wong zastanawia� si�, dlaczego dobrowolnie wybra� �ycie awanturnika. Popatrzy� na zegarek -�G-Shock� Casio - i wcisn�� przycisk o�wietlenia tarczy: by�a 18.30. Maszerowali od �smej rano. Sam zdawa� sobie spraw�, �e w miejscu zbi�rki musz� si� znale�� nie p�niej ni� o 22.30; wiedzia� r�wnie�, �e ich dow�dca, major Barrett, nie zgubi drogi. Maj� wi�c przed sob� jeszcze cztery godziny marszu w deszczu. Wong siedzia� w g��bokiej na trzy centymetry ka�u�y, obok swego najlepszego przyjaciela Jacka DuBois. Opierali si� o siebie plecami. Obaj byli zm�czeni d�ug� drog� i d�wiganiem ci�kich polowych plecak�w, he�mu i karabinu. Nie znale�li suchego miejsca, ale nie mia�o to wi�kszego znaczenia, bo woda la�a si� z nieba strumieniami. Dwunastu cz�onk�w zespo�u - czterech pozosta�ych odpad�o w ci�gu ostatnich dw�ch tygodni - rozlokowa�o si� po obu stronach w�skiej g�rskiej drogi. Prawie wszyscy siedzieli w milczeniu; byli zbyt wyczerpani, �eby traci� energi� na rozmowy. Czekali na komend�, by ruszy� dalej. Jack DuBois i Sam Wong tworzyli dziwn� par�. Jack, jeden z dw�ch marines w oddziale, by� spokojny i powa�ny. Mia� ponad metr dziewi��dziesi�t wzrostu i atletyczn� budow�. Pozostali wygl�dali przy nim przy nim na cherlak�w, zw�aszcza niski i drobny Wong. - Co robi�e� w marines, Jack? - spyta� Sam. - Dowodzi�em kompani� w Marine Force Reckon - odpar� DuBois. - Co to takiego Force Reckon? - Sam, czasami wy�azi z ciebie taki cywil, �e mam ochot� ci przy�o�y�. Ale teraz jestem za bardzo zm�czony. Force Reckon to najbardziej parszywa banda marines, na jak� mo�esz si� natkn��. To oni przeprowadzaj� rekonesans przed atakiem, wspieraj�c l�duj�ce oddzia�y. Zawsze dzia�aj� na w�asn� r�k�, poza liniami nieprzyjaciela i radz� sobie jak mog�. Du�o biegaj� po piachu, skacz� z samolot�w i helikopter�w i robi� wiele tych rzeczy, kt�re czekaj� nas r�wnie� tutaj. - Dla ciebie to musi by� �atwe - orzek� Sam. - �atwiejsze - poprawi� go Jack. - Ale tylko dlatego, �e ja rozumiem, po co to robimy. - No wi�c po co to robimy? �eby zobaczy�, jak to jest by� jucznym mu�em? - Nie, do diab�a! - zawo�a� Jack. - Aby odr�ni� m�czyzn od dzieciak�w. Zobaczy�, kto si� za�amie. - A co ty robisz, �eby si� rozerwa�, Jack? Kiedy nie zabijasz z�ych facet�w na jakich� dalekich pla�ach. - Lubi� czyta� - odpar� DuBois. - Nie pij� zbyt wiele, nie pal�, tylko studiuj� wielkich strateg�w wojskowych, jak Sun Tzu, Napoleon, Karl von Clausewitz, George Patton i Robert Leonhard. - To faktycznie bardzo zabawne. �artujesz, prawda? - Nie, m�wi� powa�nie. Czasem chodz� te� do kina albo wypo�yczam kasety wideo. - A jaki film najbardziej lubisz? - Siedmiu samuraj�w. - Naprawd�? To m�j ulubiony film! - ucieszy� si� Sam. Jack odwr�ci� si� do Wonga. - A jaki jest drugi na li�cie twoich ulubionych film�w? - spyta�. - Armia Ciemno�ci - oznajmi� Sam dumnie. - Nigdy o nim nie s�ysza�em. - Cz�owieku, du�o straci�e�! To wspania�y horror o armii ko�ciotrup�w i ksi�dze magicznych zakl��. Kultowy, klasyczny obraz! - Mimo to, nigdy o nim nie s�ysza�em - powt�rzy� DuBois. Po chwili milczenia Sam zapyta�: - S�dzisz, �e damy sobie rad�? - Jasne. Oczywi�cie, �e tak. Nie jecha�bym taki kawa� drogi, gdybym uwa�a� inaczej. Znowu zapad�a cisza. - A, czy my�lisz, �e ja sobie poradz�? - Na pewno - oznajmi� DuBois. - Przyrzekam ci to. Nigdy nie porzucam swoich przyjaci�. - Dzi�ki. A co z innymi? - Major Barrett jest twardy jak wszyscy diabli. On da sobie rad�. To jeden z najlepszych dow�dc�w, jakich kiedykolwiek widzia�em. Kapitan Powczuk i kapitan Blake tak�e s� mocni. - A co powiesz o Hernandezie albo Griffitcie? Albo o Murrayu, Harrisie i Davidovie? No i co z kobietami? Jack nie odpowiedzia�. Po niebie przetoczy� si� huk gromu. Nad Montan� rozszala�a si� pot�na burza, zjawisko nietypowe o tej porze roku. Deszcz la� si� z nieba niczym woda ze stra�ackiej sikawki. Pochodz�cy z nowojorskiej dzielnicy Flushing Wong nigdy nie widzia� takiej ulewy - ale te� nigdy nie przyje�d�a� na wakacje w Wielkie G�ry �nie�ne. Zreszt�, kto by si� tu wybra�? - No dobra, koniec odpoczynku. Idziemy! - zawo�a� Travis Barrett. - Sprawd�cie, czy niczego nie zapomnieli�cie zabra�. Im szybciej ruszymy, tym szybciej b�dziemy wolni. Rozleg� si� ch�ralny j�k, ludzie z trudem podnosili si� z ziemi. Wong pr�bowa� usi���, ale jego plecak by� zbyt ci�ki. Przekr�ci� si� na bok i uni�s� na kolanach, lecz plecak przyciska� go do pod�o�a. Jack DuBois pom�g� mu wsta�. - Hej, niech mi kto� poda r�k� - prosi� Johny Hernandez. Sam Wong ruszy� mu z pomoc�. Poci�gn�� Johny�ego w g�r� tak gwa�townie, �e sam straci� r�wnowag�, ale unikn�� upadku, podpieraj�c si� lew� nog�. - Ruszamy dalej! - rozleg� si� w�adczy g�os Travisa Barretta. - Zesp� Orze�, naprz�d marsz! Zachowa� pi�ciometrowe odst�py! Ustawili si� i poszli przed siebie. Szczup�y, mierz�cy sto sze��dziesi�t pi�� centymetr�w Sam Wong ocieka� potem. W silnym deszczu, objuczony ci�kim plecakiem, karabinem M-16 i ekwipunkiem bojowym mia� wra�enie, �e wa�y co najmniej sto kilo. Nogi, nieprzyzwyczajone do d�ugich marsz�w, ci��y�y mu jak kamienie. - Trzeba przyzna�, �e sporo spacerujemy - rozleg� si� cyniczny g�os Huntera Blake�a. - Cholera, zawsze wiedzia�em, �e powinienem zapisa� si� do lotnictwa. - �wi�te s�owa - popar�a go Jenny Olsen. - Wielkie dzi�ki, male�ka - mrukn�� Blake. Przez kilka minut szli w milczeniu. Nagle Johny Hernandez osun�� si� na ziemi�. - No mas - j�kn��. Szkolenie formacji TALON okaza�o si� za ci�kie dla jeszcze jednego ochotnika. Ulewa nie ust�powa�a, na powierzchni drogi pojawi�a si� ponadcentymetrowa warstwa p�yn�cej wody. Sam szed� praw� stron� �cie�ki. Czu�, �e na stopach robi� mu si� p�cherze. Mundur mia� ca�y mokry, woda wlewa�a si� do but�w i chlupota�a przy ka�dym kroku. Zacisn�� mocniej rzemie� plecaka. Zesp� Orze�, dobre sobie, pomy�la�. Dzi� o wiele lepiej pasuje do nas nazwa zesp� Przemoczonych Kurczak�w. - Dlaczego bez przerwy pada? - mrukn�� kto� na g�os. Znowu uderzy� piorun, jask