9263
Szczegóły |
Tytuł |
9263 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9263 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9263 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9263 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marina i Siergiej Diaczenko
Stw�rca
(Soizdatiel)
Rozdzia� pierwszy
Interesuj�ca heraldyka: CZARNY TCH�RZ NA Z�OTYM POLU
*
- Jak zdrowie waszej sowy?
- Sowa ma si� �wietnie, dzi�kuj� wam�
Moja sowa zdech�a pi�� lat temu, ale odpowiedzia�em tak, jak nakazywa�a grzeczno��. Podobno ten wsp�czesny rytua� wymiany uprzejmo�ci wywodzi si� z dawno zapomnianego narzecza, w kt�rym tak w�a�nie brzmia�o powitanie: �Kom sava?�
Go�� skin�� g�ow� usatysfakcjonowany, jakby zdrowie mojej sowy rzeczywi�cie budzi�o jego �ywe zainteresowanie. Odchyli� si� na oparcie wspaniale niewygodnego fotela i westchn��, przygl�daj�c mi si� spod zmarszczonych rzadkich brwi.
Jak na swoje pi��dziesi�t dziewi�� lat, trzyma� si� nie�le. Wiedzia�em, �e nie jest magiem dziedzicznym, lecz mianowanym, �e magiczny tytu� otrzyma� b�d�c ju� wiejskim komisarzem, i �e na obronie zawy�ono mu stopie� � dosta� trzeci zamiast czwartego.
Wiedzia�em te�, jaki jest jego stosunek do mnie.
- A jak zdrowie waszej sowy, panie komisarzu?
- Dzi�kuj� � odpar� powoli. � Wspaniale.
Wiedzia�em te�, �e w dniu, w kt�rym otrzyma� tytu� maga, wszyscy okoliczni my�liwi dostali zam�wienie na s�wk�. Wiele sowich rodzin ponios�o ci�kie straty, i z kilkudziesi�ciu piskl�t �wie�o upieczony mag wybra� jedno. Moje pytanie i jego odpowied� mia�y podw�jny sens � wybrana przez niego sowa by�a ptakiem w�t�ym i bardzo chorowitym.
Albo to on �le si� ni� opiekowa�.
Milczenie przeci�ga�o si�. W ko�cu komisarz westchn�� ob�udnie:
- Panie dziedziczny magu, w imieniu komisariatu i wie�niak�w, rad jestem przekaza� wam zaproszenie na �wi�to urodzaju, kt�ry odb�dzie si� w ostatnim dniu �niw.
Uprzejmie sk�oni�em g�ow�. Komisarz patrzy� na mnie ze zm�czeniem i b�lem. Widzi sowa, �e nie chcia� si� do mnie zwraca�, do ostatniej chwili pr�bowa� sam naprawi� sytuacj�, ale przez ostatnie trzy dni wszystkie chmurki, kt�re pojawia�y si� na niebie by�y bezsilne i bezp�odne. Komisarz sta� po �rodku podw�rza, mamrota� wyuczone zakl�cia, nawet p�aka�, pewnie z bezsilno�ci� a potem przem�g� wstr�t i strach, wsiad� do dwuk�ki i przyjecha� do mnie. Po drodze nie raz i nie dwa zawraca�, i znowu jecha�, i znowu zawraca�, a teraz siedzi i patrzy na mnie spod przymkni�tych powiek. Na co on czeka, naiwny.
- Bardzo dzi�kuj� � powiedzia�em. � Przyjd� na pewno.
Komisarz prze�kn�� �lin�, musia� sformu�owa� pro�b�. Z przyjemno�ci� patrzy�em, jak si� m�czy.
- Panie dziedziczny magu� - wykrztusi� w ko�cu. � Pozw�lcie zwr�ci� wasz� uwag� na susz�.
- Co, co? � Spyta�em z uprzejmym u�miechem.
- Na susz� � powt�rzy� z wysi�kiem komisarz. � Ju� od miesi�ca nie ma deszczu� a stan plon�w budzi niepok�j. Wie�niacy boj� si�, �e �wi�to urodzaju b�dzie� pos�pne.
Zamilk� i zacz�� wpatrywa� si� w m�j nos, a ja u�miechn��em si� szerzej:
- Mam nadziej�, �e nikt mnie o nic nie podejrzewa?
Komisarz zagryz� wargi.
- Co te� wy� w �adnym wypadku. Bez w�tpienia, ta kl�ska �ywio�owa, ma naturaln�, nie magiczn� natur�. Jednak nied�ugo czeka nas nieurodzaj, por�wnywalny z nieszcz�ciem, kt�re zdarzy�o si� trzydzie�ci lat temu. Wy zapewne tego nie pami�tacie�
W ostatnich s�owach zad�wi�cza�y delikatne nutki pochlebstwa. Jeszcze chwila i nazwie mnie �synkiem�� Albo �wnuczkiem�!�
- Nie pami�tam tak dawnych czas�w � rzek�em ze �miechem. � I szczerze m�wi�c, nigdy nie interesowa�em si� upraw� roli. Do niedawna by�em przekonany, �e brukiew ro�nie na drzewie!
Komisarz popatrzy� na mnie ze znu�eniem, a jego spojrzenie m�wi�o: da� by ci motyk�, wygoni� na pole, pod pal�ce s�o�ce, i wtedy na ciebie popatrze�, zdrowego, sytego lenia. Popatrze� chocia� raz na tw�j pojedynek z buraczan� grz�dk�!�
Komisarz g�o�no westchn�� i przymkn�� oczy. Najwidoczniej obraz, jaki zobaczy� by� zbyt o�lepiaj�cy.
Przesta�em si� �mia�. Bez s�owa lubuj�c si� bezsiln� z�o�ci� go�cia, splot�em palce i przeci�gn��em si�, rozprostowuj�c stawy:
- Je�li wy, panie magu trzeciego stopnia, nie jeste�cie w stanie zorganizowa� ma�ej chmurki � prosz� si� zwr�ci� si� do bab we wsi. Ludowe �rodki czasem warte s� uwagi �
Wsta�. Zapewne mia� jeszcze w zanadrzu inne argumenty � pieni�dze, honory, apel do mojego sumienia, ale pogarda by�a silniejsza.
- �egnam, panie dziedziczny magu� �ycz� zdrowia i pomy�lno�ci waszej sowie!�
S�owo �dziedziczny� wym�wi� z nieukrywan� pogard�. Dumni jeste�my, dumni, nic nie poradzisz, nasza duma biegnie przodem i rozpycha wszystkich �okciami�
- Ostro�nie � powiedzia� troskliwie. � Prosz� patrze� pod nogi.
Komisarz wzdrygn�� si�.
O moim domu kr��y�o po okolicy wiele legend � m�wiono na przyk�ad o bezdennych studniach, gdzie w obfito�ci wala�y si� ofiary tajnych luk�w, o hakach, k�akach, firankach dusz�cy tiulem, i innych niebezpiecze�stwach, czyhaj�cych na nieproszonego go�cia.
Lubi�em m�j dom.
Nigdy nie mia�em pewno�ci, �e znam go do ko�ca. Nie wykluczone na przyk�ad, �e gdzie� po�r�d ksi��kowego ch�amu �yje sobie prawdziwa sabaja, kt�rej nigdy nie uda mi si� z�apa�. Jednak sabaja nie zrobi�aby na plotkarzach wi�kszego wra�enia; co innego okrutne g�azy, gruchocz�ce ko�ci kamiennymi szczekami, albo powiedzmy, bezdenny nocnik, kryj�cy w okr�g�ym porcelanowym wn�trzu �mierciono�ne sztormy�
- Zdrowia waszej sowie! � Krzykn��em w �lad za komisarzem, kt�ry ju� wyszed�.
Z uchylonego okna p�yn�� upa�. Wyobrazi�em sobie, jak mianowany mag trzeciego (a tak naprawd� czwartego) stopnia, wychodzi na ganek, i z ch�odnego mroku przedpokoju wypada na rozpalone powietrze w�ciek�ego lata. Jak naci�ga na oczy kapelusz, jak klnie przez z�by, i cz�apie w s�o�cu do swojej dwuk�ki.
Dlaczego on mnie nie lubi, to jasne. Ale dlaczego ja go nie lubi�?
*
ZADANIE nr 46: mianowany mag trzeciego stopnia zam�wi� od turkucia podjadka ogr�d wielko�ci 2 ha. Pole jakiej wielko�ci mo�e zam�wi� od szara�czy, je�li wiadomo, �e energoch�onno�� zakl�cia od szara�czy jest 1,75 razy wi�ksza?
*
P�godziny po odej�ciu komisarza dzwoneczek przy drzwiach wej�ciowych wyda� nieg�o�ne, st�umione �dzy�-dzy�. Najwidoczniej go�� waha� si�. Przez chwil� zastanawia�em si�, co mog�o do tego stopnia stropi� mojego przyjaciela i s�siada, nie domy�li�em si� i poszed�em otworzy�.
Go�� wpad�, odsuwaj�c mnie w g��b przedpokoju � wysoki Il de Jater zwyk� wype�nia� sob� dowolne pomieszczenie. P�ki si� nie przyzwyczai�em, zawsze robi�o mi si� ciasno w jego obecno�ci.
- Do licha, od samego rana taki upa�� a u ciebie ch�odno jak w piwnicy, urz�dzi�e� si�, czarowniku, jak wesz w kieszeni, pozazdro�ci�
Za zwyk�� stanowczo�ci� i wynios�o�ci� go�cia kry�o si� zak�opotanie, kt�re zmusi�o dzwoneczek przy drzwiach do chrypienia. Co� si� sta�o. Co� wa�nego. I nieprzyjemnego.
- Witam, baronie. � Powiedzia�em pokornie. � Zechcecie si� napi�?
- Piwo jest? � Spyta� wysoko urodzony Jater.
Kilku sekund p�niej odstawi� na st� pusty kufel:
- A wi�c tak, Hort. Tatu� wr�ci�.
Dolewa�em mu jeszcze, �le wymierzy�em i piana wyp�yn�a nad brzegiem.
- Wr�ci� � powt�rzy� baron zdumiony, jakby nie wierz�c swoim s�owom. � Taki numer.
Milcza�em. Go�� wychyli� drugi kufel, wytar� pian� z ostrych w�s�w, i chuchn�� mi w twarz chmielem.
- Eech. O �wicie. S�ug�, kt�ry mu otwiera�, zamkn��em w piwnicy, tam jest takie sprytne urz�dzenie, jak si� wod� pu�ci, to trup potem w rowie wyp�ywa� albo nie wyp�ywa � wedle �yczenia.
- �amiesz si�, dziedzicu � powiedzia�em ze wsp�czuciem.
Baron rzuci� si�.
- Ja?! S�uga na razie �ywiute�ki. Tylko takie mam przyzwyczajenie, jak i szczury, �eby zawsze mie� drugie wyj�cie�
Westchn��em.
Tatu� Ila de Jatera, sobiepanek, w wieku sze��dziesi�ciu dw�ch lat przepad� bez wie�ci rok i osiem miesi�cy temu. Wyruszy� w podr� z m�odziutk� narzeczon� i zagin��. S�dzono, �e zabili go niewiadomi rozb�jnicy. Po p� roku, zgodnie z prawem, maj�tek i tytu� przechodzi� na jego starszego syna, Ila, tego samego, kt�ry w�a�nie ��opa� moje piwo.
A je�li stary baron wr�ci�� Piwem takiej wiadomo�ci nie zag�uszysz. Potrzebny b�dzie mocniejszy trunek. Wychodzi�o na to, �e Il jest samozwa�cem. Niegodnym synem, kt�ry przej�� maj�tek za �ycia ojca.
W najlepszym przypadku mojego przyjaciela czeka�a oddalona pustelnia. W najgorszym � trup wyp�ynie w rowie. Albo nie wp�ynie, wedle �yczenia. O usposobieniu starego Jatera s�yszeli tu nawet ci, kt�rzy od urodzenia s� g�usi�
- Si�d� � zaproponowa�em.
Baron pokornie klapn�� na kozetk�. Jeszcze przed chwil� wydawa�o mi si�, �e pok�j jest nim wype�niony niczym dro�d�ami. Teraz urok prys� � po �rodku go�cinnego siedzia� drobny m�czyzna, w eleganckim, ale pomi�tym ubraniu. Nawet kapelusz, niedbale rzucony w k�t, wydawa� si� pomi�ty i obra�ony na ca�y �wiat.
- Szczeg�y � za��da�em, siadaj�c naprzeciwko.
Baron-samozwaniec ostro�nie szarpn�� podci�te w�sy, jakby ba� si� pok�u�.
- O �wicie budzi mnie Pierr, ten dure�, i wytrzeszcza oczy: stary pan, m�wi, raczy� si� pojawi�, raczy� zastuka� i p�j�� do siebie. Najpierw pomy�la�em, �e to sen, nie takie rzeczy mi si� czasem� no, dobrze. Potem patrz� � arcy�askawa �abko, to jawa, od Pierra jedzie czosnkiem� Wzi��em go za ko�nierz i do ojcowskich komnat, a tam� Wszystko kaza�em przerobi�, �cian� rozwali�, chcia�em sal� my�liwsk� urz�dzi� Parz�, ojciec stoi po�rodku mojej my�liwskiej sali, oczy bia�e � widocznie nie spodoba�y mu si� moje przer�bki� Ja buch w nogi: jakie to szcz�cie, m�wi�, a my�my my�leli, �e ojciec zgin��� i tak dalej� A on milczy, a oczy bia�e! I ja�
Baron zaj�kn�� si�. Nie przeszkadza�em mu. M�j przyjaciel, zawsze krzykliwy i nie znaj�cy w�tpliwo�ci, w ostatnich miesi�cach jeszcze bardziej zbezczelnia�y, teraz, mo�liwe, �e po raz pierwszy w �yciu prze�ywa� prawdziwy szok.
- Szczerze m�wi�c, Hort, troch� si� przestraszy�em. Kr�tko m�wi�c, wzi��em i go zamkn��em. Zamek tam dobry zd��yli�my za�o�y�, w ko�cu to sala my�liwska, cenne trofea� Tatusia zamkn��em, Pierra do piwnicy� ledwie zd��y�em. P� godziny p�niej s�u�ba si� obudzi�a. I czuj�, podli, �e tu co� niedobrego. Powiedzia�em, �e wys�a�em Pierra z poleceniem. Nie wierz�! Po oczach widz�: nie wierz�, �e baron o �wicie wsta�, �eby lokajowi polecenie wymy�li�. I odes�a� go na piechot� w samej koszuli. I kr�c� si� wok� mojej sali my�liwskiej� A ja do ciebie, Hort. My�l szybko, co robi�, albo ci� tymi r�kami udusz�
Popatrzy� na swoje ma�e arystokratyczne d�onie i spojrza� na mnie. I westchn�� przez z�by:
- No, chod�my� Chod� ze mn�. Trzeba co� robi�, Hort� nie zostan� ci d�u�ny. S�owo Jatera. Znasz mnie.
Milcza�em.
Sapn��.
- O co chodzi?
- Dziwny nar�d ci arystokraci � wymamrota�em jakby do siebie. � Po co ci drugi �wiadek? Nie mam ochoty wyp�ywa� w rowie.
Przez chwil� patrzy� na mnie, poruszaj�c bezg�o�nie wargami. Potem zmieni� si� na twarzy:
- Za kogo ty mnie masz, czarowniku? Za ojcob�jc�?!
Patrz�c na jego szybko bielej�ce oczy, zrozumia�em, �e on nie gra. Nie udaje, i naprawd� przera�a go perspektywa przelewu krwi. I to po tych wszystkich przygotowaniach (by� mo�e nie�wiadomych) do decyduj�cego czynu.
A jednak jego wizyta nie pasowa�a mi do schematu cichego morderstwa.
- Co� ty, Il � powiedzia�em kr�tko. � Nawet mi to do g�owy nie przysz�o, �le mnie zrozumia�e��
Przez chwil� patrzy� na mnie rodzinnym spojrzeniem Jater�w � bia�ym i w�ciek�ym. Potem w jego oczach powoli zapali� si� rozs�dek.
- Nie �artuj w ten spos�b, Hort.
*
Pytanie: co to takiego magiczne oddzia�ywanie?
Odpowied�: to aktywne, ukierunkowane dzia�anie, maj�ce na celu zmian� otaczaj�cego fizycznego �rodowiska.
Pytanie: jakiego rodzaj mog� by� magiczne oddzia�ywania?
Odpowied�: domowe, bojowe, informacyjne i inne.
Pytanie: jakie znacie rodzaje magicznych oddzia�ywa� �ycia codziennego?
Odpowied�: Przyrodniczo-gospodarcze (zmienianie pogody i klimatu, rolnicze oddzia�ywania), socjalno-gospodarcze (zmienianie w�asnego wygl�du zewn�trznego i wygl�du innych, czyli wilko�actwo, zmiana w�asnej lub cudzej psychologii czyli wywo�anie, do tej grupy nale�� czary mi�osne), rzemie�lniczo-gospodarcze (naprawa lub niszczenie odzie�y, domostwa, narz�dzi pracy, przedmiot�w sztuki lub gospodarstwa), przedmiotowe (oddzia�ywania z imitacj� przedmiotu, czyli sznura, topora, pochodni, pa�ki i innych prostych przedmiot�w).
Pytanie: jakie znacie rodzaje indywidualnych bojowych oddzia�ywa�?
Odpowied�: Atakuj�ce, obronne i dekoracyjne. Do atakuj�cych zalicza si� cios bezpo�redni (odpowiada uderzeniu t�pym metalowym przedmiotem w twarz), cios ognisty (nakierowany strumie� ognia), imituj�cy cios (z imitacj� realnej broni). Do obronnych nale�y obrona og�lna i adresowana: przed �elazem, drewnem, ogniem, cudzym spojrzeniem i tym podobne. Adresowane obrony mo�na efektywnie ��czy�. Do dekoratywnych oddzia�ywa� nale�� saluty i fajerwerki.
Pytanie: Jakie znacie rodzaje oddzia�ywa� informacyjnych?
Odpowied�: pocztowe (pozwalaj� na wymian� informacji na odleg�o��, wymagaj� materialnego no�nika: ptaka, lub grupy owad�w, albo dowolnej powierzchni, na kt�r� nanoszona jest tre�� listu), poszukuj�ce, �ledz�ce, stra�nicze, obserwacyjne.
Pytanie: jakie rodzaje oddzia�ywa� preferujecie, jako przyszy�y mag mianowany?
Odpowied�: Przyrodniczo-gospodarcze oraz rzemie�lniczo-gospodarcze, a tak�e niekt�re rodzaje informacyjnych.
*
Jaterowie �yli bogato i swobodnie, nie skr�powani ani pieni�dzmi ani rodzajami rozrywek. Mnie i Ila powita� ca�y orszak s�u��cych � od starego zgarbionego starca do dwunastoletniego ch�opca. Nie zobaczy�em jednak ani jednej twarzy, jedynie czubki g��w � w obecno�ci pana s�u�ba Jater�w znajdowa�a si� w nieprzerwanym pok�onie.
W pokoju go�cinnym powita�a nas �ona Ila, zadr�czona chorobami blondynka. Jej twarz wygl�da�a jak narysowana na zat�uszczonym papierze � jeszcze troch� i przez ni� b�dzie mo�na obejrze� zarysy pokoju.
- Pan Hort zi Tabor �yczy sobie obejrze� moj� sal� my�liwsk� � rzek� nieprzyja�nie baron. � Wydaj polecenia co do �niadania, moja droga.
Szare ocz�ta baronowej wype�ni�y si� �zami � nie skry�o si� przed ni� ani znikni�cie Pierra, ani niepok�j w domu, ani napi�cie w g�osie m�a, a poranna wizyta nie lubianego czarownika, czyli mnie, tylko pog��bi�a jej rozpacz. Trzeba jednak przyzna�, �e Il by� mistrzem w poskramianiu �on. Baronowa przysiad�a w niskim reweransie i oddali�a si� bez s�owa. Wachlarz w jej r�kach stroszy� pi�ra, przypominaj�c zdech�ego ptaka.
- Idziemy � zarz�dzi� ochryple Il.
W komnatach barona panowa�a szczelna, le��ca warstwami duchota. Wyszywana jedwabiem chusteczka w r�kach m�odego Jatera by�a mokry od potu � baron-samozwaniec co chwila ociera� ni� czo�o.
Klucz od sali my�liwskiej, wielko�ci r�czki dobrze od�ywione niemowl�cia, by� bez w�tpienia arcydzie�em sztuki kowalskiej. Jater denerwowa� si�. Drzwi stawia�y op�r, impulsywny baron nawet podj�� pr�b� wy�amania ich, chocia� od razu by�o wida�, �e wy�ama� je mo�e najwy�ej beczu�ka z prochem.
W ko�cu zamek si� podda�. Jater ostatni raz otar� czo�o, najpierw mokr� chusteczk�, potem r�kawem. Odwr�ci� si� do mnie. Srogi baron si� ba�. Gdyby zamek nie chcia� go pos�ucha�, Il chyba odetchn��by z ulg��
Odsun��em go, odci�gn��em zasuw� i wszed�em do sali pierwszy.
Nie ma co, baron-my�liwy bardzo si� spieszy�, �eby zatrze� wszelk� pami�� o tatusiu. Trudno by�o znale�� co�, co by przypomina�o, �e pomieszczenia te niegdy� s�u�y�y staremu za sypialni� i gabinet. �ciana pomi�dzy pokojami zosta�a zburzona, meble wyniesiono, pod�oga na nowo pokryto ceramicznymi p�ytkami, a sufit mozaik� r�nych gatunk�w drewna. �ciany upstrzone by�y gobelinami, starymi � pi�knymi i ciesz�cymi oko, oraz nowymi, wykonanymi niedawno, delikatnie m�wi�c, nieciekawymi. Ca�y ten przepych mia�o wywrze� nie zatarte wra�enie na ka�dym, kto odwiedzi sal� my�liwsk�. Go�� powinien stan�� jak wryty, oszo�omiony wspania�o�ci� my�liwskich trofe�w (dziesi�tka sm�tnych jelenich g��w, wypchane wat� ptaki i truch�o ody�ca, przygotowane z naruszeniem technologii, przez co zwierze wydawa�o si� dwa razy wi�ksze ni� by�o za �ycia), oraz oczarowany blaskiem broni (stojak na kopie i rohatyny, para kusz na �cianach i kilka kling, nie maj�cych nic wsp�lnego z polowaniem).
Zatrzyma�em si� na progu. Ci�kie rolety w oknach powstrzymywa�y �wiat�o letniego poranka i dlatego nie od razu zauwa�y�em starca � tym bardziej, �e ten ubrany by� na czarno, niczym kruk.
Za moimi plecami sapa� dziedzic-samozwaniec, skrzypn�y drzwi, zamkni�te teraz od wewn�trz.
- Dzie� dobry, tato � powiedzia� Il ob�udnie.
Staruszek nie odpowiedzia�, jego twarz by�a w cieniu.
Zawis�a pauza, poczu�em � po raz pierwszy, od kiedy Il de Jater wtajemniczy� mnie w t� histori� � ch��d i wewn�trzny niepok�j, jakby moj� pier� od wewn�trz musn�a malutka �apka z pazurami.
Doskonale zna�em charakter rodziny de Jater�w � nasi przodkowie �yli obok siebie od wielu pokole�. Wiedzia�em ze szczeg�ami, w jaki spos�b traktowa� swoj� rodzin� Dol de Jater � starzec, kt�ry teraz nieoczekiwanie powr�ci�. Zaprzyja�nili�my si� z Ilem do�� blisko � ja by�em czarownikiem i synem czarownika, przekonanym, �e �wiat istnieje wy��cznie dla moich potrzeb. Il by� potomkiem arystokratycznego rodu, pi�knym i silnym ch�opakiem, zahukanym i zastraszonym. Je�li nagle znika� mi z horyzontu, to znaczy�o, �e ojciec zamyka� go w kom�rce za jakie� przewinienie, albo przywi�zywa� uzd� do sto�u � masywnego mahoniowego biurka, przy kt�rym Il mia� codziennie pobiera� kompletnie zb�dne mu nauki), albo, �e zach�osta� go niemal na �mier�. M�odsze dzieci Jater�w � g��wnie dziewcz�ta � traktowane by�y niewiele lepiej. Ca�ymi dniami zamkni�te w dusznych pokojach, wykonywa�y rob�tki pod okiem srogiej opiekunki. Nie wypuszczano ich nawet za potrzeb�, musia�y korzysta� ze wsp�lnego nocnika.
Jeden brat Ila � zapomnia�em, jak si� nazywa� � w wieku dwunastu lat uciek� z domu z cyrkiem objazdowym i wi�cej nikt o nim nie s�ysza�. Drugi wyr�s� na milcz�cego m�odzie�ca, kt�ry, na poz�r ca�kiem normalny, ponad wszelkie rozrywki przedk�ada� obserwowanie strumyczka wody, p�yn�cego z pompy. M�g� patrze� na wod� ca�ymi godzinami i dniami. Jego twarz mi�k�a przy tym jak wosk, a w k�cikach ust gromadzi�a si� �lina. S�u�ba cichcem �mia�a si� z m�odszego Jatera nazywaj�c go �Fontann��.
Je�li Il straci maj�tek, otrzyma go �Fontanna�.
Patrzy�em na starego Dol de Jatera, stoj�cego po �rodku sali i wydawa�o mi si�, �e stoi w tym samym miejscu, w kt�rym zostawi� go Il.
- Ojcze � powiedzia� Il. Jego g�os drgn��. � Nasz s�siad, pan zi Tabor chcia� wyrazi� rado�� z powodu twojego nieoczekiwanego powrotu.
Milczenie.
Rodzinna cecha Jater�w � niemo�no�� �cierpienia sprzeciwu w �adnej kwestii � ��czy�a si� w starym baronie z czu�� mi�o�ci� do �ony i dzieci. Mi�o�� t� Dol de Jater bez ustanku g�osi� na ucztach i polowaniach, zwierza� si� z niej znajomym i nieznajomym, arystokratom i ch�opom. Szczerze uwa�a� swoj� �on� za pi�kno��, wychwala� j� przed przyjaci�mi i kupowa� jej drogie klejnoty. Je�li jednak ma��once zdarzy�o si� czym� zawini� (nie w por� otworzy� usta, albo sp�ni� si�, gdy baron raczy� na ni� czeka�) nast�powa�a nieuchronna kara. Nieszcz�sna matka Ila zmar�a przed czterdziestk� � stary Jater bardzo rozpacza� po jej �mierci i d�ugo nie m�g� znale�� pocieszenia.
Ta rodzinna cecha ujawni�a si� w Ilu nied�ugo po tym, jak zosta� g�ow� rodziny. Jego �ona, niegdy� rumiana i weso�a, sta�a si� p�przezroczyst� myszk�. C�rek nie by�o ani wida� ani s�ycha�, a jedyny syn od czasu do czasu wylewa� gorzkie �zy przywi�zany uzd� do starej mahoniowej �awy.
- Ojcze � wymamrota� Il po raz trzeci.
Podszed�em do okna i ostro�nie unios�em rolet�.