9257

Szczegóły
Tytuł 9257
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9257 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9257 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9257 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9257 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Rollo May Mi�o�� i wola Tytu� orygina�u: LOVE AND WILL Ok�adk� projektowa�: MACIEJ URBANIEC � Copyright 1969 by Norton and Company, Inc. � Copyright for the Polish Edition by Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978 �Marz� o znalezieniu powodu, dla kt�rego mo�na chcie� �y� o godzin� d�u�ej." S�owa te napisa� Wil- liam James jeszcze w czasach, gdy s�dzono, �e wy- starczaj�c� racj� bytu cz�owieka jest sprawne dzia- �anie na rzecz przej�tych od swego otoczenia zasad i cel�w. Wzorzec cz�owieka o silnej woli i trwa�ej orientacji na oczywi�cie s�uszny i jedynie prawdzi- wy system warto�ci zaczyna� dopiero budzi� nie- pok�j. Nadchodzi� okres przemian, szczeg�lnie ostry dla spo�eczno�ci puryta�skich z natury rzeczy ma�o sk�onnych do kompromis�w moralnych i obyczajo-" wych. Dramatyzm tych wci�� jeszcze nie zako�czo- nych wydarze� zaowocowa� obszern� i pasjonuj�c� literatur� autorstwa ludzi r�nych profesji � s�- cjolog<3w, psycholog�w, lekarzy, ekonomist�w. Sa- motny tlum, Ucieczka od wolno�ci, Neurotyczna oso- bowo�� naszych czas�w, Zieleniej�ca Ameryka, Szok przysz�o�ci � to tytu�y znane ju� polskiemu czytel- nikowi. Przedstawiaj� one kolejne sekwencje oraz r�ne aspekty psychologicznych skutk�w rewolucji obyczajowej, technologicznej, ideologicznej, kt�ra od p� wieku g��boko przeoruje oblicze spo�ecze�stwa ameryka�skiego. Zainteresowanie, jakim cieszy si� ta literatura w Polsce, nie jest chyba przypadkowe. To nie tylko otwarto�� naszej kultury czy w�a�ciwe nam zacieka- wienie tym, co si� dzieje poza kr�giem naszego �y- cia. Zainteresowanie to jest r�wnie� wyrazem tro- ski o przysz�o�� polskiej kultury i ch�ci lepszego zro- zumienia tych zmian u nas, kt�re z braku dystansu trudniej dostrzegamy, ale kt�re coraz cz�ciej sta- wiaj� nas wobec niespodzianek i zagadek. Niecierpliwe zainteresowanie budz� nerwice. Ju� w okresie mi�dzywojennym Nelken i Borowiecki zauwa�yli ich szybkie przemiany i zale�no�� tych przemian od dominuj�cych zagadnie� spo�ecznych. Czujemy, �e problematyka nerwic zawiera w sobie tajemnice wielu nie rozpoznanych jeszcze defekt�w naszej organizacji spo�ecznej, kultury, systemu wy- chowania, funkcjonowania ideologii. Pomijam tu o- czywisty problem zdrowia psychicznego ludzi, ich zdolno�ci do tw�rczego uczestnictwa w kulturze i czerpania z w�asnej dzia�alno�ci zadowolenia. Ksi��ka ameryka�skiego psychoterapeuty Roi�o Maya Mi�o�� i wola dotyczy w�a�nie obydwu zagad- nie� � przemian �wiadomo�ci spo�ecznej, obyczajo- wo�ci, wiedzy o �yciu i nerwic. Autor przy tym do- konuje pr�by ponownego wprowadzenia w obieg wielu kategorii, za pomoc� kt�rych ujmowa�o si� ongi� problemy cz�owieka, a kt�re albo zapomnia- no, albo pozosta�y wy��cznie w sferze izolowanych rozwa�a� filozoficznych. Zastanawia si� nad proble- mami woli, wolno�ci, daimoniona, analizuje Stary Testament, Uczt� Platona, tre�ci ukryte w metafo- rach poetyckich. S�dz�, �e po�yteczne dla czytelnika by�oby wpro- wadzenie w t�o spo�eczno^obyczajowe, stanowi�ce sceneri� poruszanych w tej ksi��ce problem�w. Jest nim spo�eczno�� o g��bokich tradycjach puryta�skich, �yj�ca w rzeczywisto�ci Stan�w Zjednoczonych Ame- ryki lat sze��dziesi�tych. Trudno o wi�ksze kontra- sty. Chcia�bym przypomnie�, �e w �starych dobrych czasach", kt�rym imi� nada�a kr�lowa Wiktoria, nie by�o problemu nerwic. By�a duma � i wstyd, gdy zabrak�o si�y woli na czyn godny dumy. Duma wstyd by�y podstawowymi regulatorami funkcjo- iowania spo�ecznego. Podstaw� dumy i wstydu jest stabilno�� normy tego, co dobre i z�e, jej ponad- czasowa warto��. Dzi�ki temu mog�y w og�le nie istnie� problemy racji dzia�ania. By�y zrozumia�e same przez si�. Zreszt� ma�o znaczy� rodzaj dzia- �ania, istotny by� tylko sukces jako jedyny wska�- nik, �e czynimy dobrze, �wiadcz�cy, �e B�g nas popiera. Dzi� mog�oby si� wydawa� zarozumia�e stwierdze- nie Conrada, �e ludzi czynu nie interesuj� motywy ich dzia�a�. Jednak�e ju� w Szale�stwie Almayera talent pisarza ujawni�, do czego prowadzi cz�owie- ka czynu brak refleksji nad racj� swych dzia�a�. Po bli�szej analizie owo spokojne panowanie nad sob� za wszelk� cen�, hart ducha, twardo�� wobec w�a- snych, a wi�c u�omnych pragnie�, rozpoznano jako kompulsj�, tyrani� wypieranych pragnie�, okalecze- nie zdolno�ci do prze�ywania �wiata, wreszcie two- rzenie zaciskaj�cej si� p�tli fikcji. Dr Zygmunt Freud sporz�dzi� na poczekaniu re- cept�. Obieca�, �e pacjenta wyleczy wiara w inn� fikcj�, wiara w to, �e jego stan nie jest jego win�. Tak naprawd� to cz�owiek jest bezradny wobec tkwi�cych w nim ciemnych si� atawizm�w. Wolna wola, na kt�rej tak cz�owiekowi zale�y, to �wiado- mo�ciowy artefakt, w najlepszym wypadku k�am- stwo w dobrej wierze dla uzyskania minimum psy- chicznego komfortu. Freud zapewnia�, �e nie jest �adnym wstydem powiedzie� �nie mam si�y", �boj� si�". Nie mo�na uzyska� wolno�ci, swobody panowa- nia nad sob� prze�amuj�c siebie, zadaj�c gwa�t w�a- snym pragnieniom, nasilaj�c represje wobec w�a- snych u�omno�ci. Ta idea Freuda zaowocowa�a po kilkudziesi�ciu latach spo�ecze�stwem przyzwalaj�- cym, w kt�rym nie tylko wolno uprawia� mi�o��, jak si� chce, ale nawet wolno mie� niepowodzenia. Jest to wynik dziesi�tk�w lat pracy legionu psychoanali- tyk�w, kt�rzy przej�li rz�d dusz, w najdziwniejszy spos�b nie wchodz�c w konflikt z pastorem. Mo�e by�y jeszcze inne si�y, spo�eczno-ekonomiczne na przyk�ad, kt�re psychoanalitykom sprzyja�y. Wielki kryzys musia� czego� nauczy� wyznawc�w religii sukcesu. Tak czy owak pacjent znalaz� si� na kozetce psy- choanalityka, aby w stanie rozlu�nienia dotrze� do pierwszych uraz�w poniesionych w beznadziejnej walce o realizacj� samego siebie, zrozumie� ich dzi- siejsze znaczenie. Freud nie obiecywa�, �e zdobyta wiedza wyeliminuje patologi�. Obiecywa� tylko, �e wiedza ta pozwoli na dokonywanie racjonalnych wy- bor�w. Uwolni wol� cz�owieka i tym samym uczy- ni go wolnym, da mu szans� realizowania tego, co naprawd� chce i co stanowi jego w�asny potencja� dzia�ania. Paradoksem psychoanalizy okaza�o si� to, �e w istocie stosowane przez ni� techniki by�y treningiem w pozbywaniu si� w�asnej woli. Pacjent, le��c na kozetce psychoanalityka w stanie rozlu�nienia, sta- wa� si� coraz mniej zdolny do walki z przeciwie�- stwami �ycia, coraz bardziej zale�ny i coraz mniej samodzielny. Psychoanaliza okaza�a si� w swych konsekwencjach praktycznych tylko przeciwie�stwem wiktoria�skiego treningu woli przez czyn i pokony- wanie siebie w sobie. Roi�o May w�a�nie w niedomogach woli dopatrzy� si� istoty problem�w neurotyka. Traktuj�c obraz nerwicy jako wyostrzenie obrazu problem�w kultu- ry, nazwa� wsp�czesny mu czas �czasem zmian": zmian warto�ci, orientuj�cych �ycie cz�owieka sym- boli, zmian ca�ych ideologii, a wi�c tego wyposa�e- nia, dzi�ki kt�remu cz�owiek mo�e wiedzie�, co i jak czyni�, i bez kt�rego trwa w zagubieniu nie- zdolny do powi�zania pragnie� z intencjami i inten- cji z dzia�aniem. �Okres przej�ciowy" jest wi�c te� �okresem zaburzonej woli". �ycie ma o tyle sens, o ile czego� pragniemy, i ma tyle sens�w, ile mamy pragnie�. S� pragnienia ma- �e i wielkie, przelotne i trwa�e, jak ludzko��. Wiel- kim i trwa�ym pragnieniem jest mi�o��. Mi�o�� wiel- ka, wzbogacaj�ca, sk�aniaj�ca do najwy�szego stop- nia oddania si� i brania. Mi�o�� o czterech imio- nach � seks, eros, philis i caritas. By� zdolnym do mi�o�ci to by� zdolnym do pe�ni �ycia. Cmi�o�ci to rozwi�zanie problem�w gn�bi�cych ludzi wsp�cze- snego �wiata. Roi�o May jest jednym z tych praktyk�w psycho- log�w, kt�rym powielanie wyuczonej technologii nie wystarcza, kt�rzy chc� zrozumie� istot� zjawiska, kt�rzy nios�c pomoc cz�owiekowi chc� dysponowa� w�asn�, opart� na w�asnych przemy�leniach koncep- cj� tego, czym ma by� owa pomoc. Wiemy, �e tera- peuta, aby pom�c, powinien dorabia� si� w�asnej koncepcji �wiata i 'ludzi. Niechby nie najlepszej, ale funkcjonalnej, dopasowanej do w�asnej r�ki i mocy. Bogatszy o do�wiadczenie poprzednik�w May wie o pu�apkach, w kt�re wpada zbyt pewny siebie dok- tryner, ale wie te�, jak beznadziejne i nudne jest ograniczanie si� do usuwania symptom�w nieprzy- stosowania poprzez amputacj� wszelkiej oryginal- no�ci, poryw�w serca i wszelkiego niepokoju. Ksi��ka Mi�o�� i wola stanowi poszukiwanie kon- cepcji potrzebnej terapeucie, jest zbiorem przemy- �le� warsztatowych, studi�w nad poszczeg�lnymi problemami. Nie jest przedstawieniem teorii, ale problem�w, sposobu my�lenia o nich i materia�u, kt�ry do przemy�le� pos�u�y�. Autor nie pr�buje �adnych sztuczek formalnych, kt�re mia�yby zasugerowa� czytelnikowi, i� ma do czynienia z prawd� objawion�. Pisze w stylu oso- bistym, zaanga�owanym. Publicystyka nast�puje tu po studium filozoficznym, znajdujemy uwagi tech- niczne dotycz�ce psychoterapii, wychowania, ilustra- cje kazuistyczne, lu�ne refleksje. Nie jest to nawet jedna rozprawa, ale raczej kilka rozpraw, kt�re ��- czy tylko problem trudno�ci wsp�czesnego cz�owie- ka. Mo�na z grubsza wyr�ni� trzy cz�ci ksi��ki. W�a�ciwie niezale�ne. Cz�� wst�pna to w�a�nie problemy woli, mi�o�ci i morze rozwa�a� o seksie. Cz�� druga, ciekawa jako ca�o�� � to problemy daimoniona w przekroju historycznym. Cz�� trze- cia � to analiza zjawiska intencjonalno�ci zako�- czona obszern� kazuistyk�, zapisem rozm�w psy- choterapeutycznych, pr�b� jakby podsumowania ca- �o�ci. Ale pr�b� bardzo ostro�n�. Autor i tu nie for- mu�uje wniosk�w, przedstawia problem, pr�by jego interpretacji i konsekwencje. Czyni chyba s�usznie. W tych kilku miejscach, gdzie pozwoli� sobie na bar- dziej jednoznaczne, proste wyja�nienia, czytelnik nie- nawyk�y do uroczej prostoty psychoanalizy mo�e od- czu� za�enowanie. Ksi��ka pisana jest nier�wno, wielow�tkowe, w metaforycznym stylu. Postaram si� wy�owi� kilka spraw, na kt�re, s�dz�, warto zwr�ci� szczeg�ln� uwag� i skomentowa� je. Przypomn�, �e mamy do czynienia z praktykiem i to o wyra�nie eklektycz- nym nastawieniu. Pierwsze powoduje, �e inne fakty s� dla niego istotne ni� dla zawodowego badacza lub teoretyka. By� mo�e ta inno�� jest nie tylko ory- ginalno�ci�. By� mo�e takie kategorie, jak wola, dai- monion, intencja, pomijane w wi�kszo�ci opracowa� o charakterze akademickim, s� wa�ne. Ju� H. S. Sul- livan twierdzi�, �e �Je�li wywiady kliniczne nie ma- j� na celu pom�c danej osobie, terapeuta zbiera ar- tefakty, a nie fakty prawdziwe". Roi�o May jest zreszt� wyra�nie nastawiony na niesienie pomocy cz�owiekowi, a nie budowanie teorii ani pisanie ra- portu z bada�. Szuka nie brakuj�cych element�w, ale lekarstwa. Drugie powoduje, �e swobodn� r�k� czerpie z r�- nych doktryn, od r�nych autor�w, z w�asnego do- �wiadczenia, a tak�e z literatury pi�knej. Nie ma wyra�nych animozji. Na przyk�ad ceni Freuda, a r�wnocze�nie przytacza najbardziej ment przeciwko psychoanalizie, stwierdzaj� technika terapeutyczna prowadzi do zapri postawionych w teorii cel�w. Chc�c wyzwoli� wieka z niewoli nie�wiadomego, poddaje go woli terapeuty, chc�c wzmocni� wol�, �wiczy nacj� z woli. Ksi��k� zaczyna pr�ba rekonstrukcji zwi�zku mi�- dzy w�a�ciw� wsp�czesnemu spo�ecze�stwu utrat� mit�w i orientuj�cych symboli a przemoc�. May ujmuje spraw� w postaci o�miu etap�w: Utrata o- rientacyjnych wska�nik�w �ycia wywo�uje l�k. L�k ten nie mo�e zosta� z�agodzony w naturalny spos�b przez zbli�enie uczuciowe z innym cz�owiekiem, gdy� cz�owiek wsp�czesny (konkretnie mieszkaniec Nowej Anglii b�d�cy pacjentem Roi�o Maya) nie jest zdolny do mi�o�ci z l�ku przed jej utrat�. L�k ten uniemo�liwia zar�wno oddanie si� osobie kochanej, jak i branie mi�o�ci. Pozostaje zwr�cenie si� do sie- bie, znalezienie oparcia w sobie. W�wczas jednak powstaje pytanie o to�samo��. Kim jestem? Pyta- nie tym bardziej ostre, �e niezdolno�� do mi�o�ci podwa�a podstawowy wska�nik naszego istnienia, jakim jest mo�liwo�� oddzia�ywania na innych. Nie m�c oddzia�ywa� na innych, znaczy to samo, co by� niczym. Efektem tego jest apatia. Po apatii nast�- puje przemoc. Przemoc, gdy� trudno d�ugo znie�� poczucie w�asnej bezsilno�ci. Wspomniana wy�ej niezdolno�� do kochania (do niezb�dnej wymiany uczuciowej) owocuje te� in- nym defektem � skupieniem si� na tym, co pozo- staje w sferze mo�liwo�ci, na technice seksualnej. St�d zdaniem Maya przerost zainteresowa� techno- logi� uprawiania seksu. Przy tym im bardziej kon- centrujemy si� na technice dzia�ania, tym mniej ma- my szans na wgl�d w to, czego technika ta doty- czy. Chcemy uprawia� mi�oj��^ a nie prze�ywa� mi- �o�ci. Robimy precyzyjnie co�,"-o, czym nie mamy Poj�cia, a to nasila frustraaJBMiwnfrreientach reflek- 11 sji, kt�re s� nie do unikni�cia. Obraz seksu, jaki mamy, nie ujawnia jego istoty. May pisze, �e w sce- nach erotycznych Zoli jest wi�cej prawdy ni� w pikantnych szczeg�ach Lawrance'a. Jest to zreszt� problem og�lniejszy. Nie wiedz�c, na czym ma polega�, do czego ma prowadzi� wy- chowanie, skupiamy si� na poszczeg�lnych techni- kach wychowawczych. Podobnie z dydaktyk� w szkole. Ok�adamy si� poradnikami, szukamy recepty na ka�d� sytuacj� z osobna. To samo zreszt� czyni naukowiec, kt�ry po zgubieniu celu swoich bada� (o ile go mia�) skupia ca�� uwag� na technice, sy- stemach agregacji wynik�w itp. Zu�ywaj�c mas� energii i czasu, zamiast zbli�a� si�, oddalamy si� od celu naszych dzia�a�. �Kom- puter kr��y poza kulisami dramatu." Stopniowo May rekonstruuje obraz wsp�czesne- go cz�owieka. U�ywa tu,dw�ch okre�le� � schizoi- dia i nowy purytanizm. Schizoidia to spos�b przy- stosowania si� do �wiata, w kt�rym l�k i roz- pacz (wynik nierozwi�zania kryzys�w egzysten- cjalnych jednostki) zmuszaj� cz�owieka do sku- pienia si� na sobie. Schizoidia w okre�lonych wa- runkach kulturowych mo�e zaowocowa� tw�rczo�ci�, ale bardziej typowa �tu" jest samotno�� i mecha- niczny (technologiczny) styl �ycia. Obywatel Nowej Anglii zaczyna w konsekwencji traktowa� siebie jako narz�dzie, mechanizm, kt�rym nale�y pos�ugi- wa� si� i kt�ry nale�y udoskonala� tym intensyw- niej, im mniej wiemy, do czego on s�u�y. Trening dzia�ania i skuteczno�� bezpo�rednia staj� si� obro- n� przed rozpacz�, do jakiej musi doprowadzi� �wia- domo�� bezsensu w�asnej egzystencji. Powstaje kompulsja sprawno�ci. Mi�o�� to tylko sprawny seks. Powstaje nowy purytanizm odrzuca- j�cy problemy nami�tno�ci, prze�ycia. Dawni pu- rytanie chcieli mi�o�ci bez seksu. Represjonowali seks i dlatego, na pierwszy plan wysuwa�a si� na- 12 ' - mi�tno��. Nowi purytanie chc� seksu bez mi�o�ci, represjonuj� nami�tno�� i s� tylko seksualni. Nowy purytanizm przenikn�� ju� do wsp�czesnej psychiatrii i psychologii. W wielu podr�cznikach zaleca si� unikanie eufemizm�w. Terapeuta i pa- cjent m�wi�c �o tych rzeczach" powinni u�ywa� s��w �pier...li�", �r�n��". Zakazane dotychczas s�o- wa staj� si� powinno�ci� i nikt nie b�dzie natural- ny dop�ty, dop�ki nie zacznie ich u�ywa� bez opo- ru. Ma to chroni� przed symulacj� autentyzmu, a jest tej symulacji najbardziej prymitywn� form�. May przeprowadza d�ugi wyk�ad historyczny, filo- zoficzny, szukaj�c dr�g wyj�cia z zau�ka purytani- zmu na opak. Do jednego z bardziej interesuj�cych problem�w przybli�a si� May w rozdziale, w kt�rym stwierdza, �e nerwica wyra�a nieu�wiadomione tendencje da- nej kultury. Autora niniejszej przedmowy jeszcze w czasach jego praktyki klinicznej frapowa�a idea odtwarzania dominuj�cych problem�w, stylu wycho- wania, powik�a� kulturowych danej epoki na pod- stawie analizy obrazu dominuj�cych w owym cza- sie nerwic. May poszed� dalej. Przyj��, �e pewne istotne problemy epoki przez d�ugi czas nie s� da- ne �wiadomo�ci spo�ecznej. Mo�na by z tym si� zgodzi� precyzuj�c jednak bli�ej, jakie to kategorie problem�w. Wydaje si�, �e chodzi o to, co utrudnia cz�owiekowi uczestnictwo w kulturze, a co wi��e si� z nieaktualn� wiedz� o znaczeniach i warto�- ciach wsp�czesnego �wiata. By� mo�e wskutek pewnej bezw�adno�ci nadbu- dowy wobec bazy, w fazach granicznych nasze kon- cepcje �wiata s� odzwierciedleniem �wiata, kt�ry ju� min��, i st�d tak wiele nieporozumie� mi�dzy cz�owiekiem a jego rzeczywisto�ci�. Bli�sze prawdy o rzeczywisto�ci ni� wsp�czesne jej koncepcje naukowe s� tre�ci neurotycznych kon- flikt�w i l�k�w oraz dzie�a sztuki. Jak pisze May: �Neurotyk do�wiadcza tych samych co artysta ukry- 13 tych znacze� i sprzeczno�ci swojej kultury, nie jest tylko w stanie nada� swoim do�wiadczeniom formy znacz�cego, dla siebie i dla innych, komunikatu." Podobnie pisze Otto Rank: �Neurotyk jest niedo- sz�ym artyst� � artyst�, kt�ry nie mo�e przekszta�- ci� swych konflikt�w w sztuk�." Nale�y chyba Ran- ka uzupe�ni�, aby wszystko by�o jasne. Kto� uwa�a- j�cy si� za neurotyka i tworz�cy dzie�a sztuki, wy- ra�aj�cy swoje problemy w nowej, oryginalnej po- staci, ujawnia swe panowanie nad nimi. Ujawnia wi�c, �e nie jest neurotykiem, gdy� istot� nerwicy jest to, �e problemy panuj� nad cz�owiekiem. Na tym chyba polega terapeutyczny czy wychowawczy sens sztuki. May wymienia kolejno dominuj�ce problemy na- szej kultury od pocz�tku wieku wyra�aj�ce si� w nerwicach � seks, wrogo��, niepok�j, to�samo��. Pozostaje tylko pytanie, czy to by�y problemy epoki, czy te� problemy, na jakie kolejno zwracali uwag� klinicy�ci dominuj�cy w owych czasach. Czy r�w- nie� w sztuce odbi�y si� one w tych samych kate- goriach i w tej samej chronologii? Co� tu chyba May upro�ci�, ale te� niew�tpliwie co� w tym jest. Cz�� t� ko�czy wprowadzenie problemu �mier- ci, ultima ratio ludzkiego bytu. �mier� inten- syfikuje mi�o�� jako pe�ne zatracenie si�, rezyg- nacj� z siebie. Nieuchronno�� �mierci jest w�a�nie argumentem u�atwiaj�cym cz�owiekowi tak trudn�, ale konieczn� rezygnacj� z w�asnego ja celem do- konania wymiany z ja partnera. Powinna te� by� argumentem za prze�yciem mi�o�ci za wszelk� ce- n� teraz. Psychofizjologicznym symbolem porzuce- nia w�asnego ja jest orgazm. May ucieka si� tu do ulubionego argumentu z zakresu semantyki. S�owa amore i morte brzmi� podobnie, a j�zyk jest fil- trem, w kt�rym osadzaj� si� do�wiadczenia stuleci. Mi�o��, wrogo��, i rozpacz to si�y, kt�re zgodnie z ide� Arystotelesa sk�onni jeste�my traktowa� ja- ko przej�ciow� aberracj� racjonalnego porz�dku rze- czy naszej psychiki. May opowiada histori� schizo- frenika, kt�rego m�czy�y widzenia rycz�cego lwa. Po leczeniu polegaj�cym na amputacji tej cz�ci m�zgu, kt�r� sk�onni jeste�my uwa�a� za pomost mi�dzy o�rodkami rozumu i nami�tno�ci � lew po- zosta�, ale ju� nie rycza�, wbiega� cicho, nie przera- �a�. Niewielka amputacja wystarczy, aby przesta� si� ba� siebie samego. Rozszczepienie w cz�owieku racjonalnego i emo- cjonalnego z tendencj� do przypisywania racjonal- nemu wi�kszej warto�ci, a emocjonalnemu wi�kszej przyjemno�ci, przewija�o si� w historii naszej kul- tury w najrozliczniejszych uk�adach, przy tym po- dzia� na og� przebiega� wed�ug kryterium dobra i z�a. Zawsze jednak to, na czym cz�owiekowi szcze- g�lnie zale�y, pozostawa�o po stronie czarnej. Nie- raz w�a�nie wiedza by�a owym s�odkim grzechem, je�li tylko stawa�a si� przedmiotem po��dania. W tradycji helle�skiej owe wewn�trzpochodne, silne motywacje nazywano daimonionem. W pocz�tkach staro�ytnej Grecji daimonion � to, co w cz�owieku witalne, nami�tne, co jest rozkosz�,, gniewem � by�o pomostem mi�dzy ludzkim a bo- skim. Daimonion to to, co z ludzkiej maszynerii czy- ni cz�owieka i daje mu szans� boskich przywilej�w, zar�wno w ob��dzie, jak ekstazie mi�osnej czy mor- derczym szale. Bog�w nie dotycz� kryteria dobra czy z�a. Dlatego daimonion nie jest ani dobry, ani z�y. Po prostu jest, a znak warto�ci nadaj� mu sy- tuacje i obyczaje ludzi. Pe�ne ludzkie �ycie to �ycie zgodne ze swoim daimo- nionem, ale nie podporz�dkowane mu. Daimoniona mo�na i trzeba opanowa� nie zaprzeczaj�c mu, za- chowuj�c go. Opanowanie to wymaga najwy�szego wysi�ku, kt�ry Platon por�wnywa� z kierowaniem zaprz�giem rozhukanych koni. R�wnie ryzykowne jak wspania�e. Czy potrzebne? A czy potrzebne jest �ycie? Je�li ju� jest, nie okaleczajmy go. Chrze�cija�stwo dokona�o podzia�u daimoniona na dobro i na z�o. May pisze, �e rozdzielenie to przy- nios�o znaczny dynamizm moralny, ale te� utrat� �klasycznego, organicystycznego poj�cia bytu" ��- cz�cego w sobie dobro i z�o. Dobro i z�o w swej pierwotnej koncepcji to dia-bolein, co znaczy po grecku �rozdziera�", i sym-bolein � co znaczy �zbie- ra�", ���czy�". Przeciwstawiano wi�c to, co destruk- tywne, dezintegruj�ce (diabe�), temu, co konstruk- tywne, ��cz�ce (symbol). By�o to rozumienie dobra i z�a funkcjonalne, dalekie od tego, jakie znamy ze Starego Testamentu. Tam wynika�o ono wy��cznie z imperatyw�w boskich, kt�rych funkcja jest niedo- st�pna umys�owi cz�owieka. Samo zastanawianie si� nad ni� by�oby grzechem. Wydaje si�, �e w interesuj�cych wywodach Maya zabrak�o wyczucia owej dwoisto�ci kryteri�w dobra i z�a, przewijaj�cej si� po dzi� dzie� w naszej kul- turze. Stosujemy obydwa kryteria naprzemiennie, nie zawsze zdaj�c sobie z tego spraw�. Typowym przyk�adem s� przepisy prawne, kt�re, by� mo�e niegdy� sformu�owane dla pewnej funkcji, gdy ju� s�, nabieraj� charakteru objawienia Jehowy. Dobro jest zawsze wieloznaczne, niedookre�lone, natomiast z�o jest konkretne. St�d chyba wyp�ywa og�lne poczucie infantylno- �ci dobra i witalno�ci z�a. To diabe� stara si� do- r�wna� Bogu, chytry, przebieg�y, inteligentny. Grzesznik musi mie� inicjatyw�, musi si�ga� do drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego. Aby by� do- skona�ym opieraj�c si� na imperatywnym kryterium dobra, wystarczy bez zastrze�e� podda� si� wyrokom boskim. Doskona�ym by� Hiob, nie czyni�c nic, pod- daj�c si� biernie losowi, nie pomagaj�c nikomu, nie wnosz�c �adnych warto�ci spo�ecznych. Doskona�o�� jego polega�a na tym, �e nie uchyli� si� od wyro- k�w boskich. Takim samym poj�ciem dobra i z�a pos�uguje si� male�ki technokracina wobec swoich podw�adnych, dziel�c ich na pos�usznych i niepos�usznych, �at- wych i trudnych i ca�kowicie pomijaj�c zadania, ja- kie maj� zosta� spe�nione przez zesp� ludzi b�d�- cych w jego dyspozycji. W�a�nie podstawienie owych imperatywnych kate- gorii moralnych pod helle�skie dia-bolein i sym- -bolein spowodowa�o, �e ciekawy, realny w swej pe�nokrwisto�ci okaza� si� tylko diabe�. Anio�owie, jak pisze May, s� �cukierkowi i nieinteresuj�cy, z definicji bezp�ciowi... g��wnie zajmuj� si� lataniem i przekazywaniem sobie wiadomo�ci oraz og�osze� � swoisty rodzaj niebia�skich linii lotniczych. W�a�ci- wie poza Micha�em nie maj� �adnej w�adzy... Anio- �owie nudni? tak � dop�ki nie upadn�... dziecko, kt�re zbyt d�ugo jest ma�ym anio�eczkiem, zaczyna nas niepokoi�, ma�y diabe�ek daje przynajmniej na- dziej�, �e ma w sobie jakie� mo�liwo�ci..." ' O tym, �e May jest rasowym psychoterapeut�, �wiadczy w�ciek�o��, jak� budzi w nim samo s�owo doskona�o��. Pisze: �Doskona�o�� jako cel jest b�- karcim pomiotem przeszmuglowanym z technologii do etyki i jest wynikiem zupe�nego popl�tania o- bydwu dziedzin." May ma racj�. D��enie do dosko- na�o�ci prowadzi�o, jak dotychczas, najcz�ciej do zanegowania postawionych cel�w. Pomin� tu nieja- sno�� samego okre�lenia (�e przypomn� nasz� nie- szcz�sn� �wszechstronn� osobowo��"). Liczba neuro- tyk�w, nieudacznik�w i okrutnik�w, jak� zrodzi�o d��enie do doskona�o�ci, uprawnia w pe�ni do po- dejrze� i nieufno�ci wobec tego tak sk�din�d wy- dawa�oby si� po��danego spo�ecznie celu. Wolimy, aby cz�owiek mia� r�wnie� wady, aby nieraz skr�- ci� ze strzelistej alei cnoty na soczyst� ��czk� grze- chu. Mo�e by�by w�wczas lepszy dla innych i dla siebie, mniej doskona�y, a wi�c bardziej do �ycia. Gdy Rilke zapozna� si� z celami proponowanej mu psychoterapii (ju� w�wczas byli ch�tni do leczenia artyst�w), zrezygnowa� z niej pisz�c w uzasadnieniu: �Je�li opuszcz� mnie moje diab�y, obawiam si�, �e ulec� z nimi moje anio�y." Stanowisko Maya wobec wspomnianych proble- m�w mo�na przedstawi� w dw�ch tezach. Po pierwsze, nie mo�na cz�owieka kastrowa� z bardziej dynamicznych w�a�ciwo�ci jego natury. Trzeba go nauczy� panowania i nad swoimi diab�a- mi, i nad anio�ami. Proponuje powr�t do starogrec- kiej koncepcji daimoniona. Po drugie, wszelkie pr�by represjonowania dai- moniona jako w�a�ciwo�ci grzesznych i szkodliwych staj� si� �r�d�em wrogo�ci i agresji. Daimonion za- symilowany �wiadomie jest �r�d�em energii i suk- cesu. ��le jest ulega� w psychoterapii pokusie u- cieczki przed daimonionem tylko dlatego, �e jest niebezpieczny; u�mierzaj�c w ten spos�b problemy psychologiczne, prowadzi si� do �agodnego przysto- sowania. Leczenie staje si� przeto najpewniejszym sposobem zanudzenia. Nic wi�c dziwnego, �e ludzie wol� swoje neurozy i psychozy od normalno�ci, bo przynajmniej daj� im one si�� i �ywotno��." Tu Maya wyra�nie ponios�o pi�ro i nie zd��y� opanowa� swojego daimoniona w imi� logiki w�asnego wyk�adu. Ale czy takie uczciwe niekonsekwencje wywod�w nie s� ciekawsze ni� cenzura logiki? Zw�aszcza w tek�cie tycz�cym spraw, co do kt�rych pewno�� sie- bie jest raczej objawem prymitywizmu ni� wiedzy. Wiemy w�wczas, �e prawda jest gdzie� niedaleko ukryta. Jest to informacja bardziej owocna poznaw- czo ni� elegancki zestaw s��w. Pytanie, na czym polega opanowanie daimonio- na, pozostaje jednak otwarte, gdy� ujmuj�c rzecz w ka�dej konwencji musimy si� zgodzi�, �e daimo- nion powinien by� cz�ci� naszego wyposa�enia psy- chicznego, a nie tylko �r�d�em mocnych wra�e�. U�ywa si� takich okre�le�, jak opanowanie, integra- cja, asymilacja, przy czym ka�de z takich okre�le� zak�ada inny mechanizm i nawet inn� struktur� by- tu, jakim jest natura ludzka. Przecie� opanowuje- zawsze kto�, integrujemy zawsze z czym� i doko- nuje tego kto�. Asymiluje si� z czym�. Bez jasno��^ na temat owego kto� i tego co�, b�dziemy si� tylko bawi� w s�owa. B�dziemy wi�c uczciwi stwierdza- j�c, �e w ca�ej tej sprawie jasne jest tylko to, �e nie nale�y spieszy� si� z przykrawaniem osobowo�ci cz�owieka na modny kr�j, nie starajmy si�, aby je- go kszta�t by� doskona�y, nauczmy go przekszta�ca- nia wad w zalety i s�abo�ci w si��. Czy s� na te sposoby? May s�dzi, �e objawem opanowania cz�owieka przez daimoniona jest utrata kontroli nad sob�, a w efekcie skoncentrowanie si� na sobie, swoista a- spo�eczno��. �rodkiem do opanowania daimoniona jest dialog, d�alogos � rdze� tego s�owa, logos, s�u- �y do nazywania znacz�cej struktury rzeczywisto�ci. �Je�li jeste�my w stanie m�wi� sensownie o dai- monionie, znaczy to, �e pr�bujemy zintegrowa� go ze struktur� naszego �ycia." Dialog zak�ada ustale- nie relacji z przedmiotem dialogu, a to ju� jest pew- n� form� kontroli. Dialog zak�ada konieczno�� nazwania rzeczy po imieniu. Jak �redniowieczny szatan wywo�any przez egzorcyst� w�a�ciwym imieniem musi opu�ci� cia�o nawiedzonego, tak daimonion w�a�ciwie nazwany staje si� pos�uszny. Nazwanie daimoniona jest tym wa�niejsze, �e jak s�dzi May, we wsp�czesnym mie- szcza�skim spo�ecze�stwie ulega on rozproszeniu. Ulegamy jego impulsom dlatego, �e ulegaj� im t�u- my innych ludzi, dzia�amy w�wczas bezosobowo. �To nie ja, to wszyscy." T�um anonimowych jedno- stek mo�e przewy�szy� okrucie�stwem mo�liwo�ci ka�dej z nich. Zindywidualizowanie daimoniona, �To jestem ja", �Pragn� w�a�nie tego", poddaje go kontroli. Daimonion jednak�e mo�e przybra� r�wnie� po- sta� wiedzy. May s�dzi, �e �zrozumienie" mo�e przy- nie�� zar�wno. wolno��, w�adz�, jak i przera�enie. Pyta: �Jak wiele wiedzy o sobie mo�e znie�� cz�o- ,wiek?", przytaczaj�c dramatyczne obrazy odreago- iWywania w toku seansu psychoanalitycznego. Takie 19 rozszerzenie poj�cia daimoniona mo�e wydawa� si� nieuzasadnione i s�d ten by�bym sk�onny podtrzy- ma�. May przytacza jednak argumenty wskazuj�ce na pop�dowy charakter zdobywania wiedzy za wszel- k� cen�. Nawet tak�, jak� zap�aci� Edyp. Przytacza r�wnie� przyk�ady Fausta oraz Adama i Ewy. Za- brak�o w tym gronie tylko genetyk�w i ojc�w bom- by atomowej. Nawet jednak przyjmuj�c argumenty Maya po- winni�my je nieco skorygowa�, aby nie popa�� w sprzeczno�ci. Lepiej powiedzie�, �e d��enie do wie- dzy mo�e by� nieraz kontrolowane przez daimonio- na. Edyp w neurotycznej ucieczce przeciw sobie wskutek przeci��enia odpowiedzialno�ci� w�adzy, Faust, by odnale�� zagubion� nad ksi�gami m�odo��. Dr��cy ze zgrozy na sofie psychoanalityka pacjent, gdy� wierzy, �e mu to pomo�e, gdy� mo�e na kim� swobodnie roz�adowa� swoje kompleksy, a poza tym jest to r�wnie� przyjemne egocentrykowi. Ostatecznie mo�na by przyj�� nast�puj�ce zda- nie � zdobywanie wiedzy nie zawsze wyp�ywa z pobudek racjonalnych i mo�e dostarczy� zar�wno rado�ci, jak i przera�enia. Nazywanie daimoniona, do czego takie znaczenie przywi�zuje May, jest przecie� w istocie rozpozna- waniem go. Ca�a psychoanaliza sprowadza si� do �nazywania" wypartych konflikt�w, utajonych prag- nie� tak, aby ujawni�y si� (analogia do egzorcy- zm�w!) w procesie odreagowania i sta�y cz�ci� kontrolowanej przez ja osobowo�ci pacjenta. Czym jest owa kontrola? Jest przejawem zdrowia psy- chicznego, to znaczy zdolno�ci do adekwatnego po- strzegania i rozumienia �wiata, do dokonywania w nim wolnych wybor�w, do przekraczania samego siebie. Tak� zbiorcz� definicj� mo�na by zrekon- struowa� z tre�ci pozosta�ej cz�ci ksi��ki Roi�o Maya. May wraca w niej do w�tk�w cz�ci I i prze- de wszystkim rozprawia si� z psychoanaliz�. Wnio- sek: �Psychoanaliza sama jest chorob� wymagaj�c� leczenia." Istota s�abo�ci psychoanalizy jest ta sama co u leczonych przez ni� neurotyk�w � bezradno�� wobec problem�w woli. Stara kartezja�ska relacja �wiedza � wola", na kt�rej opar�a si� psychoanali- za, jest fa�szywa. Mo�na uton�� we w�asnych proce- sach decyzyjnych r�wnie skutecznie jak we w�asnych kompleksach i obawach, gdy rzecz dokonywa� si� b�dzie wy��cznie w postaci otrzymywania wiedzy i refleksji. May s�dzi, �e bardziej uzasadniona jest relacja �poznanie � dzia�anie". Ma racj�, ale nieca�- kowicie. Poznawanie i dzia�anie to nie s� r�ne pro- cesy, to s� aspekty tego samego procesu. Wiedz� trze- ba zdobywa� aktywnie w dzia�aniu i wykorzystywa- nie wiedzy powinno by� r�wnie� jedn� z faz jej zdo- bywania. Tylko w ten spos�b przebijemy martw� granic� mi�dzy wiedz� a poznaniem. Zaskakuje w pierwszej chwili stwierdzenie Maya, �e cierpienia ^neurotyka wynikaj� nie z pragnie�, ale z braku pragnie�. Jednym z cel�w terapii jest przywr�cenie zdolno�ci do posiadania pragnie�. Je- �eli jednak przyjmiemy, �e pragnienie to �pozytyw- ny obraz czego� tkwi�cy w wyobra�ni" i �e �ka�de autentyczne pragnienie jest aktem tw�rczym", kt�- rego istotnym elementem jest uwzgl�dnienie prag- nie� innych ludzi i zdamy sobie spraw� z tego, �e dzia�ania neurotyka s� produktem l�ku, stwierdze- nie Maya nabiera sensu. Neurotyk nie pragnie, on si� boi lub nie mo�e inaczej i dlatego nie mo�e by� tw�rczy, jak i nie potrafi uwzgl�dni� pragnie� in- nych ludzi. Dlatego wyleczenie z nerwicy to uzy- skanie statusu osoby odpowiedzialnej za siebie i za innych, zdolnej do generowania pragnie� i do ich realizacji, co by�oby niemo�liwe bez uwzgl�dniania pragnie� innych ludzi. Inaczej m�wi�c, wyleczenie polega na przywr�ceniu zdolno�ci do dzia�a� inten- cjonalnych chocia�by w rozumieniu Husserla, �e �in- tencj� umys�u jest sens." Przypomn� tylko, w jak frielu wypadkach nerwica ulega samoistnemu wy- jfeczeniu, gdy losy �ycia postawi� przed cz�owie- kiem problemy serio, odpowiedzialno�ci za innych ludzi, walki o �ycie, o godno��. Nie mog� oprze� si� wra�eniu, �e nerwica poja- wia si� cz�sto tam, gdzie �ycie coraz bardziej staje si� �yciem na niby, gdzie silne d��enie rozmywa 'si� na problemach ma�ych lub pozorowanych i w�wczas budzi si� l�k przed prze�yciem �ycia w spos�b nie- istotny. Ksi��k� zamykaj� rozwa�ania o wolno�ci. May przyjmuje definicj� Spinozy � wolno�� jest uzna- niem konieczno�ci. Nie jest to przypadek. Przecie� w istocie ca�a jej tre�� po�wi�cona jest r�nym as- pektom wolno�ci cz�owieka jako wsp�tw�rcy lo- su. Ograniczeniom, jakie narzucamy sobie sami, ja- kie narzuca nam kultura, z�o�ono�ciom si� nap�do- wych jednostki ludzkiej. May przyjmuj�c definicj� Spinozy � wolno�� jest uznaniem konieczno�ci � zajmuje stanowisko deter- ministyczne. Mo�na rozpozna� w jego rozwa�aniach echa polemik z pacjentami, kt�rzy narzekaj� na brak wolno�ci, a rozumiej� j� jako co� absolutne- go, jako mo�liwo�� podejmowania dowolnych de- cyzji w dowolnych warunkach. Ka�de ograniczenie tak rozumianej wolno�ci traktuj� jako 'niewol� i tym samym skazuj� si� na niewol�. May dowodzi, �e wolno�� nigdy nie mo�e zale�e� od tego, czy za- wieszona b�dzie konieczno��. Podobnie wolna wo- la to nie jest dzia�anie na marginesie rzeczywisto�ci czasowo wolnym od determinizmu. Wolno�� woli tworzy nie negacja determinizmu, ale nasz do niegc stosunek. Czytelnik mo�e si� obruszy�. Gdy niewolnik uzn swoje kajdany za konieczno��, poczuje si� wolnyn Czy to nie zbyt cyniczna propozycja? Mo�na na to odpowiedzie� tak. Jeste�my cz�stk �wiata, poddani tym samym co i on prawom. Im lepiej je znamy, tym swobodniej mo�emy si� w nin porusza�. Im swobodniej si� w nim poruszamy, tym szanse zmieniania go na korzy cz�owieka. Zawieszamy w�wczas pewne konieczno- �ci. Konieczno�� �mierci z powodu zapalenia wyro- stka robaczkowego, konieczno�� pozostawania cz�o- wieka w tym stanie spo�ecznym, w jakim si� uro- dzi�, konieczno�� l�ku przed ogniem i konieczno�� zdychania z g�odu. Sami w pe�nym zrozumieniu i przy w�asnej aprobacie narzucamy sobie ogranicze- nia na rzecz bli�nich, gdy poznamy ich sens. Wolno�� cz�owieka to w�a�nie szansa doskonale- nia �wiata, szansa zawieszenia wielu konieczno�ci, szansa wyboru ogranicze�. Wolno�� od czegokolwiek oznacza�aby^, �e nas nie ma. Tyle dla uzupe�nienie* wywod�w Roi�o Maya. I jeszcze kilka koniecznych u- wag og�lnych. Jak maj� si� tre�ci ksi��ki Mi�o�� i wola do problem�w ludzi naszego kraju? Stara�em si� ju� co� na ten temat wspomnie�. Niekt�re problemy dr�- cz�ce pacjent�w Roi�o Maya s� dla nas r�wnie egzo- tyczne jak problemy nawiedzonej dziewczyny z ple- mienia Joruba. Ale jest te� sporo uniwersali�w. Ostatecznie chodzi o ludzi. Co jednak najwa�niejsze, to propozycja spojrzenia na rozliczne mechanizmy wzajemnie warunkuj�ce problemy cz�owieka i pr/"k- blemy spo�eczne i powoduj�ce, �e stanowi� one jed- n� ca�o��. Nierozerwaln�, bez negatywnych konsek- wencji dla jej zrozumienia. Lektura tej ksi��ki sk�a- nia do postawienia sobie pytania, jak to si� dzieje, �e w�a�nie w naszym kraju, w kt�rym nauki spo- �eczne maj� tak d�ugie lewicowe tradycje, gdzie za- sz�y g��bsze, ni� si� mo�e wydawa�, ideologiczne przemiany, problemy osobowo�ci cz�owieka wci�� rozpatrywane s� jako takie � spo�ecze�stwo jest fw tle, najwy�ej przypisuje rol� czy dzia�a ja- kimi� bod�cami. Sam cz�owiek jest poza owym spo- igcze�stwem, poza jego normami, stereotypami, wiadomo�ci� spo�eczn�, a ta ostatnia ma ju� nie- iele wsp�lnego ze �wiadomo�ci� konkretnych lu- iizi. Nie m�wi� o socjologii, kt�ra dawno rozpu�ci�a Cz�owieka w tyglu swoich formu�. My�l�, �e win� Przypisa� mo�na zbyt ostro przeprowadzonej gra- 23 nicy mi�dzy analiz� struktury czynno�ci cz�owieka i analiz� cel�w czynno�ci cz�owieka w perspektywie �yciowej. W obydwu wypadkach stosujemy tak r�- ne, �e nieprzek�adalne j�zyki opisu analizy i inter- pretacji. Problem ten wraca nieustannie, a sygnalizuj� go w�a�nie ci, kt�rzy wzi�li na siebie ryzyko udziela- nia odpowiedzi konkretnym ludziom na istotne dla ich �ycia konkretne pytania. Uwagi polemiczne dotycz�ce koncepcji Roi�o Maya ju� sformu�owa�em. Z natury rzeczy tekst Przedmo- wy nie mo�e by� terenem szczeg�owej analizy kry- tycznej lub przedstawienia alternatyw. Zawiera zbyt du�o problem�w. May przecie� prezentuje przede wszystkim swoje do�wiadczenie i mo�na by mu tyl- ko r�wnie obszerne do�wiadczenie przeciwstawi�. Odpowiedzi natomiast na pytanie zasadnicze, czy wynik pracy Autora zgodny jest z zamierzeniem, niech udzieli poeta: �Mi�dzy wyobra�eniem A tworzeniem Mi�dzy uczuciem A odpowiedzi� Rozpo�ciera si� Cie� �ycie jest bardzo d�ugie." (T. S. Ellot) Pozna�, 21 stycznia 1978 r. Kazimierz Obuchowski PRZEDMOWA Czytelnicy mog� by� zaskoczeni zestawieniem w ty- tule dw�ch poj��: woli i mi�o�ci. Od dawna jednak s�dz�, �e mi�o�� i wola wzajem od siebie zale�� i stanowi� jedno��. Wsp�lnie stanowi� o procesie ist- nienia � zdobywania wp�ywu na innych, modelo- wania, formowania, tworzenia �wiadomo�ci innych ludzi. Ale w g��bszym sensie mo�liwe jest to wtedy tylko, kiedy kto� jednocze�nie sam otwiera si� na oddzia�ywanie innych. Bo wola, bez mi�o�ci to tylko manipulacja � okres tu� przez I wojn� �wiatow� pe�en jest tego przyk�ad�w. W naszych czasach mi- �o�� pozbawiona mocy staje si� sentymentalna i nie- pewna. Odpowiedzialno�� za to, co dobre i z�e w tej ksi��- ce, bierze na siebie autor. W ci�gu o�miu lat pisania wielu z moich przyjaci� czyta�o i dyskutowa�o ze nin� poszczeg�lne rozdzia�y. Chcia�bym podzi�ko- wa� J. Brunerowi, D. Cole, R. Liftonowi, G. Mur- phy, E. Roberts, E. Schachtelowi i nie�yj�cemu ju� P. Tillichowi. Jessica Ryan, ze swoim pe�nym intui- cji zrozumieniem po��czonym z konkretnymi wska- z�wkami, zas�uguje na co� wi�cej ni� podzi�kowanie. W ci�gu wielu letnich miesi�cy sp�dzonych w New Hampshire, gdzie pisa�em t� ksi��k�, cz�sto wsta- wa�em wczesnym rankiem i wychodzi�em na dzie- dziniec, sk�d wida� by�o pokryt� srebrn� mg�� do- lin�, przedzielaj�c� ci�gn�ce si� z p�nocy na wsch�d g�ry. G�osy ptak�w, samotne w tym pe�nym ciszy �wiecie, wita�y radosn� pie�ni� nadchodz�cy dzie�. Drozd ma zwyczaj �piewa� z takim zapa�em, �e ma- �o nie wypadnie z gniazda u szczytu jab�oni. Wt�- ruje mu szczygie�. W lesie s�ycha� drozda przepe�- nionego pie�ni�, kt�rej nie mo�e powstrzyma�. Spod korony buku dobiega kucie dzi�cio�a. Sielsko�� o- brazu m�ci �a�osne, pe�ne b�lu wo�anie nura. P�- niej s�o�ce wschodzi ponad g�ry, ods�aniaj�c nie- wiarygodnie zielon� dolin� New Hampshire, prze- pe�nion� niemal natr�tnym bogactwem natury. Drze- wa wygl�daj� tak, jakby przez noc uros�y o kilka cali. Czuj� si� znowu wpl�tany w cykl odwiecznych po�egna� i powrot�w; cykl narodzin, dojrzewania i �mierci. I wiem, �e cz�owiek jest cz�ci� owego cyklu, cz�ci� jego smutku i jego pie�ni. Ale cz�o- wieka, kt�ry ci�gle poszukuje, �wiadomo�� wzywa do przezwyci�enia odwiecznego powrotu. Rollo May Holderness, New Hampshire, 1969 Rozdzia� I WPROWADZENIE: NASZ SCHIZOIDALNY �WIAT Kasandra: Udzieli� mi tej w�adzy wieszczy b�g, Apollon... Ch�r: By�a� ju� wonczas duchem op�tana wiesz- czym? Kasandra: Tak;, ju�em mej ojczy�nie wie�ci�a zag�ad�. Ajschylos, Agamemnon Jest rzecz� uderzaj�c�, �e w naszych czasach mi- �o�� i wola, kt�re dot�d jawi�y si� nam jako rozwi�- zanie problem�w �ycia, same sta�y si� problemem. Prawd� jest, �e o mi�o�� i wol� coraz trudniej w obecnym stuleciu, kt�re jest wiekiem radykalnych zmian. Istniej�ce dot�d mity i symbole, kt�re by�y dla nas punktami oparcia, znikn�y; buszuje niepo- k�j, lgniemy do siebie staraj�c si� przekona�, �e to, co czujemy, jest mi�o�ci�. Nie pragniemy niczego, obawiaj�c si�, �e wyb�r kogo� lub czego� poci�gnie za sob� utrat� kogo� lub czego� innego, a jeste�my zbyt s�abi na podj�cie takiego ryzyka. Jednostka zmuszona jest zwr�ci� si� ku sobie, obsesj� staje si� problem to�samo�ci, kt�ry przybiera teraz posta� stwierdzenia: �nawet je�li wiem, kim jestem, je- stem niczym". Jestem niezdolny do wywierania wp�ywu na innych. Etap nast�pny to apatia. Je- szcze nast�pny � przemoc, poniewa� �adna z istot f ludzkich nie jest w stanie wiecznie znosi� parali- �uj�cego poczucia w�asnej bezsilno�ci- Do mi�o�ci, jako rozwi�zania problem�w ludz- kich, przywi�zywano tak wielk� wag�, �e jej zdo- bycie lub brak wp�ywa�y istotnie na samoocen� cz�owieka. Mi�o�� traktowano tak, jak kalwini trak- towali bogactwo: jako widom� oznak� �aski, zalicze- nie do grona wybranych. Ci, kt�rzy nie zdobyli mi- �o�ci, nie tylko odczuwali jej brak � dotyka�o to ich psychik� znacznie g��biej i bole�niej, narusza�o ich samoocen� Ludzie ci czuli si� jakby now� sek- t� parias�w, a w trakcie psychoterapii zwierzali si�, �e wstaj�c rano nie tyle czuli si� samotni czy nieszcz�liwi, co przede wszystkim dokucza�a im my�l, i� dziwnym zrz�dzeniem losu nie poznali wiel- kiego sekretu �ycia. W czasach, gdy ro�nie stale liczba rozwod�w, w czasach post�puj�cej w literatu- rze i sztuce banalizacji mi�o�ci, banalizacji seksu, kt�ry w miar� jak stawa� si� coraz bardziej dost�p- ny, dla wielu coraz bardziej traci� znaczenie, mi�o�� w dawnym znaczeniu wydaje si� czym� mglistym i nieuchwytnym, je�li nie po prostu z�udzeniem. Nie- kt�rzy cz�onkowie Nowej Lewicy doszli do wnio- sku, �e za zniszczenie mi�o�ci wini� nale�y nasze bur�uazyjne spo�ecze�stwo, proponowane przez nich reformy maj� zatem na celu �stworzenie �wiata, w kt�rym mi�o�� by�aby mo�liwa"1. Jest rzecz� zrozumia��, �e w tej sytuacji coraz wi�ksz� wag� zacz�to przywi�zywa� do seksualnych form mi�o�ci � najni�szego wsp�lnego mianownika na drabinie wiod�cej do zbawienia � seks bowiem, zakorzeniony w niezbywalnej biologii cz�owieka, zdawa� si� by� pewnym �rodkiem osi�gni�cia przy- najmniej namiastki mi�o�ci. Ale dla cz�owieka Za- chodu seks sta� si� r�wnie� sprawdzianem w�asnej warto�ci, a wi�c bardziej przedmiotem troski ni� �rodkiem zbawienia. Ksi��ki, w kt�rych opisane s� techniki mi�o�ci i seksu, na d�ugo staj� si� bestselle- � C. Oglesby, w J. Newfield, A Prophetlc Mlnority, New York 1966, s. 19. rami. Jak s�dz�, ludzie na og� nie zdaj� sobie spra- wy, �e im wi�ksze znaczenie przywi�zuj� do tech- niki mi�osnej, tym bardziej oddalaj� si� od rzeczy- wistego rozwi�zania problem�w, kt�re napotykaj� poszukuj�c mi�o�ci. W naszym zachowaniu tkwi iro- nia: zb��dziwszy, biegniemy szybciej i na o�lep; zgubiwszy sens i warto�� mi�o�ci, pogr��amy si� w badaniach naukowych, statystykach i technice. Nie zajmuj�c si� tu zaletami i wadami bada� Kinseya i Mastersa-Johnsona, chcia�bym zwr�ci� uwag�, �e s� one symptomatyczne dla kultury, w kt�rej zna- czenie mi�o�ci coraz bardziej si� rozmywa. Kiedy� o mi�o�ci my�lano jako o sile motywuj�cej, nadaj�- cej w pewien spos�b .kierunek naszemu �yciu. O- becnie i to stoi pod znakiem zapytania. Mi�o�� sama dla siebie sta�a si� problemem wymagaj�cym roz- wi�zania. O tym, jak bardzo wewn�trznie sprzecznym zja- wiskiem jest dzisiaj mi�o��, mo�e �wiadczy� i to, �e niekt�rzy badacze �ycia rodzinnego s� przekonani, i� �mi�o�ci�" nazywa si� obecnie spos�b, w jaki naj- mocniejszy cz�onek rodziny sprawuje kontrol� nad pozosta�ymi jej cz�onkami. Mi�o��, twierdzi Ronald Laing, jest kostiumem dla przemocy. To samo da�oby si� powiedzie� o woli. Po naszych wiktoria�skich przodkach odziedziczyli�my przeko- nanie, �e jedynym problemem w �yciu jest powzi�- cie racjonalnej decyzji, co robi� � wola za� jest �umiej�tno�ci�" pozwalaj�c� nam na wykonanie za- planowanego dzia�ania. Dzisiaj problemem nie jest zadecydowanie, co robi�, ale zdecydowanie, jak za- decydowa�. W ten spos�b zachwiane zosta�y same podstawy woli. Czy wola jest z�udzeniem? Wielu psycholog�w i psychoterapeut�w, poczynaj�c od Freuda, przeko- nywa�o nas, �e tak jest w istocie. Terminy takie, jak �si�a woli" czy �wolna wola", tak istotne w s�ow- niku naszych ojc�w, zosta�y usuni�te ze wszelkich wsp�czesnych dyskusji, u�ywa si� ich co najwy�ej 29 w cudzys�owie. Ludzie zg�aszaj� si� do terapeuty, by ten pom�g� im zast�pi� utracon� wol� czym� in- nym. Chc� nauczy� si�, w jaki spos�b do kierowa- nia swym �yciem spo�ytkowa� �nie�wiadomo��", al- bo nauczy� si� techniki warunkowania, kt�ra umo�- liwi�aby im dzia�anie, albo u�ywania tabletek, kt�re dostarcz� im motywacji do �ycia. Albo chcieliby opanowa� najnowsz� metod� �uwalniania afektu", nie�wiadomi, �e afekt nie jest czym�, co mo�na trak- towa� jako cel samoistny, ale jest ubocznym produk- tem sposobu podej�cia do' r�nych sytuacji �ycio- wych. Leslie Farber twierdzi, �e podstawow� cho- rob� naszych czas�w jest atrofia woli i �e czasy te nazwa� mo�na �wiekiem woli zaburzonej".2 W wieku zachwiania podstaw mi�o�ci i woli po- jawi� si� potrzeba przekroczenia powierzchni zja- wisk i wnikni�cia w nasz� w�asn� �wiadomo�� i niewyartyku�owan� zbiorow� pod�wiadomo�� spo�e- cze�stwa po to, by odnale�� �r�d�a mocy i mi�o�ci. U�ywam terminu ��r�d�o" w takim sensie, w jakim m�wi si� o �r�dle rzeki � miejscu, z kt�rego bie- rze ona sw�j pocz�tek. Je�li dotrzemy do owych �r�de�, z kt�rych wynikaj� wola i mi�o��, poznamy form�, w kt�rej te podstawowe ludzkie do�wiadcze- nia b�d� mog�y trwa� w nadchodz�cych czasach. W tym sensie nasze poszukiwania s� poszukiwaniem podstaw, na kt�rych mo�na by ufundowa� moralno�� nowego wieku. Ka�dy wra�liwy cz�owiek znajduje si� w sytuacji Stefana Dedalusa: �Id� dalej... by wyku� w ku�ni mojej duszy nie powsta�� jeszcze �wiadomo�� mojego pokolenia." Terminu �schizoidalny", pojawiaj�cego si� w ty- tule rozdzia�u, u�y�em na okre�lenie sytuacji braku kontaktu, unikania intymnych zwi�zk�w, niezdolno- �ci do uczucia. Terminem tym nie okre�lam jedno- stkowych stan�w psychopatologicznych, ale stan kul- tury i sk�onno�ci tworz�cych j� ludzi. Anthony Storr * L. Farber, The Ways of the Will, New York 1965, s. 48. 30 opisuj�c osob� schizoidaln� z punktu widzenia psy- chopatologii indywidualnej, okre�li� j� jako osob� wycofuj�c� si�, zimn�, dominuj�c� i osamotnion�. Cechy te mog� doprowadzi� do gwa�townego wybu- chu agresji. Wszystko to, m�wi Storr, jest skompli- kowan� mask� dla zrepresjonowanej t�sknoty za mi�o�ci�. Wycofanie u osoby schizoidalnej jest obro- n� przed wrogo�ci�, kt�ra ma swe �r�d�a w braku mi�o�ci i poczucia bezpiecze�stwa w dzieci�stwie i odt�d daje o sobie zna� unikaniem mi�o�ci, ponie- wa� mi�o�� mog�aby �zagrozi� samym podstawom egzystencji"3. Zgadzam si� ze Storrem, s�dz� jednak, �e sytua- cje schizoidalne s� w og�le charakterystyczne dla naszych czas�w, �brak za� oparcia" i �oboj�tno��" w dzieci�stwie, o kt�rych pisze Storr, charaktery- zuj� nie tyle rodzic�w, co ka�dy prawie aspekt na- szej kultury. Zachowania rodzic�w s� odbiciem kul- tury, w kt�rej �yj�. Typ cz�owieka schizoidalnego jest naturalnym produktem ery technologii. Jest po prostu jednym ze sposob�w �ycia, kt�ry mo�e za- ko�czy� si� eksplozj� przemocy. Stan schizoidalny nie wymaga represji w �normalnym" sensie tego s�owa. To, czy przekszta�ci si� on w schizofreni�, zale�y od bardzo wielu czynnik�w. Wiadomo jed- nak, �e prawdopodobie�stwo choroby zmniejsza si� znacznie, je�li," jak dzieje si� to z wieloma pacjen- tami w trakcie psychoterapii, cz�owiek u�wiadomi sobie stan, w jakim si� znajduje. Anthony Storr pod- kre�la, �e konstytutywne dla charakteru schizoidalne- go jest �przekonanie o tym, �e jest si� niekochanym, poczucie, �e jest si� atakowanym i upokarzanym przez krytyk� innych".4 Koncepcja Storra ma jednak pewien s�aby punkt. Storr uwa�a� Freuda, Kartezjusza, Schopenhauera, Beethovena za jednostki schizoidalne. �W przypad- ku Kartezjusza i Schopenhauera alienacja mi�o�ci 8 A. Storr, Human Aggression, New York 1968, s. 85. * ib�d. 31 da�a pocz�tek ich koncepcjom filozoficznym. Bee- thoven za� �kompensuj�c �yciowe urazy i zawody wymy�li� �wiat idealnej przyja�ni i mi�o�ci... W mu- zyce jego znale�� mo�na wi�cej agresji, rozumianej jako poczucie si�y, mocy i w�adzy, ni� w muzyce ko- gokolwiek innego. Mo�na wyobrazi� sobie, �e gdyby nie zdolno�ci do sublimacji wrogo�ci poprzez mu- zyk�, Beethoven uleg�by prawdopodobnie paranoi."5 Tak wi�c gdyby�my zechcieli leczy� owych schi- zoid�w (a wed�ug Storra wymagali oni leczenia), �wiat nigdy nie otrzyma�by owoc�w ich tw�rczo�ci. Dlatego wierz�, �e stan schizoidalny mo�e by� tw�r- czym sposobem radzenia sobie z bardzo trudnymi dla jednostki sytuacjami. Istniej� kultury, w kt�- rych osoby schizoidalne popychane s� ku �yciu tw�r- czemu, nasza natomiast kultura spycha takich lu- dzi ku samotno�ci i �yciu mechanicznemu. Koncentruj�c si� na dylematach mi�o�ci i mocy nie zapominam bynajmniej o pozytywach naszych czas�w i tkwi�cych w nich mo�liwo�ciach jednostko- wego spe�nienia. Jest bowiem rzecz� oczywist�, �e gdy zniszczeniu ulegaj� stare wi�zy i ka�dy jest w jakim� sensie zdany na samego siebie, wi�kszo�� ludzi potrafi podj�� wysi�ek ponownego odnalezie- nia i zrealizowania siebie. Prawd� te� jest, �e o sile jednostki m�wi si� naj- wi�cej wtedy, gdy ta ma jej najmniej. Zajmujemy si� jednak problemami pacjent�w, problemami, kt�- re z pewno�ci� wymagaj� naszej uwagi. Maj� one bowiem pewn� niedocenian� na og� cech�: zawie- raj� prognoz� naszej przysz�o�ci. Problemem nasze- go wieku s� kryzysy egzystencjalne, kt�re mo�na rozwi�za�, ale kt�re nie zosta�y jeszcze rozwi�zane. Je�eli nie znajdziemy nowych rozwi�za�, pozostanie nam ju� tylko rozpacz. Enigma psychologiczna wy- ra�a nasze pod�wiadome pragnienia. Nasze proble- my narastaj�, kiedy poznaj�c �wiat znajdujemy � tbid., s. 88. 32 ' wzajemn� nieadekwatno�� �wiata i nas samych. Co� w nas sprzeciwia si�, co� przeszkadza, i � jak m�- wi� Yeats: czujemy... b�l ran prac� miecza... PRZEPOWIEDNIA PROBLEM�W Napisa�em t� ksi��k

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!