9257
Szczegóły |
Tytuł |
9257 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9257 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9257 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9257 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rollo May
Mi�o�� i wola
Tytu� orygina�u:
LOVE AND WILL
Ok�adk� projektowa�:
MACIEJ URBANIEC
� Copyright 1969 by Norton and Company, Inc.
� Copyright for the Polish Edition by
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978
�Marz� o znalezieniu powodu, dla kt�rego mo�na
chcie� �y� o godzin� d�u�ej." S�owa te napisa� Wil-
liam James jeszcze w czasach, gdy s�dzono, �e wy-
starczaj�c� racj� bytu cz�owieka jest sprawne dzia-
�anie na rzecz przej�tych od swego otoczenia zasad
i cel�w. Wzorzec cz�owieka o silnej woli i trwa�ej
orientacji na oczywi�cie s�uszny i jedynie prawdzi-
wy system warto�ci zaczyna� dopiero budzi� nie-
pok�j.
Nadchodzi� okres przemian, szczeg�lnie ostry dla
spo�eczno�ci puryta�skich z natury rzeczy ma�o
sk�onnych do kompromis�w moralnych i obyczajo-"
wych. Dramatyzm tych wci�� jeszcze nie zako�czo-
nych wydarze� zaowocowa� obszern� i pasjonuj�c�
literatur� autorstwa ludzi r�nych profesji � s�-
cjolog<3w, psycholog�w, lekarzy, ekonomist�w. Sa-
motny tlum, Ucieczka od wolno�ci, Neurotyczna oso-
bowo�� naszych czas�w, Zieleniej�ca Ameryka, Szok
przysz�o�ci � to tytu�y znane ju� polskiemu czytel-
nikowi. Przedstawiaj� one kolejne sekwencje oraz
r�ne aspekty psychologicznych skutk�w rewolucji
obyczajowej, technologicznej, ideologicznej, kt�ra od
p� wieku g��boko przeoruje oblicze spo�ecze�stwa
ameryka�skiego.
Zainteresowanie, jakim cieszy si� ta literatura w
Polsce, nie jest chyba przypadkowe. To nie tylko
otwarto�� naszej kultury czy w�a�ciwe nam zacieka-
wienie tym, co si� dzieje poza kr�giem naszego �y-
cia. Zainteresowanie to jest r�wnie� wyrazem tro-
ski o przysz�o�� polskiej kultury i ch�ci lepszego zro-
zumienia tych zmian u nas, kt�re z braku dystansu
trudniej dostrzegamy, ale kt�re coraz cz�ciej sta-
wiaj� nas wobec niespodzianek i zagadek.
Niecierpliwe zainteresowanie budz� nerwice. Ju�
w okresie mi�dzywojennym Nelken i Borowiecki
zauwa�yli ich szybkie przemiany i zale�no�� tych
przemian od dominuj�cych zagadnie� spo�ecznych.
Czujemy, �e problematyka nerwic zawiera w sobie
tajemnice wielu nie rozpoznanych jeszcze defekt�w
naszej organizacji spo�ecznej, kultury, systemu wy-
chowania, funkcjonowania ideologii. Pomijam tu o-
czywisty problem zdrowia psychicznego ludzi, ich
zdolno�ci do tw�rczego uczestnictwa w kulturze i
czerpania z w�asnej dzia�alno�ci zadowolenia.
Ksi��ka ameryka�skiego psychoterapeuty Roi�o
Maya Mi�o�� i wola dotyczy w�a�nie obydwu zagad-
nie� � przemian �wiadomo�ci spo�ecznej, obyczajo-
wo�ci, wiedzy o �yciu i nerwic. Autor przy tym do-
konuje pr�by ponownego wprowadzenia w obieg
wielu kategorii, za pomoc� kt�rych ujmowa�o si�
ongi� problemy cz�owieka, a kt�re albo zapomnia-
no, albo pozosta�y wy��cznie w sferze izolowanych
rozwa�a� filozoficznych. Zastanawia si� nad proble-
mami woli, wolno�ci, daimoniona, analizuje Stary
Testament, Uczt� Platona, tre�ci ukryte w metafo-
rach poetyckich.
S�dz�, �e po�yteczne dla czytelnika by�oby wpro-
wadzenie w t�o spo�eczno^obyczajowe, stanowi�ce
sceneri� poruszanych w tej ksi��ce problem�w. Jest
nim spo�eczno�� o g��bokich tradycjach puryta�skich,
�yj�ca w rzeczywisto�ci Stan�w Zjednoczonych Ame-
ryki lat sze��dziesi�tych. Trudno o wi�ksze kontra-
sty. Chcia�bym przypomnie�, �e w �starych dobrych
czasach", kt�rym imi� nada�a kr�lowa Wiktoria, nie
by�o problemu nerwic. By�a duma � i wstyd, gdy
zabrak�o si�y woli na czyn godny dumy. Duma
wstyd by�y podstawowymi regulatorami funkcjo-
iowania spo�ecznego. Podstaw� dumy i wstydu jest
stabilno�� normy tego, co dobre i z�e, jej ponad-
czasowa warto��. Dzi�ki temu mog�y w og�le nie
istnie� problemy racji dzia�ania. By�y zrozumia�e
same przez si�. Zreszt� ma�o znaczy� rodzaj dzia-
�ania, istotny by� tylko sukces jako jedyny wska�-
nik, �e czynimy dobrze, �wiadcz�cy, �e B�g nas
popiera.
Dzi� mog�oby si� wydawa� zarozumia�e stwierdze-
nie Conrada, �e ludzi czynu nie interesuj� motywy
ich dzia�a�. Jednak�e ju� w Szale�stwie Almayera
talent pisarza ujawni�, do czego prowadzi cz�owie-
ka czynu brak refleksji nad racj� swych dzia�a�. Po
bli�szej analizie owo spokojne panowanie nad sob�
za wszelk� cen�, hart ducha, twardo�� wobec w�a-
snych, a wi�c u�omnych pragnie�, rozpoznano jako
kompulsj�, tyrani� wypieranych pragnie�, okalecze-
nie zdolno�ci do prze�ywania �wiata, wreszcie two-
rzenie zaciskaj�cej si� p�tli fikcji.
Dr Zygmunt Freud sporz�dzi� na poczekaniu re-
cept�. Obieca�, �e pacjenta wyleczy wiara w inn�
fikcj�, wiara w to, �e jego stan nie jest jego win�.
Tak naprawd� to cz�owiek jest bezradny wobec
tkwi�cych w nim ciemnych si� atawizm�w. Wolna
wola, na kt�rej tak cz�owiekowi zale�y, to �wiado-
mo�ciowy artefakt, w najlepszym wypadku k�am-
stwo w dobrej wierze dla uzyskania minimum psy-
chicznego komfortu. Freud zapewnia�, �e nie jest
�adnym wstydem powiedzie� �nie mam si�y", �boj�
si�". Nie mo�na uzyska� wolno�ci, swobody panowa-
nia nad sob� prze�amuj�c siebie, zadaj�c gwa�t w�a-
snym pragnieniom, nasilaj�c represje wobec w�a-
snych u�omno�ci. Ta idea Freuda zaowocowa�a po
kilkudziesi�ciu latach spo�ecze�stwem przyzwalaj�-
cym, w kt�rym nie tylko wolno uprawia� mi�o��, jak
si� chce, ale nawet wolno mie� niepowodzenia. Jest
to wynik dziesi�tk�w lat pracy legionu psychoanali-
tyk�w, kt�rzy przej�li rz�d dusz, w najdziwniejszy
spos�b nie wchodz�c w konflikt z pastorem. Mo�e
by�y jeszcze inne si�y, spo�eczno-ekonomiczne na
przyk�ad, kt�re psychoanalitykom sprzyja�y. Wielki
kryzys musia� czego� nauczy� wyznawc�w religii
sukcesu.
Tak czy owak pacjent znalaz� si� na kozetce psy-
choanalityka, aby w stanie rozlu�nienia dotrze� do
pierwszych uraz�w poniesionych w beznadziejnej
walce o realizacj� samego siebie, zrozumie� ich dzi-
siejsze znaczenie. Freud nie obiecywa�, �e zdobyta
wiedza wyeliminuje patologi�. Obiecywa� tylko, �e
wiedza ta pozwoli na dokonywanie racjonalnych wy-
bor�w. Uwolni wol� cz�owieka i tym samym uczy-
ni go wolnym, da mu szans� realizowania tego, co
naprawd� chce i co stanowi jego w�asny potencja�
dzia�ania.
Paradoksem psychoanalizy okaza�o si� to, �e w
istocie stosowane przez ni� techniki by�y treningiem
w pozbywaniu si� w�asnej woli. Pacjent, le��c na
kozetce psychoanalityka w stanie rozlu�nienia, sta-
wa� si� coraz mniej zdolny do walki z przeciwie�-
stwami �ycia, coraz bardziej zale�ny i coraz mniej
samodzielny. Psychoanaliza okaza�a si� w swych
konsekwencjach praktycznych tylko przeciwie�stwem
wiktoria�skiego treningu woli przez czyn i pokony-
wanie siebie w sobie.
Roi�o May w�a�nie w niedomogach woli dopatrzy�
si� istoty problem�w neurotyka. Traktuj�c obraz
nerwicy jako wyostrzenie obrazu problem�w kultu-
ry, nazwa� wsp�czesny mu czas �czasem zmian":
zmian warto�ci, orientuj�cych �ycie cz�owieka sym-
boli, zmian ca�ych ideologii, a wi�c tego wyposa�e-
nia, dzi�ki kt�remu cz�owiek mo�e wiedzie�, co i
jak czyni�, i bez kt�rego trwa w zagubieniu nie-
zdolny do powi�zania pragnie� z intencjami i inten-
cji z dzia�aniem. �Okres przej�ciowy" jest wi�c te�
�okresem zaburzonej woli".
�ycie ma o tyle sens, o ile czego� pragniemy, i ma
tyle sens�w, ile mamy pragnie�. S� pragnienia ma-
�e i wielkie, przelotne i trwa�e, jak ludzko��. Wiel-
kim i trwa�ym pragnieniem jest mi�o��. Mi�o�� wiel-
ka, wzbogacaj�ca, sk�aniaj�ca do najwy�szego stop-
nia oddania si� i brania. Mi�o�� o czterech imio-
nach � seks, eros, philis i caritas. By� zdolnym do
mi�o�ci to by� zdolnym do pe�ni �ycia. Cmi�o�ci to
rozwi�zanie problem�w gn�bi�cych ludzi wsp�cze-
snego �wiata.
Roi�o May jest jednym z tych praktyk�w psycho-
log�w, kt�rym powielanie wyuczonej technologii nie
wystarcza, kt�rzy chc� zrozumie� istot� zjawiska,
kt�rzy nios�c pomoc cz�owiekowi chc� dysponowa�
w�asn�, opart� na w�asnych przemy�leniach koncep-
cj� tego, czym ma by� owa pomoc. Wiemy, �e tera-
peuta, aby pom�c, powinien dorabia� si� w�asnej
koncepcji �wiata i 'ludzi. Niechby nie najlepszej, ale
funkcjonalnej, dopasowanej do w�asnej r�ki i mocy.
Bogatszy o do�wiadczenie poprzednik�w May wie o
pu�apkach, w kt�re wpada zbyt pewny siebie dok-
tryner, ale wie te�, jak beznadziejne i nudne jest
ograniczanie si� do usuwania symptom�w nieprzy-
stosowania poprzez amputacj� wszelkiej oryginal-
no�ci, poryw�w serca i wszelkiego niepokoju.
Ksi��ka Mi�o�� i wola stanowi poszukiwanie kon-
cepcji potrzebnej terapeucie, jest zbiorem przemy-
�le� warsztatowych, studi�w nad poszczeg�lnymi
problemami. Nie jest przedstawieniem teorii, ale
problem�w, sposobu my�lenia o nich i materia�u,
kt�ry do przemy�le� pos�u�y�.
Autor nie pr�buje �adnych sztuczek formalnych,
kt�re mia�yby zasugerowa� czytelnikowi, i� ma do
czynienia z prawd� objawion�. Pisze w stylu oso-
bistym, zaanga�owanym. Publicystyka nast�puje tu
po studium filozoficznym, znajdujemy uwagi tech-
niczne dotycz�ce psychoterapii, wychowania, ilustra-
cje kazuistyczne, lu�ne refleksje. Nie jest to nawet
jedna rozprawa, ale raczej kilka rozpraw, kt�re ��-
czy tylko problem trudno�ci wsp�czesnego cz�owie-
ka.
Mo�na z grubsza wyr�ni� trzy cz�ci ksi��ki.
W�a�ciwie niezale�ne. Cz�� wst�pna to w�a�nie
problemy woli, mi�o�ci i morze rozwa�a� o seksie.
Cz�� druga, ciekawa jako ca�o�� � to problemy
daimoniona w przekroju historycznym. Cz�� trze-
cia � to analiza zjawiska intencjonalno�ci zako�-
czona obszern� kazuistyk�, zapisem rozm�w psy-
choterapeutycznych, pr�b� jakby podsumowania ca-
�o�ci. Ale pr�b� bardzo ostro�n�. Autor i tu nie for-
mu�uje wniosk�w, przedstawia problem, pr�by jego
interpretacji i konsekwencje. Czyni chyba s�usznie.
W tych kilku miejscach, gdzie pozwoli� sobie na bar-
dziej jednoznaczne, proste wyja�nienia, czytelnik nie-
nawyk�y do uroczej prostoty psychoanalizy mo�e od-
czu� za�enowanie.
Ksi��ka pisana jest nier�wno, wielow�tkowe, w
metaforycznym stylu. Postaram si� wy�owi� kilka
spraw, na kt�re, s�dz�, warto zwr�ci� szczeg�ln�
uwag� i skomentowa� je. Przypomn�, �e mamy do
czynienia z praktykiem i to o wyra�nie eklektycz-
nym nastawieniu. Pierwsze powoduje, �e inne fakty
s� dla niego istotne ni� dla zawodowego badacza
lub teoretyka. By� mo�e ta inno�� jest nie tylko ory-
ginalno�ci�. By� mo�e takie kategorie, jak wola, dai-
monion, intencja, pomijane w wi�kszo�ci opracowa�
o charakterze akademickim, s� wa�ne. Ju� H. S. Sul-
livan twierdzi�, �e �Je�li wywiady kliniczne nie ma-
j� na celu pom�c danej osobie, terapeuta zbiera ar-
tefakty, a nie fakty prawdziwe". Roi�o May jest
zreszt� wyra�nie nastawiony na niesienie pomocy
cz�owiekowi, a nie budowanie teorii ani pisanie ra-
portu z bada�. Szuka nie brakuj�cych element�w,
ale lekarstwa.
Drugie powoduje, �e swobodn� r�k� czerpie z r�-
nych doktryn, od r�nych autor�w, z w�asnego do-
�wiadczenia, a tak�e z literatury pi�knej. Nie ma
wyra�nych animozji. Na przyk�ad ceni Freuda, a
r�wnocze�nie przytacza najbardziej
ment przeciwko psychoanalizie, stwierdzaj�
technika terapeutyczna prowadzi do zapri
postawionych w teorii cel�w. Chc�c wyzwoli�
wieka z niewoli nie�wiadomego, poddaje go
woli terapeuty, chc�c wzmocni� wol�, �wiczy
nacj� z woli.
Ksi��k� zaczyna pr�ba rekonstrukcji zwi�zku mi�-
dzy w�a�ciw� wsp�czesnemu spo�ecze�stwu utrat�
mit�w i orientuj�cych symboli a przemoc�. May
ujmuje spraw� w postaci o�miu etap�w: Utrata o-
rientacyjnych wska�nik�w �ycia wywo�uje l�k. L�k
ten nie mo�e zosta� z�agodzony w naturalny spos�b
przez zbli�enie uczuciowe z innym cz�owiekiem,
gdy� cz�owiek wsp�czesny (konkretnie mieszkaniec
Nowej Anglii b�d�cy pacjentem Roi�o Maya) nie jest
zdolny do mi�o�ci z l�ku przed jej utrat�. L�k ten
uniemo�liwia zar�wno oddanie si� osobie kochanej,
jak i branie mi�o�ci. Pozostaje zwr�cenie si� do sie-
bie, znalezienie oparcia w sobie. W�wczas jednak
powstaje pytanie o to�samo��. Kim jestem? Pyta-
nie tym bardziej ostre, �e niezdolno�� do mi�o�ci
podwa�a podstawowy wska�nik naszego istnienia,
jakim jest mo�liwo�� oddzia�ywania na innych. Nie
m�c oddzia�ywa� na innych, znaczy to samo, co by�
niczym. Efektem tego jest apatia. Po apatii nast�-
puje przemoc. Przemoc, gdy� trudno d�ugo znie��
poczucie w�asnej bezsilno�ci.
Wspomniana wy�ej niezdolno�� do kochania (do
niezb�dnej wymiany uczuciowej) owocuje te� in-
nym defektem � skupieniem si� na tym, co pozo-
staje w sferze mo�liwo�ci, na technice seksualnej.
St�d zdaniem Maya przerost zainteresowa� techno-
logi� uprawiania seksu. Przy tym im bardziej kon-
centrujemy si� na technice dzia�ania, tym mniej ma-
my szans na wgl�d w to, czego technika ta doty-
czy. Chcemy uprawia� mi�oj��^ a nie prze�ywa� mi-
�o�ci. Robimy precyzyjnie co�,"-o, czym nie mamy
Poj�cia, a to nasila frustraaJBMiwnfrreientach reflek-
11
sji, kt�re s� nie do unikni�cia. Obraz seksu, jaki
mamy, nie ujawnia jego istoty. May pisze, �e w sce-
nach erotycznych Zoli jest wi�cej prawdy ni� w
pikantnych szczeg�ach Lawrance'a.
Jest to zreszt� problem og�lniejszy. Nie wiedz�c,
na czym ma polega�, do czego ma prowadzi� wy-
chowanie, skupiamy si� na poszczeg�lnych techni-
kach wychowawczych. Podobnie z dydaktyk� w
szkole. Ok�adamy si� poradnikami, szukamy recepty
na ka�d� sytuacj� z osobna. To samo zreszt� czyni
naukowiec, kt�ry po zgubieniu celu swoich bada�
(o ile go mia�) skupia ca�� uwag� na technice, sy-
stemach agregacji wynik�w itp.
Zu�ywaj�c mas� energii i czasu, zamiast zbli�a�
si�, oddalamy si� od celu naszych dzia�a�. �Kom-
puter kr��y poza kulisami dramatu."
Stopniowo May rekonstruuje obraz wsp�czesne-
go cz�owieka. U�ywa tu,dw�ch okre�le� � schizoi-
dia i nowy purytanizm. Schizoidia to spos�b przy-
stosowania si� do �wiata, w kt�rym l�k i roz-
pacz (wynik nierozwi�zania kryzys�w egzysten-
cjalnych jednostki) zmuszaj� cz�owieka do sku-
pienia si� na sobie. Schizoidia w okre�lonych wa-
runkach kulturowych mo�e zaowocowa� tw�rczo�ci�,
ale bardziej typowa �tu" jest samotno�� i mecha-
niczny (technologiczny) styl �ycia. Obywatel Nowej
Anglii zaczyna w konsekwencji traktowa� siebie
jako narz�dzie, mechanizm, kt�rym nale�y pos�ugi-
wa� si� i kt�ry nale�y udoskonala� tym intensyw-
niej, im mniej wiemy, do czego on s�u�y. Trening
dzia�ania i skuteczno�� bezpo�rednia staj� si� obro-
n� przed rozpacz�, do jakiej musi doprowadzi� �wia-
domo�� bezsensu w�asnej egzystencji.
Powstaje kompulsja sprawno�ci. Mi�o�� to tylko
sprawny seks. Powstaje nowy purytanizm odrzuca-
j�cy problemy nami�tno�ci, prze�ycia. Dawni pu-
rytanie chcieli mi�o�ci bez seksu. Represjonowali
seks i dlatego, na pierwszy plan wysuwa�a si� na-
12 ' -
mi�tno��. Nowi purytanie chc� seksu bez mi�o�ci,
represjonuj� nami�tno�� i s� tylko seksualni.
Nowy purytanizm przenikn�� ju� do wsp�czesnej
psychiatrii i psychologii. W wielu podr�cznikach
zaleca si� unikanie eufemizm�w. Terapeuta i pa-
cjent m�wi�c �o tych rzeczach" powinni u�ywa�
s��w �pier...li�", �r�n��". Zakazane dotychczas s�o-
wa staj� si� powinno�ci� i nikt nie b�dzie natural-
ny dop�ty, dop�ki nie zacznie ich u�ywa� bez opo-
ru. Ma to chroni� przed symulacj� autentyzmu, a
jest tej symulacji najbardziej prymitywn� form�.
May przeprowadza d�ugi wyk�ad historyczny, filo-
zoficzny, szukaj�c dr�g wyj�cia z zau�ka purytani-
zmu na opak.
Do jednego z bardziej interesuj�cych problem�w
przybli�a si� May w rozdziale, w kt�rym stwierdza,
�e nerwica wyra�a nieu�wiadomione tendencje da-
nej kultury. Autora niniejszej przedmowy jeszcze
w czasach jego praktyki klinicznej frapowa�a idea
odtwarzania dominuj�cych problem�w, stylu wycho-
wania, powik�a� kulturowych danej epoki na pod-
stawie analizy obrazu dominuj�cych w owym cza-
sie nerwic. May poszed� dalej. Przyj��, �e pewne
istotne problemy epoki przez d�ugi czas nie s� da-
ne �wiadomo�ci spo�ecznej. Mo�na by z tym si�
zgodzi� precyzuj�c jednak bli�ej, jakie to kategorie
problem�w. Wydaje si�, �e chodzi o to, co utrudnia
cz�owiekowi uczestnictwo w kulturze, a co wi��e
si� z nieaktualn� wiedz� o znaczeniach i warto�-
ciach wsp�czesnego �wiata.
By� mo�e wskutek pewnej bezw�adno�ci nadbu-
dowy wobec bazy, w fazach granicznych nasze kon-
cepcje �wiata s� odzwierciedleniem �wiata, kt�ry
ju� min��, i st�d tak wiele nieporozumie� mi�dzy
cz�owiekiem a jego rzeczywisto�ci�.
Bli�sze prawdy o rzeczywisto�ci ni� wsp�czesne
jej koncepcje naukowe s� tre�ci neurotycznych kon-
flikt�w i l�k�w oraz dzie�a sztuki. Jak pisze May:
�Neurotyk do�wiadcza tych samych co artysta ukry-
13
tych znacze� i sprzeczno�ci swojej kultury, nie jest
tylko w stanie nada� swoim do�wiadczeniom formy
znacz�cego, dla siebie i dla innych, komunikatu."
Podobnie pisze Otto Rank: �Neurotyk jest niedo-
sz�ym artyst� � artyst�, kt�ry nie mo�e przekszta�-
ci� swych konflikt�w w sztuk�." Nale�y chyba Ran-
ka uzupe�ni�, aby wszystko by�o jasne. Kto� uwa�a-
j�cy si� za neurotyka i tworz�cy dzie�a sztuki, wy-
ra�aj�cy swoje problemy w nowej, oryginalnej po-
staci, ujawnia swe panowanie nad nimi. Ujawnia
wi�c, �e nie jest neurotykiem, gdy� istot� nerwicy
jest to, �e problemy panuj� nad cz�owiekiem. Na
tym chyba polega terapeutyczny czy wychowawczy
sens sztuki.
May wymienia kolejno dominuj�ce problemy na-
szej kultury od pocz�tku wieku wyra�aj�ce si� w
nerwicach � seks, wrogo��, niepok�j, to�samo��.
Pozostaje tylko pytanie, czy to by�y problemy epoki,
czy te� problemy, na jakie kolejno zwracali uwag�
klinicy�ci dominuj�cy w owych czasach. Czy r�w-
nie� w sztuce odbi�y si� one w tych samych kate-
goriach i w tej samej chronologii? Co� tu chyba
May upro�ci�, ale te� niew�tpliwie co� w tym jest.
Cz�� t� ko�czy wprowadzenie problemu �mier-
ci, ultima ratio ludzkiego bytu. �mier� inten-
syfikuje mi�o�� jako pe�ne zatracenie si�, rezyg-
nacj� z siebie. Nieuchronno�� �mierci jest w�a�nie
argumentem u�atwiaj�cym cz�owiekowi tak trudn�,
ale konieczn� rezygnacj� z w�asnego ja celem do-
konania wymiany z ja partnera. Powinna te� by�
argumentem za prze�yciem mi�o�ci za wszelk� ce-
n� teraz. Psychofizjologicznym symbolem porzuce-
nia w�asnego ja jest orgazm. May ucieka si� tu do
ulubionego argumentu z zakresu semantyki. S�owa
amore i morte brzmi� podobnie, a j�zyk jest fil-
trem, w kt�rym osadzaj� si� do�wiadczenia stuleci.
Mi�o��, wrogo��, i rozpacz to si�y, kt�re zgodnie
z ide� Arystotelesa sk�onni jeste�my traktowa� ja-
ko przej�ciow� aberracj� racjonalnego porz�dku rze-
czy naszej psychiki. May opowiada histori� schizo-
frenika, kt�rego m�czy�y widzenia rycz�cego lwa.
Po leczeniu polegaj�cym na amputacji tej cz�ci
m�zgu, kt�r� sk�onni jeste�my uwa�a� za pomost
mi�dzy o�rodkami rozumu i nami�tno�ci � lew po-
zosta�, ale ju� nie rycza�, wbiega� cicho, nie przera-
�a�. Niewielka amputacja wystarczy, aby przesta� si�
ba� siebie samego.
Rozszczepienie w cz�owieku racjonalnego i emo-
cjonalnego z tendencj� do przypisywania racjonal-
nemu wi�kszej warto�ci, a emocjonalnemu wi�kszej
przyjemno�ci, przewija�o si� w historii naszej kul-
tury w najrozliczniejszych uk�adach, przy tym po-
dzia� na og� przebiega� wed�ug kryterium dobra
i z�a. Zawsze jednak to, na czym cz�owiekowi szcze-
g�lnie zale�y, pozostawa�o po stronie czarnej. Nie-
raz w�a�nie wiedza by�a owym s�odkim grzechem,
je�li tylko stawa�a si� przedmiotem po��dania. W
tradycji helle�skiej owe wewn�trzpochodne, silne
motywacje nazywano daimonionem.
W pocz�tkach staro�ytnej Grecji daimonion � to,
co w cz�owieku witalne, nami�tne, co jest rozkosz�,,
gniewem � by�o pomostem mi�dzy ludzkim a bo-
skim. Daimonion to to, co z ludzkiej maszynerii czy-
ni cz�owieka i daje mu szans� boskich przywilej�w,
zar�wno w ob��dzie, jak ekstazie mi�osnej czy mor-
derczym szale. Bog�w nie dotycz� kryteria dobra
czy z�a. Dlatego daimonion nie jest ani dobry, ani
z�y. Po prostu jest, a znak warto�ci nadaj� mu sy-
tuacje i obyczaje ludzi.
Pe�ne ludzkie �ycie to �ycie zgodne ze swoim daimo-
nionem, ale nie podporz�dkowane mu. Daimoniona
mo�na i trzeba opanowa� nie zaprzeczaj�c mu, za-
chowuj�c go. Opanowanie to wymaga najwy�szego
wysi�ku, kt�ry Platon por�wnywa� z kierowaniem
zaprz�giem rozhukanych koni. R�wnie ryzykowne
jak wspania�e. Czy potrzebne? A czy potrzebne jest
�ycie? Je�li ju� jest, nie okaleczajmy go.
Chrze�cija�stwo dokona�o podzia�u daimoniona na
dobro i na z�o. May pisze, �e rozdzielenie to przy-
nios�o znaczny dynamizm moralny, ale te� utrat�
�klasycznego, organicystycznego poj�cia bytu" ��-
cz�cego w sobie dobro i z�o. Dobro i z�o w swej
pierwotnej koncepcji to dia-bolein, co znaczy po
grecku �rozdziera�", i sym-bolein � co znaczy �zbie-
ra�", ���czy�". Przeciwstawiano wi�c to, co destruk-
tywne, dezintegruj�ce (diabe�), temu, co konstruk-
tywne, ��cz�ce (symbol). By�o to rozumienie dobra
i z�a funkcjonalne, dalekie od tego, jakie znamy ze
Starego Testamentu. Tam wynika�o ono wy��cznie z
imperatyw�w boskich, kt�rych funkcja jest niedo-
st�pna umys�owi cz�owieka. Samo zastanawianie si�
nad ni� by�oby grzechem.
Wydaje si�, �e w interesuj�cych wywodach Maya
zabrak�o wyczucia owej dwoisto�ci kryteri�w dobra
i z�a, przewijaj�cej si� po dzi� dzie� w naszej kul-
turze. Stosujemy obydwa kryteria naprzemiennie,
nie zawsze zdaj�c sobie z tego spraw�. Typowym
przyk�adem s� przepisy prawne, kt�re, by� mo�e
niegdy� sformu�owane dla pewnej funkcji, gdy ju�
s�, nabieraj� charakteru objawienia Jehowy. Dobro
jest zawsze wieloznaczne, niedookre�lone, natomiast
z�o jest konkretne.
St�d chyba wyp�ywa og�lne poczucie infantylno-
�ci dobra i witalno�ci z�a. To diabe� stara si� do-
r�wna� Bogu, chytry, przebieg�y, inteligentny.
Grzesznik musi mie� inicjatyw�, musi si�ga� do
drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego. Aby by� do-
skona�ym opieraj�c si� na imperatywnym kryterium
dobra, wystarczy bez zastrze�e� podda� si� wyrokom
boskim. Doskona�ym by� Hiob, nie czyni�c nic, pod-
daj�c si� biernie losowi, nie pomagaj�c nikomu, nie
wnosz�c �adnych warto�ci spo�ecznych. Doskona�o��
jego polega�a na tym, �e nie uchyli� si� od wyro-
k�w boskich.
Takim samym poj�ciem dobra i z�a pos�uguje si�
male�ki technokracina wobec swoich podw�adnych,
dziel�c ich na pos�usznych i niepos�usznych, �at-
wych i trudnych i ca�kowicie pomijaj�c zadania, ja-
kie maj� zosta� spe�nione przez zesp� ludzi b�d�-
cych w jego dyspozycji.
W�a�nie podstawienie owych imperatywnych kate-
gorii moralnych pod helle�skie dia-bolein i sym-
-bolein spowodowa�o, �e ciekawy, realny w swej
pe�nokrwisto�ci okaza� si� tylko diabe�. Anio�owie,
jak pisze May, s� �cukierkowi i nieinteresuj�cy, z
definicji bezp�ciowi... g��wnie zajmuj� si� lataniem
i przekazywaniem sobie wiadomo�ci oraz og�osze� �
swoisty rodzaj niebia�skich linii lotniczych. W�a�ci-
wie poza Micha�em nie maj� �adnej w�adzy... Anio-
�owie nudni? tak � dop�ki nie upadn�... dziecko,
kt�re zbyt d�ugo jest ma�ym anio�eczkiem, zaczyna
nas niepokoi�, ma�y diabe�ek daje przynajmniej na-
dziej�, �e ma w sobie jakie� mo�liwo�ci..." '
O tym, �e May jest rasowym psychoterapeut�,
�wiadczy w�ciek�o��, jak� budzi w nim samo s�owo
doskona�o��. Pisze: �Doskona�o�� jako cel jest b�-
karcim pomiotem przeszmuglowanym z technologii
do etyki i jest wynikiem zupe�nego popl�tania o-
bydwu dziedzin." May ma racj�. D��enie do dosko-
na�o�ci prowadzi�o, jak dotychczas, najcz�ciej do
zanegowania postawionych cel�w. Pomin� tu nieja-
sno�� samego okre�lenia (�e przypomn� nasz� nie-
szcz�sn� �wszechstronn� osobowo��"). Liczba neuro-
tyk�w, nieudacznik�w i okrutnik�w, jak� zrodzi�o
d��enie do doskona�o�ci, uprawnia w pe�ni do po-
dejrze� i nieufno�ci wobec tego tak sk�din�d wy-
dawa�oby si� po��danego spo�ecznie celu. Wolimy,
aby cz�owiek mia� r�wnie� wady, aby nieraz skr�-
ci� ze strzelistej alei cnoty na soczyst� ��czk� grze-
chu. Mo�e by�by w�wczas lepszy dla innych i dla
siebie, mniej doskona�y, a wi�c bardziej do �ycia.
Gdy Rilke zapozna� si� z celami proponowanej mu
psychoterapii (ju� w�wczas byli ch�tni do leczenia
artyst�w), zrezygnowa� z niej pisz�c w uzasadnieniu:
�Je�li opuszcz� mnie moje diab�y, obawiam si�, �e
ulec� z nimi moje anio�y."
Stanowisko Maya wobec wspomnianych proble-
m�w mo�na przedstawi� w dw�ch tezach.
Po pierwsze, nie mo�na cz�owieka kastrowa� z
bardziej dynamicznych w�a�ciwo�ci jego natury.
Trzeba go nauczy� panowania i nad swoimi diab�a-
mi, i nad anio�ami. Proponuje powr�t do starogrec-
kiej koncepcji daimoniona.
Po drugie, wszelkie pr�by represjonowania dai-
moniona jako w�a�ciwo�ci grzesznych i szkodliwych
staj� si� �r�d�em wrogo�ci i agresji. Daimonion za-
symilowany �wiadomie jest �r�d�em energii i suk-
cesu. ��le jest ulega� w psychoterapii pokusie u-
cieczki przed daimonionem tylko dlatego, �e jest
niebezpieczny; u�mierzaj�c w ten spos�b problemy
psychologiczne, prowadzi si� do �agodnego przysto-
sowania. Leczenie staje si� przeto najpewniejszym
sposobem zanudzenia. Nic wi�c dziwnego, �e ludzie
wol� swoje neurozy i psychozy od normalno�ci, bo
przynajmniej daj� im one si�� i �ywotno��." Tu
Maya wyra�nie ponios�o pi�ro i nie zd��y� opanowa�
swojego daimoniona w imi� logiki w�asnego wyk�adu.
Ale czy takie uczciwe niekonsekwencje wywod�w
nie s� ciekawsze ni� cenzura logiki? Zw�aszcza w
tek�cie tycz�cym spraw, co do kt�rych pewno�� sie-
bie jest raczej objawem prymitywizmu ni� wiedzy.
Wiemy w�wczas, �e prawda jest gdzie� niedaleko
ukryta. Jest to informacja bardziej owocna poznaw-
czo ni� elegancki zestaw s��w.
Pytanie, na czym polega opanowanie daimonio-
na, pozostaje jednak otwarte, gdy� ujmuj�c rzecz
w ka�dej konwencji musimy si� zgodzi�, �e daimo-
nion powinien by� cz�ci� naszego wyposa�enia psy-
chicznego, a nie tylko �r�d�em mocnych wra�e�.
U�ywa si� takich okre�le�, jak opanowanie, integra-
cja, asymilacja, przy czym ka�de z takich okre�le�
zak�ada inny mechanizm i nawet inn� struktur� by-
tu, jakim jest natura ludzka. Przecie� opanowuje-
zawsze kto�, integrujemy zawsze z czym� i doko-
nuje tego kto�. Asymiluje si� z czym�. Bez jasno��^
na temat owego kto� i tego co�, b�dziemy si� tylko
bawi� w s�owa. B�dziemy wi�c uczciwi stwierdza-
j�c, �e w ca�ej tej sprawie jasne jest tylko to, �e
nie nale�y spieszy� si� z przykrawaniem osobowo�ci
cz�owieka na modny kr�j, nie starajmy si�, aby je-
go kszta�t by� doskona�y, nauczmy go przekszta�ca-
nia wad w zalety i s�abo�ci w si��. Czy s� na te
sposoby?
May s�dzi, �e objawem opanowania cz�owieka
przez daimoniona jest utrata kontroli nad sob�, a
w efekcie skoncentrowanie si� na sobie, swoista a-
spo�eczno��. �rodkiem do opanowania daimoniona
jest dialog, d�alogos � rdze� tego s�owa, logos, s�u-
�y do nazywania znacz�cej struktury rzeczywisto�ci.
�Je�li jeste�my w stanie m�wi� sensownie o dai-
monionie, znaczy to, �e pr�bujemy zintegrowa� go
ze struktur� naszego �ycia." Dialog zak�ada ustale-
nie relacji z przedmiotem dialogu, a to ju� jest pew-
n� form� kontroli.
Dialog zak�ada konieczno�� nazwania rzeczy po
imieniu. Jak �redniowieczny szatan wywo�any przez
egzorcyst� w�a�ciwym imieniem musi opu�ci� cia�o
nawiedzonego, tak daimonion w�a�ciwie nazwany
staje si� pos�uszny. Nazwanie daimoniona jest tym
wa�niejsze, �e jak s�dzi May, we wsp�czesnym mie-
szcza�skim spo�ecze�stwie ulega on rozproszeniu.
Ulegamy jego impulsom dlatego, �e ulegaj� im t�u-
my innych ludzi, dzia�amy w�wczas bezosobowo.
�To nie ja, to wszyscy." T�um anonimowych jedno-
stek mo�e przewy�szy� okrucie�stwem mo�liwo�ci
ka�dej z nich.
Zindywidualizowanie daimoniona, �To jestem ja",
�Pragn� w�a�nie tego", poddaje go kontroli.
Daimonion jednak�e mo�e przybra� r�wnie� po-
sta� wiedzy. May s�dzi, �e �zrozumienie" mo�e przy-
nie�� zar�wno. wolno��, w�adz�, jak i przera�enie.
Pyta: �Jak wiele wiedzy o sobie mo�e znie�� cz�o-
,wiek?", przytaczaj�c dramatyczne obrazy odreago-
iWywania w toku seansu psychoanalitycznego. Takie
19
rozszerzenie poj�cia daimoniona mo�e wydawa� si�
nieuzasadnione i s�d ten by�bym sk�onny podtrzy-
ma�. May przytacza jednak argumenty wskazuj�ce
na pop�dowy charakter zdobywania wiedzy za wszel-
k� cen�. Nawet tak�, jak� zap�aci� Edyp. Przytacza
r�wnie� przyk�ady Fausta oraz Adama i Ewy. Za-
brak�o w tym gronie tylko genetyk�w i ojc�w bom-
by atomowej.
Nawet jednak przyjmuj�c argumenty Maya po-
winni�my je nieco skorygowa�, aby nie popa�� w
sprzeczno�ci. Lepiej powiedzie�, �e d��enie do wie-
dzy mo�e by� nieraz kontrolowane przez daimonio-
na. Edyp w neurotycznej ucieczce przeciw sobie
wskutek przeci��enia odpowiedzialno�ci� w�adzy,
Faust, by odnale�� zagubion� nad ksi�gami m�odo��.
Dr��cy ze zgrozy na sofie psychoanalityka pacjent,
gdy� wierzy, �e mu to pomo�e, gdy� mo�e na kim�
swobodnie roz�adowa� swoje kompleksy, a poza tym
jest to r�wnie� przyjemne egocentrykowi.
Ostatecznie mo�na by przyj�� nast�puj�ce zda-
nie � zdobywanie wiedzy nie zawsze wyp�ywa z
pobudek racjonalnych i mo�e dostarczy� zar�wno
rado�ci, jak i przera�enia.
Nazywanie daimoniona, do czego takie znaczenie
przywi�zuje May, jest przecie� w istocie rozpozna-
waniem go. Ca�a psychoanaliza sprowadza si� do
�nazywania" wypartych konflikt�w, utajonych prag-
nie� tak, aby ujawni�y si� (analogia do egzorcy-
zm�w!) w procesie odreagowania i sta�y cz�ci�
kontrolowanej przez ja osobowo�ci pacjenta. Czym
jest owa kontrola? Jest przejawem zdrowia psy-
chicznego, to znaczy zdolno�ci do adekwatnego po-
strzegania i rozumienia �wiata, do dokonywania w
nim wolnych wybor�w, do przekraczania samego
siebie. Tak� zbiorcz� definicj� mo�na by zrekon-
struowa� z tre�ci pozosta�ej cz�ci ksi��ki Roi�o
Maya. May wraca w niej do w�tk�w cz�ci I i prze-
de wszystkim rozprawia si� z psychoanaliz�. Wnio-
sek: �Psychoanaliza sama jest chorob� wymagaj�c�
leczenia." Istota s�abo�ci psychoanalizy jest ta sama
co u leczonych przez ni� neurotyk�w � bezradno��
wobec problem�w woli. Stara kartezja�ska relacja
�wiedza � wola", na kt�rej opar�a si� psychoanali-
za, jest fa�szywa. Mo�na uton�� we w�asnych proce-
sach decyzyjnych r�wnie skutecznie jak we w�asnych
kompleksach i obawach, gdy rzecz dokonywa� si�
b�dzie wy��cznie w postaci otrzymywania wiedzy
i refleksji. May s�dzi, �e bardziej uzasadniona jest
relacja �poznanie � dzia�anie". Ma racj�, ale nieca�-
kowicie. Poznawanie i dzia�anie to nie s� r�ne pro-
cesy, to s� aspekty tego samego procesu. Wiedz� trze-
ba zdobywa� aktywnie w dzia�aniu i wykorzystywa-
nie wiedzy powinno by� r�wnie� jedn� z faz jej zdo-
bywania. Tylko w ten spos�b przebijemy martw�
granic� mi�dzy wiedz� a poznaniem.
Zaskakuje w pierwszej chwili stwierdzenie Maya,
�e cierpienia ^neurotyka wynikaj� nie z pragnie�,
ale z braku pragnie�. Jednym z cel�w terapii jest
przywr�cenie zdolno�ci do posiadania pragnie�. Je-
�eli jednak przyjmiemy, �e pragnienie to �pozytyw-
ny obraz czego� tkwi�cy w wyobra�ni" i �e �ka�de
autentyczne pragnienie jest aktem tw�rczym", kt�-
rego istotnym elementem jest uwzgl�dnienie prag-
nie� innych ludzi i zdamy sobie spraw� z tego, �e
dzia�ania neurotyka s� produktem l�ku, stwierdze-
nie Maya nabiera sensu. Neurotyk nie pragnie, on
si� boi lub nie mo�e inaczej i dlatego nie mo�e by�
tw�rczy, jak i nie potrafi uwzgl�dni� pragnie� in-
nych ludzi. Dlatego wyleczenie z nerwicy to uzy-
skanie statusu osoby odpowiedzialnej za siebie i za
innych, zdolnej do generowania pragnie� i do ich
realizacji, co by�oby niemo�liwe bez uwzgl�dniania
pragnie� innych ludzi. Inaczej m�wi�c, wyleczenie
polega na przywr�ceniu zdolno�ci do dzia�a� inten-
cjonalnych chocia�by w rozumieniu Husserla, �e �in-
tencj� umys�u jest sens." Przypomn� tylko, w jak
frielu wypadkach nerwica ulega samoistnemu wy-
jfeczeniu, gdy losy �ycia postawi� przed cz�owie-
kiem problemy serio, odpowiedzialno�ci za innych
ludzi, walki o �ycie, o godno��.
Nie mog� oprze� si� wra�eniu, �e nerwica poja-
wia si� cz�sto tam, gdzie �ycie coraz bardziej staje
si� �yciem na niby, gdzie silne d��enie rozmywa 'si�
na problemach ma�ych lub pozorowanych i w�wczas
budzi si� l�k przed prze�yciem �ycia w spos�b nie-
istotny.
Ksi��k� zamykaj� rozwa�ania o wolno�ci. May
przyjmuje definicj� Spinozy � wolno�� jest uzna-
niem konieczno�ci. Nie jest to przypadek. Przecie�
w istocie ca�a jej tre�� po�wi�cona jest r�nym as-
pektom wolno�ci cz�owieka jako wsp�tw�rcy lo-
su. Ograniczeniom, jakie narzucamy sobie sami, ja-
kie narzuca nam kultura, z�o�ono�ciom si� nap�do-
wych jednostki ludzkiej.
May przyjmuj�c definicj� Spinozy � wolno�� jest
uznaniem konieczno�ci � zajmuje stanowisko deter-
ministyczne. Mo�na rozpozna� w jego rozwa�aniach
echa polemik z pacjentami, kt�rzy narzekaj� na
brak wolno�ci, a rozumiej� j� jako co� absolutne-
go, jako mo�liwo�� podejmowania dowolnych de-
cyzji w dowolnych warunkach. Ka�de ograniczenie
tak rozumianej wolno�ci traktuj� jako 'niewol� i
tym samym skazuj� si� na niewol�. May dowodzi,
�e wolno�� nigdy nie mo�e zale�e� od tego, czy za-
wieszona b�dzie konieczno��. Podobnie wolna wo-
la to nie jest dzia�anie na marginesie rzeczywisto�ci
czasowo wolnym od determinizmu. Wolno�� woli
tworzy nie negacja determinizmu, ale nasz do niegc
stosunek.
Czytelnik mo�e si� obruszy�. Gdy niewolnik uzn
swoje kajdany za konieczno��, poczuje si� wolnyn
Czy to nie zbyt cyniczna propozycja?
Mo�na na to odpowiedzie� tak. Jeste�my cz�stk
�wiata, poddani tym samym co i on prawom. Im
lepiej je znamy, tym swobodniej mo�emy si� w nin
porusza�. Im swobodniej si� w nim poruszamy, tym
szanse zmieniania go na korzy
cz�owieka. Zawieszamy w�wczas pewne konieczno-
�ci. Konieczno�� �mierci z powodu zapalenia wyro-
stka robaczkowego, konieczno�� pozostawania cz�o-
wieka w tym stanie spo�ecznym, w jakim si� uro-
dzi�, konieczno�� l�ku przed ogniem i konieczno��
zdychania z g�odu. Sami w pe�nym zrozumieniu i
przy w�asnej aprobacie narzucamy sobie ogranicze-
nia na rzecz bli�nich, gdy poznamy ich sens.
Wolno�� cz�owieka to w�a�nie szansa doskonale-
nia �wiata, szansa zawieszenia wielu konieczno�ci,
szansa wyboru ogranicze�. Wolno�� od czegokolwiek
oznacza�aby^, �e nas nie ma. Tyle dla uzupe�nienie*
wywod�w Roi�o Maya. I jeszcze kilka koniecznych u-
wag og�lnych. Jak maj� si� tre�ci ksi��ki Mi�o�� i wola
do problem�w ludzi naszego kraju? Stara�em si� ju�
co� na ten temat wspomnie�. Niekt�re problemy dr�-
cz�ce pacjent�w Roi�o Maya s� dla nas r�wnie egzo-
tyczne jak problemy nawiedzonej dziewczyny z ple-
mienia Joruba. Ale jest te� sporo uniwersali�w.
Ostatecznie chodzi o ludzi. Co jednak najwa�niejsze,
to propozycja spojrzenia na rozliczne mechanizmy
wzajemnie warunkuj�ce problemy cz�owieka i pr/"k-
blemy spo�eczne i powoduj�ce, �e stanowi� one jed-
n� ca�o��. Nierozerwaln�, bez negatywnych konsek-
wencji dla jej zrozumienia. Lektura tej ksi��ki sk�a-
nia do postawienia sobie pytania, jak to si� dzieje,
�e w�a�nie w naszym kraju, w kt�rym nauki spo-
�eczne maj� tak d�ugie lewicowe tradycje, gdzie za-
sz�y g��bsze, ni� si� mo�e wydawa�, ideologiczne
przemiany, problemy osobowo�ci cz�owieka wci��
rozpatrywane s� jako takie � spo�ecze�stwo jest
fw tle, najwy�ej przypisuje rol� czy dzia�a ja-
kimi� bod�cami. Sam cz�owiek jest poza owym spo-
igcze�stwem, poza jego normami, stereotypami,
wiadomo�ci� spo�eczn�, a ta ostatnia ma ju� nie-
iele wsp�lnego ze �wiadomo�ci� konkretnych lu-
iizi. Nie m�wi� o socjologii, kt�ra dawno rozpu�ci�a
Cz�owieka w tyglu swoich formu�. My�l�, �e win�
Przypisa� mo�na zbyt ostro przeprowadzonej gra-
23
nicy mi�dzy analiz� struktury czynno�ci cz�owieka
i analiz� cel�w czynno�ci cz�owieka w perspektywie
�yciowej. W obydwu wypadkach stosujemy tak r�-
ne, �e nieprzek�adalne j�zyki opisu analizy i inter-
pretacji.
Problem ten wraca nieustannie, a sygnalizuj� go
w�a�nie ci, kt�rzy wzi�li na siebie ryzyko udziela-
nia odpowiedzi konkretnym ludziom na istotne dla
ich �ycia konkretne pytania.
Uwagi polemiczne dotycz�ce koncepcji Roi�o Maya
ju� sformu�owa�em. Z natury rzeczy tekst Przedmo-
wy nie mo�e by� terenem szczeg�owej analizy kry-
tycznej lub przedstawienia alternatyw. Zawiera zbyt
du�o problem�w. May przecie� prezentuje przede
wszystkim swoje do�wiadczenie i mo�na by mu tyl-
ko r�wnie obszerne do�wiadczenie przeciwstawi�.
Odpowiedzi natomiast na pytanie zasadnicze, czy
wynik pracy Autora zgodny jest z zamierzeniem,
niech udzieli poeta:
�Mi�dzy wyobra�eniem
A tworzeniem
Mi�dzy uczuciem
A odpowiedzi�
Rozpo�ciera si� Cie�
�ycie jest bardzo d�ugie."
(T. S. Ellot)
Pozna�, 21 stycznia 1978 r.
Kazimierz Obuchowski
PRZEDMOWA
Czytelnicy mog� by� zaskoczeni zestawieniem w ty-
tule dw�ch poj��: woli i mi�o�ci. Od dawna jednak
s�dz�, �e mi�o�� i wola wzajem od siebie zale�� i
stanowi� jedno��. Wsp�lnie stanowi� o procesie ist-
nienia � zdobywania wp�ywu na innych, modelo-
wania, formowania, tworzenia �wiadomo�ci innych
ludzi. Ale w g��bszym sensie mo�liwe jest to wtedy
tylko, kiedy kto� jednocze�nie sam otwiera si� na
oddzia�ywanie innych. Bo wola, bez mi�o�ci to tylko
manipulacja � okres tu� przez I wojn� �wiatow�
pe�en jest tego przyk�ad�w. W naszych czasach mi-
�o�� pozbawiona mocy staje si� sentymentalna i nie-
pewna.
Odpowiedzialno�� za to, co dobre i z�e w tej ksi��-
ce, bierze na siebie autor. W ci�gu o�miu lat pisania
wielu z moich przyjaci� czyta�o i dyskutowa�o ze
nin� poszczeg�lne rozdzia�y. Chcia�bym podzi�ko-
wa� J. Brunerowi, D. Cole, R. Liftonowi, G. Mur-
phy, E. Roberts, E. Schachtelowi i nie�yj�cemu ju�
P. Tillichowi. Jessica Ryan, ze swoim pe�nym intui-
cji zrozumieniem po��czonym z konkretnymi wska-
z�wkami, zas�uguje na co� wi�cej ni� podzi�kowanie.
W ci�gu wielu letnich miesi�cy sp�dzonych w New
Hampshire, gdzie pisa�em t� ksi��k�, cz�sto wsta-
wa�em wczesnym rankiem i wychodzi�em na dzie-
dziniec, sk�d wida� by�o pokryt� srebrn� mg�� do-
lin�, przedzielaj�c� ci�gn�ce si� z p�nocy na wsch�d
g�ry. G�osy ptak�w, samotne w tym pe�nym ciszy
�wiecie, wita�y radosn� pie�ni� nadchodz�cy dzie�.
Drozd ma zwyczaj �piewa� z takim zapa�em, �e ma-
�o nie wypadnie z gniazda u szczytu jab�oni. Wt�-
ruje mu szczygie�. W lesie s�ycha� drozda przepe�-
nionego pie�ni�, kt�rej nie mo�e powstrzyma�. Spod
korony buku dobiega kucie dzi�cio�a. Sielsko�� o-
brazu m�ci �a�osne, pe�ne b�lu wo�anie nura. P�-
niej s�o�ce wschodzi ponad g�ry, ods�aniaj�c nie-
wiarygodnie zielon� dolin� New Hampshire, prze-
pe�nion� niemal natr�tnym bogactwem natury. Drze-
wa wygl�daj� tak, jakby przez noc uros�y o kilka
cali. Czuj� si� znowu wpl�tany w cykl odwiecznych
po�egna� i powrot�w; cykl narodzin, dojrzewania
i �mierci. I wiem, �e cz�owiek jest cz�ci� owego
cyklu, cz�ci� jego smutku i jego pie�ni. Ale cz�o-
wieka, kt�ry ci�gle poszukuje, �wiadomo�� wzywa
do przezwyci�enia odwiecznego powrotu.
Rollo May
Holderness,
New Hampshire, 1969
Rozdzia� I
WPROWADZENIE:
NASZ SCHIZOIDALNY �WIAT
Kasandra:
Udzieli� mi tej w�adzy wieszczy b�g, Apollon...
Ch�r:
By�a� ju� wonczas duchem op�tana wiesz-
czym?
Kasandra:
Tak;, ju�em mej ojczy�nie wie�ci�a zag�ad�.
Ajschylos, Agamemnon
Jest rzecz� uderzaj�c�, �e w naszych czasach mi-
�o�� i wola, kt�re dot�d jawi�y si� nam jako rozwi�-
zanie problem�w �ycia, same sta�y si� problemem.
Prawd� jest, �e o mi�o�� i wol� coraz trudniej w
obecnym stuleciu, kt�re jest wiekiem radykalnych
zmian. Istniej�ce dot�d mity i symbole, kt�re by�y
dla nas punktami oparcia, znikn�y; buszuje niepo-
k�j, lgniemy do siebie staraj�c si� przekona�, �e to,
co czujemy, jest mi�o�ci�. Nie pragniemy niczego,
obawiaj�c si�, �e wyb�r kogo� lub czego� poci�gnie
za sob� utrat� kogo� lub czego� innego, a jeste�my
zbyt s�abi na podj�cie takiego ryzyka. Jednostka
zmuszona jest zwr�ci� si� ku sobie, obsesj� staje si�
problem to�samo�ci, kt�ry przybiera teraz posta�
stwierdzenia: �nawet je�li wiem, kim jestem, je-
stem niczym". Jestem niezdolny do wywierania
wp�ywu na innych. Etap nast�pny to apatia. Je-
szcze nast�pny � przemoc, poniewa� �adna z istot
f ludzkich nie jest w stanie wiecznie znosi� parali-
�uj�cego poczucia w�asnej bezsilno�ci-
Do mi�o�ci, jako rozwi�zania problem�w ludz-
kich, przywi�zywano tak wielk� wag�, �e jej zdo-
bycie lub brak wp�ywa�y istotnie na samoocen�
cz�owieka. Mi�o�� traktowano tak, jak kalwini trak-
towali bogactwo: jako widom� oznak� �aski, zalicze-
nie do grona wybranych. Ci, kt�rzy nie zdobyli mi-
�o�ci, nie tylko odczuwali jej brak � dotyka�o to
ich psychik� znacznie g��biej i bole�niej, narusza�o
ich samoocen� Ludzie ci czuli si� jakby now� sek-
t� parias�w, a w trakcie psychoterapii zwierzali
si�, �e wstaj�c rano nie tyle czuli si� samotni czy
nieszcz�liwi, co przede wszystkim dokucza�a im
my�l, i� dziwnym zrz�dzeniem losu nie poznali wiel-
kiego sekretu �ycia. W czasach, gdy ro�nie stale
liczba rozwod�w, w czasach post�puj�cej w literatu-
rze i sztuce banalizacji mi�o�ci, banalizacji seksu,
kt�ry w miar� jak stawa� si� coraz bardziej dost�p-
ny, dla wielu coraz bardziej traci� znaczenie, mi�o��
w dawnym znaczeniu wydaje si� czym� mglistym
i nieuchwytnym, je�li nie po prostu z�udzeniem. Nie-
kt�rzy cz�onkowie Nowej Lewicy doszli do wnio-
sku, �e za zniszczenie mi�o�ci wini� nale�y nasze
bur�uazyjne spo�ecze�stwo, proponowane przez nich
reformy maj� zatem na celu �stworzenie �wiata,
w kt�rym mi�o�� by�aby mo�liwa"1.
Jest rzecz� zrozumia��, �e w tej sytuacji coraz
wi�ksz� wag� zacz�to przywi�zywa� do seksualnych
form mi�o�ci � najni�szego wsp�lnego mianownika
na drabinie wiod�cej do zbawienia � seks bowiem,
zakorzeniony w niezbywalnej biologii cz�owieka,
zdawa� si� by� pewnym �rodkiem osi�gni�cia przy-
najmniej namiastki mi�o�ci. Ale dla cz�owieka Za-
chodu seks sta� si� r�wnie� sprawdzianem w�asnej
warto�ci, a wi�c bardziej przedmiotem troski ni�
�rodkiem zbawienia. Ksi��ki, w kt�rych opisane s�
techniki mi�o�ci i seksu, na d�ugo staj� si� bestselle-
� C. Oglesby, w J. Newfield, A Prophetlc Mlnority, New
York 1966, s. 19.
rami. Jak s�dz�, ludzie na og� nie zdaj� sobie spra-
wy, �e im wi�ksze znaczenie przywi�zuj� do tech-
niki mi�osnej, tym bardziej oddalaj� si� od rzeczy-
wistego rozwi�zania problem�w, kt�re napotykaj�
poszukuj�c mi�o�ci. W naszym zachowaniu tkwi iro-
nia: zb��dziwszy, biegniemy szybciej i na o�lep;
zgubiwszy sens i warto�� mi�o�ci, pogr��amy si� w
badaniach naukowych, statystykach i technice. Nie
zajmuj�c si� tu zaletami i wadami bada� Kinseya
i Mastersa-Johnsona, chcia�bym zwr�ci� uwag�, �e
s� one symptomatyczne dla kultury, w kt�rej zna-
czenie mi�o�ci coraz bardziej si� rozmywa. Kiedy�
o mi�o�ci my�lano jako o sile motywuj�cej, nadaj�-
cej w pewien spos�b .kierunek naszemu �yciu. O-
becnie i to stoi pod znakiem zapytania. Mi�o�� sama
dla siebie sta�a si� problemem wymagaj�cym roz-
wi�zania.
O tym, jak bardzo wewn�trznie sprzecznym zja-
wiskiem jest dzisiaj mi�o��, mo�e �wiadczy� i to, �e
niekt�rzy badacze �ycia rodzinnego s� przekonani,
i� �mi�o�ci�" nazywa si� obecnie spos�b, w jaki naj-
mocniejszy cz�onek rodziny sprawuje kontrol� nad
pozosta�ymi jej cz�onkami. Mi�o��, twierdzi Ronald
Laing, jest kostiumem dla przemocy.
To samo da�oby si� powiedzie� o woli. Po naszych
wiktoria�skich przodkach odziedziczyli�my przeko-
nanie, �e jedynym problemem w �yciu jest powzi�-
cie racjonalnej decyzji, co robi� � wola za� jest
�umiej�tno�ci�" pozwalaj�c� nam na wykonanie za-
planowanego dzia�ania. Dzisiaj problemem nie jest
zadecydowanie, co robi�, ale zdecydowanie, jak za-
decydowa�. W ten spos�b zachwiane zosta�y same
podstawy woli.
Czy wola jest z�udzeniem? Wielu psycholog�w i
psychoterapeut�w, poczynaj�c od Freuda, przeko-
nywa�o nas, �e tak jest w istocie. Terminy takie, jak
�si�a woli" czy �wolna wola", tak istotne w s�ow-
niku naszych ojc�w, zosta�y usuni�te ze wszelkich
wsp�czesnych dyskusji, u�ywa si� ich co najwy�ej
29
w cudzys�owie. Ludzie zg�aszaj� si� do terapeuty,
by ten pom�g� im zast�pi� utracon� wol� czym� in-
nym. Chc� nauczy� si�, w jaki spos�b do kierowa-
nia swym �yciem spo�ytkowa� �nie�wiadomo��", al-
bo nauczy� si� techniki warunkowania, kt�ra umo�-
liwi�aby im dzia�anie, albo u�ywania tabletek, kt�re
dostarcz� im motywacji do �ycia. Albo chcieliby
opanowa� najnowsz� metod� �uwalniania afektu",
nie�wiadomi, �e afekt nie jest czym�, co mo�na trak-
towa� jako cel samoistny, ale jest ubocznym produk-
tem sposobu podej�cia do' r�nych sytuacji �ycio-
wych. Leslie Farber twierdzi, �e podstawow� cho-
rob� naszych czas�w jest atrofia woli i �e czasy te
nazwa� mo�na �wiekiem woli zaburzonej".2
W wieku zachwiania podstaw mi�o�ci i woli po-
jawi� si� potrzeba przekroczenia powierzchni zja-
wisk i wnikni�cia w nasz� w�asn� �wiadomo�� i
niewyartyku�owan� zbiorow� pod�wiadomo�� spo�e-
cze�stwa po to, by odnale�� �r�d�a mocy i mi�o�ci.
U�ywam terminu ��r�d�o" w takim sensie, w jakim
m�wi si� o �r�dle rzeki � miejscu, z kt�rego bie-
rze ona sw�j pocz�tek. Je�li dotrzemy do owych
�r�de�, z kt�rych wynikaj� wola i mi�o��, poznamy
form�, w kt�rej te podstawowe ludzkie do�wiadcze-
nia b�d� mog�y trwa� w nadchodz�cych czasach. W
tym sensie nasze poszukiwania s� poszukiwaniem
podstaw, na kt�rych mo�na by ufundowa� moralno��
nowego wieku. Ka�dy wra�liwy cz�owiek znajduje
si� w sytuacji Stefana Dedalusa: �Id� dalej... by
wyku� w ku�ni mojej duszy nie powsta�� jeszcze
�wiadomo�� mojego pokolenia."
Terminu �schizoidalny", pojawiaj�cego si� w ty-
tule rozdzia�u, u�y�em na okre�lenie sytuacji braku
kontaktu, unikania intymnych zwi�zk�w, niezdolno-
�ci do uczucia. Terminem tym nie okre�lam jedno-
stkowych stan�w psychopatologicznych, ale stan kul-
tury i sk�onno�ci tworz�cych j� ludzi. Anthony Storr
* L. Farber, The Ways of the Will, New York 1965, s. 48.
30
opisuj�c osob� schizoidaln� z punktu widzenia psy-
chopatologii indywidualnej, okre�li� j� jako osob�
wycofuj�c� si�, zimn�, dominuj�c� i osamotnion�.
Cechy te mog� doprowadzi� do gwa�townego wybu-
chu agresji. Wszystko to, m�wi Storr, jest skompli-
kowan� mask� dla zrepresjonowanej t�sknoty za
mi�o�ci�. Wycofanie u osoby schizoidalnej jest obro-
n� przed wrogo�ci�, kt�ra ma swe �r�d�a w braku
mi�o�ci i poczucia bezpiecze�stwa w dzieci�stwie
i odt�d daje o sobie zna� unikaniem mi�o�ci, ponie-
wa� mi�o�� mog�aby �zagrozi� samym podstawom
egzystencji"3.
Zgadzam si� ze Storrem, s�dz� jednak, �e sytua-
cje schizoidalne s� w og�le charakterystyczne dla
naszych czas�w, �brak za� oparcia" i �oboj�tno��"
w dzieci�stwie, o kt�rych pisze Storr, charaktery-
zuj� nie tyle rodzic�w, co ka�dy prawie aspekt na-
szej kultury. Zachowania rodzic�w s� odbiciem kul-
tury, w kt�rej �yj�. Typ cz�owieka schizoidalnego
jest naturalnym produktem ery technologii. Jest po
prostu jednym ze sposob�w �ycia, kt�ry mo�e za-
ko�czy� si� eksplozj� przemocy. Stan schizoidalny
nie wymaga represji w �normalnym" sensie tego
s�owa. To, czy przekszta�ci si� on w schizofreni�,
zale�y od bardzo wielu czynnik�w. Wiadomo jed-
nak, �e prawdopodobie�stwo choroby zmniejsza si�
znacznie, je�li," jak dzieje si� to z wieloma pacjen-
tami w trakcie psychoterapii, cz�owiek u�wiadomi
sobie stan, w jakim si� znajduje. Anthony Storr pod-
kre�la, �e konstytutywne dla charakteru schizoidalne-
go jest �przekonanie o tym, �e jest si� niekochanym,
poczucie, �e jest si� atakowanym i upokarzanym
przez krytyk� innych".4
Koncepcja Storra ma jednak pewien s�aby punkt.
Storr uwa�a� Freuda, Kartezjusza, Schopenhauera,
Beethovena za jednostki schizoidalne. �W przypad-
ku Kartezjusza i Schopenhauera alienacja mi�o�ci
8 A. Storr, Human Aggression, New York 1968, s. 85.
* ib�d.
31
da�a pocz�tek ich koncepcjom filozoficznym. Bee-
thoven za� �kompensuj�c �yciowe urazy i zawody
wymy�li� �wiat idealnej przyja�ni i mi�o�ci... W mu-
zyce jego znale�� mo�na wi�cej agresji, rozumianej
jako poczucie si�y, mocy i w�adzy, ni� w muzyce ko-
gokolwiek innego. Mo�na wyobrazi� sobie, �e gdyby
nie zdolno�ci do sublimacji wrogo�ci poprzez mu-
zyk�, Beethoven uleg�by prawdopodobnie paranoi."5
Tak wi�c gdyby�my zechcieli leczy� owych schi-
zoid�w (a wed�ug Storra wymagali oni leczenia),
�wiat nigdy nie otrzyma�by owoc�w ich tw�rczo�ci.
Dlatego wierz�, �e stan schizoidalny mo�e by� tw�r-
czym sposobem radzenia sobie z bardzo trudnymi
dla jednostki sytuacjami. Istniej� kultury, w kt�-
rych osoby schizoidalne popychane s� ku �yciu tw�r-
czemu, nasza natomiast kultura spycha takich lu-
dzi ku samotno�ci i �yciu mechanicznemu.
Koncentruj�c si� na dylematach mi�o�ci i mocy
nie zapominam bynajmniej o pozytywach naszych
czas�w i tkwi�cych w nich mo�liwo�ciach jednostko-
wego spe�nienia. Jest bowiem rzecz� oczywist�, �e
gdy zniszczeniu ulegaj� stare wi�zy i ka�dy jest w
jakim� sensie zdany na samego siebie, wi�kszo��
ludzi potrafi podj�� wysi�ek ponownego odnalezie-
nia i zrealizowania siebie.
Prawd� te� jest, �e o sile jednostki m�wi si� naj-
wi�cej wtedy, gdy ta ma jej najmniej. Zajmujemy
si� jednak problemami pacjent�w, problemami, kt�-
re z pewno�ci� wymagaj� naszej uwagi. Maj� one
bowiem pewn� niedocenian� na og� cech�: zawie-
raj� prognoz� naszej przysz�o�ci. Problemem nasze-
go wieku s� kryzysy egzystencjalne, kt�re mo�na
rozwi�za�, ale kt�re nie zosta�y jeszcze rozwi�zane.
Je�eli nie znajdziemy nowych rozwi�za�, pozostanie
nam ju� tylko rozpacz. Enigma psychologiczna wy-
ra�a nasze pod�wiadome pragnienia. Nasze proble-
my narastaj�, kiedy poznaj�c �wiat znajdujemy
� tbid., s. 88.
32 '
wzajemn� nieadekwatno�� �wiata i nas samych. Co�
w nas sprzeciwia si�, co� przeszkadza, i � jak m�-
wi� Yeats:
czujemy...
b�l ran
prac� miecza...
PRZEPOWIEDNIA PROBLEM�W
Napisa�em t� ksi��k