9244

Szczegóły
Tytuł 9244
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9244 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9244 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9244 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LUCY MAUD MONTGOMERY DOROS�E �YCIE EMILKI TYTU� ORYGINA�U ANGIELSKIEGO: EMILY�S QUEST PRZE�O�Y�A EWA HORODYSKA Stelli Campbell Keller, kt�ra zna J�zefa ROZDZIA� 1 I �Nareszcie koniec z bawark�� � zapisa�a w pami�tniku Emilia Byrd Starr po przyje�dzie ze Shrewsbury do Ksi�ycowego Nowiu. Za sob� mia�a szkolne lata, a przed sob� � nie�miertelno��. By� to gest symboliczny. Pozwalaj�c Emilce pi� prawdziw� herbat� � regularnie, a nie tylko przy specjalnych okazjach � ciotka El�bieta Murray milcz�co uzna�a jej doros�o��. Inni ju� od pewnego czasu uwa�ali Emilk� za osob� doros�� � zw�aszcza kuzyn Andrzej Murray i przyjaciel Perry Miller, kt�rzy o�wiadczyli si� o jej r�k� i zostali, ku swemu �alowi, bezapelacyjnie odrzuceni. Dowiedziawszy si� o tym ciotka El�bieta uzna�a, �e nie ma co zmusza� Emilki do picia bawarki. Emilka nie mia�a jednak nadziei, �e kiedykolwiek wolno jej b�dzie nosi� jedwabne po�czochy. Jedwabne halki, kt�re by�y niewidoczne, jeszcze tolerowano, pomimo ich uwodzicielskiego szelestu, lecz jedwabne po�czochy uwa�ano za niemoralne. A zatem Emilka, o kt�rej ci, co j� znali, szeptali tajemniczo tym, co jej nie znali: ,,ona pisze�, zosta�a jedn� z pa� na Ksi�ycowym Nowiu, gdzie nic si� nie zmieni�o od chwili jej przybycia przed siedmiu laty i gdzie rze�biony ornament kredensu nadal rzuca� na �cian� przedziwny cie� o etiopskich zarysach w tym samym miejscu, w kt�rym Emilka dostrzeg�a go z zachwytem pierwszego wieczora. Stary dom prze�y� ju� bardzo wiele i dlatego by� tak cichy, m�dry i odrobin� tajemniczy. By� tak�e nieco surowy, lecz przy tym ogromnie �yczliwy. Niekt�rzy mieszka�cy Perlistej Wody i Shrewsbury uwa�ali, �e jest to miejsce nudne i �e m�oda dziewczyna nie b�dzie tu mia�a �adnych widok�w na przysz�o��, powiadali te�, �e Emilka post�pi�a bardzo niem�drze odmawiaj�c pannie Royal, kt�ra proponowa�a jej posad� w czasopi�mie w Nowym Jorku. Odrzuci� tak� dobr� sposobno�� stania si� kim� wa�nym! Lecz Emilka, kt�ra mia�a ustalone pogl�dy co do w�asnej osoby, nie uwa�a�a wcale, �eby �ycie w Ksi�ycowym Nowiu mia�o by� nudne ani �e pozostaj�c tutaj utraci�a szans� alpejskiej wspinaczki. Nale�a�a z boskiego wyroku do Staro�ytnego i Szlachetnego Zakonu Gaw�dziarzy. Gdyby urodzi�a si� wiele tysi�cy lat temu, siadywa�aby w plemiennym kr�gu przy ognisku i czarowa�a s�uchaczy opowiadaniami. Skoro jednak przysz�a na �wiat w czasach obecnych, musia�a dotrze� do swego audytorium za pomoc� rozmaitych �rodk�w przekazu. Nici, z kt�rych powstaje tkanina opowie�ci, s� jednak wsz�dzie od wiek�w takie same. Narodziny, �mier�, ma��e�stwo, skandal � to jedyne naprawd� interesuj�ce sprawy na tym �wiecie. Emilka wyruszy�a wi�c rado�nie i zdecydowanie w po�cig za s�aw� i fortun� � i jeszcze za czym�. Emilia Byrd Starr pisa�a bowiem nie tylko dlatego, �e marzy�a o bogactwie czy zdobyciu laurowego wie�ca. Pisanie by�o czym�, co musia�a robi�. Ka�da rzecz, pomys� � pi�kny czy brzydki � dr�czy�y j�, dop�ki nie �przela�a� ich na papier. Poczucie humoru i dramatyzmu sprawia�o, �e komizm i tragizm �ycia zniewala�y j� i domaga�y si�, by jej pi�ro nada�o im w�a�ciwy wyraz. �wiat straconych, lecz nie�miertelnych marze�, le��cy tu� za zas�on� rzeczywisto�ci, kusi� j�, by nada�a mu kszta�t i znaczenie � wzywa� g�osem, kt�rego nie mog�a, nie odwa�y�a si� nie s�ucha�. Przepe�nia�a j� m�odzie�cza rado�� istnienia. �ycie wabi�o i nawo�ywa�o, by pod��a�a przed siebie. Wiedzia�a, �e czekaj� j� ci�kie zmagania; wiedzia�a, �e b�dzie musia�a nieustannie obra�a� s�siad�w z Perlistej Wody, odrzucaj�c ich pro�by o pisanie nekrolog�w, wiedzia�a, �e ilekro� u�yje nie znanego im s�owa b�d� pogardliwie twierdzi�, �e �wyra�a si� przesadnie�; wiedzia�a, �e wydawcy ode�l� wiele z jej maszynopis�w. Wiedzia�a, �e czekaj� j� dni pe�ne rozpaczy, gdy dojdzie do wniosku, i� nie potrafi pisa� i nie ma sensu pr�bowa� dalej � dni, kiedy redaktorskie zdania w rodzaju: �nie nadaje si� do druku nie tylko ze wzgl�d�w merytorycznych� zaczn� jej tak dzia�a� na nerwy, �e zapragnie, wzorem Marii Baszkircew, wyrzuci� przez okno dokuczliwy, tykaj�cy, bezlitosny zegar z bawialni; dni, w kt�re wszystko, co napisa�a i czego pr�bowa�a, wyda si� jej mierne i godne pogardy; dni, w kt�re ogarnie j� gorzkie zw�tpienie w podstawowe przekonanie, �e poezja �ycia jest r�wnie prawdziwa jak jego proza; dni, kiedy echo �zb��kanego s�owa� z rozmowy bog�w, w kt�re z takim napi�ciem si� ws�uchiwa�a, wyda si� jedynie ur�gliwym sygna�em nieosi�galnej doskona�o�ci i pi�kna, niedost�pnych dla zwyk�ego �miertelnika. Wiedzia�a, �e ciotka El�bieta toleruje t� pisarsk� mani�, lecz nigdy jej w pe�ni nie zaakceptuje. W ci�gu ostatnich dw�ch lat nauki w szkole �redniej w Shrewsbury, ku zdumieniu i niedowierzaniu ciotki El�biety, Emilka zarabia�a prawdziwe pieni�dze dzi�ki wierszom i opowiadaniom. St�d tolerancja ciotki. Dotychczas jednak �aden z Murray�w nie robi� niczego podobnego. Na dodatek panna El�bieta Murray mia�a niemi�e uczucie, �e istnieje obszar, do kt�rego nie ma dost�pu. Ciotka El�bieta by�a g��boko ura�ona, �e Emilka ma sw�j w�asny �wiat pr�cz �wiata Ksi�ycowego Nowiu i Perlistej Wody, gwia�dziste i nieograniczone kr�lestwo, do kt�rego mo�e wkroczy�, gdy zechce, i �adna, nawet najbardziej stanowcza i podejrzliwa z ciotek, nie jest w stanie pod��y� za ni�. Szczerze m�wi�c, my�l�, �e gdyby oczy Emilki nie spogl�da�y tak cz�sto na co� wy�nionego, cudownego i tajemniczego, ciotka El�bieta mia�aby wi�cej zrozumienia dla jej ambicji. Nikt z nas, nawet niezale�ni Murrayowie z Ksi�ycowego Nowiu, nie lubi by� ignorowany. II Ci z was, kt�rzy �ledzili losy Emilki w Ksi�ycowym Nowiu i Shrewsbury*. sporo ju� o niej wiedz�. Dla tych za�, kt�rzy jej nie znaj�, pozwol� sobie nakre�li� portret naszej bohaterki w cudownym wieku lat siedemnastu, przechadzaj�cej si� w�r�d z�ocistych chryzantem, roz�wietlaj�cych stary, jesienny, nadmorski ogr�d. Ogr�d Ksi�ycowego Nowiu tchn�� spokojem. By� czarodziejskim, pi�knym miejscem, pe�nym soczystych, zmys�owych barw i wspania�ych, ulotnych cieni. Przepe�nia�a go wo� sosen i r�, brz�czenie pszcz�, zawodzenie wiatru, pomruk b��kitnej atlantyckiej zatoki, a od p�nocy dobiega�y zawsze �agodne westchnienia jode� z zagajnika Dumnego Jana Sullivana. Emilka kocha�a w nim ka�dy kwiat, cie� i d�wi�k, zw�aszcza swoje zaprzyja�nione, najmilsze drzewa � k�p� dzikich wi�ni w po�udniowo�zachodnim zak�tku. Trzy Ksi�niczki Lombardzkie, pewn� dzik� �liw� przy �cie�ce nad strumykiem, pot�ny �wierk po�rodku ogrodu, srebrzysty klon i poblisk� sosn�, osik� wiecznie flirtuj�c� z weso�ym wietrzykiem i rz�d dostojnych, bia�ych brz�z w zagajniku Dumnego Jana. Emilka zawsze si� cieszy�a, �e mieszka w�r�d tylu drzew � starych, rodowych drzew, zasadzonych i piel�gnowanych przez ludzi, kt�rzy dawno odeszli, d�wigaj�cych rado�ci i smutki �ycia, kt�re mija�o w ich cieniu. Smuk�e, dziewcz�ce, m�ode stworzenie. W�osy jak czarny jedwab. Fio�kowoszare oczy, pod kt�rymi widoczne by�y fioletowe cienie, zawsze g��bsze i bardziej tajemnicze, ilekro� Emilka przesiadywa�a do p�nych godzin, ko�cz�c opowiadanie lub szkicuj�c kolejn� fabu��; p�sowe usta z murrayowskimi zmarszczkami w k�cikach; uszy lekko spiczaste jak u elfa. By� mo�e zmarszczki ko�o ust i kszta�t uszu nasuwa�y niekt�rym ludziom kocie skojarzenia. Subtelna linia szyi i podbr�dka, wieloznaczny u�miech; rozkwitaj�ca, promienna istota, oczekuj�ca spe�nienia. I kostki, kt�re ta gorsz�ca wszystkich stara ciotka Nancy Priest z Ksi�ycowego Stawu tak chwali�a. Delikatny, r�owy odcie� zaokr�glonych policzk�w niekiedy raptownie przechodzi� w purpur�. Niewiele rzeczy mog�o wywo�a� �w nag�y rumieniec: wiatr od morza, nieoczekiwane spojrzenie na b��kitne wzg�rza, p�omienista czerwie� maku, bia�e �agle �odzi wyp�ywaj�cej z zatoki o magicznej, porannej porze, srebrzyste fale w �wietle ksi�yca, porcelanowob��kitny orlik w starym sadzie. A tak�e pewne gwizdanie w zagajniku Dumnego Jana. Czy by�a �adna? Nie potrafi� powiedzie�. W rozmowach o pi�kno�ciach z Perlistej Wody nigdy nie wymieniano Emilki. Ale ten, kto widzia� jej twarz, nigdy jej nie zapomnia�. Nikt, spotykaj�c Emilk� po raz drugi, nie musia� b�ka�: ,,Ehm� pani twarz wydaje mi si� znajoma, lecz��. Mia�a za sob� pokolenia wspania�ych kobiet. Ka�da z nich przekaza�a jej cz�stk� swej osobowo�ci. Posiada�a wdzi�k p�yn�cej wody, a tak�e co� z jej po�yskliwo�ci i przejrzysto�ci. My�l ko�ysa�a ni� niczym podmuch wiatru. Uczucia wstrz�sa�y ni� jak ulewny deszcz kwiatem r�y. Nale�a�a do tych �ywotnych istot, o kt�rych m�wimy, i� wydaje si� niemo�liwe, by kiedykolwiek mia�y umrze�. Na tle ca�ej praktycznej, rozs�dnej rodziny l�ni�a jak diament. Wielu ludzi j� lubi�o, wielu �ywi�o do niej niech��. Nikt nie pozostawa� wobec niej oboj�tny. Pewnego razu, gdy Emilka by�a jeszcze bardzo ma�a i mieszka�a w starym domku w Majowym Gaju, gdzie zmar� jej ojciec, wyruszy�a na poszukiwanie ko�ca t�czy. Bieg�a przez rosiste pola i wzg�rza, wyczekuj�ca i pe�na nadziei. Tymczasem cudowny �uk blad�, przygasa�, a� w ko�cu znikn��. Emilka znalaz�a si� sama w nieznanej okolicy, niepewna, gdzie jest dom. Przez chwil� jej usta dr�a�y, a oczy wype�ni�y si� �zami. Potem unios�a twarz i u�miechn�a si� dzielnie do pustego nieba. ��B�d� jeszcze inne t�cze � powiedzia�a. �ycie Emilki by�o pogoni� za t�cz�. III W Ksi�ycowym Nowiu �ycie bieg�o teraz innym torem. Emilka musia�a do tego przywykn��. Musia�a pogodzi� si� z pewnym osamotnieniem. Ilza Burnley, postrzelona, wierna towarzyszka siedmiu lat �ycia Emilki, wyjecha�a do Szko�y Literatury i Deklamacji w Montrealu. Dziewcz�ta rozsta�y si� we �zach, powtarzaj�c dawne obietnice. Ich p�niejsze spotkania nigdy ju� nie mia�y by� takie same jak niegdy�. Niezale�nie od tego, jak g��boko chcieliby�my to ukry�, wiemy, �e nawet najbli�si przyjaciele � by� mo�e w�a�nie przez t� blisko�� � spotykaj�c si� po d�u�szej roz��ce odczuwaj� zawsze pewien ch��d zmiany. Nikt nie pozostaje dok�adnie taki jak dawniej. Jest to proces naturalny i nieunikniony. Cz�owiek zawsze rozwija si� lub cofa, nigdy nie tkwi w miejscu. Niemniej jednak, mimo ca�ej filozofii, kt� z nas potrafi st�umi� ulotne zdumienie i rozczarowanie, kt�rego doznajemy widz�c, �e nasz przyjaciel nie jest i nie b�dzie taki jak niegdy�, nawet je�eli zmieni� si� na korzy��? Emilka, dzi�ki osobliwej intuicji zast�puj�cej jej do�wiadczenie, wyczu�a to � w przeciwie�stwie do Ilzy � i wiedzia�a, �e teraz �egna na zawsze Ilz� z czas�w Ksi�ycowego Nowiu i Shrewsbury. Wyjecha� r�wnie� Perry Miller, dawny �parobek� z Ksi�ycowego Nowiu, zdobywca szkolnego odznaczenia, odrzucony, lecz wci�� nie pozbawiony nadziei wielbiciel Emilki, przedmiot atak�w Ilzy. Perry studiowa� prawo i pracowa� w kancelarii w Charlottetown, widz�c przed sob� jasny i wyra�nie wytyczony cel. Dla Perry�ego nie istnia�y �adne t�cze ani mityczne skrzynie z�ota. Wiedzia�, �e zmierza ku temu, co nie mo�e umkn��. I ludzie zaczynali wierzy�, �e mu si� powiedzie. Mimo wszystko przepa�� mi�dzy prawnikiem w kancelarii pana Abla a S�dem Najwy�szym Kanady nie by�a g��bsza ni� przepa�� mi�dzy tym samym prawnikiem a bosonogim mieszka�cem Piecykowej Rury. Pogo� za t�cz� bli�sza by�a naturze Teda Kenta z Wrotyczowego �anu, kt�ry r�wnie� wyje�d�a� do Montrealu, gdzie mia� si� uczy� w Szkole Rysunku. Przed laty on tak�e pozna� zachwyt i urok, rozpacz i niepok�j towarzysz�ce po�cigowi za t�cz�. ��Nawet je�li nigdy jej nie odnajdziemy � powiedzia� Emilce w ostatni wiecz�r przed wyjazdem, podczas przechadzki po ogrodzie Ksi�ycowego Nowiu, pod fio�kowym niebem, w porze d�ugiego, cudownego, p�nocnego zmierzchu � samo poszukiwanie wydaje si� pi�kniejsze ni� osi�gni�cie celu. ��Ale my go osi�gniemy � o�wiadczy�a Emilka, spogl�daj�c ku rozmigotanej gwie�dzie na czubku jednej z Trzech Ksi�niczek. Spos�b, w jaki Ted wypowiedzia� s�owo �my�, sprawi�, �e przeszed� j� dreszcz. Emilka nigdy nie ok�amywa�a samej siebie i nie pr�bowa�a zamyka� oczu na fakt, �e Ted Kent znaczy dla niej wi�cej ni� ktokolwiek inny. Ona za� � ile ona znaczy�a dla niego? Niewiele? Du�o? A mo�e nic? Wysz�a na spacer z go�� g�ow�, wpi�wszy we w�osy ma��, ��t�, gwia�dzist� chryzantem�. Po d�u�szym namy�le w�o�y�a blado��t� jedwabn� sukienk�. Wydawa�o si� jej, �e wygl�da bardzo �adnie, ale czy to mia�o znaczenie, skoro Ted nawet tego nie zauwa�y�? Z lekkim buntem pomy�la�a, �e jej wygl�d zawsze by� dla niego czym� oczywistym. Dean Priest natomiast z pewno�ci� zwr�ci�by uwag� na jej str�j i wypowiedzia� jaki� subtelny komplement. ��Nie wiem � rzek� Ted, wpatruj�c si� pos�pnie w szarego kota Emilki, Pryma, o oczach jak topazy, kt�ry wyobra�a� sobie, �e jest tygrysem przyczajonym w g�szczu spirei. � Nie wiem. Teraz, gdy naprawd� mam odbi� od brzegu, czuj� si� przygn�biony. By� mo�e nigdy nie uda mi si� stworzy� niczego warto�ciowego. C� znaczy smyka�ka do rysowania? Zw�aszcza kiedy le�y si� bezsennie o trzeciej nad ranem? ��O, znam to uczucie � przytakn�a Emilka. � Wczoraj w nocy przez kilka godzin biedzi�am si� nad opowiadaniem i dosz�am do wniosku, �e nie potrafi� pisa� �e nie mam nawet po co pr�bowa� �e nie jestem w stanie napisa� niczego warto�ciowego. Po�o�y�am si� spa� z t� my�l� i zmoczy�am �zami poduszk�. Obudzi�am si� o trzeciej i nie mog�am nawet p�aka�. �zy wyda�y mi si� r�wnie g�upie jak �miech� czy nawet ambicja. Moja nadzieja i wiara leg�y w gruzach. A potem wsta�am o ch�odnym, szarym �wicie i zacz�am nowe opowiadanie. Nie pozw�l, by godzina trzecia nad ranem zasnu�a ci dusz� mg��. ��Niestety, ta godzina zdarza si� ka�dej nocy � powiedzia� Ted. � O tej bezbo�nej godzinie dr�czy mnie przekonanie, �e je�li cz�owiek pragnie czego� zbyt mocno, nigdy tego nie zdob�dzie. A ja bardzo mocno pragn� dw�ch rzeczy. Chcia�bym, naturalnie, zosta� wybitnym malarzem. Nigdy nie podejrzewa�em, Emilko, �e mog� by� tch�rzem, ale teraz czuj� strach. A je�li si� nie sprawdz�? Wszyscy b�d� si� ze mnie wy�miewali. Matka powie: �Wiedzia�am, �e tak b�dzie�. Wiesz, �e tak naprawd� to ona nie chce mnie pu�ci�. Ale �eby wyjecha� i ponie�� kl�sk�! Lepiej by�oby wcale nie wyje�d�a�. ��Nieprawda! � zawo�a�a z pasj� Emilka, zastanawiaj�c si� jednocze�nie w g��bi duszy, czego jeszcze Ted pragnie r�wnie mocno. � Nie wolno ci si� niczego ba�. M�j ojciec powiedzia� mi, tej nocy, kiedy umar�, �e mam nie l�ka� si� niczego. I czy to nie Emerson napisa�: �Czy� zawsze to, co boisz si� uczyni�? ��Za�o�� si�, �e Emerson napisa� to, gdy ju� przesta� ba� si� czegokolwiek. �atwo by� odwa�nym, kiedy cz�owiek zrzuci z siebie jarzmo. ��Wiesz, �e wierz� w ciebie, Ted � powiedzia�a mi�kko Emilka. ��Tak. Ty i pan Carpenter. Jeste�cie jedynymi lud�mi, kt�rzy naprawd� we mnie wierz�. Nawet Ilza my�li, �e Perry ma wi�ksze szans�, by wr�ci� do domu z wypchanym portfelem. ��Ale ty nie szukasz wypchanego portfela. Ty �cigasz z�ot� t�cz�. ��A je�li jej nie odnajd� i sprawi� ci zaw�d� to b�dzie najgorsze ze wszystkiego. ��Odnajdziesz j�. Sp�jrz na t� gwiazd�, Ted� t� nad najm�odsz� z Ksi�niczek. To Wega z gwiazdozbioru Liry. Zawsze j� kocha�am. Jest dla mnie najdro�sz� z gwiazd. Czy pami�tasz, jak przed laty siadywali�my z Ilz� w sadzie, kiedy kuzyn Jim gotowa� kartofle dla �wi�? Opowiada�e� nam cudowne historie o twoim �yciu na tej gwie�dzie, zanim przyszed�e� na �wiat. Tam nie istnia�a godzina trzecia nad ranem. ��Byli�my wtedy szcz�liwymi, beztroskimi szczeniakami! � westchn�� Ted tonem zatroskanego m�czyzny w �rednim wieku, kt�ry t�sknie wspomina bujn� m�odo��. ��Obiecaj mi � odezwa�a si� Emilka � �e kiedykolwiek spojrzysz na t� gwiazd�, przypomnisz sobie, �e wierz� w ciebie� mocno. ��A czy ty mi obiecujesz, �e ilekro� spojrzysz na t� gwiazd�, pomy�lisz o mnie? � spyta� Ted. � A raczej, obiecajmy sobie nawzajem, �e patrz�c na ni� b�dziemy zawsze my�leli o sobie� zawsze. Gdziekolwiek si� znajdziemy i dop�ki b�dziemy �yli. ��Obiecuj� � powiedzia�a Emilka z dr�eniem. Bardzo lubi�a, kiedy Ted tak na ni� patrzy�. Romantyczna umowa. Co oznacza�a? Emilka nie mia�a poj�cia. Wiedzia�a tylko, �e Ted wyje�d�a � �e �ycie wyda�o si� jej nagle puste i zimne � �e wiatr znad zatoki wzdycha bardzo smutno w zagajniku Dumnego Jana ��e lato min�o i nadesz�a jesie�. I �e z�oto ukryte na kra�cu t�czy le�y w�r�d bardzo odleg�ych wzg�rz. Dlaczego w og�le wspomnia�a o tej gwie�dzie? Czemu zmierzch, �ywiczna wo� jode� i smugi jesiennego zachodu s�o�ca sprawiaj�, �e ludzie m�wi� g�upstwa? ROZDZIA� 2 I Ksi�ycowy N�w 18 listopada 19.. Dzisiaj dosta�am grudniowy numer �Le�nej Granicy�, w kt�rym zamieszczono m�j wiersz �Pierzchaj�ce stado�. Uwa�am, �e warto wspomnie� o tym w pami�tniku, poniewa� po�wi�cono mu ca�� stron� i ozdobiono ilustracjami � po raz pierwszy m�j utw�r zosta� tak uhonorowany. Sam wiersz jest, przypuszczam, nie najlepszy � pan Carpenter prychn�� tylko, kiedy mu go odczyta�am, i odm�wi� wszelkich komentarzy. Pan Carpenter nigdy nie �wyra�a ozi�b�ej pochwa�y�, lecz potrafi zmia�d�y� cz�owieka milczeniem. Ale m�j wiersz wygl�da� tak dystyngowanie, �e nieuwa�ny czytelnik m�g� uzna�, i� co� w nim jest. B�ogos�awi� dobrego redaktora, kt�ry wpad� na pomys�, by da� ilustracje. Bardzo mnie to podnios�o na duchu. Nie jestem jednak zachwycona samymi ilustracjami. Artysta zupe�nie nie uchwyci� mojego zamys�u. Ted zrobi�by to lepiej. Ted znakomicie daje sobie rad� w Szkole Rysunku. A Wega �wieci jasno ka�dej nocy. Ciekawe, czy Ted naprawd� my�li o mnie, gdy na ni� patrzy. I czy w og�le patrzy. By� mo�e elektryczne �wiat�a Montrealu za�mi�y jej blask. Wydaje si�, �e Ted cz�sto widuje Ilz�. To musi by� bardzo mi�e tak spotka� si� w wielkim mie�cie pe�nym obcych ludzi. II 26 listopada 19.. Dzisiejsze popo�udnie by�o wprost czarowne � �agodne jak w lecie, lecz pe�ne jesiennej s�odyczy. Przez d�u�sz� chwil� siedzia�am i czyta�am na cmentarzu nad stawem. Ciotka El�bieta uwa�a, �e jest to bardzo ponure miejsce, i zwierzy�a si� ciotce Laurze ze swoich obaw, i� miewam jakie� niezdrowe upodobania. Nie widz� w tym nic niezdrowego. Jest to pi�kne miejsce, przesycone s�odkimi, dzikimi zapachami, kt�re w�drowny wiatr przynosi znad Perlistej Wody. I takie ciche i spokojne ze swymi starymi grobami � zielonymi pag�rkami, poro�ni�tymi k�pami paproci. Le�� tutaj dawni mieszka�cy mojego domu. M�czy�ni i kobiety, ci, kt�rzy zwyci�yli, i ci, kt�rzy ponie�li kl�sk�; a teraz ich zwyci�stwa i kl�ski s� jednym i tym samym. Nigdy nie odczuwam tutaj �adnych uniesie� ani przygn�bienia. Wszelki jad i smak �ycia znikaj�. Lubi� stare, czerwone p�yty z piaskowca, zw�aszcza t� na grobie Marii Murray, z napisem �Tutaj zostaj�, w kt�rym jej m�� zawar� skrywan� przez ca�e �ycie uraz�. Jego gr�b znajduje si� tu� obok i jestem pewna, �e obydwoje dawno ju� sobie wybaczyli. By� mo�e powracaj� czasami w bezksi�ycowe noce, spogl�daj� na ten napis i za�miewaj� si�. Napis zatar� si� ju� nieco i por�s� mchem. Kuzyn Jim przesta� go oczyszcza�. Pewnego dnia zniknie ca�kowicie i pozostanie po nim tylko zielono�srebrzysto�czerwonawa smuga na starej, czerwonej p�ycie. 20 grudnia 19.. Dzisiaj wydarzy�o si� co� mi�ego. Czuj� radosne o�ywienie. �Madison�s� przyj�� moje opowiadanie �Pomy�ka oskar�enia�!!! O tak, to zas�uguje na kilka wykrzyknik�w. Gdyby nie wzgl�d na pana Carpentera, zapisa�abym to kursyw�. Ba, u�y�abym samych du�ych liter. Bardzo trudno dosta� si� na �amy tego pisma. Wiem o tym a� za dobrze! Czy� nie pr�bowa�am wielokrotnie, otrzymuj�c za swe trudy jedynie listy w rodzaju: ��a�ujemy, lecz��. Teraz wreszcie otworzyli przede mn� podwoje. Druk w �Madison�s� jest wyra�n� i nieomyln� oznak�, �e uczyni�am kolejny krok na Alpejskiej �cie�ce. Kochany redaktor by� uprzejmy napisa�, �e moje opowiadanie jest czaruj�ce. Przemi�y cz�owiek! Przys�a� mi czek na pi��dziesi�t dolar�w. Wkr�tce b�d� mog�a zacz�� sp�aca� d�ug zaci�gni�ty u ciotki Ruth i wuja Wallace�a na moj� nauk� w Shrewsbury. Ciotka El�bieta jak zwykle spojrza�a podejrzliwie na czek, ale po raz pierwszy powstrzyma�a si� od wyra�enia w�tpliwo�ci, czy bank wyp�aci mi pieni�dze. Pi�kne, b��kitne oczy ciotki Laury promienia�y dum�. Ciotka Laura naprawd� ma promienne oczy. Nale�y do epoki wiktoria�skiej. Oczy ludzi z epoki edwardia�skiej b�yszcz�, miotaj� ognie i spogl�daj� kusz�co, lecz nigdy nie promieniej�. A ja lubi� promienne oczy � zw�aszcza gdy promieniej� dzi�ki moim sukcesom. Kuzyn Jim powiada, �e jego zdaniem �Madison�s� wart jest wszystkich innych jankeskich czasopism razem wzi�tych. Zastanawiam si�, czy �Pomy�ka oskar�enia� spodoba si� Deanowi Priestowi. I czy mi o tym powie. Ostatnio nie chwali niczego, co pisz�. A ja tak bardzo pragn� zmusi� go do tego. Czuj�, �e tylko jego pochwa�y � i pana Carpentera � s� co� warte. Dziwne rzeczy dziej� si� z Deanem. Wydaje si�, �e w jaki� tajemniczy spos�b staje si� m�odszy. Przed kilku laty uwa�a�am, �e jest cz�owiekiem starym. Teraz my�l� o nim jako o m�czy�nie w �rednim wieku. Je�li tak dalej p�jdzie, wkr�tce stanie si� m�odzie�cem. Przypuszczam, �e to dlatego, i� zaczynam dojrzewa� duchowo i dogania� go. Ciotka El�bieta nadal nie pochwala mojej przyja�ni z Deanem. Ciotka czuje zdecydowan� antypati� do wszystkich Priest�w. A ja nie wiem, co bym zrobi�a bez przyja�ni Deana. Jest dla mnie sol� �ycia. 15 stycznia 19.. Dzisiejszy dzie� by� burzliwy. Sp�dzi�am bezsenn� noc po otrzymaniu czterech odm�w, cho� opowiadania wydawa�y mi si� bardzo dobre. Zgodnie z przepowiedni� panny Royal czu�am, �e post�pi�am strasznie g�upio nie jad�c z ni� do Nowego Jorku. O, nie dziwi� si� dzieciom, �e p�acz� budz�c si� w nocy. Sama cz�sto mam ochot� p�aka�. Jest mi wtedy tak ci�ko na duszy i widz� wszystko w czarnych kolorach. Przez ca�e przedpo�udnie by�am przygn�biona i zniech�cona i oczekiwa�am nadej�cia poczty jako jedynej ucieczki od chandry. Z poczt� wi��e si� zawsze fascynuj�ce uczucie wyczekiwania i niepewno�ci. Co mi przyniesie? List od Teda, kt�ry pisze tak zachwycaj�co? Mi��, cienk� kopert� z czekiem w �rodku? �a�o�nie wymown�, grub� kopert� z nast�pnym odrzuconym r�kopisem? Wzruszaj�ce bazgro�y Uzy? Tym razem nie by�o niczego. Otrzyma�am jedynie gniewn� episto�� od kuzynki w trzeciej linii, Beulah Grant z Balladowego Stawu, kt�ra jest na mnie w�ciek�a, poniewa� uwa�a, �e �opisa�am� j� w opowiadaniu �G�upcy z nawyku�, zamieszczonym niedawno w popularnym kanadyjskim czasopi�mie rolniczym. Napisa�a do mnie list pe�en gorzkich wyrzut�w. Uwa�a, �e mog�am �oszcz�dzi� star� przyjaci�k�, kt�ra zawsze �yczy�a mi jak najlepiej�. Ponadto �nie przywyk�a, by j� o�mieszano w gazetach� i prosi, abym w przysz�o�ci zechcia�a powstrzyma� si� od drukowania dowcip�w na jej temat w krajowej prasie. Kuzynka Beulah do�� lekko w�ada pi�rem i pewne jej sformu�owania zrani�y mnie, inne za� rozz�o�ci�y. Nawet o niej nie pomy�la�am, pisz�c to opowiadanie. Gdybym pomy�la�a, z pewno�ci� nie umie�ci�abym jej w swoim utworze. Jest zbyt g�upia i pospolita. Ani troch� nie przypomina postaci ciotki Kate, kt�ra � pochlebiam sobie � jest barwn�, pe�n� �ycia, zabawn� starsz� dam�. Kuzynka Beulah napisa�a r�wnie� do ciotki El�biety, w zwi�zku z czym rozp�ta�a si� rodzinna awantura. Ciotka El�bieta nie chce uwierzy� w moj� niewinno�� � twierdzi, �e ciotka Kate to wykapana kuzynka Beulah; i zwraca si� do mnie z uprzejm� pro�b� � uprzejme pro�by ciotki El�biety zawsze budz� we mnie groz� � abym w moich przysz�ych utworach nie umieszcza�a karykatur krewnych. ���aden z Murray�w � rzek�a z w�a�ciw� sobie wynios�o�ci� ciotka El�bieta � nie powinien zarabia� pieni�dzy na dziwactwach przyjaci�. W ten spos�b spe�ni�a si� kolejna przepowiednia panny Royal. Czy�by i pozosta�e mia�y si� sprawdzi�? Je�eli tak� Najgorszy cios jednak pad� ze strony kuzyna Jima, kt�ry chichota� czytaj�c �G�upc�w z nawyku�. ��Nie przejmuj si� star� Beulah, koci�tko � szepn��. � To jest �wietne. Nie�le j� obsmarowa�a� jako ciotk� Kate. Od razu zgad�em, �e to ona. Pozna�em po nosie. Ot� to! Na swoje nieszcz�cie obdarzy�am ciotk� Kate �d�ugim, haczykowatym nosem�. A nie da si� zaprzeczy�, �e nos kuzynki Beulah jest d�ugi i haczykowaty. Wieszano ju� ludzi na podstawie s�abszych poszlak. Na nic si� zda�y rozpaczliwe zapewnienia, �e wcale nie mia�am na my�li kuzynki Beulah. Kuzyn Jim kiwn�� tylko g�ow� i zachichota�. � Oczywi�cie. Lepiej o tym nie m�wi�. Lepiej wcale nie m�wi� o takich rzeczach. Najgorsze jest dla mnie to, �e je�eli istotnie ciotka Kate przypomina kuzynk� Beulah Grant, moja pr�ba stworzenia tej postaci okaza�a si� ca�kowicie chybiona. Czuj� si� jednak znacznie lepiej teraz, gdy to opisa�am. Wyrzuci�am z siebie uraz�, bunt i zniech�cenie. My�l�, �e po to w�a�nie pisze si� pami�tniki. III 3 lutego 19. Dzisiaj by� m�j �wielki dzie�. Przyj�to trzy moje teksty. Pewien redaktor poprosi� nawet o przys�anie mu jeszcze kilku opowiada�. Prawd� m�wi�c, nie znosz� pisania opowiada� na zam�wienie. Jest to o wiele gorsze ni� wysy�anie ich z w�asnej inicjatywy. Zwrot tekstu zam�wionego przez redaktora jest bardziej upokarzaj�cy ni� odrzucenie r�kopisu wys�anego do jakiej� bezosobowej istoty siedz�cej za biurkiem o tysi�c mil st�d. Stwierdzi�am ponadto, �e nie potrafi� pisa� �na zam�wienie�. To istne piek�o. Przekona�am si� o tym niedawno. Redaktor �M�odzie�y� poprosi� mnie o napisanie tekstu opartego na pewnym schemacie. Napisa�am. Odes�a� mi r�kopis, w kt�rym wytkn�� kilka b��d�w, i poprosi� o przeredagowanie. Spr�bowa�am. Pisa�am, skre�la�am, zmienia�am i przestawia�am, a� m�j r�kopis zamieni� si� w zwariowan�, pstrokat� gmatwanin� czarno�niebiesko�czerwonych linii. W ko�cu wrzuci�am go do kuchennego pieca, wraz z wszystkimi dopiskami. B�d� odt�d pisa�a tylko to, co sama zechc� napisa�. A redaktorzy niech b�d�� kanonizowani! Dzisiejsza noc przynios�a p�nocne zorze i zamglony n�w ksi�yca. IV 16 lutego 19.. Moje opowiadanie �To tylko �art� ukaza�o si� dzisiaj w �Miesi�czniku Domowym�. Na ok�adce nie wydrukowano jednak mojego nazwiska. Za to w �Dziewcz�cych Chwilach� wymieniono je w�r�d �znanych i cenionych wsp�pracownik�w�. Kuzyn Jim przeczyta� artyku� wst�pny kilkakrotnie i s�ysza�am, jak r�bi�c drwa na opa� szepcze: �znana i ceniona�. P�niej poszed� do sklepiku i kupi� mi nowy zeszyt. Za ka�dym razem, gdy przekrocz� kolejny kamie� milowy na Alpejskiej �cie�ce, kuzyn Jim czci to wydarzenie wr�czaj�c mi nowy zeszyt. Nigdy ich sama sobie nie kupuj�. To zrani�oby jego uczucia. Zawsze spogl�da na stos zeszyt�w na moim stole z l�kliwym szacunkiem i �wi�cie wierzy, �e w spisanych tam notatkach i szkicach kryje si� wspania�a literatura. Daj� Deanowi do przeczytania ka�de opowiadanie. Nie potrafi� si� powstrzyma�, cho� zawsze oddaje mi teksty bez komentarza lub � co gorsza � z ozi�b�� pochwa��. Obsesyjnie pragn� zmusi� Deana, by przyzna�, �e potrafi� dobrze pisa�. To by�by prawdziwy tryumf. Dop�ki tego nie powie, wszystko pozostanie dla mnie prochem i popio�em. Bo on� wie. V 2 kwietnia 19.. Wiosna podzia�a�a na pewnego m�odzie�ca ze Shrewsbury, kt�ry od czasu do czasu odwiedza Ksi�ycowy N�w. Nie jest to konkurent, kt�rego mogliby aprobowa� Murrayowie. A co najwa�niejsze nie aprobuje go E.B. Starr. Ciotka El�bieta mia�a bardzo ponur� min�, gdy posz�am z nim na koncert. Nie spa�a, kiedy wr�ci�am do domu. ��Nie uciek�am, ciociu, jak widzisz � powiedzia�am. � Obiecuj� ci, �e nigdy tego nie zrobi�. Gdybym kiedy� zapragn�a wyj�� za m��, powiadomi� ci� o tym i wezm� �lub nawet bez twojej zgody. Nie wiem, czy uspokoi�am w ten spos�b ciotk� El�biet�. Moja matka uciek�a z domu � dzi�ki Bogu! � a ciotka wierzy �wi�cie, �e takie rzeczy s� dziedziczne. VI 15 kwietnia 19. Dzisiaj odby�am przechadzk� po wzg�rzu i b��dzi�am w blasku ksi�yca wok� Rozczarowanego Domu. Dom ten zosta� zbudowany przed trzydziestu siedmiu laty dla panny m�odej, kt�ra nigdy nie przekroczy�a jego prog�w. Od tego czasu stoi zabity deskami, nie wyko�czony, ze z�amanym sercem, nawiedzany przez boja�liwe, zapomniane duchy zdarze�, kt�re nigdy nie nast�pi�y. Zawsze tak bardzo mi go �al. �al mi jego nieszcz�snych, �lepych okien, kt�re niczego nie widzia�y i nie maj� nawet wspomnie�. Nigdy nie zap�on�o w nich �wiat�o � pr�cz dawno minionej �uny po�aru. M�g�by to by� przemi�y domek, przytulony do lesistego wzg�rza, okolony m�odymi �wierkami. Ciep�y, przyjazny domek. Nie taki jak ten, kt�ry Tom Semple zbudowa� niedawno na kra�cu wsi. Jego dom jest z�o�liwy. Ma ma�e okienka i ostre k�ty i przypomina star� j�dz�. To dziwne, jak� osobowo�� mo�e mie� dom, zanim jeszcze ktokolwiek w nim zamieszka. Kiedy�, dawno temu, gdy Ted i ja byli�my dzie�mi, obluzowali�my desk� w oknie Rozczarowanego Domu, weszli�my do �rodka i rozpalili�my ogie� na kominku. Siedzieli�my przy nim, snuj�c �yciowe plany. Chcieli�my sp�dzi� �ycie razem w tym domu. Przypuszczam, �e Ted zapomnia� o ca�ej tej dziecinadzie. Pisze do mnie cz�sto, a jego listy s� obszerne, weso�e i po prostu takie jak on sam. Opisuje swoje �ycie z najdrobniejszymi szczeg�ami. Ostatnio jednak wydaje mi si�, �e jego listy sta�y si� jakie� bezosobowe. R�wnie dobrze mog�yby by� pisane do Ilzy. Nieszcz�sny Rozczarowany Domku, chyba na zawsze pozostaniesz rozczarowany! VII i maja 19.. Nadesz�a wiosna! M�ode topole okry�y si� delikatnymi, z�ocistymi listkami. A za srebrzysto�liliowymi wydmami faluje rozleg�a zatoka. Zima min�a niewiarygodnie szybko pomimo strasznych, czarnych godzin nad ranem i samotnych, przygn�biaj�cych zmierzch�w. Dean niebawem wr�ci z Florydy. Ale Ted i Uza nie przyjad� na lato do domu. Kosztowa�o mnie to kilka bezsennych nocy. Ilza jedzie nad morze do ciotki, siostry matki, kt�ra dotychczas wcale si� ni� nie interesowa�a. Ted za� otrzyma� od pewnego nowojorskiego wydawnictwa zam�wienie na ilustracje od cyklu opowiada� o P�nocnej Policji Konnej i musi sp�dzi� wakacje na Dalekiej P�nocy, robi�c szkice. To, oczywi�cie, wspania�a szansa i nie by�oby mi ani troch� przykro� gdyby on cho� odrobin� �a�owa�, �e nie przyjedzie do Perlistej Wody. Ale wcale nie �a�owa�. C�, zapewne Perlista Woda i �ycie tutaj s� ju� dla niego opowie�ci� z innego �wiata. Dotychczas nie u�wiadamia�am sobie, jak bardzo licz� na przyjazd Ilzy i Teda i w jak wielkim stopniu nadzieja to pomog�a mi przetrwa� przykre chwile w zimie. Kiedy sobie pomy�l�, �e tego lata nie us�ysz� gwizdania Teda w zagajniku Dumnego Jana� ani razu nie spotkam si� z nim na potajemnej, cudownej w�dr�wce wzd�u� strumienia� nie wymienimy porozumiewawczych spojrze� w towarzystwie, kiedy wydarzy si� co�, co ma dla nas szczeg�lne znaczenie � �ycie traci dla mnie barw� i staje si� szarym, wyblak�ym chodnikiem zszytym z �at i skrawk�w. Wczoraj na poczcie spotka�am pani� Kent. Przystan�a i odezwa�a si� do mnie, co jej si� bardzo rzadko zdarza. Nadal mnie nienawidzi. ��Wiesz chyba, �e Ted nie przyjdzie na lato do domu? ��Wiem � odpar�am kr�tko. W jej oczach pojawi� si� dziwny b�ysk bolesnego tryumfu, gdy odwraca�a si� ku drzwiom � tryumfu, kt�ry potrafi� zrozumie�. Jest bardzo nieszcz�liwa, �e Ted nie przyjedzie do niej, ale cieszy si�, �e nie przyjedzie do mnie. To j� przekona�o, �e Ted wcale o mnie nie dba. I prawdopodobnie tak jest. Lecz, mimo wszystko, wiosna nie pozwala cz�owiekowi ca�kowicie pogr��y� si� w smutku. Andrzej jest zar�czony! Z pann�, kt�r� ciotka Ada aprobuje bez zastrze�e�. �Gdybym sama j� wybiera�a, nie mog�abym lepiej wybra�, powiedzia�a dzisiaj po po�udniu do ciotki El�biety. Do ciotki El�biety, a przeciw mnie. Ciotka okaza�a ch�odne zadowolenie. Ciotka Laura uroni�a kilka �ez. Zawsze p�acze, kiedy kto� znajomy rodzi si�, umiera, �eni, zar�cza, przyje�d�a, wyje�d�a lub oddaje pierwszy g�os w wyborach. By�a troch� rozczarowana. Andrzej by�by dla mnie takim bezpiecznym m�em! Z ca�� pewno�ci� nie ma w nim ani krzty dynamitu. ROZDZIA� 3 I Pocz�tkowo nikt nie traktowa� powa�nie choroby pana Carpentera. Ostatnimi czasy cz�sto miewa� ataki reumatyzmu i ca�e dni sp�dza� w ��ku. Potem jednak wraca� do pracy, ponury i sarkastyczny jak zawsze, z wyostrzonym na nowo j�zykiem. Zdaniem pana Carpentera szko�a w Perlistej Wodzie nie by�a ju� taka jak niegdy�. Powiedzia�, �e sk�ada si� wy��cznie z rozbrykanych, bezdusznych, m�odych zer. Nie by�o nikogo, kto potrafi�by zapami�ta� cokolwiek. ��Mam ju� do�� gotowania zupy w sicie � burcza�. Nie by�o Teda, Ilzy, Perry�ego ani Emilki � uczni�w, kt�rzy nape�niali szko�� tw�rczym natchnieniem. By� mo�e pana Carpentera znu�y�o ju� to wszystko. Nie by� staruszkiem, lecz bujna m�odo�� nadw�tli�a jego si�y. Drobna, nie�mia�a, bezbarwna kobiecina, kt�ra by�a jego �on�, umar�a cicho zesz�ej jesieni. Pan Carpenter, jak si� wydawa�o, nie by� do niej zbytnio przywi�zany, niemniej jednak �posun�� si� gwa�townie po jej �mierci. Uczniowie dr�eli przed jego k��liwymi uwagami i cz�stymi wybuchami gniewu. Cz�onkowie zarz�du szko�y potrz�sali g�owami i przeb�kiwali o zatrudnieniu nowego nauczyciela. Choroba pana Carpentera zacz�a si� jak zwykle od nawrotu reumatyzmu. P�niej pojawi�y si� k�opoty z sercem. Doktor Burnley, kt�ry zbada� chorego wbrew jego upartym odmowom wezwania lekarza, spowa�nia� i zacz�� m�wi� zagadkowo o braku �woli �ycia�. Ciotka Luiza Drummond z Balladowego Stawu przyjecha�a, by zaj�� si� panem Carpenterem. Podda� si� temu z rezygnacj�, co by�o z�ym znakiem � jak gdyby nic go ju� nie obchodzi�o. ��Niech i tak b�dzie. Mo�e si� tu kr�ci�, je�li to uspokaja wasze sumienia. Wszystko mi jedno, co robi, byle zostawi�a mnie w spokoju. Nie pozwol� si� karmi�, nia�czy� ani zmienia� sobie po�cieli. Nie znosz� jej okropnych w�os�w. Zbyt proste i b�yszcz�ce. Powiedzcie jej, �eby co� z nimi zrobi�a. I dlaczego jej nos wygl�da tak, jakby by� wiecznie zmarzni�ty? Emilka odwiedza�a go co wiecz�r. By�a jedyn� osob�, kt�r� stary nauczyciel ch�tnie widywa�. Nie m�wi� wiele, ale co kilka minut otwiera� oczy i u�miecha� si� do niej szelmowsko i porozumiewawczo, jak gdyby obydwoje �miali si� z jakiego� wy�mienitego dowcipu, kt�rego nikt pr�cz nich nie rozumie. Ciotka Luiza nie wiedzia�a, co my�le� o tej wymianie u�miech�w, i nie bardzo jej si� to podoba�o. By�a poczciw� kobiet�, a jej zawiedzione panie�skie serce przepe�nia�y macierzy�skie uczucia; nie mog�a jednak poj��, co oznaczaj� te weso�e, figlarne u�miechy jej pacjenta na �o�u �mierci. Uwa�a�a, �e powinien raczej pomy�le� o swej nie�miertelnej duszy. Nigdy nie chodzi� do ko�cio�a. Nie �yczy� sobie nawet odwiedzin pastora. Ale zawsze ch�tnie przyjmowa� Emilk� Starr. Ciotka Luiza skrycie �ywi�a co do niej pewne podejrzenia. Przecie� ona pisze! I czy� nie opisa�a w jednym z opowiada� kuzynki w�asnej matki, ca�kiem jak �ywej? Pewnie szuka�a �tematu� przy �o�u �mierci tego starego poganina. To bez w�tpienia t�umaczy�o jej wizyty. Ciotka Luiza z ciekawo�ci� zerka�a na t� m�od�, nienasycon� istot�. Mia�a nadziej�, �e Emilka nie umie�ci jej w �adnym opowiadaniu. Emilka d�ugo nie dopuszcza�a do siebie my�li, �e pan Carpenter nie wstanie ju� z ��ka. Nie m�g� by� a� tak ci�ko chory! Nie cierpia�, nie skar�y� si� na nic. Na pewno mu si� polepszy, gdy nadejd� cieplejsze dni. Powtarza�a to sobie tak cz�sto, �e w ko�cu zacz�a w to wierzy�. Nie wyobra�a�a sobie �ycia w Perlistej Wodzie bez pana Carpentera. Pewnego majowego wieczoru pan Carpenter poczu� si� znacznie lepiej. W jego oczach zab�ys�y iskierki dawnego humoru, g�os brzmia� d�wi�cznie; �artowa� z nieszcz�snej ciotki Luizy, kt�ra nie rozumia�a jego dowcip�w, lecz znosi�a je cierpliwie, jak przysta�o na chrze�cijank�. Chorym nale�y ust�powa�. Opowiedzia� Emilce jak�� zabawn� histori� i �miali si� razem tak g�o�no, �e a� dygota�y �ciany niskiego pokoiku. Ciotka Luiza pokiwa�a g�ow�. Nieszcz�sna ta dama o wielu rzeczach nie mia�a poj�cia, ale zna�a si� na piel�gnacji chorych i wype�nia�a z po�wi�ceniem, cho� po amatorsku, swe ciche obowi�zki; dlatego �w nag�y przyp�yw si� nie by� dla niej dobrym znakiem. Jakby to okre�lono w Szkocji, pan Carpenter znajdowa� si� �na progu �mierci�. Emilka, jako osoba niedo�wiadczona, nie wiedzia�a o tym. Wysz�a od pana Carpentera rozradowana, �e jego stan tak si� poprawi�. Wkr�tce wyzdrowieje, wr�ci do szko�y, b�dzie grzmia� na uczni�w, w roztargnieniu spacerowa� drog�, czytaj�c jaki� podniszczony tom, i krytykowa� jej r�kopisy z dawnym, uszczypliwym humorem. Emilka by�a zadowolona. Nie mog�a straci� takiego przyjaciela jak pan Carpenter. II Ciotka El�bieta obudzi�a Emilk� o drugiej. Pan Carpenter przys�a� po ni�. Chcia�, �eby przysz�a. ��Czy� czuje si� gorzej? � zapyta�a Emilka, wy�lizguj�c si� ze swego wysokiego, czarnego ��ka o rze�bionych s�upkach. ��Jest umieraj�cy � odpar�a kr�tko ciotka El�bieta. � Doktor Burnley m�wi, �e nie do�yje rana. Co� w wyrazie twarzy Emilki poruszy�o ciotk� El�biet�. ��Czy to nie lepsze dla niego, Emilko? � odezwa�a si� z niezwyk�� �agodno�ci�. � Jest stary i zm�czony. Jego �ona nie �yje. Nie zatrudni� go w szkole w przysz�ym roku. Staro�� up�yn�aby mu w wielkiej samotno�ci. �mier� jest jego najlepsz� przyjaci�k�. ��My�l� o sobie � powiedzia�a zd�awionym g�osem Emilka. By�a pi�kna, wiosenna noc, gdy Emilka sz�a do domu pana Carpentera. Ciotka Luiza p�aka�a, lecz Emilka nie uroni�a ani jednej �zy. Pan Carpenter otworzy� oczy i u�miechn�� si� do niej � tym samym szelmowskim u�miechem, co dawniej. ���adnych �ez � mrukn��. � Zabraniam p�aka� przy moim �o�u �mierci. Niech Luiza Drummond p�acze sobie w kuchni. W ten spos�b te� mo�na zarabia� na �ycie. Nic wi�cej nie mo�e dla mnie zrobi�. ��A czy ja mog� co� zrobi� dla pana? � spyta�a Emilka. ��Posied� przy mnie, tak �ebym m�g� ci� widzie�, p�ki nie odejd�. �le jest odchodzi� w samotno�ci. Nigdy nie lubi�em my�li o samotnym umieraniu. Ile tych starych �asic czeka tam w kuchni na moj� �mier�? ��S� tam tylko ciotka Luiza i ciotka El�bieta � odpar�a Emilka, nie mog�c powstrzyma� u�miechu. ��Nie miej mi za z�e, �e� b�d� niewiele m�wi�. Gada�em� przez ca�e �ycie. Mam ju� do��. Brak mi� tchu. Ale je�li co� przyjdzie mi na my�l� chcia�bym, �eby� tu by�a. Pan Carpenter zamkn�� oczy i pogr��y� si� w milczeniu. Emilka siedzia�a cicho, a ciemny zarys jej g�owy majaczy� �agodnie na tle okna, za kt�rym zaczyna�o ju� szarze�. Widmowe palce kapry�nego wiatru igra�y z jej w�osami. Przez otwarte okno s�czy�a si� wo� czerwonych lilii � natarczywy zapach, s�odszy ni� muzyka, przypominaj�cy utracone wonie dawnych, niewys�owienie drogich lat. W oddali dwie pi�kne, smuk�e, ciemne jod�y, obydwie tej samej wysoko�ci, rysowa�y si� na tle rozsrebrzonego �wiat�em nieba, jak bli�niacze wie�e gotyckiej katedry, wznosz�cej si� ponad pasmem srebrnej mg�y. Pomi�dzy nimi zawis� przy�miony stary p�ksi�yc, r�wnie pi�kny jak wieczorem. Widok �w by� pociech� i chyba bod�cem dla Emilki podczas tego osobliwego czuwania. Cokolwiek odesz�o, cokolwiek przemin�o, takie pi�kno by�o nie�miertelne. Od czasu do czasu ciotka Luiza wchodzi�a do pokoju i przygl�da�a si� staremu nauczycielowi. Wydawa�o si�, �e pan Carpenter nie jest �wiadom jej obecno�ci, ale gdy tylko wychodzi�a, otwiera� oczy i mruga� do Emilki. Ku swej lekkiej zgrozie Emilka przy�apa�a si� na tym, �e odwzajemnia te mrugni�cia � mia�a dostatecznie du�o murrayowskiej krwi, by mruganie na �o�u �mierci budzi�o w niej pewne zgorszenie. Co by na to powiedzia�a ciotka El�bieta? Dzielne z ciebie dziecko � mrukn�� pan Carpenter po drugiej wymianie mrugni��. � To dobrze� �e tu jeste�. O trzeciej nad ranem zacz�� okazywa� pewien niepok�j. Ciotka Luiza znowu wesz�a do pokoju. ��Nie umrze, dop�ki nie rozpocznie si� odp�yw, rozumiesz � wyja�ni�a Emilce uroczystym szeptem. ��Sko�cz z tym zabobonnym be�kotem � powiedzia� g�o�no i wyra�nie pan Carpenter. � Umr�, niech to diabli, kiedy b�d� got�w, a odp�yw nie ma tu nic do rzeczy. Przera�ona ciotka Luiza zacz�a usprawiedliwia� go przed Emilk�, t�umacz�c, �e jego umys� b��dzi; po czym wymkn�a si� z pokoju. ��Wybacz mi to grubia�stwo � rzek� pan Carpenter. � Musia�em si� jej jako� pozby�. Nie zni�s�bym tej podstarza�ej baby ko�o siebie� gdy b�d� umiera�. B�dzie mia�a� co opowiada� do ko�ca �ycia. Okropne� ostrze�enie. A jednak� to poczciwa dusza. Tak poczciwa� �e a� nudna. Ani krzty z�a. Ka�da osobowo�� jako�� potrzebuje� szczypty z�a. To jest jak� s�l� kt�ra dodaje� smaku. Umilk� na chwil�, a potem doda� z powag�: ��K�opot w tym, �e� Kucharz daje� przewa�nie� zbyt du�o soli. Niedo�wiadczony Kucharz� m�dry po szkodzie� gdy min� wieki. Emilka pomy�la�a, �e tym razem jego umys� istotnie �b��dzi�, lecz pan Carpenter u�miechn�� si� do niej. ��Dobrze, �e tu jeste�� ma�a przyjaci�ko. Nie sprawia� ci to� przykro�ci? ��Nie � odpar�a Emilka. ��Kiedy Murray�wna m�wi nie� mo�na jej� wierzy�. Po chwili pan Carpenter odezwa� si� znowu, tym razem bardziej do siebie ni� do niej. ��Odchodz� poza granic� �witu. Daleko� za gwiazd� porann�. Kiedy� my�la�em, �e b�d� si� ba�. Nie boj� si�. �mieszne. Pomy�le�, ile si� dowiem� ju� za kilka chwil, Emilko. B�d� m�drzejszy ni� wszyscy �yj�cy. Zawsze chcia�em wiedzie� wiedzie�. Nie lubi�em zgadywa�. Nie jestem ju� ciekaw� �ycia. Tylko �mierci. Poznam prawd�, Emilko� Ju� za par� minut poznam� prawd�. Koniec zgadywania. A je�li jest tak� jak mi si� wydaje� b�d� znowu� m�ody. Nie mo�esz wiedzie� co to znaczy. Ty jeste� m�oda� i nie mo�esz mie� poj�cia� co to znaczy by� znowu m�odym. Jego g�os przeszed� na chwil� w niespokojny szept, po czym zabrzmia� wyra�niej: ��Emilko, przyrzeknij mi, �e� nigdy nie b�dziesz pisa�a� by zadowoli� kogokolwiek� pr�cz siebie. Emilka zawaha�a si�. Co mia�a znaczy� taka obietnica? ��Przyrzeknij � szepn�� z naciskiem pan Carpenter. Emilka przyrzek�a. ��Dobrze � westchn�� z ulg� pan Carpenter. � Trzymaj si� tego� a wszystko� b�dzie dobrze. Nie ma co pr�bowa� zadowoli� wszystkich. Nie ma co pr�bowa� zadowoli� krytyk�w. �yj w�asnym �yciem. Nie daj si� zwie�� tym wrzaskom o realizmie. Pami�taj � sosnowe lasy s� r�wnie prawdziwe jak� chlewy� a o ile przyjemniejsze. Osi�gniesz to� pewnego dnia� masz w sobie zadatki. I nie m�w� �wiatu� wszystkiego. To w�a�nie� sta�o si� z nasz� literatur�. Straci�a urok tajemniczo�ci� i dystansu. Chcia�em powiedzie� co� jeszcze� ostrzec ci� ale nie pami�tam� ��Nie szkodzi � odezwa�a si� �agodnie Emilka. � Niech pan si� nie m�czy. ��Nie jestem zm�czony. Czuj�, �e� mam to ju�� za sob�. Umieram� jestem nieudacznikiem� biednym jak mysz ko�cielna. Ale mimo wszystko, Emilko� mia�em piekielnie ciekawe �ycie. Pan Carpenter zamkn�� oczy i wygl�da� jak nie�ywy, a� Emilka mimo woli drgn�a niespokojnie. Lecz on uni�s� wychud�� bia�� r�k�. ��Nie� nie wo�aj jej. Nie wo�aj tej zap�akanej damy. Tylko ty, ma�a Emilko z Ksi�ycowego Nowiu. M�dra, ma�a Emilka. Co to ja chcia�em� powiedzie�? Po chwili otworzy� oczy i powiedzia� g�o�no i wyra�nie: ��Otw�rz drzwi� otw�rz drzwi. Nie ka�my �mierci czeka�. Emilka pobieg�a do drzwi i otworzy�a je na o�cie�. Do pokoju wdar� si� silny podmuch morskiego wiatru. Ciotka Luiza pospieszy�a z kuchni. ��Zacz�� si� odp�yw� i on odchodzi wraz z nim� ju� odszed�. Ale jeszcze nie zupe�nie. Gdy Emilka pochyli�a si� nad chorym, przenikliwe oczy pod krzaczastymi brwiami otworzy�y si� po raz ostatni. Pan Carpenter usi�owa� mrugn��, lecz nie uda�o mu si�. ��Przypomnia�em sobie � szepn��. � Strze� si� kursywy. Czy po tych s�owach rozleg� si� cichy, z�o�liwy chichot? Ciotka Luiza by�a o tym przekonana. Bezbo�ny stary Carpenter umar� ze �miechem, m�wi�c o jakich� kursach. Bredzi�, naturalnie. Ale ciotka Luiza odnios�a wra�enie, �e nie by�o to buduj�ce po�egnanie z �yciem. Dzi�ki Bogu, niecz�sto bywa�a �wiadkiem takich scen. III Emilka jak p�przytomna wr�ci�a do domu i w swoim pokoju d�ugo op�akiwa�a zmar�ego przyjaciela. Jaki� on by� dzielny� odszed� w cie� � a mo�e w blask? � �miej�c si� i �artuj�c. Stary pan Carpenter mia� swoje wady, lecz na pewno nie by� tch�rzem. Wiedzia�a, �e po jego odej�ciu �wiat stanie si� dla niej mniej przytulnym miejscem. Wydawa�o si�, �e up�yn�o wiele lat, odk�d wysz�a w ciemno�ciach z Ksi�ycowego Nowiu. Co� m�wi�o jej, �e stan�a teraz na rozdro�u. Na poz�r �mier� pana Carpentera nic nie zmienia�a. Stanowi�a jednak kamie� milowy, na kt�ry Emilka mia�a ogl�da� si� w przysz�o�ci, m�wi�c: ��Od tej chwili wszystko wygl�da�o inaczej. Przez ca�e �ycie, jak si� wydawa�o, Emilka dojrzewa�a dzi�ki gwa�townym do�wiadczeniom. Ca�e miesi�ce i lata up�ywa�y spokojnie, bez zmian � i nagle zdawa�a sobie spraw�, �e jej dusza opu�ci�a �ciasn� komor� przesz�o�ci� i przest�pi�a pr�g �nowej �wi�tyni�, bardziej przestronnej ni� wszystkie widziane dotychczas. Lecz pierwszemu krokowi towarzyszy� zawsze ch��d zmiany i poczucie straty. ROZDZIA� 4 I Rok po �mierci pana Carpentera up�yn�� Emilce spokojnie � spokojnie, przyjemnie i by� mo�e, cho� usi�owa�a zag�uszy� t� my�l, nieco monotonnie. Nie by�o llzy, nie by�o Teda, nie by�o pana Carpentera. Perry przyje�d�a� bardzo rzadko. Latem, oczywi�cie, zjawi� si� Dean. �adna dziewczyna nie mog�aby czu� si� zupe�nie samotna, maj�c Deana Priesta za przyjaciela. Emilka i Dean byli bardzo zaprzyja�nieni od owego dnia przed laty, kiedy to Dean uratowa� j� nad zatok� Malvern*. Nie mia�o znaczenia, �e lekko utyka� i mia� krzyw� �opatk�; ani �e zielone, b�yszcz�ce, marzycielskie oczy czasem nadawa�y jego twarzy niesamowity wyraz. Nikogo na �wiecie Emilka nie lubi�a tak bardzo jak Deana. My�l�c o tym zawsze podkre�la�a s�owo �lubi�. Istnia�y sprawy, o kt�rych pan Carpenter nie wiedzia�. Ciotka El�bieta nigdy w pe�ni nie aprobowa�a Deana. Ale ona w og�le nie przepada�a za Priestami. Mi�dzy Murrayami a Priestami istnia�a, jak si� wydaje, r�nica usposobienia, kt�rej nie by�y w stanie zatrze� nawet zdarzaj�ce si� od czasu do czasu ma��e�stwa mi�dzy klanami. ��Priestowie, doprawdy! � zwyk�a mawia� z pogard� ciotka El�bieta, usuwaj�c w niebyt ca�y klan jednym ruchem chudej, nie�adnej, murrayowskiej r�ki. � Priestowie, doprawdy! ��Murray to Murray, a Priest to Priest, i nigdy si� nie pogodz� � sparafrazowa�a raz Emilka Kiplinga, bezwstydnie i z�o�liwie, gdy Dean z udawan� rozpacz� zapyta�, dlaczego jej ciotki go nie lubi�. ��Stara ciotka Nancy z Ksi�ycowego Stawu nie cierpi mnie � powiedzia� z lekkim, kapry�nym u�miechem, kt�ry czasami nadawa� mu wygl�d rozbawionego gnoma. � A panie Laura i El�bieta odnosz� si� do mnie z lodowat� uprzejmo�ci�, zarezerwowan� przez Murray�w dla najbardziej cenionych wrog�w. I chyba wiem, dlaczego. Emilka obla�a si� rumie�cem. Ona tak�e zaczyna�a �ywi� przykre podejrzenia, dlaczego ciotki traktowa�y Deana z jeszcze wi�kszym ch�odem ni� dawniej. Nie chcia�a si� z tym pogodzi�; odrzuca�a gor�czkowo owe podejrzenia i zatrzaskiwa�a przed nimi drzwi, ilekro� przysz�y jej takie my�li do g�owy. One jednak nie pozwala�y si� odegna� i uparcie trwa�y na progu. Dean, jak wszystko i wszyscy dooko�a, wydawa� si� ulega� nag�ej zmianie. Co oznacza�a ta zmiana? Do czego zmierza�a? Emilka nie chcia�a odpowiada� na to pytanie. Jedyna nasuwaj�ca si� odpowied� by�a zbyt niedorzeczna. I zbyt niepo��dana. Czy Dean Priest z przyjaciela zmienia� si� w zalotnika? Brednie. Wierutne brednie. Niezno�ne brednie. Nie chcia�a, by Dean si� w niej zakocha�. Nade wszystko pragn�a jego przyja�ni. Nie mog�a jej utraci�. Przyja�� ta by�a zbyt droga, niezapomniana, pobudzaj�ca, wspania�a. Dlaczego musia�y si� zdarza� rzeczy tak szata�skie? Dochodz�c do tego punktu w swych chaotycznych rozmy�laniach, Emilka zawsze zatrzymywa�a si� i gor�czkowo odwraca�a bieg my�li, zdaj�c sobie z przera�eniem spraw�, �e niemal przyzna�a, i� �szata�ska rzecz� ju� si� wydarzy�a lub wydarzy si� lada chwila. Dlatego odczu�a niemal ulg�, gdy pewnego listopadowego wieczoru Dean odezwa� si� niedba�ym tonem: ��Chyba musz� zacz�� my�le� o odlocie do ciep�ych kraj�w. ��Dok�d si� wybierasz w tym roku? � spyta�a Emilka. ��Do Japonii. Jeszcze tam nie by�em. Nie mam szczeg�lnej ochoty wyje�d�a� akurat teraz, ale po co mia�bym zostawa�? Czy chcia�aby� przez ca�� zim� rozmawia� ze mn� w salonie w obecno�ci ciotek? ��Nie � Emilka za�mia�a si� i wzdrygn�a r�wnocze�nie. Przypomnia�a sobie pewien okropny jesienny wiecz�r, kiedy ulewa i wichura nie pozwoli�y im przechadza� si� po ogrodzie i musieli siedzie� w pokoju z ciotk� El�biet�, kt�ra robi�a na drutach, i ciotk� Laur�, kt�ra szyde�kowa�a przy stole. To by�o straszne. Ale w�a�ciwie � dlaczego? Czemu nie mogli rozmawia� r�wnie swobodnie i serdecznie, fantazjuj�c jak w ogrodzie? Przynajmniej w tym wypadku odpowied� nie mia�a nic wsp�lnego z r�nic� pici. Czy dlatego, �e rozmawiali o tak wielu rzeczach, kt�rych ciotka El�bieta nie potrafi�aby zrozumie�, a zatem musia�aby pot�pi�? By� mo�e. Jakakolwiek by�a przyczyna, Dean m�g� r�wnie dobrze znajdowa� si� na drugiej p�kuli, bo prowadzenie rozmowy w obecno�ci ciotek i tak by�o niemo�liwe. ��A wi�c jad� � powiedzia� Dean, oczekuj�c, �e ta subtelna, wysoka, jasna dziewczyna stoj�ca przy nim w starym ogrodzie powie, �e b�dzie za nim strasznie t�skni�a. M�wi�a tak przez wiele lat, ka�dej jesieni. Tym razem jednak nic nie powiedzia�a. Nie odwa�y�a si�. Dlaczego? Dean wpatrywa� si� w ni� oczyma, kt�re potrafi�y by� czu�e, smutne lub nami�tne, kiedy tylko zechcia�, a w tej chwili ich wyraz zdawa� si� po��czeniem tych trzech uczu�. Musia� us�ysze�, �e b�dzie za nim t�skni�a. Prawdziw� przyczyn� jego wyjazdu by�a tym razem ch�� u�wiadomienia jej, jak bardzo b�dzie za nim t�skni�a � udowodnienia, �e nie potrafi �y� bez niego. ��Czy b�dziesz za mn� t�skni�a, Emilko? ��Ale� naturalnie � odpar�a Emilka lekko� zbyt lekko. Dotychczas m�wi�a to szczerze i z