9236

Szczegóły
Tytuł 9236
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9236 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9236 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9236 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Iwan Jefremow Bia�y R�g Prze�o�y�a Maria Kowalewska 1958 BIA�Y R�G Po skwarnym, bladym niebie powoli kr��y� s�p szeroko rozpostar�szy skrzyd�a. Unosi� si� bez �adnego wysi�ku, wisz�c nieruchomo na olbrzymiej wysoko�ci. Usolcew z zazdro�ci� patrzy�, jak s�p wzbija� si� coraz wy�ej, gin�c prawie w o�lepiaj�cym, roz�arzonym b��kicie, to zn�w opada� b�yskawicznie o setki metr�w ni�ej. Usolcew przypomnia� sobie to, co s�ysza� o zadziwiaj�cym wzroku s�p�w. Ten te� wypatruje zapewne jakiej� padliny. Mimo woli drgn��; niedawno prze�yty �miertelny strach tkwi� w nim jeszcze. Umys� uspokoi� si� ju�, ale ka�dy mi�sie�, nerw ka�dy �lepo pami�ta� prze�yte niebezpiecze�stwo i dr�a� jeszcze ze strachu. Tak, ten s�p m�g�by ju� siedzie� na jego trupie i rozrywa� zgi�tym dziobem zniekszta�cone, rozbite cia�o... Dolina zasypana od�amkami krusz�cych si� ska�, rozpalona by�a jak piec. Ani wody, ani drzewka czy trawki � tylko kamie�, na dole drobny i ostry, u g�ry skupiony w ponurych urwistych masach. Nielito�ciwie palone s�o�cem, poci�te szczelinami ska�y. Usolcew podni�s� si� z kamienia, na kt�rym siedzia�, i czuj�c w kolanach obrzydliw� s�abo��, poszed� po skrzypi�cym �wirze. W pobli�u, w cieniu skalnego wyst�pu, sta� ko�. Rudy kaszgarski jednochodziec nastawi� uszy witaj�c swego pana cichym, kr�tkim r�eniem. Usolcew odwi�za� go, pieszczotliwie poklepa� po szyi i wskoczy� na siod�o. Dolina wkr�tce rozwar�a si� przed nim. Wyjecha� na otwart� przestrze�. W oddali r�wny, kilkukilometrowej szeroko�ci wyst�p podg�rza opada� stromo na bezkresny step, przes�oni�ty mg�� py�u i k��bi�cych si� fal nagrzanego powietrza. Tam daleko, za szaro��t� lini� horyzontu, le�a�a dolina rzeki Iii. Wielka, bystra rzeka nios�a z Chin swe kawowe wody mi�dzy zaro�lami kolczastej d�iddy i kwitn�cych irys�w. Tutaj, w tym stepowym kr�lestwie ciszy, nie by�o wody. Suchy, gor�cy wiatr szele�ci� w cienkich �odygach czija . Usolcew zatrzyma� konia i podni�s�szy si� w strzemionach spojrza� za siebie. Stroma szarobrunatna �ciana szczelnie styka�a si� z p�aszczyzn�. �ciana by�a poci�ta kr�tkimi, suchymi dolinami dziel�cymi jej grzbiet na rz�d ostrych, nier�wnych z�b�w. Po�rodku niby g��wna baszta twierdzy rysowa�a si� stroma g�ra. Jej poszarpana wypuk�a pier� wystawiona by�a na pal�ce wiatry szerokiego stepu, a na samym wierzcho�ku stercza� zupe�nie bia�y z�b, z lekka wygi�ty i wyszczerbiony. Odcina� si� ostro sw� jaskraw� biel� na ciemnym tle reszty g�r. G�ra ta by�a znacznie wy�sza od innych, a jej ostry, bia�y wierzcho�ek podobny by� do wrzynaj�cego si� w niebo olbrzymiego rogu. Dr�czony wstydem, Usolcew d�ugo wpatrywa� si� w niedost�pn� g�r�. On, badacz, geolog, dr��c ze strachu ust�pi� w�a�nie w chwili, w kt�rej zdawa�o si�, �e ju� by� bliski powodzenia. I to on, o kt�rym m�wiono jako o niestrudzonym badaczu Tien Szanu! Jak to dobrze, �e pojecha� sam, bez pomocnik�w! Nikt nie by� �wiadkiem jego strachu. Usolcew mimo woli obejrza� si� doko�a, ale rozpalony przestw�r by� bezludny � tylko wiatr szerokimi falami szed� po zaro�ni�tym czijem stepie i liliowa mg�a wisia�a bez ruchu nad rozwijaj�cym si� ku wschodowi �a�cuchem g�r. Ko� przest�powa� niecierpliwie z nogi na nog�. � C�, Rudy, czas do domu! � rzek� cicho geolog do konia, kt�ry jak gdyby rozumiej�c te s�owa, wygi�� szyj� i ruszy� w d� wyst�pem. Ma�e, ostre kopytka wystukiwa�y drobny truchcik po twardej ziemi. Szybka jazda uspokaja�a wzburzonego geologa. Ze stromego zbocza Usolcew zobaczy� ob�z swego oddzia�u ekspedycyjnego. Na brzegu ma�ego strumyka, pod w�tpliw� ochron� filigranowych, srebrzystych ga��zek zaro�li d�iddy rozpi�te by�y dwa namioty i unosi� si� ledwo dostrzegalny s�upek dymu. Dalej, ju� na granicy stepu, gruby karagacz ugina� si� pod ci�arem swego bujnego listowia. Pod nim roz�o�y� si� jeszcze jeden wysoki namiot. Usolcew spojrza� na niego i z uczuciem powracaj�cego smutku odwr�ci� si� szybko. � Ch�opaki nie wr�ci�y jeszcze, Ars�an? Stary robotnik, Ujgur , mieszaj�cy pilaw w wielkim kotle podbieg� do konia. � Sam go rozsiod�am, jeszcze ci si� p�ow przypali... Nie chce mi si� je��, gor�co... W�skie, ciemne oczy Ujgura uwa�nie spojrza�y na Usolcewa. � Pewnie zn�w Ak-Miunguz je�dzi�? � Nie... � Usolcew zaczerwieni� si� leciutko. � W tamt� stron�, ale obok. � Starcy m�wi�: Ak-Miunguz nawet orze� nie si�dzie, ostry on jak szemszyr � ci�gn�� Ujgur. Usolcew nie odpowiedzia�, rozebra� si� i ruszy� do strumyka. Ch�odna, przejrzysta woda rozbija�a si� o ostre kamienie i z daleka wygl�da�a jak wst�ga zmi�tego bia�ego aksamitu. Po martwych, rozpalonych dolinach, po szele�cie wichru jej d�wi�czny, rozlewny szum ni�s� mu ulg�. Od�wie�ony wod� Usolcew u�o�y� si� w cieniu pod p��tnem, zapali� papierosa i zacz�� rozmy�la�. �wiadomo�� pora�ki zatruwa�a mu wypoczynek; zachwiana zosta�a jego wiara w siebie. Usolcew stara� si� uspokoi� sumienie my�l� o stwierdzonej niedost�pno�ci Bia�ego Rogu, ale to mu si� nie udawa�o. G��boko dotkni�ty swym niepowodzeniem, mimo woli pocz�� my�le� o tej, kt�ra od dawna by�a jego wiernym przyjacielem, co prawda tylko w marzeniach. Dzisiejsze niepowodzenie os�abi�o wol�. Wbrew postanowieniu Usolcew wsta� i wolno poszed� ku wysokiemu namiotowi pod karagaczem. Przypomnia� sobie s�owa niedawnej rozmowy. �C� za sens m�wi� o tym? � powiedzia�a. � Wszystko to stare dzieje, przysypane py�em...� � �Py�em?� � spyta� gniewnie Usolcew i odszed� nie powiedziawszy ani s�owa. Postanowi� nigdy ju� tu nie wraca�. Praca nieoczekiwanie zetkn�a ich znowu: spotka� j� jako kierowniczk� oddzia�u, badaj�cego teren jego zdj��. Ju� przesz�o dwa tygodnie namioty obu oddzia��w stoj� obok siebie. Ale dla niego jest ona wci�� tak samo daleka i nieosi�galna jak... Bia�y R�g. A on, unikaj�cy zb�dnych spotka�, wymieniaj�cy z ni� tylko konieczne s�owa, idzie teraz do jej namiotu. Jeszcze jedna kl�ska, jeszcze jeden objaw s�abo�ci � ale niech tam!... Na skrzynce przed namiotem siedzia�a pulchna dziewczyna w okr�g�ych okularach zaj�ta szyciem. Przyja�nie powita�a Usolcewa. � Czy Wiera Borysowna w namiocie? � spyta� geolog. � Tak, czyta dzi� bez pami�ci, ca�y dzie�! � Wejd�cie � da� si� s�ysze� z namiotu mi�kki, lekko drwi�cy g�os � pozna�am was po krokach. � Po krokach? � zdziwi� si� Usolcew i odrzuci� p�acht� namiotu. � Co szczeg�lnego znale�li�cie w nich? � Ponure tak jak wy! Usolcew chcia� co� powiedzie�, ale opanowa� si� i nie�mia�o zajrza� w jej surowe, szare, ze z�ocistymi iskierkami oczy. � Czy si� co sta�o? � Nic si� nie sta�o � szybko powiedzia� Usolcew. � Wkr�tce odje�d�acie, przyszed�em wi�c zobaczy� si� z wami i po�egna�. � A ja dzi� mia�am dzie� czaruj�cego lenistwa. Moi pojechali do Podg�rnego na poczt�. Kierownictwo ju� w zesz�ym tygodniu zawiadomi�o o zmianie dalszego planu. Powinni przys�a� szczeg�owe instrukcje. Tu robota ju� sko�czona, wi�c jeste�my na odlocie. Mam teraz �liczn� ksi��k�, przys�ano mi j� poczt�, czyta�am ca�y dzie�. Jutro zn�w odpoczynek, a potem � nowe miejsce, najprawdopodobniej Kegen. Szkoda, �e tu w�a�ciwie nic si� nie uda�o. Znale�li�my kilka kryszta��w kasyterytu ... to wszystko. A z�o�a, kt�re tu by�y kiedy� na wierzchu, dawno zosta�y zmyte! � Tak, gdyby zachowa�y si� wy�sze szczyty � zgodzi� si� Usolcew. � Tylko Bia�y R�g � westchn�a Wiera. � Ale ten jest niedost�pny, a z g�ry nic si� nie sypie: widocznie to bardzo twarda ska�a. Moja rada, to poprosi� o armat� i z jej pomoc� od�upa� kawa�ek Rogu, inaczej �le b�dzie z wami. Tajemnica pozostanie nie rozwi�zana � zako�czy�a weso�o. Usolcew si�gn�� po ksi��k� le��c� na walizce. � �Wej�cie na Everest�, tym si� przez ca�y dzie� zaczytujecie. � Cudowna ksi��ka! Na jej stronicach le�y jak gdyby odblask himalajskich wiecznych �nieg�w! Porwa� mnie nie sam atak na Everest, ale stopniowe doskonalenie si� wewn�trzne, kt�re po swojemu prze�ywa w duszy ka�dy z g��wnych uczestnik�w tego ataku. Rozumiecie? Walka cz�owieka o to, aby zwyci�y� samego siebie. � Rozumiem, o co wam chodzi � odpowiedzia� Usolcew. � Ale przecie� oni nie dotarli do samego szczytu Everestu. Oczy Wiery pociemnia�y. � Tak, wy to oceniacie jako kl�sk�. Oni sami te� to przyznawali: �Dla nas nie ma usprawiedliwienia, zostali�my pokonani w tej honorowej potyczce, pokonani przez wysoko�� g�ry i rozrzedzenie powietrza� � przeczyta�a Wiera Borysowna wzi�wszy ksi��k� z r�k Usolcewa. � Czy� to ma�o: wybra� sobie wysoki, nieprawdopodobnie trudny cel, nawet mo�e przerastaj�cy nasze mo�liwo�ci? I odda� ca�ego siebie, by go osi�gn��... Tak wyra�nie widz� Everest. Z�owroga, naga, skalista g�ra. Szalone wichry na niedost�pnych wy�ynach: nawet �nieg nie mo�e si� utrzyma�. Doko�a straszne przepa�ci. Osuwaj� si� lodowce, tocz� lawiny. A ludzie uparcie pn� si� w g�r�, wci�� naprz�d... Gdyby�my cz�ciej mogli stawia� sobie cele podobne do zdobycia Everestu! Usolcew s�ucha� w milczeniu. � Ale przecie� tylko jednostki zdolne s� do takiego bohaterstwia. A Everest jest tylko jeden na �wiecie. � Nieprawda, nieprawda! Ka�dy mo�e mie� swoje Everesty. Czy� musz� przytacza� przyk�ady z naszego �ycia? A wojna? Czy� nie zrodzi�a bohater�w, kt�rzy dokonywali czyn�w przerastaj�cych ich si�y? � Ale ten prawdziwy Everest jest niew�tpliwy dla wszystkich i dla ka�dego � nie poddawa� si� Usolcew. � A w wyborze swego Everestu mo�na si� przecie� pomyli�. � O, to�cie dobrze powiedzieli! � krzykn�a m�oda kobieta. Drwi�co popatrzy�a na Usolcewa. � Rzeczywi�cie, wyobra�cie sobie: dajecie z siebie wszystko, aby ten Everest osi�gn��, a okazuje si�, �e to male�ki pag�rek, ot, w rodzaju tych naszych. Jaki� �a�osny koniec! � W rodzaju tych naszych? � drgn�� Usolcew i w tej�e chwili ze wstrz�saj�c� wyrazisto�ci� przypomnia� sobie, jak zaledwie kilka godzin temu le�a� rozp�aszczony na stromym kamienistym zboczu, po kt�rym jak �rut toczy�y si� ma�e, kanciaste od�amki piarg�w. Aby utrzyma� si�, ca�ym cia�em przylgn�� do stromego zbocza. Czu�, �e przy najmniejszym ruchu, w d� czy w g�r�, nieuchronnie zwali si� ze stumetrowego urwiska. Jak�e wolno p�yn�� czas, gdy zebrawszy ca�� sw� wol� walczy� ze sob�, aby wreszcie zdecydowanie jednym pchni�ciem rzuci� si� w bok, potoczy� si�, przewr�ci� i zawisn��, wczepiaj�c si� zagi�tymi palcami w szczeliny kamienia. Samotna, milcz�ca walka w �miertelnym strachu... Usolcew otar� pot, kt�ry mu wyst�pi� na czo�o, i odszed� bez po�egnania... Cztery g�owy pochyli�y si� nad przyci�ni�t� kamyczkami map�. Palec kierownika rob�t drapa� papier z�amanym paznokciem. � Dzi� doszli�my wreszcie do p�nocno-wschodniej granicy naszego terenu. O, tutaj, ta dolina, Olegu Siergiejewiczu. Tam zn�w uskok, a tu� obok s� staro�ytne dioryty. A wi�c koniec naszej wysepki pok�adu metamorficznego, ostatni punkt. Kierownik rob�t zacz�� rozwi�zywa� woreczki chc�c przed zmrokiem pokaza� swe zbiory. Usolcew wci�� studiowa� zbadan� do najdrobniejszych szczeg��w map�. Za zakr�tami warstwic, strza�kami, za barwnymi plamami pok�ad�w i linii tektonicznych rysowa�y si� przed geologiem dzieje tej okolicy. Zupe�nie niedawno � c� znaczy milion lat w skali geologicznej � niskie, r�wne p�askowzg�rze rozszczepi�o si�, powsta�y olbrzymie szczeliny, wzd�u� kt�rych porusza�y si�, to opuszczaj�c, to wznosz�c si�, wielkie kawa�y skorupy ziemskiej. Na p�nocy wytworzy�a si� wyrwa; p�ynie tam teraz w kotlinie rzeka Iii i rozpo�ciera si� szeroki step. Na po�udnie od miejsca, gdzie stoj� ich namioty, stopniami, niby gigantyczne schody, wznosi si� grzbiet g�rski. Na najwy�szych kondygnacjach praca wody, wiatru i s�o�ca zniszczy�a r�wne stopnie, tworz�c nieregularne skupienie wierzcho�k�w g�rskich. G�rne ich warstwy uleg�y zniszczeniu. Rozsypa�y si� i w postaci gliny i piasku zaleg�y dno niskiej kotliny. Ale ten pierwszy wyst�p musi kry� w sobie pod warstw� odsypu takie pok�ady, kt�re znik�y ju� w g�rach: jego powierzchnia nie uleg�a rozmyciu. Gdyby tak przebi� g�rn� warstw� tego wyst�pu rozkopem lub szybem... nie ma wi�cej jak trzydzie�ci metr�w grubo�ci! Aby jednak wykona� tak kosztown� robot�, trzeba wiedzie� chocia� w przybli�eniu, co obiecuje zmyta z wierzcho�k�w g�rna warstwa. Odpowied� na to pytanie mo�e da� jedynie Bia�y R�g: na jego niedost�pnym szczycie ocala�a male�ka wysepka g�rnych warstw. Granica mi�dzy ciemn� metamorficzn� ska�� a zagadkowym bia�ym ostrzem jest widoczna zupe�nie wyra�nie � opada w kierunku uskoku. Pewne jest wi�c, �e w obsuni�tej cz�ci ta bia�a ska�a zachowa�a si� w ca�o�ci! A g�ra sterczy jak zaczarowana: ile� czasu szuka� u jej podn�a, w osypisku i w piargach zwietrza�ych ska�, cho� odrobiny, najmniejszego kawa�ka z Rogu... Z jakiej� wiecznotrwa�ej, nieskruszonej ska�y utworzone jest jego z�bisko. Ale przecie� w�a�nie u podn�a Ak-Miunguza znaleziono dwa ogromne kryszta�y kasyterytu � kamienia cynowego... Tak, tajemnic� Bia�ego Rogu nale�y odgadn�� za wszelk� cen�. Tylko na tej wy�ynie le�y klucz do skarb�w kopalnych, pogrzebanych w dole! Cyna! Jak�e jest potrzebna naszemu krajowi. Jako geolog zdaje sobie z tego jasno spraw�. A je�eli tak, to on, geolog, powinien dokona� tego, czego nie potrafi� inni! Ci, kt�rzy nie pojmuj� ca�ej wagi mo�liwego odkrycia! Znu�eni m�cz�cym dniem pomocnicy Usolcewa pr�dko zasn�li. Czyste, ch�odne powietrze p�yn�o z nieba na rozgrzan� ziemi�. �wiat�o ksi�yca zielonkawymi strugami s�czy�o si� po brunatnych urwiskach. Usolcew le�a� nieco dalej od namiot�w; wystawia� na wiatr rozpalon� twarz. Stara� si� zasn��. Znowu prze�y� nieudan� pr�b� zdobycia Bia�ego Rogu. Uwa�a� za cud swe dzisiejsze ocalenie od nieuniknionej �mierci, a jednocze�nie wiedzia�, �e jeszcze raz pr�b� powt�rzy. � Jeszcze teraz, o �wicie! � zdecydowa�. � Nim ksi�yc zajdzie, trzeba wydosta� klamry. Usolcew wsta�, ostro�nie. prze�azi mi�dzy sznurami namiot�w do skrzynki z ekwipunkiem i zacz�� w niej grzeba� staraj�c si� nie robi� ha�asu. Z dalszego namiotu dolatywa� cichy �piew. Usolcew ws�ucha� si� � �piewa�a Wiera. �Poznasz, m�j kniaziu, t�sknot� i bied�, i prac� ogromn�, i �al...� � cicho p�yn�� g�os po wysrebrzonym blaskiem ksi�yca stepie. Usolcew zatrzasn�� skrzynk� i wr�ci� na swoje miejsce. � Nie, poczekam, a� pojedzie. Je�eli si� zabij�, gotowa pomy�le� nie wiadomo co. Niby �e to z jej powodu tam polaz�em... I jeszcze ta rozmowa o Evere�cie. Nie ma co � �adny Everest! Trzysta metr�w wysoko�ci! � Dok�d dzi� pojedziemy? � spyta� Usolcewa kierownik rob�t � Nigdzie, nasz odcinek mapy sko�czy� si�. Daj� wam dwa dni na doprowadzenie do porz�dku mapy terenu i kolekcji. P�niej pojedziecie do Kirgiz-Saj pa furmank�. � Wi�c przesuniemy si� bli�ej ku granicy? � Tak, do Takyr-Aczinocho. � To dobrze, tam o wiele lepiej: g�ry wy�sze, s� gaje � nie to, co tutejsze piek�o. A wy dzi� odpoczywacie? � Nie, przejad� si� wzd�u� g��wnego osuwiska. � Do Ak-Miunguza? � Nie, troch� dalej. � Wiecie, zapomnia�em wam powiedzie�! Gdy by�em w Ak-Tamie, opowiada� mi naczelnik oddzia�u pogranicznego, �e alpini�ci starali si� zdoby� Ak-Miunguz. Przyje�d�ali jacy� spece z A�ma-Aty... � I co? � z niecierpliwo�ci� przerwa� Usolcew. � Nic z tego nie wysz�o. Bia�y R�g uznano za ca�kowicie niedost�pny. Ob�ok py�u unosi� si� za rudym konikiem. Usolcew jecha� bada� swego niezwyci�onego przeciwnika... Bia�y R�g zawisn�� nad nim ca�ym swym wysuni�tym w step ogromem niby potworny byk, kt�ry stara si� podnie�� z zatapiaj�cych go fal kamiennego morza. Do s,amego podn�a g�ry wiatr przygna� k��bki suchych, kol�cych ro�lin. Tutaj w�a�nie by�a niegdy� szczelina, tu tar�y si� o siebie dwa przesuwaj�ce si� masywy g�rskie. �lady tego tarcia pozosta�y na piersi ska�y, po�yskuj�c wypolerowanym kamieniem. Ciemnoszare i czekoladowe �upki metamorficzne, poci�te cienkimi �y�ami kwarcu, pochylone by�y do wewn�trz g�ry i tworzy�y drobnowarstwow� powierzchni� urwiska, podobn� do �ciany zbudowanej z cienkich, ciasno u�o�onych p�ytek. Usolcew z nat�on� wyobra�ni� bada� wzrokiem ska��. Nie, nigdzie z tej strony nie by�o najmniejszej mo�liwo�ci wspi�cia si� na Ak-Miunguz cho�by na wysoko�� pi��dziesi�ciu metr�w. Wschodnie zbocze g�ry tworzy�o grzebie� ostry jak n� i wyszczerbiony w �rodku. Nie, jedyna mo�liwa droga le�a�a od strony po�udniowo-zachodniej, z doliny oddzielaj�cej Bia�y R�g od innych wierzcho�k�w, z kt�rej ju� raz wspi�� si� Usolcew prawie na sto metr�w, pokonuj�c trzeci� cz�� strasznej g�ry. Do szczytu pozosta�o mu jeszcze dwie�cie metr�w, a ka�dy z nich by� nie do przebycia. Odrzuciwszy w ty� g�ow� Usolcew patrzy� na bia�e ostrze g�ry. Gdyby mie� odpowiedni ekwipunek, haki, liny, do�wiadczonych towarzyszy! Ale sk�d wzi�� to wszystko? Nawet alpini�ci nie maj� odwagi wspina� si� na Bia�y R�g. Usolcew zawr�ci� konia i objecha� doko�a Ak-Miunguz, do uj�cia suchej doliny. �Everest, Makalu, Kanczid�anga � najwy�sze szczyty Himalaj�w � my�la�. � C� Himalaje! Zupe�nie blisko st�d �wieci b��kitem Chan-Tengri i diamentowymi z�biskami � Siaryd�as. Pi�kne, gro�ne �nie�ne szczyty. �wiat przejrzystego powietrza, czystego �wiat�a. Wszystko to mimo woli pobudza do czynu. A tu? Niskie, ponure, osypane piargami g�ry; m�tne, liliowe od skwaru niebo, py� i rozedrgane stepowe mira�e... Nie, nie nale�y przesadza� � i ten wietrzny, rozpalony przestw�r jest tak�e pi�kny, i w tych piargach � okruchach g�r, kryje si� osobliwy, sm�tny czar. Nawet w wisz�cych nad horyzontem bia�ych, zwyk�ych ob�okach jest pi�tno suchej, smutnej Azji, krainy nagich kamieni i wysokiego, czystego nieba�. Cienie tego, co tu prze�y�, omota�y dusze razem z d�awi�cym �arem doliny. Oto s�up �y�y pegmatytowej, podobnej do poszarpanego mi�sa i przecinaj�cej ciemn� mas� �upk�w... Po wyst�pach tego s�upa, upstrzonego srebrnymi zwierciade�kami miki, dosta� si� w�wczas do id�cej uko�nie drugiej �y�y. Ale dalej � dalej nie by�o ju� drogi. Wij�c si� jak robak, usi�owa� pe�zn�� po stromej skale. Zbocze pokryte by�o drobnym piargiem, kt�ry obsuwa� si� pod nim nie daj�c cia�u �adnego zaczepienia. Tam w�a�nie o ma�o nie dosz�o do katastrofy. Usolcew pr�dko przejecha� na przeciwleg�e zbocze doliny. Nie, nie ma rady! Nie uda si� obej�� stromej ska�y. Gdyby mo�na by�o przeby� p�nocno-zachodni grzbiet, mia�oby si� stamt�d prawie do samego Rogu r�wn� powierzchni� zbocza. Ale jak utrzyma� si� na grzbiecie? Kto spu�ci liny z samego szczytu? Usolcew powi�d� wzrokiem po linii wyimaginowanego sznura i nagle zauwa�y� u nasady bia�ego z�ba niewielk� p�k�, raczej ma�y wyst�p ni�szej czarnej ska�y ��cz�cej si� ze strom� bia�� �cian�. Powierzchnia p�ki pochyla�a si� w stron� z�ba i z do�u by�a prawie niewidoczna. �Dziwne, �e wcze�niej nie zauwa�y�em tej p�ki. Chocia� w�a�ciwie teraz nie ma ona znaczenia. Dosta� si� do niej, to znaczy dosta� si� do z�ba�. Usolcew zm�czy� si� d�ugim staniem. Znalaz� wygodny wyst�p, siad� i nie spuszcza� oczu z g�ry. � Jaki mi�y ch�odek wieczorny! � Kierownik rob�t roz�o�y� si� leniwie na woj�oku i czeka� na herbat�. � Tak bywa podczas pe�ni ksi�yca � obja�ni� Ars�an. � Potem przez pi�� dni wieje stamt�d silny wiatr � Ujgur machn�� r�k� w stron� Iii. � Bywa zupe�nie zimno. � Odpoczniemy od upa�u przed odjazdem. Prawda? Usolcew w milczeniu kiwn�� g�ow�. � Towarzysz naczelnik zmieni� si� ostatnio, siedzi i milczy. Dlaczego dawniej by� inny? � Ujgur zachichota�, ale jego oczy pozosta�y powa�ne: � Ja rozumie, naczelnik lubi Ak- Miunguz. Pr�dko jecha� Aczinocho, jak to rzuca�? Baba lepsza � mo�na ze sob� taszczy�. Ak-Miunguz � nie mo�na!... M�odzie� roze�mia�a si�; nawet Usolcew u�miechn�� si� mimo woli. Ars�an, o�mielony powodzeniem �artu, ci�gn�� dalej: � U nas jest stary ba��, jak jeden batur wszed� na Ak-Miunguz. � Czemu� nam o tym wcze�niej nie opowiedzia�e�, Ars�an? M�w! � z zainteresowaniem zawo�a� kierownik rob�t. � Herbat� zrobi�, potem b�d� opowiada� � zgodzi� si� Ars�an. Stary Ujgur postawi� czajnik na woj�oku, wyci�gn�� pia�y, placki, usiad� skrzy�owawszy nogi i popijaj�c herbat� zacz�� sw� opowie��. Mimo, �e Ujgur m�wi� �amanym rosyjskim j�zykiem, ma�o mu znanym, a wi�c ubogim, Usolcew s�ucha� go chciwie, z najwi�ksz� uwag�. Jego wyobra�nia dodawa�a legendzie jaskrawych gor�cych barw. Tak� te� zapewne by�a naprawd� u poetycznych mieszka�c�w �Siedmiorzecza�. Usolcewa uderzy�a okoliczno��, �e wed�ug s��w Ujgura mia�o si� to zdarzy� stosunkowo niedawno, zaledwie jakie� trzysta lat temu. Legenda ta odpowiada�a jego w�asnym zamiarom. Tote� geolog nie przesta� my�le� o niej nawet wtedy, gdy wszyscy udali si� ju� na spoczynek. Sen nie przychodzi�. Le��c pod niskim niebem usianym b�yszcz�cymi gwiazdami Usolcew przypomnia� sobie opowiadanie Ars�ana i w wyobra�ni dodawa� nowe szczeg�y. Ca�ym krajem w�ada� niegdy� pot�ny i dzielny chan. Jego koczowniczy nar�d posiada� wiele stad, kt�re wci�� powi�ksza�y si� dzi�ki zwyci�skim napadom na s�siad�w. Pewnego razu chan wybra� si� z du�ym oddzia�em w dalek� podr� i dotar� do Talasu. W pobli�u staro�ytnych �cian Sadyr-Kurhanu chan natkn�� si� na ca�� hord� okrutnych d�ete , Rozpocz�a si� krwawa walka. D�ete zostali pobici i ratowali si� ucieczk�. Chanowi przypad�a bogata zdobycz. Ale najwi�ksz� rado�� sprawi�a mu jedna branka, kobieta niezwyk�ej urody, ukochana pokonanego dow�dcy. Zosta�a ona kiedy� porwana przez d�ete w dolinie ferga�skiej. Jecha�a w�wczas z jakiego� dalekiego kraju do swego ojca, kt�ry s�u�y� na dworze pot�nego w�adcy Kokanda. Jej pi�kno��, zupe�nie odmienna od urody kobiet tamtejszych, czarowa�a i rozpala�a serca m�czyzn. Chan przywi�z� brank� do g�r ojczystych i zatrzyma� j� jako na�o�nic� swoj� i dw�ch starszych syn�w. Min�y dwa lata. �niegi pokry�y ju� wysokie zbocza g�r, gdy chan rozbi� swe namioty na skraju zielonej p�aszczyzny doliny karkali�skiej. Przyje�d�ali tam na uczty w�adcy s�siednich zaprzyja�nionych plemion. Coraz wi�cej jurt wyrasta�o w dolinie. A� kiedy� przyby� nieoczekiwanie do chana wysoki, ponury rycerz. Przyjecha� zupe�nie sam, nie na koniu, ale na olbrzymim bia�ym wielb��dzie o kr�tkiej i jak jedwab mi�kkiej sier�ci. Dziwny te� by� str�j wojownika; twarz przewi�zana czarn� chust�, na g�owie p�aski poz�acany he�m ze strza�� i szeroka kolczuga spadaj�ca prawie do kolan. Kolana mia� nagie, przepasane tylko czarnymi rzemieniami. Uzbrojony by� w miecz, dwa kind�a�y, ma�� okr�g�� tarcz� i wielki top�r na d�ugiej r�koje�ci. Przybysz za��da�, aby go zaprowadzono do chana. Bez po�piechu z�o�y� sw� zbroj� na bia�y woj�ok, opu�ci� na szyj� chust� os�aniaj�c� twarz i z szacunkiem, lecz bez l�ku sk�oni� si� przed w�adc�. Jego surowe oblicze nosi�o �lady d�ugiej i ci�kiej drogi �ycia, drogi wojownika i w�adcy, drogi �mia�ka niezdolnego do czyn�w niskich. Chan mimo woli uleg� czarowi cudzoziemca. � Wielki chanie � powiedzia� przybysz � przyjecha�em do ciebie z dalekiego kraju, gdzie straszny p�omie� s�o�ca wypala martwe piaski na brzegach gor�cego, czerwonego morza. Trudne by�y moje poszukiwania. Ca�y rok b��dzi�em w�r�d g�r i dolin od Kokanda do b��kitnego Issyk-Kulu, zanim wie�ci i opowiadania nie przyprowadzi�y mnie do ciebie. Powiedz, czy znajduje si� u ciebie dziewcz� zwane przez was Sejdiurusz, odebrane od d�ete Talasu? Chan skin�� twierdz�co g�ow�, a wojownik ci�gn�� dalej. � Ta dziewczyna by�a mi przeznaczona na �on� i przysi�g�em, �e �adne si�y nieba i piek�a nie roz��cz� nas. Trzy lata wojowa�em na granicach Indii i w strasznej pustyni Tar, a po powrocie dowiedzia�em si�, �e krewni nie doczekawszy si� mnie pos�ali j� do ojca. Uda�em si� wi�c zn�w w dalek� i niebezpieczn� podr�, walczy�em, kona�em z pragnienia i g�odu, przeszed�em wiele obcych kraj�w, i oto stoj� przed tob�. Szybko mknie rzeka czasu po kamieniach �ycia. Nie jestem ju� m�ody, ale moja mi�o�� do niej jest wci�� bezgranicznie silna. Powiedz, o chanie, czy� nie zas�u�y�em na ni� sw� ci�k� drog�? Zwr�� mi j�, pot�ny w�adco! Ja wiem, inaczej by� nie mo�e! Ona te� czeka�a bardzo d�ugo na godzin� mego powrotu. Lekki u�miech przemkn�� po gro�nym licu chana. Powiedzia�: � Szlachetny wojowniku, b�d� mym go�ciem. Pozosta� na uczcie, zasi�d� na honorowym miejscu. A p�niej, wieczorem, przyprowadz� ci� do mnie i stanie si� to, co Allach przeznaczy�. Ponury rycerz przyj�� zaproszenie. Weso�o�� ucztuj�cych ros�a. Wreszcie zjawili si� pie�niarze. Po ulubionej pie�ni chana o orle g�rskim rozbrzmia�a pie�� na cze�� Sejdiurusz, ukochanej chana i jego syn�w. Chan obserwowa� w�wczas ukradkiem cudzoziemca i widzia�, jak twarz wojownika stawa�a si� coraz bardziej ponura. Gdy stary pie�niarz, chluba ca�ego narodu, za�piewa� o tym, jak Sejdiurusz kocha i pie�ci swoich pan�w, obcy wojownik zerwa� si� i krzykn�� do starca: � Zamilcz, stary k�amco! Jak �miesz oczernia� t�, u kt�rej st�p nie godzien jeste� pe�za�!? Szmer oburzenia zako�ysa� t�umem go�ci. Starsi wyst�pili w obronie zniewa�onego �piewaka. Krewkich m�odzie�c�w oburzy�a pogardliwa duma wojownika. Dw�ch d�igit�w zapalczywie rzuci�o si� na wojownika. Siln�, nie znaj�c� lito�ci r�k� odrzuci� on dw�ch napastnik�w i oto na uczcie chana b�ysn�y miecze. Wojownik olbrzymim skokiem rzuci� si� do swej broni, chwyci� tarcz� i d�ugi top�r. Opar� si� plecami o �cian� i odpiera� nacieraj�cy t�um, kt�ry rozbi� si� o niego jak fala o kamienny brzeg, odp�yn�� i natar� znowu. Dw�ch, trzech, pi�ciu � upad�o brocz�c krwi�, a wojownik sta� nietkni�ty. Z b�yskawiczn� szybko�ci� ci�� na prawo i lewo, rani�c najlepszych d�igit�w. Coraz gro�niejsze stawa�o si� jego oblicze, coraz straszniejsze by�y uderzenia topora. Wtem chan w�adczym okrzykiem wstrzyma� nacieraj�cych. Rozjuszony t�um z zaci�ni�tymi w d�oniach mieczami odst�pi� niech�tnie. Cudzoziemiec te� opu�ci� top�r i sta� w obliczu wrog�w nieruchomy i straszny, purpurowy od krwi. � Czego ��dasz, ty, kt�rego zuchwa�a pycha wywo�a�a taki rozlew krwi? � gniewnie spyta� chan. � Prawdy � odpowiedzia� wojownik. � Prawdy? Dobrze. Poznaj wi�c j�. Ja, kt�ry nigdy nie sk�ama�em ani jednym s�owem, powiem ci, �e wszystko, co �piewali pie�niarze, jest najszczersz� prawd�! Cudzoziemiec drgn��, upu�ci� top�r i tarcz�. Oblicze jego sta�o si� stare i zm�czone. � Wi�c jak�e? Prosisz w dalszym ci�gu, by ci j� odda�? � spyta� chan. Wojownik b�ysn�� okiem i wyprostowa� si� tak, jak wyprostowuje si� zgi�ty arabski n�. � Tak, chanie � odpowiedzia� g�ucho. Okrutny u�miech obna�y� z�by chana. � Dobrze, oddam ci j�, ale zap�acisz wysok� cen�. � Jestem got�w � odpowiedzia� nieul�k�y wojownik. Chan zamy�li� si�. � Teraz mamy rok byka � zwr�ci� si� do go�ci. � Czy pami�tacie proroctwo wypisane nad wej�ciem do staro�ytnej budowli, kt�ra stoi w pobli�u Ak-Miunguza? �Kto w roku byka po�o�y miecz sw�j na r�g byka z kamienia, ten na tysi�ce lat utrwali r�d sw�j�. Zgin�o ju� wielu �mia�k�w pragn�cych dokona� tego czynu, ale Ak-Miunguz pozosta� niedost�pny. Oto cena, bohaterze! � zwr�ci� si� chan do zas�uchanego, nieruchomego wojownika: � Wejd� na Ak-Miunguz i z�� m�j z�oty miecz na jego szczycie, spe�nij stare proroctwo, a w�wczas daj� ci s�owo, �e otrzymasz t� kobiet�. Rado�� i przera�enie zapanowa�y w�r�d obecnych. Rozkaz chana brzmia� niczym wyrok �mierci. Ale cudzoziemiec nie drgn�� nawet. Jego ponure oblicze zaja�nia�o dumnym u�miechem. � Rozumiem ci�, chanie, i spe�ni� tw� wol�. Ale wiedzcie, ty, w�adco, i wy, jego poddani! Niezale�nie od tego, jaki b�dzie koniec sprawy, robi� to nie dla swej ukochanej, nie dla Sejdiurusz. Id�, aby oczy�ci� splamiony przez ni� honor mej dumnej ojczyzny, aby przywr�ci� w oczach waszego narodu s�aw� mego dalekiego kraju. Mi�o�� Boga wszechmocnego poprowadzi mnie do tego wysokiego, wspania�ego celu! Na rozkaz chana giermkowie przynie�li jego s�ynny z�oty miecz, aby na wieki pozosta� na szczycie Ak-Miunguza. Oblano wilczym sad�em pochw�, zawini�to w przepojon� smo�� tkanin�. T�umy ruszy�y pod Ak-Miunguz. Droga trwa�a ca�y dzie� i dopiero pod wiecz�r chan i jego go�cie zsiedli ze zm�czonych koni na szerokim wyst�pie u podn�a strasznej g�ry. Chan rozkaza� cudzoziemcowi wypocz��, rycerz przespa� wi�c spokojnie noc pod stra�� wojak�w chana. Nazajutrz dzie� wsta� ponury i wietrzny, jak gdyby samo niebo rozgniewane by�o zuchwalstwem �mia�ka. Wiatr z j�kiem i �wistem bi� w niedost�pne urwisko Ak-Miunguza. Cudzoziemiec rozebra� si� i prawie nagi przywi�za� sobie do grzbietu miecz chana, a na wierzch zarzuci� sw�j bia�y burnus. I oto dokona� tego, czego nie dokona� nikt od czasu istnienia Ak-Miunguza: po�o�y� miecz na szczycie Rogu i spu�ci� si� z powrotem w dolin�. Chwiej�c si� stan�� przed chanem, obdarty i pokrwawiony. Chan dotrzyma� s�owa. Przyprowadzono Sejdiurusz, kt�ra na widok cudzoziemca cofn�a si� przera�ona. Ale wojownik w�adczo przyci�gn�� j� ku sobie, ods�oni� jej prze�liczn� twarzyczk� i wpi� si� w ni� ponurym wzrokiem. Potem b�yskawicznie wyci�gn�� schowany za pasem ostry n� i przebi� serce swej narzeczonej. Z dzikim j�kiem rzucili si� ku cudzoziemcowi synowie chana, ale chan wstrzyma� ich gniewnie: � Zap�aci� za ni� najwi�ksz� dla cz�owieka cen�, jego wi�c jest. Niech odejdzie w spokoju. Zwr��cie mu bro� i wielb��da. Cudzoziemiec dumnie sk�oni� si� chanowi i wkr�tce potem jego wysoki, bia�y wielb��d skry� si� za dalekim odn�em Ketmania. Usolcew ko�ysa� si� w siodle; ko�skie kopyta �lizga�y si� po kamieniach. Ob�oki p�yn�y szybko po niebie p�dzone silnymi porywami wiatru. G�ry pozbawione jaskrawego o�wietlenia wydawa�y si� jeszcze surowsze. Usolcew zsiad� z konia, pieszczotliwie pog�adzi� go i poca�owa� w mi�kki pysk. Potem odepchn�� g�ow� jednochod�ca i klepn�� go po zadzie. Rudy ko� odszed� na bok i wygi�wszy szyj� patrza� na swego pana. � Id�, pa� si�! � surowo przykaza� koniowi Usolcew, czuj�c jak wzruszenie d�awi mu gard�o. Geolog zdj�� zb�dn� odzie� i przywi�za� do r�ki m�otek. Na twardym zr�bie Bia�ego Rogu m�otek by� bezu�yteczny. Potrzebny by� jednak do wbijania klamer i potem � je�li si� uda... Usolcew zrzuci� obuwie. Ostre kamienie wkr�tce potn� nogi, ale wiedzia�, �e wej�� tam mo�e tylko boso. Powiesi� sobie na piersi torb� z klamrami i ruszy� ku czerwonemu s�upowi �y�y pegmatytowej. �wiat otaczaj�cy i czas przesta�y istnie�. Wszystkie fizyczne i duchowe si�y Usolcewa skupi�y si� w tym zab�jczym ostatecznym wysi�ku, kt�rego sukces rzadko kiedy staje si� udzia�em cz�owieka. Up�yn�o kilka godzin. Wstrz�sany dreszczem napi�cia Usolcew zatrzyma� si� i przylgn�� do stromej, kamiennej piersi urwiska; znajdowa� si� ju� znacznie wy�ej od tego miejsca, z kt�rego skr�ci� w prawo przy pierwszym wej�ciu. Od g��wnej �y�y odchodzi�a cieniutka ga��� drobnokrystalicznego pegmatytu, przecinaj�ca uko�nie zbocze i wznosz�ca si� w g�r�, na lewo. Jej twarda g�rna kraw�d� wystawa�a ledwo dostrzegalnie w�r�d �upk�w, tworz�c wyst�p o szeroko�ci dw�ch czy trzech centymetr�w. Po tej �y�ce mo�na by posun�� si� do przeci�cia zachodniej kraw�dzi g�ry, tam gdzie si� za�amywa�a i przechodzi�a w zwr�cone do stepu g��wne p�nocne urwisko Bia�ego Rogu. Wy�ej ska�a by�a stosunkowo mniej stroma i mo�na by�o przypuszcza�, �e uda si� wej�� na ni� do�� wysoko. Usolcew zamierza� wbi� w szczeliny �upk�w, powy�ej cienkiej �y�ki, kilka klamer i z ich pomoc� utrzyma� si� na gzymsie. Tymczasem przywar�szy do �ciany na wysoko�ci stupi��dziesi�ciu metr�w geolog zrozumia�, �e nie mo�e oderwa� od ska�y nawet jednej r�ki na znikom� cz�� sekundy. Sytuacja wygl�da�a beznadziejnie: aby obej�� wysuni�t� gra� i stan�� na wyst�pie, trzeba by�o uchwyci� si� za co�, a klamer wbi� nie m�g�. Rozp�aszczony na skale geolog z l�kiem w sercu wpatrywa� si� w zwisaj�cy nad nim wyst�p. W g��b duszy zacz�� mu si� ju� s�czy� lodowaty strumyczek rozpaczy. W tej samej chwili ol�ni�a go my�l: A ten wojownik z ba�ni? Wiatr... tak, rycerz wdrapa� si� w taki sam wietrzny dzie�... � Usolcew posun�� si� nagle w bok, przerzucaj�c swe cia�o przez wyst�p skalny, wczepi� si� jednocze�nie palcami w g�adk� �cian� i... zako�ysa� si� w ty�. Dla powstrzymania upadku napi�y si� w strasznym, rw�cym b�lu mi�nie brzucha. W tej samej chwili �agodny poryw wiatru zza kraw�dzi pchn�� lekko Usolcewa w plecy. Cia�o, pozostaj�ce w �miertelnym skurczu, otrzymawszy nieoczekiwane poparcie, wyprostowa�o si� i przylgn�o do �ciany. Usolcew by� na wyst�pie. Tutaj, za kraw�dzi�, d�� silny wiatr. Jego nap�r podtrzymywa� geologa i Usolcew poczu�, �e mo�e porusza� si� po wyst�pie �y�y, cho� sz�a ona w g�r�. W ten spos�b wzni�s� si� jeszcze o pi��dziesi�t metr�w wy�ej, dziwi�c si� wci��, �e nie spada. Wiatr coraz silniej d�� w pier� g�ry i Usolcew zrozumia� nagle, �e mo�e si� wyprostowa� i i�� prosto po zboczu, kt�re sta�o si� mniej strome. Powoli stawiaj�c okrwawione stopy Usolcew obmacywa� nimi ska�� i odsuwa� na bok sypi�c� si� w d� pulchn� nawierzchni�. Wolno, wolniutko wznosi� si� coraz wy�ej. Wiatr wy� i �wista�, osypuj�cy si� �wir skrzypia�, a Usolcewa ogarn�a dziwna weso�o��. Szed�, niby szybuj�c na wy�ynach, niemal nie opieraj�c si� o ska��, a wiara w osi�gni�cie celu dodawa�a mu nowych si�. Wreszcie dotar� do g�adkiej, stromej �ciany wysokiego coko�u. Na tym cokole, wci�� jeszcze wysoko, wznosi�a si� ku ob�okom ostra iglica Rogu. Usolcew zauwa�y� z bliska na bia�ej powierzchni Rogu pstrokacizn� du�ych, czarnych plam. Wra�enie to jednak zatarte zosta�o rado�ci� na my�l o tym, �e nie zu�y� �adnej ze swych dwunastu klamer. Ska�a na wysoko�ci dziesi�ciu metr�w by�a zupe�nie jednolita i stroma, dlatego �adna si�a nie mog�aby mu pom�c w przezwyci�eniu tej przeszkody. Do�wiadczony wzrok geologa z �atwo�ci� wyszukiwa� s�absze punkty kamiennego pancerza, szczeliny w p�aszczyznach skalnych. Usolcew wbija� tam klamry g��biej. Wzi�� ze sob� tylko najcie�sze, lekkie klamry i wystarczy�oby, �eby jedna z nich z�ama�a si�, a... Wspi�wszy si� po klamrach geolog musia� przej�� na po�udniow� stron� kamiennej baszty. G�owice warstw tworzy�y ma�e wyst�py, po kt�rych mo�na by�o wznosi� si� wy�ej. Tutaj wiatr, kt�ry dot�d by� wiernym sprzymierze�cem, sta� si� niebezpiecznym wrogiem. Przed upadkiem od silnych uderze� wiatru chroni�a Usolcewa jedynie os�ona ska�y. Geolog kilkakrotnie obsuwa� si� na rumoszu wyst�pu skalnego i d�ugo wisia� na r�kach oblewaj�c si� zimnym potem, gor�czkowo szukaj�c punktu oparcia palcami n�g. Coraz wi�cej gro��cych �mierci� metr�w pozostawia� w dole, za sob�. Wreszcie ostatnimi rozpaczliwymi wysi�kami, dwukrotnie ze�lizguj�c si� i dwukrotnie �egnaj�c si� z �yciem, zdo�a� przerzuci� si� na zachodni� stron� wierzcho�ka i zn�w podtrzymywany przez wiatr, uczepi� si� p�ki u nasady Rogu. Nie my�l�c o zwyci�stwie, z uczuciem zupe�nej pustki w g�owie, jak og�uszony podci�gn�� si� na r�kach i upad� na pochylon� do wewn�trz r�wn� powierzchni�, wielko�ci ma�ego sto�u. Le�a� d�ugo, zmordowany wieloma godzinami �miertelnej walki, s�ysz�c jedynie jednostajny, przenikliwy �wist wiatru, przecinanego ostrzem Rogu. Potem do �wiadomo�ci jego dotar�y p�yn�ce nisko nad szczytem ob�oki. Podni�s� si� na kolana i obr�ci� twarz ku zagadkowej bia�ej skale. By�a teraz tu� przed nim, dotyka�a jego ramienia, wznosi�a si� jeszcze kilka metr�w wy�ej. Mo�na j� by�o dotkn�� r�k�, od�upa� dowoln� ilo�� pr�bek. Wystarczy�o jednego spojrzenia, aby pozna�, �e bia�a ska�a to greisen � zmieniony przez procesy o wysokiej temperaturze granit zawieraj�cy kamie� cynowy, tak zwany kasyteryt. W czystej, bia�ej masie, bez�adnie porozrzucane i zmieszane, srebrzy�y si� p�atki muskowitu � bia�ej miki, b�yszcza�y t�uste krople topaz�w, podobne do czarnych paj�k�w �s�o�ca� turmalinu i wreszcie jego g��wny cel � wielkie, masywne, brunatne kryszta�y kasyterytu. Ten greisen mia� szczeg�lne w�a�ciwo�ci, nie znane dot�d Usolcewowi: nie pozosta�o tam prawie nic z granitu, jego miejsce zaj�� mleczno-bia�y kwarc, bardzo �cis�y i twardy. �To wygl�da na ca�kowicie zmienion� intruzj� warstwow� � pomy�la� Usolcew. � Je�eli tak, to z�o�a kryj�ce si� pod stepem, w dole, mog� by� ogromne�. Geolog spojrza� w d�. G�ra opada�a stromo, a podn�e jej ton�o w sk��bionym ca�unie unoszonego przez wiatr py�u. Usolcew sta� niby na s�upie niewiarogodnie wysokim, z uczuciem bezgranicznej samotno�ci. Wydawa�o mu si�, �e mi�dzy nim a �wiatem tam w dole zerwane zosta�y wszelkie wi�zy. W rzeczywisto�ci mi�dzy nim a �yciem wci�� jeszcze le�a�a owa �miertelna kraw�d�: zej�cie by�o niebezpieczniejsze od wej�cia. W�wczas pomy�la� o tym, �e je�eli s�dzony mu jest powr�t do �ycia � wr�ci inny, ni� by� dot�d. Nadludzki wysi�ek, kt�ry doprowadzi� go do celu, zmieni� jego dusz�. Z trudem oderwawszy si� od rozmy�la� Usolcew przyst�pi� do wype�niania swych zawodowych czynno�ci. Wiele pracy kosztowa�o odkrycie cienkich jak nitki szczelin w skalistym spoiwie kwarcu. Nast�pnie pod cierpliwymi uderzeniami m�otka z �oskotem potoczy�y si� w d� du�e kawa�ki bia�ej ska�y. Usolcew uwa�nie patrzy�, jak spada�y: podskakiwa�y na kraw�dziach g�ry i z gwizdem lecia�y w dolin�. Zaznacza� miejsca ich upadku na planie naszkicowanym w notatniku, a nast�pnie dok�adnie zapisa�, z jakich minera��w sk�ada si� wierzcho�ek ska�y, nakre�li� kontury przypuszczalnych z�� i doda� kilka s��w o kierunku poszukiwa�. Otworzy� pierwsz� stron� i napisa� na niej wyra�nie du�ymi literami: �Uwaga! Tu s� dane o odkrytych przeze mnie z�o�ach Bia�ego Rogu�, nast�pnie w�o�y� notes do kieszeni, kt�r� zapi�� na guzik. Przez chwil� mign�� mu obraz: oto obracaj� jego zdruzgotane cia�o, przeszukuj� kieszenie... Usolcew miwo woli zmru�y� oczy. Rozwin�� wzi�t� ze sob� lin�. Kr�tka, ale powinna wystarczy� do spuszczenia si� wzd�u� prostopad�ej podstawy Rogu a� do miejsca, gdzie by�y wbite klamry. �Ale gdzie umocowa� lin�? Czy na tym wyst�pie? Lepiej by�oby ni�ej, na samej p�ce...� Szukaj�c szczeliny geolog zacz�� rozrzuca� m�otkiem cienk� warstw� rumoszu. Wiatr wy� coraz silniej, a porywane przeze� od�amki uderza�y w twarz i r�ce Usolcewa. Nagle m�otek brz�kn�� o metal i ten cichy d�wi�k wprawi� geologa w os�upienie. Spod piarg�w wyci�gn�� Usolcew d�ugi, ci�ki miecz o l�ni�cej z�otem r�koje�ci. Zetla�e �achmany rozwiewa�y si� doko�a pochwy. Usolcew zdr�twia�. Obraz rycerza � zwyci�zcy Bia�ego Rogu z ludowej legendy � stan�� przed nim jak �ywy. Widmo przesz�o�ci, poczucie nie�miertelno�ci ludzkich osi�gni�� oszo�omi�y Usolcewa. Ale wkr�tce poczu� przyp�yw nowych si� w zm�czonym ciele. Tak jakby tu, na tej dla nikogo niedost�pnej wy�ynie, pos�ysza� g�os przyjaciela ze s�owami otuchy. Usolcew zarzuci� p�tl� liny na niewielki wyst�p bia�ej ska�y. Uni�s� ostro�nie drogocenny miecz, mocno przywi�za� go na plecach i z u�miechem po�o�y� na wyst�pie sw�j m�otek geologiczny. U podstawy prostopad�ej ska�y Bia�ego Rogu geolog zatrzyma� si� wybieraj�c dalsz� drog�. Ob�ok p�dzony wiatrem p�yn�� wprost na Usolcewa. By�o co� niewymownie swobodnego i �mia�ego w tym locie unosz�cej si� w powietrzu bia�ej chmury. Gor�ca wiara we w�asne si�y ogarn�a Usolcewa. Wystawiwszy piersi na wiatr i szeroko roz�o�ywszy r�ce zacz�� szybko spuszcza� si� po zboczu w pozycji stoj�cej, utrzymuj�c r�wnowag� jedynie dzi�ki pomocy wiatru, opanowany radosnym uczuciem lotu. I wiatr nie zawi�d� cz�owieka: z wyciem i �wistem podtrzymywa� go, a cz�owiek, st�paj�c bosymi nogami i plami�c zbocze krwi�, spuszcza� si� coraz ni�ej. Z nieprawdopodobn�, zadziwiaj�c� lekko�ci� dotar� Usolcew do w�skiego gzymsu i min�� go. Tutajs wiatr usta�, zatrzymany wyst�pem s�siedniego szczytu, i znowu zacz�a si� rozpaczliwa walka. Usolcew �lizga� si� po zboczu rozdzieraj�c cia�o, �ami�c paznokcie; przewraca� si�, zatrzymywa�, znowu pe�za�. �wiadomo�� otaczaj�cego �wiata znik�a zupe�nie, pozosta�o tylko uczucie konieczno�ci czepiania si�, czepiania si� ze wszystkich si� ka�dego wyst�pu kamiennej �ciany, gor�czkowego szukania pod sob� jakiego� punktu oparcia. Z l�kiem strace�ca przylgn�� do kamienia w walce z odrywaj�c� go od ska�y, bezlito�nie ci�gn�c� w d� si��. P�niej nie m�g� ju� sobie nigdy Usolcew uprzytomni� tego ostatniego etapu zej�cia z Ak-Miunguza. W pami�ci pozosta�a tylko ostatnia chwila. Nie mia� ju� wtedy ani si�, ani woli. Usolcew opu�ci� poranione r�ce, dotkn�� nogami ostrego kamiennego wyst�pu, zako�ysa� si� w ty� i spad�. Otworzy� oczy i zobaczy� nad sob� z�ote, poranne niebo. Po niebie zupe�nie nisko, tak nisko, �e mo�na by�o zobaczy� rozpostarte pi�ra skrzyde�, kr��y� wielki s�p. Usolcew d�ugo patrzy� na ptaka, zanim zrozumia�, �e s�p tym razem opuszcza si� wprost na niego. Nie! Nie tylko nie zgin��, ale zdoby� Bia�y R�g i s�p nie b�dzie pastwi� si� nad jego cia�em! Usolcew spr�bowa� usi���. Co� mu w tym jednak przeszkadza�o. Namaca� przywi�zany do plec�w miecz, uwolni� si� od niego i usiad�. Opanowa�y go od razu prze�ycia dnia wczorajszego. Zakr�ci�o mu si� w g�owie. Z przera�eniem zobaczy� teraz swe zeszpecone, poczernia�e od krwi nogi i r�ce, podarte i powalane krwi� ubranie. Zrobi� kilka ruch�w i przekona� si�, �e ko�ci, ma ca�e. W�wczas nie zwracaj�c uwagi na przejmuj�cy b�l st�p geolog wsta�. Us�ysza� przyjazne r�enie swego konia i znowu straci� przytomno��. Zimna woda la�a mu si� na czo�o, trafia�a do ust.. Usolcew �yka� j� bez ko�ca, gasz�c nienasycone pragnienie. Otworzywszy oczy zobaczy� tym razem nad sob� b��kitne niebo, dysz�ce dziennym skwarem i wystraszon� twarz starego Ujgura. Geolog podni�s� si� na kolana. Ujgur cofn�� si� z pe�nym szacunku l�kiem. � Czeg� si� boisz, Ars�an? Jestem �ywy. � Gdzie by�e�, naczelniku? � spyta� Ars�an. � Tam! � Usolcew uni�s� r�k� ku niebu. Nad dolin� wznosi� si� czarny od swej cienistej strony wyst�p Ak-Miunguza. � Patrz! � wyci�gn�� do Ujgura miecz ze z�ot� r�koje�ci�. Po�owa pochwy odpad�a przy spuszczaniu si� i spod roz�a��cej si� brunatnej sk�rki zab�ys�a drogocenna b��kitna stal � stal legendarnych p�atnerzy perskich, kt�rej tajemnica wyrobu dawno zagin�a. Stary upad� na kolana nie dotkn�wszy miecza. � C� tak patrzysz? � niecierpliwie powt�rzy� geolog. � Nie � potrz�sn�� g�ow� Ujgur � �aden cz�owiek nie mo�e wzi�� do r�ki taki szemszyr, tylko batur, jak ty... Dwa wielkie, kuliste karagacze, wachlarzowato rozchodz�ce si� z jednego korzenia, ros�y na skraju osiedla. Za nimi wznosi� si� zaci�gni�ty b��kitnaw� mgie�k� walketme�skiego grzbietu. Ko� Usolcewa min�� ostatnie poro�ni�te pio�unem wzg�rze. W�ziutka stepowa �cie�ka uton�a w mi�kkim pyle wyje�d�onej drogi. Droga skr�ca�a w lewo, u kra�ca zielonych sad�w ��czy�a si� z drog� id�c� na po�udnie i omija�a podmyte przez rzek� urwiska czerwonej gliny. Unosi� si� nad ni� ob�oczek ��tego py�u � to przykryta p��tnem furmanka toczy�a si� z Podg�rnego. Kto� jad�cy konno brzegiem drogi nagle zawr�ci� konia i pomkn�� z powrotem, aby przeci�� drog� Usolcewowi. Geolog �ci�gn�� lejce. Podjecha�a ku niemu Wiera Borysowna. � Pozna�am was z daleka. � Przyjrza�a mu si� uwa�nie. � Dok�d jedziecie? � Jad� do kierownictwa. Trzeba niezw�ocznie przeprowadzi� szczeg�owe badania Ak- Miunguza. Usolcew po raz pierwszy patrzy� na ni� �mia�o i swobodnie. � Zrozumia�am, �e was dobrze nie znam... � cicho powiedzia�a Wiera przytrzymuj�c ta�cz�cego konia. � Widzia�am waszego Ars�ana... � Pomilcza�a chwil�. � Gdy jesieni� spotkamy si� w zarz�dzie, poprosz�, aby�cie opowiedzieli mi szczeg�owo o Bia�ym Rogu i... z�otym mieczu. No, moi ju� daleko � spojrza�a na oddalaj�c� si� furmank�. � Do widzenia... batur! M�oda kobieta spi�a konia ostrogami i pomkn�a. Geolog odprowadzi� j� wzrokiem, targn�� konia i wjecha� do osiedla. LEJ DIAMENTOWY Rozdra�niony dyrektor Centralnego Zarz�du odsun�� pe�n� niedopa�k�w popielniczk� i z oburzeniem spojrza� na rozm�wc�. Tamten, chudy, drobny, siwobrody, podkurczywszy nogi ton�� w wielkim, sk�rzanym fotelu. Zza okular�w nieugi�tym uporem b�yszcza�y jego oczy. � Ekspedycja tunguska pracuje ju� trzeci rok i nic! �adnych rezultat�w! � rzuci� dyrektor. � Jak to �adnych? A kimberlity ? � O w�a�nie, kimberlity! Czy wiecie, �e profesor Czerniawski wyda� o nich opini� ujemn�? Nie uznaje tych ska� za kimberlity. A w og�le, Siergieju Jakowlewiczu, dla mnie osobi�cie wszystko to jest jasne. Przecie� to ogromna, prawie niezbadana kraina. Ekspedycja drogo kosztuje, zw�aszcza od czasu, gdy�cie do niej dodali oddzia� geofizyczny. A tu �adnych rezultat�w. Stanowczo nalegam na przerwanie prac. Nasz instytut ma znacznie pilniejsze zadania i wydawanie du�ych sum na tego rodzaju poszukiwania jest ze szkod� dla spraw bie��cych. Na tym sko�czymy. Dyrektor Centralnego Zarz�du ze zmarszczk� niezadowolenia rzuci� papierosa. Siedz�cy w fotelu dyrektor instytutu, profesor Iwaszencew, wyprostowa� si� gwa�townie. � Przerywacie prace, kt�re powinny przynie�� krajowi milionowe dochody: nie tylko oszcz�dno�ci, ale bezpo�rednio doch�d z eksportu. � Jak dot�d sprawa ta przynios�a same rozczarowania. Zreszt� ju� powiedzia�em, �e wszystko jest dla mnie jasne. Moja decyzja jest ostateczna. Dyrektor wsta�. Profesor wydawa� si� obok niego male�ki i bezbronny. W milczeniu podni�s� si� z fotela i poprawi� okulary. Potem mrukn�� co� niezrozumiale i poda� naczelnikowi okr�g�y kamie�. � Widzia�em to ju� � oschle powiedzia� tamten. � Rzeka Mojero, rzeka Mojero, s�ysz� to przez trzy lata! I t� grikwaitow� ska�� te� ju�e�cie mi pokazywali. Profesor zgarbi� si� nad teczk� zamykaj�c niepos�uszny zamek. Dyrektorowi �al si� zrobi�o uczonego. Podszed� do Iwaszencewa. � Siergieju Jakowlewiczu, musicie mi przyzna� racj�. Nie rozumiem waszego uporu w tej sprawie. � Ka�d� prac� �atwiej kierowa� � przerwa� Iwaszencew � gdy si� jest bezstronnym w stosunku do niej. A ja nie mog� by� bezstronny. Zrozumcie tylko, jestem najgor�cej, z ca�ej duszy pewny tej sprawy. Tylko olbrzymie, niezbadane, niedost�pne przestrzenie stoj� mi�dzy teoretycznymi wnioskami a dowodem realnym. Powiecie naturalnie, �e tego wystarczy, aby sprawa upad�a. Tak, wiem, wiem: pa�stwowe pieni�dze i tak dalej � rozgniewa� si� profesor, chocia� dyrektor nie my�la� odpowiada� czy protestowa�. � Znacie �elazne prawo ekonomiczne? �eby wydoby� milion, trzeba wyda� siedemset tysi�cy. A my przecie� spodziewamy si� dziesi�tk�w milion�w! Z tymi s�owami ruszy� ku drzwiom. Dyrektor odprowadzi� go wzrokiem i pokr�ci� g�ow�. Po powrocie do instytutu profesor Iwaszencew kaza� sekretarzowi wezwa� natychmiast do siebie naczelnika oddzia�u produkcji. � Jakie macie ostatnie wiadomo�ci od Czurilina? � spyta� profesor, gdy naczelnik wszed� do gabinetu. � Ostatnie wiadomo�ci mieli�my miesi�c temu. � Wiem o tym, a nowych nie ma? � Nie, jak dot�d � �adnych. � Gdzie, waszym zdaniem, mog� by� teraz? � Czurilin komunikowa� o przyj�ciu nad jezioro Cziringda, do faktorii. W d� po Cziringdzie przedostali si� na rzek� Chatang�, a stamt�d powinni byli przekroczy� g�rny bieg Mojero. Zapewne przeszli ju� t� tras� i znajduj� si� obecnie na turskiej bazie naukowej, przynajmniej taki by� plan. Ale plan sobie, a tajga sobie... � O tym wiem dobrze. Dzi�kuj�. Gdy profesor pozosta� sam, opad� na oparcie fotela i zamy�li� si�. Oczyma wyobra�ni widzia� map� olbrzymich przestrzeni mi�dzy Jenisjejem i Len�. Gdzie� tam po�rodku, w chaosie niewysokich g�r, poprzecinanych niezliczonymi rzeczkami i pokrytych jednolitym, bagnistym lasem, znajdowa�a si� ekspedycja, kt�r� pos�a� po... marzenie. Profesor wyj�� z teczki kamie�, kt�ry pokazywa� naczelnikowi zarz�du. Ma�y kawa�ek ciemnej ska�y by� twardy i ci�ki. Na jego gruboziarnistej powierzchni drobnymi kroplami b�yszcza�y liczne kryszta�y piropu � czerwonego granatu � i czyst�, �wie�� zieleni� mieni� si� oliwin . Kryszta�y te wyst�powa�y jaskrawo na jasnym, b��kitnawozielonym tle diopsydu chromowego. Gdzieniegdzie po�yskiwa�y b�awatkowe ogniki dystenu . Kamie� czarowa� oko pstrokacizn� czystych barw. Profesor odwr�ci� kamie� na drug� stron�, gdzie na bia�ym paseczku emalii by� napis: �Rzeka Mojero, po�udniowy stok G�r Anao�skich, ekspedycja To�maczowa, 1915�. Iwaszencew westchn��: przecie� to typowy grikwait Afryki Po�udniowej. Ani w G�rach Anao�skich, ani w dolinie Mojero nie uda�o si� odkry� nawet �ladu podobnych ska�. I w tym roku znowu niepowodzenie. Czurilin milczy. Marzenie nie spe�nia si�. Iwaszencew przez chwil� wa�y� kamie� w r�ku, potem zamkn�� go w dolnej szufladzie biurka i zdecydowanym ruchem podni�s� s�uchawk� wewn�trznego telefonu. � Wy�lijcie depesz� do Czurilina: �Brak rezultat�w likwidujcie ekspedycj�, wracajcie natychmiast�. Tak, sam j� podpisz�, inaczej nie us�ucha. Dok�d? Do turskiej plac�wki. No, naturalnie, drog� radiow�, przez Dickson. Brz�kn�y wide�ki telefonu ucinaj�c rozmow� i wszystkie mo�liwo�ci urzeczywistnienia dawnych marze�. Iwaszencew zdj�� okulary i ukry� twarz w d�oniach. Profesor marzy�, aby chocia� u schy�ku �ycia doczeka� si� rozpocz�cia bada� g��bokich warstw skorupy ziemskiej drog� wiercenia szczeg�lnie g��bokich szyb�w. Ale nawet pierwsze ku temu kroki � pogo� za marzeniem ukrytym w lasach i bagnach p�askowzg�rza �rodkowej Syberii � nie uda�y si�. Widocznie �ycie niczego nie nauczy�o profesora i po pi�tym krzy�yku pozosta� wci�� marzycielem d���cym do zbyt wielkiego rozmachu w poszukiwaniach. Fale radiowe pod��y�y z Moskwy na p�noco-wsch�d, nad tundr�, nad zimne przestworza Oceanu Lodowatego i dosi�g�y wysokich maszt�w stacji radiowej na nagiej wyspie, w �wietle nieprzerwanego dnia polarnego. W dwie godziny