9218
Szczegóły |
Tytuł |
9218 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9218 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9218 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9218 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugen Herrigel
ZEN
W SZTUCE
�UCZNICTWA
WST�P
Jedn� z najbardziej znamiennych cech �ucznictwa uprawianego tak, jak uprawia je si� w Japonii - co zreszt� dotyczy uprawiania wszystkich dziedzin sztuki we wszystkich zapewne krajach Dalekiego Wschodu - jest to, �e �ucznik nie d��y do cel�w utylitarnych ani do czysto estetycznej satysfakcji. Celem jest tu, bowiem �wiczenie umys�u, a m�wi�c �ci�lej, nawi�zanie kontaktu umys�owego z najwy�sz� rzeczywisto�ci�. �ucznictwa nie uprawia si�, zatem po to tylko, by trafi� w tarcze; szermierz nie w�ada mieczem po to jedynie, aby pokona� przeciwnika; tancerz nie po to ta�czy, aby wykona� pewn� ilo�� rytmicznych ruch�w. Umys� musi zestroi� si� pierwej z nie�wiadomo�ci�.
Chc�c naprawd� osi�gn�� mistrzostwo w jakiej� sztuce, nie mo�na poprzesta� na znajomo�ci techniki. Nale�y wznie�� si� na poziom wobec techniki transcendentny, aby sztuka sta�a si� �sztuk�, w kt�rej niczego sztuk� nie doka�esz", wyrastaj�c� wprost z nie�wiadomo�ci.
I tak na przyk�ad w �ucznictwie zaciera si� przeciwie�stwo mi�dzy celem a tym, kto we� celuje, poniewa� cel i sam celuj�cy stapiaj� si� w jedn� rzeczywisto��. �ucznik traci �wiadomo�� samego siebie, przestaje by� �wiadom tego, �e jest kim�, kto ma trafi� w �rodek tarczy, kt�ra przed nim stoi. Taki stan nie�wiadomo�ci osi�gnie on wtedy tylko, gdy b�d�c ca�kowicie pustym, wyzbytym w�asnego ja, stanie si� jednym z doskonaleniem swej sprawno�ci technicznej, Co prawda, wchodz� tu te� w gr� zjawiska z zupe�nie innego poziomu, na kt�ry nie spos�b wznie�� si� drog� jakichkolwiek stopniowych roz�o�onych w czasie studi�w nad sztuk� �ucznictwa.
Zen tym przede wszystkim r�ni si� od innych szk� religijnych, filozoficznych czy te� mistycznych, �e nie opuszczaj�c ani na chwile sfery �ycia codziennego b�d�c tak praktycznym i konkretnym, ma jednak w sobie co�, co wynosi go ponad wszelkie plugastwo i niepokoje tego �wiata.
I tak dochodzimy do punktu, w kt�rym pojawia si� zwi�zek mi�dzy buddyzmem zen a �ucznictwem, oraz takimi dziedzinami sztuki, jak szermierka, uk�adanie bukiet�w, ceremonia� podawania herbaty, taniec czy sztuki pi�kne.
Baso (Ma-tsu, zmar�y w roku 788) g�osi�, i� zen to �umys�, na co dzie�. �Codzienno�� umys�u polega po prostu na tym, by �spa�, gdy�my zm�czeni, i je��, kiedy�my g�odni Skoro tylko zaczniemy rozwa�a�, rozmy�la� i budowa� poj�cia, zatraca si� pierwotna nie�wiadomo��, wkrada si� my�l, i ju� nie jemy jedz�c ani �pi�c nie �pimy Strza�a opuszcza wprawdzie ci�ciw�, lecz nie frunie wprost ku tarczy, a samej tarczy te� nie ma tam, gdzie tarcza stoi Zaczynamy snu� rachuby, one za� zawsze s� biedne Ca�e to przedsi�wzi�cie, jakim jest �ucznictwo, zbacza na manowce Panuj�cy w umy�le �ucznika zam�t w ka�dym kierunku, w ka�dej dziedzinie dzia�alno�ci zdradza sw� obecno��.
Cz�owiek to trzcina my�l�ca, lecz swych najwi�kszych czyn�w dokonuje wtedy, gdy nie rachuje, nie my�li. Latami �wicz�c si� w sztuce zapominania o sobie, nale�y odzyska� utracon� �dzieci�co�� Osi�gn�wszy ten stan cz�owiek my�li, zarazem jednak nie my�l�c. My�li tak, jak ulewy spadaj�ce z nieba, my�li tak, jak fale, kt�re ocean toczy, my�li tak, jak gwiazdy, rozja�niaj�ce noc� niebiosa, my�li tak, jak zielone li�cie, strzelaj�ce z ga��zek w koj�cym, wiosennym powiewie W istocie cz�owiek taki jest tymi ulewami, tym oceanem, tymi gwiazdami i li��mi.
Osi�gn�wszy taki etap duchowego rozwoju, cz�owiek staje si� artyst� �ycia na mod�� zen Niepotrzebne mu p��tno, p�dzle ani farby, kt�rych u�ywa malarz Niepotrzebne mu �uk, strza�a, tarcza ani inne przedmioty, kt�rymi pos�uguje si� �ucznik Ma on w�asne ko�czyny, tu��w, g�ow� i inne cz�ci cia�a - wa�ne narz�dzia, przy pomocy, kt�rych przejawia si� jego ��ycie na mod�� zen" Jego r�ce i nogi to p�dzle, a ca�y wszech�wiat jest p��tnem, na kt�rym cz�owiek ten przez siedemdziesi�t, osiemdziesi�t, albo i dziewi��dziesi�t lat odmalowuje swe �ycie Powsta�y w ten spos�b obraz nosi miano �historii".
Hoyen z Gosozen (zmar�y w roku 1140) powiada �Oto cz�owiek, kt�ry pustk� przestrzeni przeistacza w kartk� papieru, fale oceanu w ka�amarz, a g�r� Sumeru w p�dzel, i pisze tych pi�� liter so-shi-sai-rai-i1 Przed takim cz�owiekiem rozpo�cieram m�j zagu2 i sk�adam niski pok�on�.
Kto� mo�e spyta �Co znaczy to fantastyczne stwierdzenie? Czemu kogo�, kto zdolny jest dokona� takiego wyczynu, darzy si� najwy�szym szacunkiem" Mistrz zen odrzek�by zapewne Jem, gdy jestem g�odny, �pi�, gdy jestem zm�czony" Mistrz, kt�remu bliska jest przyroda m�g�by powiedzie� �Wczoraj by�o �adnie, a dzi� pada" Mimo to czytelnik mo�e nadal sta� wobec nierozwi�zanej zagadki �Gdzie ten �ucznik?"
Pan Herngel, filozof niemiecki, kt�ry po przyje�dzie do Japonii zacz�� �wiczy� si� w �ucznictwie, aby zrozumie� zen, opowiada w tej przepi�knej, ksi��eczce o w�asnych prze�yciach Czytelnikowi, wychowanemu w kulturze zachodniej, relacja ta przybli�y wschodni spos�b odczuwania, kt�ry cz�sto wydawa� si� mo�e dziwny, obcy i jakby niedost�pny.
Daisetz T. Suzuki
Ipswich, Massachusetts
maj 1953
* * *
Na pierwszy rzut oka zdawa� si� musi, �e zen - jakikolwiek sens czytelnik nadawa�by temu s�owu - przez skojarzenie z czym� tak przyziemnym, jak �ucznictwo, niezno�nie si� poni�a. Cho�by czytelnik, got�w do znacznych ust�pstw, przyzna� �ucznictwu zaszczytne miano �sztuki", to i tak by�by, co najwy�ej sk�onny dopatrywa� si� w owej sztuce sprawno�ci wybitnie sportowej. Spodziewa si� on, zatem doniesie� o zdumiewaj�cych wyczynach japo�skich sztukmistrz�w, maj�cych to szcz�cie, �e mog� polega� na u�wi�conej czasem, nieprzerwanej tradycji pos�ugiwania si� �ukiem i strza��. Bo te� na Dalekim Wschodzie dopiero od paru pokole� nowoczesna bro� zast�pi�a dawne uzbrojenie, a umiej�tno�� w�adania nim bynajmniej nie posz�a w niepami��, lecz nadal si� upowszechnia, piel�gnowana w coraz szerszych kr�gach spo�ecze�stwa. Czy zatem nie wolno czytelnikowi spodziewa� si� opisu szczeg�lnych sposob�w uprawiania �ucznictwa jako narodowego sportu dzisiejszych Japo�czyk�w?
Nic mniej trafnego, ni� takie oczekiwania. Tradycyjnie pojmowane �ucznictwo, szanowane jako sztuka, czczone jako element narodowego dziedzictwa, nie jest dla Japo�czyka sportem, lecz - jakkolwiek niezwykle zrazu to zabrzmi - rytua�em religijnym. Tote� okre�lenie �sztuka �ucznictwa" nie oznacza w jego poj�ciu sprawno�ci sportowej, daj�cej si� lepiej lub gorzej opanowa� z pomoc� �wicze� cielesnych, lecz umiej�tno��, maj�c� swe �r�d�o w �wiczeniach duchowych, mierz�c� w cel duchowy: w zasadzie strzelec mierzy w samego siebie, a je�li mu si� powiedzie, mo�e nawet siebie samego ugodzi�.
Brzmi to z pewno�ci� niejasno. - Co takiego? -spyta czytelnik. - Mamy wi�c uwierzy�, �e �ucznictwo, niegdy� uprawiane z my�l� o walce na �mier� i �ycie, nie przetrwa�o nawet jako sport, lecz przybra�o zwyrodnia�� posta� �wicze� duchowych? Po c� wi�c �uk, strza�a i tarcza? Czy� nie k��ci si� to z sam� ide� tej starej, m�skiej sztuki, czy� nie przeczy rzetelno�ci �ucznictwa, w miejsce, kt�rej pojawia si� co� mglistego, je�li nie wr�cz fantastycznego?
Warto jednak mie� to na uwadze, �e sztuk� pos�ugiwania si� �ukiem i strza�� zawsze przesyca� szczeg�lny duch, kt�rego zatem nie by�o potrzeby wskrzesza� w naszych czasach. Obecnie duch ten przejawia si� tym bardziej otwarcie i przekonuj�co, �e nie musi ju� sprawdza� si� w krwawych bojach. B��dem by�oby s�dzi�, �e tradycyjna technika �ucznictwa, niemaj�ca ju� zastosowania w walce, s�u�y mi�ej rozrywce, a zatem sta�a si� rzecz� najzupe�niej niewinn�. Stanowisko Wielkiej Doktryny �ucznictwa jest tutaj ca�kowicie przeciwstawne. W my�l Wielkiej Doktryny �ucznictwo nadal jest spraw� �ycia lub �mierci, poniewa� �ucznik toczy b�j z samym sob� - b�j, kt�ry nie jest lich� namiastk�, lecz podstaw� wszelkich walk zewn�trznych, chocia�by z fizycznym przeciwnikiem. W�a�nie w starciu �ucznika z samym sob� przejawia si� tajemna istota tej sztuki. W jej nauczaniu nie pomija si� niczego istotnego, cho� odtr�ca si� cele utylitarne, kt�rym niegdy� s�u�y�a umiej�tno�� toczenia rycerskich boj�w.
Ka�dy, kto w naszych czasach przyst�puje do uprawiania tej sztuki, z jej historycznego rozwoju odnosi wi�c te bezsprzeczn� korzy��, �e wolny jest od pokusy, aby zam�ca� w�asne pojmowanie Wielkiej Doktryny d��eniem do cel�w utylitarnych - cho�by tajonym przed samym sob� - kt�re mog�oby wr�cz ca�kowicie uniemo�liwi� mu jej zrozumienie. Albowiem mistrzowie �ucznictwa wszystkich epok zgodni s�, co do tego, �e owa sztuka dost�pna jest jedynie dla tych, kt�rzy serce maj� �czyste" i kt�rym obce s� uboczne d��enia.
Odpowied� na zadane z tego punktu widzenia pytanie, jak mianowicie mistrzowie japo�scy pojmuj� �w b�j, kt�ry �ucznik toczy z samym sob�, i jak go opisuj�, zabrzmia�aby nies�ychanie tajemniczo. Dla nich, bowiem w boju tym �ucznik mierzy w siebie samego - a jednak nie w siebie samego; trafia w siebie samego - a jednak nie w siebie samego. W ten spos�b staje si� on jednocze�nie celem i tym, kto celuje, strzelcem i strza�em. B�d� te� - by uj�� rzecz w s�owach mistrzom najdro�szych - �ucznik, chc�c nie chc�c, sta� si� musi niewzruszonym centrum. I wtedy zdarza si� cud ostateczny, cud najwy�szego rz�du: sztuka staje si� �sztuk�, w kt�rej niczego sztuk� nie doka�esz", strzelanie przeradza si� w nie-strzelanie, w strzelanie bez �uku i strza�y. Nauczyciel zn�w staje si� uczniem, mistrz pocz�tkuj�cym, koniec - pocz�tkiem, a pocz�tek -doskona�o�ci�.
Dla ludzi Wschodu te tajemnicze formu�y brzmi� przejrzy�cie, jak wszystkim znajome prawdy, nas jednak wprawiaj� one w zupe�ne os�upienie. Musimy, zatem g��biej wnikn�� w te kwestie. Od do�� dawna nie jest tajemnic� - nawet dla nas, Europejczyk�w - �e wszelka sztuka w Japonii czerpie sw� wewn�trzn� form� ze wsp�lnego dla wszystkich sztuk korzenia, kt�rym jest buddyzm. Dotyczy to zar�wno sztuki �ucznictwa, jak malarstwa, teatru nie mniej ni� ceremonia�u podawania herbaty, sztuki uk�adania bukiet�w czy szermierki. Uprawiaj�c kt�r�kolwiek z tych dyscyplin, nale�y prze�ywa� j� na spos�b duchowy. Ka�da z nich po swojemu kultywuje te w�a�nie postaw�, kt�ra - b�d�c w swej najwznio�lejszej postaci typow� dla buddyzmu - okre�la natur�, cz�owieka pokroju kap�a�skiego. Nie mam tu na my�li buddyzmu w zwyk�ym tego s�owa znaczeniu, ani te� nie zajmuje si� wybitnie spekulatywn� jego form�, kt�r� - dzi�ki rzekomo przyst�pnej literaturze - jako jedyn� odmian� buddyzmu znamy w Europie, a nawet che�pimy si� jej rozumieniem. M�wi� o buddyzmie, dhyana, znanym w Japonii pod nazw� �zen", niepolegaj�cym bynajmniej na spekulacji, lecz na bezpo�rednim do�wiadczeniu tego, co jako bezgraniczne t�o istnienia nie daje si� poj�� drog� intelektualn�, nie poddaje si� zrozumieniu ani interpretacji nawet po najbardziej jednoznacznych i niepodwa�alnych prze�yciach: jest to co�, co wiedzie� mo�na tylko bezwiednie. Takie w�a�nie, rozstrzygaj�ce prze�ycia maj�c na widoku, buddyzm zen wytyczy� �cie�ki, na kt�rych dzi�ki metodycznemu zag��bianiu si� w samym sobie odnale�� mo�na si�gaj�c� samych podstaw duszy �wiadomo�� nienazywalnej bezpodstawno�ci i bez w�a�ciwo�ci Wi�cej: mo�na si� z t� �wiadomo�ci� zjednoczy�. Wyra�aj�c si� bardzo ogl�dnie - a tym samym by� mo�e wprowadzaj�c czytelnika w b��d - powiem, �e w przypadku �ucznictwa znaczy to, i� �wiczenia duchowe, b�d�ce jedynym sposobem, dzi�ki kt�remu technika �ucznicza sta� si� mo�e sztuk� (a je�li wszystko dobrze p�jdzie, udoskonali si�, by przerodzi� si� w �sztuk�, w kt�rej niczego sztuk� nie doka�esz") s� �wiczeniami mistycznymi. �ucznictwo w �adnym razie nie mo�e wi�c zasadza� si� na jakichkolwiek sukcesach zewn�trznych, osi�ganych z pomoc� �uku i strza�y, lecz polega na osi�gni�ciach wewn�trznych, sam na sam z sob�. �uk i strza�a stwarzaj� pretekst dla czego�, co r�wnie dobrze mog�oby si� zdarzy� bez nich. S� one jedynie �rodkiem, prowadz�cym do celu, a nie samym celem; jedynie pomocami, u�atwiaj�cymi wykonanie ostatniego, rozstrzygaj�cego skoku.
By�oby, zatem rzecz� ze wszechmiar po��dan�, aby czytelnik zyska� dost�p do wyk�ad�w buddyst�w zen, u�atwiaj�cych zrozumienie. Tekst�w takich w istocie nie brakuje. W ksi��ce Essays in Zen Buddhism D.T. Suzuki przekonuj�co dowodzi, i� kultura japo�ska �ci�le wi��e si� z buddyzmem zen; �e japo�ska sztuka, postawa duchowa samuraja, japo�ski styl �ycia, moralne, estetyczne, a poniek�d tak�e intelektualne �ycie Japo�czyk�w temu w�a�nie zawdzi�cza sw� osobliwo��, �e wyrasta z buddyzmu zen, tote� wymyka si� rozumieniu os�b z t� ga��zi� buddyzmu nie zaznajomionych.
Nadzwyczaj donios�e dzie�o Suzukiego, podobnie jak studia innych uczonych japo�skich, wzbudzi�o zainteresowanie w szerokich kr�gach. Powszechnie uznaje si�, i� buddyzm dhyana, kt�ry narodzi� si� w Indiach, przeszed�szy dog��bn� przemian�, w Chinach osi�gn�� pe�nie rozwoju, by wreszcie przyj�� si� w Japonii, gdzie po dzi� dzie� piel�gnuje si� jego �yw� tradycje - ujawni� nieprzeczuwane sposoby istnienia; jest rzecz� najwy�szej wagi, aby�my zrozumieli, na czym owe sposoby istnienia polegaj�.
Mimo wszelkich stara� znawc�w buddyzmu zen, nasze europejskie spojrzenie na jego istot� wci�� jednak pozostaje niezwykle zaw�one. Ju� po paru krokach b��dz�ca na o�lep intuicja napotyka bariery nie do przezwyci�enia, jak gdyby zen opiera� si� g��bszej penetracji. Spowity nieprzeniknionym mrokiem, wydawa� si� musi najdziwniejsz� zagadk�, jak� kiedykolwiek postawi�o przed nami �ycie duchowe Wschodu: nierozwi�zywaln�, a zarazem nieodparcie poci�gaj�c�.
To dominuj�ce uczucie, niedosi�no�ci spowodowane jest po trosze przyj�tym w buddyzmie zen stylem wyk�adu. Buddysta zen uczyni, co najwy�ej aluzje do prze�y�, kt�re wyzwoli�y go i przemieni�y, i nikt rozs�dny niczego ponad to od niego nie oczekuje. Nikt nie spodziewa si�, �e b�dzie on pr�bowa� opisa� niewyobra�aln�, niewyra�aln� prawd�, wedle, kt�rej �yje. Pod tym wzgl�dem zen spokrewniony jest z czystym, introspektywnym mistycyzmem: o ile nie wkroczymy w �wiat dozna� mistycznych drog� bezpo�redniego uczestnictwa, pozostaniemy na zewn�trz, jakkolwiek by�my si� kr�cili i wiercili. Prawo to, kt�remu podlega wszelki prawdziwy mistycyzm, nie dopuszcza wyj�tk�w. I nie jest to bynajmniej sprzeczno��, �e istnieje ca�e mn�stwo tekst�w zen, uwa�anych za �wi�te. Maj� one te szczeg�ln� cech�, �e swe �yciodajne znaczenie zdradzaj� tym tylko, kt�rzy okazali si� godni rozstrzygaj�cych do�wiadcze�, a wi�c potrafi� wyczyta� z nich potwierdzenie tego, co sami ju� posiadaj�, czym sami s� - niezale�nie od owych tekst�w. Natomiast niedo�wiadczonemu pisma takie nie tylko nic nie powiedz� - jak�e, bowiem mia�by czyta� mi�dzy wierszami? - lecz nieuchronnie wprawi� go w ca�kiem beznadziejny zam�t duchowy, cho�by podchodzi� do nich ostro�nie, z pe�nym samozaparcia oddaniem. Jak ka�dy rodzaj mistycyzmu, tak i zen zrozumie� mo�e tylko kto�, kto sam jest mistykiem, a wi�c nie kusi go, by psim sw�dem osi�gn�� to, czego prze�ycie mistyczne mu wzbrania.
A jednak cz�owiek przemieniony przez zen, cz�owiek, kt�ry przeszed� przez �ogie� prawdy", �yje w spos�b tak przekonuj�cy, �e nie mo�e to nie zwraca� uwagi. Nie wymagamy wi�c od niego zbyt wiele, je�li w poczuciu duchowego pokrewie�stwa, pragn�c odnale�� drog�, na kt�rej napotka� mo�na te bezimienn� moc, kt�ra takie czyni cuda - bo prosta ciekawo�� nie ma prawa niczego ��da� - oczekujemy, i� adept przynajmniej opisze nam wiod�cy do celu szlak. Stawiaj�c pierwszy krok, �aden mistyk, �aden ucze� buddyzmu zen nie jest tym cz�owiekiem, kt�rym mo�e zosta�, je�li b�dzie si� doskonali�. Ile� musi jeszcze odnie�� zwyci�stw, ile spraw pozostawi� za sob�, nim wreszcie za�wita mu prawda! Jak�e cz�sto dr�czy go po drodze rozpaczliwe poczucie, �e porywa si� na co�, co jest niemo�liwo�ci�! A jednak ta niemo�liwo�� oka�e si� pewnego dnia mo�liwa, a nawet oczywista. Czy�, zatem nie wolno nam mie� nadziei, �e dzi�ki starannemu opisowi tej d�ugiej i trudnej drogi b�dziemy potrafili przynajmniej zada� sobie pytanie, czy chcemy j� przeby�?
Ot� tego rodzaju opis�w drogi i jej kolejnych stacji w literaturze zen nie ma prawie wcale. Przyczyna le�y po cz�ci w tym, �e buddysta zen kategorycznie wzbrania si� przed udzielaniem jakichkolwiek poucze�, maj�cych zapewni� szcz�cie w �yciu. Wie on z w�asnego do�wiadczenia, �e nikt nie wytrwa na szlaku bez sumiennego, umiej�tnego przewodnictwa nauczyciela, bez pomocy mistrza. Z drugiej za� strony r�wnie istotne jest to, �e jego w�asne do�wiadczenia, jego zwyci�stwa i przemiany duchowe, musz� - p�ki s� �jego" - ponownie zosta� przezwyci�one, a� wszystko, co �jego", ulegnie zniszczeniu. Tylko w ten spos�b mo�e on przygotowa� w sobie grunt dla do�wiadcze�, kt�re - tak jak �wszechogarniaj�ca Prawda" - zbudz� go do �ycia, nieb�d�cego ju� jego codziennym, osobistym �yciem. On �yje, ale to, co �yje, nie jest ju� nim samym, tym samym.
Z tego punktu widzenia zrozumia�ym si� staje, czemu buddysta zen wystrzega si� wszelkich rozm�w o sobie i swym rozwoju: nie, dlatego, �e jego zdaniem nieskromnie jest m�wi�, lecz dlatego, �e czu�by, i� w ten spos�b zdradza zen.
Cho�by po to, by zdecydowa� si� cokolwiek o nim powiedzie�, musi on srodze bi� si� z my�lami. Przestrog� jest mu przyk�ad jednego z najwi�kszych mistrz�w, kt�ry w odpowiedzi na pytanie, czym jest zen, milcza� niewzruszenie, jakby nie dos�ysza� pytania. Jak�e wi�c mo�na oczekiwa�, �e adept skory b�dzie opowiada� o czym�, co odrzuci�, i za czym ju� nie t�skni?
W tej sytuacji nale�a�oby uzna�, �e wymawiam si� od obowi�zku, gdybym poprzesta� na szeregu paradoks�w lub broni� si� kanonad� g�rnolotnych okre�le�. Mia�em, bowiem zamiar rzuci� nieco �wiat�a na natur� buddyzmu zen, oraz na to, jak zen kszta�tuje jedn� z dziedzin sztuki, na kt�rych wycisn�� swe pi�tno. Nikt, rzecz jasna, nie osi�gnie dzi�ki temu �wiat�u o�wiecenia - w sensie, jaki zen nadaje s�owu, b�d�cemu jednym z podstawowych okre�le� tej nauki - lecz uka�e ono przynajmniej, �e za nieprzeniknion� �cian� mg�y co� musi si� kry�, co�, co niczym b�yskawica latem zwiastuje odleg�� burze. Sztuka �ucznictwa rozumiana w ten spos�b jest niejako przedszkolem buddyzmu zen, pozwala, bowiem pocz�tkuj�cemu, poprzez prace w�asnych r�k, ujrze� z wi�ksz� jasno�ci� zdarzenia, kt�re same w sobie nie s� czytelne. M�wi�c obiektywnie, do buddyzmu zen doskonale mo�na by dotrze� poprzez kt�r�kolwiek z wymienionych przeze mnie dyscyplin.
S�dz� jednak, �e najskuteczniej spe�ni� sw�j zamiar, je�li opisze kurs, jaki odby� musi ka�dy, kto uczy si� sztuki �ucznictwa. �ci�lej m�wi�c, spr�buje stre�ci� wydarzenia, jakie zasz�y podczas sze�ciu lat mego pobytu w Japonii, kiedy to pobiera�em nauki u jednego z najwi�kszych mistrz�w tej dyscypliny. Moje w�asne do�wiadczenie upowa�nia mnie wi�c do podj�cia tego zadania. Aby to, co opowiem, by�o w og�le zrozumia�e - nawet, bowiem w takim przedszkolu dosy� napotyka si� zagadek - nie maj�c wyboru, zdam szczeg�owo spraw� z wszelkich zahamowa�, jakie musia�em zwalczy�, z wszystkich opor�w, jakie musia�em przezwyci�y�, nim uda�o mi si� przenikn�� ducha Wielkiej Doktryny. M�wi� za� o sobie tylko, dlatego, �e nie widz� innej drogi do celu, kt�ry sobie wytyczy�em. Z tego te� powodu relacje m� ogranicz� do spraw zasadniczych, aby je przez to uwydatni�. �wiadomie zaniecha�em opisu scenerii, w kt�rej pobiera�em nauki, wyczarowywania scen, jakie utkwi�y mi w pami�ci, a zw�aszcza kre�lenia portretu Mistrza - jakkolwiek kusz�ce wszystko to by� mog�o. Osi� ksi��ki musi by� sztuka �ucznictwa - a miewam niekiedy wra�enie, �e jeszcze trudniej j� obja�ni�, ni� opanowa�. Obja�nianie za� doprowadzi� nale�y a� tam, sk�d zaczynaj� nam majaczy� owe odleg�e horyzonty, poza kt�rymi zen �yje i oddycha.
* * *
Winien jestem Czytelnikowi wyja�nienie, czemu zaj��em si� buddyzmem zen i czemu zacz��em w tym celu uczy� si� sztuki �ucznictwa. Jeszcze za czas�w studenckich, jakby gnany tajemnym pop�dem, poch�oni�ty by�em mistycyzmem - pomimo nastroju epoki, w kt�rej dla tego rodzaju zainteresowa� nie by�o miejsca. Mimo jednak wszelkich stara�, z coraz wi�ksz� jasno�ci� zdawa�em sobie spraw�, �e pisma ezoteryczne dost�pne s� mi jedynie od zewn�trz. I cho� potrafi�em kr��y� wok� - nazwijmy je tak - pierwotnego zjawiska mistycznego, nie umia�em przeskoczy� linii, niby wysokim murem otaczaj�cej tajemnice. W rozleg�ej literaturze na temat mistycyzmu r�wnie� nie mog�em znale�� tego, czego szuka�em. Rozczarowany i zniech�cony, zrozumia�em stopniowo, �e tylko cz�owiek prawdziwie oderwany od spraw tego �wiata mo�e zrozumie�, czym jest oderwanie od spraw tego �wiata; tylko ten, kto kontempluje, kto jest zupe�nie pusty i siebie wyzbyty, got�w jest zjednoczy� si� z �transcendentnym B�stwem".
Zda�em, wi�c sobie spraw�, �e nie ma i nie mo�e by� innej drogi do mistycyzmu, ni� droga osobistych do�wiadcze� i cierpienia. Je�li za� ten warunek nie zosta� spe�niony, wszelkie s�owa s� czcz� gadanin�. Ale - co si� robi, �eby zosta� mistykiem? Co si� robi, by osi�gn�� stan prawdziwego, nie za� jedynie urojonego oderwania? Czy droga, wiod�ca do tego celu, wci�� jeszcze otwarta jest nawet dla tych, kt�rych przepa�� stuleci odgradza od wielkich mistrz�w? Dla wsp�czesnego cz�owieka, wychowanego w zupe�nie innych warunkach? Nigdzie nie spotka�em odpowiedzi cho�by w przybli�eniu zadowalaj�cych, cho� opowiadano mi o etapach i stacjach drogi, kt�ra obiecywa�a doprowadzi� do celu zd��aj�cego ni� pielgrzyma. Ja na te drog� wkroczy� nie mog�em, b�d�c pozbawionym �cis�ych, metodycznych wskaz�wek, mog�cych przynajmniej na pocz�tku podr�y zast�pi� mistrza. Czy jednak wskaz�wki takie, cho�bym je nawet uzyska�, okaza�yby si� wystarczaj�ce? Czy� nie jest raczej prawdopodobne, �e wywo�uj� one w najlepszym razie gotowo�� przyj�cia czego�, czego nawet najdoskonalsza metoda ofiarowa� nie mo�e - sk�d wniosek, �e prze�ycie mistyczne z �adnego dost�pnego cz�owiekowi usposobienia zrodzi� si� nie zdo�a? Z kt�rejkolwiek bym patrzy� strony, napotyka�em zamkni�te drzwi - a jednak, nie mog�c si� powstrzyma�, raz po raz targa�em za klamki. Nie opuszcza�a mnie t�sknota, a gdy przyt�umi�o j� zm�czenie, pozostawa�a t�sknota za t�sknot�.
Gdy wi�c spytano mnie - zosta�em, bowiem tymczasem wyk�adowc� uniwersyteckim - czy nie zechcia�bym wyk�ada� filozofii na Uniwersytecie Tokijskim, ze szczeg�ln� rado�ci� powita�em nadarzaj�c� si�. sposobno�� poznania Japonii i jej mieszka�c�w, cho�by, dlatego, �e dawa�o mi to widoki, i� zetkn� si� z buddyzmem, a wi�c z introspektywn� praktyk� mistycyzmu. Zd��y�em ju�, bowiem zas�ysze�, �e w Japonii istnieje �ywa, starannie przechowywana tradycja zen; �e znana jest sztuka nauczania, kt�ra przesz�a pr�b� stuleci; przede wszystkim za� s� tam nauczyciele buddyzmu zen, zdumiewaj�co biegli w sztuce przewodnictwa duchowego.
Ledwo zacz��em jako tako orientowa� si� w nowym otoczeniu, j��em dowiadywa� si�, w jaki spos�b m�g�bym spe�ni� swe pragnienie. Od razu spotka�em si� z pe�n� za�enowania odmow�. Parokrotnie oznajmiono mi, �e nigdy jeszcze �aden Europejczyk nie interesowa� si� powa�nie buddyzmem zen, poniewa� za� ten ostatni od�egnuje si� od wszelkiego �pouczania", nie nale�y oczekiwa�, �e zadowoli mnie �teoretycznie". Wiele godzin musia�em po�wi�ci�, nim zdo�a�em wyja�ni� Japo�czykom, czemu pragn� odda� si� w�a�nie, nie spekulatywnej formie zen, a wtedy us�ysza�em, �e Europejczyk, pragn�cy przenikn�� te dziedzin� �ycia duchowego - kto wie, czy nie najdziwniejsz� ze wszystkich, jakie napotka� mo�na na Dalekim Wschodzie - nie mo�e mie� nadziei powodzenia, je�li na pocz�tek nie zacznie �wiczy� si� w kt�rej� ze sztuk, zwi�zanych z buddyzmem zen.
Perspektywa odbycia swego rodzaju kursu przygotowawczego bynajmniej mnie nie odstr�czy�a. Got�w by�em uczyni� wszystko, cokolwiek, co dawa�o pewn� nadzieje, �e nieco przybli�y mi zen. Droga okr�na, nawet i �mudna, wydawa�a si� mi lepsza ni� �adna. Lecz kt�r� ze sztuk, uprawianych w tym celu, powinienem obra�? Moja �ona waha�a si�. nieco, a� wreszcie wybra�a uk�adanie bukiet�w i malarstwo. Ja natomiast uzna�em, �e bardziej odpowiednia b�dzie dla mnie sztuka �ucznictwa, wychodzi�em, bowiem z za�o�enia - ca�kiem, jak mia�o si�. okaza�, b��dnego - �e przyjdzie mi tu z pomoc� do�wiadczenie, jakiego naby�em w strzelaniu z karabinu i z pistoletu.
Uprosi�em jednego z mych koleg�w, nazwiskiem Sozo Komachiya, profesora jurysprudencji, kt�ry przez dwadzie�cia lat pobiera� by� lekcje �ucznictwa i cieszy� si� na Uniwersytecie zas�u�on� opini� cz�owieka najbardziej w sprawach tej sztuki kompetentnego, aby zg�osi� m� kandydatur� swemu dawnemu nauczycielowi, czcigodnemu Mistrzowi Kenzo Awa. Mistrz zrazu odm�wi� mej pro�bie, stwierdzaj�c, i� pope�ni� ju� kiedy� ten b��d, �e przyj�� na nauk� cudzoziemca, czego do dzi� �a�uje. Nie zamierza� ponownie i�� na ust�pstwa, aby oszcz�dzi� uczniowi d�wigania brzemienia, jakim jest osobliwy duch owej sztuki. Zaoponowa�em, m�wi�c, �e Mistrz, kt�ry z tak� powag� odnosi si� do swej pracy, m�g�by mnie przecie� traktowa� jak najm�odszego ze swych uczni�w. Dopiero wtedy widz�c, i� nie dla przyjemno�ci, lecz przez wzgl�d na Wielk� Doktryn� chce pozna� arkana jego sztuki, przyj�� mnie na nauk� - a wraz ze mn� moj� �on�, albowiem w Japonii od dawna jest rzecz� zwyk��, �e dziewcz�ta �wicz� si� w tej sztuce. �ona i dwie c�rki Mistrza uprawia�y j� zreszt� z wielk� pilno�ci�.
I tak rozpocz�li�my d�ugi i mozolny kurs. Pan Komachiya, nasz przyjaciel, kt�ry by� tak wytrwa�ym or�downikiem naszej sprawy, a nawet, rzec by mo�na, za nas por�czy�, pe�ni� role t�umacza. Mnie za� szcz�liw� rzeczy kolej� zaproszono do udzia�u w lekcjach uk�adania bukiet�w i malarstwa, jakie pobiera�a moja �ona, co pozwala�o mie� nadzieje, �e dzi�ki nieustannemu por�wnywaniu wzajemnie uzupe�niaj�cych si� dyscyplin moje zrozumienie spraw, kt�re postanowi�em przenikn��, oparte b�dzie na tym szerszej podstawie.
* * *
O tym, �e droga �sztuki, w kt�rej niczego sztuk� nie doka�esz" nie jest �atwa, mieli�my przekona� si� ju� na pierwszej lekcji. Na pocz�tek Mistrz pokaza� nam rozmaite �uki japo�skie, wyja�niaj�c, �e niezwyk�� gi�tko�� zawdzi�czaj� one osobliwej budowie, a tak�e najcz�ciej u�ywanemu materia�owi, kt�rym jest bambus. Wyda�o nam si� jednak, �e Mistrz wi�ksz� wag� przywi�zuje do tego, by�my zauwa�yli, jak szlachetny kszta�t przybiera �uk -d�ugi niemal na dwa metry - skoro tylko si� go napnie. Kszta�t ten tym bardziej zdumiewa, im mocniej �ucznik naci�gnie ci�ciw�. Mistrz wyja�ni�, �e �uk napi�ty do granic mo�liwo�ci zawiera w sobie wszystko, tote� wa�ne jest, aby strzelec umia� napina� go prawid�owo. Nast�pnie, uj�wszy najlepszy, najmocniejszy �uk, przybra� postaw� uroczyst� i dostojn�, po czym kilkakrotnie napi�� lekko ci�ciw�, by po ma�ej chwili zn�w wypu�ci� j� z palc�w. Daje si� przy tym s�ysze� ostry trzask oraz g��boki, wibruj�cy d�wi�k, kt�rego nie spos�b zapomnie�, us�yszawszy go cho�by parokrotnie - tak jest niezwyk�y i tak porywaj�co chwyta za serce. Od najdawniejszych czas�w przypisuje mu si� moc odp�dzania z�ych duch�w. Bez trudu mog� sobie wyobrazi�, i� taka wyk�adnia rozpowszechni�a si� i zakorzeni�a w ca�ej Japonii. Dokonawszy na wst�pie tak donios�ego aktu oczyszczenia i po�wi�cenia, Mistrz poleci� nam patrze� uwa�nie: za�o�y�, czyli �nasadzi�" strza�� na ci�ciw�, naci�gn�� �uk tak mocno, �e zl�k�em si�, i� ten nie wytrzyma napi�cia, w jakie wprawi� go przymus ogarniania wszystkiego, i wypu�ci� strza��. Wykona� to nie tylko przepi�knie, lecz na poz�r bez najmniejszego wysi�ku. Nast�pnie udzieli� nam wskaz�wek:
- Teraz zr�bcie to samo, ale pami�tajcie, �e celem �ucznictwa nie jest rozw�j mi�ni. W napinanie ci�ciwy nie nale�y wk�ada� si�y ca�ego cia�a. Trzeba nauczy� si�. robi� to wysi�kiem samych d�oni. Mi�nie r�k i bark�w powinny by� rozlu�nione, jak oboj�tni �wiadkowie wydarze�. Dopiero, gdy tego si� nauczycie, spe�nicie jeden z warunk�w, na mocy, kt�rych napinanie �uku i strzelanie jest aktem �duchowym".
Z tymi s�owy chwyci� mnie za r�ce i poprowadzi� je przez kolejne fazy ruchu, kt�ry mia�y wykonywa� w przysz�o�ci, jakby po to, �ebym przekona� si�, co to za uczucie, i oswoi� si� z nim.
Ju� przy pierwszej pr�bie napi�cia �uku �wiczebnego �redniej mocy stwierdzi�em, �e musze w�o�y� w to wiele si�y. Dzieje si� tak, dlatego, �e - w przeciwie�stwie do europejskich �uk�w sportowych - �uku japo�skiego nie trzyma si� na poziomie ramion, w kt�rej to pozycji mo�na by, �e tak powiem, wcisn�� si� we� ca�ym cia�em. Skoro tylko strza�a nasadzona zostanie na ci�ciw�, �uk japo�ski nale�y unie�� w g�r�, maj�c r�ce niemal ca�kowicie wyprostowane. D�onie �ucznika znajduj� si� przy tym ponad jego g�ow�, mo�e on wi�c jedynie zwi�kszy� odst�p mi�dzy nimi, ci�gn�c r�wnomiernie w lewo i w prawo, im bardziej za� ro�nie odleg�o�� mi�dzy d�o�mi, tym ni�ej si� one opuszczaj�, a� d�o� lewa, dzier��ca �uk, znajdzie si� na wysoko�ci oka, przy czym lewa r�ka powinna by� zupe�nie prosta. Natomiast r�ka prawa jest zgi�ta, a d�o� napinaj�ca ci�ciw� znajduje si� nad prawym ramieniem, tote� grot strza�y, maj�cej blisko metr d�ugo�ci, nieznacznie wystaje poza zewn�trzn� kraw�d� �uku - tak wielka, bowiem jest rozpi�to��. �ucznik musi wytrwa� w tej postawie przez chwile, nim zwolni ci�ciw�. Ten niecodzienny spos�b trzymania i napinania �uku wymaga takiej si�y, �e po up�ywie paru chwil r�ce zacz�y mi dr�e� i oddycha�em z coraz wi�kszym trudem. Mijaj�ce tygodnie nie przynosi�y �adnej poprawy. Napinanie �uku nadal by�o nie�atwym przedsi�wzi�ciem, i cho� �wiczy�em sumiennie, bynajmniej nie chcia�o sta� si� aktem �duchowym". Na pociech� pomy�la�em sobie, �e musi istnie� jaki� spos�b, jaka� sztuczka, kt�rej Mistrz z niewiadomych powod�w nie chce zdradzi�. Powzi��em ambitny zamiar, aby sztuczk� te odkry�.
Nadal wi�c �wiczy�em, z pos�pn� zawzi�to�ci� d���c do celu. Mistrz uwa�nie obserwowa� me wysi�ki, spokojnie poprawia� m� sztywn� postaw�, chwali� zapa�, gani� mnie za to, �e niepotrzebnie trwoni� si�y, poza tym jednak do niczego si� nie miesza�. Tyle, �e trafia� w m�j bolesny punkt, ilekro� naci�gaj�c �uk s�ysza�em, jak Mistrz wo�a:
- Rozlu�nij si�! Rozlu�nij!
Zd��y�, bowiem nauczy� si� tych s��w. Nigdy jednak nie traci� cierpliwo�ci i by� niezmiennie uprzejmy. Lecz pewnego dnia ja sam straci�em cierpliwo�� i przyzna�em, �e zupe�nie nie potrafi�, naci�gn�� �uku w przepisany spos�b.
- Nie potrafisz - powiedzia� Mistrz - bo �le oddychasz. Przy wdechu delikatnie wci�gnij powietrze w g��b p�uc, do dna, tak by brzuch mocno si� napi��, i na chwile, zatrzymaj oddech. Potem mo�liwie najwolniej i najbardziej r�wnomiernie zr�b wydech, a po kr�tkiej przerwie zn�w szybko zaczerpnij powietrza. Wdychaj i wydychaj w spos�b ci�g�y, w rytmie, kt�ry stopniowo sam si� ustali. Je�li b�dziesz oddycha� prawid�owo, poczujesz, �e z ka�dym dniem �atwiej ci si�. strzela. Oddychaj�c w ten spos�b nie tylko odkryjesz �r�d�o wszelkiej si�y duchowej, ale sprawisz zarazem, �e ze �r�d�a tego try�nie obfitszy strumie�, kt�ry z tym wi�ksz� �atwo�ci� pop�ynie twymi cz�onkami, im bardziej si� rozlu�nisz.
Jakby na dow�d, Mistrz naci�gn�� sw�j �uk i poprosi�bym stan�wszy za nim pomaca� mi�nie jego ramion. Rzeczywi�cie, by�y zupe�nie rozlu�nione, jakby nie wykonywa�y �adnej pracy.
Nowy spos�b oddychania �wiczy�o si� najpierw bez �uku i strza�y, a� sta� si� ca�kiem naturalny. Pocz�tkowe wra�enie niewygody rych�o uda�o si� przezwyci�y�. Mistrz wielk� wag� przywi�zywa� do tego, by�my wypuszczali powietrze mo�liwie najwolniej i jak najbardziej r�wnomiernie, a� do samego ko�ca, wi�c dla wi�kszej wprawy i lepszej kontroli kaza� nam podczas wydechu nuci� na jednym d�wi�ku. Dopiero, gdy powietrze zupe�nie usz�o z p�uc i d�wi�k ca�kiem ucich�, wolno nam by�o zn�w odetchn��. Mistrz powiedzia�, �e wdech wi��e i ��czy, dzi�ki zatrzymaniu oddechu wszystko si� porz�dkuje, a wydech rozlu�nia i uzupe�nia, przezwyci�aj�c wszelkie ograniczenia. My�my jednak nie byli jeszcze w stanie tego poj��.
Nast�pnie Mistrz uzmys�owi� nam zwi�zek, zachodz�cy mi�dzy oddychaniem - kt�re, rzecz prosta, nie by�o samo w sobie celem naszych �wicze� - a �ucznictwem. Jednolity proces napinania �uku i strzelania podzielony zosta� na takie oto etapy: uj�cie �uku, nasadzenie strza�y na ci�ciw�, uniesienie �uku, naci�gni�cie ci�ciwy i wytrzymanie momentu najwi�kszego napi�cia, zwolnienie ci�ciwy. Ka�dy z tych etap�w zaczyna� si� na wdechu, dzi�ki zatrzymaniu powietrza wci�gni�tego a� do dna p�uc przed�u�a� si� i utrwala�by zako�czy� si� wydechem. Skutek by� ten, �e oddech uporz�dkowa� si� sam przez si� i nie tylko akcentowa� poszczeg�lne pozycje i ruchy r�k, ale wi�za� je w sekwencje rytmiczn�, inn� u ka�dego z nas, w zale�no�ci od tego, jak kt�re z nas opanowa�o sztuk� oddychania. Ca�y proces - cho� podzielony na cz�ci - zdawa� si� by� �ywym, ca�kowicie samodzielnym tworem, nawet w odleg�y spos�b nieprzypominaj�cym �wicze� gimnastycznych, kt�rym mo�na by dodawa� b�d� odejmowa� poszczeg�lne elementy, nie obracaj�c w niwecz ich znaczenia i charakteru.
Wracaj�c my�l� do tamtych dni mimo woli raz po raz wspominam, ile trudno�ci sprawi�o mi pocz�tkowo w�a�ciwe ustawienie oddechu. Z technicznego punktu widzenia oddycha�em prawid�owo, ilekro� jednak pr�bowa�em naci�gn�� �uk, nie napinaj�c przy tym mi�ni r�k i bark�w, tym gwa�towniej napr�a�y si� mi�nie n�g, jak gdyby moje �ycie zale�a�o od tego, czy b�d� mocno i pewnie sta� na nogach - jakbym wzorem Anteusza musia� czerpa� si�� z ziemi. Cz�sto zdarza�o si�, �e Mistrz, nie maj�c wyboru, rzuca� si� na mnie b�yskawicznie i uciska� kt�ry� z mi�ni mych n�g w szczeg�lnie wra�liwym punkcie. Gdy spr�bowa�em t�umaczy� si�, m�wi�c, �e z ca�� sumienno�ci� staram si� nie napina�, Mistrz odrzek�:
- W tym w�a�nie ca�y szkopu�, �e starasz si� o tym my�le�. Skup si� wy��cznie na oddechu, jakby� nie mia� innych zaj��!
Sporo czasu po�wi�ci�em, nim uda�o mi si� dokona� tego, czego Mistrz ��da�. Ale - uda�o mi si�. Nauczy�em si� tak swobodnie zatraca� si� w oddychaniu, �e miewa�em wra�enie, i� nie ja sam oddycham, lecz - cho� dziwnie mo�e to zabrzmie� - �jestem oddychany". I nawet w chwilach rozmy�la�, gdy boryka�em si� z t� �mia�� ide�, nie mog�em d�u�ej w�tpi�, �e z oddychaniem istotnie wi��� si� widoki na przysz�o��, o kt�rych m�wi� Mistrz. Niekiedy - a w miar� up�ywu czasu coraz cz�ciej - potrafi�em naci�gn�� �uk i utrzyma� go w napi�ciu a� do chwili zwolnienia ci�ciwy, nie napr�aj�c �adnej cz�ci cia�a - cho� nie umia�bym wyja�ni�, jak to si� dzieje. R�nica jako�ciowa mi�dzy tymi nielicznymi udanymi strza�ami a niezliczonymi nieudanymi by�a tak przekonuj�ca, �e got�w by�em przyzna�, i� nareszcie zrozumia�em, na czym polega �duchowe" napinanie �uku.
A wi�c o to sz�o: nie o sztuczk� techniczn�, kt�r� pr�no stara�em si� podpatrze�, lecz o panowanie nad oddechem - umiej�tno��, kt�ra wyzwala i otwiera dalekosi�ne mo�liwo�ci. Wyznaje to nie bez wahania, wiem, bowiem, jak silna mo�e by� pokusa, aby ulec pot�nemu wp�ywowi drugiego cz�owieka, omota� si� sieci� z�udze�, a w rezultacie przypisa� jakiemu� doznaniu nadmiern� wag� - dlatego tylko, �e jest to doznanie niezwyk�e. Lecz cho� tak wykr�tnie si� wyra�am, pr�buj�c zachowa� trze�w� pow�ci�gliwo��, przyzna� musze, �e wyniki, osi�gni�te dzi�ki nowemu sposobowi oddychania - a z czasem okaza�o si�, �e nawet najmocniejszy �uk Mistrza potrafi� naci�gn��, nie napinaj�c przy tym mi�ni - by�y zbyt, jednoznaczne, aby mo�na by�o zaprzeczy� ich �wiadectwu.
Omawiaj�c te sprawy z panem Komachiya, spyta�em kiedy�, czemu Mistrz tak d�ugo przygl�da� si� mym bezowocnym wysi�kom, gdy stara�em si� napi�� �uk na spos�b �duchowy". Czemu na samym pocz�tku nie poleci� mi oddycha� prawid�owo?
- Wielki Mistrz - odpar� pan Komachiya - musi by� zarazem wielkim nauczycielem. U nas jedno zawsze idzie w parze z drugim. Gdyby Mistrz zacz�� lekcje od nauki oddychania, nigdy nie zdo�a�by pana przekona�, �e �wiczenia te o czymkolwiek przes�dzi�y, �e im pan cokolwiek zawdzi�cza. Trzeba by�o, aby ujrza� pan, jak mimo pa�skich wysi�k�w statek pa�ski rozbija si� o ska�y. Dopiero wtedy by� pan got�w chwyci� ko�o ratunkowe, kt�re Mistrz panu rzuci�. Prosz� mi wierzy� - wiem z w�asnego do�wiadczenia, �e Mistrz i pana, i ka�dego z uczni�w zna lepiej, ni� my sami siebie znamy. Czyta on w duszach swych uczni�w z wi�ksz� �atwo�ci�, ni� sami uczniowie sk�onni byliby przyzna�.
* * *
Nauczy� si� w ci�gu jednego roku naci�ga� �uk w spos�b �duchowy", czyli z si��, ale bez wysi�ku - nienadzwyczajne to osi�gni�cie. A jednak by�em kontent, zacz��em, bowiem rozumie�, czemu system samoobrony, zgodnie, z kt�rym obala si� przeciwnika nieoczekiwanie, z niewymuszon� gi�tko�ci� ust�puj�c przed jego zaciek�ym atakiem - a wi�c obracaj�c przeciwko niemu jego w�asn� si�� - nosi miano �sztuki �agodnej". Sztuk� te od najdawniejszych czas�w symbolizuje woda - uleg�a, a zarazem niepokonana. W powiedzeniu, Laozi, i� �ywot godziwy jest jak woda, kt�ra �ze wszystkich rzeczy b�d�c najbardziej uleg��, odnie�� mo�e przewag� nad tym, co ze wszystkich rzeczy jest najtwardsze"3, zawiera si� wi�c g��boka prawda. Co wi�cej, w naszej szkole powtarzano te oto maksym� Mistrza: �Kto na pocz�tku czyni znaczne post�py, tego p�niej czeka tym wi�cej trudno�ci". Dla mnie pocz�tki bynajmniej nie by�y �atwe. Czy� wi�c nie mia�em prawa czu� si� pewnie w obliczu tego, co mnie czeka�o, a czego trudno�ci zaczyna�em ju� przewidywa�?
Kolejn� rzecz�, kt�rej nale�a�o si� nauczy�, by�o �zwalnianie" ci�ciwy. Dotychczas wolno nam by�o zdawa� si� w tej materii na los szcz�cia; czynno�� ta by�a, �e tak powiem, wzi�ta w cudzys��w, jak gdyby na marginesie w�a�ciwych �wicze�. Jeszcze mniej istotne by�o to, co dzia�o si�, ze strza��: o ile przebi�a zw�j ubitej s�omy, pe�ni�cy role tarczy, a zarazem wa�u ochronnego, uznawano, i� honor zosta� ocalony. Trafienie nie by�o zreszt� szczeg�lnym wyczynem, skoro odleg�o�� od celu wynosi�a najwy�ej dziesi�� krok�w.
Dotychczas po prostu puszcza�em ci�ciw�, gdy nie by�em ju� w stanie utrzyma� jej w najwi�kszym napi�ciu - gdy czu�em, �e musze ust�pi�, bo w przeciwnym razie moje r�ce zostan� przemoc� przyci�gni�te na powr�t ku sobie. Napi�cie to nie sprawia �adnego b�lu: sk�rzana r�kawica, kt�rej kciuk jest usztywniony i opatrzony grub� warstw� ochronn�, nie pozwala, by ci�ciwa uciska�a palce w spos�b dokuczliwy, mog�oby to, bowiem przedwcze�nie skr�ci� czas utrzymywania tej�e ci�ciwy w najwy�szym napi�ciu. Podczas naci�gania kciuk otacza ci�ciw� tu� pod strza�� i zgina si� ku wn�trzu d�oni. Trzy pierwsze palce zwieraj� si� wok� kciuka w mocnym u�cisku, zarazem daj�c strzale solidne oparcie. Zwalnianie ci�ciwy polega wi�c na tym, �e �ucznik rozprostowuje palce, zaci�ni�te wok� kciuka, oswobadzaj�c ten�e. Pot�ne targni�cie ci�ciwy wyrywa kciuk z dotychczasowego po�o�enia, kciuk prostuje si� gwa�townie i strza�a z furkotem ci�ciwy leci do celu. Do tej pory ni razu nie uda�o mi si� zwolni� ci�ciwy bez silnego szarpni�cia, w wyniku, kt�rego ca�e moje cia�o doznawa�o widocznego wstrz�su - co nie pozostawa�o bez wp�ywu na zachowanie �uku i strza�y. Jest rzecz� zrozumia��, �e nie mog�o by� mowy o tym, by strza� zosta� oddany p�ynnie, a tym bardziej pewnie. W tych warunkach po prostu musia� on by� �chwiejny".
- Wszystko, czego dotychczas si� nauczy�e� - rzek� Mistrz pewnego dnia, gdy stwierdzi�, �e naci�gam �uk bez zarzutu, przy pe�nym rozlu�nieniu mi�ni - dotyczy�o jedynie przygotowa� do zwalniania ci�ciwy. Stajemy teraz wobec nowego, szczeg�lnie trudnego zadania, a tym samym wkraczamy w nowy etap poznawania sztuki �ucznictwa.
Z tymi s�owy Mistrz uj�� sw�j �uk, napi�� go i odda� strza�. Dopiero teraz, �wiadomie obserwuj�c ten ruch, spostrzeg�em, �e prawa d�o� Mistrza, kt�r� nacisk ci�ciwy otworzy� i oswobodzi�, targn�a si� wprawdzie w ty�, lecz mimo to ca�e cia�o ani drgn�o. Prawa r�ka, a� do chwili oddania strza�u zgi�ta pod k�tem ostrym, pod wp�ywem gwa�townego szarpni�cia odchyli�a si� do ty�u, lecz potem ju� wyprostowa�a si� sama, p�ynnym ruchem. Nieuniknione szarpni�cie zosta�o zamortyzowane i zneutralizowane.
Gdyby o mocy strza�u nie �wiadczy� ostry d�wi�k dr��cej ci�ciwy - �chap!" - oraz si�a, z jak� pocisk przeszy� cel, nikt by nie przypuszcza�, �e strza� istotnie zosta� oddany. W wykonaniu Mistrza zwolnienie ci�ciwy wydawa�o si� zadaniem prostym, niestawiaj�cym wysokich wymaga�, wr�cz dziecinn� igraszk�. Pi�kny widok przedstawia sob� cz�owiek, bez wysi�ku dokonuj�cy czynu, wymagaj�cego wielkiej si�y. Ca�y Wsch�d, nader wra�liwy na ten rodzaj pi�kna, darzy go szczeg�lnie wdzi�cznym powa�aniem. Dla mnie jednak - a na tym etapie nie bardzo mog�em rozumowa� inaczej - wa�niejszy by� fakt, �e pewno�� trafienia najwidoczniej zale�a�a od tego, czy ci�ciwa zostanie zwolniona ruchem p�ynnym, bez wstrz�s�w. Dzi�ki niejakiemu do�wiadczeniu w strzelaniu z karabinu wiedzia�em, jakie skutki miewa szarpni�cie, powoduj�ce nawet lekkie odchylenie lufy od linii, ustalonej podczas celowania. Z tego punktu widzenia czytelne sta�o si� wszystko, czego dotychczas si� nauczy�em i co osi�gn��em: naci�ganie �uku - bez napr�ania mi�ni, utrzymywanie �uku w najwi�kszym napi�ciu - bez napr�ania mi�ni, zwalnianie ci�ciwy - bez napr�ania mi�ni... Czy� wszystko to nie s�u�y�o wznios�emu celowi, jakim jest trafienie w tarcze? Czy nie po to w�a�nie z takim trudem, z tak� cierpliwo�ci� poznajemy arkana �ucznictwa? Czemu wi�c Mistrz wyra�a� si� tak, jakby obecnie zaprz�taj�cy nasz� uwag� proces mia� wielekro� wi�ksze znaczenie, ani�eli wszystko to, co�my dotychczas prze�wiczyli i do czego�my nawykli?
Jak by�o, tak by�o. Ja w ka�dym razie �wiczy�em pilnie i sumiennie, zgodnie z wskazaniami Mistrza, a mimo to wysi�ek m�j wci�� by� daremny. Cz�sto miewa�em wra�enie, �e dawniej, gdy zwalnia�em ci�ciw� bez namys�u, zdaj�c si� na los szcz�cia, strzela�em lepiej. Nade wszystko zauwa�y�em, �e nie mog� otworzy� prawej d�oni, a zw�aszcza wyprostowa� palc�w, �ciskaj�cych kciuk, inaczej ni� kosztem znacznego wysi�ku powodowa�o to szarpni�cie w chwili zwolnienia ci�ciwy, przez co lot strza�y by� niepewny. Tym bardziej za� nie by�em w stanie amortyzowa� ruchu nagle oswobodzonej r�ki. Mistrz niestrudzenie demonstrowa� prawid�owy spos�b zwalniania ci�ciwy, ja niestrudzenie stara�em si� na�ladowa� go - z tym jedynym skutkiem, �e coraz bardziej traci�em pewno��. By�em jak stonoga, niezdolna ruszy� z miejsca, odk�d zacz�a zastanawia� si�, w jakiej kolejno�ci winny maszerowa� jej nogi.
Mistrz najwidoczniej mniej ni� ja sam przera�ony by� moimi niepowodzeniami. Czy wiedzia� z do�wiadczenia, �e do tego dojdzie?
- Nie my�l, co masz zrobi�, nie zastanawiaj si�, jak to wykona�! - wo�a�. - Strza� tylko wtedy mo�na odda� w spos�b p�ynny, je�li dla samego �ucznika jest on zaskoczeniem - tak, jakby ci�ciwa nagle przeci�a przytrzymuj�cy j� kciuk. Nie wolno z rozmys�em otwiera� prawej d�oni.
Nast�pi�y tygodnie i miesi�ce bezowocnych �wicze�. Cho� raz po raz bra�em wz�r z Mistrza, kt�ry pokazywa�, jak nale�y strzela�, cho� widzia�em na w�asne oczy, na czym polega prawid�owe zwolnienie ci�ciwy, mnie samemu ani razu si� to nie uda�o. Je�li daremnie wyczekiwa�em strza�u, a� napi�cie stawa�o si� nie do zniesienia, i w ko�cu dawa�em za wygran�, moje r�ce poma�u spotyka�y si�, �ci�gni�te przemoc�, i strza� w og�le nie dochodzi� do skutku. Je�li za� z ponur� zawzi�to�ci� wytrzymywa�em napi�cie, a� zaczyna�o brakowa� mi tchu, musia�em w tym celu uciec si� do pomocy mi�ni r�k i bark�w. Sta�em znieruchomia�y - jak pos�g, b�d�cy karykatur� Mistrza - lecz zarazem napi�ty. Ca�e moje rozlu�nienie ulatnia�o si�.
Mo�e by� to przypadek, a mo�e Mistrz celowo zaaran�owa� te sytuacje - do��, �e pewnego dnia pili�my razem herbat�. Skorzysta�em z nadarzaj�cej si�. okazji do rozmowy i otworzy�em przed Mistrzem serce.
- Doskonale rozumiem - powiedzia�em - �e d�oni nie wolno rozwiera� z gwa�townym szarpni�ciem, bo to psuje strza�. Ale jakkolwiek bym si� bra� do rzeczy, nigdy mi si� nie udaje. Je�li zacisn� d�o� z ca�ej si�y, rozprostowuj�c palce nie mog� zapanowa� nad jej dr�eniem. Je�li natomiast staram si�, aby d�o� by�a rozlu�niona, ci�ciwa wyrywa mi si� z uchwytu, nim j� do ko�ca naci�gn� - to prawda, �e wyrywa si� nieoczekiwanie, ale te� i przedwcze�nie. Tkwi� uwi�ziony mi�dzy tymi dwoma rodzajami niepowodze�, nie widz�c wyj�cia.
- Musisz trzyma� naci�gni�t� ci�ciw�. - odpar� Mistrz - tak jak dziecko trzyma palec, kt�ry mu podsuni�to: uchwytem tak mocnym, �e cz�owiek zdumiewa si�, sk�d w ma�ej pi�stce tyle si�y. Gdy jednak dziecko puszcza palec, obywa si� bez najmniejszego wstrz�su. Czy wiesz, dlaczego? Dlatego, �e dziecko nie my�li: teraz puszcze palec, �eby z�apa�, co innego. Zupe�nie nie�wiadomie, naturalnie, bez okre�lonego zamiaru zwraca si� od jednej rzeczy ku drugiej. Mo�na by powiedzie�, �e bawi si� nimi, ale r�wnie prawdziwe by�oby spostrze�enie, i� to one bawi� si� z dzieckiem.
- Mo�e nawet rozumiem, dok�d zmierza to por�wnanie - wtr�ci�em. - Ale ja jestem przecie� w zupe�nie innym po�o�eniu. Skoro naci�gn� �uk, przychodzi taka chwila, gdy czuje, �e je�li strza� nie nast�pi natychmiast, nie wytrzymam d�u�ej napi�cia. I c� si� wtedy dzieje? Braknie mi tchu, i tyle. Chc�c nie chc�c musze zwolni� ci�ciw�, bo nie jestem w stanie d�u�ej czeka� na strza�.
- Tw�j opis sytuacji - powiedzia� Mistrz - �wietnie ukazuje, na czym polega trudno��. Czy wiesz, dlaczego nie mo�esz doczeka� si� strza�u, i czemu braknie ci tchu, nim strza� nast�pi? Trzymasz samego siebie na uwi�zi, i dlatego prawid�owy strza� nie nast�puje we w�a�ciwym momencie. Nie oczekujesz spe�nienia, lecz nat�asz si�, �eby stawi� czo�a niepowodzeniu. Tak post�puj�c, masz tylko jedn� mo�liwo��: musisz sam przywo�ywa� co�, co powinno wydarzy� si� niezale�nie od twej woli. P�ki za� sam przywo�ujesz to zdarzenie, twoja d�o� nie mo�e rozewrze� si� prawid�owo - jak d�o� dziecka. Twoja d�o� nie otwiera si� tak, jak p�kaj�ca sk�rka dojrza�ego owocu.
Musia�em przyzna�, �e taka wyk�adnia wprawia mnie w tym wi�ksze pomieszanie.
- Bo przecie� w ko�cu - powiedzia�em - po to naci�gam �uk i zwalniam ci�ciw�, �eby trafi� w tarcze. A wi�c napinanie �uku to �rodek, prowadz�cy do celu. Nie mog� nie dostrzega� tego zwi�zku. Dziecko nic o tym nie wie, ale dla mnie te dwie sprawy s� nieroz��czne.
- Prawdziwa sztuka, s�uszna sztuka - wykrzykn�� Mistrz - niczego za cel sobie nie stawia, do nik�d nie zmierza! Z im wi�kszym uporem b�dziesz pr�bowa� nauczy� si� strzela� po to, �eby strza�a trafi�a do celu, tym gorzej b�dziesz strzela� i tym bardziej cel b�dzie si� oddala�. Przeszkadza ci twoja wola, zbyt uparta i samowolna. Wydaje ci si�, �e czego sam nie dokonasz, to i si� nie stanie.
- Ale Mistrz tyle razy m�wi� mi przecie�, �e �ucznictwo to nie rozrywka, nie bezcelowa zabawa, lecz sprawa �ycia i �mierci!
- Nadal przy tym obstaje. My, mistrzowie �ucznictwa, powiadamy: jeden strza� - jedno �ycie! Na razie nie mo�esz jeszcze zrozumie�, co to znaczy. Ale mo�e u�atwi ci zrozumienie inny obraz, w kt�rym zawiera si� to samo do�wiadczenie. My, mistrzowie �ucznictwa, powiadamy: g�rnym ko�cem �uku strzelec przeszywa niebo, u dolnego za� ko�ca zwisa ziemia, jak gdyby zawieszona na nitce. Je�li zwolnienie ci�ciwy powoduje szarpni�cie, grozi to zerwaniem nici. Dla ludzi o gwa�townym usposobieniu, zdecydowanie d���cych do wytkni�tego celu, jest to p�kni�cie ostateczne: pozostaj� oni w straszliwym zawieszeniu, mi�dzy niebem a ziemi�.
- C� wi�c mam robi�?
- Musisz nauczy� si� czeka� prawid�owo.
- A jak mo�na si� tego nauczy�?
- Zwalniaj�c samego siebie z uwi�zi, wyrzekaj�c si� siebie i wszystkiego, co twoje - wyrzekaj�c si� tak zupe�nie, by nie zosta�o z ciebie nic pr�cz wyzbytego wszelkich d��e� napi�cia.
- A wi�c musze d��y� do tego, �eby wyzby� si� d��e�? - us�ysza�em w�asne pytanie.
- O to nie pyta� mnie jeszcze �aden ucze�, wi�c nie umiem ci odpowiedzie�.
- A kiedy zaczniemy te nowe �wiczenia?
- Poczekaj, przyjdzie pora.
* * *
Rozmowa ta - pierwsza poufna rozmowa, odk�d zacz��em nauk� - wprawi�a mnie w nies�ychane pomieszanie. Nareszcie dotkn�li�my tematu, dla kt�rego podj��em nauk� �ucznictwa. Czy to uwolnienie samego siebie z uwi�zi, o kt�rym wspomnia� Mistrz, nie by�o etapem na drodze do stanu pustki i oderwania? Czy nie dotar�em w swym rozwoju do etapu, na kt�rym mog�em ju� odczu�, jak zen oddzia�ywuje na sztuk� �ucznictwa? Na razie nie potrafi�em jeszcze zg��bi� zwi�zku, zachodz�cego mi�dzy umiej�tno�ci� wolnego od wszelkich d��e� wyczekiwania, a zwalnianiem ci�ciwy w por� -wtedy, gdy napi�cie samo przez si� osi�gnie pe�nie. Po c� jednak wybiega� my�l� naprz�d, staraj�c si� ogarn�� ni� co�, o czym tylko do�wiadczenie mo�e nas pouczy�? Chyba najwy�szy czas porzuci� ten ja�owy na��g? Jak�e cz�sto zazdro�ci�em skrycie wszystkim tym uczniom, kt�rzy jak dzieci pozwalali Mistrzowi prowadzi� si� za r�k�. Jaka� to musi by� rozkosz, umie� podda� si� bez zastrze�e�. Postawa taka niekoniecznie prowadzi� musi do oboj�tno�ci czy duchowej stagnacji. Ale dzieciom wolno chyba przynajmniej pyta�?
Podczas nast�pnej lekcji Mistrz - ku memu rozczarowaniu - kontynuowa� dotychczasowe �wiczenia: naci�ganie i trzymanie �uku oraz zwalnianie ci�ciwy. Lecz cho� zach�ca� mnie jak m�g�, nic to nie da�o. Zgodnie z jego wskaz�wkami pr�bowa�em nie ulega�, lecz znosi� napi�cie, staraj�c si� przezwyci�y� je i przekroczy�, jak gdyby sama natura �uku nie stawia�a �adnych ogranicze�; usi�owa�em doczeka� chwili, gdy napi�cie wype�ni si� i rozwi��e w strza�. Mimo moich wysi�k�w wszystkie/strza�y by�y poronione, sfuszerowane, niepewne, jakby zauroczone. Dopiero, gdy jasnym si� sta�o, �e kontynuowanie tych �wicze� jest nie tylko bezcelowe, ale wr�cz jawnie niebezpieczne, poniewa� przed ka�dym kolejnym strza�em coraz bardziej prze�laduje mnie przeczucie pora�ki, Mistrz nakaza� przerw� i podj�� zupe�nie inny w�tek.
- Odt�d - przykaza� nam - id�c na lekcje, ju� po drodze musicie si� koncentrowa�. Skupcie si� na tym, co dzieje si� w sali �wicze�, a wszystko inne mijajcie, nie zauwa�aj�c, jakby na �wiecie tylko �ucznictwo by�o wa�ne i rzeczywiste.
Proces zwalniania samego siebie z uwi�zi tak�e zosta� podzielony na osobne etapy, z kt�rych ka�dy nale�a�o dok�adnie opracowa�