9215

Szczegóły
Tytuł 9215
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9215 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9215 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9215 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Drzewi�ski & Jacek Inglot Vox populi O telewizji mo�na wiele i na r�ne sposoby. Jednak�e, po rozwa�eniu wszelkich za i przeciw, mo�na z du�� pewno�ci� stwierdzi�, �e najlepsz� rzecz� by�by jej ca�kowity brak, poniewa�: - nie dowiedzia�by� si�, ilu osobnik�w p�ci obojga dzisiaj zgwa�cono, zamordowano, po�wiartowano i wysadzono w powietrze; - mia�by� wreszcie czas na krzepi�cy sen, aktywny wypoczynek i efektywn� prac�; - nie mia�by� k�opot�w ze wzwodem (Je�li jeste� kobiet�, to we� pod uwag�, �e nie mia�by z tym problem�w tw�j kochanek) - dzie�ami o stresogennej roli telewizji da�oby si� zape�ni� niejedn� ksi��nic�. Poza tym ta cwana paczka zza szyby nie mia�aby okazji robi� z ciebie idioty. A nie daj Bo�e, aby takiego odm�d�onego przez TV kretyna posadzi� przed odbiornikiem i kaza� mu decydowa� o czyim� �yciu b�d� �mierci. To nie ate�ski areopag! Sokrates umar� raz i na zawsze - czy wyobra�acie go sobie, ogl�daj�cego w szklanym okienku talk-show? Stalowe pr�ty, kt�re kurczowo �ciska�, mia�y cal �rednicy - wymiar odpowiadaj�cy normom firmy Outlaw & Son, od lat buduj�cej wi�zienia w ca�ym stanie. Miejsce pobytu Edgara Komedy idealnie odpowiada�o decyzji s�du. J�kn�� i podci�gn�� kolana do klatki piersiowej. Policzy� do dziesi�ciu, potem powoli opu�ci� nogi. Zaczepiony o kraty, dok�adnie przylega� plecami do �wie�o otynkowanej �ciany. Dop�ki pot nie zd��y wyschn��, �lad b�dzie przypomina� ukrzy�owanego Chrystusa. - Chod� tu. - Stra�nik stan�� w rozsuwanej kracie. Komeda zeskoczy� i przeci�gn�� si�, prostuj�c ramiona. - Masz szcz�cie - klawisz prawie po ojcowsku wypchn�� go na korytarz - �e dosta�e� tylko do�ywocie. Opu�ci� d�wigni� i krata si� zamkn�a. Facet w s�siedniej celi niemrawo gmera� przy rozporku. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego. Trzy sadystyczne morderstwa na tle seksualnym stanowi�y wystarczaj�cy pow�d, aby wkr�tce zapozna� si� z krzes�em elektrycznym. Komeda z nienaturaln� uwag� stara� si� st�pa� po z��czach p�yt. Na schodach wybra� inn� technik�: tylko pi�ty opiera� o stopnie. - Tutaj. - G�os stra�nika wyrwa� go z my�lowej inercji; przyjrza� si� blaszanym drzwiom z cyklopim okiem judasza. - Nie gadaj zbyt d�ugo. Wszed� do pokoju widze�. Na �awie, razem z Hartem, siedzia� szczup�y m�czyzna o urodzie telewizyjnego gwiazdora, kt�ry zlustrowa� go szybkim, profesjonalnym spojrzeniem. Komeda podszed� bli�ej i nachyli� si� do adwokata. - Hart - wycedzi� - za�atwi�e� apelacj�? Niepewny u�miech siwego alkoholika wzbudza� jedynie lito��, �adnej nadziei. Niestety, Edgar za p�no zrozumia�, �e zleci� swoj� spraw� dawno zgas�ej gwie�dzie. - A wi�c g�wno... - Je�li mnie pos�uchasz... - Pieprz� s�uchanie ciebie. S�d s�ucha� i wyceni� mnie na dziewi��dziesi�t dziewi�� lat. Zosta�o mi jeszcze dziewi��dziesi�t osiem i pi�� miesi�cy. - Edgar, m�w, co chcesz, ale wys�uchaj pana Houghtona. Komeda grzmotn�� d�o�mi o st�. Mia� wszystkiego do��, a zw�aszcza gl�dzenia tego starego wypierdka. - Pieprz�... - Mi�o mi to s�ysze�. - Facet, nazwany Houghtonem, poprawi� okulary w srebrnej oprawce. - Prosz� usi���. Nie pos�ucha�, za to obr�ci� si� do drzwi, za kt�rymi czeka� stra�nik. - Je�li to zrobisz - w g�osie przybysza zabrzmia�a twarda nuta - stracisz ostatni� szans� i nigdy st�d nie wyjdziesz, chyba �e masz zamiar �y� sto czterdzie�ci lat. Zacisn�wszy wargi, opar� plecy o framug�. W g�osie go�cia by�o co�, co zmusza�o do s�uchania z uwag�. - Nawijaj pan. - Reprezentuj� sie� telewizyjn� NBC, jeste�my w stanie sfinansowa� pa�sk� obron�. - Wyci�gn�� paczk� rothmans�w. - Prosz�. - Ju� nie pal� - warkn��. - Za jak� cen�? Houghton wypu�ci� pod sufit stru�k� wonnego dymu. - Niekt�rzy s�dz�, �e prawodawstwo naszego kraju skostnia�o. Szczeg�lnie teraz, w dobie rewolucji informatycznej, sieci komputerowych, infostrad... - Strzepn�� popi�, a resztki �ci�gn�� opuszkiem palca. - Dlatego w naszym stanie postanowiono przeprowadzi� eksperyment. Wyrok w sprawach o morderstwo b�dzie ustalany w drodze g�osowania mieszka�c�w stanu, zwyczajn� wi�kszo�ci�. - Rozumiesz?! - Hart nie wytrzyma�. - Jak w demokracji ate�skiej. Dzi�ki sieci komputerowej ka�dy b�dzie m�g� odda� sw�j g�os! Houghton wszed� mu w s�owo. Entuzjazm starego zdawa� si� go specjalnie nie wzrusza�. - Naturalnie nie ka�da sprawa b�dzie podlega� procedurze specjalnej, to fizyczna niemo�liwo��. Lecz pan si� nadaje. NBC jest przekonana, �e je�li tylko otrzymamy pa�sk� zgod�, komisja zakwalifikuje apelacj� do rozprawy precedensowej. Komeda osun�� si� na krzes�o, potem z pewnym wahaniem si�gn�� po papierosy. Brzmia�o to coraz bardziej interesuj�co. - Mamy licencj� na transmisj�. - Houghton podsun�� zapalniczk�. - To my b�dziemy pokazywa� prawd�. - Ka�dy mo�e g�osowa�? - Komeda zakaszla�, lecz zaci�gn�� si� ponownie. - Dok�adnie, o ile jest pe�noletni i ma dost�p do terminalu. - To tak, jakby decydowa� si� na jeden z reklamowanych w TV cornflakes�w. Houghton roze�mia� si� i wyj�� z teczki kilka spi�tych razem kartek. - Musi pan przekaza� zlecenie adwokackie. - Poda� pi�ro. - A ty? - Komeda spojrza� na Harta. - Zgadzasz si�? Adwokat, kt�ry do tego stopnia nie potrafi ukry� zmieszania, musi by� bardzo stary albo kompletnie sko�czony. Hart spe�nia� obydwa warunki. - Apelacja zwyk�ym trybem nie ma szans - wychrypia� w ko�cu. - Zg�d� si�, oni sami ci� wybrali. Komeda u�miechn�� si� krzywo. - Ciebie o to nie podejrzewa�em. Podpisa� orygina� wraz z kopiami, potem wsta� i zastuka� w blach� drzwi. - R�bcie ten sw�j cyrk. - Wzruszy� ramionami. - W razie czego wiecie, gdzie mnie szuka�. Tym razem w pokoju widze� siedzia� Houghton wraz z facetem o wygl�dzie zm�czonego �yciem erotomana. Facet uwa�nie patrzy� na Komed� w jaki� taki beznami�tny, gadzi spos�b. - Tony Del Roy, najlepszy w NBC re�yser, tw�rca... - przedstawia� go Houghton. - Kojarz� - uci�� Komeda. - �Love, Love and More Love�, najwi�ksza melodramatyczna opera mydlana wszech czas�w. Bola�y mnie z�by od tej szmiry. - Szmira, ale i czterdziestoprocentowa widownia - doda� Houghton. - Nie o to jednak chodzi, mamy... - Panie Komeda - odezwa� si� Del Roy, r�wnie beznami�tnym jak spojrzenie g�osem. - Niech pan obr�ci wolno g�ow� w lewo, a potem w prawo... Dzi�kuj�, wystarczy. Jest pan fotogeniczny, to bardzo dobrze. - Mo�e mi wreszcie powiecie, o co chodzi?! - Nic takiego, musimy tylko zada� panu par� pyta�. - Houghton wyci�gn�� paczk� papieros�w. - Czy kocha� pan Anit� Hunter? Komeda milcza�, potem wyd�uba� z le��cej na stole paczki papierosa. Zupe�nie nie pojmowa�, w co grali ci go�cie. - Nie, oczywi�cie, �e nie. - Ale Sally McGrew twierdzi inaczej. Widzia�a, kiedy pan... - To nie by�a mi�o�� - rzuci� szybko Komeda. - Raczej flirt. Wie pan, kilka poca�unk�w, spojrze�, by�o mi jej �al. Poza tym by�a �adna... bardzo �adna. - To nam na razie wystarczy. - Del Roy zapisa� co� w notesie i zamkn�� go z trzaskiem. - Jeszcze jedna kwestia: czy miewa pan ataki histerii? Komeda spojrza� podejrzliwie na re�ysera, jakby spodziewa� si� po nim czego� podobnego. - Co to ma... - A czy potrafi pan zasymulowa� p�acz, z autentycznymi �zami? - A czy wy macie wszystkie klepki po kolei? - Niech pan odpowiada - wtr�ci� si� milcz�cy dot�d Houghton. - On wie, co robi. - Nie pami�tam, kiedy ostatni raz p�aka�em. Musia�o to by� cholernie dawno. Atak�w histerii nie miewam, ale wiem, jak to wygl�da. - Wyszczerzy� z�by w upiornym grymasie, aby mogli sprawdzi� jego talent. Del Roy skin�� z uznaniem g�ow�. - Rozumiem, �e w razie czego m�g�by pan uda� taki atak? - Wszystko, co chcecie, ch�opaki. - �wietnie. - Re�yser, wyra�nie zadowolony, podni�s� si� z miejsca. Wychodz�c, mocno �cisn�� mu r�k�. - Niech nam pan zaufa, panie Komeda. - ...i rzecz w tej sprawie najwa�niejsza: zeznania Betty Newell, pacjentki z sali, w kt�rej le�a�a ofiara. Niestety, pani Newell nie mo�e wyst�pi�. Zmar�a trzy miesi�ce temu na raka m�zgu. Ale mam jej zaprzysi�one zeznanie. Zacytuj� fragment, moim zdaniem najistotniejszy dla przewodu s�dowego: Tego dnia o czwartej rano zbudzi�y mnie straszne krzyki Anity: to morfina znowu przesta�a dzia�a�. Przybieg� doktor Komeda. Anita rzuca�a si� i wrzeszcza�a: sko�cz z tym wreszcie, sko�cz. A p�niej: Dlaczego nie chcesz mnie zabi�? Doktor Komeda odpowiedzia� co� cicho, nie s�ysza�am s��w, ale Anita, jakby uspokojona, da�a zrobi� sobie zastrzyk i usn�a. Dalszy przebieg wypadk�w, Wysoki S�dzie, by� nast�puj�cy: o godzinie 23.00 dnia nast�pnego doktor Komeda zamiast przewidzianej dawki morfiny wstrzykn�� Anicie Hunter silny �rodek nasercowy, co t� os�abion� d�ug� chorob� kobiet� zabi�o w przeci�gu paru minut. - Wysoki S�dzie, to klasyczny przyk�ad eutanazji, czynu sprzecznego z prawem, kt�ry kodeks karny nakazuje �ciga� i kara� tak, jak morderstwo z premedytacj�. Dlatego domagam si� dla oskar�onego Edgara Komedy kary najwy�szej, kary �mierci. Prokurator Dowson zamaszystym gestem wskaza� na Komed�, siedz�cego obok Houghtona i nieruchomo wpatruj�cego si� w ekrany komputera. Na �rodkowym monitorze �wieci� blady napis: iustitias vestras iudicabo. Sal� wype�nia�y podniecone szepty. Kamery obr�ci�y si� na s�dziego, kt�ry, rozparty wygodnie w fotelu, zdawa� si� drzema� w najlepsze. S�dzia Dream, str� prawa z czterdziestoletnim sta�em, by� serdecznie znudzony ca�� spraw�. Spojrza� niech�tnie na prokuratora. - To ju� wszystko? - Tak, Wysoki S�dzie. - Wobec tego g�os ma obrona. Houghton wsta� i odczeka� moment, daj�c czas kamerzystom na ponowny obr�t i ustawienie kadru. - Wysoki S�dzie, szanowna publiczno�ci. - Wbi� wzrok w oskar�yciela. - W ca�ej rozci�g�o�ci zgadzam si� z zarzutami mojego szanownego przedm�wcy. Powtarzam: m�j klient pope�ni� eutanazj� na osobie Anity Hunter. Wszystkie przytoczone fakty s� prawdziwe. Tak, Edgar Komeda zabi� w podanych uprzednio okoliczno�ciach. Jednej tylko rzeczy pan prokurator nie wyja�ni�. Mianowicie, dlaczego Komeda uczyni� to, co uczyni�. Sze�� milion�w widz�w, ca�a doros�a spo�eczno�� naszego stanu, ma prawo wiedzie�, dlaczego doktor Komeda zasi�dzie na elektrycznym krze�le. Pan prokurator chce, aby�my go tam posadzili, poniewa� ten cz�owiek... kocha�. W�a�nie kocha� - tak mocno, �e za spraw� tej mi�o�ci przekroczy� granic� oddzielaj�c� �ycie od �mierci. Twarz Dowsona przybra�a szary odcie�. Sala zamar�a. S�dzia Dream zapomnia� zapa�� w sen. Komeda przesta� wierci� wzrokiem komputer i zerkn�� z zainteresowaniem na Houghtona. Tak jak przypuszcza�, na dworze pada�o, w ka�dym razie pr�ty by�y wilgotne. Podci�ga� stopniowo nogi. Raz, dwa... Czu�, jak dr�� mu mi�nie ud. Klawisz, kt�ry kolejny raz mija� cel�, tym razem nie wytrzyma�. - Co ty, kurwa, co dzie� musisz si� gimnastykowa�? Doliczy� do pe�nej dwudziestki i dopiero wtedy opu�ci� stopy. Dysz�c ci�ko, u�miechn�� si� i mrugn�� do klawisza porozumiewawczo. - Z�a� - warkn�� stra�nik. Popatrzyli na siebie zimno przez kraty celi. W ko�cu Komeda wolno pokr�ci� g�ow� i na powr�t uni�s� kolana. Usta stra�nika zadrga�y, ale nic nie m�g� zrobi�. Splun�� i odwr�ci� si� na pi�cie. Edgar, wci�� u�miechni�ty, dolicza� w�a�nie do pi�tnastu. - Anit� Hunter przywieziono do naszego szpitala z objawami zaawansowanej bia�aczki. Sprawa od pocz�tku wygl�da�a na beznadziejn�, mia�a dwa, trzy miesi�ce �ycia - zawiesi� g�os. - Nie potrafi� powiedzie�, dlaczego si� w niej zakocha�em. Oczywi�cie, by�a bardzo pi�kna, ale... nie o to chodzi�o, to by�o co�... - Czy dochodzi�o do zbli�e�? - przerwa� brutalnie Dowson. -Tak, raz, na samym pocz�tku, potem... by�a zbyt wyczerpana. - Prosz� nam powiedzie�, co zdecydowa�o o wyborze przez pana momentu eutanazji? - spyta� Houghton. - Chcia�em, aby to trwa�o jak najd�u�ej, chcia�em przed�u�y� jej �ycie. Niestety, zdarzy�a si� rzecz straszna. Anita, spaceruj�c po szpitalnym ogrodzie, upad�a i skaleczy�a si� w nog�. Komeda zamilk� i patrzy� gdzie� przed siebie, jakby w my�lach ogl�da� to wszystko na nowo. Prokurator ze zjadliwym u�mieszkiem zamierza� ju� si� wtr�ci�, lecz uprzedzi� go Houghton. W procedurze specjalnej prokurator i adwokat przes�uchiwali oskar�onego r�wnocze�nie. To, zdaniem spec�w z NBC, podnosi�o dramatyzm widowiska. Zdaniem Komedy, chodzi�o o maksymalne zbli�enie procesu do formu�y talk-show. - Co dzia�o si� dalej? - Bariera immunologiczna ju� nie istnia�a, t�ec b�yskawicznie rozpe�z� si� po ca�ym ciele, surowica nie skutkowa�a - zacisn�� z�by, powoli wyduszaj�c s�owa. - S� r�ne rodzaje b�lu, od wyrwanego z�ba do urwanej nogi, lecz kiedy boli ci� ka�da kom�rka cia�a, bez chwili przerwy, kiedy kolejny zastrzyk daje ulg�, mierzon� tylko na minuty, wtedy chcesz albo oszale�, albo... umrze�! - Schowa� twarz w d�oniach. - Chcia�em, aby umar�a, lecz ona wci�� �y�a. Atakowany egzotoksyn� organizm broni� si�, nie dawa� za wygran�. I krzycza�a, coraz straszniej, potem to ju� nie by� krzyk, tylko nieartyku�owane, zwierz�ce wycie. I te oczy, ogromne, b�agaj�ce oczy na zdeformowanej b�lem twarzy. Najpierw prosi�a o pomoc, potem o �mier�. Wtedy, w nocy, ze snu pe�nego cierpi�cej Anity, zbudzi� mnie jej rzeczywisty krzyk. Wtedy zdecydowa�em si� to zrobi�, dok�adnie tak jak przedstawi� pan prokurator. Ca�y czas wiedzia�em, �e zostan� ukarany przez prawo, ale... nie mog�em post�pi� inaczej. To ju� by�o silniejsze ode mnie. Ponownie opu�ci� g�ow�. Dowson, z trudem kryj�c szyderczy u�mieszek, uni�s� si� z krzes�a i otworzy� le��c� przed nim teczk�. - Czuj� si� szczerze poruszony mow� oskar�onego. Aby podeprze� te, �wiadcz�ce o nadzwyczajnej wra�liwo�ci, wynurzenia, mam przed sob� zeznania doktora Allana Cartera, kolegi oskar�onego ze szpitala. Stwierdzi� on mi�dzy innymi: To cholernie zimny facet. Doskona�y fachowiec, zawsze ch�odny i opanowany. Nie pami�tam, abym widzia� go kiedykolwiek za�amanego czy wzruszonego. Na oddziale nazywano go ryb�. Kobiety traktowa� instrumentalnie, chocia� nie uchodzi� za specjalnie wielkiego dziwkarza. Oto nasz czu�y kochanek, doktor Komeda. Houghton zareplikowa� b�yskawicznie. - Dobrze, skoro ju� do tego doszli�my. Ja te� mam jedno ciekawe zeznanie. Rok temu doktor Komeda odda� blisko osiemset mililitr�w krwi zupe�nie nieznajomemu cz�owiekowi, poniewa� zaistnia�a w�a�nie taka, bardzo nag�a, potrzeba. Taki zabieg m�g� si� okaza� niezwyk�e niebezpieczny... - Sprzeciw. To nie ma zwi�zku ze spraw�. - A jaki zwi�zek ma subiektywna opinia jakiego� zazdrosnego konowa�a, kt�r� usi�uje nam pan sprzeda� jako prawd� obiektywn�?! Codziennie o ka�dym z nas wypowiadaj� si� dziesi�tki ludzi, przekonanych, �e wszystko o nas wiedz�, cho� w gruncie rzeczy nie wiedz� nic. Nic! - Protestuj�. To chwyt poni�ej pasa, jest niedopuszczalne... - Ha, jak w takim razie mam nazwa� przerabianie mojego klienta na zimnokrwist� ryb�?! To pan w takim razie jest stu�bi�! S�dzia Dream ockn�� si� i spojrza� surowo na adwersarzy. Stukn�� m�otkiem i chrz�kn�� ostrzegawczo. - Panowie, przypominam wam, �e to nie Kongres, a sala s�dowa. Po drugie, je�li wierzy� statystykom - machn�� d�oni� w stron� komputera - ogl�da was czterdzie�ci dwa procent widz�w. Apeluj� o spok�j i rozwag�. Patrzy na nas p� Ameryki! Dowson opad� na krzes�o i gor�czkowo usi�owa� poprawi� krawat. Houghton, rozlu�niony i spokojny, spojrza� z ukosa na podr�czny monitor kontrolny. Z upodobaniem obserwowa� godn�, fotogeniczn� sylwetk� G. K. Houghtona juniora, absolwenta uniwersytetu Yale. - Luter, Luter! - dar�a si� z balkonu wnuczka. By� pewien, �e da�aby miliony, aby wyprostowa� swoje k�dzierzawe w�osy i wybieli� troch� cer�. Wyrodek, wypiera si� swojej rasy, jak ten niby-bia�as, Michael Jackson. - Nat! - wrzasn�� w stron� kuchni. - Wy��cz ten przekl�ty telewizor! Na ekranie jaki� bia�y myd�ek t�umaczy� co� innym bia�ym myd�kom. Na podw�rzu zawodzi�o radio. - Ja ci m�wi�... - Obr�ci� fotel przodem do balkonu. - On ma ci� gdzie�. - Ojciec, ja to ogl�dam. - C�rka wystawi�a g�ow� z kuchni. - Ten s�dowy cyrk? - Ale... - Kobieta otar�a policzek brudn� szmat�. - On zabi� z mi�o�ci... To takie smutne. - Smutne? - Wyci�gn�� czarn� d�o� ku wyblak�emu, postrz�pionemu plakatowi, wisz�cemu na �cianie. - Black Power, Czarne Pantery, za nimi p�acz. Krzyki z balkonu �wiadczy�y, �e wnuczka dogada�a si� z Luterem. Kr�c�c po�ladkami, przedefilowa�a przez pok�j. - A ty gdzie? - Kobieta znowu wychyli�a si� z kuchni. - Do diab�a - zaburcza� dziadek. - Wy��czcie ten przekl�ty telewizor. Houghton opar� �okie� o barierk� i dramatycznie zawiesi� g�os, chc�c da� ludziom w wozie transmisyjnym czas na wybranie najlepszego uj�cia z pi�ciu, pracuj�cych non stop, kamer. - Rozumiem wi�c, �e pan dyrektor potwierdza wysokie kwalifikacje doktora Komedy? - Oczywi�cie, to wy�mienity lekarz. - Wy�mienity lekarz - powt�rzy� dobitnie Houghton. - Nasze cierpi�ce spo�ecze�stwo zosta�o pozbawione sumiennego i oddanego fachowca. Po�o�y� d�o� na imponuj�cej stercie czasopism, gdzie publikowano prace Komedy - Del Roy m�g� z tego zrobi� �wietne zbli�enie. - Nie mam wi�cej pyta�. Kto� z widowni zaklaska�, potem rozleg� si� szyderczy gwizd, lecz umilk�, zanim s�dzia uni�s� m�otek. Dream uda�, �e nie dostrzega rozpi�tego pod oknem transparentu: KOMEDA, WE�LL FOLLOW YOU. - Powo�uj� na �wiadka Sally McGrew, piel�gniark� oddzia�u onkologicznego szpitala �wi�tego Jakuba. - G�os prokuratora brzmia� niezachwian� pewno�ci� siebie. �ciskaj�c kurczowo torebk�, wesz�a na sal� kobieta o twarzy tak pospolitej, �e a� intryguj�cej. Dowson uni�s� si� z miejsca. I znowu, zapominaj�c o czujnie rejestruj�cych ka�dy jego grymas kamerach, z niecierpliwo�ci� obserwowa� akt zaprzysi�gania. - ...i ca�� prawd� - doko�czy�a kobieta, zdejmuj�c d�o� z Biblii. - Czy potwierdza pani swoje poprzednie zeznania? - Tak. - McGrew energicznie kilkakro� skin�a g�ow�. - Co do s�owa. - Dzi�kuj�. - Prokurator przybra� min� sytego klienta McDonaWsa. - Nie mam wi�cej pyta�. Houghton szed� do barierki ze wzrokiem wbitym w pod�og�, dopiero tam powoli uni�s� g�ow�. - On kocha� t� dziewczyn�, prawda? - spyta�. - Na pewno. - Kobieta jeszcze mocniej �cisn�a torebk�. - Nawet bardzo. - Rozumiem... A tamtego dnia by� ca�kowicie spokojny, jak to pani okre�li�a w zeznaniach, nadzwyczaj opanowany. - Tak by�o. - Cz�owiek, kt�ry w�asnymi r�koma ma zabi� najbli�sz� mu istot�, mo�e by� w szoku, prawda? - Sprzeciw! Obrona narzuca �wiadkowi w�asn� interpretacj�. - Dowson zerwa� si� z miejsca. - Pani McGrew jako piel�gniarka ma wystarczaj�ce kompetencje do tej oceny. - Adwokat nie dawa� si� zbi� z panta�yku. S�dzia przez chwil� si� zastanawia�, po czym oznajmi� decyzj�: - Odrzucam sprzeciw. - Czy zamiar u�miercenia Anity Hunter m�g� wywo�a� szok? - M�g�. - Kobieta zerkn�a na Komed�. - Zrobi� to, wi�c mog�o tak by�. On chyba ca�y czas o tym my�la�. - Sprzeciw. Tego nie by�o w zeznaniach. - To zrozumia�e. - Houghton zwr�ci� si� do widowni. - Pani McGrew po prostu nie chcia�a ostatecznie pogr��a� doktora Komedy. - Sprzeciw! Obrona sugeruje... Dalsze s�owa Dowsona zag�uszy�y gwizdy i krzyki. Chmara kolorowych plakat�w unios�a si� ponad t�um, kto� zakr�ci� drewnian� ko�atk� i s�u�ba porz�dkowa musia�a wkroczy� mi�dzy �awki. - Spok�j! - Roze�lony s�dzia grzmotn�� m�otkiem w blat, a� zadr�a�y szyby w oknach. - Inaczej ka�� opu�ci� sal�. A panowie p�ac� grzywn�, za wywo�ywanie burd na sali s�dowej. Po pi��set dolar�w. - Ale�... Houghton przys�oni� usta, kryj�c tryumfalny u�mieszek - poprawi� okulary, napotykaj�c uwa�ny wzrok Komedy. Rozumieli si� bez s��w. �wiadek oskar�enia sta� si� �wiadkiem obrony. Lucius przetar� marmurowy kontuar. Sala by�a pusta, nawet nie chcia�o mu si� poprawia� krzese�. Siedz�cy przy barze, stali klienci pracowali w szpitalu naprzeciwko. - Wracam, a ten ju� wisi za parapetem, �wir. - Ni�szy piel�gniarz wymownie zakr�ci� k�ko na czole. - Ledwo z�apa�em go za pi�ty. Drugi, o twarzy anemika, obr�ci� kieliszek w palcach, jakby niepewny, czy powinien przenie�� jego zawarto�� do �o��dka. - Masz racj�, intensywna terapia to por�bany oddzia�. Lucius przesun�� ustawiony mi�dzy butelkami telewizor, aby lepiej widzie� transmisj�. Nie wiedzia�, dlaczego, lecz prokurator od samego pocz�tku wydawa� mu si� niesympatyczny. - ...dolar�w na tydzie� - us�ysza� znowu. - Wszystkich nas kiwaj�. Tak jak i jego. Piel�gniarz wskaza� na ekran ze zbli�eniem smutnej twarzy Komedy. - Masz racj�. - Drugi zastuka� o blat opr�nionym kieliszkiem. - To naprawd� r�wny facet, a chc� go zgnoi�. Lucius zebra� brudne naczynia i pchn�� nog� drzwi kuchni. Jego �ona obraca�a �opatk� jutrzejsze hamburgery. - Ale ci faceci pieprz� - mrukn��. - Co? - Spojrza�a z ukosa. - Pami�tam, jeszcze miesi�c temu chcieli go powiesi�. - Kogo? - Komed�. - Komed�? Patrzy� przez moment w jej puste oczy, potem westchn�� i wr�ci� na sal�. - Zabi� Komed�! - rycza� spasiony facet, dzier��cy w r�ku olbrzymi transparent z do�� enigmatycznym napisem: FUCK OFF. �wawa staruszka z pasj� t�uk�a parasolk� m�odego blondyna, jakby domaga�a si� ode� wyzna� mi�osnych, godnych Romea. Piersiasta dziewoja w koszulce z napisem LOVE KOMEDA ostro napiera�a na ry�ego osobnika z flag� USA na piersi i nienawi�ci� do Czarnych oraz imigrant�w w oczach. Dojrza�y pan o wygl�dzie emerytowanego pastora modli� si� g�o�no, czasem tylko przerywaj�c, aby obrzuci� wszystkich stekiem obelg. Trzy matrony, skupione pod transparentem z napisem WE WANT YOUR BLOOD, KOMEDA, g�o�no �ka�y, robi�c przy tym na drutach. Typ o wygl�dzie niespe�nionego onanisty dmucha� i puszcza� w t�um prezerwatywy z nadrukiem Happy Birthday. Grupa neohippis�w, skupiona pod FREEDOM FOR KOMEDA, poci�ga�a peta z marihuan�. Kto� o uzdolnieniach mima wymownie pokazywa�, co zrobi z doktorem, kiedy tylko dostanie go w swoje r�ce. Jaki� naturysta krzycza�, �eby si� rozebra�, bo prawda jest naga. Spocony s�dzia Dream desperacko wali� m�otkiem w st�. - Spok�j - chrypia� - bo ka�� opr�ni� sal�! Porz�dkowi wywlekli paru b�d�cych na widoku delikwent�w. Reszta uspokaja�a si� powoli, z powrotem siadaj�c w �awkach. Wsta� prokurator Dowson. - Oto, Wysoki S�dzie, mamy przyk�ad, do czego mo�e doprowadzi� nieodpowiedzialna demagogia. Czy my jeste�my w s�dzie, czy w cyrku?! Pan Houghton, nadu�ywaj�c... - Sprzeciw. Wysoki S�dzie, to oszczerstwo, nie mam z tym nic wsp�lnego. - Uwzgl�dniam. To sam charakter sprawy, a nie mecenas Houghton, tak dzia�a na publiczno��. Dowson, czerwony ze z�o�ci, zajrza� do notatek. Kamerzy�ci uwijali si� jak w ukropie, aby nie uroni� bodaj u�amka sekundy. - Dobrze, pom�wmy zatem o oskar�onym. Doktor Komeda twierdzi, �e zabi� z przyczyn emocjonalnych, jak to pospolicie m�wi�, z mi�o�ci. My�l�, �e chodzi�o o co� zupe�nie innego. Anita Hunter posiada�a do�� znaczne konto bankowe, kt�re... Houghton szybko sprawdzi� podgl�d, r�wnocze�nie wy��czaj�c mikrofon. Przez moment zastanawia� si�, potem szepn�� do Komedy: - Uwa�aj, idziesz na ca�o��! Komeda zerwa� si� z miejsca i nabra� powietrza w p�uca. - Ty skurwielu! - rykn��. - Daj mi sto patyk�w, to za�atwi� i ciebie! Chcesz mojej g�owy... to j� sobie we�! Chwyci� si� za g�ow�, jakby w szale�czym zamiarze oderwania jej od tu�owia, wyzywaj�c prokuratora od ostatnich kurw s�dowych i szkaluj�c jego rodzicielk�. Dw�ch ros�ych porz�dkowych uj�o go wp� i prawie wynios�o z sali. Przez par� d�ugich chwil wszyscy s�uchali dobiegaj�cych z korytarza ryk�w i przekle�stw. Houghton spojrza� z wyrzutem na prokuratora. - Ecce homo! - powiedzia�, wskazuj�c na drzwi. - Szanowni pa�stwo, to tylko cz�owiek... Tak, tylko cz�owiek! Na sofie, zagrzebana w satynowe poduszki, z roz�o�onym na kolanach numerem �Harper�s Bazaar�, siedzia�a drobna szatynka. Telewizor cicho burcza�, w�a�nie przed chwil� �ciszy�a foni�. Dziwne, pomy�la�a, wrzeszcz� w s�dzie? Zdumienie trwa�o ledwie moment; wr�ci�a do liczenia oczek. Pasemko we�ny sprawnie przechodzi�o mi�dzy palcami. Zaterkota� telefon. - Debbie? Co robisz? - Nic. - Od�o�y�a druty. - A ty? - Te� nic. S�ysza�a�, Dudleyowie si� wyprowadzaj�. - Gdzie? - Do L. A. Nie b�d� mogli g�osowa�. - G�osowa�? - No, w tym show w s�dzie. Zag�osujesz? - Ja? - Spojrza�a nieprzytomnie w stron� telewizora. - Tak, jasne. - A wiesz, dlaczego si� wyprowadzaj�? - Tamta zachichota�a. - Wszystko przez t� now� s�siadk�, pami�tasz, tak� z krzywymi nogami... - Wysoki S�dzie, szanowna publiczno�ci! - Chyba dobrze wypad�o. - To, co si� tutaj dzia�o, dzia�o si� po raz pierwszy. - Tylko tak dalej. - Po raz pierwszy o losie cz�owieka decyduje spo�ecze�stwo, a nie jego teoretyczna reprezentacja: �awa przysi�g�ych, dwana�cie przypadkowo dobranych osobowo�ci. - Teraz co� o Atenach. - Po raz pierwszy od czas�w ate�skich uczynki cz�owieka zostan� zwa�one nie przez s�d, formaln� instytucj� mniej lub bardziej oderwan� od reali�w �ycia, a przez ludzi, po�r�d kt�rych cz�owiek �w �y�, cierpia�... Po�r�d kt�rych umrze... - Za du�o patosu, �eby nie przesadzi�, a teraz o sobie. - Los zrz�dzi�, �e cz�owiekiem, kt�rego macie s�dzi�, jestem ja, Edgar Komeda, lekarz - przypomnie� o winie - kt�ry zabi� nieuleczalnie chor� kobiet�. - Pi�kna by�a po �mierci, ta g�adka sk�ra, szkoda... - Nie uczyni�em tego dla pieni�dzy ani z ��dzy mordu. - Mi�o��, oczywi�cie, �e mi�o��. - Nie mia�em innego wyj�cia. - Ale� tak, sam mog�em sobie zafundowa� szpryc�, pewnie by wtedy kogo� innego za to s�dzili. - Nie uwa�am si� za winnego. - Do licha, jak brzmia�o to zdanie z Kanta? - Mog� spokojnie powt�rzy� za pewnym starym i m�drym Niemcem z Kr�lewca: Niebo gwia�dziste nade mn�, prawo moralne we mnie. Moje uczynki s� zgodne z moimi wewn�trznymi przekonaniami. - Czy nie za ostro? Houghton chyba przesadzi�. - Nie b�agam o �ycie, ��dam od ka�dego z was, aby g�osowa� zgodnie ze swoim sumieniem! - Tak, trzeba z grubej rury. - Wydany przez was werdykt b�dzie sprawiedliwy. Wierz� w to, bowiem g�os ludu to g�os Boga! - Ciekawe, jak wysz�o? - Wita pa�stwa Richard Stanger, szcz�liwy jak i wy, �e dzi�ki naszej sieci b�d� m�g� uczestniczy� w tym prze�omowym, je�li nie epokowym wydarzeniu. Tak, uczestniczy�! Ka�dy doros�y obywatel naszego stanu w�adny jest decydowa� o �yciu b�d� �mierci Edgara Komedy, cz�owieka, kt�ry zabi� - poniewa� kocha�. Kamera pokaza�a puste rz�dy �awek dla publiczno�ci. Wci�� le�a�y tam rozdarte opakowania po chipsach, a ze �ciany zwisa� nieczytelny, zszargany transparent. - Tak jak w dniu elekcji, mamy swoist� cisz� przedwyborcz�, dlatego publiczno�� musia�a opu�ci� sal�. Szybki najazd kamery wy�owi� napis, wykonany szmink� na �cianie: KOMEDA, ONE OF US. - Tak, s�ysz�! Donosz� mi, �e t�um przed gmachem s�du liczy ju� kilkana�cie tysi�cy os�b, to samo dzieje si� w innych dzielnicach. Rozumiem pa�stwa, trudno pozosta� oboj�tnym w tym historycznym momencie. Lecz pami�tajmy, jedynie cyfry mog� uwolni� tego cz�owieka. Jeszcze chwila... Ju�! Dwa rz�dki zer na ekranie komputera przemieni�y si� w migotliw� kaskad� cyfr. - Widz�... Bo�e, co za chwila, jeste�cie wspaniali! Czy� to nie cudowne, �e wszystkim zale�y na losie tego cz�owieka. Pami�tajcie, wystarczy wystuka� sieciowy adres s�du, widoczny w dolnej cz�ci ekranu telewizora, wpisa� wasz kod identyfikacyjny i klikn�� myszk� we w�a�ciwe okienko. Zajmie wam to nie wi�cej jak pi�tna�cie sekund. Komeda trzyma� splecione d�onie przed sob�, jakby ba� si�, �e zaczn� dr�e�. Houghton patrzy� z ukosa na Dowsona, prokurator mia� po raz pierwszy dobrze dobrany krawat. - Mo�e chcecie ogl�da� film na MAX-channel, reporta� czy mecz... Naturalnie, lecz najpierw oddajcie sw�j g�os, w�a�nie on mo�e by� decyduj�cy. Liczby pod nag��wkiem �winny� zdawa�y si� by� wy�sze. Re�yser zas�u�y� jednak na swoj� ga��. Kamera pokaza�a twarz Dowsona. Prokurator drgn��, widz�c wycelowany we� obiektyw, ale ju� nie zd��y� ukry� wyrazu z�o�liwej satysfakcji. - Nasza sie� nie ugi�a si�, dzisiaj �adnych reklam. Batony, perfumy i podpaski nie mog� konkurowa� z kwesti� najwa�niejsz�: ludzkim �yciem. Dlatego id�cie, zawo�ajcie waszych krewnych, znajomych, s�siad�w! Mo�ecie g�osowa� te� telefonicznie, dzwoni�c pod jeden z numer�w wy�wietlonych w prawym g�rnym rogu ekranu; aby odda� sw�j g�os, wystarczy poda� numer ubezpieczenia. Po nieruchomej, bladej jak �ciana twarzy Komedy stoczy�a si� �za, pe�en wsp�czucia Houghton po�o�y� mu d�o� na ramieniu. - Jeszcze kilka minut, ale... czy to mo�liwe?! Szans� doktora Komedy id� w g�r�. Tak, te liczby w�a�nie, nic innego, to jedyna autentyczna wyrocznia! Cyfry lewej kolumny przegania�y praw�. Dowson zacisn�� palce do bia�o�ci, kamera pokaza�a to dok�adnie na zbli�eniu. - Koniec! Koniec g�osowania! 59,7 procent obywateli naszego stanu, bior�cych udzia� w tej precedensowej rozprawie, opowiedzia�o si� za przyj�ciem apelacji. Fenomenalne, wspania�e zwyci�stwo! Niech b�dzie mi wolno, tu, na oczach milion�w widz�w, jako pierwszemu z�o�y� panu gratulacje, doktorze Komeda. - John Taxman, �New Yorker�. Jak si� pan czuje jako cz�owiek zaledwie o trzy punkty ust�puj�cy popularno�ci� prezydentowi Andersonowi? - Nieszczeg�lnie, boli mnie g�owa. - Roy Voss, �New Statesman�. Czy telewizja zaproponowa�a panu kontrakt? - Tak, mam ju� pewne propozycje. - Kidd Sampson, �New York Times�. Co s�dzi pan o rozp�tanej wok� sprawy histerii? - My�l�, �e... ludzie si� nudz�. Ma�a salka konferencyjna s�du p�ka�a w szwach. Dziennikarze, przemieszani z fotoreporterami i kamerzystami, naciskali �aw� na Komed�. Z dala, za t�umem, ustawi�a si� ekipa ABC, dowodzona przez wysokiego Latynosa o oliwkowej cerze. Filmowali zawzi�cie ca�e zamieszanie. Latynos, oparty o �cian�, pali� papierosa i spod zmru�onych powiek obserwowa� Komed� i Houghtona. - Sylvia Kriss, �Penthaus�. Dostali�my oko�o czternastu tysi�cy list�w od nastolatek, kt�re chc� si� z panem przespa�, co pan na to? - Je�eli s� podobne do pani, to kto wie... - Urs Keyser, �Reuter�. - Wyskoczy� przed ni� niski reporter. - Jakiego spodziewa� si� pan wyniku? Komeda odszuka� wzrokiem opartego o �cian� m�czyzn�. Ten powoli skin�� g�ow�. - Od pocz�tku wiedzia�em, jaki b�dzie wynik - powiedzia� g�o�no i wyra�nie. - Wszystko zosta�o z g�ry ustalone. Stoj�cy do tej pory skromnie z boku Houghton drgn��, po czym dopad� Komedy i zacz�� co� mu gor�czkowo szepta� do ucha. Sala ucich�a, obserwuj�c, jak Komeda kr�ci przecz�co g�ow�. - Nie, oni musz� wiedzie�. Houghton usi�owa� wyci�gn�� go z sali. Korespondent AFP i dziennikarz z �Newsweeka� najwcze�niej zorientowali si�, o co chodzi. Szybko skoczyli do przodu, oddzielaj�c adwokata od Komedy. Houghton, czerwony z w�ciek�o�ci, cofn�� si� pod drzwi. - Pan, zdaje si�, chce z�o�y� jakie� o�wiadczenie? - Tak, chc� wreszcie powiedzie� prawd�. Dziennikarze patrzyli zdezorientowani na siebie. - Co pan przez to rozumie? - spyta� Urs Keyser. - To mianowicie, �e ca�a rozprawa by�a znakomicie spreparowan� fars�. Nie chodzi�o bynajmniej o nowy, eksperymentalny proces s�dowy, a jedynie o nowy rodzaj show, maj�cy �ci�gn�� przed telewizory miliony ludzi. Daj�c im z�udzenie uczestnictwa i decyzji, zmuszali ich do �ykania reklam i og�osze�, za kt�re brali dziesi�tki milion�w dolar�w. Money is money! - U�miechn�� si� zimno. - Ca�y proces by� komedi�, realizowan� wed�ug �ci�le okre�lonego scenariusza, s�dow� mydlan� oper�. Wyniki znali z g�ry, dzi�ki prognozom komputerowym, opartym na sonda�ach. Doskonale wiedzieli, czego chc� telewidzowie i dali im to. - Podni�s� g�os. - Chc�, aby nasze spo�ecze�stwo dowiedzia�o si� prawdy. Nie zabi�em Anity Hunter, to by� zwyk�y wypadek, tak jak m�wi�em na pierwszym procesie. Ta bezczelna idiotka, McGrew, pomyli�a strzykawki, a potem zwali�a wszystko na mnie. Wtedy nie mog�em tego udowodni�, okoliczno�ci przemawia�y przeciwko mojej wersji... Houghton, kt�ry znikn�� zaraz na pocz�tku przemowy, wr�ci� w towarzystwie dw�ch krzepkich osobnik�w w szarych garniturach, kt�rym wskaza� Komed�. Dziennikarze solidarnie skoczyli mu na pomoc. Latynos odklei� si� od �ciany i da� znak swoim ludziom... Wielk� hal� lotniska wype�nia� gwar, s�yszany nawet w barze. G�o�nik nad g�ow� Komedy regularnie podawa� godziny kolejnych odlot�w. Jego Delta 290 startowa� za kwadrans. - Ciesz� si�, �e pana widz�, panie Gomez - powiedzia� Komeda do siadaj�cego obok Latynosa. M�czyzna postawi� przy krze�le sk�rzan� akt�wk� i dyskretnie przesun�� j� w stron� Komedy. - Nasza sie� jest panu wdzi�czna. P� miliona, zgodnie z umow�. Gratuluj� udanego wyst�pu. My�l�, �e teraz NBC odda licencj� za grosze. A naszym zdaniem, taka telewizyjna rozprawa ma przed sob� wielk� przysz�o��... Nie mia� pan tremy? Z g�o�nika pop�yn�a niemal pogrzebowa melodia, wida� cz�owiek dobieraj�cy muzyk� by� w pod�ym nastroju. Komeda z�o�y� gazet�. - To okaza�o si� ca�kiem proste, wystarczy�o zapami�ta� i powt�rzy�... Gomez zni�y� g�os. - A tak, mi�dzy nami... Jak to naprawd� by�o z t� Anit� Hunter? - Hm, naprawd�... - Komeda wsta�, jakby od niechcenia unosz�c akt�wk�. - Czy�by pan, cz�owiek telewizji, nie wiedzia�, �e prawda w tym wszystkim nigdy nie by�a istotna? Przeszed� przez drzwi i znikn�� w t�umie. - Pasa�erowie, lec�cy do Rio de Janeiro, proszeni s� do wej�cia trzeciego. Odlot za dziesi�� minut.