9210

Szczegóły
Tytuł 9210
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9210 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9210 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9210 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Drzewi�ski Pomagajmy sobie W pierwszej chwili wydawa�o si�, �e dzie� jedenastego lutego wejdzie z�otymi literami na karty historii, aby dla przysz�ych pokole� stanowi� punkt, od kt�rego rozpocz�a si� nowa era ludzko�ci. Tego to w�a�nie dnia, oko�o czwartej po po�udniu, Kryspin Kalski, pracownik Europejskiego Centrum Kosmonautycznego, odebra� sygna�y jednoznacznie wskazuj�ce na - rozumnego nadawc�. Po p� godzinie tekst poszed� do dzia�u dekrypta�u, a wieczorne dzienniki jeszcze zd��y�y zamie�ci� ow� sensacyjn� wiadomo��. Nast�pnego dnia gazety grzmia�y ca�oszpaltowymi tytu�ami: �Bracia w rozumie obiecuj� nam pomoc�, �Gwiezdni dobroczy�cy�, �Nie jeste�my sami�. Faktycznie, tekst rozszyfrowany przez sprz�ony zesp� komputer�w zawiera� informacj�, �e przedstawiciele nie znanej nam cywilizacji przylec� dok�adnie za p� roku i pomog� ziemianom przyspieszy� techniczno-naukowy rozw�j. Wynika�o te�, i� pomoc jest odpowiedzi� na wys�an� uprzednio z Ziemi, wiadomo��. Trzeba przyzna�, �e by�a tu pewna trudno��. W ubieg�ych dziesi�cioleciach, a szczeg�lnie w ostatniej dekadzie dwudziestego wieku, zorganizowano tyle najr�niejszych zespo��w maj�cych za cel nawi�zanie kontaktu, �e nie spos�b si� by�o w tym po�apa�. Mimo przetrz��ni�cia archiw�w jednoznacznie nie ustalono, kto by� nadawc� wychwyconego przez Obcych programu. Jednak nie by�o czasu, aby si� d�u�ej zastanawia�, gdy� do przyj�cia wys�annik�w brakowa�o tylko kilku miesi�cy. Po gor�czkowych, a miejscami dramatycznych sporach na forum ONZ postanowiono zbudowa� l�dowisko na jednej z wysp Pacyfiku. Z racji tego,. �e nie mia�a ona przynale�no�ci pa�stwowej unikni�to wyr�nieni kt�regokolwiek z pa�stw. Nast�pnie, z nad podziw szybko zebranych funduszy zbudowano pot�n� platform�, zdoln� przyjmowa� nawet najci�sze statki. Obok postawiono port, szereg hoteli i naturalnie ca�y ci�g magazyn�w maj�cych pomie�ci� przywiezione przez Obcych dobra. Na wszelki wypadek ca�o�� otoczono kilkoma tysi�cami �o�nierzy z si� ONZ maj�cymi pilnowa� porz�dku. W oznaczonym dniu, kiedy stacje astronomiczne ju� informowa�y o zbli�aniu si� do Ziemi obcego statku, samotna wyspa prze�y�a istny najazd oficjeli. Niespodziewanie okaza�o si�, �e par� tysi�cy os�b posiada nie wiadomo przez kogo wystawione zapr�szenia. Naturalnie ka�dy twierdzi�, �e reprezentuje interesy swojego kraju, kt�ry nie pogodzi�by si� z my�l� o braku przedstawiciela. Nawet najmniejsze pa�stewka powysy�a�y kilkuosobowe delegacje, kt�re niczym na wielkim pikniku snu�y si� po gmachu portu plotkuj�c i popijaj�c col�. Kto� twierdzi�, �e widziano nawet buszmen�w. W efekcie tego trzeba by�o interwencji samego sekretarza generalnego ONZ, aby wybra� trzydziestoosobow� grup�, kt�ra mia�a wita� Obcych na p�ycie lotniska. Przy okazji wysz�a na jaw nieprzyjemna sprawa z pewnym dyplomat�. Podrzucony czyj�� �yczliw� d�oni� list spowodowa� kontrol� osobist�, kt�rej efekt przeszed� naj�mielsze oczekiwania. Dyplomata mia� kieszenie wypchane diamentami, a w teczce, o zgrozo, trzyma� owini�te w o�owian� foli� pr�ty uranowe. Jak si� okaza�o, mia�a to by� �ap�wka dla zapewnienia wi�kszego udzia�u w rozdziale dar�w. Delegata jednog�o�nie wykluczono i usuni�to z wyspy. Nast�pnie wszyscy udali si� do schron�w, gdy� tak naprawd� to do ko�ca nie wiedziano, na jakim paliwie wyl�duj� Obcy. Na szcz�cie plotka, �e maj� tylko silniki fotonowe, by�a na wskro� fa�szywa. Pot�ny, surrealistyczny w kszta�cie statek Obcych wyl�dowa� na zwyk�ym silniku grawitacyjnym i poza niegodn� w�a�ciwie uwagi tr�b� powietrzn� wszystko przebieg�o spokojnie. Trudno powiedzie�, czy komukolwiek z ziemian Obcy przypadli do gustu. W ko�cu zawsze znajdzie si� kto�, komu podobaj� si� du�e na pi�� metr�w. meduzy z dwiema parami r�k i jedn� peryskopodobn� g�ow�. W atmosferze lekkiego za�enowania wymieniono par� kurtuazyjnych zwrot�w, na kt�re pozwala�a pami�� maszyn t�umacz�cych i przyst�piono do wy�adunku dar�w. By�o tego mniej, ni� oczekiwano, lecz w ko�cu, jak wynika�o ze s��w Obcych, by�a to dopiero pierwsza wizyta. Nast�pne mia�y si� odbywa� co dwa lata. Nie min�o wi�cej ni� par� godzin, a Obcy przy d�wi�kach ustawionej za portem orkiestry zamkn�li w�azy i �egnani tysi�cem machaj�cych r�k unie�li si� ku niebu. Tym razem wywo�ali ma�e tornado. Jeszcze tej samej nocy postanowiono na wyspie urz�dzi� sta�y punkt Kontaktu z Inn� Cywilizacj�. Po tej decyzji wszyscy pobiegli w stron� magazyn�w, sprawdzi� co te� one zawieraj�. Jak si� wtedy okaza�o, pomys� ze sprowadzeniem zawczasu wojska by� g��boko s�uszny i przemy�lany. Dwadzie�cia lat p�niej Jonatan i Scordi �uli gum� tym samym, miarowym tempem i dopiero kiedy w�azy statku Obcych zatrzasn�y si� na dobre, splun�li jednocze�nie. - Jak s�dzisz, co b�dzie, kiedy zabraknie magazyn�w? - spyta� Scordi wy��czaj�c idiotyczn� muzyk�, kt�ra lecia�a na l�dowisku przez ca�y czas pobytu Obcych. - Wygl�da, �e nast�pnym razem zdo�aj� zape�ni� ten hangar od strony Oceanu - doda�. Jonatan, kt�ry ko�czy� wprowadza� w�zki transportowe do sk�adu, burkn�� co� niewyra�nie. - Tak, kochany - kontynuowa� Scordi, nalewaj�c kawy z automatu. - Ca�a ta kurtuazja zaczyna by� m�cz�ca. Oni przywo�� nam pierdo�y, a my, zamiast kaza� si� wypcha�, udajemy wniebowzi�tych. Psiako��, jeszcze te przem�wienia z ta�my za ka�dym razem, a� z�by bol�. Dla zamanifestowania uczu� siorbn�� g�o�no z kubka. Jonatan zgasi� o�wietlenie l�dowiska i zmieniaj�c buty na wygodne papucie siad� na �awie. - Wiesz, �e to niemo�liwe - powiedzia�. - Jedyna forma, w kt�rej mogliby�my im to powiedzie�, brzmia�aby. mniej wi�cej jak: �poszo� won�. Nie znamy na tyle j�zyka, aby wyrazi� to kulturalniej, a inaczej nie wypada. Chrupn�� zgnieciony przez Scordiego kubek i polecia� do kosza. - Nie wypada, nie wypada... a udawa� idiot�w wypada? Uni�s� si� i wystuka� par� klawiszy. Na ekranie pojawi� si� schemat magazyn�w. Poza jednym wszystkie �wi�ci�y ��tym blaskiem. Scordi �ypn�� na Jonatana i rytmicznie pocz�� stuka� w klawiatur�. - Magazyn pierwszy: aparat do syntezy po�ywienia z odpad�w - uderzy� i �wiat�o w pierwszym kwadraciku zgas�o. - Do kitu, bryja ma wygl�d rozk�adaj�cego si� wieloryba, a �mierdzi jeszcze gorzej. Uderzy� nast�pny klawisz. - Aparaty do syntezy krwi, tylko u licha! My nie mamy zielonej krwi o w�asno�ciach kwasu siarkowego. Zgasi� nast�pne �wiat�o. - Sze��dziesi�t tysi�cy pi�am w niebieskie kropki, z trzema nogawkami i czym�, co dzia�a jak na�adowany kondensator. Zn�w r�bn��. - Zdj�cia ich miast, przewod�w pokarmowych czy mo�e tamtejsze malarstwo, czort wie! Przy nast�pnym magazynie uni�s� palec i wyrecytowa� ze szczeg�lnym upodobaniem. - Maszyna, kt�ra zdar�a z szanownej komisji ubrania, opryska�a je zielon� farb� i przy d�wi�kach kociej muzyki gania�a wok� magazynu... Uf... dobrze, �e ten bubel rozsypa� si� w kawa�ki po paru okr��eniach. Scordi z triumfuj�c� min� usiad� na pulpicie. - I co, ma�o ci? Jonatan w�a�nie szuka� w telewizorze czego� atrakcyjnego, wi�c odpar� po d�u�szej chwili. - Jeszcze powiniene� wspomnie� o nas, obs�uguj�cych ca�� imprez�. - A powiem, �eby� wiedzia�, �e powiem. Ju� dawno przesta�o mi si� op�aca� robi� z siebie b�azna co trzy miesi�ce. Ka�dy ma honor - pisn�� i doda� ju� ciszej. - Poza tym trafia mi si� lepsza robota. Jonatan ironicznie uni�s� brew. - Znaczy si�, zmieniasz prac�? Scordi roz�o�y� r�ce. - Chyba na tym si� sko�czy. - Mo�e jednak zmienisz zdanie. Zawsze mo�na liczy� na co� ciekawego. - Na co na przyk�ad? - A obejrzyj si� za siebie. Scordi zerkn�� na pulpit ��czno�ci, w kt�rego �rodku pali�a si� czerwona lampka wywo�ania. - O, do diab�a! Centrum nas wzywa, �e te� nie mog�e� powiedzie� wcze�niej - j�cza� biegn�c do fotela. Jonatan za�o�y� r�ce pod g�ow� i u�miechn�� si� do sufitu. Dwa dni p�niej O ile sam gmach Stowarzyszenia Astronautycznego by� skromny i starannie wkomponowany w park, o tyle gabinet prezesa by� zaprzeczeniem dobrego gustu. Ca�y obity szkar�atnym pluszem z woskowan� posadzk� i archaicznym biurkiem zostawia� na interesantach niezatarte pi�tno. Dlatego te� nic dziwnego, �e Jonatan i Scordi stali sztywno, mn�c w palcach wej�ci�wki i nie �mieli spu�ci� wzroku z wisz�cego nad biurkiem emblematu. - Mo�e panowie napij� si� czego�? - spyta� prezes i ods�oni� zamaskowany w �cianie barek. Mimo uko�czonej pi��dziesi�tki doktor Longe nie mia� ani jednej zmarszczki, a s�ysza�o si� przecie�, �e prowadzi, nazwijmy to, lekko hulaszczy tryb �ycia. - Panowie - rzek�, kiedy ju� mieli kieliszki w r�ku. Zanim przedstawi� moj� propozycj�, chcia�bym wyja�ni� par� rzeczy. Poprawi� si� w fotelu i o centymetr wysun�� ro�ek chustki z kieszonki. - B�dziecie jednymi z nielicznych, kt�rzy dowiedz� si�, �e uda�o si� nam nawi�za� kontakt z obc� cywilizacj�. Scordi nie wytrzyma� i sapn��. - Znowu... Prezes roze�mia� si� g�o�no. - Tym razem jest to intelekt na ni�szym stopniu rozwoju ni� my. Odebrali�my jego sygna�y. Wygl�da, �e chc� nawi�za� kontakt i prosz� o pomoc technologiczn�. Scordi gwizdn��. - No, no... - W�a�nie - odpar� prezes. - Sprawa jest delikatna i musimy rozegra� j� ostro�nie. Jonatan po�o�y� d�onie na por�czach. - Pewnie chcecie, aby�my doradzili, jakie dobra nale�y im wys�a�, albo jeszcze lepiej, jakich nie nale�y - mrugn�� do Scordiego. - Ale� nie! - zarycza� prezes tubalnym g�osem. - Zestaw dar�w mamy przygotowany. Spojrzeli po sobie. - W takim razie co my mamy... - Panowie, dajcie doko�czy� - przerwa� im. - Ustalono, �e zostan� wys�ane przedmioty, kt�re s� sk�adowane na waszej wyspie. W ten spos�b... - chwil� szuka� s��w...zostan� upieczone dwie pieczenie na jednym ogniu. Scordi z wra�enia nie m�g� trafi� kieliszkiem do ust. - Nie mo�ecie, to by�oby �wi�stwo. Prezes zacmoka� i jakby dla polepszenia nastroju naci�ni�ciem guzika otworzy� okno. - Po co u�ywa� takich ostrych s��w? Staramy si� znale�� wyj�cie optymalne, a panowie s� nam potrzebni. - Po co, je�li wolno spyta�? - Scordi robi� si� najwyra�niej agresywny. - Chcemy, aby�cie zawie�li tej nowej cywilizacji nasze dary. Macie ju� wpraw� w kontaktach... Przerwa�o mu szuranie odsuwanego fotela. - Idziemy, Jonatan - m�wi� Scordi czerwony z w�ciek�o�ci - robi� tu z nas idiot�w. Gdy byli przy drzwiach, dogoni� ich g�os prezesa. - Zapomnia�em doda�, �e za ten lot dostaniecie po trzysta kawa�k�w na g�ow�. Stan�li i odwr�cili si� jak na komend�. - Trzysta kawa�k�w - powt�rzy� Scordi i u�miechn�� si�. - Ale� trzeba by�o od tego zacz��. Teraz to inna rozmowa. Ra�nym krokiem wr�cili na miejsca. Rok p�niej Rycz�c silnikami chemicznymi opuszczali si� ku oznaczonemu przez Kosmit�w l�dowisku. Starali si� robi� to jak naj�agodniej i jak najszybciej. Ostatnie komunikaty by�y wr�cz nagl�ce i mimo lakoniczno�ci sformu�owa� wida� by�o, �e bardzo licz� na pomoc. W tej sytuacji sam fakt poznania nowej cywilizacji schodzi� na plan dalszy. St�kn�y amortyzatory i usta�a wibracja; znak; �e wyl�dowali. Jonatan stara� si� dojrze� cokolwiek na ekranie zewn�trznym, lecz g�ste i ciemne chmury znacznie ogranicza�y widoczno��.. Nawet nie by�o wiadomo, czy to przej�ciowy kaprys pogody, czy te� nieod��czny element pejza�u. Wreszcie w ciemniej�cych z oddali budowlach co� si� poruszy�o, trysn�y sztuczne ognie i przedstawiciele tubylc�w ruszyli ku statkowi z przys�owiowym chlebem i szczypt� soli. Kiedy zbli�yli si� na kilkana�cie metr�w, Jonatan zblad� jak trup i ucapi� Scordiego za r�kaw. - M�w, co widzisz... - szcz�ka� z�bami. - Ja chyba �ni�. Scordi przy�o�y� twarz do okularu lornety i tylko szepn��: - O w mord�... Przed nimi po p�ycie l�dowiska pe�z�y pi�ciometrowej wielko�ci meduzy o czterech r�kach, z pa��kami peryskop�w hu�taj�cych si� u g�ry. - Jakim cudem oni tu si� wzi�li? To niemo�liwe, �eby sami czekali na pomoc. Scordi szarpa� w�osy.. - Mo�e... mo�e tak si� wykosztowali pomoc� dla nas - dusi� s�owa. - Mo�e te� nie umieli nam elegancko powiedzie�, �e wi�cej nie maj�. - Niewa�ne - zachlipa� Jonatan. - Ale powiedz, co my teraz zrobimy? Meduzy podesz�y pod sam statek i najwyra�niej czeka�y na ziemian. Nie by�o czasu do namys�u. - Niech to diabli - j�kn�� Scordi. - Je�li s� tak kulturalni, to udadz�, �e tego nie zauwa�yli. Wy�adowuj, co przywie�li�my. - Ale przecie� to jest to samo, co oni nam dali. Scordi dwoma ruchami rozwin�� gum� do �ucia i w�o�y� j� do ust. - Trudno - mlasn��. - Wy�adowuj. Jonatan uni�s� oczy ku niebu i z westchnieniem rozpaczy uruchomi� transportery. Meduzy spokojnie czeka�y.