919

Szczegóły
Tytuł 919
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

919 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 919 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

919 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ma�gorzata Musierowicz Imieniny 1 - Jak by pani zareagowa�a na wiadomo��, �e pani s�siad to homo sapiens? Pytanie zada�a - znienacka wyci�gaj�c przed siebie mikrofon - pe�na kociego wdzi�ku dziewczynka o stalowoszarych, sko�nych oczach i ciemnych lokach do pasa. Profesjonalna pewno��, d�wi�cz�ca w jej g�osie, zaskakiwa�a u istoty, kt�ra zapewne nie opu�ci�a jeszcze szko�y podstawowej. Nieco z ty�u, jakby dystansuj�c si� od tej m�odszej, sta�a urodziwa, dorodna dziewczyna w wieku licealnym. Spod jej miedzianej grzywki zerka�y �agodne oczy koloru kasztan�w. Ta m�odsza, wytwornie blada, ubrana by�a w czarne paletko z aksamitnym ko�nierzem i kokieteryjny kapelusik. Ta starsza - rumiana jak poziomka - w sportow� kurtk� polar i d�insy. Obie pi�kne panienki sta�y u wylotu przej�cia podziemnego, zwr�cone ty�em do majacz�cego w oddali dworca Pozna� G��wny. By�a godzina druga po po�udniu; zaczyna�a si� straszna dla tego miasta pora kork�w i zam�tu. T�umy p�yn�y nieustannie przez podziemia, schody i chodniki, a tramwaje, autobusy i chorobliwie liczne samochody osobowe nadje�d�a�y - ha�asuj�c i smrodz�c - ze wszystkich stron Ronda Kopernika, zwanego obecnie, jak przed wojn�, Kaponier�. Zagadni�ta kobieta mia�a pi��dziesi�tk�, ��te w�osy i fioletowy beret, wci�ni�ty na brwi namalowane kredk�. Zatrzyma�a si�, postawi�a obok nogi torb�, zawieraj�c� zakupy (szampan, krewetki oraz francuskie i holenderskie sery twarde i ple�niowe), po czym spojrza�a z zaskoczeniem - lecz nie dalej ni� na podsuni�ty jej mikrofon. - Zareagowa�a? No, nie wiem - odrzek�a. - A co bym mia�a powiedzie� takiemu? Ma�o to dzisiaj cz�owiek musi wyrozumie� i �cierpie�? - Bardzo pani dzi�kuj� - powiedzia�a uprzejmie kociooka profesjonalistka i wy��czy�a mikrofon. Poziomkowa z grzywk� nic nie powiedzia�a, bo w�a�nie, mocno �ci�gaj�c szerokie brwi i zaciskaj�c usta, usi�owa�a st�umi� wybuch �miechu. - A ta sonda to dla kogo? - zainteresowa�a si� pani w berecie. - Dla Borejko-Station - g�adko odpar�a kociooka. - Dzi�ki. Dzi�ki. Dzi�ki raz jeszcze. Kobieta wyostrzy�a spojrzenie, oceniaj�c wiek sonda�ystki. Najwyra�niej pod fioletowym beretem zacz�y si� rodzi� jeszcze inne pytania - lecz oto nadjecha� tramwaj numer pi��, wi�c kobieta tylko machn�a r�k�, porwa�a swe zakupy i ruszy�a w po�cig. - No? Mo�e ju� do��? - zaproponowa�a starsza dziewczyna. �agodna i zr�wnowa�ona, odnosi�a si� do kociookiej z siostrzan� opieku�czo�ci�, zabarwion� odrobin� obawy. - Uwa�aj, Tygrys, bo ci jeszcze kto przy�o�y. Ale Tygrys ju� zdyba� nast�pn� ofiar�. - Przepraszam, dzie� dobry - s�owa te zosta�y skierowane do przesadnie dynamicznej blondynki w purpurowym poncho, kt�ra sz�a, wymachuj�c czarn� akt�wk�. - Co by pani zrobi�a, gdyby si� okaza�o, �e pani kolega z pracy to homo sapiens? - A! To szczeg�lne pytanie! - sykn�a pani z akt�wk�, zatrzymuj�c si� natychmiast i ciskaj�c pe�ne pot�pienia spojrzenie zza metalowych okular�w. - Wiele to m�wi o mentalno�ci naszego zak�amanego spo�ecze�stwa. Za�cianek! Miedzianow�osa wyda�a ciche st�kni�cie, po czym odwr�ci�a si�, zgi�ta w ataku kaszlu. - Czyli co? - kociooka trwa�a niewzruszenie w postawie pe�nej wyczekiwania. - Jak by pani konkretnie zareagowa�a? - Oczywi�cie wcale bym nie reagowa�a! - oburzy�a si� rozm�wczyni. - Nie wtykam nosa w nie swoje sprawy, jak pierwsza lepsza drobnomieszczanka!... ale sekund�! Kto wy w�a�ciwie jeste�cie? Z jakiej szko�y? Dla kogo ten sonda�? Kto wam pozwoli�? Z jakiej racji nagabujecie ludzi i... - Pytamy z prostej ciekawo�ci. A ludzie przecie� wcale nie musz� nam odpowiada� - �agodz�co wtr�ci�a starsza dziewczyna. Lecz nie na wiele by si� zda�a ta roztropna mediacja wobec nagle obudzonej podejrzliwo�ci respondentki, gdyby os�bka zwana Tygrysem nie zakrzykn�a: - O, pi�tka rusza! - dzi�ki czemu purpurowe poncho wraz z akt�wk� pok�usowa�o w dal i ju� po chwili odje�d�a�o na tylnym pomo�cie tramwaju. - No, uwa�aj, moja droga: Mam nast�pnego - nieomylny instynkt reporterski tym razem kaza� Tygrysowi zaczepi� ros�ego m�odziana w mycce z pomponem i nad�tej kurtce. Opalony atleta ni�s� w wielkiej d�oni czerwone pude�ko czekoladek w kszta�cie serca, za� ramiona obci��a� mu pot�ny plecak. Kierowa� si� ra�no w stron� dworca, a widz�c, �e kto� go nagabuje, grzecznie uni�s� z ucha s�uchawk� walkmana. - Co by pan zrobi�, gdyby si� okaza�o, �e pa�ski kumpel to homo sapiens? - pad�o pytanie. - W mord� bym da� - odpar� bez namys�u m�odzieniec, odpychaj�c mikrofon. - Z drogi, ma�a, bo si� spiesz�. Wielkimi krokami zbieg� po schodach i wkr�tce da� si� widzie� po drugiej stronie, na chodniku ulicy Dworcowej. Tramwaj, kt�rym przyby� atleta, odjecha�, uwo��c spor� cz�� t�umu, ale kolejna jego partia, drepcz�c w b�otnistej mazi, pokrywaj�cej dzi� miasto, ju� si� szykowa�a do zape�nienia dziewi�tki. �cisk nieco zel�a�, dzi�ki czemu roze�miane panienki dostrzeg�y, �e na przystanku, w przejrzystej budce z pleksiglasu, rozsiad� si� masywny brodacz z kitk�, sk�din�d znajomy. Szeroki w ramionach, brzuchaty, ubrany w czarny p�aszcz-dyplomatk� oraz wojskowe spodnie moro i praktyczne, rozdeptane adidasy, m�czyzna �w ton�� w zadumie, zajadaj�c chipsy cebulowe. Wyjmowa� je po jednym ze srebrzystej torebki, z pietyzmem uk�ada� na wysuni�tym j�zyku, po czym nagle wci�ga� to wszystko w kr�te chaszcze brody. - Przepraszam, dzie� dobry, ma�a sonda uliczna... - Walentynkowa? - chcia� wiedzie� brodacz. - Nie. Jak by pan zareagowa� na wiadomo��, �e pa�ski przyjaciel to homo sapiens? - wystawi�a mikrofon dziewczynka zwana Tygrysem. - Przyja�ni� si� wy��cznie z osobnikami w�asnego gatunku, figlarko - b�yskawicznie odpar� brodacz, a jego niewinne, b��kitne oczka zamigota�y ochoczym szale�stwem. - Czy mo�na wiedzie�, kto wam podsun�� tak piekielnie zgrabne pytanko? - Podsun��! Nikt nie musia� nam niczego podsuwa�! Sama, osobi�cie, wymy�li�am to pytanie oraz wiele innych, zapewniam pana. - A dla kog� to sondujesz tak zajadle, wyszczekany podlotku? - chcia� wiedzie� brodacz, przypatruj�c si� dziewczynkom z uwag� cz�owieka o wszechstronnych i bogatych zainteresowaniach. - Dla Borejko-Station - wybuchn�a perlistym �mieszkiem zapytana. - Pan nas nie poznaje? - Czy was poznaj�! - zakrzykn�� brodacz. - W �yciu bym was nie pozna�, gdyby nie kryptonim Borejko-Station. Czy�by�cie by�y... - Tak, tak, to my - nie da�a mu doko�czy� ta miedzianow�osa, podpowiadaj�c gorliwie: - R�a i Laura. - C�rki Gabrysi? - Tak, panie Bernardzie. To my. Pyziak�wny. - O, niesko�czenie hojna Naturo! - zakrzykn�� Bernard; wznosz�c modlitewnie ramiona. - Jak�e jeste� bezmierna. Pyziak�wny! Jak widz�, oddawa�y�cie si� intensywnemu rozwojowi i nieoczekiwanym przeobra�eniom podczas mego pobytu we Francji. Wiecie zapewne, �e Aniella mia�a tam p�roczne engagement w teatrze eksperymentalnym Coquelicot. Jestem m�em kobiety genialnej. I dobrze mi z tym. Mam �ycie barwne i ciekawe. Wr�cili�my niedawno, pe�ni wra�e�, i ona oczywi�cie rzuci�a si� w wir pracy, ja za� popad�em w nastr�j refleksyjny, w kt�ry z regu�y popadam, przebywaj�c na ojczystej r�wninie. Ulubionym zaj�ciem moim jest obecnie przesiadywanie na przystankach. - Dlaczego? - za�mia�a si� rumiana R�a, a kociooka Laura przytomnie w��czy�a mikrofon i podsun�a go pod same usta brodacza. Ten o�ywi� si�, wyprostowa� i z wyra�n� ochot� kontynuowa� wypowied�: - Przystanki. C�, z przystankami wi��� si� moje liczne wspomnienia i refleksje. Powr�ciwszy w�a�nie do kraju ujrza�em z niedowierzaniem, �e - nie wiedzie�, kiedy i jak - przystanki tramwajowe upodobni�y si� tu do francuskich. Nie r�b takiej zdziwionej miny, koteczko o stalowym spojrzeniu. Dzi� w�a�nie uderzy�o mnie wspomnienie (to takie typowe dla wspomnie�: uderzaj� bez ostrze�enia) - przypomnia�em sobie mianowicie rok 1988, kiedy to z grupk� przyjaci� oraz fan�w mej osoby (pami�tacie; jak s�dz�, �e jestem artyst�?) dokona�em happeningu ulicznego o tematyce wolno�ciowej. Naturalnie zosta�em zatrzymany przez patrol Milicji Obywatelskiej i osadzony w areszcie na czterdzie�ci osiem godzin za zak��canie porz�dku i wznoszenie antypa�stwowych okrzyk�w. Rzecz dzia�a si� w sytuacji spo�eczno-politycznej, kt�rej wy pami�ta� ju� nie musicie. Happening m�j odbywa� si� pod has�em "obalcie mury" (i faktycznie, niebawem obalono mur berli�ski), za� miejscem akcji by� tamten, o, przystanek autobusowy, ten obok postoju mafijnych taks�wek. - Tu Bernard �eromski urwa�, wydoby� husteczk� ligninow�, pokaza� gestem, �eby tego nie nagrywa�, po czym z potwornym tr�bieniem wytar� nos. - Wyra�aj�c si� �ci�lej - kontynuowa� po przerwie, nachylaj�c si� zn�w do mikrofonu - miejscem akcji by�a wiata przystanku, wykonana z falistego, ohydnego winiduru w brudnym kolorze cytrynowym. Z tego to daszku wznosi�em okrzyki antyre�ymowe. Ale nie chc� tu zbyt wiele opowiada� o swych zas�ugach dla obalenia systemu. Skupi� si� jedynie na problemie wiaty. Pami�tam, �e w�wczas, w roku 1988, obserwuj�c udr�czone t�umy wsp�rodak�w, pomy�la�em: "Kiedy na przystankach pojawi� si� daszki, pod kt�rymi starczy miejsca dla wszystkich oczekuj�cych, b�dzie to znaczy�o, �e nast�pi� koniec pewnej epoki, a tym samym kres naszej wsp�lnej niedoli". Lecz c� widz� obecnie? Ju� nie pojedynczy daszek tkwi na przystanku, lecz wykwintne i wygodne obiekty, opatrzone w dodatku obrazami banalnymi mo�e w formie, lecz przyjemnymi w tre�ci - tu Bernard popar� swe s�owa gestem, skierowanym ku reklamie bielizny Triumph. - Niestety, w autobusach i tramwajach nadal panuje �cisk. Po��czenie tych dwu obserwacji sprawia, �e nie umiem okre�li�, w jakim stopniu sko�czy�a si� pewna epoka. St�d ma zaduma. - Tu Bernard umilk� znacz�co, demonstruj�c zadum� przez proste przystawienie kciuka do �uchwy, za� palca wskazuj�cego - do skroni. - Nawiasem m�wi�c - ockn�� si� po kr�tkiej, brzemiennej w znaczenie, chwili - czy wasza matka Gabrysia bra�a w�wczas udzia� w tym happeningu? Bo ja jako� nie pami�tam. - Niestety, my r�wnie� nie pami�tamy - odpar�a Laura zwana Tygryskiem, sprawdzaj�c rutynowo, czy nadal dobrze nagrywa jej magnetofon. - Ale mama cz�sto wspomina pana z uznaniem. - Merci - rozpromieni� si� brodacz. - Uznanie waszej mamy to dla mnie prawdziwy zaszczyt. Wasza matka jest istot� o pot�nym �adunku ciep�a ludzkiego; co tworzy rzadko spotykan� kombinacj� z jej stanowczym i niew�tpliwie silnym charakterem. Kobiety tak skomponowane zawsze mnie zachwycaj�. Nawiasem m�wi�c, nieprzypadkowy jest fakt, �e wasza matka jest przyjaci�k� Anielli. Rzecz w duchowym podobie�stwie. Gabrysiu! - wzruszy� si� Bernard do mikrofonu. - Bernard �eromski pozdrawia ci� z ca�ego serca i �yczy, by� do samej �mierci, do ostatniego dos�ownie tchnienia, a id�c dalej - do grobowej wr�cz deski... - tu urwa�. - Nie, co ja gadam. Skasujcie to, co teraz powiedzia�em, dziewcz�ta o du�ych stopach, typowych dla wy�u lat osiemdziesi�tych, przekarmianego od�ywkami z zachodnich dar�w. Skasujcie. Nie jest to wcale zabawne. C�, im bli�ej czterdziestki, tym mniej zabawne wydaj� si� cz�owiekowi dowcipy o grobowej desce. W dodatku jak�e cz�sto zamiar tw�rczy rozmija si� z ekspresj�. Im bli�ej czterdziestki, tym bardziej. Ponadto, zaczyna mi doskwiera� pewna k�opotliwa cecha, nad kt�r� nie panuj�: nadszczero��. Laura powt�rzy�a niezrozumia�e dla niej s�owo, a Pyza za��da�a u�ci�le�. - Tak, nadszczero�� - przytakn�� Bernard Laurze, po czym wyja�ni� R�y: - Jaki� dziwny przymus wewn�trzny sk�ania mnie do m�wienia prawdy, wy��cznie prawdy, i to niezale�nie od okoliczno�ci. �w przymus nie pozostawia mi ani sekundy do namys�u, tote� efekty s� k�opotliwe. Ale nic na to poradzi� nie mog�. - A Aniella te� nie mo�e? - spyta�a uprzejmie Laura i nie pos�dzi�by jej o z�o�liwo�� nikt, kto by nie wiedzia�, �e �ona Bernarda by�a s�usznie, powszechnie i od lat nazywana K�amczuch�. Siostra kopn�a j� w kostk� i Laura umilk�a, t�umi�c przekle�stwo. Co do Bernarda, chyba nie us�ysza� pytania, bo perorowa� dalej, ca�kowicie poch�oni�ty w�asn� wypowiedzi�: - By� mo�e ma to zwi�zek z pewnym gadulstwem, jakie mnie ostatnio cechuje. Kiedy cz�owiek m�wi bez umiaru, pr�dzej czy p�niej co� z niego wyp�ynie. W moim przypadku wyp�ywa prawda. C�. Mowa jest srebrem, lecz milczenie - z�otem. - Tu Bernard przewr�ci� oczami, i klasn�� j�zykiem o podniebienie. - Lecz wiecie co, moje przytomne podlotki? Czuj� emanuj�c� z was tw�rcz� si�� intelektu oraz specyficzny rodzaj wyczulenia na purnonsens. W po��czeniu z waszym upodobaniem do pracy eksperymentalnej w t�umie, tworzy to kusz�c� ofert� dla prawdziwego artysty. Powiedzcie mamie, �e przyb�d�, by j� zapyta� o zgod�. Mam zamiar z�o�y� wam propozycj� wsp�pracy. - O rany! - Pyza spojrza�a na zegarek, s�ysz�c wzmiank� o mamie. - Tygrys, biegniemy. Poci�g przyje�d�a za dziesi�� minut. - Jaki poci�g? - zainteresowa� si� Bernard. - Uwielbiam poci�gi, s� takie nieobliczalne. - "Warta" z Warszawy. Mama pojecha�a odebra� ciotk� Natali� z Ok�cia. Ciocia by�a przez ca�y rok na Cyprze. - Wielkie nieba, widz�, �e naprawd� d�ugo mnie tu nie by�o - rzek� Bernard, zdumiony. - Natalia? A c� ona ma wsp�lnego z Cyprem? O ile wiem, jest polonistk�. - Sko�czy�a specjalny kurs i pojecha�a na Cypr jako pilot-rezydent firmy Scan Holiday - odpowiedzia�a Pyza z niejak� dum�. - Panie Bernardzie, przepraszamy, ale na nas ju� czas. - Id� z wami - zdecydowa� Bernard momentalnie. - Nie przepuszcz� takiej okazji. Mam dzi� co prawda wielki festyn walentynkowy, ale z drugiej strony - nigdy jeszcze nie widzia�em rezydenta firmy Scan Holiday. 2 Niepodobna by�o pozby� si� Bernarda: ruszy� za nimi przez podziemne przej�cie oraz ulic� Dworcow�, zbiegaj�c� ku budynkom stacji w�z�owej Pozna� G��wny pomi�dzy szpalerem starych akacji i rdzawymi kanionami torowisk. Obiema stronami jezdni, po w�skich chodnikach, podr�ni (byli lub przyszli, a tak�e potencjalni) nie�li swe tobo�ki, walizki i plecaki. Malownicza posta� ekspresyjnego artysty o tubalnym g�osie, �ywej mimice oraz zamaszystej gestykulacji wzbudza�a, w spos�b oczywisty, rozbawienie lub wr�cz sensacj�. Pyza zacz�a �a�owa�, �e zaczepi�y dzi� tego Bernarda. Lubi� on najwyra�niej by� obiektem zainteresowania, z ka�dym krokiem o�ywia� si� coraz bardziej i niepokoj�ca by�a perspektywa osi�gni�cia wraz z nim peronu pierwszego, gdzie oczekiwa� mia�a ca�a rodzina Borejk�w z zi�ciami oraz wnucz�tami. - Ale, ale, chwileczk� - przypomnia� sobie tymczasem Bernard, gdy ju� sko�czy� omawia� takie wa�kie problemy, jak wej�cie Polski do NATO lub �le zorganizowany ruch ko�owy na pozna�skich ulicach. - A powiedzcie mi, co si� dzia�o podczas nieobecno�ci Natalii z tym... jak�e mu by�o? ...Filipem, uzdolnionym organist�? Je�li dobrze pami�tam, byli z Natali� po s�owie... - �le pan pami�ta - sprostowa�a Laura, rzucaj�c mu sko�ne spojrzenie. - Nie byli. Chocia� my wszyscy uwa�ali�my, �e jak najbardziej powinni si� zar�czy�, a wr�cz pobra�, to jednak Nutria... za pozwoleniem, Pyza! Dlaczego mnie kopn�a�?! - �eby� tyle nie gada�a - sykn�a starsza siostra, poirytowana. - Poza tym, m�wi�am ci ju� tysi�c razy, �eby� mnie nie nazywa�a Pyz�! - Biedaczka w listopadzie sko�czy�a szesna�cie lat - wyja�ni�a Laura Bernardowi, z ca�� siostrzan� pob�a�liwo�ci�. - Ciekawe, co tak si� jej nie podoba w tym przezwisku. Ja na przyk�ad nie mam nic przeciwko temu, �eby mnie nazywano Tygrysem. - Za pozwoleniem! - Pyzie krew uderzy�a do g�owy. - To mo�e od dzi� nazywaj mnie Tygrysem, moja droga. - O, widzi pan, panie Bernardzie? To w�a�nie mia�am na my�li. Tak si� zabawnie denerwuje ta nasza R�yczka. - Silence, drapie�ne rybki - wtr�ci� Bernard, ubawiony. - Nie odpowiedzia�y�cie jeszcze na moje pytanie. Czy�by Natalia i Filip definitywnie si� rozstali? By�aby szkoda: Stanowili wr�cz urocz� par�. - Nie, nie rozstali si� definitywnie; prosz� pana - odpowiedzia�a stanowczo Pyza; staraj�c si� wpoi� swemu g�osowi maksimum ch�odu. - Ale zastanawiam si�, dlaczego pan o to wypytuje? To przecie� wy��cznie ich problem. - Bez w�tpienia, prawa i szlachetna jednostko - przyzna� Bernard z pewn� skruch�, przystaj�c na moment i �api�c dech. Gdy jednak ujrza�, �e dziewcz�ta ani my�l� czeka�, a� on si� upora z trudno�ciami oddechowymi, zebra� si� w sobie i kolebi�cym si� truchtem pobieg� dalej. - Je�li o to pytam, i to w same Walentynki, to wy��cznie dlatego, �e jestem ciekawski. Nic mnie tak nie ciekawi, jak te - jak�e ludzkie - afekty, subtelne odmiany uczu�, postanowie� i obiekt�w, s�owem... - ...s�owem, jest pan klasycznym plotkarzem - podsumowa�a go bezlito�nie Laura. - Moja droga, powiedzia�bym, �e jest to z twojej strony klasyczna nadszczero�� - rzek� Bernard z odcieniem urazy. - Ach? - zdziwi�a si� Laura. - A wi�c nareszcie wiem dok�adnie, �e i ja na to cierpi�. - Widz� poci�g - oznajmi�a Pyza grobowo. Wpadli na peron pierwszy dok�adnie w momencie, gdy zacz�to otwiera� drzwi wagon�w ekspresu "Warta". Biegn�c, bez trudu dostrzegli w po�owie peronu gromadk� rodzinn�; jej centrum stanowili babcia Mila i dziadek Ignacy, trzymaj�cy za r�czki Ignacego Grzegorza. Jego ojciec, Grzegorz Stryba z kolei przytrzymywa� go za ko�nierz, gdy� Ignacy Grzegorz, tak zwykle zr�wnowa�ony, obecnie wyrywa� si� co si� ku poci�gowi. Jak stos miedzianych drucik�w �arzy�a si� z daleka nowa fryzura ciotki Idy - szczup�ej, eleganckiej i odrobin� jak zwykle znu�onej towarzystwem swego sennego m�a oraz rozhukanego syna J�zinka. Ten ostatni nie zwraca� najmniejszej uwagi na poci�g; wa�niejsze dla� by�o, czy zdo�a dosi�gn�� celnym kopniakiem swego kuzyna Ignacego Grzegorza. Obok sta�a z�otow�osa i urocza ciocia Patrycja, ca�a w ulubionych b��kitach oraz jej m�� Florek - szczup�y, wysoki i jak zwykle roze�miany. Otwar�y si� drzwi wagonu, Ignacy Grzegorz wrzasn��: - Mama!!! i wyrwa� si� wszystkim trzymaj�cym go r�kom, by pogna� przed siebie, ku widniej�cej na schodach wysokiej, zgrabnej sylwetce w d�insach. Zaraz za jasn� g�ow� mamy powiewa�y rude jak marchewka loki ciotki Natalii. - Gaba! Gaba! - zakrzykn�a t�sknie babcia, a w tym samym momencie dziadek wzni�s� okrzyk identyczny w tonacji i nat�eniu: - Nutria! Nutria! Pyza zastanowi�a si� przez chwil�, jak te� rodzinne przezwisko ciotki Natalii mo�e by� odbierane przez postronnych - ale zaraz i ona rzuci�a si� ku drzwiom wagonu. Grzegorz ju� uwalnia� mam� od baga�u, a Igna� ju� wisia� na jej szyi. Natomiast Natalia, ledwie zszed�szy ze stopni wagonu, znalaz�a si� niespodziewanie w gor�cych i szczerych obj�ciach Bernarda, kt�ry dobieg� do niej jako pierwszy i obecnie korzysta� z przys�uguj�cej mu okazji do wyca�owania jej piegowatych policzk�w. - Wenus Cypryjska! Wenus! Gratuluj� aparycji - rzek� wreszcie, odsuwaj�c j� na odleg�o�� ramienia i staraj�c si� li tylko ju� wzrokiem wyra�a� podziw i czysto estetyczne zadowolenie. - Witaj w domu, Natalio! Witaj w domu! - Bernardzie, na Jowisza, a ty sk�d si� tu wzi��e�? - zwr�ci�a si� do� ze �miechem mama, jednocze�nie �ciskaj�c swe najm�odsze dziecko. - Je�li dobrze pami�tam, mieli�cie by� we Francji? - Dobrze pami�tasz, Gabriello, ideale kobieco�ci - ciep�o odpar� Bernard i obdarzy� idea� kobieco�ci wilgotnym poca�unkiem powitalnym. - Wr�cili�my dos�ownie trzy dni temu i natychmiast pospieszy�em tu, by was powita�. Uwielbiam poci�gi, s� takie ciep�e. - Ciep�e? - powt�rzy�a mama z roztargnieniem, bo ju� j� �ciska�y Pyza i Laura. - Bo�e drogi, dzieci, jak ja si� za wami st�skni�am. - Nie by�o ci� tak d�ugo! - z wyrzutem rzek� dziadek; przechodz�c mimo. - Tak, ca�e trzy doby! - doda�a babcia. - Gabrysiu, dom bez ciebie jest okropnie pusty. - Okropnie, Gabuniu - przytwierdzi� dziadek, kiwaj�c g�ow�, otoczon� wianuszkiem k�dziork�w, z kt�rych niekt�re by�y jeszcze rudawe. Jego poci�g�a twarz, w kt�rej dominowa�y linie pionowe, u�o�y�a si� w wyraz pretensji. - Postaraj si� ju� nigdy nie wyje�d�a�, dobrze? Witaj, witaj moja Nutrio kochana! - Robi�am, co si� da�o - wyt�umaczy�a si� Pyza w odpowiedzi na spojrzenie mamy, podczas gdy dziadkowie ju� byli w epicentrum wydarze� i obca�owywali Natali�. - Przez ca�y czas kto� by� w domu z dziadkami. Ale wiesz, jak to jest... - Wiem - powiedzia�a mama, �miej�c si� do niej ca�� swoj� mi��, okr�g�� i piegowat� buzi�. - Bo zawsze tak samo si� czuj�, jak ty wyje�d�asz... Pyza wzruszy�a si� i ju� by�aby pad�a w otwarte ramiona, gdyby nie Laura, kt�ra zazdro�nie przysun�a si� bokiem i obj�a mam� w pasie, patrz�c wyzywaj�co. Dziadkowie wci�� si� cieszyli swoj�, odzyskan� po tylu miesi�cach, trzeci� wedle starsze�stwa c�rk�; co ciekawe, jej nie czynili �adnych wym�wek z powodu tak d�ugiej nieobecno�ci. Wyra�ali tylko zadowolenie, �e zd��y�a w sam raz na imieniny Grzegorza. (Wed�ug kalendarza mia�y one miejsce wczoraj, lecz uroczysto�� przesuni�to na dzi�, specjalnie z okazji powrotu podr�niczki.) Ciocia Natalia wygl�da�a super! - Zwykle blada i eteryczna, teraz by�a opalona jak nigdy w �yciu, na ciemnoz�oto, tak �e prawie nie by�o wida� jej niezliczonych pieg�w, a rudy ob�ok lok�w zlewa� si� kolorytem z cer�. Troch� te� si� zaokr�gli�a i jakby uros�a. Znik�a te� gdzie� jej zwyk�a niepewno�� - porusza�a si� teraz szybciej, g�ow� nosi�a wysoko i nawet m�wi�a g�o�niej, nieco rozkazuj�cym tonem, jakby chcia�a by� dobrze s�yszana w ca�ej grupie. Dotar�a wreszcie do Pyzy i uca�owa�a j� serdecznie, wspinaj�c si� na palce. - Witaj, moja Pyzuniu kochana - powiedzia�a. - Witaj, moja kochana ciociu - gor�co powiedzia�a Pyza, zgniataj�c j� w u�cisku. Dopiero teraz poczu�a, jak bardzo przez ten rok t�skni�a za najulubie�sz� ze swoich trzech wspania�ych ciotek. Natalia rozumia�a j� zawsze najlepiej, bo te� i by�a naj�agodniejsza i najbardziej skierowana ku innym. Ciotka Ida, istny dragon w sp�dnicy, cechowa�a si� ci�tym dowcipem i gro�nymi skokami nastroju. Najm�odsza z si�str Borejko, Patrycja, cho� przytulna i ciep�a jak piecyk, a s�odka jak melba, wszystkie uczucia i ca�� uwag� koncentrowa�a na m�u swym, Florianie. Dochodzi�o nawet do tego, �e myli�y jej si� R�a z Laur�, a Ignacy Grzegorz z J�zinkiem. - Ale� ty wy�adnia�a�! A jak schud�a�! - powiedzia�a z podziwem ciocia Natalia, jakby czu�a, �e tym w�a�nie mo�e zrobi� najwi�ksz� przyjemno�� siostrzenicy, kt�ra walczy�a o lini� za pomoc� diety owocowo-warzywnej i mlecznej. - Ja teraz, ciociu mierz� tyle samo, co mama - pochwali�a si� dziecinnie. - I chcia�abym ci powiedzie�, �e sko�czy�am lat szesna�cie i �e teraz prosz� wszystkich, �eby mnie nie nazywali Pyz�. Ostatecznie, mam przecie� jakie� imi�. - I to �adne - zgodzi�a si� ciotka. - Dziwne to, w�a�ciwie, �e nikt go nie u�ywa� przez tych szesna�cie lat. - W szkole tak - wyzna�a Pyza. - Niekt�rzy. - To i ja od dzi� b�d�, ale nie gniewaj si�, jak czasem jeszcze si� pomyl� - powiedzia�a ciocia. - Consuetudo est altera natura* (* Przyzwyczajenie jest drug� natur�.) - doda�a, jak to Borejk�wna. - Ciociu, a jak ci tam by�o? Nutria spojrza�a na siostrzenic� romantycznymi, szarymi oczami, zawsze jakby pe�nymi �wiat�a. - To jest oczywi�cie jedno z pi�kniejszych miejsc na Ziemi - powiedzia�a. - Ale ja mia�am mn�stwo ci�kiej i nerwowej pracy, d�ugo trwa�o, zanim na dobre wesz�am w swoje obowi�zki, mia�am mn�stwo pora�ek i gaf, i - powiem ci w sekrecie - czasem to a� pop�akiwa�am z t�sknoty. - To dobrze, �e t�skni�a� - odpar�a Pyza. - Tak ma by�. Ciociu, a my�my ci troszeczk� przemeblowa�y ten zielony pok�j, bo do nas przychodzili go�cie, na przyk�ad nasze kole�anki z klasy i... - Nie szkodzi, nie szkodzi - odpar�a ciotka. - Wiesz, ja zarobi�am ca�kiem sporo pieni�dzy. Mo�e mi wystarczy na malutkie - malutkie mieszkanko. Tylko jeszcze nikomu nic o tym nie m�w, musz� ich do tej my�li przyzwyczai�. Oni nie lubi�, jak si� odchodzi. 3 S�owo daj�, ciocia ma racj� - my�la�a Pyza, nakrywaj�c do sto�u w zielonym pokoju. Solenizanci - Grzegorz Stryba i jego syn Ignacy Grzegorz, kt�ry, nazwany podw�jnie, - na cze�� dziada i ojca, obchodzi� imieniny dwa razy w roku - mieli dzi� zosta� uhonorowani na r�wni z Nutri�, tote� dla potr�jnego splendoru wydobyto ze skarbca rodzinnego reprezentacyjny serwis w niebieskie kwiatuszki, ju� co prawda ociupink� poobt�ukiwany (po tym, jak kiedy� dopuszczono do zmywania Nutri�), ale wci�� jeszcze wytworny. - Oni nie lubi�, jak si� st�d odchodzi: Lubi� za to przyjmowa� nowych cz�onk�w za�ogi. Na pok�adzie jest ciasno, ale ka�da osoba wydaje si� niezb�dna, absolutnie niezast�piona, przy czym, kiedy znika na troch�, jej obecno�� trwa, a kiedy powraca - wtapia si� w t�o niezauwa�alnie. Co jaki� czas na pok�ad wchodzi kto� nowy, statek nieco bardziej si� zanurza, ale p�ynie dalej i zawsze znajdzie si� jeszcze troch� miejsca - przy stole i w sercach. Zielony pok�j zosta� starannie wysprz�tany z okazji powrotu g��wnej lokatorki. Wymyto okna; wyprano firanki, wyczyszczono elektroluksem stary dywan i jeszcze starsz� kanapk� rozk�adan�, na kt�rej sypia�a tu Nutria i - z niewielkim tylko powodzeniem - spr�bowano usun�� pok�ady ksi��ek i czasopism, zalegaj�cych swobodnie na oparciach mebli mi�kkich, stolikach, p�kach i eta�erkach oraz na cz�ci krzese� i parapetach okiennych. Roz�o�ono stary d�bowy st�, tak, �eby si� zmie�ci�o pi�tna�cie os�b (nie siedemna�cie, jak zwykle, bo Elka, c�rka Grzegorza, by�a z m�em Tomkiem w g�rach, na nartach), i wreszcie przykryto go bia�ym, wielkim obrusem, kt�ry od ostatniej wigilii nosi� na sobie ju� nie tylko �lady po barszczyku, ale i po przypaleniu zimnym ogniem. Spogl�daj�c z upodobaniem na cioci� Natali�, Pyza rozstawia�a talerze w kwiatuszki, a Ray Charles �piewa� nostalgicznie z ma�ego radia, stoj�cego na regale z ksi��kami; w owalnym starym lustrze, wisz�cym mi�dzy oknami, mno�y�y si� refleksy, �wiat�a i cienie; za oknami gwizda� ciep�y, silny wiatr. Nuc�c "Say no more" przemkn�a przez pok�j Laura - istny elf w minisp�dniczce, czarnych po�czochach i obcis�ym sweterku, wykona�a podw�jny piruet, potem "jask�k�", wreszcie rzuci�a z �omotem na st� p�k sztu�c�w - i posz�a sobie. W k�cie obok kanapki ciocia Natalia - ju� po rozdaniu rodzinie cypryjskich prezent�w, ju� po k�pieli, myciu g�owy i przebraniu si� w wytworn� szmaragdow� sukienk� z dekoltem - rozwiesza�a w szafie swoje pachn�ce, romantyczne bluzki i zwiewne apaszki (to r�wnie� by� jaki� nowy rys w jej charakterze; zwykle wpycha�a do szafy wszystko jak leci i kolanem dociska�a drzwiczki). W fotelu obok siedzia� dziadek Ignacy z nog� za�o�on� na nog�, wpatrywa� si� w �wie�o odzyskan� cz�onkini� za�ogi i s�ucha� jej relacji z podr�y Boeingiem nad Morzem �r�dziemnym, Turcj� i Ukrain�. W kuchni babcia i mama rz�dzi�y Id� i Patrycj� - dobiega�y stamt�d komendy; szcz�k or�a, brz�k szk�a i od czasu do czasu przera�liwy �oskot pokrywki, a wszystko to na fali cudownych (och, zbyt cudownych dla kogo�, kto by� na diecie owocowo-warzywnej!), zmieszanych aromat�w da� imieninowo-powitalnych. Z ko�ca korytarza rozbrzmiewa�y, pi�knie ze sob� zestrojone, trzy g�osy m�skie: tenor Marka, baryton Floriana i bas Grzegorza. Wszyscy trzej rozprawiali z o�ywieniem przy wyszukiwaniu czego� w Internecie. Z �oskotem drewniaczk�w zmaterializowa� si� w pokoju Ignacy Grzegorz, �cigany przez kuzyna J�zinka (lat trzy i p�). Hamuj�c, Igna� z�apa� si� rogu obrusa i spowodowa�, �e naczynia przesun�y si� niebezpiecznie, a jeden z talerzy spad� na pod�og� i si� wyszczerbi�. - No!!! - krzykn�a na smarkaczy Pyza, ale ju� jej nie s�yszeli; w�ciek�y wrzask J�zinka, kt�ry dozna� zderzenia czo�owego z drzwiami �azienki, zla� si� z rozpaczliwymi krzykami Ignacego Grzegorza ("Tataaa! Ratuj!") - zabarykadowa� si�, biedak, w �azience i natychmiast zrozumia�, �e ju� nigdy st�d nie wyjdzie, bo nie umie przekr�ci� klucza w drug� stron�. Tata spokojnie porzuci� komputer i po kr�tkiej d�ubaninie wyratowa� syna z opresji, po czym udzieli� obu ch�opcom wskaz�wek i stosownych napomnie�; nast�pnie przekaza� ich w r�ce Idy, kt�ra zaserwowa�a im kolejn� porcj� zupe�nie nie schematycznych nauk o charakterze spo�ecznym; wreszcie zajrza� do kuchni i momentalnie zosta� obarczony wielkim p�miskiem z ryb� po grecku (subtelna aluzja powitalna, spreparowana z my�l� o Nutrii przez ciotk� Id�). Wpatruj�c si� w ryby z fascynacj�, Grzegorz wkroczy� do zielonego pokoju. - Gdzie to postawi�, Pyzuniu? - spyta�. - Grzesiu, ja ju� nie jestem Pyzuni� - przypomnia�a ojczymowi Pyza. Spojrza� na ni� przepraszaj�co zza okular�w. Jego k�dzierzawa czupryna i broda wyra�nie ju� siwia�y, ale u�miech mia� nadal m�ody, jasny i rozbrajaj�cy. Pyza bardzo go lubi�a. - Wci�� zapominam - powiedzia� i mrugn��. - Och, och. Wszyscy zapominacie. Widocznie naprawd� wi�cej we mnie z pyzy ni� z r�y. - Nie... eee, R�o, nie. Po prostu podlegamy sile przyzwyczajenia. Nie b�d� zaraz taka przygn�biona. Troch� cierpliwo�ci. Gdzie postawi� te ryby? - Wszystko jedno. - Nie lubi� ryb. Biedactwa. - Na �rodku sto�u b�dzie im najlepiej. - Im ju� nigdzie nie b�dzie najlepiej. I nigdy - rzek� Grzegorz pos�pnie. - Ciekaw jestem, czy w dwudziestym pierwszym wieku ludzko�� nadal b�dzie taka mi�so�erna. Horror. Ja my�l�, �e to si� musi zmieni�. Mno�� si� wszak symptomy, znaki i ostrze�enia: masowo�� ruchu wegetaria�skiego, w�ciek�e krowy i te zawirusowane bidule, kurczaki w Chinach, istna hekatomba... - W dwudziestym pierwszym wieku mo�e si� okaza�, �e nawet marchewka ma �wiat uczu� - wtr�ci�a Natalia, kt�ra by�a wegetariank� ju� od kilku lat. - Ja s�dz�, �e ludzko�� przerzuci si� na potrawy syntetyczne, w pigu�kach i galaretkach. - W galaretkach nie - z przekonaniem rzek� dziadek. - No, mo�e nie w galaretkach. Ale tak czy inaczej, wraz z ko�cem tego okrutnego stulecia - rzek� Grzegorz - wyra�ne s� zmiany w pogl�dach ludzko�ci. - Optymista - powiedzia� dziadek ponuro. - Wyra�na jest tylko dekadencja - b�kn�a Natalia. - Nasz �wiat odejdzie w przepa�� czasu, sko�czy si� epoka... - Ale� nie b�dzie tak �le, pulcherrima - wtr�ci� dziadek z olimpijskim spokojem. - Nie przewiduj� jakiej� wyra�nej cezury, jakiego� rowu tektonicznego pomi�dzy �wiatem tego wieku i nadchodz�cego. Jak zwykle wszystko odb�dzie si� p�ynnie i wszystko si� uda, no, chyba �eby dosz�o do realizacji apokaliptycznych proroctw dziennikarzy, to jest - do zbiorowej amnezji komputer�w z okazji roku dwutysi�cznego. - To b�dzie makabra - powiedzia�a w p�dzie ciotka Patrycja, stawiaj�c na stole pachn�cy czosnkiem, dro�d�owy chleb julia�ski z pieczarkami i cebul�, jeszcze ciep�y. - Trzeba b�dzie zawczasu wyj�� ca�� fors� z banku, bo przepadnie: komputery zapomn�, ile kto mia� na koncie. - He, he - wyda� �mieszek satysfakcji Ignacy Borejko, kt�ry by� filologiem klasycznym i bibliotekoznawc�. - Ciekawe, dlaczego mnie to absolutnie nie przera�a. Teraz do pokoju wkroczy�a twardym krokiem ciotka Ida, prowadz�c obu malc�w za wywijaj�ce si� r�czki. - Siada�, panowie - zakomenderowa�a, sadowi�c ch�opc�w na kanapce. - Jest tylko jeden spos�b na to, �eby�cie mogli wzi�� udzia� w uroczysto�ci rodzinnej: wzorowe zachowanie. Od tej chwili, powtarzam, od tej chwili b�dziecie si� zachowywa� jak dwa alabastrowe anio�y cmentarne, czyli b�dziecie sobie kulturalnie gwarzy� z dziadkiem i cioci�, zreszt�, r�bcie sobie, co tam chcecie, byle na siedz�co i po cichu. Zrozumiano? - Zrozumiano - pad�a karna, podw�jna odpowied�. Ida powiedzia�a "Nnno!", i odesz�a, stukaj�c z impetem obcasami. Natychmiast potem J�zinek - rumiany osi�ek o zamglonych oczkach i ry�ej czuprynce uczesanej na je�a - wyr�n�� kuzyna w bok z tak� si��, �e solenizant sfrun�� z kraw�dzi kanapki i siad� z impetem na pod�odze. Tam na moment straci� dech. Kiedy wsta�, podj�� natychmiastow� pr�b� odwetu. Poniewa� jednak z natury by� �agodniejszy i zapewne mniej zdeterminowany ni� syn Idy, zamach mu si� nie powi�d�: J�zinek, stabilnie wparty ci�kim ty�eczkiem w tapicerk�, ani drgn��. Wobec tego Ignacy Grzegorz z ca�� rozwag� da� mu w ucho. J�zinek wystrzeli� w powietrze jak pocisk i zaatakowa� kuzyna bykiem w brzuch. - Du�ym b��dem jest - zauwa�y� spokojnie dziadek Borejko, wpatruj�c si� z zachwytem w dwa krzepkie cia�ka wnuk�w, tarzaj�cych si� po pod�odze jak ma�e nied�wiadki - sadzanie ich w tak bliskiej odleg�o�ci od siebie. Na miejscu Idy raczej bym ich rozdziela� mo�liwie znaczn� przestrzeni�. Ch�opcy, uspok�jcie si� w tej chwili! Ignacy Grzegorz natychmiast pos�ucha� rozkazu dziadka i zamar� w bezruchu, wskutek czego J�zinek bez trudu powali� go na �opatki i usiad� mu okrakiem na g�owie. - Wygra�em - oznajmi�. - Ja wygra�em. Widzisz, dziadziu�, �e ja wygra�em? Tak, ja wygra�em. M�odszy od Ignasia zaledwie o jedena�cie miesi�cy, J�zinek by� od niego i wi�kszy, i grubszy, i ci�szy - i to mu bez w�tpienia dawa�o przewag� moraln�. Siedzia� teraz na g�owie Ignacego Grzegorza - korpulentny, twardy jak jab�uszko i niewzruszony jak Budda, wpatruj�c si� nieruchomym wzrokiem w szaf�. W�a�nie wtedy przyt�oczony i upokorzony Ignacy Grzegorz, w poczuciu bezgranicznej krzywdy, ugryz� go dotkliwie w po�ladek. Natalia, wstrz��ni�ta potwornym, rozdzieraj�cym wrzaskiem, rzuci�a swoje szmatki i z�apa�a poszkodowanego J�zinka w obj�cia, unosz�c go w powietrze z pewnym trudem. - Daj no go tutaj - poleci� w�adczym tonem dziadek i posadzi� sobie wnuka na kolanie. - Uspok�j si�, J�zefie - rozkaza�. - Ja, dziadziu, zawsze ciebie s�ucham! - pospieszy� z zapewnieniem Ignacy Grzegorz, wznosz�c na seniora rodu ciemne, m�dre oczy. - Ja jestem, dziadziusiu, zawsze bardzo, bardzo uspokojony. To tylko J�zinek mnie zaczepia. Nie wiem, dlaczego. Protoplasta rozkaza� Ignasiowi, by si� zbli�y�, i posadzi� go sobie na drugim kolanie. Kuzyni, znalaz�szy si� na ko�cistych, chwiejnych siedziskach, tak przy tym od siebie nieodleg�ych, wymienili zaskoczone spojrzenia. - Porozmawiajmy - rzek� dziadek mediacyjnie. - Czy mogliby�cie sprecyzowa�, na czym polega �w konflikt mi�dzy wami? Wnukowie milczeli z uszanowaniem, nie rozumiej�c, rzecz jasna, o co si� tu ich pyta. Quid rei est? * (* O co chodzi?) - dopytywa� si� dziadek. - J�zinku, jest prawd� niezbit�, �e Igna� kocha spok�j i cisz�. Nigdy jeszcze nie zaczepi� pierwszy nikogo. To ty zaczepiasz. I to g��wnie jego. Czy jest co�, co ci� specjalnie denerwuje w twoim kuzynie, Ignacym Grzegorzu? - Jest - J�zinek zawsze udziela� odpowiedzi lakonicznych. - A! Wi�c jednak. A co ci� tak w nim denerwuje? - On - odpar� J�zinek. - Dobrze powiedziane - zauwa�y� dziadek. - Spi�owa zwi�z�o��. Zawrze� istot� sprawy w minimalnej ilo�ci s��w - oto idea� wypowiedzi. Natalia zacz�a si� �mia�. Radio zanios�o si� nagle triumfaln� fanfar� z "Szar�y lekkiej brygady" i na tym tle d�wi�kowym do pokoju wkroczy�y, z jednakow� energi�, obie ciotki, Ida i Patrycja, po czym, w tym samym tempie, wykona�y sk�on nad sto�em i postawi�y na nim p�miski z dymi�cymi daniami. Zaraz te� nadci�gn�y z kuchni babcia i mama, zacz�to nawo�ywa� opiesza�ych m�czyzn, nagania� dzieci do mycia �ap, przysuwa� krzes�a i donosi� taborety oraz foteliki obrotowe sprzed biurek i komputer�w. Szczeg�lnej urody siedzisko dla solenizanta (krzes�o oplecione czerwonymi wst�gami z krepy) ustawiono u szczytu sto�u i dziadek Borejko zaraz uczyni� uwag�, �e ostatnio widzia� podobne dekoracje w czasach nieboszczyka W�adys�awa Gomu�ki, w pewnym wiejskim Domu Kultury pod Szamotu�ami, gdzie zmuszony by� da� wyk�ad na temat w�adzy w staro�ytnym Rzymie, z okazji dwudziestolecia PRL. Zapytany, jaki te� temat wyda� mu si� na t� okazj� stosowny, dziadek wyja�ni� z diabolicznym chichotem, �e przedmiotem jego wyk�adu by� Kaligula. Nieliczne, lecz za to wdzi�czne audytorium s�ucha�o ze zrozumieniem; czego nie mo�na powiedzie� o miejscowym sekretarzu, kt�ry najpierw usn��, a gdy si� obudzi� od braw, kwituj�cych wyst�p prelegenta, zainaugurowa� dyskusj� zapytaniem, czy na tej Wenus �yj� ludzie. Rozlano wonny barszczyk do fili�anek i zacz�to je��, s�awi�c zalety solenizant�w oraz talenty organizatorek przyj�cia. Natalia, szcz�liwa i u�miechni�ta, tul�c si� do ramienia najstarszej siostry, zajada�a chlebek julia�ski z mas�em. Dziadek, w najlepszym z nastroj�w, sypa� anegdotami, sentencjami i co celniejszymi ze swych przypowie�ci. Wuj Marek, jakkolwiek nieco senny po dy�urze nocnym, stara� si� nie zapa�� w sen przy stole, zjada� tylko pos�usznie to, co mu nak�ada�a na talerz siedz�ca obok siostrzenica Laura. Natomiast wuj Florian szepta� co� na ucho swojej Patrycji, nast�pnie ona szepta�a co� jemu, chichotali i nie jedli nic zgo�a, wreszcie za��dali wina i Florek wsta�, brz�kaj�c w kieliszek widelcem. Wszyscy od razu umilkli i z uwag� spojrzeli w jego szczup�� twarz o szczerym wyrazie i weso�ych oczach. - Drogi Grzesiu - rzek� Florian uroczy�cie. - Pozw�l, �e w dniu twoich imienin z�o�� ci najlepsze �yczenia, kt�re, rzecz jasna, obejmuj� i ciebie, kochany Ignacy Grzegorzu. Wasze zdrowie. Pij� te� zdrowie ojca - tu Florian podj�� kielich z winem p�wytrawnym musuj�cym - bo chcia�bym przy tej okazji przypomnie� dzie�, kiedy tu, a dok�adniej: w kuchni, przy butli p�ynu Orange, poprosi�em o r�k� Patrycji. Nie spotka�em si� z nadmiernym entuzjazmem, gdy� uwa�ano, �e musi ona najpierw zda� matur� oraz sko�czy� wy�sze studia, w czym ma��e�stwo mia�oby - zdaniem niekt�rych - przeszkadza�. Mimo to pobrali�my si�. Pora na ma�y bilansik. Patrycja zda�a matur� i sko�czy�a studia z wyr�nieniem - ci�gn�� Florian, z satysfakcj� odnotowuj�c aprobuj�ce przytakiwania swej te�ciowej i rozanielone u�miechy wszystkich czterech si�str z domu Borejko. - Chcia�bym teraz us�ysze� z w�asnych ust ojca, �e wtedy, tego czerwcowego wieczoru sze�� lat temu, mia�em racj�. Chcia�bym us�ysze�, �e was nie zawiod�em. - Nie zawiod�e� nas, kochany Florianie - przyzna� z godno�ci� ojciec Patrycji. - Dzi�kuj�. Mow� moj� zako�cz� o�wiadczeniem - tu Florek powi�d� radosnym wzrokiem po ca�ym zgromadzeniu, jakby si� upewnia�, czy wszyscy s�uchaj�. - Uwaga, rodzino. Patrycja i ja... c�, w lipcu b�dziemy mieli dziecko. Wybuch zbiorowego entuzjazmu zag�uszy� nieco Id�, kt�ra zerwa�a si� z miejsca, krzycz�c: - No, to ju� doprawdy!!!... - i przedar�a si� wokalnie przez wszystkie przeszkody, oznajmiaj�c fortissimo: - Chwileczk�! Przecie� my chcieli�my powiedzie� to samo!!! Tylko nie w lipcu, a w sierpniu! Pulpa, dlaczego ty zawsze musisz ze mn� rywalizowa�?! - w�r�d huraganu �miech�w i gratulacji Ida roze�mia�a si� wreszcie tak�e, poca�owa�a sennego Marka w ucho i usiad�a przy nim, wspieraj�c policzek na jego ramieniu, - Novus fructus, novus luctus* (* Nowe dzieci, nowy k�opot.) - wyg�osi�, nie ca�kiem taktownie, wzruszony senior rodu, a Pyza, oszo�omiona podw�jn� nowin�, w ca�ym tym ha�asie zdo�a�a zdoby� si� na refleksj�, �e nigdy ju� chyba nie us�ysz� pe�nej relacji z pobytu ciotki Natalii na Cyprze. Cokolwiek Nutria mia�a ciekawego do powiedzenia, nie mog�o si� r�wna� z nowinami prokreacyjnymi. Zreszt�, Natalia zawsze usuwa�a si� w cie�, najzupe�niej naturalnie, �y�a sobie jako� na uboczu i nikomu nie rzuca�a si� w oczy, ta najbardziej tajemnicza i niezale�na z ciotek. Teraz cieszy�a si� ze wszystkimi, bi�a brawo, �mia�a si� do Idy i przytula�a siedz�c� obok Patrycj�. Ale czy nie by�o jej przykro, �e - cho� ma ju� dwadzie�cia siedem lat - wci�� jest sama, i �e �aden dzidziu� nie czeka na ni� w przysz�o�ci? Pyza zapatrzy�a si�, zamy�lona, w ciotk�, a Natalia, kt�ra jak zwykle wszystko wyczuwa�a bez s��w, spojrza�a jej przez st� prosto w oczy. Zapewne wyczyta�a na twarzy siostrzenicy jej my�li - jak zawsze zreszt� - bo u�miechn�a si� krzepi�co i leciutko pokr�ci�a g�ow�, jakby chcia�a powiedzie�: "Nic, nic, nie przejmuj si� mn�". - Czy wy nie s�yszycie, �e kto� dzwoni? - zrz�dzi�a babcia, kt�ra by�a zachwycona nowinami i bardzo szcz�liwa, wi�c, zgodnie ze swoj� natur�, stara�a si� tego nie okazywa�. - Kto to mo�e by�? - zdziwi�a si� mama. - Ja my�l�, Gabrysiu - rzek� dziadek, promieniej�c pysznym humorem - �e z ca�� pewno�ci� dowiesz si� tego, gdy tylko otworzysz drzwi. - Cha, cha - odpowiedzia�a mama. Grzegorz poszed� otwiera�. - Robert! - da� si� s�ysze� w korytarzu jego weso�y okrzyk i wszyscy rado�nie, wyczekuj�co spojrzeli w tamt� stron� - wszyscy opr�cz Pyzy, kt�ra w�a�nie patrza�a na ciotk� Natali�; i wszyscy opr�cz Natalii, kt�ra zaczerwieni�a si� gwa�townie, spu�ci�a oczy, a zaraz potem - zblad�a. 4 Oczywi�cie, kiedy si� ma lat szesna�cie, nie bardzo jeszcze cz�owiek zna siebie samego i nie zawsze �atwo mu si� zorientowa� w tej mgle, w kt�rej tonie. Mimo to Pyza czu�a, �e z ciotk� Natali� ��czy j� bardzo silna wi�. Obie podobnie reagowa�y na �wiat: cich�y w obecno�ci os�b energicznych i g�o�nych, usuwa�y si�, kiedy inni dzia�ali. Obie - Pyza i Natalia - nie umia�y m�wi� "nie" i obstawa� twardo przy swoim zdaniu. Obie by�y �agodne i wola�y s�ucha� ni� m�wi�. I obie, Natalia - siostra i Pyza - c�rka, bezkrytycznie, ufnie i gor�co kocha�y Gabriel�. By�y od niej, po prostu, uzale�nione. Wszystkie te podobie�stwa sprawia�y, �e Pyza empatycznie odbiera�a zar�wno my�li i nastroje mamy, jak Natalii. Kiedy wi�c Robert Rojek - niewysoki, kr�py m�czyzna przed czterdziestk� - stan�� w progu zielonego pokoju, Pyza odczu�a, �e i mama i ciotka ciesz� si� na jego widok, lecz ka�da inaczej. Podczas gdy mama rzuci�a si� �ciska� swego dawnego koleg�, Natalia zachowywa�a si� tak, jakby si� go ba�a. A przecie� nie by�o czego si� ba�! Robrojek mia� najsympatyczniejsz� w �wiecie, ogorza�� twarz dobrego wujaszka, ozdobion� sumiastym w�sem, wierne oczy i szczery, zawsze nieco zak�opotany, u�miech. Onie�mieli�o go to wielkie zgromadzenie. Sta� w progu, odziany w sw�j uroczysty garnitur i bia�� koszul� z krawatem; zach�cany, poklepywany po plecach i �ciskany za r�ce, t�umaczy� si�, sumitowa�, a jego zak�opotanie znacznie wzros�o, gdy uprzytomni� sobie, �e trafi� na imieniny. Mia�, owszem, kwiaty, ale - rzecz dziwna - bukiet sk�ada� si� z dwu identycznych wi�zanek bladofioletowych irys�w. Robert wr�czy� je babci, po czym zacz�� sk�ada� �yczenia solenizantom, wreszcie, posadzony na taborecie i zaopatrzony w talerz, sztu�ce oraz kieliszek, wtopi� si� w gwarn� gromad� i ju� po chwili zdawa� by si� mog�o, �e by� tu od pocz�tku. Siedzia� obok mamy, ale nie jad�, cho� na�o�y�a mu na talerz g�r� frykas�w. Pyza zauwa�y�a, �e Robrojek co chwila zerka� na Natali�, po czym szybko odwraca� wzrok. Mama poda�a mu fili�ank� barszczu, zapyta�a, czy na d�ugo jest w Poznaniu, a on, spojrzawszy zn�w na Natali�, odpowiedzia�: - Przyjecha�em na kr�tko, Gabrysiu, mia�em tu kilka drobnych spraw do za�atwienia... i jedn� du��. Firma? No, dobrze nam idzie, niespodziewanie dobrze. Ja to, wiesz, najbardziej z tego si� ciesz�, �e wsp�lnik ostatecznie nie okaza� si� draniem, posp�aca� d�ugi, zn�w jeste�my na prostej. My�l�, �e teraz b�d� m�g� ju� zabra� c�rk� do �odzi, no i w og�le... zacz�� inaczej my�le�... o swoim �yciu. - Zn�w Pyza z�owi�a spojrzenie jego jasnych oczu i zn�w skierowane ono by�o na Natali�, tym razem ju� otwarcie i szczerze. - Mi�o mi pani� widzie� - powiedzia�, przechylaj�c si� w jej stron�. - Rok to jednak kawa� czasu... Natalia, jako� dziwnie zmieszana, zaj�kn�a si�, co� chcia�a powiedzie�, lecz w tej w�a�nie chwili J�zinek, celuj�c w kuzyna, trafi� w ni� otwartym kubeczkiem jogurtu. Natalia zerwa�a si� z lekkim okrzykiem, po czym przeprosi�a wszystkich i posz�a do kuchni, �eby ratowa� swoj� pi�kn� sukienk�. Tymczasem rodzina uzna�a za stosowne skarci� - ciele�nie i s�ownie - J�zinka (kt�ry podni�s� gruby, obra�ony ryk), a nast�pnie zaznajomi� przyjaciela domu z naj�wie�szymi nowinami. Robrojek gratulowa� wi�c i dziwowa� si�, jak nale�a�o, �ciska� d�onie szcz�liwych przysz�ych ojc�w i u�miecha� si� do przysz�ych matek, a w przerwach ogl�da� si� na otwarte drzwi, jakby oczekiwa�, kiedy wreszcie Natalia powr�ci. Zupe�nie, jakby by� w niej zakochany... Oczywi�cie, o ile ona, Pyza, mog�a w og�le w tej sprawie wyrokowa�. No, nie bardzo mog�a, szczerze m�wi�c. C� ona, nieszcz�sna, wiedzia�a na ten temat? Stan zakochania mog�a wi�c rozpoznawa� wy��cznie teoretycznie, przez por�wnanie z jakim� romantycznym filmem, gdy� j� osobi�cie stan ten dot�d omija�. Nie by�o, zreszt�, w kim si� zakocha�. Ani - kiedy. Dosta�a si�, owszem, do liceum, ale z braku miejsc skierowano j� do klasy matematyczno-fizycznej i w efekcie musia�a wkuwa� jak szalona, �eby si� nie skompromitowa� przed doborow� stawk� olimpijczyk�w i prymus�w oraz maniak�w i m�zgowc�w bez serc, kt�rzy na nieliczne klasowe dziewczyny nie zwracali najmniejszej uwagi, no chyba, �e w�a�nie odpowiada�y przy tablicy i kompromitowa�y si� niewiedz�. Na przyk�ad kolega prymus i olimpijczyk, Fryderyk Schoppe, zwany Fryckiem dostawa� wtedy regularnych drgawek. Uwaga zreszt� wszystkich drogich koleg�w mobilizowa�a si� w takich przypadkach natychmiast i �miechom, �artom oraz docinkom nie by�o ko�ca, cho� dziewczyny przecie� nie by�y takie zn�w s�abe. Pyza podejrzewa�a, �e te kpiny to mo�e by� nawet jaki� rodzaj samoobrony ze strony ch�opak�w. C�, niepotrzebnie si� bali. Nie byli specjalnie czaruj�cy, przynajmniej nie tak, by ktokolwiek m�g� si� w nich zakocha�. Na przyk�ad kolega prymus Fryderyk Schoppe wygl�da� jak typowy m�odszy brat i dopiero od niedawna zacz�� goli� sw�j z�ocisty zarost na rumianych policzkach. Dzieciuchy. Niestety, prawda przedstawia�a si� sm�tnie: innych ch�opc�w poza dzieciuchami Pyza po prostu nie zna�a. Zauwa�y�a, �e ciocia wychyla si� z drzwi kuchennych i przyzywa j� gestem. Jej sukienk�, ju� oczyszczon� z jogurtu, szpeci�a z przodu du�a mokra plama. Natalia pokaza�a na migi, �e chce zmieni� sukni�, wi�c Pyza wysun�a si� zza sto�u, �eby si� przedosta� do ciotczynej szafy w rogu pokoju. Ale ju� nie zd��y�a. Wydarzenia nagle ruszy�y z kopyta i w ci�gu kilku chwil sytuacja zmieni�a si� diametralnie. U drzwi zn�w zad�wi�cza� dzwonek - szybki, nerwowy, nagl�cy: Natalia wzdrygn�a si� nagle i chcia�a si� cofn�� w g��b kuchni, lecz - przynaglona okrzykiem ojca - posz�a wreszcie otwiera�. I oto do przedpokoju wpad� Filip Bratek z rozwian� czupryn� nad beethovenowskim czo�em, z chmurnymi oczami i ustami pe�nymi g�o�nych pretensji. - Jeste�! Jeste�! Ty niedobra! Ty... ty... jak mo�na tak cz�owieka m�czy�! Bo�e... jak ty wygl�dasz! - Natalia cofn�a si� o dwa kroki przed t� nawa�nic�, wpad�a plecami na przepe�niony wieszak z odzie��, po czym nie mia�a ju� dok�d ucieka�. - Taka pi�kna! - wybuchn�� Filip i gwa�townie z�apa� obiema r�kami g�ow� Natalii, tak �e postronnemu obserwatorowi zdawa� by si� mog�o, i� m�ody cz�owiek chce Natali� zdekapitowa� przez zdj�cie jej czaszki z ko�ci atlasowej. - Nic nie powiedzia�a! Nie napisa�a! To ja si� dopiero... cudem... dowiaduj�... - w tym punkcie swej tyrady Filip zdecydowa� si� zasypa� Natali� burz� poca�unk�w. Dwa p�aszcze i jeden skafander obsun�y si� bezw�adnie z wieszaka i pad�y na pod�og�. Tu� za nimi zl�dowa�a parasolka babci. - �liczny naprawd� widok - z rozmarzeniem powiedzia�a zapatrzona Laura i szturchn�a Pyz� w bok. Ca�a rodzina przypatrywa�a si� do�� spokojnie tej bogatej w �rodki scenie mi�osnej, zafundowanej im tak niespodziewanie i na tak d�ugo. Tylko Robert wygl�da�, jakby kto� do niego strzeli� zza w�g�a. - Biedaczka zaraz si� udusi - rzek� dziadek ze swym zwyk�ym stoicyzmem. - Mo�e by j� trzeba ratowa� z tej opresji? - Ale� nie, tato, nie ratuj. Nutria wygl�da na zadowolon� - uspokoi�a ojca Ida. - W ko�cu, gorzej ju� mi�dzy nimi bywa�o. - To prawda. Widzieli�my ju� niejedno - zgodzi� si� dziadek i si�gn�� po p�misek z ryb�. - Ciekawe, sk�d on si� dowiedzia� o jej przyje�dzie. Przecie� specjalnie kaza�a nikogo nie zawiadamia� - powiedzia� z zastanowieniem Marek, a Laura dosta�a ataku kaszlu. - Gabrysiu, kto to jest? - spyta� szeptem Robert Rojek. - To jest Filip, ukochany cioci Nutrii - pospieszy�a z odpowiedzi� Laura, zanim mama zdo�a�a znale�� jak�� odpowied�. - Nasz nowy wujaszek, jak s�dz�. Zawsze m�wi�am, �e to si� sko�czy �lubem. Oni tak bardzo si� kochaj�. Od lat. Od lat. Babcia zaszura�a krzes�em, zaczerpn�a gwa�townie powietrze i chrz�kn�a. Mama milcza�a jak g�az. Robrojek tak�e milcza�, spu�ci� g�ow� i patrzy� w swoje splecione r�ce. Pyza �a�owa�a go tak, �e a� j� �ciska�o w gardle. - Powiedzcie, �e jestem staro�wiecka - odezwa�a si� gniewnie babcia wstaj�c i przyg�adzaj�c srebrne w�osy. - Ale mnie si� to nie podoba. Id� zwr�ci� Filipowi uwag�... - Mamo, mamo, daj spok�j - roze�miana Patrycja poci�gn�a j� za r�kaw. - Nutria by si� gniewa�a. Robert wsta� od sto�u, a zaraz te� zerwa�a si� i mama, dotykaj�c d�oni� jego r�kawa. Wida� by�o, �e chcia�by ucieka�, ale przecie� nie by�o st�d innego wyj�cia, jak przez korytarz. Musia�by min�� ca�uj�c� si� par� (Nutria bowiem, po pierwszym zaskoczeniu, z zapa�em w��czy�a si� do sceny mi�osnej) i przecisn�� si� pomi�dzy ni� a lustrem, lub rega�ami pe�nymi ksi��ek. Ale to jeszcze nie by� koniec. Nagle Filip oderwa� si� od Natalii, podni�s� z pod�ogi pierwszy lepszy p�aszcz, z�apa� dziewczyn� wp�, okry� byle jak i - szarpn�wszy drzwi - wypad� z ni� na zewn�trz. Drzwi pozosta�y otwarte, dzi�ki czemu s�ycha� by�o, jak z powolnym �oskotem zamyka si� ci�ka brama kamienicy. Zaraz potem rozleg� si� odg�os zapuszczanego silnika i Laura rzuci�a si� do okna balkonowego. - Cinquecento - zauwa�y�a, patrz�c zza firanek na ulic� Roosevelta. - No, jad�. Ale� ruszy�! Ciekawe, dok�d j� wiezie. - Mamy do czynienia z klasycznym raptus puellae* (* Porwanie dziewczyny.) - rzek� dziadek z zawodowym zadowoleniem. - Bezwzgl�dnie najlepsza metoda na Nutri�, moim zdaniem - wtr�ci�a z o�ywieniem Ida i na�o�y�a sobie sa�atki jarzynowej. - Dziwne, �e Filip a� tak d�ugo znosi� jej fochy i brak decyzji. - Oczywi�cie, �e nie nale�y czeka� zbyt d�ugo - podsumowa� dziadek. - Wszelka zw�oka w podj�ciu decyzji uszczupla hipotetyczny okres trwania ich szcz�liwego ma��e�skiego zwi�zku. Zamknijcie drzwi. By� mo�e oni wr�c� niebawem, ale ja musz� dba� o swoje korzonki nerwowe. 5 Robert po�egna� si� i wyszed�, cho� mama bardzo go zatrzymywa�a. Stali jeszcze przez chwil� w korytarzu i nic nie m�wili. Pyza, kt�rej kazano postawi� wod� na herbat�, wysz�a z gwarnego pokoju i ujrza�a, jak mama klepie przyjaciela po �opatce swoim charakterystycznym, krzepi�cym gestem; min� jednak mia�a dosy� rzadk�. Robert te� nic nie m�wi�, z namys�em wk�ada� p�aszcz, ale pomyli� r�kawy. - No, to do widzenia, Gabrysiu - powiedzia�. - Do widzenia. Mi�o by�o was wszystkich, ekhm, zobaczy�. - Robrojeczku, a kiedy zn�w przyjedziesz? - spyta�a bezradnie mama. "N