9100
Szczegóły |
Tytuł |
9100 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9100 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9100 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9100 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Paul Stewart
�owca burz
Kroniki kresu tom 2
Ilustracje Chris Riddell
Przek�ad Maciejka Mazan
Tytu� orygina�u THE EDGE CHRONICLES. STORMCHASER
Wersja angielska: 1999
Wersja polska: 2003
Dla Williama i Josepha
WST�P
Bardzo, bardzo daleko st�d, na ko�cu �wiata, zawieszony nad bezdenn� przepa�ci�
niczym figura na dziobie gigantycznego kamiennego statku, le�y Kres. Rw�ca rzeka przelewa
si� przez jego skalist� kraw�d�, lec�c odwiecznym wodospadem prosto w otch�a�.
Rzeka jest w tym miejscu szeroka i wezbrana, a jej wody spadaj� z og�uszaj�cym
rykiem w k��bi�ce si� w dole mg�y. Trudno uwierzy�, �e - jak wszystko co wielkie, g�o�ne i
przekonane o w�asnym olbrzymim znaczeniu - mog�aby wygl�da� inaczej. A jednak pocz�tki
Kresorzeki s� najskromniejsze na �wiecie.
Jej �r�d�o znajduje si� w g��bi l�du, wysoko w mrocznym i strasznym Kresoborze.
Tam wycieka z ziemi stru�ka wody, kt�ra ciurka dalej �wirowym zag��bieniem, niewiele
szersza od cienkiego sznurka, a w por�wnaniu z ogromem Kresoboru wydaje si� jeszcze
bardziej niepozorna.
Kresob�r, mroczny i tajemniczy, jest surowy i nieprzychylny dla swoich mieszka�c�w
- le�nych trolli, rze�nik�w, gulgoblin�w, j�dzun... Niezliczone plemiona i dziwaczne szczepy
walcz� o �ycie pod jego niebosi�n� kopu��, kt�ra w dzie� przepuszcza uko�ne promienie
s�o�ca, a w nocy srebrzyste �wiat�o ksi�yca.
W Kresoborze �ycie jest trudne i niesie ze sob� wiele niebezpiecze�stw - potworne
stworzenia, mi�so�erne drzewa, hordy wielkich i ma�ych drapie�nik�w... Ale potrafi tak�e
przynosi� poka�ne zyski, gdy� tutejsze soczyste owoce i doskona�e drewno s� bardzo cenne.
Podniebni piraci i kupcy z Ligi walcz� o nie ze sob� wysoko nad zielonym oceanem drzew.
Tam, gdzie k��bi� si� chmury, le�y Kresoziemie, ja�owe tereny odwiedzane jedynie
przez mg�y, duchy i nocne zjawy. Dla tych, kt�rzy zgubili drog� w Kresoziemiu, los ma tylko
dwie mo�liwo�ci: ci, do kt�rych u�miechnie si� szcz�cie, dotr� po omacku na skraj ska�y i
run� w przepa��, gdzie czeka ich pewna �mier�. Pechowcy trafi� do Mrocznej Puszczy.
Mroczna Puszcza, sk�pana w z�otym p�mroku, kt�ry nigdy si� nie zmienia, jest
zachwycaj�ca, �ecz zdradliwa. Kto oddycha jej powietrzem zbyt d�ugo, zapomina, dlaczego
si� tu znalaz�, i staje si� podobny do b��dnego rycerza, kt�ry ju� od dawna nie pami�ta, jak�
misj� mu powierzono. Ch�tnie odda�by �ycie - gdyby �ycie zechcia�o go opu�ci�.
Czasami g�uch� cisz� m�ci gwa�towna burza, kt�ra nadci�ga znad przepa�ci. Mroczna
Puszcza przyci�ga j� jak magnes opi�ki �elaza, jak p�omie� �m�. I tak burza wiruje po
rozp�omienionym niebie, czasami nawet przez kilka dni. Niekt�re bywaj� wyj�tkowe, gdy� z
ich piorun�w tworzy si� burzywo, substancja tak cenna, �e ona r�wnie� - pomimo okropnych
niebezpiecze�stw czyhaj�cych w Mrocznej Puszczy - dzia�a na niekt�rych jak magnes.
W miar� jak teren opada, Mroczna Puszcza przechodzi w Bagno, cuchn�ce i ska�one
wyziewami fabryk i odlewni Podmiasta, kt�re tak d�ugo wpompowywaty tu �cieki, a�
wszystko wok� umar�o. A jednak - jak w ca�ym �wiecie Kresu - znalaz� si� kto�, kto zechcia�
zamieszka� nawet tutaj. R�owookie, blade i wyblak�e jak ca�a okolica stworzenia to
czy�ciciele, odpadko�ercy. Niekt�re podaj� si� za przewodnik�w; prowadz� swoje ofiary
przez pustkowie pe�ne truj�cych gaz�w i �mierciono�nych grz�zawisk, po czym okradaj� je ze
wszystkiego i porzucaj� na �ask� i nie�ask� losu.
Ci, kt�rzy jednak zdo�aj� si� przedosta� na drug� stron� Bagna, znajd� si� w pl�taninie
brudnych uliczek i zrujnowanych ruder po obu stronach rw�cej Kresorzeki. W Podmie�cie.
Mieszkaj� w nim najdziwniejsi ludzie i nieludzie ze �wiata Kresu. Podmiasto jest
brudne, zat�oczone i cz�sto niebezpieczne, lecz to tutaj ubija si� wszystkie interesy - legalne i
nielegalne. Jego w�skie zau�ki dygocz�, t�tni�, pulsuj� energi�. Wszyscy jego mieszka�cy
maj� konkretny fach i nale�� do kt�rej� ligi i jakiego� dystryktu. A to oznacza intrygi, spiski,
za�art� konkurencj� i ci�g�e konflikty - dystrykt przeciwko dystryktowi, liga przeciwko lidze,
kupiec przeciwko kupcowi. Wszystkich przedstawicieli Ligi Wolnych Kupc�w jednoczy
tylko strach i nienawi�� do podniebnych pirat�w, przemierzaj�cych niebo Kresu na
niezale�nych statkach i �upi�cych bezbronnych kupc�w, kt�rzy maj� nieszcz�cie stan�� im
na drodze.
Na �rodku Podmiasta znajduje si� wielka �elazna obr�cz, od kt�rej prowadzi w g�r�
d�ugi i masywny �a�cuch - raz zwisaj�cy lu�no, raz napi�ty. Na jego drugim ko�cu, wysoko w
powietrzu ko�ysze si� wielki g�az.
Jak wszystkie inne lataj�ce g�azy Kresu, wy�oni� si� z Kamiennych Ogrod�w -
wychyli� si� Z ziemi, zacz�� si� powi�ksza�, wypychany na powierzchni� przez nowe, rosn�ce
pod nim kamienie - i ci�gle stawa� si� wi�kszy i wi�kszy. Gdy by� ju� na tyle du�y i lekki, by
pofrun�� w niebo, przykuto go �a�cuchem do ziemi i zbudowano na nim wspania�e miasto
Sanctaphrax, pe�ne wysokich, cienkich wie�yc z��czonych wiaduktami i podniebnymi
prz�s�ami. Jest to stolica nauki, zamieszkana przez naukowc�w, alchemik�w oraz ich
uczni�w. Pe�no w niej bibliotek, laboratori�w, sal wyk�adowych, sto��wek i �wietlic.
Wyk�adane tu tajemne przedmioty s� zazdro�nie strze�one przed niepowo�anymi i, cho�
Sanctaphrax robi wra�enie ostoi m�dro�ci i �agodno�ci, tak naprawd� a� roi si� w nim od
spisk�w, knowa� i zaciek�ych walk mi�dzy frakcjami.
Kresob�r, Kresoziemie, Mroczna Puszcza, Bagno, Kamienne Ogrody, Podmiasto,
Sanctaphrax, Kresorzeka. Ka�da z tych nazw kryje tysi�c historii - historii zapisanych na
staro�ytnych pergaminach, historii przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie, historii,
kt�re opowiada si� po dzi� dzie�.
Ta, kt�ra si� w�a�nie zaczyna, jest zaledwie jedn� z wielu.
Rozdzia� 1
ZNOWU RAZEM
By�o po�udnie. Podmiasto t�tni�o �yciem. Pod zas�on� brudnej mg�y wisz�cej nad
miastem, k�ad�cej si� na dachach i zas�aniaj�cej s�o�ce, w�skie uliczki i zau�ki wype�nia�a
gor�czkowa krz�tanina.
Wsz�dzie s�ycha� by�o k��tnie i nawo�ywania handlarzy. Uliczni muzycy grali,
straganiarze g�o�no obwieszczali wyj�tkowe okazje, �ebracy z ciemnych k�t�w prosili o
wsparcie, cho� tylko nieliczni przechodnie zatrzymywali si�, by wrzuci� monet� do ich
kapeluszy. Wszyscy p�dzili przed siebie, zbyt zaj�ci w�asnymi sprawami, �eby zwraca�
uwag� na innych.
Jak najszybciej przedosta� si� z jednego miejsca do drugiego, ubi� interes przed
innymi, uzyska� najlepsz� cen�, wyeliminowa� konkurencj� - oto co w Podmie�cie uwa�ano
za sukces. �eby w nim przetrwa�, trzeba by�o mie� stalowe nerwy i oczy dooko�a g�owy;
trzeba by�o umie� zadawa� ciosy w plecy, nie przestaj�c si� u�miecha�. Trudne,
niebezpieczne, bezwzgl�dne �ycie.
�ycie pe�ne emocji.
Stru�ek szed� szybkim krokiem przez targ - nie dlatego, �e si� spieszy�, ale dlatego, �e
udziela�a mu si� gor�czkowa atmosfera miasta. Poza tym zd��y� si� ju� dowiedzie�, �e ci,
kt�rzy nie dostosuj� si� do karko�omnego tempa, bywaj� cz�sto przewracani i tratowani.
Opr�cz unikania kontaktu wzrokowego i ukrywania s�abo�ci by�a to g��wna zasada �ycia w
Podmie�cie.
Panowa� m�cz�cy upa�. S�o�ce sta�o w zenicie i cho� zas�ania� je dusz�cy, cuchn�cy
dym z odlewni, �ar dawa� si� we znaki. Nie by�o wiatru. Kiedy Stru�ek wymija� slalomem
sklepiki, stragany i budki, jego nozdrza dra�ni�a zadziwiaj�ca mieszanina zapach�w:
zwietrza�e le�ne piwo, dojrzewaj�ce sery, przypalone mleko, gotuj�cy si� klej, palone ziarna
so�nikawy, skwiercz�ce kie�baski...
Ich korzenna wo� zwykle przypomina�a Stru�kowi dzieci�stwo. Co roku podczas
Wielkiej Nocy w wiosce le�nych trolli, w kt�rej dorasta�, doro�li brali udzia� w uczcie, na
kt�rej podawano zup� z takich kie�basek. Och, jak�e odleg�e wydawa�y si� te czasy! Wtedy
jego �ycie wygl�da�o zupe�nie inaczej, by�o spokojne i uporz�dkowane. U�miechn�� si� do
siebie. Nigdy by do niego nie wr�ci�. Ju� nie. Za �adne skarby �wiata.
Apetyczny aromat kie�basek sta� si� s�abszy, a jego miejsce zaj�� inny zapach, kt�ry
obudzi� zupe�nie inne wspomnienia. By�a to charakterystyczna, nie daj�ca si� z niczym
pomyli� wo� �wie�o wyprawionej sk�ry. Stru�ek zatrzyma� si� i rozejrza�.
Pod �cian� sta� rze�nik o sk�rze czerwonej jak krew i szkar�atnych w�osach. Na szyi
zawiesi� drewnian� tac� pe�n� sk�rzanych talizman�w i amulet�w na rzemykach.
- Amulety na szcz�cie! - krzycza�. - Kupujcie talizmany!
Nikt nie zwraca� na niego uwagi, a kiedy usi�owa� za�o�y� talizman na szyj�
przechodnia, za ka�dym razem spotyka� si� z irytacj� i odmow�.
Stru�ek przygl�da� mu si� ze smutkiem. Rze�nik - podobnie jak wielu mieszka�c�w
Kresoboru, kt�rzy uwierzyli, �e w Podmie�cie z�oto le�y na ulicach - przekona� si�, �e
rzeczywisto�� wygl�da zupe�nie inaczej. Stru�ek westchn�� i ju� mia� odej��, kiedy tu� obok
niego przecz�apa� jaki� wyj�tkowo z�owrogi gburak.
- Amulecik? - zagadn�� rze�nik zach�caj�co i zrobi� krok w jego stron�, wyci�gaj�c
r�k� z talizmanem.
- Precz z �apami, morderco! - rykn�� gburak i brutalnie odtr�ci� czerwone r�ce.
Rze�nik zachwia� si� i upad�. Talizmany rozsypa�y si� na wszystkie strony.
Gburak pocz�apa� przed siebie, mamrocz�c pod nosem wyzwiska. Stru�ek podbieg� do
rze�nika.
- Jeste� ca�y? - spyta� i wyci�gn�� do niego r�k�. Rze�nik odsun�� si� i spojrza� na
niego nieufnie.
- Brak wychowania - burkn��. - Nie wiem, czy jestem ca�y. - Rozejrza� si� i zacz��
zbiera� talizmany. - Ja chc� tylko uczciwie zarobi� na �ycie!
- Na pewno jest ci ci�ko - powiedzia� Stru�ek wsp�czuj�co. - Jeste� tak daleko od
Kresoboru.
Dobrze zna� rze�nik�w. Kiedy� przez jaki� czas mieszka� z nimi w le�nej wiosce i po
dzi� dzie� nosi� kamizel� z futra turoga, kt�r� mu podarowali. Rze�nik podni�s� na niego
wzrok. Stru�ek dotkn�� czo�a w powitalnym ge�cie i jeszcze raz wyci�gn�� r�k�.
Tym razem rze�nik, kt�ry ju� pozbiera� wszystkie amulety, pozwoli� sobie pom�c. On
tak�e dotkn�� czo�a.
- Jestem �ci�gniusz - powiedzia�. - Dzi�kuj�, �e si� zatrzyma�e�. Ludzie tutaj nie maj�
dla nikogo czasu. - Poci�gn�� nosem. - Pewnie nie... - Spojrza� na tac�.
- Co?
�ci�gniusz wzruszy� ramionami.
- Pewnie nie chcia�by� kupi� talizmanu, co?
Stru�ek si� u�miechn��, a rze�nik nieproszony wybra� jeden ze sk�rzanych talizman�w
i poda! mu go.
- Mo�e ten? Ma wyj�tkow� moc.
W ciemnoczerwonym kawa�ku sk�ry tkwi�a skomplikowana spirala. Dla rze�nik�w
ka�dy wz�r na talizmanie mia� specjalne znaczenie.
- Kto nosi ten talizman - ci�gn�� rze�nik, zawi�zuj�c rzemyk na szyi Stru�ka - jest
wolny od strachu przed tym, co znane.
- A nie tym, co nieznane? Rze�nik parskn�� pogardliwie.
- Strach przed nieznanym jest dla g�upc�w i s�abeuszy, a za takiego ci� nie uwa�am.
Nie - doda� - kln� si� na moje pieni�dze, to, co znane, jest na og� o wiele straszniejsze. A
skoro o pieni�dzach mowa... nale�y si� sze�� �wiartek. - Stru�ek si�gn�� do kieszeni. - Chyba
�e... - doda� �ci�gniusz konspiracyjnym szeptem - masz troch� kruszywa. - Zerkn�� na
srebrny medalion w kszta�cie kulki, ko�ysz�cy si� na szyi Stru�ka. - Wystarczy odrobina.
- Niestety - powiedzia� Stru�ek, k�ad�c monety na krwistoczerwonej r�ce. - Nie mog�
si� podzieli�.
Rze�nik wzruszy� z rezygnacj� ramionami.
- Tak tylko my�la�em - mrukn��.
Nowy amulet spocz�� na szyi Stru�ka mi�dzy innymi, nazbieranymi przez lata.
Ch�opiec ruszy� w swoj� stron� przez labirynt w�skich i kr�tych uliczek.
Mija� w�a�nie sklep zoologiczny, z kt�rego bucha� od�r wilgotnej s�omy i rozgrzanej
sier�ci, kiedy raptem w jego stron� rzuci�o si� ma�e gro�ne stworzenie z obna�onymi z�bami.
Stru�ek drgn�� nerwowo, a zaraz potem roze�mia� si�. Stworzenie dobieg�o do ko�ca smyczy,
na kt�rej by�o uwi�zane, i zacz�o podskakiwa�, popiskuj�c z o�ywieniem. By�a to ma�a
paszczycha, kt�ra chcia�a si� po prostu pobawi�.
- Cze��, male�stwo - powiedzia� Stru�ek, kucaj�c i drapi�c rozbawione stworzenie
pod w�ochat� brod�. Paszczycha zabulgota�a z rozkoszy i przewr�ci�a si� na grzbiet. - Ale� ty
s�odkie - doda�. Wiedzia�, �e stworzenie wkr�tce si� zmieni. Doros�e paszczychy by�y
zwierz�tami poci�gowymi, a jednocze�nie obronnymi, bardzo cenionymi przez wszystkich,
kt�rzy mieli bogactwa warte ochrony.
- Hej! - rozleg� si� jaki� chrapliwy, lecz natarczywy szept. - Po co marnujesz czas na
ten worek drapche�? Podejd�.
Stru�ek rozejrza� si�. Opr�cz paszczychy przed rozchwian� chatk�, w kt�rej mie�ci�
si� sklep, znajdowa�o si� mn�stwo innych zwierz�t: kud�atych, pierzastych i �uskowatych, a
nawet par� przykutych do �ciany ma�ych trolli i goblin�w. Ale �aden z nich nie wygl�da� na
w�a�ciciela g�osu, kt�ry przem�wi� do ch�opca.
- W g�rze, Stru�ku - rozleg� si� znowu g�os, ju� bardziej nagl�co. Dreszcz przebieg�
ch�opcu po plecach. Ten kto� go zna! - Tutaj!
Stru�ek podni�s� g�ow� i a� westchn��.
- Ptasiennica!
- We w�asnej osobie - szepn�a ptasiennica i niezdarnie obr�ci�a si� na �erdce. - Witaj!
- Witaj - odpar� Stru�ek - ale...
- Ciszej - sykn�a ptasiennica, a jej prawe oko obr�ci�o si� w stron� drzwi sklepu. -
Nie chc�, �eby Pocipo�e� dowiedzia� si�, �e umiem m�wi�.
Stru�ek skin�� g�ow� i prze�kn�� kul�, kt�ra nagle utkn�a mu w gardle. Jak to
szlachetne stworzenie znalaz�o si� w tak �a�osnym po�o�eniu? Ptasiennica czuwa�a nad
Stru�kiem od chwili, kiedy by� obecny przy jej wykluciu. Kto o�mieli� siej� schwyta�? I
dlaczego umieszczono j� w klatce niewiele od niej wi�kszej, tak �e nieszcz�sne stworzenie
musia�o si� kuli� na �erdzi, wystawiwszy na zewn�trz wspania�y zakrzywiony dzi�b, nie
mog�c si� wyprostowa� ani roz�o�y� skrzyde�?
- Zaraz ci� uwolni� - powiedzia� Stru�ek i wyj�� n� zza pasa. Wsun�� jego czubek w
dziurk� od klucza w k��dce i zacz�� pospiesznie nim obraca�.
- Szybko - ponagli�a go ptasiennica. -1 na Niebiosa, niech si� Pocipo�e� nie dowie, co
si� dzieje.
- Jeszcze chwilka... - wymamrota� Szczapek przez zaci�ni�te z�by, ale k��dka uparcie
stawia�a op�r. - Musz� tylko...
Zaraz potem rozleg� si� og�uszaj�cy trzask. Stru�ek poderwa� si� i rozejrza� woko�o.
Zna� ten odg�os. Cz�sto go s�ysza�. �a�cuchy przytrzymuj�ce powietrzne miasto Sanctaphrax
nieustannie p�ka�y.
- Nast�pny! - wrzasn�� kto�.
- Uwaga! - krzykn�� inny.
Ale by�o za p�no. Rozerwany �a�cuch ju� spada� w d�, cicho brz�cz�c. Przechodnie
rzucili si� do bez�adnej ucieczki, wpadaj�c na siebie i miotaj�c si� na wszystkie strony.
�a�cuch spad�. Rozleg� si� krzyk. A potem zapad�a cisza.
Kiedy opad� kurz, oczom Stru�ka ukaza�a si� taka oto scena: dach sklepu z artyku�ami
�elaznymi zapad� si� w po�owie, dwa stragany le�a�y roztrzaskane, a nieco dalej wida� by�o
nieszcz�nika zgniecionego na �mier� pod ci�arem spadaj�cego �a�cucha.
Stru�ek rozpozna� podarte ubranie i ci�kie buty. By� to ten sam gburak, kt�ry
niedawno odepchn�� rze�nika. Nie powiniene� by� tego robi�, pomy�la� Stru�ek, dotykaj�c
swojego amuletu. Teraz ju� za p�no. Szcz�cie ci� opu�ci�o.
- No taaak - westchn�a ptasiennica. - Sytuacja osi�gn�a punkt krytyczny, to fakt.
- Co to znaczy? - spyta� Stru�ek.
- To d�uga historia - odpar�a powoli ptasiennica. - I... - Zamilk�a.
- I co?
Nie odpowiedzia�a. Jednym okiem spojrza�a wymownie w stron� sklepu.
- E! - zawo�a� kto� opryskliwie. - Kupujesz tego ptaka czy nie?
Stru�ek wsun�� n� w r�kaw i odwr�ci� si�. Ujrza� przysadzistego osobnika stoj�cego
na szeroko rozstawionych nogach i podpieraj�cego si� pod boki.
- Ja tylko... odskoczy�em, bo �a�cuch si� urwa� - wymamrota�.
- Hmmm - mrukn�� Pocipo�e�, ogl�daj�c zniszczenia. - Skaranie z tymi �a�cuchami. I
to wszystko dla tych tak zwanych uczonych. Na co nam oni? Paso�yty, co do jednego. Wiesz
co? Gdyby to ode mnie zale�a�o, poprzecina�bym wszystkie �a�cuchy. Niech Sanctaphrax
odleci w sin� dal! Nikt tu po nim nie b�dzie p�aka� - oznajmi� niech�tnie i wytar� l�ni�ce czo�o
brudn� chusteczk�.
Stru�ek patrzy� na niego oniemia�y. Jeszcze nigdy nie s�ysza�, �eby kto� tak �le
wyra�a� si� o uczonych z powietrznego miasta.
- No, niewa�ne - ci�gn�� Pocipo�ec. - Przynajmniej �a�cuch nie zniszczy� mi towaru.
Tym razem. No wi�c chcesz tego ptaka czy nie?
Stru�ek obejrza� si� na nastroszon� ptasiennic�.
- Szukam takiego, kt�ry m�wi. Pocipo�ec roze�mia� si� z gorycz�.
- Z tego nie wydusisz ani s�owa - oznajmi� pogardliwie. - G�upi jak but. Ale
spr�bowa� zawsze mo�esz... Odst�pi� go za umiarkowan� cen�. - Odwr�ci� si� nagle. - Mam
drugiego klienta - rzuci� przez rami�. - Zawo�aj, je�li b�dziesz czego� potrzebowa�.
- G�upi, co� podobnego! - zaskrzecza�a ptasiennica, kiedy Pocipo�ec znikn�� w sklepie.
- Bezczelno��! Skandal! - Przewr�ci�a jednym okiem, po czym spojrza�a na Stru�ka. - I co si�
tak u�miechasz? Nie st�j tak, uwolnij mnie, dop�ki teren jest czysty.
- Nie - odpar� Stru�ek.
Ptasiennica wytrzeszczy�a na niego oczy. Przechyli�a g�ow� na bok - na ile pozwala�a
na to klatka.
- Nie?
- Nie - powt�rzy� Stru�ek. - Chc� wys�ucha� tej �d�ugiej historii�. �Sytuacja osi�gn�a
punkt krytyczny�, powiedzia�a�. Chc� wiedzie� dlaczego. Chc� wiedzie�, co si� sta�o.
- Wypu�� mnie, to ci powiem.
- Nie - powt�rzy� Stru�ek po raz trzeci. - Dobrze ci� znam. Wyfruniesz w chwili, gdy
otworz� klatk� i Niebiosa wiedz�, kiedy ci� znowu zobacz�. Najpierw opowiedz mi t�
histori�, a potem ci� uwolni�.
- Bezczelne piskl�! - skrzekn�a ura�ona ptasiennica. - Po tym wszystkim, co dla
ciebie zrobi�am!
- Ciszej - sykn�� Stru�ek, ogl�daj�c si� na sklep. - Pocipo�e� ci� us�yszy.
Ptasiennia umilk�a. Zamkn�a oczy. Przez chwil� wydawa�o si�, �e jest obra�ona i nie
przem�wi ani s�owa. Stru�ek ju� mia� ust�pi�, kiedy nagle otworzy�a dzi�b.
- Wszystko zacz�o si� dawno temu - zacz�a - Dok�adnie przed dwudziestoma laty.
Kiedy tw�j ojciec by� tylko troch� od ciebie starszy.
- Przecie� wtedy jeszcze nie by�o ci� na �wiecie.
- Ptasiennice maj� wsp�lne sny, dobrze o tym wiesz. Je�li jedna z nas co� wie, wiedz�
o tym wszystkie. A je�li zamierzasz mi przerywa�...
- Nie zamierzam - powiedzia� skruszony Stru�ek. - Przepraszam. Ju� siedz� cicho.
Ptasiennica prychn�a z rozdra�nieniem.
- Przekonamy si�, czy potrafisz.
Rozdzia� 2
OPOWIE�� PTASIENNICY
Wyobra� sobie nast�puj�c� scen� - zacz�a ptasiennica. - Jest zimny, wietrzny, lecz
pogodny wiecz�r. Nad Sanctaphraksem wschodzi ksi�yc; wie�e i baszty rysuj� si� na tle
fioletowego nieba. Z cienia jednej z wyj�tkowo brzydkich wie� wy�ania si� samotna posta�,
kt�ra szybkim krokiem przemierza brukowany dziedziniec. To czeladnik z Wydzia�u
Smakoszy Deszczu, a zwie si� Vilnix Pompolnius.
- Co, ten Vilnix Pompolnius? - nie wytrzyma� Stru�ek. - Najdostojniejszy Akademik
Sanctaphraksu?
Nigdy nie spotka� tego s�ynnego uczonego, ale nie m�g� o nim nie s�ysze�.
- Ten sam. Wielu wielkich zaczyna�o tak skromnie. On sam by� ostrzycielem no�y z
Podmiasta. Jednak zawsze trawi�a go nieokie�znana ambicja, a tamtej nocy jego ��dza
sukcesu by�a wielka jak nigdy. Gdy bieg� pod wiatr ku l�ni�cym wie�ycom Szko�y �wiat�a i
Mroku, w g�owie by�y mu tylko intrygi i podst�py.
Stru�ek zadr�a�, a futro jego kamizeli zje�y�o si� z�owrogo.
- Widzisz, Vilnix zjedna� sobie uwag�, a co wi�cej, tak�e przychylno�� jednego z
najpot�niejszych uczonych owych czas�w, Profesora Mroku. To on op�aci� jego studia w
Akademii Rycerskiej, a kiedy Vilniksa wyrzucono za niesubordynacj�, umie�ci� go na
Wydziale Smakoszy Deszczu, gdy� nie chcia� si� z nim rozstawa�.
Ptasiennica zaczerpn�a tchu i m�wi�a dalej:
Znalaz�szy si� we wspania�ym gabinecie profesora, Vilnix dramatycznie uni�s� w g�r�
szklany dzbanek pe�en jakiego� p�ynu.
- Deszcze nadci�gaj�ce znad Kresu staj� si� coraz kwa�niejsze - oznajmi�. - Dzieje si�
tak z powodu wzrostu ilo�ci cz�steczek kwa�nej mg�y w kropli deszczu. Spodziewano si�, �e
ci� to zainteresuje - doda� przebiegle.
Profesor Mroku w rzeczy samej by� zainteresowany. I to bardzo. Obecno�� cz�steczek
kwa�nej mg�y zapowiada�a nadej�cie Wielkiej Burzy.
- Musz� si� skonsultowa� z badaczami wiatru i obserwatorami chmur - oznajmi� - by
okre�li�, czy oni tak�e rozpoznali sygna�y nadci�gaj�cej Wielkiej Burzy. Dobrze si� spisa�e�,
m�j ch�opcze.
Vilniksowi zal�ni�y oczy, a serce zabi�o mocniej. Uda�o mu si� lepiej, ni� si�
spodziewa�. Ostro�nie dobieraj�c s�owa, by nie obudzi� podejrze� starego profesora, m�wi�
dalej.
- Wielka Burza? - spyta� niewinnie. - Czy to znaczy, �e Rycerz Akademik zostanie
wys�any na poszukiwanie burzywa?
Profesor potwierdzi�. Stukn�� palcem w roz�o�one przed sob� dokumenty.
- W sam� por�, je�li te obliczenia s� �cis�e - wyja�ni�. - Wielki g�az, na kt�rym stoi
Sanctaphrax, coraz bardziej si� rozrasta. Jest coraz wi�kszy i coraz lotniejszy... - Jego g�os
zamar�. Profesor pokr�ci� z desperacj� g�ow�.
Vilnix obserwowa� go k�tem oka.
- I trzeba w skarbcu umie�ci� wi�cej burzywa, by go obci��y� i... Profesor pokiwa�
g�ow�.
- I zachowa� r�wnowag�. Ju� zbyt wiele czasu min�o, odk�d Rycerz Akademik
wr�ci� z nowym zapasem burzywa.
Na ustach Vilniksa zaigra� u�mieszek.
- I jaki� to rycerz dost�pi tego zaszczytu? Profesor prychn��.
- Protegowany Profesora �wiat�a, Quintinius... - zmarszczy� brwi. - Quintinius... no,
jak mu tam?
Vilnix skrzywi� si�.
- Quintinius Verginix - sykn��.
- M�j ojciec! - wykrzykn�� Stru�ek, nie mog�c si� powstrzyma�. - Nie wiedzia�em, �e
zna� Najdostojniejszego Akademika. Ani �e by� w Akademii Rycerskiej... - Zamy�li� si� i
doda�: - Ale niewiele wiem o jego �yciu, zanim zosta� podniebnym piratem.
- Gdyby� zechcia� si� nie odzywa� - warkn�a ptasiennica - mo�e by�...
Z g��bi sklepu dobieg�o rozpaczliwe skomlenie.
Zaraz potem w drzwiach ukaza� si� Pocipo�e�, blady jak prze�cierad�o. Wykrzykiwa�
gor�czkowo, �e s�pun - drapie�ny ptak o gro�nym, zakrzywionym dziobie i szponach ostrych
jak brzytwy - zerwa� si� z uwi�zi i rzuci� na nieszcz�snego kud�aczka.
- Nic mu si� nie sta�o? - spyta� Stru�ek.
- Komu? Kud�aczkowi? Tego bym nie powiedzia�. Wsz�dzie flaki. A za kud�aczki
mo�na dosta� dobr� cen�. B�d� musia� sprowadzi� zwierz�cego znachora, niech go
pozszywa. - Pocipo�e� spojrza� na Stru�ka, jakby widzia� go pierwszy raz w �yciu. - Czy
mog� ci zaufa�?
Stru�ek skin�� g�ow�.
- Hmmm... No, skoro i tak tu stoisz, m�g�by� popilnowa� sklepu pod moj�
nieobecno��? Nie po�a�ujesz.
- Dobrze - zgodzi� si� Stru�ek, uwa�aj�c, �eby nie okaza� zbytniego entuzjazmu.
Ledwie Pocipo�e� oddali� si� poza zasi�g s�uchu, ptasiennica znowu poprosi�a o
uwolnienie, ale Stru�ek nie da� si� przekona�.
- Wszystko w swoim czasie. Nie ma nic gorszego ni� opowie�� urwana w po�owie.
Ptasiennica mrukn�a co� niewyra�nie.
- Na czym to sko�czy�am? A, tak. Vilnix i tw�j ojciec... Obaj zjawili si� w Akademii
Rycerskiej tego samego ranka i ju� od pierwszego dnia Quintinius Verginix przy�mi�
wszystkich zdolnych m�odzie�c�w z Vilniksem w��cznie. Nie mia� sobie r�wnych w
szermierce, �ucznictwie i walce wr�cz, a w nawigacji burzo�ow�w - podniebnych statk�w
specjalnie zaprojektowanych do �cigania Wielkich Burz - by� poza wszelk� konkurencj�.
Stru�ek u�miechn�� si� z dum�. W wyobra�ni zobaczy� samego siebie �cigaj�cego
Wielk� Burz� na statku, kt�ry przebija si� przez �cian� wiruj�cego cyklonu do jego cichego
wn�trza...
- Nie �pij! - sykn�a ptasiennica.
Stru�ek drgn�� i zerkn�� na ni� ze skruch�.
- Nie �pi�...
- Hm! - mrukn�a ptasiennica z pow�tpiewaniem, strosz�c pi�ra na szyi. - Jak
m�wi�am, profesor wyja�ni� Vilnixowi, �e je�li obecno�� Wielkiej Burzy zostanie
potwierdzona, Quintinius Verginix, zgodnie z tradycj�, zostanie pasowany na rycerza i
wys�any do Mrocznej Puszczy. Je�li Niebiosa pozwol�, powr�ci z burzywem.
Na to Vilnix u�miechn�� si� w szczeg�lny spos�b: jak z�o�liwy gad. Oto nadesz�a
odpowiednia chwila, by poruszy� temat, do kt�rego zmierza� od samego pocz�tku rozmowy.
- To... burzywo - zagai� niby od niechcenia, z najwi�ksz� oboj�tno�ci�, na jak� m�g�
si� zdoby�. - Kiedy by�em w Akademii Rycerskiej, cz�sto s�ysza�em g�osy w�tpi�ce w
istnienie tej najbardziej zadziwiaj�cej substancji. M�wiono nam, �e okruchy burzywa to w
istocie czysta b�yskawica - ci�gn�� przymilnym fa�szywym g�osem. - Czy to mo�liwe?
Profesor Mroku z powag� skin�� g�ow�, a kiedy przem�wi�, brzmia�o to jak cytat z
jakiej� staro�ytnej ksi�gi.
- To, co nazywamy burzywem - oznajmi� - powstaje w oku Wielkiej Burzy, pot�nej
tr�by powietrznej, kt�ra raz na par� lat rodzi si� gdzie� poza Kresem, przybywa na skrzyd�ach
suchych, gwa�townych wichr�w i przemierza niebo nad Mroczn� Puszcz�, wyj�c i krzesz�c
iskry. Tam w�a�nie rozp�tuje si� burza. Wydaje jeden pot�ny piorun, a on rozdziera ci�kie
mroczne powietrze i pada na mi�kk� ziemi�. W tej samej chwili przybiera materialn� posta�
burzywa. Szcz�liwy ten, kt�remu przypadnie zaszczyt podziwiania tego widoku.
Oczy Vilniksa zal�ni�y chciwo�ci�. Czysta b�yskawica, pomy�la�. Jak�� musi posiada�
moc!
- A... hm... jak w�a�ciwie wygl�da? Profesor zamy�li� si� rozmarzony.
- Jest nieopisanej urody - westchn��. - To kryszta�, kt�ry si� jarzy, migoce, iskrzy...
- A jednak jest ci�ki - wtr�ci� Vilnix. - Przynajmniej tak mi m�wiono. Jak ci�ki?
- W pocz�tkach swego istnienia, kiedy panuje p�mrok zmierzchu, nie ci�szy od
piasku. Lecz w ca�kowitych ciemno�ciach skarbca Sanctaphraksu jedna jego szczypta wa�y
wi�cej ni� tysi�c �elaznych drzew. Jest balastem obci��aj�cym lotn� ska��. Bez niego nasze
podniebne miasto zerwa�oby si� z �a�cuch�w i poszybowa�o w otwarte niebo...
Vilnix podrapa� si� po g�owie, udaj�c zmieszanie.
- Jednak czego� nie rozumiem... Je�li kryszta�, a nawet jego okruchy s� tak ci�kie, to
w jaki spos�b trafiaj� do mrocznego skarbca?
Profesor Mroku uwa�nie przyjrza� si� m�odzie�cowi.
- By� mo�e - rzek�a ptasiennica - przez jedn� kr�tk� chwil� zw�tpi� w czysto��
intencji swojego czeladnika. Tego nie wiem. Nie mog� te� powiedzie�, co ostatecznie
przekona�o go, by wyjawi� Vilniksowi ten sekret. A jednak to zrobi�. Jego decyzja zmieni�a
bieg historii w Sanctaphraksie.
- Przenosi si� go w �wietlnej szkatule - wyja�ni�. - �wiat�o, kt�re emituje, jest tak
ustawione, by na�ladowa� p�mrok zmierzchu.
Vilnix odwr�ci� si�, by ukry� rado��. Skoro burzywo trafia w �wietlnej szkatule do
skarbca, to z pewno�ci� w taki sam spos�b mo�na je ze skarbca wynie��.
- A czy m�g�bym je zobaczy�? - spyta� nie�mia�o.
- Zdecydowanie nie! - warkn�� profesor Mroku. Vilnix zrozumia�, �e posun�� si� za
daleko. - Nikt nie mo�e patrze� na burzywo. Nikt z wyj�tkiem Rycerzy Akademik�w oraz
stra�nika skarbca, czyli mnie. Niegodne oczy nie mog� skala� swoim spojrzeniem tej
przeczystej substancji! Jest to wyst�pek karany �mierci�.
Ptasiennica zrobi�a dramatyczn� pauz�.
- W tej samej chwili wiatr gwa�townie zmieni� kierunek - podj�a opowie��. - Lotny
g�az, na kt�rym sta�o miasto Sanctaphrax, podryfowa� na zach�d i szarpn�� mocno za
kotwiczne �a�cuchy.
- Rozumiem - szepn�� Vilnix pokornie.
- Ach, m�j ch�opcze - odezwa� si� profesor nieco spokojniej - w�tpi�, czy
rzeczywi�cie zrozumia�e�. Wielu po��da burzywa dla w�asnych cel�w. Pozbawieni skrupu��w
badacze wiatru i zdradzieccy obserwatorzy chmur, kt�rzy nie wahaliby si� przed obserwacj�...
badaniem... - Tu profesor wzdrygn�� si� ze zgroz�. - Przed eksperymentami z burzywem,
gdyby uznali, �e mogliby je wykorzysta� dla siebie.
Ptasiennica milcza�a przez jaki� czas.
- Nast�pnego dnia wczesnym rankiem - opowiada�a dalej - stra�nik skarbca pewnie by
dostrzeg� pokraczn� posta� oddalaj�c� si� na paluszkach od skarbca, gdyby nie drzema� na
posterunku. Posta� �ciska�a w ko�cistych d�oniach �wietln� szkatu��, w kt�rej spoczywa�o
kilka okruch�w burzywa.
Stru�ek otworzy� usta. Wi�c jednak Vilnix ukrad� skarb!
- Vilnix pobieg� do Czeladniczego Laboratorium na szczycie Wie�y Smakoszy
Deszczu - ci�gn�a ptasiennica. - Tryumfalnie postawi� szkatu�� przed oczekuj�cymi go
niecierpliwie smakoszami i otworzy� j� z dum�. Kryszta�y burzywa zamigota�y i zal�ni�y
pi�kniej ni� cokolwiek, co widzieli w �yciu. �Czysta b�yskawica - oznajmi� Vilnix. - Je�li
wyzwolimy i opanujemy jej energi�, staniemy si� najpot�niejszymi uczonymi w historii
Sanctaphraksu�. Smakosze deszczu pracowali godzinami, lecz cho� pr�bowali wszystkiego -
rozpuszczania, zamra�ania, topienia czy mieszania kryszta��w z innymi substancjami - �aden
nie odkry�, w jaki spos�b wyzwoli� moc tkwi�c� w burzywie. S�o�ce zacz�o zachodzi�. Do
komnaty wpad�y jego pomara�czowe promienie. Ogarni�ty rozpacz� Vilnix uni�s� t�uczek od
mo�dzierza i z furi� zmia�d�y� nim kryszta� burzywa. Zaraz potem ogarn�a go skrucha.
Zniszczy� tak bezcenn� substancj�!
Ptasiennica zmru�y�a oczy.
- A raczej tak mu si� pocz�tkowo wydawa�o - kontynuowa�a. Jednak kiedy przyjrza�
si� uwa�niej, zobaczy�, co si� sta�o. Kryszta� zmieni� si� w ��ty proszek, kt�ry porusza� si�
na dnie mo�dzierza niczym rt��.
�Nie wiem, co to jest - powiedzia� Vilnix do pozosta�ych - ale zr�bmy tego wi�cej�.
Wzi�to drugi okruch. Po�o�ono go w drugim mo�dzierzu. Uniesiono drugi t�uczek. S�oneczny
blask przygas�. Wszyscy czeladnicy, z wyj�tkiem Vilniksa, kt�ry wsypywa� p�ynny proszek
do butli, zgromadzili si� wok� mo�dzierza. T�uczek opad� i BUM!
Stru�ek odskoczy�, zaskoczony.
- Nie ma co, uda�o im si� wyzwoli� moc burzywa - oznajmi�a szyderczo ptasiennica. -
Jednak ze strasznym skutkiem. Eksplozja zamieni�a po�ow� wie�y w osmalone zgliszcza,
wstrz�sn�a miastem Sanctaphrax i omal nie zerwa�a staro�ytnego �a�cucha Kotwicznego.
Wszyscy czeladnicy zgin�li w wybuchu. Wszyscy... opr�cz jednego.
- Vilniksa Pompolniusa - szepn�� Stru�ek.
- Ot� to - zgodzi�a si� ptasiennica. - Vilnix Pompolnius le�a� na pod�odze ledwie
�ywy i przyciska� do piersi butl� z burzywowym py�em. W powietrzu unosi� si� zapach
migda��w. Vilnix, oszo�omiony i og�upia�y, spojrza� na proszek. Co si� sta�o? Dlaczego za
drugim razem si� nie uda�o?
Kiedy opar� si� na �okciach, do butli skapn�a kropla krwi z rany na jego policzku. W
chwili gdy zetkn�a si� z py�em, g�sty czerwony p�yn zmieni� si� w kryszta�owo czyst�
wod�...
Ptasiennica spowa�nia�a.
- Nad dumnym miastem Sanctaphrax zawis�o niebezpiecze�stwo. Z powodu arogancji
m�odego smakosza deszczu staro�ytny �a�cuch by� bliski p�kni�cia - kradzie� uszczupli�a
zapasy burzywa. G�az z ka�dym dniem stawa� si� coraz l�ejszy, a skoro zabrak�o balastu, si�a
dzia�aj�ca na �a�cuch stawa�a si� coraz wi�ksza. Ale by�a jedna iskierka nadziei: badacze
wiatru i obserwatorzy chmur potwierdzili zbli�anie si� Wielkiej Burzy. W po�piechu zacz�to
organizowa� Ceremoni� Inauguracyjn�. Quintinius Verginix mia� by� pasowany na rycerza i
wyruszy� w po�cig za Wielk� Burz� nad Mroczn� Puszcz�.
Tymczasem ci�ko ranny Vilnix nie przestawa� gor�czkowo rozmy�la�. By� mo�e nie
uda�o mu si� zapanowa� nad moc� b�yskawicy, lecz stworzy� py� o cudownych
w�a�ciwo�ciach; jeden jego kryszta�ek mia� moc oczyszczania najbrudniejszej wody. Ile za
taki py� mogliby odda� mieszka�cy brudnego cuchn�cego Podmiasta?
- Wszystko - wyszepta� Vilnix chciwie. - Absolutnie wszystko. Uciek� ze szpitala i
wr�ci� do zrujnowanej Wie�y Smakoszy Deszczu, a raczej smakosza deszczu, poniewa�
ocala� tylko on. Tam przyst�pi� do pracy. Wszystko musia�o by� gotowe na wielki dzie�.
A dzie� ten wkr�tce nadszed�. S�o�ce wzesz�o, jego promienie wpad�y przez wschodni
�uk Wielkiej Sali, w kt�rej zebra�a si� rada Sanctaphraksu.
Profesorowie �wiat�a i Mroku - w bia�ych i czarnych szatach - zajmowali honorowe
miejsca za sto�em, na kt�rym znajdowa� si� kielich i miecz. Przed nimi siedzieli rz�dami
akademicy miasta Sanctaphrax. Ka�da dyscyplina wiedzy mia�a swoich reprezentant�w:
Kolegium Chmur, Akademia Wiatru, Instytut Lodu i �niegu, przesiewacze powietrza,
miernicy opar�w, zg��biacze mg�y... By� tak�e, wsparty na kulach, jedyny ocala�y
przedstawiciel Wydzia�u Smakoszy Deszczu.
Wysoki, pot�nie zbudowany m�ody rycerz przeszed� przez sal� i zatrzyma� si� przed
Profesorem �wiat�a.
- Poprzez moce, kt�rymi zosta�em obdarzony, g��d wiedzy i przenikliwo�� umys�u -
odezwa� si� profesor, unosz�c kielich, a potem miecz - przedstawiam wam Quintiniusa
Verginiksa z Akademii Rycerskiej i prosz�, by�cie go powitali.
Profesor spojrza� na kl�cz�cego przed nim m�odzie�ca.
- Quintiniusie Verginiksie, czy klniesz si� na ca�� m�dro��, �e b�dziesz s�u�y�
Zakonowi Rycerzy Akademik�w ca�ym sercem i umys�em, lojalno�� sw� oddaj�c jedynie
Sanctaphraksowi?
Quintinius zadr�a�.
- Przysi�gam - odrzek�.
(Serce Stru�ka wezbra�o dum�. M�j ojciec, pomy�la�).
- A czy przysi�gasz tak�e po�wi�ci� �ycie poszukiwaniu burzy - wa? �ciga� Wielkie
Burze? I... - Profesor wzi�� g��boki, powolny oddech -...powr�ci� dopiero po wype�nieniu
swej �wi�tej misji?
Ptasiennica wbi�a w Stru�ka nieruchome spojrzenie.
- Jego ojciec, a tw�j dziadek, Wichrowy Szakal, by� kapitanem pirackiego statku.
Jak�e oburzy� si� na niego Quintinius, kiedy ojciec odda� go do Akademii Rycerskiej! Pragn��
bowiem p�j�� w jego �lady. A jednak teraz... Ach! Brak s��w, by opisa�, jak bardzo czu� si�
zaszczycony.
- Quintiniusie - powt�rzy� profesor. - Czy przysi�gasz? Quintinius Verignix uni�s�
g�ow�.
- Przysi�gam!
Profesor �wiat�a pochyli� si� i poda� Quintiniusowi kielich.
- Pij! - rozkaza�.
Quintinius przytkn�� kielich do ust. Profesor �wiat�a uni�s� miecz wysoko nad g�ow� i
znieruchomia� czekaj�c, a� Quintinius opr�ni naczynie. Lecz rycerz trwa� nieruchomo, nie
mog�c zmusi� si� do wypicia g�stego cuchn�cego p�ynu.
Nagle w�r�d obecnych zapanowa�o poruszenie. To Vilnix zbli�a� si� do profesor�w,
ha�a�liwie stukaj�c kulami.
Profesor Mroku poruszy� si� niespokojnie. Co wyprawia ten m�ody g�upiec? -
pomy�la�. Vilnix uni�s� kul� i lekko dotkn�� kielicha.
- Przeczyste wody Kresorzeki nie s� ju� takie, jak niegdy� - zachichota� i odwr�ci� si�
do zebranych. - Mo�e pora przesta� si� oszukiwa�? Do�� tych bzdur o Rycerzach
Akademikach. I �ciganiu burzy. I o ��wi�tym burzywie�. - Roze�mia� si� nieprzyjemnie. -
Kiedy wr�ci� ostatni Rycerz Akademik? Potraficie mi to powiedzie�? Co si� sta�o z innymi?
W sali rozleg� si� szmer. Gar�inius Gernix? Lidius Pherix? Petronius Metrax? Gdzie
teraz s�? Ha�as narasta�.
- Siedem lat temu ostatni Rycerz Akademik wyruszy� w rejs - ci�gn�� Vilnix. - Zwa�
si� Screedius Tollinix...
- Osiem! - krzykn�� kto�.
- Prawie dziewi�� - doda� drugi.
Vilnix u�miechn�� si� przebiegle. Wiedzia� ju�, �e zwyci�y�.
- Prawie dziewi�� lat! - o�wiadczy�, a jego g�os odbi� si� echem od �cian sali.
Odwr�ci� si� do Quintiniusa Verginiksa i oskar�ycielsko wyci�gn�� palec w jego stron�. - A
my wszystkie nadzieje wi��emy z nim! - Zrobi� dramatyczn� pauz�. - Dlaczego mia�oby mu
si� uda�, gdy inni tak haniebnie nas zawiedli?
Wielka sala zako�ysa�a si� gwa�townie.
- Dziewi�� lat! - zawo�a� znowu Vilnix. - Musimy dzia�a� natychmiast! - Sala
zako�ysa�a si� jeszcze raz. - Ale jak? - Z p�kni�� w suficie posypa� si� py�. - Odpowied� jest
prosta, przyjaciele. Musimy przytwierdzi� wi�cej �a�cuch�w.
W sali rozleg� si� j�k i zapad�a zupe�na cisza. Plan rzeczywi�cie by� prosty. By� tak�e
niewyobra�alny. Od zawsze istnia� tylko jeden �a�cuch: �a�cuch Kotwiczny.
Pierwszym, kt�ry przerwa� milczenie, by� starszy wyk�adowca z Wydzia�u Nauk
Powietrznych.
- Produkcja nowych �a�cuch�w oznacza wi�cej fabryk, wi�cej odlewni, wi�cej
zak�ad�w. Kresorzeka i tak jest ju� zanieczyszczona. - Wskaza� skinieniem g�owy kielich,
kt�ry Verginix nadal �ciska� w d�oniach. - Istnieje ryzyko, �e woda stanie si� zupe�nie
niezdatna do picia.
Wszystkie oczy zwr�ci�y si� na Vilniksa, kt�ry u�miechn�� si� dobrotliwie. Potem,
zapami�tawszy, by nagrodzi� starszego wyk�adowc� za to pytanie tytu�em profesora,
przyku�tyka� do Veriniksa i chwyci� kielich. Woln� r�k� wyj�� zza szaty srebrny medalion w
kszta�cie kulki i zanurzy� go
w m�tnym p�ynie. Woda natychmiast odzyska�a kryszta�ow� czysto��. Vilnix odda�
kielich Verginiksowi, kt�ry poci�gn�� �yk.
-S�odka - oznajmi�. - Czysta. Krystaliczna. Jak woda ze �r�de� Kresoboru.
Profesor �wiat�a wyrwa� mu kielich i tak�e upi� nieco wody. Zmru�y� oczy.
- Jak to mo�liwe? - zdziwi� si�.
Vilnix odpowiedzia� kamiennym spojrzeniem.
- Jest to mo�liwe dzi�ki pewnemu zdumiewaj�cemu odkryciu - o�wiadczy�. - Mojemu
odkryciu. - Dotkn�� medalionu. - W tym uroczym drobiazgu kryje si� substancja tak pot�na,
�e wystarczy szczypta, by zapewni� jednej osobie czyst� wod� przez ca�y rok. - Zwr�ci� si�
do oniemia�ej widowni. - To burzy... - urwa� w p� s�owa. - Ta substancja, kt�r� nazwa�em
kruszywem, oznacza nowy pocz�tek. Teraz mo�emy zabezpieczy� przysz�o�� naszego
ukochanego miasta, mocuj�c �a�cuchy, kt�rych tak mu potrzeba, i wiedz�c, �e nigdy nie
zabraknie nam wody.
Sala zatrz�s�a si� od oklask�w. Vilnix skromnie schyli� g�ow�. Kiedy znowu j�
podni�s�, jego oczy l�ni�y tryumfem.
- Moi wsp�pracownicy z Ligi Kupc�w tylko czekaj� na sygna�, by rozpocz��
produkcj� �a�cuch�w - oznajmi�. U�miechn�� si� nieznacznie. - Oczywi�cie b�d� rozmawia�
wy��cznie z Najdostojniejszym Akademikiem - nowym Najdostojniejszym Akademikiem, ma
si� rozumie�.
Odwr�ci� si� i wbi� spojrzenie w profesor�w �wiat�a i Mroku.
- Kogo wybierzecie? Tych dw�ch b�azn�w, kt�rzy swoimi rytua�ami i kultywowaniem
ja�owej tradycji doprowadzili Sanctaphrax na skraj zag�ady? A mo�e wybierzecie kogo�, kto
przynosi zmian�, nowy pocz�tek, nowy �ad?
W Wielkiej Sali rozleg�y si� okrzyki �nowy �ad� i �nowy pocz�tek�.
- Oto Najdostojniejszy Akademik, Vilnix Pompolnius - oznajmi� przysz�y profesor
Nauk Powietrznych. Inni podchwycili ten okrzyk. Vilnix zamkn�� oczy i p�awi� si� w
tryumfie. Wreszcie podni�s� g�ow�. - Wi�c niech si� stanie! - zawo�a�. - Ja, nowy
Najdostojniejszy Akademik miasta Sanctaphrax, rozm�wi� si� z Lig�. �a�cuchy zostan�
dostarczone. A miasto Sanctaphrax, kt�re znalaz�o si� na skraju zag�ady, b�dzie ocalone!
Ptasiennica spojrza�a ze smutkiem na Stru�ka.
- Tylko jedna osoba pozosta�a niewzruszona. Kto�, komu w ostatniej chwili odebrano
wszystko, o czym marzy�. Tw�j ojciec, Quintinius Verginix. Spochmumia�, zas�pi� si�.
Jednak istnia�o co�, czego nie mogli mu odebra�: powietrzny statek, zbudowany specjalnie
dla niego. ��owca Burz�.
Tw�j ojciec splun�� i ruszy� przed siebie. W drzwiach obejrza� si� i zawo�a�:
�Je�li ja, Quintinius Verginix, nie mog� dowie�� swojej warto�ci jako Rycerz
Akademik, zrobi� to jako Chmurny Wilk, powietrzny pirat! I przysi�gam to tobie, Yilniksie
Pompolniusie! Wraz ze swymi zdradzieckimi kompanami z Ligi b�dziesz przeklina� ten dzie�
do ko�ca swego �ycia!� I po tych s�owach wyszed�. Ptasiennica pokr�ci�a sm�tnie g�ow�.
- Oczywi�cie �ycie nie bywa a� tak proste. Pomimo hardych s��w twego ojca min�o
wiele miesi�cy, nim jego proroctwo si� spe�ni�o. Podczas pierwszego pechowego rejsu omal
nie rozbi� statku. - Jedynym plusem owej wyprawy by�o spotkanie z Pilotem Kamienia. Tw�j
ojciec musia� si� przyczai�, zacumowa� ��owc� w tajnym porcie i zamustrowa� na statek
Ligi, dop�ki nie zdoby� dostatecznej ilo�ci pieni�dzy i poufnych informacji o Lidze, by m�c
spr�bowa� raz jeszcze. - Przewr�ci�a jednym okiem i zmru�y�a je. - Kapitanem Ligi, pod
kt�rym s�u�y�, okaza� si� nies�awny Multinius Gobtrax...
- To na jego statku przyszed�em na �wiat - szepn�� Stru�ek. - Ale co si� sta�o z
miastem Sanctaphrax?
Ptasiennica prychn�a.
- Pomimo tego, co Vilnix tak pi�knie nazwa� �nowym �adem� i �nowym pocz�tkiem�,
sytuacja gwa�townie si� pogorszy�a. Obecnie, jak wiesz, mieszka�cy Podmiasta haruj� jak
niewolnicy w odlewniach i ku�niach przy produkcji �a�cuch�w i obci��nik�w
wspomagaj�cych �a�cuch Kotwiczny. Udaje im si� utrzyma� Sanctaphrax na uwi�zi, lecz
wymaga to ogromnego wysi�ku. I nigdy nie mog� spocz��. A Kresorzeka staje si� coraz
bardziej zanieczyszczona. Tylko dzi�ki okruchom kruszywa, kt�re dostarcza Lidze Vilnix
Pompolnius, Podmiasto jeszcze nie ud�awi�o si� w�asnym brudem.
Stru�ek wzdrygn�� si� z odrazy.
- A Vilnix? - spyta�. - Co on na tym zyska�?
- Bogactwo i w�adz� - odpar�a zwi�le ptasiennica. - W zamian za wod� pitn� kupcy
Ligi obsypali Vilniksa oraz jego Wydzia� Smakoszy Deszczu wszystkim, czego dusza
zapragnie. I tak b�dzie, dop�ki nie zabraknie kruszywa.
- Ale to chyba nie mo�e trwa� d�ugo - stwierdzi� Stru�ek. - Kiedy Vilniksowi sko�czy
si� kruszywo, b�dzie musia� wynie�� ze skarbca kolejne kryszta�y burzywa.
Ptasiennica pokiwa�a g�ow�.
- I w�a�nie to robi. A Profesor Mroku nie mo�e go powstrzyma�. Co wi�cej, produkcja
kruszywa okaza�a si� zbyt skomplikowana. Pomimo tysi�ca pr�b - z kt�rych wiele
zako�czy�o si� tragicznie - nikt nie zdo�a� powt�rzy� wynik�w pierwszego eksperymentu.
- Ale to szale�stwo! Im wi�cej burzywa znika ze skarbca, tym wi�cej �a�cuch�w
trzeba wyku�. Im wi�cej �a�cuch�w trzeba wyku�, tym bardziej zanieczyszczona staje si�
rzeka. A im bardziej jest zanieczyszczona, tym wi�cej trzeba kruszywa, �eby j� oczy�ci�!
- B��dne ko�o - zgodzi�a si� ptasiennica. - Okropne b��dne ko�o. A po dwudziestu
latach od tego pami�tnego zebrania w Wielkiej Sali sytuacja Sanctaphraksu i Podmiasta
wygl�da jeszcze bardziej ponuro. Smakosze deszczu i kupcy Ligi, zaj�ci w�asnymi sprawami,
nie dostrzegaj�, co dzieje si� wok� nich. Ale je�li nic si� nie zmieni, i to szybko, upadek to
tylko kwestia czasu.
- Co mo�na zrobi�?
Ptasiennica wzruszy�a skrzyd�ami i odwr�ci�a g�ow�.
- Nie mnie to ocenia�. - �ypn�a fioletowym okiem. - No, moje opowiadanie dobieg�o
ko�ca. Czy teraz mnie uwolnisz?
Stru�ek zawstydzi� si�.
- Oczywi�cie - szepn��, wyjmuj�c n� z r�kawa. Znowu zacz�� d�uba� ostrzem w
dziurce k��dki. Rozleg�o si� ciche klikni�cie. K��dka zosta�a otwarta. Stru�ek zdj�� j� ze
skobla i otworzy� klatk�.
- E! - rozleg� si� rozsierdzony okrzyk. - M�wi�e�, �e mog� ci zaufa�. Co, na Wielkie
Niebiosa, wyprawiasz?
Stru�ek odwr�ci� si� i j�kn��. Pocipo�e� wr�ci� ze zwierz�cym znachorem i p�dzi� w
jego stron� jak szalony.
- Nie mog�... - rozleg� si� g�os ptasiennicy. - Pom� mi!
Stru�ek odwr�ci� si�. Ptasiennica zdo�a�a wysun�� z klatki g�ow� i jedno skrzyd�o, ale
drzwi by�y zbyt ciasne. Drugie skrzyd�o by�o wykr�cone do ty�u i �cis�ni�te.
- Cofnij si� i spr�buj jeszcze raz - poradzi� Stru�ek.
Ptasiennica us�ucha�a, z�o�y�a skrzyd�a i znowu wysun�a g�ow�. Pocipo�ec by� tu�,
tu�. Wymachiwa� ci�k� maczug�. Stru�ek chwyci� ptasiennic� za szyj� i delikatnie
poci�gn��. Pocipo�ec uni�s� maczug�. Ptasiennica mocno odepchn�a si� nogami od �erdzi.
- No! - j�kn�� rozpaczliwie Stru�ek.
- Ju� prawie... - st�kn�a ptasiennica - mi si�... uda�o! - Zatrzepota�a na pr�b�
skrzyd�a-
mi, raz i drugi, a potem zerwa�a si� do lotu i poszybowa�a w powietrze. Wida�
wi�zienie nie nadw�tli�o jej si�.
Stru�ek zrozumia�, �e pora, by i on ratowa� si� ucieczk�. Nie patrz�c za siebie,
odwr�ci� si� na pi�cie i pu�ci� p�dem w stron� zat�oczonej ulicy. Ledwie zacz�� biec, maczuga
musn�a jego rami�. Jedna sekunda sp�nienia i rozbi�aby mu g�ow�.
P�dzi� coraz szybciej i szybciej, roztr�caj�c t�um, rozpychaj�c si� �okciami. Pocipo�e�
wrzeszcza� w�ciekle:
- Z�odziej! �obuz! �apa� go!!!
Stru�ek uskoczy� w w�ski zau�ek. Wrzaski przycich�y, ale ch�opiec bieg� co si� w
nogach. Mija� lombardy, karczmy, balwiernie i gospody. Skr�ci�... i wpad� prosto w ramiona
swego ojca.
Chmurny Wilk z�apa� go za ramiona i mocno potrz�sn��.
- Stru�ek! - rykn��. - Wsz�dzie ci� szuka�em. Zaraz wyruszamy. Co� ty znowu
nabroi�?
- Ni... nic - wykrztusi� Stru�ek. Nie mia� odwagi spojrze� prosto w rozgniewane oczy
Chmurnego Wilka.
Wysoko na niebie, za g�ow� ojca, widzia� ptasiennic� oddalaj�c� si� w �opocie
skrzyde� w stron� zachodz�cego s�o�ca - daleko za Sanctaphrax i Podmiasto. Westchn�� z
zazdro�ci. Ptasiennica odlecia�a, ale jej z�owr�bne s�owa ci�gle d�wi�cza�y mu w uszach:
�B��dne ko�o... Upadek to tylko kwestia czasu...�
Stru�ek powt�rzy� w my�lach: co mo�na na to poradzi�?
Rozdzia� 3
SZEPTY I KRZYKI
I. W Mrocznej Puszczy
W puszczy panowa� p�mrok. W puszczy zawsze panuje p�mrok, jakby by�o tu� po
zachodzie s�o�ca. A mo�e tu� przed wschodem? Trudno to powiedzie�. Nikt, kto przekroczy�
granice Mrocznej Puszczy, nie by� tego pewien. Ale niemal wszyscy mieli przeczucie, �e ten
z�otawy gasn�cy blask pomi�dzy drzewami oznacza koniec, a nie pocz�tek.
Drzewa, majestatyczne, wysokie i zawsze obsypane li��mi, ko�ysa�y si� na lekkim
wietrzyku, kt�ry bez ko�ca kr��y� po lesie. Podobnie jak wszystko inne - trawa, ziemia,
kwiaty - pokrywa�a je cienka warstewka py�u l�ni�cego i skrz�cego si� jak szron.
A jednak nie by�o zimno. O nie. Powietrze pachnia�o, a od ziemi bi�o ciep�o i
wszystko wydawa�o si� lekko dr�e�. Ka�dy, kto wchodzi� do Mrocznej Puszczy, czu� si� jak
pod wod�.
Nie �piewa�y ptaki, nie bzyka�y owady, nie s�ysza�o si� zwierz�t, gdy� nie by�o ich w
Puszczy. A jednak uwa�ny w�drowiec us�ysza�by g�osy i nie pomyli�by ich z szumem drzew.
G�osy mamrocz�ce, be�kocz�ce, czasem krzycz�ce. Jeden rozleg� si� ca�kiem blisko.
- Nie ruszaj si�, Vinchiksie - powiedzia� ze zm�czeniem, cho� nie bez nadziei. - Ju�
niewiele brakuje. Wytrzymaj.
G�os dobiega� z g�ry, gdzie na czubku drzewa tkwi� wrak powietrznego statku ze
z�amanym masztem wskazuj�cym oskar�ycie�sko w niebo. Na tle z�ocistego nieba na uprz�y
wisia� rycerz na rumaku. Ich cia�a zakute w zardzewia�e zbroje zamieni�y si� w szkielety. A
jednak rycerz i jego wierzchowiec nadal �yli.
Przy�bica szcz�kn�a i upiorny g�os powt�rzy� jeszcze raz:
- Jeszcze troch�, Vinchiksie. Nie ruszaj si�!
II. W pa�acu Najdostojniejszego Akademika
Komnata, kt�r� nazywano Wewn�trznym Sanktuarium, urz�dzona by�a z prawdziwym
przepychem. Na pod�ogach le�a�y �nie�nobia�e futra, sufit kapa� z�otem, a �ciany, kt�rych nie
zas�ania�y ksi��ki, wy�o�ono czarnodrzewem i srebrem inkrustowanym drogocennymi
klejnotami. Ka�dy wolny centymetr zajmowa�y ozdoby: porcelanowe wazy, figurki z ko�ci
s�oniowej, misterne rze�by i skomplikowane chronometry.
Na �rodku sali migota� kryszta�owy �yrandol. S�o�ce budzi�o w nim ol�niewaj�ce
t�czowe iskry. Migota�y na srebrnych p�ytach, polerowanych blatach, szafkach, na
fortepianie, na portretach i zwierciad�ach, a tak�e na l�ni�cej �ysinie samego
Najdostojniejszego Akademika miasta Sanctaphrax we w�asnej osobie, kt�ry le�a� wygodnie
wyci�gni�ty na otomanie pod �ukowatym oknem i pogr��ony by� w g��bokim �nie.
W tym zbytkownym wn�trzu wydawa� si� zupe�nie nie na miejscu. Jego czarna szata
by�a sp�owia�a, na stopach mia� skromne zniszczone sanda�y. Tak�e jego chude cia�o i
zapadni�te policzki �wiadczy�y raczej o wstrzemi�liwym, a nie zbytkownym �yciu. Ogolona
g�owa by�a oznak� pokory i pos�usze�stwa regule, a jednak nie mo�na mu by�o odm�wi�
tak�e pr�no�ci. Co innego mog�y oznacza� jego inicja�y - ViP - wyhaftowane na r�bku
w�osiennicy?
W komnacie rozleg� si� nagle przeszywaj�cy zgrzyt. Najm�drszy drgn�� i obr�ci� si�
na bok. Jego zapadni�te oczy otworzy�y si� gwa�townie. Zgrzyt powt�rzy� si�, g�o�niejszy ni�
poprzednio. Najdostojniejszy Akademik usiad� i wyjrza� przez okno.
Z Wewn�trznego Sanktuarium, znajduj�cego si� na szczycie jednej z najwy�szych i z
pewno�ci� najwspanialszych wie� Sanctaphraksu, rozci�ga� si� najwspanialszy z mo�liwych
widok na Podmiasto i okolice. Najdostojniejszy spojrza� w d�. Pomi�dzy k��bami dymu
dostrzeg� mniej wi�cej tuzin mieszka�c�w Podmiasta, gor�czkowo mocuj�cych najnowszy
�a�cuch do pot�nego lotnego g�azu.
- Cudownie - ziewn�� i podni�s� si� z wysi�kiem. Podrapa� si�, przeci�gn��, przejecha�
d�oni� po g�owie i znowu ziewn��. - Pora si� czym� zaj��.
Podszed� do stoj�cego w k�cie komnaty masywnego kufra z �elaznego drewna, wyj��
spomi�dzy fa�d�w szaty ci�ki klucz i przykucn��. O zachodzie s�o�ca czeka�o go spotkanie z
Simenonem Xintaksem, obecnym Mistrzem Ligi. Przedtem chcia� zwa�y� reszt� kruszywa,
jaka mu pozosta�a, i obliczy�, na jak d�ugo wystarcz� mu te ostatnie bezcenne drobiny.
Zamek otworzy� si� z cichym szcz�kiem, wieko zaskrzypia�o i Najdostojniejszy
Akademik spojrza� w ziej�c� ciemno��. Pochyli� si�, wyj�� szklan� fiolk�, uni�s� j� do okna i
westchn��.
Nawet on musia� zdawa� sobie spraw�, �e p�ynny py� prawie si� sko�czy�.
- Z pewno�ci�, jest to pewien problem - mrukn��. - Lecz jeszcze nie tragedia. Jednak
lepiej to zwa�y�. Dowiedzie� si�, ile zosta�o. Bez tej �wiadomo�ci uk�ady z Xintaksem
mog�yby si� �le sko�czy�... - Drgn�� nerwowo. - Ale najpierw musz� co� poradzi� na to
niezno�ne sw�dzenie.
Na szcz�cie Minulis, jego s�u��cy, pami�ta�, by zostawi� drapaczk�. By� to �liczny
drobiazg o r�koje�ci z litego z�ota i szponach ze smoczej ko�ci. Najdostojniejszy Akademik
westchn�� z rozkoszy, drapi�c si� po plecach. Znowu przypomnia� sobie, �e najwi�ksze
przyjemno�ci w �yciu to te najprostsze. Od�o�y� drapaczk� i - postanawiaj�c jeszcze nieco
odwlec swoje obliczenia - nala� sobie kieliszek wina z karafki, kt�rej nie zapomnia� zostawi�
Minulis.
Podszed� do wielkiego lustra, u�miechn�� si�, wyprostowa� i zadar� wysoko g�ow�.
- Za ciebie, Vilniksie Pompolniusie - oznajmi�, unosz�c kieliszek. - Za
Najdostojniejszego Akademika miasta Sanctaphrax.
W tej samej chwili znowu rozleg� si� zgrzyt wiertarek. Jeszcze g�o�niejszy. Lotny g�az
zadr�a�, Wewn�trzne Sanktuarium zatrz�sie si�, lustro zako�ysa�o. Najdostojniejszy
przestraszy� si� tak, �e wypu�ci� kieliszek. Szk�o p�k�o z cichym brz�kiem, wino zaplami�o
bia�e futro niczym krew.
Najdostojniejszy Akademik odwr�ci� si� z obrzydzeniem. W tej samej chwili za jego
plecami rozleg� si� �wist i pot�ny brz�k. Vilnix znieruchomia�. Odwr�ci� si�. Na pod�odze
le�a�o lustro, rozbite na tysi�ce kawa�k�w. Przykucn��, podni�s� jeden i obr�ci� go w d�oni.
Jak mawia�a jego babcia? Zbi