9076
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9076 |
Rozszerzenie: |
9076 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9076 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9076 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9076 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ARTHUR C CLARKE
Wyprawa ratunkowa
Kto za to ponosi win�? Od trzech dni my�l Alverona kr��y�a wok� tego pytania, a odpowiedzi znale�� nie umia�. Istota mniej cywilizowana lub z mniej wra�liwej rasy nie zaprz�ta�aby sobie tym umys�u, zadowalaj�c si� tylko stwierdzeniem, �e nikt odpowiada� nie mo�e za dzia�ania losu. Lecz Alveron i jego rasa byli w�adcami Wszech�wiata od zarania dziej�w, od owej dalekiej epoki, kiedy Przegroda Czasu zosta�a ustanowiona w kosmosie przez si�y nieznane, a istniej�ce poza Pocz�tkiem. Rasa Alverona otrzyma�a wiedz�, a niesko�czonej wiedzy towarzyszy niesko�czona odpowiedzialno��. Je�li zachodzi�y pomy�ki i b��dy w zarz�dzaniu Galaktyk�, wina spada�a na g�owy Alverona i jego gatunku. A tym razem nie chodzi�o o zwyk�y b��d, lecz o jedn� z najwi�kszych tragedii w dziejach.
Za�oga nie wiedzia�a jeszcze o niczym. Nawet Rugon, najlepszy przyjaciel i zast�pca dow�dcy statku, zna� tylko cz�stk� prawdy. Teraz jednak skazane na zag�ad� �wiaty by�y w odleg�o�ci mniej ni� miliarda mil. Za par� godzin statek wyl�duje na trzeciej planecie.
Alveron przeczyta� raz jeszcze depesz� z Bazy. Ruchem czu�ka szybkim jak mgnienie nacisn�� sygna� �Uwaga�. W ca�ym milowym cylindrze, tworz�cym Galaktyczny Statek Patrolowy S 9000, istoty wielu ras od�o�y�y prac�, aby wys�ucha� s��w kapitana.
- Wiem, �e dziwi�o was wszystkich - zacz�� Alveren - dlaczego rozkazano nam przerwa� patrolowania i ruszy� z tak� szybko�ci� do tej okolicy kosmosu. Niekt�rzy zdaj� sobie by� mo�e spraw�, co taka szybko�� oznacza. Nasz statek odbywa swoj� ostatni� podr�. Generatory od sze��dziesi�ciu godzin pracuj� z najwy�szym napi�ciem. B�dzie to wielkie szcz�cie, je�li zdo�amy powr�ci� do Bazy o w�asnej mocy. Zbli�amy si� teraz do s�o�ca, z kt�rego wkr�tce ukszta�tuje si� Nova. Wybuch nast�pi za siedem godzin, z tolerancj� nie przekraczaj�ca jednej godziny, co zostawia nam na badanie oko�o czterech godzin. W tym uk�adzie s�onecznym zniszczonych b�dzie dziesi�� planet, a na trzeciej istnieje cywilizacja. Fakt ten zosta� odkryty ledwo przed kilku dniami. Naszym tragicznym zadaniem jest nawi�zanie kontaktu ze skazan� ras�, i, je�li mo�na, ocalenie jej cz�ci. Wiem, jak ma�o mo�emy zrobi� w tak kr�tkim czasie i z pomoc� jednego statku. Ale �aden inny nie zdo�a tam dotrze� przed momentem wybuchu.
W czasie d�ugiej przerwy, jaka teraz zapad�a, nie by�o �adnego d�wi�ku ani ruchu na ca�ym pot�nym statku mkn�cym w milczeniu ku wyznaczonym �wiatom. Alveron wiedzia�, co my�l� jego towarzysze. Pr�bowa� odpowiedzie� na ich nie wyra�one pytanie.
- Dziwi was zapewne, jak mo�na by�o dopu�ci� do takiej katastrofy, najwi�kszej z dot�d nam znanych. Pod jednym wzgl�dem mog� was uspokoi�. Winy nie ponosi Patrol Badawczy.
Jak wiadomo, przy stanie obecnym naszej floty - blisko dwana�cie tysi�cy statk�w - mo�na przebada� ka�dy z o�miu miliard�w uk�ad�w s�onecznych Galaktyki w odst�pach oko�o miliona lat. Wi�kszo�� �wiat�w ma�o si� zmienia w tak kr�tkim okresie.
Nieca�e czterysta tysi�cy lat temu statek badawczy S 5600 zbada� planety uk�adu, do kt�rego si� zbli�amy. Nie znalaz� inteligencji na �adnej, cho� na trzeciej planecie kwit�o bujne �ycie zwierz�ce, a dwie inne by�y niegdy� zamieszka�e. Z�o�ono jak zwykle raport i nast�pne badanie systemu mia�o si� odby� za sze��set tysi�cy lat.
Okazuje si� teraz, �e w niebywale kr�tkim okresie od ostatniego badania w uk�adzie tym powsta�o �ycie inteligentne. Pierwsz� wskaz�wk� by�y nieznane sygna�y radiowe odebrane na planecie Kulath w uk�adzie X 29. 35, X 34. 76, Z 27. 93. Dokonano pomiar�w i okaza�o si�, �e sygna�y pochodz� z uk�adu, jaki le�y przed nami.
Kulath znajduje si� o dwie�cie lat �wietlnych st�d, a zatem fale radiowe by�y w drodze przez dwa stulecia. Tyle wi�c czasu co najmniej istnia�a cywilizacja na jednej z tych planet, cywilizacja zdolna wytwarza� fale elektromagnetyczne, czyli okre�lonego rz�du.
Podj�to natychmiastowe teleskopowe badania uk�adu i w�wczas stwierdzono, �e jego s�o�ce znajduje si� w fazie niesta�ej, poprzedzaj�cej powstanie gwiazdy nowej. Wybuch nast�pi� m�g� ka�dej chwili. M�g� nawet si� wydarzy� i wtedy, gdy fale radiowe by�y jeszcze w drodze na Kulath.
Natychmiast ustawiono na uk�ad hyperchronoanalitory umieszczone na Kulath II. Wykaza�y one, �e wybuch jeszcze nie nast�pi�, lecz spodziewa� go si� nale�y za kilka godzin. Gdyby Kulath by� o cz�stk� roku �wietlnego dalej od tego s�o�ca, nigdy nie dowiedzieliby�my si�, �e w tym uk�adzie istnia�a cywilizacja.
Administrator Kulatha niezw�ocznie si� porozumia� z Baz� Sektora i wydano mi rozkaz natychmiastowego udania si� do tego uk�adu. Celem naszym jest uratowanie cho� cz�ci skazanej rasy, je�li jeszcze �yje. Przypuszczamy jednak, �e cywilizacja posiadaj�ca radio mog�a zabezpieczy� si� przed wzrostem temperatury, jaki ju� zapewne nast�pi�.
Nasz statek, wraz ze swymi obiema �odziami zbada poszczeg�lne odcinki planety. Komandor Torkalee obejmie ��d� l, komandor Orostron - ��d� 2. B�d� mieli nieca�e cztery godziny na wykonanie zadania. Z up�ywem tego czasu musz� powr�ci� na statek. Ruszymy bowiem st�d z nimi albo te� bez nich. Obydwu komandor�w prosz� do hali kontrolnej, gdzie im wydam szczeg�owe instrukcje.
To wszystko. Za dwie godziny wchodzimy w atmosfer�.
Na planecie zwanej niegdy� Ziemi� dogasa�y p�omienie: wszystko ju� by�o spalone. Olbrzymie lasy, kt�re po zanikni�ciu miast pokry�y planet� jak gigantyczna fala, tworzy�y teraz �arz�ce si� warstwy w�gla i tylko dym owych pogrzebowych stos�w zasnuwa� jeszcze niebo. Nie by�a to jednak ostatnia godzina, gdy� ska�y powierzchni dot�d si� nie rozpu�ci�y. W�r�d opar�w widnia�y mgliste zarysy l�du, lecz patrz�cym ze zbli�aj�cego si� statku nic to nie m�wi�o. Ich mapy pochodzi�y z czasu, po kt�rym przysz�o wiele epok lodowcowych i niejeden potop.
S 9000 min�� Jowisza i stwierdzi� od razu, �e �adna forma �ycia istnie� nie mo�e w oceanach zg�szczonych, p� p�ynnych i p� gazowych w�glowodan�w, w�ciekle wybuchaj�cych w niezwyk�ej temperaturze s�o�ca. Marsa i reszty planet nie zauwa�ono, a Alveron zrozumia�, �e planety bli�sze s�o�ca ni� Ziemia s� ju� zapewne p�ynne. �Wszystko przemawia za tym - pomy�la� ze smutkiem - �e tragedia nieznanej rasy ju� si� dokona�a. Mo�e to i lepiej� - orzek� w g��bi duszy. Statek m�g� zabra� ledwie kilkaset os�b i zagadnienie wyboru przyt�acza�o mu serce.
Do hali kontrolnej wszed� Rugon, zast�pca kapitana i szef ��czno�ci. Od godziny pr�bowa� wykry� fale radiowe z Ziemi, ale na pr�no.
- Przybywamy za p�no - obwie�ci� pos�pnie. - Zbada�em wszystkie pasma, ale eter milczy, z wyj�tkiem naszych stacji i programu nadanego dwie�cie lat temu z Kulatha. W tym uk�adzie nie ma ju� �adnych fal.
Z p�ynnym wdzi�kiem, nieosi�galnym dla istot dwunogich, zbli�y� si� do olbrzymiego wizoekranu, Alveron milcza�: spodziewa� si� tego.
Ekran zajmowa� ca�� �cian� hali. By� to wielki, czarny prostok�t, kt�ry stwarza� wra�enie bezgranicznej g��bi. Trzema delikatnymi, lecz nies�ychanie sprawnymi czu�kami Rugon dotkn�� tarcz selekcyjnych i ekran zap�on�� tysi�cem punkt�w �wietlnych. Pole gwiezdne przesuwa�o si� szybko, a Rugon nastawi� projektor na odbi�r samego s�o�ca.
�aden cz�owiek na Ziemi nie rozpozna�by potwornych kszta�t�w, jakie wype�ni�y ekran. �wiat�o s�o�ca nie by�o ju� bia�e. Wielkie, niebiesko-fio�kowe chmury zasnu�y po�ow� jego powierzchni wyrzucaj�c w przestrze� kolosalne j�zory ognia. Jeden taki j�zor wyskoczy� z fotosfery daleko w g��b migaj�cych kr�g�w korony. Wygl�da�o to niby ogniste drzewo, wyros�e z powierzchni s�o�ca, wysokie na p� miliona mil, o p�omiennych konarach powiewaj�cych w przestrzeni z szybko�ci� setek mil na sekund�.
- My�l� - rzek� wreszcie Rugon - �e nic nie masz do zarzucenia obliczeniom astronomicznym. Na wszelki wypadek...
- O, nam nic nie grozi - odpar� spokojnie Alveron. - Rozmawia�em z obserwatorium planety Kulath i przeprowadzili dodatkowe badania z pomoc� naszych instrument�w. Odchylenie jednogodzinne obejmuje dodatkowy margines bezpiecze�stwa, kt�rego nie chc� mi poda� z obawy, abym nie uleg� pokusie przed�u�enia pobytu. Spojrza� na tablic� rozdzielcz�.
- Pilot powinien by� ju� wprowadzi� nas w atmosfer�. Przesu� ekran z powrotem na planet�. W�a�nie ruszyli!
Odczuli nag�y wstrz�s, rozleg�y si� dzwonki alarmowe, po czym wszystko ucich�o. Na ekranie dwa smuk�e pociski strzeli�y w stron� wy�aniaj�cej si� masy Ziemi. Jaki� czas sz�y obok siebie, potem rozdzieli�y si� i jeden znik� raptownie wkraczaj�c w cie� planety.
Wielki macierzysty statek opu�ci� si� powoli w �lad za nimi i wkroczy� w obr�b szalej�cych burz, kt�re r�wna�y z ziemi� opustosza�e miasta Cz�owieka.
P�kul�, na kt�r� lecia�a ��d� Orostrona, spowija�a noc. Podobnie jak Torkalee mia� on dokona� zdj�� i nagra�, a nast�pnie zda� spraw� statkowi macierzystemu. Na �odzi zwiadowczej nie by�o miejsca dla pasa�er�w czy pobranych pr�bek. Gdyby miano nawi�za� bezpo�redni kontakt z mieszka�cami planety, S 9000 przyby�by natychmiast. Nie by�o zreszt� czasu na rozmowy. W razie powik�a�, ratownictwa nale�a�o dokona� si��, maj�c p�niej czas na wyja�nienia.
Obr�cony w ruin� l�d sk�pany by� w ponurym, migotliwym �wietle, gdy� nad po�ow� planety ja�nia�a ogromna zorza. Ale ekran �odzi dawa� obraz niezale�ny od zewn�trznego �wiat�a i ukazywa� wyra�nie pustkowie nagich ska�, kt�re nigdy chyba nie zna�y �adnej formy �ycia. Lecz ten pustynny obszar musia� si� gdzie� ko�czy�. Orostron zwi�kszy� szybko�� do maksimum, jakie m�g� ryzykowa� w tak g�stej atmosferze.
Maszyna przebi�a si� przez burz� i nagie ska�y zacz�y teraz wyrasta� coraz bli�ej. Przed nimi ci�gn�� si� wielki �a�cuch g�r, szczytami zanurzony w czarnych od dymu chmurach. Orostron skierowa� na nie badajnik i na ekranie g�ry wyda�y si� niebezpiecznie bliskie. Poderwa� maszyn� wzwy�. Trudno by�o wprost wyobrazi� sobie mniej obiecuj�cy teren dla ognisk cywilizacji. Namy�la� si� wi�c, czy nie zmieni� kierunku. Lecz postanowi� wytrwa�. W pi�� minut p�niej otrzyma� nagrod�.
Daleko pod nimi le�a�a p�asko �ci�ta g�ra. Ca�y jej wierzcho�ek zosta� usuni�ty, co musia�o by� dzie�em wspania�ych umys��w. W poprzek sztucznej platformy, g�adko wykutej w skale, wznosi�a si� skomplikowana budowla metalowych rusztowa� podtrzymuj�cych mn�stwo olbrzymich maszyn. Orostron zatrzyma� ��d� i spiral� opu�ci� si� na g�r�.
Obraz na ekranie by� teraz absolutnie czysty, bez zm�ce�. Rusztowanie podtrzymywa�o dziesi�tki ogromnych metalowych luster, skierowanych w niebo pod k�tem 45 stopni. Lustra by�y cokolwiek wkl�s�e, a w soczewce ka�dego znajdowa� si� skomplikowany mechanizm. Ca�o�� mia�a wygl�d imponuj�cy i planowany z rozmachem. Wszystkie lustra nakierowane by�y na ten sam skrawek nieba - lub jaki� punkt poza nim.
Orostron zwr�ci� si� do koleg�w.
- Wygl�da mi to na jakie� obserwatorium - rzek�. - Czy kto� z was widzia� kiedy podobn� instalacj�?
Klarten, wieloczu�kowy, tr�jno�ny mieszkaniec zespo�u planetarnego na skraju Drogi Mlecznej, mia� pogl�d odmienny.
- To sprz�t telekomunikacyjny. Reflektory s�u�� dla skupienia fal elektromagnetycznych. Widzia�em ju� takie urz�dzenia chyba na setce planet. Mo�e to nawet ta stacja, kt�r� odebra� Kulath, cho� nie przypuszczam, gdy� lustra tej wielko�ci da�yby bardzo w�ski zakres.
- Ale to t�umaczy, dlaczego Rugon nie m�g� wykry� �adnych fal radiowych przed naszym l�dowaniem - wtr�ci� Hansur II, jeden z dw�ch mieszka�c�w planety Thargon.
Orostron nie zgadza� si� z nimi.
- Je�li to radiostacja, to musia�a by� zbudowana dla po��cze� mi�dzyplanetarnych. Zwr��cie uwag� na ustawienie luster. Nie wierz�, aby rasa, kt�ra mia�a radio ledwo przez dwie�cie lat, mog�a rozwi�za� spraw� komunikacji kosmicznej. Nam zabra�o to sze�� tysi�cy lat.
- A nam trzy tysi�ce - rzek� Hansur II nie daj�c przyj�� do s�owa swemu bli�niakowi. Sp�r wisia� ju� w powietrzu, gdy Klarten zamacha� z przej�ciem czu�kami. Wskaza� automat nas�uchowy, kt�ry w��czy� w czasie rozmowy.
- Uwaga! S�uchajcie!
Nacisn�� prze��cznik i ca�� kabin� nape�ni� chrypliwy i j�cz�cy d�wi�k, wci�� zmieniaj�cy swe nat�enie, cho� pewne, trudne do okre�lenia tony stale si� powtarza�y.
Czterej badacze s�uchali uwa�nie przez chwil�. Wreszcie Orostron rzek�:
- Z ca�� pewno�ci� nie brzmi to jak mowa! �adna istota nie mo�e wydawa� tak szybkich d�wi�k�w!
Hansur I doszed� do tego samego wniosku.
- To program telewizyjny. Nie s�dzisz, Klarten?
- Tak - przyzna� Klarten - i ka�de lustro nadaje chyba odmienny program. Zastanawiam si�, dok�d s� skierowane? Przypuszczam, �e jedna z pozosta�ych planet uk�adu musi znajdowa� si� w ich zasi�gu. Mo�emy to �atwo sprawdzi�.
Orostron po��czy� si� z S 9000 i doni�s� o odkryciu. I Rugon i Alveron bardzo si� przej�li i przeprowadzili natychmiast kontrole astronomiczn�.
Wynik by� niespodziank� i rozczarowaniem. �adna z pozosta�ych dziewi�ciu planet nie le�a�a nawet w pobli�u linii transmisji. Ogromne zwierciad�a wycelowane by�y jak gdyby �lepo w przestrze�.
Nasuwa� si� jeden tylko wniosek i pierwszy sformu�owa� go Klarten.
- Mieli - rzek� - po��czenia mi�dzyplanetarne. Ale teraz stacja musi by� opuszczona i nadajniki zosta�y bez kontroli. Nie wy��czono ich i automatycznie nadaj� w tym samym kierunku.
- No, wkr�tce b�dziemy wiedzieli - odpar� Orostron. - Zamierzam l�dowa�.
Sprowadzi� maszyn� ostro�nie na poziom wielkich metalowych luster, min�� je i znalaz� si� na pozosta�ym odcinku ska�y. W odleg�o�ci stu metr�w, pod splotem stalowych rusztowa�, widnia� bia�y kamienny budynek. By� bez okien, ale mia� szereg drzwi w �cianie na wprost.
Orostron patrzy� z zazdro�ci� jak jego towarzysze wk�adali ochronne skafandry. Ale kto� musia� w �odzi pozosta�, aby utrzyma� kontakt ze statkiem macierzystym. Takie instrukcje wyda� Alveron i mia� zupe�n� racj�. Nigdy nie wiadomo, co mo�e si� zdarzy� na planecie badanej po raz pierwszy, a zw�aszcza w takich warunkach.
Trzej badacze wysiedli z wielk� ostro�no�ci� z komory powietrznej i wyregulowali antygrawitacyjne nat�enie skafandr�w. Po czym, ruchami w�a�ciwymi dla rasy ka�dego, podeszli do budynku, Hansurowie przodem, a Klarten tu� za nimi. Jego regulator grawitacyjny musia� mie� jakie� uszkodzenie, gdy� nagle upad� na ziemi�, czym roz�mieszy� koleg�w. Orostron widzia�, jak zatrzymali si� chwil� przed najbli�szymi drzwiami, a potem otworzyli je i znikli mu z oczu.
Orostron czeka� odt�d cierpliwie w�r�d szalej�cej doko�a burzy i przy �wietle zorzy coraz wspanialej ja�niej�cej na niebie. W um�wionych odst�pach ��czy� si� z macierzystym statkiem, a Rugon lakonicznie potwierdza�, �e odbiera jego sygna�y. Rozmy�la�, jak Torkalee radzi sobie z drugiej strony planety; nie m�g� z nim nawi�za� kontaktu wskutek zbyt silnej interferencji s�onecznej.
Klarten i Hansurowie szybko si� przekonali, �e przypuszczenia ich by�y na og� s�uszne. Budynek by� radiostacj�, teraz opuszczon�. Sk�ada� si� z jednej olbrzymiej sali i przyleg�ych do niej kilku ma�ych biur. W g��wnej hali d�ugimi szeregami sta�y elektryczne przyrz�dy. �wiat�a zapala�y si� i gas�y na setkach tablic kontrolnych, a nad d�ugim ci�giem pr�niowych lamp unosi�a si� czerwona �una.
Klarten nie znalaz� w tym nic nadzwyczajnego. Pierwsze aparaty radiowe zbudowane przez jego ras� odkopywano teraz w pok�adach sprzed miliarda lat. Cz�owiek, kt�ry posiada� sprz�t elektryczny zaledwie par� stuleci, nie m�g� rywalizowa� z ras�, pos�uguj�c� si� nim w czasach, gdy jeszcze nie by�o �ycia na Ziemi.
Mimo to grupa bada�a wn�trze budynku z otwartymi rejestratorami. Jeden problem nie by� rozwi�zany. Opuszczona stacja nadawa�a programy - lecz nie wiadomo sk�d. Szybko odszukali g��wn� tablic� rozdzielcz�. Mog�a regulowa� dziesi�tki r�wnoczesnych program�w, ale ich �r�d�o gin�o w pl�taninie kabli kryj�cych si� gdzie� pod ziemi�. Na statku macierzystym Rugon pr�bowa� zanalizowa� odbi�r i by� mo�e jego poszukiwania ujawni� punkt nadawania. Ale niepodobie�stwem by�o sprawdza� przewody, kt�re mog�y si� ci�gn�� wzd�u� ca�ych kontynent�w.
Nie tracili wi�c czasu na badanie opuszczonej stacji. Nie spodziewali si� dowiedzie� niczego nowego, a zreszt� szukali �lad�w �ycia, nie za� naukowych danych. Po kilku minutach ��d� opu�ci�a skalist� platform� kieruj�c si� w stron� r�wnin, le��cych przypuszczalnie poza �a�cuchem g�r. Na badania zosta�y nieca�e trzy godziny.
Zesp� tajemniczych luster znika� im w�a�nie z oczu, gdy nagle Orostrona uderzy�o pewne spostrze�enie. Mo�e mu si� tylko zdawa�o, ale w czasie, gdy czeka�, wszystkie lustra przesun�y si� jakby o niewielki k�t, r�wnowa�ny z obrotem Ziemi. Nie maj�c pewno�ci swoich spostrze�e�, pomin�� ten szczeg�. Zreszt� znaczy�oby to tylko, �e kierunkowy mechanizm nadal funkcjonuje.
Po kwadransie znale�li si� nad miastem. Olbrzymia metropolia ci�gn�a si� nad rzek�, kt�ra znik�a pozostawiaj�c szpetn� rozpadlin� wij�c� si� po�r�d wysokich gmach�w i pod mostami, sprawiaj�cymi teraz dziwne wra�enie.
Nawet z tej wysoko�ci wida� by�o, �e miasto jest opuszczone. A mieli ju� tylko dwie i p� godziny, wi�c nie by�o czasu na dalsze poszukiwania. Orostron postanowi� l�dowa� obok najwi�kszego budynku. Rozumowa�, �e je�li kto� jeszcze ocala�, to schroni� si� w budowlach najmocniejszych, zapewniaj�cych bezpiecze�stwo najd�u�ej. Nie mog�y go da� podziemia, cho�by wiod�ce a� do j�dra planety. Kataklizm by� nieuchronny. Nawet je�li ta rasa dotar�a do zewn�trznych planet, zag�ada i tam j� dosi�gnie. Op�niona jedynie o par� godzin, potrzebnych zab�jczym falom dla przemierzenia obszar�w s�onecznego uk�adu. Orostron nie m�g� wiedzie�, �e miasto opuszczone by�o nie od paru dni, lecz od przesz�o stulecia. Albowiem kultura miast, kt�ra przetrwa�a tyle cywilizacji, zgin�a wreszcie, gdy helikopter wprowadzi� komunikacj� powszechn�. W ci�gu paru pokole� wielkie masy ludzko�ci, wiedz�c, �e ka�dy punkt globu znajduje si� w bezpo�rednim zasi�gu, powr�ci�y do p�l i las�w, do kt�rych zawsze t�skni�y. Nowa cywilizacja mia�a urz�dzenia i �rodki, o jakich epoki wcze�niejsze nawet nie marzy�y. By�a jednak z istoty swej wiejsk� i nie zwi�zan� z mrowiskami z betonu i stali, jakie panowa�y dot�d przez wieki. Miasta istnia�y tylko jako wyspecjalizowane o�rodki bada�, administracji lub te� rozrywek. Inne pozostawiono w�asnemu losowi, gdy� rozbi�rka by�aby zbyt k�opotliwa. Kilkana�cie najwi�kszych metropolii i staro�ytne miasta uniwersyteckie ma�o co si� zmieni�y i mia�y takimi pozosta�. Lecz miasta, istniej�ce w oparciu o par�, �elazo i transport naziemny, przemin�y razem z przemys�em, kt�ry by� racj� ich bytu.
Tak wi�c, gdy Orostron czeka� wewn�trz �odzi, koledzy jego przebiegali mn�stwo nieko�cz�cych si� pustych korytarzy i opuszczonych sal, robi�c niezliczone zdj�cia, ale niczego si� nie dowiaduj�c o istotach, kt�re u�ywa�y tych gmach�w. By�y tam biblioteki, miejsca zebra� i narad, tysi�ce biur, a wszystko to puste i pokryte grub� warstw� kurzu. Gdyby nie radiostacja na skalistym gnie�dzie, badacze mogliby s�dzi�, �e ta planeta nie zna�a �ycia od wiek�w.
Skracaj�c sobie d�ugie chwile oczekiwania, Orostron zastanawia� si�, gdzie mog�y znikn�� te istoty. Mo�e, wiedz�c �e uj�� nie mog� zag�ady, wzajemnie si� pozabija�y? A mo�e wybudowa�y olbrzymie schrony w trzewiach planety i teraz, gdzie� pod jego stopami, miliony ich czekaj� nadej�cia ko�ca. Coraz bardziej sk�onny by� s�dzi�, �e nigdy si� nie dowie.
Dozna� nieomal ulgi, gdy przysz�a chwila wydania rozkazu powrotu. Wkr�tce ju� b�dzie wiedzia�, czy Torkalee mia� wi�cej szcz�cia. I chcia� ju� si� znale�� na macierzystym statku, gdy� oczekiwanie stawa�o si� coraz dotkliwsze. W jego m�zgu wci�� odzywa�a si� my�l: �A je�li astronomowie na Kulath pope�nili b��d?� Pragn�� ujrze� ju� wok� siebie �ciany S 9000. A jeszcze bardziej pragn�� wydosta� si� w przestworza kosmosu, z dala od tego z�owrogiego s�o�ca.
Gdy tylko za jego kolegami zamkn�a si� komora powietrzna, Orostron wzbi� drobn� ��d� pod niebo i nastawi� stery w kierunku na S 9000. Po czym zwr�ci� si� do przyjaci�.
- I co znale�li�cie? - spyta�.
Klarten wydoby� du�y zw�j p��tna i roz�o�y� na ziemi.
- Tak wygl�dali - powiedzia�. - Istoty dwunogie, z dwoma tylko ramionami. Mimo to, jak si� zdaje, dobrze sobie radzili. Mieli te� tylko dwoje oczu, chyba �e inne znajdowa�y si� z ty�u. Uda�o nam si�, �e to znale�li�my. Bo nic wi�cej nie zostawili.
Posta� na staro�ytnym olejnym malowidle patrzy�a kamiennym wzrokiem na trzy skupione nad ni� istoty. Ironia losu sprawi�a, �e obraz ocala�, gdy� nie przedstawia� �adnej warto�ci. W czasie ewakuacji miasta nikt nie zadba� o portret burmistrza Johna Richardsa, 1909-1974. Przez p�tora stulecia gromadzi� si� na nim kurz, a z dala od starych miast nowa cywilizacja osi�ga�a szczyty nie znane �adnej z dawniejszych kultur.
- To wszystko bodaj co�my znale�li - rzek� Klarten. - Miasto musia�o by� opuszczone od lat. My�l�, �e nasza wyprawa nie zda�a si� na nic. Je�li na tej planecie s� jakie �ywe istoty, ukry�y si� za dobrze, aby je mo�na by�o odnale��.
Orostron przyzna� mu racj�.
- Podj�li�my zadanie prawie niewykonalne - rzek�. - Gdyby�my mieli kilka tygodni zamiast kilku godzin, mogliby�my co� zdzia�a�. Kto wie, czy te istoty nie zbudowa�y schron�w podmorskich. Nikt o tym zdaje si� nie pomy�la�.
Spojrza� na wyznaczniki i sprostowa� kurs.
- Przybijemy ju� za pi�� minut. Alveron, jak wida�, szybko si� porusza. Ciekaw jestem, czy Torkalee co� znalaz�?
Znale�li S 9000 unosz�cy si� wysoko nad brzegiem p�on�cego l�du. Pozostawa�o trzydzie�ci minut i nie by�o ju� czasu do stracenia. Orostron zr�cznie wmanewrowa� ��d� do wyrzutni i grupa wysz�a z kabiny.
Oczekiwano ich niecierpliwie. Lecz Orostron spostrzeg� od razu, �e za�og� S 9000 powoduje nie tylko ciekawo��. Nim wymienili s�owo, wiedzia�, �e zasz�o co� z�ego.
- Torkalee nie wr�ci�. Jego grupa zgubi�a si�. Musimy i�� na ratunek. Wyniki bada� om�wimy w hali kontrolnej.
Od samego pocz�tku Torkalee mia� wi�cej szcz�cia ni� Orostron. Posuwa� si� wzd�u� strefy zmierzchu, unikaj�c niezno�nego blasku s�o�ca, a� znalaz� si� nad brzegiem zewn�trznego morza. By�o to bardzo m�ode morze, jedno z najnowszych dzie� Cz�owieka, i pokrywa�o teren, kt�ry jeszcze sto lat temu przedstawia� pustyni�. Za par� godzin b�dzie znowu pustyni�, gdy� woda wrza�a i chmury pary unosi�y si� a� pod niebo. Nie zdo�a�y jednak�e zakry� wielkiego, bia�ego miasta, przegl�daj�cego si� w pi�knym jeziorze.
Torkalee wyl�dowa� na placu, gdzie nadal sta�y rz�dami lataj�ce maszyny. Ich konstrukcja by�a strasznie prymitywna, cho� wyko�czenie wspania�e; zbudowane by�y na zasadzie obrotowych �migie�. Nigdzie nie dostrzegli ani �ladu �ycia, ale odnie�li wra�enie, i� mieszka�cy musz� by� niedaleko. W niekt�rych oknach pali�o si� �wiat�o.
Torkalee pozosta�, a jego towarzysze bez zw�oki wyszli z �odzi. Przyw�dc� tej grupki, ze starsze�stwa rangi i rasy by� Tsinadree, kt�ry podobnie jak Alveron, urodzi� si� na jednej z najstarszych planet Centralnej Grupy S�o�c. Za nim wszed� Alarkane, nale��cy do jednej z najm�odszych ras Wszech�wiata, z czego by� ogromnie dumny. Poch�d zamyka�o jedno z najdziwniejszych stworze� z uk�adu Paladoru. By�o bezimienne, jak i inne na owej planecie, nie mia�o bowiem w�asnej to�samo�ci, b�d�c tylko ruchom�, ale zale�n� cz�stk� og�lnej �wiadomo�ci swej rasy. Cz�stki te od dawna ju� rozproszy�y si� po Galaktyce badaj�c niezliczone �wiaty, a mimo to jaki� nieznany czynnik wi�za� je z sob� tak nieroz��cznie jak �ywe kom�rki ludzkiego cia�a.
W j�zyku Paladoru nieznana by�a liczba pojedyncza. Istoty z tego uk�adu u�ywa�y zawsze okre�lenia �my�.
Badacze stan�li z zak�opotaniem przed wielkimi drzwiami okaza�ego budynku, cho� ka�de ludzkie dziecko mog�oby im wyja�ni� sekret. Tsinadree, nie trac�c czasu na namys�y, skomunikowa� si� wprost z Torkalee. Nast�pnie wszyscy trzej odskoczyli, a dow�dca zmieni� po�o�enie �odzi. Nast�pi� gwa�towny wybuch p�omienia i masywne, stalowe drzwi rozb�ys�y po brzegach, a potem znik�y. Kamienne odrzwia jeszcze si� �arzy�y, gdy grupa szybko wkroczy�a do wn�trza o�wietlaj�c drog� reflektorami.
Reflektory okaza�y si� zb�dne. Przed nimi widnia�a olbrzymia sie� o�wietlona blaskiem jarzeniowych lamp pod sufitem. Na prawo i lewo rozchodzi�y si� d�ugie korytarze, a przed nimi wznosi�a si� imponuj�ca klatka schodowa, prowadz�ca do g�rnych pi�ter.
Tsinadree waha� si� przez chwil�. Poniewa� jednak wyb�r by� oboj�tny, poprowadzi� swych towarzyszy pierwszym korytarzem.
Czuli teraz wyra�nie, �e �ycie jest gdzie� blisko.
Lada moment oczekiwali spotkania z mieszka�cami planety. Gdyby przybrali wrog� postaw�, czego nie mo�na by wzi�� im za z�e, badacze postanowili u�y� niezw�ocznie paralizator�w.
Napi�cie wzros�o jeszcze, gdy weszli do pierwszej sali. Opad�o wszak�e, gdy zobaczyli tam tylko maszyny - d�ugie szeregi maszyn, milcz�cych i nieruchomych. Wzd�u� �cian sta�y tysi�ce metalowych pude�, tworz�c jak gdyby drugi, wewn�trzny mur. To by�o wszystko. �adnych innych sprz�t�w, nic opr�cz dziwnych maszyn i tajemniczych pude�.
Alarkane, najszybszy z ca�ej tr�jki, zbada� zawarto�� pude�. Sk�ada�a si� z tysi�cy arkuszy cienkiego, lecz trwa�ego materia�u, pokrytego mn�stwem otwor�w i znak�w. Paladorczyk wzi�� jeden z arkuszy, Alarkane za� dokona� zdj�� maszyn i sali. Potem wyszli. Ca�e to urz�dzenie, jeden z cud�w �wiata, nic im nie m�wi�o. Oko �yj�cych istot nigdy ju� nie zobaczy wspania�ego zespo�u analizator�w Holleritha ani pi�ciu miliard�w perforowanych kart, zawieraj�cych wszystko, co mo�na by�o wiedzie� o ka�dym m�czy�nie, kobiecie i dziecku na planecie.
Nie ulega�o kwestii, �e budynek by� do niedawna w u�yciu. Z rosn�cym podnieceniem badacze przeszli do nast�pnej sali. Znale�li tam olbrzymi� bibliotek�. Miliony ksi��ek sta�y na setkach tysi�cy p�ek. Zgromadzono tu, cho� badacze nie mogli o tym wiedzie� teksty wszystkich praw, jakie cz�owiek kiedykolwiek wyda�, oraz wszystkich m�w, jakie wyg�oszono w jego przedstawicielstwach ustawodawczych.
Tsinadree rozwa�a� dalszy plan dzia�ania, gdy Alarkane zwr�ci� mu uwag� na jedn� z pobliskich p�ek. W przeciwie�stwie do reszty by�a na wp� pusta. Doko�a le�a�y ksi��ki porozrzucane na ziemi, jakby kto� je upu�ci� w gwa�townym po�piechu. Znak wydawa� si� nieomylny. Inne istoty przesz�y t�dy niedawno.
Cho� pozostali nic nie widzieli, Alarkane, obdarzony niezwykle przenikliwymi zmys�ami, dostrzeg� s�abe, ale wyra�ne �lady k� na ziemi. Dostrzeg� nawet odciski st�p, lecz nie m�g� ustali� kierunku, nie wiedz�c nic o istotach, kt�re je zostawi�y.
Uczucie blisko�ci by�o teraz niezwykle silne, ale uczucie raczej blisko�ci w czasie ani�eli w przestrzeni. Alarkane wypowiedzia� my�l wszystkich.
- Te ksi�gi musia�y by� cenne, wi�c kto� sobie o nich przypomnia� i wr�ci� na ratunek. Znaczy to, �e zapewne w pobli�u znajduje si� miejsce schronu. Mo�e zreszt� trafimy na jakie� dalsze tropy.
Tsinadree przytakn��, ale Paladorczyk by� przeciwny szukaniu trop�w.
- To bardzo prawdopodobne, ale schron mo�e okaza� si� trudny do znalezienia, a zosta�y nam tylko dwie godziny. Nie tra�my wi�c czasu, je�li chcemy kogo� uratowa�.
Grupa ruszy�a naprz�d, zatrzymuj�c si� tylko dla zabrania kilku ksi��ek, kt�re mog�y si� przyda� naukowcom w Bazie, cho� nale�a�o w�tpi�, czy przek�ad jest wykonalny. Jak si� okaza�o, gmach sk�ada� si� g��wnie z niewielkich sal, a wsz�dzie by�y oznaki niedawnego pobytu. Wsz�dzie panowa� �ad i porz�dek, tylko w paru salach trafili na stan odwrotny. Szczeg�lnie jeden pok�j wygl�da� tak, jakby przeszli tu niszczyciele. Pod�oga by�a usiana strz�pami papieru, meble pogruchotane, a przez rozbite okna wali�y k��by dymu z po�ar�w p�on�cych na zewn�trz.
Tsinadree by� mocno zaniepokojony.
- Chyba �adne niebezpieczne zwierz� nie mog�o si� tu dosta�! - wykrzykn�� si�gaj�c po paralizator.
Alarkane nic nie odpowiedzia�. Zacz�� wydawa� dokuczliwy d�wi�k zwany przez jego ras� ��miechem�. Min�o kilka minut, zanim m�g� wyja�ni�, co go tak ubawi�o.
- Tego nie zrobi�o �adne dzikie zwierz� - powiedzia�. - Wyt�umaczenie jest chyba bardzo proste. Przypu��my, �e kto� z nas ca�e �ycie pracowa� w tym pokoju, rok po roku zestawiaj�c r�ne materia�y. I nagle dowiaduje si�, �e nigdy nie uko�czy swej pracy, �e musi j� porzuci� na zawsze. Ma�o tego: nikt tutaj wi�cej nie przyjdzie. Wszystko si� sko�czy�o. Co by� zrobi� wychodz�c, Tsinadree?
Tamten namy�la� si� chwil�.
- My�l�, �e uporz�dkowa�bym swoje papiery i wyszed�. Tak w�a�nie sta�o si� pewnie we wszystkich pozosta�ych salach.
Alarkane zn�w si� roze�mia�.
- Wierz�, �e tak by� post�pi�. Ale niekt�re jednostki maj� odmienn� psychologi�. Mnie na przyk�ad podoba si� istota, kt�ra tu pracowa�a.
Nie udzieli� dalszych wyja�nie�, a jego koledzy po namy�le przestali si� g�owi� nad wyja�nieniem zagadki.
Doznali prawdziwego wstrz�su, gdy Torkalee wyda� rozkaz powrotu. Zebrali sporo danych, ale nie trafili na �lad mog�cy ich zaprowadzi� do miejsca schronu mieszka�c�w planety. Problem by� nadal nie do rozgryzienia i, jak wida�, nie mia� by� ju� nigdy rozwi�zany. Do odlotu S 9000 pozostawa�o zaledwie czterdzie�ci minut.
Byli w po�owie drogi powrotnej do �odzi, gdy ujrzeli �ukowate przej�cie wiod�ce do podziemi gmachu. Styl budowli by� zupe�nie inny ni� w pozosta�ych cz�ciach, a �agodny sk�on zej�cia stanowi� przyjemn� zach�t� dla istot znu�onych chodzeniem po marmurowych schodach, kt�re chyba tylko dwunogom mog�y odpowiada�. Najbardziej wyrzeka� na nie Tsinadree, kt�ry pos�ugiwa� si� zwykle dwunastu odn�ami, ale w razie po�piechu m�g� u�y� dwudziestu, cho� nikt jeszcze takiego wypadku nie widzia�.
U progu stan�li i spojrzeli w d�. Wszystkich trzech ogarn�a ta sama my�l: tunel wiod�cy do g��bin Ziemi.
Mo�e na jego ko�cu znajd� poszukiwanych mieszka�c�w planety i ocal� przynajmniej niekt�rych. W razie potrzeby zd��yliby jeszcze wezwa� statek macierzysty.
Tsinadree zasygnalizowa� dow�dcy i Torkalee natychmiast przesun�� ��d�. Znajdowa�a si� teraz nad wylotem tunelu. W wypadku konieczno�ci Torkalee m�g� przebi� si� b�yskawicznie przez dwana�cie pi�ter dziel�cych go od badaczy. Bo na normaln� drog� przez labirynt korytarzy i przej�� mog�o nie by� ju� czasu. Z drugiej strony dotarcie do ko�ca tunelu nie powinno trwa� d�ugo.
Zaj�o trzydzie�ci sekund. Drugi wylot prowadzi� do dziwnej cylindrycznej sali, gdzie wzd�u� �cian znajdowa�y si� wspaniale wy�cie�ane siedzenia. Innego wyj�cia z sali nie by�o i Alarkane dopiero po chwili zrozumia� jej przeznaczenie. Szkoda tylko, pomy�la�, �e ju� nigdy z niej nikt nie skorzysta. Wtem us�ysza� krzyk Tsinadree. Odwr�ci� si� i zobaczy�, �e wej�cie bezszelestnie zamkn�o si� za nimi.
Mimo paniki, jakiej dozna�, Alarkane nie m�g� powstrzyma� si� od podziwu: - B�d� co b�d� umieli budowa� urz�dzenia automatyczne!
Paladorczyk przem�wi� pierwszy. Wskaza� czu�kiem siedzenia.
- Zdaje si� nam, �e mo�emy usi��� - rzek�. Jego wieloosobowy umys� zanalizowa� ju� sytuacj� i wiedzia�, co teraz nast�pi.
Wkr�tce potem z kraty u stropu rozleg�o si� niskie brz�czenie i po raz ostatni w dziejach Ziemi da� si� s�ysze� martwy, co prawda, g�os ludzki. S�owa by�y niezrozumia�e, ale uwi�zieni badacze �atwo si� domy�lali znaczenia.
- Prosz� usi��� i wybra� stacje.
R�wnocze�nie zapali�y si�. lampy o�wietlaj�c tablic� na �cianie. Pokrywa� j� prosty diagram, na kt�rym widnia�o kilkana�cie kr��k�w po��czonych lini�. Obok ka�dego kr��ka figurowa�y napisy opatrzone dwoma guzikami r�nych kolor�w.
Alarkane spojrza� pytaj�co na kierownika.
- Nie dotykaj - rzek� Tsinadree. - Je�li nie b�dziemy rusza� prze��cznik�w, mo�e drzwi si� otworz�.
By� w b��dzie. In�ynierowie, tw�rcy automatycznego podziemia, zak�adali, �e ka�dy, kto tu wejdzie, zechce oczywi�cie dok�d� si� uda�. Je�li nie wybrali �adnej stacji po�redniej, mogli jecha� tylko do stacji ko�cowej.
Min�a dalsza chwila: automaty i thyratrony czeka�y rozkaz�w. W ci�gu owych trzydziestu sekund, gdyby wiedzieli, co nale�y zrobi�, mogli otworzy� drzwi i opu�ci� podziemie. Ale nie znaj�c urz�dze� byli bezradni, a maszyny, przystosowane do psychologii ludzkiej, dzia�a�y za nich.
Wzrost szybko�ci by� niezbyt du�y i materacowane �ciany stanowi�y luksus, nie za� konieczno��. Ledwo dostrzegalne drgania wskazywa�y na pr�dko��, z jak� p�dzili przez wn�trze Ziemi nie znaj�c kresu podr�y. A za trzydzie�ci minut S 9000 opuszcza� uk�ad s�oneczny.
W�r�d g�uchego milczenia Tsinadree i Alarkane dokonywali w my�li po�piesznych rozwa�a�. To samo czyni� Paladorczyk, chocia� na inny spos�b. Poj�cie osobistej �mierci nie istnia�o dla niego, gdy� zniszczenie poszczeg�lnej jednostki by�o dla zbiorowego umys�u tym, co utrata skrawka paznokcia dla cz�owieka. Umia� jednak cho� z wielkim trudem, wczu� si� w po�o�enie inteligencji indywidualnych, takich jak Alarkane i Tsinadree, pragn�� wi�c im dopom�c.
Alarkane zdo�a� nawi�za� kontakt z Torkalee pos�uguj�c si� nadajnikiem podr�cznym, ale sygna� by� s�aby i coraz bardziej zanika�. W paru s�owach obja�ni� sytuacj� i zaraz potem sygna�y sta�y si� wyra�niejsze. Torkalee pod��a� nad ziemi� wzd�u� trasy maszyny p�dz�cej ku nieznanemu im przeznaczeniu. By�a to pierwsza wskaz�wka, �e podr�uj� z szybko�ci� tysi�ca mil na godzin�, a niebawem Torkalee da� im zna�, �e si� zbli�aj� do morza. P�ki byli pod ziemi� istnia�a s�aba nadzieja zatrzymania maszyny i ocalenia. Ale spod dna oceanu nie mog�y ich wyratowa� wszystkie m�zgi i urz�dzenia statku macierzystego. Straszliwszej pu�apki nie mo�na by�o wymy�li�.
Tsinadree z wielk� uwag� studiowa� diagram na �cianie. Sens jego by� oczywisty. Wzd�u� linii ��cz�cej k�ka posuwa� si� ma�y punkcik �wietlny. By� ju� w po�owie drogi do pierwszej z oznaczonych stacji.
- Nacisn� guzik - rzek� wreszcie Tsinadree. - Na pewno to nie zaszkodzi, a mo�emy si� czego� dowiedzie�.
- Zgoda. Kt�ry chcesz wypr�bowa�?
- S� tylko po dwa, wi�c nie zrobi r�nicy, je�li za pierwszym razem si� pomyl�. My�l�, �e pierwszy s�u�y do uruchomienia maszyny, a drugi do zatrzymania.
Alarkane nie mia� wielkich nadziei.
- Ruszy�a bez naciskania - rzek�. - Musi by� ca�kowicie zautomatyzowana i st�d nie mo�emy ni� wcale kierowa�.
Tsinadree by� odmiennego zdania.
- Guziki s� wyra�nie zwi�zane ze stacjami i nie mia�yby sensu, gdyby nie mo�na ich u�y� dla zatrzymania. Chodzi tylko o w�a�ciwy guzik.
Wniosek by� najzupe�niej s�uszny. Maszyn� mo�na by�o zatrzyma� na ka�dej po�redniej stacji. Byli w drodze zaledwie dziesi�� minut i gdyby teraz mogli si� wydosta�, nie doznaliby szkody.
Pech tylko sprawi�, �e Tsinadree nacisn�� najpierw niew�a�ciwy guzik.
Punkcik �wietlny przesun�� si� na diagramie przez o�wietlony kr��ek bez zwalniania szybko�ci. Jednocze�nie Torkalee odezwa� si� z �odzi:
- Przeszli�cie pod jakim� miastem i zmierzacie do morza. Najbli�szy przystanek nie mo�e by� pr�dzej ni� za tysi�c mil.
Alveron straci� wszelk� nadziej� znalezienia �ycia na tej planecie. S 9000 przebada� po�ow� globu, nigdzie nie zatrzymuj�c si� d�u�ej, ale raz po raz opuszczaj�c si� dla zwr�cenia na siebie uwagi. Bez skutku. Ziemia zdawa�a si� wymar�a. Je�li jacy� jej mieszka�cy zostali przy �yciu, my�la� Alveron, ukryli si� chyba w takich g��binach, gdzie nikt ich nie dosi�gnie, a gdzie ich los i tak jest przes�dzony.
Gdy Rugon doni�s� o kl�sce, jaka spotka�a grup� badaczy, wielki statek zaniecha� bezowocnych dalszych poszukiwa� i pop�yn�� nad ocean, gdzie Torkalee w swojej �odzi �ledzi� bieg podziemnej maszyny.
Widowisko by�o przera�aj�ce. Od czas�w narodzin Ziemi morze nie wygl�da�o jak dzi�. Huragan o szybko�ci kilkuset mil na godzin� wzdyma� prawdziwe g�ry wody. Nawet w tej odleg�o�ci od l�du powietrze pe�ne by�o lataj�cych szcz�tk�w: drzew, cz�ci dom�w, wielkich kawa��w blachy, wszystkiego, co nie by�o wbudowane w ziemi�. Przy takim wichrze nie utrzyma�by si� w powietrzu �aden zwyk�y samolot. A g�ry wodne wpada�y na siebie z tak op�ta�czym hukiem, �e zag�usza�y nawet ryk burzy.
Na szcz�cie nie by�o dot�d powa�niejszych trz�sie� ziemi.
G��boko pod dnem oceanu, wspania�y tw�r in�ynierii, prywatna podziemna kolej pr�niowa prezydenta �wiata, dzia�a� bez zarzutu. Wp�yw zniszcze� na powierzchni tu nie dociera�. Wi�c kolej funkcjonowa� b�dzie a� do ostatniej chwili istnienia Ziemi, co, je�li astronomowie nie byli w b��dzie, mia�o nast�pi� za jakie pi�tna�cie minut lub niewiele d�u�ej. Mniej wi�cej tyle. Alveron da�by du�o, by zna� ten termin z zupe�n� dok�adno�ci�. Uwi�ziona grupa nie mog�a dotrze� do l�du przed up�ywem prawie godziny. Szans� ratunku by�y wi�c znikome.
Alveron mia� �cis�e instrukcje. Ale i bez tego nigdy by nie wystawi� na ryzyko powierzonego mu wielkiego statku. Gdyby by� cz�owiekiem, decyzja porzucenia uwi�zionych cz�onk�w za�ogi przysz�aby mu z trudem. Ale nale�a� do rasy znacznie wra�liwszej ni� ludzka, rasy, kt�ra tak ukocha�a warto�ci duchowe, �e tylko z najwy�sz� niech�ci� obj�a przed wiekami kontrol� Wszech�wiata, gdy� ona jedna dawa�a gwarancj� sprawiedliwo�ci. I teraz Alveron musia� skupi� wszystkie swoje nadludzkie si�y, aby sprosta� zadaniu najbli�szych paru godzin.
W tym samym czasie, na mil� pod dnem oceanu, Alarkane i Tsinadree wprawili w gor�czkowy ruch osobiste swoje nadajniki. Kwadrans to bardzo ma�o czasu na uporz�dkowanie spraw ca�ego �ycia. Mo�na co najwy�ej zamieni� kilka s��w po�egnalnych, wa�niejszych w takiej chwili od wszystkich innych rzeczy.
Paladorczyk natomiast milcza� i trwa� bez ruchu. Tamci dwaj, pogodziwszy si� z losem i zaj�ci w�asnymi sprawami, nie zwracali na niego uwagi. Tote� zdumieli si�, gdy nagle zacz�� m�wi� w�a�ciwym sobie oboj�tnym tonem.
- Widzimy, �e czynicie pewne przygotowania dotycz�ce waszej przewidywanej zag�ady. Ale przygotowania te b�d� zapewne zb�dne. Kapitan Alveron liczy, �e nas ocali, je�li tylko zdo�amy zatrzyma� t� maszyn�, kiedy zn�w si� znajdziemy pod l�dem.
Tsinadree i Alarkane byli tak zdumieni, �e na chwil� zamilkli. A potem wykrzykn�li obydwaj: - Sk�d o tym wiecie?
Pytanie by�o niem�dre, gdy� na S 9000 by�o wielu Paladorczyk�w - je�li mo�na to tak okre�li� - dzi�ki czemu towarzysz ich wiedzia� o wszystkim, co si� dzieje na statku macierzystym. Alarkane nie czeka� na wyja�nienia, lecz doda�: - Alveron tego nie zrobi! Nie mo�e tak ryzykowa�!
- Nie b�dzie �adnego ryzyka - rzek� Paladorczyk. - Powiedzieli�my Alveronowi, co ma zrobi�. W�a�ciwie to bardzo proste.
Alarkane i Tsinadree spojrzeli na� z podziwem, a troch� i przera�eniem. Domy�lali si�, co si� sta�o. W momentach krytycznych poszczeg�lne cz�stki sk�adaj�ce si� na umys� paladorski mog�y si� ��czy� tworz�c organizm r�wnie zwarty, jak fizyczny m�zg. Powstawa� w�wczas intelekt pot�niejszy ni� jakikolwiek inny we Wszech�wiecie. Sprawy zwyk�e mog�o rozwi�za� par�set lub par� tysi�cy cz�stek. Rzadko kiedy potrzebne by�y miliony. A w dw�ch historycznych wypadkach miliardy cz�stek ca�ej �wiadomo�ci paladorskiej zespoli�y si� dla sprostania trudno�ciom gro��cym ich rasie. Umys� Paladoru nale�a� do najwi�kszych zasob�w intelektualnych Wszech�wiata. W pe�nej skali nigdy prawie nie by� potrzebny, ale fakt, �e mo�na z niego korzysta� by� niezmiernie krzepi�cy dla wszystkich innych ras. Alarkane pomy�la�, ile te� w tym wypadku wsp�dzia�a�o cz�stek. Zastanawia� si� tak�e nad przyczyn�, kt�ra skupi�a ich uwag� na tak podrz�dnym w gruncie rzeczy zdarzeniu.
Na ostatnie pytanie nigdy nie mia� uzyska� odpowiedzi. Nie domy�li� si� bowiem, �e mro�nie oboj�tny umys� Paladoru cechowa�a ludzka prawie pr�no��. Dawno temu Alarkane napisa� ksi��k�, w kt�rej wywodzi�, �e z czasem wszystkie inteligentne rasy wyrzekn� si� �wiadomo�ci indywidualnych i we Wszech�wiecie b�d� istnia�y tylko umys�y grupowe. Pisa� w swej pracy, i� Palador jest pierwszym z tych intelekt�w. Sprawi�o to wielk� przyjemno�� olbrzymiemu, rozproszonemu umys�owi.
Nie zd��yli zada� �adnych dalszych pyta�, gdy w ich odbiornikach odezwa� si� g�os Alverona:
- M�wi Alveron! Pozostajemy na tej planecie, p�ki nie dosi�gnie jej fala wybuchu, wi�c pewnie b�dziemy mogli was uratowa�. Zmierzacie do miasta nad morzem, przy obecnej szybko�ci b�dziecie tam za czterdzie�ci minut. Je�li wtedy nie zdo�acie zatrzyma� maszyny, wysadzimy tunel za wami i przed wami, aby pozbawi� wasz� maszyn� energii. Nast�pnie wywiercimy otw�r, aby was wydoby�. G��wny in�ynier m�wi, �e przy pomocy wielkich projektor�w wykona to w pi�� minut. Wi�c za niespe�na godzin� b�dziecie ocaleni, chyba �e s�o�ce wybuchnie wcze�niej.
- Ale gdyby to nast�pi�o, to i wy b�dziecie zniszczeni! Nie wolno wam tak ryzykowa�!
- O to si� nie k�opoczcie. Nic nam nie grozi. Kiedy s�o�ce wybuchnie, up�ynie kilka minut, nim fala osi�gnie szczyt. Poza tym jeste�my po przeciwnej stronie planety, za os�on� o�miu tysi�cy mil ska�y. Przy pierwszych oznakach wybuchu wyjdziemy z uk�adu s�onecznego trzymaj�c si� cienia planety. Pr�dko�� �wiat�a osi�gniemy przed opuszczeniem cienia, a wtedy s�o�ce nie b�dzie nam mog�o zaszkodzi�.
Tsinadree nadal ba� si� odzyska� nadziej�. W jego umy�le powsta�a nowa w�tpliwo��.
- A sk�d b�dziecie wiedzieli o pierwszych oznakach b�d�c po przeciwnej stronie planety?
- To bardzo proste - odpar� Alveron. - Planeta ma ksi�yc, widoczny obecnie na tej p�kuli. Nastawili�my teleskopy. Je�li ksi�yc wyka�e nag�y wzrost blasku, nasz statek ruszy automatycznie i b�dziemy wyrzuceni z uk�adu.
Logika by�a nieskazitelna. Alveron, ostro�ny jak zawsze, nie pozostawia� nic na los szcz�cia. Wiele minut musi up�yn�� zanim p�omienie wybuchaj�cego s�o�ca zniszcz� skalist� zapor� grubo�ci o�miu tysi�cy mil. A przez ten czas S 9000 uzyska bez trudu pr�dko�� �wiat�a.
Alarkane nacisn�� drugi guzik, gdy byli jeszcze daleko od wybrze�a. Przypuszcza�, �e maszyna nie zatrzymuje si� mi�dzy stacjami, �e wi�c na razie nic si� nie stanie. I nie m�g� wprost uwierzy�, gdy w par� minut p�niej lekkie drgania maszyny zanik�y i kolej stan�a.
Drzwi rozsun�y si� bezszelestnie. Natychmiast wszyscy trzej wyszli. Nie chcieli ju� ryzykowa�. Ujrzeli przed sob� d�ugi tunel �agodnie wznosz�cy si� w g�r�. Zamierzali ju� ruszy�, gdy nagle us�yszeli g�os Alverona.
- Zosta�cie na miejscu! Przebijemy si� do was! Ziemia zadr�a�a i gdzie� daleko rozleg� si� odg�os spadaj�cych ska�. Nowy wstrz�s i o sto krok�w przed nimi tunel nagle si� zapad�. Przebija� go pionowy otw�r si�gaj�cy w g�r� a� do powierzchni.
Przebiegli szybko korytarz i stan�li u wylotu otworu. O tysi�c st�p nad nimi znajdowa� si� drugi wylot, a jeszcze wy�ej k��bi�y si� chmury, przez kt�re przebija� si� blask niebywale ja�niej�cego ksi�yca. Takiego blasku nie widzia�o jeszcze �adne oko ludzkie. Ale wspanialszy nad wszystko by� widok unosz�cego si� w g�rze S 9000 i wielkich projektor�w wci�� jeszcze roz�arzonych do czerwono�ci.
Ciemny kszta�t oderwa� si� od macierzystego statku i szybko si� zbli�a�. Torkalee wraca� po przyjaci�. W chwil� p�niej Alveron wita� ich w hali kontrolnej. Wskaza� olbrzymi ekran i rzek� spokojnie:
- Widzicie, w sam� por�!
L�d pod nimi zalewa�y stopniowo szturmuj�ce wybrze�e fale, na mil� wysokie. A� w ko�cu Ziemia wygl�da�a jak jednolita p�aszczyzna sk�pana srebrnym �wiat�em niezwykle b�yszcz�cego ksi�yca. L�ni�ca pow�d� fal si�ga�a ju� najwy�szego �a�cucha g�r. Morze odnios�o swe ostateczne zwyci�stwo. Ale kr�tkotrwa�e, gdy� wkr�tce ju� nie b�dzie ani l�d�w, ani ocean�w. Podczas gdy ze statku patrzono na zalew w�d, z dala nadci�ga�a gwa�townie katastrofa straszliwsza.
Jakby zorza rozla�a si� nagle nad krajobrazem p�on�cym w blasku ksi�yca. Ale nie by�a to zorza. To ksi�yc �wieci� pot�nie niczym drugie s�o�ce. Blisko trzydzie�ci sekund jego nienaturalne, przera�liwe �wiat�o p�on�o na niebie. Nagle na tablicy kontrolnej rozb�ys�y �wiat�a wska�nikowe. Statek ruszy�. Alveron spojrza� na instrumenty. Gdy po sekundzie przeni�s� wzrok z powrotem na ekran, Ziemi ju� nie by�o.
Wspania�e, pracuj�ce pod najwy�szym napi�ciem generatory S 9000 zamar�y, gdy statek mija� orbit� Persefony. Nie mia�o to znaczenia, s�o�ce ju� mu nie mog�o zaszkodzi�. I chocia� b��kali si� teraz bezsilnie w pustkowiu mi�dzygwiezdnej nocy, wiedzieli, �e pomoc nadejdzie najwy�ej za par� dni. - Kry�a si� w tym ironia. Wczoraj jeszcze byli ratownikami spiesz�cymi na ocalenie rasy, kt�ra ju� nie istnia�a. Teraz dopiero Alveron zamy�li� si� nad losem �wiata, kt�ry przed chwil� uleg� zag�adzie. Stara� si� na pr�no wyobrazi� sobie jego dni chwa�y, ulice jego miast pe�ne �ycia. Mieszka�cy ich byli bardzo pierwotni, ale w przysz�o�ci mo�e zdzia�aliby wiele we Wszech�wiecie. C� kiedy nie da�o si� nawi�za� z nimi kontaktu! Rozpami�tywanie by�o zreszt� daremne: na d�ugo przed przybyciem wyprawy ratunkowej mieszka�cy planety musieli si� zamkn�� w jej �elaznym j�drze. A teraz i oni, i ich cywilizacja pozostan� tajemnic� na zawsze.
Alveron ucieszy� si�, gdy wej�cie Rugona przerwa�o mu te my�li. Od chwili opuszczenia planety szef ��czno�ci bardzo by� zaj�ty analizowaniem program�w radiowych wykrytych przez Orostrona. Problem nie by� trudny, ale wymaga� budowy specjalnego sprz�tu, wi�c zaj�o to troch� czasu.
- I co znalaz�e�? - spyta� Alveron.
- Wiele rzeczy - odrzek� przyjaciel. - Jest w tym jaki� sekret, kt�rego nie rozumiem. Zbadanie tych transmisji przysz�o nam z �atwo�ci� i szybko skonwersowali�my je tak, by odpowiada�y naszym aparatom. Jak si� zdaje, na ca�ej planecie rozmieszczone by�y fotokamery dla dokonywania zdj�� obserwacyjnych. Niekt�re umieszczono w miastach, na szczycie najwy�szych budynk�w. Kamery by�y wprawiane w ci�g�y ruch obrotowy, aby dawa� zdj�cia panoramiczne. W zbadanych programach znale�li�my ze dwadzie�cia rozmaitych scen.
Ponadto - ci�gn�� - mamy szereg transmisji innego rodzaju: ani d�wi�kowych, ani wizualnych. Przypuszczam, �e s� czysto naukowe, mo�e stanowi� wynik odczytywania jakich� instrument�w. Programy te nadawano jednocze�nie na falach r�nej cz�stotliwo�ci. Musia�o to mie� okre�lony cel. Orostron nadal s�dzi�, �e stacji nie wy��czono po prostu w chwili jej opuszczania. Ale mamy tu do czynienia z typem program�w, jakich �adna stacja normalnie by nie nadawa�a. Mog�y s�u�y� tylko do mi�dzyplanetarnej ��czno�ci. Pod tym wzgl�dem Klarten ma zupe�n� racj�. Czyli �e te istoty musia�y rozwi�za� problem komunikacji kosmicznej, gdy� na innych planetach w momencie ostatniego sprawdzenia nie by�o w og�le �ycia. Co o tym s�dzisz?
Alveron s�ucha� z uwaga.
- Tak, to brzmi logicznie. Ale z drugiej strony wiemy, �e programy nie by�y skierowane do �adnej z pozosta�ych planet. Sam to sprawdza�em.
- Wiem - odpar� Rugon. - Ale mnie interesuje pytanie, dlaczego olbrzymia mi�dzyplanetarna stacja ��czno�ci skrupulatnie nadaje obrazy �wiata, kt�ry za chwil� ulec ma zag�adzie. Obrazy niezmiernej wagi dla astronom�w i w og�le uczonych. Kto� zada� sobie szalony trud zbudowania tych wszystkich panoramicznych kamer. I jestem przekonany, �e fale radiostacji maj� wyra�ny kierunek i przeznaczenie.
- Czy chcesz przez to powiedzie� - �achn�� si� Alveron - �e podejrzewasz istnienie planety pomini�tej w naszych wykazach? W takim razie twoja teoria jest b��dna. Fale nie by�y skierowane na �aden punkt uk�adu s�onecznego. A nawet, gdyby tak by�o - patrz... - W��czy� ekran i nastawi� aparat. Na aksamitnym tle niesko�czono�ci widnia�a bia�ob��kitna kula z�o�ona z licznych koncentrycznych warstw roz�arzonych gaz�w. Cho� z tej odleg�o�ci ruchy by�y niedostrzegalne, wida� by�o, �e rozszerza si� z nies�ychan� szybko�ci�. W samym �rodku znajdowa� si� o�lepiaj�cy punkt �wietlny: bia�a kar�owata gwiazda, w kt�r� zmieni�o si� obecnie s�o�ce.
- Mo�e nie uprzytamniasz sobie - rzek� Alveron - wielko�ci tej kuli. Wi�c przyjrzyj si�.
Wzm�g� powi�kszenie, a� pozosta�a widoczna tylko �rodkowa cz�� gwiazdy nowej. Tu� przy samym j�drze wyr�nia�y si� dwa mikroskopijne zg�szczenia.
- To dwie najwi�ksze planety uk�adu. Zdo�a�y w pewnym sensie zachowa� swoj� odr�bno��. A znajdowa�y si� o setki milion�w mil od s�o�ca. Nova dalej ro�nie, ale ju� jest dwa razy wi�ksza od ca�ego s�onecznego uk�adu.
Rugon milcza� przez chwil�.
- Mo�e i masz racj� - odpar� niech�tnie. - Ale nawet je�li obali�e� moj� teori�, nie wyja�ni�e� problemu.
Nie odzywaj�c si� kr��y� po sali. Alveron czeka� cierpliwie. Zna� �wietny umys� swego przyjaciela, kt�ry intuicyjnie potrafi� nieraz znale�� rozwi�zanie, gdy zwyk�a logika nie mog�a go dostarczy�.
Po pewnym czasie Rugon zacz�� m�wi� z g��bokim namys�em.
- A co powiesz o takiej hipotezie? - spyta�. - Przypu��my, �e wcale nie umieli�my doceni� tej rasy? Orostron twierdzi�, �e nie mogli przekroczy� progu kosmosu, poniewa� znali radio tylko przez dwie�cie lat. Ot� myli� si� ca�kowicie. Wi�c mo�e i teraz wszyscy si� mylimy. Ogl�da�em materia�, jaki przywi�z� Klarten. Nie by� nim zachwycony. A moim zdaniem to s� �wietne wyniki jak na tak kr�tki czas.