9070

Szczegóły
Tytuł 9070
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9070 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9070 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9070 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arthur C. Clarke Posterunek Kiedy nast�pnym razem b�dziecie ogl�dali Ksi�yc w pe�ni na po�udniowym niebie, uwa�nie przyjrzyjcie si� jego kraw�dzi z prawej strony i przebiegnijcie wzrokiem po �uku tarczy. Mniej wi�cej tam, gdzie na zegarze jest godzina druga, zauwa�ycie niewielki, ciemny owal - ca�kiem �atwo mo�e go dostrzec cz�owiek o normalnym wzroku. To wielka, otoczona �cian� g�r dolina, jedna z najpi�kniejszych na Ksi�ycu, znana jako Mare Crisium - Morze Przesile�. Ze sw� bez ma�a pi�ciusetkilometrow� �rednic� i prawie ca�kowicie zamkni�te kr�giem wspania�ych g�r, nie by�o jeszcze zbadane, gdy znale�li�my si� tam pod koniec lata 1996 roku. Nasza ekspedycja nale�a�a do wi�kszych. Mieli�my dwa pot�ne statki towarowe, kt�re przenios�y nasze zaopatrzenie i sprz�t z g��wnej bazy ksi�ycowej do Mare Serenitatis na odleg�o�� o�miuset kilometr�w. By�y jeszcze trzy ma�e rakiety przeznaczone do transportu na kr�tkie dystanse w rejonach, w kt�rych nie mog�y porusza� si� nasze pojazdy naziemne. Na szcz�cie Mare Crisium jest przewa�nie bardzo p�askie. Nie ma tam �adnych wielkich rozpadlin, tak powszechnych i tak niebezpiecznych gdzie indziej, natomiast jest kilka r�nej wielko�ci krater�w i g�r. Wed�ug wszelkich przypuszcze� naszymi silnymi traktorami na g�sienicach mogli�my dotrze� wsz�dzie bez trudno�ci. By�em geologiem - a �ci�lej selenologiem, je�li mam si� wyrazi� dok�adnie - kieruj�cym grup�, kt�ra bada�a po�udniowe rejony Mare Crisium. W ci�gu tygodnia pokonali�my sto sze��dziesi�t kilometr�w, obje�d�aj�c podg�rze wzd�u� brzegu dawnego morza, kt�re falowa�o tu przed oko�o miliardem lat. Kiedy na Ziemi zaczyna�o si� �ycie, morze to ju� ko�czy�o sw�j �ywot. Cofaj�ce si� spod strzelistych ska� wody uciek�y w g��b pustego wn�trza Ksi�yca. W miejscu, przez kt�re przeje�d�ali�my, szumia� kiedy� bezp�ywowy ocean o g��boko�ci o�miuset metr�w, a teraz jedynym �ladem wilgoci by� szron, spotykany tylko w jaskiniach, dok�d nigdy nie dociera�o pal�ce �wiat�o S�o�ca. Rozpocz�li�my nasz� podr� wczesnym, powoli wstaj�cym �witem ksi�ycowym, a do zapadni�cia nocy pozostawa� nam tydzie� wed�ug czasu ziemskiego. Kilka razy dziennie mieli�my wychodzi� z naszego pojazdu w skafandrach kosmicznych i polowa� na interesuj�ce minera�y lub stawia� znaki orientacyjne dla przysz�ych podr�nik�w. W badaniach Ksi�yca nie ma nic niebezpiecznego czy szczeg�lnie podniecaj�cego. Nasze hermetyczne traktory zapewnia�y wygodne �ycie przez miesi�c, a w razie jakichkolwiek k�opot�w mo�na by�o zawsze wezwa� pomoc przez radio i czeka� w szczelnych wn�trzach pojazd�w, a� statek przyleci na ratunek. Kiedy takie co� si� zdarza�o, podnoszono okropny krzyk, �e niepotrzebnie zu�ywa si� paliwo rakietowe, a wi�c traktory wysy�a�y sygna�y SOS tylko w razie powa�nej awarii. Przed chwil� powiedzia�em, �e nie ma nic podniecaj�cego w badaniach Ksi�yca, ale oczywi�cie to nieprawda. Cz�owiekowi nigdy do�� widoku tych niewiarygodnych g�r, o wiele bardziej poszarpanych ni� ich �agodne odpowiedniki na Ziemi. Obje�d�aj�c przyl�dki dawnego morza, nigdy nie wiedzieli�my, jakie wspania�o�ci uka�� si� naszym oczom. Ca�y po�udniowy �uk Mare Crisium jest ogromn� delt�, gdzie niegdy� uchodzi�y do oceanu liczne rzeki, prawdopodobnie zasilane ulewnymi deszczami, kt�re musia�y obmywa� g�ry w czasie kr�tkiej ery wulkanicznej, za m�odych lat Ksi�yca. Ka�da z tych dawnych dolin zaprasza�a nas, prowokuj�c do wspinaczki po nieznanych g�rach za nimi. Lecz my mieli�my przed sob� jeszcze sto sze��dziesi�t kilometr�w drogi i mogli�my jedynie t�sknie spogl�da� na szczyty, kt�re przemierz� inni. �ycie w traktorach bieg�o wed�ug czasu ziemskiego - dok�adnie o 22.00 wy�lemy przez radio ostatni� wiadomo�� i na tym sko�czy si� nasz dzie�. Tymczasem ska�y na zewn�trz wci�� b�dzie pali�o S�o�ce stoj�ce prawie w zenicie, lecz dla nas to ju� noc, p�ki nie obudzimy si� po o�miu godzinach. Potem jeden z nas przygotuje �niadanie, rozlegnie si� warkot elektrycznych golarek, kto� w��czy kr�tkofal�wk� i us�yszymy program z Ziemi. A kiedy kabin� wype�nia zapach sma�onego boczku, naprawd� trudno czasami uwierzy�, �e nie jeste�my z powrotem na naszej planecie - wszystko jest takie normalne i jak w domu, poza uczuciem zmniejszonej wagi i nienaturaln� powolno�ci�, z jak� spadaj� przedmioty. Kolej przygotowania �niadania w k�cie g��wnej kabiny, kt�ry s�u�y� nam za kuchni�, wypad�a na mnie. Nawet po tylu latach bardzo dobrze pami�tam t� chwil�, gdy� radio akurat nadawa�o jedn� z moich ulubionych melodii, star� pie�� walijsk� �Dawid z White Rock�. Nasz kierowca wyszed� ju� w swym skafandrze kosmicznym na zewn�trz i sprawdza� g�sienice. M�j zast�pca, Louis Garnett, siedzia� na swoim s�u�bowym miejscu i dokonywa� jakiego� sp�nionego wpisu z wczorajszego dnia do dziennika pok�adowego. Stoj�c tak nad patelni� i czekaj�c niby jaka� gospodyni domu na Ziemi, a� kie�baski zbr�zowiej�, spogl�da�em leniwie na �cian� g�r zamykaj�c� od po�udnia ca�y horyzont i gin�c� na wschodzie i zachodzie za wypuk�o�ci� Ksi�yca. G�ry zdawa�y si� wznosi� w odleg�o�ci zaledwie dw�ch-trzech kilometr�w od traktora, ale wiedzia�em, �e najbli�sz� dzieli od nas trzydzie�ci. Na Ksi�ycu szczeg�y oczywi�cie nie zacieraj� si� wraz z odleg�o�ci�, bowiem nie ma tam tej prawie niewidocznej mgie�ki, kt�ra zamazuje i czasami pozornie zmienia kszta�t odleg�ych obiekt�w na Ziemi. Te g�ry mia�y oko�o trzech tysi�cy metr�w wysoko�ci i stromo wyrasta�y z r�wniny, jak gdyby przed wiekami jaki� podziemny wybuch wyrzuci� je ku niebu poprzez roztopion� skorup�. Nie wida� by�o podstawy nawet najbli�szej g�ry, gdy� kry�a si� za strom� wypuk�o�ci� r�wniny, bowiem Ksi�yc jest bardzo ma�ym cia�em niebieskim i miejsce, w kt�rym sta�em, dzieli�y od horyzontu zaledwie trzy kilometry. Unios�em wzrok ku szczytom, na kt�re cz�owiek jeszcze nigdy si� nie wspi��, ku szczytom, kt�re przed przybyciem istot �ywych z Ziemi patrzy�y, jak cofaj�ce si� oceany powoli schodzi�y do grobu, zabieraj�c ze sob� nadziej� i porann� zapowied� powstania planety. S�o�ce bi�o w te sza�ce swym blaskiem, kt�ry m�g� porazi� wzrok, ale tu� nad nimi, na niebie czarniejszym od najciemniejszej zimowej p�nocy na Ziemi, wida� by�o �wiec�ce sta�ym blaskiem gwiazdy. Ju� odwraca�em oczy od tego widoku, gdy wzrok m�j dostrzeg� metaliczny odblask wysoko na grani wielkiego cypla wrzynaj�cego si� w morze pi��dziesi�t kilometr�w na zach�d. Wygl�da�o to, jakby jeden z tych gro�nych szczyt�w schwyta� pazurami gwiazd� z nieba; pomy�la�em sobie, �e to kawa�ek g�adkiej powierzchni ska�y odbija �wiat�o s�oneczne prosto w moje oczy. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego. Kiedy Ksi�yc jest w drugiej kwadrze, obserwatorzy z Ziemi widz� czasem, jak wielkie �a�cuchy g�rskie na Oceanus Procellarum p�on� niebieskawobia�ym blaskiem, kiedy na ich stoki pada �wiat�o S�o�ca i przeskakuje z planety na planet�. Ale ja by�em ciekaw, co to za ska�a �wieci tam tak jasno. Wdrapa�em si� wi�c do wie�yczki obserwacyjnej i skierowa�em na zach�d nasz dziesi�ciocentymetrowy teleskop. Zobaczy�em akurat tyle, �eby zacz�o mnie to dr�czy�. Szczyty g�r, kt�rych czysty i wyra�ny obraz ogl�da�em w polu widzenia, zdawa�y si� odleg�e tylko o nieca�y kilometr, ale to, co odbija�o promienie s�oneczne, by�o wci�� za ma�e, aby da�o si� rozpozna�. Mia�o jednak w sobie ledwo uchwytn� symetri�, a szczyt, na kt�rym le�a�o, by� zdumiewaj�co p�aski. Przez d�u�szy czas przygl�da�em si� tej b�yszcz�cej zagadce, wyt�aj�c wzrok w przestrze�, p�ki nie poczu�em dochodz�cego z kuchni zapachu spalenizny, po czym zorientowa�em si�, �e nasze �niadaniowe kie�baski na pr�no odby�y sw� podr� z Ziemi. Ca�y ranek spierali�my si� na temat wyboru drogi przez Mare Crisium, a tymczasem zachodnie g�ry wznosi�y si� coraz wy�ej na niebie. Nawet kiedy w kosmicznych skafandrach prowadzili�my badania w otwartym terenie, kontynuowali�my dyskusj� przez radio. Moi towarzysze z absolutnym przekonaniem dowodzili, �e na Ksi�ycu nigdy nie istnia�o �adne inteligentne �ycie. Jedyne formy �ycia, kt�re kiedykolwiek tam istnia�y, to tylko kilka prymitywnych ro�lin i ich nieco mniej zde-generowani przodkowie. Dobrze o tym wiedzia�em jak wszyscy, ale czasem naukowiec nie powinien ba� si�, �e m�g�by narazi� si� na �mieszno��. - S�uchajcie - powiedzia�em w ko�cu. - Mam zamiar tam si� wybra�, cho�by tylko dla zachowania spokoju ducha. G�ra ma niespe�na cztery tysi�ce metr�w wysoko�ci, tyle, co sze��set metr�w w polu ci��enia ziemskiego, a wi�c wycieczka ta zajmie mi najwy�ej dwadzie�cia godzin. W ka�dym razie zawsze chcia�em pochodzi� sobie po tych g�rach i cho�by to mo�e by� doskona�ym pretekstem. - Je�li nie z�amiesz sobie karku - rzek� Garnett - staniesz si� po�miewiskiem ca�ej wyprawy, kiedy wr�cimy do bazy. Od tej chwili ta g�ra b�dzie prawdopodobnie nazywa�a si� Wyg�up Wilsona. - Nie z�ami� karku - powiedzia�em z przekonaniem. - Czy przypominasz sobie, kto by� pierwszym cz�owiekiem, kt�ry wspi�� si� na Pico i Kelicon? - Ale czy nie by�e� wtedy nieco m�odszy? - spyta� delikatnie Louis. - To r�wnie dobry - pow�d, �eby tam p�j�� - odpar�em z godno�ci�. Podjechawszy traktorem na nieca�y kilometr od cypla, tego wieczoru poszli�my wcze�niej spa�. Rano mia� mi towarzyszy� Garnett, kt�ry by� dobrym wspinaczem i przedtem cz�sto chodzi� ze mn� na takie wycieczki. Nasz kierowca tylko si� ucieszy�, �e pozostanie sam przy maszynie. Na pierwszy rzut oka ska�y te wydawa�y si� ca�kowicie niedost�pne, ale dla kogo�, kto nie boi si� wysoko�ci, wspinaczka nie sprawia �adnych trudno�ci na planecie, gdzie wyszystko ma zaledwie jedn� sz�st� swej normalnej wagi. Prawdziwym niebezpiecze�stwem w ksi�ycowych g�rach by�a nadmierna pewno�� siebie: upadek z dwustu metr�w na Ksi�ycu zabija tak samo dok�adnie jak z trzydziestu na Ziemi. Pierwszy post�j zrobili�my na szerokiej p�ce, oko�o tysi�ca dwustu metr�w nad r�wnin�. Wspinaczka nie by�a zbyt trudna, ale zesztywnia�y mi ko�czyny jeszcze nie przyzwyczajone do tego rodzaju wysi�ku, wi�c ucieszy�em si�, �e odpoczn�. Wci�� widzieli�my traktor, kt�ry sta� daleko w dole jak ma�y metalowy owad u podn�a ska�y. Przed dalsz� wspinaczk� przekazali�my kierowcy informacj� o dotychczasowych post�pach. Z ka�d� godzin� rozszerza� si� horyzont i widzieli�my coraz wi�kszy obszar ogromnej r�wniny. Teraz mogli�my spogl�da� w g��b Mare na odleg�o�� osiemdziesi�ciu kilometr�w, a nawet dostrzegali�my szczyty g�r na jego przeciwleg�ym brzegu, oddalonym od nas o ponad sto pi��dziesi�t kilometr�w. Zaledwie kilka wielkich r�wnin ksi�ycowych jest tak p�askich jak Mare Crisium, co sprawia�o, �e niemal mieli�my z�udzenie, jakby p�tora kilometra pod nami rozci�ga�o si� nie morze ska�, lecz wody. Wra�enie to psu�a jedynie grupa krater�w na horyzoncie. Nasz ci�gle jeszcze niewidoczny cel kry� si� na grani g�r, a my posuwali�my si� wed�ug mapy, maj�c Ziemi� za przewodniczk�. Jej wielki srebrzysty p�ksi�yc, ju� dobrze w pierwszej kwadrze, wisia� prawie dok�adnie na wsch�d od nas. S�o�ce i gwiazdy z wolna przesun� si� po niebie i wkr�tce zaczn� zachodzi�, a ona zawsze tam pozostanie na swoim sta�ym miejscu, przybywaj�c i ubywaj�c z up�ywem p�r roku i lat. Za dziesi�� dni stanie si� o�lepiaj�c� tarcz�, kt�ra zaleje te ska�y swym nocnym �wiat�em, pi��dziesi�t razy ja�niejszym od blasku Ksi�yca w pe�ni. Lecz my musimy opu�ci� te g�ry na d�ugo przed zapadni�ciem nocy, inaczej pozostali�my tu na zawsze. Wewn�trz naszych skafandr�w panowa� przyjemny ch��d, gdy� urz�dzenia klimatyzacyjne walczy�y ze s�oneczn� spiekot�, odprowadzaj�c na zewn�trz nadmiar ciep�a wytworzonego przez nasze cia�a podczas wysi�ku. Rzadko odzywali�my si� do siebie poza kr�tkimi uwagami na temat samej wspinaczki i wyboru drogi. Nie wiedzia�em, o czym my�la� Garnett, ale prawdopodobnie uwa�a� to za najbardziej wariack� wypraw�, w jakiej kiedykolwiek bra� udzia�. Zgadza�em si� z nim bardziej ni� w po�owie, ale rado�� z samej wspinaczki, �wiadomo��, �e jeszcze nikt nigdy t�dy nie szed�, i przyjemno�� ogl�dania coraz rozleglejszego krajobrazu wszystko mi wynagradza�y. Nie powiem, �ebym odczuwa� jakie� szczeg�lne podniecenie, kiedy zobaczy�em przed sob� skaln� �cian�, kt�r� po raz pierwszy ogl�da�em przez teleskop z odleg�o�ci pi��dziesi�ciu kilometr�w. Oko�o pi�tnastu metr�w nad naszymi g�owami przejdzie w p�askowy�, a tam b�dzie to, co przyci�gn�o moj� uwag� w tym ja�owym pustkowiu. Mia�em prawie ca�kowit� pewno��, �e to jedynie zwyk�a ska�a, kt�r� przed wiekami roz�upa� spadaj�cy meteoryt, a p�aszczyzny powsta�ej w ten spos�b szczeliny s� wci�� �wie�e i b�yszcz�ce w tej niezm�conej, niezmiennej ciszy. Zupe�na g�adko�� �ciany nie dawa�a �adnego zaczepienia dla r�ki, musieli�my wi�c u�y� drapacza. Moje zm�czone r�ce jakby nabra�y nowych si�, kiedy wyrzuca�em nad g�ow� ku gwiazdom metalow� kotwiczk� o trzech �apach. Za pierwszym razem nie chwyci�a i powoli opada�a z powrotem, kiedy poci�gn�li�my za lin�. Przy trzeciej pr�bie �apy mocno chwyci�y grunt i kotwiczki nie ruszy� ci�ar obu naszych cia�. Garnett spojrza� na mnie pytaj�co. Wiedzia�em, �e chce i�� pierwszy, ale tylko u�miechn��em si� przez szyb� he�mu i pokr�ci�em g�ow�. Powoli, bez po�piechu rozpocz��em ostatni etap wspinaczki. Nawet ��cznie ze skafandrem kosmicznym wa�y�em tutaj zaledwie dwadzie�cia kilogram�w, wi�c podci�ga�em si� samymi r�kami, bez pomocy n�g. Przy kraw�dzi zatrzyma�em si� i pomacha�em r�k� mojemu towarzyszowi, a potem wgramoli�em si� na szczyt, wsta�em i popatrzy�em przed siebie. Musicie zrozumie�, �e do tej chwili by�em prawie ca�kowicie przekonany, i� nie zastan� tam nic niezwyk�ego czy dziwnego. By�em prawie pewien, ale nie zupe�nie - przywiod�a mnie tutaj w�a�nie ta natr�tna niepewno��. No c�, nie mia�em ju� w�tpliwo�ci, ale prawdziwa niepewno�� dopiero si� zacz�a. Sta�em na p�askowy�u o �rednicy jakich� trzydziestu metr�w. Jego powierzchnia by�a niegdy� g�adka - zbyt g�adka, �eby mog�a powsta� w spos�b naturalny - lecz spadaj�ce meteoryty zry�y j� i poci�y przez niezliczone wieki. Wyr�wnano j�, by umie�ci� tam b�yszcz�c� piramid�, dwukrotnie wy�sz� od cz�owieka, osadzon� w skale jak gigantyczny wielo�cienny klejnot. Przez kilka sekund nie odczuwa�em w og�le �adnych emocji. Potem serce wrype�ni�a mi jaka� wielka, dziwna, nie daj�c� si� wyrazi� rado��. Kocha�em bowiem Ksi�yc i teraz wiedzia�em, �e pe�zaj�cy mech z Arystarcha i Eratostenesa nie by� jedyn� form� �ycia, kt�r� wyda� na �wiat za czas�w swej m�odo�ci. Dawne, zdyskredytowane marzenie pierwszych badaczy okaza�o si� prawd�. A jednak istnia�a jaka� cywilizacja na Ksi�ycu; ja za� by�em pierwszym cz�owiekiem, kt�ry j� odnalaz�. Fakt, �e sp�ni�em si� mo�e o jakie� sto milion�w lat, wcale mnie nie martwi� - wystarczy�o, �e w og�le tu dotar�em. Umys� m�j zacz�� funkcjonowa� normalnie - analizowa� i stawia� pytania. Czy to budynek, �wi�tynia - a mo�e co� jeszcze nie nazwanego? Je�li to budynek, to dlaczego wzniesiono go w tak wyj�tkowo niedost�pnym miejscu? Zastanawia�em si�, czy mog�aby to by� �wi�tynia, i ju� wyobra�a�em sobie wyznawc�w jakiej� nieznanej religii, na pr�no wzywaj�cych swych bog�w, by ich zachowali, kiedy �ycie na Ksi�ycu gin�o wraz ze znikaj�cym oceanem. Zrobi�em kilkana�cie krok�w do przodu, by dok�adniej zbada� ten obiekt, ale co� mnie powstrzyma�o przed zbytnim zbli�aniem si� do niego. Za ma�o zna�em archeologi�, wi�c tylko pr�bowa�em odgadn��, jaki by� poziom kultury tej cywilizacji, kt�ra zniwelowa�a t� g�r� i wznios�a te �ciany o lustrzanym po�ysku, wci�� ra��ce m�j wzrok. Pomy�la�em, sobie, �e czego� takiego mogliby dokona� Egipcjanie, gdyby ich robotnicy dysponowali podobnie dziwnymi materia�ami, jakich u�ywali ci jeszcze wcze�niejsi od nich budowniczowie. Ze wzgl�du na niewielkie rozmiary budowli nie przysz�o mi do g�owy, �e mog� ogl�da� dzie�o rasy bardziej rozwini�tej od mojej. My�l, �e w og�le istnia�o jakie� inteligentne �ycie na Ksi�ycu, by�a wci�� zbyt wstrz�saj�ca, abym ca�kowicie m�g� j� poj��, a duma nie pozwala�a mi pokornie pogr��y� si� w niej bez reszty. I w�wczas zauwa�y�em co�, co sprawi�o, �e w�osy stan�y mi d�ba - co� tak zwyk�ego i niewinnego, �e wielu w og�le by tego nie dostrzeg�o. Powiedzia�em ju�, �e p�askowy� by� zryty przez meteory; pokrywa� go kilkunastocentymetrow� warstw� r�wnie� py� kosmiczny, kt�ry zawsze osiada na powierzchni wszystkich planet, gdzie nie ma unosz�cych go wiatr�w. Jednak py� i �lady uderze� meteoryt�w ko�czy�y si� zupe�nie nagle na granicy ko�a otaczaj�cego niewielk� piramid�, jak gdyby jaka� niewidzialna �ciana chroni�a j� przed niszcz�cym wp�ywem czasu i powolnego, lecz nieustannego bombardowania z Kosmosu. S�ysza�em jakie� krzyki w s�uchawkach i u�wiadomi�em sobie, �e od pewnego czasu wo�a mnie Garnett. Chwiejnym krokiem podszed�em do kraw�dzi przepa�ci i r�k� da�em mu sygna�, �eby do mnie do��czy�, nie wierz�c, �e uda mi si� doby� g�osu. Potem wr�ci�em do ko�a w pyle. Podnios�em kawa�ek od�upanej ska�y i rzuci�em go delikatnie w stron� �wiec�cej zagadki. Nie zdziwi�bym si�, gdyby kamyk ten znikn�� za niewidzialn� barier�, ale mia�em wra�enie, jakby uderzy� w g�adk�, wypuk�� powierzchni� i ze�lizgn�� si� po niej na ziemi�. Wiedzia�em, �e patrz� na co�, z czym nie mog�o si� r�wna� nic z okresu staro�ytno�ci mojej rasy. Nie by� to budynek, lecz jakie� urz�dzenie broni�ce si� si�ami, kt�re rzuci�y wyzwanie Wieczno�ci. Bez wzgl�du na sw�j charakter si�y te wci�� dzia�a�y i mo�e podszed�em do nich zbyt blisko. Pomy�la�em o wszelkiego rodzaju promieniowaniu, kt�re cz�owiek w ci�gu ostatnich stu lat odkry� i poskromi�. Podejrzewa�em, �e czeka mnie zguba, jak gdybym znalaz� si� w zasi�gu �miertelnej, bezg�o�nej emanacji nie os�oni�tego stosu atomowego. Pami�tam, �e w�wczas odwr�ci�em si� do Garnetta, kt�ry do��czy� do mnie i teraz sta� bez ruchu obok. Zdawa� si� zapomnie� o mojej obecno�ci, wi�c nie chcia�em mu przeszkadza� i podszed�em do kraw�dzi przepa�ci, by uporz�dkowa� my�li. W dole przede mn� le�a�o Mare Crisium - prawdziwe Morze Przesile� - dziwne i niesamowite dla wi�kszo�ci ludzi, lecz dla mnie uspokajaj�co znajome. Podnios�em oczy ku p�ksi�ycowi Ziemi le��cej w swej ko�ysce z gwiazd i zastanawia�em si�, co zas�ania�y jej chmury, kiedy ci nieznani budowniczowie ko�czyli swe dzie�o. Czy by�a to parna d�ungla karbo�ska, czy niego�cinny brzeg, na kt�ry musia�y wpe�zn�� pierwsze p�azy, by zawojowa� l�d - czy te�, jeszcze wcze�niej, odwieczne pustkowie przed pojawieniem si� �ycia? Nie pytajcie, dlaczego wcze�niej nie uda�o mi si� odgadn�� prawdy - prawdy, kt�ra teraz wydaje si� tak oczywista. Podekscytowany swym odkryciem, w pierwszej chwili za�o�y�em, �e to krystaliczne zjawisko stworzy�a niew�tpliwie jaka� rasa �yj�ca na Ksi�ycu w odleg�ej przesz�o�ci, lecz potem nagle doszed�em do g��bokiego przekonania, �e jest ono r�wnie obce Ksi�ycowi jak ja. Przez dwadzie�cia lat nie znale�li�my �adnego �ladu �ycia opr�cz kilku zdegenerowanych ro�lin. �adna ksi�ycowa cywilizacja, bez wzgl�du na jej los, nie mog�aby zostawi� po sobie tylko jednego �ladu swego istnienia. Zn�w popatrzy�em na �wiec�c� piramid�, kt�ra wydawa�a mi si� mie� coraz mniej wsp�lnego z Ksi�ycem. Nagle wstrz�sn�� mn� g�upi, histeryczny �miech, wywo�any podnieceniem i przem�czeniem - wyobrazi�em sobie bowiem, �e ta piramidka umie m�wi� i odzywa si� do mnie w te s�owa: - Przykro mi, ale ja te� jestem nietutejsza. Przez dwadzie�cia lat nie mogli�my rozbi� niewidzialnej os�ony i dotrze� do maszynerii ukrytej za tymi kryszta�owymi �cianami. To, czego nie potrafili�my zrozumie�, rozbili�my w ko�cu za pomoc� barbarzy�skiej si�y energii atomowej i teraz patrz� na fragmenty tej cudownej, b�yszcz�cej piramidy, kt�r� znalaz�em tam, na szczycie g�ry. Nic mi nie m�wi�. Mechanizmy piramidy - je�li w rzeczywisto�ci s� mechanizmami - nale�� do techniki znacznie przekraczaj�cej nasze horyzonty, by� mo�e do techniki si� parafizycznych. Tajemnica ta nie daje nam spokoju, tym bardziej �e dotarli�my do pozosta�ych planet i wiemy, �e tylko na Ziemi powsta�o inteligentne �ycie. Nie mog�a r�wnie� tego zbudowa� �adna z zaginionych cywilizacji naszej planety, gdy� grubo�� warstwy py�u z meteoryt�w na p�askowy�u pozwoli�a nam ustali� wiek piramidy. Postawiono j� tam, zanim �ycie na Ziemi wysz�o z morza. Kiedy nasza planeta osi�gn�a po�ow� swego obecnego wieku, co� nadlecia�o z gwiazd, przemkn�o przez Uk�ad S�oneczny, pozostawi�o ten dow�d swego przej�cia i ruszy�o swoj� drog�. Dop�ki nie zniszczyli�my piramidy, jej mechanizmy s�u�y�y celowi swych budowniczych, a jaki by� ten cel, mog� tylko snu� domys�y. W pasie Drogi Mlecznej kr��y blisko sto miliard�w gwiazd i dawno temu jakie� rasy z planet innych s�o�c musia�y osi�gn�� i przekroczy� szczyty, do kt�rych my dopiero dotarli�my. Wyobra�cie sobie takie cywilizacje, istniej�ce bardzo dawno temu na tle gasn�cej po�wiaty Stworzenia i b�d�ce panami Wszech�wiata jeszcze tak m�odego, �e �ycie pojawi�o si� dopiero co, zaledwie na garstce planet. Ich udzia�em by�a samotno�� dla nas niewyobra�alna, samotno�� bog�w spogl�daj�cych w niesko�czono�� i nie znajduj�cych nikogo, z kim mogliby dzieli� my�li. Musieli bada� gromady gwiazd, tak jak my badali�my planety. Wszystkie te gwiazdy mia�y planety, ale puste lub zamieszka�e jedynie przez pe�zaj�ce, bezmy�lne stwory. Tak by�o z nasz� w�asn� Ziemi�, nad kt�r� unosi�y si� jeszcze dymy wielkich wulkan�w, gdy z otch�ani za Plutonem nadlecia� pierwrszy statek istot z zarania. Min�li zamarzni�te planety zewn�trzne, wiedz�c, �e �ycie nie mog�o by� ich przeznaczeniem. Zatrzymali si� w�r�d planet wewn�trznych, grzej�cych si� wok� S�o�ca w jego ogniu i czekaj�cych na pocz�tek swej historii. W�drowcy przyjrzeli si� Ziemi, kr���cej w bezpiecznej strefie mi�dzy ogniem a lodem, i domy�lili si�, �e by�a ukochanym dzieckiem S�o�ca. Tu, w odleg�ej przysz�o�ci, mia�a powsta� inteligencja, ale mieli przed sob� jeszcze niezliczone gwiazdy do zbadania i mogli nigdy wi�cej tutaj nie powr�ci�. Zostawili wi�c posterunek, jeden z milion�w mu podobnych, rozrzuconych po ca�ym Wszech�wiecie i obserwuj�cych planety rokuj�ce nadzieje, �e kiedy� powstanie na nich �ycie. By�a to wi�c radiolatarnia, kt�ra przez wieki sygnalizowa�a fakt, �e nikt jej nie odkry�. Mo�e teraz zrozumiecie, dlaczego kryszta�ow� piramid� postawiono na Ksi�ycu zamiast na Ziemi. Jej budowniczych nie obchodzi�y rasy dopiero tworz�ce cywilizacj�. Nasza mog�a interesowa� ich tylko wtedy, gdy udowodni, �e zdolna jest ju� przetrwa�, gdy� mo�e porusza� si� w Kosmosie i w ten spos�b uciec z Ziemi, naszej kolebki. Pr�dzej czy p�niej wszystkie inteligentne rasy musz� stan�� przed tak� pr�b� si�. Jest to podw�jne wyzwanie, gdy� z kolei zale�y od opanowania energii atomowej, kt�ra umo�liwia dokonanie ostatecznego wyboru mi�dzy �yciem a �mierci�. W�wczas odnalezienie i rozbicie piramidy by�o tylko kwesti� czasu. Skoro przesta�a ju� wysy�a� sygna�y, ci, kt�rych obowi�zkiem jest ich odbieranie, zwr�c� uwag� na Ziemi�. By� mo�e pragn� pom�c naszej m�odej cywilizacji. Lecz zapewne s� bardzo, bardzo starzy, a cz�sto si� zdarza, �e starcy ob��ka�czo zazdroszcz� m�odym. Nie mog� teraz patrze� na Drog� Mleczn�, nie zastanawiaj�c si�, z kt�rej z tych spi�trzonych chmur nadlec� emisariusze. Wybaczcie mi tak banalne por�wnanie, ale rozbili�my szybk� alarmu po�arowego i mo�emy tylko czeka�. Nie s�dz�, �eby�my musieli czeka� zbyt d�ugo.