8976
Szczegóły |
Tytuł |
8976 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8976 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Poul Anderson
Pomocna d�o�
Rozleg� si� melodyjny d�wi�k dzwonu, nast�pnie bezbarwny g�os szefa robotoku�u dyplomatycznego:
- Jego Ekscelencja Valka Vahino, Pose� Nadzwyczajny i Pe�nomocny Ligi Planetarnej Cundaloa do Zjednoczonych Republik Solarnych!
Przedstawiciele Ziemi wstali uprzejmie przy wej�ciu pos�a. Mimo k�opotliwych warunk�w ziemskich, du�ej grawitacji i suchego, ch�odnego powietrza, rusza� si� on z wrodzon� gracj� swego gatunku, budz�c u ludzi podziw dla naprawd� wybitnej urody tej rasy.
Urody niezmiernie ludzkiej, gdy� i fizycznie, i umys�owo mieszka�cy Cundaloa mieli wszystkie cechy cz�owieka. A drobne r�nice tylko dodawa�y wdzi�ku. Tworzy�y romantyzm pewnej egzotyki, przy r�wnoczesnym poczuciu, �e w�a�ciwie nie s� to jednak obcy.
Ralph Dalton przyjrza� si� dok�adnie ambasadorowi. Valka Vahino stanowi� uosobienie swego ludu: humanoidalny ssak, dwunogi, o bardzo m�skiej twarzy, delikatnie rze�bionych rysach, wysokich ko�ciach policzkowych i ciemnych oczach. Szczuplejszy i ni�szy wzrostem od Ziemian, ruchy mia� zwinne, szybkie, bezszelestne. D�ugie, b�yszcz�ce, szafirowe w�osy opada�y na smuk�e ramiona, ods�aniaj�c wysokie czo�o i tworz�c mi�y dla oka kontrast na tle ciemnoz�otej cery. Na sobie mia� staro�ytny uroczysty str�j Lauj�w z Cundaloa - l�ni�c�, srebrzyst� tunik�, szkar�atny p�aszcz, pokryty - niby rojem gwiazd - metalicznym, iskrz�cym si� haftem, i mi�kkie, poz�ociste sk�rznie. W w�t�ej d�oni, o sze�ciu palcach, trzyma� bogato rze�biony znak swej godno�ci, kt�ry s�u�y� mu jednocze�nie za listy uwierzytelniaj�ce. Sk�oni� si� ruchem pe�nym szacunku, lecz bez wszelkiej czo�obitno�ci, i przem�wi� bardzo p�ynn� ziemszczyzn� z nieznacznym tylko, �piewnym, przeci�g�ym akcentem ojczystego j�zyka.
- Pok�j waszym domom! Wielki Dom Cundaloa �le pozdrowienia i wiele najprzyja�niejszych �ycze� braciom Republik S�o�ca. Zapewnienie przyja�ni sk�ada niegodny rzecznik Wielkiego Domu, Valka Vagino.
Na twarzach niekt�rych ludzi odbi�o si� lekkie zak�opotanie. Dalton pomy�la�, �e s�owa Cundalo�czyka brzmi� nieco dziwnie w przek�adzie. Niemniej jednak by� to jeden z najd�wieczniejszych j�zyk�w Galaktyki. Tote� odpowiedzia� z t� sam� uroczyst� powag�:
- Witam i pozdrawiam. Zjednoczone Republiki Solarne wyra�aj� najg��bsz� przyja�� wys�annikowi Ligi Planetarnej Cundaloa. Premier Zjednoczonych Republik, Ralph Dalton, m�wi w imieniu lud�w Systemu Solarnego.
Nast�pnie przedstawi� zebranych: ministr�w, doradc�w technicznych, przedstawicieli sztab�w. Zgromadzenie by�o imponuj�ce. Zebra�a si� tu ca�a �mietanka w�adzy i wp�yw�w Systemu Solarnego.
- Przyst�pujemy do wst�pnej konferencji - ci�gn�� Dalton - na temat propozycji gospodarczych z�o�onych ostatnio waszemu rz�d... Wielkiemu Domowi Cundaloa. Konferencja nie b�dzie �ci�le urz�dowa. Lecz nadajemy j� w telewizji i Zgromadzenie Solarne powe�mie decyzj� na podstawie ca�o�ci naszych rozm�w.
- Rozumiem. To bardzo dobra my�l - odpar� Vahino. Wyczeka�, a� wszyscy siedli, po czym sam zaj�� miejsce.
Zapad�o milczenie. Wzrok wszystkich kierowa� si� na zegar. Vahino przyby� dok�adnie w oznaczonej porze, natomiast Skorrogaii ze Skontaru sp�nia� si�. �Brak taktu� - pomy�la� Dalton. Ale Skontarianie znani byli ze swoich z�ych manier. Inaczej ni� Cundalo�czycy, kt�rych delikatno�� by�a przys�owiowa, a wcale przy tym nie oznacza�a s�abo�ci.
Zacz�a si�, zwyk�a w takich okoliczno�ciach, rozmowa o niczym. Jak si� okaza�o, Vahino bywa� ju� nieraz w Systemie Solarnym, zw�aszcza ostatnio. Nie by�o w tym nic dziwnego, zwa�ywszy zacie�niaj�ce si� coraz bardziej zwi�zki gospodarcze. Na wy�szych uczelniach ziemskich kszta�ci�o si� wielu student�w cundalo�skich, a przed wojn� rozwin�� si� spory ruch turystyczny z Ziemi na Avaiki. I niebawem b�dzie chyba wznowiony, zw�aszcza je�li si� odbuduje zniszczone tereny i...
- O, tak - u�miechn�� si� Vahino. - Ka�dy anamai, ca�a m�odzie� na Cundaloa marzy o wyje�dzie na Ziemi�, cho�by na kr�tki pobyt. Bez przesady mo�na powiedzie�, �e mamy bezgraniczny wprost zachwyt dla was i waszych osi�gni��.
- Zachwyt ten jest wzajemny - rzek� Balton. - Wasza kultura, wasza literatura, sztuka i muzyka, ciesz� si� wielkim uznaniem w ca�ym Systemie S�onecznym. Mn�stwo ludzi - nie tylko naukowc�w - uczy si� luajskiego, aby m�c czyta� Dvanagoa-Epai w oryginale. �piewacy cundalo�scy, estradowi i kabaretowi, maj� ogromne wzi�cie. Wasi m�odzie�cy - doda� ze �miechem nie mog� si� wprost op�dzi� naszym dziewcz�tom. A m�ode Cundalonki nie wiedz�, co robi� z nadmiarem zaprosze�. I je�li liczba ma��e�stw jest ci�gle nieznaczna, to chyba dlatego jedynie, �e musz� by� bezpotomne.
- M�wi�c jednak powa�nie - obstawa� przy swoim Vahino - zdajemy sobie spraw�, �e wasza cywilizacja nadaje ton w ca�ej Galaktyce. Rzecz nie tylko w tym, �e cywilizacja techniczna Solarian stoi najwy�ej, cho� stanowi i to oczywi�cie jeden z g��wnych powod�w - wy pierwsi przybyli�cie do nas w waszych statkach kosmicznych przynosz�c nam energi� atomow�, wiedze medyczn� i inne zdobycze. Ale tego wszystkiego mogli�my si� nauczy� i potem dotrzymywa� wam kroku. Chodzi jednak o takie czyny jak... jak obecna wasza oferta pomocy: gotowo�� odbudowy �wiat�w zniszczonych, a odleg�ych od was o ca�e lata �wietlne. Gotowo�� obdarzenia nas waszymi skarbami i umiej�tno�ci�, gdy my prawie nie mamy czym si� odwzajemni�. To w�a�nie sprawia, �e jeste�cie przoduj�c� ras� Galaktyki.
- Mamy, jak wam dobrze wiadomo, egoistyczne motywy - rzek� Dalton z pewnym zak�opotaniem. - Nawet liczne. Zwyk�y humanitaryzm te� ma, naturalnie, sw�j wp�yw. Nie mogli�my pozwoli�, aby rasa, bardzo podobna do naszej, cierpia�a n�dz�, gdy System Solarny i jego kolonie op�ywaj� we wszystko. Lecz nasza w�asna, krwawa historia uczy nas, �e gospodarcza pomoc, w rodzaju obecnego planu, jest korzystna tak�e dla pomagaj�cego. Kiedy odbudujemy Cundalo� i Skontar, uruchomimy i unowocze�nimy ich zacofany przemys�, wprowadzimy tam nasz� wiedz� - b�dziemy mogli rozpocz�� handel. A nasza gospodarka wci�� opiera si� przede wszystkim na handlu. Ponadto wytworzymy zwi�zki tak bliskie, by nie mog�a powt�rzy� si� straszna, dopiero co zako�czona wojna. No i pozyskamy sojusznik�w przeciw naprawd� obcym i gro�nym kulturom w Galaktyce, planetom czy ca�ym systemom, z kt�rymi pewnego dnia mo�e b�dziemy musieli si� zmierzy�.
- B�agajmy Najwy�szego, aby ten dzie� nigdy nie nadszed� - rzek� z powag� Vahino. - Dosy� ju� mieli�my wojny.
Dzwon rozbrzmia� ponownie i robot obwie�ci� czystym, nieludzkim g�osem: - Jego Ekscelencja Skorrogan, syn Valthaka, ksi��� Kraakahaymu, Pose� Nadzwyczajny i Pe�nomocny Imperium Skontaru do Zjednoczonych Republik Solarnych!
Wszyscy zn�w wstali, tym razem nieco powolniej, a Dalton dostrzeg� na wielu twarzach wyraz niezadowolenia, kt�ry w chwili wej�cia nowoprzyby�ego zast�pi�a zdawkowa oboj�tno��. Trudno by�o zaprzeczy�, �e Skontarianie byli teraz niezbyt popularni na planetach uk�adu Solarnego. Cz�ciowo z w�asnej winy, ale tylko cz�ciowo.
Powszechnie uwa�ano, �e wojn� z Cundaloa wywo�a� Skontar. By� to jednak pogl�d nies�uszny. Nieszcz�cie polega�o na tym, �e s�o�ca Skang i Avaiki, tworz�ce systemy odleg�e od siebie o jakie p� roku �wietlnego, mia�y jeszcze trzeciego towarzysza, zwanego przez ludzi Allanem na cze�� dow�dcy pierwszej wyprawy w te strony. A planety Allana by�y niezamieszka�e.
Gdy technologia ziemska dotar�a do Skontaru i Cundaloi, natychmiastowym wynikiem by�o powstanie na obydwu planetach - w ko�cu za� w ramach obydwu system�w - zjednoczonych, ale rywalizuj�cych ze sob� pa�stw, kieruj�cych zach�anny wzrok na �wie�e, zielone planety Allana. Obydwa pa�stwa mia�y tam kolonie, z czego wynik�y starcia, wreszcie za� ohydna pi�cioletnia wojna, zako�czona, po wyniszczeniu obu system�w, pokojem zawartym przy po�rednictwie Ziemian. Wojna ta by�a jeszcze jednym zwarciem si� wrogich imperializm�w, co i w historii ludzkiej stano wi�o cz�ste zjawisko przed Wielkim Pokojem i utworzeniem Zjednoczonych Republik. Warunki pokoju mi�dzy Skontarem i Cundaloa by�y w miar� uczciwe, a obie strony zupe�nie wyczerpane. Musia�y wi�c zachowa� pok�j, zw�aszcza �e oba kraje zabiega�y o pomoc Solarian w odbudowie.
Na og� bior�c ludzie lubili Cundalo�czyk�w. Tym samym jednak nie lubili Skontarian i przypisywali im wszystkie winy. Zreszt� przed wojn� Skontar nie cieszy� si� sympati�. Brano mu za z�e izolacjonizm jego mieszka�c�w, ich kurczowe trzymanie si� przestarza�ych tradycji, twardy akcent ich mowy, wyzywaj�cy spos�b bycia, nawet wygl�d.
Dalton mia� wielkie trudno�ci, nim sk�oni� Zgromadzenie do zgody na objecie Skontaru zaproszeniem na konferencj� pomocy gospodarczej. Nie�atwo przysz�o mu wyt�umaczy�, �e jest to konieczne - zar�wno, by zdoby� dost�p do bogactw Skangu, zw�aszcza mineralnych, niezb�dnych przy odbudowie, jak i dla pozyskania przyja�ni mocarstwa, w zasadzie pot�nego, a trzymaj�cego si� dot�d z dala.
Program pomocy istnia� zaledwie w sferze projekt�w. Potrzeba jeszcze by�o uchwa�y Zgromadzenia, okre�laj�cej komu nale�y pomaga�, a p�niej - formalnych traktat�w z zainteresowanymi systemami planet. Obecne nieoficjalne spotkanie by�o wi�c tylko pierwszym i wst�pnym krokiem. Ale krokiem decyduj�cym.
Przy wej�ciu Skontarianina Dalton sk�oni� si� uroczy�cie. Pose� w odpowiedzi r�bn�� o ziemie drzewcem olbrzymiej w��czni, opar� sw� zabytkow� bro� o �cian�, po czym wyj�� zza pasa i poda� atomowy rozsadzacz. Dalton wzi�� to ostro�nie i z�o�y� na stole. - Witam i pozdrawiam - rzek� widz�c, �e Skorrogan milczy. - Zjednoczenie Republik Solar...
- Dzi�kuj� - przerwa� ochryp�y bas, metaliczny i wyrazisty. - Valtam Imperium Skontaru �le pozdrowienia premierowi Solarii przez usta Skorrogana, ksi�cia Kraakahaymu.
Wyprostowa� si� w �rodku sali zdaj�c si� j� wype�nia� sw� pot�n�, odra�aj�c� postaci�. Nale��c do �wiata wysokiej grawitacji i niskich temperatur, Skontarianie byli jednak ras� olbrzym�w, powy�ej dw�ch metr�w wzrostu, tak przy tym rozros�ych wszerz, i� wygl�dali na kr�pych. Mo�na ich by�o uzna� za cz�ekokszta�tnych, jako �e byli dwunogimi ssakami, ale na tym w�a�ciwie ko�czy�o si� podobie�stwo. Spod szerokiego, niskiego czo�a i nawis�ych brwi Skorrogana patrzy�y bystre, z�ociste, krogulcze oczy. D� twarzy wygl�da� jak �ci�ty pysk, szczeki mia� wype�nione straszliwymi, k�ami, kr�tkie uszy osadzone wysoko na okaza�ej czaszce. Kr�tka, brunatna sier�� pokrywa�a muskularne cia�o a� po czubek ruchliwego ogona, z g�owy i szyi sp�ywa�a rudawa grzywa. Nie bacz�c na tropikaln�, jak na niego, temperatur�, przybrany by� w ceremonialne futra i sk�ry i wydziela� ostry zapach potu.
- Ksi��� sp�ni� si� - z w�tpliw� uprzejmo�ci� rzek� jeden z ministr�w. - Mam nadziej�, �e nie zaistnia�y jakie� powa�ne przeszkody.
- Nie - odpar� Skorrogan. - Po prostu przeliczy�em si� z czasem. Przepraszam - doda� niezbyt przepraszaj�cym tonem, opad� ci�ko na najbli�szy fotel i otworzy� tek�. - Przyst�pimy do interesu, panowie?
- Mm... chyba tak - Dalton zasiad� po�rodku d�ugiego konferencyjnego sto�u. - W�a�ciwie, w tej wst�pnej rozmowie nie b�dziemy si� zbytnio zajmowa� cyframi i faktami. Chcemy tylko uzgodni� cele podstawowe, og�lne zasady polityki.
- Naturalnie, b�dziecie chcieli zapozna� si� dok�adnie z obecnym stanem zasob�w Avaiki i Skangu, jak r�wnie� alla�skich kolonii - powiedzia� swym �agodnym g�osem Vahino. - Rolnictwo na Cundaloa i kopalnie Skontaru ju� teraz maj� znaczn� wydajno��, a z czasem gospodarka powinna osi�gn�� samowystarczalno��.
- B�dzie to tak�e kwestia wyszkolenia - rzek� Dalton. - Po�lemy ca�y zast�p ekspert�w, doradc�w technicznych, nauczycieli...
- Ponadto - zacz�� szef sztabu - wyniknie kwestia zasob�w wojennych...
- Skontar ma w�asn� armi� - burkn�� Skorrogan. - Chwilowo nie ma co o tym m�wi�.
- Mo�e i nie - przyzna� minister skarbu. Wyj�� papierosa i zapali�.
- Prosz� pana! - rykn�� Skorrogan. - Prosz� nie pali�! Pan wie, �e Skontarianie s� uczuleni na tyto�...
- Przepraszam! - Minister skarbu zgni�t� papierosa. R�ka mu lekko zadr�a�a i spojrza� na pos�a. Obawa by�a p�onna, urz�dzenia klimatyzacyjne momentalnie usuwa�y dym. A w ka�dym razie nie krzyczy si� na cz�onka rz�du. Zw�aszcza, gdy si� przychodzi prosi� o pomoc...
- W gr� wchodz� inne jeszcze planetarne uk�ady - rzek� z po�piechem Dalton rozpaczliwie staraj�c si� za�agodzi� incydent. - Nie tylko kolonie solarne. Sadz�, �e ekspansja waszych obydwu ras si�gnie poza wasz w�asny troisty uk�ad, a zasoby uzyskane w ten spos�b...
- Dla nas ekspansja jest konieczna - zawo�a� kwa�no Skorrogan. - Traktat ograbi� nas z wszystkich czterech planet... Mniejsza z tym. Przepraszam. Przykro siedzie� przy jednym stole z wrogiem. Szczeg�lnie jak kto� przypomni, �e to taki niedawny wr�g.
Tym razem milczenie trwa�o d�ugo. Dalton z nieomal fizyczn� przykro�ci� poj��, �e Skorrogan nieodwo�alnie zrujnowa� swoj� pozycj�. Nawet gdyby zda� sobie spraw�, co robi, i pr�bowa� sytuacj� naprawi� - a kt� widzia�, by arystokrata Skontaru kiedykolwiek t�umaczy� si� - by�o ju� za p�no. Miliony ludzi widzia�y w telewizji jego niewybaczalna wprost arogancj�. Zbyt wiele wp�ywowych osobisto�ci, czo�owych, dzia�aczy solarnych, siedzia�o w tej samej sali, patrzy�o w jego wzgardliwe oczy i czu�o ostry od�r nieludzkiego potu.
Skontar nie otrzyma pomocy.
O zachodzie chmury zawis�y nad ciemn� lini� szczyt�w na wsch�d od Geyrhaynu i mro�ny podmuch wiatru przyni�s� w dolin� zapowied� zimy. Przyni�s� ze sob� pierwsze p�atki �niegu; ko�owa�y na tle ciemnoszkar�atnego nieba, zar�owione odblaskiem gasn�cej krwawej �uny. Przed p�noc� b�dzie �nie�yca.
Z ciemno�ci wy�oni� si� statek kosmiczny i wp�yn�� do hangaru. Za ma�ym kosmoportem wida� by�o w p�mroku stary gr�d Geyrhayn kul�cy si� pod wiatrem. Rudy blask �wiate� pada� od starych dom�w o spiczastych dachach, ale kr�te uliczki by�y jak puste w�wozy wij�ce si� a� na szczyt wzg�rza, gdzie stercza� ponury zamek, dawne gniazdo baron�w. Valtam obra� go na swoj� siedzib� i ma�y Geyrhayn by� teraz stolic� Imperium. Albowiem z dumnego Skirnoru i wspania�ego Thruvangu zosta�y tylko radioaktywne ruiny, a dzikie bestie wy�y teraz na zgliszczach dawnego pa�acu.
Skorrogan syn Valthaka wyszed� z kabiny statku. Poczu� dreszcz i szczelniej owin�� si� futrem. Skontar by� zimn� planet�. Marzli tam nawet miejscowi.
Przed wyj�ciem czekali najwy�si wodzowie Skontaru. Pod mask� oboj�tno�ci Skorrogan zadr�a� wewn�trznie. Mo�e w�r�d tej milcz�cej pos�pnie grupy czeka�a na� �mier�? Pewien by� nie�aski, a nie wiedzia�...
Na spotkanie przyby� sam Valtam. Jego bia�a grzywa powiewa�a na wietrze. Z�ote oczy �wieci�y w zapadaj�cym mroku z�owieszczym blaskiem, wyziera�a z nich dzika, �le ukrywana nienawi��. Tu� przy nim sta� jego najstarszy syn i nast�pca tronu, Thordin. W purpurze zachodu ostrze jego w��czni wygl�da�o jak umazane krwi�. Obok czekali mo�ni ca�ego Skangu, margrabowie Skontaru i innych planet. Za nimi po�yskiwa�y he�my i kirysy lejbgwardii. Twarze by�y w cieniu, ale bi�a od nich pogarda i wrogo��.
Skorrogan podszed� do Valtama, uderzy� na powitanie w��czni� i pochyli� nieznacznie g�ow�. Zapad�a cisza, tylko wiatr poj�kiwa� i unosi� �nie�ne tumany.
Wreszcie przem�wi� Valtam, bez �adnych wst�pnych pozdrowie�. Zabrzmia�o to jak policzek. A wi�c jeste� z powrotem - rzek�.
- Tak, panie. - Skorrogan usi�owa� panowa� nad g�osem. Przychodzi�o to z trudem. Nie ba� si� �mierci, ale ci�ar niepowodzenia przygniata� go bole�nie. - Jak ju� wiadomo, musz� z �alem donie��, �e moja misja spe�z�a na niczym.
- Wiadomo - powt�rzy� lodowato Valtam - ogl�dali�my teleraport.
- Mi�o�ciwy panie, Cundaloa dostaje od Solarian nieograniczon� pomoc. Ale Skontarowi odm�wiono wszystkiego. �adnych kredyt�w, �adnych doradc�w technicznych, nic. I nie mo�emy liczy� prawie wcale na handel i turyst�w.
- Wiemy - rzek� Thordin. - A ty by�e� wys�any, aby t� pomoc uzyska�.
- Pr�bowa�em, panie - rzek� oboj�tnie Skorrogan. M�wi�, bo co� musia� powiedzie�, ala t�umaczy� si�? Nie! - Solarianie �ywi� do nas niewyrozumowan� niech��; po cz�ci dlatego, �e maj� s�abo�� dla Cundaloi, a po cz�ci, jak s�dz�, poniewa� tak bardzo r�nimy si� od nich.
- R�nimy si� - przyzna� ch�odno Valtam - ale dawniej to nie mia�o wi�kszego znaczenia. I teraz zreszt� tacy Mingonianie, znacznie mniej ludzcy od nas, dostali od Solarian ogromn� pomoc. Tak� w�a�nie, jak� otrzyma ju� wkr�tce Cundaloa, i jak� my tak�e mogli�my uzyska�.
- Pragniemy - ci�gn�� - jak najlepszych stosunk�w z najpot�niejszym mocarstwem Galaktyki. A mogli�my mie� i to, i o wiele wi�cej. Wiem z bezpo�rednich �r�de�, jaki panowa� nastr�j w Zjednoczonych Republikach. Gotowi byli przyj�� nam z pomoc�, gdyby�my okazali cho� troch� woli wsp�pracy. Mo�na by wtedy my�le� o odbudowie, a nawet o wi�kszych rzeczach... - g�os mu za�ama� si� i zamar� w po�wistach wiatru.
Po chwili m�wi� dalej, g�osem coraz bardziej nabrzmia�ym w�ciek�o�ci�: - Wys�a�em ci�, jako mego specjalnego przedstawiciela, aby� otrzyma� t� wielkodusznie ofiarowan� pomoc. Ufa�em ci, pewien by�em, �e zdajesz sobie spraw� z okropno�ci naszego po�o�enia... Hrrr. - Splun�� ze wstr�tem. - A ty ca�y czas zachowywa�e� si� obra�liwie, bezczelnie, grubia�sko. W oczach wszystkich Solarian okaza�e� si� jakby wcieleniem tych cech, kt�rych w nas nienawidz�. Nic dziwnego, �e nam odm�wili. Ca�e szcz�cie, �e nie wypowiedzieli wojny!
- Jeszcze nie jest za p�no - rzek� Thordin. - Mo�emy wys�a� drugiego...
- Nie. - Valtam uni�s� g�ow� z wrodzon� dum� tej �elaznej rasy, z wynios�o�ci� w�a�ciw� kulturze, dla kt�rej od zarania dziej�w honor by� wa�niejszy od �ycia. - Skorrogan by� naszym pos�em pe�nomocnym. Je�li si� mamy go zaprze�, je�li mamy za niego przeprasza� - nie z powodu okre�lonego czynu, ale za jego z�e wychowanie - i czo�ga� si� przed Galaktyk�... nie! to niemo�liwe. Musimy obej�� si� bez Solarian.
�nieg pada� coraz g�stszy, chmury zakry�y ju� prawie ca�e niebo. W jednym tylko miejscu b�yszcza�o kilka gwiazd. Chwyta� dotkliwy mr�z.
- C� za cena honoru! - zawo�a� smutnie Thordin. - Skontar g�oduje, a �ywno�� solaria�ska mog�aby nas utrzyma� przy �yciu. Chodzi w �achmanach - Solarianie przys�aliby odzie�. Fabryki mamy zniszczone albo przestarza�e. Nasza m�odzie� wyrasta nie�wiadoma zupe�nie galaktycznej cywilizacji i technologii - Solarianie przys�aliby nam maszyny i technik�w, pomogli w odbudowie. Przys�aliby tu nauczycieli, stan�aby przed nami otworem droga do wielko�ci... Ale ju� za p�no. - Thordin wbi� w Skorrogana, swojego przyjaciela, wzrok pos�pny, zdziwiony, zrozpaczony. - Ale dlaczego� to zrobi�? Dlaczego?
- Zrobi�em, co mog�em - odrzek� sztywno Skorrogan. - Je�li nie nadawa�em si� do tej misji, trzeba by�o wys�a� kogo innego.
- Nadawa�e� si� - powiedzia� Valtam. - By�e� naszym najlepszym dyplomat�. Twoja zr�czno��, twoje zrozumienie psychologii pozaskontarskiej, twoja wybitna umys�owo��, czyni�y ci� niezast�pionym w stosunkach zewn�trznych. A tu, w tak prostej, a donios�ej sprawie... Ale koniec z tym! - g�os jego wzni�s� si� ponad ryk wichury. - Koniec z moim zaufaniem do ciebie! Skontar dowie si�, �e zawiod�e�!
- Mi�o�ciwy Panie! - zawo�a� Skorrogan �ami�cym si� g�osem. - Znios�em od ciebie s�owa, za kt�re ka�dy inny zap�aci�by pojedynkiem na �mier� i �ycie. Ale nie ka� mi s�ucha� wi�cej. Pozw�l mi odej��.
- Nie mog� ci� pozbawi� dziedzicznych praw i tytu��w - rzek� Valtain. - Lecz twoja rola w rz�dzie imperialnym jest zako�czona i nie wa� si� odt�d pokazywa� na dworze, ani na �adnych oficjalnych uroczysto�ciach. W�tpi� te�, czy b�dziesz mia� jakich przyjaci�.
- Mo�e i nie - odpar� Skorrogan. Zrobi�em, co w mojej mocy, ale teraz, gdybym m�g� nawet ja�niej si� t�umaczy�, nie uczyni� tego po takich zniewagach. Je�li jednak mam co� doradzi�, gdy chodzi o przysz�o�� Skontaru...
- Nie potrzeba - rzek� Valtam. - Do�� ju� wyrz�dzi�e� szkody.
- ...to prosz� o rozwa�enie trzech rzeczy. - Skorrogan uni�s� w��czni� w kierunku dalekich b�yszcz�cych gwiazd. - Po pierwsze, pami�tajcie o tamtych s�o�cach. Po wt�re - o pewnych nowych pracach z dziedziny nauk i technologii tu u nas - takich jak praca Dyrina w zakresie semantyki. A wreszcie - rozejrzyjcie si� wko�o. Sp�jrzcie na domy, zbudowane przez waszych ojc�w, na odzie�, kt�r� nosicie, pos�uchajcie w�asnego j�zyka. A za pi��dziesi�t lat przyjd�cie do mnie... aby mnie przeprosi�!
Owin�� si� w p�aszcz, pok�oni� Valtamowi i d�ugimi krokami ruszy� przez pole ku miastu. Patrzyli za nim z gorycz� i nierozumieniem w oczach.
W mie�cie by� g��d. Czu� go poprzez mury, g��d zrozpaczonych i wyn�dznia�ych istot, skulonych przy ogniskach i niepewnych, czy prze�yj� zim�. Zamy�li� si� przez chwile - ilu te� z nich umrze? - ale nie mia� odwagi przemy�le� tego do ko�ca.
Us�ysza� czyj� �piew i przystan��. W�drowny bard, id�cy o �ebraczym chlebie od miasta do miasta, wl�k� si� ulic�, a zetla�y p�aszcz fantastycznie powiewa� na wietrze. Smuk�ymi palcami potr�ca� struny harfy, a g�os roz�piewa� si� staro�ytn� ballad�, w kt�rej zawarta by�a ca�a szorstka melodyjno��, ca�y d�wi�czny, �elazny szcz�k dawnego j�zyka, j�zyka Naarhaymu na Skontarze. Dla jakiej� smutnej rozrywki Skorrogan przet�umaczy� w my�li dwie zwrotki na ziemszczyzn�:
Skrzydlate ptaki wojny
W dzikim przelocie
Budz� zamar�e zim�
Pragnienie morskiego szlaku.
Mi�a moja, oto na mnie czas,
�piewaj o kwiatach,
Najpi�kniejsza, gdy �egnasz.
B�d� zdrowa, kocham ci�.
Nic z tego. Nie tylko si� zatraca� metaliczny rytm twardych, ostrych sylab, nie tylko gubi�a si� zawi�o�� rym�w i aliteracji, ale, co gorsza, w przek�adzie na ziemski nie mia�o to sensu. Brak�o odpowiednik�w. Jak mo�na na przyk�ad odda� pe�ne niezliczonych odcieni znaczeniowych s�owo virkansraavin, wyrazem ��egnasz�? Psychologie s� na to zbyt r�ne od siebie.
W tym kry� si� mo�e sens jego odpowiedzi danej najwy�szym wodzom. Lecz oni tego nie zrozumiej�. Nie mog� zrozumie�. Pozosta� wi�c sam w obliczu nadci�gaj�cej zimy.
Valka Vahino siedzia� w ogrodzie i k�pa� si� w powodzi s�onecznych blask�w. Rzadko kiedy mia� teraz okazj� do aliacaui - jak brzmia� staroziemski termin? �Sjesta�? Niedok�adny w�a�ciwie. Cundalo�czyk spoczywa�, ale nigdy nie spa� po po�udniu. Siedzia� lub le�a� na dworze, s�o�ce przenika�o w g��b cia�a, albo obmywa� je ciep�y deszcz. Pozwala� my�lom p�yn�� swobodnie. Solarianie nazywali to marzeniem na jawie. Ale w�a�ciwie by�o to jeszcze co� innego, tylko w j�zyku ziemskim nie by�o na to s�owa. �Odpr�enie psychiczne� to zwrot okropnie toporny. Co prawda Solarianie w �adnym razie nie mogliby zrozumie�...
Czasem Vahino mia� wra�enie, jakby nie odpoczywa� nigdy, od wiek�w. Ci�kie obowi�zki epoki wojny, p�niej wyczerpuj�ce podr�e na Ziemi�... Ostat nio za� Wielki Dom mianowa� go Najwy�szym ��cznikiem w przekonaniu, �e rozumie Solarian lepiej ni� ktokolwiek w Lidze.
By� mo�e. Wiele czasu sp�dzi� w�r�d nich, lubi� ich jako ras� i jako jednostki. Ale... na wszystkie duchy: jak oni pracowali! Jacy byli ci�gle zaganiani! Mo�na by my�le�, �e �cigaj� ich sfory demon�w.
Prawd� m�wi�c nie by�o innego sposobu odbudowy, reformy przestarza�ych metod i zdobycia tak po��danych, oszo�amiaj�cych bogactw. Ale z drugiej strony, co za ukojenie tak le�e� w ogrodzie, patrze� na wielkie z�ociste kwiaty, ch�on�� powietrze przesycone ich upajaj�c� woni�, s�ucha� brz�czenia owad�w i rozmy�la� nad nowym wierszem, kt�ry wykluwa� si� w g�owie.
Solarianom trudno by�o zrozumie� nar�d z�o�ony z samych poet�w. A przecie� najg�upszy nawet i najn�dzniejszy Cundalo�czyk umia�, wyci�gn�wszy si� w s�o�cu, uk�ada� liryki. C�, ka�da rasa ma swoje uzdolnienia. Czy mo�na dor�wna� geniuszowi wynalazczemu ludzi?
W g�owie Vahino wzbiera�y d�wi�czne i �piewne wyrazy. Uk�ada� je, cyzelowa�, dobiera� ka�d� zg�osk�, kszta�towa� ca�o�� z rosn�cym zadowoleniem. Tak, teraz b�dzie ju� dobrze. Zapami�taj� to, �piewa� b�d� i za sto lat. Valka Vahino nie b�dzie zapomniany. Kto wie, czy nie nazw� go mistrzem wierszotw�rstwa - Alia Amaui cauianriho, valana, vro!
- Przepraszam, panie! - T�py, metaliczny g�os a� zazgrzyta� w m�zgu. Delikatna tkanka poezji rozpada�a si� i odp�yn�a w mroczny wir niepami�ci. Przez chwil� nic nie potrafi� odczuwa� pr�cz nieodwo�alnej straty.
- Przepraszam bardzo, ale pan Lombard chce pana widzie�.
Fala d�wi�kowa bi�a z robowo�nego, daru samego Lombarda. Vahine razi�a okropnie ta instalacja z b�yszcz�cego metalu ustawiona w�r�d starych makat i rze�b. Ale ba� si� obrazi� ofiarodawc�, a przedmiot by� po�yteczny.
Lombard, szef solaria�skiej komisji odbudowy, by� najwa�niejszym cz�owiekiem w ca�ym systemie Avaiki. I teraz nawet Vahino docenia� jego uprzejmo��: zamiast przys�a� po niego, trudzi� si� sam. Tylko dlaczego w�a�nie o tej porze?
- Uprzed� pana Lombarda, �e zaraz przychodz�.
Musia� najpierw co� w�o�y� na siebie. W przeciwie�stwie do Cundalo�czyk�w ludzie byli uwra�liwieni na nago��. Nast�pnie wszed� do sali. Kaza� tam ustawi� kilka foteli na u�ytek Ziemian, kt�rzy niech�tnie siadali na plecionych matach... jeszcze jedno dziwactwo! Przy wej�ciu Vahina Lombard wsta�.
Ziemianin by� niski, kr�py, nad p�ask�, twarz� ros�y mu siwe w�osy. W�asn� prac� wybi� si� z wyrobnika najpierw na in�yniera, wreszcie na szefa misji i wysi�ek ten zostawi� na nim �lady. Do wszelkiej pracy zabiera� si� z osobist� pasj�, a twardy by� jak stal. Ale na og� by� bardzo mi�y, mia� zadziwiaj�co du�y zakres zainteresowa�, a w swej dzia�alno�ci w Systemie Avaiki dokonywa� prawdziwych cud�w.
- Pok�j twemu domowi, bracie - rzek� Vahino.
- Dzie� dobry - odmrukn�� tamten. A widz�c, �e Vahino daje znaki s�u�bie, po�piesznie zawo�a�: - Tylko bez waszych rytua��w! Bardzo je ceni�, ale teraz po prostu nie mam czasu siedzie� trzy godziny przy stole i m�wi� o kulturze, zanim si� przejdzie do interes�w. Chcia�em w�a�nie, �eby pan, jako miejscowy, wyt�umaczy� wszystkim jako� ogl�dnie, �e trzeba koniecznie z tym sko�czy�.
- Ale to s� nasze najstarsze zwyczaje...
- Ot� to: stare, przestarza�e, op�niaj� post�p. Nie mam nic z�ego na my�li, panie Vahino, chcia�bym, �eby u nas by�y tak pi�kne zwyczaje. Ale nie podczas godzin pracy. Bardzo o to prosz�.
- My�l�, �e pan ma racj�. To nie pasuje po prostu do nowoczesnego modelu przemys�owej cywilizacji. A do niej przecie� zmierzamy. - Vahino usiad� na krze�le i poda� go�ciowi papierosy. Palenie by�o typow� wad� Solarian, bardzo zara�liw�, a �atw� do obrony. Vahino sam te� zapali� z rado�ci� neofity.
- Tak jest. O to chodzi. W tej w�a�nie sprawie przyszed�em, panie Vahino. Nie mam �adnych okre�lonych skarg. Ale nagromadzi�o si� mn�stwo drobnych trudno�ci, na kt�re tylko wy sami mo�ecie poradzi�, My, Solarianie, ani chcemy, ani mo�emy miesza� si� do waszych wewn�trznych spraw. Ale niekt�re rzeczy musicie zmieni�, bo inaczej nie b�dziemy wam mogli pomaga�.
Vahino wiedzia� ju� wszystko. Spodziewa� si� tego od d�u�szego czasu i pomy�la� ze smutkiem, �e nic si� nie da poradzi�. Zaci�gn�� si� papierosem, wypu�ci� k��b dymu i z uprzejmym pytaniem uni�s� brwi do g�ry. Zaraz jednak przypomnia� sobie, �e u Solarian zmiany wyrazu nie stanowi� cz�ci rozmowy, i powiedzia� g�o�no: - Prosz�, niech pan powie, co ma na sercu. Rozumiem, �e nie ma intencji zniewagi, i �adnej si� nie dopatrz�.
- Dobra! - Lombard nachyli� si� w jego stron�, nerwowo sk�adaj�c i rozk�adaj�c du�e spracowane r�ce. - S�k w tym, �e ca�a wasza kultura, ca�a wasza psychika nie nadaj� si� do wsp�czesnej cywilizacji. Mo�na to zmieni�, ale zmiana musi by� radykalna. �eby j� przeprowadzi�, musicie wyda� odpowiednie ustawy, zorganizowa� kampani� propagandow�, zmieni� system szkolnictwa i tak dalej. Bez tego nie ruszymy.
- We�my na przyk�ad - ci�gn�� - tak� spraw� jak sjesta. W tej chwili, na ca�ym obszarze �rodkowej strefy czasu ani jedno k�ko, ani jedna maszyna si� nie porusza, nikt nie pracuje. Wszyscy le�� na s�o�cu, uk�adaj� wiersze, nuc� piosenki albo po prostu drzemi�. Tak nie mo�na, Vahino, je�li chcemy zbudowa� ca�a cywilizacje! Plantacje, kopalnia, fabryki, miasta! Temu nie damy rady przy czterogodzinnym dniu pracy!
- Nie. Ale mo�e my nie mamy energii waszej rasy? Jeste�cie przecie� gatunkiem o szczeg�lnie wysokiej czynno�ci tarczycy.
- To sprawa przyzwyczajenia. Trzeba si� tylko nauczy�. Wcale nie trzeba wykonywa� pracy nad si�y. Po to w�a�nie mechanizujemy wasz� kultur�, �eby was uwolni� od wysi�k�w fizycznych i zale�no�ci od kaprys�w przyrody. Ale maszynowej cywilizacji nie da si� pogodzi� z takim mn�stwem wierze�, obrz�dk�w, zwyczaj�w i tradycji, co u was. Nie ma na to czasu. �ycie jest za kr�tkie, aby czyni� je nielogicznym. A wy wci�� zanadto przypominacie Skontarian, kt�rzy nie mog� si� rozsta� ze swoimi przedwiecznymi w��czniami.
- Tradycja nadaje �yciu warto��, nadaje mu sens...
- Kultura maszyn wytwarza w�asn� tradycj�. Z czasem si� przekonacie. Wytwarza w�asny sens, i my�l�, �e jest to sens jutra. Trzymaj�c si� uparcie przestarza�ych zwyczaj�w, nie dognacie nigdy historii. Wasz system monetarny...
- Jest bardzo praktyczny.
- Na sw�j spos�b. Ale jak mo�ecie handlowa� z Ziemi� opieraj�c wasze banknoty na srebrze, gdy solaria�skie s� abstrakcyjne? Musicie przej�� na nasz system dla cel�w handlu i wprowadzi� r�wnie� pieni�dze abstrakcyjne. A zupe�nie tak samo z systemem metrycznym, je�li chcecie u�ywa� naszych maszyn, czy dogada� si� z naszymi uczonymi. Kr�tko m�wi�c, musicie wzi�� od nas wszystko.
- A cho�by i wasze poj�cia spo�eczne - podj�� po chwili Lombard. - Nic dziwnego, �e nie zdo�ali�cie opanowa� planet w waszym w�asnym uk�adzie, je�li ka�dy u was chce koniecznie by� pogrzebany tam, gdzie si� urodzi�. Bardzo to pi�kne uczucie, ale nic wi�cej. B�dziecie musieli go si� pozby�, o ile macie zamiar dosi�gn�� gwiazd.
- Nawet wasza religia - ci�gn�� z pewnym wahaniem - prosz� mi wybaczy�, ale doprawdy... s� w niej r�ne rzeczy, kt�re wsp�czesna wiedza stanowczo odrzuca.
- Jestem agnostykiem - odpar� spokojnie Vahino. - Ale dla wielu os�b religia Mauiroa jest jeszcze czym� bardzo �ywym.
- Gdyby Wielki Dom pozwoli� nam sprowadzi� misjonarzy, mogliby�my nawr�ci� wszystkich na, powiedzmy, neopanteizm. Moim zdaniem neopanteizm jest znacznie bardziej krzepi�cy, no i o wiele bardziej naukowy ni� wasza mitologia. Je�eli wasza spo�eczno�� musi koniecznie w co� wierzy�, niech�e to b�dzie przynajmniej wiara zgodna z faktami, jakie technologia wsp�czesna ju� wkr�tce uczyni i dla was oczywistymi,
- By� mo�e. Przypuszczam tak�e, �e ustr�j rodowy jest zbyt zawi�y i sztywny jak na nowoczesn� organizacj� spo�eczn�... Tak, chodzi o g��bsze zmiany ni� zwyk�e uprzemys�owienie.
- Naturalnie - podchwyci� Lombard. - Chodzi o zupe�n� przemian� umys�owo�ci. Zreszt�, z czasem do tego dojdziecie. Po wyje�dzie Allana budowali�cie fabryki atomowe i statki kosmiczne. Proponuj� wam tylko, aby�cie troch� przyspieszyli ten proces.
- A j�zyk?...
- Nie chce by� pos�dzony o szowinizm, ale uwa�am, �e wszyscy Cundalo�czycy powinni uczy� si� solarskiego. Pr�dzej czy p�niej b�dzie im potrzebny.
Wszyscy wasi uczeni i technicy musz� pos�ugiwa� si� nim zawodowo. J�zyki Laui, Muara i inne s� pi�kne, ale dla wyra�ania termin�w naukowych zupe�nie si� nie nadaj�. Sama ju� wielopoj�ciowo��... szczerze m�wi�c wasze ksi�gi filozoficzne brzmi� dla mnie przera�liwie m�tnie. Pi�kne, ale pozbawione okre�lonego sensu. Waszemu j�zykowi brakuje precyzji.
- Zawsze uwa�ano - odpar� smutnie Vahino - �e Arakles i Vranamaui s� wzorem krystalicznej jasno�ci my�li. I przyzna� musz�, �e dla mnie znowu wasz Kant czy Russell, a nawet Korzybski nie zawsze s� zrozumiali. Inna sprawa, �e nie mam w tym odpowiedniej bieg�o�ci. Zapewne ma pan racj�. M�odsze pokolenie przyzna j� panu z pewno�ci�.
- Przedstawi� spraw� Wielkiemu Domowi - zakonkludowa� - i mo�e ju� teraz uda si� co� zrobi�. Ale w �adnym razie nie b�dzie pan czeka� d�ugo. Ca�a nasza m�odzie� tylko marzy, by sta� si� tak�, jak pan sobie �yczy. To gwarancja sukcesu.
- Tak - przyzna� Lombard. Po chwili za� doda� mi�kko: - Wola�bym, �eby sukces nie mia� tak wysokiej ceny. Ale wystarczy spojrze� na Skontar, aby poj��, jak bardzo to jest konieczne.
- O, Skontar! W ci�gu ostatnich trzech lat dokonali prawdziwych cud�w. Przetrwali wielki g��d i teraz nie tylko si� odbudowali, ale nawet zorganizowali wyprawy na odleg�e gwiazdy w poszukiwaniu kolonii. - Vahino skrzywi� si� w u�miechu. - Nie �ywi� mi�o�ci dla naszych dawnych wrog�w, ale trudno ich nie podziwia�.
- Dzielni s� - zgodzi� si� Lombard. - Ale co przyjdzie z samej dzielno�ci? Przestarza�a technika jest dla nich kamieniem u szyi. Cundaloa ju� teraz ma globaln� produkcj� trzy razy wi�ksz�. Ich mi�dzygwiezdne kolonie to tylko w�t�y gest kilkuset jednostek. Skontar mo�e wy�y�, ale b�dzie zawsze pot�g� dziesi�tego rz�du. Tylko patrze�, a stanie si� waszym satelit�.
- I to nie dlatego - m�wi� Lombard - by brak�o im zasob�w naturalnych czy innych. Rzecz w tym, �e odrzucaj�c nasz� ofert� pomocy - a tak w�a�ciwie by�o - wy��czyli si� z g��wnego nurtu galaktycznej cywilizacji. Przecie� teraz dopiero pr�buj� rozwin�� naukowe poj�cia i wytworzy� sprz�t, jaki my mieli�my przed stu laty. A robi� takie b��dy, �e mo�na by �mia� si�, gdyby to nie by�o �a�osne. Ich j�zyk, podobnie jak wasz, nie nadaje si� do my�li naukowej, a tradycja ci�gle ich skuwa. Widzia�em na przyk�ad ich statki kosmiczne, kt�re budowali wed�ug w�asnej konstrukcji, zamiast kopiowa� nasze modele... po prostu groteska. Sto r�nych dr�g, aby trafi� na szlak, kt�rym my idziemy od dawna. Maj� statki kuliste, owalne, sze�cienne... s�ysza�em nawet, �e kto� tam projektuje statek czw�r�cienny!
- W zasadzie to mo�liwe - mrukn�� Vahino. - Geometria Riemanna, na kt�rej opiera si� nap�d mi�dzygwiezdny, dopuszcza...
- Wykluczone! Ziemia pr�bowa�a ju� tego i nic nie wysz�o. Tylko dziwak - a uczeni Skontaru w swoim odosobnieniu staj� si� ras� dziwak�w - mo�e tak my�le�. Nam, ludziom, poszcz�ci�o si� i to wszystko. Ale i u nas d�ugo trwa�o, zanim nasza kultura wytworzy�a mentalno�� stosown� dla naukowej cywilizacji. Do tego czasu post�pu w technologii prawie nie by�o. A p�niej si�gn�li�my gwiazd. Inne rasy mog� zrobi� to samo, ale najpierw musz� wykszta�ci� odpowiedni� cywilizacje, w�a�ciw� umys�owo��. A bez naszego przewodnictwa ani Skontar, ani �adna inna planeta nie zdo�a tego uczyni� jeszcze przez d�ugie wieki.
- Co przypomina mi - ci�gn�� Lombard grzebi�c w kieszeniach - �e dosta�em w�a�nie jeden ze skontarskich przegl�d�w filozoficznych. Jak pan wie, pewien kontakt wci�� jeszcze istnieje, oficjalnie debit nie zosta� odebrany. Tyle, �e ze Skangiem nie chcemy mie� do czynienia. Mniejsza z tym. Do��, �e jeden z ich filozof�w, Dyrin, kt�ry pracuje nad og�ln� semantyk�, wywo�a� ostatnio sensacj�... - Lombard znalaz� nareszcie pismo - Pan czyta po skontarsku, prawda?
- Tak - rzek� Vahino. - W czasie wojny pracowa�em w wywiadzie. Niech pan poka�e... - odszuka� wspomniany artyku� i zacz�� t�umaczy� na g�os:
�W poprzednich rozprawach autor wykaza�, �e zasada bezpierwiastkowo�ci nie jest sama w sobie uniwersalna, lecz musi by� poddana pewnym psychomatematycznym zastrze�eniom wynikaj�cym z uwzgl�dnienia pola broganarycznego - tego nie rozumiem - kt�re w powi�zaniu z atomofalami elektronowymi...�
- Co to za abrakadabra? - wybuchn�� Lombard.
- Nie wiem - odpar� bezradnie Vahino. - Umys�owo�� skontarska jest mi r�wnie obca jak panu.
- Jakie� g�adzenie - rzek� Lombard, - Z poczciwym skontarskim dogmatyzmem zgadujzgadulskim na dok�adk�! rzuci� przegl�d na ma�y piecyk z br�zu, a ogie� ogarn�� szybko cieniutkie karty. - Brednie, co widzi z �atwo�ci� ka�dy, kto ma troch� poj�cia o og�lnej semantyce, a cho�by krzt� rozs�dku! - u�miechn�� si� wzgardliwie i troch� nieszczerze, i pokiwa� g�ow�. - Rasa dziwak�w!
- Chcia�bym, �eby� znalaz� dla mnie jutro par� godzin - rzek� Skorrogan.
- Postaram si� - Thordin XI, Valtam Imperium Skontaru, skin�� sw� przerzedzon� grzyw�. - Cho� wola�bym w przysz�ym tygodniu.
- Jutro! Bardzo o to prosz�!
- Dobrze - zgodzi� si� Thordin. - Ale o co chodzi?
- Chcia�bym odby� z tob� ma�� wycieczk� na Cundaloa.
- Dlaczego akurat tam? I dlaczego akurat jutro?
- Powiem, jak si� spotkamy - Skorrogan sk�oni� g�ow�, pokryt� g�st� jeszcze, ale bia�� jak mleko grzyw� i wy��czy� sw�j ekran.
Thordin u�miechn�� si� pob�a�liwie. Skorrogan znany by� ze swych dziwactw. �No, ale my, starcy, musimy trzyma� si� razem - pomy�la�. - Wyros�y ju� dwa pokolenia i obydwa nam depc� po pi�tach�.
Trzydzie�ci kilka lat wewn�trznej banicji bardzo, rzecz jasna, zmieni�o tak ongi rado�nie pewnego siebie Skorrogana. Ale przynajmniej nie zgorzknia�. Kiedy powolna odbudowa Skontaru zacz�a dawa� tak niew�tpliwy rezultat, �e zapomniano o jego nieudanej misji, kr�g przyjaci� stopniowo powr�ci�. �y� nadal samotnie, ale przestano go wita� kosym spojrzeniem. A Thordin przekona� si�, �e ich dawna przyja�� jest r�wnie �ywa jak niegdy�, i cz�sto odwiedza� Kraakahaym lub zaprasza� Skorrogana do pa�acu. Ofiarowa� nawet staremu arystokracie udzia� w Wysokiej Radzie, ale tamten odm�wi� i min�o dalszych dziesi�� lat - a mo�e dwadzie�cia? - w ci�gu kt�rych Skorrogan sprawowa� tylko sw� dziedziczn� godno�� ksi���c�. A� teraz dopiero pierwszy raz zwr�ci� si� z pro�ba... �Tak - my�la� Thordin - polec� z nim jutro. Do licha z prac�! Monarchom te� czasem nale�y si� urlop.�
Wsta� z fotela i podszed� utykaj�c do okna. Nowa endokrynowa kuracja cudownie wp�ywa�a na jego reumatyzm, ale jeszcze nie by�a uko�czona. Dreszcz go przej�� na widok �niegu zasypuj�cego dolin�. Zima zn�w by�a blisko.
Geologowie twierdzili, �e Skontar wchodzi w now� epok� lodow�. Ale to nie nast�pi nigdy. Za jakie dziesi�� lat klimatyczni in�ynierowie udoskonal� sw� technik� i lodowce wr�c� na dalek� p�noc. Na razie jednak by�o zimno i bia�o na dworze, a przenikliwy wiatr hucza� doko�a mur�w pa�acu.
Ale na po�udniowej p�kuli teraz jest lato, pola zieleni� si�, dym z domk�w wie�niaczych bije w ciep�e, b��kitne niebo. Kto sta� tam na czele naukowej grupy?... Ach, tak, Aesgayr, syn Haastinga. Jego prace w dziedzinie genetyki i agronomii umo�liwi�y niezale�nym wie�niakom wytwarzanie dostatecznej �ywno�ci dla nowej naukowej cywilizacji. Dawny wolny kmie�, ostoja Skontaru w ci�gu ca�ej historii, nie wymar�, ale nadal by� czynny.
Za to inne rzeczy zmieni�y si� bardzo. Thordin u�miechn�� si� smutnie na my�l o przeobra�eniach, jakim w ostatnich latach pi��dziesi�ciu uleg�a Valtamarchia. Nowe psychosymbologiczne metody rz�dzenia oparte by�y na odkryciach Dyrina w zakresie og�lnej semantyki, tak zasadniczych dla ca�ej w og�le wiedzy. Skontar ju� tylko z nazwy stanowi� teraz imperium. Rozwi�za� paradoks po��czenia liberalnego pa�stwa z rz�dem niewybieralnym, a sprawnym. By�y to wszystko zmiany korzystne i ca�e minione dzieje Skontaru zwolna i z trudem do tego zmierza�y. Ale nowa wiedza przyspieszy�a �w proces, na przestrzeni dw�ch kr�tkich pokole� zmie�ci�a stulecia rozwoju. A rzecz dziwna, cho� przyrodnicze i biologiczne nauki gna�y naprz�d w tempie nie do wiary, sztuki plastyczne, muzyka i literatura ma�o co si� zmieni�y, rzemios�o przetrwa�o i dalej m�wiono prastarym je�ykiem naarhaymskim.
Thordin przerwa� rozmy�lania i wr�ci� do biurka. Mia� jeszcze sporo roboty. Cho�by ta sprawa kolonii na planecie Aeric! Ale trudno administrowa� bez ro� maitych k�opot�w mi�dzygwiezdn� sieci� kilkuset szybko rozwijaj�cych si� osad. By�y to jednak troski do�� niewa�ne w por�wnaniu z faktem, �e imperium mocno sta�o na nogach i ros�o.
Dalek� uszli drog� od tego dnia rozpaczy sprzed pi��dziesi�ciu lat, od epoki g�odu, chor�b i �a�oby, jaka p�niej przysz�a. Thordin pomy�la�, �e nawet i on nie bardzo u�wiadamia� sobie, jak d�uga to by�a droga.
Uj�� mikrolektor i zacz�� przegl�da� strony. Nie w�ada� now� metod� tak biegle jak m�odzi, zaprawieni w niej od urodzenia. Mimo to arryzowa� z do�� du�� wpraw�, integrowa� w pod�wiadomo�ci i �atwo indolowa� ka�d� mo�liwo��. Nie pojmowa�, jak te� m�g� sobie radzi� za dawnych dni rozumowania czysto �wiadomego.
Thordin wyszed� z wn�ki w bramie jednej z zewn�trznych baszt zamku Kraakahaym. Skorrogan naznaczy� spotkanie tam, nie za� wewn�trz zamczyska, poniewa� lubi� roztaczaj�cy si� tu widok. �Wspania�y! - pomy�la� Valtam - ale te dzikie urwiska, stercz�ce z burego morza chmur, przyprawiaj� o zawr�t g�owy.� Nad nimi wznosi�y si� staro�ytne blanki, a jeszcze wy�ej czarne zbocza kraakaru, od kt�rego powsta�a nazwa skalnego gniazda. Wiatr hucza� w�ciekle i miota� suchym �niegiem.
Stra� wznios�a w��cznie na powitanie. Innej broni zreszt� nie mia�a, a obrotowe dzia�a na murach zamku przerdzewia�y doszcz�tnie. Ale bro� nie by�a potrzebna w sercu mocarstwa ust�puj�cego pot�g� tylko posiad�o�ciom solarnym. Skorrogan czeka� w podw�rcu. Pi��dziesi�t lat prawie nie zgi�o mu grzbietu, a oczom nie odebra�o zaciek�ego blasku. Dzi� jednak Thordin dostrzeg� w wygl�dzie starca oznaki tl�cego w g��bi, napi�tego wyczekiwania. Jakby wypatrywa� ju� ko�ca podr�y.
Skorrogan wykona� powitalne gesty i zaprosi� przyjaciela do wn�trza. - Nie, dzi�kuje ci - odpar� Thordin - ale jestem naprawd� zaj�ty. Chcia�bym wyruszy� zaraz.
Ksi��� wypowiedzia� zwyczajowa formu�k� �alu, wida� jednak by�o, �e sam dr�y z niecierpliwo�ci i z trudem wytrzyma�by godzinn� rozmow� w zamku. - W takim razie chod�my - powiedzia�. - M�j statek jest got�w.
Smuk�y, niewielki robostatek, o dziwnych liniach wszystkich czworo�ciennych pojazd�w, zahangarowany by� z ty�u zamku. Weszli i zaj�li miejsca w samym �rodku, sk�d obudowa nie przeszkadza�a patrze�.
- A teraz - rzek� Thordin - mo�e mi powiesz, dlaczego w�a�nie dzisiaj chcesz lecie� na Cundalo�?
Skorrogan spojrza� na� wzrokiem, w kt�rym od�y� zadawniony b�l.
- Dzi� - odpar� wolno - mija dok�adnie pi��dziesi�t lat, odk�d wr�ci�em z Ziemi.
- Ach, tak? - zdziwi� si� Thordin i przykro mu si� zrobi�o. Czy�by stary mruk zamierza� wraca� do dawnych porachunk�w?
- Mo�e nie pami�tasz - ci�gn�� Skorrogan - ale zdevarganuj to z pod�wiadomo�ci, a zobaczysz. Powiedzia�em wtedy do wodz�w, �e za pi��dziesi�t lat przyjd� do mnie, aby mnie przeprosi�.
- I teraz chcesz si� zem�ci�? - Thordin nie by� tym zaskoczony - typowy objaw psychologii skontarskiej - ale nie widzia� wcale powodu do przeprosin.
- Tak - odpar� Skorrogan. - Wtedy nie mog�em tego t�umaczy�. Nikt by nie chcia� mnie s�ucha�, a i sam wcale nie by�em pewien, czy post�pi�em s�usznie.
U�miechn�� si� i uj�� ster w szczup�e d�onie. - Teraz t� pewno�� mam. Czas przyzna� mi racj�. I odzyskani to wszystko, co straci�em na czci, wykazuj�c ci dzisiaj, �e moja misja wtedy w�a�ciwie si� powiod�a. Bo musisz wiedzie�, �e zupe�nie rozmy�lnie zrazi�em Solarian.
Nacisn�� g��wny w��cznik nap�dowy i pomkn�� przez p� roku �wietlnego przestrzeni. Oczom ich ukaza�a si� wkr�tce wielka, b��kitna tarcza Cundaloi l�ni�ca �agodnym blaskiem na tle miliona jarz�cych si� gwiazd.
Thordin siedzia� spokojnie, podczas gdy to niezwyk�e, a proste o�wiadczenie przenika�o stopniowo do jego umys�u. Pierwszym jego odruchem by�o uprzytomnienie sobie, �e pod�wiadomie spodziewa� si� czego� takiego. W g��bi ducha nigdy w�a�ciwie nie wierzy�, by Skorrogan by� tak nieudolny.
Wobec tego jednak?... Nie, zdrajc� te� nie by�. Ale co w takim razie? O co mu chodzi�o? Czy w ci�gu tych d�ugich lat trwa� w jakim� szale�stwie, czy te�...
- Od czasu wojny rzadko kiedy by�e� na Cundaloi, prawda? - spyta� Skorrogan.
- Tak, wszystkiego trzy razy i to bardzo kr�tko. Maj� wielki dostatek, Solarianie pomogli im stan�� na nogach.
- Dostatek... tak, maj� dostatek - Na ustach Skorrogana pojawi� si� u�miech, smutny jednak i bardziej przypominaj�cy p�acz. - Op�ywaj� we wszystko! Ta pomy�lno�� a� wprost rozsadza ca�y ich systemik, razem z trzema gwiezdnymi koloniami.
Gniewnym ruchem szarpn�� nagle kr�tkodystansowy ster i statek zworpowa�. Wyl�dowali na kra�cu wielkiego kosmoportu w Cundaloa City, a hangarowe roboty przyst�pi�y natychmiast do sprawdzenia maszyny i pokrycia jej ochronnym si�ostropem.
- A co teraz? - zagadn�� szeptem Thordin. Zdj�� go raptowny, nieokre�lony lek. Przeczuwa� niejasno, �e nie spodoba mu si� to, co zobaczy.
- Przejdziemy si� po stolicy - rzek� Skorrogan - i mo�e zrobimy par� wypad�w po planecie. Chcia�em, �eby�my zjawili si� tutaj nieoficjalnie, incognito, bo to jedyny spos�b zobaczenia rzeczywistego, codziennego �ycia. A to znacznie wa�niejsze i znacznie wi�cej m�wi ni� wszelkie statystyki czy gospodarcze wykresy. Chc� ci pokaza� przed czym ocali�em Skontar. Thordin! - zawo�a� z bolesnym u�miechem - ca�e �ycie odda�em za moj� planet�. A w ka�dym razie pi��dziesi�t lat �ycia... pi��dziesi�t lat ha�by i samotno�ci.
Min�li bram� i zanurzyli si� w zgie�ku pokrytej �elbetem i stal� r�wniny. Panowa� tu bezustanny ruch, ci�g�e falowanie gor�czkowej energii solaria�skiej cywilizacji. Znaczn� cz�� tej ci�by stanowili ludzie przybyli na Avaiki w interesach lub dla przyjemno�ci. Byli tak�e przedstawiciele niekt�rych innych ras. Ale wi�kszo�� t�um�w sk�ada�a si�, rzecz jasna, z miejscowych Cundalo�czyk�w. Nie zawsze zreszt� mo�na ich by�o odr�ni� od ludzi. W�a�ciwie obie rasy by�y bardzo do siebie podobne. A �e Cundalo�czycy ubierali si� wszyscy po solaria�sku...
Thordin ze zdumieniem potrz�sa� g�ow� ws�uchuj�c si� w rozgwar. - Nie rozumiem! - zawo�a� do Skorrogana usi�uj�c przekrzycze� wrzaw�. - Znam przecie� cundalo�ski, zar�wno laui jak i muara, a jednak... - Nic dziwnego - odpar� Skorrogan - prawie wszyscy m�wi� tu po solarsku. J�zyki miejscowe szybko obumieraj�.
T�usty Solarianin, w krzykliwym sportowym ubraniu, wrzeszcza� na niewzruszonego miejscowego kramarza, kt�ry sta� przed sklepikiem: - Ej, ch�opa, da� tutejcza pamiotek, hophop... - �Sto s��w po solarsku� - skrzywi� si� Skorrogan. - Co prawda i to si� ko�czy, bo m�odzi Cundalo�czycy ju� od dziecka si� ucz� poprawnego j�zyka. Ale tury�ci s� zawsze jednacy. - �achn�� si� i mimo woli si�gn�� po rozsadzacz.
Lecz zmieni�y si� czasy. Nie rozwala�o si� dzisiaj kogo� dlatego tylko, �e by� antypatyczny. Nawet na Skontarze wysz�o to z mody.
Turysta odwr�ci� si� i wpad� na nich. - Przepraszam! - zawo�a� do�� uprzejmie - powinienem uwa�a�.
- Nie szkodzi - wzruszy� ramionami Skorrogan.
Solarianin przeszed� teraz na twardo akcentowany naarhaymski: - Naprawd�, bardzo mi przykro. Czy mog� postawi� wam co� do wypicia?
- Chyba nie - odpar� Skorrogan i z lekka si� zmarszczy�.
- Co za planeta! Zacofana jak... jak Pluton. Jad� st�d na Skontar. Spodziewam si� ubi� tam par� interes�w... bo wy, Skontarianie, znacie si� na tym.
Skorrogan warkn�� w�ciekle i odskoczy� ci�gn�c Thordina za sob�. Odp�yn�li motilatorem kilkaset metr�w, gdy Valtam zapyta�: - Gdzie podzia�y si� twoje dobre maniery? Przecie� on chcia� by� dla nas jak najbardziej uprzejmy. Chyba, �e masz wrodzon� nienawi�� do ludzi?
- Przewa�nie ich lubi� - rzek� Skorrogan - tylko nie ich turyst�w. Dzi�kujmy losom, �e ten gatunek rzadko si� pokazuje na Skontarze. Ich przedsi�biorcy, in�ynierowie, uczeni s� wszyscy bardzo mili. Ciesz� si� bardzo, �e dzi�ki zacie�nieniu stosunk�w bada cz�ciej do nas przyje�d�a�. Ale precz z turystami.
- Dlaczego?
Skorrogan gwa�townym gestem wskaza� p�on�cy neon, - Oto dlaczego! - rzek� t�umacz�c solarskie napisy:
ZWIEDZAJCIE STARO�YTNO�CI CUNDALOA!
ORYGINALNE ANTYCZNE OBRZ�DY
PIERWOTNYCH KULT�W MAUIROA!
BAJECZNIE KOLOROWY CZAR DAWNYCH OBYCZAJ�W!
ZWIEDZAJCIE �WI�TYNI� NAJWY�SZEGO BOSTWAI CENA WST�PU ZNI�ONA! DLA WYCIECZEK ULGI!
- Religia Mauiroa dawniej co� stanowi�a - m�wi? cichym g�osem Skorrogan. - By�a to wiara pi�kna i szlachetna, cho� zawiera�a pierwiastki nienaukowe. Zreszt�, mo�na je by�o zmieni�. Ale teraz na to za p�no. Wi�kszo�� tubylc�w to neopantei�ci albo niewierz�cy, a dawne obrz�dy wykonuj� dla zysku. Robi� z nich przedstawienie.
Skrzywi� si�. - Cundaloa zachowa�a stare, malownicze zabytki, folklor, melodie ludowe i reszt� dawnej kultury. Ale u�wiadomi�a sobie ich malowniczo��, a to gorsze, ni� gdyby je zniszczy�a.
- Nie bardzo rozumiem, na co si� tak oburzasz - rzek� Thordin. - Zmieni�y si� czasy. Na Skontarze te� si� zmieni�y.
- Ale nie w ten spos�b. Popatrz doko�a siebie: Nie by�e� nigdy w Systemie Solarnym, ale zdj�cia musia�e� ogl�da�. Wi�c chyba widzisz, �e to jest typowe miasto solarskie. Troch� zacofane, by� mo�e, ale typowe. I w ca�ym Systemie Avaiki nie znajdziesz miasta, kt�re w swej istocie nie by�oby... ludzkie.
- Nie znajdziesz tu - ci�gn�� - kwitn�cej niegdy� sztuki, literatury, muzyki. Same tanie na�ladownictwa wyrob�w solarskich lub n�dzne podrabianie zamar�ych