8953
Szczegóły |
Tytuł |
8953 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8953 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8953 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8953 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LUCY MAUD MONTGOMERY
Ania z zielonego wzg�rza
NASZA ,KSI�GARNIA-WARSZAWA
1956
T�umaczy�a z j�zyka angielskiego R. BERNSTE1NOWA
Tytu� orygina�u �Ann� ol Green Gables"
Ilustrowa� BOGDAN ZIELENIEC
Redaktor D�ennet Poltorzycka
' Pa�stwowe Wydawnictwo Literatury Dzieci�cej �Nasza Ksi�garnia" Warszawa 1956 Wydanie II
Nak�ad 100 000+205 egz. Ark. wyd. 18,3. Ark. druk. 21,75 Papier druk. sat. kl. III, 70 g, 86 X 122/32
Produkcji Fabryki Papieru w Kluczach Oddano do sk�adania 21. XII. 55. Podpisano do druku-17. V 56.
Druk uko�czono w czerwcu 1956 r. Toru�skie Zak�ady Graficzne � Nr zam. 281 _ E/t-7-30101 � Cena z� 18,60
J. ZDUMIENIE PANI MA�GORZATY LINDE
Dworek pani Ma�gorzaty Linde sta� w tym w�a�nie miejscu, gdzie wielki go�ciniec prowadz�cy do Avonlea opada� w dolin� otoczon� olchami i poros�� paprociami, poprzez kt�r� przerzyna� si� strumyk ma-j�cy swe �r�d�o het, daleko w lasach, otaczaj�cych dw�r starego Cuthberta. Na pocz�tku swej w�dr�wki przez lasy strumyk �w by� bardzo kapry�ny i swawolny, sp�ywa� kaskadami lub rozlewa� si� w ma�e stawki, lecz zbli�aj�c si� do doliny Linde'�w stawa� si� coraz spokojniejszym i dobrze u�o�onym potokiem, bo nawet strumie�, przemykaj�c si� w pobli�u ogrodu pani Ma�gorzaty Linde, winien by� pami�ta�, �co wypada, a co nie wypada".
Na pewno zdawa� sobie spraw� z tego, �e pani Ma�gorzata, siedz�c w�a�nie przy oknie, baczy czujnym wzrokiem na wszystko, co si� dzieje woko�o, pocz�wszy od strumyk�w i dzieci, a je�li zauwa�y co� niezwyk�ego, nie zazna spokoju, dop�ki nie dojdzie przyczyny i celu tej rzeczy.
Wielu jest ludzi, zar�wno w Avonlea, jak i poza jej granicami, kt�rzy lubi� zajmowa� si� sprawami swych s�siad�w, a przez to zaniedbuj� swoje w�asne. Ale pani Ma�gorzata Linde nale�a�a do tych niezwykle dzielnych os�b, kt�re dbaj�c gorliwie o w�asne dobro �ywi� jednocze�nie gor�ce zainteresowanie dla spraw swych bli�nych.
By�a ona wzorow� pani� domu, pod kt�rej okiem gospodarstwo sz�o jak w zegarku. Ona wiod�a rej w Szwalni dla Dziewcz�t, ona zajmowa�a si� szko�� niedzieln�, by�a jednym z g��wnych filar�w parafialnego Zwi�zku Pomocy i Stowarzyszenia Pomocy dla Misjonarzy nawracaj�cych dalekich pogan.
Pomimo to pani Ma�gorzata mia�a jeszcze do�� wolnego czasu, aby siedz�c godzinami przy oknie kuchennym robi�
szyde�kiem ko�dry bawe�niane � a zrobi�a ich ju� szesna�cie, jak pe�nym czci szeptem opowiada�y sobie kumoszki z Avon-lea � i czujnym okiem przygl�da� si� go�ci�cowi, kt�ry tutaj w�a�nie skraca� w dolin�, a potem wi� si� w g�r� po stromym wzg�rzu.
Wobec tego, �e Avonlea zbudowana jest na tr�jk�tnym, ma�ym p�wyspie, wcinaj�cym si� w Zatok� Sw. Wawrzy�ca, i z dw�ch stron otoczona wod�, ka�dy, kto pod��a� do-miasta lub ze� powraca�, musia� przechodzi� drog� prowadz�c� ku wzg�rzu. Tym sposobem sam nie wiedz�c o tym mija� ulic� pod okiem wszystko widz�cej pani Ma�gorzaty.
Pewnego popo�udnia, w pierwszych dniach czerwca, siedzia�a ona na swym zwyk�ym miejscu. Ciep�e i jasne promienie s�o�ca zagl�da�y przez okno. Ko�o dworku roztacza� si� cudny sad, strojny teraz w najpi�kniejsz� szat� weseln� z blador�owych i bia�ych kwiat�w, nad kt�rymi unosi�y si� brz�cz�c miriady pszcz�.
Tomasz Linde � skromny cz�owieczek, kt�rego mieszka�cy Avonlea zwykli byli nazywa� �m�em Ma�gorzaty Linde" � sia� p�n� brukiew na pag�rku za stodo��. S�siad jego, Mateusz Cuthbert, niew�tpliwie czyni� to samo na wielkim polu nad potokiem, ko�o Zielonego Wzg�rza. Tak my�la�a pani Ma�gorzata, s�ysza�a bowiem poprzedniego wieczora w sklepie Wilhelma Bakera, jak Mateusz m�wi� do Piotra Morrisona, �e nazajutrz sia� b�dzie brukiew.
Naturalnie, �e go Piotr musia� o to zapyta�, bo Mateusz Cuthbert nie nale�a� do ludzi, kt�rzy opowiadaj� cokolwiek nie pytani.
A tymczasem, czy� to mo�liwe? Oto o godzinie p� do czwartej, w jasne popo�udnie, i to w dzie� powszedni, Mateusz Cuthbert jedzie wolnym truchtem drog� pod g�r�. Co dziwniejsze, ma na sobie bia�y ko�nierzyk i od�wi�tne ubranie, z czego nale�y wnosi�, i� wyje�d�a z Avonlea. Jedzie za� kabrioletem zaprz�onym w kasztank�, co wskazuje, �e droga jest do�� daleka. Dok�d�e si� wybra� i jaki m�g� mie� interes?
Nie ulega w�tpliwo�ci, �e gdyby chodzi�o o kt�regokolwiek innego z mieszka�c�w Avonlea, pani Ma�gorzata, zastanowiwszy si� chwil�, odpowiedzia�aby na oba pytania. Ale Mateusz tak rzadko wyje�d�a� z domu, �e tylko jaka� nag�a i nieoczekiwana sprawa mog�a by� tego powodem. Z natury bowiem by� tak nies�ychanie nie�mia�y, �e wyjazd z domu lub udanie si� pomi�dzy obcych, z kt�rymi musia�by rozmawia�, uwa�a� za wielk� przykro��. Mateusz w bia�ym ko�nierzyku, w kabriolecie � by�o to zjawisko niecz�sto widywane.
Jakkolwiek pani Ma�gorzata d�ugo biedzi�a si� nad tym, nie potrafi�a jednak doj�� do �adnego wniosku. Spok�j jej zosta� zm�cony!
�Nie ma innej rady � postanowi�a wreszcie owa szanowna dama. � Po herbacie przejd� si� na Zielone Wzg�rze i wybadam Maryl�, dok�d to Mateusz pojecha� i w jakiej sprawie. Przecie� nigdy o tej porze roku nie je�dzi do miasta i nigdy nie udaje si� z wizyt�, i to jeszcze w dzie� powszedni. Gdyby mu zabrak�o brukwi do siania i musia�by po ni� jecha�, nie ubra�by si� przecie� od�wi�tnie i nie pojecha�by kabrioletem. Nie wybra� si� r�wnie� po doktora, bo jecha� zbyt wolno. Musia�o tedy od wczorajszego wieczoru zaj�� u nich co� nieoczekiwanego! Nie mog� tego poj��! Nie zaznam chwili spokoju, p�ki si� nie dowiem, dlaczego Mateusz Cuthbert wyjecha� dzi� z Avonlea".
Zaraz wi�c po herbacie pani Ma�gorzata ruszy�a w drog� do Zielonego Wzg�rza. Nied�ug� mia�a w�dr�wk�. Wielki, rozlegle zbudowany i otoczony sadami dom, w kt�rym mieszka�a rodzina Cuthbert�w, oddalony by� zaledwie o �wier� mili go�ci�cem od dworku Linde'�w. Nale�a�o jednak przej�� jeszcze kawa�ek boczn� drog�. Ojciec Mateusza by� r�wnie milcz�cy i nie�mia�y jak jego syn i buduj�c swe domostwo postara� si� umie�ci� je mo�liwie daleko od s�siednich dom�w, nie ukrywaj�c go jednak ca�kowicie w lesie. Dworek sw�j postawi� tedy na najodleglejszym kra�cu polany, gdzie sta� on do dzisiaj, widoczny z wielkiego go�ci�ca,wzd�u� kt�rego ustawi�y si� jakby dla towarzystwa wszystkie pozosta�e
domki Avonlea. Pani Ma�gorzata Linde dziwi�a si� zawsze, jak mo�na by�o budowa� dom w tym miejscu i jeszcze nazywa� go mieszkaniem.
�Ma si� dach nad g�ow�, to prawda � m�wi�a do siebie, krocz�c boczn� drog� o g��bokich koleinach, okolon� krzakami dzikiej r�y � ale nic wi�cej. C� dziwnego, �e Maryla i Mateusz s� troch� dziwacy, �yj�c w takim odosobnieniu? Je�li drzewa mog� s�u�y� za towarzystwo, to maj� ich, dzi�ki Bogu, a� nadto. Jednak�e ja wola�abym patrze� na ludzi. Co prawda, oboje wygl�daj� na zadowolonych, lecz przypuszczam, �e przywykli ju� do takiego rodzaju �ycia. �Mo�na si� do wszystkiego przyzwyczai� � rzek� pewien Irlandczyk, kt�rego skazali na powieszenie".
Tak rozmy�laj�c, pani Ma�gorzata wesz�a na wielkie podw�rze Zielonego Wzg�rza. Ca�e w�r�d zieleni, czyste i �adne, z jednej strony otoczone by�o wysokimi, starymi wierzbami, z drugiej za� � r�wno przyci�tymi topolami. Ani jeden kamyk, ani jeden niepotrzebny patyk nie le�a� na ziemi, nie ulega bowiem w�tpliwo�ci, �e pani Ma�gorzata zauwa�y�aby to natychmiast. W duszy �ywi�a g��bokie przekonanie, �e Maryla Cuthbert zamiata to podw�rze r�wnie cz�sto jak swoje pokoje. Mo�na by �mia�o je�� wprost z ziemi bez obawy po�kni�cia �d�b�a brudu.
Pani Linde kr�tko a mocno zapuka�a do drzwi kuchni i us�yszawszy �prosz�", wesz�a. Kuchnia na Zielonym Wzg�rzu by�a niezmiernie weso�a, a raczej by�aby weso�a, gdyby nie owa przera�liwa czysto��, dzi�ki kt�rej mia�o si� wra�enie, i� nikt tutaj nigdy nie bywa. Okna kuchni zwr�cone by�y na wsch�d i na zach�d. Ze strony zachodniej, od podw�rza, wdziera� si� tu potok �agodnego, czerwcowego �wiat�a s�onecznego; od wschodu za�, gdzie rozwesela� oczy blask bia�ego kwiecia wi�ni z sadu i ziele� lekko ko�ysz�cych si� smuk�ych brz�z, pi�o si� dzikie wino. Tutaj Maryla Cuthbert zwyk�a by�a siadywa�, je�li chcia�a chwil� wypocz��, zawsze nieufnie spogl�daj�c na s�o�ce, kt�re wydawa�o jej si� zbyt weso�e i promienne dla
8
powa�nego �wiata. Tutaj te� siedzia�a w tej chwili w�a�nie, zaj�ta rob�tk�. St� by� nakryty do wieczerzy.
Zaledwie Ma�gorzata zd��y�a uchyli� drzwi, ju� doskonale zauwa�y�a wszystko, co sta�o na stole. Znajdowa�y si� na nim trzy nakrycia; widoczne wi�c by�o, �e Maryla oczekiwa�a jakiego� go�cia, kt�ry zapewne mia� przyby� z Mateuszem. Lecz talerze by�y codzienne, na salaterce za� tylko powid�a z jab�ek i jeden rodzaj pieczywa. A wi�c ten oczekiwany go�� nie by� �adn� czcigodn�, wysoko cenion� osob�. W takim razie jednak, co znaczy� bia�y ko�nierzyk Mateusza i kasztanka? Pani Ma�gorzata zacz�a si� gubi� w tej zagadkowej sprawie, jak� odkry�a na tak cichym zwykle i bynajmniej nie os�oni�tym tajemniczo�ci� Zielonym Wzg�rzu.
� Dobry wiecz�r, Marylu! � rzek�a wchodz�c.
� Dobry wiecz�r, Ma�gorzato! � odrzek�a weso�o Maryla. � �liczny wiecz�r, prawda? Siadaj, prosz�! Jak�e si� twoi miewaj�?
Co�, co w braku innego okre�lenia mo�na by nazwa� przyja�ni�, istnia�o zawsze pomi�dzy Maryl� Cuthbert a pani� Ma�gorzat�, pomimo � albo mo�e w�a�nie z powodu kontrastu ich natur.
Maryla by�a to wysoka i szczup�a kobieta o nieco kanciastej budowie. Jej ciemne w�osy o niewielu siwych pasmach zwini�te by�y stale w gruby w�ze�, w morderczy spos�b przeszyty dwiema metalowymi szpilkami. Czyni�a wra�enie osoby o niezbyt szerokim pogl�dzie na �wiat i bardzo wymagaj�cej. Jednak�e nieznaczny jaki� rys woko�o ust, leciutko tylko zaznaczony, zdradza� utajone poczucie humoru.
� Czujemy si� wszyscy doskonale � odpowiedzia�a pani Ma�gorzata. � Lecz kiedym zobaczy�a Mateusza jad�cego go�ci�cem, przysz�o mi na my�l, czy nie zasz�o u was co� niepomy�lnego. S�dzi�am, �e jedzie mo�e po doktora.
Jaki� niewidoczny prawie u�miech zaigra� na ustach Maryli. Oczekiwa�a Ma�gorzaty, wiedzia�a dobrze, �e widok Mateusza, wyje�d�aj�cego niespodzianie kabrioletem, niew�tpliwie rozbudzi ciekawo�� s�siadki.
� O nie, czuj� si� zupe�nie dobrze, pomimo �em mia�a wczoraj ci�k� migren� � odrzek�a. � Mateusz pojecha� na dworzec. Oczekujemy ma�ego ch�opca z Domu Sierot w Nowej Szkocji. Ma on w�a�nie przyjecha� wieczornym poci�giem.
Gdyby Maryla oznajmi�a, �e Mateusz pojecha� na dworzec, by odebra� kangura przys�anego z Australii, zdumienie pani Ma�gorzaty pewnie nie by�oby wi�ksze. Zdawa�o si�, �e oniemia�a na kilka sekund. Niepodobie�stwem przecie� by�o przypuszcza�, �e Maryla �artuje z niej... lecz w tej chwili pani Ma�gorzata gotowa by�a tak s�dzi�.
� Czy m�wisz serio, Marylu? � spyta�a odzyskawszy g�os.
� Ale� naturalnie � odpowiedzia�a zapytana takim tonem, jak gdyby sprowadzanie ch�opc�w z Domu Sierot w Nowej
10
Szkocji stanowi�o cz�� zwyk�ych zaj�� wiosennych ka�dej porz�dnej fermy w Avonlea.
Pani Ma�gorzata czu�a, �e traci sw� duchow� r�wnowag�. My�la�a samymi wykrzyknikami. Ch�opiec! W�a�nie Maryla i Mateusz Cuthbertov.de adoptuj� ch�opca! Z Domu Sierot! Czy� to nie koniec �wiata! Chyba po tym nic ju� nie zdo�a jej zadziwi�. Nic! Nic!
� Sk�d�e wam to przysz�o do g�owy? � spyta�a tonem nagany.
Poniewa� powzi�to postanowienie bez jej rady, nale�a�o wi�c je zgani�.
� O, d�ugo rozmy�lali�my nad tym, w�a�ciwie przez ca�� zim� � odpowiedzia�a Maryla. � Na kilka dni przed Bo�ym Narodzeniem by�a u nas pani Spencer i opowiada�a, �e na wiosn� ma zamiar przyj�� do siebie dziewczynk� z Domu Sierot w Hopeton, gdzie mieszka jej cioteczny brat; bywaj�c cz�sto u niego, mia�a sposobno�� pozna� ten Dom Sierot jako dobrze prowadzony. M�wi�a o kilku ch�opcach sierotach, kt�rych tam widywa�a, a �e Mateusz i ja ju� dawno my�leli�my o tym, by wzi�� do siebie jakiego� ch�opca, postanowili�my zrobi� to teraz. Mateusz jest ju� niem�ody � wiesz, �e sko�czy� sze��dziesi�t lat � i nie taki rze�ki jak dawniej. Od czasu do czasu serce go niepokoi. A wszak�e rozumiesz, jak trudno jest dzisiaj znale�� obc� pomoc! Nie ma tu innych pracownik�w pr�cz tych g�upich wyrostk�w francuskich. Ci�ko ich utrzyma�, bo zaledwie si� ich nieco poduczy i przyzwyczai, wymykaj� si� do fabryk lub wyje�d�aj� do Stan�w Zjednoczonych. Pocz�tkowo my�la� Mateusz o jakim� ch�opcu z Anglii. Ale ja nie chcia�am si� na to zgodzi�. �By� mo�e, i� to bardzo odpowiedni nabytek, nie przecz� � rzek�am � ale nie chc� zna� ulicznik�w Londynu. Daj mi przynajmniej tutejsze dziecko. Kogokolwiek we�miemy, zawsze to sprawa bardzo niepewna. Lecz l�ej mi b�dzie na duszy, spokojniej b�d� spa�a maj�c w domu dziecko rodem z Kanady" � m�wi�am. I wreszcie postanowili�my prosi� pani� Spencer, aby gdy pojedzie po dziewczynk� dla siebie, wybra�a dla nas
11
ch�opca. W�a�nie w zesz�ym tygodniu dowiedzieli�my si�, �e wyje�d�a w tej sprawie, i natychmiast przez s�u��cego Roberta Spencera pos�a�am jej pozdrowienie z pro�b�, aby si� nam wystara�a o �adnego, zdrowego dziesi�cio- lub jedenastoletniego ch�opczyka. Uwa�amy, �e to wiek najodpowiedniejszy � ch�opiec jest do�� du�y do za�atwiania drobnych sprawunk�w, a do�� m�ody, by m�c nim pokierowa� wedle naszej my�li. Znajdzie u nas ciep�y rodzinny k�t i odpowiedni� opiek�. Dzi� w�a�nie otrzymali�my od pani Spencer depesz� � przyni�s� j� listonosz � �e przyje�d�a poci�giem o p� do sz�stej po po�udniu. Dlatego to Mateusz pojecha� na stacj�. Pani Spencer zostawi tam ch�opca, bo sama jedzie dalej, do Bia�ych Piask�w.
Pani Ma�gorzata che�pi�a si� tym, �e zawsze bez ogr�dek wypowiada�a swe zdanie. Postanowi�a uczyni� to i obecnie, mimo �e nie odzyska�a jeszcze swej zwyk�ej r�wnowagi.
� Wiesz, Marylu, musz� ci wyzna� otwarcie, �e wasz zamiar to wielkie szale�stwo, wielkie ryzyko. Nie wiecie, co robicie! Wprowadzacie do waszego domu jakie� obce dziecko, stworzenie, o kt�rym nic nie wiecie, kt�rego charakteru najzupe�niej nie znacie, nie macie poj�cia, jacy byli jego rodzice ani te� czym ono b�dzie w przysz�o�ci. W�a�nie w zesz�ym tygodniu czyta�am w gazecie, �e jakie� ma��e�stwo z naszych stron przygarn�o do swego domu sierot�, ch�opca z przytu�ku, a ten potw�r podpali� ich dom � umy�lnie! � i omal nie zgin�li w ogniu. S�ysza�am te� o innym wypadku, �e taki przygarni�ty sierota wypija� wszystkie jajka i gospodarze nie mogli go od tego odzwyczai�. Gdyby� si� by�a mnie spyta�a o rad� � czego nie uczyni�a�, Marylu � ja zaklina�abym ci� na wszystko, by� tego nie robi�a. Bezwarunkowo nie!
Ta sp�niona przestroga zdawa�a si� ani nie przera�a�, ani nie martwi� Maryli. Spokojnie szyde�kowa�a dalej.
� Nie przecz�, �e jest troch� s�uszno�ci w tym, co m�wisz, Ma�gorzato. Ja sama przez d�ugi czas nie wiedzia�am, czy si� na to zgodzi�. Ale Mateusz bardzo tego pragn��. Widzia�am,
12
jak mu na tym zale�y, wi�c ust�pi�am. Mateusz tak rzadko ��da czego�, �e je�li to ju� czyni, uwa�am za sw�j obowi�zek spe�ni� jego pro�b�. Co si� tyczy ryzyka, to trudno przewidzie� z g�ry skutki wielu spraw na �wiecie. Ci, kt�rzy maj� w�asne dzieci, tak�e nie s� pewni, co z nich wyro�nie. Nie zawsze przecie� wyrastaj� na dzielnych ludzi. A Nowa .Szkocja to� to prawie cz�� naszej wyspy! Zupe�nie co innego, gdyby�my sprowadzili ch�opca z Anglii lub ze Stan�w Zjednoczonych. Dziecko naszego kraju nie mo�e si� przecie� tak bardzo r�ni� od nas.
� No, c�! Mam nadziej�, �e wszystko u�o�y si� dobrze � rzek�a pani Ma�gorzata tonem zdradzaj�cym wprost przeciwne przekonanie. � Tylko nie m�w p�niej, �em ci� nie ostrzega�a, je�li kiedykolwiek ch�opiec ten podpali wasz dom lub wrzuci strychnin� do studni. Przypominam sobie podobny wypadek w Nowym Brunszwiku, gdzie ca�a rodzina umar�a w najstraszniejszych m�czarniach... Tylko �e wtedy by�a to dziewczynka.
� Wszak my nie bierzemy dziewczynki � odpowiedzia�a Maryla, jak gdyby zatruwanie studzien by�o wy��cznie kobiec� czynno�ci� i nie nale�a�o si� tego obawia� ze strony ch�opca. � Nigdy nie przysz�oby mi na my�l bra� dziewczynki do domu. Dziwi mnie, �e pani Spencer to robi. Ona jednak potrafi�aby wzi�� ca�y Dom Sierot pod sw� opiek�, gdyby tylko wpad�a na taki pomys�.
Pani Ma�gorzata ch�tnie poczeka�aby na powr�t Mateusza. Ale zwa�ywszy, �e ma przed sob� jeszcze dwie godziny czasu, postanowi�a p�j�� dalej i wst�pi� do Bel��w, aby im zanie�� t� nowin�. Wyobra�a�a sobie, jakie tani uczyni wra�enie, a pani Ma�gorzata bardzo lubi�a silne wra�enia. Po�egna�a si� wi�c ku wielkiemu zadowoleniu Maryli, kt�rej pod wp�ywem czarnych przeczu� i wr�b pani Ma�gorzaty z now� moc� nasun�y si� dawne w�tpliwo�ci i obawy.
� Nies�ychane rzeczy! � westchn�a pani Ma�gorzata znalaz�szy si� znowu na go�ci�cu. � Czy� to aby nie sen? No, to pewne, �e ch�opca �al mi serdecznie. Ani Mateusz, ani Ma-
ry�a nie maj� poj�cia o wychowywaniu dziecka i z pewno�ci� b�d� ��dali od niego, aby by� bardziej m�dry i do�wiadczony od swego dziadka � je�li go kiedykolwiek posiada�, co jest w�tpliwe. Nie mog� sobie zupe�nie wyobrazi� dziecka w domu Cuthbert�w. Przecie� nigdy tam dziecka nie by�o, bo Mateusz i Maryla ju� byli doro�li, kiedy ich ojciec stawia� sw�j nowy dom � a zreszt�, B�g wie, czy oni w og�le byli kiedy dzie�mi. Za nic w �wiecie nie chcia�abym by� w sk�rze tego biednego ch�opca. Naprawd�, �al mi go serdecznie!
W ten spos�b wynurza�a si� pani Ma�gorzata przed kwitn�cymi krzakami g�ogu. Lecz lito�� jej bez w�tpienia by�aby jeszcze g��bsza i serdeczniejsza, gdyby mog�a widzie� dziecko, kt�re w tej chwili czeka�o na dworcu kolejowym w Szerokiej Rzece.
II.
Z D U M I E
NIE MATEUSZA
Mateusz Cuthbert i jego kasztanka wolnym krokiem przejechali osiem mil dziel�cych ich od Szerokiej Rzeki. �liczna by�a ta droga, wij�ca si� pomi�dzy dwoma szeregami wygodnych domk�w; miejscami przecina�a laski sosnowe o balsamicznym zapachu �ywicy lub jak�� dolink�, gdzie wyci�ga�y swe ga��zie dzikie �liwy osypane puszystym kwieciem. Powietrze nasycone by�o zapachami niezliczonych sad�w jab�kowych, ��ki gubi�y si� w dali na horyzoncie w purpurze i opalu, a ptaszki �piewa�y i wyci�ga�y trele z tak� rado�ci�, jaka si� nale�y pierwszym dniom wiosny.
Mateusz rozkoszowa� si� t� przeja�d�k� we w�a�ciwy sobie spos�b. Urok jej psu�y mu jedynie chwile, w kt�rych musia� si� k�ania� spotykanym kobietom. Na Wyspie Ksi�cia Edwarda panuje bowiem zwyczaj k�aniania si� ka�dej spotykanej osobie, czy to znajomej, czy obcej.
Mateusz nie lubi� kobiet pr�cz swej siostry Maryli i pani Ma�gorzaty. Podejrzewa�, �e te tajemnicze istoty w duchu �miej� si� z niego. W�a�ciwie mia� zupe�ne prawo tak s�dzi�, gdy� powierzchowno�� jego by�a naprawd� do�� dziwaczna: niezgrabna figura, d�ugie, popielatosiwe w�osy si�gaj�ce zgarbionych plec�w i g�sta, ciemna broda, kt�r� zapu�ci� maj�c lat dwadzie�cia. Prawd� m�wi�c, kiedy mia� lat dwadzie�cia, wygl�da� tak samo jak obecnie, gdy doszed� do lat sze��dziesi�ciu. Tyle tylko, �e wtedy nie by� siwy.
Przybywszy na stacj� nie zasta� ani �ladu poci�gu. Przypuszczaj�c, �e przyjecha� zbyt wcze�nie, uwi�za� klacz w podw�rzu ma�ego zajazdu i uda� si� na dworzec. D�ugi peron by� prawie pusty. Jedyn� �yw� istot� by�a dziewczynka siedz�ca troch� dalej na stosie gont�w.
Skoro tylko Mateusz zauwa�y�, �e to dziewczynka, prze-
15
mkn�� si� obok niej jak najszybciej, nie patrz�c nawet w t� stron�. Gdyby si� jej przyjrza�, nie uszed�by jego uwagi pe�en napi�cia i wyczekiwania wyraz, jaki si� malowa� w ca�ej jej postaci. Widocznie czeka tu na kogo� czy te� na co�, a �e oczekiwanie by�o w tej chwili jedyn� mo�liw� czynno�ci�, oddawa�a si� jej z ca�ym przej�ciem, na jakie si� potrafi�a zdoby�.
Spotkawszy zawiadowc� stacji, zamykaj�cego w�a�nie okienko kasy z zamiarem udania si� do domu na wieczerz�, Mateusz spyta� go, czy poci�g, przybywaj�cy o p� do sz�stej, pr�dko nadejdzie.
� Poci�g ten ju� przyby� i odszed� p� godziny temu � odpowiedzia� zapytany. � Wysiad� za� jeden tylko pasa�er, Mory mia� jecha� do was, jaka� ma�a dziewczynka. Oto siedzi tam, na tym stosie gont�w. Prosi�em, by wesz�a do poczekalni dla pa�, ale odrzek�a z powag�, �e woli zosta� na peronie. Tutaj ma � jak to si� ona wyrazi�a � wi�cej pola dla swej wyobra�ni. Oryginalny dzieciak, powiadam panu!
� Ale� ja nie oczekuj� �adnej dziewczynki � odpowiedzia� Mateusz bezradnie. � Przyby�em po ch�opca, kt�rego mia�em tu zasta�. Pani Spencer przyrzek�a sprowadzi� go z Nowej Szkocji.
Zawiadowca gwizdn��.
� W takim razie zasz�a jaka� pomy�ka � rzek�. � Pani Spencer wysz�a z wagonu z t� oto dziewczynk�, kt�r� mi powierzy�a. Powiedzia�a, �e pan i pa�ska siostra bierzecie j� na wychowanie z Domu Sierot i �e pan po ni� przyjedzie. Oto wszystko, co mog� powiedzie� w tej sprawie. Wi�cej dzieci z Domu Sierot nie mam na sk�adzie � doda� �artobliwie.
� Nie pojmuj� zupe�nie � rzek� z zak�opotaniem Mateusz �a�uj�c, �e nie ma tu Maryli do rozwi�zania tej sprawy.
� Najlepiej b�dzie, je�li pan sam rozm�wi si� z dziewczynk� � radzi� beztrosko zawiadowca. � Z pewno�ci� wyja�ni panu wszystko, jest bowiem niezwykle rezolutna, mog� pana zapewni�. By� mo�e, �e w przytu�ku nie mieli takiego ch�opca, jakiego pan sobie �yczy�.
16
Skin�� g�ow� i odszed�, gdy� by� g�odny. Biedny Mateusz pozosta� sam. Mia� uczyni� co�, co uwa�a� za gorsze ni� dostanie si� do lwiej paszczy. Musia� zwr�ci� si� d� dziewczynki � do obcej dziewczynki, do sieroty � z pytaniem, dlaczego nie jest ch�opcem.
Mateusz westchn�� ci�ko i wolnym krokiem ruszy� w stron� dziewczynki.
Ju� w chwili gdy po raz pierwszy przechodzi� obok niej, utkwi�a we� wzrok, teraz Mateusz zbli�aj�c si� znowu poczu� na sobie jej spojrzenie.
Nie patrzy� na ni�, ale gdyby nawet to uczyni�, nie spostrzeg�by zapewne tego, co potrafi�by tu zauwa�y� zwyk�y obserwator.
Dziewczynka, oko�o lat jedenastu, ubrana by�a w bardzo kr�tk�, w�sk� i brzydk� sukienk� z szaro��tej szorstkiej we�ny. Na g�owie mia�a wyblak�y, brunatny kapelusz marynarski, Lpod kt�rego opada�y na ramiona dwa bardzo grube, czerwone jak ogie� warkocze. Twarzyczka jej by�a drobna, blada, chuda i bardzo piegowata, usta szerokie, du�e, zmieniaj�ce barw� oczy, to zielone, to znowu szare.
Tyle zauwa�y�by przeci�tny obserwator. Bardziej bystry spostrzeg�by, �e podbr�dek dziewczynki by� spiczasty i wystaj�cy, �e wielkie oczy by�y pe�ne �ycia i inteligencji, usta wymowne i pe�ne s�odyczy, czo�o za� szerokie i rozumne. S�owem, bardziej spostrzegawczy obserwator doszed�by do wniosku, �e niepospolit� duszyczk� musia�a posiada� ta biedna, bezdomna istotka, kt�rej nie�mia�y Mateusz Cuthbert tak bardzo si� przerazi�.
Przykro�� rozpocz�cia rozmowy zosta�a mu jednak�e oszcz�dzona, bo kiedy tylko dziewczynka zrozumia�a, �e przyjecha� PO ni�, zerwa�a si� z miejsca,
� Ania z Zielonego Wzg�rza
17
jedn� chud�, brunatn� r�czk� chwyci�a wytart�, staromodn� torb� podr�n�, drug� za� mu poda�a.
� Domy�lam si�, �e to pan Mateusz Cuthbert z Zielonego Wzg�rza � rzek�a niezwykle d�wi�cznym i mi�ym g�osem. � Ciesz� si� bardzo, �e pana widz�. Zacz�am si� ju� l�ka�, �e pan po mnie nie przyjedzie, i przemy�liwa�am, co w�a�ciwie mog�o panu przeszkodzi�. Postanowi�am wi�c, je�liby pan nie przyjecha� po mnie dzi� wiecz�r, p�j�� wzd�u� szyn do tej oto wielkiej dzikiej wi�ni, kt�ra ro�nie tam na zakr�cie, i sp�dzi� na niej noc. Wcale bym si� nie ba�a, bo przecie� cudnie by�oby przespa� noc po�r�d bia�ego kwiecia dzikiej wi�ni, przy �wietle ksi�yca, prawda? Mog�oby mi si� zdawa�, �e mieszkam w marmurowym pa�acu, czy nie? A by�abym zupe�nie spokojna, �e je�li pan nie pizyby� po mnie dzi� wiecz�r, z pewno�ci� nadjedzie pan jutro wczesnym rankiem.
Mateusz, nieco zmieszany, u�cisn�� szczup�� d�o� dziewczynki i w tej chwili postanowi� nie m�wi� temu dziecku o b�yszcz�cych oczach, �e zasz�o tu jakie� nieporozumienie. Zabierze j� do domu i niechaj Maryla jej to powie. Nie m�g�by przecie� w �adnym razie bez wzgl�du na to, jaka zasz�a pomy�ka, pozostawi� dziewczynki na dworcu; wi�c wszelkie pytania i wyja�nienia od�o�y do chwili, gdy wreszcie szcz�liwie znajdzie si� z powrotem w domu, na Zielonym Wzg�rzu. /
� �a�uj�, �em si� sp�ni� � rzek� nie�mia�o. � Chod�, ma�a, ze mn�! Ko� m�j czeka tam, na podw�rzu! Daj mi swoj� torb�!
� Ach, c� znowu! � zaprotestowa�a weso�o dziewczynka. � Nie jest wcale ci�ka. Wprawdzie spoczywa w niej wszystko, co mam i posiadam, ale pomimo to wcale nie jest ci�ka. A je�li nie trzyma� jej w pewien odpowiedni spos�b, otwiera si� z jednej strony. Ja znam ten spos�b i dlatego najch�tniej sama j� nosz�. Jest to niezmiernie stara torba. Ach, jak�e si� ciesz�, �e pan przyjecha� po mnie, pomimo �e cudownie by�oby spa� na. dzikiej wi�ni. Pewnie dalek� mamy drog�, prawda? Pani Spencer m�wi�a mi, �e prawie osiem mil! Jestem temu bardzo rada, bo strasznie lubi� jecha�. Ach, jak-
18
�e to cudownie, �e b�d� � wami mieszka�a i b�d� do was nale�a�a... Nigdy dot�d naprawd� nie nale�a�am do nikogo. Ale Dom Sierot to ju� by�o najgorsze. By�am tam tylko cztery miesi�ce, ale i to wystarcza! Przypuszczam, �e pan nigdy nie mieszka� w Domu Sierot, wi�c nie mo�e pan sobie wyobrazi�, jak tam jest. A to chyba najgorsze, co mo�na sobie wyobrazi�! Pani Spencer uwa�a, �e to bardzo brzydko, i� ja tak m�wi�, ale ja przecie� nic z�ego nie mam na my�li. Bardzo �atwo jest zrobi� niechc�cy co� brzydkiego, prawda? Wie pan, opiekunowie w Domu Sierot s� dobrzy, ale tam nie ma wcale pola do imaginacji, chyba �e dzieci. Bo o dzieciach mo�na sobie rozmaite rzeczy wyobra�a�. Na przyk�ad, mo�na sobie pomy�le�, �e ta dziewczynka, �pi�ca obok, jest mo�e c�rk� jakiego� ksi�cia, wykradzion� rodzicom we wczesnym dzieci�stwie przez niegodziw� nia�k�, kt�ra umar�a nie zd��ywszy wyzna� swego czynu. Zwykle nocami stara�am si� nie spa� i zmy�la� takie historie, bo w dzie� nie mia�am na to czasu. By� mo�e, i� dlatego jestem tak strasznie chuda, bo jestem chuda, prawda? Nie mam ani �d�b�a mi�sa na ko�ciach. Ale ch�tnie wyobra�am sobie, �e jestem pe�na i �adna, z do�ecz-kami na �okciach...
Towarzyszka Mateusza zamilk�a po cz�ci dlatego, �e zabrak�o jej tchu, po cz�ci za� dlatego, �e w�a�nie stan�li przy kabriolecie. Nie wyrzek�a ju� ani jednego s�owa, gdy opuszczali miasteczko i zje�d�ali ze stromego pag�rka. Droga tak g��boko wrzyna�a si� tu w mi�kki grunt, �e kwitn�ce po obu jej stronach wi�nie i smuk�e bia�e brzozy wznosi�y si� zaledwie o kilka st�p nad g�owami jad�cych.
Dziewczynka wyci�gn�a d�o� i zerwa�a ga��zk� dzikiej �liwy, kt�ra musn�a bok kabrioletu.
� Czy� to nie cudne? Co pan my�li widz�c takie drzewa, osypane �nie�nobia�ym kwieciem? C� one panu przypominaj�?
� Nie my�l� o tym � rzek� Mateusz.
� Ale� pann� m�od�, bez w�tpienia! Bia�o ubran� pann� m�od�, w bia�ym, koronkowym welonie. Nie widzia�am panny
19
m�odej, ale mog� sobie wyobrazi�, �e tak w�a�nie wygl�da! Ja z pewno�ci� nigdy nie b�d� pann� m�od�. Bo ze mn� nikt si� nie zechce o�eni�... chyba jaki� obcy misjonarz. Przecie� obcy misjonarz nie powinien by� wybredny! Ale bia�� sukni� b�d� mo�e kiedy� mia�a. Jest to szczyt moich pragnie� ziemskich. Uwielbiam pi�kne suknie! Nigdy w �yciu, jak tylko si�gn� pami�ci�, nie mia�am �adnej sukienki. Tym bardziej t�skni si� do czego�, czego si� nie posiada�o, prawda? A zreszt� potrafi� sobie wyobrazi�, �e jestem pi�knie ubrana! Dzi� rano, kiedy opuszcza�am Dom Sierot, by�o mi wstyd, �e musz� jecha� w tej starej, szkaradnej, codziennej sukience. Wszystkie dzieci nosz� tam takie. Jaki� kupiec z Hopeton podarowa� zesz�ej zimy naszemu przytu�kowi trzysta jard�w tej tkaniny. Niekt�rzy m�wili, �e zrobi� to dlatego, i� nie m�g� jej sprzeda�, ale ja wol� przypuszcza�, �e uczyni� to z dobrego serca, prawda? Kiedy wsiada�am do wagonu, czu�am, �e Ka�dy, kto spojrzy na mnie, b�dzie si� nade mn� litowa�. Ale wyobrazi�am sobie wtedy, �e jestem w najpi�kniejszej bladoniebieskiej, jedwabnej sukni � przecie� ju� jak si� co� sobie wyobra�a, to si� my�li o czym� najpi�kniejszym � w wielkim kapeluszu przybranym kwiatami i powiewnymi pi�rami, mam z�oty zegarek, cienkie sk�rkowe r�kawiczki i pantofelki. By�am taka szcz�liwa, tak si� rozkoszowa�am t� podr�! Na statku nie mia�am wcale morskiej choroby. I pani Spencer czu�a si� dobrze, pomimo �e zwykle choruje. M�wi�a, �e nie mia�a czasu, bo bezustannie musia�a uwa�a� na mnie, bym nie wpad�a do wody. M�wi�a te�, �e w �yciu nie widzia�a tak niespokojnego ducha. A przecie� je�li dzi�ki mnie unikn�a morskiej choroby, to dobrze, �e si� tak kr�ci�am, nieprawda�? Chyba to nic dziwnego, �e chcia�am obejrze� wszystko na statku, bo kto wie, kiedy b�d� mia�a znowu sposobno�� ku temu?... Ach, jak�e tu wiele kwitn�cych drzew wi�niowych! Ta wyspa to wspania�y kwitn�cy ogr�d! Ju� j� kocham i jestem taka szcz�liwa, �e b�d� tu mieszka�a. S�ysza�am zawsze, �e Wyspa Ksi�cia Edwarda to najpi�kniejsze miejsce na �wiecie, i nieraz wyobra�a�am sobie, �e mieszkam na niej. Lecz nigdy nie s�-
20
dzi�am, �e b�d� tu mieszka� naprawd�. A czy� to nie rozkosznie, je�li sen si� spe�nia?... Jak�e te czerwone drogi s� dziwne! Kiedy�my wsiad�y do wagonu w Charlottetown i te drogi zacz�y przed nami miga�, spyta�am pani Spencer, dlaczego s� takie czerwone. Odpowiedzia�a, �e nie wie i �ebym j�, na mi�o�� bosk�, zwolni�a od tych ci�g�ych pyta�... Powiedzia�a, �e pyta�am j� na pewno co najmniej tysi�c razy... By� mo�e, ale jak�e zrozumie� rozmaite rzeczy, je�li nie mo�na zadawa� pyta�? No i dlaczego� te drogi s� czerwone?
� Naprawd� nie wiem � odrzek� Mateusz.
� A wiec jest to jeszcze jedno, na co musz� poszuka�'odpowiedzi. Czy to nie przyjemnie wiedzie�, �e jest tak du�o rzeczy, kt�re jeszcze poznamy? To w�a�nie sprawia, �e ja si� tak ciesz� �yciem... �wiat jest taki ciekawy... Nie by�by taki ani w po�owie, gdyby�my wszystko o wszystkim wiedzieli, prawda? Ale ja mo�e za wiele m�wi�! Wszyscy na og� uwa�aj�, �e jestem zbyt gadatliwa. Mo�e by pan wola�, abym milcza�a? Je�li pan sobie �yczy, prosz� otwarcie powiedzie�. Potrafi� milcze�, gdy zechce, chocia� to nie jest �atwe.
Mateusz, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, czu� si� zupe�nie dobrze. Jak ludzie milcz�cy w og�le, lubi� osoby gadatliwe, je�li te rozprawiaj�c nie wymaga�y jego wsp�udzia�u w rozmowie. Lecz nigdy nie przypuszcza�, �e towarzystwo dziewczynki mo�e by� tak przyjemne. Kobiety, jego zdaniem, by�y pod ka�dym wzgl�dem okropne, a c� dopiero dziewczynki! Nie lubi� ich, zw�aszcza gdy cichaczem stara�y si� go min��, zerkaj�c z dala, jak gdyby spodziewa�y si�, �e po�knie je, je�li odwa�� si� wym�wi� bodaj s��wko. Takie bowiem by�y dobrze wychowane dziewczynki z Avonlea. Ale to piegowate stworzenie by�o zupe�nie 'inne i chocia� powolnej inteligencji Mateusza trudno by�o pod��y� za �ywym biegiem jego my�li, czu� wyra�nie, �e ten szczebiot nie jest mu wcale przykry.
�� M�w, ile chcesz. Mnie to nie przeszkadza � rzek� jak zwykle nie�mia�o.
� Ach, jak�e si� ciesz�! Przypuszczam, �e pan i ja b�dziemy si� zgadzali. Przyjemnie jest m�wi�, kiedy si� ma na to
21
ochot�, a nie by� zmuszonym milcze�, dlatego �e doro�li s� zdania, i� dzieci powinno si� widzie�, a nie s�ysze�. M�wili mi to z milion razy przynajmniej. I �miej� si� ze mnie, �e u�ywam takich wznios�ych s��w. Ale je�li kto� ma wznios�e my�li, musi przecie� u�ywa� wznios�ych s��w, dla wyra�enia ich. Czy� nieprawda?
� Owszem, tak by si� wydawa�o � potwierdzi� Mateusz.
� Pani Spencer m�wi, �e m�j j�zyk musi by� przytwierdzony w �rodku. Ale to nieprawda, bo jest mocno przyro�ni�ty z jednego ko�ca. Opowiada�a mi, �e wasza posiad�o�� nazywa si� Zielone Wzg�rze. Wypytywa�am j� o wszystko. M�wi�a, �e otoczona jest woko�o drzewami. Jak�e szcz�liwa si� czu�am! Ach, kocham drzewa nade wszystko! W naszym przytu�ku nie by�o ich wcale; zaledwie kilka biednych, n�dznych drzewek z bia�ymi podp�rkami u g��wnego wej�cia. One tak�e wygl�da�y jak sieroty. Tak rni ich strasznie by�o �al, �e a� si� na p�acz zbiera�o. I cz�sto m�wi�am do nich: �Ach, wy biedaki! Gdyby�cie ros�y w wielkim, szumi�cym lesie, w s�siedztwie innych wielkich drzew, gdzie g�ste mchy i konwalijki le�ne pokrywa�yby wasze korzenie, w pobli�u szemra�by strumyk, a w ga��ziach �wiergota�y ptaki, czy�by�cie wtedy nie rozros�y si� szybko? Tutaj, gdzie jeste�cie, nie mo�ecie si� rozwija�! Doskonale rozumiem, jak \;y si� tu czujecie, kochane drzewka!" Przykro mi by�o dzi� rano, kiedy si� z nimi �egna�am. Cz�owiek przywi�zuje si� do takich rzeczy, wszak prawda? Czy w pobli�u Zielonego Wzg�rza jest jaki strumyczek? Zapomnia�am spyta� o to pani Spencer!
� Pewnie �e jest. Tu� za naszym dworkiem.
� Co za szcz�cie! Zawsze marzy�am o tym, �eby mieszka� kiedy� nad strumykiem! Ale nie spodziewa�am si� wcale, �e to si� zi�ci. Marzenia rzadko si� spe�niaj�, prawda? A dobrze by�oby, gdyby si� spe�nia�y! Teraz b�d� prawie zupe�nie szcz�liwa! Bo zupe�nie szcz�liwa nigdy by� nie mog�, gdy�... jaki to jest kolor?
Uj�a jeden ze swych d�ugich, l�ni�cych warkoczy, opadaj�cych na chude plecy, i zbli�y�a go do oczu Mateusza, kt�ry
22
nie przywyk� wprawdzie wyrokowa� o kolorze warkoczy damskich, lecz w tym wypadku nie m�g� mie� �adnych w�tpliwo�ci.
� Rudy, czy nie? � rzek�.
Dziewczynka odrzuci�a warkocz z westchnieniem tak g��bokim, i� zdawa�o si� wydobywa� niemal z jej st�p i wyra�a� smutek wielu wiek�w.
� Tak, rudy � powiedzia�a z rezygnacj�. � Teraz zrozumia� pan, dlaczego nie mog� by� zupe�nie szcz�liwa. Nie mo�e ni� by� osoba, kt�ra ma rude w�osy! Wszystkim innym: piegami, zielonymi oczami i moj� chudo�ci� nie martwi� si� tak bardzo. Potrafi� sobie wyobrazi�, �e jest inaczej. Potrafi� sobie wyobrazi�, �e mam najdelikatniejsz� p�e� koloru p�atka r�y i fio�kowe oczy, b�yszcz�ce jak gwiazdy. Ale nie mog� sobie wyobrazi�, �e nie mam tych w�os�w. Staram si� o to, powtarzam sobie: w�osy twoje s� l�ni�co czarne, czarne jak skrzyd�a krucze. Na pr�no! Wiem, �e s� czerwone jak ogie�, i serce mi p�ka z b�lu. B�dzie to tragedia mojego �ycia. Czyta�am pewnego razu o dziewczynce, kt�ra mia�a r�wnie� tragedi� w �yciu, lecz nie z powodu czerwonych w�os�w. Przeciwnie, mia�a l�ni�ce z�ote loki, opadaj�ce na alabastrowe czo�o. Co znaczy czo�o z alabastru? Nigdy nie mog�am si� dowiedzie�. Czy pan mo�e mi to obja�ni�?
� Nie, obawiam si�, �e nie potrafi� � rzek� Mateusz, kt�remu ju� troch� zacz�o si� kr�ci� w g�owie. Czu� si� jak kiedy�, we wczesnej m�odo�ci, gdy na pikniku jaki� ch�opiec nam�wi� go na przeja�d�k� karuzel�.
� No, w ka�dym razie musia�o to by� co� bardzo �adnego, bo by�a bosko pi�kna. Czy pan wyobra�a� sobie kiedy�, co czuje kto�, kto jest bosko pi�kny?
� Nie, nigdy � wyzna� Mateusz szczerze.
� Ja robi� to cz�sto. A gdyby panu kazali wybiera�, jakim chcia�by pan by�: bosko pi�knym, osza�amiaj�co m�drym, czy te� anielsko dobrym?
� Naprawd�... nie bardzo wiem.
� Ja te� nie wiem. Waham si� ci�gle! Ale mniejsza o to,
23
bo ja przecie� nigdy nie b�d� taka. A ju� najpewniej nie b�d� anielsko dobra... Pani Spencer m�wi, �e'... ach, panie Cuthbert! Ach, panie Cuthbert, panie Cuthbert!
Nie by�y to s�owa pani Spencer. Dziewczynka nie wypad�a te� z kabrioletu ani Mateusz nie uczyni� nic niezwyk�ego. Lecz po prostu kabriolet skr�ci� i wjechali w �Alej�".
�Alej�" nazywali mieszka�cy tych stron czterechset- czy pi��setjardowy odcinek drogi, nad kt�rym sklepia�y si� dwa iz�dy wielkiech, rozro�ni�tych, w tej chwili bia�ym kwieciem osypanych jab�oni, przed wielu laty zasadzonych tu przez ja-jakiego� starego dziwaka rolnika. Jechali pod d�ugim sklepieniem �nie�nobia�ego, pachn�cego kwiecia. Panowa� pod nim �agodny r�owawy p�cie�, daleko za� w g��bi l�ni�o zabarwione purpur� wieczorne niebo niby wielka rozeta okna zamykaj�ca naw� katedry.
Cudny ten widok na d�ug� chwil� odj�� mow� dziewczynce. Przechyli�a si� w ty� siedzenia, chude r�czyny splot�a na kolanach, a twarzyczk� w niemym zachwycie podnios�a ku bia�ej wspania�o�ci sklepienia. Zachwyconym wzrokiem spogl�da�a na zachodz�ce s�o�ce, a przed oczami jej na tle rozp�omienionego nieba przesuwa�y si� wspania�e wizje. Nawet wtedy, gdy ju� wyjechali z �Alei" jad�c d�ugim zboczem ku Newbridge, dziewczynka siedzia�a nieruchomo w milczeniu.
Przejechali te� w milczeniu Newbridge, g�sto zaludnione miasteczko, gdzie ujada�y na nich psy, mali ch�opcy witali ich okrzykami, a wiele twarzy ciekawie wychyli�o si� z okien. Przebyli prawie trzy mile, a dziewczynka jeszcze nie rozpocz�a rozmowy. Prawdopodobnie umia�a milcze� r�wnie wytrwale, jak m�wi�.
� Domy�lam si�, �e czujesz si� porz�dnie zm�czona i g�odna � odwa�y� si� wreszcie powiedzie� Mateusz, nie mog�c sobie inaczej wyt�umaczy� jej milczenia. � Ale jeste�my ju� niedaleko domu, o par� mil tylko.
Dziewczynka z g��bokim westchnieniem ockn��a si� ze swych marze� i spojrza�a na� jak istota, kt�ra dot�d buja�a w dalekich, gwia�dzistych przestworzach,
24
� Ach, panie Cuthbert! � szepn�a. � To bia�e... ta bia�a droga... co to by�o takiego?
� Masz pewnie �Alej�" na my�li � odpowiedzia� Mateusz po chwili g��bokiego namys�u. � Tak, to bardzo �adne miejsce. '
� �adne? O, �adne, to nie dostateczna nazwa. Ani pi�kne � to tak�e nie wystarcza. Ono jest cudowne, cudowne! Jest to pierwsza rzecz w moim �yciu, kt�rej nie mog� sobie wyobrazi� cudowni ej szej. Tutaj � wskaza�a r�k� piersi � tutaj sprawi�o mi to jaki� dziwny b�l, ale b�l przyjemny. Czy pan doznawa� kiedy takiego b�lu, panie Cuthbert?
� Nie, nie pami�tam, abym go czu� kiedykolwiek.
� Ja cz�sto go czuj�. Zawsze, ilekro� widz� co� cudownie pi�knego! Ale dlaczego nazwali�cie to kr�lewskie sklepienie �Alej�"? Przecie� ta nazwa nic nie wyra�a. Powinno by si� to nazywa�... zaraz, pomy�le tylko... Bia�� Drog� Rozkoszy. Czy to nie by�aby �liczna nazwa? Kiedy mi si� nie podoba imi� jakiej� osoby lub rzeczy, zawsze staram si� wymy�li� inne i potem ju� tak ja nazywam. W naszym Domu Sierot by�a dziewczynka imieniem Hepziba Jenkins, ale ja w my�li zwa�am j� zawsze Rozali� de Vere. Niechaj sobie wszyscy ten uroczy korytarz nazywaj� �Alej�". Ja zawsze b�d� m�wi�a: Bia�a Droga Rozkoszy!... Czy naprawd� b�dziemy nied�ugo w domu? Martwi� si� tym i ciesz�. Martwi� si�, bo ta przeja�d�ka by�a cudna, a zawsze przykro, kiedy si� co� przyjemnego ko�czy. Wprawdzie potem mo�e si� zdarzy� co� jeszcze milszego, ale nigdy nie jest si� tego pewnym, a tak cz�sto si� zdarza, �e to co� wcale nie jest przyjemniejsze. Wiem to z do�wiadczenia. Ale ciesz� si�, �e przyjad� do domu. Widzi pan, nie mia�am nigdy prawdziwego domu, odk�d pami�tam. Na t� my�l, �e jad� do mego prawdziwego domu, znowu czuj� ten przyjemny b�l... Ach, czy� to nie �liczne?!
Zje�d�ali w�a�nie z wierzcho�ka wzg�rza. Ni�ej ujrzeli staw, wygl�daj�cy prawie jak rzeczka, taki by� d�ugi i kr�ty. Po�rodku przecina� go mostek. Poni�ej, a� do miejsca, gdzie bursztynowe wydmy piaszczyste odcina�y staw od szafirowej
� 25
zatoki morskiej, woda mieni�a si� t�cz� barw szafranu, szkar�atu, ja�niejszej i ciemniejszej zielem oraz wieloma odcieniami, na kt�re jeszcze nigdy nie znaleziono w�a�ciwej nazwy. Powy�ej mostu w�lizgiwa� si� staw mi�dzy k�py jode� i klon�w, prze�wituj�c ciemn� wod� w�r�d cieni poruszaj�cych �i� ga��zi. Tu i �wdzie ze stromego wybrze�a wychyla�a si� dzika �liwa niby bia�o ubrane dziewcz�, wspinaj�ce si� na palce, by ujrze� w wodzie swe w�asne odbicie. Z bagien w pobli�u stawu rozlega� si� dziwnie jasny i melancholijny ch�r �abich g�os�w.
Nieco wy�ej na wzg�rzu spomi�dzy bia�ych jab�oni wychyla� si� niewielki szary domek, a pomimo �e zmierzch nie by� jeszcze zupe�ny, w jednym okienku migota�o �wiat�o.
� Oto jest staw rodziny Barrych � rzek� Mateusz.
� Fe, jaka szkaradna nazwa! Ja bym to inaczej okre�li�a... niech mi pan pozwoli pomy�le�... Jezioro L�ni�cych W�d! Tak, to jest odpowiednie. Poznaj� to po owym dreszczu, bo je�li nazwa, kt�r� nadaj�, jest naprawd� pi�kna, to natychmiast dreszcz mnie przejmuje. Czy i pan miewa nieraz taki dreszcz?
Mateusz pomy�la� chwil�.
� O, owszem, zdarza si�... Dreszcz zawsze mnie przejmuje, ilekro� widz� te szkaradne bia�e liszki pe�zaj�ce po zagonach og�rk�w. Nie cierpi� ich!
� Ach, to jest pewnie zupe�nie inny rodzaj dreszczu. Przecie� musi by� r�nica pomi�dzy liszkami a jeziorem o l�ni�cej wodzie. Dlaczego ludzie nazywaj� go stawem Barrych?
� Pewnie dlatego, �e w tym ma�ym domku mieszka pan Barry. Posiad�o�� jego nazywa si� Sosnowe Wzg�rze. Gdyby poza ni� nie znajdowa� si� ten g�sty gaj, widzieliby�my ju� st�d Zielone Wzg�rze. Teraz miniemy most, potem dalej pojedziemy drog�. Mamy jeszcze p� mili do domu.
� Czy pan Barry ma c�reczki? Nie male�kie, ale takie w moim wieku?
� Owszem, ma c�reczk� jedenastoletni�. Nazywa si� Diana.
26
� Ach! � dzie%vczynka westchn�a bardzo g��boko. � C� za prze�liczne imi�!
� Nie uwa�am tego. Brzmi jako� poga�sko. Ja wol� co� bardziej zwyczajnego, Jank�, Mary... Ale kiedy Diana przysz�a na �wiat, w domu Barrych mieszka� nauczyciel, kt�rego proszono o wyb�r imienia. On to zaproponowa� imi� Diany.
� Szkoda, �e nie by�o nauczyciela tam, gdzie ja si� urodzi�am... Ach, oto jeste�my na mo�cie. Zamykam oczy. Zawsze boj� si� jecha� mostem, bo doznaj� uczucia, �e kiedy si� znajd� po�rodku, most za�amie si� jak scyzoryk i zapadnie pod nami. Dlatego te� przymykam oczy, ale z boku zerkam, gdy przypuszczam, �e jeste�my blisko �rodka mostu. Bo gdyby si� za�ama�, chcia�abym to widzie�... Ach, jak �adnie dudni! Lubi�', jak tak dudni. Jak to �wietnie, �e tyle jest na �wiecie rzeczy do lubienia. Ale oto przejechali�my! Teraz spojrz� poza siebie. Dobranoc, kochane Jezioro L�ni�cych W�d! Zawsze mawiam ,,dobranoc" temu wszystkiemu, co lubi�, tak samo jak ludziom. Chyba ta woda te� to lu-bi � patrzy na mnie, jakby si� u�miecha�a.
27
Kiedy wjechali na przyleg�y pag�rek i droga znowu zmieni�a kierunek, Mateusz rzek�:
� Jeste�my bardzo blisko domu. Zielone Wzg�rze...
� Ach, niech pan nie m�wi, gdzie! � przerwa�a spiesznie, chwytaj�c jego wyci�gni�te rami�, i zamkn�a oczy, by nie widzie�, co wskazuje. � Prosz� pozwoli� mi zgadn��. Jestem pewna, �e zgadn�!
Znowu otworzy�a oczy i rozejrza�a si� woko�o. Znajdowali si� na szczycie wzg�rza. S�o�ce ju� zasz�o, ale krajobraz ton�� jeszcze w �wietle. Na zachodzie na z�otoczerwonym niebie zarysowywa�a si� ciemna dzwonnica ko�ci�ka. Ni�ej roztacza�a si� ma�a dolina, a dalej ci�gn�o si� d�ugie, �agodne wzg�rze, usiane przytulnymi, �adnymi dworkami.
Oczy dziewczynki b��dzi�y uwa�nie i �ywo od jednego dworku do drugiego. Wreszcie zatrzyma�y si� na jednym z nich. Do�� obszerny, stoj�cy z dala od go�ci�ca, otoczony ob�okiem kwitn�cych drzew, odcina� si� wyra�nie od przyleg�ych las�w. Ponad tym dworem w po�udniowo-zachodniej stronie czystego nieba b�yszcza�a wielka gwiazda niby kryszta�owa lampa, wskazuj�ca drog� pe�n� obietnic.
� To tutaj, prawda? � rzek�a wyci�gaj�c r�k� w ow� stron�.
Mateusz ra�nie �mign�� klacz.
� W istocie, zgad�a�! � rzek�. � Prawdopodobnie pani Spencer bardzo szczeg�owo opisa�a ci wszystko.
� Nie, wcale nie. To, co m�wi�a, da�oby si� r�wnie dobrze zastosowa� do innych dwork�w. Nie wytworzy�am sobie wcale dok�adnego poj�cia o Zielonym Wzg�rzu. Lecz zaledwie je dojrza�am, uczu�am, �e tam jest m�j dom. Ach, czy to aby nie jest sen?! Czy pan uwierzy, �e moje rami� musi by� sine i ��te, tyle razy szczypa�am si� dzi� od rana. Co chwila ogarnia�o mnie straszne uczucie � ba�am si�, �e to wszystko sen. Szczypa�am si� wtedy, �eby si� przekona�, �e to prawda... Lecz potem pomy�la�am sobie, �e je�li to nawet jest sen, nie chc� si� zbudzi�, wol� �ni� d�u�ej i przesta�am si� szczypa�. ,
Ale to jest przecie� rzeczywista prawda i istotnie nied�ugo b�d� w domu!
Umilk�a z westchnieniem zachwytu. Mateusz kr�ci� si� niespokojnie na swym miejscu. Rad by�, �e to Maryla, a nie on, powie temu biednemu, bezdomnemu dziecku, �e dom, do kt�rego tak t�skni�o, nie otworzy dla niego swych drzwi.
Zmierzch by� ju� zupe�ny, kiedy przeje�d�ali obok mieszkania pani Linde. Pomimo to czcigodna niewiasta zdo�a�a ich dojrze� ze swego okna, gdy skr�cali na drog� ku Zielonemu Wzg�rzu.
Kiedy wjechali w podw�rko, Mateusz zadr�a� przed maj�cym nast�pi� wyja�nieniem z uczuciem, kt�rego nie potrafi� sobie wyt�umaczy�. Nie my�la� ani o sobie, ani o Maryli, ani o k�opocie, jaki ta omy�ka mog�a im obojgu sprawi�, lecz c rozczarowaniu dziewczynki. Gdy wyobra�a� sobie, jak zga�nie w jej oczach zachwyt, doznawa� tak bolesnego uczucia, jak gdyby mia� pom�c w morderstwie; czu� teraz tak� odraz�, jaka go opanowywa�a zazwyczaj, gdy trzeba by�o zak�u� jagni�, ciel� lub jakiekolwiek inne bezradne stworzenie.
Stan�li przed dworkiem. W podw�rzu by�o ju� zupe�nie ciemno. Li�cie topoli szele�ci�y woko�o niczym jedwab.
� Niech pan pos�ucha, jak drzewa rozmawiaj� we �nie � szepn�a dziewczynka, kiedy postawi� j� na ziemi. � Jakie� cudne musz� mie� sny!
Po czym, uj�wszy mocno torb� zawieraj�c� ca�e jej mienie, wesz�a za Mateuszem do sieni.
111.
� D tt M l E ist l E M A k Y L i CUTMBERf
Gdy Mateusz otworzy� drzwi, Maryla wybieg�a szybko na jego spotkanie. Lecz kiedy wzrok jej pad� na dziwaczne, ma�e stworzenie w ciasnej brzydkiej sukience, z d�ugimi, ognistoczerwonymi warkoczami i oczyma b�yszcz�cymi rado�ci�, cofn�a si� zdumiona.
� C� to, Mateuszu? � wybuchn�a. � Gdzie� jest ch�opiec?
� Nie by�o tam ch�opca � odpowiedzia� Mateusz nie�mia�o. � By�a tylko ona.
Wskaza� dziewczynk�, przypomniawszy sobie dopiero teraz, �e nie zapyta� jej nawet o imi�.
� Nie by�o ch�opca? Ale� musia� tam by� � nalega�a Maryla. � Przecie� prosili�my pani� Spencer, by go przywioz�a.
� Tak, ale nie uczyni�a tego. Przywioz�a w�a�nie t� dziewczynk�. Pyta�em zawiadowcy stacji. Musia�em wi�c zabra� j� do domu. Nie mo�na by�o zostawi� dziecka na pustym dworcu, nawet je�li zasz�a jaka� pomy�ka.
� A to paradne! � zawo�a�a Maryla.
Podczas tej -rozmowy dziewczynka milcza�a, a spojrzenie jej kr��y�o od Maryli do Mateusza. Wyraz rado�ci znik� z jej twarzyczki. Zdawa�o si�, �e nagle zrozumia�a tre�� rozmowy. Rzuciwszy sw� drogocenn� torb�, zrobi�a kilka krok�w naprz�d i za�ama�a r�ce.
� Nie chcecie mnie! � krzykn�a. � Nie chcecie mnie dlatego, �e nie jestem ch�opcem! Powinnam si� by�a tego spodziewa�! Nikt mnie nigdy nie chcia�! Zawsze tak bywa�o. Powinnam by�a rozumie�, �e to zbyt pi�kne, aby mog�o si� spe�ni�. Powinnam by�a wiedzie�, �e mnie nigdy nikt nie zechce! Ale c� ja poczn�? Rozp�yn� si� chyba we �zach.
I uczyni�a to. Opad�szy na krzes�o, zarzuci�a r�ce nad g�o-
30
w�, potem ukry�a twarz w d�oniach i zacz�a gwa�townie szlocha�.
Maryla i Mateusz spogl�dali na siebie przera�eni. �adne z nich nie wiedzia�o, co pocz��, co powiedzie�. Wreszcie Maryla przerwa�a milczenie:
� Cicho, cicho, przecie� nie ma znowu o co tak rozpacza�!
� Nie ma o co?
Dziewczynka szybko podnios�a g�ow� ukazuj�c twarzyczk� sk�pan� we �zach i drgaj�ce usta.
� Pani tak�e p�aka�aby, gdyby b�d�c sierot� przyby�a pod dach domu, kt�ry mia� zosta� jej rodzinnym domem, i nagle dowiedzia�a si�, �e pani nie chc�, bo nie jest ch�opcem! O, to najtragiczniejsza chwila, jak� prze�y�am!
Co� jakby u�miech, troch� leniwy, bo dawrno zapomniany, z�agodzi� surowy wyraz twarzy Maryli.
� Nie p�acz tylko! Nie wyrzucimy ci� przecie� za drzwi dzi� wiecz�r! Pozostaniesz u nas, dop�ki si� ca�a ta sprawa
�
nie wyja�ni. Jak si� nazywasz? Dziewczynka zawaha�a si� na chwil�.
� Mo�e by pani zechcia�a nazywa� mnie Kordeli� � rzek�a po�piesznie.
� Nazywa� ci� Korde�i�? Czy to nie jest twoje imi�?
� Nie-e-e, niezupe�nie, ale chcia�abym nazywa� si� Kordeli�. To brzmi tak dystyngowanie!
� Nie pojmuj�, o co ci chodzi. Je�li nie nazywasz si� Kordeli�, jakie masz imi�?
� Anna Shirley � wyj�ka�a niech�tnie w�a�cicielka tego imienia. � Ale prosz�, niech pani nazywa mnie Kordeli�. Wszak dla pani to jest oboj�tne, jak mnie b�dzie wo�a�, je�li pozostan� tutaj nied�ugo. A Anna to takie nieromantyczne imi�.
� Romantyczne czy nieromantyczne! � odburkn�a prozaiczna Maryla. � Anna to skromne i rozumne imi�. Nie masz powodu si� go wstydzi�.
� Ja si� go nie wstydz� � odpowiedzia�a dziewczynka � tylko Kordeli� wi�cej mi si� podoba. Zawsze wyobra�a�am
31
l
Sobie, �e nazywam si� Kordelia, a zreszt� mo�e w ostatnich czasach wm�wi�am to w siebie. Kiedy by�am m�odsza, wola�am imi� Geraldyna, ale teraz jestem zdania, �e Kordelia jest naj�adniejsze. Je�li jednak pani chce koniecznie nazywa� mnie Ann�, prosz� przynajmniej m�wi� �Aniu" zamiast �Andziu".
� My�l�, �e to wszystko jedno � rzek�a Maryla z niedostrzegalnym u�miechem, podnosz�c imbryk z herbat�.
� O nie, to wielka r�nica! To brzmi o wiele, o wiele delikatniej. Wymawiaj�c jakie� imi�, widzimy je natychmiast przed sob�, jak gdyby by�o wydrukowane; przynajmniej ja tak to odczuwam. Andzia wygl�da ohydnie, Ania za� o tyle bardziej dystyngowanie. Je�li wi�c pani zechce nazywa� mnie Ani�, postaram si� pogodzi� z my�l�, �e nie nosz� imienia Kordelii.
� A wi�c, Aniu, nie Andziu, czy mo�esz nam powiedzie�, w jaki spos�b zasz�o to nieporozumienie? Prosili�my pani� Spencer, by nam przywioz�a ch�opca. Czy w Domu Sierot nie by�o ch�opc�w?
� Owszem, jest ich bardzo wielu. Lecz pani Spencer powiedzia�a wyra�nie, �e pa�stwo �ycz� sobie wzi�� jedenastoletni� dziewczynk�. Wtedy prze�o�ona uzna�a, �e ja b�d� najodpowiedniejsza. Pani nie ma poj�cia, jak bardzo si� ucieszy�am! Ca�� noc nie spa�am z rado�ci! Ach � doda�a zwracaj�c si� z wyrzutem do Mateusza � czemu� nie powiedzia� mi pan na dworcu, �e to pomy�ka, i nie pozostawi� mnie tam? Gdybym nie widzia�a Bia�ej Drogi Rozkoszy ani Jeziora L�ni�cych W�d, nie by�oby mi tak ci�ko na duszy!
� O czym ona m�wi? � spyta�a Maryla brata.
� Przypomina sobie... szczeg�y naszej rozmowy, podczas gdy�my jechali... � odpowiedzia� po�piesznie Mateusz, � Id� wyprz�c klacz, Marylu. Prosz� ci�, przygotuj herbat�, zanim powr�c�.
� Czy pani Spencer wioz�a jeszcze jakie� dziecko? � pyta�a dalej Maryla po odej�ciu Mateusza.
� Owszem, zabra�a Liii Jones dla siebie. Liii ma zaledwie pi�� lat i jest bardzo pi�kna. Ma ciemne, kasztanowate w�osy.
32
Gdybym ja mia�a kasztanowate w�osy i by�a bardzo pi�kna, czyby�cie mnie tak�e nie przyj�li?
� O, nie! Chcieli�my ch�opca, kt�ry by pomaga� Mateuszowi w gospodarstwie. Dziewczynka na nic si� nam nie przyda. Zdejm kapelusz! Po�o�� go wraz z twoj� torb� na stole w sieni.
Ania pos�usznie zdj�a kapelusz. Po chwili wr�ci� Mateusz i zasiedli do wieczerzy.