8949
Szczegóły |
Tytuł |
8949 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8949 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8949 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8949 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SEAN McMULLEN
G�OSY W JASNO�CI
Dla Mariann McNamara z Aphelionu
Dziewczyna porusza�a si� ze spokojn� pewno�ci� siebie z�odzieja,
kt�ry wie, �e nikt mu nie przeszkodzi. Za�oga stumetrowej wie�y opu-
�ci�a znajduj�c� si� na samym szczycie galeri� snopb�ysku, pozosta-
wiaj�c zielone oko teleskopu odbiorczego, by wpatrywa�o si� bezmy�l-
nie w wie�� na wschodnim horyzoncie. Odblokowa�a ko�a steruj�ce
teleskopem i przekr�ci�a je, obracaj�c go powoli ku wschodz�cemu
okr�g�emu Ksi�ycowi. Zegar wagowy na �cianie zabrz�cza�, gdy do-
szed� do godziny 9.45. K�ka wisz�cego obok kalendarza pokazywa�y,
�e jest 26 wrze�nia roku 1684 Zmierzchu Wielkozimia.
Pracowa�a szybko, poniewa� na obserwacje nie pozosta�o wiele
czasu. Wprawdzie teleskop by� ustawiony i umocowany tak, �eby
wypatrywa� sygna��w z po�o�onej na wschodzie wie�y Numurkah,
dawa� si� jednak przesun�� o kilka stopni w celu wprowadzenia po-
prawek i dokonywania napraw. Niemniej najwy�szy k�t wynosi� za-
ledwie dwana�cie stopni.
Powierzchni� Ksi�yca stanowi�a jak zwykle mieszanina g�r
i krater�w, poznaczona nik�ymi �ladami dawnych kopalni odkryw-
kowych. Kilka sprawnych obrot�w pozwoli�o od��czy� standardowy
okular; d�u�ej trwa�o zamontowanie i ustawienie jej w�asnych
obiektyw�w i suwmiarek. Zegar zabrz�cza� znowu, a nast�pnie od-
liczy� godzin� dziesi�t�. Kiedy sko�czy�a, Ksi�yc znajdowa� si�
pi�� stopni nad horyzontem.
Wielkie powi�kszenie da�o rozmyty obraz, kt�ry ta�czy� w poru-
szaj�cym si� powietrzu, ale dziewczyna mia�a wyj�tkowo ostry
wzrok oraz specjalny okular. Ksi�yc by� tu� po pe�ni; na kraw�-
dziach - w�a�nie tam, gdzie trzeba - dostrzeg�a cienie. Dopasowa�a
ruchomy celownik okularu, zerkn�a na zegar wagowy ko�o lampy
na �cianie i zmierzy�a d�ugo�� cienia rzucanego przez uskok kopal-
ni. Wstrzyma�a oddech, po czym st�umi�a podniecenie. To mo�e by�
b��d pomiaru - szepn�a - nie daj si� nabra�. Powt�rzy�a pomiar,
a potem jeszcze raz drugim okiem. Wszystkie odczyty by�y takie sa-
me. Zegar pokazywa� godzin� 10.15.
Pospiesznie zanotowa�a liczby i wybra�a inny cie�, powtarzaj�c
tyle samo pomiar�w. Zegar wybi� 10.30. Wysoko�� wynosi teraz
dziesi�� stopni, u�wiadomi�a sobie, przesuwaj�c celownik na kolej-
n� kopalni�. Czas zdawa� si� przyspiesza�, gdy dokonywa�a pomia-
r�w trzeciego cienia - i nagle jedno z k� podnosz�cych teleskop za
ruchem Ksi�yca osi�gn�o maksimum wysoko�ci i si� zablokowa�o.
Wz�r staro�ytnych kopalni znik� z pola widzenia okularu, a zegar
wybi� 10.45.
Lepsze to ni� nic, pomy�la�a, obni�aj�c teleskop, �eby na powr�t
nastawi� go na s�siedni� wie�� sygnalizacyjn�. Odkr�ci�a specjalny
okular i ustawi�a ostro�� na galeri� snopb�ysku na szczycie wie�y
na horyzoncie, przez ca�y czas nie mog�c powstrzyma� przemo�nej
ch�ci zajrzenia do wynik�w pomiar�w. Dopiero gdy galeria znowu
sta�a si� dobrze widoczna, spojrza�a na kartk�. Kilka pospiesznych
rachunk�w potwierdzi�o to, co wcze�niej obliczy�a sobie w g�owie:
pierwsza z trzech kopalni by�a znacznie g��bsza ni� rok temu.
Omi�t�szy ostatnim spojrzeniem galeri� sygnalizacyjn�, wysz�a
na klatk� schodow� i rozpocz�a d�ugie schodzenie ku podn�y wie-
�y. Przez ca�� drog� na d� w jej my�lach kot�owa�o si� od na-
st�pstw pi�cioprocentowego pog��bienia zadrapa� na ksi�ycowej
powierzchni. Id�c opustosza�ymi ulicami portu rzecznego, zatrzy-
ma�a si�, �eby spojrze� na jasny, a mimo to tajemniczy Ksi�yc. To
tak wa�ne odkrycie, a ona nie mo�e o nim nikomu powiedzie�. Ca-
�e jej �ycie zmienia�o si� w zbi�r tajemnic, kt�rymi nie mog�a si�
z nikim podzieli�.
- Fantastyczne: wci�� dzia�aj�, mimo �e min�y dwa tysi�ce lat -
powiedzia�a g�o�no. Potem odwr�ci�a si� ku gromadzie budynk�w
tworz�cych bibliotek� Echuca Unitech. - Czas zbudowa� w�asn�
maszyn�.
I
Z-AWBI3NIEY
W si�dmym ruchu Fergen nie zauwa�y� jeszcze nic podejrzane-
go w ustawieniu figur na planszy. Zawodnicy byli jego ulubion�
gr�; mia� w pami�ci nawet najdziwaczniejsze jej strategie i scena-
riusze. Hauptliberin przesun�a piona, �eby zagrozi� jego �uczniko-
wi. Ten ruch by� czyst� bezczelno�ci�, marn� intryg� maj�c� zmusi�
go do zmarnowania strza�y. Przesun�� �ucznika w bok, zas�aniaj�c
flank� rycerza.
Haupt�iberin odchyli�a si� na oparcie i uderzy�a w milcz�ce kla-
wisze starego klawikordu, przeci�tego na p� i wmontowanego
w �cian� jej gabinetu. Fergen otar� py� z palc�w. Wszystko, w��cznie
z plansz�, meblami i pozosta�ymi przedmiotami w pokoju, pokry-
wa� kurz. Panowa� tu straszny ba�agan. Z dziur w suficie zwiesza�y
si� druty, w szparach boazerii wida� by�o niewyko�czone uk�ady
pr�t�w, blok�w, d�wigni, zapadek, tryb�w i uchwyt�w, a jeszcze wi�-
cej mosi�nej i stalowej maszynerii wystawa�o z dziur w pod�odze.
Od czasu do czasu porusza� si� kt�ry� z mechanizm�w.
Podczas gdy Fergen skupia� ca�� uwag� na grze, Hauptliberin
uderza�a bezmy�lnie w klawisze klawikordu, z rzadka spogl�daj�c
na plansz�. Zesp� kilkudziesi�ciu trybik�w zmieni� uk�ad z lekkim
grzechotem, najwyra�niej w odpowiedzi na jak�� wiadomo�� po-
chodz�c� z innego miejsca biblioteki. Mechanizmy stanowi�y cz��
systemu sygna�owego, tak w ka�dym razie wyja�ni�a Hauptliberin.
Libris, biblioteka miejska, rozros�a si� tak, �e nie da�o si� jej ju�
obs�ugiwa� tylko przy pomocy urz�dnik�w i go�c�w.
Hauptliberin wychyli�a si� do przodu i podnios�a rycerza. Jego
podstaw� przewr�ci�a najpierw jednego, a potem nast�pnego ze
swoich pion�w. Fergen nigdy wcze�niej nie zauwa�y�, �e mia�a ta-
kie drobne, jasne d�onie. Rycerz przewr�ci� kolejnego piona, a po-
tem obr�ci� si�, bij�c wreszcie figur� nieprzyjaciela. Taka wysoka,
w�adcza kobieta i takie drobne d�onie, pomy�la� Fergen zafascyno-
wany. Rycerz przewr�ci� jeszcze jednego z w�asnych pion�w. Jest
prawor�czna, zauwa�y� Fergen, gdy obala�a jego kr�la.
Przez kilka chwil wpatrywa� si� w jatk� na planszy: potrzebowa�
troch� czasu, �eby u�wiadomi� sobie pora�k�. Szarpa�y nim kolejno
gniew, zdumienie, podejrzliwo��, poczucie niezrozumienia, a nawet
strach. W ko�cu podni�s� wzrok na Hauptliberin.
- Jeszcze raz musz� przeprosi� za otoczenie - powiedzia�a tym
samym nieobecnym, a zarazem oboj�tnym tonem, kt�rym zwraca�a
si� nawet do mera. - Niewykluczone, �e wygl�d pokoju rozprasza�
twoj� uwag�.
- Nic nie szkodzi - odpar� Fergen, pocieraj�c lewe oko. Wyczu-
wa� za nim wczesne objawy migreny. - M�g�bym gra� w ku�ni albo
oborze, a mimo to pobi� ka�dego na �wiecie w mniej ni� pi��dzie-
si�ciu ruchach. Czy wiesz, kiedy ostatni raz przegra�em w zawodni-
k�w?
W za�o�eniu mia�o to by� pytanie retoryczne, ale Hauptliberin
jakim� cudem zna�a odpowied�.
- W roku 1671 Zmierzchu Wielkozimia. - Zn�w uderza�a w nie-
m� klawiatur�. Zesp� trybik�w oznaczonych bia�ymi kropkami
pstryka� i grzechota� w skrzynce z polerowanego drewna.
- Dwadzie�cia trzy lata temu - oznajmi� ponuro. - Grywa�em ju�
z tob�, ale nigdy dotychczas... nigdy nie wykonywa�a� takich ru-
ch�w. Przed dzisiejsz� rozgrywk� zaklasyfikowa�bym ci� jako do-
brego gracza drugiej ligi.
- �wiczy�am - rzek�a niepytana, nie okazuj�c ani dumy, ani sa-
tysfakcji ze swego wstrz�saj�cego zwyci�stwa.
- Mog�aby� odebra� mi tytu�, Hauptliberin Zanroro. To nie by�
jaki� szcz�liwy traf, ja potrafi� rozpozna� mistrza. D�ugo namy-
�lasz si� przed ruchami, ale co to s� za ruchy! Wi�cej si� nauczy�em
w tej grze ni� od setki moich wcze�niejszych przeciwnik�w.
Hauptliberin nadal uderza�a w nieme klawisze, wpatruj�c si�
w rz�dek tryb�w na �cianie. Te same szczup�e, pewne palce, kt�re
tak �atwo pokona�y jego kr�la, wystukiwa�y teraz na milcz�cej kla-
wiaturze wzory, kt�rych znaczenia Fergen nie potrafi� odgadn��.
- Jestem ju� Hauptliberem, bibliotekarzem merostwa - powie-
dzia�a, nie odwracaj�c si� do niego. - Moj� bibliotek� jest Libris,
najwi�ksza na �wiecie i stanowi�ca serce sieci bibliotecznej rozci�-
gaj�cej si� na tysi�ce kilometr�w. M�j personel to ponad po�owa
wszystkich pracownik�w pa�acu mera. Dlaczego mia�abym by� zain-
teresowana twoj� pozycj�?
- Przecie� mistrz mera stoi wy�ej od zwyk�ego bibliotekarza -
parskn�� Fergen, zanim zdo�a� si� powstrzyma�.
Nie obrazi�a si�.
- Tylko w ramach konwencji heraldycznej, fras mistrzu gier. Lu-
bi� dobr� gr� w zawodnik�w, ale moja biblioteka znaczy dla mnie
wi�cej.
Fergen czu�, �e twarz mu p�onie. Mog�a zaj�� jego miejsce, ale
nie chcia�a! Czy mia�o to by� obraz�? Czy stanowi to podstaw� do
pojedynku? Hauptliberin mia�a opini� niedo�cignionej w strzelaniu
ze ska�k�wki i zabi�a kilka os�b spo�r�d wy�szych urz�dnik�w Li-
bris w pojedynkach o sw�j plan modernizacji ogromnej biblioteki.
- Chcesz jeszcze raz zagra�? - spyta�a, zwracaj�c ku niemu
twarz, ale wci�� uderzaj�c w klawisze. - Nie powiem nikomu o two-
jej pora�ce, a �wicz�c, mog� sta� si� jeszcze lepsza w grze.
- Moja g�owa... czuj� si� tak, jakby pos�u�ono si� ni� zamiast
kowad�em, frelle Hauptliberin. M�g�bym zagra� jeszcze raz, ale bez
przyjemno�ci.
- Dobrze, przyjd� wi�c kiedy indziej, ale daj zna� dzie� wcze-
�niej - powiedzia�a, wystukuj�c w�asne symbole oznaczaj�ce - ZA-
WODNICY: ZU�YTY CZAS? - i przyciskaj�c d�wigni� stop�. Fer-
gen s�ysza� brz�czenie obci��onych drut�w i stukot d�wigni
i tryb�w dochodz�cy z kierunku, kt�rego nie potrafi� okre�li�.
- Niczego ci� ju� nie potrafi� nauczy� - rzek� z rozpacz�.
- Jeste� najlepszym przeciwnikiem, jakiego mam - odpar�a
Hauptliberin. - Mog�abym s�dzi�...
Urwa�a w p� zdania, wpatruj�c si� w rz�d tryb�w.
- Wybacz mi, prosz�, ale musz� zaj�� si� piln� spraw�. - W jej
g�osie pojawi�o si� nagle napi�cie i jaki� nieznany ton.
- Trybiki i ich kropki przes�a�y wiadomo��?
- Tak, tak, to prosty kod - potwierdzi�a, wstaj�c szybko i bior�c
go pod rami�. - Dobrego dnia, fras mistrzu gry, i niech tw�j b�l g�o-
wy szybko minie.
Fergen rozciera� rami�, gdy lokaj Haupliberin odprowadza� go
do przedsionka. Ta kobieta po prostu podnios�a go z ziemi! Zdumie-
waj�ca si�a, ale dla Fergena nie bardziej zdumiewaj�ca ni� jej zwy-
ci�stwo na planszy zawodnik�w.
Zarvora odsun�a fragment boazerii i poci�gn�a za jeden z dru-
t�w zwisaj�cych z sufitu. Po chwili z mosi�nej p�yty umieszczonej
we wn�ce rozleg�y si� metaliczne �wierkania i klekotania.
- Tu kontrola systemu, Hauptliberin - o�wiadczy� s�abo s�yszal-
ny, niski g�os.
- Jaki jest stan Kalkulora? - warkn�a.
- Stan ZATRZYMANIE - odpowiedzia� odleg�y rozm�wca.
- Co jest zanotowane w tej chwili w zadaniach?
- USTAWIENIE: ZAWODNICY; ROZKAZ: ZU�YTY CZAS?
- A odpowied�?
- 46.30.4, Hauptliberin.
- Czterdzie�ci sze�� godzin na dwudziestominutow� gr� w za-
wodnik�w, fras kontrolerze! - krzykn�a Zarvora, na moment tra-
c�c panowanie nad sob�. - Wyt�umacz to.
Nast�pi�a chwila ciszy, punktowana grzechotaniem trybik�w.
Zarvora pstryka�a palcami w �cian�, wpatruj�c si� w tabliczk�, na
kt�rej zapisa�a 46. 30.4.
- Kontroler systemu, Hauptliberin. Zar�wno Prawy, jak i Lewy
zapis potwierdza t� liczb�.
- Jakim cudem oba procesory Kalkulora mog�y wymy�li� t� sa-
m� �miechu wart� liczb�?
- C�... tak, dziwne, ale to nic. Zwyk�y b��d, jaki od czasu do
czasu pope�niaj� nawet najbardziej wykwalifikowani urz�dnicy.
- Kalkulor nie jest wykwalifikowanym urz�dnikiem, fras Lew-
ricku. Jest sto razy lepszy w arytmetyce, a wbudowany system we-
ryfikacji powinien go chroni� przed tego rodzaju potkni�ciami. Ja-
kim cudem obie strony Kalkulora mog�y wygenerowa� ten sam
komiczny b��d? Chc�, �eby Kalku�or zosta� zatrzymany dok�adnie
w takim stanie, w jakim by� podczas wykonywania tego ostatniego
obliczenia.
- To nie jest mo�liwe, Hauptliberin. Wielu komponent�w z Ko-
relatora by�o wyczerpanych pod koniec gry. Zostali zast�pieni kom-
ponentami z basenu zamiennych.
Za p�no, pomy�la�a Zarvora.
- Przez nast�pn� godzin� b�dziemy prowadzi� obliczenia dia-
gnostyczne - powiedzia�a. - Nie wymieniajcie �adnych wyczerpa-
nych komponent�w. Je�li kt�ry� padnie na biurko, oznaczcie go
przed wymian�.
- Hauptliberin, Kalkulor jest zm�czony. To nie jest rozs�dne.
- Kalkulor sk�ada si� z ludzi, fras Lewricku. Ludzie si� m�cz�,
ale Kalkulor tylko wolniej pracuje.
- Jestem w jego wn�trzu przez ca�y czas. On ma nastroje, on czuje.
- To ja zaprojektowa�am Kalkulor, Lewricku! Lepiej ni� ktokol-
wiek inny wiem, jak dzia�a.
- Jak sobie �yczysz, Hauptliberin.
Zarvora potar�a skronie. Teraz j� te� bola�a g�owa, ale dzi�ki
d�ugiemu, wibruj�cemu drutowi pod mosi�n� p�yt� jej z�e samo-
poczucie pozostawa�o niezauwa�one.
- Usi�ujesz mi co� powiedzie�, fras Lewricku. O co chodzi...
i b�d� szczery, prosz�.
- Kalkulor jest podobny do okr�tu lub armii, frelle Hauptlibe-
rin. Jest w nim co� w rodzaju... ducha lub duszy. Mam na my�li, no,
�e jak galera rzeczna nie jest tylko kup� desek z dodatkiem kilku-
dziesi�ciu marynarzy, tak samo Kalkulor jest czym� wi�cej ni� po
prostu pot�n� maszyn� arytmetyczn�. Kiedy jest zm�czony, mo�e
wypu�ci� b��dne obliczenia, zamiast zawraca� sobie g�ow� ich po-
wtarzaniem.
- Je�li pokaza�abym ci wewn�trzny kod, zrozumia�by�, jak
�mieszne jest to stwierdzenie - odrzek�a zdecydowanie. - �r�d�em
problemu s� ludzie.
- Bardzo dobrze. Hauptliberin - powiedzia� ch�odno Lewrick. -
Czy mam wych�osta� komponent�w Korelatora?
- Nie! Nie r�b nic nadzwyczajnego. Po prostu sprawdzaj ka�dy
z zapis�w funkcji po obu stronach maszyny, kiedy b�dziesz przepro-
wadza� obliczenia diagnostyczne. Musimy zmusi� go do powt�rze-
nia b��du na naszych oczach, tak �eby wyizolowa� sekcj�, kt�ra po-
pe�nia pomy�ki. Och, i wy�lij dzbanek piwa turniejowego do ka�dej
celi, kiedy b�dziesz zwalnia� komponent�w. Kalkulor spisywa� si�
dobrze przed pope�nieniem tego b��du.
- To mo�e zach�ci� winnego, Hauptliberin.
- By� mo�e, ale wa�niejsza jest nagroda za ci�k� prac�. Proble-
mem jest luka w moim planie, fras Lewricku, a nie komponent, kt�-
ry sprawia k�opoty. Mogliby�my wyprowadzi� wszystkich kompo-
nent�w na dziedziniec i rozstrzela�, ale luka w systemie
pozosta�aby i nowo wyszkolony komponent zn�w przepe�z�by przez
ni�. Kiedy sko�czysz, przynie� wyniki do mojego gabinetu.
��
Libris by�a bibliotek� merostwa w Rochester. Jej kamienna wie-
�a do komunikacji snopb�yskiem wznosi�a si� na wysoko�� dwustu
metr�w, dominuj�c nad miastem. Je�li chodzi o faktyczn� w�adz�,
Hauptliber Libris ust�powa� jedynie merowi, kontrolowa� bowiem
sie� bibliotek i bibliotekarzy rozrzuconych po dziesi�tkach naro-
d�w i tysi�cach kilometr�w. Na wiele sposob�w Hauptliber by� na-
wet pot�niejszy od mera. W majoratach po�udniowo-wschodnich
nie istnia�a dominuj�ca religia, w zwi�zku z czym system biblio-
teczny spe�nia� r�wnie� wiele z funkcji duchowie�stwa. Edukacja,
telekomunikacja i transport w ka�dym majoracie Przymierza Po�u-
dniowo-Wschodniego by�y dyskretnie, ale pewnie koordynowane
przez Hauptlibera z Rochester.
Samo Rochester nie by�o pot�nym stanem. Pozosta�e majoraty
Przymierza Po�udniowo-Wschodniego z rozwag� traktowa�y je jako
punkt zborny, polityczne udogodnienie. Prawdziw� w�adz� dzier�y-
�y w swych r�kach s�siednie majoraty, takie jak Tandara, Deni-
li�uin czy Wangaratta, ale sprawowa�y j� bezwstydnie z kancelarii
konsylium w Rochester. Mer Jefton z Rochester by� tytularnym
obermerem konsylium, ale w praktyce znaczy� dla swych koleg�w
mer�w niewiele wi�cej ni� s�u��cy, kt�rzy zamiatali pod�og�, trze-
pali dywany i polerowali szeroki czerwony st� z drewna nadrzecz-
nego eukaliptusa, gdzie toczono obrady.
W pewnym sensie Libris stanowi�a pow�d, dla kt�rego dbano
o to, �eby Rochester by�o s�abe. Pot�ny majorat sprawuj�cy kon-
trol� nad ogromn� i wp�ywow� sieci� biblioteczn� m�g�by szybko
zosta� tak pot�ny, �eby rz�dzi� ca�ym Przymierzem, a tego konsy-
lium si� obawia�o. Zarvora zosta�a niedawno mianowana na miej-
sce m�czyzny starszego od niej o osiemdziesi�t lat. Awansowa�a na
Srebrnego Smoka w wieku dwudziestu czterech lat i przeskoczy�a
stopie� Z�otego Smoka, �eby osi�gn�� Czarnego Smoka - rang� na-
le�n� Hauptliberowi. By�o w tym nieco szcz�cia: tak si� sk�ada�o,
�e mer Jefton te� nale�a� do ludzi m�odych i ambitnych, i mia� do��
starszych m�czyzn i kobiet dyktuj�cych, co mu wolno zrobi�, a cze-
go nie. Zarvora jawi�a mu si� jako szansa uczynienia z Rochester
pot�gi, wskazywa�a pewne radykalne, ale sensowne sposoby na
osi�gni�cie tego celu. Przedstawi� konsylium jej kandydatur� i da�
jej szans� zaprezentowania si� osobi�cie merom. Obieca�a, �e albo
Libris i sie� snopb�ysk�w b�d� w stanie przej�� na w�asny rozrachu-
nek w ci�gu trzech lat, albo ona z�o�y rezygnacj�. Merowie byli pod
wra�eniem i przystali na eksperyment.
Zosta�a mianowana na pocz�tku roku i natychmiast rozpocz�y
si� ogromne zmiany. Liczba Smok�w Tygrysich, lokalnej stra�y Li-
bris, zosta�a potrojona, a ich cz�� zosta�a zmieniona w czarnych
go�c�w, rodzaj tajnej policji. Niekt�re cz�ci Libris przebudowano
i rozszerzono, a personel i ksi��ki przeniesiono. W warsztatach roz-
budowanej biblioteki rzemie�lnicy pracowali na dwunastogodzin-
nych zmianach, dzie� po dniu, miesi�c po miesi�cu, wytwarzaj�c
osobliwe maszyny i meble. Stolarzy, kowali i zegarmistrz�w �ci�ga-
no z dalekich stron, a edutorzy z uniwersytetu dostawali kontrakty
na rozwi�zywanie nietypowych problem�w z logiki formalnej. Wiel-
kie obszary Libris zosta�y zamkni�te dla os�b z zewn�trz.
Je�li j� pytano, Hauptliberin odpowiada�a, �e Libris sta�a si�
zbyt wielka na to, �eby rz�dzi� ni� za pomoc� tradycyjnych �rodk�w
i �e zosta� powo�any ogromny wydzia� sygnalizacyjny i koordynacyj-
ny sk�adaj�cy si� z urz�dnik�w, lokaj�w i bibliotekarzy, maj�cych
zajmowa� si� ksi��kami i koordynowa� dzia�ania biblioteki. Wygl�-
da�o na to, �e tak by�o istotnie. Wydajno�� Libris poprawi�a si�
znacznie przez te kilka miesi�cy, a pod koniec roku 1696 ZW mer
dostrzeg� rzeczywiste oszcz�dno�ci w wydatkach Hauptliberin.
Drastyczne zmiany nast�pi�y r�wnie� w obr�bie personelu Li-
bris. Egzaminy na Czerwonego i Zielonego Smoka zosta�y u�o�one
tak, �eby faworyzowa� kandydat�w ze zdolno�ciami matematyczny-
mi i mechanicznymi, nie za� ze zwyk�� wiedz� o teorii bibliotecz-
nej i klasyce literatury. �aden nowo zwerbowany nie przekroczy�
trzydziestu pi�ciu lat, a niekt�rzy zamierzali studiowa� dalej na
uniwersytecie. Tak wielkie zmiany nie obesz�y si� jednak bez kryty-
ki, tote� Hauptliberin musia�a si� nie�le natrudzi�, �eby postawi�
na swoim. Intrygowa�a, pojedynkowa�a si�, zleca�a zab�jstwa urz�d-
nik�w... a nawet przeniesienia co bardziej matematycznie uzdolnio-
nych ze swych oponent�w do nowych form pracy przymusowej. Kie-
dy ci, kt�rzy jej przeszkadzali, znale�li si� ju� poza Libris,
konieczne okaza�o si� opracowanie innych �rodk�w do osi�gni�cia
celu. W przypadku Fertokli Fergena, mistrza gier planszowych ma-
joratu, wybra�a upokorzenie.
�0
Wezwanie przesuwa�o si� powoli nad krajem, wyczuwalne tylko
dla stworze� podatnych na jego wabienie. Porusza�o si� na po�u-
dniowy wsch�d, a w jego dziesi�ciokilometrowym zasi�gu znajdo-
wa�y si� psy, owce, niekiedy jaki� ko�, a nawet osada ludzka. Cho-
ci�� zacz�o sw� w�dr�wk� daleko, na Suchej Ziemi Willandry,
zwierz�ta tam zebrane nie porusza�y si� ju� w zasi�gu jego wp�y-
wu, wszystkie nie �y�y. Niewiele stworze� porwanych przez Wezwa-
nie kiedykolwiek dociera�o do jego �r�d�a.
Pasterz z Southmoor o imieniu Ettenbar wi�d� pe�ne ryzyka �y-
cie w pobli�u rzeki wyznaczaj�cej granic� mi�dzy ziemiami jego
emira a majoratem Rutherglen. Mia� �wietny wzrok i by� zapobie-
gliwy. Owce pas�y si� spokojnie w nieregularnym kr�gu, wszystkie
przywi�zane do znajduj�cego si� w �rodku palika, kt�ry wbi� tego
ranka, natomiast emu wielkimi, mia�d��cymi wszystko krokami
przechadza�y si� swobodnie mi�dzy owcami. Sk�ada�y si� z szyi, n�g
i kud�atych pi�r. Pasiaste m�ode kr�ci�y si� wok� ich n�g.
Uwag� Ettenbara przyci�gn�� jaki� ruch w oddali: zab��kany
baran wa��saj�cy si� bez postronka. Za schwytanie niesp�tanej
owcy dostawa�o si� nagrod�, a nieoznakowane przyb��dy stawa�y
si� w�asno�ci� tego, kto je uwi�za�. Odczepiwszy si� od s�upka, za-
cz�� podkrada� si� ku kr�lorogiemu merynosowi.
Baran by� p�ochliwy. Drepta� na bezpieczn� odleg�o��, ilekro� Et-
tenbar przybli�y� si� do niego. Pasterz okr��y� go z jednej strony, od-
wi�za� bolas i potrz�sn�� nim, �eby obluzowa� kule. Przyb��da wci��
trzyma� si� na odleg�o��. Ettenbar podpe�z� bli�ej, kieruj�c si�
w stron� zaro�li, kt�re mog�y go zas�oni�. Podst�p si� powi�d�. W od-
leg�o�ci pi��dziesi�ciu metr�w zakr�ci� bolasem. Rzuci� - i sp�ta�
tylne nogi przyb��dy. W chwili gdy podchodzi�, �eby zgarn�� sw�j
wierzgaj�cy, pobekuj�cy �up, przetoczy�o si� nad nim Wezwanie.
Przez jedn� kr�tk� chwil� Ettenbar mia� mo�liwo�� wyboru, ale
by� to wyb�r z g�ry okre�lony. Zdradzi� sam siebie, zaakceptowa�
swoj� s�abo�� i zanurzy� si� w niej, poch�oni�ty jedn� my�l�. Dyscy-
plina i opanowanie umys�u zawiod�y go, kroki spowolnia�y i zwr�ci-
�y si� na po�udniowy wsch�d. Schwytany przez bolas baran te� usi-
�owa� p�j�� za wo�aniem, ale maj�c sp�tane tylne nogi, nie m�g�
porusza� si� tak szybko jak Wezwanie. R�wnie� owce Ettenbara zo-
sta�y poci�gni�te przez Wezwanie, ale zdo�a�y przej�� tylko tyle, ile
pozwala�y im postronki. Emu przygl�da�y im si� ze zdziwieniem,
sk�aniaj�c g�owy z ptasim zaciekawieniem. Mimo �e o tyle wi�ksze
od owiec, by�y ptakami, co dawa�o im odporno�� na Wezwanie, kt�-
re przyci�ga�o wszystkie ssaki wi�ksze od kota, ale nie ptaki i gady.
Ettenbar brn�� dalej, ledwie dostrzegaj�c przeszkody. Przekra-
cza� strumienie, stacza� si� po stromych zboczach pag�rk�w, wspi-
na� si� na murki i potyka� na bruzdach. Min�� ch�opa walcz�cego
z kotwic�, kt�ra zosta�a zwolniona przez rzemienny mechanizm ze-
garowy dziesi�� minut po tym, jak dopad�o go Wezwanie. Ch�op
prze�yje, ale Ettenbar by� ju� stracony dla �wiata, martwy, cho�
jeszcze szed�, martwy, poniewa� szed� wolno. Zaw�drowa� nad sze-
rok�, br�zow� rzek� wyznaczaj�c� granic�. Najpierw brodzi�, po-
tem zacz�� p�yn��. Przepraw� prze�ywa�a mniej ni� jedna czwarta
stworze� przyci�ganych przez Wezwanie, ale Ettenbar dobrn�� do
po�udniowego brzegu i poku�tyka� dalej.
Pi�� kilometr�w za granic� chrze�cija�skiego majoratu Ruther-
glen wpakowa� si� na �lepo w g�ste zaro�la je�yn. Ci�kie paster-
skie ubranie i buty ze sk�ry, kt�re niemal utopi�y go w rzece, teraz
ochroni�y go przed powa�nymi skaleczeniami, ale nie by� ju� w sta-
nie utrzyma� nawet powolnego kroku Wezwania. Nie przestawa�o
go przywo�ywa�, a on usi�owa� p�j�� za nim. Kolce rozdziera�y mu
twarz i d�onie, a nogi w ko�cu tak zapl�ta�y si� w k�uj�ce ga��zie,
�e nie m�g� si� poruszy�. Po dw�ch godzinach Wezwanie ucich�o
i uwolni�o go.
Ettenbar si� przebudzi�. By�o mu zimno, wilgotno, poza tym
krwawi�. S�o�ce sta�o nisko na niebie, niemal niewidoczne zza zbie-
raj�cych si� chmur. By� wyczerpany. Dopiero co podchodzi�, �eby
podnie�� barana, kt�rego sp�ta� jego bolas, a teraz... Wezwanie
oszcz�dzi�o go. Krwawi�cymi d�o�mi wyci�gn�� n� i uwolni� nogi
z kolczastych p�d�w. Wytoczy� si� ze spl�tanych zaro�li, pad� na zie-
mi� i podzi�kowa� Allahowi za przywr�cenie �ycia.
Zachodz�ce s�o�ce pozwoli�o mu wyznaczy� p�nocny wsch�d
i rozpocz�� powr�t. Wstydzi� si� w�asnej g�upoty, �e da� si� zasko-
czy� nieprzywi�zany, ale mimo to maszerowa� dumnie. Wezwanie
wypu�ci�o go: by� b�ogos�awiony w oczach Allaha. Dopiero gdy do-
szed� do rzeki, zorientowa� si�, dok�d zaw�drowa�.
- Ej, wypierdku Wezwania! - krzykn�� kto� za nim. Zawaha� si�
przez chwil�, po czym rzuci� si� ku brzegowi rzeki. Rozleg� si� wy-
strza�, tu� przed nim rozprysn�a si� ziemia. Ettenbar zatrzyma� si�
i odwr�ci� z uniesionymi wysoko r�kami.
Ujrza� zbli�aj�ce si� trzy brodate, zakrwawione widma. Zosta�
schwytany nie przez stra� graniczn�, ale przez rzecznych czy�cicie-
li, padlino�erc�w szukaj�cych byd�a utopionego w rzece podczas
usi�owania przeprawy w odpowiedzi na Wezwanie. Ettenbar do-
strzeg�, �e tylko jeden z nich mia� strzelb�. U�wiadomi� sobie, �e
m�g� uciec, zanim muszkiet zosta�by za�adowany na nowo. Teraz
by�o ju� za p�no. Mieli na sobie poplamione ceratowe peleryny
i sk�rzane bryczesy, �mierdzieli baranim sad�em i krwi�. Trzy pary
sparszywia�ych, brudnych kolan przebija�y si� przez dziury w �ach-
manach. Wyci�gali w�a�nie �wie�o utopione owce z wody i oprawia-
li je na targ w Rutherglen, gdy pojawi� si� Ettenbar.
Prakdor zaj�� si� �adowaniem strzelby, podczas gdy Mikmis i Al-
lendean przygl�dali si� zdobyczy. Mimo �e by� przyw�dc�, Prakdor
pozwala� za�atwia� wi�kszo�� gadania Mikmisowi. By� kiedy�
w wojsku i zna� los g�o�nych i wygadanych.
- Pastuch z Southmoor - zauwa�y� Mikmis, wi���c nadgarstki
i p�taj�c kostki Ettenbara.
- Trzymamy go? Okup? - spyta� Allendean.
- Okup? Za pastucha? Nie zwr�ci nam si� nawet lina. Lepiej po-
gna� go do Wahgunyah i sprzeda� na bark� za wio�larza.
- Wahgunyah. Daleko - mrukn�� Allendean.
- Jest silny. Jak dobrze p�jdzie, dostaniemy za niego dwadzie-
�cia pi�� srebrnik�w.
Gdy tak si� spierali, Ettenbar spogl�da� przez rzek� ku polom,
kt�re by�y jego domem. A� do tego dnia nie podr�owa� dalej ni�
trzydzie�ci kilometr�w od miejsca, gdzie si� urodzi�, a teraz sta�o
si� ma�o prawdopodobne, �eby mia� kiedykolwiek jeszcze ujrze� te
pola.
- D�orah - mrukn��.
- Co gada? - warkn�� Allendean.
- D�orah, tak po�udniowcy okre�laj� Wezwanie - odpowiedzia�
Prakdor. - To znaczy Odmie�ca �ycia.
- Cholera, to by si� zgadza�o. - Mikmis zarechota�. - Zr�b pa, pa
swoim owcom, pastuchu.
Trzej czy�ciciele wybuchn�li chrapliwym, szorstkim �miechem.
Ettenbar nie mia� poj�cia, o czym gadaj�.
- A... ej�e, czy on aby nie umie liczy�?! - wykrzykn�� nagle Mik-
mis.
- Pastuch z Southmoor? Daj se spok�j!
- Umiesz liczy�? Hej, Prakdor, ty gadasz po ichniemu...
- Vu numerak, isk vu mathemator? - spyta� Prakdor w dialekcie
s�siedniego Southmoor.
Ettenbar skin�� dumnie g�ow�. Przy miejscowym meczecie by�a
niez�a szko�a.
- Aha, wi�c umie liczy�! S�ysza�em, �e Matecznik p�aci jednego
z�otego dukata za Po�udniowc�w, kt�rzy umiej� liczy�, a dwa, je�li
m�wi� po austaricku.
- Nie za pastuch�w - mrukn�� Allendean.
- Cholera, g�upku, to cztery razy tyle, ile dostaniemy za wio�larza.
Zwr�cili si� do Prakdora, kt�ry zastanowi� si�, po czym skin��
g�ow�.
- We�miemy go do obozu i wyczy�cimy. Mikmis, id� do Wahgu-
nyah, pogadaj z mistrzem Matecznika.
�<3>
Nic nie stanowi�o lepszego symbolu pot�gi i w�adzy Libris ni�
wysokie wie�e snopb�ysku g�ruj�ce nad ka�dym miastem. W Ru-
therglen wie�a sta�a na terenie Unitechu, w pewnej odleg�o�ci od
biblioteki. Lemorel sz�a zdecydowanym krokiem brukowanymi
uliczkami Unitechu, mimo to co� sprawi�o, �e zatrzyma�a si�, �eby
popatrze� na wie��.
Zbudowana z drewna i otynkowana na bia�o, ja�nia�a na tle
chmur zbieraj�cych si� p�nym zimowym popo�udniem. Z wylot�w
na szczycie unosi�y si� bia�e opary z rakiet magnezowych zasilaj�-
cych urz�dzenia snopb�ysku pod nieobecno�� �wiat�a s�onecznego.
Wysy�ano sygna� na zach�d, do Numurkah, sk�d zostanie przekaza-
ny na po�udniowy zach�d, do Rochester. Podr�, kt�r� wiadomo��
odb�dzie w par� chwil, zaj�aby Lemorel miesi�ce, a mo�e nawet
lata... niewa�ne. Dzi� zrobi kolejny krok na drodze ku stolicy i ka-
rierze w Libris. Przed porwaniem uchroni� j� fakt, �e by�a bibliote-
kark�. Pi�ciu m�czyzn w potarganych ceratowych kurtkach czai�o
si� przy bramie Unitechu, gapi�c si� na kartk�, kt�ra mog�a wygl�-
da� jak mapa, i odgrywaj�c role podr�uj�cych ch�op�w usi�uj�-
cych znale�� drog� w nieznanym mie�cie.
- Lemorel Milderellen, bibliotekarka w stopniu ��tego Smoka
- mrukn�� jeden z nich, gdy Lemorel przechodzi�a przez bram�.
Drugi potrz�sn�� g�ow�.
- Niech idzie.
- Zdoby�a matematyczn� nagrod� Unitechu - upiera� si� ten
pierwszy.
- Nawet za porwanie Bia�ego Smoka mo�emy zarobi� kulk�. O,
co z tym nast�pnym? Joakim Skinner. M�odszy edutor w Ksi�gowo-
�ci. To ju� lepiej. Zaznacz na li�cie.
- Pi��. To ju� pi�ty.
- Pi�ciu wystarczy. Po dwa z�ote dukaty na �ebka.
- Goniec konstabla zn�w si� na nas gapi - oznajmi� wysoki, chu-
dy m�czyzna stoj�cy na czujce.
- Chod�my wi�c do jakiego� lokalu i poczekajmy.
Ich informacje nie by�y ca�kiem aktualne, nie zauwa�yli te�
zmiany koloru opaski na ramieniu bibliotekarki. Tego popo�udnia
Lemorel zosta�a awansowana na Pomara�czowego Smoka.
Awans nie m�g� przyj�� w lepszym momencie: w�a�nie odbywa-
�a si� wizyta inspektora regionalnego. Libris rekrutowa�a bibliote-
karzy spoza Rochester, poczynaj�c od stopnia Czerwonego Smoka.
Lemorel potrzebowa�a co najmniej dw�ch lat szkolenia, aby przej��
test, ale odk�d nasta�a nowa Hauptliberin, zdarza�y si� przyspie-
szone promocje. Ju� najdawniejsze zapisy wymienia�y Rutherglen
jako zag��bie winne, tote� rytm �ycia by� tu wyznaczany przez wi-
nobrania i ca�y zwi�zany z nimi cykl. Teraz by�a p�na zima, czas
napraw i budowy beczek, polowania na dzikie emu na otwartych
przestrzeniach po�udnia oraz d�ugich wieczornych dysput filozo-
ficznych przy winie starego rocznika. Kolorowe chor�giewki, wst��-
ki i p�ki zielonych ro�lin zwiesza�y si� z nadpro�y wi�kszo�ci do-
m�w i sklep�w z okazji �wi�ta Wina. Na jakim� dachu poza
zasi�giem wzroku �wiczy�a kapela. Lemorel zauwa�y�a, �e tr�bka
gra�a niezbyt czysto, a dwaj graj�cy na kr�conych ro�kach byli naj-
wyra�niej pijani. Nad ulicami unosi� si� dym z pierwszych rozpalo-
nych tego wieczora piec�w, mieszaj�c si� z prawdziw� mg�� i pod-
powiadaj�c zapachy potrawek i ciast. Prze�adowane trycykle na
nieresorowanych drewnianych ko�ach skrzypia�y i dudni�y po we-
zwaniowej stronie drogi.
Ju� od ponad trzech tygodni nie by�o Wezwania, przypomnia-
�a sobie Lemorel, gdy jej mechaniczny Wezwaniozegar zabrz�cza�
ostrze�enie z minutowym wyprzedzeniem. Si�gn�a do nadgarst-
ka, nastawi�a mechanizm na p� godziny i naci�gn�a g��wn�
spr�yn�. Wezwanie mog�o nadej�� lada moment, mia�a tylko na-
dziej�, �e nie przeszkodzi jej w spotkaniu. Domy po p�nocnej
stronie ulicy pokazywa�y nagie mury z pozosta�okamienia, smo�o-
wanej ceg�y i otoczak�w: �adna ulica nie mia�a obu stron. Kiedy
nadchodzi�o Wezwanie, ludzie wewn�trz dom�w dochodzili do li-
tej tylnej �ciany i maszerowali w miejscu bezmy�lnie, ale bez-
piecznie. �adne drzwi ani okna nie wychodzi�y nigdy na stron�
Wezwania.
Zupe�nie jak ludzie, pomy�la�a Lemorel, otwarci i przyja�ni
z jednej strony, oboj�tni i niedost�pni z drugiej. Ci, kt�rzy j� rozpo-
znawali, odwracali szybko wzrok i znajdowali jakie� pilne zaj�cie.
Cz�sto zdarza�o jej si� snu� fantazje, �e jest �r�d�em samego We-
zwania, bosk� istot�, przed kt�r� odwracaj� si� wszyscy dla ochro-
ny. Mimo �e by�a to stara fantazja, stanowi�a jedyn� tarcz� chroni�-
c� przed unikaj�cymi jej lud�mi. W oddali dostrzeg�a Odpoczynek
W�drowca, zajazd dla lepiej sytuowanych podr�nych. Czeka� tam
inspektor regionalny. Jej spotkanie zosta�o wyznaczone na godzin�
czwart� po po�udniu. Jedyna wskaz�wka zegara na pa�acu mera
si�ga�a ju� cyfry, ale dzwony jeszcze nie zacz�y bi�. Zwolni�a kro-
ku. Czy chodzi�o o zdawanie egzamin�w, przychodzenie na spotka-
nia, czy strzelanie w pojedynkach, nale�a�o dok�adne odmierzy�
czas.
Dla Lemorel pojedynki stanowi�y szans� na ucieczk� z Ruther-
glen z godno�ci�. By�a bibliotekark� ciesz�c� si� s�aw� strzelca wy-
borowego, a to oznacza�o, �e mo�e zdo�a omin�� d�ugie zakola pro-
tokolarnego labiryntu prowadz�cego do Libris. W stolicy nasta�a
nowa Hauptliberin, powtarza�a sobie, r�wnie krzepi�co m�oda, jak
rozpaczliwie stary by� jej poprzednik. Odrzuca�a licz�ce sobie stu-
lecia tradycje, a dla m�odych i kompetentnych otwiera�y si� mo�li-
wo�ci.
By� rok 1969 Zmierzchu Wielkozimia, a Lemorel nale�a�a do
personelu biblioteki Unitechu w Rutherglen. Podobnie jak pozo-
sta�e biblioteki Przymierza Po�udniowo-Wschodniego r�wnie� ta
by�a powi�zana z Libris. Kiedy Lemorel zosta�a mianowana Bia�ym
Smokiem, bibliotekarzem najni�szej rangi, Hauptliber z Libris
sprawowa� swoj� funkcj� od czterdziestu jeden lat i liczy� sobie sto
sze�� zim. Rok p�niej zmar�. Po nim na stanowisko Hauptlibera Li-
bris i wszystkich podleg�ych jej bibliotek zosta�a wyznaczona Za-
rvora Cybeline.
Zarvora okaza�a si� energiczna i pe�na zapa�u. Na uniwersyte-
cie w Rochester uzyska�a dyplom edutora z algebry stosowanej...
i mia�a dwadzie�cia sze�� lat. Nast�pnego dnia po obj�ciu stanowi-
ska zabi�a zawodnika zast�pcy Hauptlibera w pojedynku, a w ci�gu
miesi�ca wygna�a trzy czwarte personelu. Nagle tymczasowa praca
Lemorel w zacofanym ksi�garskim zawodzie okaza�a si� fantastycz-
n� okazj� do wybicia si�.
Lemorel rzuci�a okiem na wie�� zegarow� i zadygota�a w nieru-
chomym, ch�odnym powietrzu. Wskaz�wka dosz�a do czwartej. Dr�-
�ek zapadki na z�batym kole godzinowym naciska� ju� na d�wigni�
zwalniaj�c� b�ben zegara. Ci�arki na bloku zaczn� za moment ob-
raca� b�ben, a �wieki na jego powierzchni porusz� inny zesp�
d�wigni, kt�ry zwolni resorowane m�oteczki wybijaj�ce melodi� na
br�zowych dzwonkach. Ojciec Lemorel opiekowa� si� tym mecha-
nizmem przez lata, tote� cz�� jej najwcze�niejszych wspomnie� ��-
czy�a si� z wn�trzem zegara merostwa. Teraz mia� zakaz pracy
w tym mie�cie, wi�c mechanizm b�dzie powoli si� rozregulowywa�.
Mo�e nawet ju� zacz�� - rozleg� si� odleg�y, st�umiony trzask i ode-
zwa�y si� dzwonki zegara. Z bij�cym sercem wesz�a do wsp�lnej
izby zajazdu, dostrzegaj�c natychmiast korpulentnego m�czyzn�
w ciemnobr�zowych szatach ze srebrn� odznak� s�u�by inspekto-
rialnej. Kr�ci� palcami napomadowan� spiczast� br�dk�, marszcz�c
brwi. Przy d�wi�ku ostatniego dzwonka ruszy�a w g��b izby.
Vellum Drusas stara� si� zim� odwiedza� pewn� liczb� s�yn�-
cych z winnic miast. By�a to dobra pora roku: ludzie mieli wolny
czas i cieszyli si� towarzystwem spoza majoratu. Istnia�y, oczywi-
�cie, obowi�zki stanowi�ce pretekst do jego wizyt, ale o ile Drusasa
mo�na by nazwa� leniwym, o tyle nie da�oby si� powiedzie�, �e by�
tak g�upi, �eby zu�ywa� wszystkie diety podr�ne. Je�li nawet pra-
ca usprawiedliwiaj�ca jego podr�e do ulubionych winnic zajmo-
wa�a mu minimum czasu, to przecie� jednak pracowa�.
Wsp�ln� izb� zajazdu wype�niali okoliczni plantatorzy i rze-
mie�lnicy, zebrani na zimowe �wi�to Wina. To r�wnie� stanowi�o po-
w�d pobytu Drusasa w mie�cie. W ciep�ym powietrzu unosi� si�
dym z lampek na olej s�onecznikowy i niezliczonych fajek, a rozmo-
wy toczono do�� g�o�no. Rozm�wcy nie byli a� tak pijani, raczej na-
wykli do wykrzykiwania przez dziel�ce ich pola. Ch�opi kr�cili si�
i drapali, nieprzyzwyczajeni do tunik z dobrej bawe�ny i wyszczot-
kowanych bawe�nianych portek. Niekt�rzy podejrzliwie przygl�da-
li si� zegarowi wagowemu, kt�ry zast�pi� poczciwe s�o�ce, ksi�yc
i gwiazdy w pokazywaniu up�ywu czasu. Drusas r�wnie� wpatrywa�
si� w zegar, potrz�saj�c g�ow�. Je�li bibliotekarka sp�ni si�, on nie
zd��y wmiesza� si� mi�dzy plantator�w wina i wy�udzi� zaprosze-
nia na wieczorny konkurs kiperski.
- Za rok 1681! - krzykn�� kto� i wi�kszo�� kielich�w si� unio-
s�a. Niez�y rocznik; prawd� m�wi�c, Drusas mia� dziewi�� butelek
s�ynnego barioch '81 shiraleng w swojej piwniczce - dziesi�ta zo-
sta�a odkorkowana w dniu, w kt�rym zosta� zast�pc� Oberlibera.
Ich warto�� wzros�a pi�tnastokrotnie od czasu, kiedy je kupi�.
Zegar na zewn�trz zacz�� wybija� godzin�, ale um�wiona biblio-
tekarka wci�� si� nie pojawia�a. Drusas westchn��, ale z czwartym
uderzeniem dziewczyna jakby zmaterializowa�a si� przed nim. Uj-
rza� wielkie, ciemne, �widruj�ce oczy w przyjemnie okr�g�ej twarzy
otoczonej surowo zaplecionymi w warkocze i upi�tymi czarnymi
w�osami. Jej tunika mia�a jasny odcie� fioletu zgodny z zarz�dze-
niem regionalnego Oberlibera, a peleryna pami�ta�a lepsze dni.
Sk�oni�a si� energicznie, nieco ptasim ruchem, i poda�a swoje pa-
piery. Drusas przyj�� je, odnotowuj�c przy okazji, �e nie nosi�a �ad-
nej bi�uterii, opr�cz zapinek we w�osach, i �e jej kabura by�a pro-
sta i funkcjonalna. Typowa bibliotekarka nowej, ostrej generacji,
zawyrokowa�.
- Frelle Milderellen? - zapyta�.
- Tak, fras inspektorze.
- Widzia�a� mnie ju� kiedy�?
- Pasowa�e� mnie na ��tego Smoka podczas ubieg�orocznej ce-
remonii w Wangaratta.
- Ach, tak, ale by�o tylu pasowanych i tylko jeden pasuj�cy.
A mo�e a� tak rzucam si� w oczy, h�? - Mrugn�� i �ypn�� na ni� nie-
pewnie. Lemorel nie zareagowa�a, nawet si� nie sp�oni�a. Drusas
szybko spu�ci� wzrok ku papierom. Dyplom miejscowego Unitechu,
pozwolenie na bro�...
- Pomara�czowy Smok - powiedzia�, chwytaj�c si� ewidentnego
b��du, �eby pokaza� sw� czujno��. - Wed�ug twojego podania z dzi-
siejszego ranka jeste� ��tym Smokiem.
- Zosta�am awansowana godzin� temu, fras inspektorze.
- Nie by�o ceremonii?
- Nie, fras inspektorze. Prosi�am o egzaminy na kolejny stopie�
wbrew �yczeniom mojego Oberlibera. Poniewa� je zda�am, mog�am
dosta� awans, ale...
- Ale poniewa� zosta�a� awansowana na w�asn� pro�b�, tym sa-
mym zrezygnowa�a� z podwy�ki pensji i prawa do pe�nej ceremonii
pasowania. Mimo wszystko gratuluj�. - Usiad� z powrotem i poci�-
gn�� �yk nieklarowanego wina z wysokiego kielicha z b��kitnego
kryszta�u. Czyta� dalej, a gdy doszed� do raportu s�dziego, poczu�,
�e �o��dek podchodzi mu do gard�a. Odnotowano tam, �e prze�y�a
pojedynek procesowy. Ostrze�ono go, �e w Rutherglen jest kto� nie-
zwyczajny i to musia�a by� ona. Lemorel dostrzeg�a, jak krew od-
p�ywa mu z twarzy.
Wzi�a g��boki oddech i zacisn�a trz�s�ce si� r�ce na plecach.
- Masz wyj�tkowe �wiadectwa, frelle Milderellen - powiedzia�
wolno. - Najlepsze stopnie na roku w Unitechu, dwukrotne mistrzo-
stwo w strzelaniu z broni r�cznej na lokalnych jarmarkach i Poma-
ra�czowy Smok w wieku dziewi�tnastu lat. Prosisz o przeniesienie
do Libris w obecnej randze, a zarazem o pozostanie pracownikiem
Unitechu. To nie jest mo�liwe.
Nawet ochryp�e k��tnie pozosta�ych pij�cych nie by�y w stanie
zag�uszy� ch�odnego milczenia, jakie zapanowa�o po tych s�owach.
- Oberliber Unistatu zapewni� mnie, �e to da si� zrobi�.
- Ach, da� si� da, ale tylko je�li przeni�s�by na sta�e do Libris
zar�wno tw�j etat Pomara�czowego Smoka, jak i twoj� osob�. Li-
bris zagarn�a wielu lokalnych bibliotekarzy w ostatnich czasach.
Nawet je�li tw�j Oberliber mia�by zamiar pozwoli� ci, Lemorel Mil-
derellen, odej��, w�tpi�, �eby zamierza� r�wnie� rezygnowa� z pra-
wa do przyj�cia kogo� na twoje miejsce.
- Czy to oznacza, �e moje podanie zostanie odrzucone?
Zachowywa�a si� uprzejmie i z pe�nym szacunkiem, ale by�o
w niej co�, co wstrz�sa�o okr�g�ym i wygodnickim Drusasem. Nie
chodzi�o nawet o gro�b�, �e mog�aby go ustrzeli� w jakim� ciemnym
zau�ku, ale raczej o to, �e mog�aby sobie go przypomnie� za dwa-
dzie�cia lat, gdy b�dzie ju� Z�otym Smokiem w Libris.
- Odrzucone? Nie, na niebiosa, nie. - Roze�mia� si�. - Musimy
po prostu nieco bardziej szczeg�owo przedyskutowa� tw�j przypa-
dek. Istnieje wiele dr�g, a ty musisz wybra� w�a�ciw�. Je�li tego nie
uczynisz, wina spadnie na mnie jako twojego doradc�. Siadaj, pro-
sz�. Chcesz wina? Pierniczk�w? - Lemorel usiad�a obok niego,
ostro�na i niespokojna niczym kot posadzony ko�o obcego, kt�rego
czu� psem. Wzi�a pierniczka. - Dobrze, dlaczego wi�c chcesz
przej�� do Libris? Pod��asz za kochankiem, uciekasz przed w�cib-
skimi rodzicami, a mo�e istotnie pragniesz robi� karier�?
- Czy to naprawd� ma znaczenie, fras inspektorze?
- Owszem, ma. Istniej� prostsze rozwi�zania ni� to, o kt�re pro-
sisz. �eby rozwik�a� swoje problemy, mo�esz opu�ci� dom i wyj��
za m�� albo przenie�� si� do innego miasta lub majoratu. Przepro-
wadzka do Libris to drastyczny krok. Jakie naprawd� s� okolicz-
no�ci?
Lemorel odczeka�a chwil�, �eby zebra� s�owa - s�owa, kt�rych
nie mog�a z�agodzi�, chyba �e mia�aby sk�ama�. Zdecydowa�a ju�,
�e k�ama� nie b�dzie.
- Zastrzeli�am dziewi�ciu m�czyzn i jedn� kobiet� w dw�ch po-
jedynkach i jednej wendecie. Zosta�am r�wnie� wymieniona w sa-
mob�jczym li�cie mojego kochanka. Pozostaj� pod opiek� s�dzie-
go, ale moja rodzina zosta�a wyj�ta spod prawa w pi�ciu
majoratach przez rodziny zabitych. Interes mojego ojca kuleje, fras
inspektorze, ale je�li ja udam si� na wygnanie i to wystarczaj�co
daleko, wyroki zostan� zdj�te.
Drusas wzdrygn�� si�, po czym prze�kn�� resztk� wina. Nagle
okaza�o si� r�wnie mocne jak os�odzona woda, poprosi� wi�c
0 szklaneczk� czarnobary�kowej brandy.
- Te, hmm, strzelaniny... Zak�adam, �e odby�y si� zgodnie z zasa-
dami Ustawy o Sporach i Ugodach z 1462 ZW?
- Tak, fras inspektorze.
Ustawa o Sporach i Ugodach by�a pozosta�o�ci� po dawnym Im-
perium Riveriny i mia�a na celu zmniejszenie przypadkowej prze-
mocy przez ukierunkowanie jej i zakutanie w regu�y i rytua�y. Prawo
noszenia broni nie tyle zosta�o ograniczone do wykszta�conej klasy
administracyjnej, ile jej nakazane. Bro� sta�a si� symbolem s�du
1 w�adzy, dlatego ci, kt�rzy mieli wymierza� wyroki i sprawowa� w�a-
dz�, musieli j� nosi� i doskonale si� ni� pos�ugiwa�. Ostateczn� in-
stancj� w odwo�aniu si� od wyroku by� pojedynek procesowy, w kt�-
rym albo sami uczestnicy sporu, albo wystawieni przez nich
zawodnicy toczyli uznan� przez prawo walk�. Tych, kt�rzy wykracza-
li poza system poprzedzanych mediacjami pojedynk�w, czeka�a ka-
ra �mierci, a ich rodziny - rujnuj�cy system grzywien �a�cuchowych.
Niecz�sto spory osi�ga�y etap pojedynku, ale pono� to si� zdarza�o.
- Aha, dobrze, a zatem dlaczego akurat Libris? - odwa�y� si� za-
pyta� Drusas. - Dlaczego nie jaka� biblioteka w bli�ej po�o�onym
majoracie, takim, kt�ry nie �ciga twojej rodziny?
- Jestem dobrze znana w pobliskich majoratach. Libris jest wy-
starczaj�co du�a i wystarczaj�co odleg�a, �ebym mog�a si� tam za-
gubi�.
Ten argument wyda� si� Drusasowi bardzo rozs�dny.
- Pomara�czowy Smok - powiedzia�, po czym urwa� i wlepi�
wzrok w swoj� brandy. -W tym tkwi problem.
Lemorel wychyli�a si� do przodu, niecierpliwa, drapie�na. Tak
w�a�nie by wygl�da�a podczas pojedynku ze mn� - pomy�la� Dru-
sas, odsuwaj�c si� od niej. W pewnym sensie dok�adnie to robi�a.
- Nie mog� zmieni� regu�, ale mog� rekomendowa� kandydat�w
na egzaminy promocyjne w Libris. Jeste� Pomara�czowym Smo-
kiem, teoretycznie zatem masz prawo w ka�dej chwili podej�� do
egzaminu na Czerwonego Smoka. Tw�j Oberliber pewnie nie b�-
dzie tego pochwala�, ale je�li wci�niesz si� do Libris, nie b�dzie to
mia�o znaczenia, prawda?
- Minimum oczekiwania wynosi wed�ug regu� dwa lata.
- Ach, zalecane minimum wynosi dwa lata. Znany jest przypa-
dek z roku, hmm, 1623, �e kandydat by� niesprawiedliwie przetrzy-
mywany na stanowisku ��tego Smoka przez czterdzie�ci siedem
lat. Kiedy jego sprawa dosta�a si� wreszcie na biurko inspektora
regionalnego, zosta� promowany na Czerwonego Smoka zaledwie
po kilku minutach w randze Pomara�czowego Smoka. Tw�j przy-
padek jest oczywi�cie odmienny, ale istnieje mo�liwo��, �eby� wy-
jecha�a na egzamin na Czerwonego Smoka w Libris, jak tylko spa-
kujesz walizki. Zdaj ten egzamin, a dostaniesz promocj�. Tw�j
dotychczasowy Oberliber zachowa etat ��tego Smoka, wi�c wszy-
scy b�d� zadowoleni. - Opar� si� i u�miechn�� wielkodusznie. Le-
morel potrzebowa�a jednej chwili, �eby poj��, i� on zamierza jej
pom�c.
- Dzi�kuj�, fras inspektorze...
- Nie czas jeszcze na podzi�kowania. Musz� si� przekona�, �e
masz cie� szansy na zdanie tych test�w. Dobrze, jak pos�ugujesz si�
broni�... nie, nie, to raczej nie budzi w�tpliwo�ci. Tw�j program na
Unitechu obejmowa� matematyk�, to dobrze, Hauptliberin to lubi.
Tylko zaliczenie z historii bibliotecznej i s�abe oceny z heraldyki...
to mo�e nie mie� znaczenia. Lokaj!
Wysoki, niezgrabny, mniej wi�cej dwudziestoletni m�odzieniec
w grubych szk�ach w drucianej oprawce na nosie pojawi� si� za Le-
morel, nios�c przybory do pisania. Szurn�� nogami, odkorkowa� ka-
�amarz i podsun�� Drusasowi komplet �wie�o zaostrzonych g�sich
pi�r. Drusas wybra� jedno z nich pokazowym szerokim gestem i za-
cz�� pisa�.
- Pierwszy list poleca ci� do Libris. Masz wa�ne papiery gra-
niczne?
- Tak, fras inspektorze, mog� wyjecha� jeszcze tego wieczoru.
- Dzi� wieczorem? Dobrze, niech b�dzie. - Nabazgra� kolejny
list, a jego lokaj zapali� sto�ek od ognia i stopi� nieco wosku na pie-
cz��. - Lokaju, we� to do wie�y snopb�ysku na Unitechu i ka� im to
przekaza� dzi� wieczorem.
�6)
Zaledwie w dziewi�� minut od opuszczenia zajazdu Lemorel pa-
kowa�a si� ju� w pokoiku nad szyldem �Soczewki i Zegary Milde-
rellena". Petari Milderellen przechadza� si� niespokojnie pod
drzwiami.
- Poci�g odchodzi o pi�tej, Lem, nie zd��ysz kupi� biletu.
_ Spotka�am Jemli po drodze do domu i pos�a�am j� na stacj�,
�eby kupi�a mi cel�. B�d� musia�a tylko wskoczy� do poci�gu.
_ W tym po�piechu z pewno�ci� czego� zapomnisz.
- Nast�pny poci�g odchodzi za tydzie�, tato, a ja nie mog� cze-
ka� siedmiu dni. - Zatrzasn�a klamry na pasach plecaka. - Tylko
o tym mog� teraz my�le�.
Niespodziewanie jej podniecenie udzieli�o si� Petariemu.
- No wi�c spiesz si�, p�d� na stacj�, biegnij ju�. Zaraz do ciebie
do��cz�.
Lemorel zbieg�a po schodach z ci�kim plecakiem, zdar�a sobie
sk�r� z palc�w na framudze drzwi, po czym potruchta�a niezgrabnie
w d� ulicy, usi�uj�c wci�gn�� paski plecaka na ramiona.
Petari pokr�ci� si� przez chwil� po sklepie, po czym zaryglowa�
drzwi i pobieg� za c�rk�.
- To dla ciebie, Lem! - zawo�a�, zr�wnuj�c si� z ni�.
By�a to dwururka Morelaca. Lemorel zatrzyma�a si� z szeroko
otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Nie zatrzymuj si�, biegnij - wydysza�, nie�wiadomie trzymaj�c
bro� przed jej nosem jak marchewk� przed os�em. - S�dz�c po fili-
granie na kolbie, powiedzia�bym, �e pochodzi z ko�ca XVI wieku.
Rusznikarz by� mi winien przys�ug� za wykonanie tego celownika
turniejowego dla mera Tocumwal. Lufy s� bardzo starannie wyto-
czone, a oryginalny zamek taranowy zosta� zast�piony nowoczesnym
ska�kowym.
Pistolet by� stary, ale stylowy, i cieszy� si� dobr� s�aw� w�r�d bi-
bliotekarzy i administracji; kalibru trzydzie�ci cztery, znacznie
ci�szy od dwudziestkipi�tki, kt�r� wywalczy�a sobie nies�aw�. Nie
by� drogi jak eleganckie strzelby, ale wygl�da� tak, jakby Lemorel
zada�a sobie nieco trudu, �eby znale�� i odrestaurowa� rzadk� bro�
s�yn�c� z dok�adno�ci.
- Dzi�ki za wszystko, tato - wydysza�a Lemorel, bior�c pistolet.
- By�e� dla mnie naprawd� dobry. A ja przynios�am ci tylko... k�opo-
ty i zmartwienia. Czy m�g�by�, prosz�...
- Kwiaty na groby twojej matki i Jimkree, oczywi�cie - wychar-
cza�, z trudem �api�c oddech. - Je�li Hauptliberin... mia�aby jakie�
zapotrzebowania na soczewki lub precyzyjne mechanizmy... wspo-
mnij jej o mnie. Hej, zaczynaj� ju� peda�owa�. Pospiesz si�, pa,
Lem.
Poci�g galerowy mia� wysoko�� cz�owieka �redniego wzrostu,
zbudowany zosta� z ceraty naci�gni�tej na drewnian� ram�.
Kszta�tem przypomina� op�ywowego, po��czonego stawami czer-
wia na ko�ach; jego dachem bieg� chodnik zabezpieczony lekk�
barierk�. Ludzki nap�d dawa� mu niewielkie przyspieszenie. Le-
morel wdrapa�a si� na kamienn� �cian� peronu; Petari popycha�
od ty�u zar�wno j�, jak i jej plecak. Odwr�ci�a si�, �eby przes�a�
mu kr�tki u�cisk nad murem, i zn�w bieg�a, tym razem wzd�u�
przyspieszaj�cego poci�gu, do miejsca, gdzie Jemli czeka�a na ni�
z biletem. Jemli poda�a jej bilet i ma�� p��cienn� sakiewk�, na-
st�pnie siostry uca�owa�y si� i po�egna�y, gdy Lemorel wskakiwa-
�a na dach poci�gu. Jemli bieg�a a� do ko�ca peronu, obiecuj�c,
�e b�dzie pisa�, i �ycz�c Lemorel szcz�cia. Lemorel przykl�k�a
na jedno kolano, usi�uj�c z�apa� oddech i machaj�c w kierunku
peronu.
Kiedy poci�g przetacza� si� mi�dzy domami Rutherglen, kon-
duktor pokaza� Lemorel jej cel�. Wesz�a przez luk w dachu, zdj�a
plecak i usiad�a na siode�ku, a konduktor kluczem wyzerowa� licz-
nik przy peda�ach.
- Znasz zasady? - spyta� przez luk.
- Dwie godziny peda�owania, godzina odpoczynku, tak d�ugo
jak poci�g jest w ruchu.
- Wszystkie nadwy�ki b�d� nagradzane. Je�li zdecydujesz si�
nie peda�owa�, �ci�gniemy to z ciebie. Pierwszy przystanek za pi��
godzin.
Gdy poci�g wl�k� si� przez miasto, Lemorel wyjrza�a przez
okiennic� celi, �eby rzuci� okiem na sklepik ojca i budynki Unite-
chu. �wietnie widoczna by�a linia �ycia jej nadziei - wie�a snop-
b�ysku.
Wyjechali za zewn�trzne mury na wie�, toczyli si� w�r�d winnic
i p�l pe�nych uwi�zanych owiec i wolno biegaj�cych emu. Zna�a t�
krain� dobrze, ale nie z punktu widzenia pasa�era poci�gu. Przy-
patrywa�a si� wielkiej, otynkowanej na bia�o stodole o dachu kry-
tym kor� i gontem. Taki wielki budynek. Z pewno�ci� wszystkie bu-
dowle w Rochester b�d� przynajmniej takie du�e, pomy�la�a,
a w tym samym momencie w dalekim zakamarku jej m�zgu rozleg�
si� cichy alarm.
Sk�d zna t� stodo��? Z boku sta�a znacznie mniejsza szopa,
w kt�rej ch�op przerzuca� wid�ami siano z wozu na stert�. Byli na
tyle blisko, �e Lemorel dostrzeg�a, i� jego ko� zosta� przywi�zany
do p�otu, ch�op natomiast mia� w�asny zegar i kotwic�. To g�upota.
Je�li nadejdzie Wezwanie, zrobi krok z wozu, ryzykuj�c zniszczenie
zegara. Je�li tak si� stanie... uratowa� go b�dzie mog�a tylko z�ama-
na noga. Szopa te� by�a znajoma - widzia�a j� ju� kiedy�, w nocy,
przy odleg�ym �wietle pochodni!
Wzdrygn�wszy si� nagle z niech�ci�, Lemorel zatrzasn�a okien-
nic� i zacisn�a z�by, walcz�c z fal� nudno�ci. Zgi�a si� wp�. L�k
zdawa� si� pe�zn�� po niej miliardami paj�czych n�ek, podczas
gdy poci�g galerowy ko�ysa� si� i klekota� po torach. Tyk, tyk, tyk,
tyk, licznik pod nogami u�wiadomi� jej, �e przesta�a peda�owa�. Od
jak dawna, zastanawia�a si�, wci�� zanurzona w niechcianych wspo-
mnieniach. Im wi�cej b�d� peda�owa�, tym szybciej pojedzie po-
ci�g, powiedzia�a w duchu, opieraj�c si� i przyst�puj�c do pracy.
Gdzie� pod ni� zaj�cza�y tryby nap�du.
- To musi by� Libris. To musi by� Libris. To m