8907

Szczegóły
Tytuł 8907
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8907 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8907 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8907 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

IRENA MATUSZKIEWICZ Gry nie tylko Mi�osne W serii ukaza�y si�: Katarzyna Grochola Podanie o mi�o�� Izabela Sowa Smak �wie�ych malin IRENA MATUSZKIEWICZ Gry nie tylko Mi�osne Copyright � by Irena Matuszkiewicz, 2002 Projekt ok�adki: Maciej Sadowski Redaktor prowadz�cy seri�: Ewa Witan Redakcja: Jan Ko�biel Redakcja techniczna: Ma�gorzata Kozub Korekta: Bronis�awa Dziedzic-Weso�owska �amanie: Monika Lefler ISBN 83-7337-120-6 Warszawa 2002 Wydawca: Pr�szy�ski i S-ka SA, 02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7 Druk i oprawa: OPOLGRAF Sp�ka Akcyjna 45-085 Opole, ul. Niedzia�kowskiego 8-12 Ani i Kasi Cisza! Akcja! Zawsze, przed ka�dym uj�ciem tak krzycz�. Przy stole siedzi Winicjusz w szkar�atnej tunice, wyszywanej w srebrne palmy, tu� obok ona, Julia, w bia�ym peplum. Rozprasza i �mieszy j� wieniec nad czo�em m�czyzny, wi�c nie patrzy na r�e, tylko na czarne brwi, na cer� smag�� i oczy przepyszne. Czuje, �e jego silne palce �ciskaj� jej r�k�. Wargi mu dr��, gdy szepcze: - Ja ciebie kocham, Kallino... boska moja! Teraz jej kolej. Przez moment ma ochot� zmieni� tekst scenariusza, ale nie, jeszcze nie pora na wyznania. Musi zagra� przestrach i zawstydzenie. To nic trudnego. - Marku, pu�� mnie - prosi cicho. Nie puszcza. Patrzy z uwielbieniem i po��daniem. - Boska moja! Kochaj mnie! Czekaj� na ciche s�owa Akte. Greczynka ju� otworzy�a usta, by powiedzie�, �e Cezar zwr�ci� na nich swoj� bosk� uwag�. Zamiast tego nie wiadomo czemu spyta�a: - Czy Chochla przyni�s� za�o�enia programowe? Julia zamruga�a szybko, jakby ockn�a si� z najpi�kniejszego snu. Diabli wzi�li scen� uczty w pa�acu Nerona. Znikn�o wielkie triklinium z tysi�cem p�on�cych lamp, rozst�pi� si� t�um go�ci. Zamiast smag�ej twarzy Winicjusza zobaczy�a nad sob� starannie umalowane oczy Edyty. - Kto? Co? - spyta�a niezbyt przytomnie. - Usn�a�? Pytam, czy by� tu Chochla i zostawi� papiery dla szefa. Je�eli za moment stary nie zobaczy za�o�e� programowych, p�knie na sto kawa�k�w. Wszystkim si� dostanie, tobie te�. - Kicham na jego szcz�tki, niech inni bior� - b�kn�a Julia. Edyta machn�a r�k�. Nie mia�a czasu na zb�dne dyskusje, musia�a natychmiast znale�� kierownika kom�rki organizacyjno-prawnej i wydrze� mu z gard�a nieszcz�sne za�o�enia. Uparcie wystukiwa�a numer gabinetu na przemian z numerem domowym. - I gdzie ten rozciapciany d�ez �azi? - denerwowa�a si�, patrz�c z niech�ci� na g�uch� s�uchawk�. - Mam go dostarczy� �ywego! - Nie po to si� chowa�, �eby teraz da� si� nakry� jak dziecko - powiedzia�a cicho Julia. Zd��y�a ju� oprzytomnie� i rozumowa�a ca�kiem logicznie. Kr�tko pracowa�a w Budampoleksie 2, jednak to i owo wiedzia�a. Gdyby Chochla mia� te za�o�enia, warowa�by w sekretariacie od samego rana. Nie by�o za�o�e�, nie by�o kierownika. Edyta wesz�a do naczelnego z pustymi r�kami i pionow� zmarszczk� na czole. Z gabinetu dociera�y odg�osy poniedzia�kowej narady, popularnie zwanej operatywk�. Na dobr� spraw� wcale nie trzeba by�o siedzie� w �rodku, by zg��bi� tajniki przetarg�w, leasingu, podbijania cen, a nierzadko te� pos�ucha� soczystych epitet�w. - Kallino moja! - szepn�� nami�tnie Marek. - Urw� temu pata�achowi rodowe klejnoty! - wrzeszcza� dyrektor za zamkni�tymi drzwiami. Julia j�kn�a. Gdzie� daleko poza ni� trwa� cudowny �wiat teatr�w i plan�w filmowych. D�ugonogie modelki i niedosz�e dziennikarki biega�y na castingi, chwyta�y najlepsze role, a ona co? Te� d�ugonoga, te� zdolna i niepozbawiona ambicji artystycznych, zamiast zadziwia� �wiat urod� i talentem, t�umaczy�a z angielskiego instrukcj� obs�ugi kombajnu budowlanego. Instrukcja mia�a tyle wsp�lnego ze sztuk�, co operatywki i oble�ny kierownik Chochla, czyli nic a nic! Wracaj�c po studiach do rodzinnego miasta, Julia zdradzi�a wznios�o�� na rzecz pospolito�ci, osobi�cie podepta�a szans� na sukces. To by�a najg�upsza decyzja w moim �yciu, my�la�a z gorycz�. Powinnam ostro postawi� si� staruszkom i �y� po swojemu. A tak, co mnie czeka? Nuda i tylko nuda. W tym zapyzia�ym grajdo�ku nic si� nie dzieje i nie b�dzie dzia�o. Oszala�y ryk telefon�w sprowadzi� j� na ziemi�. W jednym uchu s�ysza�a wiceprezydenta, w drugim konkurencj� i cieszy�a si�, �e nie ma trzeciego, bo trzeci aparat te� dzwoni�. Widz�c w takich chwilach w akcji Edyt�, z podziwem my�la�a o jej opanowaniu i zimnej krwi. T�umaczy�a sobie, �e po trzydziestu latach pracy w tej samej firmie, cho�by nawet pod r�nymi rz�dami, ona tak�e by�aby alf� i omeg�, ale w niczym nie umniejsza�o to szacunku, jaki �ywi�a dla profesjonalizmu sekretarki. Wreszcie otworzy�y si� drzwi gabinetu. Rozgadani uczestnicy narady mi�dlili jeszcze w ustach ostatnie cenne uwagi, przekrzykiwali si� i obrzucali epitetami. Up�yn�a d�uga chwila, zanim w sekretariacie mo�na by�o normalnie rozmawia�. Na szcz�cie za wielkim biurkiem siedzia�a ju� Edyta. - Nie mam poj�cia, jak pani sobie radzi z tym m�ynem! - westchn�a Julia. Sekretarka skwitowa�a uwag� roztargnionym u�miechem. - Chochla nie dzwoni�? - spyta�a. - Nie, to raczej do niego telefonowali r�ni ludzie. - Czy�by nasz gzik jelitowy raz w �yciu zrobi� co� perfekcyjnie? -zdziwi� si� magister Leszek Wydro�. Edyta unios�a g�ow� znad papier�w. - Niby co? - Schowa� si� starannie, i to na czas bli�ej nieokre�lony. Zwykle odnajdywa� si� zaraz po naradach - wyja�ni� Leszek. Sta� w drzwiach ��cz�cych sekretariat z pokojem magistr�w. Zza jego plec�w wychyla�a si� Karolina, czyli magister Cierniak, zainteresowana tylko jednym: czy kierownik mia� powody, �eby si� tak starannie chowa�. - Za�o�enia s� gotowe, a innych powod�w nie znam - odpowiedzia�a Edyta. - Fiu, fiu! - mrukn�a Karolina. Ca�a czw�rka, nie wy��czaj�c najm�odszej Julii, �wietnie wiedzia�a, �e Chochla nie napisa�by samodzielnie nawet po�egnalnego listu do dyrektora. Ch�opina cierpia� na wielk� awersj� do papier�w i jeszcze wi�ksz� do my�lenia o potrzebach firmy. Dokumenty opracowywa�a za niego Edyta. W j�zyku Marcina Chochli nazywa�o si� to �nadawaniem ostatecznego szlifu tw�rczym koncepcjom kierownika". K�ad� po prostu na biurku sekretarki zabazgrany �wistek z pro�b�, �eby dostawi�a przecinki i ewentualnie poprawi�a styl. �Tego, no... jakby co� nie gra�o, to zmie�", m�wi� szeptem, przekonany, �e nikt opr�cz sekretarki nie ma poj�cia, co jest na takim �wistku. A nie by�o absolutnie nic. Robocze hase�ko, temat i koniec. Dopiero Edyta �ci�ga�a materia�y z dzia��w i na ich podstawie tworzy�a sp�jny dokument, kt�ry w miar� potrzeby konsultowa�a z magistrami, czyli z Leszkiem i Karolin�. W sytuacji, gdy zapewnia�a, �e za�o�enia zosta�y opracowane, znikni�cie Chochli nabra�o ca�kiem innego znaczenia. - Czego� tu nie rozumiem - zastanawia� si� Leszek. - Przecie� staremu nie chodzi�o o widok Marcinka, tylko o spis wierzycieli i sensowny plan odzyskania firmowych pieni�dzy. Mog�a� da� kopi� i by�oby po krzyku. Drobniutkie zmarszczki wok� ust Edyty niebezpiecznie si� zbieg�y, co �wiadczy�o o irytacji. - Trafi�e� kul� w p�ot - powiedzia�a. - Nie ma kopii, jest wy��cznie orygina�. I nie pytaj, kt�ry raz w �yciu Marcin zrobi� co� samodzielnie, bo odpowiem ci, �e nie pami�tam! Je�eli nawet Leszek i Karolina mieli jakie� w�tpliwo�ci, taktownie zachowali je dla siebie. Mina sekretarki nie sk�ania�a do wynurze�. - No c�, mo�e gzik leczy kaca - powiedzia� pojednawczo Leszek, wycofuj�c si� w g��b pokoju magistr�w. Do sekretariatu dotar�a jeszcze kpi�ca odpowied� Karoliny: - Kaca? Chyba po �ledziu. Przecie� temu cherlakowi nawet francuskie wino szkodzi. Julia nie bra�a udzia�u w rozmowie. Pr�bowa�a skupi� si� na nudnej instrukcji obs�ugi kombajnu. T�umaczenie sz�o jej opornie, a prawd� m�wi�c, wcale nie sz�o, tylko le�a�o nietkni�te. Zamiast my�le� o parametrach technicznych, zastanawia�a si�, czy wej�� do dyrektora teraz, czy odrobin� p�niej. Szykowa�a si� do powa�nej rozmowy, kt�rej nie mia�a zamiaru przeprowadza� na �apu-capu. Od dw�ch tygodni, ka�dego wieczoru, wyobra�a�a sobie, jak wchodzi do gabinetu pewnym krokiem, jak g�osem grzecznym, lecz stanowczym wyk�ada w�asne racje i zbija argumenty Mikuli. Przerabia�a t� scen� w r�nych wariantach, re�yserowa�a szczeg� po szczeg�le. Zako�czenie za ka�dym razem by�o podobne: dyrektor wstawa� zza biurka, �ciska� jej d�o�, czasem nawet ca�owa�, i obiecywa� etat w dziale informatyki. Co tam obiecywa�! Dawa� anga� do r�ki. Niestety, dzie� mija�, nadchodzi�o jutro, a ona wci�� nie mog�a si� zdecydowa�: wej�� czy poczeka� jeszcze moment. Problem rozwi�zywa� si� zwykle sam, bo albo do gabinetu wpada� kto� inny, albo Mikula z gabinetu wypada� i nie by�o okazji do rozmowy. W�a�ciwie, co ja tu robi�? - duma�a, wpatrzona sm�tnie w instrukcj�. Niby mia�a co robi�. Redagowa�a drobne pisemka, czasem co� t�umaczy�a, parzy�a kaw� i my�a szklanki. Ale nie takie by�y obietnice. W styczniu, w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, Mikula zapewnia�, �e 10 samo niebo zsy�a mu in�yniera ze znajomo�ci� programowania, Inter-netu i na dodatek dwu j�zyk�w obcych. Do czasu zwolnienia etatu w dziale informatyki zaproponowa� oszo�omionej Julii stanowisko swojej asystentki. Otrzyma�a anga� tymczasowy, kt�ry owszem, przydziela� j� do kom�rki organizacyjno-prawnej, nie precyzowa� jednak, na czym asystowanie mia�o polega�. Obiecany etat zwolni� si� na pocz�tku marca, nadszed� kwiecie�, a Julia wci�� tkwi�a w sekretariacie niczym pi�te ko�o u wozu - i to w sensie dos�ownym. Pierwszym ko�em by�a sekretarka Edyta Pa�ubska, drugim radca prawny magister Karolina Cierniak, trzecim specjalista do spraw organizacji magister Leszek Wydro�, czwartym magister Marcin Chochla, kierownik ca�ej kom�rki, a pi�tym ona, magister in�ynier Julia Blenda. Dodatkowo, tylko na u�ytek sekretariatu, dyrektor zatrudni� pomoc gospodarcz� w osobie Henryki Luty, kt�rej nie nazywano sprz�taczk� z tej prostej przyczyny, �e prywatnie by�a kuzynk� i uchem szefa, w pracy za� unika�a sprz�tania jak ognia; mycie szklanek zostawia�a Julii. Po reorganizacji, po ci�ciach etatowych, gdy ca�a administracja gwa�townie si� skurczy�a, jedna tylko kom�rka organizacyjno-prawna wci�� ros�a, a� sta�a si� najwi�kszym dzia�em w firmie i zacz�a wymyka� si� z ram schematu organizacyjnego. �Schematy s� po to, �eby u�atwia� �ycie, nie za� utrudnia�", mawia� dyrektor Mikula. Julia zerkn�a niepewnie na Edyt�. Sekretarka odzyska�a ju� spok�j i pewno�� siebie. - Chyba musz� porozmawia� z dyrektorem o etacie - westchn�a ci�ko Julia. - Jak pani my�li, warto wej�� teraz? - Nie warto! - Jak to, nie warto?! Mam czeka�, czai� si� i udawa�, �e sprawa mnie nie dotyczy? - zapala�a si�, coraz bardziej przekonana, �e naprawd� chce tej rozmowy. - In�ynier Kici�ski jest zainteresowany moim przej�ciem. - W�tpi� - powiedzia�a spokojnie sekretarka. - W�a�nie Mikula przyj�� nowego kierownika dzia�u, magistra in�yniera Konrada Orze-chowicza, gdyby to ci� interesowa�o. Znasz takiego informatyka? Musia�a� go zauwa�y�, bo pa��ta� si� tutaj po wyj�ciu z narady. Przystojny kawa� ch�opa. Albo kawa� przystojnego ch�opa, je�eli wolisz. Lekko utyka, lecz z ca�� pewno�ci� jest w typie pa�. I co? Ej, Julka, Julka! Po minie widz�, �e przegapi�a� faceta. - A Kici�ski? - Nie sprawdzi� si� i czeka na kopa. 11 Szeroko otwarte oczy Julii wyra�a�y niebotyczne zdumienie. Jeszcze w styczniu Mikula zapewnia� j�, �e Kici�ski to informatyczny geniusz. - Pani Edyto, co jest grane? - spyta�a z niepokojem. - Dyrektor zmienia kierownika, jego sprawa, ale jest przecie� wolny etat po tym �ysym in�ynierze, po tym, no... - zawiesi�a g�os, bo w gardle poczu�a zdradliwe drapanie. - Wolne s� co najmniej trzy etaty. Zreszt�, rozmawiaj z dyrektorem, je�li chcesz, byle nie teraz. - Dlaczego? - Dlatego, �e Mikula w�a�nie wyszed�. Albo �pisz z otwartymi oczami, albo mi�o�� tak ci� otumania. Ten tw�j Serafin to szcz�ciarz, jak widz�. Prywatnie mog� ci powiedzie�... Niczego nie zd��y�a powiedzie�, bo do pokoju wtargn�a pani Henia z rewelacjami na temat znikni�cia Chochli. Jej dono�ny g�os �ci�gn�� z s�siedniego pokoju Leszka i Karolin�. - Porwali kierownika, bo co� wiedzia�! - o�wiadczy�a pomoc gospodarcza. - Ka�dy co� wie, pani Heniu, ale za byle jak� wiedz� nie porywa si� ludzi z ulicy - uspokaja� kobiecin� Leszek. - Szybciej wr�ci, ni� zagin��! - mrukn�a Karolina. Nikt w dziale nie traktowa� powa�nie znikni�cia Chochli. Zw�aszcza �e kierownik lubi� czasami dyplomatycznie si� zapodzia�, co nie mia�o najmniejszego wp�ywu na prac� dzia�u. Gdyby tak zagin�a Edyta, to co innego! Julia, wci�� nieporuszona - Chochla w og�le jej nie obchodzi� - my�la�a o in�ynierze Kici�skim i o sobie. Zbiera�o si� jej na p�acz. In�ynier Konrad Orzechowicz nie szuka� nowej firmy, to firma znalaz�a jego. Dyrektor Mikula osobi�cie zadzwoni� do m�odego informatyka i zaprosi� na rozmow�. Na poz�r sytuacja wygl�da�a klarownie, ale tylko na poz�r. Sk�d niby szef Budampolexu 2 m�g� wiedzie� o szeregowym pracowniku jakiej� tam firmy ubezpieczeniowej? Orzechowicz nieskromnie pomy�la�, �e najwidoczniej w mie�cie m�wi si� ju� o nim i poczu� dum�. Przedwczesn�, niestety, bo rzeczywisto�� by�a o wiele bardziej prozaiczna. W firmie ubezpieczeniowej, nomen omen Spok�j, niepotrzebny by� nowator. �ebski facet m�g� nabra� apetytu na awans, a wszystkie kierownicze stanowiska by�y zaj�te. Kiedy wi�c przy koniaku dyrektor Mikula napomkn��, �e rozlaz� mu si� dzia� komputer�w, prezes Spokoju Grzegorz Buja�a natychmiast 12 zacz�� wychwala� swojego informatyka. Fantastycznie zdolny, m�wi�, z wielk� przysz�o�ci�, drugiego takiego nikt nie znajdzie w ca�ym mie�cie. Wiadomo nie od dzi�, �e referencje zdobyte przy kieliszku s� stokro� pewniejsze ni� oficjalne opinie na pi�mie. Ju� nast�pnego dnia Mikula zaprosi� Konrada na rozmow�, kusi� pieni�dzmi i kierowniczym stanowiskiem, zr�cznie �onglowa� komplementami. - Brakuje mi fachowc�w, panie kolego, ludzi samodzielnych i z inicjatyw� - t�umaczy�. - Dobierze pan sobie ze dw�ch sprytnych facet�w, odbuduje dzia� i poci�gnie ten w�zek. Mam na my�li system sieciowy i tak dalej. Przedsi�biorstwo musi i�� z duchem czasu, z post�pem, a nie wlec si� w technicznym ogonie. Da pan wiar�, �e nie mamy nawet w�asnej strony internetowej?! Pa�ska g�owa w tym, �eby to jak najszybciej zmieni�. - Ilu pracownik�w liczy dzia�? - spyta� Konrad. Dyrektor machn�� r�k� i przyzna�, �e ani jednego. Szeregowcy odeszli wcze�niej, nieudolnego kierownika zwolni natychmiast, jak znajdzie cz�owieka na jego miejsce. Sk�oni� g�ow� w stron� rozm�wcy, jakby daj�c do zrozumienia, �e w�a�nie znalaz�. Przez chwil� patrzyli na siebie w milczeniu. Mikula s�dzi�, �e m�ody in�ynier rzuci si� na propozycj� jak pies na ko��, i nie tai� lekkiego zniecierpliwienia. Orzechowicz nale�a� do pokolenia, kt�re nie grzeszy�o nadmiarem | skromno�ci. Nigdy jednak nie czeka� na pochwa�y ani oklaski. Je�eli \ zachodzi�a konieczno��, potrafi� powiedzie�: jestem dobry, na tym si� znam, to umiem lepiej od innych. Id�c do Budampolexu 2 na spotkanie z dyrektorem, liczy� oczywi�cie na propozycj�, wi�c wcale nie by� zaskoczony. Czu� si� na si�ach pokierowa� zespo�em i je�eli dr�czy�y go jakie� w�tpliwo�ci, to ca�kiem innej natury. By je rozwia�, potrzebowa� kilku minut rozmowy z Buja��. Przez dwa tygodnie by� zadowolony z decyzji i przekonany, �e post�pi� s�usznie, wi���c przysz�o�� z Budampolexem 2. Pierwszy dzie� w nowej firmie troch� go jednak zirytowa�. W gabinecie kierownika wci�� siedzia� in�ynier Kici�ski, a dzia� personalny nie mia� jeszcze gotowego anga�u dla nast�pcy. - Musia�o zaj�� jakie� nieporozumienie - powiedzia� zaskoczony Konrad. - Przyzwyczai si� pan do takich nieporozumie� - zauwa�y� Kici�ski. - Nie rozumiem! - Do tego te� si� pan przyzwyczai. 13 - W�tpi�. W ka�dym razie musz� u�ci�li�, czego dyrektor ode mnie oczekuje. - Och, niczego wielkiego! Cudu jedynie. Je�eli trzy przestarza�e i popsute komputery wystarcz� panu do stworzenia nowoczesnego systemu, to b�dzie w�a�nie to, o czym m�wi�. Kici�ski patrzy� na Orzechowicza z lekkim politowaniem. Przez dwa lata zd��y� pozna� apetyty Mikuli i kondycj� firmy. Nie czu� si� cudotw�rc�, wi�c po cichu szuka� innej pracy. Pojawienie si� Konrada ani go zdziwi�o, ani zaskoczy�o. - O �smej narada u szefa. Wskazane, �eby pan by� - powiedzia�, wk�adaj�c p�aszcz. - A pan? - spyta� Konrad. - Gdyby kto� o mnie pyta�, w co w�tpi�, wr�c� za trzy godziny. �ycz� owocnej rozmowy z dyrektorem i prosz� nie wierzy� obietnicom. Liczy si� s�owo pisane, cho� te� nie zawsze. Orzechowicz zosta� w gabinecie sam. Nie by�a to samotno��, o jakiej wcze�niej my�la�. Pod nieobecno�� kierownika nie chcia� zagl�da� do szaf ani szpera� w dokumentach. Po naradzie dyrektor Mikula wpad� we w�ciek�o�� i nic go nie interesowa�o z wyj�tkiem jakiego� opracowania, kt�re zagin�o razem z autorem. Zatrzyma� dwie osoby, reszt� odes�a� do pracy. Konrad wr�ci� do pokoju i zastanawia� si�, od czego powinien zacz�� urz�dowanie, kiedy ju� wyja�ni ca�e nieporozumienie. - Przeszkadzam? Przez uchylone drzwi wsun�a si� chmura kasztanowych lok�w. Nim odpowiedzia�, �e nie mo�na przeszkadza� komu�, kto nic nie robi, dziewczyna wesz�a do �rodka. By�a wyj�tkowo zgrabna, pi�kna i pewna siebie. - Karolina Cierniak, prawnik. - U�cisk jej drobnej r�ki by� silny i zdecydowany. - Fiu, fiu! - powiedzia�a, przechylaj�c wdzi�cznie g�ow�. - Co fiu? - speszy� si� Orzechowicz. Patrzy� na ni� ze zmarszczonymi brwiami. Jej radosne �fiu" zabrzmia�o jak niestosowny �art, a w �artach nigdy nie czu� si� mocny. Lubi� oczywi�cie kobiety, lecz te zbyt pi�kne i przebojowe zawsze go peszy�y. Brakowa�o mu lekko�ci �wiatowca i �eby nie wyj�� na nieroz-garni�tego mu�a przywdziewa� mask� szorstkiego faceta. By� to taki malutki sekret Konrada Orzechowicza: im bardziej robi� si� szorstki, przynajmniej na pocz�tku, tym bardziej czu� si� oczarowany. - Dlaczego powiedzia�a pani: fiu, fiu? - powt�rzy� pytanie. 14 - Ja? - zdziwi�a si� szczerze. - Och, widocznie wpad�am w zachwyt. U mnie to normalne. Przyzwyczai si� pan. - W�tpi� - mrukn��, bo ca�kiem niepotrzebnie przypomnia� sobie Kici�skiego, kt�ry te� kaza� mu si� przyzwyczaja�. - Niech pan nie w�tpi, nie tacy ju� kapitulowali. - U�miechn�a si�, prezentuj�c prze�liczne z�by i uroczy do�ek w brodzie. Kokietowa�a mruka i wcale nie przejmowa�a si� pot�n� zmarszczk� mi�dzy czarnymi brwiami. - Zawsze pan taki powa�ny? - spyta�a. - No dobrze, powiem prawd�: przysz�am pana przywita� i os�odzi� pierwszy dzie� w nowej pracy. Na naradzie wygl�da� pan na zagubionego. - Tak... nie... - zacz�� si� pl�ta�, coraz bardziej z�y, �e na widok do�ka w damskiej brodzie diabli wzi�li jego m�sk� logik�. - Wcale nie czuj� si� zagubiony, raczej musz� wyja�ni� pomy�k�. Karolina nie by�aby dobrym prawnikiem, gdyby po pi�ciu minutach rozmowy nie dowiedzia�a si� tego, co chcia�a wiedzie�. - Sama pani rozumie, �e zasz�o drobne nieporozumienie - powt�rzy� Konrad z uporem. - Nieporozumienie? I do tego drobne? �adnie pan to uj��, szkoda tylko, �e tak nietrafnie. W naszej firmie to normalka. - W porz�dnej firmie to nie jest normalka. Podesz�a do okna i przez moment wygl�da�a na zat�oczony parking. Oho, pomy�la� Konrad, pokaza�a z�by, teraz pokazuje nogi, b�ysn�a z�o�liwo�ci� i jest przekonana, �e mnie za�atwi�a! - Czym pan je�dzi? - spyta�a nieoczekiwanie. - Autobusami, rowerem, fordem. - Nowym? - W jej oczach zab�ys�o �ywe zainteresowanie. - Kiedy� z ca�� pewno�ci� by� nowy, teraz nie da si� o nim tego powiedzie�. Co jaki� czas buntuje si� i odmawia pos�usze�stwa. - A Mikula, prosz� pana, w ubieg�ym roku rozbi� trzy s�u�bowe auta i wrzuci� w koszty. On ma ci�k� nog�. Mikulowa ma l�ejsz�, tylko nie respektuje przepis�w i te� rozbi�a nowe audi. Firma musi zaspokoi� ogromne apetyty bardzo zach�annych ludzi: auta, wycieczki, dom w mie�cie, dom na wsi. Sam pan rozumie, �e w tej sytuacji przydatniej-sze jest nieporz�dne ni� porz�dne kierowanie. Patrzy� na ni� zaskoczony i zastanawia� si�: kpi, prowokuje czy gada tylko, �eby zwr�ci� na siebie uwag�. Nieufna natura kaza�a mu zachowa� dystans, tak do kobiety, jak i do jej s��w. - �adnie mnie pani wita - b�kn��, �eby przerwa� milczenie. 15 - A kto powiedzia�, �e pana witam? - Pani... przed chwil�. - Ja? W �yciu czego� r�wnie �miesznego nie powiedzia�am! By�a sporo ni�sza od niego. Spogl�da�a spod d�ugich, wywini�tych rz�s w taki spos�b, �e zapomnia� o dystansie i ostro�no�ci, zapragn�� zrobi� co� szalonego, poca�owa� j�, obj�� albo zmierzwi� r�k� puszyste w�osy. Opanowa� si� jednak i z oboj�tn� min� zacz�� wypytywa� o Kici�skiego i Mikul�. - Hola, hola! To s� tajemnice s�u�bowe - powiedzia�a, zni�aj�c g�os. - Mo�e i zdradz� panu kt�ry� z wielkich sekret�w, ale przecie� nie tu i nie teraz. Mam nadziej�, �e nie jest pan abstynentem, wi�c prosz� spr�bowa� zaprosi� mnie na lampk� wina. Zaprosi�, co mia� zrobi�. Ona uderza�a do g�owy bardziej ni� wino. Wmawia� sobie, �e idzie na spotkanie wy��cznie dla zasi�gni�cia j�zyka, i sam w to nie wierzy�. A jednak mnie za�atwi�a, pomy�la�, ledwie za Karolin� zamkn�y si� drzwi. Jak by�o do przewidzenia, Mikula nie pojawi� si� ju� w firmie i Julia nie mog�a porozmawia� o zmianie etatu. Wr�ci�a do domu w pod�ym nastroju. - Jeszcze jedno nieudane popo�udnie, jeszcze jeden nieudany wiecz�r - mamrota�a, zbieraj�c z fotela porozrzucane �aszki. �eby za du�o nie my�le�, wzi�a si� do porz�dk�w w pokoju, ale bardzo szybko straci�a serce do pracy. Odruchowo w��czy�a radio. Krystalicznie czysty g�os piosenkarki wdar� si� w jej my�li: �A on by� dla niej jak m�ody b�g, �eby� on jeszcze kocha� m�g�". Zobaczy�a p�on�ce oczy Winicjusza i ze z�o�ci� przekr�ci�a ga�k�. Nie mia�a ochoty na filmow� mi�o�� ani nastrojowe melodie. Na nic nie mia�a ochoty, lecz jak na z�o�� przypl�ta� si� ten nieszcz�sny refren i zmusza� do cichego nucenia. Nawet powr�t rodzic�w, cho� przerwa� cisz�, nie uwolni� jej od s��w piosenki. Dono�ny g�os matki dociera� do pokoju mimo zamkni�tych drzwi. - I kto mia� racj�? Jutro od rana musisz... ty nigdy nic porz�dnie... dop�ki nie wykupisz grunt�w, jeste� nikim. I nie m�w mi, �e wiesz, bo ja wiem lepiej! Ojciec milcza�. Wieczorem jak zwykle wpad� Serafin. Na jego widok nie potrafi�a wykrzesa� z siebie cienia rado�ci. Ch�opak zdawa� si� nie zauwa�a� jej sm�tnej miny. Rozsiad� si� w fotelu i leniwie �u� gum�. Patrzy�a na nie- 16 brzydk� twarz, na szerokie bary i bardzo chcia�a, �eby ju� sobie poszed�. Sama nigdy si� nie nudzi�a, z nim, niestety, prawie zawsze. �A on by� dla niej...". Tekst nie przystawa� do konkretnej sytuacji, wi�c uparcie zmienia�a s�owa na inne: �A on by� pi�kny jak m�ody b�g". Brzmia�o lepiej, m�czy�o tak samo. - Julka, ty lubisz karpie? - Dlaczego pytasz? - Bo ja lubi�. U nas na wigili� zawsze s� karpie - rozmarzy� si� Serafin. Wzruszy�a ramionami. Nie poci�ga�a jej dyskusja o menu wigilijnym na dwa tygodnie przed Wielkanoc�. �A on by� pi�kny... �eby� on jeszcze my�le� m�g�". - Wyjdziemy gdzie�? - spyta�a. - Chce ci si� wychodzi�? No, mogliby�my, tylko gdzie? - Nie wiem! Jest wiosna, jest �adny wiecz�r... zreszt�, jak uwa�asz! - No, fajnie! Powiedzia�: fajnie, nawet ruszy� pup�, ale tylko po to, by wzi�� ze stolika program telewizyjny. Najszcz�liwszy czu� si� przed telewizorem. �ledzenie ruchomych obrazk�w zwalnia�o go z rozmowy, m�g� te� puszcza� mimo uszu niewygodne pytania Julii, na przyk�ad o wyniki egzamin�w. Studiowa� zaocznie w szkole biznesu; mia� pewne trudno�ci, lecz jako cz�owiek ambitny nie chcia� si� z nimi obnosi�. Julia za�atwi�a mu nawet konsultacje u swojego kolegi magistra Wydronia. Konsultowa�, owszem, to i owo, cho� studia przesta�y go poci�ga�. My�la� powa�nie o swojej przysz�o�ci i kiedy Julia spyta�a o prac�, wybuchn�� szczerym oburzeniem. - Ty, Julka, to my�lisz, �e jak cz�owiek nie wyrywa sobie r�k i n�g, nie wstaje o sz�stej, to nie pracuje i jest �le. A ja ci powiem - u�miechn�� si� z wy�szo�ci� - �e jest ca�kiem na odwr�t. Najlepiej �yj� ci, co niczego sobie nie wyrywaj�. Zdziwisz si�, ale znalaz�em bardzo dobr� robot�. Ju� nawet zacz��em, jak chcesz wiedzie�. Chwilowo nie mog� za du�o gada�, �eby nie zapeszy�. W interesach trzyma si� j�zyk za z�bami, zapytaj starego, powie ci to samo. - Ty pracujesz? -No! Spojrza� na zegarek i poderwa� si� niczym rasowy biznesmen, kt�ry ma na g�owie mn�stwo wa�nych spraw. - A on by� pi�kny jak m�ody b�g - nuci�a, zamykaj�c drzwi. - O! Tylko si� przypadkiem nie zakochaj! - Matka wystawi�a g�ow� 17 2. Gry nie tylko mi�osne . ze swojego pokoju. - Sto razy ci m�wi�am, �e to nie jest materia� na m�a. Tobie potrzebny cz�owiek pi�kny cia�em i duchem, zaradny, dobry, wykszta�cony, niebiedny i z g�ow� do interes�w. Julia od dawna wiedzia�a, �e nikt nigdy nie sprosta matczynym wymaganiom, kt�re plasowa�y si� mniej wi�cej na poziomie nast�pcy tronu. Pogodzi�a si� nawet z widmem staropanie�stwa, jednak wieczorem w przedpokoju wola�a tego tematu nie rozwija�. Kiwn�a tylko g�ow�, co mog�o znaczy�, �e spr�buje poszuka� odpowiedniego kandydata, ale niekoniecznie w tym momencie. Matka mia�a jeszcze inne w�tpliwo�ci. - Dlaczego ty nie sprawdzasz, kto dzwoni? - Sprawdzam, mamo! - Akurat! Cap za drzwi i otwierasz. Przecie� widzia�am, i to nie pierwszy raz. Pr�bowa�a wyt�umaczy�, �e trzy kr�tkie dzwonki z ca�� pewno�ci� zapowiadaj� wizyt� Serafina, �e nie ma powod�w do obaw, jednak matka nie by�aby sob�, gdyby nie wyg�osi�a przestrogi o parszywych czasach, z�odziejstwie i napadach. Julia zna�a ten tekst na pami��. - Sprawdzam, mamo - powt�rzy�a. Jedn� nog� by�a ju� w swoim pokoju, lecz dobre wychowanie kaza�o jej wys�ucha� przemowy do ko�ca. - Powinna� da� kopa temu Serafinowi. Imi� to on ma anielskie, ale za sk�r� diab�a hoduje. Ju� ja si� znam na ludziach - ci�gn�a matka tonem perswazji. - On nie przychodzi tu dla ciebie, tylko dla naszych pieni�dzy. To g�upek i nudziarz. O czym ty z nim rozmawiasz? - O wigilijnym karpiu - mrukn�a cicho Julia. Matka na szcz�cie nie dos�ysza�a, ale te� wcale nie czeka�a na odpowied�. Zaczerpn�a powietrza, �eby rozwin�� d�u�szy monolog, jednak los sprzyja� Julii. W salonie rozdzwoni� si� telefon kom�rkowy i pani Emilia podskoczy�a z chy�o�ci� jelonka, �eby zd��y� przed m�em. Dziewczyna z ulg� zamkn�a drzwi swojego pokoju. Przed sob� mog�a si� przyzna�: Serafin nie by� ch�opakiem z jej marze�. On w og�le do �adnych marze� si� nie nadawa�. Zna�a go od podstaw�wki, od czas�w, gdy w imi� przyja�ni matek skazana zosta�a na jego towarzystwo. �Jula, b�d� mi�a dla go�cia! Juleczko, poka� koledze znaczki! Julu�, opowiedz ch�opcu, co widzia�a� w zoo!". Cierpia�a katusze. Nie by�a mi�a, znaczki chowa�a na dno szuflady i nigdy niczego nie opowiada�a. Oboje tkwili przy stole jak dwa wyrzuty sumienia i przeszkadzali matkom w ploteczkach. Ka�de spotkanie 18 ko�czy�o si� solidn� bur�. Obrywa�a za niego�cinno�� i za to, �e nie potrafi bawi� si� z dzie�mi. Nienawidzi�a Serafina z ca�ej duszy a� do pi�tej, mo�e sz�stej klasy. Wtedy to jej rodzice zaj�li si� prywatnym biznesem, zacz�li robi� pieni�dze i pozamieniali starych przyjaci� na nowych. Po wielu latach niewidzenia spotka�a ch�opaka ze trzy miesi�ce temu. Zm�nia�, wyprzystojnia� i nie wywo�ywa� ju� takiego buntu jak kiedy�. Pogadali, zaprosi�a go w przekonaniu, �e rodzice si� uciesz�. - Oszala�a�, Julka! Takie zero, takie nic! Ani wykszta�cenia, ani manier, no i ten rozplotkowany dom! - denerwowa�a si� matka. - Kiedy� bywa�a� w ich domu z czystej przyja�ni! - powiedzia�a, zaskoczona. - To by�a zwyk�a znajomo��. I zapami�taj sobie jedno: przyjaciele tym r�ni� si� od rodziny, �e wyrastasz z nich jak ze sfilcowanego sweterka. Od tamtej wizyty min�o sporo czasu, a matka wci�� wraca�a do Serafina. Jak ju� uczepi�a si� jednego tematu, to wa�kowa�a go rzetelnie i z sercem, po kilka razy dziennie, a� postawi�a na swoim. Z ojcem sz�o jej lepiej, bo dla �wi�tego spokoju kapitulowa� od razu. Julia wprost przeciwnie. Zacina�a si� w uporze i je�eli nawet nie sprzeciwia�a si� jawnie, to po cichu i tak robi�a swoje. Zacz�a si� spotyka� z Serafinem na przek�r matce, a troch� te� z powodu towarzyskiej posuchy. Kiedy wr�ci�a po studiach do rodzinnego miasta, nie zasta�a ju� dawnych znajomych - gdzie� si� rozpe�zli; nowych jeszcze nie by�o, wi�c uzna�a, �e na bezrybiu i Serafin dobry. Przed snem jak zwykle wyci�gn�a r�k� po jak�� ksi��k� i jak zwykle trafi�a na �Quo vadis". Od d�u�szego czasu jej uwag� zaprz�ta�a najnowsza ekranizacja powie�ci. W prasie pojawi�y si� pierwsze migawki z planu, pi�kny Winicjusz spogl�da� z ok�adek kolorowych pism. Julia pr�bowa�a rozsmakowa� si� w lekturze. Pewne partie tekstu zna�a na pami�� i to nie tylko ze wzgl�du na ich urod�. Otwiera�a ksi��k� na byle jakiej stronie i zaczyna�a marzy�. No, powiedzmy, na castingu jest najlepsza, dostaje rol� Ligii i co dalej? Jaka� umowa, wiadomo, jakie� ustalenia, te� wiadomo, ale przecie� musi si� spotka� z partnerem. Idzie na spotkanie z przeczuciem czego� pi�knego w duszy. Jeden rzut oka i wie, �e zrobi�a na nim kolosalne wra�enie. Spojrza� i powiedzia�... Albo nie, spojrza�, u�miechn�� si� i dopiero po chwili zastanowienia powiedzia�: - Dla pani got�w jestem osobi�cie podpali� Rzym! Bzdura! Taki aktor nie mo�e ple�� jak nawiedzony pirotechnik. Pierwsze spotkanie powinno wygl�da� ca�kiem inaczej. Najlepszy by�- 19 by romantyczny spacer ulicami Warszawy. Ciep�y wiecz�r, oni sobie id�, blisko, ale bez poufa�o�ci, wszystkie dziewczyny ogl�daj� si� i zazdroszcz�, tramwaje dzwoni�. Na Starym Mie�cie tramwaje? Chyba raczej telefon?! Zrzuci�a ko�dr� i jednym susem wypad�a do przedpokoju. Rodzice ogl�dali film, widzia�a niebieskawe cienie na szybie pokoju. Chwyci�a s�uchawk�. Dwa lub trzy kr�tkie dzwonki odezwa�y si� ponownie. A wi�c nie telefon. Czy�by Serafinowi odbi�o i przyszed� z buziakiem na dobranoc? Niezbyt jeszcze przytomna, odsun�a zasuw�. Ostre pchni�cie rzuci�o j� na �cian�, zabola�y r�ce wykr�cone do ty�u, na ustach poczu�a ci�k� �ap�, kt�ra zatamowa�a oddech. - Spoko, ma�a! Mamy interes do staruszk�w. S� w domu? Facet, kt�ry trzyma� j� w u�cisku, przemawia� niemal czule. S�ysza�a kroki, trzask drzwi, kr�tki pisk mamy, jaki� nieartyku�owany skrzek ojca i beznami�tny g�os spikera: �Kocham tw�j ty�eczek". Pr�bowa�a si� wyrwa�, uwolni� r�ce, zdzieli� osi�ka w �eb, chocia� wrzasn��. To by� napad, nic innego, tylko napad! - Jak m�wi� spoko, to spoko! - zdenerwowa� si� facet. - Przy�o�� ci niechc�cy i b�d� musia� le�� do spowiedzi. - D�ug �wi�ta rzecz - m�wi� g�os w pokoju. �Chc� si� z tob� kocha�!" - wt�rowa� mu spiker. I znowu g�os: - Jutro o jedenastej i niech wam si� nie zdaje, �e jeste�cie m�drzejsi od wafla. Sze��dziesi�t, ani centa mniej. Wyszli g�siego w momencie, gdy spiker zapewnia�, �e spala go po��danie. Trzasn�y drzwi, zadudni�y kroki na schodach. Julia wpad�a do pokoju rodzic�w. Wy��czy�a telewizor i rozejrza�a si� wok�. Nieco wi�kszy ni� zwykle ba�agan wskazywa� na dramatyczny przebieg rozmowy. Obrus le�a� w k�cie, na nim wala� si� drewniany pos�g murzy�skiego ch�opca, pozbawiony nogi. T� nog� matka trzyma�a w r�ku. Siedzia�a jak zahipnotyzowana. Ojciec mia� potargane w�osy i jeden policzek bardzo czerwony. - Ty im otworzy�a�? - Matka zapomnia�a o strachu, rzuci�a si� najpierw na Juli�, a potem do przedpokoju, �eby sprawdzi� zamki. -A jeszcze dzisiaj uprzedza�am, prosi�am!!! - Co si� sta�o? O co chodzi? - pyta�a przera�ona Julia. - O to chodzi, �e studia nie robi� z durnia m�drego! - krzycza�a matka. - Tyle razy m�wi�, prosz�, upominam, patrz gamoniu, komu otwierasz! I doigra�a� si�, wystawi�a� rodzic�w na rze�! Bezmy�lne s�owa i oskar�enia pada�y z szybko�ci� kaskady. Zrzucali na Juli� ca�� win� za nieudany wiecz�r, za przerwany film i po�a- 20 man� rze�b�. Musieli jako� odreagowa� sw�j stres. Wreszcie i ona dorwa�a si� do g�osu. - By�a mowa o pieni�dzach. Nie oddali�cie komu� d�ugu? - Cicho! - Ojciec �ypn�� na boki. - Nie znasz si� na interesach, wi�c nie os�dzaj pochopnie! - Dlaczego nie dzwonicie na policj�? - I co powiemy? Panie w�adzo, mamy c�rk� idiotk�, kt�ra osobi�cie wpu�ci�a do domu przest�pczy element? - szydzi�a matka. - Przecie� to by� napad?! - E, zaraz napad! Pomy�ka i tyle. Teraz ka�dy, kto raniej wstaje, dopomina si� o fors�. A my zap�acili�my co do grosza. Jutro wszystko wyja�nimy. Matka powoli si� uspokaja�a. Julia, patrz�c na ni�, zaczyna�a wierzy�, �e nic si� nie sta�o. Jacy� ludzie weszli do mieszkania troch� przebojowo, uszkodzili rze�b� i policzek taty, pogadali, wyszli. Drobniutki incydent, o kt�rym nie zaj�kn�aby si� �adna gazeta, nie m�wi�c o telewizji. - Id�, Julka, spa�! - powiedzia�a matka nieco �agodniejszym tonem. Dalsze dociekania nie mia�y sensu. Rodzice wci�� uwa�ali j� za ma�� dziewczynk�, nie wtajemniczali w swoje interesy i nie ��dali niczego, z wyj�tkiem pos�usze�stwa. To dla niej harowali od rana do nocy. Usypia�a ju�, kiedy dotar�y do niej odg�osy sprzeczki. - Jutro musisz... �e te� ty nigdy... - dowodzi�a matka. - Zamknij si� wreszcie! - wybuchn�� ojciec. - Ma�o i ma�o, wci�� ma�o! - Ale to ja mam racj� i ju�! Podyktujesz swoje prawa, jak wykupisz grunty! - A on by� pi�kny jak m�ody b�g... - westchn�a sennie Julia, przy czym z ca�� pewno�ci� nie my�la�a ju� o Serafinie. Wiosenne popo�udnie nastroi�o Konrada do tego stopnia lirycznie, �e postanowi� wybra� si� na cmentarz. Sam niestety, bo ostatnio jego �ycie uczuciowe by�o wyj�tkowo ubogie. Nawet nie mia� komu powiedzie�, �e �wieci s�o�ce. Niby s�o�ce wida� go�ym okiem, lecz jak si� powie o tym g�o�no, to tak jakby �wieci�o dwa razy mocniej. Kupi� bukiet �onkili i bez zb�dnego po�piechu w�drowa� alejkami. Najpierw g��wn�, potem przy pompie skr�ci� w prawo, a kawa�ek dalej w lewo. Przeczyta� tabliczk�, jakby chcia� si� upewni�, �e trafi� dobrze: �Ewelina Zagrodzka, �y�a lat 77". Po�o�y� kwiaty, zapali� znicz i nie bardzo wie- 21 dzia�, co dalej. Wci�� mia� ten sam dylemat: przelecie� k�usem obok grobu - g�upio, sta� te� niezr�cznie, wi�c co? Zacz�� my�le� o swoich sprawach, o zmianie pracy, o awansie i intryguj�cej rozmowie z by�ym szefem. Teraz ciotka Ewelina nie pyta�aby po swojemu: �Oj, Radu�, Radu�, kiedy ty si� ustatkujesz?". U�miechn�� si� lekko, samymi k�cikami warg. Przed oczami zamajaczy�y mu pojedyncze obrazki: b�jka z ch�opakami, rozbity nos, drobna moneta ukryta w bucie i przera�ona twarz ciotki Eweliny, kiedy po tygodniu poszukiwa� odnalaz�a go wreszcie w komisariacie. Ona mia�a anielsk� cierpliwo��, pomy�la�, �e nie wyrzuci�a mnie na zbity pysk. Po po�udniu wpad� na chwil� do Orskich. - Z domu nici - szepn�a w drzwiach Gra�yna. - Umoczyli�my na trzydzie�ci, Lucek ma kaca moralnego, rozbaw go jako�. Gdyby powiedzia�a: wnie� lod�wk� na czwarte pi�tro, albo: daj komu� w z�by, wszystko by�oby w porz�dku. Ale kaza� Konradowi rozbawia� Lucka, to ju� nie by�o w porz�dku. Z ca�� pewno�ci� nie nale�a� do facet�w rozrywkowych. Na wszelki wypadek kiwn�� g�ow�, �e rozumie, i z miejsca si� wkurzy�. Nie zna� uczciwszego i bardziej pechowego cz�owieka ni� Lucjan Orski, wyznawca teorii godnej anio��w: je�eli ja nie oszukuj� nikogo, to nikt nie powinien oszukiwa� mnie. Tak my�la�, tak post�powa� - i wci�� wpada� w tarapaty. Na widok Konrada o�ywi� si� i nawet pr�bowa� �artowa�, cho� nie bardzo mia� z czego. Znalaz� wreszcie wymarzony dom w Michelinie, wp�aci� po�rednikowi zaliczk� i to w�a�ciwie wszystko, poza niewielkim drobiazgiem: dom nie by� na sprzeda�. - Facet wygl�da� tak nobliwie, �e tylko mu aureoli brakowa�o. -Orski u�miechn�� si� gorzko. - Nie mog� uwierzy�, �e sta� go by�o na taki ordynarny przekr�t, bez cienia finezji. - Z finezj� by�oby ci l�ej? - Zawsze� to jaka� pociecha, �e da�e� si� wyrolowa� arty�cie, a nie zwyk�emu chamowi. Nie uwa�asz, �e to mniej boli? - Nie uwa�am. Ja bym lito�� sobie odpu�ci� i odda� drania pod s�d. - Nie chodzi o lito��, tylko o koszty. Zanim wygram, on zd��y zbankrutowa� albo sp�on��. W�o�� w spraw� wi�cej, ni� straci�em, i poza satysfakcj� nic nie zyskam. - Z tego, co wiemy, nie nas pierwszych wystawi� do wiatru - wtr�ci�a Gra�yna. - Daj mi jego namiary, pogadam z ch�opin�. Niewykluczone, �e si� pomyli� - powiedzia� g�ucho Konrad. 22 Wydawa� si� spokojny, wyluzowany, tylko pi�ci z pobiela�ymi kostkami �wiadczy�y, �e mu w duszy niebezpiecznie gra. Orski pokiwa� g�ow�. - Czy ty, stary, poza �Janosikiem" niczego wi�cej nie ogl�da�e�? To ju� nie te czasy, �eby w�asnymi r�kami sprawiedliwo�� wymierza�. - Daj mi jego namiary! - powt�rzy� Konrad. - Wi�zienie to nie szpital. Nie wpuszcz� Gra�ynki, �eby ci bajki czyta�a - powiedzia� ostro Lucjan. - Ma�o mia�e� w �yciu k�opot�w? - przy��czy�a si� Gra�yna. - S� sprawy, kt�rych za nikogo nie za�atwisz. Byli starsi od niego o ca�e dwadzie�cia lat, nikomu w �yciu tyle nie zawdzi�cza� co im, ale czasem przypominali dw�jk� naiwnych dzieciak�w, przy kt�rych on czu� si� mamutem. Nie upiera� si� wi�cej. Wiedzia�, �e wcze�niej czy p�niej pozna nazwisko chachm�ta i bez wzgl�du na koszty odp�aci mu z nawi�zk�. Pozwoli� nawet, �eby zmienili temat i razem z nimi zachwyca� si� wiosn�. - A co s�ycha� u pi�knej Beaty? - spyta�a Gra�yna, spogl�daj�c znacz�co. Konrad wreszcie si� u�miechn��. Nie mia� poj�cia, co dzia�o si� z Beat�, ale wiedzia� dok�adnie, o co chodzi�o Gra�ynie. W gruncie rzeczy wszystkim kobietom chodzi o to samo: najpierw, �eby wyj�� za m��, potem, �eby swata� znajomych. Tak przynajmniej uwa�a� Konrad Orzechowicz. - �miej si�, �miej! - Gra�yna uda�a nad�san�. - Jeste� ju� starym kawalerem. Jeszcze troch� i �adna dziewczyna na ciebie nie spojrzy. - A to czemu? - zdziwi� si� Lucjan. - Przecie� nic mu nie brakuje. Wykszta�cony ch�opak, przystojny. - I dziwak! No powiedz, powiedz sam: nie masz starokawalerskich nawyk�w? To ma sta� tu, tamtego nie wolno ruszy�, koszule trzeba sk�ada� tak, nie inaczej? Przyznaj uczciwie! Wreszcie zapomnieli o k�opotach i zacz�li �artowa�. Konrad wychodzi� od nich przekonany, �e to jedyny dom, gdzie naprawd� jest mu dobrze. Ju� na ulicy przypomnia� sobie, �e nie powiedzia� Orskim o zmianie pracy. To nic, powiem, jak ju� b�d� mia� anga� w gar�ci, pomy�la�. Tu� po si�dmej w sekretariacie pojawi�a si� zap�akana Chochlowa. - Pani Edytko, ja mam straszne przeczucie - �ka�a. - Niech pani powie prawd�, mo�e jednak dyrektor wys�a� Marcina z jak�� misj�? Ja umiem zachowa� tajemnic�... ja nic nikomu... tylko chc� si� uspokoi�. 23 Edyta stanowczo zaprzeczy�a i podsun�a kobiecie szklank� wody mineralnej. Nie mog�o by� mowy o zwyk�ej delegacji, a co dopiero o misji! Pr�bowa�a delikatnie wypyta� o znajomych i przyjaci�, u kt�rych Marcin m�g�by si� zatrzyma� na d�u�ej. - On nie mia� przyjaci� - chlipn�a �ona. - Jakby szed� z wizyt�, to nie zabiera�by pi�ciu par majtek, sze�ciu par skarpetek i czterech kartonowych teczek, kt�re stale trzyma� pod kluczem! Nawet opla zostawi�, a teczki zabra�. W nocy mia�am pi�� g�uchych telefon�w... i jeden normalny. Facet m�wi�... Edyta zdecydowanym ruchem uj�a kobiet� pod r�k� i wprowadzi�a do pustego gabinetu dyrektora. Starannie zamkn�a drzwi, odcinaj�c Juli� i Leszka od dalszych informacji. - Jak my�lisz, co by�o w tych teczkach? - spyta�a Julia. - Cenzurki szkolne, za�wiadczenia ze szczepie� obowi�zkowych i inne barach�o - odpar� Leszek z u�miechem. - Co taki pluskolec m�g� zgromadzi�?! - A mo�e on by� szpiegiem? - Tego... no w�a�nie... zapomnia�em pomy�le�. M�g� by�! Leszek wpakowa� r�ce po �okcie w kieszenie i kaczym krokiem zacz�� chodzi� po sekretariacie. Tak udanie na�ladowa� Chochl�, �e rozbawi� Juli� do �ez. Oboje nie wydawali si� przygn�bieni znikni�ciem kierownika. Wystarczy�o, �e �ona p�aka�a, oni ju� nie musieli. Wietrzyli paskudn� mistyfikacj�, jaki� wypad na ryby, kole�e�sk� balang� i �yczyli kierownikowi, by hula� jak najd�u�ej. - A je�eli za znikni�ciem kryje si� kobieta i romantyczna randka we dwoje? - nie dawa�a za wygran� Julia. - Ten... a co si� robi z kobiet�? - spyta� Leszek. I znowu przez d�u�sz� chwil� musieli ucisza� swoj� rado��, �eby nie wzbudzi� podejrze� Edyty, obdarzonej s�uchem absolutnym. Julia otar�a chusteczk� wilgotne oczy. - �on� ma ca�kiem fajn�, nie uwa�asz? Ciekawe, czy ona p�acze z obowi�zku, czy rzeczywi�cie kocha tego... jak ty go, Leszku, nazywasz? - Gzik jelitowy, pluskolec, karaluch, spuszczel, pienik �linianka... do us�ug! - Leszek sk�oni� si� szarmancko. - �wiat braci najmniejszych jest r�wnie ciekawy jak �wiat ludzi. Wymienia� dalej? - Dzi�ki, wystarczy! Doskonale wiedzia�a, �e owady by�y wielk� nami�tno�ci� Leszka, konikiem i j�zykow� protez�. Z wielkim znawstwem przypina� znajo- 24 mym owadzie nazwy i cieszy� si� jak dziecko. Julia, z racji pieg�w, by�a biedronk� siedmiokropk�, Karolin� nazywa� z�otookiem lub cykad�, pani� Heni� gruboudk�, a Mikul� jelonkiem rogaczem. Tym razem Julia wola�a tematy bardziej ludzkie. Niestety, wej�cie pomocy gospodarczej po�o�y�o kres wszelkim pogaw�dkom. Leszek wr�ci� do swojego pokoju, Julia roz�o�y�a instrukcj� i bardzo pi�knie zacz�a udawa� zapa� do pracy. Dobrze wiedzia�a, �e pani Henia �adnych wiadomo�ci nie zachowuje dla siebie, �e wszystko, co wpadnie jej w ucho i w oko, przekazuje szefostwu. Czy r�wnie� opinie pozytywne? Tego nie mog�a wiedzie�, ale �udzi�a si�, �e tak. - To Chochlowa tak poj�kuje? - spyta�a pomoc gospodarcza, przyk�adaj�c ucho do futryny. Spoza drzwi dociera�y jedynie ciche westchnienia i niewyra�ny szmer dwu g�os�w. Pani Henia zniech�cona machn�a r�k� i rozsiad�a si� w fotelu. - Dziwna babka, nie uwa�asz, Julciu? Zamiast si� cieszy�, �e stary poszed� tru� ty�ek innej, ona go op�akuje. Ja tam bym po swoim jednej �zy nie wyla�a. Powiedzia�abym tak: chcesz odmiany, to zmiataj, gdzie ci� serce wo�a, bo na oko wida�, �e do mnie nie doros�e�! Ja jestem fajna kobitka, zaradna, umiem ugotowa�, uszy�, zarabiam pieni�dze i dam sobie rad�. - Pani umie szy�? - zainteresowa�a si� Julia. - Nie umiem, ale tak si� m�wi. Bo, widzisz, najgorzej, jak kobieta zaczyna szuka� winy w sobie, zamiast przep�dzi� ch�opa precz. Powinna sobie powtarza�: ja jestem �wietna, a jak on tego nie widzi, diabe� z nim ta�cowa�. Tak radz� podr�czniki psychologii. Ciebie pewnie psychologia nie interesuje? - Owszem, nawet bardzo. Pani Henia rozejrza�a si� po sekretariacie i na palcach podesz�a do biurka Julii. - To mo�e zapiszesz si� do naszego k�ka, co? - zaszepta�a. - �wiczymy jog� i wol�, rozprawiamy o psychologii, bo wiesz, kobiety musz� si� rozwija� i gromadzi� pozytywn� energi�, �eby im m�czy�ni na g�owy nie weszli. Julia nie wiedzia�a, czy bardziej zaskoczy�a j� propozycja, czy wszechstronno�� zainteresowa� pani Heni, do��, �e nie potrafi�a odm�wi�. Zgodzi�a si� uczestniczy� w najbli�szym zebraniu pa� i obieca�a dochowa� tajemnicy przed magister Cierniak. Pani Henia wyj�tkowo nie lubi�a Karoliny, przypisywa�a jej wszystkie wady p�ci �e�skiej, a na- 25 wet kilka m�skiej, z zaborczo�ci� w��cznie. By�a to niech�� odwzajemniana przez Karolin� z nawi�zk�. - Mam mn�stwo pracy - westchn�a Julia. Pochyli�a g�ow� nad nieszcz�sn� instrukcj� i wzi�a do r�ki d�ugopis. Te przygotowania nie robi�y specjalnego wra�enia na pani Heni. Wysz�a tylko dlatego, �e poczu�a g��d. Ciekawe, jak bym wygl�da�a w tunice i peplum? - pomy�la�a Julia, bo nic m�drzejszego nie wpad�o jej do g�owy. Zaraz te� wyobrazi�a sobie po��czenie z�ota ze �nie�n� biel� i z purpurowym haftem trzewik�w. Westchn�a i spojrza�a na swoje ci�kie buciska z obcasem modnie cofni�tym. Jej styl, podpatrzony jeszcze w czasie studi�w u s�awnej aktorki, od biedy mo�na by nazwa� markowym �achmaniarstwem. Nosi�a ubrania w ekologicznych kolorach Ziemi, co w praktyce przek�ada�o si� na wszystkie odcienie mniej lub bardziej spranej �cierki. Szczup�a, jasna, gin�a w szaro�ciach marszczonych sp�dnic i obszernych swetr�w. Chwil� trwa�o, zanim przemieni�a si� w Ligi�. Ledwie wyobrazi�a sobie mi�kkie fa�dy bia�ego peplum, natychmiast zjawi� si� Marek w swoim filmowym wcieleniu. Pochyli�a g�ow�, przymkn�a oczy, �eby lepiej widzie� twarz, od kt�rej nie umia�a si� uwolni� we �nie ani na jawie. - Zasta�em dyrektora? - spyta� m�ski g�os. Gwa�townie podnios�a g�ow�. - Szefa nie ma - odpowiedzia�a. Wystraszy�a si�, �e facet zechce czeka� i, co gorsza, zabawia� j� rozmow�, wi�c natychmiast doda�a osch�ym tonem: - Nie ma i dzisiaj nie b�dzie. Zaraz potem pomy�la�a, �e takie g�ste, zro�ni�te nad nosem brwi i takie ciemne, g��boko osadzone oczy bardzo by pasowa�y do ksi��kowego Winicjusza. Dopiero ko�o po�udnia dowiedzia�a si� od Karoliny, kim by� wielki, to znaczy wysoki, nieznajomy. Przyjaci�ka wr�ci�a z miasta i swoim zwyczajem przysiad�a na biurku Julii. - Widzia�a� ju� tego nowego informatyka? - spyta�a z przej�ciem. - Nie. - Du�o straci�a�! Jest dok�adnie taki, jaki powinien by� ch�op: szerokie bary, w�skie biodra, ani grama t�uszczu. Wola�abym obejrze� go bez ubrania, ale w ciuchach te� robi wra�enie. Aha, i lekko utyka, co wcale nie odbiera mu m�sko�ci. - No to wpad�am! - j�kn�a Julia. - Jak jeszcze powiesz, �e oczy ciemne i brwi zro�ni�te, to id� si� powiesi�. - Wi�c jednak go widzia�a�! I co, tak ci� porazi�, �e chcesz zadynda�? 26 - Szlag mnie zaraz porazi. Sp�awi�am faceta jak pierwszego lepszego, wypchn�am niemal za drzwi! Czujesz ten b�l, kt�ry drga w moim g�osie? Przecie� on pr�dzej mnie teraz po�re, ni� przyjmie do swojego dzia�u. Chc� si� zapa�� w gleb�! - Nawet je�li si� powiesisz na najwy�szej so�nie, i tak w ko�cu do gleby trafisz - roze�mia�a si� Karolina. - Ale wiesz co, zr�b mi dobrej herbaty, to w nagrod� wstawi� si� za tob� u Orzechowicza. Mnie nie po�re... chyba �e sama tego zechc�. Julia z niedowierzaniem pokr�ci�a g�ow�. Nawet nie pr�bowa�a docieka�, kiedy i jak Karolina zd��y�a pozna� Orzechowicza. Przyjaci�ka wszystko robi�a w biegu i pozornie bez zastanowienia. Ale tylko pozornie, bo w gruncie rzeczy ka�dy krok mia�a starannie przemy�lany. Nie ukrywa�a, przynajmniej przed Juli�, �e zamierza zdoby� wielkie pieni�dze, kt�re pozwol� jej wygodnie �y� i zaj�� si� wreszcie b�yskotliw� karier� zawodow�. To by� cel, do kt�rego prowadzi�y dwie drogi, czyli dwa warianty. Wariant cudowny zak�ada�, �e Karolina wzbogaci si� dzi�ki w�asnej pracy, natomiast wariant realistyczny, �e po�lubi worek z pieni�dzmi, do kt�rego uwi�zany b�dzie jaki� tam pokurcz. Orze-chowicz nie pasowa� ani do wersji cudownej, bo ta obywa�a si� bez m�czyzn, ani tym bardziej do realistycznej. Czy� w�a�ciciel pot�nego konta w banku podj��by prac� w Budampoleksie 2 na stanowisku kierownika nieistniej�cego dzia�u? Pucuj�c szklanki, Julia odetchn�a z ulg�. Dzi�ki zapobiegliwym rodzicom nie musia�a martwi� si� o maj�tek. Z d�br materialnych nie mia�a tylko w�asnego mieszkania; dlatego te� nie czu�a si� samodzielna. Czasami, szczeg�lnie po ostrej sprzeczce z matk�, zazdro�ci�a Karolinie pe�nej swobody. Potem przychodzi�o opami�tanie. Zaczyna�a my�le� o drogich ciuchach, b��kitnym matizie, zagranicznych wycieczkach, czyli o tym wszystkim, co dostawa�a w darze bez najmniejszego wysi�ku ze swojej strony. To by�y przyjemno�ci warte wysokiej ceny. Z rozp�du zrobi�a trzy herbaty, wi�c jedn� zanios�a Leszkowi, czym zas�u�y�a na ciep�e miano pszcz�ki miodnej. - To ze wzgl�du na pracowito��? - upewni�a si� Karolina. - Nie. Popatrz tylko na jej kolorystyk� - zapali� si� Leszek. - Oczy barwy lipowego miodu, delikatne piegi, w�osy z refleksami starego z�ota... ona jest cieplutka jak miodowy plaster. - Fiu, fiu! - Karolina parskn�a �miechem. - Ju� mam dzwoni� do twojej �lubnej z donosem, czy poczeka�, a� powiesz wi�cej? - S�ucham? 27 Leszek natychmiast uda� wielkie roztargnienie, obrzuci� dziewczyny niewidz�cym wzrokiem i znikn�� za Dziennikiem ustaw. Znad urz�dowego pisma stercza� jedynie s�omiany wicherek w�os�w. Spojrza�y na siebie rozbawione. Apatia, z�y humor, beznadzieja - po prostu to si� sk�ada�o na uczucie, kt�re od czasu do czasu, najcz�ciej po sprzeczce w domu, spada�o na Juli� nie wiadomo sk�d. By�a wtedy niemi�a, obra�ona na ca�y �wiat i w�ciek�a na siebie za brak stanowczo�ci wobec rodzic�w. Od dziecka kierowali ni� po swojemu, lepili na sw�j obraz i podobie�stwo. Szko�a aktorska? Wykluczone! Medycyna, prawo, w ostateczno�ci politechnika, ale �adne tam pioseneczki i baleciki. Ust�pi�a. Sko�czy�a politechnik� i zamierza�a zosta� w Warszawie na sta�e. Warszawa? A po c� szuka� szcz�cia tak daleko, kiedy w ma�ym mie�cie, przy rodzicach, �atwiej �y�! Przez trzy miesi�ce walczy�a, wreszcie skusili j� obietnic� w�asnego mieszkania i samochodu. Samoch�d kupili, o mieszkaniu bardzo szybko zapomnieli. W�asne mieszkanie? To ju� ci z nami tak �le? Nawet je�eli nie by�o jej zupe�nie �le, to powoli przestawa�o by� dobrze. Codzienne porcje rad i poucze� by�y coraz obfitsze, jakby z wiekiem Julia g�upia�a zamiast rozwija� si� i dojrzewa�. Rano przy �niadaniu matka znowu nawi�za�a do Serafina, ale Julia nie podj�a tematu. - Oddali�cie ju� pieni�dze tym ludziom, kt�rzy nas�ali na was bandyt�w? - spyta�a niewinnie. Nie mia�a zamiaru ich obra�a�, chcia�a tylko przerwa� potok dobrych rad i zmieni� temat. No i zmieni�a. Tak si� zdenerwowali pos�dzeniem o nieuczciwo��, �e matka wypi�a p� butelki kropli uspokajaj�cych, a ojciec dwa razy trzasn�� drzwiami: raz gdy wychodzi� z kuchni, drugi raz, gdy wr�ci�. Julii nawet przez g�ow� nie przesz�o jakiekolwiek pos�dzenie. Wierzy�a bez zastrze�e� w kryszta�ow� uczciwo�� rodzic�w i ich dobre intencje. Wybieg�a z domu przygn�biona i z�a. W pracy te� nie czeka�o jej nic dobrego, bo przecie� trudno nazwa� przyjemno�ci� rozmow� z dyrektorem i sprz�tanie kuchenki. Tak by�a zamy�lona, �e o ma�y w�os nie przegapi�a czerwonych �wiate� na skrzy�owaniu. Zatrzyma�a matiza w ostatniej chwili, gdy na przej�ciu ju� byli piesi. Spojrza�a, zamkn�a oczy i natychmiast otworzy�a. Kilka metr�w przed ni� szed� klon Chochli. Taka sama pergaminowa bu�ka, d�ugi, w�ski nos i r�wniutki przedzia�ek w�r�d rzadkich loczk�w. 28 - On czy nie on? - zastanowi�a si� g�o�no. - Drugiego takiego egzemplarza chyba nie ma w mie�cie? P�aszcz identyczny, �apy w kiesze