8839

Szczegóły
Tytuł 8839
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8839 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

OFICYNA WYDAWNICZA �EXLIBRIS" poleca: Andy Milik - �Weso�e sto dolar�w" (nowele kryminalne) Andrew Bright - �Sandra" (powie�� sensacyjna) Andy Milik - �Du�e, zielone oczy" (nowele kryminalne) Zwariowany eskulap (zbiorek anegdot i dowcip�w medycznych^ z cyklu: �Przy- chodzi baba do lekarza") ANDREW BRIGHT STOPA IKARA OFICYNA WYDAWNICZA �EXLIBRIS" WARSZAWA 1990 Copyright by Andrew Bright, Toronto, Canada Copyright for the polish edition �EXLIBRIS" Warszawa 1990 Tytu� orygina�u: "The foot of Icarus" z orygina�u angielskiego prze�o�y� ANDRZEJ BRYCHT Projekt Graficzny ok�adki Marek P�oza-Doli�ski I. ISBN 83-85065-030-2 P�yn�� ca�� noc. o �wicie stan�� na brzegu, nagi i wyczerpany. Otoczyli go ludzie. Widzia� ich oczy rozszerzone zdumie- niem, poruszaj�ce si� wargi, r�ce wyci�gaj�ce si� ku niemu. To wszystko odbywa�o si� w ciszy, g��bokiej jak morze. �renice mia� pora�one sol�; to dzieli�o go od �wiata jak gruba, m�tna szyba. Zab�ys�o s�o�ce. Wtedy otoczy�o go wielu, wielu ludzi. Podni�s� r�k�. Ich wargi znieruchomia�y, twarze zastyg�y w oczekiwaniu. - Nazywam si� Borys Miller - powiedzia�. i upad�. - Statek szerokim �ukiem omija� wybrze�a - m�wi� pr�dko dziennikarz. - Ten cz�owiek, kt�rego widzicie, skoczy� wprost w czarny �ywio�, kieruj�c si� pod�wiado- mym pragnieniem wolno�ci. Jego kompasem by�o dalekie wo�anie latarni morskiej, jego si�� by� tajemniczy nakaz niepokonanej ludzkiej woli. Oto on, cz�owiek stamt�d. Trzy pot�ne kamery podsun�y si� bezszelestnie. Mocne reflektory �wieci�y w twarz. Kropla potu sp�yn�a po policz- ku Millera i obcy kontynent milionami oczu �ledzi� jej tor. Dziennikarz energicznie zwr�ci� si� do Millera: - Powiedz nam, dlaczego zdecydowa�e� si� przep�yn�� tak pot�ny dystans? - Poniewa� nie mog�em przeby� go inaczej. S�ysza�em o kim�, kto odby� spacer po wodzie. Ale mnie si� to nie uda�o. Chyba dlatego, �e by�o to inne morze. - Ha, ha - roze�mia� si� dziennikarz, i z milion�w ust, ukrytych w ciemno�ci, wydoby�o si� takie samo �ha, ha". - Co by�o powodem twojej decyzji? - zapyta�. - Kaprys - odpar� Miller. Dziennikarz skrzywi� si�. I skrzywi�a si� twarz kon- tynentu. - Postawmy spraw� jasno - powiedzia�. - Uciek�e� stamt�d. Ucieka si� z miejsc, w kt�rych jest �le. A wi�c? - Tam nie by�o mi �le. - Wi�c by�o ci dobrze? - Nie. Poniewa� nigdzie nie jest mi dobrze. - Nie czu�e� si� wolny? - Czasami tak, czasami nie. -- Od czego to zale�a�o? - Od nastroju. Jak wszystko. - Kiedy za��da�e� prawa pobytu po tej strome, u�y�e� argumentu, �e pragniesz by� wolny. - Tak. Poniewa� pragn� tego zawsze. - Zdajesz sobie spraw� z r�nic mi�dzy tym, co jest tam, a tym, co jest tu. Te r�nice spowodowa�y, �e si� tu znalaz�e�. Powiedz co� na ten temat. - O tym nigdy nie b�d� m�wi�. - Dlaczego? - Poniewa� to nie ma sensu. - Jeste� cz�owiekiem z tamtej strony, i to zawsze b�dzie wp�ywa�o na ocen� tego, co spotka ci� w przysz�o�ci. Mo�e to pog��bia� albo sp�yca� twoje s�dy. - Niczego nie s�dz�. �yj� dla siebie i mog� s�dzi� tylko siebie. A to dla nikogo nie b�dzie mia�o znaczenia. - Skacz�c do oceanu ryzykowa�e� �yciem. To wysoka cena za kaprys. Ryzykuj�c, musia�e� si� czego� spodziewa�. - Niczego, co da si� okre�li� jednym zdaniem. - Acha. Marzenie o ideale: idealna sprawiedliwo��, ide- alne uk�ady mi�dzy lud�mi. Wi�c spr�buj. Przychodz�c tu, zgodzi�e� si� na t� pr�b�. - Woda, kt�r� przeby�em, obmy�a mnie dok�adnie. Gdy wyszed�em na brzeg, by�em czysty. Bez marze�. Bez pogl�d�w i pragnie�. Sta�em si� na nowo. Ja, to teraz dw�ch ludzi. Jeden pop�yn�� dalej na statku. Drugi jest tu. O to mi w�a�nie chodzi�o. �eby istnie� w dw�ch miejscach naraz, na r�wnych prawach. Osi�- gn��em to. - Czy ludzie, o kt�rych m�wisz, po��cz� si� kiedy� w jedno? - By� mo�e. B�dzie to moje zwyci�stwo. Albo kl�ska. Nie wiem jeszcze. - Mam wra�enie, �e ty jeszcze nie wyszed�e� na brzeg. P�yniesz dalej. Nie boisz si�, �e utoniesz? - Je�li p�yn�, to ju� dobrze. - Gdyby� by� cz�owiekiem z tej strony, podj��by� decy- zje pop�yni�cia tam? - Tak. - Dlaczego? . - Poniewa� nie chcia�bym tu umrze�. - Hm - pokr�ci� g�ow� dziennikarz. - Ale przyby�e� tu. Co zrobisz, kiedy zrozumiesz, �e to nie mia�o sensu? - Wtedy pop�yn� zpowrotem. - A je�li to te� nie b�dzie mia�o sensu? - Wtedy moja sytuacja b�dzie podobna do twojej. - �ycz� ci szcz�cia, Miller - powiedzia� dziennikarz. I reflektory zgas�y. B�yszcz�ce oczy kontynentu zapad�y w noc. Bosy Filipi�czyk sta� pod arkad� hotelu �Ford" na Yonge Street, g��wnej ulicy Toronto. Z ust ciek�a mu �lina i mamrota� do siebie, patrz�c szklanym wzrokiem w migot- liwe �wiat�a. Mia� d�ugie w�osy, zesztywnia�e od t�uszczu. Mia� dziobat� twarz, pokryt� l�ni�cymi wypryskami. Min�� go cz�owiek z ufarbowanymi na r�owo w�osami, spadaj�- cymi na barki. Ubrany by� w p�aszcz oficera SS z rz�dem z�otych medali. Jego wysokie buty wybija�y stanowczy rytm. Do szerokiego pasa przytwierdzony by� wielki sztylet w stalowej pochwie oznaczonej swastyk�. Ten cz�owiek mia� przebit� muszl� lewego ucha i tkwi�a w niej rurka z pleksiglasu. Szed� sztywno z u�miechem na w�skich war- gach. Dw�ch m�czyzn przesz�o obok, nie zwracaj�c na niego uwagi. Obejmowali si� mocno i chichotali, ca�uj�c si� w usta, pokryte niebiesk� szmink�. Dw�ch ch�opc�w i dziew- czyna wybieg�o z wysokiego domu. Wysz�a za nimi, s�ania- j�c si�, stara kobieta i zacz�a wzywa� pomocy. Nikt nie patrzy� w jej stron�. Upad�a i wype�z�a z niej krew. Jeden z ch�opc�w pochyli� si� i wrzuci� n� do �cieku. Rozleg� si� krzyk, to krzycza� w�a�ciciel pornograficznego kina. Trzy- ma� si� za rozbit� g�ow� i krew ciek�a mu przez palce. Krzycza�, �e zabrano mu z kasy pieni�dze. Z piskiem opon przejecha� samoch�d, znikaj�c w ciemnej przecznicy. Pad�y za nim strza�y. To strzela� policjant. Z boku zbli�y� si� do niego ch�opak i strzeli� mu mi�dzy oczy. Rzuci� bro� i uciek�. Pod wystaw� sklepu, sprzedaj�cego sok z papai, le�a� cz�owiek. Uni�s� si� i zacz�� pe�za� na czworakach, oddaj�c mocz przez spodnie. Struga znaczy�a jego �lad. G�os wznosi� si� i opada�, gitara brz�cza�a fa�szywie. Gruba dziewczyna o l�ni�cej t�uszczem twarzy i �wi�skich rz�sach �piewa�a piosenk� ze s�owami: �Co my�lisz o Jezusie? On jest w porz�dku". Otaczali j� ludzie o twarzach, nie wyra- �aj�cych nic. Cz�owiek z rurk� w uchu przeszed� defilado- wym krokiem w drug� stron�. Filipi�czyk trwa� pod arkad� hotelu, piszcz�c cienko, poniewa� LSD znieni�o go w ptaka. Z lobby wyprowadzano w kajdankach podstarza�ego zbo- cze�ca, kt�ry zwabi� do swojego pokoju siedmioletniego ch�opca i zagryz� go w szale mi�osnym. Sze�ciu m�czyzn sz�o rz�dem, ko�ysz�c si�, bij�c w b�benki i krzycz�c: �Hare Krishna, hare, hare". Ich g�os miesza� si� z pie�ni� grubej dziewczyny: �What do you think about Jesus? He's all right!" Na wygolonych g�owach stercza�y warkoczyki. Bose nogi plaska�y o p�yty chodnika. Plasn�y w strug� moczu, kt�ra wyciek�a z cz�owieka, przewr�conego uderzeniem pastylki. Kobieta le�a�a w krwi, mniej czerwonej od b�ys- k�w neonu, kt�ry zapewnia�: �Bank of Commerce nie*1 zawiedzie ci� nigdy". W�a�ciciel pornograficznego kina za- chwia� si�, upad� pod �cian�, nie przeszkadzaj�c przechod- niom. Ten, kt�ry strzeli� w twarz policjantowi, krzykn�� z ciemnej przecznicy: �Nienawidz� was, chc� by� wolny". Samoch�d, kt�ry znikn�� w ciemnej przecznicy, uwi�z� czterech m�czyzn i torb� z pieni�dzmi, zabranymi z tam- tego banku. Dwaj ch�opcy i dziewczyna otworzyli torebk� i podzielili si� zyskiem. Wypad�o po pi�tna�cie cent�w, ale dziewczyna nie dosta�a nic. Spad� deszcz i miasto zal�ni�o inaczej. B�yski neon�w k�ad�y si� na asfalcie g��wnej ulicy. Miller kupi� gazet�, wa��c� p� kilograma i dowiedzia� si�, �e wiele zmian nast�pi�o od wczoraj: materace spr�ynowe stania�y o dziesi�� procent, stopa procentowa w bankach wzros�a o p� punktu, a temperatura o trzy stopnie Fahren- heita. Rada miasta postanowi�a wybudowa� najwy�sz� wie- �� �wiata kosztem kilkudziesi�ciu milion�w dolar�w. Sto milion�w przeznaczono na stworzenie reprezentacyjnego parku. Wn�trze filharmonii odmalowano czerwon� olejn� farb�, praktyczn�, bo �atwo z niej zmywa� b�oto. Perspek- tywy rozwoju handlu detalicznego rysowa�y si� obiecuj�co. Wiele zale�a�o od szybkiego zako�czenia dzia�a� wojennych w Wietnamie. Borys Miller u�miechn�� si� i obejrza� wy- staw�, przy kt�rej sta�, czytaj�c gazet�. Le�a�y tam pistolety wielu typ�w i szybkostrzelne karabiny z lunetami. Wielkie samochody sun�y cicho jezdni�, �wiec�c w g�r� �le usta- wionymi �wiat�ami. Wewn�trz siedzieli ludzie, zwolnieni od obowi�zku przerzucania bieg�w, ludzie nie przyuczeni do pokonywania ostrych zakr�t�w, oddzieleni od �ywej ziemi warstw� betonu i gumy, oderwani od tej �ywej ziemi od wielu, wielu lat. Ludzie o mi�kkich r�kach i twardych 10 sercach. Trzy miliony oddech�w co sekund� wzlatywa�o pod niebo. Powietrze, kt�rym oddycha�, zmieszane by�o z tymi oddechami. I on wydziela� z siebie efekty wewn�trz- nego spalania. Daleko, nad oceanem, po kt�rym jego statek wci�� p�yn�� w tamt� stron�, powietrze by�o czyste. Przyszed� po niego cz�owiek i postawi� na stole ma- gnetofon. - Powiedz, jak tam by�o. - Ile kr��k�w ta�my przynios�e�? - zapyta� Miller. - Dwa. - Czy my�lisz, �e moje do�wiadczenia zmieszcz� si� na dw�ch kr��kach ta�my? - Nastawimy na wolne obroty - tamten przesun�� sztyft w magnetofonie. - Dostaniesz sporo forsy. - Ile? - Pi��set dolar�w. Miller u�miechn�� si�. - A ty ile we�miesz? - Ja, to co innego. Tobie wolno powiedzie� wszystko, a ja mog� da� tylko to, czego ode mnie chc�. - Rozumiem - powiedzia� Miller. - Czy, je�li powiem co� kr�tkiego, rozszerzysz? - Tak. Ciesz� si�, �e wiesz, na czym polega ta zabawa. -? W��cz. D�onie cz�owieka zakrz�tn�y si� i Miller zobaczy� przed sob� mikrofon. - Nazywam si� Borys Miller - powiedzia� bardzo wyra�nie. - Mam dwadzie�cia siedem lat. Wzrost: metr dziewi��dziesi�t. 11 - Poczekaj - tamten wstrzyma� ta�m�. - Ile to b�dzie w stopach i calach? Wyj�� pi�ro i obliczy� w notesie. - Sze�� i trzy - powiedzia� do mikrofonu. - Jedziemy. - Waga: dziewi��dziesi�t pi�� kilogram�w. - Poczekaj. Przeliczy� i powiedzia�: - Dwie�cie dziesi�� funt�w. Jed�. - W�osy ciemnoblond, oczy piwne. Nos z�amany. - Co� bardziej osobistego. - W porz�dku. Obw�d fallusa: trzyna�cie centymetr�w. D�ugo��: siedemna�cie i p�. Oblicz, ile to b�dzie w calach. Tamten patrzy� na niego zdumiony. - W stanie erekcji, oczywi�cie - wyja�ni� Miller. Milczeli przez chwil�, patrz�c sobie powa�nie w oczy. - A jednak nie zrozumia�e� mnie - powiedzia� wolno tamten. - Interesuje nas co innego. M�w o tamtym sys- temie. - Musia�bym u�y� kilku nazwisk. - Znakomicie. Jak najwi�cej nazwisk. O to w�a�nie chodzi. Miller zmru�y� oczy. - Ka�dy system przypomina ubranie. Je�eli jest wygod- ne, przestaje si� zwraca� uwag� na kolor. - A je�eli jest za ciasne? - Wtedy cz�owiek si� zmniejsza. Trwa to czasami d�ugo. Ale w ko�cu daje wyniki. Przypatrz si� sobie. Facet prze�kn�� �lin�. - Dalej. 12 - To wszystko - powiedzia� Miller. - Teraz dasz mi fors�. - Nazwiska - rzek� tamten ostro. Miller zapatrzy� si� w sufit, jakby sobie przypomnia�. Zacz�� wylicza� na palcach, bez po�piechu: - Atylla. D�ingis Chan. Stalin. - Do��. Cz�owiek wsta�, zapakowa� magnetofon do pokrowca, spojrza� przeci�gle na Millera i poszed� do drzwi. Miller skoczy� za nim i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. - Przyjacielu - powiedzia� ch�odno. - Zapomnia�e� o czym�. - Nie wykona�e� swojej pracy - rzek} tamten. - Teraz wykonam. Chwyci� go za ucho i skr�ci� d�o�. Cz�owiek podni�s� si� na palce. - Okay - st�kn��. - Pu��. Wystawi� czek i Miller zd��y� do banku, nim tamten zastopowa� konto. Wszed� do biura i pokaza� skierowanie z Manpower, kanadyjskiego po�redniaka. - Umiesz wykonywa� t� prac�? - zapyta� urz�dnik. - Tak. - Jak d�ugo to robi�e�? - Kilka lat. - Jeste� w Kanadzie dopiero rok. Wi�c nie mog�e� pracowa� przez kilka lat. - A jednak. - Gdzie? 13 liiii! - W moim kraju. - To si� nie liczy. Liczy si� tylko to, co przepracowa�e� w Kanadzie. Canadian experience, thafs it. - Nie mog�em pracowa� w Kanadzie, poniewa� zawsze m�wiono mi to samo: liczy si� tylko Canadian experience. - I ja te� ci to m�wi�. - Powiedz mi, w jaki spos�b mam zdoby� kanadyjskie do�wiadczenie, je�eli nikt mnie nie chce zatrudni� z powodu braku kanadyskiego do�wiadczenia. - Nie wiem. Wtedy Miller poszed� na budow� i zosta� pomocnikiem murarza. Z otwartych okien dobiega�y gro�ne okrzyki. Zajrza� tam. By�a to szko�a d�udo i karate. Trzech Azjat�w demon- strowa�o skupione przyczajenia, szalone skoki, szybkie wy- rzuty r�k i n�g. Wrzeszczeli dziko od czasu do czasu. Grupa uczni�w w p��ciennych strojach przygl�da�a si� uwa�nie. Byli to m�odzi, bladzi ch�opcy o zm�czonych twarzach i starsi m�czy�ni z brzuchami. Na tym tle przedstawiali si� przyzwoicie. Miller wszed� do �rodka. Gestem przywo�a� jednego z in- struktor�w. - Gdzie jest boss? - zapyta�. - Ja jestem bossem - odpar� Azjata. - Czego chcesz? - Pracy. My�l�, �e ci si� przydam. - Jaki masz pas? - Sk�rzany - powiedzia� Miller. - Znam boks. - Nie trzeba. To prymitywne. - Ale skuteczne. I mo�na szybciej nauczy�. 14 - Masz racj�. �eby zna� judo, albo karate, trzeba �wiczy� kilkana�cie lat. - Wi�c to, co robisz, nie ma sensu. Klienci odchodz� po sezonie i dalej nic nie potrafi�. Wyrzucone pieni�dze. - Nie m�w do mnie w ten spos�b. Je�eli kto� chce, mo�e korzysta� z. mojej wiedzy dot�d, a� si� wyszkoli. To tylko od nich zale�y. Ja daj� z siebie wszystko. - Wys�uchaj mnie - u�miechn�� si� Miller. - Nie zgadzam si� z twoj� opini� o boksie. Judo i karate to zabawa dla s�abych. Jeste� bardzo sprawny. Ale przepad- niesz w starciu z kim�, kto jest mocny i umie boksowa�. Nieruchoma twarz Azjaty zesztywnia�a. - Spr�buj - powiedzia�. Miller uderzy� go w szcz�k� lewym prostym i Azjata upad�. Dwaj pomocnicy zbli�yli si� do Millera, przyczajeni. Ich twarze mog�y przestraszy� widz�w w kinie. Lecz Miller wiedzia�, �e oni si� boj�. Jeden z nich podskoczy� i wyrzuci� nog�, chc�c kopn�� go w twarz. Miller odchyli� si� i wyprowadzi! prosty z lewej. Nie trafi�. Przestraszy� si�, poniewa� wiedzia�, �e tamci s� bardzo wygimnastykowani. Nie m�g� pozwoli� sobie na gonitw� po sali. Musia� zosta� przy �cianie i sko�czy� ka�dego z nich jednym uderzeniem. W przeciwnym razie musia� przegra�. Drugi Azjata skoczy�,do niego i chwyci� za bluz�, chc�c go przerzuci� przez siebie. Miller uderzy� kr�tkim sierpem i wyda�o mu si�, �e g�owa Azjaty odpadnie od tu�owia, jak g�owa lalki. By� to dobry nokaut. Boss le�a� nadal bez ruchu. Pozosta� jeszcze jeden do za�atwienia i Miller poszed� na niego, chc�c zako�czy� spraw�, zanim 15 tamci wstan�. Uczniowie cofn�li si� pod �ciany. Azjata cofa� si�, skulony, czekaj�c na dobry moment. - Uwa�aj! - krzykn�� jeden z uczni�w. Miller z obrotu uderzy� lewym sierpowym i boss znowu upad�. Wtedy tamten wykona� efektowny skok z trzech metr�w w to samo miejsce, z kt�rego wystartowa�. - Przyjaciele - powiedzia� Miller do uczni�w, ocieraj�c chusteczk� krew z d�oni. - Nie ulegajcie szale�stwom mody. To kosztuje zbyt du�o. Poszed� do drzwi. Boss stan�� na chwiejnych nogach. - A ty, samuraju - rzek� Miller, gro��c mu palcem , - zapami�taj, czego ci� nauczy�em. - Policja - powiedzia� jeden z tych, kt�rzy le�eli na pod�odze. - Wezwa� policj�. Miller wyszed�. Na ulicy dogoni� go starszy m�czyzna, kt�ry by� dyrek- torem banku. - To ja ci� ostrzeg�em - powiedzia�. - Dzi�kuj�. - Bardzo �adnie za�atwi�e� te cytryny. Ja od pocz�tku nie mia�em do nich zaufania. Za du�o w tym by�o cyrku. - Nie ma o czym m�wi�. - Mam dla ciebie propozycj�. Naucz mnie boksu. Za- p�ac� przyzwoicie. Mam zawsze czas rano. Miller przyjrza� mu si� krytycznie. - Nie mo�esz trenowa� wi�cej ni� godzin� dziennie. Przynajmniej na pocz�tku. Musia�bym rzuci� prac� na budowie. Nie op�aca si�. - Dam twoj� pe�n� dni�wk� za ka�d� lekcj�. Mo�esz jeszcze dorobi� po po�udniu. 16 Miller zgodzi� si�, i odt�d codziennie je�dzi� do willi tego faceta w drogiej dzielnicy Mississauga. Trenowali w ogro- dzie. Trwa�o to trzy miesi�ce. Na zako�czenie kursu ucze� wzi�� z ulicy Murzyna, da� mu kilka dolar�w i znokautowa� go. Potem polecia� do Europy, a Miller zosta� kierowc� ci�ar�wki. * Tym razem nakarmi�a go lepiej ni� zwykle. Wypali� papierosa, s�uchaj�c muzyki kameralnej z osiemnastego stulecia. Nast�pnie wykonali szereg �wicze� fizycznych na puszystym, nieco liniej�cym dywanie. W uniesieniu powie- dzia�a mu dwa razy, �e go kocha. Potem zn�w by�a rzeczo- wa. Wyszli na taras. Zachodz�ce s�o�ce odbija�o si� w po- �o�onym ni�ej jeziorze Ontario. Wysokie .srebrne �wierki schodzi�y w d�, do brzegu. Ramieniem zatoczy�a ko�o. - To wszystko moje - powiedzia�a. - Czy nie dzia�a na ciebie .koj�co? - Tak. - Czy wiesz, ile to warte? - Tak. - Zwracam ci uwag�, �e za kilka lat b�dzie to warte o wiele wi�cej. A za kilka lat, kto wie, czy ja jeszcze... - Jeste� w doskona�ej formie. - Czego ty jeszcze chcesz? Zastan�w si�, ch�opcze. Jes- te� tu ju� trzy lata. Nie masz nic. Mo�esz mie� wszystko, czego potrzebujesz. - Sk�d wiesz, czego potrzebuj�? - Ka�dy potrzebuje tego samego. Pieni�dzy. Je�eli nie chcesz ich mie�, to wr�� tam, sk�d przyby�e�. - Zastanowi� si�. 17 Zastan�w si� nad tym, co proponuj�. B�dzie to du�a praca my�lowa Nie. Trzeba tylko troch� wyobra�ni ^ - Tym razem b�dziesz umia�. Za tydzie� we�miemy - Wierzys? we mnie. Tak. Poniewa� jeste� biedny jestejy0 PraWda ~ P�WledZlaf Mi"er- ~ **�- Wszyscy Musn�� ustami srebrne w�osy jej luksusowej peruki a ona wsun�a mu w kiesze� pieni�dze, jak zwykle Odchodz�c obejrza� si� i zoba , dom skarp*, a przed domem drobna figurke czystej, J^ nej bardzo zamo�nej sze��dziesi�cioletniej kobiety Poma cha� r�k� , odszed�, wadz�c, �e nigdy ju� ej �le zobaczy II. - Tak powiedzia� George. - Prosz� mi da� ten elastyczny w kwiatki. Ekspedientka popatrzy�a mu g��boko w oczy i poda�a gorset. George poszed� do przymierzalni, lekko ko�ysz�c biodrami. Przymierzy�, nie zdejmuj�c koszuli. - Odwrotnie - powiedzia�a ekspedientka, kt�r� przy- wo�a� do pomocy. - Za�o�y� pan biodrami do g�ry., - Zrobi�em to z premedytacj� - powiedzia�. - Moje biodra s� o wiele w�sze, ni� damskie. Natomiast klatka piersiowa jest szersza. - My�la�am... - zmiesza�a si� ona. - Niech pani nie robi niczego, co nie wchodzi w zakres pani obowi�zk�w - powiedzia� George. - Od my�lenia jest szef, prawda? - Prawda. Zdaje si�, �e nieco za lu�ny - rzek�a. - Le�y znakomicie - powiedzia�. - Jestem w ci��y. 18 19 Wyszed�, nios�c paczk� przewi�zan� r�ow� tasiemk� z kokardkami, a ona patrzy�a za nim, u�miechaj�c si� g�upio. W drodze d� hotelu kupi� du�� puszk� zasypki dla dzieci firmy �Jahnson & Johnson", kilka rolek leukoplastu o sze- roko�ci pi�ciu centymetr�w, bez dziurek oraz pakiet folii plastikowej. Okna pokoju wychodzi�y na plac Rembrandta. Spojrza� w d� i u�miechn�� si� na widok d�ugow�osych, przykuc- ni�tych na rogach albo spaceruj�cych sennie gromadkami wok� placu. Ten widok uspokoi� go. Siedz�c na parapecie wypali� papierosa, a potem wzi�� si� do pracy. Zamkn�� drzwi na klucz, zostawiaj�c po tamtej stronie tekturk� z napisem �Nie przeszkadza�". Wyci�gn�� spod ��ka walizk� i wydoby� z niej brezentow� torb�. Postawi� torb� na stole i wyj�� z niej ostro�nie C7esna�cie tabliczek haszu. Ka�da by�a oblepiona celofanem. Bok mia� dziesi�� do pi�tnastu centymetr�w, grubo�� centymetr do dw�ch. Waga waha�a si� od dwunastu do trzynastu gram�w. By� to dobry hasz. Ugniata� si� w palcach jak plastelina i dawa� t�usty, niebieski dym. George zap�aci� po osiemset dolar�w za kilogram*. Mia� cztery kilogramy. M�g� kupi� za t�. sum� pi�� i p� kilograma maroka�s- kiego �Zero-Zero", ale na tamtym brzegu ka�u�y p�acono za niego tylko po osiemset dolar�w za funt**, natomiast za �Afgani Primo" tysi�c, a nawet tysi�c sto. Cieszy� si�, �e uda�o mu si� dosta� �Afgani Primo". Mniej k�opot�w z transportem, a wi�kszy zarobek. * Wszystkie ceny w lym opowiadaniu by�y aktualne w 1972 roku. ** Funt: oko�o p� kilograma. 20 Wiedzia�, �e im lepszy gatunek haszu, tym mniej nadaje si� do szmuglu, ponicwa�~wydziela mocny zapach. Najlep- szy, ,>Red Lebanese", w og�le odpada - czu� go z daleka, cho�by by� dobrze ukryty. Ci�ki i drogi �Blac Pakistan", zwany te� �Citroli", r�wnie� z trudem daje si� przewie��. Naj�atwiejsze s� maroka�skie: ..Premium" i �Zero-Zero". ale w niewielkich ilo�ciach ma�o op�acalne. Proponowano mu tak�e jakie� �miecie, po tysi�c pi��set gulden�w za kilogram, ale wiedzia�, �e jest to mieszanka haszu z ciastem i jajkami. Kruszy�o si� palcach i dawa�o rzadki, szary dym. W Kanadzie nie m�g�by tego sprzeda�, nie m�wi�c o trudno�ciach z przewozem jedenastu kilo- gram�w. Wzi�� do r�ki kostk�, swojego �Primo" i posypa� j� mocno pudrem. Nast�pnie owin�� bardzo szczelnie foli� i oblepi� ta�m�. Potem jeszcze raz opudrowa�. Pracowa� dok�adnie, powoli; zaj�o mu to kilka godzin. Na koniec wsypa� pudru do brezentowej torby i do walizki, �eby zabi� resztki zapachu. Rozebra� si� i za�o�y� gorset. Ekspedientka nie myli�a si�: by� za lu�ny. George wsun�� tabliczki od g�ry, przytrzymu- j�c d� r�k�. Powoli gorset stawa� si� coraz cia�niejszy. Kiedy umie�ci� ca�y �adunek wok� swego cia�a, >Tob^o si� bardzo ciasno. Zacz�� wykonywa� poruszenia, chc�c sprawdzi�, czy wszystko jest w porz�dku. Za�o�y� koszul�, sweter, marynark� i p�aszcz. Schyla� si�, robi� przysiady, siada� i wstawa�. Spojrza� na zegarek: by�a pi�ta po po�u- dniu. Postanowi� sprawdzi�, czy wytrzyma w rynsztunku dziesi�� godzin. Wyszed� z hotelu. Spacerowa� po mie�cie trzy godziny, po 21 raz pierwszy maj�c okazj� przyjrze� si� nieco dok�adniej zabytkom Amsterdamu. Wst�pi� do fryzjera i ostrzyg� si� kr�tko. Tylko d�ugow�osi budzili podejrzenia celnik�w. Kupi� eleganck� koszul� i krawat. Wr�ci� do hotelu i usiad� na krze�le. By�o mu gor�co i duszno. Siedzia� bez ruchu do drugiej w nocy. Potem rozebra� si�, zdj�� �adunek i wzi�� k�pie). Sk�ra odparzy�a si� w kilku miejscach. Jeszcze raz przesypa� ka�d� tabliczk� pudrem i poszed� spa�. Nazajutrz czeka�o go dziesi�� godzin podr�y. Z powodu mg�y wstrzymano starty. George sp�dzi� cztery godziny w restauracji amsterdamskiego lotniska. Potem by� lot. Wypi� kilka kieliszk�w koniaku i mocno si� poci�. ' Kiedy dolatywali, okaza�o si�, �e nie mo�na l�dowa� w Montrealu z powodu burzy �nie�nej. Skierowano samolot do Nowego Jorku. Tam sze�� godzin czekania na start. George znalaz� si� w Toronto po dwudziestu godzinach od wyj�cia z hotelu. Nie mia� ju� si�y czeka� na walizk�, w kt�rej zreszt� by�o tylko troch� brudnej bielizny. S�ania- j�c si� poszed� do taks�wki. Odbiorca przychodzi� po towar trzykrotnie i za ka�dym razem przynosi� pieni�dze. By�y to zmi�te dw�jki i pi�tki. Rzadko trafi�a si� dziesi�tka. George rozprostowa� te papierki, wyg�adza� i uk�ada�. W�o�y� do starej teczki i poszed� do banku na rogu Queen Street i Dufferin. - Prosz� mi zamieni� na setki - rzek�. Urz�dniczka spojrza�a na niego podejrzliwie. - Ile tego jest? "22 . - Dziewi�� i p� tysi�ca. Zawo�a�a kole�ank�, co� jej szepn�a i zacz�a liczy�. Tamta posz�a na zaplecze. Po chwili zjawi� si� szef. - Czy ma pan konto w naszym banku? - Nie. - Hm - skrzywi� si� szef. - And you want cash. Chce pan got�wk�. - Przynios�em tak�e got�wk� - powiedzia� George. Za plecami George'a stan�� policjant. - Poka� prawo jazdy. George pokaza�. - Pracujesz? - Nie. - Sk�d te pieni�dze? - Oszcz�dno�ci z ca�ego �ycia. - Gdzie przedtem pracowa�e�? George wymieni� kilka miejscowych firm, z kt�rych jedna istnia�a naprawd�. - Dlaczego nie sk�ada�e� tego w banku, jak ka�dy? - pyta� policjant. - Poniewa� nie jestem ka�dym. A poza tym lubi� przed snem bawi� si� papierkami. Szelest mnie usypia. - Tak? - zapyta� policjant z ironi�, w�a�ciw� po- licjantom. - Czy jestem podejrzany? - zapyta� George. - Za- dzwoni� do mego adwokata. - W porz�dku'- machn�� r�k� policjant i wyszed�. - Przykro mi - powiedzia� szef. - Nie dysponujemy tak� ilo�ci� setek. - Ile mo�ecie zmieni�? 23 - Tysi�c. - Niech b�dzie. Potem wchodzi� kolejno do siedemnastu bank�w i zamie- nia� po pi��set dolar�w. Zapami�ta� lekcj�. W �Zanzibarze" spotka� cz�owieka, kt�rego zna� od dziecka. Go�e dziewczyny ta�czy�y na szklanych pod�wiet- lonych beczkach, a oni pili piwo. Tamten powiedzia�: - Ona ma �ylaki. George przyjrza� si�: tak by�o rzeczywi�cie. Tamten powiedzia�: - Sp�jrz na prawo. Ona ma rozci�ty brzuch. Du�e piersi majta�y si� w szybkim tempie. Ogromna szrama krzywi�a si� i napr�a�a. Sze�� kobiet ta�czy�o i ka�da mia�a jak�� wad�. By�y spocone, a ich twarze wyra�a�y pogard� dla patrz�cych. - Biedni ludzie - powiedzia� George. Tamten po�o�y� d�o� na jego d�oni. - Przewieziesz? George spojrza� mu w oczy w czerwonym p�mroku. Odsun�� pusty kufel. - Tak - powiedzia�. - Przewioz�. Nast�pnego dnia spotkali si� i tamten da� mu bilet do ' Amsterdamu, pi��set dolar�w na wydatki i ma�� p�ask� paczk�. George poszed� do domu towarowego �Eaton's" i za trzysta dolar�w kupi� palto, podbite grubym futrem. W domu otworzy� paczk�, podzieli� zawarto�� na kilkana�- cie cz�ci, ka�d� owin�� w plastik i wszy� w futro. W Amsterdamie zostawi� futro w hotelu, kupi� p�aszcz i poszed� do �Cafe Rosita". Tam spotka� si� z tym cz�owie- 24 kiem. Wr�cili do hotelu. Tamten ukry� si� w ubikacji na innym pi�trze, a George poszed� do pokoju i wypru� towar z futra. Poszed� z towarem do tamtego. Zamkn�li si� w kabinie i tamten sprawdzi�, czy ilo�� si� zgadza. Da� George'owi trzy tysi�ce gulden�w i wyszed�. George przesiedzia� trzy dni w �Alibi", czekaj�c na faceta, kt�ry mia� hasz. Zjawi� si� wreszcie i George kupi� dziesi�� kilogram�w �Citroli" za osiem tysi�cy dolar�w. Przyniesiono mu to do hotelu w sportowej torbie, z kt�rej wystawa�a tenisowa rakieta. Wyszed� do miasta i przez p� dnia szuka� walizek angiel- skiej firmy �Crown", o sko�nych kantach. Nie znalaz� ich, ale trafi� na francuskie, firmy �Del Say". By�y tak samo dobre. Naby� dwie. Jedna by�a wi�ksza od drugiej o kilka centymetr�w. Zani�s� je do hotelu i zn�w wyszed�, by kupi� puder, leukoplast, foli� plastikow�, no�yce, du�y skalpel chirurgiczny, szpachl� i klej. Nast�pnie wr�ci� do sklepu z walizkami i kupi� wielk�, tani�, �e zwyk�ej fibry. W hotelu spakowa� si�: mniejsz� �Del Say" umie�ci� w wi�kszej, a t� w�o�y� do fibrowej. Wzi�� to do jednej r�ki, w drugiej trzyma� sw�j neseser i sportow� torb�. Przep- rowadzi� si� do innego hotelu, w drugim ko�cu miasta. Wieczorem zabra� si� do pracy. Obie �Del Say" roz�o�y� otwarte na pod�odze. Ze skrzyde� mniejszej oderwa� pod- szewk�, przyklejon� na elastycznej g�bce. Przesypa� pudrem i oklei� foli� tabliczki haszu. By�o ich trzydzie�ci pi��. Rozmie�ci� je na obu dnach walizki. Z wi�kszej wyci�� dna, wraz z rozszerzaj�cymi si� ku g�rze bokami. Wsun�� je do mniejszej walizki, przymierzy� i przyci�� tak, aby 25 przyciska�y mocno hasz, oraz aby ich kanty przylega�y idealnie do metalowych obr�czy w mniejszej walizce. Wtedy wyj�� to wszystko i kostki haszu u�o�y� na pod�odze tak, jak by�y u�o�one w walizce. Wyszpachlowa� klejem dna walizek, dopasowa� hasz jak poprzednio i wcisn�� mocno wyci�te dna. Nast�pnie wklei� podszewk�. By�a p�noc. Cienkie �ciany taniego hotelu przenosi�y ka�dy szmer. Pracowa� cicho. Wystarczy�o teraz w�o�y� do walizki troch� �ach�w i na to po�o�y� co� ci�kiego. Zapom- nia� przynie�� cegie�. Przestraszy� si�, �e przez taki drobiazg numer nie wyjdzie. Samolot odlatywa� o sz�stej rano. Klej powinien schn�� pod obci��eniem przynajmniej cztery go- dziny. Chwyci� z ��ka dwie poduszki, wepchn�� do walizki i kl�cz�c ugniata� r�kami obie po�owy. Kiedy si� zm�czy�, zdj�� buty i wszed� na poduszki stopami, depcz�c je miejsce ko�o miejsca. Tak drepcz�c sp�dzi� noc. O wp� do pi�tej w�o�y� poci�t� walizk� wraz z torb� sportow� do fibrowej, wszed� pi�tro wy�ej i zostawi� to w damskiej ubikacji. Na lotnisku otworzy� walizk�, �eby w�o�y� kupiony w sklepie bezc�owym alkohol i papierosy. By� to pretekst: chcia� ch�odnym okiem sprawdzi� robot�. By�a bez zarzutu. Kiedy wyl�dowa� w Toronto, celnik kaza� mu otwo- rzy� baga�. Przegl�da� ksi��ki, kt�re George umie�ci� wewn�trz, chc�c usprawiedliwi� ci�ar walizki. Grzeba� w koszulach i bieli�nie. George wiedzia�, �e za chwil� po- �o�y d�o� na dnie, a z zewn�trz przy�o�y drug� d�o�, �eby sprawdzi� grubo�� dna. Wtedy George bardzo g�o- �no pierdn��. Ludzie czekaj�cy w kolejce odsun�li si� od niego. Celnik skrzywi� si� ze wstr�tem. George zmie- 26 sza� si� bardzo. Skurczy� si� w sobie, opu�ci� wzrok. Celnik zatrzasn�� walizk�. - Przechodzi� szybko - powiedzia�. I George przeszed� szybko. Na drugi dzie� otrzyma� dwadzie�cia pi�� tysi�cy dolar�w. Tym razem w setkach. W �Zanzibarze" spotka� cz�owieka, kt�remu przewi�z� LSD do Amsterdamu. - We�mierz zn�w? - zapyta� tamten. - Zastanowi� si� - odpar� George. - Zap�ac� wi�cej. Zale�y mi na czasie. George milcza�. - Chodz� za mn� - powiedzia� tamten nerwowo. - Musz� wywia� z Kanady na pewien czas. Musz� mie� fors�. Ten transport rozwi��e mi problem. - Zrobi� to - powiedzia� George. - Ale dasz mi kontakt na towar. Chc� wzi�� troch� dla siebie. - Dam ci kontakt na zakup - powiedzia� tamten. - Ale nie dam ci kontaktu na sprzeda�. Tego nie mog� zrobi�. - Rozumiem. Znajd� sam. Teraz powiedz mi wszystko, co wiesz o tych proszkach. Nigdy nie bra�e�? - Mam wrodzon� niech�� do tych rzeczy. - B�dziesz musia� j� prze�ama�. Towar trzeba spr�bo- wa�, nim si� kupi. - Oszukuj�? - Raz mi si� zdarzy�o. Ale nie na proszkach. To g�wno jest produkowane w czterech postaciach. Podstawowa to ciecz. Nast�pnie �blotters", bibu�ki nasycone t� ciecz�. 27 Oszukali mnie na �Clear-O-Rite". To s� takie punkty �elatynowe ze st�onym p�ynem. Ju� si� tym nie zajmuj�. Interesuj� mnie tylko pastylki. - Tabs. - Tabs, hits albo trips. Rozmaicie. To samo. Najlepsze robi� w Berkeley, na uniwersytecie. To si� nazywa �Suns- hine". Ma pomara�czowy kolor. Trudne do podrobienia. I sprzedaje si� najlepiej. - Jak wygl�da sytuacja na rynku? - Tutaj gram czystego kosztuje tysi�c osiemset bak�w. To jest przeci�tnie cztery tysi�ce pigu�ek. W Amsterdamie mo�esz sprzeda� hurtem po trzy guldeny za sztuk�. - Po dolarze. Czyli na gramie mo�na wzi�� dwa dwie�- cie, minus koszty. Nie du�o. - Zale�y. Jak sprzedajesz w ilo�ciach mniejszych ni� po sto sztuk, mo�esz wyci�gn�� nawet po sze�� gulden�w. - To by za d�ugo trwa�o - rzek� George. - I trzeba by szuka� przypadkowych odbiorc�w. - Najwa�niejsza jest szybko�� - powiedzia� tamten. - A gdyby kupowa� w Stanach? - Dobry interes. Je�li bierzesz du�o, p�acisz dwadzie�cia cent�w za sztuk�. Wtedy w Amsterdamie masz pi��set procent zysku. - Dlaczego tego nie robisz? - Nie mog� pokaza� si� w Stanach. Facet przywozi mi tu. - Dlaczego on sam nie skoczy do Europy? - On nie mo�e pokaza� si� w Europie. - Ale ja mog� go zobaczy� - powiedzia� George. - I chc� go widzie� jutro. 28 Przyszli do mieszkania George'a i dali mu spr�bowa�. - We� po��wk� - rzek� dostawca i prze�ama� pastylk�. - Po ca�ej mia�by� halucynacje przez dob�. George wzi�� p�l pastylki w palce i powiedzia�: - Przyjd�cie o si�dmej. Kiedy poszli, wrzuci� proszek do klozetu, spu�ci� wod� i umy� r�ce. Kupi� dziesi�� tysi�cy sztuk za cztery tysi�ce dolar�w. Pi��set dolar�w uda�o mu si� stargowa�, bo powiedzia�, �e b�dzie odbiera� wi�ksze ilo�ci w Stanach. Transport, kt�ry mia� przewie�� temu, kt�rego zna� od dziecka, by� dwa razy wi�kszy. Postanowi� przerzuci� to w walizce, ale nie m�g� znale�� walizek firmy �Crown", ani �Del Say". Tamta, w kt�rej przywi�z� hasz, by�a ju� wy- rzucona. Kupi� dwie, firmy �Samsonite". Spreparowa� mniejsz�, umieszczaj�c w pod�jnych dnach po pi�� okr�g�ych drew- nianych ko�eczk�w o wysoko�ci dw�ch centymetr�w. Mi�- dzy nimi, w warstwach g�bki, le�a�y pastylki. W Amsterdamie tamten odebra� swoj� cz�� i zap�aci� za przerzut sze�� tysi�cy gulden�w. Poszed�, nios�c w r�ku papierow� torb�, z kt�rej wygl�da�a sa�ata, wi�zka ba- nan�w i d�ugi bochenek chleba. W chlebie by� towar. George ju� nigdy nie zobaczy� tego cz�owieka: zosta� on zastrzelony kilka miesi�cy p�niej, podczas kolejnej trans- akcji. W barze �Eden" znalaz� tego, od kt�rego bra� hasz. Powiedzia� mu, co ma. Tamten da� mu kontakt z Fran- cuzami, kt�rzy wzi�li na pr�b� trzydzie�ci pigu�ek, p�ac�c 29 po sze�� gulden�w. Um�wili si� na nast�pny dzie�, ale czeka� na pr�no. Przez kilka dni kr��y� mi�dzy �Cafe Rosita", �Old Bake- ry" i �Oxloftem" i zaczyna� si� niecierpliwi�. Cz�owiek, od kt�rego bra� hasz, da� mu nowy kontakt. Chcieli wzi�� wszystko, ale po dwa i p� guldena. George powiedzia�, �e si� zastanowi i nie przyszed� na spotkanie. - We� ty - powiedzia� temu, od kt�rego bra� hasz. - Ja nie mog� tu d�u�ej si� kr�ci�. Jeste� na miejscu. Przeczekasz. Wr�ci dobra cena. - Nie - powiedzia� tamten. - W te rzeczy ja si� nie bawi�. - Dlaczego? - Za hasz dostan� pi�� lat. Za pigu�ki dwadzie�cia. - Ale pieni�dze. - S� pieni�dze, dla kt�rych warto siedzie� pi�� lat. Nie ma pieni�dzy, dla kt�rych warto siedzie� dwadzie�cia. - Dawa�e� mi kontakt. - To nie ma znaczenia. Dop�ki nie wezm� ci� z towa- rem w r�ku, jeste� czysty. Ja tego do r�ki nie bra�em. 1 nie wezm�. I powiedzia� mu, �e w Basel jest kto�, kto dobrze p�aci. Rano George wsiad� w poci�g, kiedy jeszcze sta� pusty na stacji. W jednym z przedzia��w podni�s� siedzenie. Rozci�� �yletk� sp�d i wsun�� mi�dzy spr�yny aluminiowe pude�- ko, kt�re wyj�� ze sportowej torby �Adidas". Usiad� o kilka przedzia��w dalej. Kiedy poci�g ruszy�, przeszed� korytarzem i zajrza� do tamtego przedzia�u. Znajdowa�o si� w nim kilku Niemc�w. Pili piwo i rozmawiali g�o�no. Podr� trwa�a dziewi�� 30 godzin. Kiedy poci�g zbli�a� si� do Basel, George stan�! w korytarzu obok drzwi tego przedzia�u. Na stacji wszyscy pasa�erowie wysiedli, ale Niemcy zbierali si� powoli. Byli podpici i ze �miechem wyrywali sobie walizki. Czeka�. By�a to ko�cowa stacja. Do wagonu wszed� konduktor. Zagl�da� do ka�dego przedzia�u, sprawdzaj�c, czy kto� nie zostawi� baga�u, potem zamkn�� drzwi na klucz. Zbli�a� si� powoli i George oblicza�, czy Niemcy wysi�d�, zanim on tu przy- jdzie. Zrozumia�, �e nie zd��y podnie�� siedzenia i wyj�� pude�ka. Poszed� w kierunku, z kt�rego nadchodzi� konduktor. W ko�cu korytarza obejrza� si�: Niemcy ha�a�liwie �egnali si� z konduktorem, pytaj�c o przesiadk� do Ziirichu. Geo- rge wszed� do ubikacji. , Po kilku minutach wyszed�. Konduktor by� ju� w nast�p- nym wagonie. Drzwi przedzia�u by�y zamkni�te. George naci�gn�� p�aszcz na g�ow� i plecami uderzy� w szyb� drzwi. Pop�ka�a jak szyba samochodowa i wygi�a si�, ale nie wypad�a. Opar� si� o �cian� i kopn��. Wybi� ma�y otw�r. Wsun�� r�k� i od wewn�trz otworzy�. D�ugo szuka� pude�- ka. Rozpru� ca�y sp�d i wtedy je znalaz�, przesuni�te do ko�ca, wci�ni�te pod spr�yny. Pobieg� dwa wagony dalej i wysiad�. Wieczorem w barze �Fatamorgana" z�apa� kontakt. Szwajcarzy zacz�li bra� w setkach. Zamkn�� si� w ust�pie, liczy� i pakowa� w sztywne pude�ka po papierosach. Papie- rosy topi� w muszli. R�ce mia� opudrowane py�em z pas- tylek, kt�re si� �ciera�y. Oblizywa� palce i wtedy przesta� si� ba�. W ci�gu tygodnia sprzeda� wszystko i wr�ci� do Ams- terdamu po hasz. 31 III. - To tu - powiedzia� Chi�czyk. Wszed� na schody i Miller pod��y� za nim. W zadymionej poczekalni siedzia�o kilkana�cie os�b. Byli w�r�d nich dwaj Murzyni w r�owych spodniach i fioletowych marynar- kach, Wietnamczyk w ��tych butach z cholewami, z kt�- rych zwiesza�y si� szczurze ogony, Hinduska w sari z wrze- szcz�cym dzieckiem na r�ku, jaki� grubas z tatua�em na �ysej g�owie oraz kilku facet�w o wygl�dzie meksyka�skim, kt�rzy w k�cie palili papierosy i szeptali z pochylonymi g�owami. Miller wszed� do pokoju obok i poda� urz�dniczce papie- ry, potwierdzaj�ce jego pi�cioletni pobyt w tym kraju. Kaza�a mu czeka�. Wypali� trzy papierosy. W progu stan�� urz�dnik w czarnym uniformie ze z�otymi guzami i kaza� wszystkim wej�� do sali. Weszli i ustawili si� w kolejce. Za szerokim sto�em, nakrytym suknem w kolorowe herby, 32 siedzieli ludzie z minami grabarzy. Z boku sta� wypr�ony policjant w cyrkowym mundurze i w butach do konnej jazdy. Zamiast konia na �cianie widnia� portret jakiej� kobiety. Przewodnicz�cy skin�� na pierwszego z kolejki. By� to Murzyn. Podszed� i tamten zada� mu kilka pyta�, na kt�re Murzyn odpowiada� chrypliwym szeptem, � poczuciem wi- ny, jak na spowiedzi. Trwa�o to kilka minut. Potem wska- zano Murzynowi ksi��k�, le��c� na pulpicie obok sto�u. Po�o�y� praw� d�o� na tej ksi��ce i powtarza� zdania, wypowiadane przez urz�dnika, kt�re nie mia�y sensu, po- niewa� stanowi�y przysi�g� na wierno�� tamtej kobiecie z portretu i jej spadkobiercom. Min�a godzina i nadesz�a kolej na Chi�czyka. Miller sta� za nim. Chi�czyk zna� kilka s��w w j�zyku, w kt�rym si� do niego zwracano. Kr�ci� g�ow�, k�ania� si� i wierci� nie- spokojnie. Po kilku pytaniach przewodnicz�cy machn�� r�k� i wska- za� grub� ksi�g�. Chi�czyk pokr�ci� g�ow� przecz�co. - Dla nie moja - powiedzia� i uk�oni� si�. -^ Dlaczego? - Moja wierzy� inne. - Nie szkodzi - powiedzia� przewodnicz�cy. Inny urz�dnik wyszed� zza sto�u i chwyci� ma�� d�o� Chi�czyka. Po�o�y� t� d�o� na Biblii. Kiedy zabra� r�k�, Chi�czyk szybko zerwa� d�o� z Biblii, jak z palnika ku- chenki i schowa� za siebie. Urz�dnik zaszed� go od ty�u i zn�w po�o�y� jego d�o� na ksi�dze. Tym razem trzyma� mocno t� drobn�, pomarszczon� d�o�. Przewodnicz�cy wyra�nie podawa� zdania przysi�gi, ale Chinol nie potrafi� 33 ich powt�rzy�. Jednak sprytnie potakiwa� g�ow�, mam- rocz�c do siebie, staraj�c si� na�ladowa� tamte trudne d�wi�ki. Stan��by prawdopodobnie na r�kach, byle tylko zrobili go obywatelem tego kraju, gdzie ry� by� ta�szy ni� w Hongkongu. Kiedy operacja sko�czy�a si� pomy�lnie, zacz�� i�� do drzwi ty�em, k�aniaj�c si� jak nakr�cona lalka. MiUer odpowiedzia� na wszystkie pytania, kt�re mu za- dano. Zna� nazwisko premiera i kr�tk� histori� tego pa�st- wa, kt�ra polega�a na tym, �e kilkaset tysi�cy Anglik�w wymordowa�o dwa miliony Indian w ci�gu kilkunastu lat i zacz�o si� sprowadzanie niewolnik�w do roboty z bied- nych nor wszystkich kontynent�w, kt�re trwa do dzi�. Miller wyrazi� aprobat� dla dobrej organizacji tego obozu pracy. Urz�dnik patrzy� na niego z sympati� w zm�czonej twarzy. Potem Miller z�o�y� przysi�g� i wszed� do ma�ego pokoju, w kt�rym ju� by� poprzednio. Otrzyma� dokument, kt�rego nie potrzebowa�, ale kt�ry m�g� si� przyda�. Czuj�c w kieszeni ten kawa�ek papieru zrozumia�, �e cel, kt�ry sobie kiedy� postawi�, zatar� si� i rozwia� w mgle wielu setek dni, prze�ytych po tej stronie. M�g� potraktowa� te dni, jak ogromny urlop od w�a�ciwego �ycia, kt�re bieg�o swoim torem po tamtej stronie. By� to urlop z elementami wielkiej turystyki, gdyby traktowa� rzecz z ryzykownym poczuciem humoru. By�a to przegrana, gdyby podej�� do sprawy powa�nie. Wyszed� z gmachu jako element bardzo niepowa�nej struktury. Poszuka� w kieszeniach papieros�w. Pude�ko by�o puste. Wytrz�sn�� z kieszeni pieni�dze, kupi� paczk� �Players'�w" i pal�c szed� po g��wnej ulicy. Neony �wieci�y w m�awce, 34 zapada� zmierzch. Wszed� do budy, w kt�rej pokazywano strip-tease. Usiad� tu� przy rampie, po kt�rej wzd�u� w�s- kiej sali chodzi�a dziewczyna. Mia�a kozi� twarz, przypomi- naj�c� portret w biurze przepustek, ��te z�by ubrudzone szmink�. Kolorowe lampki o�wietla�y j� z do�u i Miller widzia� jej rzadkie, szare w�osy �onowe i zwiotcza�� sk�r� brzucha. Dziewczyna wygina�a si�, imituj�c taniec, przy d�wi�ku muzyki z ta�m. Blisko twarzy Millera przesuwa�y si� jej stopy w starych, wypaczonych pantoflach bez czub- k�w. Pod paznokciami du�ych palc�w gnie�dzi� si� brud. Ci�ar cia�a przenosi� si� z nogi na nog�, wtedy palce p�aszczy�y si� i sinia�y. Spojrza� w g�r�: twarz dziewczyny nie mia�a nic wsp�lnego z tymi ugniatanymi, podskakuj�- cymi stopami. A przecie� dziewczyna by�a ca�o�ci�. I jej twarz zmieni�aby wyraz, gdyby kt�ry� z facet�w, siedz�cych wzd�u� rampy, wyci�gn�� r�k� i chlasn�� brzytw� po tych brudnych palcach. Miller patrzy� na dziewczyn� i zastana- wia� si�, do jakiego stopnia ona kocha swoje palce i za jak� sum� zgodzi�aby si� na amputacj�. Doszed� do wniosku, �e pi�� tysi�cy dolar�w za�atwi�oby problem. Zda� sobie nagle spraw�, �e dla dziewi�dziesi�ciu procent ludzi na �wiecie taka propozycja by�aby dowodem na istnienie Boga. Nie- stety, nie mia� pieni�dzy. Wtedy jeden z nieogolonych staruch�w, siedz�cych wzd�u� rampy z r�kami w kiesze- niach, w kt�rych nie by�o podszewek, poderwa� si� gwa�- townie, zabe�kota� i d�gn�� scyzorykiem wypi�ty po�ladek dziewczyny. Podni�s� si� wrzask i Miller wyszed�, �miej�c si� g�o�no. �mia� si� z siebie. Zmieni� mieszkanie, nie m�wi�c gospodarzowi, dok�d si� przeprowadza. W nowym miejscu nie zd��y� jeszcze poda� 35 swego nazwiska. Ledwie rozpakowa� walizk� w ta�szym pokoju, wszed� facet i pokaza� legitymacj� z kolorow� 'blach�. Wiedzia� o Millerze wszystko, co mo�e wiedzie� policja oraz udawa�, �e wie o wiele wi�cej, poniewa� udawanie jest podstaw� policyjnego sukcesu. - Teraz - powiedzia� - mamy wsp�ln� p�aszczyzn� porozumienia. Mo�emy porozmawia� szczerze. - Dlaczego nie mogli�my przedtem? - Nie mieli�my wsp�lnej p�aszczyzny porozumienia. - Papierek, kt�ry wykupi�em miesi�c temu za dziesi�� dolar�w, stwarza t� p�aszczyzn�? - Tak. Jest to teraz nasz wsp�lny kraj. - Reprezentujesz biurokratyczne podej�cie do tak skomplikowanego problemu, jakim jest ludzkie poczucie lojalno�ci wobec ojczyzny, zw�aszcza, kiedy jest to ojczyzna przybrana. - Musimy si� na czym� opiera� - wyja�ni� tamten - i to nam wystarcza. - To bardzo �adnie z waszej strony. To otwiera du�e mo�liwo�ci przed jednostkami, cechuj�cymi si� obrotno�ci�. - Nie w�tpimy, �e do takich jednostek nale�ysz. - Moje do�wiadczenia nie potwierdzaj� tej opinii .- u�miechn�� si� Mi�ler. - Ale dzi�kuj�. Facet zapali� papierosa i przygl�da� si� Millerowi przez zas�on� dymu. - Nie jestem z kryminalnej. Zajmujemy si� sprawami powa�niejszymi - rzek� powoli. - Nie wiem, czy s� sprawy powa�niejsze od tego, �e kto� kogo� zabije albo obrabuje go z dorobku ca�ego �ycia 36 __powiedzia� Miller ze zdziwieniem, kt�re wysz�o mu dobrze. - Owszem, s�. Te mianowicie, kiedy kto� stara si� zabi� wiele milion�w ludzi. I kiedy stara si� zagarn�� ca�y kon- tynent. - Tw�j dziadek te� my�la� powa�nie, kiedy tu przyby� z krzy�em, siekier� i strzelb� - powiedzia� Miller. - Czy wytoczysz mu proces o masowe morderstwo i rabunek? - To s� dawne sprawy, nie maj� znaczenia - skrzywi� si� facet. - Teraz chodzi o nasze bezpiecze�stwo. Pomy�l o tym. - Dobrze. B�d� o tym my�la�. Boj� si� tylko, czy mi to nie zacznie sp�dza� snu z powiek. - Dlaczego? - Bo jak si� tak g��biej zastanowi�, to tkwimy w samym sercu niebezpiecze�stwa. Albo w jego m�zgu, bo serca to tu raczej nie ma. Tamten nie rozumia�. Nie m�g� zrozumie�, poniewa�, jak na sw�j wiek, mia� zbyt wysokie konto w banku, zbyt �atw� prac� oraz odbywa� wakacyjne podr�e nie tam, gdzie je odby� powinien, �eby mie� poj�cie o uk�adzie si� na tym �wiecie. - Wiemy, �e masz k�opoty finansowe - powiedzia�. - Kto ich nie ma. - Tak, to prawda - przytakn�� tamten, bo pomy�la� o ratach za sw�j automatyczny samoch�d, i ostatni urlop na Barbados poch�on�� r�wnowarto�� miesi�cznych pobo- r�w, op�niaj�c znacznie proces oszcz�dzania na staro��. - Ale ty jeste� rzeczywi�cie w trudnych warunkach ?- powiedzia�. - Mo�emy ci pom�c. 37 - Mo�na mi pom�c tylko w jeden spos�b. - W jaki? - Przelewaj�c na moje konto w �Canadian Imperia� Bank of Commerce" sto tysi�cy dolar�w. - Zapomnij o tym - facet u�miechn�� si�. - Nigdy o tym nie pami�ta�em - rzek� Miller. - Wi�c nie mam o czym zapomina�. - M�wmy powa�nie. Mo�emy ci pom�c uzyska� prac� w twoim zawodzie. - W kt�rym? - Masz kilka? - Ludzie stamt�d bywaj� uniwersalni. - Wiesz co by� chcia� robi�? - Podr�owa�. - Tamten pokr�ci� g�ow�. - Trudno z tob� rozmawia�. Jeste� do�� dziwny. - Jestem taki od dziecka. Gdybym by� mniej dziwny, nie siedzia�bym w tej chwili tutaj. Co zreszt� mnie samego zadziwia. - To twoja sprawa. Pomo�emy ci, je�li pomo�esz nam. - Na czym to ma polega�? - Bardzo proste. Umiesz obserwowa� i kojarzy� fakty. Powiemy ci, na co powiniene� zwraca� szczeg�ln� uwag�. P�niej b�dziemy o tym rozmawiali. - Hm - zastanowi� si� Miller. - Domy�lam si�, �e proponujesz mi wsp�prac�. - Tak. - Oferta brzmi niejasno - rzek� Miller. - Okre�l wyra�nie moje zadania oraz podaj wysoko�� wynagro- dzenia. 38 __Ach, to s� rzeczy wzgl�dne - tamten roz�o�y� r�ce. ___ W tej chwili mog� tylko uj�� rzecz og�lnie. - Wi�c ujmij. - Jeste� cz�owiekiem z tamtej strony. Ostatnio przyby- wa tu sporo ludzi stamt�d. M�g�by� wej�� w to �rodowisko. Nawi�za� bli�sze kontakty. - Serdeczne i przyjacielskie. - Ciesz� si�, �e to rozumiesz. - A kiedy ci ludzie stan� si� moimi przyjaci�mi, b�d� powtarza� ci bardzo dok�adnie, z czego mi si� zwierzaj�. - Co� w tym rodzaju. - To si� wi��e z pewnymi trudno�ciami. - Rozumiem. Musisz ponosi� koszta. Papierosy. Napo- je alkoholowe. Mamy na to specjalny fundusz. - Nie tylko to. Jestem tu ju� do�� d�ugo. Ci ludzie b�d� si� spodziewali, �e im pomog�. Praca, po�yczki, kontakty. - Je�eli kto� z nich b�dzie si� nadawa�, znajdzie prac� i kontakty. - B�d� si� dziwili, �e jestem tak biedny, mimo tylu lat, sp�dzonych w tym kraju. Oni my�l�, �e tutaj ka�dy jest bogaty. Facet u�miechn�� si� mimo woli. - Za cz�sto chodzili do kina - powiedzia�. - �ycie to nie Hollywood. Sam wiesz. - Nigdy nie mia�em z�udze� - powiedzia� Miller. - Ale oni maj� i nie wylecz� si� z nich nigdy. Kontakt ze mn� nie da im �adnej satysfakcji. B�d� mn� pogardza�. Biednemu nikt si� nie zwierza. - Z czasem kupisz sobie samoch�d i zmienisz miesz- kanie. 39 I - Wi�c powiedz o forsie. Tamten zrobi� nieokre�lony ruch r�k�. - Nie mog� ci nic obieca� konkretnie. Nie jest ustalone, ile si� za t� prac� p�aci. Ka�dy przypadek traktujemy indywidualnie. - Wi�c poczekam, a� przestaniecie to tak traktowa�. - Nie o to chodzi - zniecierpliwi� si� tamten. - Cho- dzi o to, �eby� teraz wyrazi� zgod�. Dojdziemy do porozu- mienia, nie b�dziesz mia� krzywdy. - Znam takie wiersze na pami��. Powiedz co� nowego. Co�, co mog�oby mnie zaskoczy�. - Powinno ci� zaskoczy� to, �e mamy do ciebie zau- fanie. - Popatrz mi g��boko w oczy -- rzek� Miller. - Czy mog�oby by� inaczej? Tamten w�o�y� do teczki papiery, kt�re nie wiadomo po co roz�o�y� na stole zaraz po przyj�ciu. - Czekam na twoj� decyzj� - rzek� i wsta�. - Zastanowi� si� - powiedzia� Miller. - Tu masz wizyt�wk�. Zadzwo� do mnie, kiedy b�- dziesz gotowy. - Zadzwoni�, kiedy wr�cisz z urlopu. - Dopiero wr�ci�em - rzek� tamten. - Nast�pny mam . za rok. - To w�a�nie wtedy zadzwoni�. Facet przyjrza� mu si� uwa�nie. - Zastan�w si�. �eby� nie robi� sobie wyrzut�w, kiedy b�dzie za p�no. - Stale robi� sobie wyrzuty. I stale jest za p�no. Jedno 40 neutralizuje drugie, wi�c jestem wolny od trosk. My�l�, �e i tym razem nie zrobi� sobie krzywdy. - Nie jestem pewien - powiedzia� tamten. - Prywat- nie radzi�bym ci pozosta� z nami w dobrych stosunkach. Nic na tym nie stracisz. - Nie mam nic do stracenia. Chc� tylko zyska�. A tego, co ja chc� zyska�, wy nie mo�ecie mi da�. - Ka�dy cz�owiek ma co� do stracenia. Nawet, je�eli o tym nie wie. - M�wisz to z w�asnego do�wiadczenia? - Traktuj to jako rozmow� prywatn�. Czuj� do ciebie sympati�. Uwa�am, �e jeste� inteligentny i m�g�by� szybko do czego� doj��. - Ostatecznie dochodzi si� do grobu - powiedzia� Miller. - W tym wypadku nie zale�y mi na szybko�ci. - Czekam na telefon - powiedzia� tamten, wychodz�c. - Czekaj - powiedzia� Miller i zamkn�� za nim drzwi. M�czyzna w sk�rzanej kurtce po drugiej stronie ulicy, oparty o cienkie drzewo. Miller widzia� go przez okno wyra�nie, tak, jak widzia� go ka�dego dnia od trzech tygodni. Cz�owiek sta� do po�udnia, potem odchodzi� i wra- ca� nazajutrz. Miller wiedzia�, �e naprawd� nikt go nie �ledzi. Ten wystawiony na pokaz mia� jedno, nieskomp- likone zadanie: oddzia�ywa� psychologicznie. Ci, kt�rzy go tam pod drzewem stawiali, nie doceniali Millera. Nie mia� im tego za z�e, poniewa� w swojej pracy opierali si� na do�wiadczeniach z lud�mi, podobnymi do nich samych. U�miecha� si�, patrz�c przez okno. Wzi�� papierosy i zszed� na d�. 41 ' - Zapalisz? - powiedzia� do cz�owieka pod drzewem. Tamten odm�wi� ruchem g�owy. - Masz racj� - powiedzia� Miller. - M�j przyjaciel, my�liwy, mia� pi�knego setera, kt�ry przyjmowa� pokarm tylko z r�ki pana. By� to dobrze u�o�ony pies. Tamten mrukn�� co� niewyra�nie. - Ten seter nigdy nie dawa� g�osu bez wyra�nego roz- kazu - ci�gn�� Miller oboj�tnie. - Czekasz na dziew- czyn�? Od