8839
Szczegóły |
Tytuł |
8839 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8839 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
OFICYNA WYDAWNICZA �EXLIBRIS"
poleca:
Andy Milik - �Weso�e sto dolar�w"
(nowele kryminalne)
Andrew Bright - �Sandra"
(powie�� sensacyjna)
Andy Milik - �Du�e, zielone oczy"
(nowele kryminalne)
Zwariowany eskulap
(zbiorek anegdot i dowcip�w medycznych^ z cyklu: �Przy-
chodzi baba do lekarza")
ANDREW BRIGHT
STOPA IKARA
OFICYNA WYDAWNICZA
�EXLIBRIS"
WARSZAWA 1990
Copyright by Andrew Bright, Toronto, Canada
Copyright for the polish edition �EXLIBRIS"
Warszawa 1990
Tytu� orygina�u: "The foot of Icarus"
z orygina�u angielskiego prze�o�y�
ANDRZEJ BRYCHT
Projekt Graficzny ok�adki
Marek P�oza-Doli�ski
I.
ISBN 83-85065-030-2
P�yn�� ca�� noc.
o �wicie stan�� na brzegu, nagi i wyczerpany.
Otoczyli go ludzie. Widzia� ich oczy rozszerzone zdumie-
niem, poruszaj�ce si� wargi, r�ce wyci�gaj�ce si� ku niemu.
To wszystko odbywa�o si� w ciszy, g��bokiej jak morze.
�renice mia� pora�one sol�; to dzieli�o go od �wiata jak
gruba, m�tna szyba.
Zab�ys�o s�o�ce. Wtedy otoczy�o go wielu, wielu ludzi.
Podni�s� r�k�. Ich wargi znieruchomia�y, twarze zastyg�y
w oczekiwaniu.
- Nazywam si� Borys Miller - powiedzia�.
i upad�.
- Statek szerokim �ukiem omija� wybrze�a - m�wi�
pr�dko dziennikarz. - Ten cz�owiek, kt�rego widzicie,
skoczy� wprost w czarny �ywio�, kieruj�c si� pod�wiado-
mym pragnieniem wolno�ci. Jego kompasem by�o dalekie
wo�anie latarni morskiej, jego si�� by� tajemniczy nakaz
niepokonanej ludzkiej woli. Oto on, cz�owiek stamt�d.
Trzy pot�ne kamery podsun�y si� bezszelestnie. Mocne
reflektory �wieci�y w twarz. Kropla potu sp�yn�a po policz-
ku Millera i obcy kontynent milionami oczu �ledzi� jej tor.
Dziennikarz energicznie zwr�ci� si� do Millera:
- Powiedz nam, dlaczego zdecydowa�e� si� przep�yn��
tak pot�ny dystans?
- Poniewa� nie mog�em przeby� go inaczej. S�ysza�em
o kim�, kto odby� spacer po wodzie. Ale mnie si� to nie
uda�o. Chyba dlatego, �e by�o to inne morze.
- Ha, ha - roze�mia� si� dziennikarz, i z milion�w ust,
ukrytych w ciemno�ci, wydoby�o si� takie samo �ha, ha".
- Co by�o powodem twojej decyzji? - zapyta�.
- Kaprys - odpar� Miller.
Dziennikarz skrzywi� si�. I skrzywi�a si� twarz kon-
tynentu.
- Postawmy spraw� jasno - powiedzia�. - Uciek�e�
stamt�d. Ucieka si� z miejsc, w kt�rych jest �le. A wi�c?
- Tam nie by�o mi �le.
- Wi�c by�o ci dobrze?
- Nie. Poniewa� nigdzie nie jest mi dobrze.
- Nie czu�e� si� wolny?
- Czasami tak, czasami nie.
-- Od czego to zale�a�o?
- Od nastroju. Jak wszystko.
- Kiedy za��da�e� prawa pobytu po tej strome, u�y�e�
argumentu, �e pragniesz by� wolny.
- Tak. Poniewa� pragn� tego zawsze.
- Zdajesz sobie spraw� z r�nic mi�dzy tym, co jest
tam, a tym, co jest tu. Te r�nice spowodowa�y, �e si� tu
znalaz�e�. Powiedz co� na ten temat.
- O tym nigdy nie b�d� m�wi�.
- Dlaczego?
- Poniewa� to nie ma sensu.
- Jeste� cz�owiekiem z tamtej strony, i to zawsze b�dzie
wp�ywa�o na ocen� tego, co spotka ci� w przysz�o�ci. Mo�e
to pog��bia� albo sp�yca� twoje s�dy.
- Niczego nie s�dz�. �yj� dla siebie i mog� s�dzi� tylko
siebie. A to dla nikogo nie b�dzie mia�o znaczenia.
- Skacz�c do oceanu ryzykowa�e� �yciem. To wysoka
cena za kaprys. Ryzykuj�c, musia�e� si� czego� spodziewa�.
- Niczego, co da si� okre�li� jednym zdaniem.
- Acha. Marzenie o ideale: idealna sprawiedliwo��, ide-
alne uk�ady mi�dzy lud�mi. Wi�c spr�buj. Przychodz�c tu,
zgodzi�e� si� na t� pr�b�.
- Woda, kt�r� przeby�em, obmy�a mnie dok�adnie.
Gdy wyszed�em na brzeg, by�em czysty. Bez marze�.
Bez pogl�d�w i pragnie�. Sta�em si� na nowo. Ja,
to teraz dw�ch ludzi. Jeden pop�yn�� dalej na statku.
Drugi jest tu. O to mi w�a�nie chodzi�o. �eby istnie�
w dw�ch miejscach naraz, na r�wnych prawach. Osi�-
gn��em to.
- Czy ludzie, o kt�rych m�wisz, po��cz� si� kiedy�
w jedno?
- By� mo�e. B�dzie to moje zwyci�stwo. Albo kl�ska.
Nie wiem jeszcze.
- Mam wra�enie, �e ty jeszcze nie wyszed�e� na brzeg.
P�yniesz dalej. Nie boisz si�, �e utoniesz?
- Je�li p�yn�, to ju� dobrze.
- Gdyby� by� cz�owiekiem z tej strony, podj��by� decy-
zje pop�yni�cia tam?
- Tak.
- Dlaczego? .
- Poniewa� nie chcia�bym tu umrze�.
- Hm - pokr�ci� g�ow� dziennikarz. - Ale przyby�e�
tu. Co zrobisz, kiedy zrozumiesz, �e to nie mia�o sensu?
- Wtedy pop�yn� zpowrotem.
- A je�li to te� nie b�dzie mia�o sensu?
- Wtedy moja sytuacja b�dzie podobna do twojej.
- �ycz� ci szcz�cia, Miller - powiedzia� dziennikarz.
I reflektory zgas�y.
B�yszcz�ce oczy kontynentu zapad�y w noc.
Bosy Filipi�czyk sta� pod arkad� hotelu �Ford" na
Yonge Street, g��wnej ulicy Toronto. Z ust ciek�a mu �lina
i mamrota� do siebie, patrz�c szklanym wzrokiem w migot-
liwe �wiat�a. Mia� d�ugie w�osy, zesztywnia�e od t�uszczu.
Mia� dziobat� twarz, pokryt� l�ni�cymi wypryskami. Min��
go cz�owiek z ufarbowanymi na r�owo w�osami, spadaj�-
cymi na barki. Ubrany by� w p�aszcz oficera SS z rz�dem
z�otych medali. Jego wysokie buty wybija�y stanowczy
rytm. Do szerokiego pasa przytwierdzony by� wielki sztylet
w stalowej pochwie oznaczonej swastyk�. Ten cz�owiek
mia� przebit� muszl� lewego ucha i tkwi�a w niej rurka
z pleksiglasu. Szed� sztywno z u�miechem na w�skich war-
gach. Dw�ch m�czyzn przesz�o obok, nie zwracaj�c na
niego uwagi. Obejmowali si� mocno i chichotali, ca�uj�c si�
w usta, pokryte niebiesk� szmink�. Dw�ch ch�opc�w i dziew-
czyna wybieg�o z wysokiego domu. Wysz�a za nimi, s�ania-
j�c si�, stara kobieta i zacz�a wzywa� pomocy. Nikt nie
patrzy� w jej stron�. Upad�a i wype�z�a z niej krew. Jeden
z ch�opc�w pochyli� si� i wrzuci� n� do �cieku. Rozleg� si�
krzyk, to krzycza� w�a�ciciel pornograficznego kina. Trzy-
ma� si� za rozbit� g�ow� i krew ciek�a mu przez palce.
Krzycza�, �e zabrano mu z kasy pieni�dze. Z piskiem opon
przejecha� samoch�d, znikaj�c w ciemnej przecznicy. Pad�y
za nim strza�y. To strzela� policjant. Z boku zbli�y� si� do
niego ch�opak i strzeli� mu mi�dzy oczy. Rzuci� bro�
i uciek�. Pod wystaw� sklepu, sprzedaj�cego sok z papai,
le�a� cz�owiek. Uni�s� si� i zacz�� pe�za� na czworakach,
oddaj�c mocz przez spodnie. Struga znaczy�a jego �lad.
G�os wznosi� si� i opada�, gitara brz�cza�a fa�szywie. Gruba
dziewczyna o l�ni�cej t�uszczem twarzy i �wi�skich rz�sach
�piewa�a piosenk� ze s�owami: �Co my�lisz o Jezusie? On
jest w porz�dku". Otaczali j� ludzie o twarzach, nie wyra-
�aj�cych nic. Cz�owiek z rurk� w uchu przeszed� defilado-
wym krokiem w drug� stron�. Filipi�czyk trwa� pod arkad�
hotelu, piszcz�c cienko, poniewa� LSD znieni�o go w ptaka.
Z lobby wyprowadzano w kajdankach podstarza�ego zbo-
cze�ca, kt�ry zwabi� do swojego pokoju siedmioletniego
ch�opca i zagryz� go w szale mi�osnym. Sze�ciu m�czyzn
sz�o rz�dem, ko�ysz�c si�, bij�c w b�benki i krzycz�c: �Hare
Krishna, hare, hare". Ich g�os miesza� si� z pie�ni� grubej
dziewczyny: �What do you think about Jesus? He's all
right!" Na wygolonych g�owach stercza�y warkoczyki. Bose
nogi plaska�y o p�yty chodnika. Plasn�y w strug� moczu,
kt�ra wyciek�a z cz�owieka, przewr�conego uderzeniem
pastylki. Kobieta le�a�a w krwi, mniej czerwonej od b�ys-
k�w neonu, kt�ry zapewnia�: �Bank of Commerce nie*1
zawiedzie ci� nigdy". W�a�ciciel pornograficznego kina za-
chwia� si�, upad� pod �cian�, nie przeszkadzaj�c przechod-
niom. Ten, kt�ry strzeli� w twarz policjantowi, krzykn��
z ciemnej przecznicy: �Nienawidz� was, chc� by� wolny".
Samoch�d, kt�ry znikn�� w ciemnej przecznicy, uwi�z�
czterech m�czyzn i torb� z pieni�dzmi, zabranymi z tam-
tego banku. Dwaj ch�opcy i dziewczyna otworzyli torebk�
i podzielili si� zyskiem. Wypad�o po pi�tna�cie cent�w, ale
dziewczyna nie dosta�a nic. Spad� deszcz i miasto zal�ni�o
inaczej. B�yski neon�w k�ad�y si� na asfalcie g��wnej ulicy.
Miller kupi� gazet�, wa��c� p� kilograma i dowiedzia� si�,
�e wiele zmian nast�pi�o od wczoraj: materace spr�ynowe
stania�y o dziesi�� procent, stopa procentowa w bankach
wzros�a o p� punktu, a temperatura o trzy stopnie Fahren-
heita. Rada miasta postanowi�a wybudowa� najwy�sz� wie-
�� �wiata kosztem kilkudziesi�ciu milion�w dolar�w. Sto
milion�w przeznaczono na stworzenie reprezentacyjnego
parku. Wn�trze filharmonii odmalowano czerwon� olejn�
farb�, praktyczn�, bo �atwo z niej zmywa� b�oto. Perspek-
tywy rozwoju handlu detalicznego rysowa�y si� obiecuj�co.
Wiele zale�a�o od szybkiego zako�czenia dzia�a� wojennych
w Wietnamie. Borys Miller u�miechn�� si� i obejrza� wy-
staw�, przy kt�rej sta�, czytaj�c gazet�. Le�a�y tam pistolety
wielu typ�w i szybkostrzelne karabiny z lunetami. Wielkie
samochody sun�y cicho jezdni�, �wiec�c w g�r� �le usta-
wionymi �wiat�ami. Wewn�trz siedzieli ludzie, zwolnieni od
obowi�zku przerzucania bieg�w, ludzie nie przyuczeni do
pokonywania ostrych zakr�t�w, oddzieleni od �ywej ziemi
warstw� betonu i gumy, oderwani od tej �ywej ziemi od
wielu, wielu lat. Ludzie o mi�kkich r�kach i twardych
10
sercach. Trzy miliony oddech�w co sekund� wzlatywa�o
pod niebo. Powietrze, kt�rym oddycha�, zmieszane by�o
z tymi oddechami. I on wydziela� z siebie efekty wewn�trz-
nego spalania. Daleko, nad oceanem, po kt�rym jego statek
wci�� p�yn�� w tamt� stron�, powietrze by�o czyste.
Przyszed� po niego cz�owiek i postawi� na stole ma-
gnetofon.
- Powiedz, jak tam by�o.
- Ile kr��k�w ta�my przynios�e�? - zapyta� Miller.
- Dwa.
- Czy my�lisz, �e moje do�wiadczenia zmieszcz� si� na
dw�ch kr��kach ta�my?
- Nastawimy na wolne obroty - tamten przesun��
sztyft w magnetofonie. - Dostaniesz sporo forsy.
- Ile?
- Pi��set dolar�w.
Miller u�miechn�� si�.
- A ty ile we�miesz?
- Ja, to co innego. Tobie wolno powiedzie� wszystko,
a ja mog� da� tylko to, czego ode mnie chc�.
- Rozumiem - powiedzia� Miller. - Czy, je�li powiem
co� kr�tkiego, rozszerzysz?
- Tak. Ciesz� si�, �e wiesz, na czym polega ta zabawa.
-? W��cz.
D�onie cz�owieka zakrz�tn�y si� i Miller zobaczy� przed
sob� mikrofon.
- Nazywam si� Borys Miller - powiedzia� bardzo
wyra�nie. - Mam dwadzie�cia siedem lat. Wzrost: metr
dziewi��dziesi�t.
11
- Poczekaj - tamten wstrzyma� ta�m�. - Ile to b�dzie
w stopach i calach?
Wyj�� pi�ro i obliczy� w notesie.
- Sze�� i trzy - powiedzia� do mikrofonu. - Jedziemy.
- Waga: dziewi��dziesi�t pi�� kilogram�w.
- Poczekaj.
Przeliczy� i powiedzia�:
- Dwie�cie dziesi�� funt�w. Jed�.
- W�osy ciemnoblond, oczy piwne. Nos z�amany.
- Co� bardziej osobistego.
- W porz�dku. Obw�d fallusa: trzyna�cie centymetr�w.
D�ugo��: siedemna�cie i p�. Oblicz, ile to b�dzie w calach.
Tamten patrzy� na niego zdumiony.
- W stanie erekcji, oczywi�cie - wyja�ni� Miller.
Milczeli przez chwil�, patrz�c sobie powa�nie w oczy.
- A jednak nie zrozumia�e� mnie - powiedzia� wolno
tamten. - Interesuje nas co innego. M�w o tamtym sys-
temie.
- Musia�bym u�y� kilku nazwisk.
- Znakomicie. Jak najwi�cej nazwisk. O to w�a�nie
chodzi.
Miller zmru�y� oczy.
- Ka�dy system przypomina ubranie. Je�eli jest wygod-
ne, przestaje si� zwraca� uwag� na kolor.
- A je�eli jest za ciasne?
- Wtedy cz�owiek si� zmniejsza. Trwa to czasami d�ugo.
Ale w ko�cu daje wyniki. Przypatrz si� sobie.
Facet prze�kn�� �lin�.
- Dalej.
12
- To wszystko - powiedzia� Miller. - Teraz dasz mi
fors�.
- Nazwiska - rzek� tamten ostro.
Miller zapatrzy� si� w sufit, jakby sobie przypomnia�.
Zacz�� wylicza� na palcach, bez po�piechu:
- Atylla. D�ingis Chan. Stalin.
- Do��.
Cz�owiek wsta�, zapakowa� magnetofon do pokrowca,
spojrza� przeci�gle na Millera i poszed� do drzwi.
Miller skoczy� za nim i po�o�y� mu r�k� na ramieniu.
- Przyjacielu - powiedzia� ch�odno. - Zapomnia�e�
o czym�.
- Nie wykona�e� swojej pracy - rzek} tamten.
- Teraz wykonam.
Chwyci� go za ucho i skr�ci� d�o�. Cz�owiek podni�s� si�
na palce.
- Okay - st�kn��. - Pu��.
Wystawi� czek i Miller zd��y� do banku, nim tamten
zastopowa� konto.
Wszed� do biura i pokaza� skierowanie z Manpower,
kanadyjskiego po�redniaka.
- Umiesz wykonywa� t� prac�? - zapyta� urz�dnik.
- Tak.
- Jak d�ugo to robi�e�?
- Kilka lat.
- Jeste� w Kanadzie dopiero rok. Wi�c nie mog�e�
pracowa� przez kilka lat.
- A jednak.
- Gdzie?
13
liiii!
- W moim kraju.
- To si� nie liczy. Liczy si� tylko to, co przepracowa�e�
w Kanadzie. Canadian experience, thafs it.
- Nie mog�em pracowa� w Kanadzie, poniewa� zawsze
m�wiono mi to samo: liczy si� tylko Canadian experience.
- I ja te� ci to m�wi�.
- Powiedz mi, w jaki spos�b mam zdoby� kanadyjskie
do�wiadczenie, je�eli nikt mnie nie chce zatrudni� z powodu
braku kanadyskiego do�wiadczenia.
- Nie wiem.
Wtedy Miller poszed� na budow� i zosta� pomocnikiem
murarza.
Z otwartych okien dobiega�y gro�ne okrzyki. Zajrza�
tam. By�a to szko�a d�udo i karate. Trzech Azjat�w demon-
strowa�o skupione przyczajenia, szalone skoki, szybkie wy-
rzuty r�k i n�g. Wrzeszczeli dziko od czasu do czasu. Grupa
uczni�w w p��ciennych strojach przygl�da�a si� uwa�nie.
Byli to m�odzi, bladzi ch�opcy o zm�czonych twarzach
i starsi m�czy�ni z brzuchami. Na tym tle przedstawiali si�
przyzwoicie.
Miller wszed� do �rodka. Gestem przywo�a� jednego z in-
struktor�w.
- Gdzie jest boss? - zapyta�.
- Ja jestem bossem - odpar� Azjata. - Czego chcesz?
- Pracy. My�l�, �e ci si� przydam.
- Jaki masz pas?
- Sk�rzany - powiedzia� Miller. - Znam boks.
- Nie trzeba. To prymitywne.
- Ale skuteczne. I mo�na szybciej nauczy�.
14
- Masz racj�. �eby zna� judo, albo karate, trzeba
�wiczy� kilkana�cie lat.
- Wi�c to, co robisz, nie ma sensu. Klienci odchodz� po
sezonie i dalej nic nie potrafi�. Wyrzucone pieni�dze.
- Nie m�w do mnie w ten spos�b. Je�eli kto� chce,
mo�e korzysta� z. mojej wiedzy dot�d, a� si� wyszkoli. To
tylko od nich zale�y. Ja daj� z siebie wszystko.
- Wys�uchaj mnie - u�miechn�� si� Miller. - Nie
zgadzam si� z twoj� opini� o boksie. Judo i karate to
zabawa dla s�abych. Jeste� bardzo sprawny. Ale przepad-
niesz w starciu z kim�, kto jest mocny i umie boksowa�.
Nieruchoma twarz Azjaty zesztywnia�a.
- Spr�buj - powiedzia�.
Miller uderzy� go w szcz�k� lewym prostym i Azjata
upad�.
Dwaj pomocnicy zbli�yli si� do Millera, przyczajeni. Ich
twarze mog�y przestraszy� widz�w w kinie. Lecz Miller
wiedzia�, �e oni si� boj�.
Jeden z nich podskoczy� i wyrzuci� nog�, chc�c kopn�� go
w twarz. Miller odchyli� si� i wyprowadzi! prosty z lewej.
Nie trafi�. Przestraszy� si�, poniewa� wiedzia�, �e tamci s�
bardzo wygimnastykowani. Nie m�g� pozwoli� sobie na
gonitw� po sali. Musia� zosta� przy �cianie i sko�czy�
ka�dego z nich jednym uderzeniem. W przeciwnym razie
musia� przegra�. Drugi Azjata skoczy�,do niego i chwyci� za
bluz�, chc�c go przerzuci� przez siebie. Miller uderzy�
kr�tkim sierpem i wyda�o mu si�, �e g�owa Azjaty odpadnie
od tu�owia, jak g�owa lalki. By� to dobry nokaut. Boss le�a�
nadal bez ruchu. Pozosta� jeszcze jeden do za�atwienia
i Miller poszed� na niego, chc�c zako�czy� spraw�, zanim
15
tamci wstan�. Uczniowie cofn�li si� pod �ciany. Azjata
cofa� si�, skulony, czekaj�c na dobry moment.
- Uwa�aj! - krzykn�� jeden z uczni�w.
Miller z obrotu uderzy� lewym sierpowym i boss znowu
upad�. Wtedy tamten wykona� efektowny skok z trzech
metr�w w to samo miejsce, z kt�rego wystartowa�.
- Przyjaciele - powiedzia� Miller do uczni�w, ocieraj�c
chusteczk� krew z d�oni. - Nie ulegajcie szale�stwom
mody. To kosztuje zbyt du�o.
Poszed� do drzwi. Boss stan�� na chwiejnych nogach.
- A ty, samuraju - rzek� Miller, gro��c mu palcem
, - zapami�taj, czego ci� nauczy�em.
- Policja - powiedzia� jeden z tych, kt�rzy le�eli na
pod�odze. - Wezwa� policj�.
Miller wyszed�.
Na ulicy dogoni� go starszy m�czyzna, kt�ry by� dyrek-
torem banku.
- To ja ci� ostrzeg�em - powiedzia�.
- Dzi�kuj�.
- Bardzo �adnie za�atwi�e� te cytryny. Ja od pocz�tku
nie mia�em do nich zaufania. Za du�o w tym by�o cyrku.
- Nie ma o czym m�wi�.
- Mam dla ciebie propozycj�. Naucz mnie boksu. Za-
p�ac� przyzwoicie. Mam zawsze czas rano.
Miller przyjrza� mu si� krytycznie.
- Nie mo�esz trenowa� wi�cej ni� godzin� dziennie.
Przynajmniej na pocz�tku. Musia�bym rzuci� prac� na
budowie. Nie op�aca si�.
- Dam twoj� pe�n� dni�wk� za ka�d� lekcj�. Mo�esz
jeszcze dorobi� po po�udniu.
16
Miller zgodzi� si�, i odt�d codziennie je�dzi� do willi tego
faceta w drogiej dzielnicy Mississauga. Trenowali w ogro-
dzie. Trwa�o to trzy miesi�ce. Na zako�czenie kursu ucze�
wzi�� z ulicy Murzyna, da� mu kilka dolar�w i znokautowa�
go. Potem polecia� do Europy, a Miller zosta� kierowc�
ci�ar�wki. *
Tym razem nakarmi�a go lepiej ni� zwykle. Wypali�
papierosa, s�uchaj�c muzyki kameralnej z osiemnastego
stulecia. Nast�pnie wykonali szereg �wicze� fizycznych na
puszystym, nieco liniej�cym dywanie. W uniesieniu powie-
dzia�a mu dwa razy, �e go kocha. Potem zn�w by�a rzeczo-
wa. Wyszli na taras. Zachodz�ce s�o�ce odbija�o si� w po-
�o�onym ni�ej jeziorze Ontario. Wysokie .srebrne �wierki
schodzi�y w d�, do brzegu. Ramieniem zatoczy�a ko�o.
- To wszystko moje - powiedzia�a. - Czy nie dzia�a
na ciebie .koj�co?
- Tak.
- Czy wiesz, ile to warte?
- Tak.
- Zwracam ci uwag�, �e za kilka lat b�dzie to warte
o wiele wi�cej. A za kilka lat, kto wie, czy ja jeszcze...
- Jeste� w doskona�ej formie.
- Czego ty jeszcze chcesz? Zastan�w si�, ch�opcze. Jes-
te� tu ju� trzy lata. Nie masz nic. Mo�esz mie� wszystko,
czego potrzebujesz.
- Sk�d wiesz, czego potrzebuj�?
- Ka�dy potrzebuje tego samego. Pieni�dzy. Je�eli nie
chcesz ich mie�, to wr�� tam, sk�d przyby�e�.
- Zastanowi� si�.
17
Zastan�w si� nad tym, co proponuj�.
B�dzie to du�a praca my�lowa
Nie. Trzeba tylko troch� wyobra�ni
^ - Tym razem b�dziesz umia�. Za tydzie� we�miemy
- Wierzys? we mnie.
Tak. Poniewa� jeste� biedny
jestejy0 PraWda ~ P�WledZlaf Mi"er- ~ **�- Wszyscy
Musn�� ustami srebrne w�osy jej luksusowej peruki a ona
wsun�a mu w kiesze� pieni�dze, jak zwykle
Odchodz�c obejrza� si� i zoba , dom
skarp*, a przed domem drobna figurke czystej, J^
nej bardzo zamo�nej sze��dziesi�cioletniej kobiety Poma
cha� r�k� , odszed�, wadz�c, �e nigdy ju� ej �le zobaczy
II.
- Tak powiedzia� George. - Prosz� mi da� ten
elastyczny w kwiatki.
Ekspedientka popatrzy�a mu g��boko w oczy i poda�a
gorset. George poszed� do przymierzalni, lekko ko�ysz�c
biodrami. Przymierzy�, nie zdejmuj�c koszuli.
- Odwrotnie - powiedzia�a ekspedientka, kt�r� przy-
wo�a� do pomocy. - Za�o�y� pan biodrami do g�ry.,
- Zrobi�em to z premedytacj� - powiedzia�. - Moje
biodra s� o wiele w�sze, ni� damskie. Natomiast klatka
piersiowa jest szersza.
- My�la�am... - zmiesza�a si� ona.
- Niech pani nie robi niczego, co nie wchodzi w zakres
pani obowi�zk�w - powiedzia� George. - Od my�lenia
jest szef, prawda?
- Prawda. Zdaje si�, �e nieco za lu�ny - rzek�a.
- Le�y znakomicie - powiedzia�. - Jestem w ci��y.
18
19
Wyszed�, nios�c paczk� przewi�zan� r�ow� tasiemk�
z kokardkami, a ona patrzy�a za nim, u�miechaj�c si�
g�upio.
W drodze d� hotelu kupi� du�� puszk� zasypki dla dzieci
firmy �Jahnson & Johnson", kilka rolek leukoplastu o sze-
roko�ci pi�ciu centymetr�w, bez dziurek oraz pakiet folii
plastikowej.
Okna pokoju wychodzi�y na plac Rembrandta. Spojrza�
w d� i u�miechn�� si� na widok d�ugow�osych, przykuc-
ni�tych na rogach albo spaceruj�cych sennie gromadkami
wok� placu. Ten widok uspokoi� go. Siedz�c na parapecie
wypali� papierosa, a potem wzi�� si� do pracy.
Zamkn�� drzwi na klucz, zostawiaj�c po tamtej stronie
tekturk� z napisem �Nie przeszkadza�". Wyci�gn�� spod
��ka walizk� i wydoby� z niej brezentow� torb�. Postawi�
torb� na stole i wyj�� z niej ostro�nie C7esna�cie tabliczek
haszu. Ka�da by�a oblepiona celofanem. Bok mia� dziesi��
do pi�tnastu centymetr�w, grubo�� centymetr do dw�ch.
Waga waha�a si� od dwunastu do trzynastu gram�w. By� to
dobry hasz. Ugniata� si� w palcach jak plastelina i dawa�
t�usty, niebieski dym. George zap�aci� po osiemset dolar�w
za kilogram*. Mia� cztery kilogramy.
M�g� kupi� za t�. sum� pi�� i p� kilograma maroka�s-
kiego �Zero-Zero", ale na tamtym brzegu ka�u�y p�acono
za niego tylko po osiemset dolar�w za funt**, natomiast za
�Afgani Primo" tysi�c, a nawet tysi�c sto. Cieszy� si�, �e
uda�o mu si� dosta� �Afgani Primo". Mniej k�opot�w
z transportem, a wi�kszy zarobek.
* Wszystkie ceny w lym opowiadaniu by�y aktualne w 1972 roku.
** Funt: oko�o p� kilograma.
20
Wiedzia�, �e im lepszy gatunek haszu, tym mniej nadaje
si� do szmuglu, ponicwa�~wydziela mocny zapach. Najlep-
szy, ,>Red Lebanese", w og�le odpada - czu� go z daleka,
cho�by by� dobrze ukryty. Ci�ki i drogi �Blac Pakistan",
zwany te� �Citroli", r�wnie� z trudem daje si� przewie��.
Naj�atwiejsze s� maroka�skie: ..Premium" i �Zero-Zero".
ale w niewielkich ilo�ciach ma�o op�acalne.
Proponowano mu tak�e jakie� �miecie, po tysi�c pi��set
gulden�w za kilogram, ale wiedzia�, �e jest to mieszanka
haszu z ciastem i jajkami. Kruszy�o si� palcach i dawa�o
rzadki, szary dym. W Kanadzie nie m�g�by tego sprzeda�,
nie m�wi�c o trudno�ciach z przewozem jedenastu kilo-
gram�w.
Wzi�� do r�ki kostk�, swojego �Primo" i posypa� j�
mocno pudrem. Nast�pnie owin�� bardzo szczelnie foli�
i oblepi� ta�m�. Potem jeszcze raz opudrowa�. Pracowa�
dok�adnie, powoli; zaj�o mu to kilka godzin. Na koniec
wsypa� pudru do brezentowej torby i do walizki, �eby zabi�
resztki zapachu.
Rozebra� si� i za�o�y� gorset. Ekspedientka nie myli�a si�:
by� za lu�ny. George wsun�� tabliczki od g�ry, przytrzymu-
j�c d� r�k�. Powoli gorset stawa� si� coraz cia�niejszy.
Kiedy umie�ci� ca�y �adunek wok� swego cia�a, >Tob^o
si� bardzo ciasno. Zacz�� wykonywa� poruszenia, chc�c
sprawdzi�, czy wszystko jest w porz�dku. Za�o�y� koszul�,
sweter, marynark� i p�aszcz. Schyla� si�, robi� przysiady,
siada� i wstawa�. Spojrza� na zegarek: by�a pi�ta po po�u-
dniu. Postanowi� sprawdzi�, czy wytrzyma w rynsztunku
dziesi�� godzin.
Wyszed� z hotelu. Spacerowa� po mie�cie trzy godziny, po
21
raz pierwszy maj�c okazj� przyjrze� si� nieco dok�adniej
zabytkom Amsterdamu. Wst�pi� do fryzjera i ostrzyg� si�
kr�tko. Tylko d�ugow�osi budzili podejrzenia celnik�w.
Kupi� eleganck� koszul� i krawat. Wr�ci� do hotelu i usiad�
na krze�le. By�o mu gor�co i duszno. Siedzia� bez ruchu do
drugiej w nocy. Potem rozebra� si�, zdj�� �adunek i wzi��
k�pie). Sk�ra odparzy�a si� w kilku miejscach. Jeszcze raz
przesypa� ka�d� tabliczk� pudrem i poszed� spa�. Nazajutrz
czeka�o go dziesi�� godzin podr�y.
Z powodu mg�y wstrzymano starty. George sp�dzi� cztery
godziny w restauracji amsterdamskiego lotniska. Potem by�
lot. Wypi� kilka kieliszk�w koniaku i mocno si� poci�.
' Kiedy dolatywali, okaza�o si�, �e nie mo�na l�dowa�
w Montrealu z powodu burzy �nie�nej. Skierowano samolot
do Nowego Jorku. Tam sze�� godzin czekania na start.
George znalaz� si� w Toronto po dwudziestu godzinach od
wyj�cia z hotelu. Nie mia� ju� si�y czeka� na walizk�,
w kt�rej zreszt� by�o tylko troch� brudnej bielizny. S�ania-
j�c si� poszed� do taks�wki.
Odbiorca przychodzi� po towar trzykrotnie i za ka�dym
razem przynosi� pieni�dze. By�y to zmi�te dw�jki i pi�tki.
Rzadko trafi�a si� dziesi�tka.
George rozprostowa� te papierki, wyg�adza� i uk�ada�.
W�o�y� do starej teczki i poszed� do banku na rogu Queen
Street i Dufferin.
- Prosz� mi zamieni� na setki - rzek�.
Urz�dniczka spojrza�a na niego podejrzliwie.
- Ile tego jest?
"22 .
- Dziewi�� i p� tysi�ca.
Zawo�a�a kole�ank�, co� jej szepn�a i zacz�a liczy�.
Tamta posz�a na zaplecze. Po chwili zjawi� si� szef.
- Czy ma pan konto w naszym banku?
- Nie.
- Hm - skrzywi� si� szef. - And you want cash. Chce
pan got�wk�.
- Przynios�em tak�e got�wk� - powiedzia� George.
Za plecami George'a stan�� policjant.
- Poka� prawo jazdy.
George pokaza�.
- Pracujesz?
- Nie.
- Sk�d te pieni�dze?
- Oszcz�dno�ci z ca�ego �ycia.
- Gdzie przedtem pracowa�e�?
George wymieni� kilka miejscowych firm, z kt�rych jedna
istnia�a naprawd�.
- Dlaczego nie sk�ada�e� tego w banku, jak ka�dy?
- pyta� policjant.
- Poniewa� nie jestem ka�dym. A poza tym lubi� przed
snem bawi� si� papierkami. Szelest mnie usypia.
- Tak? - zapyta� policjant z ironi�, w�a�ciw� po-
licjantom.
- Czy jestem podejrzany? - zapyta� George. - Za-
dzwoni� do mego adwokata.
- W porz�dku'- machn�� r�k� policjant i wyszed�.
- Przykro mi - powiedzia� szef. - Nie dysponujemy
tak� ilo�ci� setek.
- Ile mo�ecie zmieni�?
23
- Tysi�c.
- Niech b�dzie.
Potem wchodzi� kolejno do siedemnastu bank�w i zamie-
nia� po pi��set dolar�w. Zapami�ta� lekcj�.
W �Zanzibarze" spotka� cz�owieka, kt�rego zna� od
dziecka. Go�e dziewczyny ta�czy�y na szklanych pod�wiet-
lonych beczkach, a oni pili piwo. Tamten powiedzia�:
- Ona ma �ylaki.
George przyjrza� si�: tak by�o rzeczywi�cie.
Tamten powiedzia�:
- Sp�jrz na prawo. Ona ma rozci�ty brzuch.
Du�e piersi majta�y si� w szybkim tempie. Ogromna
szrama krzywi�a si� i napr�a�a.
Sze�� kobiet ta�czy�o i ka�da mia�a jak�� wad�. By�y
spocone, a ich twarze wyra�a�y pogard� dla patrz�cych.
- Biedni ludzie - powiedzia� George.
Tamten po�o�y� d�o� na jego d�oni.
- Przewieziesz?
George spojrza� mu w oczy w czerwonym p�mroku.
Odsun�� pusty kufel.
- Tak - powiedzia�. - Przewioz�.
Nast�pnego dnia spotkali si� i tamten da� mu bilet do '
Amsterdamu, pi��set dolar�w na wydatki i ma�� p�ask�
paczk�. George poszed� do domu towarowego �Eaton's"
i za trzysta dolar�w kupi� palto, podbite grubym futrem.
W domu otworzy� paczk�, podzieli� zawarto�� na kilkana�-
cie cz�ci, ka�d� owin�� w plastik i wszy� w futro.
W Amsterdamie zostawi� futro w hotelu, kupi� p�aszcz
i poszed� do �Cafe Rosita". Tam spotka� si� z tym cz�owie-
24
kiem. Wr�cili do hotelu. Tamten ukry� si� w ubikacji na
innym pi�trze, a George poszed� do pokoju i wypru� towar
z futra. Poszed� z towarem do tamtego. Zamkn�li si�
w kabinie i tamten sprawdzi�, czy ilo�� si� zgadza. Da�
George'owi trzy tysi�ce gulden�w i wyszed�.
George przesiedzia� trzy dni w �Alibi", czekaj�c na
faceta, kt�ry mia� hasz. Zjawi� si� wreszcie i George kupi�
dziesi�� kilogram�w �Citroli" za osiem tysi�cy dolar�w.
Przyniesiono mu to do hotelu w sportowej torbie, z kt�rej
wystawa�a tenisowa rakieta.
Wyszed� do miasta i przez p� dnia szuka� walizek angiel-
skiej firmy �Crown", o sko�nych kantach. Nie znalaz� ich,
ale trafi� na francuskie, firmy �Del Say". By�y tak samo
dobre.
Naby� dwie. Jedna by�a wi�ksza od drugiej o kilka
centymetr�w. Zani�s� je do hotelu i zn�w wyszed�, by kupi�
puder, leukoplast, foli� plastikow�, no�yce, du�y skalpel
chirurgiczny, szpachl� i klej. Nast�pnie wr�ci� do sklepu
z walizkami i kupi� wielk�, tani�, �e zwyk�ej fibry.
W hotelu spakowa� si�: mniejsz� �Del Say" umie�ci�
w wi�kszej, a t� w�o�y� do fibrowej. Wzi�� to do jednej r�ki,
w drugiej trzyma� sw�j neseser i sportow� torb�. Przep-
rowadzi� si� do innego hotelu, w drugim ko�cu miasta.
Wieczorem zabra� si� do pracy. Obie �Del Say" roz�o�y�
otwarte na pod�odze. Ze skrzyde� mniejszej oderwa� pod-
szewk�, przyklejon� na elastycznej g�bce. Przesypa� pudrem
i oklei� foli� tabliczki haszu. By�o ich trzydzie�ci pi��.
Rozmie�ci� je na obu dnach walizki. Z wi�kszej wyci��
dna, wraz z rozszerzaj�cymi si� ku g�rze bokami. Wsun��
je do mniejszej walizki, przymierzy� i przyci�� tak, aby
25
przyciska�y mocno hasz, oraz aby ich kanty przylega�y
idealnie do metalowych obr�czy w mniejszej walizce. Wtedy
wyj�� to wszystko i kostki haszu u�o�y� na pod�odze tak,
jak by�y u�o�one w walizce. Wyszpachlowa� klejem dna
walizek, dopasowa� hasz jak poprzednio i wcisn�� mocno
wyci�te dna. Nast�pnie wklei� podszewk�.
By�a p�noc. Cienkie �ciany taniego hotelu przenosi�y
ka�dy szmer. Pracowa� cicho. Wystarczy�o teraz w�o�y� do
walizki troch� �ach�w i na to po�o�y� co� ci�kiego. Zapom-
nia� przynie�� cegie�. Przestraszy� si�, �e przez taki drobiazg
numer nie wyjdzie. Samolot odlatywa� o sz�stej rano. Klej
powinien schn�� pod obci��eniem przynajmniej cztery go-
dziny. Chwyci� z ��ka dwie poduszki, wepchn�� do walizki
i kl�cz�c ugniata� r�kami obie po�owy. Kiedy si� zm�czy�,
zdj�� buty i wszed� na poduszki stopami, depcz�c je miejsce
ko�o miejsca. Tak drepcz�c sp�dzi� noc.
O wp� do pi�tej w�o�y� poci�t� walizk� wraz z torb�
sportow� do fibrowej, wszed� pi�tro wy�ej i zostawi� to
w damskiej ubikacji.
Na lotnisku otworzy� walizk�, �eby w�o�y� kupiony
w sklepie bezc�owym alkohol i papierosy. By� to pretekst:
chcia� ch�odnym okiem sprawdzi� robot�. By�a bez zarzutu.
Kiedy wyl�dowa� w Toronto, celnik kaza� mu otwo-
rzy� baga�. Przegl�da� ksi��ki, kt�re George umie�ci�
wewn�trz, chc�c usprawiedliwi� ci�ar walizki. Grzeba�
w koszulach i bieli�nie. George wiedzia�, �e za chwil� po-
�o�y d�o� na dnie, a z zewn�trz przy�o�y drug� d�o�,
�eby sprawdzi� grubo�� dna. Wtedy George bardzo g�o-
�no pierdn��. Ludzie czekaj�cy w kolejce odsun�li si�
od niego. Celnik skrzywi� si� ze wstr�tem. George zmie-
26
sza� si� bardzo. Skurczy� si� w sobie, opu�ci� wzrok. Celnik
zatrzasn�� walizk�.
- Przechodzi� szybko - powiedzia�.
I George przeszed� szybko. Na drugi dzie� otrzyma�
dwadzie�cia pi�� tysi�cy dolar�w. Tym razem w setkach.
W �Zanzibarze" spotka� cz�owieka, kt�remu przewi�z�
LSD do Amsterdamu.
- We�mierz zn�w? - zapyta� tamten.
- Zastanowi� si� - odpar� George.
- Zap�ac� wi�cej. Zale�y mi na czasie.
George milcza�.
- Chodz� za mn� - powiedzia� tamten nerwowo.
- Musz� wywia� z Kanady na pewien czas. Musz� mie�
fors�. Ten transport rozwi��e mi problem.
- Zrobi� to - powiedzia� George. - Ale dasz mi
kontakt na towar. Chc� wzi�� troch� dla siebie.
- Dam ci kontakt na zakup - powiedzia� tamten.
- Ale nie dam ci kontaktu na sprzeda�. Tego nie mog�
zrobi�.
- Rozumiem. Znajd� sam. Teraz powiedz mi wszystko,
co wiesz o tych proszkach.
Nigdy nie bra�e�?
- Mam wrodzon� niech�� do tych rzeczy.
- B�dziesz musia� j� prze�ama�. Towar trzeba spr�bo-
wa�, nim si� kupi.
- Oszukuj�?
- Raz mi si� zdarzy�o. Ale nie na proszkach. To g�wno
jest produkowane w czterech postaciach. Podstawowa to
ciecz. Nast�pnie �blotters", bibu�ki nasycone t� ciecz�.
27
Oszukali mnie na �Clear-O-Rite". To s� takie punkty
�elatynowe ze st�onym p�ynem. Ju� si� tym nie zajmuj�.
Interesuj� mnie tylko pastylki.
- Tabs.
- Tabs, hits albo trips. Rozmaicie. To samo. Najlepsze
robi� w Berkeley, na uniwersytecie. To si� nazywa �Suns-
hine". Ma pomara�czowy kolor. Trudne do podrobienia.
I sprzedaje si� najlepiej.
- Jak wygl�da sytuacja na rynku?
- Tutaj gram czystego kosztuje tysi�c osiemset bak�w.
To jest przeci�tnie cztery tysi�ce pigu�ek. W Amsterdamie
mo�esz sprzeda� hurtem po trzy guldeny za sztuk�.
- Po dolarze. Czyli na gramie mo�na wzi�� dwa dwie�-
cie, minus koszty. Nie du�o.
- Zale�y. Jak sprzedajesz w ilo�ciach mniejszych ni� po
sto sztuk, mo�esz wyci�gn�� nawet po sze�� gulden�w.
- To by za d�ugo trwa�o - rzek� George. - I trzeba by
szuka� przypadkowych odbiorc�w.
- Najwa�niejsza jest szybko�� - powiedzia� tamten.
- A gdyby kupowa� w Stanach?
- Dobry interes. Je�li bierzesz du�o, p�acisz dwadzie�cia
cent�w za sztuk�. Wtedy w Amsterdamie masz pi��set
procent zysku.
- Dlaczego tego nie robisz?
- Nie mog� pokaza� si� w Stanach. Facet przywozi
mi tu.
- Dlaczego on sam nie skoczy do Europy?
- On nie mo�e pokaza� si� w Europie.
- Ale ja mog� go zobaczy� - powiedzia� George.
- I chc� go widzie� jutro.
28
Przyszli do mieszkania George'a i dali mu spr�bowa�.
- We� po��wk� - rzek� dostawca i prze�ama� pastylk�.
- Po ca�ej mia�by� halucynacje przez dob�.
George wzi�� p�l pastylki w palce i powiedzia�:
- Przyjd�cie o si�dmej.
Kiedy poszli, wrzuci� proszek do klozetu, spu�ci� wod�
i umy� r�ce.
Kupi� dziesi�� tysi�cy sztuk za cztery tysi�ce dolar�w.
Pi��set dolar�w uda�o mu si� stargowa�, bo powiedzia�, �e
b�dzie odbiera� wi�ksze ilo�ci w Stanach.
Transport, kt�ry mia� przewie�� temu, kt�rego zna� od
dziecka, by� dwa razy wi�kszy. Postanowi� przerzuci� to
w walizce, ale nie m�g� znale�� walizek firmy �Crown", ani
�Del Say". Tamta, w kt�rej przywi�z� hasz, by�a ju� wy-
rzucona.
Kupi� dwie, firmy �Samsonite". Spreparowa� mniejsz�,
umieszczaj�c w pod�jnych dnach po pi�� okr�g�ych drew-
nianych ko�eczk�w o wysoko�ci dw�ch centymetr�w. Mi�-
dzy nimi, w warstwach g�bki, le�a�y pastylki.
W Amsterdamie tamten odebra� swoj� cz�� i zap�aci�
za przerzut sze�� tysi�cy gulden�w. Poszed�, nios�c w r�ku
papierow� torb�, z kt�rej wygl�da�a sa�ata, wi�zka ba-
nan�w i d�ugi bochenek chleba. W chlebie by� towar.
George ju� nigdy nie zobaczy� tego cz�owieka: zosta� on
zastrzelony kilka miesi�cy p�niej, podczas kolejnej trans-
akcji.
W barze �Eden" znalaz� tego, od kt�rego bra� hasz.
Powiedzia� mu, co ma. Tamten da� mu kontakt z Fran-
cuzami, kt�rzy wzi�li na pr�b� trzydzie�ci pigu�ek, p�ac�c
29
po sze�� gulden�w. Um�wili si� na nast�pny dzie�, ale
czeka� na pr�no.
Przez kilka dni kr��y� mi�dzy �Cafe Rosita", �Old Bake-
ry" i �Oxloftem" i zaczyna� si� niecierpliwi�. Cz�owiek, od
kt�rego bra� hasz, da� mu nowy kontakt. Chcieli wzi��
wszystko, ale po dwa i p� guldena. George powiedzia�, �e
si� zastanowi i nie przyszed� na spotkanie.
- We� ty - powiedzia� temu, od kt�rego bra� hasz.
- Ja nie mog� tu d�u�ej si� kr�ci�. Jeste� na miejscu.
Przeczekasz. Wr�ci dobra cena.
- Nie - powiedzia� tamten. - W te rzeczy ja si� nie
bawi�.
- Dlaczego?
- Za hasz dostan� pi�� lat. Za pigu�ki dwadzie�cia.
- Ale pieni�dze.
- S� pieni�dze, dla kt�rych warto siedzie� pi�� lat. Nie
ma pieni�dzy, dla kt�rych warto siedzie� dwadzie�cia.
- Dawa�e� mi kontakt.
- To nie ma znaczenia. Dop�ki nie wezm� ci� z towa-
rem w r�ku, jeste� czysty. Ja tego do r�ki nie bra�em. 1 nie
wezm�.
I powiedzia� mu, �e w Basel jest kto�, kto dobrze p�aci.
Rano George wsiad� w poci�g, kiedy jeszcze sta� pusty na
stacji. W jednym z przedzia��w podni�s� siedzenie. Rozci��
�yletk� sp�d i wsun�� mi�dzy spr�yny aluminiowe pude�-
ko, kt�re wyj�� ze sportowej torby �Adidas". Usiad� o kilka
przedzia��w dalej.
Kiedy poci�g ruszy�, przeszed� korytarzem i zajrza� do
tamtego przedzia�u. Znajdowa�o si� w nim kilku Niemc�w.
Pili piwo i rozmawiali g�o�no. Podr� trwa�a dziewi��
30
godzin. Kiedy poci�g zbli�a� si� do Basel, George stan�!
w korytarzu obok drzwi tego przedzia�u. Na stacji wszyscy
pasa�erowie wysiedli, ale Niemcy zbierali si� powoli. Byli
podpici i ze �miechem wyrywali sobie walizki. Czeka�. By�a
to ko�cowa stacja. Do wagonu wszed� konduktor. Zagl�da�
do ka�dego przedzia�u, sprawdzaj�c, czy kto� nie zostawi�
baga�u, potem zamkn�� drzwi na klucz. Zbli�a� si� powoli
i George oblicza�, czy Niemcy wysi�d�, zanim on tu przy-
jdzie. Zrozumia�, �e nie zd��y podnie�� siedzenia i wyj��
pude�ka.
Poszed� w kierunku, z kt�rego nadchodzi� konduktor.
W ko�cu korytarza obejrza� si�: Niemcy ha�a�liwie �egnali
si� z konduktorem, pytaj�c o przesiadk� do Ziirichu. Geo-
rge wszed� do ubikacji.
, Po kilku minutach wyszed�. Konduktor by� ju� w nast�p-
nym wagonie. Drzwi przedzia�u by�y zamkni�te. George
naci�gn�� p�aszcz na g�ow� i plecami uderzy� w szyb� drzwi.
Pop�ka�a jak szyba samochodowa i wygi�a si�, ale nie
wypad�a. Opar� si� o �cian� i kopn��. Wybi� ma�y otw�r.
Wsun�� r�k� i od wewn�trz otworzy�. D�ugo szuka� pude�-
ka. Rozpru� ca�y sp�d i wtedy je znalaz�, przesuni�te do
ko�ca, wci�ni�te pod spr�yny.
Pobieg� dwa wagony dalej i wysiad�.
Wieczorem w barze �Fatamorgana" z�apa� kontakt.
Szwajcarzy zacz�li bra� w setkach. Zamkn�� si� w ust�pie,
liczy� i pakowa� w sztywne pude�ka po papierosach. Papie-
rosy topi� w muszli. R�ce mia� opudrowane py�em z pas-
tylek, kt�re si� �ciera�y. Oblizywa� palce i wtedy przesta� si�
ba�. W ci�gu tygodnia sprzeda� wszystko i wr�ci� do Ams-
terdamu po hasz.
31
III.
- To tu - powiedzia� Chi�czyk.
Wszed� na schody i Miller pod��y� za nim. W zadymionej
poczekalni siedzia�o kilkana�cie os�b. Byli w�r�d nich dwaj
Murzyni w r�owych spodniach i fioletowych marynar-
kach, Wietnamczyk w ��tych butach z cholewami, z kt�-
rych zwiesza�y si� szczurze ogony, Hinduska w sari z wrze-
szcz�cym dzieckiem na r�ku, jaki� grubas z tatua�em na
�ysej g�owie oraz kilku facet�w o wygl�dzie meksyka�skim,
kt�rzy w k�cie palili papierosy i szeptali z pochylonymi
g�owami.
Miller wszed� do pokoju obok i poda� urz�dniczce papie-
ry, potwierdzaj�ce jego pi�cioletni pobyt w tym kraju.
Kaza�a mu czeka�. Wypali� trzy papierosy. W progu stan��
urz�dnik w czarnym uniformie ze z�otymi guzami i kaza�
wszystkim wej�� do sali. Weszli i ustawili si� w kolejce. Za
szerokim sto�em, nakrytym suknem w kolorowe herby,
32
siedzieli ludzie z minami grabarzy. Z boku sta� wypr�ony
policjant w cyrkowym mundurze i w butach do konnej
jazdy. Zamiast konia na �cianie widnia� portret jakiej�
kobiety.
Przewodnicz�cy skin�� na pierwszego z kolejki. By� to
Murzyn. Podszed� i tamten zada� mu kilka pyta�, na kt�re
Murzyn odpowiada� chrypliwym szeptem, � poczuciem wi-
ny, jak na spowiedzi. Trwa�o to kilka minut. Potem wska-
zano Murzynowi ksi��k�, le��c� na pulpicie obok sto�u.
Po�o�y� praw� d�o� na tej ksi��ce i powtarza� zdania,
wypowiadane przez urz�dnika, kt�re nie mia�y sensu, po-
niewa� stanowi�y przysi�g� na wierno�� tamtej kobiecie
z portretu i jej spadkobiercom.
Min�a godzina i nadesz�a kolej na Chi�czyka. Miller sta�
za nim. Chi�czyk zna� kilka s��w w j�zyku, w kt�rym si� do
niego zwracano. Kr�ci� g�ow�, k�ania� si� i wierci� nie-
spokojnie.
Po kilku pytaniach przewodnicz�cy machn�� r�k� i wska-
za� grub� ksi�g�. Chi�czyk pokr�ci� g�ow� przecz�co.
- Dla nie moja - powiedzia� i uk�oni� si�.
-^ Dlaczego?
- Moja wierzy� inne.
- Nie szkodzi - powiedzia� przewodnicz�cy.
Inny urz�dnik wyszed� zza sto�u i chwyci� ma�� d�o�
Chi�czyka. Po�o�y� t� d�o� na Biblii. Kiedy zabra� r�k�,
Chi�czyk szybko zerwa� d�o� z Biblii, jak z palnika ku-
chenki i schowa� za siebie. Urz�dnik zaszed� go od ty�u
i zn�w po�o�y� jego d�o� na ksi�dze. Tym razem trzyma�
mocno t� drobn�, pomarszczon� d�o�. Przewodnicz�cy
wyra�nie podawa� zdania przysi�gi, ale Chinol nie potrafi�
33
ich powt�rzy�. Jednak sprytnie potakiwa� g�ow�, mam-
rocz�c do siebie, staraj�c si� na�ladowa� tamte trudne
d�wi�ki. Stan��by prawdopodobnie na r�kach, byle tylko
zrobili go obywatelem tego kraju, gdzie ry� by� ta�szy
ni� w Hongkongu. Kiedy operacja sko�czy�a si� pomy�lnie,
zacz�� i�� do drzwi ty�em, k�aniaj�c si� jak nakr�cona lalka.
MiUer odpowiedzia� na wszystkie pytania, kt�re mu za-
dano. Zna� nazwisko premiera i kr�tk� histori� tego pa�st-
wa, kt�ra polega�a na tym, �e kilkaset tysi�cy Anglik�w
wymordowa�o dwa miliony Indian w ci�gu kilkunastu lat
i zacz�o si� sprowadzanie niewolnik�w do roboty z bied-
nych nor wszystkich kontynent�w, kt�re trwa do dzi�.
Miller wyrazi� aprobat� dla dobrej organizacji tego obozu
pracy. Urz�dnik patrzy� na niego z sympati� w zm�czonej
twarzy. Potem Miller z�o�y� przysi�g� i wszed� do ma�ego
pokoju, w kt�rym ju� by� poprzednio. Otrzyma� dokument,
kt�rego nie potrzebowa�, ale kt�ry m�g� si� przyda�.
Czuj�c w kieszeni ten kawa�ek papieru zrozumia�, �e cel,
kt�ry sobie kiedy� postawi�, zatar� si� i rozwia� w mgle wielu
setek dni, prze�ytych po tej stronie. M�g� potraktowa� te
dni, jak ogromny urlop od w�a�ciwego �ycia, kt�re bieg�o
swoim torem po tamtej stronie. By� to urlop z elementami
wielkiej turystyki, gdyby traktowa� rzecz z ryzykownym
poczuciem humoru. By�a to przegrana, gdyby podej�� do
sprawy powa�nie. Wyszed� z gmachu jako element bardzo
niepowa�nej struktury.
Poszuka� w kieszeniach papieros�w. Pude�ko by�o puste.
Wytrz�sn�� z kieszeni pieni�dze, kupi� paczk� �Players'�w"
i pal�c szed� po g��wnej ulicy. Neony �wieci�y w m�awce,
34
zapada� zmierzch. Wszed� do budy, w kt�rej pokazywano
strip-tease. Usiad� tu� przy rampie, po kt�rej wzd�u� w�s-
kiej sali chodzi�a dziewczyna. Mia�a kozi� twarz, przypomi-
naj�c� portret w biurze przepustek, ��te z�by ubrudzone
szmink�. Kolorowe lampki o�wietla�y j� z do�u i Miller
widzia� jej rzadkie, szare w�osy �onowe i zwiotcza�� sk�r�
brzucha. Dziewczyna wygina�a si�, imituj�c taniec, przy
d�wi�ku muzyki z ta�m. Blisko twarzy Millera przesuwa�y
si� jej stopy w starych, wypaczonych pantoflach bez czub-
k�w. Pod paznokciami du�ych palc�w gnie�dzi� si� brud.
Ci�ar cia�a przenosi� si� z nogi na nog�, wtedy palce
p�aszczy�y si� i sinia�y. Spojrza� w g�r�: twarz dziewczyny
nie mia�a nic wsp�lnego z tymi ugniatanymi, podskakuj�-
cymi stopami. A przecie� dziewczyna by�a ca�o�ci�. I jej
twarz zmieni�aby wyraz, gdyby kt�ry� z facet�w, siedz�cych
wzd�u� rampy, wyci�gn�� r�k� i chlasn�� brzytw� po tych
brudnych palcach. Miller patrzy� na dziewczyn� i zastana-
wia� si�, do jakiego stopnia ona kocha swoje palce i za jak�
sum� zgodzi�aby si� na amputacj�. Doszed� do wniosku, �e
pi�� tysi�cy dolar�w za�atwi�oby problem. Zda� sobie nagle
spraw�, �e dla dziewi�dziesi�ciu procent ludzi na �wiecie
taka propozycja by�aby dowodem na istnienie Boga. Nie-
stety, nie mia� pieni�dzy. Wtedy jeden z nieogolonych
staruch�w, siedz�cych wzd�u� rampy z r�kami w kiesze-
niach, w kt�rych nie by�o podszewek, poderwa� si� gwa�-
townie, zabe�kota� i d�gn�� scyzorykiem wypi�ty po�ladek
dziewczyny. Podni�s� si� wrzask i Miller wyszed�, �miej�c
si� g�o�no. �mia� si� z siebie.
Zmieni� mieszkanie, nie m�wi�c gospodarzowi, dok�d si�
przeprowadza. W nowym miejscu nie zd��y� jeszcze poda�
35
swego nazwiska. Ledwie rozpakowa� walizk� w ta�szym
pokoju, wszed� facet i pokaza� legitymacj� z kolorow�
'blach�.
Wiedzia� o Millerze wszystko, co mo�e wiedzie� policja
oraz udawa�, �e wie o wiele wi�cej, poniewa� udawanie jest
podstaw� policyjnego sukcesu.
- Teraz - powiedzia� - mamy wsp�ln� p�aszczyzn�
porozumienia. Mo�emy porozmawia� szczerze.
- Dlaczego nie mogli�my przedtem?
- Nie mieli�my wsp�lnej p�aszczyzny porozumienia.
- Papierek, kt�ry wykupi�em miesi�c temu za dziesi��
dolar�w, stwarza t� p�aszczyzn�?
- Tak. Jest to teraz nasz wsp�lny kraj.
- Reprezentujesz biurokratyczne podej�cie do tak
skomplikowanego problemu, jakim jest ludzkie poczucie
lojalno�ci wobec ojczyzny, zw�aszcza, kiedy jest to ojczyzna
przybrana.
- Musimy si� na czym� opiera� - wyja�ni� tamten
- i to nam wystarcza.
- To bardzo �adnie z waszej strony. To otwiera du�e
mo�liwo�ci przed jednostkami, cechuj�cymi si� obrotno�ci�.
- Nie w�tpimy, �e do takich jednostek nale�ysz.
- Moje do�wiadczenia nie potwierdzaj� tej opinii
.- u�miechn�� si� Mi�ler. - Ale dzi�kuj�.
Facet zapali� papierosa i przygl�da� si� Millerowi przez
zas�on� dymu.
- Nie jestem z kryminalnej. Zajmujemy si� sprawami
powa�niejszymi - rzek� powoli.
- Nie wiem, czy s� sprawy powa�niejsze od tego, �e
kto� kogo� zabije albo obrabuje go z dorobku ca�ego �ycia
36
__powiedzia� Miller ze zdziwieniem, kt�re wysz�o mu
dobrze.
- Owszem, s�. Te mianowicie, kiedy kto� stara si� zabi�
wiele milion�w ludzi. I kiedy stara si� zagarn�� ca�y kon-
tynent.
- Tw�j dziadek te� my�la� powa�nie, kiedy tu przyby�
z krzy�em, siekier� i strzelb� - powiedzia� Miller. - Czy
wytoczysz mu proces o masowe morderstwo i rabunek?
- To s� dawne sprawy, nie maj� znaczenia - skrzywi�
si� facet. - Teraz chodzi o nasze bezpiecze�stwo. Pomy�l
o tym.
- Dobrze. B�d� o tym my�la�. Boj� si� tylko, czy mi to
nie zacznie sp�dza� snu z powiek.
- Dlaczego?
- Bo jak si� tak g��biej zastanowi�, to tkwimy w samym
sercu niebezpiecze�stwa. Albo w jego m�zgu, bo serca to tu
raczej nie ma.
Tamten nie rozumia�. Nie m�g� zrozumie�, poniewa�, jak
na sw�j wiek, mia� zbyt wysokie konto w banku, zbyt �atw�
prac� oraz odbywa� wakacyjne podr�e nie tam, gdzie je
odby� powinien, �eby mie� poj�cie o uk�adzie si� na tym
�wiecie.
- Wiemy, �e masz k�opoty finansowe - powiedzia�.
- Kto ich nie ma.
- Tak, to prawda - przytakn�� tamten, bo pomy�la�
o ratach za sw�j automatyczny samoch�d, i ostatni urlop
na Barbados poch�on�� r�wnowarto�� miesi�cznych pobo-
r�w, op�niaj�c znacznie proces oszcz�dzania na staro��.
- Ale ty jeste� rzeczywi�cie w trudnych warunkach
?- powiedzia�. - Mo�emy ci pom�c.
37
- Mo�na mi pom�c tylko w jeden spos�b.
- W jaki?
- Przelewaj�c na moje konto w �Canadian Imperia�
Bank of Commerce" sto tysi�cy dolar�w.
- Zapomnij o tym - facet u�miechn�� si�.
- Nigdy o tym nie pami�ta�em - rzek� Miller. - Wi�c
nie mam o czym zapomina�.
- M�wmy powa�nie. Mo�emy ci pom�c uzyska� prac�
w twoim zawodzie.
- W kt�rym?
- Masz kilka?
- Ludzie stamt�d bywaj� uniwersalni.
- Wiesz co by� chcia� robi�?
- Podr�owa�. -
Tamten pokr�ci� g�ow�.
- Trudno z tob� rozmawia�. Jeste� do�� dziwny.
- Jestem taki od dziecka. Gdybym by� mniej dziwny,
nie siedzia�bym w tej chwili tutaj. Co zreszt� mnie samego
zadziwia.
- To twoja sprawa. Pomo�emy ci, je�li pomo�esz nam.
- Na czym to ma polega�?
- Bardzo proste. Umiesz obserwowa� i kojarzy� fakty.
Powiemy ci, na co powiniene� zwraca� szczeg�ln� uwag�.
P�niej b�dziemy o tym rozmawiali.
- Hm - zastanowi� si� Miller. - Domy�lam si�, �e
proponujesz mi wsp�prac�.
- Tak.
- Oferta brzmi niejasno - rzek� Miller. - Okre�l
wyra�nie moje zadania oraz podaj wysoko�� wynagro-
dzenia.
38
__Ach, to s� rzeczy wzgl�dne - tamten roz�o�y� r�ce.
___ W tej chwili mog� tylko uj�� rzecz og�lnie.
- Wi�c ujmij.
- Jeste� cz�owiekiem z tamtej strony. Ostatnio przyby-
wa tu sporo ludzi stamt�d. M�g�by� wej�� w to �rodowisko.
Nawi�za� bli�sze kontakty.
- Serdeczne i przyjacielskie.
- Ciesz� si�, �e to rozumiesz.
- A kiedy ci ludzie stan� si� moimi przyjaci�mi, b�d�
powtarza� ci bardzo dok�adnie, z czego mi si� zwierzaj�.
- Co� w tym rodzaju.
- To si� wi��e z pewnymi trudno�ciami.
- Rozumiem. Musisz ponosi� koszta. Papierosy. Napo-
je alkoholowe. Mamy na to specjalny fundusz.
- Nie tylko to. Jestem tu ju� do�� d�ugo. Ci ludzie b�d�
si� spodziewali, �e im pomog�. Praca, po�yczki, kontakty.
- Je�eli kto� z nich b�dzie si� nadawa�, znajdzie prac�
i kontakty.
- B�d� si� dziwili, �e jestem tak biedny, mimo tylu lat,
sp�dzonych w tym kraju. Oni my�l�, �e tutaj ka�dy jest
bogaty.
Facet u�miechn�� si� mimo woli.
- Za cz�sto chodzili do kina - powiedzia�. - �ycie to
nie Hollywood. Sam wiesz.
- Nigdy nie mia�em z�udze� - powiedzia� Miller.
- Ale oni maj� i nie wylecz� si� z nich nigdy. Kontakt ze
mn� nie da im �adnej satysfakcji. B�d� mn� pogardza�.
Biednemu nikt si� nie zwierza.
- Z czasem kupisz sobie samoch�d i zmienisz miesz-
kanie.
39
I
- Wi�c powiedz o forsie.
Tamten zrobi� nieokre�lony ruch r�k�.
- Nie mog� ci nic obieca� konkretnie. Nie jest ustalone,
ile si� za t� prac� p�aci. Ka�dy przypadek traktujemy
indywidualnie.
- Wi�c poczekam, a� przestaniecie to tak traktowa�.
- Nie o to chodzi - zniecierpliwi� si� tamten. - Cho-
dzi o to, �eby� teraz wyrazi� zgod�. Dojdziemy do porozu-
mienia, nie b�dziesz mia� krzywdy.
- Znam takie wiersze na pami��. Powiedz co� nowego.
Co�, co mog�oby mnie zaskoczy�.
- Powinno ci� zaskoczy� to, �e mamy do ciebie zau-
fanie.
- Popatrz mi g��boko w oczy -- rzek� Miller. - Czy
mog�oby by� inaczej?
Tamten w�o�y� do teczki papiery, kt�re nie wiadomo po
co roz�o�y� na stole zaraz po przyj�ciu.
- Czekam na twoj� decyzj� - rzek� i wsta�.
- Zastanowi� si� - powiedzia� Miller.
- Tu masz wizyt�wk�. Zadzwo� do mnie, kiedy b�-
dziesz gotowy.
- Zadzwoni�, kiedy wr�cisz z urlopu.
- Dopiero wr�ci�em - rzek� tamten. - Nast�pny mam
. za rok.
- To w�a�nie wtedy zadzwoni�.
Facet przyjrza� mu si� uwa�nie.
- Zastan�w si�. �eby� nie robi� sobie wyrzut�w, kiedy
b�dzie za p�no.
- Stale robi� sobie wyrzuty. I stale jest za p�no. Jedno
40
neutralizuje drugie, wi�c jestem wolny od trosk. My�l�, �e
i tym razem nie zrobi� sobie krzywdy.
- Nie jestem pewien - powiedzia� tamten. - Prywat-
nie radzi�bym ci pozosta� z nami w dobrych stosunkach.
Nic na tym nie stracisz.
- Nie mam nic do stracenia. Chc� tylko zyska�. A tego,
co ja chc� zyska�, wy nie mo�ecie mi da�.
- Ka�dy cz�owiek ma co� do stracenia. Nawet, je�eli
o tym nie wie.
- M�wisz to z w�asnego do�wiadczenia?
- Traktuj to jako rozmow� prywatn�. Czuj� do ciebie
sympati�. Uwa�am, �e jeste� inteligentny i m�g�by� szybko
do czego� doj��.
- Ostatecznie dochodzi si� do grobu - powiedzia�
Miller. - W tym wypadku nie zale�y mi na szybko�ci.
- Czekam na telefon - powiedzia� tamten, wychodz�c.
- Czekaj - powiedzia� Miller i zamkn�� za nim drzwi.
M�czyzna w sk�rzanej kurtce po drugiej stronie ulicy,
oparty o cienkie drzewo. Miller widzia� go przez okno
wyra�nie, tak, jak widzia� go ka�dego dnia od trzech
tygodni. Cz�owiek sta� do po�udnia, potem odchodzi� i wra-
ca� nazajutrz. Miller wiedzia�, �e naprawd� nikt go nie
�ledzi. Ten wystawiony na pokaz mia� jedno, nieskomp-
likone zadanie: oddzia�ywa� psychologicznie. Ci, kt�rzy go
tam pod drzewem stawiali, nie doceniali Millera. Nie mia�
im tego za z�e, poniewa� w swojej pracy opierali si� na
do�wiadczeniach z lud�mi, podobnymi do nich samych.
U�miecha� si�, patrz�c przez okno. Wzi�� papierosy i zszed�
na d�.
41
' - Zapalisz? - powiedzia� do cz�owieka pod drzewem.
Tamten odm�wi� ruchem g�owy.
- Masz racj� - powiedzia� Miller. - M�j przyjaciel,
my�liwy, mia� pi�knego setera, kt�ry przyjmowa� pokarm
tylko z r�ki pana. By� to dobrze u�o�ony pies.
Tamten mrukn�� co� niewyra�nie.
- Ten seter nigdy nie dawa� g�osu bez wyra�nego roz-
kazu - ci�gn�� Miller oboj�tnie. - Czekasz na dziew-
czyn�?
Od