8815

Szczegóły
Tytuł 8815
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8815 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8815 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8815 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOHANNES FIEBAG INNI (Spotkania z pozaziemsk� inteligencj�) [Wydawnictwo Prokop, Warszawa 1995 / Tytu� orygina�u: �Die Anderen. Begegnungen mit einer au�eridischen Intelligenz�, M�nchen 1993] Johannes Fiebag studiowa� geologi�, paleontologi� i fizyk� na uniwersytecie w W�rzburgu. Tam r�wnie� uzyska� doktorat z planetologii. Od lat zajmuje si� problematyk� zwi�zan� z pojawianiem si� na naszym globie nieznanych istot. Jest te� autorem wielu publikacji na ten temat. Spotkania z przedstawicielami pozaziemskich cywilizacji � a mo�e s� to istoty z innych �wiat�w, niedost�pnych dla nas � zdarza�y si� ludziom od zawsze, od zarania dziej�w. Autor �Innych�, po przestudiowaniu niezwykle obszernego materia�u �r�d�owego, pr�buje usystematyzowa� nie daj�ce si� wyja�ni� przypadki pojawiania si� w naszej rzeczywisto�ci tych tajemniczych istot � �innych�, �obcych� � nierzadko ingeruj�cych w �ycie ludzkie, niekiedy nawet w bieg historii. Niestety, naukowcy wci�� ignoruj� ten coraz powa�niejszy problem, cho� wiadomo, �e porywanie ludzi przez �innych� i przeprowadzanie na nich r�nych, cz�sto bolesnych bada�, przybra�o ju�, na przyk�ad w USA, rozmiary epidemii... �W innym znaczeniu jest to Universum uczestnicz�ce. To, co zwykli�my okre�la� mianem �rzeczywisto�ci fizycznej�, wydaje si� by� tylko powsta�ym z papier-mache wytworem naszej wyobra�ni, nagromadzonym po�r�d �elaznych filar�w naszych obserwacji. Obserwacje te konstytuuj� jedyn� rzeczywisto��. Dop�ki si� nie dowiemy, dlaczego Universum zbudowane jest w�a�nie tak, nie zrozumiemy jego istoty. Jak proste jest Universum, zrozumiemy dopiero w�wczas, gdy ogarniemy rozumem, jak jest odmienne.� John Wheeler � �Pragn�, aby�my coraz bardziej tracili zaufanie do tego, co wydaje nam si�, �e my�limy, i tego, co uwa�amy za pewne, aby�my wci�� przypominali sobie, �e jest jeszcze do odkrycia co� niesko�czonego.� Antoni T�pies � Dla Gertrudy, Tobiasza i Daniela Wst�p Przypadek stulecia Manhattan, Nowy Jork. Jest 30 pa�dziernika 1989 roku. W mieszkaniu na dwunastym pi�trze wysoko�ciowca u boku m�a �pi spokojnie Linda Cortile. W pokoju naprzeciw �pi� ich dwaj synowie. Ko�o trzeciej nad ranem zaczyna si� dzia� co� dziwnego. Linda budzi si� nagle, ale nie mo�e nawet drgn��. Jest jak pora�ona. Z przera�eniem patrzy, jak trzy szare istoty z wielkimi g�owami, o czarnych sko�nych oczach, wchodz� do jej pokoju. M�� le�y bez ruchu. Pani� Cortile przeszywa l�k o dzieci. Co z nimi b�dzie, co z ni� b�dzie? Dotyk istot sprawia, �e kobieta zaczyna lewitowa�. Przez chwil� unosi si� nad ��kiem tak, jak spa�a � skulona, w pozycji embriona. Potem razem z milcz�cymi istotami wylatuje na dw�r, przez zamkni�te okno. B��kitne �wiat�o zalewa cztery, jak�e odmienne postacie: kobiet� i szare skrzaty z innego �wiata. Wznosz� si� ku �wietlistej tarczy wisz�cej nad domem. Ca�a czw�rka wlatuje do �rodka. P�niej Linda przypomni sobie, jak przez mg��, co zasz�o: le�y na jakim� stole. Dooko�a osobliwe przyrz�dy. Ostre �wiat�o. Dziwne istoty. Ani �ladu wsp�czucia, �adnych emocji. Co� wwierca si� jej w nos. W g�owie wybuch b�lu. A potem zn�w jest w domu. Le�y w ��ku, otwiera oczy. Szarpie m�a, ale on si� nie rusza. A dzieci, co z dzie�mi? Linda Cortile biegnie do pokoju syn�w. Nieruchomi le�� w ��kach bez czucia. Pani Cortile jest przera�ona. Nie �yj�? Po chwili przera�enia spostrzega, �e � jakby na nies�yszaln� komend� � zaczynaj� oddycha�. Ze �miertelnej dr�twoty wracaj� do normalnego, g��bokiego snu. Nazajutrz rano Linda Cortile telefonuje do Budda Hopkinsa. Hopkins jest jednym z najs�ynniejszych ameryka�skich ufolog�w. Linda opowiada mu, co zasz�o tej nocy i jeszcze tego samego dnia poddaje si� hipnozie, aby powt�rnie prze�y� t� niesamowit� sytuacj�. Dla Lindy nie by�o to ani pierwsze, ani ostatnie uprowadzenie na pok�ad UFO. Incydenty tego rodzaju robi� si� coraz cz�stsze. Wed�ug szacunk�w przedstawionych na konferencji dotycz�cej syndromu uprowadze�, zorganizowanej przez Massachusetts Institute of Technology, liczba obywateli Stan�w Zjednoczonych twierdz�cych, �e zostali wzi�ci na pok�ad UFO, si�ga ju� 3,7 miliona. Niewiarygodne! A sprawa Lindy Cortile? Jej ci�g dalszy by� jeszcze bardziej niewiarygodny. P� roku po tym incydencie Budd Hopkins dostaje list podpisany przez dw�ch agent�w s�u�b specjalnych. Z jego tre�ci wynika, �e rankiem 30 pa�dziernika 1989 roku widzieli oni co� mro��cego krew w �y�ach, a poniewa� nie potrafili sobie tego wyja�ni� w �aden racjonalny spos�b, postanowili zwierzy� si� ze wszystkiego s�ynnemu ufologowi. Mniej wi�cej tak badano Lind� Cortile na pok�adzie UFO. Niewielkie, obce istoty o szarej sk�rze uprowadzi�y j� z nowojorskiego mieszkania � zdarzenie to widzia�o niezale�nie od siebie wielu �wiadk�w � Tego dnia wie�li samochodem na nowojorskie l�dowisko �mig�owc�w ONZ wa�n� osobisto�� ze �wiata polityki. Nagle silnik ich samochodu zgas�. Zgas�y te� silniki innych samochod�w znajduj�cych si� naprzeciw mostu Brookly�skiego. Jeden z agent�w spojrza� przypadkiem w niebo. I odj�o mu mow�. Nad dwunastopi�trowym budynkiem unosi�o si� okr�g�e UFO otoczone b��kitnym �wiat�em. Obiekt spostrzeg� tak�e drugi agent oraz polityk. Z baga�nika wyj�li lornetk�. Ogromny przedmiot znajdowa� si� dok�adnie nad ulic�. Bez w�tpienia przygotowywa� si� do jakiej� akcji, co� tam si� dzia�o... I wtedy si� zacz�o. M�czy�ni nie wierz� w�asnym oczom: przez okno na dwunastym pi�trze wyfruwa skulona kobieta w bia�ej koszuli nocnej i �trzy najobrzydliwsze postacie, jakie kiedykolwiek widzieli�my�. Jedna leci przodem, dwie za kobiet�. Agenci widz� dok�adnie przez lornetk� b��kitne �wiat�o obejmuj�ce i przenosz�ce ca�� grup� w kilka sekund do UFO. Talerz b�yskawicznie wystrzela w g�r� i odlatuje bezg�o�nie. Potem staje, opada, a wreszcie zanurza si� w rzece Hudson. Przez chwil� kr�gi na wodzie i zawirowania �wiadcz�, �e zdarzy�o si� tu co� niezwyk�ego. Przy wynurzaniu si� statku, kilka godzin p�niej, nie ma �adnych �wiadk�w. Po paru tygodniach Hopkins dostaje kolejny list-od kobiety, kt�rej auto stan�o na pobliskim mo�cie Brookly�skim, a kt�ra widzia�a opisywane porwanie r�wnie dobrze. �wiadkowie tego zdarzenia ani si� nie znali, ani nie znali Lindy Cortile. Ale wszyscy, niezale�nie od siebie, wpl�tali si� niejako w t� niewiarygodn� histori�, zapieraj�c� dech w piersi. Sprawa ma jeszcze jeden osobliwy aspekt. Podczas regresji hipnotycznej Linda Cortile przypomnia�a sobie, �e w t� straszn� noc wszczepiono jej w nasad� nosa jakby sond�. Wprowadzenie wszczepu przez lew� dziurk� w nosie ku g�rze by�o potwornie bolesne. Tego samego dnia Linda zrobi�a prze�wietlenie czaszki. To, co zdawa�o si� nieprawdopodobne, okaza�o si� faktem. W g�owie Lindy Cortile znajdowa� si� niewielki przedmiot w kszta�cie cylindra. Ale nied�ugo. Po kilku dniach bowiem szarzy porywacze przybyli powt�rnie. Zn�w zawlekli kobiet� do UFO, po�o�yli na stole i wyj�li wszczep z nosa. Ale zdj�cie rentgenowskie zosta�o, zachowa�y si� te� protoko�y z seans�w hipnotycznych. Istniej� zeznania agent�w, potwierdzone przez kobiet�, kt�ra obserwowa�a zdarzenie z mostu Brookly�skiego, s� te� jej szkice. Tak�e polityk wysokiego szczebla, zachowuj�cy nadal anonimowo��, widzia� ca�e zdarzenie. Kto to jest? �rodowisko trz�sie si� od plotek. Wszystko �wiadczy o tym, �e to przypuszczalnie sam Perez de Cuellar, �wczesny sekretarz generalny ONZ. Trzeba trafu, �e wyw�szy� to akurat ameryka�ski arcysceptyk w sprawach UFO, od lat polemizuj�cy z relacjami na temat tego zjawiska. Chc�c zanegowa� prawdziwo�� zdarzenia, zaraz po opublikowaniu informacji na jego temat, natrafi� na rzecz nader osobliw�. Mo�na przypuszcza�, �e wszystko zainscenizowano po to, aby Perez de Cuellar zobaczy� istoty pozaziemskie. 11 lipca 1992 roku na mi�dzynarodowym sympozjum najwi�kszej mi�dzynarodowej organizacji badaj�cej UFO, MUFON (Mutual UFO Network), zorganizowanej w Albuquerque w Nowym Meksyku Budd Hopkins przedstawi� t� nadal nie zamkni�t� spraw� (The Linda Cortile Abduction Case, �Mufon UFO Journal�, nr 293/1992, s.12-16). Uczestnicy sympozjum, przewa�nie naukowcy i in�ynierowie, sami s� ufologami i od dawna stykaj� si� z najosobliwszymi wydarzeniami tego rodzaju. Nie spodziewali si� wszak�e us�ysze� o czym� takim. Nic wi�c dziwnego, �e przypadek ten okre�lono szybko mianem przypadku stulecia. Co dzieje si� teraz wok� nas? Co sta�o si� 30 pa�dziernika 1989 roku w Nowym Jorku? Co dzieje si� ci�gle od stuleci i tysi�cleci? Czy istnieje odpowied� na te wszystkie pytania... 1. Nocne spotkanie �wietliste olbrzymy nad Jeziorem Bode�skim � To by�o jak w filmie grozy! � M�ody cz�owiek siedz�cy przy stole naprzeciw czu� si� wyra�nie nieswojo. � Nie opowiada�em jeszcze tej historii nikomu, bo nikt by mi nie uwierzy�. Nieraz wraca do mnie jak nierealna wyprawa w krain� horroru, jako co� nierzeczywistego, a potem zn�w... To wszystko do dzi� ma na mnie wp�yw... J�rgen Rieder [Nazwiska i nazwy miejscowo�ci wyst�puj�ce w tym rozdziale zmieniono. Je�li �wiadkowie �ycz� sobie pe�nej anonimowo�ci, spe�niam ich �yczenie (przyp. aut.).] jest m�czyzn� po trzydziestce, z gatunku niepozornych, czasem sprawia wra�enie znerwicowanego. Zawarli�my znajomo�� dzi�ki wsp�lnym zainteresowaniom zawodowym � programom komputerowym. Wkr�tce si� okaza�o, �e w por�wnaniu ze mn� J�rgen jest prawdziw� znakomito�ci� w dziedzinie przetwarzania danych i sztucznej inteligencji. To prawdziwy geniusz w rozwi�zywaniu zawi�ych problem�w programowych i sprz�towych. � A teraz zacznijmy spokojnie od pocz�tku. Co si� wtedy sta�o? Chodzi mi o to, na czym polega niewiarygodno�� prze�ycia? � Wiedzia�em, �e nie mog� od J�rgena za wiele wymaga�. Pierwszy raz opowiada� komu� o zdarzeniu, kt�re dr�czy�o go przez wiele lat i wywar�o wp�yw na jego p�niejszy rozw�j. Niepewno�� w ruchach J�rgena sta�a si� bardziej widoczna. Zacz�� m�wi� szeptem. Wygl�da� na cz�owieka, kt�ry zmaga si� ze swoim najwa�niejszym problemem �yciowym. � Mia�em wtedy szesna�cie lat. Mieszka�em z rodzicami niedaleko Jeziora Bode�skiego. Pami�tam dobrze t� lutow� noc 1975 roku. By�o bardzo zimno, czarne chmury pokrywa�y niebo. Ko�o p�nocy odezwa� si� telefon. Dzwoni� m�j najlepszy przyjaciel Heiner � by� szalenie podniecony. � Co� si� sta�o? Heiner, r�wie�nik J�rgena, wykrad�szy z szafy ojca bro� my�liwsk�, wymkn�� si� p�nym popo�udniem do lasu w pobliskich g�rach. Sprzyja�o mu wida� szcz�cie (albo pech), bo trafi� zaj�ca, kt�ry wyszed� mu na strza�. Ale szcz�cie nie trwa wiecznie, bo po chwili us�ysza� oddalone, lecz zbli�aj�ce si� nawo�ywania le�niczego, kt�ry pewnie przypadkiem znalaz� si� w pobli�u i us�ysza� strza�y. Heiner post�pi� jak ka�dy w takiej sytuacji � wzi�� nogi za pas. Uda�o mu si� zgubi� le�niczego. Bez tchu wpad� do budki telefonicznej i zadzwoni� do J�rgena prosz�c go o pomoc. � Od razu wyszed�em � powiedzia� J�rgen. � Mieli�my w lesie takie nasze miejsce sekretnych spotka� ko�o starego, nieczynnego kamienio�omu. Kiedy tam dotar�em, Heiner dr�a� jak osika. Obgadali�my spraw�, poradzi�em mu, �eby si� przyzna�, ale on nie chcia�. Marzli�my. By�o strasznie zimno. A potem si� zacz�o! J�rgen rozejrza� si� ostro�nie, jakby obawiaj�c si� przypadkowych s�uchaczy. Ale byli�my sami, nikogo poza nami nie by�o w pokoju. � Zrobi�o si� jako� dziwnie. By�o ko�o trzeciej w nocy, luty, ciemno cho� oko wykol. Ale obydwaj odnie�li�my nagle wra�enie, �e �wita. Tak, powietrze zrobi�o si� takie jakie� mlecznobia�e. � J�rgen wzruszy� ramionami, jakby chcia� prosi� o wybaczenie, �e nie mo�e znale�� w�a�ciwego okre�lenia. � Ale w�a�nie tak si� to wszystko zacz�o. Rozgl�dali�my si� zdziwieni, staraj�c si� zrozumie�, sk�d ta jasno��. A potem, prawie jednocze�nie ujrzeli�my, �e w oddali w�r�d drzew mrugaj� trzy �wiat�a. Porusza�y si�, wygl�da�o jakby ta�czy�y, a po chwili zn�w kry�y si� za drzewami. By�y chyba jeszcze do�� daleko, ale si� zbli�a�y. To by�o dla nas oczywiste. � �wiat�a poruszaj�ce si� w�r�d drzew? A mo�e to by�y latarki policjant�w czy le�nika? � My�my te� tak my�leli. Pop�dzili�my ukry� si� za drzewami. Ale �wiat�a si� zbli�a�y. Ci, kt�rzy je nie�li, wiedzieli chyba, gdzie jeste�my, cho� by�o ciemno. Jak dot�d w opowie�ci J�rgena nie ma nic naprawd� dziwnego, nic co usprawiedliwia�oby jego l�k, widoczny jeszcze po tylu latach. Ale z do�wiadczenia wiedzia�em, �e wydarzenia wykraczaj�ce poza szar� codzienno�� potrafi� nas zaskoczy� w nieprzewidzianych, pozornie zwyczajnych sytuacjach. Czeka�em w napi�ciu, co b�dzie dalej. � Im bardziej zbli�a�y si� �wiat�a, tym mocniejsze odnosi�em wra�enie, �e to nie latarki, ale pionowo trzymane �wietl�wki. To by�o co� niesamowitego. Gas�y czasami, pojawiaj�c si� natychmiast gdzie indziej. To zabawne, ale przesta�em si� ba�. Heiner chcia� mnie przytrzyma�, z�apa� za kurtk�, ale si� wyrwa�em. Zrozumia�em ju�, �e to nie policja czy le�niczy. Teraz chcia�em si� tylko dowiedzie�, co tam si� dzieje. � Czy nie by�o to nazbyt lekkomy�lne? Nie zdawa�e� sobie przecie� sprawy, w co si� pchasz. � Tak, ale zrozumia�em to dopiero potem: Nagle ogarn�o mnie bardzo dziwne uczucie. Zreszt� nie wiem. W ka�dym razie ruszy�em zza drzew w kierunku �wiate�, kt�re zatrzyma�y si� oko�o dwudziestu czy trzydziestu metr�w ode mnie. I ujrza�em najdziwniejsz� rzecz w �yciu. � Po�era�a mnie ciekawo��. Przez te wszystkie lata, kiedy zajmowa�em si� sprawami dziwnymi, fantastycznymi, jakie zdarza�y si� w naszym �o�wieconym� �wiecie i w jego uwa�aj�cym si� za tak �racjonalne� spo�ecze�stwie, nas�ucha�em si� przedziwnych opowie�ci o osobach, kt�re rozp�ywa�y si� w �niebycie�, o spotkaniach z �istotami pozaziemskimi�, o ludziach najmocniej przekonanych, �e istnieli ju� w przesz�ym �yciu. Ale historia, kt�r� mia�em za chwil� us�ysze�, nie mie�ci�a si� w �adnych ramach. By�a to � i jest zreszt� dla mnie do dzi� � jedna z najbardziej przejmuj�cych relacji ze spotka� z nieznanym �wiatem, ze sfer� rzeczywisto�ci, kryj�cej si� w mrokach naszego �wiata, �wiata najnowocze�nieszych technologii, sfer� rzeczy nie rozpoznanych, niewidocznych, nie oczekiwanych, tylko intuicyjnie przyjmowanych do wiadomo�ci dzi�ki naszym snom i fantazji. � � Zbli�y�em si� � wyszepta� J�rgen, a ja s�ysza�em dr�enie w jego g�osie � i ujrza�em, �e to jakie� istoty. Wielkie, bardzo wielkie, maj�ce tak ze trzy metry wzrostu. Jasne �wiat�o emanowa�o jakby z nich samych. Najdziwniejsze jednak by�o, �e siedzia�y w takich lataj�cych fotelach. R�koma porusza�y jakie� d�wignie z bok�w tych foteli. G�owy by�y niewidoczne, ca�kowicie zas�oni�te he�mami � u g�ry jasnymi, u do�u ciemnymi. Nie widzia�em twarzy. Jedna z istot unios�a powoli ciemn� os�on� he�mu mniej wi�cej do wysoko�ci czo�a. � Czy jaskrawe �wiat�o nie przeszkadza�o ci w obserwacji? � rzuci�em. � Nie, poniewa� istoty zmniejszy�y jego jasno��. W ka�dym razie widzia�em je, ale nie by�em o�lepiony. Istoty mia�y co� w rodzaju du�ych plecak�w, wystaj�cych nad g�ow�, i unosi�y si� w dziwnych fotelach oko�o dw�ch metr�w nad ziemi�. J�rgen zobaczy�, �e �d�b�a trawy znajduj�ce si� pod �aparatami lataj�cymi� porusza�y si� � jakby pod wp�ywem niewidzialnej si�y. Jedna z istot znalaz�a si� nad w�sk�, szutrow� le�n� drog�, kamyczki pod fotelem dos�ownie �ta�czy�y�. � Wywija�y istne piruety, by�o s�ycha� suchy stuk kawa�k�w t�ucznia zderzaj�cych si� w powietrzu. Poza tym panowa�a prawie zupe�na cisza. Tylko fotele wydawa�y niskie, nieg�o�ne mruczenie. Spotkania z istotami pozaziemskimi i uprowadzenia do UFO przybra�y ju� � przynajmniej w USA � rozmiary regularnego �syndromu uprowadze�. �Zawini�a� tu w pewnym sensie popularno�� ksi��ek Whitley'a Striebera [1, 2] i Budda Hopkinsa [3, 4], kt�rzy u�wiadomili ludziom istnienie tego dra�liwego problemu. Czym s� uprowadzenia do UFO? Ofiary utrzymuj�, �e ma�e, szare istoty z nienormalnie wielkimi g�owami, z ogromnymi oczyma i do�� szczup�ym cia�em, zatrzyma�y ich samoch�d na jakiej� odludnej szosie, wzi�y je do statku kosmicznego, gdzie podda�y badaniom lekarskim i psychalogicznym, a potem pu�ci�y wolno. Innych � jak Lind� Cortile � uprowadzono wprost z mieszkania, w stanie lewitacji przeniesiono do du�ych obiekt�w unosz�cych si� w powietrzu i poddano takiej samej, mniej lub bardziej niemi�ej procedurze. Na koniec istoty pozaziemskie za�o�y�y wi�kszo�ci ofiar blokad� mentaln�, powoduj�c� utrat� poczucia czasu przez kilka godzin. Cz�sto jedynie hipnoza mo�e przywr�ci� pami�� takich zdarze�. Takimi spotkaniami zajmiemy si� jeszcze w spos�b bardziej wyczerpuj�cy. Ale znane mi dot�d przypadki zupe�nie nie przypomina�y zdarzenia, o kt�rym opowiada� J�rgen. Nigdy nie zetkn��em si� z informacj� o �wietlistych olbrzymach trzymetrowego wzrostu w lataj�cych fotelach, kt�rych �nap�d� oddzia�ywa� fizycznie na �rodowisko. Ale ca�a ta historia b�dzie jeszcze znacznie dziwniejsza. � Trzy istoty � ci�gn�� J�rgen z napi�ciem na twarzy � wpatrywa�y si� we mnie. W ka�dym razie odnosi�em takie wra�enie, bo nie widzia�em ich oczu. Potem istota z prawej strony, unosz�ca si� nad drog�, ruszy�a ku mnie. Ale najbardziej niesamowite by�o to, �e nie mog�em si� ruszy�. Nie mog�em nawet mrugn�� okiem. � Objawy parali�u u ludzi i zwierz�t s� cz�sto wymieniane w zwi�zku z tak zwanymi bliskimi spotkaniami trzeciego stopnia, czyli bezpo�rednimi spotkaniami z za�ogami UFO. �wiadkowie nie mog� si� ruszy�, jakby kto� rzuci� na nich urok, nie potrafi� nawet skin�� g�ow�, czy � jak J�rgen Rieder � mrugn�� okiem. � Istota podesz�a do mnie. Sta�em bez ruchu, widz�c swoje odbicie w jej he�mie. Teraz ujrza�em, �e w g�rnej cz�ci plecaka, po obu stronach he�mu, znajduj� si� jakby fasetkowe oczy � dwoje z jednej, dwoje z drugiej strony. Odnios�em wra�enie, �e wylatuje z nich i przeszywa mnie na wylot co� w rodzaju �wiat�a lasera. � I to nie jest niczym nowym. Wielu �wiadk�w bliskich spotka� relacjonuje, �e prze�wietla�y ich dziwne promienie, przechodz�ce przez sk�r�, ko�ci, a nawet dachy samochod�w. � � W ca�ym ciele czu�em mrowienie. To bola�o. Czu�em, jakby obdzierano mnie ze sk�ry. Jakby ca�e moje cia�o zosta�o odwodnione, jakby pozbawiono je wszelkich p�yn�w, jakbym usycha�. W g�owie hucza� mi ko�cielny dzwon, wydawa�o mi si�, .ze wszystkie ko�ci tr� o siebie. By�o mi strasznie gor�co. Pomy�la�em sobie: do licha, ja p�on�, umieram. To by�o potworne. Ba�em si� wtedy, jak nigdy w �yciu. � Jak d�ugo to trwa�o? Jak d�ugo musia�e� to znosi�? � Nie wiem. To by�o co� potwornego. Heiner powiedzia� mi potem, �e trwa�o to par� minut, �e otacza� mnie ognisty ob�ok. W ka�dym razie trzy istoty nagle znikn�y. Bach � i ju�! Nie wiem, jak to zrobi�y. Rozp�yn�y si� w jednej chwili. Notuj�c, my�la�em sobie, �e wielu ludzi na �wiecie prze�y�o co� podobnego, cho� �aden z tych przypadk�w nie m�g� si� r�wna� temu, o czym teraz s�ucha�em. � Czy Heiner wszystko widzia�? � Tak, by� kompletnie roztrz�siony. Co chwila �apa� si� za g�ow� i krzycza�: To niemo�liwe! Zabawne, bo ja do�� szybko wr�ci�em do siebie, b�le przesz�y z chwil� znikni�cia istot. Zn�w mog�em si� rusza�. Heiner jeszcze przez nast�pne dni by� zupe�nie rozbity. A ja zacz��em zastanawia� si� nad nap�dem tych foteli. Dziwne, co? � Rzeczywi�cie, osobliwy przypadek. Do tej pory J�rgen Rieder nie u�wiadamia� sobie, �e to najprawdopodobniej UFO. Jak sam twierdzi � w co wierz� � nie zna� wtedy relacji z uprowadze�. Przez ca�y czas, kiedy omawiali�my niezwyk�e zdarzenie, ani razu nie odnios�em wra�enia, �e to oszust. By� to kto�, kto zetkn�� si� z wielk� zagadk�, mia� za sob� r�wnie� niewiarygodne prze�ycie, kt�re zupe�nie go zaskoczy�o. By� kim� poszukuj�cym wyja�nienia, ale nikt nie m�g� mu go udzieli�. Od owej nocy J�rgen Rieder cierpi na natr�ctwa, czuje przymus skonstruowania maszyny dzia�aj�cej wbrew prawu ci��enia. Wyznaczono mu nawet termin � do 1992 roku. Potem � co wielokrotnie widzia� w wizjach i snach � b�dzie koniec �wiata. Z biegiem lat jego wizje dotycz�ce maszyny antygrawitacyjnej stawa�y si� coraz konkretniejsze. Najpierw widzia� tylko tr�jk�t z jakimi� obracaj�cymi si� rotorami przy wierzcho�kach. Konstrukcja ta przeobrazi�a si� potem w podw�jn� piramid�, w kt�rej rozpozna� model kryszta�u tlenku krzemu. P�niejsze wizje u�wiadomi�y mu, �e takie kryszta�y naturalne czy tworzywa sztuczne o por�wnywalnej strukturze, ��czone w uk�ady, jeden nad drugim, mog� przy okre�lonych cz�stotliwo�ciach wykazywa� dzia�anie antygrawitacyjne. Cz�sto budzi� si� w nocy i ca�ymi godzinami kre�li� jak szalony przer�ne modele. W ten sam spos�b zosta�y zainspirowane jego badania nad sztuczn� inteligencj�. Nie potrafi� stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, czy J�rgen Rieder mia� kontakt z nieznanymi istotami w rzeczywisto�ci, nie wiem te�, czy pewnego dnia zbuduje maszyn� antygrawitacyjn�. Pewne jest tylko, �e min�� rok 1992, a nasz �wiat istnieje. Niew�tpliwe jest jednak to, �e bior�c pod uwag� wspomniane wizje, przypadek Riedera jest analogiczny do wielu innych. Liczba os�b spo�r�d uprowadzonych do UFO, kt�re mia�y kontakt z osobliwymi i pot�nymi istotami, a po spotkaniu z nimi zacz�y odczuwa� jakby przymus zbudowania maszyny antygrawitacyjnej czy perpetuum mobile, obejmuje ju� setki. Inni �odkrywaj�� formu�� �wiatowego pokoju czy �wynajduj�� nowe (cho� znane ju� od dawna) substancje chemiczne. Cz�sto og�aszaj� proroctwa dotycz�ce ko�ca �wiata � za ka�dym razem niedosz�ego. Prze�ycie J�rgena Riedera nie jest klasycznym �kontaktem z UFO�, gdy� ani on, ani jego przyjaciel nie widzieli obiektu. Ale by�o to spotkanie o charakterze wyra�nie technicznym, podobne do dozna�, jakie inni ludzie maj� i mieli na ca�ym �wiecie. � Na dalszych stronach tej ksi��ki zetkniemy si� z osobliwymi i nieprawdopodobnymi, dziwacznymi i nies�ychanymi �kontaktami� z przedziwnymi za�ogami UFO i pilotami statk�w powietrznych. Z istotami, kt�re nasi przodkowie uwa�ali za duchy lub skrzaty. Z potworami ze szkockich jezior i g�rskich las�w Ameryki P�nocnej. Z bogami, diab�ami i demonami. Czy spotkania tego rodzaju to tylko urojenia? Czy s� to upostaciowione projekcje pod�wiadomo�ci lub tego, czego ludzie nie u�wiadamiaj� sobie w og�le? Czy to tylko chimery, rojenia, wytwory chorej wyobra�ni? Zobaczymy. Wybierzemy si� w podr� badawcz�, kt�ra zaprowadzi nas w otch�anie Kosmosu i w �wiat naszej duszy. Szybko zauwa�ymy, �e te �wiaty s� ze sob� nierozerwalnie zwi�zane i �e to, co postrzegamy jako rzeczywisto��, jest tylko warstw� wierzchni�, wycinkiem, postrzeganym przez nas �obrazem� tego �wiata. W ko�cu i my b�dziemy mieli �kontakt� z ow� obc� inteligencj�, kt�ra towarzyszy nam od pocz�tku historii. Inteligencji tej nadawano wiele imion. Dawniej byli to bogowie i anio�y, diab�y i demony, wr�ki i elfy. Dzi� s� to �istoty pozaziemskie�, �obcy�, �go�cie�. Ja okre�lam ich po prostu mianem inni. Bo co� na pewno jest wok� nas. Co�, co wywiera na nas wp�yw. Objawia si� tam, gdzie si� tego nie spodziewamy. Czai si� w lasach i nad odludnymi drogami. W Niemczech, Ameryce � wsz�dzie na �wiecie. Przede wszystkim jednak drzemie w nas samych, w g��bi. w nieznanych otch�aniach naszej duszy. 2. Przera�aj�ce panopticum Za�ogi UFO dzi� One nadal istniej� � potwory naszego dzieci�stwa, duchy przesz�o�ci. Dzi� nosz� skafandry kosmiczne i ruchome przyciemniane os�ony na owalnych he�mach. Nie lataj� na miot�ach ani nie zawodz� w ruinach starych zamk�w. Do poruszania si� wykorzystuj� kierowane fotele o nap�dzie rakietowym i l�ni�ce statki kosmiczne. Nie gnie�d�� si� ju� w mrocznych jaskiniach, pod wielkimi g�azami, w zaczarowanych lasach. Przybywaj� z odleg�ych gwiazd: z Wenus, z Dzeta Reticuli, z zak�tk�w Mg�awicy Andromedy. A jednak s� to nadal te same przera�aj�ce istoty. Przera�aj�ce, bo nie mo�emy ich ogarn�� rozumem, bo zjawiaj� si� w ca�kiem nieoczekiwanych miejscach. S� straszne, bo maj� nad nami w�adz�, w�adz� pozwalaj�c� robi� z nami to, na co maj� ochot�. �Wok� nas � twierdzi� angielski pisarz Arthur Machen � istniej� sakramenty z�a, tak jak istniej� sakramenty dobra, a nasze �ycie i nasze dzia�ania tocz� si�, �e tak powiem, w budz�cym groz� �wiecie jaski� i ciemno�ci, zaludnionym przez mieszka�c�w krainy cieni.� Nie wiem, czy te istoty z krainy cieni s� dobre, czy z�e, w ka�dym razie w ludzkim rozumieniu tego s�owa. S� inne, s� obce. Ale one s� z nami, odk�d my, ludzie, istniejemy, a mo�e my, ludzie, istniejemy tylko dlatego, �e one tu s�. Przez te wszystkie tysi�clecia nadali�my im wiele imion, dzi� pojawiaj� si� przed nami jako �pozaziemscy kosmonauci� z Wenus, jako wysocy blondyni, jako przera�aj�co wielkie olbrzymy, jako kar�y o szarej sk�rze, wielkich g�owach i szponiastych palcach. � Nasza o�wiecona epoka wysoko rozwini�tej techniki neguje ich istnienie. Musi to robi�, bo zupe�nie nie pasuj� do obrazu �wiata, jaki stworzy� sobie cz�owiek wsp�czesny. To zrozumia�e. Spo�ecze�stwo istniej�ce tylko wtedy, kiedy wszystkie jego mechanizmy dzia�aj� bez zarzutu, kiedy technika, jak� rozwin�li�my, funkcjonuje wed�ug dok�adnych plan�w i praw, nie mo�e sobie pozwoli� na jakiekolwiek odst�pstwa i nienormalno�ci. Nie ma tu miejsca na elementy obce. Jestem przedstawicielem nauk przyrodniczych i mechanistyczny obraz �wiata nie jest mi obcy. W przeciwie�stwie wi�c do wielu ezoteryk�w widz�, �e w naszym �wiecie, nastawionym tak materialnie, konieczne jest opieranie si� przede wszystkim na tym, co rozpozna nasze pi�� zmys��w. Mimo to zadaj� sobie czasem pytanie, czy aby nie przeoczono gdzie� kilku wa�nych spraw? Jako si� rzek�o: nasz �racjonalny� ogl�d �wiata nie pozwala na jakiekolwiek odst�pstwa od normy, bo wszystko musi bezb��dnie funkcjonowa�. Wyj�tki nale�y niwelowa� i traktowa� jako �potwierdzenie regu�y�, najlepiej zreszt� je zignorowa�. � To w�a�nie dotyczy otaczaj�cych nas istot. Ameryka�ski autor Whitley Strieber, kt�ry stale znajduje si� pod ich wp�ywem � nazywa je �go��mi� � pisze: �Go�cie potrafi� zamanifestowa� swoj� obecno�� tak�e w wielkich miastach. Mog� dzia�a� wedle w�asnego uznania, bo nasze spo�ecze�stwo neguje ich istnienie. Wy�miewa si� zwykle osoby, opowiadaj�ce o kontaktach z nimi, to za� daje obcym istotom ca�kowit� swobod� dzia�ania. Cokolwiek uczyni�, mog� mie� pewno��, �e b�d� zignorowane. Dziwne, ale prawdziwe: ci, co neguj� ich istnienie, dzia�aj� w ich interesie� [2]. �Go�cie�, �obcy�, �inni� zawsze pozostawali w ukryciu. Ale nigdy jeszcze nie mieli tak u�atwionego dost�pu do naszego �wiata. W staro�ytno�ci, w �redniowieczu, a� po czasy O�wiecenia ich istnienie nigdy nie by�o kwestionowane, ka�dy wierzy� w te istoty, ka�dy by� zawsze przygotowany wewn�trznie na spotkanie z nimi. Dzi� jest inaczej. Kto�, kto wierzy w innych, opowiada o kontaktach, uchodzi za k�amc� � w najlepszym razie za fantast�. Nie traktuje si� go serio, kwestionuje jego prze�ycia, uznaj�c je za �sen�, �wizj� czy �zmy�lenie�. Niew�tpliwie w�r�d wszystkich relacji na temat spotka� z innymi znalaz�o si� wiele takich przypadk�w � nie mo�na tu pomin�� grupki patologicznych k�amc�w, blagier�w, mitoman�w p�awi�cych si� z rozkosz� w blasku jak�e nietrwa�ej s�awy. Niew�tpliwie �sny� i �wizje� � czyli obrazy �wiata wewn�trznego cz�owieka, �w kalejdoskop duszy � nie pozostaj� bez wp�ywu na przebieg spotka� z innymi, a nawet, o czym b�dziemy mieli jeszcze okazj� si� przekona�, odgrywa w nim decyduj�c� rol�. Ale dla mnie tak samo pewne jest, �e zjawisko to ma mocny, realny rdze�. Wydaje si� on wprawdzie nieco naruszony, ale to w�a�nie my os�abiamy go naszym post�powaniem, nasz� ignorancj� i arogancj�. Prosz� sobie wyobrazi�, �e siedz� pa�stwo w wielkim samolocie rejsowym. Przelecieli pa�stwo nad kana�em La Manche i dotarli do wybrze�y Wielkiej Brytanii; w dole rozci�ga si� zielony, pag�rkowaty krajobraz po�udniowej Anglii. Te par� chmurek prawie nie zas�ania widoku na miasta i wsie, widz� pa�stwo rozleg�e pola, rzeki i lasy. Nic nadzwyczajnego. Latali pa�stwo wielokrotnie, znaj� te pejza�e, wracaj� wi�c do lektury. Nagle s�siad pa�stwa, siedz�cy przy oknie, zaczyna krzycze� ze strachu. Gestykuluj�c jak szalony, pokazuje co� na zewn�trz. Znad gazety, w kt�rej czytali pa�stwo nowinki o brytyjskim dworze kr�lewskim, spojrzenie w�druje ku oknu, ku spokojnemu, tak normalnemu i nieciekawemu z pozoru �wiatu. Ale ten widok zapiera nagle dech w piersi: w�r�d pierzastych chmurek, prawie pod samolotem, unosi si� wielki pomara�czowy s�o�. Zamykaj� pa�stwo oczy, otwieraj�, my�l�c: to niemo�liwe! Ale s�o� tam jest. Obraca si� powoli, spokojnie buja w ob�okach. A widz� go nie tylko pa�stwo, spostrzegli go te� pozostali pasa�erowie. � O, s�o�! � S�o� w chmurach! Jaka� bzdura? Nic podobnego! W�a�nie co� takiego przydarzy�o si� w kwietniu 1979 roku nad Southampton pasa�erom samolotu, kt�rzy zeznali zgodnie, �e w czasie lotu nad Angli� widzieli w chmurach wielkiego pomara�czowego s�onia [5]. Rozwi�zanie tej zagadki jest r�wnie banalne, co zabawne: �s�o� okaza� si� olbrzymim cyrkowym balonem reklamowym, kt�ry zerwa� si� z uwi�zi i wzni�s� na wysoko�� 12 000 metr�w. � Co uzmys�awia nam ten przypadek? Ludzi znajduj�cych si� w zupe�nie zwyk�ej, codziennej sytuacji spotyka co� nieoczekiwanego, odmiennego, niemo�liwego. Jak na to reaguj�? Jak to relacjonuj�? Relacjonuj� tak, jak to widzieli: olbrzymiego pomara�czowego s�onia unosz�cego si� w powietrzu. Ni mniej, ni wi�cej. To, co by�o. Nie wiedzieli, �e 12 000 metr�w ni�ej podr�uje cyrk, kt�remu urwa� si� z uwi�zi balon w kszta�cie s�onia. I mogli w og�le nie wiedzie�, �e s� balony w kszta�cie s�onia. To, co widzieli i zrelacjonowali, odpowiada�o dok�adnie rzeczywisto�ci. Niczego nie dodali, nikt nie widzia� lataj�cych �yraf albo chwiej�cych si� nosoro�c�w. Nikt nie mia� wizji ani sn�w � wszyscy widzieli tylko unosz�cego si� pomara�czowego s�onia. Incydent ten uwa�am, cho� zabrzmi to by� mo�e kuriozalnie, za zdarzenie bardzo znamienne. U�wiadamia nam ono w spos�b dobitny a zarazem przezabawny, �e zetkn�wszy si� z czym� nie wyja�nionym ludzie dokonuj� zwykle prawid�owych obserwacji i relacjonuj� je w spos�b rzetelny. �wiadkowi pojawienia si� UFO, czyli niezidentyfikowanego obiektu lataj�cego, �atwo wm�wi�, �e widzia� najwy�ej projekcj� psychiczn� swoich wyobra�e�, wywo�an� bod�cem naturalnym-powiedzmy widokiem jasnej Wenus. Tyle, �e zwykle �wiadkowie wiedz� dok�adnie, co widzieli, nawet je�li nie potrafi� sobie wyt�umaczy� istoty zjawiska. �Dop�ki inna hipoteza nie oka�e si� bardziej no�na, relacje na temat UFO � pisze James McCampbell � trzeba uwa�a� za rzetelne pr�by opisania przez ludzi ich do�wiadcze�, nawet je�li wydaj� si� one ca�kiem dziwaczne� [6]. � Ja te� tak uwa�am. Jakim prawem niewielka samozwa�cza, ale za to bardzo ha�a�liwa, grupka os�b nastawionych sceptycznie do UFO, twierdzi, �e ludzie, kt�rzy ca�ymi godzinami obserwuj� obiekty lataj�ce � zbli�aj�ce si� do nich, znikaj�ce i pojawiaj�ce si� znowu � ludzie, kt�rzy widz� cz�onk�w za�ogi UFO daj�cych im jakie� znaki (np. w tzw. przypadku Gill z 29.06.1969 r. w Papui-Nowej Gwinei), �e wszyscy ci ludzie widzieli tylko Wenus? Za jak�e naiwnych uwa�aj� swoich bli�nich ci �zaprzeczaj�cy dla zasady�? My�l�, �e niekt�rym sprawia przyjemno��, gdy zasiad�szy przy komputerze i uruchomiwszy najnowszy program astronomiczny, wy�wietl� sobie na ekranie r�ne konstelacje z okre�lonego okresu obserwacji i w spos�b mniej lub bardziej przypadkowy wybior� kt�ry� ze �wietlnych punkt�w. Jaka� gwiazda o du�ej jasno�ci czy jasna planeta znajdzie si� przecie� na pewno w pobli�u relacjonowanej obserwacji UFO. By�oby nierozs�dne wykluczy�, �e niekt�re relacje o pojawieniu si� UFO powsta�y omy�kowo � za przyczyn� z�udzenia wywo�anego w spos�b naturalny, cho�by przez gwiazdy. Mog�o si� to przytrafi� w nocy, szczeg�lnie przy obserwacjach niewielkich obiekt�w o du�ej jasno�ci. Kiedy jednak opis dotyczy wielkich obiekt�w lataj�cych, je�li obserwacj� prowadzono przez d�ugi czas, je�li dostrze�e si� wyra�ne reakcje (w przypadku Gill � znaki dawane przez za�og�), czy nawet fizyczny wp�yw na �rodowisko, to trzeba mie� naprawd� bujn� wyobra�ni� (a mo�e by� a� tak naiwnym), �eby win� za to wszystko obarcza� gwiazdy. Teraz chcia�bym przytoczy� nast�pny przyk�ad. Przede wszystkim dlatego, �e przypadek ten jest naprawd� zdumiewaj�cy: 9 listopada 1979 r. sze��dziesi�ciojednoletni stra�nik le�ny Robert Taylor przeprowadza obch�d lasu w okolicach swojej rodzinnej miejscowo�ci Livingston w Szkocji. Jest z psem. O 1015 rano wychodzi na polan� i widzi dziwny obiekt unosz�cy si� nad ziemi�. Taylor ocenia, �e obiekt ma oko�o sze�ciu metr�w �rednicy, a trzech i p� wysoko�ci. Jest kulisty ze zgrubieniem na obwodzie. Na zgrubieniu Taylor widzi jakby masywne pionowe pr�ty z niby-�mig�ami. Powy�ej wypuk�o�ci znajduje si� rz�d okien czy otwor�w przypominaj�cych bulaje. Wydaje si�, �e obiekt jest szary, ale jego barwa wci�� si� zmienia i Taylor odnosi wra�enie, �e stanie si� zaraz przezroczysty, ale do tego nie dochodzi. Trzy obiekty, na jakie natrafi� stra�nik le�ny Robert Taylor 9 listopada 1979 roku ko�o Livingston w Szkocji � Od chwili, kiedy Tylor wyszed� na polan� i zauwa�y� obiekt, min�o zaledwie kilka sekund. Nagle zaczyna si� dzia� co� dziwnego, dwie niewielkie metalowe kule o �rednicy prawie jednego metra, z kt�rych wystawa�y pr�ty wygl�daj�ce jak anteny, dotoczy�y si� do niego, przylgn�y do n�g i zacz�y go �przesuwa� w kierunku obiektu. Taylor straci� przytomno��. Gdy dochodzi do siebie, wielki obiekt i obie kule znikn�y. Pies szczeka i jak szalony biega wok� swojego pana. Taylor straci� g�os, huczy mu w g�owie. Dr�y na ca�ym ciele. Tak�e pies jest wyl�kniony. Toczy pian� z pyska i na krok nie odst�puje swojego pana. Taylor z trudem dociera do �azika. Siada za kierownic�, ale ma takie drgawki, �e zaraz pakuje si� w grz�skie b�oto. Musi wysi��� i p�j�� do domu na piechot�. G�owa boli go jeszcze przez kilka godzin, przez dwa kolejne dni bezustannie dr�czy go pragnienie. P�niejsze przeszukanie polany, na kt�rej Robert Taylor spotka� obiekt, ujawni�o �lady teleskopowych podp�r pozostawione zapewne rzez niewielkie obiekty. Spodnie Taylora by�y z obu stron rozdarte. lady rozdarcia potwierdzaj� opis zdarzenia: �e kule z pr�tami wzi�y go mi�dzy siebie i popycha�y w kierunku wi�kszego obiektu. Taylor jest uwa�any za cz�owieka solidnego i uczciwego, badania lekarskie i dokumenty dotycz�ce stanu jego zdrowia nie wykaza�y �adnych rewelacji. Taylor nigdy nie miewa� b�l�w g�owy, nigdy nie traci� przytomno�ci. Nie wiem, co za obiekty pojawi�y si� ko�o Livingston. Inni jednak s� pewni: to Wenus i Merkury! Mimo �e pogl�du tego nie da si� zaakceptowa�, s� ludzie, kt�rzy we� wierz�. Na przyk�ad Stewart Campbell, kt�ry przez d�ugi czas bada� ten przypadek, cho� sam nie by� zapewne do ko�ca przekonany do swojej interpretacji. Najpierw s�dzi�, �e Taylor ujrza� piorun kulisty -kuriozum w zestawieniu z faktycznie widzianym zjawiskiem. W 1986 roku natomiast dozna� �astralnego� zapewne ol�nienia, skoro napisa�: �Ostatnio dosz�o nast�puj�ce, proste wyja�nienie. Wiele relacji o UFO (tak�e te z pozoru spektakularne) mo�na wyja�ni� zjawiskami astronomicznymi. Zdarzenie nast�pi�o wprawdzie w bia�y dzie�, ja wszak�e postanowi�em mimo to zbada� hipotez�... astronomiczn�� [9]. I c� si� okaza�o? Zgodnie z t� hipotez� Taylor wyszed� na polan�, a ujrzawszy Wenus i Merkurego uleg� atakowi epilepsji, podar� na sobie ubranie (a mo�e poszarpa� je pies?), straci� przytomno��, a gdy doszed� do siebie, odczuwa� b�l g�owy. Wiarygodne? Campbell stwierdza, ca�kiem s�usznie, �e Wenus mo�na czasem zobaczy� w bia�y dzie�. Ale wtedy jej jasno�� jest tak niedu�a, �e mo�e j� dostrzec tylko wprawne oko dobrego obserwatora, kt�ry dok�adnie wie, w kt�rym regionie nieba jej szuka�. W jeszcze wi�kszej mierze dotyczy to Merkurego, kt�rego s�aby blask z powodu niewielkiej odleg�o�ci na niebie od S�o�ca wida� tylko w niezwykle sprzyjaj�cych warunkach. Jeszcze nigdy nie widziano Merkurego w dzie� (0 10.15). Poza tym nie wiadomo, czy niebo by�o w�wczas czyste, w ka�dym razie jeszcze o 9.20 niebo nad Livingston by�o pokryte chmurami. Wa�niejsze jest to, �e o tej porze Wenus nie znajdowa�a si� ju� nad horyzontem, lecz zasz�a za wzg�rza Dee Hill le��ce na po�udniowy wsch�d od polany. W konsekwencji Campbell musia�by powo�a� si� na fatamorgan�, kt�ra wyczarowa�a Wenus oraz Merkurego nad horyzontem � do tego w postaci tak jasnej, �wietlistej i kulistej, �e biedny Robert Taylor najpierw dosta� na ich widok ataku epilepsji, a nast�pnie pad� bez przytomno�ci na ziemi� (wed�ug dokument�w dotycz�cych jego stanu zdrowia Taylor ani przedtem, ani potem nie miewa� atak�w epilepsji, dlaczego wi�c taki atak przytrafi� mu si� w�a�nie wtedy?). Wszystko by�oby �miechu warte, gdyby nie fakt, �e hipoteza Campbella zosta�a wysuni�ta ca�kiem serio. Samo za siebie m�wi stwierdzenie pewnego niemieckiego arcysceptyka w sprawach UFO, kt�ry twierdzi, �e jest to �gw�d� do trumny jednego z najspektakularniejszych angielskich [...] przypadk�w ostatnich dziesi�cioleci� [10]. Ale inni ufolodzy s�dz�, �e wszystkie te hipotezy s� w istocie tylko pr�b� zbudowania na si�� konstrukcji, w jakikolwiek spos�b maj�cej wyja�ni� zdarzenie, kt�rego prawdopodobie�stwo jest dla niekt�rych bardzo podejrzane. Chc�c zbli�y� si� do rozwi�zania zagadki UFO i ��cz�cego si� z ni� fenomenu innych, musimy zapu�ci� si� w labirynt wyobra�ni, w kt�rym nietrudno nam b�dzie zab��dzi�. Labirynt jest tu okre�leniem najw�a�ciwszym, bo nader �atwo si� tam zgubi� w pl�taninie dziwacznych, je��cych w�osy na g�owie, pozornie nierealnych informacji z mrocznych stref naszego �wiata. Istoty, pod��aj�ce tam swymi pradawnymi szlakami, mog� przypomina� postacie z Boskiej komedii Dantego czy surrealistycznych obraz�w Hieronima Boscha. Gdyby okre�lenie to nie by�o nacechowane tak negatywnie, mo�na by je nazwa� demonami, bo w pierwotnym znaczeniu to greckie s�owo okre�la�o �istoty nadprzyrodzone o cechach na wp� boskich i na wp� ludzkich�, ich za� post�pki mog�y by� dobre lub z�e. W istocie odpowiadaj� one wizerunkowi chrze�cija�skich anio��w i one bowiem po�redniczy�y mi�dzy �wiatami, i one by�y dobre lub z�e. Dlatego te� mo�na tylko przytakn�� ufologowi Johnowi A. Keelowi, kt�ry pisze: �Demonologia nie jest wymys�em fantast�w. Jest to si�gaj�ce do najdawniejszych czas�w studium duch�w i demon�w, kt�re bez w�tpienia istnia�y obok cz�owieka w ca�ej historii. Napisano o tym tysi�ce ksi��ek. Wiele z nich jest dzie�em uczonych duchownych, przedstawicieli nauk przyrodniczych i naukowc�w innych dziedzin. Ka�dy badacz mo�e sprawdzi� autentyczno�� niezliczonych, dobrze udokumentowanych zdarze�. Objawienia opisane w tej wstrz�saj�cej literaturze wykazuj� podobie�stwa do UFO � cz�sto s� nawet z nim identyczne. Ofiary, w kt�re wst�pi� demon, wykazuj� dok�adnie te same symptomy psychosomatyczne, co osoby, kt�re mia�y styczno�� z UFO.� Sp�jrzmy wi�c na nich: na tych innych, na demony przesz�o�ci, anio�y i diab�y staro�ytno�ci, kt�re odnalaz�y drog� do naszych czas�w. Przygotujmy si� na spotkanie z tym, co przera�aj�ce, niepoj�te i niewyja�nialne. Prosz� r�wnie� pomy�le� o tym, �e gdy my czytamy te historie, w tym samym czasie �yj� w�r�d nas ludzie, kt�rzy zetkn�li si� z tymi istotami nie tylko na stronach tej ksi��ki, lecz w rzeczywisto�ci: w miejskich domach, w lasach rodzinnych stron, w krainach tej Ziemi, kt�r� nazywamy �naszym� �wiatem. � Jest wiecz�r 21 sierpnia 1955 roku. Pani Glenie Langford wraz z dzie�mi � Lonnie, Charltonem i Mary bawi z wizyt� u zaprzyja�nionego ma��e�stwa, Elmera i Very Sutton�w, i ich dzieci. Jest tam te� Bill Ray Taylor, przyjaciel Elmera. Dom na farmie Sutton�w stoi na odludziu, mi�dzy niewielkimi miejscowo�ciami Kelly i Hopkinsville, w lasach Kentucky [8, 12, 13]. Oko�o si�dmej wiecz�r Bill Ray Taylor wychodzi po wod� do studni na podw�rze. Spu�ci� w�a�nie wiadro i widzi co�, co odbiera mu mow�. Niedaleko sunie po niebie �wietlisty obiekt lataj�cy, �bardzo jasny, mieni�cy si� kolorami t�czy�. Ale to jeszcze nie wszystko: obiekt podchodzi do l�dowania za krzakami oddzielaj�cymi zabudowania od ma�ego, wyschni�tego w lecie potoku. Bill Taylor biegnie p�dem do domu, ale nikt nie bierze go powa�nie. Na pewno widzia� spadaj�c� gwiazd�, mo�e b�yskawic�. Nikt nie ma ochoty wyj�� z nim na dw�r zobaczy�, co sta�o si� ko�o potoku, nikt mu nie wierzy. Mniej wi�cej godzin� p�niej pies na podw�rzu zaczyna ujada� jak szalony. Elmer Sutton i Bill Taylor patrz� po sobie, wstaj� od nakrytego sto�u i staj� w drzwiach domu. W odleg�o�ci zaledwie dziesi�ciu metr�w widz� co� wygl�daj�cego jak uciele�nienie absurdu. Stoi przed nimi niewielka istota maj�ca oko�o 1,2 m wzrostu. Chyba jest naga, ma szar� sk�r�, nieproporcjonalnie wielk� g�ow�, d�ugie r�ce ze szponiastymi palcami, wlok�ce si� prawie po ziemi. Najbardziej przera�aj�ca jest g�owa � wielkie s�oniowe uszy, olbrzymie okr�g�e, ��te oczy, w�skie usta wygl�daj�ce jak kreska. Na dobitk� dziwna istota jarzy si�, jakby co� roz�wietla�o j� od �rodka. Skrzat ze �s�oniowymi uszami�. Te istoty, wygl�daj�ce jak senny koszmar, pojawi�y si� noc� z 21 na 22 sierpnia 1955 roku, wprawiaj�c w przera�enie Langford�w i Sutton�w � Na moment obu m�czyzn zdejmuje przera�enie, ale po chwili wpadaj� do domu, bior� dwa karabiny z szafy i wr�ciwszy na dw�r, wypalaj� do istoty stoj�cej na podw�rzu i �wiec�cej jak duch. Dziwaczny skrzat jest trafiony. Si�a strza�u odrzuca go do ty�u. Ale potem � Elmer i Bill nie wierz� w�asnym oczom � odwraca si� jakby nigdy nic i opu�ciwszy si� na czworaki, ucieka jak zwierz�. W tej samej chwili przera�one kobiety i dzieci, siedz�ce jak trusie w pokoju, s�ysz�, �e co� drapie w dach nad kuchni�. M�czy�ni wybiegaj� zn�w na podw�rze: rzeczywi�cie, na g�rze siedzi jeszcze jedna taka istota. Elmer strzela i chyba trafia. Istota przewraca si� do ty�u, ale spada z dachu bardzo powoli i � tak jak poprzednia � powoli oddala si� na czworakach. Ale to nie wszystko, bo prawie w tej samej chwili zaczyna si� pojawia� coraz wi�cej tych istot � w�a�� na dach, przechodz� przez p�ot, wdrapuj� si� na drzewa. Kt�ra� dotyka g�owy Billa Taylora � jest to jednak raczej �pieszczota� ni� napa��. Mimo to rodziny barykaduj� si� w domu. Z przera�eniem obserwuj� przez ponad trzy godziny osobliwy najazd. Istoty nadal kr�c� si� po podw�rzu w pozornym nie�adzie, zagl�daj� w okna, ale nie podejmuj� �adnych wrogich dzia�a�. W ko�cu oko�o 23.00 o�mioro obleganych odwa�a si� na ucieczk� � biegn� do samochod�w i odje�d�aj� do odleg�ego 0 16 km Hopkinsville. �wietliste skrzaty siedz� sobie na podw�rzu obserwuj�c ich i nie przeszkadzaj�c w odje�dzie. Uciekinierom udaje si� nam�wi� do przyjazdu na farm� szeryfa Russela Greenwella, jego pomocnika George'a Battsa oraz czterech policjant�w i dziennikarza miejscowej gazety. Ale po przybyciu nie znajd� ju� �adnych �lad�w obecno�ci istot. Gdy jednak kolumna samochod�w jest oko�o trzech kilometr�w od domu Sutton�w, jad�cy widz� dwa ostre �wiat�a strzelaj�ce w niebo z miejsca, gdzie jest farma, i s�ysz� jakby grzmot. Nazajutrz rano w miejscu, gdzie Bill Taylor obserwowa� l�dowanie UFO, widz� wiele ma�ych, p�ytkich zag��bie� w korycie potoku. Szeryf Russel Greenwell powiedzia� p�niej, �e �co�� musia�o tych ludzi wystraszy�, �co� przekraczaj�cego mo�liwo�ci ich wyobra�ni�. Policja odjecha�a i wszyscy poszli do ��ek, s�dz�c, �e najgorsze w �yciu maj� ju� za sob�. Tymczasem koszmar zaczyna si� na nowo. Glenie Langford pierwsza widzi wielkie, ��te oczy jednej z istot, gapi�cej si� na ni� w sypialni. �wietliste skrzaty pozostan� a� do brzasku. M�czy�ni zn�w strzelaj� z karabin�w, ale rezultat jest taki, jak przedtem. Nic z tego nie wynika. Wreszcie, nim pierwszy brzask rozja�ni wschodnie regiony USA, istoty znikaj�. Pojawi�o si� wiele spekulacji na temat, co widzia�y w nocy obie rodziny: jedni przypuszczali, �e wpad�y w religijn� histeri�, inni podkre�lali, �e w Hopkinsville by� w tym czasie cyrk w�drowny i �e widziano pewnie ma�py, kt�re uciek�y z klatek. Ale jest to hipoteza ma�o prawdopodobna, po pierwsze dlatego, �e wszystkie cyrkowe zwierz�ta by�y rano w klatkach, po drugie za� zachowanie tych istot w niczym nie przypomina�o zachowania ma�p; zwierz�ta te ani w nocy nie �wiec�, ani trafione z odleg�o�ci kilku metr�w nie usz�yby bez szwanku, tak jak skrzaty na farmie. Sprawy Hopkinsville nie wyja�niono do dzi�. Mimo to literatura ufologiczna zajmuje si� ni� raczej rzadko i do�� powierzchownie. Dlaczego? Pow�d jest oczywisty � jest za osobliwa. Cho� nic nie wskazuje na to, i� kto� zrobi� kawa�, cho� zawiod�y inne racjonalne wyja�nienia, nawet znani ufolodzy s� sk�onni, je�li to tylko mo�liwe, ukry� �spraw� Hopkinsville� pod korcem. Pozaziemskie czy inne nieznane istoty, l�duj�ce w �wietlistych statkach kosmicznych, kt�re tak wygl�daj� i tak si� zachowuj� � co� tu nie gra! Najgorsze, co mo�emy zrobi�, to wykluczy� z g�ry pewne przypadki tylko dlatego, �e wydaj� si� zbyt niezwyk�e, zbyt obce, zbyt dziwne. Historie o ma�ych szarych istotach, kt�re przynajmniej z wygl�du s� cz�ekopodobne i kt�rych zasadnicza dzia�alno�� polega chyba na uprowadzaniu Ziemian, s� ju� i tak do�� dziwaczne, mog� jednak jeszcze jako tako pasowa� do �wiatopogl�du wi�kszo�ci ufolog�w. Czy my nie post�powaliby�my tak samo, gdyby�my mieli przeprowadzi� badania mieszka�c�w nieznanej, nowo odkrytej planety? Dosz�o nawet do tego, �e jeden z najznamienitszych ufolog�w, profesor David M. Jacobs z uniwersytetu Temple w USA, upiera si� ostatnio przy tym, aby tylko ten rodzaj �istot pozaziemskich� by� uznawany za prawdziwy. Ergo, wszystkie inne opisy opieraj� si� na oszustwie [14]. Ceni� profesora Jacobsa, jego za� ksi��ka o historii UFO w Ameryce [15] nale�y do klasyki literatury przedmiotu. Ale w powy�szej kwestii nie mog� si� z nim zgodzi�. Bo sk�d mamy wiedzie�, jak maj� wygl�da� i zachowywa� si� �istoty pozaziemskie�? Czy z faktu, �e pewien rodzaj w ostatnich latach pojawia si� coraz cz�ciej, mo�na wyci�gn�� wniosek, �e tylko on ma prawo by� uznany za prawdziwy, a o prawdziwo�ci pozosta�ych mo�emy spokojnie zapomnie�? Twierdzenie takie jest nie tylko lekkomy�lne, lecz r�wnie� nader niebezpieczne. Pozbawiamy si� bowiem w ten spos�b jakiejkolwiek mo�liwo�ci odkrycia pewnego dnia prawdziwej istoty tego zjawiska. I automatycznie uznajemy za k�amc�w, a w najlepszym razie za fantast�w, naszych godnych po�a�owania bli�nich, kt�rzy � jak Suttonowie czy Langfordowie � widzieli istoty odbiegaj�ce od normy. �wietliste skrzaty o jarz�cych si� oczach i s�oniowych uszach s� tak samo ca�� prawd�, jak �wietliste olbrzymy w fotelach o nap�dzie rakietowym. Reakcja Jacobsa i innych jest zrozumia�a � kto postawi tylko na jeden rodzaj �istot pozaziemskich�, b�dzie bardziej wiarygodny. Mo�e odrzuci� wszystkie osobliwe � a tym samym niewiarygodne � przypadki i wyj�� naprzeciw opinii publicznej (lub jej przedstawicielom w rz�dzie, wojsku, prasie i ko�cio�ach r�nych wyzna�). Tyle tylko, �e samo UFO nie przejmuje si� w najmniejszym stopniu takimi postawam. P�jd� jeszcze dalej stwierdzaj�c, �e prawdziwe sedno tego zjawiska me polega na rutynowych �uprowadzeniach�, ale na osobliwych i niezwyk�ych, budz�cych groz� i przera�enie spotkaniach z innymi. Tylko wtedy, gdy pojmiemy to zjawisko i poznamy jego t�o, b�dziemy mogli zrozumie�, jak si� ma sprawa z uprowadzeniami i �niewielkimi szarymi istotami�. Je�li za� z g�ry je przekre�limy, cho�by tylko z obawy przed �mieszno�ci�, nigdy nie b�dziemy mieli szansy na dotarcie do sedna sprawy. � Kolejne przyk�ady ze �straszliwego panopticum�? S� ich setki, a oto niewielka pr�bka: � 12 wrze�nia 1952 roku grupce m�odych ludzi wydaje si�, �e za wzg�rzem ko�o Flatwood w Zachodniej Wirginii w USA widzieli upadek meteorytu. Id�c do miejsca rzekomego upadku, mijaj� dom pani Kathleen May. Opowiadaj� jej o tym, co widzieli. Pani May wraz z dwoma synami i goszcz�cym u niej w�a�nie cz�onkiem Gwardii Narodowej postanawia wspom�c grup�. Wspi�wszy si� na wzg�rze, spostrzegaj� po jego drugiej stronie �wiec�c� kul� �wielko�ci domu�. Dobiegaj� z niej jakie� dziwne szmery, stuki i syczenie. Nagle w krzakach z przodu dostrzegaj� jaki� ruch. Ku swemu przera�eniu widz� olbrzymi� istot�, maj�c� ponad trzy metry wzrostu, o krwistoczerwonej twarzy i roz�arzonych, zielono-pomara�czowych oczach. Bije od niej przenikliwa, odra�aj�ca, ostra wo�. Posta� lewituje w ich kierunku. Z histerycznym krzykiem wszyscy uciekaj� ze wzg�rza do osady. Wielu z nich jeszcze przez kilka godzin b�dzie odczuwa� md�o�ci. Nazajutrz rano na miejscu l�dowania stwierdzono odciski podobne do �lad�w p��z [12, 13, 16, 17]. � 11 pa�dziernika 1973 roku dwaj stoczniowcy, Charles Hickson i Calvin Parker �owi� ryby nad rzek� Pascagoula w stanie Missisipi. Tam zaskakuj� ich trzy przera�aj�ce istoty. Stwory wysuwaj� si� z owalnego obiektu, kt�ry osiad� za plecami w�dkarzy, i zabieraj� obu na pok�ad na badanie. Istoty maj� oko�o dw�ch metr�w wzrostu, ich sk�ra jest szara, palce szponiaste, r�ce d�ugie. G�owa przechodzi od razu w tu��w, a w miejscu, gdzie cz�owiek ma nos i uszy, wida� trzy spiczaste sto�kowate niby-wypustki. Przypadek �Pascagoula� jest przyk�adem jednego z najlepiej zbadanych �uprowadze� spo�r�d pojawie� si� UFO w 1973 roku i jak dot�d nie uda�o si� zanegowa� jego prawdziwo�ci, uznaj�c go za oszustwo czy urojenie [8, 15]. � W pewien pi�kny letni wiecz�r 1956 roku Karl Ackermann � w�wczas profesor liceum, a p�niej profesor biologii w Wy�szej Szkole Bundeswehry � by� z matk� przejazdem w Kraherwaldzie pod Stuttgartem. O 21.00 znajdowali si� na asfaltowej drodze, mniej wi�cej dziesi�� metr�w od skraju lasu. �Nagle drzewa si� ugi�y, jak pod silnym porywem wiatru. W g�rze da� si� s�ysze� jaki� �wist i potworna tarcza, jarz�ca si� czerwieni�, przelecia�a n