8769
Szczegóły |
Tytuł |
8769 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8769 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8769 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8769 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Chwileczk�, Walerio,
Nak�adem Wydawnictwa �Siedmior�g'
ukaza�y si� nast�puj�ce ksi��ki
Krystyny Siesickiej:
Fotoplastykon
Ludzie jak wiatr
Moja droga Aleksandro
Przez dziurk� od klucza
KRYSTYNA SIESICKA
Chwileczk�, Walerio.
Wydawnictwo Siedmiorog
Redaktor Danuta Sadkowska
Opracowanie graficzne Studio Siedmior�g
MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA
im. H. Sienkiewicza
05-800 w Pruszkowie, ul. K. Puchatka 8
tel. 58 88 91
Filia Nr 2 Wypo�yczalnia dla dzieci
Copyright by Krystyna Siesicka 1993
ISBN 83-85959-70-X
Wydawnictwo Siedmior�g, Wroc�aw 1993 Wydanie I
Druk: fiSS Krak�w tel. 55 19 06
Postanowi�am jecha� przez Olcz�. Z szosy zakopia�skiej skr�ci�am w lewo i wkr�tce zobaczy�am pi�� stromych dzwonnic olczyskiego ko�cio�a. Za nimi Tatry wcina�y si� w niebo b��kitne i bezchmurne, zdumiewaj�ce po wczorajszym deszczowym dniu, kiedy wydawa�o si�, �e b�dzie pada� bez ko�ca. Dziwne, �e tak lubi� rozpoczyna� pisanie ksi��ek od podr�y: kto� przyje�d�a, kto� odje�d�a, kto� do kogo� przybywa, kto� kogo� opuszcza. I teraz znowu. Tym razem sama jad� swoim mocno rozklekotanym samochodem, kt�ry dawno powinnam wymieni� na innny, ale ci�gle brakuje mi na to pieni�dzy. A przecie�, ile ju� razy przera�ona stawa�am na bezludnych poboczach z nadziej�, �e kto� mi�osiernie zechce zajrze� pod mask� mojego staruszka, a mnie nie zamorduje przy tej okazji. Mi�y samoch�d. Lubi� go. Tyle prze�yli�my razem. Mo�e to nie brak pieni�dzy, a nadmiar sentymentu nie pozwala mi go opu�ci�.
Otworzy�am okno, do �rodka wion�o porannym rze�kim powietrzem, jaka rado��, znowu tu jestem, nie do wiary, �e uda�o si� wyrwa� codzienno�ci te par� dni. Zdj�am z g�owy szyfonow� chustk�, kt�ra przytrzymywa�a mi w�osy, i rzuci�am j� na wolne miejsce obok. By�a dok�adnie tego koloru, co le��ca tam kosmetyczka. Blador�owa. Podci�gn�am r�kawy swetra, lewy, prawy. Droga przede mn� pusta, by� tak wczesny ranek, �e mija�am zabudowania Parda�owki senne jeszcze i ciche.
Ci�gle nie mia�am imienia dla tej dziewczyny. Powinnam mie�, to wa�ne. Musz� oswoi� si� z imieniem dziewczyny, o kt�rej mam pisa�, polubi� je, bo przecie� przez jaki� czas b�dziemy razem prawie bez przerwy. Nawet wtedy, kiedy na chwil� oderw� si� od pracy i wybior� w g�ry, ona p�jdzie ze mn�. Przy stole w jadalni usi�dzie obok i powie, �e nie lubi makaronu. Na Krup�wkach kupi� lody, bo to ona w�a�nie zapyta, czy nie mam na nie ochoty. Czasami zostawi mnie na chwil�, mo�e w og�le nie zjawi si� kt�rego� dnia, wtedy poczuj� si� samotna, kiedy wr�ci, nie zapytam, gdzie by�a, bo wiem, �e pytana nie powie. Nie pytana, tak, mo�e zwierzy si� czasami. Trudny z niej towarzysz. Paulina? Marta? Justyna? Klaudia?
Wieje. W�osy pchaj� mi si� do oczu i ust. Jednak musz� przytrzyma� je chustk�, wi�c patrz� na to miejsce obok kierowcy, o kt�rym m�wi�, �e jest �najbli�ej Boga". Nie widz� tam ani mojej szyfonowej chustki, ani kosmetyczki. Na tym miejscu siedzi Waleria.
Jestem poruszona. To s� najbardziej urzekaj�ce chwile ze wszystkich, kt�re przynosi pisarzowi wyobra�nia. Nie by�o Walerii. Jest. Za jaki� czas znowu jej nie b�dzie. Chyba, �e Ty j� wybierzesz i zatrzymasz w sobie, mo�e nie na d�ugo. Na troch� zostaniesz Waleri�, sama zaczniesz igra� z wyobra�ni�. Mo�e b�dziesz siedzia�a obok mnie w samochodzie, mo�e nawet patrz�c w lusterko puderniczki, kt�r� przed chwil� wysup�a�a� spomi�dzy kosmetyk�w, zawi��esz na g�owie blador�ow�, szyfonow� chustk�. A mnie w�osy pchaj� si�
do oczu i ust. Wieje.
Nie wiem jeszcze, jak� ma buzi�. Na razie trzyma j� w lusterku. Widz� jedynie d�ugie, szczup�e nogi, powy�ej kostek sp�tane rzemykami b�awatkowych espadryli, wystrz�pione nitki d�ins�w na opalonych udach, bia��, trykoto-
w� bluzeczk� �ci�gni�t� z ramion ��dkowym dekoltem. Z boku, powy�ej biustu widz� napis wyhaftowany pomara�czow� nitk�, ale nie mog� go odczyta�, literki ma�e, a ja musz� uwa�a� na drog�. Okr�g�o�ci Walerii drobne, ale ju� wyra�ne, wygl�daj� fajnie, taka dziewuszka. Czy bardzo si� wstydzi�a, kiedy to si� zacz�o, czy mo�e by�a dumna? Nie mog� o to pyta�, jeszcze nie, znamy si� tak ma�o, chwil� zaledwie. Ja by�am dumna. Chcia�am, �eby mi ten biust r�s� pr�dzej, pr�dzej, a on by� taki opiesza�y! Marzy�am o prawdziwym staniku. A Ty? Jak jest z Tob�? Och, przyznaj si�, powiedz! Roze�miej si� i powiedz, przecie� jeste�my same, ja i Ty, Walerio! Chwileczk�... Walerio?
- Co powiedzia�a�? - zapyta�a Waleria wytrwale bobruj�c w mojej kosmetyczce.
A wi�c, prosz�! Waleria ju� m�wi.
- Nic - zaprzeczy�am.
- Da�abym sobie g�ow� uci��, �e powiedzia�a�: �Chwileczk�, Walerio..."
- Tak, ale nie do ciebie.
- Nie do mnie? A do kogo?
- W�a�ciwie, nie wiem.
- Za tak� odpowied� dosta�am pa�� na koniec semestru! - roze�mia�a si� rado�nie Waleria. - Dok�adnie za tak�.
Wyj�a moj� szmink� i przeci�gn�a ni� po ustach. Rzuci�a mi kr�tkie, sp�oszone spojrzenie. Dostrzeg�am t�cz�wki koloru miodu spadziowego. W kosmetyczce mia�am spiral� do rz�s, ciekawa by�am, czy jej te� u�yje. U�y�a. �a�owa�am, �e nie mog� spokojnie przygl�da� si� tym wszystkim zabiegom, ale Parda��wka ko�czy�a si� ju�, zaraz mia�am min�� Koziniec i by� najwy�szy czas, �ebym zdecydowa�a: jecha� Zamoyskiego czy Czecha.
- Ciekawe, czy zd��ymy na �niadanie - zaniepokoi�a si� Waleria roz-smarowuj�c r� na policzkach.
- Tak. Pani Kazia wie.
- Kto to jest pani Kazia?
- Pani Kazia to jest... pani Kazia.
- Nie utrzyma�aby� si� w mojej szkole - stwierdzi�a Waleria. - Nawet pi�ciu minut. Szkoda gada�.
- Mia�a� by� grzeczn�, wra�liw� dziewczynk�.
- Ja?
Pude�eczko z r�em wylecia�o z r�k Walerii i wpad�o prosto do kosmetyczki, a ona po�o�y�a d�o� na tym swoim biu�cie.
- Ja? Kto ci to powiedzia�?
Nikt mi nie powiedzia�, sama sobie tak� wymy�li�am, i wcale nie mia�a by� grzeczn� dziewczynk�, a jedynie wra�liw�. Si�gn�am do schowka w drzwiczkach samochodu i wyj�am stamt�d chusteczki podr�ne, nas�czone jakim� kolo�skim pachnid�em. Poda�am je Walerii.
- B�d� tak dobra, Walerio, i zr�b z nich u�ytek.
Bez s�owa otworzy�a pude�ko, wyj�a wilgotny p�atek. Znowu wsadzi�a buzi� w lusterko. Starannie wyciera�a szmink�, r� i zlepione na rz�sach grudki tuszu. Po chwili odwr�ci�a siew moj� stron�.
- Ju�? - zapyta�a.
Nie od razu spojrza�am, bo w�a�nie by�am na rondzie, dopiero po chwili. I zobaczy�am smutny, tr�jk�tny, koci pyszczek. Na policzku mia�a br�zow� smug� rozmazanego tuszu. Spod mojej szyfonowej chustki wymyka�y si� br�zowe kosmyki.
- Ju�.
Podjecha�y�my pod �Astori�". Drzwi frontowe by�y zamkni�te, wi�c wesz�am bocznymi, tymi przy kuchni, z kt�rej dobiega� klekot sztu�c�w i zapach
�niadaniowej kawy.
- O! - ucieszy�a si� na m�j widok pani Kazia. - Mi�o pani� widzie�!
- I ja si� ciesz�, pani Kaziu, �e wr�ci�am.
U�ciska�y�my si� serdecznie, obejrza�y, pochwali�y siebie nawzajem.
- Klucz w drzwiach - powiedzia�a pani Kazia. - �niadanie zaraz przynios�. - Przygotujcie jedynk� do dziewi�tki - zawo�a�a w g��b kuchni.
Do �Astorii" wracam. Ma�o jest takich miejsc na �wiecie, do kt�rych wraca si� jak do domu. Do �Astorii" wracam. Wesz�am do mojej �dziewi�tki", otworzy�am drzwi na taras. By�o tak cicho, �e s�ysza�am szum Bia�ego, wzburzonego po d�ugotrwa�ych wiosennych ulewach. Mia�am ochot� na prysznic, na �niadanie, na rozmow� z pani� Marysi�, z pani� Reni�, na spacer z Waleri�.
By�a na tarasie wpatrzona w stalow� gra� Giewontu, widoczn� ponad
drzewami.
- Pi�knie - powiedzia�a, kiedy stan�am obok. - Szumi potok, �wierkaj� ptaki, ziele� jest prawdziw� zieleni� i kica wiewi�rka - m�wi�a jednym
tchem.
Wiewi�rka przysiad�a na ga��zi najbli�szego drzewa, u�miechn�y�my si�
do niej, jak na powitanie starej znajomej.
- Jestem taka obrzydliwie miejska - powiedzia�a Waleria. - Pami�tam, jak pierwszy raz zobaczy�am krow�. Mia�am mo�e trzy, mo�e cztery lata i mama wzi�a mnie na wie�. Zobaczy�am �yw� krow� i by�am wstrz��ni�ta, pami�tam to, bo my�la�am, �e krowy w og�le nie istniej�, tak jak Baba Jaga i krasnoludki. W konie wierzy�am, w owce, w krowy czego� nie. W kury wierzy�am, w kaczki, ale w krowy nie. Dziwne, prawda?
Wesz�y�my do pokoju, na stole czeka�a zastawiona taca. Przypomnia�am sobie, �e w samochodzie Waleria martwi�a si�, czy zd��ymy na �niadanie, widocznie by�a g�odna. Zrobi�am kilka kanapek z w�dlin� i serem, przyozdobi�am je plasterkami pomidora, natk� pietruszki. Wygl�da�y apetycznie, teraz ja poczu�am g��d. Kiedy nalewa�am sobie drug� szklank� kawy, zauwa�y�am, �e
zjad�y�my ju� wszystkie kanapki. Rozpakowa�am swoj� torb�, poustawia�am kosmetyki na p�ce przy umywalni. Si�gn�am po r�cznik, g�bk� i p�yn do k�pieli, chcia�am p�j�� do �azienki. Waleria wyci�gn�a si� w fotelu, g�ow� po�o�y�a na oparciu i patrzy�a w sufit. Dopiero teraz odczyta�am pomara�czowe litery na jej bluzce: NIENAWIDZ� MARYCHY. To nie by� napis fabryczny.
- Haftowa�a� sama?
Waleria spojrza�a na mnie, przesun�a palcami po drobnych, ale wyra�nych literach.
- Tak - przyzna�a patrz�c mi w oczy. - Nienawidz� jej. Posz�am do �azienki. Mia�y�my czas.
Wieczorem wybra�y�my si� na Ma�e �ywcza�skie, gdzie w dole, prawie nad samym potokiem mia�a sw�j dom Amelia z Curusi�w Skrzetuska. Dwa takie wspania�e nazwiska, a chatynka ma�a, przycupni�ta staro�ci�, ale bardzo przeze mnie ukochana. Id�c, opowiada�am Walerii o naszych tu pobytach, kiedy oboje byli�my jeszcze mali i rodzice wynajmowali u Amelii pok�j na dwa miesi�ce wakacji. Letnisko, m�wi�o si� wtedy. �ywcza�skie nie by�o tak� mod-nisi� jak dzi�, kiedy pe�no tu grzecznych, murowanych dom�w, kryj�cych wn�trza zamo�ne, przys�oni�te firankami, o kt�rych w�a�ciciele m�wi� zapewne firany, bo to bogaciej brzmi. W oknach Amelii by�y zazdrostki. Na metalowych ��kach le�a�y sienniki wypychane przed naszym przyjazdem �wie�� s�om�. Prosty st�, proste zydle, kt�re s� do dzi�, i Amelia prosta, ale jaka! Tego roku, kiedy przyjechali�my po raz pierwszy, by�a m�od�, pi�kn� kobiet�, teraz idziemy z Waleria do staruszki tak przycupni�tej jak chatka. Pok�j, w kt�rym mieszkali�my kiedy�, rozsypa�o �ycie. Amelia mieszka w kuchni i w jednej tylko izbie.
Otwieramy drzwi, z wn�trza bucha zapach znajomy, duszny troch�, gotowanych ziemniak�w, sera w tr�jk�tnej szmatce, ociekaj�cego nad miseczk� i, co tu du�o ukrywa�: zamkni�tych okien, �eby nie urazi� Amelii niepotrzebnie przykrym s�owem.
- O, Jezusie Nazare�ski, panienka!
Przytulam do siebie Ameli�, jak dobrze by� dla kogo� panienk�, to tak, jakby wr�ci� do cz�owieka miniony czas.
- Sama przyjecha�a? - pyta.
Cudowna forma, trzecia osoba liczby pojedynczej, na ca�ym �wiecie tylko Amelia tak do mnie m�wi od chwili, kiedy stwierdzi�a kt�rego� roku, �e zrobi�am si� nagle doros�a i �e nie wypada zwraca� si� do mnie po imieniu. Nie pomog�y pro�by i zakl�cia.
- Nie. Nie sama - odpowiadam Amelii. - To znaczy sama, ale tak, jakby z kim� - pl�cz�, a ona przygl�da mi si� uwa�nie.
- Znaczy si�, wr�ci� do niej?
- Przecie� mnie nie zostawi�. Wyje�d�a tylko.
- To z tego wyjazdu, czy jak tam, wr�ci�?
Oczy ma niebieskie, otoczone czerwonaw� obw�dk�, wygl�daj� jak sp�akane, ale to nie �zy, to �ycie. Wiem, �e gdzie� za moimi plecami stoi Waleria i rozgl�da si� po izbie. Mo�e patrzy na pi�knie rze�bione sosr�by pod sufitem, mo�e na figurk� Matki Boskiej Fatimskiej, przed kt�r� stoj� w bia�ym wazoniku sztuczne konwalie. A mo�e na mnie patrzy Waleria?
- Z tego wyjazdu, o kt�rym Amelia my�li, wr�ci�, ale znowu wyjecha� - t�umacz�.
Podsuwa mi zydel, kr�ci g�ow� z dezaprobat�.
- Sama wie, co robi, ale mnie to si� tam nie podoba. Jak tu z nim przysz�a pierwszy raz, coby mi go pokaza�, to ja od razu... - machn�a r�k� pogardliwie. - Napije si�?
- Tak, Amelio, prosz�.
- Ma�lank� mam.
- Marz� o ma�lance.
- Marz�, marz�. Nic si� nie zmieni�a, jak se marzy�a, tak se marzy. U�miech z daleka, pob�a�liwy, czu�y. Och, pochwyci� go, schowa� i mie�
na czarne godziny. Przywioz�am Amelii troch� swoich sukienek, noszonych, ale jeszcze dobrych. Zw�zi�am je, skr�ci�am, Amelia trzyma je kolejno przed sob�, podziwia.
- B�g zap�a�, t� do ko�cio�a b�d� mia�a, a w tej tu, w tej czarnej, to niech mnie pochowa. My�la�am w tej drugiej, co j� mam w szafie, wie, bo pokazywa�am. Pami�ta?
- Pami�tam.
- Ta b�dzie lepsza.
Ogl�da przywiezion� przeze mnie sukienk�, kr�ci g�ow� z upodobaniem.
- Pi�knie b�d� w trumnie wygl�da�, co? Mary�ka Bachledowa mi pozazdro�ci. Niech tylko o szalu koronkowym pami�ta - grozi mi palcem. - Niech no tylko nie zapomni. W komodzie jest. Pami�ta?
Na �mier� Amelia szykuje si�jak dziewczyna na pierwszy bal. Bardzo mnie to wzrusza, ale tak si� boj�, �e mo�e �mieszy� Waleri�. Ciebie �mieszy? Je�eli tak, mo�e jeszcze raz przeczytaj ten fragment, kt�ry zacz�am s�owami: �Wieczorem wybra�y�my si� na Ma�e �ywcza�skie". Prosz�, przeczytaj go jeszcze raz i mo�e niech Ci� nie �mieszy. Spr�bujmy, dobrze?
Wracamy. S�o�ce ju� dawno zasz�o w dole, za Lipkami, psy szczekaj�, na Struga przystajemy, jedzie pod g�r� samoch�d, kiedy nas mija, zagl�dam, poznaj�, pan Staszek Marusarz wraca do swojego domu na Wierszykach. Niemal czuj� szczup�� d�o� Walerii pod swoim ramieniem, nieomal przytulam j� do siebie.
- Tak mi jest ci�ko, wiesz? - m�wi� otwarcie. - Ile razy my�l� o Amelii, czuj� si� wstr�tnie.
- Dlaczego? By�y�cie takie mi�e dla siebie.
- Tylu rzeczy dla niej nie zrobi�am. Mog�am, a nie zrobi�am.
- Na przyk�ad?
- Nigdy nie by�a w Warszawie. Tak chcia�a. A ja, c�, albo nie mia�am czasu, albo jako� mi to by�o nie po drodze.
- Jak to, nie po drodze?
- Musia�abym zboczy� ze swojego �ycia. Obieca�am Amelii, �e poka�� jej morze, �e j� tam zabior�, nie zabra�am.
- Te� ci nie by�o po drodze?
- Te�. Du�o o tym m�wi�a, cieszy�a si�, potem przesta�a. Wi�cej dostawa�am od niej, ni� sama dawa�am. To ona o mnie dba�a. Troszczy�a si� o moje sprawy, modli�a si� za mnie, kiedy by�am w tarapatach.
- Ucieszy�y j� sukienki.
- Ucieszy�y - przyzna�am. - Ale mam �wiadomo��, �e tymi sukienkami chcia�am r�wnie� zas�oni� swoje wyrzuty sumienia. Mo�e Amelia o tym nie wie, ale ja wiem.
- Wi�c co robi�? - zapyta�a Waleria po chwili, kiedy ju� nas opu�ci� przyjacielski kundel, kt�remu zachcia�o si� powiedzie� nam �cze��" na drodze.
- Nie sp�nia� si�. Coraz cz�ciej �api� si� na tym, �e czas mija, a ja wielu rzeczy nie zrobi�am. Odk�ada�am. My�la�am, zawsze, �e zd���, �e jeszcze tyle przede mn�, a� tu nagle bach! Za p�no.
- Nie b�d� smutna.
- Nie jestem smutna. Chwilami my�l� o sobie z gorycz�, z �alem, �e tyle czasu zmarnowa�am, to wszystko. Widzisz ten drewniany budyneczek za siatk�?
- Widz�. Co tam jest?
- Ba�anciarnia.
Waleria przysun�a buzi� do ogrodzenia.
- �pi� o tej porze, Walerio.
- Czy s� w�r�d nich bardzo kolorowe?
- S�.
- Pi�kne pi�ro ba�anta ma Aleksander.
- Kim jest Aleksander?
- Moim bratem.
- Starszym?
- Nie. M�odszym.
- Du�o?
Waleria odsun�a si� od siatki i nie patrz�c na mnie zacz�a i�� w d� ulicy. Nagle zatrzyma�a si�, odwr�ci�a w moj� stron� i a� dziwne, �e us�ysza�am jej g�os, tak by� cichy.
- O pi�tna�cie minut.
J&^�*h�^;I&^^
To jest moja prywatna strona, do kt�rej w og�le mo�esz nie zagl�da�. Uca�owania!
Waleria
�Trwa�o�� pami�ci" SALYADOR DALI
Sprawy, o kt�rych musz� pomy�le�, bo potem mo�e by� za pu�no: (Walerio, za p�no pisze si� przez ��"!)
Mo�liwe, ale tak czy owak znaczy to samo. (Trzeba jednak pilnowa� porz�dku �wiata.)
Jest umowny.
(Tym bardziej. Dotrzymujmy umowy.)
Mo�e to i prawda. A wi�c, teraz chcia�abym zapisa� sobie sprawy, o kt�rych musz� pomy�le�, bo potem mo�e by� za p�no.
(Nie tylko musisz �pomy�le� o nich". Samo my�lenie niczego nie za�atwi. Wyl�dujesz, jak ja z Ameli�.)
Och, wiem!
1. NIE SPӏNIA� SI�!
2. Niech zawsze czuj� moi Najbli�si, �e Ich kocham.
3. Niech zawsze zostanie we mnie g��boka nienawi�� do marychy.
4. Przenigdy TV nie b�dzie urz�dza� mi �ycia.
5. Przeczytam chocia� jedn� dobr� ksi��k� w miesi�cu.
6. B�d� si� porz�dnie uczy�a geografii, �eby nie wypada� jak idiotka w rozmowach. (Sprawdzi�, gdzie le�y Kuala Lumpur, mia�am to zrobi� dwa miesi�ce temu.)
Pozosta�e punkty dopisz� po powrocie do domu. Na pewno.
To jest Twoja prywatna strona!
W�a�ciwie, dlaczego tylko ja mam si� m�czy�? A Ty, Moja Droga?
Czas mija, popatrz tylko na zegarek, leci! W ko�cu zostaniemy, jak Ona z t� Ameli�, kt�ra nigdy nie widzia�a Warszawy. Ani nie by�a nad morzem! Mo�e i Ty masz ochot� zanotowa� sobie co� nieco� (czy to si� tak pisze, czy inaczej?), je�eli chcesz - TA STRONA NALE�Y DO CIEBIE! Przesy�am Ci kwiatek.
t'k
Waleria
5.
13. Moja pro�ba do Was obydw�ch: jak ju� zrobicie prawo jazdy --nie �amcie przepis�w!
K.S.
le spa�am tej nocy. Wstawa�am, pi�am mleko, wychodzi�am na taras, jad�am sucharki, zmarz�am, potem zrobi�o mi si� za gor�co, stara�am si� nie my�le�, stara�am si� my�le� i nic, nic, liczy�am barany, a one tylko pobekiwa�y i przyja�ni�y si� ze mn�. Nie przychodzi� sen. Rano wci�gn�am dres i wysz�am na ��k� przy Dolinie Bia�ego, �eby pobiega� troch�. Zm�czy�am si�. Na skraju lasu zobaczy�am wykarczowany pie�, wi�c przysiad�am na nim. Ptaki ju� dawno nie spa�y, obudzi�y si� wiewi�rki, przylecia�a pi�kna sroczka i co� zagada�a do mnie, ale by�am dziwnie niespokojna i wszystko cieszy�o mnie inaczej ni� zwykle, nie potrafi�am wtopi� si� w t� pi�kn� natur� i chocia� przez chwil� by� cz�ci� ��ki, lasu, pnia, towarzyszk� wiewi�rki, bliskim przyjacielem sroczki. Coraz bardziej moje my�li wype�nia�a Waleria i to by�o normalne. Zawsze nosi si� w sobie w�a�nie pisan� ksi��k�, ale tym razem co� tu dzia�o si� inaczej: nie planowa�am �adnej Marychy, �adnego Aleksandra. Sk�d si� zatem wzi�li? Najwyra�niej wymy�li�a ich Waleria. Czy wymy�li�a tak�e i mnie? Kto o kim pisze, ja o niej, czy ona o mnie? Ja o niej, niew�tpliwie, ja o niej. ��ka pachnia�a porankiem, zapatrzy�am si� w niebo, znowu b��kitne, oddycha�am r�wno, g��boko, wyci�gn�am do g�ry r�ce, potem opar�am g�ow� na splecionych z ty�u d�oniach. I wtedy poczu�am obok siebie jej obecno��.
- Tak wcze�nie? - zapyta�a.
- Nie mog�am spa�.
Usiad�a obok i przez chwil� milcza�a.
- Moja mamusia m�wi, �e trzeba podk�ada� pod poduszk� ga��zki brzozowe, podobno sprowadzaj� sen.
Moja mamusia, powiedzia�a, i to by�o takie czu�e. Nie matka, nie mama, tylko mamusia. I ga��zki brzozowe, powiedzia�a, kt�re sprowadzaj� sen. Co za �liczny obrazek: id� brzozowe ga��zki i prowadz� sen.
- Je�eli chcia�aby�, zerw� ci kilka.
- Dobrze, Walerio, podoba mi si� ten pomys�, czy twoja mamusia wypr�bowa�a go na sobie?
Pochyli�a g�ow� i przez chwil� w milczeniu spogl�da�a na sroczk�, kt�ra ci�gle podskakiwa�a obok nas.
- Tak, stara�a si�.
- I co? Spa�a lepiej na ga��zkach?
- Nie, ale mo�e dlatego, �e ona jest wiecznie budzona w nocy, a na to przecie� nie pomog� brzozowe li�cie.
Waleria zerwa�a si� z pnia.
- Chod�my! - powiedzia�a. - Mo�e uda ci si� jaka� kr�tka drzemka po �niadaniu?
- Chcia�abym, �eby�my po �niadaniu posz�y na Koziniec, Walerio.
- Koziniec to jest g�ra?
- Nie, Koziniec to jest... - zawaha�am si�.
- Koziniec to jest Koziniec! - odgad�a Waleria ze �miechem. - I co tam znajdziemy?
By�y�my ju� u wylotu Doliny Bia�ego.
- �Dom pod Jedlami". Ale nie b�dziemy mog�y wej�� do �rodka, bo ci�gle nale�y do rodziny Pawlikowskich.
Przystan�a i spojrza�a na mnie z niedowierzaniem.
- Do Pawlikowskich? - powt�rzy�a. - Nie powiesz chyba, �e dotych Pawlikowskich?
- Owszem, powiem.
Z�o�y�a r�ce w modlitewnym ge�cie.
- Bo�e! I o n a tam mieszka�a?
- Przez jaki� czas. P�niej rozsta�a si� z Pawlikowskim, wiesz chyba?
- Wiem.
Przez chwil� sz�y�my w milczeniu.
- Tak j� lubisz, Walerio? - zapyta�am wreszcie.
- Kocham j� - odpar�a kr�tko.
- Za co najbardziej?
- Za ca�o��. Dok�adnie! - roze�mia�a si�. - Mia�y�my wsp�ln� ciotk�.
- Co ty m�wisz?
- Mo�e nie dos�ownie, ale to, co pisa�a o swojej cioci Joli, do mojej pasowa�o idealnie.
- Nie pami�tam tego wiersza.
- Powiem ci. Zaraz, jak to by�o? No, umia�am go przecie�, popatrz, m�j ulubiony wiersz i wylecia� mi z g�owy.
- Przypomnisz sobie.
- Och, tak, ale chcia�abym powiedzie� ci go teraz, wiesz, jak to jest. To
chyba by�o tak:.....Jedynie ciocia Jola wiotka i pachn�ca przypomina�a wr�k�
i parysk� lalk�..." I... i... i nie pami�tam. Nie cierpi� zapomina�.
-= I 15 L=--------
Uderza�a przed sob� zaci�ni�tymi pi�stkami, dziecinna nagle i rozz�oszczona.
- Nie denerwuj si�, zobaczysz, przypomni ci si� ni z tego, ni z owego!
- Jeszcze nigdy w moim �yciu nie zrobi�o si� co� ni z tego, ni z owego - wyja�ni�a mi. - Zawsze musz� si� paskudnie napracowa�.
- Nie wygl�dasz na osob� szczeg�lnie tym zmarnowan�.
�niadanie zjad�am sama. Wynosi�am tac�, �eby postawi� j� w holu, kiedy z pokoju obok wysz�a pani Marysia.
- O, jest pani! - zdziwi�a si�. - My�la�am, �e od rana posz�a pani w g�ry. Zagl�da�am do pokoju, telefon by�.
- Kto dzwoni�? - zdziwi�am si�, bo nie czeka�am na �adne wiadomo�ci.
- Aleksander.
- Jaki Aleksander?
- Nie wiem. Powiedzia�: �Prosz� przekaza�, �e dzwoni� Aleksander". No, to przekazuj�.
- Nic wi�cej?
- Nic.
- Nie znam �adnego Aleksandra! - broni�am si�.
- M�j Bo�e! Gdybym wiedzia�a, zapyta�abym o nazwisko.
- Czy na pewno powiedzia�: Aleksander?
- Na pewno, sama przyjmowa�am telefon.
- Nies�ychane - szepn�am, ale pani Marysia us�ysza�a.
- Pewnie jaka� pomy�ka - powiedzia�a. - Ale pyta� o pani�.
- Nie o...
- S�ucham?
- Nie o Waleri�?
- O Waleri�? Nie. Nie pyta� o Waleri�.
Pierwszy raz us�ysza�am, �e kto� g�o�no wymawia jej imi�, i g�upio ucieszy�am si�, �e to by�a pani Marysia, kt�r� lubi�. Kiedy wesz�am do pokoju, moja po�ciel by�a zas�ana, nie przypomina�am sobie, �ebym zrobi�a to po powrocie z Doliny, ale by� mo�e. Waleria sta�a na tarasie, zawo�a�am j�, wesz�a rozradowana.
- Idziemy?
- Musz� si� przebra�, w dresie b�dzie mi za ciep�o.
- B�d� przed domem.
- Zaczekaj! Chwileczk�, Walerio! Kiedy nas nie by�o, dzwoni� Aleksander. Patrzy�a mi w oczy, ale szybko skierowa�a wzrok na m�j maszynopis le��cy
na stole.
- Aleksander... - powt�rzy�a bez specjalnego zdziwienia, tak, jakby telefon Aleksandra by� czym� zwyczajnym. - Mam nadziej�, �e nic si� nie sta�o Funiowi...
- Kto to jest Funio? - sama czu�am, ze w moim pytaniu jest ju� siad gresji. - Kim znowu jest Funio, Walerio?
- To jego pies. Zwyk�y kundel, przypl�ta� si� do Aleksandra, a teraz z nim ieszka.
- I z tob�?
- Ze mn� nie, ja mieszkam w domu, z rodzicami.
- A Aleksander? Wzruszy�a ramionami.
- Nie wiem. R�nie, ale nie czuj�, �eby tam si� sta�o co� szczeg�lnie z�ego.
- Nie czujesz?
Przysiad�a na brzegu krzes�a, pochyli�a si�, �eby rozlu�ni� rzemyk espadry-li, nad kostk� wida� by�o czerwon� pr�g�.
- M�wi�am ci ju�, �e Aleksander i ja jeste�my bli�niaczym rodze�stwem - wyja�ni�a niezbyt ch�tnym g�osem.
Tak.
- Jest mi�dzy nami opr�cz biologicznej, silna wi� metafizyczna.
- Zupe�nie, jakbym s�ucha�a pogadanki przez radio, Walerio.
- A jak mam to wyt�umaczy� inaczej? Wyczuwam Aleksandra.
Z kociej twarzyczki patrzy�y na mnie miodowe oczy pe�ne zdumienia, �e nie potrafi� zrozumie� sprawy tak oczywistej.
- S�ysza�am o wyj�tkowych zwi�zkach mi�dzy bli�niaczym rodze�stwem powiedzia�am ust�pliwie.
Czu�am, �e daj� si� wci�ga� w ob��d. M�j poranny niepok�j spot�gowa� si�.
- Dobrze, zejd� przed dom i poczekaj na mnie, tak jak chcia�a�. Wysz�a. �azienka by�a wolna, wzi�am szybki prysznic, w�o�y�am l�ejsze
spodnie i cienk� bluzk�. W drodze na d� zajrza�am do biura. Pani Marysia siedzia�a nad rachunkami.
- Chcia�am o co� zapyta�. Prosz�, prosz� wej��.
- Pani Marysiu, czy ja tu jestem sama?
- Oczywi�cie, �e sama.
Odwr�ci�a kilka kartek spo�r�d tych, kt�re mia�a przed sob�, i w jedn� z nich postuka�a palcem.
- Tu mam skierowanie. Pojedynczy pok�j. Dziewi�tka. Chcia�aby si� pani przenie�� do podw�jnego? - nie rozumia�a.
- Nie, bro� Bo�e! Pani Marysiu, ten Aleksander, to on mia� m�ody g�os? Jaki Aleksander?
- M�wi�a pani, �e dzwoni� do mnie Aleksander.
- Ach, ten telefon raniutko. Powiedzia�am, �e c przypominam sobie.
Przecie� rozmawiaj�c ze mn� w holu by�a przekonana. M�wi�a tak, jakby by�a pewna, czy to mo�liwe, �eby teraz nie pami�ta�a niczego?
- Mo�e i powiedzia�, �e ma na imi� Aleksander - zawaha�a si�. - Mo�e. Wylecia�o mi z g�owy, g�os mia� m�ody, tak. Zepsu�a si� maszyna do krojenia w�dlin i nie mog� z�apa� naszego pana od naprawy, dlatego jestem taka nieprzytomna.
Dopiero teraz zauwa�y�am, �e w jednej r�ce trzyma bucz�c� g�ucho s�uchawk�.
- Dzi�kuj�, pani Marysiu, przepraszam.
Wysz�am przed dom. Waleria siedzia�a na stopniach ganku. Podnios�a si� na m�j widok.
- Ju� my�la�am, �e wysz�a� innym wyj�ciem.
- Drugie wyj�cie jest tam! - wskaza�am drzwi kuchenne. - Musia�aby� mnie st�d zobaczy�, nie mam przed tob� ucieczki.
Leciutki u�miech przemkn�� jej po twarzy.
- Ja przed tob� r�wnie�.
- Wygl�da na to, �e jeste�my na siebie skazane.
By�y�my ju� na chodniku. Zamkn�am za nami furtk�, nieco silniej, ni� powinnam.
Waleria sta�a u szczytu kamiennych schod�w prowadz�cych z do�u na �agodne wzniesienie Kozi�ca. Mia�a na sobie kr�tk� obcis�� sp�dniczk� z wyp�owia�ego d�insu, czerwon�, bawe�nian� bluzeczk�, w�osy �ci�gni�te nad uszami w dwie kitki i przytrzymane r�wnie� czerwonymi frotkami. Nad kieszeni� bluzki bieli� si� napis wyhaftowany drobnymi, krzywymi literami: NIENAWIDZ� MARYCHY. Sta�a u szczytu kamiennych schod�w, czeka�a na mnie. Na melodi�, kt�rej nie zna�am, �piewa�a taki tekst: �Plim, plim, plim! Plim, plim, plim, plim! Tralala, plim, plim!" Wygl�da�a zabawnie i podoba�a mi si�. By�a w cudownym humorze.
Na Kozi�cu jak na Kozi�cu: nigdy nie wiadomo, kt�ry dom ma w adresie �Koziniec", kt�ry �Droga na Anta��wk�", ale zawsze wiadomo, jak doj�� do �Domu pod Jedlami".
Stan�y�my przed �elazn� furtk� i Waleria przycich�a. W�r�d lip, cis�w i modrzewi sta� ten dom, mo�e najpi�kniejszy w ca�ym Zakopanem. Dostojny, godny, cichy.
- Musia�a ty by� bardzo szcz�liwa - szepn�a zauroczona Waleria.
- Nie. Prawd� m�wi�c: nie.
- Nie by�a? A czego jej brakowa�o? Tak tu pi�knie.
- Brakowa�o mi�o�ci.
- Pawlikowski jej nie kocha�? Jeste� pewna?
- Najpierw kocha�, potem kocha�, ale nie tak, jak chcia�a, a potem rozstali si� i ju�. Jej zosta�a tylko fotografia.
- to, to jest bardzo ma�o - dopowiedzia�a Waleria.
Otworzy�am furtk� i wesz�y�my do ogrodu. Waleria zbli�y�a si�, dotkn�a r�k� podmur�wki domu, pog�adzi�a por�cz schod�w.
- Chodzi�a t�dy... to okropne, �e w tym miejscu jest po niej tylko przestrze�, prawda? A gdzie pantofelki? Gdzie powiewna sukienka?
Patrzy�y�my na siebie, chyba po raz pierwszy ze zrozumieniem.
- Ba�a si� mieszka� tutaj, wiesz?
19
'JfeO^jK-a^JfeO^J^^
- Czego si� ba�a? Taki pi�kny dom?
- Nie lubi�a Pawlikowskich. Jasia tylko kocha�a, ale jego ci�gle nie by�o. Czu�a si� tu opuszczona, nieszcz�liwa. Po nocy drzwi skrzypia�y, pod�oga trzeszcza�a. T�skni�a, marnia�a.
- Biedna Lilka.
Waleria zapatrzy�a si� na kr�te schody prowadz�ce do wej�cia, na odbicie nieba i drzew w pi�knych oknach.
Teraz b�d� moje notatki. Nast�pne kartki nale�� do Ciebie. Mo�e przepisz dla nas wiersze, kt�re lubisz najbardziej, masz ochot�? Czy wiesz COKOLWIEK o ludziach, kt�rzy je pisali? Czy nie chcia�aby� mie� dla swoich ulubionych stron takich jak moje o LilceP
Waleria
Lilka Pawlikowska WITKACY
�Dom pod Jedlami" KOZINIEC-ZAKOPANE
To listek dla Niej. Ale nie z Kozi�ca.
M*?^�&?^tf&&^
Listy
Pani traci ju� wszelk� powag�: Czyha w bramie na listonosza! Patrzy smutno, u�miechem go b�aga jak ranny le��cy na noszach.
Dni tej pani bez list�w ton�, id� na dno w �alu bez granic... a� si� dziwi zmartwiony listonosz: �Ja bym tam napisa� do pani"...
(Maria Pawlikowska-Jasnorzewska)
�... Nawet w najbardziej pospolitych warunkach poezja szemra�a woko�o niej bezustannie, jak blisko p�yn�cy, ci�gle �ywy strumyczek..."
(Irena Krzywicka tak pisa�a
w swoich wspomnieniach o Lilce
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej)
Przypomnia�am sobie fragment wiersza o Ciotkach. Co za ulga!
... Jedynie ciocia Jola wiotka i pachn�ca przypomina�a wr�k� i parysk� lalk�. Chodzi�a w pi�rkach ptasich i tiulach ze s�o�ca, ca�owa�a, podnosz�c gwia�dzist� woalk�...
�Kobiety w ogrodzie" PIERRE BONNARD
Niedost�pna pomara�cza
Czerwiec. Bezpiecznych dni
szcz�liwe trafy, Jednym - mielizna: innym - sztorm
i rafy... S�o�ce zachodzi w barwie jednej
z t�sknot: Ogromnej, kr�g�ej pomara�czy
z Jaffy...
(Maria Pawlikowska-Jasnorzewska)
MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBL1U i�*
im. H. Sienkiewicza
05-80Q; w Pruszkowie, ul. K. Puchatka 8 �el. 58 8891
Filia Kr 2 Wypo�yczalnia dla dzieci
To w�a�nie s� Twoje strony!
Czy ju� wiesz, co z nimi zrobisz? Popatrz, ile masz miejsca dla siebie w prawdziwej ksi��ce...
Cze��!
Waleria
a�dy, kto przyje�d�a do Zakopanego, m�wi: �Te okropne Krup�wki!" Narzekanie na Krup�wki, na smog wisz�cy nad nimi, na drogie a ba�aganiarskie sklepy, na przepychaj�cy si� t�um, nale�y do dobrego tonu. Uwa�am Krup�wki za jedn� z najmilszych polskich rupieciarni. Podobnie uwa�aj� chyba i ci, kt�rzy m�wi� o nich z obrzydzeniem, bo jak inaczej wyt�umaczy� fakt, �e spotyka si� ich tam codziennie, chy�kiem przemykaj�cych si� w�r�d t�umu, udaj�cych, �e przychodz� tam jedynie z konieczno�ci, bo �musieli i��" na poczt�, albo �zmuszeni byli" um�wi� si� z kim� w kawiarni. Ja na Krup�wki chodz� z upodobaniem, nawet, kiedy n�g nie czuj� po d�ugiej przedpo�udniowej wycieczce.
Tego dnia Waleria wybra�a si� ze mn� i natychmiast Krup�wki wch�on�y j� w siebie. Sta�a si� jeszcze jednym barwnym punktem ulicy, a ja patrzy�am z wielk� rado�ci�, jak bez najmniejszego zak�opotania, szeroko otwieraj�c usta, skuba�a nimi bia�� cukrow� wat� pusz�c� si� na cienkim patyku.
- Pycha! - m�wi�a Waieria. - Zupe�na pycha! Nawet chyba wol� wat� ni� lody!
P�niej w�drowa�a z waflowym ro�kiem pe�nym r�nobarwnych lodowych kulek.
- Pycha! - j�cza�a, z lubo�ci� przymykaj�c oczy. - Zw�aszcza te waniliowe! Zupe�na pycha! Chyba jednak wol� lody ni� wat�!
By�a ca�a lepka, lody sp�ywa�y jej po palcach i po brodzie, na czerwonej bluzce ciemnia�y plamy po czekoladowych, a truskawkowe wolno sp�ywa�y a� do �okcia. W�a�nie taka mia�a by� Waleria i patrzy�am z ulg�, �e co� mi si� nareszcie zgadza. Stan�y�my przy straganie, na kt�rym straszy�y ludowe koszmarki. Szybko przelecia�a wzrokiem wszystkie pude�ka i pude�eczka, p�askorze�by z g��wkami g�ralskimi, ciupagi, ciupa�ki i barometry, zadzwoni�a dzwonkami wisz�cymi na rzemykach i wreszcie znieruchomia�a, wpatrzona w zwyczajne, pro�ciutkie fujarki. Sta�a tak przez chwil� jak pora�ona, potem odwr�ci�a si� w moj� stron�.
- Idziemy dalej? - zapyta�a ostro.
24
- Tak. Mo�emy wr�ci� przez Lipki.
Przesz�y�my ju� spory kawa�ek, Waleria nawet zacz�a co� sobie nuci�, chyba jakie� kolejne: �Plim, plim, plim, tralala", kiedy zapyta�am, czy nie chcia�aby kupi� sobie fujarki.
- Widzia�am, �e si� przygl�da�a�.
- Tak. By�y fajne.
- Kup sobie, Walerio. Roz�o�y�a r�ce.
- Przecie� ja nie mam pieni�dzy.
No, tak, oczywi�cie, przecie� ona nie ma pieni�dzy, sk�d pieni�dze mog�a mie� Waleria...
- Wr��my, kupi� ci fujark�, b�dziesz mia�a pami�tk�.
- Czy nie jest bardzo droga? - zatroszczy�a si�.
- Ch�tnie ci kupi�, Walerio, na pewno nie jest droga.
- Je�eli tak... - rozja�ni�a si�. - Bardzo chcia�abym mie� fujark�! - przyzna�a. - Bardzo.
Wybiera�a d�ugo. Ogl�da�a dok�adnie, nie tylko z wierzchu, ale i w �rodku, sprawdza�a ustnik, zachowywa�a si� tak, jakby by�a wybitnym znawc� fujarek, zw�aszcza tych, kt�re kupuje si� w Zakopanem na Krup�wkach. Nie pospiesza�am jej. Wreszcie wybra�a.
- Ta jest dobra. Wezm� t�.
Zap�aci�am. My�la�am, �e Waieria zacznie natychmiast gra�, �e wypr�buje ton fujarki, ale nie, obejrza�a j� jeszcze raz z wierzchu, palcami sprawdzi�a g�adko�� ustnika.
- Bardzo ci dzi�kuj�, naprawd� bardzo. B�d� mia�a dla Aleksandra. By�o gor�co, zaproponowa�am Walerii, �eby�my wst�pi�y do kawiarni.
- We�miemy coca-col�, och�odzimy si� troch�, co ty na to?
- Ch�tnie, chce mi si� pi� po tych s�odko�ciach. Wydaje mi si�, �e masz w torebce czerwony flamaster. Widzia�am, kiedy wyjmowa�a� portfel. Mog�aby� poszuka�?
Nie od razu znalaz�am flamaster w moim ba�aganie, ale by� tam rzeczywi�cie. Przewracaj�c w torbie wyj�am z niej r�wnie� i sw�j ma�y aparat fotograficzny. Pomy�la�am, �e dobrze by�oby zrobi� Walerii zdj�cie, w�a�nie teraz, kiedy taka zadumana siedzi przy stoliku z kucykami zwi�zanymi wysoko, stercz�cymi nad uszami jak r�ki m�odego baranka. Nacisn�am migawk� w chwili, gdy Waleria zastanawia�a si� nad czym�, obracaj�c fujark� w palcach. Potem si�gn�a po flamaster i co� tam na niej rysowa�a, nie widzia�am co, bo trzyma�a fujark� na kolanach, wi�c zas�ania� mi blat stolika. Sko�czy�a, odda�a flamaster, ale fujark� ci�gle jeszcze ogl�da�a pod sto�em. Wreszcie pokaza�a mi.
- �adnie? - zapyta�a.
- �adnie... - powiedzia�am.
Odruchowo w�o�y�am fujark� do torebki, zap�aci�am za col� i wolno ruszy�y�my w stron� domu. By�am ju� przy �Astorii", kiedy zauwa�y�am, �e id� sama. Spojrza�am na zegarek, zbli�a�a si� pora kolacji, ale mia�am jeszcze czas, wi�c posz�am na g�r�, �eby zostawi� torebk� i umy� r�ce. Postanowi�am spokojnie obejrze� fujark�. Usiad�am na fotelu i zacz�am jej szuka�. Sprawdzi�am dok�adnie we wszystkich przegr�dkach, pomy�la�am, �e musi by� gdzie� na dnie, wi�c wyrzuci�am wszystko z torebki. Nigdzie jej nie by�o. Nie mog�am zrozumie�: przecie� naprawd� kupi�am fujark� i naprawd� schowa�am j� do torebki.
Po kolacji wr�ci�am na g�r� i znowu ogarn�o mnie uczucie niepokoju, co� mi si� spl�ta�o, nie radzi�am sobie z Waleri� i z moim maszynopisem dziwacznie rozproszkowanym, jakby ka�da jego kartka nale�a�a do innej ksi��ki. Nie wiedzia�am, gdzie jest fujarka. Nie mia�am poj�cia, co si� z ni� mog�o sta�. Za oknem by�o ju� ciemno. S�ysza�am, �e kto� zbiega po schodach, kto� �mieje si� w holu, na dole pogaduje telewizor, ale jednocze�nie wydawa�o mi si�, �e wszystko dzieje si� jak na obcej scenie, �e nawet m�j pok�j nie bardzo jest rzeczywisty. Co zatem by�o prawd�? I, u licha, gdzie si� podzia�a fujarka?
Pomy�la�am niedorzecznie, �e na to pytanie mo�e potrafi�aby odpowiedzie� Waleria, i zdecydowa�am zapyta� o to przy najbli�szej okazji. Postanowi�am wyj�� przed snem na kr�tki spacer, i wysz�am. Nie wiem, czy zrobi�am �le, czy dobrze, bo po powrocie znalaz�am m�j maszynopis le��cy na tapczanie, chocia� z ca�� pewno�ci� zostawi�am go na stoliku. Ale teraz le�a�y tam kartki, kt�rych przed moim wyj�ciem nie by�o. Pozna�am pismo Walerii.
Moja Kochana! Mam pewien pomys� i zostawiam Ci go na nast�pnych stronach, mo�e si� przyda - skoro czujesz si� taka spl�tana. My�l�, �e nie gniewasz si� na mnie, zawsze moje kartki mo�esz po prostu wyrzuci�. Czy zrobi�am jaki� b��d ortograficzny? Wiem, �e trzy razy u�y�am zaimka zwrotnego �si�" zbyt blisko siebie, ale przecie� nie zmienia to sensu tego, co chcia�am napisa�, a porz�dek �wiata naruszy�o tylko odrobink�!
Twoja
Waleria
{tf&Q^Jj8r&^')&&^Jl^^
Postaram si� odpowiedzie� na Twoje pytanie:
-I, u licha, gdzie si� podzia�a fujarka?
Moim zdaniem mog�o Ci si� jedynie wydawa�, �e schowa�a� j� do
torebki. Mo�e mia�a� taki zamiar, owszem, ale zanim to zrobi�a�
FUJARK� WZIʣAM JA.
Nios�am j� p�niej ca�y czas w r�ku, a� dziwne, �e nie zauwa�y�a� tego. Pewnie by�a� zamy�lona, widzia�am przecie�, �e nagle sta�a� si� milcz�ca i nawet ogarn�� mnie l�k, �e za ma�o serdecznie podzi�kowa�am za fujark� i teraz jest Ci przykro. Dzi�kuj� za ni� raz jeszcze.
JEST I DRUGA MO�LIWO��:
By�a� zm�czona upa�em i spacerem. Po obiedzie wyci�gn�a� si� na tapczanie i usn�a� jak kamie�.
�NI�O CI SI�, �E BY�Y�MY NA KRUP�WKACH I �E KUPI�A� MI FUJARK�, KT�R� POTEM SCHOWA�A� DO TOREBKI.
Ale to byl tylko sen. Obudzi�a� si�, posz�a� do toalety, wr�ci�a� i wywali�a� wszystko z torby, szukaj�c fujarki. Nie by�o jej, bo nie mog�a znale�� si� raptem w Twojej torebce, skoro tylko Ci si� �ni�a! My���, �e kt�ra� z tych dw�ch mo��iwo�ci jest prawdziwa.
Waleria
;ifoQ^'ifoQ^~jfofe^ifo^
TWOJA KARTKA PRYWATNA!
Kochana, to jest znowu kartka przeznaczona tylko dla Ciebie. Czy masz jakie� przypuszczenia? Mo�e s�dzisz, �e wiesz:
- Gdzie, u licha, podzia�a si� fujarka? Napisz, mo�liwe, �e Jej to w czym� pomo�e. Widzisz przecie�: Ona ju� goni w pi�tk�!
Waleria
?
ogoda by�a nadzwyczajna. Wybra�y�my si� z Waleri� w g�ry. Dolin� Jaworzynki na Hal� G�sienicow�. Dobry spacer na moje lata i obtart� pi�t� Walerii. Pocz�tkowo mia�y�my zamiar p�j�� dalej, na Ko�cielec, ale zm�czy�am si�, a pi�ta Walerii by�a w op�akanym stanie. Wraca�y�my t� sam� drog�, pod sza�asem przysiad�y�my na chwil�, przed nami zieleni�a si� Jaworzynka, za nami panoszy�a Kopa Magury; kiedy po chwili ruszy�y�my dalej w stron� Ku�nic, ze zdumieniem spostrzeg�am, �e Waleria nie utyka ani troch�, przeciwnie, idzie przede mn� energicznie, ubrana w kr�ciutkie, bia�e szorty, z wdzi�kiem kr�c�c okr�g�� pup�. Z czubka g�owy strzela� w niebo pojedynczy kucyk misternie usztywniony paroma frotkami w r�nych kolorach. Na sobie mia�a Waleria zielon�, obcis�� bluzk� na szerokich rami�czkach. O tej bluzce pisz� dlatego, �e po prawej stronie, tu� pod plisk� wida� by�o na niej jadowicie ��te literki, bardzo krzywy, nier�wny haft: niEnaWidZ� mARycHy. No i dobrze, nienawidzi, trudno, pomy�la�am sobie rano, kiedy zobaczy�am Waleri� wchodz�c� do mojego pokoju.
Zaskoczy�a mnie teraz zdumiewaj�ca pr�no�� jej kroku. Z tak� pi�t�, na mi�y B�g! Przed chwil� popiskiwa�a i marudzi�a, a teraz - prosz�: kozica g�rska. Nagle co� mnie tkn�o, jak dwa razy dwa cztery, gdzie� tu musi by� ch�opak, pomy�la�am. No i prosz�, pi�ciu. Pi�ciu ch�opak�w ros�ych jak m�ode drzewa. W tej sytuacji wiadomo, �e lepiej pi�t� straci� i chodzi� bez niej do ko�ca �ycia, ni� okaza� si� rozmazan� bab�. Nas�uchiwa�am, czy przypadkiem nie za�piewa swojego: �Plim, plim, plim", ale oczekiwa�am zbyt wiele, nie odwa�y�a si�. I s�usznie, bo zapewne wyda�aby z siebie tylko jaki� bole�ciwy j�k. Jeden z ch�opc�w min�� mnie i zr�wna� krok z krokiem Walerii. Obj�� ramieniem jej przypalone s�o�cem nagie plecy. Bo�e, pomy�la�am, co robi�? Waleria wiedzia�a. Odwr�ci�a si�, odepchn�a natarczywe rami� i powiedzia�a co�, czego nie dos�ysza�am, mo�e lepiej dla nas wszystkich. Us�ysza�am natomiast odpowied� tego ros�ego jak m�ode drzewo: �Nie, to nie, pies ci� tr�ca�!" Za mn� rozleg� si� sataniczny chichot. Pozosta�e ros�e drzewa najwyra�niej drwi�y
z czaruj�cego amanta Walerii, kt�ra, ku mojemu zdumieniu, zawr�ci�a i zacz�a drepta� obok mnie jak grzeczpy szczeniaczek przywi�zany do swojego pana. Trzy ros�e drzewa dogoni�y amanta, pi�te zosta�o. Potrz�sn�o koron� z�otawych li�ci, kt�re opad�y mu na czo�o i powiedzia�o do grzecznego szczeniaczka:
- Nie b�d� z�a, on si� tak wyg�upia�, wiesz... Spojrza�a z�ym okiem.
- Co ja wiem, to ja wiem.
- Dziewczyno, powinna� by� zadowolona, �e ch�opaki ogl�daj� si� za tob�.
- Mi�o z ich strony - odpar�a Waleria godnie, ale spojrza�a okiem przychylniejszym.
Ros�e drzewo u�miechn�o si� do mnie i powiedzia�o grzecznie:
- Mam na imi� Wojtek, czy pani pozwoli, �e si� przy��cz�?
- A koledzy? Tak ich zostawisz?
- Wola�aby pani, �ebym zawo�a�?
Roze�mia�am si�. Wojtek mia� pogodn�, �adn� twarz i migocz�ce iskierki w oczach.
- Och, nie! Prosz�, przy��cz si� do nas, je�eli Waleria ma ochot� na towarzystwo.
Pokr�ci�a g�ow� w spos�b, kt�ry nie by� ani zaprzeczeniem, ani potakiwaniem, co� tak jakby jej ta g�owa lata�a dooko�a szyi. No i, oczywi�cie, us�ysza�am: �Hm, hm, hm, plim, plim, plim..."
- Wi�c jak, Walerio? - zapyta�.
- Prosz� ci� bardzo! - powiedzia�a. - Ale uprzedzam, �e boli mnie pi�ta - dorzuci�a z powag�.
Biedactwo, widocznie nie mia�a ju� si�y na kozic� g�rsk�.
- My�l�, �e twoja pi�ta nie b�dzie nam przeszkadza�a w rozmowie.
- W�a�nie... eee, nie wieeeem! - zabecza�a jak owca i zatrzyma�a si�, k�ad�c r�k� na ramieniu Wojtka.
Zdj�a adidasy, skarpetki, pokaza�a nam swoj� praw� pi�t�. Opatrunek, kt�ry za�o�y�am jej, kiedy by�y�my w schronisku na G�sienicowej, obsun�� si� i zobaczyli�my krwawi�c� pi�t�, odart� nie tylko ze sk�ry, ale i z b�bla. Nie dziwi�am si� Walerii, ja na jej miejscu te� okaza�abym si� rozmazan� bab�.
- Tak strasznie chcia�am by� dzielna! - biadoli�a Waleria. - Ale widzicie sami, przecie� to jest �ywa rana!
- Mo�e ja ciebie wezm� na r�ce! - ucieszy� si� Wojtek rycersko.
- Ale� sk�d! Przecie� ledwo si� znamy!
- Trudno, Walerio, musisz i�� boso - zdecydowa�am.
- Ale tam s� kamienie, wiesz, tam, jak si� ju� schodzi do Ku�nic... - j�cza�a.
- Wezm� ciebie na r�ce, doprawdy! - napiera� si� Wojtek. Widzia�am, �e wprost pali si� do tego pomys�u, ale w�a�nie Waleria ruszy�a
w dalsz� drog�.
- Dobrze! - powiedzia�a zdecydowanym g�osem, wyra�nie podsumowuj�c dyskusj�, kt�r� wiod�a ze sob�. - P�jd� boso i nie b�d� histeryzowa�, nawet je�eli kamienie b�d� mi przebija�y stopy.
Wojtek patrzy� na ni� wzrokiem pe�nym uwielbienia, chocia� w jakim� sensie wymkn�a mu si� z r�k.
- Trzeba b�dzie spryska� pi�t� sztuczn� sk�r� i da� jej spok�j przez jaki� czas; je�eli chcesz, Walerio, posiedz� przy tobie i b�d� ci g�o�no czyta�.
- Chyba masz poprzestawiane w g�owie! Przecie� nie mam pi�ty w oczach i mog� czyta� sama.
Zmarkotnia�. Waleria zauwa�y�a to.
- Mo�emy sobie gada� - powiedzia�a lekko.
By� ledwo �ywy z mi�o�ci, po prostu umiera� na naszych oczach, a ona kapa�a mu s�owa jak krople na �ycie. Wpatrzony w ni�, dopiero teraz zauwa�y� jadowicie ��ty napis na zielonej bluzce. Szli obok siebie, ale zobaczy�am, �e spojrza� z ukosa na krzywe litery. Nagle wyda� mi si� dziwnie skupiony i starszy, ni� s�dzi�am. Waleria te� pochwyci�a jego wzrok i gestem, kt�ry ju� zna�am, dotkn�a haftu palcami, a potem przykry�a go d�oni�. Dotar�o do mnie, �e oni wiedz� o czym�, o czym ja nie mam poj�cia.
Zjechali�my z Ku�nic do Zakopanego mikrobusem, bo pi�ta Walerii by�a okropna. Obtarcie przysypane ziemi�, zl�k�am si�, �e b�d� musia�a stara� si� o zastrzyk przeciwt�cowy.
- Mia�am robiony miesi�c temu - uspokoi�a mnie Waleria. - Przewr�ci�am si� na wrotkach i wpad�am prosto w g�r� ziemi, kt�r� przywie�li do podsypania klombu.
- Je�dzisz na wrotkach?
W g�osie Wojtka s�ycha� by�o czyste uwielbienie, fakt, �e Waleria je�dzi na wrotkach, wydawa� mu si� chyba godny wpisania do Ksi�gi Guinnessa.
- Je�dzi�em kiedy� na deskorolce - pochwali� si�. - Nawet teraz jeszcze je�d��, je�eli mam czas! - dorzuci� nerwowo, widz�c, �e czas przesz�y zachmurzy� Waleri�.
- O, deskorolka jest trudna! - zachwyci�a si� i unosz�c w g�r� koci pyszczek, patrzy�a na Wojtka z bezbrze�nym oddaniem.
Ich romans rozwija� si� na moich oczach w tempie tak zawrotnym, �e w og�le za nim nie nad��a�am. I dlatego przerazi�am si�, kiedy wysiad�am z mikrobusu i daremnie czeka�am, a� i oni wydostan� si� z innymi pasa�erami. Nie by�o ich. Po prostu ich nie by�o.
Nie pokazali si� r�wnie� nast�pnego dnia. Obija�am si� po swoim �yciu jak nietoperz po nocy. Z�apa�am si� na tym, �e szukam ich. Gorzej: zarzuca�am przyn�ty. Siada�am w miejscach szczeg�lnie romantycznych albo w takich, w kt�rych widzia�am du�o m�odzie�y, s�dzi�am, �e si� na to nabior�. Pomy�la�am, �e skoro ona ma chor� pi�t�, to mo�e wjazd kolejk� na Kasprowy b�dzie dla niej dobry. Pojecha�am na Kasprowy. Na Guba��wk�. Na Butorowski Wierch. Jad�am lody na Krup�wkach, pi�am coc� pod Krokwi�.
Wreszcie kt�rego� dnia wybra�am si� na Czerwone Wierchy, bo w ko�cu siedzia�am w tym Zakopanem, a tak naprawd� w g�rach nie by�am. By� gor�cy dzie�, duszny, m�cz�cy, wr�ci�am do �Astorii" zmordowana, w kuchni czeka� na mnie odstawiony w garnuszkach obiad. By�am w�ciekle g�odna i zjad�am go jeszcze przed prysznicem. Wreszcie, syta i od�wie�ona roz�o�y�am le�ak, usiad�am w cieniu, kt�ry o tej porze ogarnia� ju� po�ow� mojego tarasu. Po chwili w drzwiach pokoju stan�a Waleria. Popatrzy�a na mnie z nik�ym, nie�mia�ym u�mieszkiem.
- Dzie� dobry - wymamrota�a przez z�by. Ja stara�am si� m�wi� normalnie.
- Dzie� dobry, Walerio! Jak twoja pi�ta?
- N�dza i mizeria. Usiad�a na progu.
- Boli?
- Nawet nie boli, ale troch� si� paskudzi, dzi� jest lepszy dzie�, tak jakby przysch�o.
By�a w tych swoich niebieskich espadrylach, wi�c zobaczy�am, �e pi�t� ma zaklejon� czy�ciutkim plastrem, ale zauwa�y�am r�wnie�, �e paznokcie st�p pomalowa�a jadowicie czerwon� emali�.
- Ho, ho! - powiedzia�am.
Podkuli�a palce, no, ale spr�buj sama tak podkuli� palce st�p, �eby nie by�o wida� paznokci, mo�e kot potrafi, ale przecie� ani Ty, ani ja, ani Waleria.
- A, to tak tylko... dla hecy.
Pomy�la�am sobie: bardzo ciekawe, jakie jeszcze hece przysz�y jej do g�owy przez te dni, kiedy nie widzia�y�my si� nawet przez chwil�?
- A u ciebie co? - zapyta�a tonem s�siadki, kt�ra wpad�a na plotki.
- Dzi�kuj�, w porz�dku.
Nie pomaga�am jej w rozmowie.
- My�lisz pewnie, �e jestem w nim zakochana? - zapyta�a troch� zaczepnie.
- A nie jeste�?
Koci pyszczek. Gdyby mia�a w�sy, opad�yby jej na pewno, a tak, opu�ci�a tylko g�ow� i patrzy�a na swoje potwornie czerwone paznokcie.
- Jestem.
Zapad�o milczenie, obydwie nie wiedzia�y�my, jak ugry�� t� spraw�, najch�tniej po�kn�abym proszek nasenny i po�o�y�a si� do ��ka. Waleria trzyma�a r�ce zaci�ni�te w pi�ci, wi�c mog�am si� domy�li�, �e chowa w nich paznokcie, r�wnie krwiste jak tych dziesi��, kt�re gryz�y mnie w oczy ju� od chwili.
- On, wiesz, jest zupe�nie cudowny! - powiedzia�a. U�miechn�am si� do niej. Pomy�la�am, �e zaraz mi wyzna, jak� to prze�ywa wyj�tkow�, pierwsz� mi�o��.
- Tak naprawd�, on jest moj� pierwsz� mi�o�ci� w �yciu. Tak, wszystkie poprzednie to by�y pomy�ki...
- Wszystkie te poprzednie, jak teraz o nich my�l�, to by�y w�a�ciwie pomy�ki... - odkrywa�a �wiat Waleria.
Cudowna. Tak to w�a�nie jest, tak to si� dzieje, Walerio, moje kochanie! Masz wszystko darowane za te pi�kne rzeczy, kt�re opowiadasz, kt�re mi powierzasz: swoje skarby najwi�ksze.
- A on, wiesz, jest taki wyj�tkowy.
- Dobry i czu�y?
- Och, tak!
Jakby tu jej powiedzie�, jak przestrzec j�, ochroni� przed tym dobrym, czu�ym i wyj�tkowym, po kt�rym nie musi, ale mo�e zosta� tylko upokorzenie i smutek? Tymczasem ona wyczu�a mnie jak swojego brata-bli�niaka, czym, prawd� m�wi�c, zaimponowa�a mi troch�.
- Tylko nie zamartwiaj si� o mnie, bo ja nie chodz� z ch�opcami do ��ka
- powiedzia�a tonem trzykrotnej rozw�dki. Chryste Panie.
- Dlaczego? - zapyta�am, doprawdy najg�upiej jak mog�am. Waleria uzna�a to pytanie za zupe�nie zwyczajne.
- Wiesz, na razie nie mam na to ochoty. Z wielu wzgl�d�w, z kt�rych najistotniejszy jest chyba ten, �e... �e...
Patrzy�a na swoje paznokcie i porusza�a palcami st�p, bardzo sprawnie, podziwia�am, to wcale nie jest takie �atwe.
- Troch� si� boj�... - powiedzia�a wolno, w zadumie nad sam� sob�.
- Takie mam obawy, �e... po prostu s�dz�, �e mam na to jeszcze troch� czasu! - wyrzuci�a z siebie gwa�townie. - Wi�kszo�� dziewczyn tak my�li, to tylko ch�opcy, im si� tak spieszy!
- Och, dziewczynom te�.
- My�lisz? To ja ci powiem, �e g��wnie gadaj�, przechwalaj� si�. A ja... Znowu na buzi Walerii pojawi� si� wyraz dziecinnego rozmarzenia. Teraz
godzi�am si� nawet na jej czerwone paznokcie.
- Co, ty, Walerio?
- Ja tak strasznie lubi�, jak kto� mnie uwielbia! Jak za mn� kto� wprost szaleje! - przyzna�a si� rozbrajaj�co. - Czy ty te� za tym przepada�a�?
- Pewnie. Przepadam za tym do tej pory! - roze�mia�am si�. Szczero�� za szczero��. Doceni�a to.
- Mo�e dlatego �atwiej si� z tob� rozmawia ni� z kim� innym. Wojtek za mn� szaleje, ale nie tylko za to go kocham. Z nim te� mog� o wszystkim rozmawia�, tak jak z tob�, jak kiedy� z Aleksandrem.
- A teraz z Aleksandrem nie mo�esz?
- Mog�. Czasami. P�jd� ju�.
Podnios�a si�, poprawi�a rozlu�nione na kitkach frotki.
- Dobrze, �e wr�ci�a�.
- Musia�am wr�ci�, nie mog�am zostawi� ciebie z tym wszystkim. Obydwie popatrzy�y�my przez drzwi na st� z porozrzucanym maszynopisem.
- Nie by�oby go, gdyby� nie zjawi�a si� w moim samochodzie - powiedzia�am otwarcie.
- Przecie� wiem.
M�j Ch�opak ukochany na imi� ma WOJTEK
Ch�tnie narysowa�abym Go w tej ramce, ale nie mam najmniejszych nawet zdolno�ci plastycznych. Poprosz� Wojtka, �eby da� mi swoj� fotografi� i wklej� j� tul
W moim Wojtku podoba mi si� najbardziej: to, �e potrafi zachowywa� si� elegancko w ka�dej sytuacji. NIE ZGRYWA SI�! NIE UDAJE, �E DLA NIEGO CA�Y �WIAT TO MA�E PIWO! Ze liczy si� z moim zdaniem. Ze interesuje go to, co si� dzieje na Ziemi i w Kosmosie. �e podoba Mu si� III Symfonia Henryka G�reckiego.
�E MNIE UWIELBIA DO SZALE�STWA.
A jaki jest Tw�j Ch�opak, albo jaki chcia�aby�, �eby by�?
Uca�owania!
Waleria
TWOJA KARTKA PRYWATNA-- MI�OSNA!
Nie rysuj nigdzie serca przebitego strza��, nie wytrzymam tego, jest beznadziejnie g�upie!
B�AGAM!
Je�eli to zrobisz, to ju� Twoja sprawa.
Waleria
JE�ELI NIE MASZ UKOCHANEGO CH�OPAKA, NA PEWNO WIESZ, DO KOGO POWINIEN BY� PODOBNY. PORAD� SOBIE Z T� RAMK�, JAK CHCESZ!
Waleria
melia, u kt�rej by�am z Waleri�, pami�tasz, ta, co to mieszka sobie na Ma�ym Zywczanskiem jak na ostatnim przystanku przed �mierci�, ot� Amelia nie by�aby zadowolona: Natan wr�ci�. Przyjecha� do Zakopanego na kilka godzin, bo znowu musia� lecie� na jaki� sw�j koniec �wiata. Tak� ma prac�. W przekonaniu Amelii, Natan rzuca mnie za ka�dym razem, kiedy tylko odrywa si� od pas�w startowych. Poszli�my razem w g�ry i nie zabra�am ze sob� Walerii. Po drodze zacz�am Natanowi o niej opowiada�. Przygl�da� mi si� jak osobie troch� nieprzytomnej i nawet czego� zapyta�, czy nie powinni�my wraca�. Przerwa�am wi�c swoj� opowie��. Niestety, zaraz z�apa�am si� na tym, �e nuc� cichutko: �plim, plim, plim, tralala". Wiedzia�am, �e nie robi� na nim najlepszego wra�enia. S�dz�, �e gdyby rzeczywi�cie chcia� mnie rzuci�, by� to nadzwyczaj odpowiedni moment. Nie rzuci� mnie.
- Nie �artuj! - powiedzia� tylko. - Warto, �eby� wzi�a troch� witamin i od czasu do czasu �ykn�a aspiryn�.