8738
Szczegóły |
Tytuł |
8738 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8738 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MILAN KUNDRA
"�ycie jest gdzieindziej"
SPIS TRE�CI
Cz�� pierwsza albo Poeta przychodzi na �wiat
Cz�� druga albo Ksawery.
Cz�� trzecia albo Poeta onanizuje si�.
Cz�� czwarta albo Poeta ucieka.
Cz�� pi�ta albo Poeta jest zazdrosny.
Cz�� sz�sta albo Czterdziestolatek.
Cz�� si�dma albo Poeta umiera.
Cz�� pierwsza albo
Poeta przychodzi na �wiat
Kiedy matka poety zastanawia�a si� nad tym, gdzie poeta zosta�
pocz�ty, bra�a pod uwag� tylko trzy mo�liwo�ci: albo wieczorem na
�aweczce w parku, albo pewnego popo�udnia w mieszkaniu kolegi ojca
poety, b�d� te� przedpo�udniem w romantycznym krajobrazie nie
opodal Pragi.
Gdy podobne pytanie stawia� sobie ojciec poety, dochodzi� do
wniosku, �e poeta zosta� pocz�ty w mieszkaniu jego kolegi,
poniewa� tego dnia wci�� prze�ladowa� go pech. Matka poety nie
chcia�a do tego mieszkania p�j��, dwa razy si� pok��cili, dwa razy
si� pogodzili, kiedy si� kochali, kto� przekr�ci� klucz w drzwiach
s�siedniego mieszkania, matka poety wystraszy�a si�, przestali si�
kocha�, p�niej za� doko�czyli przy obop�lnym zdenerwowaniu, co
uwa�a� ojciec za przyczyn� pocz�cia poety.
Matka poety jednak w og�le nie dopuszcza�a mo�liwo�ci, i�by
poeta mia� by� pocz�ty w wypo�yczonym mieszkaniu (panowa� w nim
starokawalerski ba�agan i matka brzydzi�a si� roz�cielonego ��ka,
w kt�rym na prze�cieradle le�a�a wymi�ta cudza pi�ama), odrzuca�a
tak�e i t� mo�liwo��, �e zosta� pocz�ty na �aweczce w parku, gdzie
da�a si� nam�wi� na kochanie bardzo niech�tnie i wbrew swemu
gustowi, mierzi�o j� bowiem to, �e w�a�nie na takich �awkach
kochaj� si� w parku prostytutki. By�o wi�c dla niej ca�kiemjasne,
�e poeta m�g� by� pocz�ty jedynie podczas s�onecznego letniego
przedpo�udnia za �cian� wysokiego bloku skalnego, stercz�cego
patetycznie w�r�d innych g�az�w w dolinie b�d�cej miejscem
niedzielnych spacer�w Pra�an.
Sceneria ta nadaje si� na miejsce pocz�cia poety z wielu
wzgl�d�w: o�wietlona po�udniowym s�o�cem jest sceneri� blasku a nie
ciemno�ci, dnia a nie nocy: jest to miejsce po�r�d otwartej
naturalnej przestrzeni, a wi�c miejsce wzlotu, rozwini�cia
skrzyde�; i wreszcie, cho� niezbyt oddalona od ostatnich zabudowa�
miejskich, jest to okolica romantyczna, naje�ona ska�ami
stercz�cymi w dziko ukszta�towanym terenie. To wszystko wydawa�o
jej si� by� wymownym obrazem tego, co w�wczas prze�ywa�a. Czy�jej
wielka mi�o�� do ojca poety nie by�a romantycznym buntem przeciwko
prozaicznemu �yciu jej rodzic�w? Czy� odwaga, z jak� ona, c�rka
bogatego sklepikarza, wybra�a ubogiego, �wie�o upieczonego
in�yniera, nie by�a w istocie podobna do tego nieujarzmionego
krajobrazu?
Matka poety prze�ywa�a wtedy wielk� mi�o�� i niczego tu nie
zmienia rozczarowanie, kt�re przysz�o niebawem, kilka tygodni po
owym pi�knym przedpo�udniu za ska��. Kiedy bowiem rado�nie
podniecona oznajmi�a swemu kochankowi, �e ju� do�� znacznie op�nia
si� intymna niedyspozycja, kt�ra jej co miesi�c uprzykrza �ycie,
in�ynier z oburzaj�c� oboj�tno�ci� (cho�, jak nam si� zdaje,
udawan� i niepewn�) o�wiadczy�, �e chodzi tu o drobne zaburzenie
cyklu fizjologicznego, kt�ry na pewno powr�ci zn�w do swego
dobroczynnego rytmu. Mama wyczu�a, �e jej kochanek nie chce dzieli�
z ni� nadziei i rado�ci, obrazi�a si� i nie rozmawia�a z nim, a� do
chwili, gdy lekarz oznajmi� jej, �e jest w ci��y. Ojciec poety
powiedzia� w�wczas, �e przyja�ni si� z pewnym ginekologiem, kt�ry
dyskretnie uwolni j� od k�opotu, na co mama wybuchn�a p�aczem.
Wzruszaj�ce bywaj� fina�y m�odzie�czych bunt�w. Najpierw
zbuntowa�a si� przeciw rodzicom w imi� m�odego in�yniera, a potem
zwr�ci�a si� do nich o pomoc przeciw niemu. I rodzice nie zawiedli;
spotkali si� z nim, przem�wili mu do serca i in�ynier,
zrozumiawszy widocznie, �e nie ma wyj�cia, zgodzi� si� na wystawne
wesele i przyj�� bez skrupu��w spore wiano, kt�re umo�liwi�o mu
za�o�enie w�asnego przedsi�biorstwa budowlanego; sw�j skromny
dobytek, mieszcz�cy si� w dw�ch walizkach, przeni�s� do willi,
gdzie jego m�oda �ona mieszka�a od urodzenia ze swymi rodzicami.
Zr�czna kapitulacja in�yniera nie mog�a ju� wszak�e zatai�
przed mam� poety, i� to, w co rzuci�a si� z zapami�taniem, kt�re
wydawa�o jej si� wspania�e, to nie by�a wzajemna wielka mi�o��, do
kt�rej, jak s�dzi�a, mia�a pe�ne prawo. Jej ojciec by� w�a�cicielem
dw�ch prosperuj�cych praskich drogerii, a c�rka wyznawa�a zasad�
wyr�wnanych rachunk�w; skoro zainwestowa�a w mi�o�� wszystko (by�a
przecie� gotowa zdradzi� nawet w�asnych rodzic�w i ich zaciszny
dom!), chcia�a, �eby partner w�o�y� do wsp�lnego skarbca jednakow�
sum� uczu�. Staraj�c si� naprawi� niesprawiedliwo��, pragn�a teraz
znowu z owej skarbnicy uczu� odebra� sobie to, co w niej ulokowa�a,
i ukazywa�a m�owi po �lubie dumne i surowe oblicze.
Z rodzinnej willi wyprowadzi�a si� niedawno siostra matki
poety, (wysz�a za m�� i wynaj�a mieszkanie w centrum miasta) tak
�e stary sklepikarz z �on� pozostali w pokojach na parterze, a
in�ynier z ich c�rk� mogli zamieszka� nad nimi w trzech pokojach -
dw�ch wi�kszych ijednym mniejszym, urz�dzonych dok�adnie tak,jak to
przed dwudziestoma laty pomy�la� ojciec panny m�odej, kiedy will�
zbudowa�. Fakt, �e in�ynier dosta� mieszkanie kompletnie urz�dzone,
by� mu w pewnym sensie na r�k�, poniewa� opr�cz zawarto�ci dw�ch
wspomnianych walizek nie mia� �adnego maj�tku; mimo to proponowa�
jednak, �eby za pomoc� drobnych poprawek zmieni� wygl�d pokoju. Ale
matka poety nie zamierza�a dopu�ci� do tego, by ten, kt�ry j�
posy�a� pod n� ginekologa, �mia� naruszy� dawny uk�ad wn�trza, w
kt�rym zawarty by� duch jej rodzic�w i wiele lat s�odkiego
przyzwyczajenia, oswojenia i bezpiecze�stwa.
M�ody in�ynier i tym razem skapitulowa� bez walki; pozwoli�
sobie tylko na jeden ma�y sprzeciw, kt�ry odnotowujemy: w pokoju,
w kt�rym ma��onkowie k�adli si� do snu, sta� ma�y stolik; na jego
szerokiej nodze spoczywa� ci�ki okr�g�y blat z szarego marmuru, na
nim za� sta�a figurka nagiego m�czyzny; m�czyzna trzyma� w lewej
r�ce lir�, kt�r� opiera� o sw�j lekko wystaj�cy bok. Praw� r�k�
wyrzuci� w patetycznym ge�cie, jakby jej palce przed chwil�
uderzy�y w struny; prawa noga by�a wysuni�ta do przodu, g�owa lekko
uniesiona tak, �e oczy spogl�da�y w g�r�. Dodajmy jeszcze, �e twarz
m�czyzny by�a niezwykle pi�kna, w�osy k�dzierzawe, a biel
alabastru, z kt�rego figurka by�a wykonana, dodawa�a postaci czego�
delikatnie dziewcz�cego, czy te� bosko dziewiczego; zreszt� s�owa
boski u�yli�my nie bez powodu: wed�ug napisu wyrytego na podstawce
m�czyzna z lir� by� greckim bogiem Apollinem.
Rzadko jednak matka poety mog�a przygl�da� si� m�czy�nie z
lir� bez zdenerwowania. Zazwyczaj sta� odwr�cony ty�em do pokoju,
kiedy indziej s�u�y� jako stojak na kapelusz in�yniera, innym razem
na jego delikatnej g�owie wisia� but, a kiedy� zn�w mia� na sobie
skarpetk� in�yniera, kt�ra - jako �e �mierdzia�a - stanowi�a
wyj�tkowe zniewa�enie w�adcy Muz.
Je�eli matka poety przyjmowa�a to wszystko ze
zniecierpliwieniem, winne temu by�o nie tylko jej s�abe poczucie
humoru; wyczu�a ca�kiem s�usznie, �e poprzez skarpetk� na ciele
Apollina m��, pod p�aszczykiem �artu, dajejej do zrozumienia to, co
inaczej z grzeczno�ci przemilcza�: �e odrzuca jej �wiat i �e
kapituluje przed nim jedynie tymczasowo. W ten spos�b alabastrowy
przedmiot sta� si� rzeczywistym antycznym bogiem, a wi�c istot�
spoza �wiata ludzkiego, kt�ra w ten ludzki �wiat ingeruje,
komplikuje rozgrywaj�ce si� w nim wydarzenia, intryguje i zdradza
to, co utajone. M�oda ma��onka spogl�da�a na� jak na swego
sprzymierze�ca i jej marzycielska kobieca natura uczyni�a ze� �yw�
istot�, w kt�rej oczach pojawia�o si� chwilami kolorowe z�udzenie
t�cz�wek, a usta zdawa�y si� oddycha�. Polubi�a tego nagiego
m�odzie�ca, kt�ry by� dla niej i zjej powodu zniewa�any. Patrzy�a
najego �liczn� twarz i pragn�a, aby dziecko rosn�ce w jej brzuchu
by�o podobne do tego pi�knego nieprzyjaciela jej m�a. Chcia�a,
�eby by�o do niego na tyle podobne, by mog�a my�le�, �e to nie m��,
ale �w m�odzieniec jest tym, kt�ry j� zap�odni�; prosi�a go, aby
swym urokiem naprawi� niefortunne pocz�cie, odcisn�� na nim swoje
pi�tno, przemalowa�je, jak kiedy� wielki Tycjan namalowa� sw�j
obraz na p��tnie zepsutym przez partacza.
Znajduj�c mimowolnie wz�r w Marii Pannie, kt�ra zosta�a matk�
bez udzia�u cz�owieka i stworzy�a w ten spos�b idea� macierzy�skiej
mi�o�ci, do kt�rej ojciec si� nie miesza i nie przeszkadza w niej,
dozna�a prowokacyjnego pragnienia, aby nazwa� dziecko Apollo, co
oznacza�o dla niej Ten, kt�ry nie ma ludzkiego ojca. Wiedzia�a
jednak, �e jej syn mia�by ci�kie �ycie z takim wydumanym imieniem
i �e wszyscy �mialiby si� z niej i z niego. Szuka�a wi�c czeskiego
imienia odpowiedniego dla m�odzie�czego greckiego boga i przysz�o
jej na my�l imi� Jaromil; na tosi� wszyscy zgodzili.
Zreszt�, by�a akurat wiosna* i kwit�y bzy, kiedy pewnego dnia
odwie�li j� do szpitala; tam po kilku godzinach b�lu wy�lizn�� si�
z niej m�ody poeta na zanieczyszczone prze�cierad�o �wiata.
* Jaromil w j�zyku czeskim znaczy mi�uj�cy wiosn� - przyp.
t�um.
2
Potem po�o�yli poet� przy jej pos�aniu w ma�ym ��eczku i mama
s�ucha�a rozkosznego wrzasku; jej obolale cia�o przepe�nione by�o
dum�. Nie zazdro��my cia�u tej dumy; dotychczas nie zazna�o jej
zbyt wiele, cho� by�o ca�kiem �adne: mia�o wprawdzie niepoka�ny
ty�eczek i troch� przykr�tkie nogi, lecz za to wyj�tkowo j�drne
piersi, a pod delikatnymi w�osami (tak lekkimi, �e z trudem dawa�o
si� z nich u�o�y� fryzur�) twarz mo�e nie ol�niewaj�co pi�kn�,
posiadaj�c� jednak dyskretny wdzi�k.
Mama zawsze u�wiadamia�a sobie znacznie bardziej swoj�
dyskrecj� ani�eli sw�j wdzi�k, zw�aszcza �e od dzieci�stwa �y�a u
boku starszej siostry, kt�ra doskonale ta�czy�a, ubiera�a si� w
najlepszym praskim zak�adzie krawieckim i ozdobiona rakiet�
tenisow� �atwo wchodzi�a w �wiat eleganckich m�czyzn, odwracaj�c
si� plecami do rodzinnego domu. Efektowna drapie�no�� siostry
utwierdza�a mam� w przekornej skromno�ci, tote� nauczy�a si� z
przekory kocha� sentymentaln� powag� muzyki i ksi��ek.
Chodzi� z ni� jeszcze przed in�ynierem pewien ch�opak, student
medycyny, syn z zaprzyja�nionej rodziny, ale ta znajomo�� nie mog�a
w powa�niejszym stopniu nape�ni� jej cia�a �wiadomo�ci� w�asnej
warto�ci. Gdy si� z ni� kiedy� na daczy po raz pierwszy kocha�,
rozsta�a si� z nim zaraz nast�pnego dnia z melancholijnym
przekonaniem, �e ani jej uczuciom, ani jej zmys�om nie dane jest
prze�y� wielkiej mi�o�ci. A poniewa� w�a�nie wtedy zdawa�a matur�,
mia�a okazj�, by o�wiadczy�, �e cel swego �ycia widzi w pracy, i
postanowi�a wst�pi� (mimo niezadowolenia praktycznego ojca) na
wydzia� filozoficzny.
Kiedy ju� jej zawiedzione cia�o siadywa�o bodaj pi�ty miesi�c
w szerokiej �awce uniwersyteckiego audytorium, spotka�o pewnego
razu na ulicy zuchwa�ego m�odego in�yniera, kt�ry je zagadn��, a po
trzech randkach posiad�. A poniewa� cia�o by�o tym razem bardzo (i
to nieoczekiwanie) zadowolone, dusza szybko zapomnia�a o ambicjach
naukowej kariery i (jak to porz�dna dusza zawsze czyni� powinna)
po�pieszy�a cia�u na pomoc: przytakiwa�a ochoczo pogl�dom
in�yniera, jego weso�ej nonszalancji i przemi�ej beztrosce. I cho�
wiedzia�a, �e s� to cechy obce jej otoczeniu, pragn�a si� z nimi
uto�sami�, poniewa� jej smutne, skromne cia�o w ich obecno�ci
przestawa�o sobie niedowierza� i zaczyna�o w zadziwiaj�cy spos�b
cieszy� si� samym sob�.
Czy� wi�c mama by�a nareszcie szcz�liwa? Niezupe�nie: miota�a
si� pomi�dzy wiar� i w�tpliwo�ciami; gdy rozbiera�a si� przed
lustrem, patrzy�a na siebie jego oczami i wydawa�a si� sobie
chwilami podniecaj�ca, chwilami za� nudna. Odda�a swe cia�o w
niewol� cudzym oczom - i w tym tkwi�a wielka niepewno��.
Jakkolwiek waha�a si� mi�dzy nadziej� i niewiar�, by�a wszak�e
skutecznie wyrwana ze swej przedwczesnej rezygnacji; rakieta
tenisowa siostry ju� jej nie deprymowa�a; jej cia�o �y�o nareszcie
jak cia�o i mama zrozumia�a, �e wspaniale jest tak w�a�nie �y�.
Pragn�a, aby to nowe �ycie nie by�o tylko fa�szyw� obietnic�, lecz
trwa�� prawd�; pragn�a, �eby in�ynier zabra� j� z uniwersyteckiej
�awy i z rodzinnego domu i przemieni� t� mi�osn� przygod� w
przygod� �ycia. Dlatego powita�a ci��� z entuzjazmem: wyobra�a�a
sobie in�yniera i swoje dziecko i zdawa�o jej si�, �e ta tr�jka
si�ga gwiazd i wype�nia wszech�wiat. M�wili�my ju� o tym w
poprzednim rozdziale: mama szybko zrozumia�a, �e ten, kt�remu
zale�a�o na przygodzie mi�o�ci, przygody �ycia si� boi i wcale nie
pragnie zamieni� si� razem z ni� w pos�gi si�gaj�ce gwiazd. Wiemy
jednak r�wnie� i to, �e tym razem jej poczucie w�asnej warto�ci nie
run�o pod naporem ozi�b�o�ci kochanka. Zmieni�o si� wi�c co�
bardzo wa�nego. Cia�o mamy, do niedawnajeszcze wydane na pastw�
oczu kochanka, wkroczy�o w now� faz� swej historii: przesta�o by�
cia�em dla cudzych oczu, a sta�o si� cia�em dla kogo�, kto
dotychczas oczu nie mia�. Nie by�a ju� wa�na jego zewn�trzna
pow�oka; cia�o styka�o si� z innym cia�em sw� wewn�trzn�, nigdy
przez nikogo nie widzian� �cian�. Oczy zewn�trznego �wiata mog�y
wi�c dostrzec tylko jego zewn�trzn� nieistotn� stron� i nawet
zdanie in�yniera nicju� dla niego nie znaczy�o, poniewa� nie mog�o
w �aden spos�b wp�yn�� na jego wielki los; teraz dopiero sta�o si�
w pehu niezale�ne i samowystarczalne; brzuch, kt�ry pot�nia� i
brzyd�, by� dla niej rosn�cym rezerwuarem dumy.
Po porodzie cia�o mamy wkroczy�o w kolejny okres. Gdy po raz
pierwszy b��dz�ce usteczka niemowl�cia przyssa�y si� do jej piersi,
poczu�a s�odkie dr�enie rozchodz�ce si� po ca�ym ciele;
przypomina�o to pieszczoty kochanka, by�o w tym jednak co� wi�cej:
wielkie spokojne szcz�cie, wielki szcz�liwy spok�j. Nigdy
przedtem tego nie dozna�a; je�eli kochanek ca�owa� jej piersi,
by�a to sekunda, kt�ra mia�a odkupi� godziny zw�tpie� i nieufno�ci;
tym razem jednak wiedzia�a, �e usta s� przyci�ni�te do jej piersi
na dow�d bezgranicznego oddania, kt�rego mo�e by� pewna.
Istnia�a jeszcze jedna r�nica: kiedy kochanek dotyka� jej
nagiego cia�a, zawsze si� wstydzi�a; wzajemne przybli�anie si� do
siebie by�o , zawsze pokonywaniem obco�ci i chwila zbli�enia by�a
upojna w�a�nie dlatego, �e by�a tylko chwil�. Wstyd nigdy nie
wygas�, czyni� mi�o�� podniecaj�c�, ale r�wnocze�nie pilnowa�
cia�a, by nie odda�o si� bez reszty. Tym razem jednak wstyd znikn��
- nie by�o go. Obydwa cia�a ca�kowicie otwar�y si� dla siebie i nie
mia�y przed sob� nic do ukrycia. Nigdy nie odda�a si� w taki spos�b
innemu cia�u i nigdy inne cia�o w ten spos�b nie odda�o si�jej.
Kochanek m�g� korzysta� zjej �ona, lecz nigdy w nim nie mieszka�,
m�g� dotyka�jej piersi, lecz nigdy z niej nie pi�. Ach, karmienie!
Z czu�o�ci� obserwowa�a rybie ruchy bezz�bnych ust ' i wyobra�a�a
sobie, �e do jej synka wp�ywaj� razem z mlekiem r�wnie� jej my�li,
wyobra�enia i sny.
By� to rajski stan: cia�o mog�o by� w pe�ni cia�em i nie
musia�o zakrywa� si� figowym listkiem; byli zanurzeni w bezkresie
spokojnego czasu; �yli razem, tak jak �yli Ewa z Adamem, dop�ki nie
skosztowali jab�ka z drzewa poznania; �yli w swoich cia�ach poza
dobrem i z�em; - ma�o tego: pi�kno i brzydota w raju nie r�ni� si�
od siebie, tak �e wszystko, z czego sk�ada si� cia�o, nie by�o dla
nich pi�kne ani brzydkie, ale rozkoszne; rozkoszne by�y dzi�s�a,
chocia� by�y bezz�bne, rozkoszna ' by�a pier�, rozkoszny p�pek,
rozkoszna by�a malutka pupcia, rozkoszne by�y kiszki, kt�rych
funkcjonowanie by�o uwa�nie �ledzone, rozkoszne w�oski wyrastaj�ce
na �miesznej czaszce. Dba�a troskliwie o bekanie, siusianie i
kupkanie synka, a by�a to nie tylko piel�gnacyjna troskliwo��
maj�ca na wzgl�dzie zdrowie dziecka; nie, troszczy�a si� o
wszystkie jego procesy fizjologiczne z pasj�.
To by�o co� zupe�nie nowego, poniewa� mama miewa�a od dziecka
wyj�tkowe obrzydzenie nie tylko do cudzej, ale i do w�asnej
cielesno�ci; sama do siebie czu�a odraz�, kiedy musia�a usi��� w
ust�pie (zawsze stara�a si� przynajmniej, by nikt nie widzia�, �e
tam wchodzi). Mia�a nawet taki okres, �e wstydzi�a si� je�� w
obecno�ci ludzi, bowiem prze�uwanie i po�ykanie wydawa�o jej si�
obrzydliwe. Cielesno�� synka, wywy�szona ponad wszelk� brzydot�, w
zadziwiaj�cy spos�b j� teraz oczyszcza�a i usprawiedliwia�a
r�wnie�jej w�asne cia�o. Mleko, kt�rego kropelka osiad�a czasem na
pomarszczonej sk�rze brodawki, zdawa�o si� jej poetyckie jak kropla
rosy; cz�sto ujmowa�a sw� pier� i �ciska�a j� lekko, �eby zobaczy�
t� czarown� kropl�; bra�a kropelk� na wskazuj�cy palec i kosztowa�a
j�; m�wi�a sobie, �e chce pozna� smak napoju, kt�rym �ywi si� jej
syn, ale chcia�a raczej pozna�, jak smakuje jej cia�o; a skoro
mleko mia�o dla niej s�odki smak, za� smak ten godzi� j� ze
wszystkimi innymi jej sokami i wydzielinami, zacz�a sama siebie
odbiera� jako smaczn�, jej cia�o by�o dla niej czym� przyjemnym i
naturalnym, jak ka�dy tw�r przyrody, jak drzewo, jak krzak,jak
woda. Niestety, ciesz�c si� swoim cia�em, mama zaniedbywa�a je
przy tym; pewnego dnia u�wiadomi�a sobie, �e jest ju� za p�no, �e
na brzuchu pozostaniejej zmarszczona sk�ra z bia�ymi szparami w
tkance podsk�rnej, odstaj�ca sk�ra, kt�ra jak gdyby nie by�a trwa��
cz�ci� cia�a, ale jego lu�no naszyt� pow�ok�. O dziwo jednak nie
by�a zrozpaczona, kiedy si� o tym przekona�a. Nawet pomarszczone na
brzuchu, cia�o mamy by�o szcz�liwe; poniewa� by�o cia�em dla oczu,
kt�re dotychczas dostrzega�y �wiat jedynie w zamglonych konturach
i nie widzia�y (by�y to przecie� rajskie oczy!), �e istnieje
okrutny �wiat, w kt�rym cia�a dzieli si� na brzydkie i �adne.
O ile nie widzia�y tego oczy dziecka, widzia�y to naturalnie
oczy ma��onka, kt�ry po narodzeniu si� Jaromila stara� si� z mam�
pogodzi�. Po bardzo d�ugim czasie znowu si� razem kochali; lecz
by�o to inne ni� kiedy�; wyznaczali sobie na mi�o�� fizyczn�
dyskretne chwile, kochali si� po ciemku i pow�ci�gliwie. Mamie by�o
to, oczywi�cie, na r�k�: mia�a �wiadomo�� swego oszpeconego cia�a
i ba�a si�, �e w zbyt nami�tnej i otwartej mi�o�ci fizycznej szybko
straci�aby b�ogi wewn�trzny spok�j, kt�ry da� jej syn.
Nie, nie, nie zapomni ju� nigdy, �e m�� ofiarowa� jej
podniecenie pe�ne niepewno�ci, syn natomiast spok�j pe�en
szcz�cia; dlatego wci�� si� do niego ucieka�a (ju� raczkowa�, ju�
chodzi�, ju� m�wi�), jakby szukaj�c pociechy. Kiedy� ci�ko
zachorowa� i mama przez czterna�cie dni prawie nie zmru�y�a oka,
czuwaj�c nieprzerwanie przy jego cia�ku, kt�re by�o gor�ce i
zwija�o si� z b�lu; i ten okres prze�y�a w uniesieniu; gdy choroba
min�a, zdawa�o jej si�, �e przesz�a z cia�em syna w ramionach
przez kr�lestwo zmar�ych, i znowu wr�ci�a z nim do normalnego
�wiata; mia�a wra�enie, i� po tym wsp�lnym prze�yciu ju� nigdy nic
ich nie mo�e rozdzieli�.
Cia�o m�a os�oni�te ubraniem czy pi�am�, cia�o dyskretnie
zamkni�te w sobie, oddala�o si� od niej i z ka�dym dniem traci�o na
intymno�ci, podczas gdy cia�o syna by�o na ni� bezustannie zdane;
ju� go wprawdzie nie karmi�a piersi�, ale uczy�a go korzysta� z
ust�pu, ubiera�a go i rozbiera�a, decydowa�a o jego uczesaniu i
ubraniu, codziennie dotyka�a go zewn�trznie poprzez jedzenie,
kt�re mu z mi�o�ci� przygotowywa�a. Gdy maj�c cztery lata zacz��
cierpie� na brak apetytu, sta�a si� surowa; zmusza�a go do jedzenia
i po raz pierwszy poczu�a, �e jest nie tylko przyjaci�k�, lecz i
w�adczyni� tego cia�a; to cia�o si� broni�o, nie chcia�o prze�yka�,
ale musia�o; z dziwnym upodobaniem patrzy�a na ten daremny op�r i
na to podporz�dkowanie, na t� w�t�� szyjk�, na kt�rej rysowa�a si�
droga nie chcianego k�sa. Ach, cia�o syna, jej dom i raj, jej
kr�lestwo...
3
A co z dusz� syna? Czy dusza nie by�a jej kr�lestwem? O, tak,
tak! Kiedy Jaromil pierwszy raz wypowiedzia� s�owo i by�o to s�owo
mama, mamusia by�a szalenie szcz�liwa; m�wi�a sobie, �e sama
wype�ni�a ca�y umys� syna, sk�adaj�cy si� na razie z jednego
jedynego poj�cia, i �e r�wnie� w przysz�o�ci, gdy umys� b�dzie
rosn��, rozga��zia� si� i rozrasta�, jego korzeniem pozostanie na
zawsze ona. Przyjemnie zach�cona �ledzi�a troskliwie wszystkie
nast�pne pr�by wypowiedzi syna, a poniewa� przeczuwa�a, �e pami��
jest zawodna a �ycie d�ugie, kupi�a sobie dziennik w
ciemnoczerwonej oprawie i zapisywa�a tam wszystko, co wychodzi�o z
dzieci�cych ust.
Je�li wi�c pos�u�ymy si� mamy dziennikiem, przekonamy si�, �e
po s�owie mama nast�pi�y rych�o dalsze s�owa, przy czym s�owo tata
zaznaczone jest dopiero jako si�dme z kolei po: baba, dziadzia,
ham, tutu, hafi lulu. Po tych prostych s�owach (w mamy dzienniku do
ka�dego z nich do��czony jest kr�tki komentarz i data) znajdziemy
pierwsze pr�by zda�; dowiadujemy si�, �e jeszcze d�ugo przed swymi
drugimi urodzinami o�wiadczy�: mamusia jest dobra. W kilka tygodni
p�niej powiedzia�: mamusia jest be. Za ten os�d, kt�ry wyg�osi�,
gdy mama odm�wi�a mu przed obiadem malinowego soku, dosta� lanie i
p�acz�c krzycza� potem: Znajd� sobie inn� mamusi�! Za to o tydzie�
p�niej sprawi� mamie wielk� rado�� m�wi�c: Moja mamusiajest
naj�adniejsza. Kiedy indziej powiedzia�: Mamusiu, ja ci dam
lizanego ca�uska, co mia�o znaczy�, �e wysunie j�zyk i obli�e mamie
ca�� twarz.
Je�li przeskoczymy kilka kartek, dojdziemy do wypowiedzi,
kt�ra zwraca nasz� uwag� sw� rytmiczno�ci�. Babcia obieca�a kiedy�
Jaromilowi, �e mu da jab�uszko, ale potem zapomnia�a o swej
obietnicy i zjad�a je; Jaromil czu� si� w�wczas oszukany, bardzo
si� z�o�ci� i powt�rzy� kilkakrotnie: Niedobra babusia ukrad�a
jab�usia. W pewnym sensie wypowied� t� mo�na by postawi� obok
cytowanej my�li Jaromila, �e mamusia jest be, tylko �e tym razem
nie dosta� po pupie, poniewa� wszyscy - ��cznie z babci� - �miali
si� i powiedzenie cz�sto p�niej mi�dzy sob� (co jednak nie usz�o
uwadze czujnego Jaromila) z rozbawieniem powtarzali. Jaromil nie
bardzo w�wczas rozumia� przyczyn� swego sukcesu, ale my wiemy
bardzo dobrze, �e od lania uratowa� go rym i �e w ten spos�b poezja
po raz pierwszy ukaza�a mu sw� magiczn� moc.
Rymowanych wypowiedzi znajdziemy na nast�pnych stronach mamy
dziennika jeszcze kilka i s�dz�c z jej komentarza, Jaromil sprawia�
nimi wielk� rado�� i uciech� ca�emu domowi. Tak na przyk�ad
stworzy� podobno taki oto zwi�z�y portret ich s�u��cej Anusi:
S�u�ka Ania jest jak �ania. Albo kawa�ek dalej mo�emy przeczyta�: Do
lasu p�jdziemy serduszko uradujemy. Mama domy�la�a si�, �e opr�cz
ca�kiem oryginalnego talentu, kt�rym Jaromil by� obdarzony,
wyp�ywa�a owa sztuka rymotw�rcza z oddzia�ywania dzieci�cych
rymowanek, kt�re czyta�a mu w takiej ilo�ci, i� �atwo m�g� ulec
wra�eniu, �e j�zyk czeski sk�ada si� wy��cznie z trochej�w; ale tu
musimy mam� nieco skorygowa�: wi�ksz� rol� ni� talent i wzory
literackie odegra� w tym wypadku dziadek, trze�wy praktyk i
zaciek�y wr�g poezji, kt�ry celowo wymy�la� jak najg�upsze
dwuwiersze i uczy� ich po kryjomu wnuka.
Jaromil szybko zauwa�y�, �e jego s�owa s� zapisywane z wielk�
uwag�, i zacz�� wykorzystywa� to w swoim zachowaniu; o ile
wcze�niej pos�ugiwa� si� j�zykiem po to, by si� porozumie�, teraz
m�wi�, aby us�ysze� aprobat�, podziw albo �miech. Z g�ry ju�
cieszy� si� z tego, jak inni b�d� reagowa� na jego s�owa, a
poniewa� cz�sto zdarza�o si�, �e po��danego odd�wi�ku nie by�o,
pr�bowa� m�wi� rzeczy nieprzyzwoite, �eby w ten spos�b zwr�ci� na
siebie uwag�. Raz mu si� to nie op�aci�o; kiedy powiedzia� tacie i
mamie: Wy wszyscy jeste�cie chuje (s�owo chuj us�ysza� od ch�opca
w s�siednim ogrodzie i pami�ta�, �e inni ch�opcy bardzo si� z tego
�miali), dosta� od taty po buzi.
Od tego czasu bacznie obserwowa�, co doro�li w swoich s�owach
ceni�, z czym si� zgadzaj�, czego nie aprobuj�, a czym s�
skonsternowani; umo�liwi�o mu to pewnego razu, gdy sta� z mam� w
ogrodzie, wyg�oszenie zdania przesi�kni�tego melancholi� babcinych
utyskiwa�: Mamusiu, �ycie jest w�a�ciwie jak te chwasty.
Trudno odgadn��, co chcia� przez to powiedzie�; na pewno nie
mia� na my�li owej dziarskiej bezwarto�ciowo�ci i bezwarto�ciowej
dziarsko�ci, b�d�cej w�a�ciwo�ci� chwast�w; prawdopodobnie chcia�
jedynie opisa� do�� niejasne wyobra�enie, �e �ycie jest smutne i
daremne. Pomimo tego, �e powiedzia� przecie� co innego, ni�
zamierza�, skutek jego s��w by� ogromny; mama zamilk�a, pog�aska�a
go po w�osach i spojrza�a mu w oczy z widocznym wzruszeniem. To
spojrzenie pe�ne wzruszonej pochwa�y tak upoi�o Jaromila, �e
pragn�� je znowu zobaczy�. Kopn�� na spacerze kamie�, a potem
powiedzia�: Mamusiu, kopn��em kamie� i tak mi go teraz �al, �e
chcia�bym go pog�aska� - i rzeczywi�cie pochyli� si� nad kamieniem
i pog�aska� go. Mama by�a przekonana, �e jej syn jest nie tylko
uzdolniony (w wieku pi�ciu lat umia�ju� czyta�), ale tak�e
niezwykle wra�liwy i r�ni�cy si� od innych dzieci. Tym swoim
mniemaniem dzieli�a si� cz�sto z dziadkiem i z babci�, co Jaromila
- bawi�cego si� dyskretnie �o�nierzykami albo konikiem - ogromnie
interesowa�o. Patrzy� potem w oczy przychodz�cym go�ciom i
wyobra�a� sobie z zachwytem, �e te oczy widz� w nim wyj�tkowe i
nadzwyczajne dziecko, kt�re mo�e w og�le niejest dzieckiem. Gdy
zbli�a�y si� jego sz�ste urodziny i za par� miesi�cy mia� i�� do
szko�y, rodzina zacz�a nalega�, by dosta� samodzielny pok�j i spa�
osobno. Mamie �al by�o uciekaj�cego czasu, ale zgodzi�a si�.
Um�wi�a si� z m�em, �e w prezencie urodzinowym dadz� synowi
trzeci, najmniejszy pok�j na pi�trze, kupi� mu tapczan i inne meble
nadaj�ce si� do dzieci�cego pokoiku; biblioteczk�, lustro, kt�re
b�dzie go mobilizowa� do czysto�ci i schludno�ci, oraz ma�e
biureczko. Tata zaproponowa�, �e ozdobi pok�j rysunkami Jaromila,
i zacz�� wkr�tce oprawia� w passepartout dzieci�ce
bazgro�yjab�uszek i ogr�dk�w. W�wczas mama podesz�a do niego i
powiedzia�a:
- Chcia�abym ci� o co� poprosi�.
Spojrza� na ni�, a jej g�os, zarazem nie�mia�y i zdecydowany,
ci�gn�� dalej:
- Chcia�abym kilka arkuszy papieru i kolorowe tusze.
Po czym usiad�a przy stole w swoim pokoju, roz�o�y�a przed
sob� pierwszy arkusz i d�ugo szkicowa�a na nim o��wkiem litery: w
ko�cu zamoczy�a p�dzelek w czerwonym tuszu i zacz�a malowa�
pierwsz� liter�, du�e �. Po � nast�powa�o Y a potem powsta� z tego
napis: �ycie jestjak chwasty. Przygl�da�a si� swemu dzie�ku i by�a
zadowolona: litery by�y proste i mniej wi�cej tej samej wielko�ci;
wzi�a jednak nowy papier i znowu naszkicowa�a na nim napis i
pomalowa�a go tym razem tuszem ciemnoniebieskim, gdy� kolor ten
wydawa� jej si� znacznie bardziej odpowiedni dla nieprzeniknionego
smutku my�li syna.
Potem przypomnia�a sobie, jak Jaromil powiedzia�: Niedobra
babusia ukrad�a jab�usia, i z u�miechem szcz�cia na wargach zacz�a
pisa� (tym razem tuszemjasnoczerwonym): Nasza droga babusia je
ch�tnie jab�usia. P�niej jeszcze, u�miechaj�c si� sama do siebie,
przypomnia�a sobie Wy wszyscy jeste�cie chuje, ale tej wypowiedzi
nie namalowa�a, za to namalowa�a (na zielono) Do lasu p�jdziemy,
serduszko uradujemy, nast�pnie (na fioletowo) Nasza Ania jest jak
�ania (Jaromil m�wi� wprawdzie s�u�ka Ania, ale mamie s�owo s�u�ka
wydawa�o si� niedelikatne), potem przypomnia�o jej si�, jak to
Jaromil schyli� si� nad kamieniem i pog�aska� go, i po chwili
zastanowienia zacz�a pisa� (jasnoniebiesko): Nie m�g�bym
skrzywdzi� nawet kamienia, i dopiero na ko�cu, z jakim� ma�ym
za�enowaniem, ale tym ch�tniej, namalowa�a (na pomara�czowo)
Mamusiu, dam ci lizanego ca�uska, a p�niej jeszcze (z�otymi
literami) Moja mamusia jest naj�adniejsza ze wszystkich. Wieczorem
w przeddzie� urodzin rodzice wys�ali podekscytowanego Jaromila na
noc do babci i wzi�li si� do ustawiania mebli i obwieszania �cian.
Gdy rano zawo�ali dziecko do urz�dzonego pokoju, mama by�a
przej�ta, a Jaromil w �aden spos�b nie rozproszy� jej zak�opotania;
sta� zmieszany i nic nie m�wi�. Najwi�cej zainteresowania (cho� i
je tak�e przejawia� niepewnie i nie�mia�o) po�wi�ci� biurku: by� to
mebel szczeg�lnego rodzaju, podobny do szkolnej �awki: blat biurka
(pochy�y i opuszczany, pod kt�rym by�o miejsce na zeszyty i
ksi��ki) tworzy� jedn� ca�o�� z siedzeniem.
- No, i co na to powiesz, nie cieszysz si�? - nie wytrzyma�a
mama. - Tak, ciesz� si� - odpowiedzia�o dziecko.
- A powiedz, co ci si� najbardziej podoba? - spyta� dziadek,
przygl�daj�cy si� z babci� d�ugo oczekiwanej scenie.
- Biurko - powiedzia�o dziecko, usiad�o przy nim i zacz�o
podnosi� i opuszcza� blat.
- A co powiesz o obrazkach? - tata wskaza� na oprawione
rysunki. Dziecko podnios�o g�ow� i u�miechn�o si�:
- Znam je.
- A jak ci si� podobaj�, kiedy tak wisz� na �cianie?
Dziecko siedzia�o wci�� za swym biureczkiem i kiwa�o g�ow�, �e
mu si� rysunki na �cianie podobaj�.
Mamie �ciska�o si� serce i najch�tniej wysz�aby z pokoju. By�a
tu jednak i nie mog�a pomin�� milczeniem napis�w wisz�cych na
�cianach, poniewa� to milczenie brzmia�oby jak pot�pienie,
powiedzia�a wi�c: - A sp�jrz na te napisy!
Dziecko mia�o spuszczon� g�ow� i wzrok utkwiony w g��bi
biurka. - Wiesz, chcia�am. . . - ci�gn�a mama bardzo zmieszana. -
Chcia�am, �eby� mia� pami�tk� po tym, jak si� rozwija�e� od
kolebki a� do szkolnej �awki, poniewa� by�e� bystrym dzieckiem i
wszystkim nam sprawia�e� rado��... - m�wi�a tojakby si�
usprawiedliwiaj�c, i stremowana powtarza�a wci�� to samo, a� w
ko�cu nie wiedzia�a ju�, co powiedzie�, i zamilk�a.
A jednak myli�a si� s�dz�c, �e Jaromil jej prezentu nie
doceni�. Nie wiedzia� wprawdzie, co ma powiedzie�, ale nie by�
niezadowolony; zawsze przecie� by� dumny ze swych s��w i nie chcia�
ich m�wi� na pr�no. Widz�c je teraz wypisane starannie tuszem i
zamienione w obrazy, mia� poczucie sukcesu, i to sukcesu tak
wielkiego i nieoczekiwanego, �e nie umia� na� zareagowa� i mia�
trem�. Zrozumia�, �e jest dzieckiem wyg�aszaj�cym znacz�ce s�owa i
wiedzia�, �e takie dziecko r�wnie� i teraz powinno powiedzie� co�
znacz�cego, tylko �e nic mu nie przychodzi�o na my�l i dlatego
spu�ci� g�ow�. Kiedy jednak k�cikiem oka widzia� na �cianach swoje
w�asne s�owa, skamienia�e, st�a�e, trwalsze i wi�ksze ni� on sam,
by� tym upojony; zdawa�o mu si�, �e jest otoczony samym sob�, �e
jest go du�o, �e wype�nia ca�y pok�j, �e wype�nia ca�y dom.
4
Zanim jeszcze zacz�� chodzi� do szko�y, umia� Jaromil czyta�
i pisa�, tote� mama zdecydowa�a, �e m�g�by p�j�� od razu do drugiej
klasy; wychodzi�a w ministerstwie nadzwyczajne zezwolenie i
Jaromil, po z�o�eniu egzaminu przed specjaln� komisj�, m�g� zasi���
w �awce po�r�d uczni�w o rok starszych od niego. Wszyscy w szkole
podziwiali go, tak �e klasa wyda�a mu si� jedynie lustrzanym
odbiciem domu. Kiedy w Dniu Matki na uroczysto�ci szkolnej uczniowie
wyst�powali ze swymi popisami, wyszed� na podium jako ostatni i
zarecytowa� ckliwy wierszyk o mamach, za kt�ry zosta� nagrodzony
wielkimi brawami siedz�cych na widowni rodzic�w.
2 - �ycie...
Pewnego dnia przekona� si� jednak, �e za publiczno�ci�, kt�ra
klaszcze, czai si� podst�pnie inna publiczno��, kt�rajest mu
nieprzyjazna. Sta� w zat�oczonej poczekalni u dentysty i spotka�
tam w�r�d czekaj�cych pacjent�w szkolnego koleg�. Stali obok siebie
oparci o framug� okna, gdy wtem Jaromil zauwa�y�, �e jaki� starszy
pan przys�uchuje si� z �yczliwym u�miechem temu, co m�wi�. To go
zach�ci�o i spyta� si� kolegi (podni�s� nieco g�os, �eby wszyscy
s�yszeli pytanie), co by zrobi�, gdyby by� ministrem szkolnictwa.
Poniewa� kolega nie wiedzia�, co odpowiedzie�, Jaromil zacz�� sam
rozwija� swe uwagi, co nie stanowi�o dla niego �adnego problemu,
wystarczy�o bowiem tylko powtarza� mowy dziadka, kt�rymi Jaromila
regularnie rozwesela�. A wi�c, gdyby Jaromil by� ministrem
szkolnictwa, nauka w szko�ach trwa�aby tylko dwa miesi�ce a
wakacje dziesi��, nauczyciel musia�by s�ucha� dzieci i przynosi� im
drugie �niadanie z cukierni i dzia�oby si� jeszcze wiele
niezwyk�ych rzeczy, o kt�rych Jaromil rozprawia� bardzo szczeg�owo
i g�o�no.
Potem otwar�y si� drzwi gabinetu, z kt�rego siostrzyczka
wyprowadzi�a kolejnego pacjenta. Jaka� pani, trzymaj�ca na kolanach
przymkni�t� ksi��k� i wsuni�tym w ni� palcem szukaj�ca strony, na
kt�rej przerwa�a lektur�, zwr�ci�a si� do siostry niemal p�aczliwym
g�osem: - Prosz�, niech pani co� zrobi z tym dzieckiem. Okropnie
si� tu popisuje.
Po �wi�tach Bo�ego Narodzenia nauczyciel wywo�ywa� dzieci do
tablicy, aby opowiedzia�y pozosta�ym, co dosta�y pod choink�.
Jaromil zacz�� wylicza�: klocki, narty, �y�wy, ksi��ki; ale rych�o
zauwa�y�, �e dzieci nie patrz�. na niego tak samo rado�nie jak on
na nie, lecz niekt�re obrzucaj� go oboj�tnym a nawet z�ym
spojrzeniem; zmiesza� si� i do reszty prezent�w si� nie przyzna�.
Nie, nie, nie obawiajcie si�, nie chcemy powtarza� opowiadanej
sto razy historii o dziecku z zamo�nej rodziny pogardzanym przez
biednych koleg�w szkolnych; przecie� w klasie byli te� ch�opcy z
rodzin zamo�niejszych ni�jego, ajednak w towarzystwie zlewali si�
z innymi i nikt im bogactwa nie wytyka�. C� to wi�c by�o takiego,
co si� kolegom w Jaromilu nie podoba�o, co ich w nim dra�ni�o, co
go od nich odr�nia�o?
Wstyd nam niemal to powiedzie�: to nie by�o bogactwo, lecz
mi�o�� jego matki. Ta mi�o�� pozostawia�a �lady na wszystkim;
widnia�a na jego koszuli, uczesaniu, na s�owach, kt�rych u�ywa�, na
torbie, do kt�rej wk�ada� szkolne zeszyty, i na ksi��kach, kt�re
czyta� w domu dla rozrywki. Wszystko by�o dla niego specjalnie
wybierane i przygotowywane. Koszule, kt�re szy�a mu gospodarna
babcia, nie wiadomo dlaczego przypomina�y raczej dziewcz�ce
bluzeczki ni� ch�opi�ce koszule. Swoje d�ugie w�osy musia� nosi�
spi�te nad czo�em mamy spink�, �eby mu nie spada�y na oczy. Kiedy
pada� deszcz, mama czeka�a na niego przed szko�� z du�ym parasolem,
podczas gdy koledzy �ci�gali buty i taplali si� w ka�u�ach.
Macierzy�ska mi�o�� wyciska na czo�ach ma�ych ch�opc�w pi�tno,
kt�re wzbudza niech�� koleg�w. Jaromil nauczy� si� wprawdzie z
biegiem czasu to pi�tno umiej�tnie zakrywa�, ale mimo to, po
wspania�ym rozpocz�ciu nauki w szkole, prze�y� r�wnie� przykry
okres (trwaj�cy rok lub dwa), kiedy koledzy z upodobaniem
wy�miewali si� z niego, a kilka razy go dla kawa�u st�ukli. Nawet
w tym najgorszym okresie jakich� koleg�w jednak mia� i nigdy w
�yciu im tego nie zapomnia�. Wspomnijmy o nich.
Koleg� numer jeden by� tato. Czasem bra� pi�k� no�n� (grywa�
w ni� jako student) i ustawia� Jaromila w ogrodzie mi�dzy dwoma
drzewkami; kopa� do niego pi�k�, a Jaromil wyobra�a� sobie, �e stoi
w bramce i broni barw czechos�owackiej dru�yny narodowej.
Koleg� numer dwa by� dziadek. Zabiera� Jaromila do swych
obydwu sklep�w: jednym z nich by�a drogeria, kt�r� ju� samodzielnie
prowadzi� dziadka zi��, drugim za� - specjalna perfumeria, gdzie
ekspedientk� by�a �liczna kobieta, kt�ra u�miecha�a si� uprzejmie
do ch�opczyka i pozwala�a mu w�cha� wszystkie perfumy, tote�
Jaromil nauczy� si� niebawem rozpoznawa� je po zapachu; zamyka�
potem oczy i zmusza� dziadka, �eby podsuwa� mu buteleczki pod nos
i egzaminowa� go. Masz genialny w�ch - chwali� go dziadek, a
Jaromil marzy� o tym, �e b�dzie wynalazc� nowych perfum.
Koleg� numer trzy by� Alik: by� to zwariowany piesek, kt�ry od
pewnego czasu mieszka� w willi; mimo i� by� niewychowany i
niepos�uszny, Jaromil zawdzi�cza� mu pi�kne marzenia, kiedy to
wyobra�a� go sobie jako wiernego przyjaciela, kt�ry czeka na niego
na korytarzu przed klas�, i po sko�czonych lekcjach odprowadza go
do domu tak wiernie, �e wszyscy koledzy zazdroszcz� mu i chc� i��
razem z nim. Marzenie o psach sta�o si� pasj� jego samotno�ci i
doprowadzi�o go do kuriozalnego mechanizmu; psy przedstawia�y dla
niego zwierz�ce dobro, zbi�r wszelkich przyrodzonych cn�t;
wyobra�a� sobie w duchu wielkie wojny ps�w z kotami (wojny z
udzia�em genera��w, oficer�w i z wszystkimi wojennymi fortelami,
wy�wiczonymi wcze�niej w zabawach z o�owianymi �o�nierzykami) i by�
zawsze po stronie ps�w, tak jak cz�owiek powinien by� zawsze po
stronie sprawiedliwo�ci.
A poniewa� sp�dza� wiele czasu w pokoju ojca z papierem i
o��wkiem, psy sta�y si� tak�e g��wnym tematem jego rysunk�w; by�a
to niezliczona ilo�� epickich scen, w kt�rych psy by�y genera�ami,
�o�nierzami, pi�karzami i rycerzami. Nie mog�y one jednak zbyt
dobrze wywi�zywa� si� z tych ludzkich r�l w swej czworono�nej
postaci, Jaromil rysowa� im wi�c ludzkie cia�a. To by�o wielkie
odkrycie! Gdy za� stara� si� narysowa� cz�owieka, napotyka� z kolei
na powa�ny problem: nie umia� narysowa� ludzkiej twarzy; za to
poci�g�y kszta�t psiej g�owy z plam� nosa na ko�cu wychodzi� mu
doskonale, tak �e z marzenia i nieumiej�tno�ci powsta� osobliwy
�wiat ludzi z psimi g�owami, �wiat postaci, kt�re mo�na by�o �atwo
i szybko rysowa� i ��czy� w mecze pi�karskie, wojny i bandyckie
historie; Jaromil rysowa� te przygody w odcinkach i zarysowa� nimi
mn�stwo papieru. Dopiero koleg� numer cztery by� ch�opiec; by� to
kolega szkolny Jaromila, kt�rego ojciec by� wo�nym w szkole, ma�ym,
po��k�ym cz�owieczkiem, skar��cym cz�sto dyrektorowi na uczni�w;
ci potem m�cili si� najego synie i zrobili z niego klasowego
banit�. Kiedy koledzy zacz�li stopniowo odsuwa� si� od Jaromila,
syn wo�nego pozosta� jego jedynym wiernym wielbicielem; i tak
dosz�o do tego, �e pewnego dnia zosta� zaproszony do podmiejskiej
willi. Pocz�stowano go obiadem, pocz�stowano kolacj�, ustawia� z
Jaromilem klocki i odrabia� z nim p�niej lekcje. W nast�pn�
niedziel� tata zabra� obu na mecz pi�karski; gra by�a wspania�a i
wspania�y by� r�wnie� tato, kt�ry zna� wszystkich graczy po
imieniu, ze znawstwem komentowa� gr�, tote� syn wo�nego nie
spuszcza� z niego oczu i Jaromil mia� powody do dumy.
By�a to przyja�� na poz�r zabawna: Jaromil zawsze schludnie
ubrany, syn wo�nego z dziurami na �okciach; Jaromil ze starannie
odrobionymi zadaniami, syn wo�nego oci�a�y w nauce. Ajednak
Jaromil dobrze czu� si� u boku oddanego przyjaciela, poniewa� syn
wo�nego by� nadzwyczaj silny; gdy kiedy� w zimie napadli ich
koledzy, nie dali im rady; Jaromil by� dumny, �e oparli si�
liczebnej przewadze, ale s�awa skutecznej obrony nie mo�e dor�wna�
s�awie ataku.
Pewnego razu, gdy wsp�lnie wa��sali si� po pustych parcelach
na przedmie�ciu, spotkali ch�opca, kt�ry by� tak czy�ciutko umyty
i �adnie ubrany, jakby szed� na bal dzieci�cy.
- Maminsynek - powiedzia� syn wo�nego i zast�pi� ch�opcu
drog�. Stawiali mu uszczypliwe pytania i cieszyli si� widokiem jego
strachu. W ko�cu ch�opiec nabra� odwagi i spr�bowa� ich odepchn��.
- Jak �mia�e�! Drogo za to zap�acisz! - krzykn�� Jaromil, do
g��bi duszy ura�ony tym zuchwa�ym gestem; syn wo�nego potraktowa�
to jako sygna� i uderzy� ch�opca w twarz.
Inteligencja i si�a fizyczna potrafi� si� znakomicie
uzupe�nia�. Czy� Byron nie odczuwa� szczerej mi�o�ci wobec boksera
Jacksona, kt�ry chorowitego lorda trenowa� ofiarnie we wszelkich
mo�liwych sportach? - Nie bij go, przytrzymaj go tylko -
powiedzia� Jaromil koledze i poszed� narwa� wieche� pokrzyw;
nast�pnie zmusili ch�opca, �eby si� rozebra� i ca�ego wych�ostali
pokrzywami. - Wiesz, jak si� mamusia ucieszy, �e ma takiego
�licznego czerwonego syneczka? - m�wi� mu przy tym Jaromil,
doznaj�c wielkiego uczucia serdecznej przyja�ni wobec swego
szkolnego kolegi oraz wielkiego uczucia serdecznej nienawi�ci do
wszystkich maminsynk�w.
5
Ale w�a�ciwie dlaczego Jaromil pozostawa� jedynakiem? Czy�by
mama nie chcia�a mie� drugiego dziecka?
Ba, wr�cz przeciwnie; bardzo pragn�a prze�y� ponownie okres
pierwszych lat macierzy�stwa, ale m�� przytacza� zawsze wiele
argument�w przemawiaj�cych za tym, aby narodziny nast�pnego dziecka
od�o�y�. Pragnienie drugiego dziecka nie ustawa�o w niej wprawdzie,
lecz nie mia�a odwagi d�u�ej nalega�, gdy� ba�a si�, �e m�� jej
znowu odm�wi, i wiedzia�a, �e by j� ta odmowa poni�y�a.
Jednak�e im bardziej wzbrania�a si� o macierzy�skim pragnieniu
m�wi�, tym wi�cej o nim my�la�a; my�la�a o nim jako o czym�
niedozwolonym, ukrywanym, a wi�c zakazanym; my�l o tym, �e m��
zrobi jej dziecko, n�ci�a j� ju� nie tylko ze wzgl�du na samo
dziecko, ale nabiera�a wjej wyobra�eniach poci�gaj�co
nieprzyzwoitego charakteru; chod�, zr�b mi c�reczk�, m�wi�a w duchu
do m�a i brzmia�o to dla niej bardzo bezwstydnie.
Kiedy� p�nym wieczorem ma��onkowie wr�cili od przyjaci� w
weso�ym nastroju i ojciec Jaromila, po�o�ywszy si� obok �ony i
zgasiwszy �wiat�o (nadmie�my, �e od �lubu nie kocha� si� z ni�
nigdy inaczej ni� po ciemku, wzbudzaj�c w sobie po��danie dotykiem
a nie wzrokiem), �ci�gn�� z niej ko�dr� i po��czy� si� z ni�.
Rzadko�� ich mi�osnych stosunk�w i wcze�niejsze upojenie winem
sprawi�y, �e odda�a mu si� w uniesieniu, jakiego dawno przedtem nie
zazna�a. Wyobra�enie, �e razem robi� dziecko znowu wype�ni�o jej
my�li i w chwili, kiedy czu�a, �e m�� zbli�a si� do szczytu
rozkoszy, nie wytrzyma�a i zacz�a krzycze� do niego w ekstazie,
�eby porzuci� zwyk�� ostro�no��, �eby od niej nie odchodzi�, �eby
jej zrobi� dziecko, �eby jej zrobi� �liczn� c�reczk�, i trzyma�a go
tak mocno i kurczowo przy sobie, �e musia� si� przemoc� od niej
uwolni�, by m�c by� pewnym, �e jej �yczenie nie zostanie spe�nione.
Gdy tak le�eli zm�czeni obok siebie, mama przytuli�a si� do
niego i zn�w szepn�a mu do ucha, �e pragnie mie� z nim jeszcze
jedno dziecko; nie, nie chcia�a ponownie nalega�, chcia�a mu raczej
w ten spos�b usprawiedliwiaj�co wyja�ni�, dlaczego przed chwil� tak
gwa�townie i niespodziewanie (i chyba niew�a�ciwie, jest gotowa to
przyzna�) okaza�a swe pragnienie dziecka; plot�a, �e tym razem na
pewno urodzi�aby si� c�reczka i �e m�g�by w niej widzie� swoje
odbicie, tak jak ona widzi swoje w Jaromilu.
I w�wczas in�ynier powiedzia� jej (po raz pierwszy od �lubu
jej to przypomnia�), �e on sam nigdy z ni� �adnego dziecka mie� nie
chcia�; je�eli przy pierwszym dziecku musia� ust�pi� on, to teraz
kolej na ni�, a je�li chce, by w drugim dziecku zobaczy� siebie, to
zapewnia j�, �e najmniej zniekszta�cony w�asny obraz zobaczy w tym
dziecku, kt�re si� nigdy nie narodzi.
Potem le�eli obok siebie, mama milcza�a, a po kr�tkiej chwili
rozp�aka�a si� i szlocha�a ca�� noc, a ma��onek nawet jej nie
dotkn��, powiedzia� tylko par� uspokajaj�cych zda�, kt�re nie by�y
w stanie przenikn�� nawet pod najp�ytsz� warstewk� jej p�aczu;
wydawa�o jej si�, �e nareszcie wszystko rozumie; ten, obok kt�rego
�yje, nigdy jej nie kocha�.
Smutek, jaki j� ogarn��, by� najg��bszy ze wszystkich, jakie
dot�d pozna�a. Na szcz�cie jednak zjawi� si� kto�, kto przyni�s�
jej pociech�, kt�rej nie mog�a oczekiwa� ju� od swego m�a; by�a to
Historia. Mniej wi�cej trzy tygodnie po nocy, kt�r� opisali�my,
m�� dosta� rozkaz mobilizacyjny, spakowa� walizeczk� i odjecha� w
kierunku granicy. Wojna wisia�a na w�osku, ludzie kupowali maski
gazowe i budowali w piwnicach schrony przeciwlotnicze. Jak
zbawienn� d�o� przyj�a mama nieszcz�cie swojej ojczyzny;
patetycznie je prze�ywa�a i sp�dza�a d�ugie godziny z synem,
kt�remu barwnie wyja�nia�a, co si� dzieje. Potem w Monachium
mocarstwa dosz�y do porozumienia i ojciec Jaromila powr�ci� z
przygranicznego bunkra, kt�ry zaj�o niemieckie wojsko. Od tej pory
siadywali wszyscy na dole w pokoju dziadka i co wiecz�r roztrz�sali
poszczeg�lne kroki Historii, kt�ra - jak im si� zdawa�o - jeszcze
do niedawna spa�a (albo czai�a si� udaj�c, �e �pi) i nagle
wyskoczy�a z ukrycia, aby w cieniujej ogromnej postaci wszystko
inne pozosta�o niewidoczne. �, jak dobrze by�o mamie w tym cieniu!
Czeskie oddzia�y ucieka�y z teren�w przygranicznych, Czechy zosta�y
po�rodku Europy niczym nie os�oni�te, jak obrana ze sk�ry
pomara�cza; p� roku p�niej wczesnym rankiem zjawi�y si� na
ulicach Pragi niemieckie czo�gi, a mama w tym czasie siedzia�a
wci�� obok �o�nierza, kt�ry nie m�g� broni� swej ojczyzny, i
zupe�nie zapomnia�a, �e to ten, kt�ry jej nigdy nie kocha�.
Jednak�e nawet w czasach, gdy historia tak burzliwie si�
przewala, pr�dzej czy p�niej wy�oni si� z cienia dzie� powszedni
i ma��e�skie �o�e pojawi si� w swej monumentalnej trywialno�ci i
zdumiewaj�cej wytrwa�o�ci. Pewnego wieczoru, gdy ojciec Jaromila
zn�w po�o�y� r�k� na maminej piersi, mama u�wiadomi�a sobie, �e
ten, kto j� dotyka, jest tym samym, kt�ry j� poni�y�. Odsun�a jego
r�k� i przypomnia�a mu w delikatnej aluzji aroganckie s�owa, kt�re
jej swego czasu powiedzia�. Nie chcia�a by� z�a; chcia�a przez t�
odmow� da� do zrozumienia, �e skromne prze�ycia serc nie id� w
zapomnienie z powodu wielkich prze�y� narod�w; chcia�a da� m�owi
okazj�, �eby naprawi� teraz swe dawniejsze s�owa, i by to, co
w�wczas poni�y�, dzisiaj znowu podni�s�. Wierzy�a, �e tragedia
narodu uczyni�a go wra�liwszym, i by�a gotowa przyj�� z
wdzi�czno�ci� nawet drobn� pieszczot� jako pokut� i pocz�tek nowego
rozdzia�u ich mi�o�ci. Ale, niestety: m��, kt�rego r�ka zosta�a
odsuni�ta z piersi �ony, odwr�ci� si� na drugi bok i dosy� szybko
zasn��. Po wielkiej studenckiej demonstracji w Pradze Niemcy
zamkn�li czeskie wy�sze uczelnie, a mama daremnie czeka�a, a� m��
zn�w po�o�y pod ko�dr� r�k� na jej piersi. Dziadek stwierdzi�, �e
�liczna sprzedawczyni z perfumerii okrada go ju� od dziesi�ciu lat,
zdenerwowa� si� i zmar� na apopleksj�. Czeskich student�w wywo�ono
w bydl�cych wagonach do oboz�w koncentracyjnych, a mama posz�a z
wizyt� do lekarza, kt�ry ubolewa� nad z�ym stanem jej nerw�w i
radzi�, by wyjecha�a na odpoczynek. Sam jej poleci� pewien
pensjonat na skraju ma�ego uzdrowiska otoczonego rzek� i stawami,
kt�re w lecie przyci�gaj� t�umy wycieczkowicz�w kochaj�cych wod�,
w�dkowanie i przeja�d�ki ��dkami. By�a wczesna wiosna i mam�
oczarowa�a wizja cichych spacer�w nad wod�. Potem jednak
przestraszy�a si� weso�ej tanecznej muzyki, kt�ra - zapomniana -
unosi si� w powietrzu ogrodowych restauracji jak tkliwe wspomnienie
lata; przestraszy�a si� w�asnych pragnie� i zdecydowa�a, �e nie
mo�e pojecha� sama.
Ale� tak, od razu wiedzia�a, z kim pojedzie! Przez t� udr�k�
z m�em i pragnienie drugiego dziecka w ostatnim czasie niemal�e o
nim zapomnia�a. Jaka by�a g�upia, w jakiej niezgodzie z sam� sob�,
skoro o nim nie pami�ta�a! W poczuciu winy pochyli�a si� nad nim:
- Jaromilu, ty jeste� moim pierwszym i drugim dzieckiem -
przytuli�a swoj� twarz do jego buzi i ci�gn�a dalej nonsensowne
zdanie: - Jeste� moim pierwszym, drugim, trzecim, czwartym, pi�tym,
sz�stym i dziesi�tym dzieckiem... - i ca�owa�a go po ca�ej twarzy.
6
Na peronie przywita�a ich wysoka kobieta o siwych w�osach i
wyprostowanej figurze; t�gi wie�niak schyli� si� po dwie walizki i
wyni�s�je przed dworzec, gdzie czeka�a ju� czarna bryczka z
zaprz�onym koniem; m�czyzna usiad� na ko�le, podczas gdy Jaromil
z mam� i z wysok� dam� usadowili si� na dw�ch siedzeniach naprzeciw
siebie i pozwolili unosi� si� ulicami ma�ego miasta a� do rynku,
kt�rego jedna strona obr�biona by�a renesansowymi podcieniami,
drug� za� tworzy� �elazny p�ot, za kt�rym znajdowa� si� ogr�d a w
nim starym winem obro�ni�ty zamek; potem zjechali w d� ku rzece;
przed Jaromilem pojawi� si� szereg ��tych drewnianych kabin, wie�a
do skok�w do wody, bia�e stoliki z krzes�ami, w g��bi topole
ci�gn�ce si� wzd�u� rzeki, a p�niej bryczka wioz�a ich ju� dalej
ku osamotnionym willom rozrzuconym nad wod�.
Przy jednej z nich ko� zatrzyma� si�, m�czyzna zszed� z
koz�a, wzi�� obie walizki i Jaromil z mam� poszli za nim przez
ogr�d, hall, klatk� schodow�, a� znale�li si� w pokoju, gdzie
zobaczyli dwa ��ka przysuni�te do siebie tak, jak bywaj� ustawione
��ka ma��e�skie, i dwa okna, z kt�rych jedno okaza�o si� drzwiami
prowadz�cymi na balkon, sk�d wida� by�o ogr�d, a na jego ko�cu
rzek�. Mama podesz�a do por�czy balkonu i zacz�a g��boko oddycha�:
- Ach, jaki tu boski spok�j - powiedzia�a i znowu g��boko
wdycha�a i wydycha�a powietrze i spogl�da�a w stron� rzeki, gdzie
przywi�zana do drewnianego pomostu ko�ysa�a si� czerwona ��dka.
Jeszcze tego samego dnia przy kolacji podawanej na dole w saloniku
mama nawi�za�a znajomo�� ze starszym ma��e�stwem, zamieszkuj�cym
drugi pok�j w pensjonacie, tak �e potem ka�dego wieczoru d�ugo
szumia�a w pokoju cicha rozmowa; Jaromil by� przez wszystkich
lubiany, a mama ch�tnie s�ucha�a jego opowie�ci, pomys��w i
dyskretnych przechwa�ek; tak, dyskretnych: Jaromil ju� nigdy nie
zapomni o pani z poczekalni i zawsze b�dzie szuka� tarczy, za kt�r�
m�g�by si� schowa� przedjej z�ym spojrzeniem; nadal wprawdzie
pragn�� podziwu, ale nauczy� si� go zdobywa� za pomoc� zwi�z�ych
zda� wyg�aszanych z naiwno�ci� i skromno�ci�.
Willa w cichym ogrodzie, ciemna rzeka z przywi�zan� do pomostu
��dk�, rozbudzaj�ca marzenia o dalekich �eglugach, czarna bryczka
od czasu do czasu zatrzymuj�ca si� przed will� i zabieraj�ca st�d
wysok� pani� podobn� do ksi�nych z opowie�ci o grodach i zamkach,
opuszczona p�ywalnia, na kt�r� mo�na by�o wej�� wysiadaj�c z
bryczki, jakby si� przechodzi�o ze stulecia w stulecie, ze snu w
sen, z ksi��ki do ksi��ki, renesansowy ryneczek z w�skimi
podcieniami, za kt�rych kolumnad� pojedynkowali si� rycerze - to
by� �wiat, do kt�rego Jaromil wkroczy� oczarowany.
Do tego pi�knego �wiata nale�a� te� m�czyzna z psem; po raz
pierwszy zobaczyli go, jak sta� bez ruchu na brzegu rzeki i
wpatrywa� si