8718
Szczegóły |
Tytuł |
8718 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8718 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8718 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8718 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Piers Anthony
Obowi�zkowy Gargulec
Prze�o�y� Przemys�aw Bandel
Rozdzia� 1
Gary Gar
Demonica zmieni�a si� w chmur�, a nast�pnie w podst�pnie urocz� (je�li lubicie
ten typ)
posta� ludzkiej kobiety. Twarz mia�a nieskaziteln�, w�osy sp�ywa�y niczym mi�d,
pier� by�a tak
pe�na i znakomicie wymodelowana, �e grzechem zdawa�o si� nawet samo na ni�
spogl�danie,
reszta by�a r�wnie osza�amiaj�ca. Ale w jej ubraniu by�o co� dziwnego.
Spogl�da�a na stworzenie siedz�ce w wyschni�tym korycie rzeki. Wygl�da�o jak jej
ca�kowite zaprzeczenie, i to tak bardzo, jak to tylko mo�liwe.
- O rety, c� z ciebie za obrzydliwo�� - zauwa�y�a.
- Dzi�kuj� - odburkn�o Co�.
- Ty m�wisz! - zdziwi�a si�.
- Tylko kiedy si� postaram.
Obesz�a Co� dooko�a. Delikatnymi stopami niemal nie dotyka�a ziemi, ale to
dobrze, bo
dooko�a pe�no by�o kamieni i b�ota. Wpatrywa�a si� w ka�dy szczeg�.
- Twarz masz jak skrzy�owanie lwa z ma�p�, z zachowaniem najgorszych cech obu, a
do
tego usta jak wieczne �O�. Masz �miesznie kr�py tu��w z idiotycznym ogonem i
czterema
wielkimi, niezgrabnymi nogami. A do tego par� naprawd� obrzydliwych, grubych i
opierzonych
skrzyde�. Reasumuj�c, trudno mi wyobrazi� sobie brzydsze stworzenie.
- Dzi�kuj�. Ty przeciwnie, jeste� niewypowiedzianie estetyczna.
- Jaka? - zapyta�a, marszcz�c gro�nie brwi.
- Obrzydliwie �adna.
- Och. Dzi�kuj� ci.
- Nie powiedzia�em ci komplementu.
- C�, ja tobie r�wnie� nie! Mam do ciebie, potworze, trzy pytania.
- A potem p�jdziesz sobie?
Podnios�a palec wskazuj�cy.
- Odpowiedz na moje pytanie, a ja odpowiem na twoje, uciekinierze z domu
strach�w. Kim
jeste�?
- Jestem gargulcem.
- Kim?
- Nazywam si� Gary Gar.
- Co robisz, Gary Gargulcu?
- Post�puj� jak nakazuje geisa*. [* Geis - w mitologii irlandzkiej zakaz lub
system zakaz�w
nak�adany na poszczeg�lne jednostki przez druid�w, nie podlegaj�cy boskiej czy
ludzkiej
interwencji. Z�amanie geisa poci�ga�o za sob� ha�b�, wykluczenie ze
spo�eczno�ci, a cz�sto �mier�
(przyp. t�um.).]
- A co to takiego ta geisza?
- Do��, demonico! Obieca�a� odpowiedzie� na moje pytanie, je�li ja odpowiem na
twoje.
Skrzywi�a si� z wdzi�kiem.
- No dobrze, Gary Garbie. Zadawaj to swoje g�upie pytanie.
W jej d�oni pojawi�a si� spora porcja b�ota.
- A mo�e zechcia�by� si� najpierw napi� z Ein Stein?
- A co t... - zacz��, ale w ostatniej chwili si� powstrzyma�. Chcia�a go
sprowokowa� do
zadania g�upiego pytania. - Nie, nie wiem, co to jest, wi�c nie zaryzykuj�.
- To niedobrze - odpar�a. - Jeden �yk m�g�by uczyni� z ciebie najm�drzejsz�
posta� w
Xanth, m�g�by� zapewne nawet wymy�li�, �e Eeee jest r�wne Emceee kwadrat. -
B�oto znikn�o.
- Mog� �y� bez tej wiedzy - odpowiedzia�. - Kim jeste�?
Zdenerwowa�a si�, trac�c ostro��, nie tylko wypowiedzi.
- To trudno wyja�ni�.
- Wysil si�, chmurzasta.
Jej kszta�ty nabra�y jeszcze bardziej uroczej formy.
- Jestem De Mentia, ale to jedynie p� prawdy.
- A jaka jest jej druga po�owa?
- Jestem alter ego demonicy Metrii. Zrobi�a co� oburzaj�cego, wi�c po�eglowa�am
poza
sam� siebie.
- Co zrobi�a?
- Wysz�a za m��, zyska�a po�ow� duszy i zakocha�a si�, w tej kolejno�ci. Teraz
jest tak
pi�kna, �e nie potrafi� tego znie��.
- Demony si� �eni�?
- Stop, gargulcu. Ju� odpowiedzia�am na trzy pytania. Teraz moja kolej. Co to
takiego ta
geisza?
- B��dnie wypowiedziane s�owo �geisa�.
- Jak mog� b��dnie wymawia�, skoro je wymawiam?
- Ja od dawna znam to poj�cie. Ty wymawiasz je tak, jak s�yszysz.
Skrzywi�a si�.
- No wi�c co to jest?
- Nakaz honoru.
- A c�, u licha, kreatura tak okropna jak ty mo�e wiedzie� o poj�ciu tak
delikatnym jak
honor?
- To twoje czwarte pytanie. Moje pierwsze w tej rundzie: dlaczego sp�dniczk�
w�o�y�a� na
g�r�, a bluzk� na d�?
De Mentia spojrza�a po sobie. Jej ubranie niemal znik�o, tak �e cia�o by�o
ledwie os�oni�te,
co normalnego m�czyzn�, kt�ry by na ni� popatrzy�, mog�o przyprawi� o chwilowy
ob��d.
- To trudno wyja�ni�.
- Wysil si� raz jeszcze. - Gary ze znudzeniem spogl�da� prosto w jej twarz, cho�
ona akurat
by�a najbardziej zas�oni�t� cz�ci� cia�a demonicy.
- C�, lepsza cz�� mojej natury, czyli Metria, ma pewne k�opoty ze s�owami. Na
przyk�ad
nie powiedzia�aby, �e wygl�dasz na awiatora, lecz powiedzia�aby...
- Na kogo?
- A powiedzia�aby raczej lotnego, pierzastego, skrzyd�owego, podniebnego,
unosz�cego...
- Zdolnego do latania?
- Powiedzia�aby cokolwiek, przelotnie.
- Czy to w�a�nie oznacza awiator?
- Och, Garfieldzie. Da�am ju� trzy odpowiedzi. Co z tym honorem?
Gary westchn��. Kosztowa�o go to sporo wysi�ku, gdy� jego kamienne cia�o by�o
niemal
ca�e wydr��one.
- Od niepami�tnych czas�w moja gargulcowa rodzina opiekowa�a si� Rzek�
�ab�dziego
Kolana, kt�ra, jak widzisz, p�ynie z Mundanii do Xanth. - Wykona� gest
skrzyd�em. Oczywi�cie
wskaza� na p�noc, gdzie puste koryto wi�o si� nieszcz�liwie przez wysychaj�cy
obszar. Miejsce,
w kt�rym rozpoczyna�a si� magia Xanth, wyznacza�a bujna ro�linno��, sanda�owce,
figowce i
d�by. Ich odpowiedniki po munda�skiej stronie by�y niepokoj�co liche. -
Normalnie woda p�yn�a
na po�udnie, a naszym obowi�zkiem by�o zadba� o jej czysto��, aby Xanth nie
kala�y munda�skie
zanieczyszczenia. Woda by�a zwykle na tyle czysta, �e nie stanowi�o to �adnego
problemu. W
ostatnich dziesi�cioleciach zosta�a jednak tak zabrudzona, �e w ko�cu zamieni�a
si� w szlam.
Czyszczenie tego by�o obrzydliwym zaj�ciem! No a teraz wysch�a, wody nie ma w
og�le, co czyni
zadanie jeszcze gorszym. Mam nadziej�, �e kiedy wr�c� deszcze i woda pop�ynie,
b�dzie czystsza i
nie b�dzie mi zostawia� tego nieprzyjemnego smaku w ustach. Ale tak czy siak
b�d� to robi�, bo
spraw� mojego honoru jest zapewni� odpowiedni� jako�� wody. Ani jeden �ab�d� nie
wyjdzie z
niej z brudnymi kolanami.
- Interesuj�ce. - Mentia wygl�da�a na znudzon�. - Ale dlaczego w takim razie
tracisz czas,
nie wykonujesz swojej roboty, kiedy nie masz tej p�yn�cej brei?
Gargulec wyda� si� poruszony.
- Co masz na my�li, m�wi�c, �e trac� czas? Przecie� to w�a�nie moja praca,
demonico.
- No w�a�nie, twoja praca. To czemu nie wykonujesz jej w prostszy spos�b?
- Bo potrafi� to robi� tylko w jeden spos�b. - Zamilk� na chwil�. -
Odpowiedzia�em na trzy
pytania. Moja kolej. Jaki jest prostszy spos�b?
- A sk�d mam wiedzie�, rozdziawiony?
- Nie wiesz?
- No w�a�nie, garnirowany.
Gary zamilk�, zdaj�c sobie spraw�, �e zgodnie z jej wariackimi zasadami zada�
ju� dwa
pytania. Ju� przegapi� okazj� i nie dowiedzia� si�, dlaczego z jej ubraniem
sta�o si� to, co si� sta�o, i
nie chcia� teraz straci� szansy na poznanie prostszego sposobu. Pytanie zada�
wi�c bardzo
ostro�nie.
- Co ci� sk�oni�o do stwierdzenia, �e jest prostszy spos�b na wykonanie mojej
pracy?
Mentia wzruszy�a ramionami, wywo�uj�c przy tym falowanie ramion i przedniej
cz�ci
cia�a.
- Musi istnie� taki spos�b, poniewa� je�li poszed�by� do Dobrego Maga i zapyta�
go o to, on
da�by ci Odpowied�.
Dobry Mag! Nigdy wcze�niej o tym nie pomy�la�. Ale u�wiadomi� sobie, �e to nie
jest dla
niego dobry pomys�.
- Nie mog� p�j�� go spyta�, bo je�li spadnie deszcz i woda pop�ynie, musz� tu
by� i
oczy�ci� j�. Poza tym to prawdziwy zrz�da. A na dodatek nie znam drogi.
- No to dlaczego nie zbudujesz tamy, kt�ra zatrzyma wod� do twojego powrotu?
Poza tym
co znaczy kilka chwil zrz�dzenia, je�li mog�oby ci� to wybawi� od przekle�stwa
na ca�e �ycie? No
i w ko�cu dlaczego nie zapytasz mnie o drog�?
Kolejne trzy pytania. Gary zastanowi� si� i po chwili odpowiedzia�.
- M�g�bym zbudowa� tak� zapor�. Zrz�dzenie wydaje si� dobr� cen�, je�li si�
podejdzie do
tego jak do interesu. A ciebie nie zapytam o drog�, bo jeste� demonic�, kt�ra
bez w�tpienia ma
pomieszane w g�owie.
Przyj�a odpowiedzi.
- Teraz twoja kolej na pytania. Dlaczego nie zapytasz mnie, czy mam zamiar
wprowadzi�
ci� w b��d?
Zainteresowa�o go to.
- Masz zamiar?
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Poniewa� mam lekki defekt demoniczno�ci: Jestem troch� szalona. To dlatego
pomiesza�o
mi si� ubranie. - Jej bluzka i sp�dnica znowu si� pojawi�y, ale tym razem na
w�a�ciwych miejscach.
- Mam to wsp�lnie z moj� lepsz� po�ow�: lubi� by� rozrywkowa, a ty obiecaj, �e
te� b�dziesz
rozrywkowy. Oczywi�cie nie jestem zainteresowana tob� osobi�cie, po prostu nie
lubi� si� nudzi�.
Odpowied� zdawa�a si� uczciwa. Gary zaryzykowa� wi�c i zada� oczekiwane pytanie:
- Zaprowadzisz mnie bezpiecznie do zamku Dobrego Maga?
- Tak.
- Doskonale. Zbuduj� wi�c tam�.
Zabra� si� do pracy. Niedaleko ros�a retama w�a�ciwa, kt�rej kilka ro�lin uda�o
mu si�
przesadzi� do koryta rzeki. Ale nadal pozostawa� pewien problem do rozwi�zania:
retama do
zakwitni�cia potrzebowa�a wody, a on nie mia� ani troch�.
- Dobrze, znajd�my lilie wodne albo wodnich�, albo wodnikowca. - Mentia by�a ju�
lekko
zniecierpliwiona. Zacz�a si� od niego oddala�, ale nie mia�o to znaczenia, bo
jej g�owa zaj�a teraz
miejsce na ko�cu, a nie pocz�tku cia�a. By� to wynik jej zmieszania.
- Nie widz� ich w pobli�u - odpar�. - Znam tylko ro�liny rosn�ce w pobli�u
rzeki, bo od
mniej wi�cej stulecia jestem do niej przywi�zany.
- A niech to! - zawo�a�a. - Znajd� je dla ciebie.
Dolna cz�� jej cia�a rozp�yn�a si�, aby natychmiast zmieni� si� w rodzaj
pojazdu z ko�ami.
- A to co? - zapyta� zaskoczony Gary.
- Nigdy nie widzia�e�, jak si� kto� spieszy?
Nagle z czego�, co przypomina�o ogon zmieniony w rur� wydechow�, wyrwa� si�
warkot,
ko�a zabuksowa�y i demonica w magiczny spos�b nabra�a szybko�ci, po czym
znikn�a. R�wnie
szybko wr�ci�a i zatrzyma�a si� tu� pod jego nosem.
- Spieszy! Ciesz si�, �e nie speszy - rzuci�a demonica i znowu znikn�a.
Gary ucieszy� si� niewyra�nie. Nie mia� zbyt wielu do�wiadcze� z demonami, ale
ten wyda�
si� do stolerowania, mimo �e jak na jego gust by� zbyt �adny.
Wkr�tce zjawi�a si�, nios�c co� jakby pud�o.
- Nie wygl�da to jak wodne ro�liny - zauwa�y� Gary z pow�tpiewaniem w g�osie.
- Naturalnie, �e nie - zgodzi�a si� z nim i postawi�a przedmiot za ska�� na dnie
koryta. - To
klozet.
- A co nam po klozecie? Potrzebujemy wody.
- Ale ten jest ze sp�uczk� - wyja�ni�a. Nacisn�a ma�� d�wigni� i z klozetu
pop�yn�a
niebieska woda.
- Zanieczyszczona! - krzykn�� Gary. Skoczy� tak, �eby znale�� si� na drodze
strumienia.
Wci�gn�� pot�ny haust i... zaraz wyplu�. Och, to tylko kolor wody.
- Niewa�ne - rzuci�a. - B�dzie dzia�a�, prawda?
Zastanawia� si�, patrz�c, jak woda zmienia barw� na czerwon�, a potem na
zielon�. Troch�
ju� wsi�k�o w grunt wok� posadzonej retamy, kt�ra zacz�a rosn��.
- Tak, dop�ki st�d nie odp�ynie.
- No to zbuduj jeszcze jedn� ma�� dam�.
- Po co?
- �eby zmieni� bieg.
Natychmiast zabra� si� do pracy. Tama do zmiany biegu strumienia. Mentia mog�a
by�
swoj� gorsz� po�ow�, ale zdawa�o si�, �e nadal cierpia�a niedostatki swojej
lepszej po�owy,
przynajmniej w kwestii j�zyka. Zebra� w po�piechu nieco mu�u i kamieni i usypa�
na drodze
strumienia wa�, tak �e powsta�o bajoro. Dzi�ki niemu woda nie mog�a p�yn�� i
zacz�a wsi�ka� pod
ro�liny. Tama zbudowana przez tak nawodnion� retam� przybiera�a rozmaite kolory,
a to fragment
muru zrobi� si� niebieski, a to czerwony, gdzieniegdzie zielony, w zalezno�ci,
jaka woda wsi�ka�a
w gleb�. Ale koryto zosta�o przegrodzone. Praca by�a wykonana.
- Ruszajmy - zakomenderowa�a demonica, unosz�c si�. Odzyska�a ca�kowicie ludzk�
posta�
w uporz�dkowanym ubraniu.
Gary jednak si� waha�.
- No, nie wiem, czy to w�a�ciwe.
Przelecia�a nad nim; lekko oburzona wygl�da�a jeszcze pi�kniej.
- Dlaczego nie, garnku.
- Poniewa� moja zdolno�� latania jest ograniczona. Jestem lity, wi�c troch�
wa��.
- Jaki jeste�?
- Wykonany w ca�o�ci z kamienia, wi�c mog� tylko zlatywa� po stromi�nie albo
kiedy
zdrowo powieje. B�d� wi�c musia� i�� po ziemi.
- No, a czemu nie mia�by� i��, gardzielu? To nie znaczy przecie�, �e i ja b�d�
musia�a.
- Znaczy.
- Dlaczego, garstko?
- Bo tu z do�u widz� twoje majtki.
Wybuchn�a chmur� wiruj�cego dymu. Wok� zawirowa� pojawi�y si� j�zyki ognia.
Jej
g�os zabarwi� si� sadz�.
- Nikt ci nie pozwoli� patrze�, garbusie.
- Nie patrz�. Jedynie podejrzewam, �e gdybym spojrza�...
- Ach. - Chmura opad�a na ziemi� i znowu przybra�a cudownie cielesn� posta�, tym
razem
w czerwonych d�insach.
- No dobra, garnitur. P�jd�, je�li i ty p�jdziesz. Dzi�ki za niespogl�danie.
- Dzi�kuj�, �e tak starannie wymawiasz moje imi�.
Zamy�li�a si� na chwil�, zakurzy�a, ale szybko znowu powr�ci�a do poprzedniej
postaci.
- Punkt dla ciebie, Gary Gar. - Popatrzy�a na niego z rozwag�. Przekona�am si�,
�e nie jeste�
taki g�upi, na jakiego wygl�dasz.
- Nie wygl�dam g�upio, tylko groteskowo. Przekona�em si�, �e nie jeste� tak
roztrzepana, na
jak� wygl�dasz.
- Wiesz, gdyby� nie by� tak obrzydliwy, to prawie bym si� skusi�a, �eby
pomy�le�, czy aby
nie zacz�� ciebie troszk� lubi�.
- Gdyby� by�a nieco mniej urodziwa, mo�e przesta�bym ci� nielubi�.
Znowu si� zmiesza�a.
- Gustujesz w brzydulach! - zawo�a�a. - Jak�e to do ciebie pasuje.
- Jestem gargulcem. Jeste�my najbrzydszymi stworzeniami w Xanth i s�usznie
jeste�my z
tego dumni.
- W takim razie co z ogrami?
Gary zastanowi� si� przez chwil�.
- My�l�, �e je�li nie lubisz tego typu, te� mo�esz nazwa� ich obrzydliwymi -
skonkludowa�.
- Mo�e w drodze spotkamy kt�rego�, wtedy ocenimy. - Nagle pomy�la�a o czym�
innym. -
Nie jeste� istot� ludzk� tak samo jak ja, dlaczego dbasz o majtki?
- Ja nie dbam, ale ty z pewno�ci� tak.
- No c�, kiedy przybieram ludzk� posta�, musz� przestrzega� pewnych zasad albo
przemian� trzeba b�dzie uzna� za niedoskona��. Ale to wa�na dla mnie uwaga. -
Zadymi�a si� i
przemieni�a w �e�skiego gargulca, okropnie obrzydliwego. - A jak ci si� to
podoba, Gary?
Przyjrza� jej si� dok�adnie.
- Szkoda, �e nie jeste� prawdziwa. By�bym szcz�liwy, tryskaj�c wod� razem z
tob�.
- Ha, a wi�c w takiej postaci jestem dla ciebie kusz�ca i niesko�czenie
frustruj�ca?
Przynajmniej to daje nadziej� na odrobin� zabawy.
- Ruszajmy - odpar� kr�tko.
- W d� koryta - wskaza�a. - Zajdziemy tak a� do zatoki na po�udniu.
- Ale ja nie umiem p�ywa� - zaprotestowa�. - Od razu p�jd� na dno.
- No to nie wejdziemy do wody. P�jdziemy brzegiem. Z wyj�tkiem... - przerwa�a,
najwyra�niej oczekuj�c, �e oka�e zainteresowanie.
- Z wyj�tkiem czego? - spe�ni� oczekiwanie.
- Z wyj�tkiem Rozpadliny. Mia�by� k�opot, �eby j� przej��. Poja�nia�a. - Ale
mo�e uda�oby
mi si� obliczy� drog�. Naprz�d!
- Naprz�d - przytakn��.
Ruszyli w d� korytem rzeki, podskok za podskokiem, wykorzystuj�c swoje ma�e
skrzyd�a
do sterowania w kr�tkim locie i trzymania si� koryta. Tak w�drowa�y gargulce.
Nie uszli daleko, kiedy brzegi rzeki zmieni�y kolor na ��ty. Gary zatrzyma�
si�.
- Co si� dzieje z gruntem?
Mentia spojrza�a.
- Nic. Robi swoje.
- Ale ca�y jest chorobliwie ��ty!
- Ale� sk�d. - Podrapa�a pazurem ziemi�. W szpar� potoczy�y si� za�niedzia�e
miedziaki. -
Tu si� pierze brudne pieni�dze. - Wskaza�a na rosn�ce na brzegu ro�liny o
charakterystycznych
zielonkawych li�ciach. - Sa�ata. To miejsce, z kt�rego bierze si� pieni�dze.
- Pieni�dze? A jaki z nich po�ytek?
- Po�ytek �aden, o ile wiem. Ale s�ysza�am, �e uwielbiaj� je w Mundanii.
- Uwielbiaj�?
- M�wi�, �e uwielbienie dla pieni�dzy jest pod�o�em wszelkiego z�a. - Popatrzy�a
na
pod�o�e, z kt�rego wyrasta�a sa�ata. Rzeczywi�cie wygl�da�o �le.
- No, ale czy w zwi�zku z tym nie s�dz�, �e pieni�dze s� z�e?
- Nie, Mundania to tak okropne miejsce, �e musz� uwielbia� z�o.
Gary skin��.
- Omami�o ich.
- Tak w�a�nie to nazywaj�, mamon�.
Skoczyli dalej. I stan�li po chwili przed tablic� z ostrze�eniem:
GDY PRZECHODZISZ PRZEZ BAGNISKA
B�D� OSTRO�NY TU S� PSISKA
- Nie widz� �adnego bagna - powiedzia� Gary.
- A ja nie widz� �adnych ps�w. Ale mo�e to niewa�ne, mo�e to tylko rymowanka
jakiego�
gryzipi�rka.
Wzd�u� brzegu pojawi�y si� nowe gatunki ro�lin. Dobieg� ich odg�os ujadania.
- Tu rosn� psianki - wyja�ni�a Mentia. - Nie s� gro�ne, dop�ki nie zacznie si�
ich objada�,
co zreszt� jest gro�niejsze ni� ich ujadanie.
Nagle pokaza�y si� prawdziwe psy.
- My�la�em, �e w Xanth nie ma ps�w - wyzna� Gary.
- Granica jest blisko, jaka� paczka mog�a si� przedosta� i jeszcze nie zd��y�y
nabra� czaru.
To si� czasami zdarza.
Psy podbieg�y.
- Nie wydaj� si� przyja�nie nastawione - zauwa�y� Gary.
- A kogo to obchodzi? Nic nam nie zrobi�. Ja jestem demonic�, a ty jeste�
mitowy.
- Litowy, a w�a�ciwie lity.
- Niewa�ne.
Skakali dalej, ignoruj�c psy. Ale one uparcie sz�y za nimi. W ko�cu stan�li
przed d�ug� lini�
obna�onych k��w. Nie spos�b by�o nad ni� przeskoczy�. Stan�li przed wielk� suk�.
- Kim jeste� i czego chcesz? - zapyta� Gary, nie spodziewaj�c si� wcale
odpowiedzi.
- Jestem Dogma - odpowiedzia�a. - Chcemy waszych identyfikator�w.
- Niczego takiego nie mamy.
- No to b�dziemy musia�y was zje��.
- Tylko dlatego, �e nie mamy czego�, co wy chcecie mie�? - zapyta� z
niedowierzaniem.
- Jestem prawdziw� suk� - przypomnia�a mu.
- No to b�dziemy musieli z wami powalczy� - stwierdzi� Gary z �alem, jako �e
nale�a� do
istot pokojowych. - By�a� kiedy ugryziona kamiennym z�bem?
Dogma zmitygowa�a si�.
- Nie jestem dogmatyczk�. A jakiego w�a�ciwie rodzaju potworem jeste�? -
zapyta�a.
- Jestem gargulcem. Oczyszczam wod� w tej rzece, ale teraz staram si� znale��
jaki� lepszy
spos�b wykonywania tej pracy.
- Psiakrew - zasmuci�a si�. - Dlaczego od razu nie m�wi�e�? My�leli�my, �e
chcesz by�
psem.
- A dlaczego kto� mia�by chcie� by� psem? - zapyta�a Mentia.
Dogma odwr�ci�a si� do pozosta�ych.
- Pozw�lmy im przej��, psie mordy - warkn�a. - Nie mamy k�opot�w z gargulcami i
nie
chcemy, �eby nasza woda si� zepsu�a. �ab�dzie mog�yby odej��.
Psy popatrzy�y z obrzydzeniem, ale ust�pi�y i dw�jka w�drowc�w ruszy�a w d�
rzeki.
Ledwie jednak opu�cili pieski �wiat, natrafili na co� jeszcze gorszego.
- Nast�pne psy? - zapyta� Gary, widz�c zbli�aj�ce si� stworzenia.
- Nie. Wilki.
- A jaka to r�nica? Wilki to przecie� dzikie psy, prawda?
- Nie w Xanth.
Zatrzymali si�, gdy wilki podesz�y bli�ej.
- Czego chcecie, stwory? - zapyta� Gary. Zacz�� si� ju� niecierpliwi� z powodu
tych
wszystkich op�nie�; ba� si�, �e w takiej sytuacji trudno mu b�dzie przed
zapadni�ciem nocy
dotrze� do Dobrego Maga, za�atwi� spraw� i wr�ci�.
- Jeste�my sfor� z�aknionych wilk�w - o�wiadczy�a wiod�ca wilczyca, przybieraj�c
ludzk�
posta�. - Nazywam si� Virginia Wolf.
- Wilko�aki! - wykrzykn�� zaskoczony Gary.
- Zawsze byli�my wilkami i zawsze nimi b�dziemy.
- Chodzi�o mi o to, �e zmieni�a� posta�.
- Tak? Gdzie? - Rozejrza�a si� wko�o.
- Tu.
- Tu, tam, wsz�dzie; a co za r�nica, gdzie s� wilki? - Kolejne zwierz�ta
przybra�y ludzk�
posta�.
- Jeste�cie magiczne. Nie jeste�cie prawdziwymi wilkami.
Virginia potrz�sn�a g�ow�.
- Nigdy nie krzycz na wilki - ostrzeg�a go.
- Ona ci dokucza - stwierdzi�a Mentia.
- Jestem gargulcem, kt�ry oczyszcza wody Rzeki �ab�dziego Kolana. Chc� znale�� u
Dobrego Maga lepszy spos�b na wywi�zywanie si� z mojego obowi�zku.
- Tak s�dzili�my - powiedzia�a. - Inaczej zgraja ps�w nie przepu�ci�aby was. Ale
zdajesz
sobie spraw�, jak d�ug� masz drog� przed sob�?
- Tak? Jak d�ug�?
- Kilka dni plus Rozpadlina.
- Plus co?
- Nie wiesz nic o Rozpadlinie?
- Nigdy nie by�em na po�udnie od granicy - wyzna� poirytowany. Co z t�
Rozpadlin�?
- To wielka szczelina ci�gn�ca si� przez Xanth - wyja�ni�a. Ci��y na niej
Zakl�cie
Zapomnienia, wi�c nikt jej nie pami�ta, ale prawie ka�dy o niej wie. Wydajesz
si� za ci�ki, �eby
tak daleko dolecie�, wi�c mo�e ci si� nie uda� tam dotrze�.
Gary odwr�ci� si� do Mentii.
- Nic mi o tym nie powiedzia�a�! - powiedzia� oskar�ycielskim tonem.
- To by nie by�o zabawne.
- A co z tymi wieloma dniami?
- Nie pyta�e�.
- Nie uda mi si� tam dotrze� przed por� deszczow�!
- Dlatego w�a�nie zbudowa�e� tam�.
Przy�apa�a go.
- Poza tym, je�li nie zdo�am przej�� przez Rozpadlin�...
- Mam pomys�, jak to zrobi�.
Gary czu� si� sfrustrowany, ale zdecydowa� i�� dalej. Mo�e jednak si� uda. My�l
o tym, �e
mia�by wr�ci� do suchego koryta, aby czeka� na munda�skie �cieki, jawi�a mu si�
jako gorsza, z
pewnych powod�w.
- To co, przepu�cicie nas? - zapyta� Virgini�.
- Mo�emy. My te� nie chcemy tu brudnej wody. Mog�aby zniszczy� nasze szaty.
- Wasze szaty? - zapyta� zdezorientowany.
- Pod bielizn� jeste�my wilkami - wyja�ni�a. - �wiczymy wywo�ywanie potwor�w
spod
dzieci�cych ��ek i wiedziemy wygodnickie �ycie.
Poniewczasie u�wiadomi� sobie, �e to, co wzi�� za ludzki str�j, by�o bielizn�.
Virginia mia�a
na sobie majtki. Dobrze, �e nie by� cz�owiekiem, bo pomiesza�oby mu si� w
g�owie, tak bowiem
dzia�a�a magia bielizny.
Podj�li wypraw�. Dobrze im sz�o, ale �e droga by�a d�uga, noc ich z�apa�a.
- Czy gargulce sypiaj�? - zapyta�a Mentia.
- Tylko znudzone.
- Jeste� znudzony?
- Nie. Sfrustrowany, ale nie znudzony.
- To id�my dalej. Znam drog�.
Gary si� ucieszy�. Ruszyli przez ciemno��. Bez w�tpienia istnieli nocni
z�oczy�cy, ale
najwyra�niej demonic� i gargulca postanowili pozostawi� w spokoju. W rezultacie
rano znale�li si�
przed czym�, co wygl�da�o na stajni� przerobion� na dom.
- A c� to? - zainteresowa� si� Gary.
- Stajnia przerobiona na dom.
- I co my tu robimy?
- Przybyli�my.
Demonica by�a czasami irytuj�ca.
- To nam pomo�e przej�� przez Rozpadlin�?
- Nie.
- No to po co...?
- Mieszka�cy mog� pom�c - wyja�ni�a. - Domy nie bardzo troszcz� si� o
rozpadliny, ale
centaury owszem.
Otworzy�y si� drzwi. Wyjrza�a przez nie dziewi�cioletnia skrzydlata �rebica
centaura.
- �eee. Co za niewiarygodnie brzydkie stworzenia!
- Och, cicho, Cynthia - warkn�a demonica. - To tylko ja, Mentia, gorsza strona
Metrii.
- Ale przecie� Metria wysz�a szcz�liwie za m�� i nie figluje poza granic� -
zaprotestowa�a
�rebica.
- Wiem. To obrzydliwe. Dlatego jestem poza granic�. - Mentia przybra�a ludzk�
posta�. - Za
demoniczn� granic�. Powiedz Chex, �e mam pro�b�.
Po chwili z domu wysz�a doros�a skrzydlata centaurzyca. Zapewne przeszkodzono
jej
podczas mycia grzywy, bo zaplata�a j� jeszcze wilgotn�.
- Metria ma rozdwojon� osobowo��? - zapyta�a.
- Spustoszenie uczuciowe mo�e do czego� takiego doprowadzi� powiedzia�a Mentia.
- Nie
potrafi�am znie�� jej uduchowionej mi�osnej postawy, wi�c si� odczepi�am. Teraz
sama kieruj�
swoimi figlami. Ale zosta�am oszo�omiona przez tego obrzydliwego brutala, wi�c
prowadz� go do
zamku Dobrego Maga. No, ale po drodze jest Rozpadlina, a on jest taki ci�ki, �e
nie przeleci,
wi�c...
Chex popatrzy�a na Gary�ego.
- Ty jeste� gargulcem, prawda? Rzadko tu was widujemy.
- Bo wi�kszo�� z nas oczyszcza wody p�yn�ce z Mundanii, zgodnie z naszym
przeznaczeniem. Ale teraz chc� znale�� jaki� spos�b...
- Oczywi�cie - zgodzi�a si� natychmiast. Centaury, o czym wiedzia�, by�y bardzo
inteligentne. - i chcecie przelecie� nad Rozpadlin�. Mog� wam w tym pom�c.
- Mo�esz? - zapyta� zadziwiony. - Jednak moja waga...
Odwr�ci�a si� i machn�a po nim swoim ogonem. Nagle poczu� si� jak lekkomy�lny
lekkoduch o lekkich obyczajach. Machn�� skrzyd�ami na pr�b� i uni�s� si� w
powietrze. Uczyni�a
go tak lekkim, �e m�g� fruwa�!
- Dzi�kuj� - powiedzia�a Mentia. - Kiedy� zapomn� ci� oszuka�, je�li b�d� mia�a
okazj�.
Chex u�miechn�a si�.
- To brzmi uczciwie. Potrzebujemy czystej wody. A poza tym my, istoty
skrzydlate,
powinni�my sobie pomaga�.
Mentia unios�a si� tak�e.
- Wiedzia�am - stwierdzi�a, a zaraz potem rzuci�a w stron� Gary�ego: - Ruszaj
si�, potworze.
Lepiej, �eby� si� nie znalaz� nad Rozpadlin�, kiedy czar przestanie dzia�a�.
- Jak wielka jest ta szczelina? - zapyta�.
- Zobaczysz.
Pofrun�li na po�udnie, kiedy s�o�ce uwi�o gniazdo z kolor�w na wschodzie i
wysz�o ponad
chmury. Nagle pod nimi rozwar�a si� Rozpadlina. By�a tak szeroka i g��boka, �e
kilka r�owych
porannych ob�oczk�w wygodnie si� w niej umo�ci�o. Gary nie potrafi� dostrzec jej
dna, kt�re nadal
chowa�o si� w mrokach nocy. Ale gdy poczu�, �e robi si� nieco ci�szy, opanowa�a
go przemo�na
ch�� jak najszybszego pokonania przestrzeni nad ni�.
Wyl�dowali poza Rozpadlin� na magicznej �cie�ce, jak powiedzia�a demonica. Tylko
istoty
z wa�nymi sprawami mog�y jej u�ywa�, a dop�ki si� na niej znajdowa�y, nie
grozi�o im �adne
niebezpiecze�stwo ze strony r�nych monstr�w.
- Ale ja jestem monstrum! - zaprotestowa�.
- Od tej chwili musisz by� mi�ym monstrum. Dasz rad�?
- Nigdy nie by�em nieprzyjemnym monstrum. Jedynie obrzydliwym.
- W takim razie nie b�dziemy mieli problem�w. Wkr�tce dotrzemy do zamku.
- Dobrze b�dzie mie� to ju� za sob�.
Popatrzy�a na niego z ukosa.
- Jest jeszcze jeden czy dwa drobiazgi, o kt�rych nie wspomnia�am.
- Ostatnie dwa dotyczy�y odleg�o�ci i Rozpadliny. Mam nadziej�, �e te nie s� a�
tak
straszne.
- Nie. A� tak straszne nie - powiedzia�a ze �miechem. - S� gorsze.
- Gorsze! Dlaczego wcze�niej nie powiedzia�a�, ty szalona istoto?
- Dzi�kuj�. Uzna�am, �e tak b�dzie ciekawiej. Widzisz, do zamku Dobrego Maga nie
mo�esz wej�� ot, tak sobie. Musisz si� zmierzy� z trzema wyzwaniami. On po
prostu nie lubi, jak
mu si� przeszkadza, i chce mie� pewno��, �e jak kto� przychodzi, to na powa�nie.
- Gdybym to wiedzia�...
- Z pewno�ci� - powiedzia�a to z tak� s�odycz�, �e na jej ustach pojawi�y si�
kryszta�ki
cukru.
Pr�bowa� nie okaza� tego, co czuje.
- A ten drugi szczeg�?
- Op�ata dla Dobrego Maga.
- Op�ata?
- Za ka�de pytanie, na kt�re odpowie, rok pracy dla niego.
- Rok! - zawo�a� z oburzeniem. - To �mieszne!
- Z pewno�ci� - przytakn�a z jeszcze wi�ksz� s�odycz�. Na ciele zamiast kropel
potu
pojawi�y si� krople syropu klonowego. - �cie�ka prowadzi prosto do celu, wi�c na
pewno nie
zab��dzisz. Ja musz� ju� i��, aby si� po��czy� z moj� lepsz� po�ow�. Cze��.
- Jeszcze chwileczk�! - zawo�a�.
Ale ona ju� zd��y�a si� rozp�yn��.
Rozdzia� 2
Dobry Mag
Gary popatrzy� na zamek. Wygl�da� zwyczajnie, w�a�ciwie tak go sobie wyobra�a�.
Mia�
mury, wie�e, proporce i ca�� reszt�. Lecz w jednym szczeg�le r�ni� si� od
innych zamk�w: fosa
by�a sucha. Susza musia�a wi�c obj�� tak�e ten region. To smutne. �aden zamek
nie by� wiele wart
bez wody.
De Mentia wspomnia�a co� o trzech zadaniach. By�a troch� szalona, ale kiedy nie
wchodzi�a
w szczeg�y, wydawa�a si� prawdom�wna. By� wi�c przygotowany. Z boku dojrza� co�
jakby most
zwodzony. Skoczy� w jego stron�, poniewa� znacznie lepiej by�o tak zrobi�, ni�
wpa�� w
ciastowat� ma� na dnie fosy.
Ro�liny otoczone by�y grubym pasem je�yn. Je�yny nie mog�y skaleczy� kamiennej
pow�oki Gary�ego, podobnie jak nie mog�y jej przegry�� k�y ps�w, ale nie chcia�
jej zarysowa�,
wi�c poszed� �cie�k�. Odchodzi�a od zamku, aby zawr�ci� w stron� zwodzonego
mostu.
Doprowadzi�a go do ma�ej k�py r�nokolorowych trzcin. Widok przypad� mu do
gustu.
Potem dotar� do polany. Jaki� wojownik pracowa� na niej przy zbiorze trzciny.
Wygl�da� na
nieco zm�czonego i spoconego. By� mo�e by� to kto� pracuj�cy dla Dobrego Maga.
Mo�e on
m�g�by powiedzie� co� wi�cej o sytuacji.
Gary zatrzyma� si�.
- Witam, panie wojowniku - odezwa� si� uprzejmie. Wyobra�a� sobie, �e ludzie
lubi�, jak
zwraca si� do nich per �pan�, a skoro jego nic nie kosztowa�o schlebianie ich
s�abostkom, robi� tak.
Posta� przerwa�a prac� i odwr�ci�a si� w jego stron�.
- Nie �panuj� mi! - warkn��. - Nie jestem panem.
Gary poczu� si� jako� nieswojo.
- Przepraszam. Wzi��em ci� za ludzkiego wojownika.
- Jestem cz�owiekiem - powiedzia�a posta�, przyj�wszy wojownicz� postaw�.
Gary dojrza� teraz, �e metaliczna zbroja jest wymodelowana z przodu na kszta�t
przypominaj�cy dekolt Mentii, kiedy demonica zmienia�a si� w cz�owieka. To
sugerowa�o, �e
posta� przed nim jest kobiet�.
- Jestem Hannah Barbaria, a je�li b�dziesz uszczypliwy, odetn� trzy z twoich n�g
tak �atwo
jak p�dy.
- P�dy?
- U�ywa si� ich do p�dzenia - odpar�a ze z�o�ci�. - Ale mog� i ciebie pop�dzi�.
Wiem, �e
potrafi� by� u�yteczne, ale trudno na nie stawia�. - Rzeczywi�cie jeden z
dopiero co �ci�tych
p�d�w wyrywa� si� z jej u�cisku, a stoj�cy obok zwi�zany snopek podskakiwa�,
jakby si� dok�d�
spieszy�.
- Mo�e m�g�bym ci pom�c wype�ni� zadanie - powiedzia� Gary.
Ale to jakby jeszcze bardziej j� rozgniewa�o.
- Nie potrzebuj� m�skiej pomocy! A teraz zmiataj st�d, zanim si� zapomn� i
wypraktykuj�
na tobie co� feministycznego. - P�d w jej r�ce a� rwa� si� do roboty.
Gary pospiesznie odskoczy�. S�ysza�, �e ludzkie kobiety potrafi� by� s�odkie i
delikatne, ale
najwyra�niej wprowadzono go w b��d. Mo�liwe, �e to by� kolejny szczeg�, o
kt�rym nie
wspomnia�a demonica.
�cie�ka okr��a�a polan� i dochodzi�a do zwodzonego mostu. Przed nim sta�o dw�ch
m�czyzn. Gary znowu musia� si� zatrzyma�.
- Witam was - powita� nieznajomych, starannie unikaj�c s�owa �pan�.
- Jeste� wyj�tkowo obrzydliw� kreatur� - odpar� jeden z nich.
- Dzi�kuj� - odpar� Gary. Wiedzia� ju�, �e ludzie lubi� komplementy, wi�c
odp�aci�
pi�knym za nadobne: - Wy tak�e nie jeste�cie zbyt przystojni. - Zdawa� sobie
spraw�, �e daleko im
do ohydy gargulc�w, ale etykieta nakazywa�a odwzajemnia� uprzejmo�ci.
Drugi m�czyzna skrzywi� si�.
- Mo�e powinni�my si� przedstawi�. Ja jestem Frank. A to Curt.
- Gary - przedstawi� si� Gary.
- No, nie jest to najbardziej oryginalne imi� - Frank wyrazi� swoj� opini�
wprost.
- To zwierz� - brutalnie zauwa�y� Curt.
- To wszystko prawda - zgodzi� si� Gary niewinnie. - A teraz, gdyby�cie
zechcieli odsun��
si� o krok, m�g�bym przej�� przez most.
- Nic z tego - odpowiedzia� Curt bez ogr�dek.
- Musz� ci� poinformowa�, �e stoimy tu po to, aby uniemo�liwi� ci przej�cie -
otwarcie
doda� Frank.
- Ale musz� si� zobaczy� z Dobrym Magiem - Gary z pewnym zak�opotaniem upiera�
si�
przy swoim.
- Uparty - rzuci� Curt.
- Mo�e nie rozumiesz - doda� Frank. - To jest wyzwanie.
- Jeste� ignorantem - rzuci� Curt.
- Bez w�tpienia - zgodzi� si� otumaniony Gary. Domy�li� si�, �e tych dw�ch ma do
wykonania prac�, a jego zadaniem by�o sprowadzi� ich z drogi. M�g� ich po prostu
zepchn�� z
drogi, wrzucaj�c do cuchn�cej fosy, ale o ile cia�o mia� z kamienia, o tyle
serce mia� mi�kkie i nie
potrafi�by si� zdoby� na taki krok. Zacz�� wi�c szuka� w my�lach innego
rozwi�zania.
- Co za gbur - zauwa�y� niegrzecznie Curt.
- Nie przysy�aj� najlepszych zawodnik�w - doda� lekko Frank.
Gary poszed� dooko�a fosy. Po kilku krokach �cie�ka si� sko�czy�a, najwyra�niej
zm�czona
perspektyw� okr��ania ca�ego zamku. Gary musia� si� zatrzyma�, aby nie nadepn��
na ro�liny w
kszta�cie litery H; z ka�dej �odygi wyrasta�y podobne do bat�w witki, oblepione
ma�ymi, okr�g�ymi
owocami. Podni�s� z ziemi jeden z takich opad�ych owoc�w i w�o�y� do ust.
Natychmiast zamieni�
si� w p�yn. To by�a herbata! To by�y herbatniki.
Ale to odkrycie niewiele mu pomog�o w przej�ciu przez fos�. Nadal nie mia�
ochoty
grz�zn�� w mule, odwr�ci� si� wi�c ty�em do herbaciarni i zawr�ci� w stron�
mostu.
- Na pewno nie zechcecie mnie przepu�ci� przez most bez u�ycia si�y? - zapyta�
otwarcie.
- Bezwzgl�dnie - odpowiedzia� Curt.
- Nasze zadanie nie przewiduje takiego rozwi�zania - doda� Frank.
Gary jednak nadal nie mia� ochoty na rozwi�zania si�owe, ruszy� wi�c z powrotem
w stron�
��ki poro�ni�tej p�dami. Tymczasem zerwa� si� wiatr, kt�ry w porywach by�
ca�kiem silny. P�dy
chwia�y si�, zupe�nie jakby wyrywa�y si� dok�d� w wielkim po�piechu.
Hannah wygl�da�a gorzej ni� przedtem. Jej wojowniczo nastroszone w�osy wiatr
rozwia� na
wszystkie strony, spod sp�dniczki amazo�skiego stroju wida� by�o zdr�twia�e
kolana. Nie
wygl�da�a n�c�co.
- Cze�� - powiedzia� Gary z wahaniem.
Spojrza�a na niego k�tem oka, obiema r�kami walcz�c z wyrywaj�cymi si� p�dami.
- Znowu ty? Czego chcesz?
- Niczego - odpar� ostro�nie. - Po prostu odkry�em herbaciarni�. Mo�e gdyby�
wypi�a troch�
herbaty, poczu�aby� si� lepiej.
Hannah przerwa�a w po�owie rwania.
- Mo�e i masz racj�, potworze. Jestem ogromnie spragniona przez t� porywaj�c�
robot�.
Gdzie jest ta herbaciarnia?
- Tam, w d� do mostu i na prawo. Nie mo�na zab��dzi�.
Popatrzy�a na niego.
- A dok�d ty idziesz?
Gary wzruszy� ramionami.
- Zdaje si�, �e do Dobrego Maga nie uda mi si� dosta�, wi�c wr�c� do domu, je�li
znajd�
drog�. Ale je�eli m�g�bym si� przyda�, jestem got�w pom�c ci w zbieraniu p�d�w.
- Nie jeste� typowym m�czyzn� - oceni�a.
- Nie mam zbyt wielkiego do�wiadczenia - wyzna�. - Przez ca�e �ycie pracowa�em
samotnie.
Hannah przez po�ow� mgnienia oka wydawa�a si� nawet niezbyt wojownicza, ale
pewnie
wynika�o to z b��dnej oceny jej nastroju.
- Znam to uczucie. Chod� ze mn�, gargulcu. Mo�e po herbacie przyjm� twoj� pomoc.
-
Ruszy�a �cie�k� w stron� mostu.
Gary wzruszy� ramionami i pod��y� za ni�. Mia� nadziej�, �e wymy�li jaki�
spos�b, �eby
przedosta� si� przez fos�, bo nie lubi� si� poddawa�, a poza tym nie u�miecha�o
mu si� przebywa�
drogi przez Rozpadlin� bez kogo�, kto przygl�da�by si� temu wyczynowi, tak na
wszelki wypadek.
Hannah dotar�a do mostu. Frank i Curt nadal przy nim stali.
- Patrz! Latawica! - rzuci� Curt.
- Jedynie zaniedbana dziewczyna - stwierdzi� Frank uprzejmie. Ma na sobie
dziwaczn�
zbroj�, w r�ku jaki� kij, a jej w�osy przypominaj� miot��.
- Oto para typowych facet�w! - zawo�a�a Hannah. - Jak dobrze, �e ju� wcze�niej
si�
w�ciek�am. - Ruszy�a do przodu, wymachuj�c p�dem. - Nigdy dot�d nie zachowywa�am
si� jak
bohaterka kresk�wek.
- Jak leci, kotku? - zagadn�� Curt zalotnie.
- Intrygujesz nas, skarbie - odezwa� si� Frank. - Ciekawe, czy pod t� stalow�
sp�dniczk�
masz par�...
W tym momencie Hannah dopad�a ich. Rozleg�y si� dwa g�uche uderzenia i p�ask,
jakby
worek kamieni wpad� w b�oto. W mgnieniu oka by�o po wszystkim, a kiedy Gary
zd��y� mrugn��,
Hannah Barbaria sz�a ju� w stron� herbaciarni, a droga przez most by�a wolna.
U�wiadomi� sobie, �e niechc�cy sam sobie pom�g�. Hannah, kt�ra nie mia�a
sentymentu dla
przebrzyd�ych m�czyzn, wykona�a robot�, przed kt�r� on si� wzdraga�. Skoro wi�c
pojawi�a si�
okazja przekroczenia mostu, powinien z niej skorzysta�.
Ale kiedy na niego wskoczy�, pojawi�a si� nast�pna posta�. Wygl�da�a jak
cz�owiek, ale
�wieci�a md�ym �wiat�em. No i zagrodzi�a mu drog�.
- Jeste� nast�pnym wyzwaniem? - zapyta� Gary, staj�c przed ni�.
- Jestem! Jestem Fajera. Potrafi� kontrolowa� ogie�. - Unios�a d�onie, w kt�rych
trzyma�a
kul� ognia. - Je�li spr�bujesz przej��, spal� ci�.
- Ogie�. - Gargulec by� pod wra�eniem. - Nigdy nie spotka�em nikogo, kto
potrafi�by tego
dokona�.
- M�j brat Fajer jest r�wnie gor�cy jak ja, a razem jeste�my jeszcze bardziej
gor�cy -
o�wiadczy�a z dum�. - Jeste�my najgor�tsz� par� w Xanth.
Gary�emu ogie� nie m�g� zaszkodzi� bardziej ni� kolce je�yn czy z�by psa, ale
nie chcia�
miesza� z b�otem tak mi�ej kobiety jak Fajera, wi�c si� wycofa�. Tym razem uda�o
mu si� odkry�
drog� okr��aj�c� zamek od drugiej strony. Po chwili znalaz� si� w kr�gu
szklanych ska�. W samym
jego �rodku le�a�o du�e pi�ro. By�o �adne, wi�c aby go nie nadepn��, schyli� si�
po nie. Nie
wiedzia�, co z nim zrobi�, poniewa� gdyby je zostawi�, wiatr znowu m�g� je
zanie�� na �cie�k�,
gdzie m�g� na nie nadepn�� kto� inny. Dla bezpiecze�stwa wetkn�� je wi�c w swoje
kamienne
k�dziory mi�dzy rogami. Kiedy znajdzie kogo�, kto doceni urod� pi�ra, podaruje
mu je.
Nagle ujrza�, �e jedna ze szklanych ska� upad�a, zapewne oderwana przez podmuch
wiatru.
Spr�bowa� w�o�y� j� na swoje miejsce, ale ochlapa� si� czym�. Zaskoczony
odskoczy� w ty�, a
ska�a przechyli�a si� i jaki� p�yn zacz�� z niej kapa� na ziemi�. Okaza�o si�,
�e to pojemnik na
wod�!
Nie m�g� pozwoli�, aby wszystko si� wyla�o. W ko�cu panowa�a susza i woda by�a
cenna.
Wr�ci� wi�c i stara� si� jako� przywr�ci� skale jej dawny kszta�t, jednak dalej
przecieka�a. �ciany
pojemnika wygi�y si�, a w g�rnej cz�ci pojawi� si� otw�r, w efekcie kiedy
stawia�o si� go -
przekrzywia� si�, a kiedy si� przekrzywia� - wycieka�a woda. Zapewne sta�o si�
to z jego winy:
niechc�cy potr�ci� ska�� i teraz ju� nie pasowa�a. Co robi�?
Przy�o�y� usta do kraw�dzi i z�apa� w z�by �cian� pojemnika. Stara� si� �cisn��
na tyle
mocno, aby zamkn�� p�kni�cie w skale. Woda przesta�a wycieka�. Ale kiedy tylko
spr�bowa�
pu�ci�, znowu pojawi� si� wyciek. Nie m�g� odej��, bo ca�y zapas wody zosta�by
stracony.
Mo�e Fajera wiedzia�aby, co zrobi�. W jakim� sensie by�a cz�ci� tej sytuacji.
Wbi� wi�c
ostro�nie z�by w ska�� i wolno zdj�� j� i postawi� na �cie�ce, uwa�aj�c, aby nie
wyla� wi�cej wody.
- Co ty robisz z tymi galotami? - zapyta�a Fajera, kiedy dotar� do mostu.
- Galotami? - zapyta� oboj�tnie. Ale kiedy otworzy� usta, �eby zapyta�, pu�ci�
ska�� i ze
szczeliny pop�yn�a woda. Szybko wi�c znowu z�apa� ska��, ale nie uda�o mu si�
zrobi� tego w
odpowiedni spos�b.
- No tak, masz galoty wody - ostrzeg�a. - To gorzej, ni�by� mia� kwarca.
- Galony i kwart� chyba? W ka�dym razie woda wycieka i mia�em nadziej�, �e
wiesz, jak to
zatrzyma� - powiedzia� i zaraz potem spr�bowa� z�apa� za rozchylone kraw�dzie,
ale znowu chybi�.
Pi�ro spad�o mu z g�owy i wpad�o do wody.
Sta�o si� co� dziwnego. Pi�ro obr�ci�o si� dudk� ku g�rze i trysn�o strumieniem
wody.
- EEEEEEEJ! - wrzasn�a Fajera. - Wodotrysk! To pi�ro wiecznie tak robi!! - By�a
tak
zdetonowana nag�� k�piel�, �e z roztargnienia u�y�a dw�ch wykrzyknik�w. Z
wra�enia usiad�a na
drewnianym mo�cie, wzniecaj�c ogie�. Z pi�ra jednak dalej la�a si� woda.
Pr�buj�c uciec, zerwa�a
si� i �mign�a obok Gary�ego niczym kula ognista.
- Przepraszam! - zawo�a� Gary i ruszy� za ni�. Ale ona znikn�a mu ju� z oczu, a
pi�ro
ci�gle tryska�o wod�. Musia� zawr�ci� i wyci�gn�� je, polewaj�c przy tym
wszystko dooko�a.
Strumie� usta�, dopiero kiedy ca�kiem wytar� pi�ro.
Rozejrza� si�. Deski mostu ci�gle dymi�y w miejscu, gdzie wyl�dowa�a Fajera.
Najwidoczniej na chwil� straci�a kontrol� nad swoim ogniem. M�g� ugasi� zarzewie
do ko�ca, ale
musia�by zu�y� reszt� wody, a tego nie chcia� robi�. Zabra� wi�c do po�owy pe�n�
ska�� do
kamiennego kr�gu. Teraz m�g� ju� usadowi� j� we w�a�ciwym miejscu bez
rozlewania. Mia�
nadziej�, �e z czasem si� zabli�ni.
Kiedy wr�ci� nad most, zobaczy�, �e ogie� sam wygas�. Ale deski by�y zw�glone i
ba� si�,
�e mog� nie wytrzyma� jego ci�aru. Zda� sobie spraw�, �e gdyby u�y� wody,
przeszed�by przez
most, pokonuj�c wyzwanie. Ale on by� istot� z kamienia i do ska� mia� szczeg�ln�
atencj�, nie
m�g� wi�c tak niecnie post�pi� z wodono�na ska��. Bez w�tpienia nie nale�a� do
istot, kt�re Dobry
Mag �yczy�by sobie ogl�da�. Z drugiej strony niewiele by osi�gn��, odchodz�c.
R�wnie dobrze
m�g� brn�� dalej. Nawet je�li Dobry Mag nie mia� zamiaru go wpuszcza�.
Ponownie przyjrza� si� fosie. Teraz w b�ocie zalegaj�cym na jej dnie zauwa�y�
ryby. By�o
ich du�o. Musia�y osi��� na mieli�nie z powodu suszy. Nie wygl�da�o to dobrze.
Nie chcia� ich
rozgnie�� stopami, ale nie chcia� te�, aby d�u�ej cierpia�y. Potrzebowa�y wody,
mn�stwa wody. By�
mo�e do tego w�a�nie s�u�y�y wodono�ne ska�y - do nape�niania fosy, kiedy
wysycha�a. Ale nie
wystarczy�oby jej. Musia� znale�� jaki� inny spos�b.
Po�o�y� si� i spu�ci� g�ow� nad kraw�dzi� fosy.
- Chc� wam pom�c, ale najpierw wy musicie pom�c mnie. Wiecie, ryby, gdzie znajd�
do��
wody do nape�nienia fosy?
Jedna gruba ryba z trudem poruszy�a si� w mule.
- O�� - sapn�a.
- A c� twoje o�ci maj� wsp�lnego z wod�? - zapyta� sko�owany Gary.
- Para - sapn�a drugi raz.
- Para? - Niewiele mu to wyja�ni�o.
Ale ryba wyda�a ostatnie tchnienie. Nie mia�a wi�cej si�y na rozmowy. Bez
w�tpienia ryby
bez wody nie czu�y si� komfortowo, a m�wienie by�o dla nich zupe�nie niezno�ne.
Jednak ryba zasugerowa�a, �e gdzie� powinna by� woda. Musia� j� jedynie znale��.
W
ko�cu m�g� pom�c rybom, zanim ruszy w drog� powrotn�.
Ruszy� �cie�k�. Na polanie z p�dami odkry� now� dr�k�. Nadal wia� silny wiatr,
ale on by�
za ci�ki, aby mu to mog�o przeszkodzi�.
Dr�ka prowadzi�a do ma�ej g�ry. Na jej szczycie niepewnie balansowa� wielki
kamie�.
Ciekawe, �e wiatr go nie str�ci�. Gdyby spad�, skruszy�by wszystko po drodze.
Para. Przecie� tego s�owa u�y�a ryba. To musia�o co� oznacza�. Ale co? Rozejrza�
si� - i
dostrzeg� nast�pny szczyt z nast�pnym g�azem. Ten r�wnie� balansowa�. Para ska�!
Jednak Gary
ci�gle nie mia� poj�cia, jak mog�oby to pom�c. Skaka� mi�dzy dwoma szczytami,
szukaj�c jakiej�
podpowiedzi. By�o gor�co. Widzia�, jak promienie s�oneczne przeczesuj� teren,
mocuj�c si� z
cieniami g�r i ska�, tworz�c szachownic�. W po�owie odleg�o�ci mi�dzy dwoma
g�rami promienie
s�o�ca i cienie wyznaczy�y ma�y kwadrat. Nie mia� poj�cia, jak to si� sta�o,
poniewa� cienie
zazwyczaj nie pozostaj� w jednym miejscu. No, ale znajdowa� si� przecie� w
magicznej krainie, a z
magi� niemal wszystko by�o mo�liwe. Musi tam istnie� jaki� �lad.
Szachownica mi�dzy par� ska�. Para i ska�y? Ska�y i o��?
Nagle zauwa�y� na jednym z p�l szachownicy po�yskuj�c� w s�o�cu rybi� o��.
Napisane na
niej by�o PARNO��.
Nagle przesta� si� zastanawia� nad parami, o��mi czy balansowaniem. Wszystko
zwi�zane
by�o z parno�ci� - przy parnej pogodzie jest du�a wilgotno��, a z tego bierze
si� deszcz. Mo�e by�
to amulet albo jaki� inny magiczny przedmiot do przywo�ywania deszczu. Podni�s�
o�� ustami i
zabra� ze sob�.
Wiatr powia� mocniej ni� dot�d, ale Gary�emu to nie przeszkadza�o. Dotar� do
mostu i
wrzuci� o�� do fosy.
- Deszcz! - zawo�a�.
Nagle wiatr zmieni� si� w wichur�. Nad fos� pojawi�a si� mgie�ka nasycona
wilgoci�. Zza
horyzontu nadci�gn�a chmura przygnana wiatrem. Gary patrzy� na to. Wiedzia�, �e
to chmura. To
by� Fracto Cumulo Nimbus, kt�ry uwielbia� przelatywa� i powstrzymywa� deszcz w
krytycznym
momencie. To by� zreszt� jeden z powod�w suszy. Fracto jednak by� zwi�zany swoj�
powinno�ci�,
musia� honorowa� zasady rz�dz�ce opadami. Parno�� - wilgotno�� - deszcz. Wa��sa�
si� po okolicy,
ale kiedy dostrzega� zjawisko, rozpoznawa� je niechybnie.
Teraz Fracto znalaz� si� nad zamkiem i fos�; a� w nim wrza�o. Od spodu nad�� si�
i z
chmury chlusn�a woda. Fosa zacz�a si� nape�nia�.
Gruba ryba plusn�a.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a, nie sapi�c ju�. - Uratowa�e� nas!
- Bardzo prosz� - odpowiedzia� Gary. - Nie znosz�, kiedy inni cierpi�. A�
dziwne, �e w tak
niewielkiej ilo�ci wody jest was a� tyle.
- Nie zawsze panuje tu taki t�ok - wyzna�a ryba. - Mamy tu zawody.
- Zawody?
- Niewiele wie si� o nich na l�dzie - przyzna�a ryba. - Ale my tu, pod wod�,
uwielbiamy
baseball. Bez przerwy w to gramy. Mamy dwadzie�cia tysi�cy lig podmorskich.
Zebra�y�my si� tu,
by rozegra� mistrzostwa Xanth, no i z�apa�a nas susza. Mamy wyj�tkowe szcz�cie,
�e uda�o ci si�
sprowadzi� deszcz.
- Tak, teraz mo�ecie wr�ci� do morza - doda� Gary.
- W �adnym razie. Teraz mo�emy doko�czy� rozgrywki. Prze�ywa�y�my tu prawdziwe
tortury, nie mog�c doko�czy� rozgrywek. Och, fosa jest ju� do�� wype�niona, czas
sp�ywa� i
rozpocz�� zawody. Dzi�kuj� i do widzenia. Wy�l� Naje. - Ryba zanurzy�a si� i
znikn�a.
Gary nie bardzo mia� czas, aby si� zastanowi�, co dalej robi�, a ju� wynurzy�a
si� kolejna
istota: syrena.
- Witam, skrzydlaty potworze. Jestem Naja, nimfa, a na t� okazj� w�o�y�am ogon.
-
Zawirowa�a, pokazuj�c mu kawa�eczek ogona. Gruba ryba kaza�a mi przeprowadzi�
ci� przez fos�,
aby� m�g� p�j�� na um�wione spotkanie z Dobrym Magiem.
- Um�wione spotkanie?
- Ka�dy, kto sprosta wyzwaniom, spotyka si� z nim. Nie wiedzia�e�?
- Ale ja nie wykona�em zada�! - zaprotestowa�.
Wzruszy�a ramionami.
- Musia�e�. Chod�my, bohaterze.
Zaskoczony wszed� do wody, kt�ra teraz wype�nia�a fos� niemal po brzeg. Opad� na
dno, bo
by� o wiele ci�szy od wody. Woda by�a zamulona, ale syrena p�yn�a dostatecznie
blisko, aby
m�g� i�� za jej ogonem. Prawd� powiedziawszy, kiedy zerka�a za siebie, by
sprawdzi�, czy pod��a
za ni�, widzia� nieco wi�cej ni� tylko ogon, ale dop�ki nie by� cz�owiekiem, nie
zaprz�ta�o to
zbytnio jego uwagi. W ka�dym razie doszed� do wniosku, �e takie stworzenia musz�
by� bardzo
dobre w karmieniu swoich dzieci.
Naja poprowadzi�a go do drugiego brzegu. Pod wod� nie potrafi� dobrze skaka�,
ale
posuwa� si� w miar� sprawnie, pomagaj�c sobie uderzeniami skrzyde�. Wspi�� si�
na brzeg,
otrz�sn�� cia�o i skrzyd�a z wody i odwr�ci� si�, aby jej podzi�kowa�, ale ju�
jej nie by�o. Woda na
powierzchni burzy�a si� - trwa�y w�a�nie rybie zawody.
Na ko�cu mostu Gary przeszed� przez bram� zamku. Otworzy�a si�, kiedy si�
zbli�y�, i
wpu�ci�a go do �rodka. Sta�a tam mniej wi�cej dwudziestoletnia dziewczyna.
- Witam - powiedzia�a, gdy przechodzi�.
- Witam. Jestem gargulec Gary. Nie jestem pewny...
- Och tak, oczekujemy ci�. Jestem Wira, synowa Dobrego Maga. Prosz�, wejd�.
- Jak widzisz, jestem troch� mokry i...
- Nie widz�, ale wiem, jak wygl�daj� gargulce. Jestem pewna, �e kilka kropelek
wody nie
zaszkodzi. Moja matka Gorgona chce z tob� porozmawia�. - Ruszy�a do wewn�trznego
holu, a on
ostro�nie pod��y� za ni�. Zaskoczenie sta�o si� dla niego stanem niemal
chronicznym.
- Kto? Twoja matka?
- W�a�ciwie matka mojego m�a Hugona. Jest pi�kna, ale jej spojrzenie zamienia
ludzi w
kamie�, a w�a�ciwie zamienia�o, dop�ki Humfrey nie uczyni� jej oblicza
niewidzialnym i zast�pi� je
jedynie iluzj� twarzy. Mawia, �e czuje sentyment do kamiennych postaci, wi�c
skorzysta�a z okazji
i zjawi�a si� tu.
Wobec tego, �e sprawa niewidocznej a iluzorycznej twarzy nie dotyczy�a go,
skupi� si� na
jednym.
- Ja jestem z kamienia.
Weszli do �adnej komnaty z kamiennymi �cianami i kamiennymi meblami. Poczu� si�
do��
komfortowo. W komnacie sta�a starsza kobieta.
- Jak mi�o ci� spotka�, Gary - przywita�a go. - Jestem Gorgona. Musimy
porozmawia�.
- Jak sobie �yczysz - zgodzi� si�. - Ale nie jestem pewny, czy powinienem tu
by�. Nie
pokona�em...
- Wykona�e� zadania z typowym dla ciebie wsp�czuciem. Jeste� dobrym
stworzeniem,
godnym Odpowiedzi Dobrego Maga. Ale czy zdajesz sobie spraw�, �e za to b�dziesz
musia�
zap�aci� s�u�b�?
- Dowiedzia�em si� o tym w drodze - przyzna� ze smutkiem. Obawiam si�, �e nie
mam
czasu. Widzisz, kiedy spadn� deszcze w Mundanii i pop�yn� wody Rzeki �ab�dziego
Kolana, tama
zostanie szybko zalana, a ja b�d� musia� tam by�, aby wype�ni� moj� powinno��.
- O tym mi�dzy innymi chcia�am z tob� porozmawia�. Rok s�u�by to nie dla ciebie,
ty jeste�
potrzebny gdzie indziej. Zamiast tego Mag zada ci jedno konkretne zadanie, ale
kr�tsze, je�li ci to
odpowiada.
Gary zacz�� mie� nadzieje, �e jego misja mo�e jednak zosta� zrealizowana.
- Je�li zdo�am wr�ci� do siebie na czas, to zgoda.
- Ale to nie jest zwyk�e zadanie i by� mo�e wcale nie b�dziesz chcia� go
wype�nia�. Dlatego
w�a�nie najpierw ja z tob� rozmawiam. Odpowied� Maga to jedna sprawa, ale
warunki s�u�by dla
niego to zupe�nie inna. Je�li ich nie zaakceptujesz, spotkanie z Magiem b�dzie
bezcelowe.
- Zechc�, je�li tylko nie zajmie du�o czasu. Co to ma by�?
- Uczenie pewnego drogocennego dziecka ludzi.
- Ale ja nic nie wiem o ludziach, a jeszcze mniej o ich dzieciach zaprotestowa�.
- W�a�nie. A to dziecko nie jest zwyczajne. Niezwykle trudno wzi�� je w gar��.
- Ja jestem skrzydlatym potworem! Pomy�li, �e chc� je zje��. Na pewno jest stu
lepszych
nauczycieli dla niego.
- W rzeczywisto�ci jest tylko jeden, kt�ry mo�e to zrobi� jak nale�y. Wyznam, �e
polecenia
mojego m�a nie zawsze maj� dla mnie sens, ale to on zawsze ma racj�. To ciebie
potrzebujemy do
wykonania zadania.
Gary wysili� si�, ale nie potrafi� znale�� odpowiedniego kontrargumentu. Jego
mi�kkie
serce znowu go zdradzi�o.
- Je�li ono naprawd� potrzebuje mojej pomocy...
- Naprawd� potrzebuje. Ale jest co� jeszcze.
Zawsze by�o co� jeszcze.
- Co takiego? - zapyta� z niepokojem.
- Na czas zadania musisz przybra� ludzk� posta�.
- Ludzk� posta�! - krzykn�� przera�ony.
- Zdaj� sobie spraw�, �e dla ciebie jest to szczeg�lne po�wi�cenie, ale to tylko
na jaki� czas.
Mag Trent przemieni ci�, a po wykonaniu zadania przywr�ci ci dawn� posta�.
- My�l�, �e je�li to b�dzie tylko chwilowe, to jako� to znios� zgodzi� si�
niech�tnie. Ale w
duchu zastanawia� si�, czy w og�le powinien by� s�ucha� De Mentii, kt�ra go w to
wszystko
wpl�ta�a.
- Jest jeszcze co� - doda�a Gorgona tym charakterystycznym tonem.
- Chcesz mnie do tego zniech�ci�?
- Ale� sk�d. Mam wielk� nadziej�, �e przyjmiesz zadanie. Ale uczciwo�� wymaga,
aby ci�
uprzedzi�. W ludzkiej postaci nie b�dziesz mia� takich w�a�ciwo�ci, a twoje
cia�o nie b�dzie z
kamienia. Twoje zwyk�e przekonania mog� ci� wprowadzi� w b��d, na przyk�ad �e
kolce ci� nie
zrani� albo �e z�by smoka nie uczyni� ci krzywdy. Dop�ki nie wr�cisz do
normalnej postaci,
b�dziesz potrzebowa� ochrony dobrego maga.
- Ale je�li macie do tego maga, to dlaczego on nie nauczy dziecka?
- Nie on. Ona. Ca�kowicie odm�wi�a samodzielnego zajmowania si� dzieckiem. Mo�e
ma
jaki� pow�d; ma ju� dziewi��dziesi�t trzy lata.
- Ale� dla cz�owieka to schy�ek �ycia! Cia�o starzeje si� znacznie szybciej ni�
kamie�.
- Zostanie odm�odzona do skutecznego w takich sytuacjach wieku dwudziestu trzech
lat.
Dla kobiety ma to kapitalne znaczenie.
Gary wzruszy� ramionami.
- W takim razie nie widz� problemu.
- To konflikt osobowo�ci. M�wi si� o niej, �e ni